3156
Szczegóły |
Tytuł |
3156 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3156 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3156 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3156 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
PATRICIA A. McKILLIP
Mistrz Zagadek z Hed
Tom I Trylogii Mistrz Zagadek
(Prze�o�y� Jacek Manicki)
Z�OTOOKI POTW�R WYOBRA�NI
Ksi�stwo Hed nie jest wielkie i nie jest wa�ne. Dok�adniej rzecz ujmuj�c, ksi�stwo Hed jest bardzo ma�e i bardzo niewa�ne. Jest po�o�one na wyspie, a jego mieszka�cy - od parobka poczynaj�c, a na rodzinie ksi���cej ko�cz�c - maj� bardzo ma�y diapazon zmartwie� i problem�w. S� to zmartwienia, powiedzia�bym, o charakterze agrarno-ekonomicznym. M�wi�c konkretniej - mieszka�c�w Hed nie obchodzi nic poza urodzajem oraz cenami zwierz�t hodowlanych i produkt�w rolnych. Jak si� rzek�o, jest to je�li nie jedyne to na pewno g��wne zmartwienie zar�wno zamieszkuj�cych wysepk� rolnik�w, jak i rodziny ksi���cej - ksi�cia Morgona, jego brata Eliarda i jego siostry Tristan. Rodzina ksi���ca wyspy Hed nie ma zmartwie�. I nie ma nawet ksi���cej korony. Od kilkunastu pokole�. Owszem, ksi���ta Hed kiedy� mieli koron�, ozdobion� klejnotem wyr�ni�tym w kszta�t - a jak�e - g��wki kapusty. Ale jeden z dawnych ksi���t op�dzlowa� insygnium w�adzy za dwadzie�cia beczu�ek wina. W �wiecie, w kt�rym si� to wszystko dzieje, wyspiarskie ksi�stwo Hed jest ma�o wa�n� prowincj�, niemal�e zadupiem. �wiadczy o tym r�wnie� fakt, �e nie pochodzi stamt�d �adna porz�dna... zagadka. Nie ma zagadek z Hed!
Nie ma zagadek z Hed, krzykn�� zatem rozz�oszczony kr�l Peven, upi�r z Aum. Uwi�ziony w swej wie�y od pi�ciuset lat, upi�r kr�la Pevena wyzywa� wszystkich na turniej zagadek. Wielu stan�o w szranki - rycerzy, czarodziej�w, m�drc�w, kr�l�w nawet - ale ni jeden nie powr�ci� �ywy z Aum, �adnego z tych, kt�rzy o�mielili si� wej�� do wie�y upiornego kr�la, nie ujrza�o ju� ludzkie oko. Kr�lowie, magicy, m�drcy, nawet Mistrzowie Zagadek z uniwersytetu w Caithnard... Nigdy, przenigdy nie o�mieli� si� wyzwa� upiora zwyczajny rolnik, jaki� ch�opek-roztropek z jakiego� dechami zabitego Hed! Z Hed! Nie ma zagadek z Hed!
Kr�l Peven by� w g��bokim b��dzie. Morgon, ksi��� Hed, zada� zadufanemu upiorowi zagadk�, kt�rej upi�r rozwi�za� nie zdo�a�. Przegra�! Przegra� pojedynek na zagadki, po raz pierwszy od pi�ciu wiek�w. Upi�r kr�la Pevena szaleje ze z�o�ci, a Morgon, ksi��� Hed, opuszcza wie�� nie do��, �e �ywy, to jeszcze niesie pod pach� wygran� - starodawn�, wysadzan� klejnotami koron� kr�l�w Aum.
Ksi�stwo Hed ma ju� zatem koron�. I ksi�stwo Hed ma ju� zmartwienia. Chocia� korona kr�l�w Aum obrasta kurzem pod ��kiem Morgona, k�opoty zaczynaj� depta� sobie po pi�tach. Rodzice Morgona gin� w tajemniczej katastrofie morskiej jeszcze przed tym, nim Morgon wyzwa� upiora na zagadkowy turniej. A teraz na wysp� przybywa tajemnicza osoba - Deth, bard, osobisty harfista Najwy�szego, jeszcze bardziej tajemniczej istoty p�boskiej, zamieszkuj�cej daleko na p�nocy, we wn�trzu g�ry Erlenstar. Harfista Deth wie o wygranej koronie, wie tak�e o dziwnym znamieniu, kt�re skrywaj� w�osy na czole Morgona. M�ody ksi��� Hed ma na czole trzy gwiazdy...
Ze �wiata, w kt�rym wszystko to si� dzieje, odeszli kiedy� czarodzieje, wszyscy, jak jeden m��, znikn�li nie wiadomo gdzie. Teraz rol� magii przej�y zagadki. Zagadki, w kt�rych ukryta jest ca�a wiedza. Zagadki s� zarazem religi� i filozofi� tego �wiata. Istnieje kszta�c�cy Mistrz�w Zagadek uniwersytet w Caithnard. Zagadki zadaj� sobie wszyscy. A jedna z zagadek, kt�rej rozwi�zania nie znaj� najm�drsi, brzmi:
Kim jest Nosiciel Gwiazd i co z tego, co jest zwi�zane, zdo�a rozwi�za�? C� takiego jedna z gwiazd wywo�a z ciszy, druga z ciemno�ci, a trzecia ze �mierci?
Cho� harfista Deth nalega, Morgon wzdraga si�. Nie chce opuszcza� Hed, nie chce p�yn�� do Caithnard i pochwali� si� koron� Aum, ba, nie chce nawet r�ki Raederle. Raederle, druga pod wzgl�dem urody panna na �wiecie, to c�rka kr�la Mathoma, w�adcy An. Mathom przyobieca� r�k� Raederle temu, kto zdob�dzie koron� upiora Pevena. Morgon kocha Raederle, ale wzdraga si�...
Ale harfista Deth nalega. A nie odmawia si� harfi�cie Najwy�szego. Nie odmawia si� harfi�cie, kt�ry liczy sobie tysi�c lat i pami�ta pocz�tki �wiata. Morgon i Deth p�yn� do Caithnard, ujawniaj� koron�. W czasie podr�y uderza Z�o. Statek, kt�rego za�oga tajemniczo znika, rozpada si� na deski po�rodku morza...
Fale wyrzucaj� Morgona na brzeg krainy Ymris, rz�dzonej przez kr�la Heureu. Ale Z�o czyha i tutaj, na �ycie Morgona dokonywany jest zamach za zamachem. Trzy gwiazdy, kt�re m�ody ksi��� nosi na czole, stanowi� dla si� Z�a oczywiste zagro�enie. Morgon, Mistrz Zagadek z Hed, staje nagle wobec zagadki najtrudniejszej, od rozwi�zania kt�rej zale�y jego �ycie. A zagadek robi si� coraz wi�cej. Jak� moc ma i czym w rzeczywisto�ci jest znaleziona w Ymris harfa, ozdobiona trzema identycznymi jak na czole Morgona gwiazdami, harfa niema od wiek�w, instrument, kt�ry o�ywa dopiero pod palcami ksi�cia Hed? Gdzie ukryty jest miecz, o kt�rym wiadomo, �e zdobi� go trzy takie same gwiazdy? Kim s� mordercze polimorfy - doppelgangery? Czy za ca�� afer� nie stoj� przypadkiem czarodzieje, co do kt�rych nie wiadomo, czy aby wszyscy odeszli z tego �wiata? Jak� rol� odgrywa tysi�cletni harfista Deth? Kr�l Har z Osterlandu, zdolny przemienia� si� w zwierz�? Najwy�szy spod g�ry Erlenstar? Rozpoczyna si� quest...
* * *
Odpowied� na pytanie, dlaczego podoba mi si� fantasy pisana przez Patrici� McKillip, musi, niestety, zabrzmie� do�� trywialnie. Ot� w tym, co Patricia pisze, nie znajduj� (lub znajduj� ma�o) tego, co zwykle w fantasy mi si� nie podoba, czego nie znosz�. Nie znosz� w (z�ej) fantasy tylu rzeczy, �e imi� ich jest legion, ale przede wszystkim nie znosz� bezmy�lno�ci. Bezmy�lno�ci lej�cej wod� na m�yn przeciwnik�w gatunku, wedle kt�rych fantasy to mia�kie a� do prymitywizmu, ba - a� do n�dzy fabu�ki, skonstruowane - a raczej zlepione - z przemawiaj�cych wy��cznie "wizualnie" scen ociekaj�cych krwi� i sperm�. Kanoniczny dla fantasy motyw questu, w�dr�wki, to w pod�ej fantasy w�dr�wka od jednej takiej sceny do nast�pnej. I nic ponadto.
