3307

Szczegóły
Tytuł 3307
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3307 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3307 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3307 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tytu�: "ZDARZENIA NA BRYGU BANBURY" Autor: Witold Gombrowicz Wiosn� 1930 roku zdecydowa�em si� odby� podr� morsk� - ze wzgl�d�w osobistych - zdrowotnych i wypoczynkowych. Chodzi�o g��wnie o to, �e sytuacja moja na kontynencie europejskim stawa�a si� z ka�dym dniem przykrzej-sza i bardziej niewyra�na. Zwr�ci�em si� wiec listownie do znajomego armatora Mr Cecila Burnett z Birmingham z pro�b�, aby umie�ci� mi� na kt�rym z licznych swoich okr�t�w - i zaraz otrzyma�em kr�tk� odpowied� telegraficzn�: ,JBere-nice Brighton 17 kwietnia, godz. punkt 9-a". Ale w Brighton, w porcie, tyle sta�o zakotwiczonych �aglowc�w i parostatk�w, pakunki za� tak utrudnia�y swobod� ruch�w, �e sp�ni�em si� o niespe�na 15 minut, a marynarze i tragarze zacz�li wo�a� gor�czkowo, jak to zawsze - tam, tam, pr�dzej, jeszcze j� pan dogoni - pr�dzej, pr�dzej - niech si� pan �pieszy! Jeszcze j� pan z�apie! Dogoni�em Berenice motor�wk�, lecz ju� bez pakunk�w. Spuszczono drabink� sznurow�, po kt�rej, nie zd��ywszy w po�piechu przeczyta� nazwy wymalowanej wielkimi literami po lewej stronie kad�uba, wydrapa-�em si� na pok�ad. By� to du�y bryg trzymasztowy, pojemno�ci co najmniej 4000 ton - a jak wywnioskowa�em z uk�adu �agli oraz bu- dowy burkszryptu, p�yn�� do Yalparaiso z �adunkiem szprot�w i �ledzi. Kapitan Clarke, suchy wilk morski o zaczerwienionych od wiatru policzkach, rzek� z prostot�: - Witam na Banbury'm, sir. Pierwszy oficer zgodzi� si� za niewielk� op�at� odst�pi� mi swojej -kajuty. Ale wkr�tce morze zacz�o si� wzdyma� i napad�a mi� morska choroba z si��, o jakiej dotychczas nigdy nie s�ysza�em. Odda�em morzu wszystko, co mia�em do oddania, i j�cza�em, b�d�c pr�ny jak pusta butelka i nie mog�c zado��uczyni� ��daniom �ywio�u, kt�ry domaga� si� jeszcze, jeszcze... W udr�ce fizycznej i moralnej, z powodu niezno�nej czczo�ci, po�ar�em ko�dr�, poduszk� i rolet� - ale �adna z tych rzeczy nie pozosta�a we mnie d�u�ej nad sekund�. Po�ar�em jeszcze po�ciel i bielizn� pierwszego oficera, kt�r� mia� w kuferku, znaczon� literami B. B. S. - lecz i to by�o w mym wn�trzu go�ciem jedynie. J�ki przenikn�y przez �cian� kajuty kapitana, kt�ry ulitowa� si� nade mn� i kaza� wytoczy� beczk� �ledzi oraz beczk� szprot�w. Dopiero pod wiecz�r trzeciego dnia, po zu�yciu 3/4 bary�ki �ledzi i po�owy szprot�w, przyszed�em jako tako do siebie i usta� ruch pomp oczyszczaj�cych statek. Mijali�my p�nocno-zachodnie brzegi Portugalii. Banbury dryfowa� z przeci�tn� szybko�ci� 11 w�z��w, pod przychylnym beidewindem. Marynarze szorowali pok�ad. Patrzy�em na uciekaj�c� skalist� ziemi� Europy. �egnaj, Europo! Czu�em si� pusty, aseptyczny i lekki, tylko w gardle piek�o. �egnaj, Europo! Wyci�gn��em chusteczk� z kieszeni i machn��em par� razy - na co ma�y cz�owieczek stoj�cy w g�rskim w�wozie r�wnie� odpowiedzia� machni�ciem. Statek szed� szparko, woda bulgota�a u dziobu i za ruf�, a jak okiem si�gn�� wyrasta�y pieniste ba�wany. Majtkowie, kt�rzy szorowali dot�d przedni pomost, zacz�li teraz szorowa� tylny - schylone ich plecy zbli�a�y si� do mnie i musia�em si� usun��. Kapitan ukaza� si� przez chwil� na mostku kapita�skim i podni�s� zwil�ony palec, by zbada� nat�enie wiatru. Tego samego dnia pod wiecz�r zdarzy� si� ciekawy, jakby ostrzegawczy wypadek, pozostaj�cy w pewnym bli�ej nie ustalonym zwi�zku z moj� niedawn� chorob� - oto jeden z marynarzy, niejaki Dick Harties ze �rodkowej Kaledonii, po�kn�� przez nieuwag� koniec cienkiej liny zwisaj�cej z bezanmasztu. Wskutek, jak s�dz�, robaczkowej dzia�alno�ci przewodu pokarmowego j�� gwa�townie wci�ga� w siebie lin� - i zanim si� spostrze�ono, wyjecha� po niej a� do szczytu jak g�rski wagonik, z szeroko otwart�, przera�aj�c� g�b�. Robaczkowa natura przewodu okaza�a si� tak silna, �e nie by�o sposobu �ci�gn�� go na d�; daremnie po dw�ch majtk�w uczepi�o si� ka�dej z jego n�g. Po d�ugich naradach dopiero pierwszy oficer, nazwiskiem Smith, wpad� na pomys� zastosowania �rodk�w womitalnych - lecz tu zn�w powsta�o pytanie - jak wprowadzi� �rodek do prze�yku, ca�kowicie wype�nionego lin�? Wreszcie, po d�u�szych jeszcze ni� poprzednie naradach, poprzestano na dzia�aniu przez oczy i nos na wyobra�ni�. Na rozkaz oficera jeden z majtk�w wdrapa� si� na maszt i przedstawi� pacjentowi na talerzu gar�� uci�tych szczurzych ogon�w. Nieszcz�liwy patrzy� na nie wyba�uszonymi oczami - lecz kiedy do��czono do ogon�w ma�y widelczyk, przypomnia� mu si� nagle makaron w�oski jeszcze z lat dziecinnych - i zjecha� na pok�ad tak pr�dko, �e omal nie po�ama� sobie n�g. Wypadek ten powinien by� mnie zastanowi�, jako, powtarzam, pozostaj�cy w pewnej analogii z moj� chorob� - nie by�o to w�a�ciwie to samo, ale jednak obie przypad�o�ci polega�y na nudzeniu, z t� r�nic�, �e jego przypad�o�� mia�a charakter ch�onny, do�rodkowy, a moja wr�cz przeciwnie - od�rodkowy. Zachodzi�a tu opaczna to�samo��, podobnie jak w lustrze - prawe ucho wypada po lewej stronie, cho� twarz jest ta sama. Poza tym ogony szczurze r�wnie� sk�ania�y do zastanowienia. Jednak�e na razie nie po�wi�ci�em temu do�� uwagi - jak r�wnie� temu, �e okr�t i grzbiety marynarzy nie by�y mi tak obce, jak by nale�a�o, zwa�ywszy kr�tki m�j pobyt na statku. Nazajutrz zapyta�em przy lunchu kapitana Clarkego i porucznika Smitha o statek i horoskopy dalszej podr�y. - Statek jest dobry - odpar� ufnie kapitan pykaj�c 114 z fajki. - Doskona�y! - potwierdzi� sarkastycznie porucznik Smith. - A cho�by i nie by� doskona�y! - rzeki kapitan mierz�c w�adczo dumnym spojrzeniem roztocz w�d. - Cho�by i nie by� doskona�y! Przypu��my, �e jest gdzie szpara! - W�a�nie - rzek� pierwszy oficer spogl�daj�c na mnie zaczepnie. - Cho�by i nie by� doskona�y. Kto si� boi zmokn��, mo�e w ka�dej chwili - opu�ci� okr�t. Bardzo prosimy! - ukaza� fale. - Zmok�a kura! Do ci�kiej, jasnej, to jest te... do ja... - Panie Smith - rzek� kapitan d�ubi�c palcem w uchu - rozka� pan, by za�oga zawo�a�a trzykrotnie: Niech �yje kapitan Clarke, hip, hip, hurra! - P�yn�li�my dalej. Pogoda dopisywa�a. Bonbury