3147

Szczegóły
Tytuł 3147
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3147 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3147 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3147 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tytu�: "Podanie o mi�o��" Autor: Katarzyna Grochola Copyright (c) Katarzyna Grochola, 2001 Projekt ok�adki Maciej Sadowski Redakcja Jerzy Kwa�niewski Redakcja techniczna El�bieta Babi�ska Korekta Jadwiga Pillcr �amanie El�bieta Rosi�ska Ma�gorzata Wnuk ISBN 83-7337-059-5 Wydawca Pr�szy�ski i S-ka SA 02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7 Dorotce i Paw�owi oraz tym, kt�rzy chc� kocha� Druk i oprawa OPOLGRAF Spotka Akcyjna 45-085 Opole, ul. Niedziatkowskiego 8-12 Niedziela Poniedzia�ek przypomina� miejsce przy potoku, wtorek mia� wygl�d starej szopy, w kt�rej przechowywali narz�dzia, �roda by�a ci�ka, czwartek szary, a pi�tek mglisty. Sobota wygl�da�a jak gotycka wie�a ko�cielna. Niedziela za� by�a niebieska. W niedziele niebo byto bezchmurne. Nawet je�li pada�o, niedziela by�a dniem, kiedy mo�na by�o poza te chmury na chwil� wyskoczy�. A jak tam by�o pi�knie! W niedziel� pami�ta�o si�, �e ponad chmurami jest s�o�ce. Ksi�yc. Gwiazdy. Niedziela by�a �wi�ta. Niedziela nie dzieli�a ich na p�. Niedziela z dw�ch kalekich ciai tworzy�a jedno. Kocha� niedziele, Poranny sobotni autobus tak naprawd� wi�z� go od poniedzia�ku do niedzieli. Dla niego ca�y tydzie� by� podr�. Od wczesnych godzin rannych, w poniedzia�ek, kiedy si� budzi� na ostry d�wi�k syreny i zimn� wod� spryskiwa� twarz. Zgnieciony kawa�ek chleba do torby - i do roboty. W kamienio�omach zdejmowa� koszul�, starannie uk�ada� w skostnia�y kwadrat, i chowa� do torby, ale przedtem wyjmowa� kawa� chleba i butelk� wody, odstawia� to pod ulubiony du�y kamie�, gdzie zawsze by� cie�, wieczny cie� i zielony wilgotny mech, woda tu schowana by�a d�u�ej ch�odna. Lubi� kamienie. By�y jak �ywe. Nie znal ich nazw, ale wyczuwa� pod kilofem �agodn� mi�kko�� jednych, niezdecydowan� krucho�� innych, oporn� moc tych ciemnych, od kt�rych jego kilof p�ka� i trzeba si� by�o natrudzi�, �eby taki g�az ob�askawi�. Przeci�te czerwonymi �y�kami marmury wzrusza�y go. Prawie p�aka�, kiedy jego ostre narz�dzie pr�bowa�o wedrze� si� do ich wn�trza. Z niepokojem patrzy� na p�kaj�ce g�azy. Z l�kiem, jakby w granicie ukry�o si� mi�siste, prawdziwe serce. By� przekonany, �e w ko�cu spod jego kilofa sp�yn� krople krwi, i cieszy� si�, �e dotychczas to si� jeszcze nie zdarzy�o. Nie by�o na �wiecie takiego kamienia, kt�rego nie m�g�by obrobi�. By� najlepszy. Pr�gi, nitki, �y�y, cienkie linie i grube wst�gi, plamy i mieszanki kolor�w, przezroczyste i matowe, kruche i mocne, mi�kkie i twarde - wszystko kruszy�o si� pod jego mocnymi uderzeniami. Kamienie trzeba kocha�, �eby m�c je rani� jak najmniej. Trzeba wiedzie�, gdzie przebiega ta granica, w kt�r� nale�y nieraz sto, tysi�c razy lekko uderzy�, �eby nagle, jak olbrzymie wrota, kamie� si� otworzy�. Otwiera� kamienie. Taka by�a jego praca. Te mniejsze kawa�ki, kt�re wzrusza�y go bezbronno�ci�, bo tak �atwo m�g�by je zmia�d�y�, porusza�y w nim t�sknot� i ch�� ocalenia. Zbiera� je delikatnie, poranione, ostre odpryski i przynosi� do siebie, do baraku. Staty przy nim w nocy, jarz�c si� w ciemno�ci. Omal�e czu�, jak oddychaj�, gdy tylko ci�ki sen podcina� mu mi�nie. Tylko dlatego, �e ju� nie mia� si�y si� ruszy�, �e ci�ar zm�czenia tak bardzo przytrzymywa� powieki, nie zobaczy� nigdy ich pulsuj�cej zbroi. Ale wiedzia�, �e one s� mu wdzi�czne za to, �e je uchroni� od przemia�u. Uchroni�? Czy aby na pewno? Ostry kilof rani�. Zag��bia� si� w nie. W niekt�re mi�kko i powoli, jak w ukochan� kobiet�, niespiesznymi ruchami, ale ze zdecydowan� si��, jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze. Do samego ko�ca. Kilof b�yska� w g�rze z�otym odbiciem s�o�ca i opuszcza� si� dziesi�ty, setny raz. Pot sp�ywa� mu po piersiach s�onymi stru�kami, ��obi�c opalone cia�o. Podnie��, uderzy�, wedrze� si�, zwyci�y�. Kiedy kamie� p�ka�, odczuwa� czysto zmys�ow� przyjemno��, napi�cie ust�powa�o miejsca odpr�eniu. Odk�ada� kilof i zgrubia�ymi r�kami dotyka� kamienia jak m�czyzna dotyka kobiet� po spe�nieniu. Delikatnie g�adzi� r�wne kraw�dzie, zamyka� oczy i ch�on�� ich zimny dotyk. Czasem pchni�cia musia�y by� ostre i gwa�towne, ka�de wydawa�o si� ostatnie, niecierpliwie �upa� brzegi, jak pies targaj�cy brudn� szmat�. Lecz wtedy nie by� zadowolony. Otwarty kamie� irytowa� go, �e oto ju� jest po wszystkim. Ale to stawa�o si� przez niego. A p�kaj�cy kamie� j�cza� echem metalu, p�ki g�ucho nie odetchn�� po raz ostatni, otwieraj�c bezbronny �rodek. Dni up�ywa�y mu na otwieraniu kamieni. Taka praca. Ca�y tydzie� uderza�, rozbija�, niszczy�, obna�a�. Okruchy by�y wywo�one gdzie� w niewiadomym kierunku, ale to ju� go nie obchodzi�o nic a nic. Podnosi� kilof setki razy w poniedzia�ek, wtorek, �rod�, w czwartekwok� zaci�ni�tych ust pojawia�a si� zapowied� rado�ci, od czwartku by�o ju� par� godzin do pi�tku, a w pi�tek mo�na by�o powiedzie�: jutro jad�. Jutro jad� do domu. B�d� w niedziel� w domu. Rozklekotany autobus przyje�d�a� w sobot�, przedziera� si� przez g�ry, j�cz�c i dysz�c. Charcza� silnik, t�umik plu�. Najmilsze d�wi�ki na �wiecie w sobot� b�d� go wie�� do domu. Tym razem na pewno. Tam na niego czeka�a mi�o��. Od�upany blok granitowy domaga� si� obr�bki. Nap�ul w d�onie i podni�s� sw�j kawa�ek s�o�ca wy�ej. Mign�a sta�, g�ucho uderzy�a w kamie�. M�czyzna u�miechn�� si�. Lubi� wyzwania. Kamie� musia� si� podda�. S�odkawy smak jego potu obejmowa� jej piersi, rozpuszcza� si� i przenika� przez sk�r� a� do �rodka, a� pod. Cia�o da�o pierwszy znak. Znak, �e ju� nadchodzi. �e pierwotne rozpoznanie nast�puje przed �wiadomo�ci� czy decyzj�. To ono wydaje zgod�. Zacz�o od lekkiego niepokoju, tam, ni�ej ni�... I sk�ra zrobi�a si� na lew� stron�. Chroniona zwykle wiecznym zakazem, teraz nagle obna�ona jednym mocnym zerwaniem wierzchniej warstwy, kiedy jego r�ce przyci�gn�y jej �opatki. A mi�dzy nimi by� zamek b�yskawiczny i on w�a�nie p�k�, rozerwa� si� i wyp�yn�o, uwolni�o. No wi�c, sk�ra najpierw. I uszy. Robi� si� za du�e, o wiele za du�e. Robisz si� s�uchem. Poskr�cana muszla ucha prostuje zwoje, a ka�de p� s�owa przedostaje si� przez ciemne korytarze