3332
Szczegóły |
Tytuł |
3332 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3332 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3332 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3332 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
towarzysz�cego wyci�ganiu mikrokamery z otworu i zape�nianiu go cementem.
Otworzy� drzwi. Zacz�o �wita�. Powoli ruszy� w kierunku swojego mieszkania na wzg�rzu.
Za jego plecami, przy kostnicy, dwie ciemno ubrane sylwetki zsun�y si� do parowu.
Cztery godziny p�niej Jonnie, Robert Lis, rada i wszyscy zainteresowani cz�onkowie zespo�u przegl�dali kt�ry� ju� raz utrwalone mikrokamerami obrazy. Nie wolno im by�o niczego przeoczy�. Nie tylko ich los, ale i ca�ych galaktyk zale�a� od tego, czy nie pope�ni� b��du.
RTom II
Rozdzia� 12
1
Hol rekreacyjny g��wnej bazy jarzy� si� �wiat�ami i rozbrzmiewa� gwarem. By� zat�oczony w wi�kszo�ci ju� pijanymi Psychlosami. W wiecz�r poprzedzaj�cy cop�roczne odpalenie odbywa�o si� wielkie przyj�cie. A by�o co �wi�towa�: koniec delegacji Chara i dw�ch innych wy�szych funkcjonariuszy na tej przekl�tej planecie. Kelnerzy zwijali si�, roznosz�c rondle z kerbango trzymane w
�apach po sze�� lub osiem naraz. Urz�dniczki Psychlo, zwolnione z obowi�zuj�cego je normalnie sztywnego ceremonia�u, �artowa�y i a� puszcza�y b�ki ze �miechu. Tu i �wdzie wybucha�y k��tnie i b�jki, szybko si� jednak ko�czy�y, zanim ktokolwiek zorientowa� si�, o co w og�le posz�o. W tym og�lnym zamieszaniu odbywa�y si� popisy zr�czno�ciowe i zawody strzeleckie.
Wyje�d�aj�cym funkcjonariuszom do domu dawano grubia�skie rady:
- Wytr�b za mnie rondel "Pod Pazurem" w Imperial City!
- Nie kupuj wi�cej �on, ni� b�dziesz m�g� za�atwi� w jedn� noc!
Opowiedz tam w ministerstwie to i owo o tych parszywych durniach tutaj!
Nastr�j by� tak swojski, �e nawet Ker podda� si� jego urokowi. Karze� rozsiad� si� i z pompatyczn� wynios�o�ci� pr�bowa� s�dziowa� w konkursie, w kt�rym sz�o o to, ile w ci�gu minuty mo�na wypi� kerbanga z rondla, nie trzymaj�c go w �apach.
Pi�ciu funkcjonariuszy rycza�o szkoln� �piewk�, kt�ra brzmia�a: "Psychlo, Psychlo, zabij go, zabij go". Powtarzali j� raz za razem, bez �adnej melodii, ale za to g�o�no.
Tymczasem z parowu za platform� startow� transfrachtu wy�oni�a si�
karawana jucznych koni, kt�re mia�y kopyta os�oni�te futrzanymi ochraniaczami. Karawana posuwa�a si� w absolutnej ciszy przez ciemno�� ku nie o�wietlonej kostnicy. Zielonkawa po�wiata bij�ca od bazy nie zdradza�a obecno�ci intruz�w. Raz tylko zak��ci� cisz� delikatny brz�k metalu, kiedy Angus Mac Tavish otworzy� drzwi kostnicy uniwersalnym kluczem.
Char by� bardzo pijany. Zatacza� si�. Podszed� chwiejnym krokiem do Terla, kt�ry wprawdzie te� wygl�da� na pijanego, ale w rzeczywisto�ci by� trze�wy, czujny i opanowany.
To jest nawet dobry pomys� - odezwa� si� Char.
Zawsze by� na�ogowym pijakiem, a im wi�cej pi�, tym bardziej stawa� si� obrzydliwy.
- Co takiego? - zapyta� Terl, przekrzykuj�c ha�as.
- Rzec to i owo tym tam w G��wnym Biurze Towarzystwa - powiedzia� Char, pokonuj�c czkawk�.
Terl znieruchomia�. Char nie widzia�, �e oczy Terla zw�zi�y si� i zagra�y w nich ognie. Po chwili powiedzia� pijackim be�kotem.
- Mam dla ciebie ma�y upominek,
Char. Wyjd� na zewn�trz ze mn� na chwi... chwil�!
Char uni�s� w g�r� kostne powieki.
- To� nie mam maski.
- Maski s� przy wyj�ciu - be�kota� Terl.
Nikt nie zauwa�y� Terla prowadz�cego Chara przez hol. Pl�cz�c zapinki, na�o�yli maski. Terl przeszed� przez �luz� atmosferyczn�, wlok�c za sob� Chara. Zaprowadzi� go w pobli�e klatek ze zwierzakami. Nie pali�o si� w nich �adne ognisko. By�o zbyt p�no.
Wiosenny ch��d panuj�cy na zewn�trz otrze�wi� nieco Chara. Zn�w sta� si� obrzydliwy.
Zwierzaki - powiedzia� - jeste� mi�o�nikiem zwierzak�w. Nigdy ci� nie lubi�em, Terl.
Terl go nie s�ucha�. Co� chyba si� dzia�o przy kostnicy! Wyt�y� wzrok. By�y tam zwierzaki!
- Ty jeste� strasznie cwany, Terl. Ale nie na tyle cwany, by ze mnie zrobi� idiot�!
Terl post�pi� kilka krok�w w stron� kostnicy, pr�buj�c przebi� wzrokiem ciemno��. Wyci�gn�� z kieszeni latark� i skierowa� strumie� �wiat�a na budynek. Br�zowe sk�ry zwierz�ce? Trudno by�o w tej ciemno�ci cokolwiek zobaczy�.
Nagle dojrza� je lepiej. Stado bawo��w. W ostatnich dniach bawo�y wraz z niewielk� liczb� koni stale w�drowa�y na p�noc. Wy��czy� latark�. S�ycha� by�o delikatne uderzenia kopyt w�druj�cych zwierz�t i g�o�niejsze nieco poparskiwania i odg�osy �ucia �wie�ej wiosennej trawy wyrywanej przez pas�cy si� stado. Gdzie� w oddali pohukiwa�a sowa. Zwyk�y bezsens tej przekl�tej planety. Zwr�ci� sw� uwag� ponownie ku Charowi. Otoczy� �ap� ramiona Chara i poprowadzi� go do punktu, w kt�rym stykaj�ce si� ze sob� koliste kopu�y bazy tworzy�y mroczne zag��bienie. Miejsce by�o bardzo ciemne i ukryte przed niepowo�anymi oczami.
C� to takiego nie zrobi�o z ciebie idioty, przyjacielu Char? - zapyta�.
Zn�w odezwa�o si� pohukiwanie sowy.
Terl rozejrza� si� wok�. Nikt nie m�g� ich tutaj zobaczy�.
Twarz Chara skrzywi�a si� w szyderczym u�miechu. Przybli�y� swoj� mask� tu� do maski Terla i powiedzia�:
- Dym sp�onki.
Zatoczy� si�. Terl musia� go podtrzyma�.
- No i co z tego? - spyta�.
- A to, �e to nie by� �aden strza� z miotacza w biurze starego Numpha. To by�a zdetonowana sp�onka. S�dzisz, �e
taki stary spec kopalniany jak ja nie potrafi odr�ni� zapachu dymu po strzale od zapachu po detonacji sp�onki?
Terl wsun�� �ap� pod marynark� i si�gn�� za plecy. Tyle czasu zastanawia� si�, jak sfabrykowa� uzasadnienie dla odpalenia pojutrze bezza�ogowego samolotu z gazem. I oto nagle bez wysi�ku mia� je przed sob�.
- Mianowa� Kera, t� n�dzn� kreatur�, zaledwie na par� godzin wcze�niej. Ech! - wykrzykn�� Char, nie ukrywaj�c ju� wrogo�ci. - Dla niekt�rych to mo�e i jeste� cwany, ale dla mnie nie. Przejrza�em ci�, Terl, przejrza�em ci�.
- Co masz na my�li? - zapyta� Terl.
Na my�li! Nic nie musz� mie� na my�li! Ale kiedy b�d� w domu, mog� im tam powiedzie� to i owo. Nie jeste� taki sprytny, jak ci si� zdaje, Terl. My�lisz, �e nie potrafi� odr�ni� jednego zapachu od drugiego? I wszyscy si� ze mn� zgodz�, kiedy wr�c� ju� do domu!
Terl nie czeka�. Wbi� w serce Chara dziesi�ciocalowy n� z nierdzewnej stali. By� to ten sam n�, kt�ry Jonnie da� Chrissie.
Z�o�y� s�aniaj�ce si� cia�o na ziemi i nakry� le��cym obok kawa�kiem nieprzemakalnego p��tna.
Terl zawr�ci� ku klatkom i
Stado bawo��w wci�� w�drowa�o ko�o kostnicy.