torowa� sobie drog� r�wno na pe�nym kli-wrze po�r�d jednostajnego falowania. Na horyzoncie ukaza�a si� krowa morska. Marynarze szorowali teraz do czysta mosi�ne okucia burty. Dozorowa� ich drugi oficer, a kapitan wygl�da� przez okno kajuty, z wyka�aczk� w z�bach- Min�o w ten spos�b kilka dni, w ci�gu kt�rych rozejrza�em si� po statku. Okr�t by� stary, mocno nad�arty przez szczury, kt�re w ogromnych ilo�ciach pieni�y si� pod pok�adem - mia� miejscami zupe�nie wyjedzone boki, to zn�w rufa, jak na z�o��, pe�na by�a szczurzych bobk�w. W og�le przypomina� dawne fregaty hiszpa�skie. Nadmiar szczur�w bynajmniej mi� nie zachwyci� - te gryzonie maj� niemi�e obyczaje, t�usty ogon ich jest tak d�ugi, spiczasty koniec tak daleko, �e trac� poczucie ��czno�ci jego z reszt� cia�a, skutkiem czego wci�� podlegaj� niezno�nemu z�udzeniu, �e wlok� za sob� smakowity kawa� mi�sa zupe�nie obcy i w sam raz do po�arcia. To czyni je bardzo nerwowymi. Czasem wpijaj� z�by w ogon, skr�caj�c si� z piskiem, jak oszala�e z ��dzy i z okropnego b�lu. Uk�ad olinowania, rozmieszczenie take-lunku, zar�wno jak konstrukcja babortu wcale nie zyska�y mej aprobaty - a kiedy zobaczy�em kszta�t, rozmiar i barw� otwor�w rur wentylacyjnych, odszed�em do kajuty z oznakami wielkiego niezadowolenia i zabawi�em w niej a� do wieczora. 115 ^^ P�mijam stoi^^ 2 - CZySta ^2na(tm)� <*�� statku nie si� zgol�, �e zalewaj� brudn� wod� cz�� poprzed-oczyszczon�. Ale za ka�dym razem, gdy odrywa�em wzrok T(tm)81'6111 na bryg> uderza� mnie widok nieocze-tak na przyk�ad ujrza�em czterech majtk�w, siej�cych na pok�adzie ze skrzy�owanymi nogami i wpatrzonych we w�asne St0py. Kiedy indziej zobaczy�em ce T whieczorami za� doiatywa�y P� catych godzinach wyrazy: i morskie ptaki �eruj� za okr�tem. Ugromna czysto�� panowa�a na statku, bez przerwy prawie stosowano wode i mydlo. Gdy pr2echodzi�em obok ma. me P?dn�sili �C2U ~ Prawnie, tym gorliwiej si� nad prac�, tak i� widzia�em jedynie zgi�te w ka-grzbiety. Natomiast mia�em niejasne wra�enie, �e ile-5^23111 Sl� W kontemplacji horyzontu, majtkowie za-t�Za?(tm)y> 'e�li ma si� rozumie� w pobli�u nie ma z oficer�w - "3 i�dzie widywa�em uiicznych str�. si� nie ^ �dstawiali "^ * sikawki> 8^ nikt w doem Kapitan z Porucznikiem przewa�nie graj� � tC� siad�szy naprzeciwko siebie za sto�em 2 1897 ^ku - gdy� nawigacja przy wietrze nie nastr�cza �adnych trudo� nie wszystko na brygu idzie jak po ma�le. ^ Zanadt� ** Sie> ^ Pochodz� obok, wydaj� si? zestrachane, a wielkie chamskie �apy, Zaia P�d S�ba> Zb^ �atwo Puchn^ k�ad� e w , SZy Smitha wa�^ai^ego si� na po- K 8)?b�k� Ufn��� ' wiar?> �e za��ga fi*w*�rv bez ^�tku z zacnych i dzielnych ch�opc�w. �/ T, l trzyn>amj sir - odpar� porucznik, pokazuj�c w �ylaste, r�ce ma�y �widerek i po�ykaj�c przekle�stwa, kt�re mnozyty mu SI� m ko�cu j�zyka _ T ^ a Najtrudnie,, to �eby me kopn�c kt�rego w ^^ _ pan wi. riego tol ^^ PS"' kr"' ~ a gdybym k�pn�� jed-nego, to musia�bym dla r�wno�ci pokopa� wszystkich bez wyj�tku, a to by�oby g�upie, g�upie do zara... to jest te... - Roz�o�y� bezradnie r�ce. Zdumiewaj�ce poczucie w�asnej bezsi�y wobec nadzwyczajnej idiotyczno�ci faktu uderzy�o go jak obuchem w g�ow�. Okr�t posuwa si�, ale monotonnie, fala bie�y za fal�. Na mostku kapita�skim dojrza�em blady ognik fajeczki - kapitan przechadza� si� w gumowym p�aszczu, tam i z powrotem. - Panie - rzek� - czy pan wie, co znaczy by� panem �ycia i �mierci? Hallo, Smith, chod� no pan tutaj, sp�jrz no pan - ha, ha... - Ha, ha... - za�mia� si� Smith spogl�daj�c na mnie przekrwionymi oczkami - pana i mama... Do pi�r... to jest te... -- Papa i mama - powt�rzy� kapitan trz�s�c ramionami z t�umionego �miechu - a tu w�a�nie nie ma papy i mamy! Tu jest bryg, panie - bryg na morzu! Z dala od konsulat�w! - Na babk� babki - zakl�� Smith z uciech�. - Tu nie ma pierniczk�w ani ciasteczek, ani do chol... chcia�em powiedzie�, �e te... dyscyplina i koniec. Karno�� i kwita - ee... Za mor... - No, no, dosy� ju�, dosy�, panie Smith. Pan Zantman jest ostatecznie pasa�erem... Ale swoj� drog� nie zawadzi�oby pokaza� mu, czym jest kapitan na morzu, co znaczy to s�owo ogromne, z�o�one z samych zachcianek. Hi, hi, pan Zantman pewnie wyobra�a sobie kapitana w czapce z galonami i w czy�ciutkich bia�ych zaprasowanych pantalonach, jak jest wymalowane na poczt�wkach. Wymy�l pan co dobrego, panie Smith. Zastanowi� si�, pykn�� par� razy z fajki. - Ka��, co? Je�li ka�� skaka�, to b�d� skakali - rzek�. - Jutro i pojutrze. - To ju� by�o - mrukn�� Smith. - Ka�� - co, panie Smith? Ka�� co obci�� - ka�� obci�� ucho... - Mo�na - rzek� Smith - ale to diablo delikatna operacja... to jest... hm... Potem. K�opot. 117 - Wi�c ka�� - co? Wszystko mog� kaza�! Do kr��-set diab��w - ja jestem kapitanem! Te diab�y poczuj� to - zawo�aj pan kt�rego z marynarzy. - Marynarze wszyscy ju� czuj� to - rzek� Smith po chwili, nie kwapi�c si� - wyplu� na d�o� gum�, przypatrzy� si� jej dobrze i wsun�� z powrotem do ust. - Wybierz pan takiego, kt�ry czuje najmniej - niecierpliwi� si� kapitan Clarke. - Pr�dzej - chc� pokaza� panu Zantmanowi... Wymy�l pan co�, panie Smith. Pan jest dosy� ograniczony. Przypomnij pan sobie ziemi� Baffina i fok�. - Ja ju� nie wiem co - rzek� Smith, spogl�daj�c t�po m�tnymi �renicami amatora ginu. - Wszystko zu�yte. Wszyscy ju� zu�yci, zmi�ci, za�wi... to jest... te... - G�upiec z pana - z�yma� si� kapitan. - Pr�dzej - pr�dzej - potrzebuj�, aby kto� mnie uczu�. Czasem czuj� zw�tpienie. Czasem ogarnia mi� zw�tpienie. W tej chwili niepotrzebnie poruszy�em si� - ale za�wierz-bia�a mi� pi�ta, a jest to u mnie wrodzone, �e zawsze wtedy �wierzbi, kiedy nie potrzeba. - Mo�e by u�y� pana Zantmana - mrukn�� Smith, przypatruj�c mi si� z nie tajon� z�o�liwo�ci�. - A wie pan, to niez�y pomys� - zawo�a� kapitan. - U�yjemy pana Zantmana. Jest jeszcze �wie�y. Jeszcze nie poczu� mnie dot�d - najlepiej poczuje mnie na w�asnej sk�rze... Racja - to b�dzie najpro�ciej. - Je�li kapitan rozka�e - rzek� Smith, i uj�� mi� ciep�o za r�k� i �cisn�� jak w kleszczach (zupe�nie tak samo uj�� mi� raz na l�dzie jeden sier�ant - z pocz�tku ciep�o, a potem bardzo mocno) - to zmajstrujemy wielk� w�dk�, wbijemy na haczyk pana Zantmana i z�owimy na t� przyn�t� wielk� ryb� g��binow�. Ryba po�knie pana