9422

Szczegóły
Tytuł 9422
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9422 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9422 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9422 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eugeniusz Paukszta Zatoka �ar�ocznego Szczupaka 1.. Nie ka�da droga wiedzie prosto do celu Niczego sobie szelmutka � pomy�la�: Pietrek spogl�daj�c na mil� dziewczyn� w kolejarskim mundurze, machni�ciem chor�giewki daj�cej maszyni�cie sygna� do odjazdu. Terkocz�cy, skrzypi�cy starymi wagonami poci�g osobowy, obs�uguj�cy lini� Olsztyn � E�k, powl�k� si� dalej, zostawiaj�c za sob� sw�d Czarnego dymu. Dziewczyna zdj�a czerwon� czapk� zawiadowcy, spojrza�a ciekawie na tr�jk� pasa�er�w, kt�rzy zostali na poro�ni�tym traw� peronie, potem wolnym krokiem posz�a w stron� mizernego budynku, na kt�rym czarnymi literami odcina� si� od bia�ego t�a napis: K�osianka. Pietrek odprowadzi� dziewczyn� wzrokiem. Zaj�cie to przerwa� g�os siostry Brzmia�o w nim wyra�ne rozczarowanie. � Nie ma ich... � A nie ma � przytwierdzi� si�gaj�c do kieszeni po papierosa. - Zm�czy�em si�, kurdefelek, staniem mi�dzy t�ustymi babskami a ich koszami z g�mi i innym baga�em.. Z Kostkiem tak zawsze, liczy� na niego nie mo�na. � Mo�e co� im przeszkodzi�o albo s� nad jeziorem � �agodzi�a mi�kkim g�osem Mirka Knipianka. � Chod�my gdzie�, nie b�dziemy stercze� na peronie jak ko�ki. Dziura jaka�, zakazany kraj � Pietrek powi�d� doko�a spojrzeniem. Dwutorowa linia kolejowa wypada�a z lasu na ma�y placyk stacyjki i zn�w znika�a w g�stym borze szpilkowym. �wierki postrz�pion�, ciemn� lini� wierzcho�k�w zamyka�y ca�y obszar polany. � P�jd�, dowiem si� od zawiadowcy, czy ich tutaj nie by�o. � Zapytaj o drog� do jeziora. Wyk�pa�bym si�, zanim co� postanowimy � rzuci� Godycki za siostr�. Razem z Mirk�, przysiad� na spalonej przez s�o�ce murawie. Spojrza� na towarzyszk� troch� bezradnie. � No widzisz, i co z tym Kostkiem zrobi�? Za�mia�a si�. Echem odpowiedzia�y �wierkowe �ciany, � Masz si� te� czym k�opota�! Damy rad�... Patrz, jastrz�b ko�uje... Spojrza� w niebo, gdzie zakolami wznosz�c si� i zn�w opadaj�c kr��y� du�y .jastrz�b. Przeni�s� wzrok na Mirk� Zna� j� dwa lata, od chwili kiedy zaprzyja�ni�a si� z Zo�k�. Pr�bowa� wtedy zwr�ci� jej uwag� na siebie, ale zlekcewa�y�a go. Tym bardziej uradowa� si�, gdy niespodziewanie zdecydowa�a si� na wsp�lny wyjazd z nimi. Mia� nadziej�, �e pobyt na wodnej w��cz�dze zmieni stosunek dziewczyny do niego. Odprawa, jak� otrzyma� przed rokiem, podra�ni�a jego ambicj�... Mirka nie nale�a�a do dziewcz�t specjalnie �adnych, Za to jakim� trudnym do okre�lenia wdzi�kiem podbija�a wszystkich. �redniego wzrostu, zgrabna, dziewcz�ca. Jasne w�osy nosi�a d�ugie, po�yskiwa�y teraz ciemnym z�otem w blasku powoli zbli�aj�cego si� ju� zachodu. Pietrek mia� ju� do�� kr�tkich zalotnych czuprynek i bardzo mu si� te w�osy podoba�y. Przesta�a �ledzi� jastrz�bie loty. Za�o�ywszy ramiona pod g�ow�, z westchnieniem ulgi po�o�y�a si� na rozgrzanej trawie. Wyrazista jej twarz, jak zawsze, pogodna by�a i lekko u�miechni�ta. Na lewym policzku tworzy� si� wtedy lekki do�eczek, Oczy mia�a otwarte, �ledzi�y cumulusy leniwie sun�ce po niebie. W oczach tych zawsze kry�o si� jakie� zdziwienie, podkre�lone jasnob��kitnym, lekko wyblak�ym kolorem. Tym silniej kontrastowa�y z nim pe�ne usta, czerwone i bardzo, bardzo kusz�ce. A� �lin� prze�kn�� na my�l, jak by przyjemnie by�o te usta ca�owa�. Spojrza�a na niego, podnosz�c si� z trawy. � Zo�ka wraca. � Wczoraj ani dzi� nikt ich tutaj nie widzia� � informowa�a. � My�l�, �e jednak warto by�oby przej�� si� nad jezioro. Wyk�piemy si�, trzeba zmy� z siebie kurz tej okropnej podr�y. G�odna te� jestem. Zarzucili na ramiona wypchane plecaki. S�o�ce zni�a�o si�, wyd�u�a�y si� cienie pot�nych �wierk�w. Dziewcz�ta