Terl wr�ci� do holu. Mia� jeszcze wiele do zrobienia tej nocy, ale teraz wa�niejsze by�o, aby towarzystwo nie spostrzeg�o jego kr�tkiej nieobecno�ci. Dosiad� si� do �piewaj�cych Psychlos�w. Byli bardzo pijani.
W dole przy kostnicy ludzie poruszali si� ostro�nie, by nie sp�oszy� bawo��w, kt�re przygnali z r�wniny. Konie po roz�adunku odesz�y.
Nikt nie by� �wiadkiem morderstwa.
Ci, kt�rzy kontynuowali prac� w kostnicy, nie mieli poj�cia, �e oto w ich planach pojawi� si� nowy czynnik.
Czynnik, o kt�rym nic nie wiedzieli i kt�rego nie przewidywali.
Baza nadal hucza�a wrzaw� po�egnalnego przyj�cia, nie�wiadoma, �e gdzie� znikn�� jego honorowy go��.
2
Jonnie le�a� w trumnie u wej�cia do kostnicy. Pokrywa by�a lekko uchylona dla zapewnienia mu dop�ywu powietrza. To, co dzia�o si� na zewn�trz, pokazywa�a umieszczona na wieku trumny miniaturowa kamera. Obraz z
niej dociera� do podr�cznego monitora spoczywaj�cego w ciemno�ci u boku Jonnie'ego. Ubrany by� w b��kitny str�j Chinkos�w, ale na nogach mia� mokasyny, poniewa� przynosi�y mu szcz�cie, kt�rego dzi� bardzo potrzebowa�.
Dzi� bowiem, dok�adnie w ci�gu dw�ch minut, musia� zrealizowa� pewien starannie prze�wiczony plan. Musia� to zrobi� dok�adnie w ustalonym czasie, bo inaczej ca�y plan m�g� run��, a on sam zgin��. Chrissie i Pattie zgin�yby r�wnie�. A z nimi Szkoci i wszyscy ci, kt�rzy jeszcze pozostali na Ziemi.
Us�ysza� syren� wie�y kontrolnej rejonu transfrachtu ostrzegaj�c� o nadchodz�cej fazie.
- Wy��czy� silniki! Opr�ni� platform�!
Rozleg�o si� g�uche dudnienie. Ziemia dr�a�a. Trumna dygota�a. Dudnienie stawa�o si� coraz silniejsze.
I oto nagle na platformie pojawi�o si� dwustu nowo przyby�ych Psychlos�w z baga�ami.
Dudnienie usta�o. Pozosta�a ledwie dostrzegalna wibracja.
- Wsp�rz�dne utrzymywane i po��czone z drugim stopniem.
Ca�y rejon si� o�ywi�. Do chwili powrotnego odpalenia na Psychlo
pozosta�a godzina i trzyna�cie minut.
Funkcjonariusze departamentu personalnego odprowadzili nowo przyby�ych na bok i ustawili w szeregu.
Terl pilnie przygl�da� si� przybyszom. Kiedy ostatnim razem przyby�a dostawa, prze�y� wstrz�s. Teraz wi�c nie chcia� zostawia� sprawy przypadkowi. Istnia�o pi��dziesi�cioprocentowe prawdopodobie�stwo, �e w tej grupie znajduje si� nowy Namiestnik Planety, kt�ry ma zast�pi� Kera. Musia� my�le� i dzia�a� szybko. Przeszed� wzd�u� szeregu, nie interesuj�c si� ani baga�em, ani tym, czy nie zawiera on jakiej� kontrabandy. Patrzy� tylko na twarze widoczne w wizjerach kopulastych he�m�w transportowych i sprawdza� nazwiska. Dwustu. Jeszcze jeden z bzdurnych pomys��w starego Numpha, by �ci�ga�, ilu tylko mo�na, na oszuka�cz� list� p�ac. Terl przeszed� wzd�u� ca�ego szeregu. Odetchn�� z ulg�. Kogo�, kto m�g�by zast�pi� Kera, nie by�o tu. Ot, po prostu zwyk�e rynsztokowe �mieci ze slums�w Psychlo plus ekscentryczny m�ody urz�dnik i paru absolwent�w szko�y g�rniczej. Normalka. Nikogo, kto m�g�by nadawa� si� na Namiestnika Planety. Wszyscy jakby w letargu. I �adnego agenta z I.B.I.!
Terl skin�� �ap� na kadrowc�w, aby podzielili przyby�ych na tych, kt�rzy samolotami transportowymi mieli by� przewiezieni do innych kopalni, i na tych, kt�rzy mieli zosta� na miejscu. Za�adowali ich wraz z baga�ami na ci�ar�wki i odjechali.
Terl skierowa� si� ku kostnicy. Pas� si� za ni� �w przekl�ty ko� nale��cy do zwierzak�w, kt�ry wci�� kr�ci� si� ko�o bazy.
- Wyno� si� st�d! - krzykn�� Terl na konia i wykona� �ap� odp�dzaj�cy gest.
Ale ko� popatrzy� oboj�tnie na Terla i gdy ten poszed� otworzy� drzwi, przybli�y� si� jeszcze bardziej.
Terl odryglowa� drzwi kostnicy i otworzy� je szeroko.
Dziesi�� trumien le�a�o gotowych do zabrania przez d�wigi. Sprawdzi�, czy na wszystkich pokrywach znajduj� si� ma�e znaki "x". Nigdy za du�o przezorno�ci.
Poklepa� pieszczotliwie jedn� z trumien. Odetchn�� g��boko. Za osiem, a mo�e dziesi�� miesi�cy, pewnej ciemnej nocy, na odludnym pos�pnym cmentarzu na Psychlo b�dzie te trumny wykopywa�. Wykopie bogactwo, w�adz�! Owoce misternego planu zebrane z takim trudem.
Ale nie b�dzie trudno�ci z ich spo�ytkowaniem!
Nadjecha� pierwszy d�wig, wsun�� wid�owe uchwyty pod trumn�. Terl wyszed� na zewn�trz. Sprawdza� nazwisko na swym spisie. Druga trumna, trzecia, czwarta... Terl spojrza� na czwart� trumn� lekko skonsternowany. Jak dosz�o do tego, �e �le napisa� fa�szywe nazwisko Jayeda? Nie "Snit", lecz "Stni". Sprawdzi�, czy na pokrywie jest znak "x". By� w porz�dku. No c�, niech wi�c tak pozostanie. Wni�s� poprawk� na spis. Jedno fa�szywe nazwisko warte drugiego. Eks-agent by� martwy. Tylko to si� liczy�o.
D�wigi zwala�y trumny na platform� bez �adnego �adu i sk�adu. Terl z pewn�
obaw� obserwowa� to do�� bezceremonialne obchodzenie si� z nimi. Ale �adna z nich nie wyl�dowa�a na platformie w pozycji do g�ry dnem.
Le�a�o tam ju� dziesi�� trumien. Nadzorca d�wigowy zatrzyma� maszyn� obok Terla, by ten m�g� sprawdzi� numer dziesi�ty, ostatni z przewo�onych.
- Co� strasznie ci�kie s� te trumny - skomentowa� nadzorca. Terl uni�s� wzrok, maskuj�c zaniepokojenie. Wed�ug niego nadwaga wynosi�a tylko oko�o stu funt�w, wi�c nie a� tyle, by zwr�ci�o to czyj�kolwiek uwag�, a ju� z pewno�ci� nie tyle, by sprawi�o to k�opot d�wigowi. Trumny, nawet ze swymi nietypowymi
pokrywami, powinny wa�y� oko�o tysi�ca siedmiuset funt�w ka�da.
- Prawdopodobnie masz wyczerpane �adunki energetyczne - powiedzia� Terl.
- By� mo�e - odpar� nadzorca.
Wed�ug niego trumny sprawia�y wra�enie, jakby wa�y�y po trzy tysi�ce funt�w. Odjecha� jednak maszyn� i zrzuci� dziesi�t� trumn� na platform�.
Zajecha�a ci�ar�wka departamentu personalnego z personelem przewidzianym do powrotu. Jej kierowca mia� nieco strapiony wygl�d. Na samochodzie znajdowa�o si� pi�ciu Psychlos�w z baga�em. Byli to dwaj ko�cz�cy delegacj� funkcjonariusze i
trzej zwykli g�rnicy udaj�cy si� do domu. Kierowca poda� Terlowi list�.
- B�dziesz musia� zmieni� t� list� - powiedzia�. - Jest na niej Char. Na dzi� planowany by� jego powr�t do domu, ale cho� wszyscy z departamentu personalnego szukali go, gdzie si� tylko da�o, nie mogli�my go znale��. Jego baga� jest tutaj, ale nie mo�emy znale�� samego Chara.
- Kt�ry baga� jest jego? - zapyta� Terl.
Kierowca wskaza� na le��c� osobno stert� pakunk�w. Jednym ruchem ramienia Terl zrzuci� je z samochodu.
