3196

Szczegóły
Tytuł 3196
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

3196 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 3196 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3196 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

3196 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

GEORGE ORWELL C�RKA PROBOSZCZA POWIE�� Prze�o�y� Bohdan Drozdowski ROZDZIA� PIERWSZY 1. Gdy budzik na komodzie wybuch� jak niezno�na, ma�a mosi�na bomba, Dorota wyrwa�a si� z g��bin pogmatwanego, dr�cz�cego snu i doszcz�tnie wyczerpana leg�a na plecach, patrz�c w ciemno��. Budzik wydawa� dokuczliwy, babski jazgot zdolny trwa� - gdyby go nie wy��czy� - chyba z pi�� minut. Dorota by�a obola�a od st�p do g��w, a podst�pne, godne pogardy rozczulenie nad sob�, ogarniaj�ce j� zwykle w porze rannego wstawania sprawi�o, �e schowa�a g�ow� pod pledy, byle tylko odci�� od uszu nienawistny ha�as. Walczy�a jednak ze zm�czeniem i, wedle swego zwyczaju, wymy�la�a sobie ostro w drugiej osobie liczby mnogiej. No, Doroto, wstawajcie�! Bez dosypiania, prosz�! Ksi�ga Przys��w VI,9. Naraz u�wiadomi�a sobie, �e je�li ha�as potrwa jeszcze bodaj chwil�, zbudzi ojca; pospiesznym zrywem wyskoczy�a z ��ka, zdj�a zegar z komody i wy��czy�a dzwonek. Sta� na komodzie, aby musia�a wyj�� z po�cieli, by go uciszy�. Ukl�k�a przy ��ku, nadal w ciemno�ciach i zm�wi�a Ojcze nasz, raczej w roztargnieniu, poniewa� jej stopom dokucza� zi�b. By�a dok�adnie pi�ta trzydzie�ci, i - jak na sierpniowy poranek - ch�od-nawo. Dorota (jedyne dziecko wielebnego Charlesa Hare, proboszcza parafii �w. Athelstana w Knype Hill, hrabstwo Suffolk) w�o�y�a znoszony flanelowy szlafrok i po omacku j�a schodzi� na d�. W ch�odzie poranka pachnia�o kurzem, ple�ni� i sma�on� fl�dr� z wczorajszej kolacji, a z obu stron korytarza na pierwszym pi�trze mog�a s�ysze� antyfony pochrapywa� ojca i Ellen, dziewczyny do wszystkiego. Ostro�nie, poniewa� st� kuchenny mia� paskudny zwyczaj wystawania w ciemno�ci i walenia cz�owieka w ko�� udow�, Dorota wymacywa�a drog� do kuchni, zapali�a �wiec� na okapie kominka i, ci�gle obola�a ze zm�czenia, ukl�k�a by wygarn�� popio�y z paleniska. Piekielnie trudno by�o rozpali� ogie� w kuchni. Komin by� krzywy, przeto stale na wp� zatkany, a p�omie�, zanim si� rozpali�, oczekiwa� wsparcia �y�k� nafty, niczym pijak porannego �yku ginu. Ustawiwszy czajnik, by zagotowa� dla ojca wod� do golenia, Dorota wesz�a na g�r� i pochyli�a si� nad wann�. Ellen chrapa�a nadal, ci�kim m�odzie�czym chrapaniem. By�a to dobra, pracowita s�u��ca, kiedy ju� sta�a na nogach, ale nale�a�a do gatunku tych dziewcz�t, kt�rych �aden diabe� ani wszyscy anieli nie potrafiliby podnie�� z ��ka przed si�dm� rano. Dorota nape�nia�a wann� tak wolno, jak to by�o mo�liwe - plusk zawsze, gdy zbyt gwa�townie odkr�ca�a kran, budzi� ojca. Przez chwil� sta�a patrz�c na �w blady, nieapetyczny zbiornik wody. Ca�e jej cia�o pokry�a g�sia sk�rka. Nie cierpia�a zimnych k�pieli i to by� g��wny pow�d, dla kt�rego od kwietnia do listopada zimne k�piele bra�a dla zasady. Wk�adaj�c na pr�b� d�o� do lodowatej wody - straszliwie lodowatej - zanurza�a j� stosuj�c zwyczajowe namowy. No, dalej, Doroto! W�a�cie! Nie strachajcie si�, prosz�! Wreszcie wchodzi�a do wanny zdecydowanie, siada�a, pozwala�a lodowatym pier�cieniom wody opasywa� cia�o i zanurza�a si� ca�a, z wyj�tkiem w�os�w, spi�tych z ty�u g�owy. Wynurza�a si� po chwili, prostuj�c cia�o chwyta�a powietrze i nie wypuszcza�a go tak d�ugo, p�ki nie utrwali�a w pami�ci przyniesionego w kieszeni szlafroka z postanowieniem odczytania "spisu czynno�ci". Si�gn�a po� i, wychylaj�c si� przez brzeg wanny, po piersi w lodowatej wodzie, przeczyta�a w �wietle �wiecy stoj�cej na krze�le: 7 godz. Kom. �w. Noworodek pani T? Musz� odwiedzi�. �niadanie. Bekon. Musz� prosi� ojca pieni�dze. (P) Spyta� Ellen co do kuchni lek ojca nb. spyta� o materia� na zas�onki u Solepipe'a. Pani P prosi odwiedzi� wycinki z "Daily Mai�". Angelica herbata dobra na reumatyzm pani L plaster na odciski. Godz. 12. Pr�ba Karola I. nb. zam�wi� 1/2 funta kleju i kubek farby aluminiowej. Obiad (przekre�lony) Lunch? Roznie�� Mag. Parafialny. Pani F winna 3 s 6 p. 4.30 Zw. matek herbata nie zapomnie� 2 1/2 jarda mat. na okna. Kwiaty dla ko�cio�a nb. skarbonka. Kolacja. Jajecznica. Przepisa� kazanie ojca. Co z ta�m� maszynow�? Przerwa� pow�j w grochu brzydki. Dorota wysz�a z wanny, wytar�a si� r�cznikiem niewiele wi�kszym od sto�owej serwetki - nigdy nie mogli sobie w probostwie pozwoli� na r�czniki przyzwoitych rozmiar�w - uwolni�a w�osy, opad�y na obojczyki dwoma ci�kimi pasmami. Mia�a je g�ste, bujne, wyj�tkowo jasne i chyba dlatego ojciec nie pozwoli� ich skraca�, tylko w�osy bowiem by�y w niej pi�kne. Poza tym by�a dziewczyn� �redniego wzrostu, raczej szczup��, cho� siln� i dobrze zbudowan�; jej s�aby punkt stanowi�a twarz - chuda, pospolita twarz blondynki o bladych oczach i nieco zbyt d�ugim nosie; przyjrzawszy si� bli�ej mo�na by�o dostrzec w k�cikach oczu kurze �apki, usta za�, gdy zasypia�a, zdradza�y zm�czenie. Nie by�a to jeszcze twarz starej panny, ale z pewno�ci� mog�a si� w tak� zmieni� ju� za kilka lat. Mimo to obcy zwykle dawali jej o par� lat mniej, ni� liczy�a w istocie (nie mia�a jeszcze dwudziestu o�miu) ze wzgl�du na niemal dzieci�c� szczero�� oczu. Lewe przedrami� pstrzy�y malutkie czerwone c�tki jak po uk�uciu owad�w. Dorota w�o�y�a zn�w nocn� koszul� i wyczy�ci�a z�by - oczywi�cie czyst� wod�: lepiej nie u�ywa� pasty przed Komuni� �wi�t�. Jedno z dwojga - albo si� po�ci, albo nie. Ci rzymscy katolicy maj� s�uszno��, w�a�ciwie, wi�c - si�gn�wszy po ni� zawaha�a si� nagle i zatrzyma�a. Opu�ci�a szczoteczk�. Wn�trzno�ci przeszy� okropny b�l, dotkliwy fizyczny b�l. Przypomnia�a sobie, z uczuciem wstr�tu, z jakim cz�owiek o �wicie przypomina sobie co� obrzydliwego - rachunek od Cargilla, nie zap�acony od siedmiu miesi�cy. Ten okropny rachunek (mo�e ju� wynosi� dziewi�tna�cie albo i dwadzie�cia funt�w, a na zap�acenie go nie ma najmniejszej nadziei) stanowi� jedn� z g��wnych udr�k jej �ycia. O ka�dej porze dnia czy nocy czyha� za rogiem sumienia, got�w na ni� skoczy� i zadr�czy�; a potem pojawia�y si� w pami�ci pliki rachunk�w mniejszych, dodaj�c si� w sum�, o kt�rej nie mia�a odwagi