sz�y obj�wszy si� ramionami. Jak zawsze pod zach�d, s�o�ce wydawa�o si� intensywniejsze, jasne plamy pomi�dzy liniami cienia bi�y takim blaskiem, �e trzeba by�o przymyka� oczy. Szli szybkim krokiem. Po obu stronach zaros�ej �cie�ki las by� g�sto poszyty, szeroko rozpo�ciera�y si� krzaki leszczyny, do�em a� na drog� kolczastymi odnogami si�ga�a je�yna, zieleni�y si� jej nie dojrza�e jagody. Och�odzi�o si�, z ulg� wdycha� rze�kie powietrze. Jezioro wy�oni�o si� nagle u. podn�a stromego zbocza. Woda, poruszana leciutk� mork�, migota�a w blaskach zachodu. Zbita warstwa sitowia i trzcin rozwiera�a si� male�k� przestrzeni� wolnego brzegu. � Patrzcie! � Mirka wskazywa�a na czarn� plamk�, obok kt�rej kr�ci�y si� dwa mniejsze punkciki. Od gromadki dochodzi� a� tu przenikliwy pisk. � To nurki, widzia�am ju� takie. � Perkozy � poprawi� Pietrek. � Wszystko jedno. Sp�jrzcie, jakie zabawne. Matka nurkuje, a one p�dz� do niej co si�, piszcz�c zawzi�cie... O, przestraszy�a si� czego�, ma�e uczepi�y si� jej karku. Nurkuje razem z nimi. Naprawd� paradne! � Mirka ze �miechem zsuwa�a si� ze zbocza, zrzuca�a plecak, przeci�ga�a ramiona. � Rozradowanie nadziej� k�pieli przynios�o dobry nastr�j. Pierwszy Pietrek run�� w wod� ca�ym rozp�dem. Nagi grz�z�y pocz�tkowo w mulistym dnie. Dalej by�o ju� g��biej, parskaj�cy rozkosz� pop�yn�� ostro przed siebie. Woda orze�wia�a zgrzane upa�em cia�o. P�yn�� spokojnie, srebrzysta w s�o�cu p�aszczyzna rozci�ga�a si� szeroko Nurek z ma�ymi dawno ju� umkn�� z pobli�a. Przyjemnie by�o, znika� z�y humor i zm�czenie d�ug� podr� z Warszawy. S�ysza� za sob� popiskiwanie dziewcz�t, chlupot i weso�e �miechy, ale nie chcia�o mu si� ogl�da�. Rozleniwiony po�o�y� si� na wznak, niemal nie porusza� d�o�mi, woda sama utrzymywa�a go na powierzchni. Przymkn�� oczy, podda� twarz promieniom s�onecznym. Grza�y mocno, jak zawsze w ko�cu czerwca. Nie my�la� nic, tak by�o najprzyjemniej. Nag�e oblanie strug� wody przywr�ci�o go �wiatu,. Zach�ysn�� si�, opodal ujrza� rozbawion� twarz Mirki. � Spr�buj mnie dogoni�! � krzykn�a wyzywaj�co. Ju� by�a daleko, wci�� z tym swoim zaczepnym �miechem r�wno � rozcina�a wod� wyrzutami opalonych ramion. Rzuci� si� w pogo�, przedtem ogl�dn�wszy si� za siebie, by sprawdzi�, gdzie znajduje si� siostra. Zo�ka p�ywa�a nie�le, ale nie ryzykowa�a dalekich wypad�w na nieznanych wodach. � Teraz mi nie umkniesz � P�yn�� szybko, bez wysi�ku. Po dobrej chwili ze zdumieniem zauwa�y�, �e dziewczyna oddali�a si� jeszcze bardziej. � Oho, fest p�ywa. � Zaczerpn�� tchu. Pru� spokojn� wod�, zostawiaj�c za sob� rozwarty szlak piany. Ci�gn�� jak na zawodach w basenie, a� do b�lu mi�ni, a� do dudni�cych uderze� serca. Spojrza�. Teraz dogania�. Mirka by�a tu�... Wyci�gn�� rami�, gdy nagle znikn�a zupe�nie pod powierzchni� wody, a w par� chwil potem us�ysza� jej g�os daleko za sob�. � Nie tak �atwo, prawda? � za�mia�a si�. Nie przypuszcza�, �e potrafi a� tak nurkowa�. Zawr�ci�, pewien, �e mu nie umknie tym razem. Dziewczyna by�a ju� zm�czona, Znalaz� si� teraz obok, uchwyci� wp�, niespodziewanie przyci�gn�� j� mocniej ku sobie i poca�owa� w usta. � Pietrek, bez g�upich pomys��w! � szarpn�a si�, oczy jej po ciemnia�y, odepchn�a go. Za�mia� si�, chcia� j� zn�w obj��. Z rozognion� twarz�, z b�yska mi, w oczach podoba�a mu si� jeszcze bardziej. � Bo jeszcze dzisiaj wr�c� do domu. Nie lubi� takich amor�w... � Chc� by� z tob� w przyja�ni. � Nie my�la�em, �e ca�us to zbrodnia. � Sko�czmy ju�. Chcesz, b�dziemy si� �ciga�? � Dobrze p�ywasz � mrukn�} niech�tnie. Nie lubi� pora�ek, tym bardziej �e mia� za sob� szkoln� opini� zdobywcy dziewcz�cych serc. � Ale szybko si� m�cz�. Nie m�wmy nic Zo�ce. Daj grab� � wyci�gn�a r�k�. � Dobra, ju� dobra � burcza� troch� za�enowany. Godycka wysz�a zza krzak�w przebrana, wyci�ga�a jedzenie z plecaka. Mirka, jakby