- Szukali�my wsz�dzie - rzek� kierowca. - Czy nie powinni�my wstrzyma� odpalenia?
- Wiesz, �e nie mo�na tego zrobi� - szybko powiedzia� Terl. - A czy wgl�dali�cie do ��ek administracyjnego personelu �e�skiego?
Kierowca rykn�� �miechem.
- Rzeczywi�cie, powinni�my to zrobi�. Przecie� ostatniej nocy by� niez�y ubaw.
- Ode�lemy go za sze�� miesi�cy - powiedzia� Terl.
Na dokumencie, przy nazwisku Chara, umie�ci� uwag� "Odpalenie w terminie p�niejszym" i z�o�y� podpis.
Ci�ar�wka departamentu personalnego odjecha�a, by wy�adowa�
pasa�er�w na platformie. Stan�li w grupie, sprawdzaj�c szczelno�� he�m�w podr�nych. Znajdowali si� o kilka st�p od trumien.
Terl spojrza� na zegarek. Pierwsza jedena�cie. Do odpalenia jeszcze dwie minuty.
- Wsp�rz�dne utrzymywane na drugim stopniu! - zabrzmia�o z megafonu nad kopu�� operacyjn�.
Lampa b�yska�a przerywanym bia�ym �wiat�em.
Terl przeszed� w pobli�e kostnicy. Ten przekl�ty ko� zn�w si� p�ta� ko�o drzwi. Terl wykona� �apami odp�dzaj�ce gesty. Ko� cofn�� si� o kilka krok�w i
zn�w zacz�� skuba� traw�.
Jak�� ulg� by� widok trumien na platformie. Terl spogl�da� na nie z czu�o�ci�. Jeszcze tylko jedna minuta.
Nagle w�osy stan�y mu d�ba. Z wn�trza kostnicy, z wn�trza pustej i opuszczonej kostnicy, dobieg� jaki� g�os.
3
Gdy ostatnia trumna znikn�a za otwartymi drzwiami, Jonnie cicho wy�lizgn�� si� ze swojej trumny. Za czwart�, najci�sz�, trzyma� w r�ku. Szybkim ruchem umie�ci� odtwarzacz rejestratora d�wi�k�w na �rodku pod�ogi i ukry� si� za drzwiami. Na pod�og� pada� z zewn�trz cie� Terla.
Rejestrator zacz�� dzia�a�. Odtwarza� zapis g�osu Terla.
- S�uchaj, Jayed, ty durne �cierwo, zgni�y i wszawy agencie LB.I. - S�owa brzmia�y na tyle g�o�no, �e mo�na je by�o s�ysze� na zewn�trz.
Cie� Terla skurczy� si�, gdy ten zacz�� si� odwraca�.
Rejestrator kontynuowa�:
- To by� chwyt poni�ej pasa przyby� tu i straszy� lepszych od siebie...
Terl wpad� jak burza przez drzwi, zatrzaskuj�c je za sob� w�ciek�ym ruchem �apy. Uni�s� obut� nog�, by zmia�d�y� rejestrator.
Jonnie rzuci� si� do przodu. Wielokrotnie wy�wiczonym na manekinie ruchem trzasn�� maczug� w czaszk� Terla.
W chwili, gdy Terl pada� do przodu, Jonnie woln� r�k� rozerwa� klap� kieszeni i wydoby� z niej urz�dzenie do zdalnego kierowania klatk�.
Na zewn�trz zn�w odezwa� si� megafon:
- Wsp�rz�dne utrzymywane na pierwszym stopniu. Wy��czy� wszystkie silniki!
Jonnie wymierzy� Terlowi nast�pny cios. Jego cia�o sflacza�o. Jonnie zerwa� z twarzy Terla mask� do oddychania i odrzuci� j� w odleg�y k�t kostnicy. Wyl�dowa�a tam z brz�kiem. Pochyli� si� nad Terlem. Z boku g�owy potwora �cieka�a zielona krew. Stopy podrygiwa�y. Wreszcie Terl znieruchomia�. Nie oddycha�. Oczy mia� jak ze szk�a. Jonnie najch�tniej by go zastrzeli�. Si�gn�� nawet do pasa po miotacz. Ale nie odwa�y� si� strzeli�. Wiedzia�, �e dop�ki przewody wok� platformy nie zacz�y jeszcze brz�cze�, Psychlosi mogli wstrzyma� odpalanie. Ale wiedzia� te�, �e z chwil� rozpocz�cia brz�czenia proces b�dzie mie� ju� charakter nieodwracalny.
Megafon wrzasn��.
- Usun�� si� z rejonu transfrachtu!
Przewody zacz�y brz�cze�.
Dla Jonnie'ego rozpocz�y si� dwie minuty, kt�re mog�y by� ostatnimi w jego �yciu. W��czy� stoper na r�ku.
Wybieg� przed drzwi, zamykaj�c je za sob� na klucz. W ci�gu tych dw�ch minut nikt nie b�dzie strzela� z miotacza, bo mog�oby to uszkodzi� przewody lub wprowadzi� chaos w uk�adzie wsp�rz�dnych.
Ogarn�� wzrokiem teren. Wiatro�om znajdowa� si� tylko o trzy kroki od miejsca, gdzie mia� by�. Jonnie wskoczy� na niego. Jedno uderzenie pi�ty wystarczy�o, by ruszyli galopem.
Pognali jak strza�a ku platformie.
Brz�czenie narasta�o. Wszystko, co znajdowa�o si� na platformie, mia�o pow�drowa� na Psychlo, gdzie nawet atmosfera nie nadawa�a si� do oddychania. Ale gdyby plan si� uda�, tym razem przybycie do celu by�oby zupe�nie inne ni� normalnie.
Kopyta Wiatro�oma uderzy�y o metal platformy. Zatrzyma� si�. Jonnie rzuci� si� ku pierwszej trumnie.
Palcami wyczu� ma�y pier�cie� wystaj�cy niedostrzegalnie z g�rnej kraw�dzi wieka. Poci�gn�� go, w d�oni poczu� oderwany pasek. Raz!
Druga trumna. Pier�cie� znaleziony i podci�ty. Pasek w d�oni. Dwa!
Trzecia trumna. Pier�cie�. Pasek. Trzy!
Z megafonu rozleg� si� histeryczny g�os:
- Opu�ci� platform�! Opu�ci� platform�!
Dziwne rzeczy dziej�ce si� na platformie wzbudzi�y zainteresowanie grupki Psychlos�w obok trumien. Ze zdumieniem przygl�dali si� Jonnie'emu.
Czwarty, pi�ty i sz�sty pier�cie�!
W trumnach znajdowa�y si� bomby nuklearne, zwane "burzycielami planet", poniewa� mog�y rozerwa� skorup� planety i rozrzuci� odpady radioaktywne po ca�ym �wiecie. Umieszczone one by�y wewn�trz starych bomb atomowych, zwanych "najbrudniejszymi bombami". Oba rodzaje bomb od dawna by�y wycofane jako bro� w najwy�szym stopniu zanieczyszczaj�ca �rodowisko.
Si�dmy pier�cie� by� zgi�ty. Jonnie nie m�g� si� z nim upora�.
- �apa� go! - rykn�� funkcjonariusz na platformie.
Pi�ciu Psychlos�w ruszy�o do ataku.
Jonnie rzuci� maczug� w stron� funkcjonariusza. Funkcjonariusz pad�. Nast�pnie wyrwa� zza pasa dwie nast�pne maczugi i rzuci� je z ca�� si�� w stron� atakuj�cych. Dw�ch dalszych Psychlos�w leg�o.
Zabra� si� zn�w za numer si�dmy. Wyprostowa� pier�cie� i wyrwa� go.
Chwyci� za numer �smy i wyci�gn�� go.
W krzakach czeka�a grupa Szkot�w samob�jc�w na wypadek, gdyby w ostatniej chwili Jonnie'emu si� nie powiod�o. Zabroni� im tego, lecz nalegali. Czas akcji mia� dok�adnie obliczony. Nie chcia�, by Szkoci niepotrzebnie zgin�li.
Jonnie by� przeciwny, aby zapalniki nastawi� po prostu na czas. Gdyby odpalenie zosta�o wstrzymane, doprowadzi�oby to do ca�kowitej zag�ady Ziemi. Przed wyci�gni�ciem zabezpieczaj�cych pask�w z zapalnik�w musieli by� pewni, �e proces odpalania znajduje si� ju� w fazie nieodwracalnej.
W r�ku dziewi�� pask�w!
Dwaj ostatni Psychlosi zacz�li si� zbli�a� do Jonnie'ego.
- Wal! - krzykn�� Jonnie do Wiatro�oma.
Ko� stan�� d�ba i grzmotn�� kopytami jednego.
Ostatnie monstrum na platformie wyci�gn�o �apy, by pochwyci� Jonnie'ego.
Dziesi��! Jonnie hukn�� maczug� w he�m Psychlosa, rozbijaj�c go w drzazgi.