"Riddlemaster of Hed" jest podr�cznikowym wr�cz zaprzeczeniem powy�szego. Tytu� nie k�amie tutaj, nie k�amie w odniesieniu do ca�ej trylogii. Ca�a bowiem trylogia to jedna wielka zagadka, kt�r� czytelnik rozwi�zuje wraz z bohaterami na podstawie oszcz�dnie podawanych przez autork� wskaz�wek i podpowiedzi. W odr�nieniu od fantasy typu "hack & slay" (czy "hack & fuck"), w kt�rej przy kolejnej krwawej walce z makabrycznym potworem ziewa si�, bo c� nas �w potw�r obchodzi, gdy siedzimy na fotelu przy kaloryferze, czytaj�c "Hed" jest si� razem z bohaterami, bo autorka gra z nami zupe�nie tak samo jak z nimi. Czytelnik Patricii McKillip nie ma wyboru - podobnie jak protagonista, Morgon z Hed, czytelnik musi sta� si� Mistrzem Zagadek. �amaczem kod�w. Deszyfrantem Enigm. Czytaj�c "Hed", czytelnik musi my�le�. Komu taka konieczno�� przeszkadza, niechaj po Patrici� McKillip nie si�ga. Niechaj zostanie przy "Conanie" i innych tytu�ach, kt�rych nie wymieni�, bo i bez tego mam do�� wrog�w. Fantasy Patricii McKillip to fantasy do�� kobieca - �eby nie powiedzie� dziewcz�ca - ale pod �adnym pozorem nie chcia�bym, �eby kto� poczyta� te s�owa jako przygan� czy zarzut. W "kobieco�ci" pisania McKillip nie ma ni �uta denerwuj�cego pseudofeminizmu, tak cz�stego w fantasy. Wystarczy zauwa�y�, �e Patricia r�wnie dobrze potrafi prowadzi� protagonist�w (jak Morgon i Deth w "Hed") i protagonistki (Sybel w "Zapomnianych bestiach z Eld", ma�a Periwinkle w "Changeling Sea"). W kobieco�ci Patricii jest to, co powinno by� - delikatno�� i poezja.
* * *
Patricia Ann McKillip urodzi�a si� 29 lutego 1948 w Salem - ale nie tym w Massachusetts, s�ynnym z czarownic, ale tym w stanie Oregon. Ojciec by� wojskowym, s�u�y� w United States Air Force i jak to wojskowy, tu�a� si� po r�nych bazach lotniczych wraz z rodzin�, dlatego te� dzieci�stwo ma�ej Patricii up�yn�o w podr�ach, a sama Patricia lubi m�wi� o sobie, �e by�a typowym "smarkaczem garnizonowym". Jaki� czas McKillipowie sp�dzili w bazie w Anglii, tutaj te� czternastoletnia Patricia zacz�a pisa�. Jak sama m�wi - aby zabi� przera�aj�c� angielsk� nud�, kt�rej doznawa�a, patrz�c z okna na bardzo angielski ko�ci� i jeszcze bardziej angielski cmentarz. Napisanym utworem by�a bajka. Od tamtej pory Patricia pisze bez przerwy - a raczej z jedn� kr�tk� przerw�, kiedy to zamarzy�a si� jej kariera pianistki.
Studiowa�a w college'u Notre Dame w Belmont i (literatur�) na uniwersytecie San Jose, kt�ry uko�czy�a z tytu�ami Bachelor of Arts i Master of Arts. Po studiach zamieszka�a w San Francisco, stamt�d przenios�a si� w g�ry Catskills w stanie Nowy Jork. T� przeprowadzk� (3 tysi�ce mil) sama Patricia McKillip nazywa "wielkim skokiem w nieznane", ale jednocze�nie przyznaje, �e zmiana klimatu mia�a pozytywny wp�yw na pisarsk� wen�. By� mo�e dlatego przeprowadzi�a si� po raz kolejny - do Roxbury, N. Y., gdzie mieszka do dzi�.
Po debiutanckiej i zwykle opatrywanej etykietk� "literatury dzieci�cej" "The Throme of Erril of Sherill" i b�d�cej angielsk� reminiscencj� "The House on Parchment Street", w roku 1974 Patricia pisze "The Forgotten Beasts of Eld", �agodn�, poetyczn� i bardzo kobiec� fantasy. Ksi��ka cieszy si� wielkim powodzeniem, zdobywa World Fantasy Award (tzw. "Howarda") za rok 1975 i zostaje przez Davida Pringle (w 1988) umieszczona po�r�d 100 najlepszych powie�ci fantasy wszech czas�w.
Patricia idzie za ciosem. Powstaje (r�wnie� uwa�any za literatur� dla dzieci) "Night Gift" (1976), a po nim najs�ynniejsze dzie�o autorki - trylogia "Mistrz Zagadek" (zwana te� "Cyklem Hed", trylogi� "Riddle of Stars" albo "Kronikami Morgona, ksi�cia Hed"). Na trylogi� sk�adaj� si� "Mistrz Zagadek z Hed" (1976), "Dziedziczka Morza i Ognia" (1977) i ,,Harfista na wietrze" (1979). "Dziedziczka Morza i Ognia" zdoby�a nagrod� miesi�cznika "Locus" za rok 1980, a ca�a trylogia mia�a do chwili obecnej co� oko�o szesnastu wyda�.
Dalsza bibliografia autorki, a� po dzie� dzisiejszy: troch� jakby autobiograficzna "Stepping from the Shadows" (1982), b�d�ca czyst� SF "Moon-Flash" (1984) i jej sequel "The Moon and the Face" (1985). Potem id� "Fool's Run", kolejna czysta SF w dorobku autorki (1987), moja ulubiona "The Changeling Sea" (1988), bardzo ciekawy dwutomowy cykl "The Sorceress and the Cygnet" (1991) i "The Cygnet and the Firebird" (1993), "Something Rich and Strang" (w ilustrowanej "Brian Froud's Faerielands") i b�d�ce absolutnie klasyczn� fantasy "The Book of Atrix Wolfe" (1995) i "Winter Rose" (1996). Ta ostatnia by�a nominowana do "Nebuli" w 1996, ale ostatecznie przegra�a z tward� SF - ze "S��w River" Nicoli Griffith. Ostatni� powie�ci� w dorobku Patricii jest "Song for the Basilisk" (1998).
Jasna rzecz, jest te� Patricia McKillip autork� licznych opowiada�, zamieszczanych w antologiach i zbiorach tak znanych jak "Dragons and Dreams" i "Xanadu" (oba pod red. Jane Yolen), "Faery!" (red. Terri Windling), "Imaginary Lands" (red. Robin McKinley), "Tales of the Witch World" (red. Andre Norton), "Strange Dreams" (red. Stephen R. Donaldson), "Snow White, Blood Red" (red. Ellen Datlow i Terri Windling, "Sisters in Fantasy" (red. Susan Shwartz), "Full Spectrum" i "The Year's Best Fantasy & Horror" (kilka edycji, pod r�nymi redakcjami) oraz osadzone w znanym cyklu shared world "Borderlands" zbiorki "Elsewhere" (pod redakcj� Teri Windling i Marka Alana Arnolda) i "The Essential Bordertown" (pod redakcj� Terri Windling i Delii Sherman). Sta�o si� z naprawd� du�� szkod� dla polskiego czytelnika, �e �adne z tych opowiada� nie zosta�o u nas prze�o�one i wydrukowane. �adne, wliczaj�c uhonorowan� nagrod� "Balroga" nowelk� "A Troll and Two Roses".
Patricia McKillip jest aktywnym cz�onkiem SFWA (Science Fiction Writers of America).
* * *
Wcale za wiele nie zdradz� z ksi��kowej intrygi, je�li powiem, �e czarnymi charakterami "Trylogii Hed" s� istoty o zdolno�ciach polimorficznych.
Polimorfizm, czyli zdolno�� do odmieniania postaci, kszta�tu, formy lub wszystkiego naraz, to niezwykle popularny legendarny motyw, maj�cy swe korzenie w wierzeniach g��boko prehistorycznych, w animizmie i personifikowaniu zjawisk przyrody. Mityczny motyw polimorfizmu odzwierciedla zarazem najpierwotniejsze fobie - przede wszystkim strach przed tym, �e wr�g mo�e wzi�� na si� tak� posta�, w kt�rej zaatakuje i zaszkodzi w spos�b zdradziecki, taki, przed kt�rym nie ma obrony, przybierze bowiem posta� istoty lub przedmiotu pozornie niewinnego albo - jeszcze perfidniej - osoby bliskiej i znanej, a nawet kochanej. C� bowiem mo�e by� gorszego od wroga w naszym w�asnym ��ku?