nawet pomy�le�. Niemal bezwiednie zacz�a si� modli�: "Prosz� ci�, Bo�e, spraw, �eby Cargill nie przys�a� dzi� zn�w swego rachunku". Ju� w nast�pnej chwili dosz�a do wniosku, �e modlitwa by�a przyziemna i blu�niercza, poprosi�a wi�c o wybaczenie. Potem w�o�y�a szlafrok i zbieg�a do kuchni, w nadziei wyrzucenia rachunku z pami�ci. Piec zgas�, jak zwykle. Dorota nape�ni�a go ponownie, brudz�c r�ce popio�em, pola�a naft� i stercza�a przed nim niespokojna a� do zagotowania czajnika. Ojciec ��da� wody do golenia zawsze na sz�st� pi�tna�cie. Z siedmiominutowym op�nieniem Dorota zanios�a miseczk� na g�r� i zapuka�a do ojcowych drzwi. - Wejd�, wejd� - burkn�� st�umiony, zagniewany g�os. Pok�j, zawieszony ci�kimi kotarami, by� duszny, przesycony m�skim zapachem. Proboszcz zapali� ju� �wiec� na szafce nocnej i le�a� na boku, patrz�c na z�oty zegarek, kt�ry w�a�nie wydoby� spod poduszki. W�osy mia� bia�e i g�ste niczym puch ostu. Jedno ciemne, �wiec�ce oko spojrza�o gniewnie, przez rami�, na Dorot�. - Dzie� dobry, ojcze. - Chcia�bym, Doroto - powiedzia� Proboszcz niewyra�nie, g�os jego zawsze brzmia� matowo i starczo dop�ki nie w�o�y� sztucznej szcz�ki - �eby� si� stara�a wyci�ga� Ellen z ��ka zawsze o �wicie. Albo sama b�d� punktu-alniejsza. - Przykro mi, ojcze. Ogie� pod kuchni� znowu zgas�. - W porz�dku. Postaw to na toalecie. Postaw i podnie� zas�ony. By�o ju� jasno, cho� ranek pos�pny i chmurny. Dorota pobieg�a do swego pokoju, ubra�a si� b�yskawicznie, co uznawa�a za niezb�dne w sze�� z siedmiu porank�w. Mia�a w pokoju jedynie malutkie kwadratowe lusterko, ale nawet tego nie u�ywa�a. Po prostu zawiesza�a na szyi z�oty krzy�yk - zwyczajny z�oty krzy�yk: �adnych krucyfiks�w, prosz�! - zwija�a w�osy w w�ze� na tyle g�owy, wpina�a we� byle jak ile� szpilek, narzuca�a na siebie ubrania (szary sweter, wyszarza�y tweedowy kostium, po�czochy niezbyt do kostiumu pasuj�ce i bardzo znoszone br�zowe buty) w czasie niespe�na trzech minut. Mia�a obowi�zek posprz�ta� jadalni� i gabinet ojca przed ko�cio�em, bezmy�lnie odmawiaj�c modlitwy przygotowuj�ce do komunii �wi�tej, co zajmowa�o jej nie mniej ni� dwadzie�cia minut. Kiedy z drzwi frontowych wyprowadzi�a rower, ranek nadal by� chmurny, a trawa nasi�kni�ta ci�k� ros�. Poprzez mgie�k�, jaka owija�a wzg�rze, ko�ci� �w. Athelstana zdawa� si� przy�miony, niczym o�owiany sfinks, gdy jego jedyny dzwon wybija� �a�obne bum! bum! bum! Tylko jeden z dzwon�w by� teraz w u�yciu; pozosta�ych siedem zdj�to i skazano na milczenie ju� przed trzema laty; le�a�y w ciszy, zwolna krusz�c w�asnym ci�arem pod�og� dzwonnicy. Stoj�c w mgle na dole, w oddali, mo�na by�o s�ysze� przykry d�wi�k dzwonu z ko�cio�a rzymskokatolickiego - by�o to co� odra�aj�cego, taniego, mizernego, co Proboszcz od �w. Athelstana zwyk� por�wnywa� do dzwonka ulicznego sprzedawcy bu�ek. Dorota wsiad�a na rower i pochyliwszy si� nad kierownic�, �wawo ruszy�a pod g�r�. Garbek jej cienkiego nosa por�owia� od porannego ch�odu. Niewidoczny w zachmurzonym niebie gwizda� nad g�ow� bekas. O wczesnym �wicie pie�� ma do ciebie doleci! Dorota opar�a rower o bram� cmentarn�, i spostrzeg�szy, �e d�onie ma ci�gle szare od popio�u, ukl�k�a mi�dzy mogi�ami i wyszorowa�a je do czysta o d�ugie, mokre trawy. Dzwon umilk�, podskoczy�a i ruszy�a p�dem do ko�cio�a, zupe�nie jak Proggett, zakrystian w poszarpanej sutannie i ogromnych butach robotnika, cz�api�cy boczn� naw�, by zaj�� miejsce przy bocznym o�tarzu. W ko�ciele panowa� przenikliwy ch��d, zapach wosku i odwiecznego kurzu. By� to gmach obszerny, zbyt obszerny jak na liczb� wiernych, zrujnowany i w przewa�aj�cej cz�ci pusty. Trzy w�skie wysepki �aw stercza�y nagie do po�owy nawy g��wnej, a poza nimi �wieci�y pustynie go�ej kamiennej posadzki, na kt�rej kilka zatartych napis�w zaznacza�o miejsca starych grobowc�w. Dach nad prezbiterium wyra�nie obwis�; ustawione obok skarbonki na potrzeby ko�cio�a dwa kawa�ki zrobaczywia�ej stropowej belki wyja�nia�y niemo, �e sta�o si� to za spraw� �miertelnego wroga chrze�cija�stwa: chrz�szcza ko�atka. Przez anemiczne szk�a okien przedziera�o si� bladobarwne �wiat�o. W otwartych drzwiach po�udniowych mo�na by�o dostrzec wystrz�piony �a�obny emblemat i ga��zki lipy, szarzej�ce w bezs�onecznym powietrzu i ko�ysz�ce si� niemrawo. Do komunii, jak zwykle, przyst�pi�a jeszcze tylko jedna osoba - stara panna Mayfill, z The Grange.* Przyst�powanie do komunii �wi�tej by�o tak� rzadko�ci�, �e Proboszcz nie m�g� zwerbowa� �adnych ch�opc�w do pomocy, wyj�wszy poranki niedzielne, kiedy ch�opcy lubi� pokazywa� si� wiernym w kome�kach i sutannach. Dorota wesz�a do �awy za pann� Mayfill i, w pokucie za pewien wczorajszy grzech, odsun�a podn�ek, by kl�kn�� na nagim kamieniu. Zacz�a si� msza. Proboszcz, w sutannie i kr�tkiej lnianej kom�y, czyta� modlitwy mi�kkim wy�wiczonym g�osem, do�� teraz wyra�nie, poniewa� mia� ju� wszystkie z�by, ale zadziwiaj�co markotnie. W jego zgorzknia�ej, postarza�ej twarzy, bladej jak srebrna moneta, malowa� si� wyraz rezerwy, niemal pogardy. "To jest wa�ny sakrament", wydawa� si� m�wi�, "a moim obowi�zkiem jest go wam udzieli�. Ale pami�tajcie, �e jestem tylko waszym ksi�dzem. Jako istota ludzka nie lubi� was i lekcewa��." Proggett, zakrystian, cz�ek czterdziestoletni, o k�dzierzawych siwych w�osach i czerwonym, zn�kanym obliczu, tkwi� cierpliwie obok, bez zrozumienia, ale z szacunkiem, podzwaniaj�c ma�ym komunijnym dzwoneczkiem, kt�ry gin�� w jego olbrzymich czerwonych d�oniach. Dorota przycisn�a palce do oczu. Jeszcze si� jej nie uda�o skupi� my�li, prawd� powiedziawszy, co chwil� trapi�o j� wspomnienie rachunku Cargilla. Znane na pami�� modlitwy przefruwa�y jakby mimochodem. Na chwil� podnios�a g�ow� i oczy natychmiast pocz�y b��dzi�. Najpierw w g�r�, ku bez- * The Grange - wieloznaczne: stodo�a, farma, spichlerz; tu: prze�miewcza nazwa domu panny Mayfill. g�owym na stropie anio�om, na szyjach kt�rych mo�na by�o dostrzec jeszcze �lady pi� puryta�skich �o�nierzy, potem zn�w na d�, na czarny, niby zapiekany w cie�cie pasztet wieprzowy, kapelusz i dr��ce smoliste kolczyki. Panna Mayfill mia�a na sobie d�ugi, staro�wiecki p�aszcz z ma�ym karaku�owym ko�nierzem, kt�ry wydawa� si� zat�uszczony, zawsze ten sam, jak daleko Dorota mog�a si�gn�� pami�ci�. By� wykonany z