Szpony wyci�gni�tych �ap rozdar�y mu r�kaw. Uderzy� jeszcze raz.
Skoczy� na grzbiet Wiatro�oma.
- Naprz�d!
Na galerii wie�y kontrolnej pojawi� si� Psychlos z miotaczem, ale nie odwa�y� si� strzeli�.
Brz�czenie przewod�w nasila�o si� coraz bardziej, zbli�a� si� punkt kulminacyjny.
Jonnie by� ju� poza platform� i mkn�� pod g�r� ku klatce. Stoper wskazywa�, �e
ma jeszcze do dyspozycji czterdzie�ci dwie sekundy. Nigdy nie s�dzi�, �e czas mo�e p�yn�� tak powoli! Lub tak szybko!
Nie zosta� przeniesiony na Psychlo. Ale miotacze tylko czeka�y, by si� z nim rozprawi�.
W��czy� ju� odebrane Terlowi urz�dzenie do zdalnego sterowania, by odci�� dop�yw pr�du do krat. Przygotowa� no�yce do przeci�cia obro�y na szyjach dziewcz�t.
Wiatro�om zary� kopytami przed drzwiami klatki. Jonnie zeskoczy� z konia.
Na chwil� znieruchomia�.
Drzwi klatki by�y otwarte! Drewniana bariera odrzucona na bok!
Gdzie by�y dziewcz�ta? Wszystkie ich rzeczy by�y na miejscu.
Mo�e jeszcze nie wsta�y? Na pos�aniu kto� le�a� przykryty futrem. Aha, musz� jeszcze spa�.
Wywo�uj�c imiona dziewczyn, podbieg� do pos�ania z no�ycami do przeci�cia obro�y.
Pos�anie si� nie poruszy�o. Odrzuci� na bok futra. Oczom jego ukaza�o si� cia�o Chara. Le�a�o na plecach, a w piersiach tkwi� n� z nierdzewnej stali, kt�ry kiedy� da� Chrissie.
Nie mia� czasu na zastanawianie si�,
co si� tu wydarzy�o. Wybieg� z klatki, rozejrza� si� doko�a. Nie by�o Starego Wieprza i Tancerki. Czy to mo�liwe, by dziewcz�ta zamordowa�y Chara i zbieg�y? Nieprawdopodobne. Nie, to niemo�liwe. przecie� skrzynk� do zdalnego kierowania mia� jeszcze przed chwil� Terl.
Sekundy ucieka�y. Miotacze czeka�y.
Skoczy� na grzbiet Wiatro�oma i pogna� ku kraw�dzi urwiska. W po�owie stoku zeskoczy� z konia. Upewni� si�, �e s� dobrze ukryci.
Brz�czenie osi�gn�o punkt kulminacyjny. Przez powietrze
przebiega�o dziwne dr�enie. Wiedzia�, co teraz nast�pi.
Fracht zamigota� i znikn�� z platformy.
4
Teraz, jak po ka�dym odpaleniu, powinna pojawi� si� normalna, niezbyt silna fala odrzutu.
Jonnie liczy� sekundy. Zm�czony biegiem ci�ko dysza�. Stoj�cy obok niego Wiatro�om sapa� i dr�a�.
Nagle ziemia zadygota�a. Powietrze rozdar� przera�liwy huk. B�ysk rozpali� niebo.
Odrzut? Ten d�wi�k przypomina� raczej eksplozj�!
Jonnie wdrapa� si� na szczyt urwiska i wyjrza� poza kraw�d�. Zbyt silny ten odrzut!
�adunki nuklearne nie powinny wybuchn�� wcze�niej ni� za dziesi�� sekund, a wi�c ju� na Psychlo.
Kopu�a centrum kontroli wci�� wisia�a w powietrzu, lecz strzela�y z niej p�omienie. Sie� przewod�w wok� platformy si� topi�a. Maszyny otaczaj�ce platform� toczy�y si� na wszystkie strony. Na ziemi walali si� sponiewierani operatorzy. Dzika, jonizuj�ca b�yskawica rozkwit�a nad miejscem transfrachtu.
Kopu�y bazy otrzyma�y pot�ne uderzenie, ale wygl�da�o na to, �e nie zosta�y uszkodzone.
Fala wstrz�s�w przetacza�a si� przez r�wnin�.
Za wcze�nie by�o, by bomby wybuch�y na Psychlo. Co si� sta�o? Czy�by �mierciono�ny �adunek nie trafi� do celu i wyl�dowa� w bli�szych rejonach przestrzeni kosmicznej? Czy nie oznacza�o to mo�liwo�ci pojawienia si� na niebie broni Psychlos�w z macierzystej planety? Broni przys�anej, by ich zmia�d�y�?
Lecz w tej chwili pytanie brzmia�o: czy to, co si� sta�o, zak��ci ich w�asne plany ataku?
Spojrza� z niepokojem w stron� rz�du samolot�w bojowych. Mia�y wej�� do akcji w chwil� po odrzucie.
Spojrza� w stron� pobliskich parow�w. Uzbrojeni Szkoci, ubrani w stroje antyradiacyjne w kolorach ochronnych, byli tam w gotowo�ci do wyskoku z ukrycia i zaj�cia pozycji bojowych.
Ten pot�ny odrzut m�g� by� r�wnie� radioaktywny, a on nie mia� na sobie bojowego stroju antyradiacyjnego.
Ju�! Samoloty bojowe ruszy�y!
Szesna�cie z nich obsadzono za�ogami z�o�onymi z pilota i kopilota. Ukrywali si� w samolotach przez ca�� noc. Na siedzeniach pilot�w umieszczone by�y klucze do szyfrowych urz�dze� rozruchowych.
Samoloty bojowe po�eglowa�y w g�r�! Rozleg� si� grzmi�cy, rezonuj�cy ryk ci�kich silnik�w. Trzydziestu dw�ch Szkot�w, pilot�w i kopilot�w. Pi�tna�cie samolot�w rozpierzch�o si� i z hiperd�wi�kow� pr�dko�ci� rozpocz�o lot ku wyznaczonym celom. Jeden samolot do ka�dej odleg�ej kopalni planety. Zadaniem ich by�o rozbicie i zniszczenie tam Psychlos�w, by zapobiec
mo�liwo�ci kontrataku. Jeden samolot mia� dzia�a� jako powietrzna os�ona miejscowej centralnej bazy kopalnianej. Has�em by�a cisza radiowa. �adnego ostrze�enia!
Jonnie zwr�ci� wzrok ku samolotom pozosta�ym na ziemi. Chcia� zobaczy�, czy nie odnios�y jakich� uszkodze�. Zauwa�y�, �e zmieni�y nieco pozycj�. Ale wygl�da�o na to, �e s� w porz�dku...
Zaraz! Co� by�o nie tak. Powinny pozosta� cztery samoloty. Mieli przecie� jedynie trzydziestu dw�ch pilot�w i kopilot�w. Tymczasem na ziemi by�y tylko trzy samoloty, nie cztery!
D�wign�� si� ponownie na kraw�d� klifu i ogarn�� wzrokiem ca�� okolic�.
No i zauwa�y�, co si� sta�o.
Ca�a boczna �ciana kostnicy by�a rozwalona, a trumna, narz�dzie akcji, le�a�a w�r�d rumowiska.
Terl pewnie oprzytomnia� i zdo�a� jakim� sposobem wyr�ba� sobie drog� z zamkni�tej kostnicy.
Jonnie spojrza� w g�r�. Tam gdzie na niebie powinien znajdowa� si� jeden samolot ochrony centralnej bazy, by�y teraz dwa! Jonnie przywo�a� Wiatro�oma. Co� tu nie by�o w porz�dku. W czasie zsuwania si� w d� urwiska ko� okula�. Do samolot�w by�o trzysta jard�w.
Ze wzrokiem wlepionym w niebo Jonnie pobieg� w d� stoku, nie oszcz�dzaj�c si�. Z bazy zion�� ku niemu ogie� miotacza. Przebieg� przez wzniecon� chmur� b�ota. Gdzie by�y zespo�y szturmowe? Czy nie porazi� ich odrzut?
Jonnie skierowa� si� do najbli�szego samolotu bojowego. Powietrze obok niego przecina�y strza�y. Z bazy strzela�o coraz wi�cej miotaczy. Chwyci� za drzwi samolotu i uchyli� je do po�owy, ale celny strza� miotacza zatrzasn�� je. Da� nurka pod kad�ub i wszed� do �rodka przez drugie drzwi.
Kluczyk! Kluczyk! Gdzie Angus po�o�y� kluczyk? Sprawdzi� na fotelach.
Nie by�o. Pewnie wstrz�s odrzutu musia� go gdzie� zrzuci�. O przedni� szyb� pacn�� strza� miotacza. Wreszcie kluczyk si� znalaz�! Na pod�odze!
W chwili gdy naciska� przycisk rozrusznik�w, us�ysza� g�uchy odg�os strza�u z bazooki. W chwil� p�niej rozleg� si� r�wnomierny klekot karabin�w szturmowych.