Wiele kultur zna mit doppelgangera, z�o�liwej istoty, zdolnej idealnie skopiowa� osob�, kt�r� wcze�niej zabija lub wi�zi. Wszystkie kultury znaj� odmie�ca (Changeling, Wechselbalg), dziecka odmienionego przez elfy, koboldy czy rusa�ki. Klasyczny jest bajkowy motyw czarodziejskiej ucieczki, podczas kt�rej dokonuje si� seria transformacji - �cigany w zaj�ca, �cigaj�cy w charta, zaj�c w ryb�, chart w wydr�, ryba w go��bia, wydra w soko�a itd. Klasyczny jest te� w�tek z wr�k�, kt�ra pojmana i dzier�ona przez kr�lewicza dokonuje b�yskawicznych transformacji w coraz to innego stwora, a kr�lewicz wytrzymuje do momentu, gdy �licznotka zmienia si� w sycz�c� �mij�. Pouczony przez jakiego� m�drego dziadka czy babk�, kr�lewicz za drugim razem dzier�y do skutku, tj. do momentu, gdy wr�ka zmienia si� we wrzeciono. Kr�lewicz wrzeciono �amie, a z�amane kawa�ki staj� si� r�czkami wr�ki, kt�ra ulega i zostaje wzorow� �on�. Motyw ten znajdziemy dok�adnie niemal powt�rzony u Patricii McKillip w scenie walki Morgona z Polimorfem.
W literaturze fantasy polimorf�w imi� jest legion, gatunek zna ich bez liku, a s� to g��wnie szwarccharaktery. W "Kronikach Amberu" Rogera �elaznego mamy polimorficznych mieszka�c�w Dwor�w Chaosu. Dara z Chaosu przybiera posta� m�odej dziewczyny, by pocz�� dziecko z Corwinem. Cho� cel zdaje si� by� naturalny i szczytny, zamys� Dary jest wrogi. Zdecydowanie wrogi i z�y jest straszny Gebbeth z "The Wizard of Earthsea". Wroga i knuj�ca spiski w celu zaw�adni�cia �wiatem jest zamieszkuj�ca Majipoor rasa Metamorf�w (Robert Silverberg, "Lord Valentine's Castle"), wrodzy i �li s� Cheysuli w "Kronikach Cheysuli" Jennifer Roberson. Rzecz jasna, zdolno�ci� do przybierania dowolnej postaci i dowolnego kamufla�u obdarzone s� diab�y i demony - jak s�awny Flagg z "The Stand" Stephena Kinga.
Cz�sty jest te� polimorfizm w twardej SF - tu zdolno�� do przybierania najr�niejszych postaci jest najcz�ciej domen� niedobrych przybysz�w z kosmosu ("Praca powszednia", �wietna nowela Erica Franka Russella) lub z�owrogich robot�w ("Stepford Wives" Iry Levina). Do historii kinematografii przejdzie zmienno kszta�tny jak rt�� morderczy cyborg T-1000 grany przez Roberta Patricka (cho� trzeba odda� honor Stanis�awowi Leniowi - jego Erg Samowzbudnik by� pierwszy). W znanym serialu "Star Trek: Deep Space Nine" mamy granego przez Rene Auberjonois zmiennokszta�tnego Odo i ca�e imperium podobnych mu (a ludzko�ci nieprzyjaznych) Odmie�c�w. A pami�tam sprzed lat (wielu!) tak� posta� z serialu "Space 1999". Ale powiedzie� musz�, �e mnie osobi�cie bardziej ni� T-1000, Erg Samowzbudnik i wszyscy inni Odmie�cy razem wzi�ci podoba� si� polimorf kreowany przez sza�ow� pi�kno�� Iman w "Star Trek VI - The Undiscovered Country".
Wzgl�dem Polimorf�w opisanych w "Trylogii Hed" du�o m�wi� nie chc�, bo zepsu�bym przyjemno��, zdradzaj�c za wiele. Powo�am si� zatem na autorytety (jak Peter Nicholls, dla przyk�adu), wed�ug kt�rych tak zgrabnie, sensownie i ciekawie skonstruowanych i tak logicznie u�ytych w intrydze Odmie�c�w, jak u McKillip, nie ma w ca�ej fantasy i SF razem wzi�tych. Ze zdaniem tym zgadzam si� w ca�ej, jak to m�wi� - rozci�g�o�ci.
* * *
Pytana o to, dlaczego pisze fantasy, Patricia McKillip zwyk�a odpowiada� parafraz� s�ynnego responsu bodaj�e Hillary'ego, zdobywcy Mount Everestu. Pytany, dlaczego wspina si� na Everest, Hillary odpowiedzia�: "Because it's there" (Bo jest). Odpowied� w rzeczy samej r�wnie dowcipna i wyszukana, co dok�adna i wyczerpuj�ca - a wiem, co m�wi�, mnie te� pytaj�, i te� nie znam innej odpowiedzi.
Pisz�, m�wi o sobie Patricia McKillip (w "Faces of Fantasy"), bo nie mam innego usprawiedliwienia dla mojej wyobra�ni. A wyobra�nia, dodaje, to z�otooki potw�r, kt�ry nigdy nie zasypia. Potw�r ten, by nie chud� i nie zanika�, musi by� karmiony - a jego pokarmem s� codzienno�� i szeroka gama emocji. Potwora wyobra�ni nie mo�na ignorowa�, lekcewa�ony robi si� jeszcze bardziej agresywny, ha�a�liwy, dr�cz�cy, jak te dziwne stuki pod mask� samochodu - zbyt denerwuj�ce, by je ignorowa�, zbyt gro�ne, by je lekcewa�y�. Ale gdy z�otookiego potwora zadowoli�, gdy go ug�aska�, w�wczas potw�r �ni na jawie i �ni�c, tka kolorowy gobelin opowie�ci. Uk�ada jigsaw puzzle, rebus, szarad�.
Zagadk�.
Nie wszyscy z nas, ko�czy Patricia Ann McKillip, mog� �ni� na jawie. Ale ci, kt�rzy mog�, po prostu nie maj� innego wyj�cia.
W przypadku Patricii Ann McKillip - pozwol� sobie doda� - to bardzo dobrze. I tak trzyma�.
Andrzej Sapkowski
Dla Carol
pierwszych jedena�cie rozdzia��w
1
Morgon spotka� harfist� Najwy�szego pewnego jesiennego dnia, kiedy do Tol na sezonow� wymian� towar�w zawin�y statki kupieckie. Pewien ch�opiec dostrzeg� w oddali wyd�te wiatrem, pasiaste czerwono-niebiesko-zielone �agle bary�kowatych statk�w lawiruj�cych mi�dzy rybackimi �odziami, i przybieg� brzegiem z Tol do Akren, do domu Morgona, ksi�cia Hed. Zdyszanym g�osem przekaza� od progu wie��, przerywaj�c tocz�c� si� tam dyskusj�, po czym klapn�� ci�ko na �aw� przy jednym ze sto��w, od kt�rych wsta�a ju� wi�kszo�� biesiadnik�w, i j�� zaspokaja� g��d tym, co pozosta�o tam ze �niadania. Ksi��� Hed, kt�ry dnia poprzedniego pomaga� przy za�adunku dw�ch woz�w beczkami z przeznaczonym na wymian� piwem - dot�d zreszt� odczuwa� skutki przeforsowania - powi�d� przekrwionymi oczyma po sto�ach i krzykn�� na swoj� siostr�.
- No dobrze, Morgonie - podj�� Harl Stone, jeden z jego kmieci, m�czyzna z szop� siwych niczym m�y�ski kamie� w�os�w, postur� przywodz�cy na my�l w�r ziarna. - Ale co z tym bia�ym bykiem z Aum, kt�rego podobno chcia�e�? Z winem mo�na si� wstrzyma�...
- A co - odparowa� Morgon - z ziarnem, kt�re zalega jeszcze w stodole Wyndona Amory'ego na wschodzie Hed? Kto� musi je zwie�� do Tol. Kupcy ju� s�. Dlaczego nic tutaj nie jest robione na czas?
- Piwo za�adowali�my - przypomnia� mu z�o�liwie jego brat, jasnooki Eliard.
- Wielki wyczyn. Gdzie ta Tristan? Tristan!
- Czego! - dobieg�o zza jego plec�w gniewne warkni�cie Tristan z Hed. Sta�a tam, przytrzymuj�c palcami ko�ce czarnych, nie zaplecionych do ko�ca warkoczy.
- Kupmy teraz wino, a z bykiem wstrzymajmy si� do nast�pnej wiosny - wyrwa� si� Cannon Master, r�wie�nik i towarzysz zabaw Morgona. - Ko�czy nam si� heru�skie wino; nie wiem, czy go starczy do ko�ca zimy.
Tu, wlepiaj�c wzrok w Tristan, wtr�ci� si� Eliard:
- Jak ja bym chcia� nie mie� nic innego do roboty, tylko siedzie� ca�e ranki, ple�� sobie warkocze i przemywa� liczko ma�lank�.
- By�by� przynajmniej czysty. A tak �mierdzisz piwskiem. Wszyscy nim �mierdzicie. I kto tu tyle b�ocka nani�s�? Ca�a pod�oga powalana.