nie pami�ta�a sceny w wodzie, usi�owa�a podtrzyma� dobry nastr�j, zwarzony nieobecno�ci� starszego Godyckiego wraz z jego koleg�. � M�wi�a�, �e pisa�, aby w wypadku, je�li nie zastaniemy ich tutaj, czeka� wie�ci w schronisku w Wojtunach. Mo�e motor jeszcze �le dzia�a�... � Kurdefelek, ten motor to jaki� przedpotopowy grat, gotowi reperowa� go jeszcze przez tydzie�. Kto wie, czy ten Kania zna si� na takich sprawach. Kostek zawsze wynajduje dziwacznych kumpli � Pietrek mia� kwa�n� min�, z ukosa spogl�da� na przyjaci�k� siostry. � Ja radz�, by�my teraz zjedli cokolwiek, a potem nie zwlekaj�c ruszyli do tych Wojtun. Kostek m�wi�, �e to zaledwie siedem kilo metr�w drogi � Zo�ka przejmowa�a inicjatyw�. Na polank� nad jeziorem wype�z� ju� cie�. Przez wod� przerzuci�a si� z�otosrebrzysta smuga zachodz�cego s�o�ca. Zrywa� si� wiatr, zmarszczy� silniej powierzchni� wody. Uwin�li si� szybko. Na stacyjce wywiedzieli si� o drog� Wiod�a przez las starym, ma�o u�ywanym traktem. Potem blisko dwa kilometry szosy i zn�w las. Trakt by� szeroki, dawno nie porz�dkowany, dziury i wyboje stercza�y co krok. � Samochodem zaraz by si� po�ama�o resory � fachowo stwierdzi� Pietrek, kt�remu jedzenie przywr�ci�o pogod� ducha. Dziewcz�ta rozprawia�y �ywo,, nie zwracaj�c na Pietrka wi�kszej uwagi. Zo�ka by�a znacznie wy�sza, pe�niejsza, rozros�a, chocia� zgrabna, Szatynka o ciemnej cerze i oczach koloru sepii, przy rozmowie, szczeg�lnie gdy by�a czym� przej�ta, �ywo gestykulowa�a Krok mia�a d�ugi, posuwisty, �mia�a si� gard�owo, przeci�gle, Przy Mirce jednak, traci�a wiele- Ruchy tamtej mia�y wyj�tkow� lekko��, trzyma�a si� pro�ciej, by�a tak zwinna i zr�czna,, �e od kole�anek otrzyma�a w szkole przydomek �wiewi�rki", � Patrzcie, ju� szosa! Ani si� obejrzymy, jak b�dziemy na miejscu � ucieszy�y si� obie. � Ciemno si� robi. � Wielka rzecz. Wilki nas nie zjedz� � za�mia�a si� Mirka, ale zarazem obejrza�a si� na strony troch� l�kliwie. Mrok ogarn�� las. �wierki sponur�a�y, zla�y si� w ciemn� �cian� przerywan� gdzieniegdzie jasnymi pniami przydro�nych brz�z Tylko asfalt szosy wyra�n�, weso�� lini� rozja�nia� czer� le�n� Kroki dudni�y, odbija�y echem, Daleko, daleko zawarcza� samoch�d i zamilk�. Czasem wiatr przebieg� cichym szmerem szczytami drzew. Pietrek pogwizdywa�, wreszcie zanuci�, p�g�osem: Szumi gaj, szumi gaj szumi ga��zeczka. Tu mi daj, tu mi daj, -nie szukaj ��eczka... � Pietrek, nie b�d� �wini�! � ostro pohamowa�a go Zo�ka. � Piosenka rzeczywi�cie bardzo wyszukana � Mirka ze zdziwieniem spojrza�a na towarzysza. � Dajcie spok�j � �achn�� si�. � Mora�y b�d� prawi�. Nie, to nie, b�d� sobie gwizda�, je�eli �piewa� nie mo�na. � Podj�� t� sam� melodi�. Przy rozwidleniu zawahali si� chwil�, maj�c do wyboru a� trzy drogi. Wybrali lew�, trzymaj�c si� wskaz�wek �yczliwej kobieciny w K�osiance. W�sza by�a, zaro�ni�ta zielskiem Potykali si� o korzenie drzew, Pietrek kl�� brzydko pod nosem, w duchu wyzywa� Kostka od partaczy i g�upc�w. Dziewcz�ta sz�y obok siebie, uj�y si� pod r�ce Latarki u�ywali oszcz�dnie, aby nie wyczerpa� baterii. Zapasowe znajdowa�y si� w paczce wys�anej do brata. B�r by� ciemny, �wiat�o latarki nie mog�o przenikn�� zwartej �ciany drzew, Gdzie� daleko zaszczeka� pies, umilk�. � Pewnie ju� blisko � rzek�a Zo�ka. � Trzy kilometry z �wierci�. � Nie kpij, Pietrek, dosy� mam ju� marszu w ciemno�ciach. �eby chocia� ksi�yc... � A mnie si� podoba ta nocna w�dr�wka. Gdyby nie m�cz�ca podr� z Warszawy Ha stoj�co, by�abym bardzo zadowolona. � Co komu w smak. Mnie, kurdefelek, nie bawi� takie rado�ci. Kiep z Kostka! � Nie gadaj, jak nie wiesz, co mu si� wydarzy�o. � Ech, gdaczesz � rodze�stwo zaczyna�o sprzeczk�. � Lepiej uwa�aj, by�my nie zb��dzili na tych wertepach. To Puszcza Piska, a nie lasek na Bielanach. � Uwa�aj, diabli wiedz�, jak tu uwa�a�. Zn�w rozwidlenie; komu