bezpo�rednio do b�ony, i ka�dy ruch powietrza jest powielany i zwielokrotniany, ka�de niedopowiedzenie i brak tchu nawet odbija si� echem. Bicie serca wraca podw�jnie, oba bicia nak�adaj� si�, i ucho zaczyna �y� niezale�nie od reszty. A smak te� ju� nie ten. Pomara�cze s� pomara�czowe w ustach i ten kolor sp�ywa do miejsca, sk�d si� wszystko zacz�o, sk�d przysz�a zapowied� i zgoda. J�zyk smakuje i odr�nia drobne kawa�ki mi��szu, oddziela mniejsze drobiny, przerywa przezroczyst� b�on� mi�dzy nimi, odkrywa kroplow� pomara�czowo��, kt�ra p�ka pod jego dotkni�ciem i niezmiern� s�odycz� obmywa wn�trze ust. 10 Pachniesz pomara�czow� nami�tno�ci�. Uda rozsuwaj� si� bez twojego rozkazu, id� naprzeciw pragnieniu. Tw�j pocz�tek mi�o�ci, nienasycony dotykiem innego cia�a, jest fal�. Fala delikatnie obmywa narastaj�ce pragnienie, ju�, ju�, ju�. Ale jeszcze nie. Obna�a ukryt� tajemniczo��, oddaje w niewol�, t�skni coraz bardziej, a serce ukrytym rytmem pomaga nie umrze� teraz jeszcze, spieszy ci na pomoc coraz szybciej. Dr�ysz, bo oto anio� wilgotnym skrzyd�em pie�ci twoje uda, przygotowuj�c ci� na rozkosz, kt�rej nie zatrzymasz, kt�ra stanic si� poza twoj� decyzj�. Ju� nie obronisz swojego pragnienia, ju� umkn�o twojej kontroli, ju� wida� je jak na d�oni, to pragnienie, co je chcia�a� ukry�, ale on przyjmuje ten dar jak naturalne pi�kno stworzone przez jego nami�tno��, nie musisz broni� niczego, bo danina raz z�o�ona wraca do ciebie dziesi�ciokro� w pulsuj�cym rytmie rozkoszy. I ta fala coraz jest wi�ksza i wynosi ci� coraz wy�ej, ale nie wiesz, gdzie ci� zostawi. I kiedy ju� nie mo�esz o tym my�le�, bo ty jeste� t� wod� i on jest jej brzegiem, staje si� �wiat�o��. I ju� wiesz, �e to, co si� dzieje, jest jak otwarcie drzwi, do kt�rych ko�ata�a� latami na pr�no, a by�y ca�y czas otwarte, wystarczy�o po prostu wej��, i wiesz, �e to nie obce drzwi, ale drzwi do twojego domu. To ju� wiedzia�a, l czeka�a na niego cierpliwie przez te miesi�ce, kt�re on rozbija� na kamienne dni, na dni odmierzane kamieniami do obrobienia. Samotnymi nocami t�sknota robi�a z ni�, co chcia�a. Ja�niej�ce nad ranem niebo wchodzi�o do sypialni, a ona, przewracaj�c si� na drugi bok, dotyka�a r�k� swoich piersi, a sk�ra parzy�a j� jak obca. Podnosi�a si� z ��ka i zimn� wod� przemywa�a twarz. �wit zaskakiwa� j� w kuchni, pochylon� 11 nad d�bowymi deskami sto�u, szorowanego par� razy na tydzie� wod� z myd�em. Do niedzieli tak daleko. Dla niej tydzie� mia� kolory osobne, poniedzia�ek, wtorek, �roda, czwartek, pi�tek i sobota by�y bladym �witem, bia�ym �wiat�em, dopiero niedziela to �wiat�o rozszczepia�a na wszystkie kolory t�czy. Ka�dy niedzielny ranek rodzi� j� na nowo. W�osy zaczyna�y �y� swoim �yciem. Spleciony przez tydzie� warkocz oddycha� nareszcie swobodnie i wypuszczony na wolno�� mieni� si� na plecach jak arkusz srebrnej blachy. Oczy powi�ksza�y si�, i w �rodku pojawia�y si� krople rt�ci. Ramiona unosi�y ci�ar r�k z takim wdzi�kiem, �e ptaki zatrzymywa�y si� nad ni� w locie, dziwi�c si�, co te� taka kobieta robi na ziemi. Jak lekko nios�y j� ci�kie w tygodniu nogi na spotkanie m�czyzny jej �ycia! Powietrze, ch�odne rankiem, wchodzi�o w jej p�uca o�ywczym tchnieniem. Przepe�nia�a j� mi�o��. Mi�o�� do siebie, do niego, do autobusu, kt�ry zepsutym t�umikiem zapowiada� mocny u�cisk jego ramion. Tak musia�o by�. Ich �ycie sk�ada�o si� z niedzieli. Tak by�o zawsze. Nie mog�o by� inaczej. Pogodzi�a si� z tym tak dawno temu, �e nie pr�bowa�a nawet mie� pretensji do losu. On pracowa�, a ona czeka�a na jego powroty. W sobot� obudzi� si� wcze�niej. Du�o wcze�niej. Granitowy blok by� twardy i nie podda� si� wczoraj tak lekko. Ale przecie� kamie� nie mo�e czeka�. Dlatego wsta� wcze�niej i ruszy� do kamienio�om�w. Na wszelki wypadek, gdyby co� si� sta�o - oczywi�cie ani przez moment w to nie wierzy� - zostawi� kartk�. Z pro�b� 12 o przekazanie �onie, gdyby. "Gdyby" nie mog�o si� sta�, tym razem na pewno nie - granit podda si� przed up�ywem dw�ch godzin najdalej. Pisa� kartk� szybko, par� s��w. Kocham Ci�, mi�a, to tylko tydzie�, wybacz. Na pewno zd��y wr�ci� przed odjazdem autobusu. To jedynie par� uderze�. Wierzy� w to. Wczoraj po po�udniu granit ju� si� zarysowywa�. Mo�e zreszt� to tylko zachodz�ce s�o�ce... Ale by� pewien, �e to nie potrwa d�ugo. Autobus przyjedzie dopiero po po�udniu. A on nie mo�e zostawi� tego bloku do poniedzia�ku, Poradzi sobie z nim. Patrzy�a na zegarek. Wskaz�wki wolno przedziera�y si� przez okr�g tarczy. Za wolno. S�o�ce podnosi�o swoj� twarz na niebie r�wnie� za wolno. A� wreszcie nadszed� czas. Narzuci�a na ramiona chust�, te, kt�r� tak bardzo lubi�, i przygotowa�a si� do wyj�cia. Wyszorowana pod�oga l�ni�a, zapach gotowanej kapusty ukradkiem s�czy� si� z du�ego garnka, w piekarniku czeka� kawa� mi�sa, pieczony jak zwykle na jego przyjazd. By�a gotowa. Zamkn�a za sob� drzwi i wysz�a na ulic�. Pilnowa�a si�, �eby nie przyspiesza� kroku. Nogi nie chcia-ty jej s�ucha�, sz�y szybciej i szybciej, tak jakby jej bieg mia� wp�yw na autobus, jakby m�g� przyspieszy� spotkanie. Mia�a przed sob� ca�� niedziel�. Niedziel� z ukochanym. Wyczekan� niedziel�. Nareszcie. I jej oczy b�yszcza�y rt�ci�, a ramiona t�skni�y. Sk�ra r�owia�a. A s�siedzi spotkani na ulicy u�miechali si�. Autobus zje�d�a� z g�r. Dzie� by� pogodny i wida� by�o z daleka, jak jedzie, jak jedzie za wolno na jej czekanie. Sta�a 13 cierpliwie, co rusz podnosz�c oczy tam, w g�r�. Za chwil� zniknie i pojawi si� tu�-tu�, zakr�t zas�ania� drog�. Autobus wy�oni� si� nagle, klekocz�c. Serce jej zadr�a�o. Sta�a nieporu-szona, jedynie jej oczy robi�y si� wi�ksze. Bardziej uwa�ne. M�czyzna w ciemnej koszuli, kt�rego ju� zna�a z widzenia, zbli�a� si� do niej powoli. Za szybko. Nie odwr�ci�a jednak wzroku od drzwi autobusu, ale wszyscy ju� wyszli. Wyci�gn�� do niej r�k�. Bez s�owa. Wzi�a od niego ma�� kartk� papieru i nie patrz�c na tre��, stuli�a w d�oni. A potem odwr�ci�a si� i posz�a do domu. Kocie �by pod nogami �ledzi�y j� a� do samych drzwi. Si�gn�a po klucz i otworzy�a je. Pod�ogi l�ni�y. Garnki sta�y na kuchni. Otworzy�a drzwi do sypialni. Wykrochmalona po�ciel pachnia�a. Podesz�a do komody i otworzy�a szuflad�. Dopiero wtedy rozprostowa�a pieczo�owicie ma�y kawa�ek papieru. Tar�a go d�oni� i uklepywa�a, �eby si� wyprostowa�. A