Zantmana, a my rozp�atamy jej brzuch i wyci�gniemy go jeszcze �ywego, jak Jona-sza. To b�dzie szpas. Ba, ba, pami�ta pan, panie kapitanie, nie takie hece wyprawiali�my w Zatoce Karaibskiej - tam by�o dopiero - ho, ho... 118 - G�upi� pan - powt�rzy� kapitan. - To s� ot - ba- nialuki. Co on w ten spos�b poczuje? Nic nie poczuje. Poza tym jest pasa�erem... hm... Tylko bez brutalno�ci, Smith, bez brutalno�ci. G�upi� pan - wrzasn�� - milcz pan! Ja ju� mam pot�d pa�skich szpas�w i kawa��w, prawd� m�wi�c, rzygam nimi! Nie ma w nich sensu za grosz. Ja potrzebuj�, �eby poczu�, �eby poczu� kapitana Clarke, poczu� bez listka figowego i bez �adnych dodatk�w, jak go Pan B�g stworzy�. Pluj� na bia�e, zaprasowane spodnie i kapita�sk� czapk� z galonami! Ja chc� rozebra� si�, chc� by� go�y - rozumiesz pan! - go�y i w�ochaty! A czy pan Zantman po tym ca�ym pa�skim idiotycznym Jonaszu pozna mnie, mnie, Clarkego, gdy si� rozbior�?! - My tu nie potrzebujemy si� kr�powa� - zamamrota� Smith ustami pe�nymi gumy. - Nie ma pensjonarek. Ani konsulat�w! - Nie pozna mnie - rzek� kapitan z namys�em - ale je�li nie pozwol� mu zapina� podwi�zki? Je�li nie pozwol� zapina� podwi�zki, Smith, i b�dzie chodzi� z opadaj�c� skarpetk�? C� wtedy? Do pioruna! Wtenczas pozna mnie, wtenczas b�dzie wiedzia�, kto jestem, bo �ydka jest w�ochata! Do diab�a! Te szczury l�dowe ze swoimi bia�ymi portkami i poczt�wkami bia�o-niebieskimi zapominaj�, �e kapita�ska �ydka jest w�ochata. Pr�dzej, panie Zantman, s�ysza� pan? Pr�dzej! �ywiej, panie! - Pr�dzej, panie! - powt�rzy� Smith i �cisn�� mi r�k�. - Tak to lubi� - rzek� kapitan spokojniej po chwili. - Widz�, �e z panem mo�na trafi� do �adu, panie Zantman, cho� nie ma pan ko�ysz�cego si� chodu. Mieli�my tu dwa lata temu jednego szczura l�dowego - beznadziejnie zakutego. Trzeba by�o wyprosi� go ze statku prosto do wody, gdy� kiedy kaza�em mu - g�upstwo - podnie�� ko�nierz od marynarki, kwicza� jak zarzynane prosi�, a my, �eglarze, wie pan, nie lubimy kwiczo��w. - My�l�, �e ju� teraz dosy� - rzek�em, gdy Clarke odszed�, zostawiaj�c mi� samego z porucznikiem. - My�l�, �e teraz mo�na by ju� zapi�� skarpetk� - doda�em poufale, chc�c za�atwi� rzecz polubownie, tonem pochlebnym i poro- 119 zumiewawczym dyskretnej tolerancji dla niewybrednych dziwactw kapitana. - Co? - rzek� na to Smith, odst�puj�c ode mnie na dystans ramienia. - Co? Co pan sobie my�li? Nie radz� panu - nie radz� panu nawet, jak pan b�dzie sam w kajucie. A to co - hukn�� gro�nie, a� dosta�em g�siej sk�rki. - Niech no pan nie b�dzie zbyt dowcipny! Do chol... zssr... - Zmiesza�em si� i zaczerwieniony po same uszy b�ka�em tylko: - Ale� nie, nie, nie... ja tylko tak sobie... Ta, ta... gdzie�by? Nic podobnego! - zupe�nie jak raz w tramwaju i jak raz na maj�wce... P�yniemy dalej, pogoda cudowna, niebo przejrzyste, gdzieniegdzie w�r�d srebrzystych i szmaragdowych fal pojawia si� raj� lub pi�a, chmara rekin�w ugania si� za ruf�, ma�e rybki lataj� nad wod�, ale te� okr�t posuwa si� coraz wolniej, jakby zastanawiaj�c si�, czy na dobre nie stan�� - a za�oga pod nadzorem niezmordowanego drugiego oficera, po omyciu nawietrznej strony brygu, zwraca si� ze �cierkami ku podwietrz-nej. Drugi oficer jest m�odzie�cem lat dwudziestu kilku, p�owym, pilnym, bez wyrazu i nie dopuszczanym do poufa�o�ci. W zasadzie istnieje on tylko pro forma, na to, aby istnia� pierwszy oficer. Kapitan i Smith sp�dzaj� prawie ca�e dnie w kajucie, gdy� morze jest spokojne. Przechadzaj�c si� po pok�adzie widuj� ich przez okienko, siedz�cych za stp�em i celuj�cych w co� ma�ymi ga�eczkami jakiej� substancji - prawdopodobnie chleba. Wydaje si�, �e nuda dosy� silnie dolega - niekiedy k��c� si� strasznie i wymy�laj� sobie, a pewnie sami nie wiedz� o co. Mieszaj� te� cocktaile, z likier�w Bolsa i przyprawiaj� whisky korzeniami imbiru. Od czasu do czasu za�oga na dany sygna� zaczyna skandowa�: "Ryby i morskie ptaki �eruj� za okr�tem". Ostatnio spostrzeg�em, �e maryna-narze wykonuj� dziwaczne ruchy tu�owiem, mianowicie, pochyleni nad �cierk�, znienacka opieraj� si� na r�kach, wypr�aj� nogi i zginaj� plecy, podobnie jak to czyni� niekt�re ziemne glisty. Nie prosz� jednak nikogo o wyja�nienia. Zakwalifikowa�em to po prostu jako "oryginalny spos�b sp�dzenia czasu". 120 Prawd� powiedziawszy unikam w og�le rozm�w, poniewa� uwa�am, �e linia grot-rei niepotrzebnie skr�ca si� w liter� S. Na liter� S zaczyna si� jedno s�owo, kt�re sam wymy�li�em, a kt�rego wola�bym nie zna�. Nie tylko zreszt� ona - poza tym s� na okr�cie inne nieprzyjemne kszta�ty i rysy; jest on ca�y sp�kany od gor�ca. Nie ja wi�c zacz��em rozmow� ze Smithem - ale w�a�nie Smith podszed� do mnie, gdy sta�em oparty o burt�, i prosto z mostu zapyta�, czy nie znam jakich dobrych gier karcianych, w ko�ci, albo innych - lub te�, czy nie mam do rozwi�zania jakich zagadek? Pierwsze - drugie Ojcze, Matko, A za� trzecie na ostatku. - Przedtem grali�my w domino, w durnia, w chlusta i w klip� i �piewali�my na przemiany stare kuplety z operetek. Potem przegl�dali�my kalendarz hodowli koni. Przez kilka ostatnich dni - rzek� szczerze, po�ykaj�c lu�ne przekle�stwa - rzucali�my ga�kami z chleba w piero�skiego ma�ego robaczka, kt�rego wyci�gn�li�my spod szafy. Ale to nam si� przejad�o. Potem (poniewa� zawsze siadujemy naprzeciwko za sto�em) zacz�li�my fiksowa� si�, pan wie? - wpatrywa� si� w siebie - kto d�u�ej wytrzyma. Jak zacz�li�my wpatrywa� si� w siebie, tak zacz�li�my k�u� si� szpilkami - kto d�u�ej wytrzyma. Teraz ci�ko nam przesta�, a k�ujemy si� coraz mocniej. Kapitan - ciach i ja - ciach, raz za razem. Mo�e pan by co wymy�li� - mo�e pan zna co dobrego, panie Zantman? Jestem ju� ca�y pok�uty. Zapomnia�em si� i rzek�em nieopatrznie: - To st�d pochodzi, �e stworzyli�cie rodzaj zakl�tego ko�a i nie ma �adnego bocznego spustu. Szpilka wymaga poduszeczki - we�cie poduszeczk� od szpilki i po��cie j� na stole pomi�dzy sob�. Smith otworzy� usta i spojrza� na mnie z szacunkiem. - Do krr... Ale� panie Zantman! - my�my pana mieli za fryca, a pan jest, jak widz�, starym �eglarzem. Pan ma do�wiadczenie! - Ale� bro� Bo�e! Zapewniam pana... To zupe�nie przypadkiem... Co te� pan, panie Smith? Bo pogniewam si� na pana. Daj� s�owo honoru, �e pierwszy raz jestem na morzu! - wyj�ka�em okropnie zawstydzony. 