Spojrzeli jak jeden m�� pod nogi. Jeszcze przed rokiem Tristan by�a chuderlawym dziewcz�tkiem, kt�re, pogwizduj�c przez z�by, biega�o na bosaka po okalaj�cych pola murkach. Ostatnio za� przesiadywa�a godzinami przed zwierciad�em, popatruj�c wilkiem na swoje w nim odbicie i na ka�dego, kto jej si� pod oczy nawin��. Teraz przenios�a to wilcze spojrzenie z Eliarda na Morgona.
- Czego si� na mnie wydzierasz?! Ksi��� Hed przymkn�� powieki.
- Przepraszam po stokro�. Wybacz, �e ci� zawo�a�em. Chodzi�o mi tylko o to, �eby� posprz�ta�a ze sto��w, zmieni�a obrusy, nape�ni�a dzbany mlekiem i winem, kaza�a tym w kuchni przygotowa� nowe misy z mi�siwem, serem, owocami i warzywami, zaplot�a do ko�ca warkocze, wzu�a buty i star�a z pod�ogi b�oto. Kupcy b�d� tu niebawem.
- Och, Morgonie... - zaintonowa�a p�aczliwie Tristan.
Ale Morgon zwraca� si� ju� do Eliarda:
- A ty jed� na wsch�d Hed i powiedz Wyndonowi, �eby czyni pr�dzej zwozi� swoje ziarno do Tol.
- Morgonie, to� to dzie� drogi!
- Wiem. Ruszaj wi�c.
Tr�jka zarumienionych ze wzburzenia dzieci Athola z Hed i Spring Oakland sta�a naprzeciwko siebie bez ruchu, a kmiecie Morgona przygl�dali si� im z nie skrywanym rozbawieniem. Cho� byli rodze�stwem, pr�no by doszukiwa� si� u nich podobie�stwa. Tristan swoje niesforne, czarne w�osy i ma�� tr�jk�tn� twarz odziedziczy�a po matce. Eliard, dwa lata m�odszy od Morgona, by� grubej ko�ci, mia� szerokie bary i puszyste jasne w�osy Athola. Morgon z w�os�w i oczu koloru piwa przypomina� babk�, smuk��, dumn� kobiet� z po�udnia Hed, c�rk� Lathe Wolda, kt�r� pami�tali jeszcze starzy ludzie. Potrafi�a patrze� na cz�owieka tak, jak teraz Morgon na Eliarda, oboj�tnie niczym lis zerkaj�cy z kupy kurzego pierza. W ko�cu Eliard wyd�� policzki jak miechy i westchn��.
- Gdybym mia� konia z An, to na wieczerz� by�bym z powrotem.
- Ja pojad� - zaoferowa� si� Cannon Master, rumieni�c si�.
- Nie, ja pojad� - zaperzy� si� Eliard.
- Nie. Chc�... dawno ju� si� nie widzia�em z Arin Amory. Ja pojad�. - Cannon Master zerkn�� b�agalnie na Morgona.
- Jak chcesz - burkn�� Morgon. - Nie zapomnij tylko, po co tam jedziesz. Ty, Eliardzie, pomo�esz w Tol przy za�adunku. Grimie, ty b�dziesz przy mnie podczas wymiany. Kiedy ostatnim razem sam dobija�em targu, o ma�o nie da�em trzech poci�gowych koni za harf� bez strun.
- Je�li tobie marzy si� harfa - podchwyci� Eliard - to ja chc� konia z An.
- A ja troch� szatek z Herun - wtr�ci�a Tristan. - Musz� je mie�, Morgonie. W pomara�czowym kolorze. Potrzebne mi te� cienkie ig�y i para trzewiczk�w z Isig, i troch� srebrnych guzik�w, i...
- My�lisz, �e co ro�nie na naszych polach? - wpad� jej w s�owo Morgon.
- Wiem, co ro�nie na naszych polach. Wiem te�, co od sze�ciu miesi�cy omiatam dooko�a pod twoim ��kiem. Albo j� no�, albo sprzedaj. Tak si� ju� zakurzy�a, �e nie wida�, jakiego koloru s� klejnoty.
W sali zrobi�o si� cicho jak makiem zasia�. Tristan za�o�y�a r�ce na piersi. Wypuszczone z palc�w warkocze rozplot�y si�. Patrzy�a na Morgona, zadzieraj�c wyzywaj�co br�dk�, ale w jej oczach czai� si� cie� niepewno�ci. Eliard rozdziawi� usta, ale zamkn�� je zaraz tak energicznie, �e szcz�kn�y z�by.
- Jakie klejnoty?
- W koronie - wyja�ni�a Tristan. - Bo to korona. Widzia�am podobn� na obrazku w jednej z ksi�g Morgona. Kr�lowie je nosz�.
- Wiem, co to korona - warkn�� Eliard, wlepiaj�c wzrok w Morgona. - Co� ty, u licha, za ni� da�? Po�ow� Hed?
- Nie wiedzia�em, �e pragniesz korony - odezwa� si� z podziwem Cannon Master. - Tw�j ojciec jej nie mia�. Tw�j dziadek nie mia�. Tw�j...
- Cannonie - przerwa� mu Morgon. Uni�s� r�ce i poduszkami d�oni zakry� sobie oczy. Krew nap�yn�a mu do twarzy. - Kem mia� koron�.
- Kto?
- Kern z Hed. To nasz pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pradziad. Nie. Jeszcze jedno pra. By�a ze srebra i tkwi� w niej zielony klejnot w kszta�cie kapusty. Wymieni� j� swego czasu na dwadzie�cia bary�ek heru�skiego wina, nam�wiony do tego przez...
- Nie odbiegaj od tematu - warkn�� ostro Eliard. - Sk�d j� masz? Co� za ni� da�? A mo�e... - Zawiesi� g�os. Morgon oderwa� d�onie od oczu.
- A mo�e co?
- Nic. Nie patrz tak na mnie. Znowu pr�bujesz zmieni� temat. Przehandlowa�e� co� za ni� albo j� ukrad�e�, albo kogo� dla niej zamordowa�e�...
- No nie, przesta�cie... - powiedzia� pojednawczo Grim Oakland, t�gi nadzorca w�o�ci Morgona.
- A mo�e po prostu znalaz�e� j� w ��obie jak zdech�ego szczura. No, jak z tym by�o?
- Nikogo nie zamordowa�em! - krzykn�� Morgon. �cich� raptownie szcz�k garnk�w dolatuj�cy z kuchni. - O co ty mnie pos�dzasz? - podj�� cierpko Morgon, zni�aj�c g�os.
- Ja ciebie nie...
- Nikogo dla zdobycia tej korony nie skrzywdzi�em; nie da�em za ni� nic, co nie nale�a�oby do mnie; nie ukrad�em jej...
- Ja nie...
- Ona nale�y mi si� z mocy prawa. O odpowied� na pytanie: jakiego prawa, nawet si� jeszcze nie otar�e�. Sformu�owa�e� zagadk� i pr�bowa�e� znale�� jej rozwi�zanie; pomyli�e� si� cztery razy. Gdybym to ja tak radzi� sobie z zagadkami, nie rozmawia�by� teraz ze mn�. Id� teraz do Tol powita� kupc�w. Znajdziesz mnie tam, kiedy uznasz, �e wypada�oby si� czym� dzisiaj zaj��.
Morgon odwr�ci� si� na pi�cie. Kiedy by� ju� na frontowych schodach, czerwony jak burak Eliard oderwa� si� od oniemia�ej z wra�enia gromadki, ze zdumiewaj�c� u kogo� jego postury szybko�ci� przemkn�� przez sale, chwyci� Morgona, �ci�gn�� go ze schod�w i przydusi� twarz� do ziemi.
Kury i g�si rozpierzch�y si� na wszystkie strony z pe�nym oburzenia wrzaskiem. Kmiecie, ch�opiec z Tol, kucharka i pomywaczka rzucili si� hurmem do drzwi i utkn�li w nich zbit� mas�, przekrzykuj�c si� nawzajem.
Morgon, oszo�omiony upadkiem, le�a� nieruchomo, z trudem �api�c oddech.
- Dlaczego nie chcesz mi odpowiedzie� na proste pytanie? - cedzi� przez z�by Eliard. - Dlaczego� nabra� wody w usta? Co zrobi�e�, by zdoby� t� koron�, Morgonie? Sk�d j� masz? Co zrobi�e�? Przysi�gam, �e...
Morgon uni�s� g�ow�. Kiwa�a mu si�, oczy popatrywa�y m�tnie.
- Mam j� z wie�y - wymamrota� i nag�ym skr�tem cia�a zrzuci� z siebie Eliarda w r�ane krzewy Tristan.