potem w�o�y�a go do szuflady, z prawej strony, na kupk� takich samych karteczek, i zamkn�a szuflad�. Kolorow� narzut� nakry�a ��ko. Wesz�a znowu do kuchni i siad�a przy stole. Do nast�pnej niedzieli przecie� tak niedaleko. Jeszcze tylko sze�� dni. Kot mi schud� Bo, panie doktorze, kot mi schud�. On ju� jaki� czas tak wygl�da, ale ja si� zbytnio tym nie przejmowa�am. W �yciu jest tyle wa�niejszych rzeczy ni� kot. Kot. No i c�, �e kot? My�la�am, �e mu nic nie jest. Mam s�siadk�, ona strasznie panikuje. Byle co si� zdarzy i od razu biega po ludziach, a to si� �ali, a to rady szuka, a w �yciu przecie� to sami sobie zawsze musimy radzi�. I ja tak patrzy�am, je, to je, nie je, to nie je, a niech nie je, przecie� z g�odu nie zdechnie. Nie histeryzuj� od razu jak Halinka. Jej wystarczy�o, �eby pralka wyla�a, i od razu a� szkoda gada�. Ca�y pion musieli zamkn��. Dla tylu ludzi, z powodu jednej g�upiej pralki. No ile tam wody wchodzi? Dwadzie�cia, trzydzie�ci litr�w? Nie wi�cej. No, mo�e troch� mniej. Pami�tam dobrze t� wod�, bo Sta� (to m�j m��) wr�ci� z pracy, ani umy� r�k, ani nic. Ja ziemniak�w nie zd��y�am zala�, tylko co obra�am i obtokn�am nad zlewem, a Sta� to si� wtedy zez�o�ci�. Na mnie, bo najbli�ej by�am. Taka z�o�� go chwyci�a, �e od razu drzwiami r�bn�� i dopiero nad ranem wr�ci�. A czy to moja wina, �e ziemniaki niegotowe by�y, bo wod� zakr�cili? Ale cz�ek zmordowany, ani pomy�la�, ani nic, 15 tylko od razu drzwiami prasn��. Czy to moja wina? Nie. Cho� to dobry cz�owiek. Tylko �e si� zdenerwowa�. Ale temu kotu to jakby tak smutniej z pyska patrza�o. Nalewam do miseczki mleka, a on nic. Co jak co, ale mleko to zawsze w domu musia�o by�. Sta�, znaczy m�� m�j, to rano kaw� z mlekiem pije. I nie daj Bo�e, �eby tego mleka zabrak�o. Raz zabrak�o i si� wtedy nauczy�am, �e nie wolno, �eby zabrak�o. Bo Stach ci�ko pracuje i nerwy mu czasami puszczaj�. Pu�ci�y mu przy tej kawie. Bez mleka. Ale on naprawd� nie jest z�y. Wi�c mleko, to si� przyzwyczai�am, zawsze jest i rano kotu lej�. Pi�. A teraz ostatnio ju� zsiad�e wylewam. Z pi�ty dzie� ju� tak wylewam. A rano patrz�, on chudy taki, jakby schud� ostatnio. Ale ja te� g�owy nie mia�am, �eby si� przygl�da� wcze�niej. Zwierzaki to o siebie dbaj� najpr�dzej. M�wi� nawet do siostry - patrz, chyba Burasek chudy si� zrobi�. Stachowi jakbym powiedzia�a, toby si� od razu do krzyk�w wzi��. Jak Burasek byt jeszcze malutki, to tak patrzy�am i m�wi� do Stacha - patrz, on niedu�y taki, a Stach, �e na choler� kota do domu przynosi�am. �e jak kot najwa�niejszy, to on sobie p�jdzie. I poszed�. Ja nie m�wi�, �eby m�czyzna sobie nie wypi�. Grzech to nie jest. Wiadomo, pracuje. I ja tam nie os�dzam ani �alu nie mam. Ale przykro mi si� zrobi�o, bo Burasek rzeczywi�cie, panie doktorze, malutki by�. A Sta� wr�ci� wieczorem, tylko si� w przedpokoju rozbija�, to ja si� podnios�am, szybko Buraska do kuchni, bo alkohol to z niego innego cz�owieka robi. Znaczy ze Stacha, nie z kota. Koty to takie spokojne stworzenia. Takie milusie. Puchate. A Stach jak za du�o wypije, to kota kopn��, za przeproszeniem pana doktora, potrafi. �e niby zarazki roznosi, jak na ��ku le�y. Jaki tam zarazki. Ja tobym �yczy�a sobie, �eby on taki czysty by� j ten Burasek nasz kochany. Nikt nie widzia� brudnego kota 16 A Stachu to z buciorami do wyra, a� musz� sobie tapczan drugi rozk�ada�, tylko po cichutku, �eby go nie urazi�, bo krzyczy od razu. Co krzyczy? Ano r�nie, brzydkie wyrazy nawet czasami. Ale on z biedy krzyczy, �e taki opuszczony, �e ja wol� sama spa�, �e go ju� nie kocham. To ja m�wi�, kocham ci� Stasiu, kocham, tylko brzuch mnie tak boli, nie chc� ci przeszkadza�. No to on albo si� uspokoi, albo i nie. Najwa�niejsze to go nie zdenerwowa�. Bo jak on zdenerwowany, to nad sob� nie panuje. I potem mi przykro, �e go musia�am zdenerwowa�, �e a� mu nerwy pu�ci�y. Jakbym twarzy nie otwiera�a, toby nic nie by�o. Nie �eby cz�sto. Cz�sto to nie. Ale czasem. Stachu m�j to dobry jest, panie doktorze, naprawd�, tak mnie jako� na m�wienie wzi�o i mo�e jeszcze wyj��, �e ja na niego narzekam. A ja nie narzekam, Bo�e bro�. Cz�owiek to sam sobie �ycie psuje. A tu trzeba si� cieszy� ka�d� chwilk�, bo ona ulotna jest bardzo. Jak Buraska zobaczy�am w piwnicy, takie to malutkie by�o, to a� krzyk�am. Bo on do szczura, panie doktorze, by� bardziej w podobie. Ale zakwili�, my�l� sobie, nie szczur. Podchodz�, a to kotek malusi. Jak ma�y szczur. To go wzi�am najpierw, wiadro z w�glem zostawi�am, kotka szybko wzi�am, nawet nie podrapa�. Do mieszkania kotka, �eby nie uciek�, a potem dopiero szybko po w�giel. Rozpali�am pod kuchni�, nagrza�am wody, umy�am go dobrze, taki maluni byt, �e nawet nie drapa�. I chudziutki jak teraz. Mleka nagrza�am, bo mleko to zawsze mam. A on nawet pi� nie chcia�. Jak Stach przyszed� z roboty, to go schowa�am, tak �eby p�niej powiedzie�, �e mamy kotka. Ale Burasek miaucze� zacz��, Stach si� zdenerwowa� - �adnych zwierz�t w domu, krzycza�. Brud tylko, krzycza�, ale ja twardo powiedzia�am, kota nie wyrzuc�, bo sam Pan B�g mi go da�. 17 2 Podanie o milc Cicho, cichutko, ma�y. Pan doktor to ci� tylko bada. Pan go tak tu nie naciska, bo on chyba �ebra ma zwichni�te. To jak m�wi�am, kopn�� go. Ale to by�o na wiosn�. Niechc�cy mu pod nogi wpad�. Znaczy kotek. A Stachu go niechc�cy butem tak, o. To le�a� potem Burasek, ani si� ruszy�. Ju� my�la�am, �e po kocie. Ale wyzdrowia�. Kot to mocne stworzenie. A Stach m�wi�, jak go przynios�am, albo ja, albo kot. I wtedy ja chyba pierwszy raz to powiedzia�am - nie, Stachu, dzieci nie mamy, ja ca�ymi dniami na ciebie czekam, nie �ebym co� naprzeciw mia�a, boja si� ciesz�, �e czekam na ciebie, ale sama jestem, ludzi nie widz�, ja to stworzenie b�d� chowa�. No to on si� obrazi�, obiadu nie zjad�, na piwo poszed�. Z kolegami. To dopiero nieszcz�cie z takimi kolegami. Ty si� z kotem nie r�wnaj, Stachu, powiedzia�am jeszcze, bo to niem�dre. �on� twoj� jestem tyle lat, zawsze jest tak, jak m�wisz, bo ty g�owa rodziny, ale kotek musi zosta�. I wyszed�. My�la�am, �e on, znaczy Stachu, si� przyzwyczai. Pomalutku, pomalutku, nie na si��, to si� polubi�. Bo m�j Burasek takiej poczciwo�ci zwierz�tko. Burasek to dlatego, �e tu, widzi pan, ma takie bure, pod brzuszkiem i na zadku. Dziwne, nie? Takie niespotykane u kotk�w, no