Silniki warkn�y. Natychmiast przeni�s� r�ce na konsol�. Samolot wystrzeli� pionowo w g�r� na dwa tysi�ce st�p. Spostrzeg� grupy szturmowe id�ce do ataku. Dwa zespo�y z bazookami. Cztery grupy z karabinami szturmowymi. Ochroni�o ich to, �e kulili
si� ca�� noc w parowach pod os�onami antytermicznymi.
Jonnie w��czy� ekrany zobrazowania. Gdzie by� Terl?
5
O kilka mil na p�noc toczy� si� b�j mi�dzy Terlem i samolotem ochrony bazy.
Jonnie skierowa� sw�j samolot ku obu maszynom. Niespodziewanie jednak oddali�y si� one jeszcze bardziej na p�noc. Jeden samolot wyra�nie ucieka�
kursem p�nocnym. Drugi rzuci� si� za nim w po�cig. Uciekaj�cy Szkoci? Niemo�liwe! Jonnie nagle zrozumia�, co si� dzieje. By� to podst�p. Terl udawa� ucieczk�, by wci�gn�� Szkot�w w pu�apk�.
Cisza radiowa. Przekl�ta cisza radiowa! Szkoci wpadli w pu�apk�.
Nim Jonnie zdo�a� znale�� si� na miejscu, Terl wykona� p�tl� do ty�u i ju� �miertelne j�zyki p�omieni obj�y maszyn� Szkot�w. Zapali�a si�! Hucz�c spada�a w d�.
Z lewej i prawej strony p�on�cego samolotu wykatapultowa�o si� dwoje ludzi. Ich reaktochrony pozostawia�y za sob� smug� dymu, gdy stabilizowali i hamowali opadanie. Sp�ywali do ziemi w pewnym oddaleniu od siebie.
Gdyby Jonnie m�g� znale�� si� za Terlem, gdy ten mia� uwag� skoncentrowan� na samolocie... tak, to mo�liwe! Terl, niezdolny do powstrzymania sadystycznych sk�onno�ci, zanurkowa�, by ostrzela� jednego z pilot�w.
Pilot zosta� trafiony i spada� korkoci�giem plecami zwr�conymi do g�ry.
Jonnie znalaz� si� dok�adnie za Terlem. Nacisn�� spusty dzia�ek, ich ogniste smugi wbi�y si� w samolot przeciwnika.
Lecz oto nagle samolot Terla znik�!
Szybki rzut oka na ekrany. Terl by� powy�ej. Ale Terl nie odda� strza�u.
Dla Jonnie'ego sta�o si� natychmiast oczywiste, �e Terl postanowi� go zignorowa� i podj�� pr�b� powrotu do bazy, by tam zaatakowa� oddzia�y naziemne.
Przewodni� ide� bojowej taktyki Psychlos�w by�o przechytrzenie operacji wykonywanych przez komputer samolotu. Samoloty mog�y manewrowa� tak szybko i z tak zmiennymi pr�dko�ciami, �e nale�a�o odgadywa� zamiary przeciwnika i wykonywa� odpowiednie czynno�ci wcze�niej ni� on.
Jonnie pokierowa� sw�j samolot tak, by znalaz� si� naprzeciw maszyny Terla. Przez moment m�g� widzie� za pancern� szyb� Psychlosa w masce. To by� Terl. W�ciekle sprawny Terl. Terl, kt�ry przy ca�ym swym ob��dzie by� w przesz�o�ci mistrzem pilota�u i znakomitym strzelcem: Jonnie zastanawia� si�, czy zdo�a sprosta� temu maniakowi.
Terl zakr�ci� w prawo. Jonnie zrobi� to samo. Terl skierowa� si� jeszcze bardziej w prawo. Ale tym razem Jonnie przechytrzy� go i gdy Terl sko�czy� manewr, by� zn�w na wprost niego z dzia�kami gotowymi do strza�u.
Terl skierowa� si� gwa�townie w g�r�.
Tego r�ce Jonnie'ego na klawiaturze konsoli sterowania nie przewidzia�y. Niewiele brakowa�o, a Terl zdo�a�by przej�� obok i powr�ci� do bazy, by tam rozprawi� si� z zespo�ami szturmowymi. Lecz Jonnie b�yskawicznie naprawi� b��d i omal nie staranowa� Terla od do�u.
Dlaczego tam w kostnicy nie obci�� potworowi g�owy? No c�, wtedy nie by�o na to czasu.
Terl obni�y� lot i zakr�ci� w prawo, potem w lewo i zn�w w prawo. Rytmicznie. W spos�b �atwy do przewidzenia. Za ka�dym razem Jonnie by� naprzeciw Terla.
Zbyt p�no jednak zda� sobie spraw� z tego, �e jest to pu�apka. Za czwartym razem dzia�ka Terla otworzy�y ogie� w to miejsce, w kt�rym Jonnie mia� si� w�a�nie znale��. Od zestrzelenia uratowa�o go tylko to, �e Terlowi po�lizgn�� si� palec na klawiszu konsoli.
Lecz oto nagle Terl jakby zaniecha� pr�by przedarcia si� do bazy. Skierowa� si� prosto na p�noc.
W dole z p�on�cego samolotu wznosi�y si� s�upy czarnego dymu. Czy�by by� to kolejny podst�p Terla? Zn�w go w co� wci�ga�? Z uszami pe�nymi ryku torturowanych silnik�w Jonnie przebieg� wzrokiem ekrany zobrazowania. Dok�d zmierza� Terl i
dlaczego? Szybkim ruchem w��czy� ekran detektora ciep�a.
Chrissie i Pattie p�dzi�y na koniach na p�noc! Brzuchy galopuj�cych koni niemal ociera�y si� o ziemi�.
Hak! Jonnie nagle zda� sobie spraw�, �e Terl pr�buje odzyska� sw�j hak na niego! Gdyby zak�adniczki znalaz�y si� w jego r�kach, m�g�by zn�w wywiera� naciski na Jonnie'ego.
Jonnie w��czy� odbiornik lokalnej radiostacji dow�dczej. Us�ysza� g�os Terla!
- Je�li, zwierzaku, nie zejdziesz natychmiast w d� i nie wyl�dujesz, zabij� je obie.
Terl by� dok�adnie przed nim. Zni�a� si� do wysoko�ci oko�o czterech tysi�cy st�p.
R�ka Jonnie'ego spad�a na klawiatur�. Ustali� dok�adnie, gdzie za moment znajdzie si� Terl.
Samolot Jonnie'ego grzmotn�� w grzbiet samolotu Terla. Jonnie zamkn�� obw�d uchwyt�w magnetycznych. P�ozy jego samolotu przywar�y do maszyny przeciwnika. �omot zderzenia na wp� og�uszy� Jonnie'ego, ale mimo to zdo�a� ustawi� sterownic� pr�dko�ci na warto�� hiperd�wi�kow�. Z silnik�w wydoby� si� ostry gwizd.
Rzuci� okiem w bok, by upewni� si�, czy dziewczyny na koniach s� poza zaprogramowanym punktem. By�y poza punktem.
Silniki obu samolot�w, ustawione na przeciwstawne dzia�anie, walczy�y ze sob� wyj�c i rycz�c. Zawieszone w przestrzeni maszyny dygota�y niczym zapa�nicy w zwarciu. Silniki zacz�y si� przegrzewa�. Za moment mog�y si� zapali� i eksplodowa�.
Jonnie si�gn�� do ty�u, gdzie le�a�y reaktochrony. Pasy by�y ju� skr�cone. Wsun�� w nie ramiona. Sprawdzi�, czy ma przy sobie przeno�ny miotacz Terla.
Ostatni raz spojrza� na konsol� sterownicz�. Wszystko zaprogramowane jak trzeba: kierunek - dok�adnie pionowo w d�, zni�enie o cztery tysi�ce st�p, pr�dko�� hiperd�wi�kowa.
Jonnie da� nurka w otwarte drzwi samolotu. Spada� w d� hamowany przez powietrze.
O�y�y odrzutowe silniki reaktochronu i opadanie zmala�o. Manewruj�c nogami, wzni�s� si� na wi�ksz� wysoko��.
Spojrza� na zwarte i walcz�ce ze sob� samoloty.
Spodziewa� si�, �e Terl te� wyskoczy. To, co mia�o si� sta�, by�o nie do unikni�cia. Samoloty musia�y eksplodowa�. Liczy� na to, �e Terl nie ma przeno�nego miotacza, i zamierza� upolowa� go albo jeszcze lec�c na reaktochronie, albo ju� na ziemi. Ale Terl nie wyskakiwa�. Jonnie wci�� widzia� go pochylonego nad konsol� sterownicz�.
Wisz�cego w przestrzeni na reaktochronie Jonnie'ego ogarn�o nagle obrzydliwe uczucie, �e pope�ni� b��d. W ko�cu Terl lepiej ni� on zna� ca�� taktyk� Psychlos�w.