5 Bakaka] - Pan jest diabelnym starym �eglarzem! - powt�rzy� porucznik, sk�adaj�c mi pok�on. - Ba, ba, panie! Niech pan nie udaje Greka! Musia� pan �eglowa� do woli po tych przekl�tych bajorach, po Czerwonym i ��tym, i po Ochockim, i po Sargaskim, i po Chi�skim, i po Arabskim. - Pan nie �eglowa�? Ba, panie, pan ma w�ch starego wilka morskiego, pan wchodzi od razu, jak m�wi�, w sam �rodek kwestii. Po-duszeczka - rzeczywi�cie! To najlepsza rada! Gdy po�o�ymy poduszeczk�, zaraz przestaniemy si� ciacha�. - Przepraszam pana, ale przypomnia�em sobie, �e zostawi�em w kajucie zapalon� maszynk� spirytusow�, kawa gotowa wykipie� - przepraszam pana, panie Smith. Oko�o 4-ej po po�udniu widzia�em igraszki pelikan�w z rybami g��binowymi. Nadlecia�y dwa z po�udniowego zachodu i j�y kr��y� nad okr�tem. Pelikany s� to ptaki du�e, �nie�nobia�e, z wielkim podgardlem i o dziobie metrowej d�ugo�ci, nies�ychanie ostrym. Oczywi�cie nie mog� marzy�, by zdo�a�y po�re� nim rekina albo wieloryba, ale korci ich absolutna przewaga nad olbrzymami morskimi, polegaj�ca na tym, �e rekiny ani wieloryby nie umiej� fruwa�. Korci ich i nie daje spokoju. Dlatego nadlatuj� cicho i - pac - zag��biaj� ostry jak sztylet dzi�b w grzbiet ryby g��binowej, kt�ra uchodzi pod wod� albo miota si�, usi�uj�c wyskoczy� i pogoni� za pelikanem w niedost�pny powietrzny �ywio�. Majtkowie przerwali prac�, by si� pogapi�, czym �ci�gn�li na siebie okropne przekle�stwa Smitha. - �ajdaki - wydziera� si� przed zbit� i milcz�c� gromad� - wielmo�ni panowie! Wielmo�ni panowie! Thompson! - ty jeste� najgorszy, ja mam na ciebie oko, ty bydl�, Thompson! Ja z tob� pogadam dzi� wiecz�r! Ja z tob� - Thompson - pogadam - dzi� wiecz�r - zobaczysz. Potem zacz�� mi si� zwierza�, co do za�ogi, �e to stare wygi, wyjadacze, wycirusy, pozbierane ze wszystkich port�w, kt�rych trzeba trzyma� mocno za mord�. - Oni tylko my�l�, jak si� wykr�ci� od roboty i le�e� do g�ry brzuchem. Jest ' tam na przyk�ad niejaki Thompson, ten jest najgorszy. 722 - Najgorszy? - Thompson? To pijawka. Niech pan zauwa�y jego usta - uk�adaj� si� zawsze w ryjek, jak do ssania. Maskuje si�, pracuje jak ka�dy, ale powiedzia�em sobie, �e mu poka�� przy najbli�szej sposobno�ci i poka�� mu dzi� wiecz�r. Przysiadzie ze strachu, gdy mu poka��. - Usta - rzek�em pojednawczo - to pewnie dlatego, �e jest ssakiem. Ka�dy jest ssakiem. Nale�ymy do rodziny ssak�w. Wyrazi�em delikatnie w�tpliwo�� co do ruch�w tu�owia, ogl�dania n�g i recytacji: - Ryby i morskie ptaki �eruj� za okr�tem. - Wypowiedzia�em si� ostro�nie za pewnym umiarem i zaznaczy�em, niby mimochodem, �e jednak co za du�o, to niezdrowo. Na to Smith odpowiedzia�, �e s�dzi, i� ja, stary �eglarz, kpi� sobie z niego. Nie takie rzeczy dziej� si� przecie� na wodach wschodnioazjatyckich z Chi�czykami. Albo na linii Port Aden - Pernambuco, gdzie u�ywaj� stale roztopionej stearyny. Ruchy tu�owiem zmierzaj� do wyrobienia gi�tko�ci kr�gos�upa, wpatrywanie si� w nogi jest kar� za brak nale�ytej czysto�ci - kto ma brudne nogi, ten musi wpatrywa� si� w nie pe�n� godzin�. Co za� do wersetu: - Ryby i morskie ptaki �eruj� za okr�tem - to brzmi on jak wz�r kaligraficzny i w istocie chodzi o to, by wypisa� go w m�zgach marynarzy per�owym rondem. - Taki bryg, jak ten, idzie sam bez niczyjej pomocy, chyba �e jest sztorm. Marynarze nie mog� przecie� szorowa� bez przerwy tego krr... prr... pok�adu, wyszorowaliby go do cna. A karno�� musi by� zachowana, te �ajdaki musz� by� trzymane w ryzach, kapitan wiec wybra� to raczej ni� co�kolwiek innego. - A, raczej to ni� co�kolwiek innego. - O, kapitan jest tak�e starym do�wiadczonym �eglarzem, wilkiem morskim co si� zowie. Pan powinien si� z nim lepiej zaznajomi�, panie Zantman, na pewno panowie mieliby sobie niejedno do powiedzenia. - Stary m�wi� mi niejednokrotnie... - ci�gn�� poufale Smith. - Panie Smith, jakie s� obowi�zki kapitana na statku: musi on wymy�la�, bo inaczej wszystko by si� w�ciek�o z nu- ^ 23 d�w. Pan, panie Smith, musi wymy�la� g�b�, a ja musz� wymy�la� g�ow�, i to jest cala mi�dzy nami r�nica. A teraz co ja mam wymy�la�, panie Smith? Przecie�, do zarazy, nie mo�emy bawi� si� w pi�eczk�, panie Smith. Przecie�, do choroby, nie jeste�my dzie�mi, panie Smith, w kr�tkich majteczkach. - Hem, hem - zatem zabawa w pi�k� jest dziecinna, a te hem, hem... nogi ... nie - rzek�em, pokas�uj�c. - Pewnie - odpar� che�pliwie - nogi - nie, bo kt� z nas nie ma odcisk�w? - a przy tym podtrzymuj� karno�� w za�odze. Oni musz� spe�nia� wszystko bez gadania. Tak samo szpilka - jak Boga!... to by�o zupe�nie w�ciek�e - szalone - ba�wa�skie. Jak panu si� to podoba, panie Zantman? Ba, ba! Pan, z pa�skim do�wiadczeniem, nie mo�e nie przyzna� racji. Tak jest zawsze i wsz�dzie. Bez tego pozdychaliby�my z nud�w. Obliza� palec i wystawi� na wiatr. - Tym bardziej �e wiatr ustaje i zagra�a, zdaje si�, cisza morska. Do ci�... parr... jasn... d�... To zawsze tak. Pan zna przys�owie - woda i nuda to �ywio� �eglarza. Pod wiecz�r widzia�em t�uste fl�dry oraz rozr�ni�em g�ow� rekina m�ota na jakie 3, 4 cale pod powierzchni�. Kapitan Clarke ukaza� si� na mostku kapita�skim i zacz�� na mnie kiwa�. Widocznie Smith musia� naplotkowa� o po-duszeczce i jakobym by� starym �eglarzem - gdy� kapitan odnosi si� do mnie obecnie zgo�a inaczej ni� poprzednio, a nawet sprawia wra�enie, jakby chcia� mnie wysondowa�. Widocznie my�li, �e ja wiem co�, czego on nie wie, lub �e umiem si� tak jako� urz�dzi�, �e mi mniej dolega. Gdy wdrapa�em si� na mostek, Clarke rzek�: - Nuda, panie. Morska nuda. - Hm - odpar�em. - Niemi�a rzecz - nuda. Co? Niemi�a. Nudno. Nie wiadomo co. - Mo�na wytrzyma� - powiedzia�em. - Nie tak zn�w nudno. Jest woda - ryby... 124 - Ba, panie, Smith mi m�wi� - rzek� kankan �askawie, tr�caj�c mnie �okciem. - Pan tam na pewno ma swoje sposoby na nud�, to panu nie nudno. Jakbym wiedzia�. Ta po-duszeczka, ho, ho. Tylko pan nie chce ich udzieli�, sk�piec z pana... h�... h�... pan wszystko chowa dla siebie. - Ale� nic podobnego. Bo pogniewam si� na pana, panie kapitanie. Smith co� nabajdurzy�. - No, no, bez urazy! Chcia�em tylko zaznaczy�, �e z panem mo�na pogada�, panie Zantman, nie jak z byle szczurem l�dowym - i niepotrzebnie pan si� kryje