materii wielce osobliwej, z czego� w rodzaju satyny, ale znacznie gorszej, z w�ykami czarnych oblamowa� w�druj�cymi trudnym do wy�ledzenia wzorem. Mog�a to by� nawet owa legendarna i przys�owiowa materia - czarna krepa. Panna Mayfill by�a bardzo stara, tak stara, �e nikt nie pami�ta� jej jako kogo� innego ni� star� kobiet�. Otacza� j� md�awy zapach - ulotny, eteryczny zapach daj�cy si� rozpozna� jako woda kolo�ska, naftalina i od�r ginu. Dorota wyci�gn�a z klapy �akietu d�ug� szpilk� ze szklan� g��wk� i ukradkiem, pod os�on� plec�w panny Mayfill, wbi�a czubek w przedrami�. Jej cia�o drgn�o w pop�ochu. Uczyni�a z tego zasad�, kiedykolwiek przy�apywa�a si� na nieuwadze podczas modlitwy, k�u�a si� w rami� do�� g��boko, by wyst�pi�a krew. By�a to swoista metoda narzucania sobie samodyscypliny, ochrona przed my�lami blu�nierczymi i uchybiaj�cymi czci. Ze szpilk� gotow� do uk�ucia potrafi�a przez kilka chwil modli� si� bardziej zbornie. Jej ojciec zwr�ci�, bez przychylno�ci, jedno ciemne oko na �egnaj�c� si� raz po raz pann� Mayfill, praktyki tej nie znosi�. Na dworze �wierka� szpak. Dorot� wstrz�sn�o odkrycie, �e patrzy z dum� na zak�adki ojcowej kom�y, kt�r� sama uszy�a przed dwoma laty. Zacisn�a z�by i wbi�a szpilk� w przedrami� na g��boko�� jednej �smej cala. Ukl�kli znowu. Na spowied� powszechn�. Dorota odwo�a�a swoje oczy - b��dz�ce, niestety! ponownie, tym razem po witra�ach okien z prawej, zaprojektowanych przez sir Warde Tooke'a, z tytu�em A R A* w roku 1851, i przedstawiaj�cych �w. Athelstana witanego u bram niebieskich przez Archanio�a Gabriela z legionem anio��w podobnych do siebie jak krople wody oraz Ksi�cia Ma��onka - i wbi�a szpilk� w inn� cz�� ramienia. Zacz�a medytowa� przytomniej nad znaczeniem ka�dej frazy modlitwy i to przywr�ci�o jej umys�owi stan wi�kszej uwagi. Ale nawet teraz, gdy Proggett poruszy� dzwoneczkiem, poczu�a si� zobowi�zana do kolejnego u�ycia szpilki w po�owie "Przeto z Anio�ami i Archanio�ami", poniewa� nawiedzi�a j�, jak zawsze, paskudna pokusa wybuchni�cia �miechem przy tym w�a�nie fragmencie. Dzia�o si� to ze wzgl�du na pewn� opowie�� us�yszan� kiedy� od ojca, o tym, jak to *ARA (Associate of the Royal Academy) - cz�onek-korespondent Akademii Kr�lewskiej. on, ma�ym b�d�c ch�opcem, s�u�y� ksi�dzu przy o�tarzu, a dzwonek komunijny mia� odkr�cone serduszko, kt�re zwisa�o za nisko; i ten ksi�dz powiedzia�: "Przeto z Anio�ami i Archanio�ami, i z ca�� Niebia�sk� Asyst�, chwalimy i wys�awiamy Twoje dostojne Imi�, zawsze Ci� chwal�c i m�wi�c, przykr�� to, ty ma�a p�kata g�owo, przykr��-�e to!" Ody Proboszcz uko�czy� konsekracj�, panna Mayfill z niezwyk�ym trudem i powolno�ci� podj�a wysi�ek powstania na nogi, jakby by�a rozmontowan� drewnian� zabawk� zbieraj�c� si� po kawa�ku, wydzielaj�c przy ka�dym poruszeniu pot�ny cuch naftaliny. Dawa� si� zarazem s�ysze� d�wi�k niezwykle skrzypi�cy - to przypuszczalnie skrzypia� jej gorset, ale by� to d�wi�k taki, jaki wydaj� zderzane ze sob� ko�ci. Odnosi�o si� wra�enie, �e jej czarny p�aszcz okrywa� jedynie suchy szkielet. Dorota sta�a chwil� d�u�ej. Panna Mayfill pocz�a wlec si� ku o�tarzowi powolnymi, drobnymi kroczkami. Porusza�a si� z trudem, ale uwa�a�a za gorzk� obraz�, gdy kto� jej spieszy� z pomoc�. W tej s�dziwej, bezkrwistej twarzy usta zdawa�y si� zaskakuj�co du�e, lu�ne i wilgotne. Dolna warga, obwis�a ze staro�ci, za�liniona i wysuni�ta, ods�ania�a plasterek gumy i rz�d sztucznych z�b�w, ��tych jak klawisze starego fortepianu. G�rn� warg� lamowa� ciemny, wilgotny w�sik. Nie by�y to usta apetyczne, nie nale�a�y do rodzaju tych, jakie by si� chcia�o widzie� pij�ce z naszej fili�anki. Nagle, bezwiednie, jakby sam diabe� j� tam w�o�y�, z ust Doroty wypsn�a si� modlitwa: "O Bo�e, nie pozw�l mi pi� z kielicha po pannie Mayfill!" W nast�pnej chwili, przera�ona, zda�a sobie spraw� z tego, co rzek�a i wo�a�aby raczej rozgry�� j�zyk na dwie po�owy, zanim wyrzek� owo �miertelne blu�nierstwo u samych st�p o�tarza. Znowu z klapy �akietu wyj�a szpilk� i wbi�a j� w rami� tak mocno, �e z najwi�kszym trudem powstrzyma�a okrzyk b�lu. Po czym podesz�a do o�tarza i ukl�k�a potulnie po lewej stronie panny Mayfill, tak by by� pewn�, �e kielich otrzyma po niej. Kl�cz�c, z pochylon� g�ow� i d�o�mi opartymi na kolanach, pogr��y�a si� w modlitwie o przebaczenie, zanim ojciec zd��y� doj�� do niej z op�atkiem. Ale strumie� my�li uleg� za�amaniu. Nagle pr�ba modlitwy zda�a si� jej bezcelowa; wargi porusza�y si�, ale w mod�ach zabrak�o serca i zrozumienia. S�ysza�a szuraj�ce buty Proggetta i czysty, niski g�os ojca mrucz�cy "bierzcie i jedzcie", widzia�a pod kolanami zdarty strz�p dywanu, czu�a zapach kurzu, wody kolo�skiej i naftaliny; nagle jakby zosta�a pozbawiona zdolno�ci do my�lenia o "Ciele i Krwi Chrystusa", dla kt�rego tu przysz�a. My�l zapad�a w �mierteln� pr�ni�. Odnios�a wra�enie, �e ju� nie potrafi si� modli�. Zmaga�a si�, zbiera�a my�li, powtarza�a mechanicznie pocz�tkowe zdania modlitwy i uznawa�a je za bezu�yteczne, pozbawione znaczenia, niczym puste i martwe skorupy s��w. Ojciec w kszta�tnej starczej d�oni trzyma� przed ni� op�atek. Trzyma� go mi�dzy kciukiem i palcem wskazuj�cym, znu�ony, z pewnym niesmakiem, jakby to by�a �y�ka lekarstwa. Patrzy� na pann� Mayfill, kt�ra z�ama�a si� w p�, niczym kanciasta g�sienica, w�r�d licznych skrzypni�� i znak�w krzy�a czynionych z tak� dok�adno�ci�, �e mo�na by pomy�le�, i� sobie z przodu p�aszcza wyszywa rz�dy galon�w. Dorota waha�a si� kilkana�cie sekund i nie przyj�a op�atka. Nie �mia�a go przyj��. By�oby lepiej, o wiele lepiej, gdyby zesz�a ze stopni o�tarza, ni� przyj�a sakrament z takim rozgardiaszem w sercu! I w�a�nie wtedy spojrza�a w bok, przez otwarte drzwi po�udniowe. Niespodziewana w��cznia s�onecznego �wiat�a przeszy�a chmury. Spad�a w d�, poprzez li�cie lipy, tak �e li�ciasta ga��zka u wej�cia zal�ni�a przelotn�, niezr�wnan� zieleni�, ziele�sz� ni� jadeit czy szmaragd, a nawet ni� wody Atlantyku. By�o to tak, jakby jaki� klejnot o niewyobra�alnym blasku zal�ni� na chwil�, wype�ni� wej�cie zielonym �wiat�em, a potem zgas�. Rzeka rado�ci przep�yn�a przez serce Doroty. Z przyczyn g��bszych ni� rozum, odzyska�a rumie�ce, spok�j ducha, mi�o�� do Boga, si�� wiary. Znienacka, dzi�ki zieleni mog�a si� znowu modli�. O