to Burasek taki dobry by�. Ani pazurk�w nie wyci�ga� na mnie, futerko mu si� zrobi�o takie mi�ciusie, a co ja si� go nag�aska�am, naprzytulatam, jak Stach do roboty poszed�. A on chodzi� za mn� krok w krok. Ale wieczorem to si� ko�o pieca k�ad� i jakby go nie by�o. Tylko w nocy do ��ka przychodzi�, jak Stacha gdzie� ponios�o. I tak tu koto mojej szyi le�a�. To przecie� nie mo�e by� prawda, �e taki kot chorob� jak�� da cz�owiekowi. Ja to od razu lepiej si� czu�am. A przecie� i na r�k� narzeka�am, na pogod� to mnie rwie. O tutaj, tak z tej strony, a� do g�ry. Na deszcz. Upad�am kiedy� i o piec waln�am. Stachu 18 mnie popchn��, bo jak go zwolnili ze stolarni, tej, co wtedy tam pracowa�, to wr�ci� na gazie. To nie wiedzia�, co robi. Ale mia�am k�opotu. Z jedn� r�k� trudno dom obrobi�. Jakie on wyrzuty mia�! A potem to krzycza�, ty specjalnie udajesz, �e boli, bo skurwysyna, za przeproszeniem pana doktora, chcesz ze mnie robi�! Udawa�am, �e nie boli, bo cz�owiek jest od przebaczania, a nie od pami�tania. Jak si� m�owi nie wybaczy, to komu? Temu kotowi? No to jak ta r�ka mnie rwa�a, trudniej mi by�o robi�. A Stach wola�, jak si� u�miecha�am. No i pewnie. Ale jak Burasek mi si� przy�o�y�, to dobrze mi si� robi�o na ciele i na duszy te�. Cz�owiek potrzebuje czasem do przytulenia takiego zwie-rzaczka. Mo�e jakbym dziecko mia�a, to inaczej na tego Bura-ska bym patrzy�a. Ale ja zaci��y�am od razu po �lubie, Stachu to si� nawet nie cieszy�, bo tak od razu mie� bab� z pe�nym brzuchem mo�e ch�opu niewygodnie. I te� k�opoty wtedy mia�, oj, jaki on by� niecierpliwy do wszystkiego. Bo to i z prac� lekko nie by�o, z zak�adu dopiero co wyszed�, ja na niego, panie doktorze, dwa lata czeka�am i wierzy�am, �e cz�owiek si� zmieni, byle da� mu czas. A Stach to po tym zak�adzie taki nerwowy by�. No i za ko�nierz nie wylewa�. Mnie to ju� ci�ko by�o nosi� w�giel, ale gdzie tam ch�opa takiego prosi�, on na dom pracuje ca�y dzie�, tylko co on g�os podni�s�, �e zm�czony, to ja do tej piwnicy zesz�am, na schodach si� omsk�am i po dziecku. I ju� wi�cej nie zaci��y�am. Wtedy to dopiero wiedzia�am, �e Stachowi na dziecku zale�a�o. Pi� przez tydzie�, s�siadki m�wi�y, bo ja w szpitalu le-�atam, ledwo co mnie odratowali. A on pi� biedak z �alu, bo ja ju� nigdy mia�am dzieci nie mie�, panie doktorze. To co on mia� robi�? Ale mnie nie zostawi�. Chocia� bez dzieci to jaka to rodzina. 19 Tu go pan tak mocno nie bierze. Bo on si� wtedy niespokojny robi. Nie, ja go nie potrzymam, bo ja tych palcy zgnie�� dobrze nie mog�. Mo�e by pan dat rta znieczulenie, bo to szkoda patrze�, jak si� m�czy. Taka to dola sieroca. Ani nic z tego �wiata nie rozumie, tylko piska. Nie piskaj, nie piskaj, pan doktor pomo�e. �eby tak cz�owiekowi kto pom�g�. W te r�k� to ja si� zaci�am i palce od tamtej pory jak nie moje. Tylko tak przykurczy� mog�. Dalej nie. To w�a�ciwie przez Bura-ska. Mi�sko kroi�am, a kotek mruczy� i mruczy!. Stacho si� roze�li�, za n� chwyci� i wymachiwa� zacz��, najpierw do Buraska, to on a� pod szaf�, tycia szczelinka, a wszed�, a� wyj�� nie m�g�, to m�wi�, Stachu czy� ty zg�upia�, kot przecie� rozumu nie ma. To Stach si� na mnie zamierzy�. Ja wiem, �e krzywdy by mi nie zrobi�, tylko tak si� droczy�, ale chwyci�am ten n�, ostry by�, i po palcach. Stach to jak tylko krew zobaczy�, od razu odskoczy�, pobiela� na twarzy. Krew to trudno m�czy�ni znosz�. Prawie mi omdla�. Pojechali�my na pogotowie, to mnie zszyli, ale tak ju� mi zosta�o. M�wi� na to przykurcz. Co si� Stach naprzeprasza�, o Bo�e, jak dobrze w domu by�o, dobre z niego wylaz�o. Bo cz�owiek dobrego, co w nim siedzi, to si� wstydzi. Ale potem to ju� normalnie by�o. Tylko powiedzia�am, Stachu, ty mi wi�cej r�ki na Buraska nie podno�. Nie, te �apk� to on od dawna ma tak�. Od samego pocz�tku. Stachowi kiedy� przez okno wypad�. M�czyzna wiadomo, nie dopatrzy. Ale kot jak to kot, na cztery �apy spada. Co si� z nim nachodzi�am! Na Grochowskiej w klinice w nocy by�am. Bo niby wysoko u nas nie jest, ale on taki dziwny by�. N�ka mu si� taka zrobi�a dziwna, to go wzi�am nocnym. Nasta�am si� na przystanku, a tam nieprzyjemnie po nocy nawet chodzi�. Ale wzi�am Buraska, bo stworzenie cierpi i jak cz�owiek 20 mu nie pomo�e, to nikt mu nie pomo�e. I n�ka mu zosta�a taka chromawa. Troszk� ci�gnie. Tylko zmizernia� ostatnio. Tak mi co� schud�. Ja ju� mu nawet jedzenie dobre kupuj�, teraz to troszk� oszcz�dz� i mu p�ucek naszykuj�, nawet w�tr�bki. A on taki niemrawy. Niech pan co� zrobi, panie doktorze, prosz�. Ten kotek opr�cz mnie to nikogo nie ma. A ja nie wiem, czemu on taki chudzie�ki. Jak odesz�am od Stacha, no bo ju� czas by�o odej��, jak Bu-raskowi ogon obci��, to kotek od�y�. Jak mu obci��, to ja ju� wiedzia�am, �e ja si� w �yciu pomyli�am. Cz�owiek musi by� dobry dla zwierz�t, bo one s� s�absze i one potrzebuj� jego opieki. Zreszt� ja powiedzia�am, nie podno� mi wi�cej na niego r�ki. A on, znaczy Stachu, m�wi, �e drzwi trzasn�y i ogonek przyci�y. Jak drzwi tak mog�y trzasn��, panie doktorze? Nie mog�y. Od kuchni to ca�y czas roztworzone s� i takim sto�eczkiem przytrzymane. W �azience przeci�gu nie ma. A do pokoju to Burasek tak znowu nie wchodzi�, jak Stachu by� w domu. To gdzie te drzwi trzas�y? Szybka by p�k�a, jakby tak huk�y, �eby ogonek Buraska z�ama�. A w �yciu nie wolno si� tak pomyli�, jak ja si� pomyli�am. Tak tego Stacha kocha�am, bo on z�y to nie by�, nie. Ale za Buraska to ja jestem odpowiedzialna. To mu tak robi� nie mog�, �eby go na cierpienie wystawia�. I powiedzia�am, to ju� koniec z nami, Stachu. On si� �mia� zacz��, a gdzie ty p�jdziesz. A ja Buraska wzi�am, walizk� spakowa�am i posz�am do siostry. Ona mi tak� kom�rk� za kuchni� przysposobi�a. I prac� znalaz�am, cho� to nie�atwo, o nie. Teraz to na sto��wce pracuj�, bo gotowa� to, panie doktorze, ja umiem. Stach niewybredny taki by�, to mu za t�usto, to za chudo, to za s�one, a to takie. Ciel�cink� robi� pyszn�, czosnku wrzuc�, jak Pan 21 B�g przykaza�, a Stachu to nie lubi�, �eby �mierdzia�o. Zupki dobrej siostrze w niedziel� nagotuj�, to si� rodzina cieszy. �mietan� zaprawi�, porz�dnie, a nie knorem, za przeproszeniem. Syta jest. A� drugie niepotrzebne. Tylko kotek mi schud�, panie doktorze. Mo�e on za domem t�skni? Czy to prawda, �e koty do miejsca si� przywi�zuj�? Ale ja tam