przed nami - nie rozumiem, co panu zale�y... No, ale wolna wola. By�em w bardzo niemi�ym i trudnym po�o�eniu i kr�ci�em uwa�nie guzik od marynarki, gdy� Clarke mia� �y�� na skroni, wyra�nie odznaczaj�c� si� na tle wy�ysia�ych k�t�w czo�a. Nagle zmarkotnia� i zacz�� drapa� si� za uchem. - Nuda - powr�ci� zn�w do swego, kopi�c co� nogami - nuda. Podpisa�em kontrakt z towarzystwem i musz� kursowa� Birmingham-Yalparaiso, tam i z powrotem. Co jest, do cholery? Na l�dzie nudno - tramwaje, bary - nuda l�dowa wypycha na morze. A na morzu co? Ju� pan ruszy� - ju� pan wyp�yn�� pod pe�nym �aglem - ju� ginie brzeg - ju� pan si� rozko�ysa� - ju� pieni si� szlak za ruf� - a tu naraz nuda, co? Morska nuda. - Natura stoi na zawadzie - mrukn��em chrz�kaj�c. - Natura jest taka. - Jak to? - rzek� Clarke. - Natura nie lubi - mrukn��em - nie lubi. - Najlepsza na nud� jest fajka-przyjaci�ka - rzek� sentymentalnie. - Whisky tak�e jest dobra - obgryzanie paznokci - za�ywanie tabaki... Je�li kto ma dziur� w z�bie, wiercenie j�zykiem. Je�li zaswedzi, mo�na si� drapa� - wie pan, w Mukdenie wchodz� do klubu, 4-ch kapitan�w przy lunchu, wszyscy podrapani do krwi, podrapani, jakby mieli wysypk�. A pan co, panie Zantman? - Ja? - Ja czasem... - W�a�nie uwa�am, �e pan wygl�da �wie�o i rumiano - rzek� z ciekawo�ci� kapitan. - Daj� s�owo - jakby pan nigdy nie puszcza� maminej sp�dnicy. Jak pan to robi? 725 Ale� bo ja, panie kapitanie, rzeczywi�cie... Zapewniam pana. - Ha, ha, ha, ha, ha - roze�mia� si� przeci�gle. - Ho, ho, ho, z pana filut, panie Zantman. No, ale ja nie zmuszam, skoro pan nie chce, ostatecznie niech i tak b�dzie, �e pan pierwszy raz - ha, ha, ha... Przyda�by si� nam jaki sztormik, co ? - doda�, zn�w tr�caj�c mnie �okciem. - Wtedy, do cholery, przejechaliby�my si� porz�dnie, co? A tu wlecz si�, cz�owieku - i jeszcze w dodatku wiatr ustaje. Skr�cam si� - nudno - diabli bior� - nie mog� wytrzy... - To niezdrowo - rzek�em. - Bardzo niezdrowo. Z�e my�li. Z�e my�li przychodz�. - Do zarazy - mrukn�� kapitan. - Sp�jrz pan na te maszty. Jak one g�upio stoj�. To g�upie. A ja te� stoj� - g�upio. Stoj� ja i kieliszek. Powiedz pan, co mo�na zrobi� z kieliszkiem - pot�uc go tylko, co? Tak te� zrobi�em wczoraj wieczorem. Na tym zasr... brygu nic si� nie dzieje od rana do wieczora. Gdy patrz� na t� por�cz - uderzy� r�k� - i widz�, �e ona ci�gle po�yskuje tak g�upio - to patrz� i chcia�bym wyskoczy� ze sk�ry. - Zacz�� si� skar�y� bole�nie, przyciszonym g�osem, �e wszystko jest g�upie - g�upie. - Wszystko musi by� wyczyszczone, ka�da rzecz na swoim miejscu, marynarze nic innego nie robi� tylko szoruj� i czyszcz� po ca�ych dniach. Na statkach, jak pan wie, obowi�zuje nadmierna, wprost przesadna czysto��. Po choler�? Albo te ryby lataj�ce... Powiedz pan tylko, dlaczego one tak g�upio wyskakuj� z wody, o, niech pan spojrzy - ukaza� mi jedn�, kt�ra ostrym �ukiem przelecia�a nad pok�adem - to te� g�upie, g�upie jak nie wiem. Powiedz pan, dlaczego one to robi�, co? Przecie� nie maj� skrzyde�. Odpowiedzia�em po namy�le, �e zjawisko to nale�y przypisa� specyficznym w�a�ciwo�ciom tych oskrzelowatych, kt�re umiej� nad�� si� do tego stopnia, �e w pewnym momencie woda, nie mog�c wytrzyma� nerwowo, wyrzuca je, ze strachu, aby nie p�k�y. Tak samo ropuchy ziemne nadymaj� si� papierosem cz�sto do rozmiar�w przera�aj�cych, lecz ziemia, gorsza pod 126 tym wzgl�dem od wody, nie popuszcza, i dlatego p�kaj�. - S�owo daj�! - zawo�a� kapitan z niezrozumia�ym podnieceniem. - Ha, ha, ha! Racja! To, to! Ale z pana! Naturalnie - a to �ajdaczki, no! Nad�� si�, przestraszy�, a ta spietrana k...a woda boi si� i wyrzuca - ha, ha! Boi si�, do diab�a - boja ma, boja ma! W mord�! W mord� i za mord�! - krzycza� zachwycony. Zdaje si�, �e s�owa moje po�echta�y w nim jak�� �y�k� terrorystyczn�. - Brawo, doskonale ! �e te� mi nie przysz�o do g�owy. Ale z pana znawca. Z pana przyrodnik - doda�, nadymaj�c si� z lekka i patrz�c na mnie z podziwem. - I pan m�wi, �e pan nie podr�owa�? - Troch� si� znam na przyrodzie - rzek�em - ale teoretycznie. - Zacz��em kaszle�, powiedzia�em, �e robi si� ch�odno, i wr�ci�em do kajuty, sk�d nie wydala�em si� przez ca�y dzie� nast�pny. Tego (nast�pnego) dnia zn�w zdarzy� si� ciekawy wypadek, kt�rego jednak nie widzia�em (gdy� by�em w kajucie). Wiadomo, �e �ar�acze s� nies�ychanie �ar�oczne, st�d te� ich nazwa - �ar�acze. Ot� kuchcik okr�towy upu�ci� przypadkiem do wody wielki miedziany rondel i rondel - chaps - natychmiast znikn�� w �akomej czelu�ci. Fakt ten dostarczy� mu tyle przyjemno�ci i tyle przedziwnej rozkoszy, �e nie m�g� si� powstrzyma� i wyrzuci� jeszcze par� widelc�w, kt�re zosta�y schwytane w lot, a potem zacz�� wyrzuca� wszystko, co mia� pod r�k�, a wi�c talerze, no�e kuchenne i sto�owe, fili�anki, w�asny zegarek kieszonkowy, kompas, barometr, trzymiesi�czn� pensj� oraz komplet encyklopedii �eglarskiej. Smith przy�apa� go w chwili, gdy odrywa� p�k� w ca�kowicie ogo�oconej kajucie. Mo�na sobie wyobrazi�, co si� dzia�o. Ch�opak tego samego wieczoru zachorowa� na malari� i, jak si� zdaje, nie poka�e si� wi�cej do ko�ca podr�y. Tak czy owak, jeste�my pozbawieni przedmiot�w pierwszej potrzeby i omlet musimy je�� wprost z patelni. Dowiedziawszy si� o tym zdarzeniu, zmarszczy�em brwi i powiedzia�em do siebie, ale dosy� g�o�no i m�drze, jakby mi zale�a�o, aby kto� s�ysza�: - Aha, no tak - to bardzo m�dre. Bardzo dobrze pomy�lane. Jest to znana w medycynie choroba, po- 727 legaj�ca na pewnym zacietrzewieniu - jest to, wyra�aj�c si� naukowo, specyficzny tuman, zrodzony z pewnego nieopanowania - jest to pewna rozkosz czerpana z niedoskona�o�ci zmys��w i z pomy�ek instynktu za�lepionego zbytni� �ar�oczno�ci�, niejakie, mo�na by powiedzie�, urzeczenie automatyzmem, s�owem choroba poniek�d automatyczna, wynikaj�ca z zastosowania wielkich powszechnych si� ci��enia, wyrzutu i g�odu do gry w ciuciubabk�. A przy tym - jak te� przedmioty b�d� dolega�y w brzuchu? - Po chwili jednak musku�y twarzy mi zel�a�y, ukaza�a si� na niej okropna beznadziejna g�upota i rzek�em ciszej: - O Bo�e! Dobrze, ale dlaczego tak g�upio? Dlaczego tak g�upio, ja�owo, ci�gle, bez przerwy, bez jednej chwili wypoczynku, dlaczego tak jako� g�upio-m�-drze i m�drze-glupio? Kto� tu si� m�drzy