wy, wszystkie ro�liny zielone na ziemi, chwalcie Pana! Zacz�a si� modli� p�omiennie, rado�nie, dzi�kczynnie. Op�atek stopi� si� pod jej j�zykiem. Wzi�a z rak ojca kielich i bez wstr�tu skosztowa�a, z pewn� nawet rozkosz� w tym ma�ym akcie samoponi�enia, mokrego odcisku warg panny Mayfill na jego srebrnym obrze�u. 2. Ko�ci� �w. Athelstana sta� w najwy�szym punkcie Knype Hill i gdyby kto� postanowi� wspi�� si� na wie��, mia�by wgl�d w okolic� w promieniu oko�o dziesi�ciu mil. Nie dlatego, �eby by�o tam co� godnego ogl�dania, poza p�askim, tu i �wdzie zaledwie pofalowanym pejza�em wschodniej Anglii, niezno�nie nudnym latem, ale rehabilitowanym zim� przez dobrze znane kszta�ty nagich wi�z�w przypominaj�cych na tle o�owianego nieba wachlarze. Bezpo�rednio u st�p wzg�rza le�a�o miasto, z ulic� G�ow� biegn�c� na wsch�d i zach�d, i dziel�c� je na dwie nier�wne cz�ci. Po�udniowa cz�� miasta by�a stara, wiejska i szacowna. Po stronie p�nocnej sta�y budynki cukrowni Blifila-Gordona, a wzd�u� dr�g wiod�cych ku nim, ba�aganiarskie rz�dy n�dznych cha�up z ��tej ceg�y, w wi�kszo�ci zamieszka�ych przez pracownik�w tej fabryki, kt�rzy stanowili wi�cej ni� po�ow� spo�r�d dwu tysi�cy mieszka�c�w i byli co do jednego przybyszami, mieszczuchami i bezbo�nikami. Dwiema osiami, czy dwoma ogniskami, wok� kt�rych obraca�o si� �ycie spo�eczne miasteczka by�y: Klub Konserwatyst�w Knype Hill (z pe�nym wyszynkiem), z kt�rego hakowatych okien, zawsze gdy bar by� otwarty, wygl�da�y wielkie, zar�owione oblicza miasteczkowej elity patrz�ce niczym p�kate z�ote rybki spoza szyb akwarium; oraz, nieco poni�ej ulicy G��wnej, "Stara Herbaciarnia" - g��wne miejsce spotka� pa� z Knype Hill. By� nieobecn� w "Starej Herbaciarni" mi�dzy dziesi�t� i jedenast� ka�dego ranka, dla wypicia "porannej kawki" i sp�dzenia ma�ej p�godzinki na wdzi�cznej paplaninie narzeczem wy�szej klasy �redniej ("Moja droga, mia� dziewi�� pik�w do asa z dam� i wyobra� sobie, wyszed� w bez atu. C� znowu, moja droga, nie m�wisz chyba powa�nie, znowu p�acisz za moj� kaw�? Och, ale� moja droga, to stanowczo zbyt z twojej strony uprzejme. Wobec tego jutro ja b�d� si� wr�cz domaga� prawa zap�acenia za twoj�. A sp�jrz teraz na drogiego ma�ego Toto - siedzi i wygl�da na m�drego ma�ego cz�owieczka z ma�ym czarnym dziobkiem, co si� rusza w prawo i w lewo, a chcia�by, ten rozkoszny kaczor, chcia�by, chcia�by, �eby mu mama dawa�a kostki cukru, mog�abym, mog�a. Masz, Toto!") znaczy�oby znale�� si� poza spo�eczno�ci� Knype Hill. Proboszcz, swoim kwa�nym stylem, nada� tym damom przezwisko "kawowej brygady". Tu� przy kolonii pozbawionych smaku willi zamieszka�ych przez "kawow� brygad�", ale odci�ty od niej przez obszerne grunta, stercza� The Grange, dom panny Mayfill. By� on cudaczn�, wyko�czon� hurdycjami imitacj� zamku z ciemnoczerwonej ceg�y, dzie�em czyjego� szale�stwa wzniesionym oko�o roku 1870, szcz�liwie niemal ukrytym pomi�dzy g�stymi zaro�lami. Probostwo sta�o w po�owie drogi przez wzg�rze, zwr�cone frontonem do ko�cio�a, a ty�em do ulicy G��wnej. By� to dom nie z tej epoki, k�opotliwie obszerny, pokryty chronicznie odpadaj�cym ��tym tynkiem. Nieco wcze�niej Proboszcz dobudowa� z jednej strony przestronn� cieplarni�, kt�ra zawsze domaga�a si� naprawy. Mimo to Dorota u�ywa�a jej jako pracowni. Ogr�d przydusza�y obdarte z kory jod�y i roz�o�yste jesiony, ocieniaj�ce frontowe pokoje. Uniemo�liwia�y one hodowl� jakichkolwiek kwiat�w. Za domem le�a� rozleg�y warzywnik. Proggett mozolnie przekopywa� go wiosn� i jesieni�. Dorota zajmowa�a si� sianiem i pieleniem w takich wolnych chwilach, na jakie mog�a sobie pozwoli�; mimo to bywa� zazwyczaj nieprzebyt� d�ungl� chwast�w. Dorota zeskoczy�a z roweru u bramy, na kt�rej jaka� osoba urz�dowa naklei�a plakat z nadrukiem �G�osuj na Blifila-Gordona i wy�sze zarobki� (Trwa�y w�a�nie wybory uzupe�niaj�ce i pan Blifil-Gordon wyst�powa� z ramienia konserwatyst�w). Otwar�szy frontowe drzwi Dorota ujrza�a dwa listy le��ce na wydeptanej kokosowej macie. Jeden pochodzi� od ksi�dza dziekana, drugi by� wymi�toszony, cienki - na oko od firmy Catkin i Palm, ksi�owskich krawc�w ojca. Niew�tpliwie zawiera� rachunek. Proboszcz przestrzega� sta�ej ju� praktyki zabierania korespondencji, kt�ra go interesowa�a i pozostawiania ca�ej reszty. Dorota schyla�a si� w�a�nie, by j� podnie��, kiedy ujrza�a z upiornym przera�eniem kopert� bez adresu zwrotnego, przyklejon� do brzegu innego listu, By� to rachunek - z pewno�ci� by� tam rachunek! Co wi�cej, ledwie rzuci�a na� okiem, a ju� "wiedzia�a", �e ten okropny rachunek nadszed� od Cargilla, rze�nika. Odnios�a wra�enie, �e tonie. Przez chwil� zacz�a si� nawet modli� o to, �eby to nie by� rachunek od Cargilla, �eby to by rachunek na trzy funty i dziewi�� szyling�w od Solepipe'a, b�awatnika, albo rachunek od piekarza, albo z pralni - ka�dy, byle nie rachunek od Cargilla. Wreszcie, zapanowawszy nad strachem, oderwa�a kopert� od brzegu listu, rozdar�a j� ruchem niemal konwulsyjnym. "Do zap�acenia: funt�w 21 szyling�w 7 pens�w 9". Zosta�o to napisane niewinnym pismem ksi�gowego pana Cargilla. Ale ni�ej, grubymi literami, wygl�daj�cymi jak oskar�enie, dodano i grubia�sko podkre�lono: "Chcia�bym uwiadomi� sz. pana, �e ten r-k jest niezap�acony od bardzo dawna. B�d� zobowi�zany za mo�liwie najszybsz� jego realizacj�. S. Cargill". Dorota zblad�a o jeden odcie� i stwierdzi�a, �e nie ma ochoty na �adne �niadanie. Wrzuci�a rachunek do kieszeni i wesz�a do jadalni. By� to niewielki ciemny pok�j domagaj�cy si� nowych tapet - podobnie jak ka�dy inny pok�j w probostwie. Zdawa� si� urz�dzony z takim rozmachem, jakby go umeblowano antykami. Sta�y tu meble "dobre", ale zu�yte i nie do naprawienia, krzes�a z�arte przez korniki tak, �e mo�na by�o na nich siada� tylko wtedy, kiedy si� zna�o ich s�abe strony. Na �cianach wisia�y stare, ciemne, zdefasonowane staloryty, jeden - by� mo�e Van Dycka portret Karola I - prawdopodobnie mia�by pewn� warto��, gdyby nie zosta� tak zniszczony przez wilgo�. Proboszcz sta� przed pustym paleniskiem, grzej�c si� przy wyimaginowanym ogniu i czyta� list, kt�ry nadszed� w d�ugiej b��kitnej kopercie. Mia� na sobie nadal czarn� satynow� sutann�, stanowi�c� wspania�e dope�nienie jego bujnych bia�ych w�os�w, bladej, urodziwej, bynajmniej nie