Walka by�a kr�tka i zaci�ta. Kmiecie Morgona, kt�rych panem jeszcze do poprzedniej wiosny by� spokojny, rozs�dny Athol, patrzyli z mieszanin� przestrachu i rozbawienia, jak ksi��� Hed tarza si� w b�otnistej ka�u�y, a potem d�wiga si� chwiejnie na nogi i z opuszczon� jak u byka g�ow� szar�uje na brata. Eliard uskoczy� i skontrowa� atak ciosem pot�nej pi�ci. Dosi�g�a celu, a odg�os uderzenia, kt�ry rozszed� si� w nieruchomym powietrzu, przypomina� g�uchy �omot, z jakim top�r drwala wcina si� w pie� drzewa. Morgon zwali� si� na ziemi� niczym w�r ziarna.
Eliard opad� na kolana przy nieruchomym ciele brata i przera�ony wymamrota�:
- Przepraszam. Przepraszam ci�, Morgonie. Zrobi�em ci co�?
Rozw�cieczona Tristan porwa�a bez s�owa za wiadro i chlusn�a na nich mlekiem.
Z ganku dolecia�a dziwaczna eksplozja szlochu. Cannon Master przysiad� na schodkach, podci�gn�� kolana pod brod� i ukry� mi�dzy nimi twarz. Eliard popatrzy� na swoj� ubabran� w b�ocie, przemoczon� tunik�. J�� j� bez wi�kszego powodzenia otrzepywa�.
- No i widzisz, co� narobi�, Morgonie? - wymrucza� pojednawczo.
- Z�amali�cie mi krzew r�y! - wybuchn�a Tristan. - Sp�jrz tylko, co zrobi�e� Morgonowi na oczach wszystkich! - Usiad�a przy rozci�gni�tym na wilgotnej ziemi Morgonie. Z jej twarzy znik� goszcz�cy tam ostatnio grymas. Otar�a Morgonowi twarz fartuchem. Morgon zamruga� p�przytomnie, na rz�sach chybota�y mu si� kropelki mleka. Eliard przykucn��.
- Przepraszam, Morgonie. Ale nie my�l sobie, �e to ci pomo�e wykr�ci� si� sianem.
Morgon uni�s� powoli r�k� i ostro�nie dotkn�� palcami warg.
- Z czego... ? Jakim sianem? - wykrztusi�.
- Niewa�ne - powiedzia�a Tristan. - Nie ma si� nad czym rozwodzi�.
- Czym ja jestem oblany?
- Mlekiem.
- Przepraszam - zacz�� znowu Eliard. Wsun�� rami� pod plecy Morgona, �eby unie�� go do pozycji siedz�cej, ale Morgon pokr�ci� g�ow�.
- Daj mi jeszcze chwil� pole�e�. Dlaczego mnie uderzy�e�? Najpierw oskar�asz mnie o morderstwo, potem bijesz, a na koniec oblewasz mlekiem. Kwa�ne. To skwa�nia�e mleko. Obla�e� mnie skwa�nia�ym...
- Ja ci� obla�am - wpad�a mu w s�owo Tristan. - Mlekiem dla �wi�. Bo pchn��e� Eliarda w moje krzewy r�.
- Dotkn�a przez fartuch warg Morgona. - Tak mnie upokorzy� na oczach wszystkich.
- Co ja takiego zrobi�em? - spyta� Morgon. Eliard westchn��, obmacuj�c sobie obola�e �ebra.
- Wyprowadzi�e� mnie swoimi s�owami z r�wnowagi. Wijesz si� w t�umaczeniach jak piskorz, ale jedno z tego zrozumia�em. Zesz�ej wiosny zdoby�e� w jaki� spos�b koron�, kt�ra ci si� nie nale�y. Powiedzia�e�, �e gdyby� rozwi�zywa� zagadki tak marnie jak ja, nie by�oby ci� tu teraz. Chc� wiedzie�, dlaczego. No, dlaczego?
Morgon milcza�. Po chwili usiad�, podci�gn�� kolana i wspar� o nie czo�o.
- Tristan, dlaczego akurat dzisiaj musia�a� z tym wyskoczy�?
- No dalej, zwal wszystko na mnie - fukn�a cierpko Tristan. - Ja tu chodz� z �atami na �okciach, a ty trzymasz sobie pod ��kiem per�y i drogie kamienie.
- Nie mia�aby� tych �at, gdyby� poprosi�a Narly Stone, �eby ci przenicowa�a i dopasowa�a troch� starych ubra�. Ro�niesz i tyle...
- Przestaniesz ty zmienia� temat?! Morgon uni�s� g�ow�.
- Nie krzycz na mnie. - Zerkn�� ponad ramieniem Eliarda na zastyg�y w bezruchu t�umek zafascynowanych postaci i westchn��. Przesun�� d�oni� po twarzy, a potem w�osach. - Wygra�em t� koron� w pojedynku na zagadki, kt�ry stoczy�em w An z duchem.
- O! - wykrzykn�� Eliard. - Co takiego?
- Z widmem Pevena, Lorda Aum. Korona spod mojego ��ka nale�a�a ongi� do kr�l�w Aum. Przed sze�ciuset laty Aum podbite zosta�o przez Oena z An. Peven ma teraz pi��set lat. �yje w wie�y, uwi�ziony tam przez Oena i Kr�l�w An.
- A jak wygl�da? - spyta�a przyt�umionym g�osem Tristan.
Morgon wzruszy� lekko ramionami; odwraca� wzrok.
- Jest stary. To stary lord z rozwi�zaniami tysi�ca zagadek w oczach. Idzie o zak�ad, �e w grze w zagadki nikt go nie pokona. Po�eglowa�em wi�c tam z kupcami i rzuci�em mu wyzwanie. Powiedzia�, �e wyzywali go ju� wielcy lordowie Aum, An i Hel - trzech cz�ci dawnego An - a nawet Mistrzowie Zagadek z Caithnard, ale nigdy jeszcze nie powa�y� si� na to jaki� kmie� z Hed. Odpar�em, �e du�o czytam. No wi�c zagrali�my. I ja zwyci�y�em. Wygran� koron� przywioz�em do domu i schowa�em pod ��kiem do czasu, kiedy zadecyduj�, co z ni� pocz��. No i by�o si� o co awanturowa�?
- On przegra� do ciebie koron� - powiedzia� spokojnie Eliard. - A co ty musia�by� mu odda�, gdyby� przegra�?
Morgon ostro�nie obmaca� sobie wargi. Patrzy� niewidz�cym wzrokiem na pola rozci�gaj�ce si� za plecami Eliarda.
- C� - mrukn�� w ko�cu. - Powiem ci tylko, �e przegrana nie wchodzi�a w rachub�.
Eliard podni�s� si� gwa�townie na r�wne nogi. Zaciskaj�c pi�ci, odszed� dwa kroki, potem zawr�ci� i znowu przykucn�� przy Morgonie.
- Ty g�upcze.
- Nie zaczynajcie znowu - wtr�ci�a b�agalnie Tristan.
- Nie jestem g�upcem - powiedzia� Morgon. - Przecie� wygra�em, nieprawda�? - Twarz mia� nieruchom�, wlepia� wzrok w twarz Eliarda. - Kern z Hed, ksi��� z kapust� w koronie...
- Nie zmieniaj...
- Nie zmieniam. Kern z Hed, pr�cz tego, �e by� jedynym poza mn� ksi�ciem Hed posiadaj�cym koron�, dost�pi� pewnego dnia w�tpliwej przyjemno�ci umykania przed �cigaj�cym go bezimiennym Stworem. Chocia� niewykluczone, �e by�y to tylko skutki dzia�ania heru�skiego wina. Stw�r wo�a� go raz po raz po imieniu. Kern wpad� do swojego domu, przebieg� przez sze�� komnat, rygluj�c za sob� drzwi ka�dej, wreszcie, zaryglowawszy za sob� drzwi si�dmej, stwierdzi�, �e nie ma ju� gdzie ucieka�. S�ysza� trzask wy�amywanych kolejno drzwi i swoje imi� wywrzaskiwane przy wywa�aniu ka�dych. Naliczy� sze�� takich trzask�w i sze�� wrzask�w. A potem jego imi� rozbrzmia�o pod si�dmymi drzwiami; ale Stw�r tych drzwi nie tyka�. Kern czeka� ca�y w nerwach, kiedy wylec� z zawias�w, i nic. Wreszcie zacz�� przest�powa� z nogi na nog�, nie m�g� si� ju� doczeka�, kiedy Stw�r do niego wtargnie, i nadal nic. Wreszcie zniecierpliwiony sam otworzy� drzwi i wyjrza�. Stwora za nimi nie by�o. I Kemowi do ko�ca jego dni nie dawa�o spokoju pytanie, co te� go wo�a�o. Morgon urwa�.
- No i co to by�o? - wymkn�o si� Eliardowi.