tyle dr�g w lesie potrzeba? � S�uchajcie, tam kto� idzie, zapytamy o drog�. Mo�e naprawd� b��dzimy, p�no ju�, powinni�my by� dawno w Wojtunach. Z lasu dochodzi�y jakie� g�osy, zbli�a�y si� do nich. Pietrek b�ysn�� �wiat�em latarki, wtedy nagle ucich�o. W promieniu reflektor�wki nadal nie by�o nikogo. � Przestraszyli si� nas. Gdy poznaj�, �e to kobiety, uspokoj� si� mo�e � Mirka umy�lnie m�wi�a g�o�no. Kroki zn�w da�y si� s�ysze�, snop �wiat�a wy�apa� dwie m�skie sylwetki. Dosy� niepewnie trzyma�y si� drogi M�czy�ni w roboczych ubraniach przes�aniali oczy przed blaskiem. � Ululani w dech� � szepn�� Pietrek. � Wszystko jedno, drog� potrafi� wskaza�. Nie o�lepiaj ich tak � Zo�ka przesun�a �wiat�o z sylwetek pijak�w na las. Gdy m�czy�ni zr�wnali si� z nimi, Pietrek wyst�pi� do przodu. � Do Wojtun, prosz� pan�w t�dy? Bo nie jeste�my pewni, czy�my nie zb��dzili po ciemku. Jeden z m�odych ludzi parskn�� z�o�liwym �miechem, ale drugi uciszy� go. � Wojtuny? Ja, ja, dobrze, ma�y kawa�eczek � odpowiedzia� Pietrkowi. � Kilometr, dwa? � Godycki chcia� wiedzie� dok�adnie. � Ja, ja, kilometr... Przesun�li si� szybko. M�odszy ci�gle z�o�liwie chichota�. Gdy oddalili si� nieco, zagadali co� g�o�no. � Oni m�wi� po niemiecku � rzek�a nagle Mirka. � Be�koc� jednak tak niewyra�nie, �e s��w nie mog� zrozumie�. � Pewno nie chc�, �eby�my ich s�uchali. Tu wszyscy znaj� niemiecki. Przecie� to Mazurzy. � Et, .kurdefelek, nie gada�aby�! � Pietrek przerwa� siostrze. � Nie podoba�y mi si� te szwaby, diabli wiedz�, czy nas nie okiwali. Ju� ja im nie wierz�, Niemczuchom, S�ysza�em, co si� dzieje na tych Mazurach, Sami tu Niemcy, nie �adni tam autochtoni. Lipa wszystko! � G�upi jeste�, ale nie mam ch�ci spiera� si� z tob�. Chod�my szybciej, zm�czona jestem i spa� mi si� chce � Zo�ka ziewn�a szeroko. Po dalszym p�godzinnym szybkim marszu, droga bowiem by�a lepiej ubita, niepok�j ich wzr�s�. -Ani si� mo�na by�o spodziewa� ko�ca lasu. Nowe rozwidlenie zupe�nie zbi�o ich z tropu. D�ug� chwil� wahali si� z wyborem. � Trzymajmy si� nadal lewej � zdecydowa�a Mirka znu�onym g�osem. � My�my zrobili ju� z dziesi�� kilometr�w, a nie. cztery. Diabli z tymi szwabami, nabrali nas. Tym razem Zo�ka nie zaoponowa�a. Podpici jegomo�cie rzeczywi�cie wskazali im z�� drog�. � S�yszycie? � Mirka przytuli�a si� mocniej do ramienia przyjaci�ki. Z g��bi lasu rozleg�a si� �a�o�nie ni to hukanie, ni to nabrzmia�y rozpacz�, przera�liwy szloch. � Kurdefelek � szepn�� r�wnie�, strwo�ony Pietrek. Szloch powt�rzy� si� znacznie bli�ej, Przyspieszyli kroku. Pietrek skierowa� latark�, na drzewa. Z�owrogi chichot zabrzmia� tu� obok nich, a nad drog� bezszelestnie, jak duch, przesun�� si� pot�ny cie�. - Puchacz � odetchn�a Mirka i zanios�a si� �miechem. � Ale nas nastraszy�, co, Pietrek? � Mnie? Wielka mi rzecz, puchacz! � od�� si� sztucznie. Szli teraz wolniej, nogi dawa�y zna� o sobie. Rozgrzani, spoceni wysi�kiem, nie czuli przynajmniej ch�odu. � Puszcza ci�gnie si� dziesi�tkami kilometr�w, mo�emy tak b��dzi� do rana � cicho westchn�a Zo�ka, � To Kostka g�upie pomys�y! Nie mo�na by�o si� spotka� w Gi�ycku czy W�gorzewie? Tam te� jeziora pod nosem, mia�by gdzie przybi� sw� motor�wk�. Oka�e si�, �e to w og�le grat do niczego � sarka� Pietrek. Mirka milcza�a. Niefortunnie zaczyna�a si� ich mazurska �az�ga. Gdzie� z boku, z lasu, zaskrzypia�y nie smarowane ko�a ch�opskiego wozu. Przy�pieszyli kroku, na prawo dostrzegli boczn� drog�. Stamt�d dochodzi� skrzyp k�. � Zaczekajmy tutaj Diabli wiedz�, kogo noc� wozi po lesie... Ko� sp�oszy� si� nag�ym blaskiem �ar�wki. Wo�nica �ci�gn�� lejce, czujnie si� wpatrzy� przed siebie. � A kto taki?! � w jego g�osie zna� by�o niepok�j. � Swoi, swoi... Zab��dzili�my w lesie, chcemy trafi� do Wojtun. � Do Wojtun? Do Wojtun b�dzie dobre sze�� kilometr�w z hakiem Zupe�nie w