ju� wr�ci� nie mog�. Bo kot, panie doktorze, nie cz�owiek. On potrzebuje mi�o�ci. Powr�t do domu Wchodzit po schodach z ka�dym rokiem coraz wolniej. Dopiero dzisiaj zda� sobie z tego wyra�nie spraw�. Tylko trzecie pi�tro, a musi odpoczywa�. Kiedy� wbiega� po dwa stopnie. Ale nie b�dzie korzysta� z windy. Lekarz zreszt� zaleci� chodzenie po schodach. To dobra gimnastyka dla serca. Serce! To serce, jak nie mo�e z�apa� tchu? Zawsze dba� o siebie. Palenie rzucil w czterdzieste urodziny. I nam�wi� do rzucenia Mari�. - Skoro si� mamy razem starze�, r�bmy to zdrowo - za�artowa� pewnego wieczoru i nazajutrz po prostu nie kupi� papieros�w. Troch� si� m�czy�, Maria po�egnanie z na�ogiem przesz�a bezbole�nie. Kobiety s� zawsze silniejsze. Zanim wsadzi� klucz do zamka, zadzwoni�. Zawsze w ten spos�b dawa� zna� Marii, �e wraca, czeka�a na niego w przedpokoju lub w drzwiach kuchni. To by� ich rytua�, wypracowany przez trzydzie�ci dwa lata wsp�lnego �ycia. Niewiele par mo�e si� pochwali� takim sta�em. Oni mogli. I to nie chwal�c si�, dzi�ki niemu. Wiedzia�, jak wa�na jest tradycja, dbanie o pewne niezmienne formy wsp�lnego �ycia. Co� sta�ego, do czego si� wraca jak do domu. Nie do mieszkania. 23 Wiedzia�, �e musi dba� o sw�j zwi�zek, �e tylko ci�ka praca mo�e zaowocowa� wsp�ln� przysz�o�ci�. Drzwi otworzy�y si� z lekkim skrzypieniem. Nie zauwa�y� tego rano, jak wychodzi�. Trzeba koniecznie troch� naoliwi� zawiasy. Powiesi� kapelusz i rozejrza� si� po pustym przedpokoju. - Mario! - zawo�a� w g��b mieszkania. Po raz pierwszy od trzydziestu dw�ch lat odpowiedzia�a mu cisza. Co� podobnego. Maria wysz�a. Wysz�a, cho� dobrze wiedzia�a, o kt�rej wraca. W ci�gu tych wsp�lnych lat sp�ni� si� do domu tylko dwa razy, i to za ka�dym razem uprzedza� j�, �e b�dzie p�niej. I nigdy jeszcze nie zdarzy�o si�, �eby nie wychodzi�a na jego spotkanie. Opr�cz tych tygodni, kt�re sp�dzi�a w szpitalu. No, ale to by�a si�a wy�sza. Powiesi� p�aszcz na wieszaku, wszed� do �azienki i starannie umy� r�ce. Przejrza� si� w lustrze nad umywalk�. Niczego mu nie brakowa�o, doprawdy. Owszem, zakola na czaszce s� z ka�dym rokiem wi�ksze, ale niekt�rzy jego koledzy (ci, co jeszcze �yj�, oczywi�cie) byli zupe�nie �ysi. Uda�o mu si� nie podhodowa� brzuszka, ale te� dok�adnie Marii t�umaczy�, jaka dieta jest wskazana dla os�b w ich wieku. Zawsze o wszystkim musia� my�le�. Ale w ten spos�b Maria czu�a, �e si� o ni� troszczy, a on m�g� jej da� to, co mia� najcenniejszego. Siebie. Dlaczego i dok�d Maria wysz�a? To si� nie zdarza�o. B�d� musieli usi��� wieczorem i porozmawia� o swoich oczekiwaniach. B�dzie jej musia� powiedzie�, co czu�, kiedy wszed� do pustego domu. Zawsze mo�na zacz�� wszystko od pocz�tku. Wiedzia�, �e rozmowa o uczuciach to najwa�niejsza rzecz w �yciu ka�dego ma��e�stwa. Jak niewiele os�b przywi�zuje do tego wag�! I, nie chwal�c si�, by� chyba jedynym m�czy- 24 zna, kt�ry nie wstydzi� si� o tym m�wi�. Wprost przeciwnie, uwa�a�, �e to w�a�nie robi z niego prawdziwego m�czyzn�. Trzydzie�ci lat temu zdecydowa�, �e zmieni swoje �ycie. Kiedy pozna� Mari�. I o zwi�zek z Mari� postanowi� zadba�. Zgasi� �wiat�o i wszed� do kuchni. Czysto i schludnie. A jednak. Nie myli� si�. Co� si� musia�o sta�! Maria zostawi�a na gazie ziemniaki. Lekko pyrka�y, stukn�� w jeden widelcem. Twardy, musia�a widocznie wyj�� niedawno. B�dzie jej musia� zwr�ci� uwag�. C� za lekkomy�lno��! Ale to do Marii nie pasowa�o. Musia�o si� wydarzy� co� wa�nego. Odsun�� krzes�o i ci�ko usiad�. Co przeoczy�? Maria by�a wszystkim w jego �yciu. Powiedzia� jej to wyra�nie, obieca�, �e b�dzie dla niego zawsze najwa�niejsza. I dotrzyma� s�owa. Opar� g�ow� na d�oniach i przygl�da� si� kratce obrusa. Czy zrobi� co� nie tak? Wiedzia� przecie� od pocz�tku, �e b�dzie szcz�liwy tylko wtedy, gdy uczyni szcz�liw� Mari�. Niczego jej przecie� nie brakuje. Ziemniaki podskakiwa�y w garnku, okno w kuchni zaparowa�o. Maria. Jego jedyna wielka mi�o��. Mia�a zaparowane okulary, jak zobaczy� j� po raz pierwszy. Kiedy je zdj�a, �eby przetrze� szkl� r�bkiem sp�dnicy, ujrza� chabry w jej oczach. Wyci�gn�a do niego r�k� i powiedzia�a: Jestem Maria. Nie Marysia, Majka, Maryla. Maria. I tak ju� zosta�o. Wiedzia�, �e spotkanie z ni� odmieni jego �ycie. Cierpliwie zabiega� o t� dumn�, kruch� dziewczyn�. Wiedzia�, �e ta albo �adna. Co si� z nimi sta�o przez tyle lat? Kiedy zacz�o si� co� psu�? Teraz sobie u�wiadomi�, �e ju� dawno nie widzia� na twarzy Marii u�miechu, a przecie� �mia�a si� tak cz�sto. Jej �miech roznosi� si� w powietrzu jak zapach konwalii. �wiat 25 wydawa� si� lepszy, i on by� lepszy dzi�ki niej. Dlaczego jej nie ma? W tak wa�nym dniu? Dzisiaj mu powiedzieli, �e p�jdzie na wcze�niejsz� emerytur�. Emerytura. Jak to brzmi. Jak �mier�. Jak koniec. Jak niepotrzeba. Ale teraz b�d� mogli sobie po�wi�ci� wi�cej czasu. B�dzie mia� wi�cej czasu dla Marii. Mo�e gdzie� pojad�? Mo�e w og�le zaczn� podr�owa�? Kiedy� obydwoje o tym marzyli. Jako� si� nie sk�ada�o. Podni�s� si� i wyj�� z pude�ka zapa�k�. Nik�y pomara�czowy p�omyk zapali� gaz. Postawi� patelni�, ukroi� kawa�ek mas�a. Maria przysma�y�aby na oliwie, zdrowiej, ale w takim dniu m�g� sobie pozwoli� na odrobin� luksusu. Rzuci� na teflon, zaskwiercza�o. Uni�s� pokrywk� rondelka. Kotlety mielone? Dawno ju� nie by�o mielonych. Nie s� specjalnie zdrowe, ale b�dzie wyrozumia�y... Z prawej strony z pietruszk�, z lewej z czosnkiem. Nie, poczeka na Mari�, nie b�dzie sam jad�. Zgasi� gaz, mas�o topi�o si� powoli na ciep�awym teflonie. Ziemniaki b�d� za moment gotowe. No c�, to wypije najpierw kaw�. Nastawi� wod�, wyj�� niebiesk� fili�ank� z mi�nie�skiej porcelany. Detale by�y wa�ne. �ycie sk�ada�o si� przecie� z detali. Dla niego �ycie sk�ada�o si� z Marii, pracy dla Marii i powrot�w do Marii. Bycia z Mari�. Rozm�w z Mari�. M�czyzna, kt�ry nie ma zaplecza w postaci kochaj�cej kobiety, jest martwy. Jest nikim. On wie o tym najlepiej. Zna tych wspania�ych m�czyzn z pustymi domami, z kobietami w innych domach, z wolno�ci� w kieszeniach, biednych samotnych ludzi, kt�rzy nie maj� dok�d wraca�. I na szcz�cie on do takich nie nale�y. Maria zawsze robi�a kotlety z p� kilograma mielonego. Jedne z tym, drugie z owym. Nie znosi� monotonii. Te wiecznie 26 zapracowane kobiety z r�kami o nabrzmia�ych �y�ach, pracowicie gotuj�ce