Tymczasem Terl wci�� jeszcze znajdowa� si� wewn�trz wstrz�sanych drganiami, walcz�cych ze sob� maszyn, kt�rych silniki napiera�y na siebie, i szuka� sposobu na przechytrzenie programu samolotu przywartego do jego grzbietu. Gdyby mu si� to uda�o,
w�wczas silniki obu samolot�w przez chwil� pracowa�yby zgodnie, a wtedy prawdopodobnie szybka beczka i b�yskawiczne odwr�cenie programu spowodowa�yby, �e odpad�by ten przywarty do jego grzbietu samolot.
Dym z silnik�w zacz�� ju� ogarnia� samolot, z kt�rego wyskoczy� Jonnie.
I nagle Terl odkry� kombinacj�! Silniki obu samolot�w zacz�y pracowa� g�adko i zgodnie.
Lecz zaprogramowana przez Jonnie'ego kombinacja zawiera�a nakaz lotu prosto w d� z pr�dko�ci� hiperd�wi�kow�.
Z naros�� nagle pr�dko�ci� do dw�ch tysi�cy mil na godzin� oba samoloty zacz�y spada� w d�.
W u�amku sekundy Terl zda� sobie spraw�, �e taki uk�ad wsp�rz�dnych na konsoli oznacza nag�� �mier�.
Jonnie widzia�, jak Terl miota si� w kabinie.
Gdy do ziemi by�o ju� tylko pi��set st�p, Terl rozpaczliwie zaprogramowa� odwr�cenie kombinacji. Z silnik�w jego samolotu wydoby� si� ryk przypominaj�cy zawo�anie do boju.
Bezw�adno�� mas by�a jednak tak wielka, �e opadanie zosta�o wyhamowane dopiero dwadzie�cia st�p nad ziemi�. Lecz si�a dzia�aj�ca na rozpalone silniki
by�a zbyt wielka, aby j� wytrzyma�y. Oba samoloty ogarn�a pomara�czowa kula ognia!
Cia�o Terla wypad�o przez drzwi samolotu.
Samoloty uderzy�y o ziemi�.
Jonnie z palcem na sterownicy reaktochronu podszed� do l�dowania oko�o stu st�p od ogarni�tych gwa�townym po�arem wrak�w.
6
Jonnie zrzuci� sw�j reaktochron. Mia� wyczerpane baterie, a wi�c i tak nie nadawa� si� ju� do u�ytku. Nie spuszczaj�c z oka Terla, wyci�gn�� przeno�ny miotacz i odbezpieczy� go.
Na moment Terla ogarn�y p�omienie. St�umi� je, kozio�kuj�c po mokrej wiosennej trawie. Znieruchomia� w odleg�o�ci pi��dziesi�ciu st�p od Jonnie'ego. Na twarzy mia� mask� do oddychania.
Jonnie zbli�y� si� ostro�nie. Z Terla by�a wyj�tkowo zdradliwa bestia. Podszed� na odleg�o�� najpierw czterdziestu st�p, a potem trzydziestu. Terl wci�� le�a� nieruchomo.
Przez g�ow� Jonnie'ego przemkn�y s�owa ostrze�enia, kt�re kiedy� powiedzia� mu Robert Lis: "Dobrze, �e masz plan, ale w czasie bitwy pami�taj, �e mog� zdarzy� si� rzeczy niespodziewane. B�d� przygotowany na uporanie si� z nimi". Ucieczka Terla pomiesza�a im plany. Tam w dole baza by�a bez os�ony powietrznej. Tylko B�g wiedzia�, co si� w niej dzia�o. Z dala dochodzi� grzechot ognia karabinowego i �omot wybuch�w. Z bliskiej odleg�o�ci s�ycha� by�o tylko pomruk p�omieni pal�cych si� samolot�w.
Jonnie nie patrzy� na nie. Wzrok mia� czujnie wlepiony w Terla. Zatrzyma� si�. Dwadzie�cia pi�� st�p by�o odleg�o�ci� wystarczaj�c�. Przez os�on� twarzy wida� by�o niewiele. Terl by� poparzony. Na ubiorze jego widnia�o kilka plam zasuszonej zielonej krwi.
Ale oto nagle r�ka Terla wykona�a szybki ruch. W jaki� magiczny spos�b pojawi� si� w niej ma�y miotacz.
Natychmiast po zauwa�eniu ruchu Jonnie rzuci� si� na ziemi� i strzeli�. Przy pierwszym strzale szcz�cie mu dopisa�o i trafi� w miotacz.
W�r�d jaskrawego b�ysku miotacz Terla eksplodowa� w jego �apie. W tej samej chwili Terl zerwa� si� na r�wne nogi i zacz�� biec. Teraz Jonnie wzi�� na cel praw� nog� Terla. "To za konie" -
pomy�la�. Strzeli�. Noga wygi�a si� i Terl pad�. Zgi�ta stopa stercza�a nienaturalnie wykr�cona.
Jonnie podszed� do miejsca, gdzie le�a� zniszczony eksplozj� miotacz. By�a to male�ka bro�. Czy�by by� to tak zwany miotacz likwidacyjny?
Terl le�a� nieruchomy.
- Do�� udawania, Terl - powiedzia� Jonnie.
Terl nagle si� za�mia� i usiad�.
- Jak to si� sta�o, �e nie zdech�e� w kostnicy?
- Zwierzaku - rzek� Terl, przywracaj�c stop� do w�a�ciwego po�o�enia. - Mog� wstrzyma� oddech a� na cztery minuty!
W obliczu skierowanego w siebie z odleg�o�ci dwudziestu st�p miotacza Terl siedzia� potulnie, ale by� nazbyt radosny. Noga jego krwawi�a, brudz�c nogawki spodni. By� ca�y popalony. A mimo to by� a� nazbyt radosny. Jonnie wiedzia�, �e co� si� za tym kryje. Cofn�� si�.
Rozejrza� si� po r�wninie, bacz�c jednak, aby k�tem oka wci�� widzie� Terla. Baza znajdowa�a si� oko�o dwudziestu mil za nimi. Z kierunku tego dochodzi�o s�abe echo strza��w karabinowych. Czu�, �e powinien co� zrobi�, by pom�c walcz�cym.
Gdzie by�y dziewcz�ta? Prawdopodobnie odjecha�y. Nie! By�y
tutaj! Tego si� Jonnie nie spodziewa�. Wraca�y. Jecha�y ostro�nie, wolnym k�usem. By�y oddalone o jak�� mil�. Nagle ust�pi� szok, jakiego dozna�, gdy nie znalaz� dziewcz�t w klatce, i strach, �e wci�� zagra�a im niebezpiecze�stwo. Poczu� ulg�. By�y ca�e i zdrowe.
Jonnie pomacha� r�k�, daj�c dziewcz�tom znak, aby si� zbli�y�y. Wci�� maj�c na oku Terla, zlustrowa� uwa�nie dalsz� okolic�. Jeden z uratowanych pilot�w ze zniszczonego samolotu powinien i�� w tym kierunku. Wyt�y� wzrok. Tak! Kto� porusza� si� w odleg�o�ci oko�o czterech mil. Trudno by�o pozna�, kto to jest, bo posta� ubrana
by�a w str�j maskuj�cy.
Terl zn�w si� za�mia�.
- Nigdy ci si� nie uda, zwierzaku. Zobaczysz, �e wkr�tce zjawi si� tu ca�a chmara Psychlos�w!
Jonnie nie odpowiedzia�. Raz jeszcze pokiwa� na dziewcz�ta. Konie sp�oszy�y si�, gdy mija�y p�on�ce wraki. Chrissie jecha�a na Starym Wieprzu, Pattie na Tancerce. Oddech koni by� spokojny, a wi�c poprzednia jazda nie musia�a by� zbyt szybka.
Dziewcz�tom trudno by�o uwierzy�, �e spotka�y Jonnie'ego. Chrissie zatrzyma�a si� w pewnej odleg�o�ci, nie zsiadaj�c z konia. By�a blada jak papier.
Czerwone obtarcie na szyi wskazywa�o na �lad zdj�tej obro�y.
- Jonnie! Czy to ty, Jonnie?
W niebieskim stroju wygl�da� troch� inaczej. Pattie nie mia�a �adnych w�tpliwo�ci. Zeskoczy�a z grzbietu Tancerki, podbieg�a do Jonnie'ego i obj�a go w pasie. W�osy jej rozsypa�y si� po ubraniu Jonnie'ego.
- Widzisz? Widzisz? - wo�a�a do Chrissie. - M�wi�am ci, �e Jonnie si� zjawi! M�wi�am ci, m�wi�am!
Chrissie wci�� siedzia�a na koniu. P�aka�a.
- Z�apa�e� besti�! - powiedzia�a pe�na podniecenia Pattie, wskazuj�c na Terla.
Nie stawaj mi�dzy nim a mn� - rzek� Jonnie, pieszcz�c jej w�osy, ale r�wnocze�nie trzymaj�c miotacz skierowany na Terla.
Czu�, �e powinien by� w bazie, a nie traci� czasu tutaj.