inn� stron�, gdzie� tu Wojtuny? Opowiedzieli swoj� przygod� Ch�op pokiwa� g�ow�. � A pewnie, �e was zmylili, pewnie, Wy�cie ju� szli z�� drog�, nie trzeba by�o i�� lewym, ale �rodkowym odn�em przy drugim rozstaju od strony K�osianki. � Ch�op pomedytowa� troch�, zamrucza� do siebie, potem powzi�� decyzj�. � Ano, to siadajcie na w�z! Jad� do szwagra le�niczego, p� godziny drogi. W samej puszczy mieszka. Tam zanocujecie, a rano p�jdziecie do Wojtun, Innej rady nie ma. Zagubicie si� w tym lesie na amen. Tu drogi trzeba zna� dobrze, a i to zdarzy si� czasem pob��dzi�. Rozradowani wdrapali si� na w�z. Ch�op cmokn�� na konia, ko�a zaskrzypia�y. � A takich �obuz�w tu najdzie si� wi�cej. Im rado�� Polaka zmyli�. � Bo to Niemcy? My�la�em, �e Mazurzy � Zo�ce by�o szczeg�lnie przykro. � R�ni s� w�r�d tych Mazur�w... I dobrych ludzi po polsku czuj�cych, ale i niemieckiej ma�ci te� du�o najdziesz. Hitler tak poniekt�rych przerobi�, �e jeno ci�giem za nim wzdychaj�, ot jak! � burcza� wo�nica. �- Grunt, �e si� dobrze sko�czy�o, bo n�g ju� nie czu�am � z zadowoleniem odetchn�a Mirka, gdy wynurzyli si� z lasu na niewielk� polan� i ujrzeli ciemne zarysy le�nicz�wki. Na spotkanie wybieg�y dwa psy i rozszczeka�y si� przera�liwie. � Antoni, zabierz tych zb�j�w, bo zej�� z wozu nie dadz� � wo�a� ch�op do majacz�cej w mroku postaci. � Go�ci wioz�. � A do budy, Azor, Pika, do budy, ja wam poka��! � mocny g�o� osadzi� rozhukane psiska. Niezdarnie gramolili, si� z wozu. Ch��d ich przej�� od nowa, � Mleka gor�cego zaraz siostra zagrzeje, zaraz � pociesza� wo�nica, podczas gdy le�niczy zaprasza� go�cinnie do domu. Pietrek wzruszy� tylko ramionami. 2. Czworono�ny towarzysz Stanica turystyczna w Wojtunach roz�o�y�a si� nad rzeczk�, ocienion� wielkimi drzewami, zaro�ni�t� szuwarami i trzcin�. Przy brzegu widnia�o kilka kajak�w, obok nich przycumowana na grubym �a�cuchu ko�ysa�a si� ��d� rybacka, przekszta�cona w motor�wk�. � To na pewno nasza krypa � Pietrek szybko zbieg� nad wod�. � Zobacz nazw�! � wo�a�a za nim Zo�ka, z ulg� zrzucaj�c na ziemi� ci�ki plecak. � .�Gawron" Zgadza si�! Ale� trumna, ju� te� Kostek z tym Kani� nie mogli nic lepszego wynale�� � pogardliwie wydyma� wargi. W stanicy zastali starsz� kobiet�, pe�ni�c� rol� sprz�taczki i str�ki zarazem. Wypytywali j� o Kostka z koleg�. Nie umia�a wiele powiedzie�. � A byli, nad sam wiecz�r wczoraj przyjechali. Teraz nie ma, kajsi pewnie na wodzie. S�o�ce sta�o w zenicie, a mimo to cz�� rzeczki pokrywa� mrok, tak silny by� cie� pot�nych drzew, k�oni�cych si� z obu brzeg�w do �rodka nurtu, Wiekowe lipy, d�by i sosny, czasem przetkane biel� pni brzozowych czy rozcapierzonych konar�w wierzby, g�sto okrywa�y rzek� listowiem, w niekt�rych miejscach tworz�cym wysokie sklepienie jak w starej katedrze. Sporo zwalonych pni le�a�o w wodzie, pr�d tworzy� ko�o nich wiry i wartkie przesmyki. �rodkiem rzeka p�yn�a spokojnie, wi�cej tam by�o mocnych, jasnych plam s�onecznych, ostro odcinaj�cych granic� sta�ego cienia. Stadko g�si g�ganiem wyra�a�o sw� rado�� z wodnych �ow�w. � Pi�knie tutaj, Ch�tnie bym zosta�a w tych Wojtunach na par� dni... �westchn�a Zo�ka. Pietrek by� mniej czu�y na pi�kno przyrody. Interesowa�a go w tej chwili ��d�. �Gawron" by� troch� tylko szerszy od zwyk�ej �odzi rybackiej, �ci�ty p�asko od rufy, gdzie zamocowano motor, przykryty teraz kawa�kiem brezentu Rozgrzana smo�a wydostawa�a si� tu i �wdzie spod cienkiej, nie najzgrabniej na�o�onej warstwy niebieskiego lakieru. �ci�gn�� brezent z motoru. Naoliwiony, b�yszcza� mieszanin� czarnych, �eliwnych i jasnych cz�ci. Kusi� dr��ek sterowy. � Rzeka p�ytka, ani si� gdzie wyk�pa�. W og�le jak oni tutaj si�, przedostali? � patrzy� na rzek� przykrywaj�c jednocze�nie motor brezentem. � Hooop! � dobieg�o ich radosne wo�anie. Zza pobliskiego za�amania rzeki wy�oni� si� kajak. Kostek