i kto� wyg�upia, o Bo�e, ze�lij cho� z pi�� minut przerwy. - I pozwoli�em sobie doda� nawet: - Jestem jak w ciemnym lesie, gdzie cudaczne kszta�ty drzew, upierzenie i jazgot ptak�w wabi� i �miesz� dziwn� maskarad�, lecz z g��bi dochodzi daleki ryk lwa, k�us bawo�u i skradaj�cy si� krok jaguara. Banbury posuwa si� coraz wolniej. S�onko przygrzewa coraz silniej, roztopiona smo�a kapie z bok�w okr�tu do morza, morze jest szafirowe, a woda, u�yta do szorowania pok�adu, paruje prosto w r�wnie� szafirowe niebo. Kapitan Clarke ukaza� si� na mostku kapita�skim, obliza� palec i rzek�: - Jakbym wiedzia� - bryza ustaje. A bardzo mo�liwe, �e b�dziemy mieli wiatr przeciwny. Panie Smith - ka� pan za�o�y� boczny kliwer. Na tym szlaku zawsze tak - zawsze, czy do Yalparaiso, czy z Yalparaiso, wiatr przeciwny. I to si� nazywa �egluga? To jest �egluga! To ma by� �egluga! - wrze szcza� ro zz�os zczony. Stadko delfin�w nie odst�puje rufy. Nie chc� one mi�sa - jedynym ich marzeniem jest podrapa� si� troch� o ster 128 okr�tu, gdy� cierpi� strasznie wskutek wodnych wszy. Nie zawsze trafia im si� taka gratka - twardy przedmiot w bezkresie w�d, o kt�ry mo�na si� potrze�. Cz�sto tygodniami ca�ymi p�yn� przez ocean w poszukiwaniu takiego przedmiotu. Nie wiedz� jednak tego, �e okr�t cho� bardzo wolno, przecie� posuwa si� naprz�d i wiecznie chybiaj� kant steru o par� cali. Nieszcz�liwe ryby, nie rozumiej�c przyczyny, wci�� powtarzaj� manewr bezskutecznie. Na kawa�ku papieru zanotowa�em co nast�puje: - "Uwa�am, �e tego troch� za du�o. Delfiny chybiaj�ce kant steru, szczury gryz�ce w�asne ogony, marynarze, kt�rzy wpatruj� si� we w�asne nogi i odginaj� zgi�te grzbiety, pelikany k�uj�ce grzbiety wieloryb�w, kapitan k�uj�cy si� szpilk� z porucznikiem, wieloryby nie mog�ce wzlecie� nad wod�, ryby lataj�ce, kt�re natomiast nadymaj� si� tak dalece, i� woda, nie wytrzymuj�c napi�cia, wyrzuca je ze strachu w powietrze - to jest stanowczo zbyt monotonne. Przypuszczam, �e mo�na by od czasu do czasu pokaza� co� innego. Gdybym wiedzia�, �e tak b�dzie, nigdy bym nie wybiera� si� w podr�. Nie zawadzi�oby troch� wi�cej taktu. Powtarza� wci�� w k�ko jedno i to samo, to jest stawianie kropki nad i, zupe�nie zb�dne - jeszcze si� kto domy�li". "Widoki zreszt� jak widoki, ale ze strony kapitana i Smitha zachodzi ju� ra��cy brak taktu, te nogi i te szelki niemo�liwe, a gorzej jeszcze z rozmowami. Co maj� znaczy� - przepraszam - te zwierzenia? �My �eglarze* - co znaczy �my �eglarze* ? Kto tu si� chce �ko�ysa�, co znaczy �p�d� i �po-�erczo��, co znaczy �nuda� i to, �e �ponosi�? Ja wcale nie jestem ciekawy. To by�o wyra�nie pite do mnie - to wszystko pijacy. To pijacy i ludzie o fatalnych sk�onno�ciach, o zak�ad, kokaini�ci albo morfini�ci, zepsuci doszcz�tnie gdzie� w jakim� Pernambuco. Nie b�d� wi�cej z nimi rozmawia�. Nie jestem �eglarzem i nie chc� mie� do czynienia z �eglarsk� �fantazj�� kapitana i z jego marynarsk� ��mia�o�ci��. Postaram si� ogl�dnie (gdy� jednak skarpetka wci�� jest opuszczona) rozlu�ni� nasze stosunki. R�wnie� i Smitha z jego pomys�ami i �widerkiem osadz� na miejscu. To nie racja. �e powiedzia�em o poduszce albo o lataj�cej rybie (czasem 129 oczywi�cie co� musi si� wypsn��, skoro nagabuj�), aby zaraz og�asza� mi� �starym �eglarzem� i wtajemnicza� we wszystko, czy ja chc� czy nie chc�". "Przyznam si�, �e wyobra�a�em sobie �ycie na statku zupe�nie inaczej. A to jakie� bajorko. Nie ma �adnego przewiewu. Liczy�em na s�ony zapach morza, przestrzeni etc., o ile� zdrowszy od l�dowych zaduch�w, a tu tymczasem, widz�, ciasno - ciasno, natr�tnie i w dodatku jakie� ma�powanie. Przede wszystkim nie ma za grosz taktu. Przedwczoraj, nie chc�c kontynuowa� d�u�ej rozmowy z Clarkiem, wr�ci�em do kajuty, ale jaki� du�y robak, zdaje si� skorpion, wylaz� ze szpary w pod�odze, przygl�da� mi si� czas jaki�, poruszaj�c w�sikami, a potem ni st�d ni zow�d zwin�� si� w k��bek i zastrzykn�l sobie wszystek jad odw�oka - pope�niaj�c samob�jstwo. S�ysza�em, �e jest to na porz�dku dziennym u tych b�onkoskrzyd�ych. Ale dlaczego wybra� si� z tym do mnie? Czy nie m�g� za�atwi� si� w szparze? Uda�em, �e nie widz�. Na l�dzie te� widuje si� czasem psy albo konie, ale przecie� jest wi�ksza dyskrecja i nikt nie b�dzie wy�azi� specjalnie do kogo�, �eby mu pokaza�". "Oby�my jak najpr�dzej dop�yn�li do Yalparaiso. Czy tylko dop�yniemy do Yalparaiso? Nie wiem, mo�e to zreszt� jest normalne i przewidziane rozk�adem jazdy - ja nie znam si� na gwiazdozbiorach i nie umiem pos�ugiwa� si� sekstan-sem ani kompasem, lecz je�li konstelacja (jak si� zdaje) jest nieprzychylna, a nawet ma�pio z�o�liwa jaka�, i weszli�my w niedobry znak Barana albo Kozioro�ca, to zdaniem moim kapitan i Smith zanadto rzucaj� si� i pozwalaj� sobie. Ja zawsze ba�em si� tej oficerskiej, marynarskiej fantazji, co to na nic nie zwa�a�, tylko za mord� i po kawalersku - kawalerska fantazja i kawalerska jazda. Trzeba czasem przycichn�� - przeczeka�. Trzeba wiedzie�, kiedy i co. Tu jest ciasno, zupe�nie jak w pude�ku i mo�e wynikn�� jaki skandal, twarze marynarzy nie podobaj� mi si�, cho� widuj� tylko ich grzbiety". Napisawszy to, spali�em czym pr�dzej papier nad �wie-130 ca. Potem wzi��em kawa�ek papieru i dopisa�em jeszcze. - "Tak, twarze marynarzy nie podobaj� mi si�, cho� widuj� tylko ich grzbiety. Grzbiety, oczywista rzecz, s� potulne i ze-strachane, jak to zwykle grzbiety, ale wieczorami dochodzi mi� przez pod�og� kajuty spod pok�adu jednostajne, natr�tne brz�czenie, ni to szum rojowiska owad�w. Szum ten pochodzi od marynarzy. A zatem Smith trzyma ich za mord� w dzie�, ale nie w nocy. Czy chrapi�? Czy m�wi�? A je�li m�wi�, to o czym mog� m�wi� i czy przypadkiem nie zanadto plotkuj�, jak to si� zdarza w czasie d�ugich morskich podr�y. Mo�liwe bowiem, �e z nud�w rozpowiadaj� sobie jakie� rozwlek�e, niestworzone historie, w kt�rych nie ma ani s�owa prawdy. Smith wspomnia� mi przecie� - to s� obie�y�wiaty, stare portowe wygi i na pewno tam niema�o nas�uchali si� w �yciu. Zna�em jednego takiego - opowiada� on zawsze z wielk� uciech�, �e w Tokio s�ysza� u fryzjera, jak pewien pan �bardzo porz�dnie ubrany, na pewno z wy�szej sfery� przestrzega� manicurzystk�, �aby nie obcina�a za kr�tko paznokci, gdy� nie b�dzie mia� czym