- Tych drzwi Kern nigdy nie otworzy�. To jedyna zagadka dotycz�ca Hed. Komentarz, wed�ug Mistrz�w Zagadek z Caithnard, brzmi nast�puj�co: rozwi�� nie rozwi�zan� zagadk�. Co te� czyni�.
- To nie jest zaj�cie dla ciebie! Ty masz uprawia� rol�, a nie ryzykowa� �ycie w g�upiej grze w zagadki z duchem o koron�, kt�ra nie jest ci do niczego potrzebna, skoro trzymasz j� teraz schowan� pod ��kiem. Pomy�la�e� cho� przez chwil� o nas? Wybra�e� si� tam przed czy po ich �mierci? Przed czy po?
- Po - wtr�ci�a Tristan.
Eliard trzasn�� pi�ci� w ka�u�� rozlanego mleka.
- Wiedzia�em.
- Przecie� wr�ci�em.
- A gdyby� nie wr�ci�?
- Ale wr�ci�em! Dlaczego nie postarasz si� zrozumie�, zamiast my�le� tak, jakby� mia� m�zg z drewna. Ty, syn Athola, z jego w�osami, jego oczami, jego spojrzeniem...
- Nie! - krzykn�a ostro Tristan.
Pi�� Eliarda, kt�ra unosi�a si� ju� w g�r�, znieruchomia�a w powietrzu. Morgon znowu ukry� twarz mi�dzy kolanami. Eliard zamkn�� oczy.
- Jak my�lisz, co mnie tak z�o�ci? - wyszepta�.
- Ja to wiem.
- Doprawdy? Chocia�... chocia� up�yn�o ju� sze�� miesi�cy, ja wci�� spodziewam si� us�ysze� niespodziewanie jej g�os, albo ujrze� jego wychodz�cego ze stodo�y, albo wchodz�cego do niej o zmierzchu z pola. A ty? Sk�d mo�esz wiedzie�, czy, opuszczaj�c Hed, wr�cisz? M�g�by� zgin�� w tej wie�y za jak�� g�upi� koron�, a nam pozosta�oby tylko wypatrywa� twojego ducha. Przysi�gnij, �e wi�cej niczego podobnego nie zrobisz.
- Nie mog�.
- Mo�esz.
Morgon uni�s� g�ow� i spojrza� na Eliarda.
- Jak mog� obiecywa� co innego tobie, a co innego sobie? Jedno przysi�gn�: Zawsze b�d� wraca�.
- Sk�d mo�esz...
- Przysi�gam to.
Eliard wbi� wzrok w b�oto.
- Wszystko przez to, �e on pu�ci� ci� do tej szko�y. To tam pomiesza�y ci si� priorytety.
- Te� tak uwa�am - przyzna� ze znu�eniem Morgon. Zerkn�� na s�o�ce. - Po�owa poranka za nami, a my siedzimy w b�ocku i suszymy w�osy zmoczone skwa�nia�ym mlekiem. Dlaczego dopiero teraz spyta�a� mnie o t� koron�? - zwr�ci� si� do Tristan. - To do ciebie niepodobne.
Wzruszy�a ramionami i odwr�ci�a g�ow�.
- Widzia�am twoj� twarz w dniu, w kt�rym wr�ci�e�. Co zamierzasz z ni� zrobi�?
Odgarn�� jej z czo�a kosmyk w�os�w.
- Sam jeszcze nie wiem. Ale co� nale�a�oby postanowi�.
- Mam kilka propozycji.
- A jak�e. - Wsta� sztywno i dopiero teraz zauwa�y� Cannona siedz�cego na schodach. - My�la�em, �e jeste� ju� w drodze na wsch�d Hed - powiedzia� z naciskiem.
- Ruszam ju�, ruszam - odpar� weso�o Cannon. - Wyndon Amory nigdy by mi nie wybaczy�, gdybym nie dotrwa� do ko�ca tej scenki. Masz jeszcze wszystkie z�by?
- Chyba tak. - Grupka t�ocz�ca si� w drzwiach poruszy�a si� pod jego wzrokiem i zacz�a rozprasza�. Morgon pom�g� wsta� Eliardowi. - O co chodzi?
- O to co zawsze, kiedy wytarzam si� w r�anych krzewach. Nie wiem, czy mam czyst� tunik� na zmian�.
- Masz - powiedzia�a Tristan. - Wczoraj upra�am twoje rzeczy. W domu ba�agan; wy... my w op�akanym stanie, a kupcy przybywaj� i wszystkie kobiety przyjd� ogl�da� ich towary do naszej zapuszczonej sali. Umr� ze wstydu.
- Dot�d ci to jako� nie przeszkadza�o - zauwa�y� Eliard. - Teraz nagle zacz�o. Jeszcze niedawno biega�a� z brudnymi nogami, w sp�dnicy oblepionej psi� sier�ci�.
- Tak by�o wtedy - odparowa�a lodowato Tristan - kiedy kto� zajmowa� si� domem. Teraz nie ma nikogo takiego. Sama pr�buj�. - Odwr�ci�a si� na pi�cie, stadko kur czmychn�o jej z drogi. Eliard dotkn�� z westchnieniem swoich zesztywnia�ych w�os�w.
- Ale skorupa. Ty popompuj mnie, potem ja popompuj� tobie.
Rozebrali si� za domem i obmyli. Potem Eliard pomaszerowa� do gospodarstwa Grima Oaklanda pom�c tam w za�adunku na wozy ziarna zmagazynowanego w stodole, Morgon za� ruszy� przez r�ysko ku biegn�cemu wybrze�em go�ci�cowi, kt�ry prowadzi� do Tol.
W porcie rzuca�y w�a�nie cumy trzy kupieckie statki ze zwini�tymi �aglami. W chwili, kiedy Morgon wst�powa� na nabrze�e, z jednego z nich przerzucono trap i marynarz sprowadzi� po nim konia - pi�kn�, d�ugonog�, smolistoczarn� klacz ze stadniny w An. W promieniach s�o�ca skrzy�a si� wysadzana klejnotami uzda. Kupcy zgromadzeni na dziobie statku pomachali do Morgona i zacz�li schodzi� g�siego na brzeg. Przystan��, �eby ich powita�.
Stanowili malownicz� gromadk�. Jedni ubrani byli w d�ugie, przewiewne, pomara�czowo-czerwone p�aszcze z Herun, inni w jednocz�ciowe opo�cze z An albo w pasowane, bogato haftowane tuniki z Ymris. Stan�wszy nog� na suchym l�dzie, j�li rozdawa� ha�astrze gapi�cych si� dzieci pier�cienie i �a�cuchy z Isig, kt�re zdobi�y im palce i szyje, futrzane czapy z Osterlandu oraz no�e o ko�cianych r�koje�ciach i miedziane brosze. Statki przywioz�y, mi�dzy innymi, �elazo z Isig i heru�skie wino.
Par� minut p�niej, kiedy Morgon pr�bowa� wino, zjawi� si� Grim Oakland.
- Po tym wszystkim te� bym si� napi� - powiedzia�. Morgon powstrzyma� cisn�cy si� na wargi u�miech.
- Ziarno za�adowane?
- Prawie. Harl Stone wiezie ju� we�n� i sk�ry z twojej stodo�y. Radzi�bym ci bra� wszystek metal, jaki maj�.
Morgon kiwn�� g�ow� i znowu spojrza� na czarn� klacz przywi�zan� do barierki. Jaki� marynarz wytaszczy� ze statku siod�o i powiesi� je na barierce obok konia. Morgon wskaza� na pi�kne zwierz� r�k�, w kt�rej trzyma� kubek.
- Czyja to klacz? Wygl�da na to, �e z kupcami kto� przyp�yn��. A mo�e to Eliard przehandlowa� za ni� w tajemnicy Akren.
- Nie wiem - odpar� Grim, unosz�c rudo-siwe brwi. - To nie m�j interes, ch�opcze, ale nie powiniene� folgowa� osobistym upodobaniom, kt�re koliduj� z obowi�zkiem spoczywaj�cym na tobie z racji urodzenia.
Morgon poci�gn�� �yczek wina.
- One nie koliduj�.
- By�aby to brzemienna w skutki kolizja, gdyby� zgin��.
Morgon wzruszy� ramionami.
- Jest jeszcze Eliard. Grim westchn�� ci�ko.
- A ostrzega�em twego ojca, �eby nie wysy�a� ci� do tej szko�y. Zamieszali ci tam w g�owie. Ale nie. On mnie nie s�ucha�. M�wi�em mu, �e to niedobrze, by� na tak d�ugo opuszcza� Hed; tego si� nigdy nie praktykowa�o, nic dobrego z tego nie wyniknie. I mia�em racj� - nic dobrego nie wynik�o. Rozbijasz si� po obcych krainach, graj�c w zagadki z... z cz�owiekiem, kt�ry powinien mie� na tyle przyzwoito�ci, by nie narzuca� si� �wiatu, skoro ju� umar� i zosta� pogrzebany w ziemi. Nie podoba mi si� to. Nie tak... nie tak powinien si� zachowywa� ziemrz�dca Hed. Nie wypada.