obiad w sobot� i niedziel� na ca�y nast�pny tydzie�! Od razu po �lubie u�wiadomi� Marii, �e najwa�niejsze s� kompromisy. Przesta�a pracowa�. Bardzo tego chcia� i w ko�cu ona te� zechcia�a. Niech kobieta stworzy prawdziwe gniazdo, a m�czyzna nigdy nie odejdzie. Zala� kaw� wrz�tkiem i odcedzi� ziemniaki. Nienawidzi takiej kawy, ale nie b�dzie w��cza� ekspresu dla jednej osoby. Maria na pewno zaraz wr�ci. No i siedzi sam w kuchni nad fili�ank�. Ale te� dawno ju� tak nie siedzia� z Mari�. A przecie� zawsze by�o im tak dobrze razem. Ograniczyli nawet swoje niewielkie znajomo�ci. Ludzie zaburzali rytm ich �ycia, wprowadzali zbyt du�o niepokoju. Robert z �on� na przyk�ad. Kiedy zacz�li si� rozwodzi�, rozs�dniej by�o nie zajmowa� stanowiska, troch� si� odseparowa�. W�a�ciwie ta przyja�� od pocz�tku wp�ywa�a destrukcyjnie na ich zwi�zek. Najwa�niejsze to wywa�y� wszystko, Pomoc pomoc�, a utrata w�asnego �ycia i w�asnej to�samo�ci to co innego. Pami�ta d�ug� rozmow� z Mari� na ten temat. Ta rozmowa przywr�ci�a proporcje pomi�dzy ich �yciem a �yciem Robert�w. Cierpliwie t�umaczy�, �e to ich ma��e�stwo jest najwa�niejsze, nie ludzie, kt�rzy pojawiaj� si� obok i przemijaj�. Prawie zapomnia� o tej ca�ej sprawie z Robertem. A przecie� par� razy, jeszcze przed rozwodem, pok��cili si� przy nich. C� za nietakt! Jakby kulturalni ludzie nie mogli sobie wszystkiego wyja�ni� w spos�b kulturalny. On nigdy nie pok��ci� si� z Mari�. Wszystkie sprawy omawiali na bie��co. I wtedy zgodzili si�, �e trzeba ograniczy� ten kontakt. Zreszt� wystarczali sami sobie. Mogli rozmawia� godzinami j nigdy si� nie nudzili. Patrzy� na Mari� z tak� sam� mi�o- 27 �ci�, przez te wszystkie lata. Zmarszczki ko�o ust i oczu pog��-bialy si�, ale dla niego b�dzie zawsze t� dziewczyn� w zaparowanych okularach. Jej chabrowe oczy bladty, ale nie przestawa� jej kocha�. I ona o tym wiedzia�a. Nie pracowa�a, to prawda. Lecz zapewni! jej byt na odpowiednim poziomie. Nigdy nie musia�a wypatrywa� pierwszego lub prosi� go o sukienk� czy buty. Mia�a wszystko, czego pragn�a. A co najwa�niejsze, by�a rozs�dna w swoich pragnieniach. I jest dobrze zabezpieczona, gdyby, nie daj Bo�e, on... Mia� zreszt� w cicho�ci ducha nadziej�, �e odejdzie przed Mari�. Ale jest ubezpieczony dodatkowo na �ycie i Maria nie b�dzie si� musia�a martwi�, gdyby zosta�a sama. Pomy�la� o wszystkim. M�czyzna musi by� odpowiedzialny za swoj� kobiet�. Maria... �agodna i dobra Maria... Dopasowali si� do siebie prawie od razu. Maria zreszt� by�a podatna na wp�ywy. G�upi melodramat potrafi� z niej wycisn�� morze le�. T�umaczy�, �e ludzie na pewnym poziomie nie powinni emocjonowa� si� bzdurami. W ko�cu nawet w telewizji jest sporo lepszych program�w z dziedziny psychologii. Pomaga� jej zrozumie� i rozpoznawa� �wiat. Maria sta�a si� bardziej zr�wnowa�ona dzi�ki niemu. Przywr�ci� jej pogod� ducha. Nigdy te� w ich domu nie by�o �ladu nieporz�dku. Wyt�umaczy� jej, jakie to dla niego wa�ne, �eby budzi� si� w mieszkaniu, w kt�rym w zlewie nie le�� brudne od wczoraj szklanki. I nigdy damska garderoba nie wala�a si� po k�tach. Po��danie mo�na by�o wyrazi� w inny spos�b, ni� zrywaj�c z kobiety ubranie w najmniej spodziewanym momencie. Tak, te szklanki... Ale przecie� wystarczy raz z�ama� zasady, �eby potem nie m�c si� pozbiera�. Jednego dnia szklanka, drugiego ju� dwie, a trzeciego naczynia po obiedzie... To tak 28 jak z tymi szkodliwymi filmami. Niby nic, a jednak ws�cza si� do m�zgu jak�� trucizn�. Jak�� iluzj�. �ycie jest o wiele ciekawsze. A filmy? Potem traci si� kontakt z najbli�sz� osob�, diabli bior� wsp�ln� p�aszczyzn� porozumienia. I Maria to zrozumia�a. Coraz mniej ich dzieli�o. Jak wygl�da�o ich �ycie? Ksi�dz, kt�ry udziela� im �lubu, powiedzia�: "niech pi�kno dobrej �ony"... Tak by�o. Maria by�a dobra. By�a bez w�tpienia najlepsz� rzecz�, jaka zdarzy�a mu si� w �yciu. Cho� na pocz�tku, musia� to przyzna� obiektywnie, daleko jej by�o do pe�nego wdzi�ku umiaru, kt�rego potem tak bardzo zazdro�cili mu przyjaciele. Przyjaciele. No c�. Dom jest twierdz� i trzeba go chroni� przed z�ymi wp�ywami. Niekt�rzy si� powykruszafi, niekt�rzy za�o�yli nowe rodziny. Pogl�dy jego i Marii w tych sprawach by�y jednakowo tradycyjne. Sta�o�� - to by�o to, o co im w �yciu najbardziej chodzi�o. Je�li si� chce ocali� sw�j dom, trzeba go chroni� i pilnowa� przed �wiatem. Tyle z�a dooko�a. Wystarczy�o obejrze� dziennik albo otworzy� gazet�. Ma��e�stwo b�dzie dobre, je�li b�dzie otoczone dobrymi zwi�zkami. A ile ich by�o, tak dobrych jak jego zwi�zek? Czy� go nie ocali� od rozpadu? Kawa wystyg�a. Tak zatopi� si� w my�lach, �e zapomnia� o niej, a przecie� nie znosi� zimnej kawy. Czy co� si� mi�dzy nimi popsu�o? I kiedy? Prze�yli te� wsp�lnie trudne chwile. Kiedy Maria powiedzia�a, �e jest w ci��y, pr�bowa� si� cieszy�, cho� widzia�, co dzieci robi� z ma��e�stwem. Jak kobiety przestaj� by� �onami, a staj� si� wy��cznie matkami. Ale Maria by�a taka szcz�liwa. Kiedy znalaz� j� na pod�odze w kuchni nieprzytomn� i zakrwawion�, obok jeszcze wilgotnej bia�ej firanki i przewr�co- 29 nego sto�ka, my�la�, �e oszaleje z b�lu. Ale by� przy niej ca�y czas, w karetce i w szpitalu. Wsz�dzie. Z wyj�tkiem sali operacyjnej, na kt�r� zawie�li Mari� natychmiast. Marii trudno by�o wr�ci� do normalnego �ycia. Pogodzi� si� z faktem, �e ju� nigdy nie b�d� mieli dzieci. P�aka�a ca�ymi dniami. Dopiero jak jej wyt�umaczy�, �e on si� nie martwi, w�a�ciwie to si� nawet cieszy, Maria przesta�a p�aka�. A on nie odda�by jej za �adne najcudowniejsze na �wiecie dziecko, nawet za ch�opca, kt�ry nosi�by jego nazwisko. Nigdy wi�cej nie widzia� Marii p�acz�cej. Czy to nie dziwne, �e dopiero teraz to sobie u�wiadomi�? Pami�ta tamten sw�j strach o Mari�. Stoj�c pod sal� operacyjn�, modli� si� o Mari�, nie o nie. Ono. Min�o tyle lat, a nie potrafi� my�le� o nim inaczej. Ono umar�o. Nie chcia� mie� wi�cej dzieci. Kiedy wyszed� do niego lekarz i powiedzia�, �e musi podpisa� zgod� na operacj�, �e ci��a zacz�a si� zachowywa� jak nowotw�r, za�niad graniasty - bez chwili wahania podpisa�. Zrobi�by wszystko, �eby ratowa� �ycie Marii. I w karetce bezradnie szepta�: "Mario, nie, prosz�, zaczekaj". To by� jedyny moment, kiedy straci� panowanie nad sob�. Jego mi�o�� by�a wieczna jak trawa. Nie opiera�a si� na ulotnej nami�tno�ci