Jonnie nie chcia�, aby dziewcz�ta by�y blisko niego, gdyby Terl si� zn�w poruszy�. Nagle przysz�a mu my�l do g�owy.
- Chrissie! Popatrz na po�udnie, mniej wi�cej cztery mile st�d. Chrissie wzi�a si� w gar�� i otar�a oczy. Jonnie chcia�, aby co� zrobi�a. Rozejrza�a si�. Pr�bowa�a co� powiedzie�, ale czu�a ucisk w gardle. Prze�kn�a �lin�, spr�bowa�a zn�w.
O tak, Jonnie! - Wygl�da�a ju� lepiej. - Co� si� tam porusza.
- To przyjaciel - powiedzia� Jonnie. - Pognaj ku niemu na Starym Wieprzu tak szybko, jak tylko potrafisz, i przywie� go tu!
Chrissie wyprostowa�a si�. Ostro�nie okr��y�a Terla i z rozwianymi w�osami pogna�a na Starym Wieprzu na po�udnie. Ogie� karabinowy na po�udniu wzmaga� si�. Trzymaj�c delikatnie Pattie przy sobie i wci�� maj�c miotacz wymierzony w Terla, Jonnie przesun�� si� w miejsce, sk�d m�g� widzie� baz�. Znajdowali si� nieco wy�ej od niej.
Tego popo�udnia powietrze by�o czyste, tote� widzia� baz� jak na d�oni, niczym model.
Z bazy tryska� w powietrze, na wysoko�� dwustu lub trzystu st�p, bia�y strumie� wody. Wygl�da� jak odwr�cony wodospad. Zda� sobie spraw� z tego, co si� sta�o. Zadzia�a� automatyczny system przeciwpo�arowy.
Szkoci walczyli tam w potokach wody!
Najbardziej obawia� si�, by Psychlosi nie wprowadzili do walki czo�gu lub jakich� dodatkowych samolot�w bojowych. Rozejrza� si� po niebie. Samolot�w na nim nie by�o.
Gdy tak patrzy�, ujrza� b�ysk ognia. W chwil� p�niej da�o si� s�ysze� g�uche "bum", d�wi�k wydawany przez bazooki. Czy jednak bazooki potrafi�yby da� rad� czo�gowi Psychlos�w? Tego nie by� pewien. Na pewno potrzebne im by�o wsparcie z powietrza! A on by� oddalony o dwadzie�cia mil! W zespo�ach szturmowych nie by�o ani jednego pilota. Wprowadzili do akcji wszystkich, jakich mieli.
Zacz�� traci� cierpliwo��, miotacz mu ci��y�. Terl siedzia� i �mia� si� zn�w. Jonnie mia� wielk� ochot� zastrzeli� go. Czu� jednak, �e Terl co� wie i na co� czeka.
- Jak dziewcz�ta wydosta�y si� na wolno��? - zapyta� Terla.
- O, zwierzaku, jak mo�esz w�tpi� w szczero�� moich intencji? Przecie� przyrzek�em ci, �e zwolni� je natychmiast, gdy tylko dostarczysz z�oto. Po prostu tego ranka dotrzyma�em s�owa. Nie podejrzewa�em ci�, �e tak fa�szywie mnie ocenisz...
- Nie gadaj bzdur, Terl! Dlaczego je pu�ci�e�? - Terl za�mia� si� ponownie, tym razem g�o�niej.
Pattie pobieg�a, by schwyta� Tancerk�, kt�ra si� gdzie� oddali�a. Teraz wraca�a z koniem.
- Zupe�nie nie wiem, dlaczego ten stary, wstr�tny, okropny potw�r to zrobi�. Ale tu� przed �witem przeci�� nasze obro�e i powiedzia�, by�my wzi�y konie i odjecha�y. Po przejechaniu oko�o dziesi�ciu mil ukry�y�my si�, maj�c nadziej�, �e mo�e si� poka�esz. Nie mia�y�my dok�d si� uda�. A potem, po po�udniu, wydawa�o si�, �e wszystko wylatuje w powietrze - bang, bang wi�c ruszy�y�my w stron� g�r.
W tym momencie Jonnie zrozumia� wszystko. Zwr�ci� si� do Terla.
- Aha, wi�c to by�o tak. Zamordowa�e�, draniu, Chara i zostawi�e� go w klatce z wbitym no�em nale��cym do ludzi, aby oni w�a�nie mogli by� obci��eni t� zbrodni�. Zachodzi tylko pytanie, jak zamierza�e� za to ukara� ludzi? Zabi� wszystkich?
Terl spogl�da� na sw�j zegarek. Si�gn�� do kieszeni. Jonnie gwa�townie mu w tym przeszkodzi�.
- Tylko dwa szpony - rzek� Terl unosz�c je do g�ry. Jonnie da� zezwalaj�cy znak, ale pozosta� bardzo czujny.
Terl wyci�gn�� z kieszeni co�, co mia�o kszta�t kwadratu o powierzchni oko�o jednej stopy kwadratowej. B�d�c ca�y czas na celowniku miotacza, dokona� tego delikatnymi ruchami szpon�w i niezwykle ostro�nie. By� to pulpit zdalnego kierowania komputerem,
bardzo cienki: Pulpity takie stosowane bywa�y przy obs�udze maszyn, ale ten by� wi�kszy i mniej estetyczny ni� normalne.
�miej�c si�, Terl rzuci� pulpit w stron� Jonnie'ego, kt�ry cofn�� si� w obawie eksplozji.
- Zabra�e� ode mnie niew�a�ciwe urz�dzenie do zdalnego kierowania, tu szczurzy m�d�ku.
Jonnie przyjrza� si� ze zdziwieniem urz�dzeniu. Pulpit zawiera� tylko przyciski, daty, godziny i sygna� odpalania. Nie mia� klawisza stopuj�cego ani korekcyjnego.
- Urz�dzenie jednorazowego u�ytku - powiedzia� Terl. Raz zaprogramowane i zaktywizowane staje si� bezu�yteczne. Zrobi�em z niego u�ytek dzi� rano, tu� przed odpalaniem.
Terl ponownie popatrzy� na zegarek.
- Za nieca�e dziesi�� minut wszyscy otrzymacie nale�n� zap�at�, niezale�nie od tego, czy za�atwicie Psychlos�w, czy te� nie!
Zani�s� si� �miechem.
- Upolowa�e� niew�a�ciwe urz�dzenie do zdalnego kierowania! - Od �miechu a� zaplu� sobie wizjer maski. - No i c� powiedzia� w ko�cu - jeste� o dwadzie�cia mil od miejsca, gdzie powiniene� by�, i nic nie mo�esz zrobi�.
Zreszt� i tak nic by� nie m�g� zrobi�.
Wstrz�sa� nim taki �miech, �e a� t�uk� �apami o brudn� ziemi�.
7
Dok�adnie w tym samym momencie w podziemnym hangarze Zzt niemal odchodzi� od zmys��w.
Od chwili gdy na zako�czenie odpalenia wyst�pi� ten w�ciek�y odrzut, nast�pi� og�lny chaos.
Kr��y�a pog�oska, �e na zewn�trz by�y istoty ludzkie! Zzt wiedzia� jednak, �e te
g�upie �limaki nie by�y zdolne do czegokolwiek. To byli niew�tpliwie Tolnepowie, kt�rzy zapewne wyl�dowali na Ziemi. Cho� proces my�lowy Zzta co kilka sekund by� przerywany przeklinaniem Terla, to jednak dok�adnie to wydedukowa�. Tolnepowie musieli zablokowa� pasma cz�stotliwo�ci teleportacyjnych, aby sparali�owa� ewentualny kontratak, a przybyli tu ze swego systemu planetarnego po wci�� jeszcze bynajmniej niema�e zasoby mineralne tej planety. Z Tolnepami by�y k�opoty ju� wcze�niej, a ostatnia wojna z nimi nie przynios�a rozstrzygni�cia. Byli mali, o wzro�cie oko�o po�owy wzrostu
Psychlos�w, a oddycha� mogli prawie wszystkim. Co gorsza, byli odporni na gazowe zapory Psychlos�w. Dlatego te� Zzt szykowa� do lotu szturmowy samolot Typ 32, przeznaczony specjalnie do niskich lot�w szturmowych, najsilniej uzbrojon� maszyn� spo�r�d setek innych, jakie znajdowa�y si� w hangarach.
Niech cholera trza�nie tego przekl�tego Terla! To przecie� on mia� by� odpowiedzialny za obron�! Tymczasem, gdzie znajdowa�y si� bojowe samoloty si� pogotowia i odwod�w? Na zewn�trz, wystawione na zmiany atmosferyczne. A gdzie by�y czo�gi? Schowane i rdzewiej�ce w podziemnym parku czo�gowym! A gdzie by�y rezerwy z innych kopalni? �ci�gni�te tutaj!
Przekl�ty Terl! W bazie nie by�o ani �adunk�w paliwowych, ani zapas�w amunicji.