uprzejmej twarzy. Kiedy Dorota wesz�a, od�o�y� list na bok, wydoby� sw�j z�oty zegarek i przyjrza� mu si� znacz�co. - Przykro mi, ojcze, �e si� nieco sp�ni�am. - Tak, Doroto, jeste� nieco sp�niona - powiedzia� Proboszcz, powtarzaj�c jej s�owo z delikatnym, ale zauwa�alnym naciskiem. - Sp�ni�a� si� o dwana�cie minut, dla �cis�o�ci. Nie my�lisz, Doroto, �e gdy ja wstaj� kwadrans po sz�stej, by celebrowa� Msz� �wi�t� i wracam do domu wyj�tkowo zm�czony i g�odny, to by�oby lepiej, gdyby� potrafi�a przyj�� na �niadanie nawet nieco nie sp�niona? By�o jasne, �e Proboszcz znajdowa� si� w nastroju, jaki Dorota nazywa�a eufemistycznie "niezbyt przyjemnym". Dysponowa� jednym z tych znu�onych, opanowanych g�os�w, kt�re nigdy nie s� zdecydowanie gniewne i nigdy nigdzie nie ocieraj� si� o dobry humor - jednym z tych g�os�w, kt�re zdaj� si� przy lada okazji m�wi� "doprawdy, nie rozumiem, o co robisz ca�y ten ha�as!" Sprawia� wra�enie cz�owieka nieustannie cierpi�cego wskutek g�upoty i doku-czliwo�ci innych ludzi. - Przykro mi, ojcze! Po prostu musia�am i�� na poszukiwanie pani Tawney. - (Pani Tawney by�a ow� "pani� T" ze "spisu czynno�ci") - Wczoraj w nocy urodzi�a dziecko, a jak wiesz, obieca�a mi, �e przyjdzie i we�mie �lub ko�cielny po jego urodzeniu. Ale oczywi�cie nie przyjdzie, je�li b�dzie my�le�, �e si� ni� w og�le nie interesujemy. Wiesz jakie s� te kobiety - nienawidz� ko�cielnych �lub�w. Nigdy nie przyjd�, je�li si� do nich nie przymila�. Proboszcz nawet nie chrz�kn��, ale ruszaj�c ku nakrytemu do �niadania sto�owi, wyda� cichy pomruk niezadowolenia. Znaczy�o to, �e do obowi�zk�w pani Tawney powinno nale�e� przyj�cie i wzi�cie �lubu ko�cielnego bez przymile� Doroty; po wt�re, �e Dorota nie mia�a �adnego interesu w traceniu czasu na odwiedzanie tej miejskiej ho�oty, zw�aszcza przed �niadaniem. Pani Tawney by�a �on� robotnika i �y�a in partibus infidelium, na p�noc od ulicy G��wnej. Proboszcz z�o�y� d�onie na oparciu swego krzes�a i bez s�owa rzuci� Dorocie spojrzenie "Czy teraz jeste�my gotowi? Czy jeszcze dojdzie do jakich� sp�nie�?" - My�l�, �e wszystko jest gotowe, ojcze - odpar�a Dorota. - Mo�e gdyby� ju� tylko zwr�ci� si� o �ask�... - Benedictus benedicat - powiedzia� Proboszcz, podnosz�c z talerza poczernia�� srebrn� pokrywk�. Owa srebrna pokrywka, podobnie jak posrebrzana �y�ka do marmelady, nale�a�a do rodzinnego dziedzictwa; no�e i widelce, a tak�e wi�kszo�� porcelany, pochodzi�y od Woolwortha. - Znowu bekon, widz� - doda� Proboszcz, spostrzeg�szy trzy przejrzyste plasterki poskr�cane na kwadracikach przypieczonego chleba. - Niestety, to wszystko, co mamy w domu - szepn�a Dorota. Proboszcz uj�� widelec mi�dzy palec wskazuj�cy i kciuk, i ruchem niezmiernie delikatnym, jakby gra� w bierki, przewr�ci� jeden z plasterk�w. - Wiem, oczywi�cie - rzek� - �e bekon na �niadanie stanowi brytyjsk� instytucj� niemal tak star� jak� rz�dy Parlamentu. Mimo to, czy nie s�dzisz, ze od czasu do czasu mogliby�my zje�� co� innego, Doroto? - Bekon jest teraz tak tani - powiedzia�a Dorota ze skruch�. - Nie kupi� go zdaje si� grzechem. Tylko pi�� pens�w za funt, a widzia�am zupe�nie nie�le wygl�daj�cy bekon ju� nawet po trzy pensy. - Ach, du�ski, jak przypuszczam? C� za rozmaito�� du�skich najazd�w mamy w tym kraju! Pierwszy z ogniem i mieczem, a teraz z tym odra�aj�cym tanim bekonem. Ciekawe, czy to nie on ponosi win� za wzrost �miertelno�ci? Poczuwszy si� po tym dowcipie nieco lepiej, Proboszcz usiad� na krze�le i spo�y� zupe�nie przyzwoite �niadanie z�o�one z pogardzanego bekonu, podczas gdy Dorota (nie jad�a tego ranka �adnego bekonu - w pokucie narzuconej sobie wczoraj za wypowiedzenie s�owa "cholera" i za p�godzinne leniuchowanie po lunchu) przemy�liwa�a nad stosownym pocz�tkiem rozmowy. Czeka�o j� zadanie niewypowiedzianie wstr�tne - ��danie pieni�dzy. Wydobycie pieni�dzy od ojca w najlepszym razie graniczy�o z niemo�liwo�ci�, a zda�o si�, �e tego ranka Proboszcz mia� zamiar by� nawet bardziej "trudny" ni� zazwyczaj. "Trudny" to by� kolejny z jej eufemizm�w. Otrzyma� z�e wiadomo�ci, jak przypuszczam, my�la�a przygn�biona, patrz�c na b��kitn� kopert�. Prawdopodobnie �aden z ludzi, kt�rzy kiedykolwiek rozmawiali z Proboszczem d�u�ej ni� dziesi�� minut, nie zaprzeczy�by, �e to "trudny" rodzaj cz�owieka. Tajemnica jego niemal zawsze z�ego humoru tkwi�a bowiem w tym, �e sam stanowi� anachronizm. Nigdy nie powinien si� by� rodzi� w nowoczesnym �wiecie; ca�a tego �wiata atmosfera budzi�a w nim wstr�t i doprowadza�a do furii. Kilka wiek�w wcze�niej, pisuj�c wielog�osowe poematy albo zbieraj�c skamieliny, podczas gdy wikarowie za czterdzie�ci funt�w rocznie zarz�dzaliby jego parafi�, czu�by si� prawdziwie w swoim �ywiole. Nawet teraz, gdyby by� cz�owiekiem bogatszym, m�g�by odcinaj�c od swojej �wiadomo�ci ca�y ten wiek dwudziesty, znale�� ukojenie. Ale ostatnio �ycie sta�o si� wielce kosztowne; nie da si� prze�y� za mniej ni� dwa tysi�ce rocznie. Proboszcz, przytroczony przez w�asn� bied� do wieku Lenina i "Daily Mai�", trwa� w stanie chronicznego rozdra�nienia i by�o czym� naturalnym, �e wy�adowywa� je na osobie mu najbli�szej - to znaczy, zazwyczaj, na Dorocie. Urodzi� si� w roku 1871 jako m�odszy syn m�odszego syna baroneta i wst�pi� w s�u�b� ko�cio�owi z niemodnego powodu, stanowi�cego, �e ko�ci� jest tradycyjnym miejscem pracy m�odszych syn�w. Pierwszy wikariat odby� w du�ej n�dzarskiej parafii we wschodnim Londynie - by�o to miejsce koszmarne, chuliga�skie, wspomina� je z obrzydzeniem. Ju� w tamtych latach klasy ni�sze (jak mia� zwyczaj je nazywa�) zdecydowanie wymyka�y si� spod kontroli. Nieco lepiej wiod�o mu si�, gdy pe�ni� obowi�zki wikarego w pewnym odleg�ym miejscu w hrabstwie Kent (w Kent urodzi�a si� Dorota), gdzie gruntownie sponiewieram wie�niacy ci�gle jeszcze uchylali przed "plebanem" kapelusza. W�a�nie wtedy si� o�eni�, jego ma��e�stwo by�o diabelnie nieszcz�liwe. Poniewa� duchownym nie wolno k��ci� si� z �onami, ich nieszcz�cia pozostaj� utajone, przez co dziesi�ciokro� gorsze. Do Knype Hill przyby� w roku 1908, liczy� wtedy lat trzydzie�ci siedem, z usposobieniem nieuleczalnie skwa�nia�ym, z charakterem, kt�ry sprawi�, i� zrazi� do siebie wszystkich m�czyzn, kobiety i dzieci w ca�ej parafii. Sta�o si� tak nie dlatego, �e by� z�ym ksi�dzem, w