czy po��daniu. By�a potrzeb� serca i o tym nigdy nie zapomina�. Oczywi�cie, by�a te� nami�tno�� mi�dzy nimi. Kochali si� przecie�, cho� ani on, ani Maria nie nale�eli do tych, co to dysz� w spos�b nieprzyzwoity czy wydaj� z siebie j�ki. A jednak d�onie Marii by�y delikatne jak tajemnica jej wn�trza, pod wp�ywem jej dotyku jego serce topnia�o i zapada� si� w niebyt. Ca�owa� j� delikatnie i oplata� sob� w mi�osnym rytmie, pilnuj�c, aby jej zawsze by�o dobrze. Mieli przecie� udane �ycie. Byli dobrym ma��e�stwem. Najlepszym, jakie zna�. Ich znajomi rozchodzili si� i schodzili, 30 zdradzali i wybaczali, k��cili i godzili - oni jedni trwali nieprzerwanie przez te wszystkie lata. Ale rzeczywi�cie, co� by�o nie w porz�dku. To, �e Marii nie ma dzisiaj, to nie przypadek. Mo�e co� mu chce da� do zrozumienia? Tylko �e przecie� mogli o tym porozmawia�. Przekona� j� wiele lat temu, �e tylko rozmowa... �e ich zwi�zek przetrwa, je�li b�dzie poza wszelk� manipulacj�. Ale... Maria rzeczywi�cie ostatnio by�a inna. Co� si� w niej zmienia�o. Mo�e nie do�� jej okazywa� uczu�? Mo�e si� boi, �e m�� ju� jej tak nie kocha? Postarzeli si� oboje, ale przecie� najpi�kniejsze chwile mog� by� jeszcze przed nimi. Teraz b�d� mieli mn�stwo czasu dla siebie. Wyjad� gdzie�... Od dawna odk�adany wyjazd b�dzie mo�liwy. Musia� co� przeoczy�... Zawsze czeka�a na niego z ciep�ym obiadem, potem... No w�a�nie, potem ona zmywa�a, on odpoczywa� po pracy, a potem... Zawsze by�o co� do zrobienia w domu, zreszt� cz�sto przynosi� do domu robot�. Przepisy tak szybko si� zmienia�y, trzeba by� na bie��co. Dzi� ksi�gowo�� to nie to, co kiedy�... Zreszt� najwa�niejsze by�o utrzymanie domu na pewnym poziomie. �eby Maria mia�a zawsze to, co chce... No wi�c, kiedy co� si� zmieni�o? Prowadzili do�� samotne �ycie, ale przecie� mieli siebie. I Maria si� z tym zgodzi�a. Wi�c? Na pewno nie chodzi o dzieci, dzieci ju� by wyfrun�y z gniazda, te� byliby ju� dwojgiem samotnych starzej�cych si� ludzi... Po �lubie? Po �lubie okre�lili swoje priorytety i trzymali si� tego przez nast�pne lata... A mo�e, mo�e nie powinien si� godzi� na... Tak! Nigdy nie powinien by� si� zgodzi�, �eby Maria by�a, tak jak chcia�a, Mari�. W tym nie by�o czu�o�ci ani intymno�ci, a przecie� to w�a�nie chcia� da� Marii. To si� musi zmieni�. Wszystko b�dzie inaczej. Ile� razy mia� 31 ochot� powiedzie� Marysiu, Marylko, Marysie�ko, ale pami�ta� jej ton "Jestem Maria, nie Mania, Marysia, Majka. Maria". Jak m�g� sobie na to pozwoli�? To jej zdanie wp�yn�o tak naprawd� na ich �ycie! Wyla� zimn� kaw� i przep�uka� fili�ank�. Si�gn�� po �cie-reczk�, dok�adnie wytar� i odstawi� do szafki. Nawet przesta� my�le� o jedzeniu. Musi odpocz��. Wszed� do sypialni. Pod kocem, odwr�cona do niego ty�em, le�a�a Maria. Serce podskoczy�o mu w piersiach. Bat si�, �e zemdleje. Maria! Bo�e, ona nie �yje! Przypad� do t�ka i chrapliwym szeptem zacz�� �arliwie powtarza�: -Bo�e, nie, Bo�enie! Maria poruszy�a si� i podnios�a r�k� do czo�a. - Zasn�am? - zapyta�a, a jej g�os rozni�s� si� po pokoju zapachem konwalii. Bogu niech b�d� dzi�ki! Potem jej powie, jak si� czu�, kiedy zobaczy�, �e nie czeka�a na niego. Teraz ma wa�niejsze rzeczy na g�owie. Serce uspokaja�o si�. Zacz�� m�wi�: - Wszystko rozumiem, wszystko. Mario, to wszystko mo�na zmieni�. Zaczniemy od nowa. Przecie� �ycie przed nami. I nie b�d� do ciebie m�wi� Mario, nie zgadzam si�, b�d� do ciebie m�wi� tak, jak zawsze chcia�em, a ty mi na to nie pozwoli�a�, tyle lat, tyle lat - szepta� do jej odwr�conej g�owy. -Marysiu, Marysie�ko moja. Wszystko zmienimy. B�dziesz najszcz�liwsz� kobiet� na ziemi. Tak ci� kocham, Marysiu -powtarza� z lubo�ci� zdrobnienie jej imienia, kt�rego nigdy nie mia� odwagi wym�wi�. 32 Us�ysza� �kanie i po�o�y� uspokajaj�co r�k� na jej g�owie. By� naprawd� wzruszony. Wszystko mo�na zacz�� od nowa. Niech p�acze, niech sobie nareszcie przy nim pop�acze. Maria str�ci�a jego r�k�. Przez utamek sekundy widziat jej twarz. Ale musia�o potrwa�, zanim dotarto do niego, �e Maria nie p�acze. Maria si� �mia�a. I zanim zd��y�a zakry� r�kami twarz, b�ysn�� mu obcy grymas jej ust. 3- hulanie o mi�o�� Podanie o mi�o�� ...Do S�du Rejonowego Wydzial Karny za po�rednictwem odwo�uj� si� od decyzji nr rej. 1328/01 w sprawie wykroczenia ruchu drogowego. Dnia... 01 r. Stra� Miejska wylegitymowa�a mnie za niew�a�ciwe parkowanie pojazdu marki. Mandatpodpi-sa�em krzy�ykiem - taki mam rodzaj podpisu. Stra�nik miejski powiedzia�, �e spraw� wobec tego kieruje do Kolegium ds. Wykrocze� i wida� s�owa dotrzyma�. Nie by�o moim zamiarem obra�enie kogokolwiek, a tym bardziej przedstawiciela w�adz lokalnych. .. Podnios�a oczy na m�czyzn�. U�miecha� si�. - To dowcip? - zapyta�a ostro. By�a w pracy i nie mia�a czasu na g�upie dowcipy. - Nie, prosz� pani - odezwa� si� �agodnie, a oczy dalej mu si� u�miecha�y. - Za��czam stosowne dokumenty, wz�r podpisu z banku itd. Zacisn�a praw� d�o�. Nie wierzy�a ani jednemu s�owu. Ale skoro ludziom si� chce wyprawia� takie rzeczy... By�a z�a na siebie, �e w og�le si� odezwa�a, �e zapyta�a o cokolwiek. Ona nie by�a od my�lenia. By�a od przepisywania. 34 - Prosz� usi��� i zaczeka�. Po�o�y�a r�ce na klawiaturze i spod jej palc�w pop�yn�y s�owa do s�du rejonowego w sprawie nr rej. 1328/01. Zleci�a komputerowi "drukuj" i dopiero wtedy ponownie spojrza�a na m�czyzn�. By! niski. Niewiele wy�szy od niej. Gdyby w�o�y�a buty na obcasach, nie m�g�by si� pokaza� przy niej na ulicy. I mia� �adne w�osy. G�ste. Jakby mu je przeczesa� r�k�, tak jak robi� na filmach - pewno nawet by nie poczu� przez t� g�stwin�. Ile czasu musi sp�dza� u fryzjera? By� dobrze ostrzy�ony, nie za d�ugo, nie za kr�tko. I mia� �adne d�onie. Zauwa�y�a od razu, jak tylko jej poda� te swoje bazgra�y. Fajne m�skie d�onie, zadbane i silne. Drukarka zrobi�a pipipipip. Czy doszcz�tnie zg�upia�a, �eby tak my�le�? Wida� ma za du�o czasu. I nie zapyta�a, w ilu kopiach. Co si� z ni� dzieje? - W dw�ch egzemplarzach, je�li pani tak uprzejma. Pani tak uprzejma. Przecie� od tego tu jest. - Dwadzie�cia z�otych - powiedzia�a ugrzecznionym tonem. To jest klient, a ona tu pracuje. Nie mo�e o tym zapomina�. Co� wida� wisi w powietrzu, �e zapomnia�a. - Dzi�kuj� pani. - M�czyzna podni�s� si� i po�o�y� pieni�dze przy komputerze. - Rachunek? -Nie, dzi�kuj� pani. Kiedy