weso�o wymachiwa� wios�em m�wi�c co� zarazem do towarzysza. Drugim kajakiem przybija� do brzegu samotny starszy pan w kr�tkich szortach, z obficie ow�osionymi nogami. � Nie mogli�my przyjecha� do K�osianki. Mieli�my awari�, f tak cudem dobili�my Woda za p�ytka na motor � w�r�d powita� usprawiedliwia� si� Kostek, Potem obejrza� si� za siebie. � Chod��e tu, Julek! Moja siostra Zocha, a to Mira Knipianka. Brat Pietrek... Kolega Kania, strasznie mi�y kompan. To jego pomys� ca�a ta motor�wka i jego praca, bez tego ani rusz nie da�bym rady z tak� kup� starego �elastwa. A teraz motor jest cacy. � Z wyj�tkiem chwil, gdy strajkuje i co� w nim od nowa nawala � u�miechn�� si� Julek Kania, odruchowo przyg�adzaj�c co chwila jasne, jakby przepalone przez s�o�ce w�osy. Podoba� si� obu dziewcz�tom. Szczup�y by� i zgrabny. U�miech mia� skromny, serdeczny. Niebieskie oczy patrzy�y ciekawie, ale ufnie. Nad prawym okiem widnia�a szrama g��bokiej blizny, ale nie szpeci�o to szczup�ego oblicza W cichym g�osie brzmia�o co� szorstkiego, jakby pewne s�owa wymawia� z trudem Pietrkowi wyda� si� ten g�os podobny do g�osu jednego z �obuz�w, kt�rzy wskazali im wczoraj fa�szyw� drog�. � Pa�stwo pozwol�, �e si� przedstawi� � starszy pan z ow�osionymi nogami nie doczeka� si� prezentacji, sam post�pi� ku dziewcz�tom z wyci�gni�t� d�oni� � Zenon Kitajczak jestem, kierownik stanicy, rodem �odzianin, sercem Mazur. Siedz� ju� tutaj dziesi�� lat, cha! cha! cha! Zaproszeniem na obiad Zo�ka wprowadzi�a �ad w rozgardiaszu powitalnym. � Zapraszam si� do pa�stwa na obiad, jako udzia� wnosz�c te par� rybek � przym�wi� si� zr�cznie Kitajczak. � �adne par�! Dwana�cie pi�knych kleni z�apa� pan Zenon, gdy my we dw�jk� zaledwie siedem. � Zna si�, panie, te wody, zna, cha! cha! cha! � pan Zenon, �mia� si� tak zara�liwie, tak mu si� trz�s�y zarazem wszystkie w�osy na �ydkach, �e i pozostali wybuchn�li �miechem. � Zatem bierzmy, si� do skrobania, Mirka. � O, nie, ryba od �owienia po sma�enie to m�ska robota � rzek� Julek Kania. Proponuj�, aby panie zatwierdzi�y ten nasz obyczaj � Nie ma co, s�uszny rybacki obyczaj � potwierdzi� pan Zenon i zaraz si� zatrz�s� od �miechu. Pietrek skrzywi� si� niech�tnie. � Kle�, najsmaczniejsza ryba � rzuci� Kostek. � A tak, smakowita jest. To najbardziej sprytna rybka, niejeden dzie� ca�y si� namorduje i �adnej sztuki nie poradzi poderwa� z wody, cha! cha! cha! � Czy�by? � Pietrek pr�bowa� kiedy� w�dkarstwa i nie wydawa�o mu si� to niczym trudnym. � O, panie, kle� to cwaniak nie byle jaki...�eruje na czystej wodzie, przy bystrzynkach. W Krutyni mn�stwo jest tych �obuz�w. � Ale niech tylko lekki plusk, szept nawet g�o�niejszy, ruch prawie nie dostrzegalny, w tej chwili smyrga pod zaro�la i tyle go pan widzisz. To z gatunku pstr�gowatych, nie ma zwinniejszej i bardziej chytrej ryby, cha! cha! cha! � Wiesz, Pietrek, jutro ruszamy na sta�y biwak. Upatrzyli�my ju� miejsce, m�wi� ci, pycha! Zrobimy obozowisko, �e ha! � Kostek spogl�da� na brata rozradowanymi oczyma. � Ale chyba nie na takim odludziu, jak tutaj? � Zupe�na pustka. Nawet turyst�w niewielu zobaczysz... Puszcza i woda S� tam opodal siebie a� trzy jeziora. Najwi�ksze to Gardy�skie dalej Maln�wko i J��ewko. I rzeczka, Czarna Woda, w�a�ciwie przed�u�enie Krutyni � Puuustka? � markotnie przeci�gn�� Pietrek. � No, niezupe�nie, Kostek przesadza � u�miechn�� si� Kania. � Jest blisko kilka wiosek, z tych najwi�ksza Iznoty, ko�o jeziora Be�dan. Obok nas b�dzie niewielka wioszczyna. Mieszkaj� w niej przewa�nie Mazurzy... Spodoba si� koledze na pewno. Zreszt� zawsze mo�emy zmieni� miejsce postoju � u�miechn�� si�. � Wiacie, musz� was wszystkich dzisiaj pobrata�. Co wy b�dziecie sobie gada� per koledzy i kole�anki? � �achn�� si� Kostek. � Mazurzy? � Pietrek nawraca� do s��w Kani. � Nie mam specjalnej ochoty by� blisko tych