roli zwyk�ego ksi�dza. W czynno�ciach czysto duszpasterskich by� skrupulatny, dok�adny - przypuszczalnie zbyt dok�adny jak na potrzeby Ko�cio�a Ubogiego* wschodnio-an-gielskiej parafii. Msze odprawia� z doskona�ym wyczuciem smaku, wyg�asza� godne podziwu kazania i wstawa� w niedogodnych godzinach porannych, by udziela� komunii �wi�tej w ka�d� �rod� i pi�tek. Ale nigdy nie dotar�o do�, �e duchowny mo�e mie� tak�e pewne inne powa�ne obowi�zki poza murami ko�cio�a. Nie mog�c pozwoli� sobie na wikarego, pozostawi� ca�� brudn� parafialn� robot� swojej �onie, a po jej �mierci (zmar�a w roku 1921) - Dorocie. Ludzie m�wili, obel�ywie i k�amliwie, �e gdyby to by�o mo�liwe, kaza�by Dorocie wyg�asza� kazania. "Klasy ni�sze" wyczu�y natychmiast, jaki mia� do nich stosunek. Gdyby by� cz�owiekiem bogatym, prawdopodobnie liza�yby jego buty, zgodnie ze swoim zwyczajem; w tej wszak�e sytuacji - jedynie go nienawidzi�y. Nie dba� o to, w gruncie rzeczy nie obchodzi�o go ich istnienie. W nie lepszych stosunkach pozostawa� tak�e z klasami wy�szymi. By� sk��cony z hrabiostwem, co do jednego, a szlacht� miejsk�, jako wnuk baroneta, gardzi� nie staraj�c si� tego ukrywa�. W ci�gu dwudziestu jeden lat uda�o mu si� zredukowa� liczb� wiernych parafii �w. Athelstana z sze�ciuset do nieco poni�ej dwustu. Sta�o si� to nie tylko z przyczyn osobistych. Sta�o si� tak r�wnie� dlatego, �e staromodny Anglikanizm Wysoki**, do kt�rego Proboszcz lgn�� wytrwale, by� czym�, co irytowa�o wszystkie grupy parafian niemal jednakowo. W * Ko�ci� Ubogi (Low Church) - tradycyjnie protestancka odmiana ko�cio�a angielskiego. ** Anglikanizm Wysoki (High Church) - jedna z odmian ko�cio�a angielskiego, grupuj�ca zwolennik�w obrz�dowo�ci i form zbli�onych do ko�cio�a katolickiego. naszych czasach duchowny, kt�ry pragnie utrzyma� swoj� kongregacj�, ma do wyboru tylko dwa sposoby. Albo musi to by� anglokatolicyzm czysty i prosty - czy raczej czysty i nie prosty; albo musi by� odwa�nie nowoczesny, o szerokich horyzontach i g�osi� koj�ce kazania zapewniaj�ce, �e nie ma piek�a i �e wszystkie dobre religie s� takie same. Proboszcz nie wybra� �adnego z tych sposob�w. Z jednej strony mia� w najg��bszej pogardzie ruch anglo-ka-tolicki. Przeszed� on nad jego g�ow� bez wra�enia; "rzymska gor�czka", tak to w�a�nie okre�la�. Z drugiej strony by� zbyt "wysoki" dla starszych cz�onk�w swej kongregacji. Od czasu do czasu straszy� ich do nieprzytomno�ci u�ywaj�c fatalnego s�owa "katolicki" nie tylko w jego u�wi�conym miejscu w Credo, ale tak�e z ambony. Oczywi�cie, parafia topnia�a z roku na rok, a pierwsi opu�cili j� ludzie najlepsi. Lord Pocthorne z Pocthorne Court, kt�ry posiada� pi�t� cz�� hrabstwa, pan Lewis, emerytowany kupiec bran�y sk�rzanej, sir Edward Huston z Crabtree Hali, a z drobnej szlachty posiadacze samochod�w; wszyscy opu�cili �wi�tego Athelstana. Wi�kszo�� z nich je�dzi�a w niedziele do Millborough, pi�� mil dalej. Millborough - miasto o pi�ciu tysi�cach mieszka�c�w mia�o dwa ko�cio�y, mo�na wi�c by�o wybra� jeden z nich: �w. Edmunda lub �w. Wedekinda. Ko�ci� �w. Edmunda by� modernistyczny, o�tarz zdobi� tekst wzi�ty z Jerozolimy Blake'a, za� komunijne wino pito tam ze szklanych puchar�w; anglokatolicki ko�ci� �w. Wedekinda znajdowa� si� w stanie nieustaj�cej wojny partyzanckiej z biskupem. Pan Cameron, sekretarz Klubu Konserwatyst�w Knype Hill, by� nawr�conym rzymskim katolikiem, a jego dzieci tkwi�y w samym j�drze rzymskokatolickiego ruchu literackiego. M�wiono, �e maj� papug�, kt�r� ucz� Extra ecclesiam nulla salus. Skutek by� taki, �e nikt, o jakimkolwiek statusie, nie pozostawa� wierny �w. Athelstanowi, wyj�wszy pann� Mayfill z The Grange. Wi�ksza cz�� pieni�dzy panny Mayfill zosta�a ofiarowana ko�cio�owi - tak twierdzi�a ona sama; nawiasem bior�c nigdy nie widziano, by k�ad�a na tac� wi�cej ni� sze�� pens�w, a wygl�da�o na to, �e b�dzie �y� wiecznie. Pierwszych dziesi�� minut �niadania min�o w zupe�nej ciszy. Dorota pr�bowa�a zebra� si� na odwag�, by przem�wi� - oczywi�cie musia�a znale�� jaki� inny temat przed podniesieniem kwestii pieni�dzy - ale ojciec nie by� cz�owiekiem sk�onnym do m�wienia o niczym. Czasem poddawa� si� pr�dom tak g��bokich abstrakcji, �e nie mo�na by�o go sk�oni� nawet do s�uchania; kiedy indziej bywa� zbyt uwa�ny, s�ucha� pilnie, po czym tonem raczej znu�onym sumowa�, �e nie warto by�o tego m�wi�. Grzeczno�ciowe komuna�y - pogoda i temu podobne - zazwyczaj wprawia�y go w sarkazm. Mimo to Dorota postanowi�a zacz�� od pogody. - To dziwny rodzaj dnia, nieprawda�? - powiedzia�a u�wiadamiaj�c sobie poniewczasie pustot� tej uwagi. - Co jest dziwne? - docieka� Proboszcz. , - No, �e rano by�o tak zimno i mgli�cie, a teraz wysz�o s�o�ce i zrobi�o si� ca�kiem �adnie. - Czy w tym jest co� szczeg�lnie dziwnego? Nie wypad�o to, rzecz jasna, dobrze. Musia� otrzyma� z�e wie�ci, pomy�la�a. Spr�bowa�a raz jeszcze. - Chcia�abym, ojcze, �eby� wyszed� czasem i spojrza� na to, co si� dzieje w ogrodzie za domem. Fasolka szparagowa pnie si� tak wspaniale! Str�ki s� d�ugie na stop�. Mam, oczywi�cie, zamiar zachowa� najlepsze z nich na do�ynki. Pomy�la�am sobie, �e by�oby tak �adnie, gdyby�my udekorowali ambon� festonami fasolki szparagowej i zawiesili w�r�d nich kilka pomidor�w. By�o to faux pas. Proboszcz spojrza� znad talerza z wyrazem g��bokiego niesmaku. - Moja droga Doroto - rzek� ostro - czy to konieczne zawraca� mi g�ow� do�ynkami ju� teraz? - Przykro mi, ojcze! - odpar�a Dorota w roztargnieniu. - Nie mia�am zamiaru zawraca� ci g�owy. Po prostu pomy�la�am... - Czy przypuszczasz - ci�gn�� Proboszcz - �e sprawi mi przyjemno�� wyg�aszanie kazania w�r�d feston�w szparagowej fasolki? Nie jestem zielenia-rzem. My�l o tym nie pozwala mi sko�czy� �niadania. Kiedy� odbywa si� ta nieszcz�sna impreza? - We wrze�niu, szesnastego, ojcze. - To przecie� prawie za miesi�c. Na lito�� bosk�, pozw�l mi jeszcze przez chwil� o tym nie pami�ta�! My�l�, �e musimy raz w roku godzi� si� na �w cudaczny obrz�dek, by po�askota� pr�no�� byle amatorskiego ogrodnika w parafii. Ale nie zaprz�tajmy sobie g�owy tym bardziej, ni� to absolutnie konieczne. Proboszcz, o czym Dorota powinna by�a pami�ta�, darzy� do�ynki totaln� odraz�. Utraci� nawet warto�ciowego parafianina-pana Toagisa, gburowatego emerytowanego