podawa�a mu kartki, ich d�onie zetkn�y si� na moment. Zdr�twia�a, a on by� ju� przy drzwiach. Jego "do widzenia" pozosta�o bez odpowiedzi, drzwi si� zamkn�y. Dopiero wtedy zda�a sobie spraw�, �e wstrzymuje oddech. Wsta�a od komputera i mia�a wra�enie, �e stoi nie na 35 w�asnych nogach. Nigdy, przenigdy si� jej to nie zdarzy�o. �eby w spos�b tak fizyczny zareagowa� na obcego m�czyzn�. Mo�e to ta pogoda, na pewno spad�o ci�nienie. Jest tak strasznie duszno. Od wczoraj niebo zaci�ga�o si� szaro�ci�, b�dzie deszcz. Otworzy�a okno i odetchn�a pe�n� piersi�. Listopad -i tak ciep�o! Patrzy�a na ulic� bezmy�lnie, cho� by�o tyle pracy. Na jutro musi sko�czy� przepisywanie pracy magisterskiej, a on wychodzi z bramy, jest w nim co� przyci�gaj�cego wzrok, a przecie� niscy m�czy�ni nie s� przystojni, i jeszcze dwa kr�tkie podania do sp�dzielni mieszkaniowej. Bo�e, stan�� i spojrza� w g�r�! Odskoczy�a od okna jak oparzona. Zobaczy� j� czy nie? Jaki wstyd! Siad�a przy komputerze i zacz�a p�ynnie wystukiwa� zdanie. Jakie szcz�cie, �e kiedy� zrobi�a kurs maszynopisania! Tu jej na pewno nikt nie b�dzie szuka�. Mo�e zacz�� wszystko od pocz�tku. Wnosz� o rozw�d z winy mojego m�a Ireneusza D. syna J�zefa i Michaliny, kt�ry mimo �e ze mn� o�eniony od lal nie spe�nia swoich obowi�zk�w i nast�pil trwafy i dlugi rozklad po�ycia, na co dowody ja mam, Wysoki S�dzie, i przedstawi� Wysokiemu S�dowi, bo to dra� taki i obibok, chyba �eby S�d mu powiedzial, bo przecie� dzieci mamy, mo�e si� on opami�ta, Wysoki S�dzie. .. Spojrza�a na ekran i jeszcze raz przeczyta�a przedziwny pozew. Go�ym okiem wida�, �e ta kobieta nie chce si� rozwodzi�! I s�d b�dzie mia� ubaw po pachy razem z Ireneuszem D. I po licho wtr�ca� si� do cudzego �ycia? Nie! Nie i jeszcze raz nie. To jest BIURO PRZEPISYWANIA NA MASZYNIE. Nic wi�cej. 36 Dlaczego kobiety nie mog� pogodzi� si� z tym, �e przestaj� by� kochane? Ona pogodzi�a si� ju� dawno. Na umieraj�c� mi�o�� nie ma lekarstwa. Mo�na tylko odej��. Pr�bowa� zapomnie�. Nie �y� z�udzeniami. Przesta� si� oszukiwa�. Wstawa� rano, je�� samotnie �niadanie. Pracowa�. Nie my�le� o g�upstwach. Nie czeka�. Tak jak ona, To podanie w sprawie nieprawid�owego parkowania jej zaszkodzi�o. Od bardzo dawna stara�a si� odzyska� spok�j i w�a�ciwie pogodzi�a si� ze swoj� samotno�ci�. Wraca�a do domu p�no, po drodze kupowa�a co� do jedzenia, bra�a prysznic i przebiera�a si� w d�ug� domow� sukni� z mi�kkiego aksamitu. Wygl�da�a w niej jak z innej epoki. Rozpuszcza�a d�ugie w�osy, przez ca�y dzie� �ci�gni�te w w�ze� i musia�a przyzna� - wygl�da�a jak... jak... kobieta. No, mo�e nie pi�kna, ale na pewno interesuj�ca. Podwija�a nogi na fotelu i w��cza�a Bregovica. Cichutka muzyka �agodzi�a jej rysy, a ona czyta�a prawie do p�nocy. Ksi��ki by�y jej ca�ym �wiatem. Podr�owa�a. By�a w miejscach, o kt�rych tylko mog�a marzy�. P�aka�a nad nieszcz�ciami innych, nie wstydz�c si� �ez, a czasem �mia�a si� g�o�niej, ni� �piewa� Sting. Rano za� budzi�a si� i znowu wi�za�a w�osy w ciasny w�-zei na karku, ubiera�a si� w skrojon� prosto szar� lub be�ow� sukienk�, kt�ra ukrywa�a jej kszta�ty. Tak trzyma�. Ranek nast�pnego dnia by� inny. Zamy�lona sta�a przed lustrem przy drzwiach, gotowa do wyj�cia, a potem jednym ruchem d�oni wyci�gn�a spink�. W�osy rozsypa�y si� na ramiona. Wygl�da�a zdecydowanie bardziej... atrakcyjnie. Dlaczego w�a�ciwie nosi spi�te? Powinny czasem odpocz��. Dzisiaj odpoczn�. 37 BIURO PRZEPISYWANIA NA MASZYNIE tego dnia wyda�o jej si� jeszcze bardziej ponure. A sp�dza tu polowe swojego �ycia! Nigdy nie zwraca�a uwagi na �ciany, nagie i surowe, smutne po prostu. I gdyby postawi� w oknie jakie� kwiaty... A mo�e wr�cz nie w oknie, tylko przy fotelu? Tam, w rogu? By�oby na pewno przyjemniej... Po co zawraca� sobie g�ow� takimi rzeczami. Dzi� naprawd� ma sporo pracy. W��czy�a komputer i na ekranie wykwita�y nowe s�owa w zwi�zku z powy�szym uprzejmie prosz� o ponowne rozpatrzenie... By�o ju� po czwartej, kiedy spojrza�a na zegar u do�u ekranu. Jak to dobrze, �e �ona Andrzeja D. nie przysz�a, podanie jeszcze nie by�o gotowe. Odchyli�a g�ow� do ty�u, bola� j� kark i w og�le jako� tak... I wtedy skrzypn�y drzwi i stan�� w nich On. Chwyci�a jedn� r�k� w�osy, skr�ci�a je mocno, a drug� grzeba�a w torbie w poszukiwaniu spinki. By�a z�a na siebie, jak dawniej. Co te� jej strzeli�o do g�owy! Upi�a w�osy, a on sta� i przygl�da� jej si� spokojnie. To trwa�o wieczno��. - Dzie� dobry-powiedzia�. -W�a�ciwie... - S�ucham. - Opanowa�a si� szybko i wzrok jej stwardnia�. - Chcia�em pani� zaprosi� na kaw�. - Nie u�miecha� si� tak jak wczoraj, by� spi�ty. - Dzi�kuje bardzo - odpowiedzia�a s�u�bowo. - Po pierwsze, nie pijam kawy, po drugie, nie mam zwyczaju umawia� si� z klientami, po trzecie, mam du�o pracy. Co� jeszcze? M�czy�nie twarz si� lekko skurczy�a, a mo�e jej si� przywidzia�o. - To przepraszam - powiedzia�, a ona znowu po�o�y�a d�onie na k�awiaturze. 38 Drzwi trzasn�y, nie podnios�a g�owy i wpatrywa�a si� w zegar u do�u ekranu. Minuta, dwie, trzy. Wychodzi z bramy, pilnowa� si�, �eby nie podej�� do okna, tak g�upio si� zachowa�a, i po co to t�umaczenie, po pierwsze, po drugie. By�a z�a. By�a z�a na siebie. Nie powinna... I te w�osy.,. Przesta�my si� oszukiwa�. Po prostu mia�a nadziej�, �e go jeszcze zobaczy. M�czyzn�, kt�ry policjantowi podpisuje si� krzy�ykiem! Kt�ry na pewno drwi ze �wiata i z takich jak ona kobiet. M�czyzn�, kt�ry - nie ukrywajmy tego - zrobi� na niej wra�enie. W zwi�zku ze zmian� mojego statusu zawiadamiam odpowiednie organy... Nazajutrz przysz�a do biura wcze�niej ni� zwykle. �le jej si� spa�o, obudzi�a si� nad ranem przera�ona. Siedzia�a przed ekranem komputera ju� trzeci� godzin�, kiedy wszed�. Powiedzia� uprzejmie, bez �ladu zak�opotania i ju� bez tego beztroskiego u�miechu: - Mam dwie strony tekstu, mo�na prosi� o przepisanie na jutro? Stara�a si� na niego nie patrze�, ale to by�o bez znaczenia. Jego g�os robi� swoje. By� g��boki i ciep�y, cho� obcy. Petent. - Prosz� bardzo, Po jego tekst si�gn�a, kiedy zapad� zmierzch. Zapali�a lampk� przy biurku. Pomy�la�a, �e mo�e d�u�ej popracowa�. Ale� tu nie by�o pocz�tku! Co za niechlujstwo! Otworzy�a nowy plik i zacz�a pisa�: - - .wygl�da�aby jak lania. Tak ruszaj� si� tylko zwierz�ta pelne wdzi�ku i wolne. Nie wyobra�am