Morgon przytkn�� zimny metalowy kubek do poharatanych warg.
- To nie wina Pevena, �e po �mierci musi snu� si� po �wiecie. Najpierw, pope�niaj�c b��d w magii, zabi� siedmiu swoich syn�w, a potem, z rozpaczy i wstydu, sam sobie �mier� zada�. Nie dane mu za�ywa� w ziemi wiecznego odpoczywania. Kiedy mi to m�wi�, od tamtej chwili up�yn�o ju� tyle lat, �e trudno mu by�o przypomnie� sobie nawet imiona tych syn�w. By� tym zmartwiony. Zna�em te imiona ze studi�w w Caithnard, wi�c mu je przypomnia�em. Niezmiernie si� ucieszy�.
Twarz Grima zrobi�a si� czerwona jak indycze podgardle.
- To nie przystoi - wykrztusi�. Cofn�� si�, uni�s� wieko skrzyni zawieraj�cej �elazne pr�ty i z powrotem je zatrzasn��.
- Jeste� zadowolony z wina, lordzie? - spyta� jeden z kupc�w, staj�c obok Morgona.
Morgon spojrza� na niego i kiwn�� g�ow�. Kupiec by� ubrany w cienki, zielony jak li�� p�aszcz z Herun, czapk� z futra bia�ej norki, a przez rami� mia� przewieszon� harf� z czarnego drewna na bia�ym sk�rzanym pasie.
- Czyj to ko�? - spyta� Morgon. - Sk�d masz t� harf�?
Kupiec u�miechn�� si� i �ci�gn�� instrument z ramienia.
- Pami�taj�c, jak jego lordowska mo�� lubuje si� w harfach, wyszuka�em mu tak� w An. Nale�a�a niegdy� do harfisty lorda Cola z Hel. Jest stara, ale sp�jrz tylko, jak pi�knie zachowana.
Morgon przesun�� d�o�mi po g�adkich, rze�bionych powierzchniach. Musn�� palcami struny, a jedn� tr�ci� lekko.
- Po co a� tyle strun? - mrukn��. - Wi�cej ich chyba ni� trzydzie�ci.
- Podoba ci si�? Zatrzymaj j� na czas jaki�; pograj na niej.
- Nie mog�...
Kupiec uciszy� go machni�ciem r�ki.
- Czy� mo�na wyceni� rzetelnie tak� harf�? We� j�, zaznajom si� z tym instrumentem; nie musisz si� decydowa� od razu. - Prze�o�y� pas przez g�ow� Morgona. - Je�li ci si� spodoba, na pewno si� jako� dogadamy...
- Na pewno. - Morgon przechwyci� spojrzenie Grima Oaklanda, po czym si� zarumieni�.
Zabra� ze sob� harf� do hali targowej w Tol, gdzie kupcy kosztowali jego piwa, ogl�dali ziarno i we�n�, pr�bowali sera i owoc�w i targowali si� z nim przez dobr� godzin�, a Grim Oakland przez ca�y ten czas trwa� czujnie u jego boku. Potem puste wozy poci�gn�y do portu po metal, flasze wina i grudy soli ze z�� nad Caithnard. Do portowej zagrody pop�dzono konie poci�gowe, kt�re mia�y pop�yn�� do Herun i An; kupcy j�li liczy� wory z ziarnem i bary�ki piwa. Przed po�udniem nadbrze�nym go�ci�cem nadjecha�y niespodziewanie wozy Wyndona Amory'ego.
Siedz�cy na pierwszym Cannon Master zeskoczy� na ziemi� i powiedzia� do Morgona:
- Wyndon wys�a� je ju� wczoraj, ale u jednego urwa�o si� ko�o, wi�c wo�nice zatrzymali si� w zagrodzie Sila Wolda, �eby go naprawi�, i zostali ju� tam na noc. Spotka�em ich po drodze. Co, nam�wili ci� na harf�?
- Prawie. Pos�uchaj, jak brzmi.
- Przecie� wiesz, Morgonie, �e s�uch mam jak cynkowe wiadro. Ej, twoje wargi przypominaj� rozkwaszon� �liwk�.
- Nie roz�mieszaj mnie - odpar� Morgon. - Pojedziesz z Eliardem i kupcami do Akren? Tutaj ju� prawie sko�czyli.
- A ty co zamierzasz?
- Kupi� konia i par� trzewik�w. Cannon uni�s� brwi.
- I harf�?
- Mo�e. Tak. Cannon zachichota�.
- Dobrze. Uwolni� ci� od Eliarda.
Morgon zszed� pod pok�ad statku, gdzie w boksie sta�o p� tuzina koni z An. Zacz�� je ogl�da�, a tymczasem w mrocznej �adowni za jego plecami tragarze zwalali wory z ziarnem. Zagadn�� go jeden z kupc�w; rozmawiaj�c z nim, Morgon wodzi� palcami po smuk�ej szyi ogiera barwy polerowanego drewna. W ko�cu wyszed� na pok�ad i odetchn�� pe�n� piersi� czystym powietrzem. Wi�kszo�� woz�w ju� odjecha�a; grupki marynarzy kierowa�y si� ku hali targowej na posi�ek. Morze omywa�o kad�uby statk�w, tworzy�o bia�e wiry przy pot�nych sosnowych palach podpieraj�cych pomosty nabrze�y. W oddali unosi�y si� na wodzie i opada�y niczym kaczki �odzie rybackie z Tol. Daleko za nimi, na widnokr�gu, rysowa�a si� ciemna linia ogromnego kontynentu, kr�lestwa Najwy�szego.
Morgon wspar� harf� o kolano i zagra� �niwn� pie��, kt�rej dziarski, r�wny rytm przywodzi� na my�l posuwiste ruchy kosy. Potem przypomnia� mu si� fragment ballady z Ymris; kiedy pr�bowa� wydoby� j� ze strun, na jego d�onie pad� cie�. Uni�s� wzrok.
Obok sta� nieznajomy m�czyzna. Nie by� ani kupcem, ani marynarzem. Odzienie mia� skromne, ale szlachetny materia� i barwa jego granatowej tuniki oraz gruby �a�cuch z po��czonych ze sob� srebrnych, wyt�aczanych kwadrat�w na szyi, zapiera�y dech w piersiach. Twarz mia� szczup��, delikatn�, ni m�od�, ni star�; jego w�osy przypomina�y nasadzony lu�no na g�ow�, srebrzysty czepiec.
- Morgon z Hed?
- Tak.
- Jestem Deth, harfista Najwy�szego.
Morgon z trudem prze�kn�� �lin�. Chcia� si� podnie��, ale harfista po�o�y� mu d�o� na ramieniu i sam przykucn��, by przyjrze� si� harfie.
- Uon - powiedzia�, pokazuj�c Morgonowi wyryte na pudle imi� na wp� ukryte w galimatiasie ozdobnych zawijas�w. - To lutnik, kt�ry �y� przed trzema wiekami w Hel. Osta�o si� tylko pi�� harf jego roboty.
- Kupiec powiedzia� mi, �e ta nale�a�a do harfisty lorda Cola. Czy przyp�yn��e�... ? No oczywi�cie, �e musia�e� przyp�yn�� z nimi. To tw�j ko�? Dlaczego dopiero teraz do mnie podchodzisz?
- By�e� zaj�ty; wola�em zaczeka�. Zesz�ej wiosny Najwy�szy kaza� mi jecha� do Hed z kondolencjami z racji �mierci Athola i Spring. Ale surowa zima uwi�zi�a mnie w Isig, w Ymris zatrzyma�o obl�enie Caerweddin, a potem, w Caithnard, kiedy wsiada�em ju� na statek, przyby� pos�aniec z listem od Mathoma z An, w kt�rym ten prosi�, bym pilnie odwiedzi� go w Anuin. Przepraszam, �e zjawiam si� tak p�no.
- Pami�tam twoje imi� - powiedzia� powoli Morgon. - Ojciec cz�sto wspomina� harfist� Detha, kt�ry gra� na jego weselu. Nie m�g� si� ciebie nachwali�. Chcia�bym pos�ucha� twojej gry.
Harfista usiad� na murku i wzi�� od Morgona harf� Uona.
- Co chcia�by� us�ysze�?
Morgon poczu�, jak wargi same rozci�gaj� mu si� w u�miechu.
- Zagraj... niech pomy�l�. M�g�by� zagra� to, co sam przed chwil� pr�bowa�em?
- Tren ku pami�ci Belu i Bilo? - Deth dostroi� strun� i zaintonowa� staro�ytn� ballad�.
Belu jasnow�osy urodzi� si� wraz z ciemnow�osym
Bilo; i r�wnie� �mier� ich po��czy�a.