kupca warzywnego - za spraw� swego "nielubienia", jak powiedzia�, widoku ko�cio�a przybranego tak, �e przypomina� stragan. Pan Toagis, anima naturaliter noncoformistica, w czasie do�ynek otrzymywa� wy��czny przywilej dekorowania bocznego o�tarza na rodzaj Stonehenge* * Stonehenge - pozosta�o�ci wielkiego zbiorowiska obrobionych g�az�w stoj�cych na Salisbury Plain, Anglia. Ustawiono je przypuszczalnie ok. 1800-1400 lat p.n.e. Uwa�a si�, �e mog�y w pewnych porach roku wyznacza� wsch�d i zach�d s�o�ca; �e by�a to �wi�tynia s�o�ca albo obserwatorium. skomponowanego z gigantycznych dy�. Poprzedniego lata uda�o mu si� wyhodowa� doskona�� dyni�-lewiatana, owoc p�omiennie czerwony i tak olbrzymi, �e trzeba by�o dw�ch m�czyzn, �eby go podnie��. Ten monstrualny okaz umieszczono w prezbiterium, gdzie przyt�oczy� o�tarz i odebra� barwy wschodniemu oknu. Bez wzgl�du na to w jakiej sta�o si� cz�ci ko�cio�a, owa dynia, jak si� to m�wi, "wali�a cz�owieka w oko". Pan Toagis by� w stanie euforii. Bez przerwy kr�ci� si� wok� ko�cio�a, niezdolny oderwa� si� od uwielbianej dyni, sprowadza� nawet sztafety przyjaci�, by j� podziwiali. Z wyrazu jego twarzy mo�na by�o wnosi�, �e cytowa� wiersz Wordswortha o westminsterskim mo�cie: Nie masz na ziemi rzeczy r�wnie �wietnej: Ubogi duchem �w, kto nie dostrze�e Jak wzruszaj�co jest majestatyczny! Dorota mia�a nawet po tym wszystkim pewne nadzieje zwabienia go do komunii �wi�tej. Lecz Proboszcz spostrzeg�szy dyni�, popad� w straszny gniew i z miejsca "t� niesmaczn� rzecz" kaza� usun��. Pan Toagis natychmiast "opu�ci� kaplic�", po czym on sam i jego spadkobiercy zostali straceni dla ko�cio�a na zawsze. Dorota postanowi�a uczyni� jeszcze jedn�, ostateczn� pr�b� nawi�zania rozmowy. - Wykonujemy kostiumy do Karola I - powiedzia�a. (Dzieci ze szk�ki niedzielnej mia�y w pr�bach sztuk� zatytu�owan� Karol I z zamiarem wystawienia jej na fundusz organowy) - Szkoda, �e nie wybrali�my czego� troszeczk� l�ejszego. Okropnie trudno wykona� zbroje, a obawiam si�, �e buty rybackie b�d� jeszcze trudniejsze. My�l�, �e nast�pnym razem naprawd� musimy wybra� jak�� sztuk� rzymsk� albo greck�. Co�, do czego wystarczy ubra� si� w togi. To wydoby�o z Proboszcza jedynie kolejne g�uche chrz�kni�cie. Szkolne sztuki, paziowie, bazary, dobroczynne wenty, charytatywne koncerty nie uchodzi�y w jego oczach za tak z�e jak obchody do�ynkowe, ale nawet nie udawa�, �e jest nimi zainteresowany. Stanowi�y, jak zwyk� mawia�, z�o konieczne. W tej chwili Ellen, s�u��ca, pchni�ciem otworzy�a drzwi i bezceremonialnie wesz�a do pokoju, trzymaj�c przed brzuchem, w du�ej spierzchni�tej d�oni, sw�j workowaty fartuch. By�a to dziewczyna wysoka, o kr�g�ych ramionach, z mysimi w�osami, obdarzona p�aksiwym g�osem i fataln� cer�, cierpia�a bowiem na chroniczn� egzem�. Jej oczy pomkn�y l�kliwie ku Proboszczowi, ale zwr�ci�a si� do Doroty, zanadto boj�c si� Proboszcza, aby zwraca� si� do� bezpo�rednio. - Prosz� panienki - zacz�a. - S�ucham, Ellen? - Prosz� panienki - ci�gn�a nadal wyl�kniona Ellen - w kuchni jest pan Porter i powiada spytaj prosz�, czy Proboszcz nie m�g�by przyj�� i ochrzci� dziecka pani Porter? Bo oni my�l�, �e nie prze�yje dnia, a nie by�o jeszcze ochrzczone, panienko. Dorota wsta�a. - Siadaj - powiedzia� szybko Proboszcz, maj�c pe�ne usta. - Co wedle nich jest temu dziecku? - spyta�a Dorota. - Ano, panienko, ono czernieje. A mia�o paskudn� biegunk�. Proboszcz z trudem opr�ni� jam� ustn�. - Czy ja musz� wys�uchiwa� tych obrzydliwych szczeg��w w�a�nie przy �niadaniu? - zaoponowa�. Zwr�ci� si� do Ellen: - Ka� Porterowi wraca� do roboty i powiedz^ mu, �e b�d� u nich o dwunastej. Doprawdy nie mog� poj��, dlaczego te klasy ni�sze zawsze musz� wybiera� pory posi�k�w, �eby komu� dokuczy� - doda�, rzucaj�c siadaj�cej Dorocie kolejne zirytowane spojrzenie. Pan Porter by� cz�owiekiem pracy, murarzem, m�wi�c dok�adniej. Proboszcz mia� na chrzest pogl�dy zupe�nie zdecydowane. Gdyby zasz�a taka konieczno��, przeszed�by piechot� dwadzie�cia mil po �niegu, byle tylko ochrzci� umieraj�ce dziecko. Ale nie znosi�, gdy Dorota proponowa�a mu opuszczenie sto�u w czasie �niadania na wezwanie pospolitego murarza. Wi�cej przy �niadaniu nie rozmawiano. Serce Doroty ton�o coraz g��biej. ��danie pieni�dzy zakrawa�o na szale�stwo, ponadto w spos�b oczywisty by�o skazane na niepowodzenie. Sko�czywszy �niadanie Proboszcz wsta� od sto�u i pocz�� nabija� fajk� tytoniem ze s�oika stoj�cego na okapie kominka. Dorota powt�rzy�a kr�tk� modlitw� o odwag�, po czym si� uk�u�a. Naprz�d, Doroto! Do licha z tym! Nie ma co si� ba�, z �aski swojej! Z trudem zapanowa�a nad g�osem i rzek�a: - Ojcze... - Czego? - spyta� Proboszcz, zatrzymuj�c w palcach zapa�k�. - Ojcze, jest co�, o co chc� ci� zapyta�. Co� wa�nego. Wyraz twarzy Proboszcza uleg� zmianie. Natychmiast odgad�, co mia�a zamiar powiedzie�; a co ciekawsze, wygl�da� teraz na mniej zirytowanego ni� przedtem. Na jego twarzy osiad� kamienny spok�j. Wygl�da� jak sfinks, szczeg�lnie teraz wynios�y i nieprzydatny. - W�a�nie, Doroto, wiem bardzo dobrze, co chcesz powiedzie�. S�dz�, �e zamierzasz znowu prosi� mnie o pieni�dze. Mam racj�? - Tak, ojcze, poniewa�... - W porz�dku, mog� ci oszcz�dzi� k�opot�w. Nie mam �adnych pieni�dzy - absolutnie �adnych pieni�dzy do nast�pnego kwarta�u. Dosta�a� swoje kieszonkowe i nie mog� ci da� ani poi pensa wi�cej. Nie zawracaj mi tym g�owy. - Ale� ojcze... Serce Doroty opad�o jeszcze ni�ej. Najgorszy, gdy przychodzi�a po pieni�dze, by� ten okropny, nieprzyst�pny spok�j, z jakim si� do niej odnosi�. Nigdy nie bywa� tak nieporuszony jak w�wczas, gdy przypominano mu, �e jest zad�u�ony po uszy. Wygl�da�o na to, �e nie rozumia�, i� kupcy ��daj� niekiedy zap�aty i �e �aden dom nie mo�e funkcjonowa� bez odpowiednich zasob�w pieni�dzy. Wydziela� Dorocie osiemna�cie funt�w miesi�cznie na wszystkie domowe wydatki, ��cznie z p�ac� Ellen, a przy tym by� "wybredny" w jedzeniu i natychmiast zauwa�a� ka�de obni�enie jego jako�ci. Skutek by� taki, rzecz jasna, �e dom tkwi� w wiecznych d�ugach. Ale Proboszcz nie po�wi�ca� temu najmniejszej uwagi - w rzeczy samej, nawet chyba ich sobie nie u�wiadamia�. Kiedy straci� zainwestowane pieni�dze, by� g��boko poruszony; ale gdy chodzi�o o d�ug u byle kupca - c�, tym si� w