d�uba� w nosie�. Oto jest pr�bka ich stosunku do inteligencji. Oni tylko takie rzeczy umiej� podchwyci� - nic wi�cej. A gotowi gada� o tym - godzinami, wci�� z tym samym obrzydliwym szyderskim prze�miechem". I ten papier spali�em - jednak�e nie znaczy to, abym nie wprowadzi� w czyn postanowie� odno�nie do Clarkego i Smitha. Trzyma�em si� od nich z daleka, a kiedy widzia�em ich na jednej stronie okr�tu, przechodzi�em na drug�. Gorzej by�o, nie przecz�, gdy jeden by� po jednej, a drugi po drugiej stronie brygu. Tymczasem zerwa�a si� morka, lecz zamiast d�� z boku lub z ty�u, j�a dmucha� lekko w sam dzi�b. Banbury nie cofa� si�, ale by�o to niewypowiedzianie dra�ni�ce - niewielkie fale pluska�y mu w nos. Na domiar okaza�o si�, �e Thompson rzeczywi�cie ma usta w ryjek - widz�c to, nie mog�em si� powstrzyma� (wyrzucam sobie t� nieogl�dno��) i zapyta�em: - Thompson. Dlaczego to robicie? Przecie� tak nie trzeba, Thompson. - By� to ros�y, barczysty drab, z ogorza�� twarz�, w�ochat� piersi�, kolczykami w uszach i z ma�� grzywk� nad czo�em - 131 732 zbyt ma�� w stosunku do ca�ej postaci. Rozejrza� si�, czy nikogo w pobli�u nie ma, przysun�� si� do mnie bardzo blisko i powiedzia�, wysuwaj�c usta: - Ja lubi�, sir. - No, no, Thompson - rzek�em po�piesznie. - Macie tu 5 szyling�w na tyto�, Thompson. - Thompson zamkn�� �ap�, w kt�r� wsun��em pieni�dze i rzek�: - To na nic si� nie zda. - Pewnie nudno wam na pok�adzie, Thompson - rzek�em �yczliwie. - Oj nudno, nudno - j�kn�� Thompson - a� trudno wytrzyma�, sir. Musz� chodzi� spa� o 9-ej jak grzeczne dzidzi, sir, a we dnie �piewa� piosenki. Kapitan i porucznik s� zbyt surowi, sir. Nie mog� sobie u�y� - nie mog� sobie wy-godzi� - zdycham, sir. Dawniej by�em krwisty, czerwony jak ogie�, dobrze si� mia�em, a teraz jestem blady i wycie�czony - diabli mi� bior�, sir, marnuj� si�, sir. Wynios�em mu na miseczce troch� mleka, kt�re wych�ep-ta�. - To wam dobrze zrobi, Thompson. Mleko jest bia�e, to na czerwono�� najlepsza rzecz - codziennie wystawi� dla was tak� miseczk� przed drzwiami kajuty. Mleko i du�o owoc�w. Tylko na mi�o�� Boga, nie r�bcie� skandalu, Thompson. Postarajcie si� wytrzyma� do Yalparaiso. Okr�t zwalnia, lecz kapitan mi m�wi�, �e wkr�tce powieje przychylna morka. Bardzo was prosz�, tylko bez �adnych g�upstw, Thompson, macie tu jeszcze 5 szyling�w. Stoimy wci�� pod 76� szer. geogr., o dobre 450 mil na po�udniowy zach�d od Wysp Kanaryjskich - nie widuje si� jednak kanark�w. Te z�otopi�re i ma�e ptaszki boj� si� wida� nadmiernych odleg�o�ci, wol� przeskakiwa� z ga��zi na ga��� w plamistym g�szczu roz�o�ystych po�udniowych drzew, gdzie �wiergot ich rozlega si� znacznie g�o�niej ni� na morzu. Nie s� to ptaki morskie, lecz l�dowe. Wiatr dmucha lekko, lecz stale, w sam dzi�b okr�tu, drobne fale daj� raz za razem drobne szczutki, na fio�kowym niebie przesuwaj� si� g�siego bia�e, pogodne ob�oczki. Widocznie Thompson opowiedzia�, �e ja da�em mu par� szyling�w - gdy� po po�udniu zaczepi� mi� na �r�dokr�ciu mat, wielki, astmatyczny, gruby m�czyzna o obwis�ych, nalanych policzkach, wy�upiastym bladym, zm�czonym spojrzeniu. Skar�y� si� na nud�, powiedzia�, �e ma brudne nogi - �e to go bardzo m�czy i prosi� o par� szyling�w. Kiedy skarci�em go ostro, odezwa� si� ciszej: - Dobrze, dobrze. �ycie ju� jest takie. Ja wiem. Mam 47 lat, a nigdy nie mia�em czystych n�g - nigdy, nie da�o si� zrobi�. Inni to mog� mie� czyste nogi, ale ja nie - nigdy - taki ju� m�j psi los. Zawsze to to, to tamto wejdzie w parad� i nie mo�na - a jak mo�na, to si� nie chce. W�a�ciwie to ja chc� - ale mi si� nie chce i - doda� niemrawo - znalaz�em inne sposoby, tutaj - stukn�� palcem w czo�o z min� domy�ln� i spogl�daj�c na mnie. Co pr�dzej da�em mu 5 szyling�w na piwo i poradzi�em, �eby przynajmniej pudrowa� sobie nogi - to praktyczniejsze, mniej zabiera czasu. Prosi�em, �eby nikomu o tym nie m�wi�, �e ja daj� pieni�dze. Ale widocznie nie wytrzyma�. Jeden z marynarzy, nie znany mi z nazwiska, szepn�� niby do siebie, przechodz�c w pobli�u i obejrzawszy si�, czy nikt nie s�ucha: - Nasturcje. I temu da�em par� szyling�w. Hm... Zaczynam si� powa�nie niepokoi�, gdy� uwa�am, �e za�oga staje si� zbyt nachalna. Nie up�yn�o dw�ch dni od rozmowy mojej z Thompsonem, a notatnik, w kt�rym zapisuj� codzienne wydatki, zaczerni� si� szeregiem nowych pozycji. Wygl�da�o to prawie tak, jak gdyby za�oga znalaz�a jakie� moje wiersze pod poduszk�, ale ja �adnych wierszy nie mia�em, gdy� przecie wdrapa�em si� na Banbury z motor�wki, bez �adnych pakunk�w. Thompsonowi za lubi� i ryjek 10 szyi. Matowi za nogi 5 szyi. N.N. za nasturcje 2 szy�. Steevensowi za pewne pomidory oraz p�kowie 5 szyi. Busterowi za nie�mia�o�� 5 szyi. 133 Dickowi za grz�dki uprawiane r�czn� �opatk� po�r�d wysokich �odyg trzcinowych l szy�. 6 pens. O'Brienowi za ogromne dojne krowy pas�ce si� na ��ce pe�nej okr�g�ych kamyczk�w 3 szyi. (Chcia�em da� mniej, ale wiedzia� jeszcze o "Kluczyku") O'Brienowi powt�rnie za warz�chew, z zaleceniem, �eby si� hamowa� a� do Yalparaiso. (NB. On nie chce, m�wi, �e znowu wczoraj sp�yn�� krwi�. Za to zn�w 6 pens. dodatkowo) Do przeniesienia- 31 szyi. 6 pens. Rachunek powy�szy opatrzy�em nast�puj�cym komentarzem: "P�ac�, bo moje. Gdyby nie by�o moje, nie p�aci�bym. Niepotrzebnie zadawa�em si� z tym typem (Thompsonem), teraz wszyscy zaczepiaj� jeden przez drugiego. Nie ma gorszej rzeczy, jak wej�� w kontakt z ho�ot�, kt�ra gl�dzi bezmy�lnie, z g�upim pochlebianiem si�, byle ci�gn�� pieni�dze. Na pewno mi�dzy sob� wy�miewaj� si�, �e uda�o im si� naci�gn�� pasa�era i te same s�owa powtarzaj� w spos�b wulgarny - rycz�c ze �miechu i trzymaj�c si� za brzuchy. Ciekawe jednak, sk�d wpadli na nie. Ju� to trzeba przyzna�, �e na statku zachodzi ra��cy brak dyskrecji i pod tym wzgl�dem m�g�bym mie� pretensje nie tylko do majtk�w, ale i do rur okr�towych, kt�re wyprawiaj� dziwne jakie� zawijasy, r�wnie� moje. Oni ma�puj� i przekr�caj�, a z ka�dej rzeczy robi� zaraz brudy albo g�upot�, tak �e trzeba si� rumieni�". "Sytuacja wymaga ogromnego taktu. Kapitan ma za du�o �eglarskiej fantazji, a Smith umie ciep�o �cisn�� za r�k� - a� mi�o. Mog� ka�dej chwili wyrzuci� za burt�. Wyje�d�aj�c zapomnia�em o absolutnej w�adzy kapitana, a to wa�ny punkt, o