Zzt by� niesprawiedliwy, obci��aj�c Terla odpowiedzialno�ci� za to wszystko, poniewa� przechowywanie paliwa i amunicji w bazie by�o sprzeczne z przepisami Towarzystwa. Znajdowa�y si� one w odleg�o�ci oko�o p� mili od bazy. Dwie grupy Psychlos�w, kt�re usi�owa�y przedosta� si� do sk�adu, zosta�y wybite do nogi. I jeszcze jedna rzecz stanowi�a dow�d, �e byli to Tolnepowie. Trafieni Psychlosi po prostu eksplodowali w�r�d
bladozielonego b�ysku. Tylko Tolnepowie mogli wynale�� tak� bro�!
Tak wi�c musia� przeszukiwa� stare samoloty i pojazdy naziemne i wyci�ga� z nich na wp� zu�yte �adunki paliwowe i amunicj�. Dosz�o nawet do starcia z dwoma bra�mi Chamco, niech ich piorun spali! Przygotowywali oni ci�ko opancerzony czo�g. Dwa czo�gi, kt�re wyjecha�y tego strasznego popo�udnia, zosta�y spalone na popi�. Dlatego te� bracia Chamco szykowali jeden ze starych pojazd�w pancernych klasy "R�baj�o": "R�baj�em do chwa�y". Nic nie by�o w stanie przebi� pancerza czo�gu, a jego ci�kie dzia�a roznosi�y wszystko w py� w promieniu kilku mil. Bracia Chamco r�wnie� szukali �adunk�w paliwowych i amunicji do swego czo�gu, a poza tym twierdzili z tupetem, �e napastnikami s� Hocknerowie z Duraleb, z systemu, kt�ry Psychlosi totalnie ju� zniszczyli.
Bitwa o �adunki sko�czy�a si�, gdy tylko zjawi� si� ten nad�ty karze� Ker i zdecydowa�, �e ka�dy ma dosta� po�ow�. Jeszcze jedno �wi�stwo Terla!
�adunki paliwowe nie pasowa�y do silnika Typ 32. Zzt straci� du�o cennego czasu na wykonanie tulei redukcyjnych, kt�re umo�liwi�y umieszczenie �adunk�w w rurach. Przekl�ty Terl!
Przed dwiema godzinami powiedzia� swym ludziom, by przesun�li ten parszywy bombowiec bezza�ogowy. Przekl�ty Terl!
Teraz by� got�w. Znalaz� drugiego pilota. By� nim jeden z funkcjonariuszy przyby�ych z ostatnim transportem. Nazywa� si� Nup i mia� uprawnienia do walki na Typie 32. Tuman - ale c� innego by�o mo�na znale�� na tej peryferyjnej planecie kt�ry by� przekonany, �e ma tu miejsce typowy atak Bolbod�w. Twierdz�c tak, opiera� si� na plotce, kt�r� us�ysza� ostatnio w pijalniach kerbanga w Imperial City, �e planowany jest podb�j Bolbod�w.
Zzt zgromadzi� wyposa�enie: bojow� mask� do oddychania, plecakowy pojemnik zapasowych butelek z gazem do oddychania i bro� boczn�. Do kieszeni w�o�y� rezerwowe racje �ywno�ciowe, a za cholew� buta zatkn�� sw�j ulubiony p�aski klucz. W pewnych rodzajach walki i nietypowych sytuacjach klucz ten nieraz okaza� si� bezcenny.
Silniki Typ 32 da�y si� uruchomi� bez trudu. Teraz mrucza�y spokojnie. Jeszcze troch� i znajdzie si� na zewn�trz, a wtedy nast�pi najbardziej pomy�lne zako�czenie tego ataku! Przekl�ty Terl! Zzt pu�ci� d�wignie zwalniaj�ce p�ozy i rozpocz�� ko�owanie samolotu (z
dumnym napisem "Zabijaka") w stron� drzwi startowych. Mechanicy rozst�pili si�, by zrobi� mu drog�. Ale wok� by�o pe�no Psychlos�w nadaremnie pr�buj�cych znale�� sprawne samoloty. No i sta� na drodze �w przekl�ty bombowiec bezza�ogowy.
W normalnych warunkach by�o mo�liwe odpalanie przez drzwi startowe trzech samolot�w naraz. Wysoko�� drzwi pozwala�a nawet na odpalenie i czwartego. Lecz ten archaiczny relikt, bezza�ogowy bombowiec do wykonywania atak�w gazowych, by� tak szeroki i wysoki, �e blokowa� ca�e drzwi. Zzt zwraca� na to uwag� Terla. Przekl�ty
Terl! Nie by�o �adnego sposobu, aby przecisn�� si� Typem 32 obok tego grzmota.
Zzt wychyli� si� z kabiny i hukn�� na brygadzist� zmianowego. Podbieg� pospiesznie. Zzt mia� ochot� go zdzieli�.
- Usu�cie tego parszywca! Przecie� ju� dwie godziny temu...
- Nie daje si� ruszy� - odpowiedzia� zadyszany brygadzista, gestykuluj�c �apami. - Cztery ci�gniki usi�owa�y przepchn�� t� maszyn�. Ani drgn�a!
Zzt zarzuci� na rami� worek z wyposa�eniem i wyskoczy� z kabiny.
- Ty kretynie! Jedyn� sterownic�, jak� ten grat ma w �rodku, jest d�wignia uchwyt�w magnetycznych. Dlaczego jej nie zwolni�e�? Przecie� te wielkie p�ozy s� magnetycznie przywarte do platformy! Dlaczego tego nie sprawdzi�e�...
- To bardzo stary bombowiec bezza�ogowy - niepewnie wysapa� brygadzista, kt�ry pod dzikim spojrzeniem Zzta przesta� ju� wierzy� w�asnym zmys�om.
Zzt pogna� ku drzwiom bombowca. By�y to wielkie drzwi. Tak wielkie, �e mo�na by�o przez nie r�wnocze�nie �adowa� tuzin lub wi�cej zbiornik�w z gazem. Kto� przystawi� drabin� i Zzt wspi�� si� po niej, brz�cz�c uwieszonym na ramieniu wyposa�eniem. Napar� na pancerne drzwi.
By�y zamkni�te!
- Gdzie klucz?! - wrzasn��.
- Terl go ma! - odkrzykn�� brygadzista. - Szukali�my go wsz�dzie. Ale nie mo�emy znale��!
Przekl�ty Terl!
- A przeszukali�cie jego pokoje?! - rykn�� Zzt z g�ry.
- Tak, tak, tak! - odpowiedzia� brygadzista. - My...
W tej chwili w hangarze da� si� s�ysze� piskliwy okrzyk "Juhuu"! By�a to Chirk. Zzt przeszy� j� nienawistnym wzrokiem. Tej tylko brakowa�o!
Chirk trzyma�a w �apach wielki klucz.
- Znalaz�am go w biurku Terla - za�wiergota�a.
- A inne klucze do tego grata?! - wykrzykn�� Zzt. - Klucze do pulpitu programowania?
- W biurku by� tylko ten jeden. - Zzt przez chwil� si� zastanawia�. Nie chcia� bynajmniej, aby ten przekl�ty stary gruchot odpali� samoczynnie z hangaru. Ale musia� grata przesun��. Klucz, kt�ry mu podali, by� kluczem do drzwi. Przyjrza� mu si�. Mia� trzy zapadki i ca�y by� pokryty w�erami. Trzon prawie rozpo�owiony. Pomy�la�, �e Terl m�g� si� zdoby� na zrobienie nowego klucza! Ale gdzie tam, by�o to poza mo�liwo�ciami jego �ap.
Wsun�� wa��cy dwadzie�cia funt�w klucz w otw�r zamka. Przekr�ci� go, zme�� w ustach przekle�stwo. Parszywy Terl! Zardzewia�e magnetyczne zamki pu�ci�y. Klucz rozsypa� si� na kawa�ki.
Zzt rzuci� szcz�tki klucza na platform� w dole, omal nie trafiaj�c w Chirk. Ale drzwi by�y w ko�cu otwarte.
Napar� na nie. R�wnie� zawiasy by�y skorodowane i sztywne. Wreszcie drzwi si� uchyli�y, ods�aniaj�c ogromne wn�trze.
Zzt si�gn�� po latark�. W pudle nie by�o �adnego o�wietlenia. Nigdy nie by�o ono przewidziane do obs�ugi przez pilota. Samolot sk�ada� si� w�a�ciwie tylko z wielu ton zasobnik�w gazu, silnik�w i pancerza.
Dopiero w tym momencie u�wiadomi� sobie, �e m�g� przecie� st�d wzi�� paliwo. Teraz by�o za p�no.
Przeszed� do przodu, do pomieszczenia sterowniczego. Musia� rozprogramowa� komputer. A niech to piorun spali! By� pozamykany na pancerne zamki. Nie mo�na si� by�o do niego dobra� bez klucza. Ten metal nie ust�pi�by przed niczym. To by� pancerz! Przekl�ty T