og�le nie trapi�. Znad fajki Proboszcza unios�o si� ciche pykni�cie dymku. Patrzy� uwa�nym okiem na staloryt Karola I i prawdopodobnie zapomnia� ju� o ��daniu Doroty. Widz�c go tak oboj�tnym, Dorota poczu�a bolesny przyp�yw desperacji i odzyska�a odwag�. Powiedzia�a ostrzej ni� przedtem: - Ojcze, prosz�, pos�uchaj mnie! Musz� szybko dosta� jakie� pieni�dze! Po prostu musz�! Nie mo�emy dalej tak post�powa�. Jeste�my winni niemal ka�demu kupcowi w mie�cie. Dosz�o do tego, �e w niekt�re ranki nie potrafi� zmusi� si� do wyj�cia na ulic�, gdy pomy�l� o tych wszystkich rachunkach, kt�re na nas ci���. Czy wiesz, �e zalegamy u Cargilla na prawie dwadzie�cia cztery funty? - I co z tego? - mrukn�� Proboszcz mi�dzy dwoma pykni�ciami. - Ale ten rachunek ro�nie od siedmiu miesi�cy! Przysy�a go raz za razem. Musimy go zap�aci�! To nieuczciwe, kaza� mu w ten spos�b czeka� na jego w�asne pieni�dze! - Nonsens, moje drogie dziecko! Ci ludzie licz� si� z tym, �e b�d� zmuszeni czeka� na swoje pieni�dze. Oni to lubi�. To im w ko�cu przynosi zyski. B�g jeden wie, i�em winien firmie Catkin i Palm - nawet nie mam odwagi sprawdzi�. Molestuj� mnie w ka�dej poczcie. Ale� chyba nie s�ysza�a, �ebym si� skar�y�, s�ysza�a�? - Ale� ojcze, ja nie mog� patrze� na to tak jak ty, nie mog�! To koszmarne, stale tkwi� w d�ugach! Nawet, je�li nie jest z�e, jest obrzydliwe. Tak si� wstydz�! Kiedy wchodz� do jego sklepu, �eby zam�wi� mi�so na piecze�, Cargill m�wi do mnie tak kr�tko i ka�e mi czeka� tak d�ugo, a� za�atwi innych klient�w, a wszystko przez stale rosn�cy rachunek. A przecie� nie mog� przesta� u niego zamawia�. Jestem pewna, �e �ciga�by nas, gdybym to zrobi�a. Proboszcz �ci�gn�� brwi. - Co znowu! Chcesz powiedzie�, �e ten facet zachowa� si� wobec ciebie jak impertynent? - Nie powiedzia�am, �e by� impertynencki, ojcze. Ale nie mo�esz go wini� za to, �e z�o�ci si�, kiedy mu nie p�ac� rachunk�w. - Mog� go wini� z najwi�ksz� pewno�ci�! To jest po prostu odra�aj�ce jak ci ludzie maj� czelno�� zachowywa� si� w dzisiejszych czasach - odra�aj�ce! I w tym ca�y s�k, rozumiesz. To jest to, na co jeste�my stale nara�eni w tym rozkosznym stuleciu. To jest demokracja - post�p, jak to racz� nazywa�. Nie zamawiaj u tego faceta ju� nigdy. Powiedz mu natychmiast, �e otwierasz rachunek gdzie indziej. To jest jedyny spos�b traktowania tych ludzi. - Ale� ojcze, to niczego nie za�atwia. Czy rzeczywi�cie i naprawd� nie my�lisz, �e powinni�my mu zap�aci�? Czy na pewno nie mo�emy zdoby� jakich� pieni�dzy? Nie m�g�by� sprzeda� jakich� akcji albo czego� innego? - Moje drogie dziecko, nie m�w mi o sprzeda�y akcji! Otrzyma�em w�a�nie najbardziej niepomy�lne wiadomo�ci od mego maklera. Donosi mi, �e moje udzia�y w "Cynku Sumatry" spad�y z siedmiu i czterech pens�w do sze�ciu i pensa. Oznacza to strat� oko�o sze��dziesi�ciu funt�w. Ka�� mu sprzeda� je natychmiast, zanim znowu spadn�. - A wi�c kiedy je sprzedasz, b�dziesz mia� jak�� got�wk�, nieprawda�? Nie my�lisz, �e by�oby lepiej pozby� si� d�ug�w raz na zawsze? - Nonsens, nonsens - powiedzia� Proboszcz spokojnie, ponownie wk�adaj�c fajk� do ust. - Nie masz o tych sprawach �adnego poj�cia. Musz� to przeinwestowa� w co� bardziej obiecuj�cego - to jedyny spos�b na odzyskanie pieni�dzy. Wetkn�wszy kciuk za pasek surduta spojrza� w ponurym roztargnieniu na staloryt. Makler poleca� mu "Zjednoczenie Sztucznego Jedwabiu". Tu - w "Cynku Sumatry", w "Zjednoczeniu Sztucznego Jedwabiu" i w niezliczonej masie innych odleg�ych i ledwie wyobra�alnych kompanii - tkwi� g��wny pow�d k�opot�w finansowych Proboszcza. By� na�ogowym graczem. Oczywi�cie, nie my�la�, �e to spekulacja; by�o to jedynie ca�o�yciowe poszukiwanie "dobrej inwestycji". Osi�gn�wszy pe�noletno�� odziedziczy� cztery tysi�ce funt�w, kt�re stopniowo topnia�y wskutek jego "inwestycji" do tysi�ca dwustu. Co gorsza, udawa�o mu si� co roku uciu�a� z trudem pi��dziesi�t funt�w z �a�osnych przecie� dochod�w, kolejne pi��dziesi�t funt�w, kt�re w ten sam spos�b przepada�y. Fakt osobliwy, �e wabik "dobrej inwestycji" poci�ga o wiele silniej kler, ni� jak�kolwiek inn� klas� ludzi. Przypuszczalnie stanowi to nowoczesny ekwiwalent demon�w w damskiej postaci, kt�re mia�y zwyczaj nawiedza� anachoret�w w mrokach �redniowiecza. - Kupi� pi��set akcji "Zjednoczenia Sztucznego Jedwabiu" - zako�czy� Proboszcz. Dorota powoli traci�a nadziej�. Ojciec my�la� teraz o "inwestycjach" (nic o tych "inwestycjach" nie wiedzia�a, wyj�wszy fakt, i� z fenomenaln� regularno�ci� by�y chybiane) i za chwil� kwestia d�ug�w sklepowych ca�kowicie umknie z jego pami�ci. Uczyni�a ostateczny wysi�ek. - Ojcze, za�atwmy to, prosz�. Nie my�lisz, �e m�g�by� da� mi jakie� dodatkowe pieni�dze do�� szybko? Mo�e nie w tej chwili, ale w nast�pnym miesi�cu albo za dwa? - Nie, moja droga, nie mog�. Oko�o Bo�ego Narodzenia, by� mo�e - ale to bardzo ma�o prawdopodobne. Teraz jednak stanowczo nie. Nie mam nawet wolnego pensa. - Ale� ojcze, to okropne uczucie, �e nas nie sta� na zap�acenie d�ug�w! To nas tak poni�a! Ostatnio by� tu pan Welwyn-Foster. - (Pan Welwyn-Foster by� biskupem pomocniczym) - Pani Welwyn-Foster obchodzi�a miasto zadaj�c wszystkim najbardziej osobiste pytania nas dotycz�ce - pyta�a jak sp�dzamy czas, ile mamy pieni�dzy, ile ton w�gla zu�ywamy rocznie, pyta�a o wszystko. Ona zawsze pr�buje wtyka� nos w nasze sprawy. Przypuszczam, �e wykry�a, i� jeste�my fatalnie zad�u�eni. - Czy to na pewno nasze sprawy? Zupe�nie nie rozumiem, co to mo�e obchodzi� pani� Welwyn-Foster albo kogokolwiek innego. - Ale ona to b�dzie wsz�dzie rozg�asza� - i do tego przesadza�! Wiesz, kto to jest pani Welwyn-Foster. W jakiejkolwiek pojawi si� parafii - pr�buje wy�ledzi� co� niegodziwego w stylu bycia pastora, a potem ka�de s�owo powtarza biskupowi. Nie chcia�abym by� wobec niej nie�yczliwa, ale ona naprawd�... Zdawszy sobie spraw�, �e pragn�a by� nie�yczliwa, Dorota umilk�a. - To odpychaj�ca niewiasta - zgodzi� si� Proboszcz. - No ale co z tego? Kto kiedy s�ysza� o �onie biskupa, �eby nie by�a obrzydliwa? - Ale ojcze, wydaje mi si�, �e nie potrafi� ci� przekona�, jak kiepsko stoj� nasze sprawy! Po prostu nie mamy ani pensa na prze�ycie nast�pnego miesi�ca. Nie wiem nawet sk�d wzi�� na mi�so na dzis

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!