P�aczcie po Belu, szlachetne damy,
P�aczcie po Bilo.
Zr�czne palce bezb��dnie wydobywa�y melodi� z po�yskliwych, rozpi�tych jedna przy drugiej strun. Morgon siedzia� zas�uchany, nie odrywaj�c wzroku od g�adkiej, oboj�tnej twarzy. Wprawne d�onie i pi�kny, wy�wiczony do perfekcji g�os opowiada�y o Bilo, o �mierci, kt�ra sz�a za nim krok w krok, jecha�a z Belu na jego koniu lub bieg�a obok niczym ogar.
Belu jasnow�osy pod��a� za ciemnow�osym
Bilo; za nimi pod��a�a �mier�;
�mier� krzycza�a do Bilo g�osem Belu,
do Belu g�osem Bilo...
Przeci�g�e, soczyste westchnienie przyp�ywu zburzy�o cisz� ich �mierci. Morgon drgn�� i po�o�y� d�o� na ciemnym, rze�bionym pudle harfy.
- Sprzeda�bym w�asne imi� i pozosta� bezimiennym za dar wydobywania z tej harfy takiego brzmienia.
Deth u�miechn�� si�.
- To za wysoka cena, nawet za jedn� z harf Uona. Czego ��daj� za ni� kupcy? Morgon wzruszy� ramionami.
- Wezm�, co im dam.
- Bardzo ci na niej zale�y?
Morgon spojrza� na niego.
- Odda�bym za ni� w�asne imi�, ale na pewno nie kupi�bym jej za ziarno, kt�re jest owocem znojnej pracy moich kmieci, ani za konie, kt�re hodowali i uk�adali. Mog� da� za ni� tylko co�, co nale�y do mnie.
- Przede mn� nie musisz si� t�umaczy� - powiedzia� �agodnie harfista.
Morgon skrzywi� si� i dotkn�� palcami obola�ych warg.
- Przepraszam. Po�ow� ranka si� t�umaczy�em.
- Z czego?
Morgon spu�ci� wzrok na chropawe, okute �elazem deski nabrze�a.
- Wiesz, jak umarli moi rodzice? - spyta� pod wp�ywem impulsu, spogl�daj�c na spokojnego, bieg�ego w swej sztuce przybysza.
- Tak.
- Moja matka bardzo chcia�a zobaczy� Caithnard. Ojciec odwiedzi� mnie tam kilka razy, kiedy studiowa�em na Uniwersytecie Mistrz�w Zagadek. Niby nic wielkiego, ale dla niego by� to akt wielkiej odwagi: opu�ci� Hed i wybra� si� w podr� do wielkiego, obcego miasta. Ksi���ta Hed s� zakorzenieni w Hed. Kiedy przed rokiem, po sp�dzeniu w Caithnard trzech lat, wr�ci�em do domu, zasta�em ojca opowiadaj�cego bez ko�ca, co tam widzia� - kramy kupieckie, ludzi z rozmaitych krain - a kiedy wspomnia� o sklepie z belami tkanin, stosami futer i beczkami barwnik�w z pi�ciu kr�lestw, moja matka te� zapragn�a si� tam uda�. Uwielbia�a mi�kko�� i barwy szlachetnych tkanin. I tak zesz�ej wiosny, po sezonowej wymianie, po�eglowali oboje z kupcami na kontynent. I tyle�my ich widzieli. Statek, kt�rym wracali, zagin�� na morzu. Ju� nie wr�cili. - Morgon dotkn�� �ebka gwo�dzia i obwi�d� go palcem. - Od dawna nosi�em si� z pewnym zamiarem. Po ich �mierci go zrealizowa�em. M�j brat Eliard dowiedzia� si� o tym dzi� rano. Nie powiedzia�em mu wcze�niej, bo wiedzia�em, �e si� rozgniewa. Nie powiedzia�em mu, �e p�yn� morzem do An, lecz �e jad� na kilka dni na zach�d Hed.
- By�e� w An? Po co... - Deth urwa�. - Morgonie z Hed - podj�� po chwili z napi�ciem w g�osie - czy wygra�e� koron� od Pevena?
Morgon poderwa� g�ow�.
- Tak - powiedzia� zaskoczony. - Sk�d... ? Tak.
- I nie powiedzia�e� kr�lowi An...
- Nikomu nie powiedzia�em. Nie chcia�em o tym rozmawia�.
- Auber z Aum, jeden z potomk�w Pevena, uda� si� niedawno do tej wie�y, �eby odegra� od zmar�ego lorda koron� Aum, ale korony ju� tam nie by�o. Zasta� tylko Pevena, b�agaj�cego, �eby go uwolni� i wypu�ci� z wie�y. Auber daremnie wypytywa� o imi� cz�owieka, kt�ry zabra� koron�; Peven powiedzia� mu tylko, �e sko�czy� na dobre z gr� w zagadki. Auber powiadomi� o tym Mathoma, a Mathom, na wie��, �e kto� w�lizgn�� si� niepostrze�enie w granice jego kraju, zwyci�y� w grze w zagadki, w kt�rej przez wieki tylu ludzi straci�o ju� �ycie, i tak samo niepostrze�enie odszed�, wezwa� mnie z Caithnard i poprosi� o pomoc w odnalezieniu korony. Hed jest ostatnim miejscem, w kt�rym spodziewa�bym si� j� znale��.
- Le�y pod moim ��kiem - mrukn�� Morgon. - To jedyne prywatne miejsce w Akren. Nie pojmuj�. Czy Mathom chce j� odzyska�? Mnie ona do niczego niepotrzebna. Od powrotu do domu nawet na ni� nie spojrza�em. My�la�em jednak, �e kto jak kto, ale Mathom zrozumie...
- Korona jest na mocy prawa twoja. Mathom bynajmniej tego nie kwestionuje. - Deth urwa�; w jego oczach pojawi� si� dziwny b�ysk. - I twoja jest r�wnie� c�rka Mathoma, Raederle, je�li j� zechcesz - doda� cicho.
Morgon zerwa� si� na r�wne nogi, spojrza� z g�ry na harfist�, a potem ukl�k� i potrz�saj�c grzyw� d�ugich, rudych w�os�w, wlepi� w blad�, nieodgadnion� twarz Detha.
- Raederle - wyszepta�. - Znam j�. Studiowa� ze mn� syn Mathoma, Rood; przyja�nili�my si�. Odwiedza�a go tam... Nie pojmuj�.
- Kiedy Raederle przysz�a na �wiat, kr�l �lubowa�, �e odda jej r�k� tylko temu, kto odbierze Pevenowi koron� Aum.
- �lubowa�... Jak m�g� j� przyobieca� jakiemu� przypadkowemu m�czy�nie na tyle sprytnemu, by przechytrzy� Pevena? To m�g� by� przecie� jaki� przyb��da... - Urwa�, krew odp�yn�a mu z twarzy. - To by�em ja.
- W�a�nie.
- Ale ja nie mog�... Ona nie mo�e wyj�� za kmiecia. Mathom nigdy si� na to nie zgodzi.
- Mathom dotrzymuje �lub�w. Radz� ci poprosi� go o r�k� c�rki.
Morgon gapi� si� na niego z niedowierzaniem.
- Mam pop�yn�� do Anuin, na kr�lewski dw�r, wej�� tam do wielkiej sali audiencyjnej i z zimn� krwi� poprosi� Mathoma o r�k� Raederle?
- Do wie�y Pevena wszed�e�.
- To by�o co innego. Tam nie patrzyli na mnie lordowie z trzech cz�ci An.
- Morgonie, Mathom jest zwi�zany �lubem, kt�ry z�o�y� we w�asnym imieniu, a lordowie An, kt�rzy w tej wie�y stracili przodk�w, braci, syn�w nawet, mog� tylko z�o�y� ho�d twojej odwadze i m�dro�ci. W takiej sytuacji pozostaje ci jedynie odpowiedzie� sobie na proste pytanie: czy chcesz po�lubi� Raederle?
Morgon znowu wsta�. Miotany niepewno�ci�, przeczesa� palcami w�osy, a zrywaj�cy si� wiatr od morza zmi�t� mu je z twarzy.
- Raederle. - Znami� w postaci gwiazdek nad jedn� z brwi p�on�o wyrazi�cie na tle poblad�ego czo�a. Zamajaczy�a mu znowu jej twarz, kiedy ogl�da�a si�, by spojrze� na niego z oddali. - Raederle.
Zauwa�y�, �e oblicze harfisty t�eje raptownie, zupe�nie jakby wiatr zdmuchn�� z niego w przelocie wszelkie emocje i �ycie. I niepewno�� zgas�a niczym przemijaj�ca pie��.
- Tak, chc�.
2
Nazajutrz siedzia� ju� na pok�adzie na bary�ce piwa, wpatrzony w wyoran� w morzu przez kupiecki statek, pienist�, poszerzaj�c� si� bruzd�, kt