szwab�w Ju� nas wczoraj naci�li... Zdumia� si� widz�c, jak przez czo�o Kani przelecia� ogie�, ca�a twarz sczerwienia�a, a tylko blizna odbija�a niezmiennie bia��, wyrazist� rys�. Chcia� co� odpowiedzie�, ale tylko mrukn�� pod nosem i szybko odszed� w stron� kajaka. � G�upi� jak cep! -� warkn�� Kostek. � Kania sam jest Mazurem. Zrobi�e� mu przykro��, Gdzie Mazurom do Niemc�w? Co� ty, oszala�? � Nie wiedzia�em o Kani... � Musisz go przeprosi�, tak nie mo�na. � Ale z ciebie te� tr�ba, nie mo�na to by�o od razu powiedzie�? � Nad�sany i zawstydzony podszed� Pietrek do Kani. � Darujcie, kolego, tak mi si� wyrwa�o, nie wiedzia�em. � Kania wyprostowa� si� znad kajaka, zajrza� mu g��boko w oczy, przy czym spojrzenie jego nie by�o ju� tak zniewalaj�ce i �agodne jak przedtem, opanowa� si� jednak, przywo�a� na twarz u�miech i ogarn�� ramieniem zmieszanego Pietrka. � Nie chodzi o mnie � powiedzia� spokojnie. �- Kolega robi tym s�dem wielk� krzywd� Mazurom. Poci�gn�li ku stanicy na obiad. Sma�one klenie smakowa�y wy�mienicie. Nawet Pietrek, speszony sw� niezr�czno�ci�, odzyska� dobry humor. � Jeszcze na kolacj� rybki zosta�y � ucieszy�a si� Zo�ka. � O, za przeproszeniem, chyba na �niadanie � zaoponowa� pan Zenon. � Wieczorem g��wnym daniem b�d� raki. No jak, odpowiada moja propozycja? � Ch�tnie przyjmujemy, ale sk�d raki? � Jak si� �ciemni, proponuj� wsp�lny po��w. Mamy tu najlepsz� odmian� raka, niebiesk�. Eksportujemy je do Francji, samolotami sobie lec� dranie, na Pary�, pro�ciutko jak strzeli� � podni�s� si� z miejsca. � Pi�knie dzi�kuj�. Teraz musz� si� zdrzemn��. Dziewcz�ta sprz�ta�y szybko, skromn� zastaw�. Pietrek z bratem zaci�gn�li si� papierosem. � Co robimy? � spyta�a Zo�ka. � Mamy ch�� wybra� si� w g�r� rzeki, pod m�yn, tam podobno trafiaj� si� pi�kne liny. We�miemy kajaki ze stanicy. Mo�e pojecha�yby�cie razem, co, Mirka? � zaproponowa� Kostek. � No to jazda, bo jeszcze nie k�pa�am si� dzisiaj. Zgrabna by�a dziewczyna nad podziw. D�ugie opalone na br�z nogi pr�y�y si� mi�niami pod po�yskuj�c� sk�r�, W�osy niesfornie osun�y si� na ramiona Zgarn�a je niecierpliwym ruchem d�oni, przewi�za�a lekko tasiemk�. Zauwa�y�a natarczywe spojrzenie nie spuszczaj�cego z niej wzroku Pietrka, u�miechn�a si�. Ch�opcy zabierali z motor�wki w�dki, pude�ka z przyn�t�, podrywk�. Mirka wsiad�a do kajaka Julka nie zwracaj�c uwagi na roze�lone tym zawodem spojrzenie Pietrka, Zo�ka ulokowa�a si� przy Kostku. Pietrek zosta� sam Udawa�, �e nic go to nie obchodzi, rozpar� si� wygodnie, niby od niechcenia zagarnia� wod� wiose�kiem. � Trzy kilometry, a pr�d silny. Pojedziemy tunelem, dopiero pod m�ynem zamiast drzew b�d� krzewy, woda za� senna i leniwa. � Kania ch�tnie podj�� si� roli przewodnika. Zo�ka przygl�da�a mu si� uwa�nie ze swego kajaka. Przypomnia�a sobie, co opowiada� o nim Kostek, kiedy ostatni raz by� w Warszawie. Poznali si� gdzie� przypadkowo. Kania pracowa� jako mechanik w zak�adach samochodowych w Olsztynie, By� Mazurem. Rodzina jego zgin�a w czasie wojny. Pracuj�c, kszta�ci� si� wieczorami, niedawno mia� zdawa� matur�. Ciekawa by�a, jak mu posz�o. Przechyli�a si� do brata. � Julek, Zo�ka pyta, czy� zda� matur�. Ba, �eby to matur�! On ju� poradzi� i z egzaminem na Politechnik� Gda�sk�. Niedawno wr�ci�, dlatego taki wymok�y i blady. Naharowa� si� ostatnio. Tak, trud wielu nie przespanych nocy zna� by�o na jego obliczu wyra�nie. Szczup�e, jakby �ci�gni�te, ukazywa�o najbardziej chyba wyrazist� cech� charakteru, si�� woli, piekielny jaki� up�r. Na wysokim czole jeszcze teraz nie zdo�a�y rozp�yn�� si� poprzeczne fa�dy. Tylko niebieskie oczy mia�y w sobie jak�� serdeczno�� i pogod�. Harmonizowa�y .z tym wejrzeniem prze�wietlone s�o�cem w�osy, podobne do lnianych pa�dzierzy. � Ta blizna, to ju� powojenna sprawa, z czterdziestego sz�stego roku... Ciekawa historia, mo�e