kt�rym nie nale�a�o zapomina�. Zapomnia�em te�, �e na 134 morzu s� sami m�czy�ni (nie m�wi� o wielkich pasa�erskich parostatkach). To wszystko m�czy�ni i skarpetka by�a na czasie. Co do za�ogi, to sk�ada si� ona ze starych wyjadaczy, starszych jeszcze ni� my�la�em, i trzeba z nimi bardzo poli-tykowa�, bo dla nich nie ma nic �wi�tego, oni s� jak bursze niemieccy albo jak �o�nierze w koszarach. To wida� po nich. Dobrze, �e Smith trzyma ich za mord�. Dzi�, stoj�c na dziobie, zobaczy�em nieznane zwierz� wielko�ci i kszta�tu mr�w-kojada, kt�re wysun�o w�ski jak ta�ma i d�ugi j�zyk i usi�owa�o poliza� nim kawa�ek drzewa, p�ywaj�cy w odleg�o�ci paru metr�w - poszed�em wiec na ruf�, ale tam znowu roi�o si� od ostryg - a te �limaki po�ykane s� �ywcem i zdychaj� odarte ze skorup w ciemnej jamie �o��dka. Nikt nie mo�e by� bardziej od nich po�arty �ywcem i niczego si� tak nie boj� jak cytryny. (Ba� si� cytryny!) Odwr�ci�em si� tedy od morza i spojrza�em na pok�ad, ale tu zn�w jeden z majtk�w po�o�y� szczotk�, podni�s� nog� i podrapa� si� w pi�t�, zupe�nie jak ma�y piesek, kt�ry za�atwia si� pod krzakiem. Sko�czy�o si� na tym, �e ponownie zamkn��em si� w kajucie na par� godzin, pod pozorem wilgoci. Zachodzi potrzeba ogromnego taktu, nie mo�na si� niczemu dziwi�, nie mo�na okazywa� zdziwienia, zdziwienie by�oby zupe�nie nie na miejscu, gdy� wszystko jest takie - wszystko jest takie, a ja nie mam �adnej podstawy do zdziwienia i je�li wyrzuc� mi� za burt�, to wylec� bez zdziwienia - zdziwienie w tych warunkach by�oby bez w�tpienia ogromn� niew�a�ciwo�ci�, ra��cym nietaktem. W ka�dym razie trzeba by� ogl�dnym i unika� scysji, porusza� si� bardzo ostro�nie, gdy� nuda ci�nie, a s�o�ce przypieka. Oby�my, oby�my dop�yn�li do Yalparaiso - niestety wiatr dmucha na przek�r". - "Porz�dek, karno�� i czysto�� na tym statku to cienka b�onka, kt�ra lada chwila mo�e prysn�� i ma si� ku temu". Po napisaniu papier spali�em. Wkr�tce okaza�o si�, �e obawy moje by�y uzasadnione - i �le zrobi�em, rozdaj�c pieni�dze marynarzom, gdy� wp�yn�o to na nich judz�ce i rozzuchwala j �co. Bierze si� pieni�dze, a potem - dalej�e, ju� z pieni�dzmi w kieszeni! (Kiedy�, ju� dawno, rozdawa�em w ten sam spos�b karmelki i z nie lepszym skutkiem). - 135 Kt�rego� dnia, spaceruj�c po rufie, spostrzeg�em na deskach pok�adu ludzkie oko. By�o zupe�nie pusto, tylko przy sterze marynarz �u� gum�, ca�y pok�ad zalany by� podzwrotnikowym s�o�cem i poci�ty uko�nie niebieskaw� siatk� cieni�w olinowania fok-masztu. Zapyta�em sternika: - Czyje to oko? Wzruszy� ramionami. - Nie wiem, sir. - Czy komu wypad�o, czy te� zosta�o wyj�te? - Nie widzia�em, sir. Le�y tutaj od rana. By�bym podni�s� i schowa� do pude�ka, ale nie wolno mi odchodzi� od steru. - Tam pod burt� - rzek�em - le�y drugie oko. Ale inne. Innego cz�owieka. Niech Barnes pozbiera je, jak b�dzie odchodzi� od steru. - S�ucham, sir. Podj��em przerwany spacer zastanawiaj�c si�, czy powiadomi� kapitana i Srnitha, kt�ry ukaza� si� na schodkach przedniego luku. - Tam na pok�adzie le�y ludzkie oko. - Zainteresowa� si� �ywo. - Do kr... ro... Gdzie? Czy do pary? - Czy pan my�li, .panie poruczniku, �e komu wypad�o, czy te� �e zosta�o wyj�te? Us�yszeli�my glos kapitana z g�rnego pomostu: - Czy co si� sta�o, panie Smith? Dlaczego pan zakl��? - Te... chr... przekl... - odpar� ze z�o�ci� Smith - te... bar... prr... zaczynaj� si� bawi� w oczko. - Czy pan chce przez to powiedzie� - zapyta�em - �e marynarze z nud�w wymy�lili tak� zabaw�, �e jeden drugiemu znienacka stara si� wybi� oko - tak mniej wi�cej, jak c�i�opcy w szkole podstawiaj� sobie nogi? Z g�ry rozleg� si� g�os kapitana: - Nie zapomnij pan, panie Smith, by niezale�nie od kary sprawca zjad� wybite oko. Tego chc� zwyczaje �eglugi. - Diabli - zakl�� porucznik. - Jak raz zacz�li, to ju� � 36 nie b�dzie spokoju. Na wodach po�udniowego Pacyfiku stra- cili�my w ten spos�b w czasie ciszy morskiej 3/4 oczu ca�ej za�ogi. Boj� si� tego jak wszystkich diab��w, ale jak raz zaczn�, nie mog� si� powstrzyma�. Ju� ja im sprawi� - a, a, wielmo�ni panowie - popami�taj� mnie, popami�taj� mnie wielmo�ni paaa... aaa... paa... - To raczej co� jak �echtanie - rzek�em. - Ch�opiec w szkole panicznie si� boi �echtania i dlatego te� nie mo�e si� powstrzyma� od po�echtania swego towarzysza, wtenczas tamten jego zn�w zaczyna �echta� i rozpoczyna si� og�lne �echtanie. - Ju� ja ich po�echc� - zamamrota� Smith, pieni�c si� i gwa�townie macaj�c po kieszeniach. Doda�em tylko smutno i prawie bole�nie: - Przepraszam. To s�abo przytwierdzony organ, kulka wsadzona w do�ek cz�owieka, nic wi�cej. Poszed�em do siebie, po�o�y�em si� na ��ku i napisa�em palcem na �cianie kajuty: - �adna sprawa. - Teraz Smith ich po�echce, a potem znowu oni po�echc� Smitha. To du�o gorzej ni� my�la�em. To niby jednostajnie i g�upio, ale coraz dora�nie) i cia�niej - to ju� osobiste zaczepki - to niebezpieczne. Jestem jak jagni� pomi�dzy wilkami, jak osio� w jaskini lw�w. Trzeba jednak b�dzie rozm�wi� si� powa�nie z Clarkiem. Sposobno�� do rozmowy nadarzy�a si� jeszcze tego samego wieczoru na mostku kapita�skim. Clarke sta� oparty o por�cz i konferowa� z porucznikiem, a obaj mieli bardzo zafrasowane i zirytowane miny. Widocznie naradzali si� nad sytuacj�, gdy� dos�ysza�em, jak Clarke m�wi�: - Tak, ale je�eli tak dalej p�jdzie, to mo�e zabrakn�� oczu. Co� ich musia�o podjudzi� - co� musia�o o�mieli� t� band� - sami nigdy by nie zaczynali. Teraz nie b�dzie spokoju. - Kto ich podjudzi�?! - wrzeszcza� wpadaj�c w gniew. Morze by�o przezroczyste - zachodz�ce s�o�ce nie zd��y�o jeszcze skry� si� za horyzontem, a ju� ciemno�� z ogromn� szybko�ci� spowija�a wody. Na niebie ukaza�y si� bociany w corocznej w�dr�wce z p�nocnej Szkocji do wschodnich brzeg�w Brazylii. Te swojskie ptaki s� w najwi�kszym k�opocie w�wczas, gdy w porze odlotu piskl�ta ich nie s� jesz- 137 kim to samo w g�owie. Zachciewa si� nie wiadomo czego, a ja przeszkadzam - ja zawadzam, nieprawda�? - moja skromno�� zawadza. Dlatego wszystko tu naoko�o podlizuje si� lub grozi, podgl�da i przedrze�nia, dlatego nieustanne zaczepki i ci�gle jedna i ta sama my�l - ach, jedna i ta sama my�l! - Co? - rzek� kapitan rozdziawiaj�c g�b�. - Nieprzyzwoite, m�wisz pan? Nieskromne? Ale� z pana... Cho