j� wam kiedy� opowie � szepn�� Kostek do siostry, widz�c jej zainteresowanie osob� kolegi. � Twarda sztuka. A przy tym jaki uczynny i kole�e�ski Patrz, oni z Mir� maj� w sobie co� podobnego. Blondyni, ja�ni, tacy sami serdeczni i mili... � I uparci � �miej�c si� doda�a Zo�ka. � Cudnie jest tutaj � Mirka odwr�ci�a si� ku nim. � Nigdy nie my�la�am, �e mo�e by� co� r�wnie uroczego. Rzeka wi�a si� licznymi zakr�tami. Szeroka by�a teraz, rozlana, .g��wny nurt przewija� si� tylko w�skim pasemkiem w�r�d pasm szuwar�w, cicho szemrz�cych w powiewach �agodnego wiaterku Obok zwalonych w wod� pni drzewnych gromadzi�o si� naniesione pr�dem zielsko, ga��zie, szczapy drzewa. Tworzy�y razem zbit� warstw�, zarasta�y zieleni�, ugina�y si� �agodnie pod dotkni�ciem wios�a. Du�e �aby leniwie kry�y si� pod ten nieprzebity ko�uch, drobne kr�gi na wodzie zaraz wyr�wnywa�y si� w dawn� g�adzizn�. Rozros�e, nasycone zieleni� drzewa schyla�y si� nisko nad rzek�, jakby w niej czego� wypatrywa�y. Nad ��tym, miejscami piaszczystym dnem b�yskawicznie przemyka�y zwinne klenie, jelce, czasem oko� b�ysn�� z�ocistymi pasami. Tylko niedu�e liny wyr�nia�y si� p�kat� czerni� silnych tu�owi. Pietrek zapatrzy� si� w pe�ne zapa�u, zachwycone oczy Mirki. Zazdro�ci� Kani, �e jedzie z ni� razem. � Wysepka... �e te� nie przewr�c� si� te olbrzymy. Jakby wprost z nurtu wyrasta�o po�rodku rzeki kilka drzew wierzby, wysokich, bujnych. Przechyla�y si� na wszystkie strony, mocno splecione korzeniami, zwi�zane swym �yciem z wiecznie szumi�c� u ich st�p wod�. � Tam dalej g��bina. Dobre miejsce na klenie � u�miechn�� si� �yczliwie Kania i rozbroi� Pietrka tym u�miechem. Umilkli wszyscy. Tylko plusk wiose� m�ci� cisz�. Pr�d by� tu zn�w szybszy, rzeka p�ytka do kolan, dno usiane drobnymi, g�adkimi kamykami. Miejscami porasta� je dziwny, ciemnozielony mech. W spokojniejszych miejscach panoszy�a si� niepodzielnie moczarka. Na podwodnych �achach �wirowatego piasku ca�ymi stadami buszowa�y kie�bie. Mirka wios�owa�a wytrwale, rumie�ce zabarwi�y jej policzki. Z twarz� wzniesion� do g�ry zdawa�a si� ca�� sob� wdycha� wilgotny zapach przesycaj�cy powietrze. Za ka�dym szmerem oczy jej pomyka�y ku brzegom, nie przeoczy�y ani rudej, zwinnej wiewi�rki, ani ma�ego ptaszka .trzciniaka, ko�ysz�cego si� w�r�d sitowia, ani szarej czapli ze �miesznie wygi�t� szyj�, kryj�cej si� przed wzrokiem kajakowicz�w w g�szcz szuwar�w. Ust�powa� z wolna cie� panuj�cy na rzece. Miejsce wielkich olbrzym�w le�nych zast�pi�y rozros�e bujnie krzewy, potem po obu brzegach rozci�ga�y si� ��ki, oddzielone od wody warstw� nieprzebytych oczeret�w. Zakot�owa�o si� tam nagle, szeroko pobieg�y kr�gi. � Szczupak � Kania zajrza� w oczy u�miechaj�cej si� do niego Mirki. Skierowali kajaki do brzegu. ��ki by�y suche, wysokie. Woda g��boka i czysta. � Wyk�pmy si� wszyscy, dobra? � Kostka rozleniwi�o niemi�osiernie pal�ce s�o�ce. � Dobra � podj�� Pietrek. W wodzie czu� si� pewniej ani�eli gdzie indziej. Dziewcz�ta oddali�y si� troch�, aby zmieni� szorty na k�pielowe kostiumy. Mirka us�ysza�a nagle cichy pisk, a potem jakby warczenie. Post�pi�a kilka krok�w, G�ste krzaki �agodnym spadem dochodzi�y niemal nad sam� wod� Rozchyli�a ga��zie. Dostrzeg�a nagle na-bieg�e krwi� z�e oczy wpatrzone w ni� czujnie. � Zo�ka, cho� do mnie. Patrz, jaki biedak, ca�y we krwi. Wielki pies warcz�c �lepi� za ni� uwa�nie. Pysk mia� zbroczony g�sto zakrzep�� krwi�. Tylna �apa le�a�a wyci�gni�ta bezw�adnie. � Uwa�aj, Mirka, mo�e by� w�ciek�y? � uprzedza�a Zo�ka, widz�c, �e mimo wzmagaj�cego si� warczenia psa przyjaci�ka .zbli�a si� do niego z wyci�gni�t� r�k�. � Nie ugryziesz, prawda, biedaku, nie ugryziesz? � nie ba�a si� warczenia i wyszczerzonych k��w. Z d�oni� wyci�gni�t� do przodu przystan�a o dwa kroki od psa. Patrzy� na ni� uwa�nie, �ledzi� ka�dy ruch. Widzia�a, jak pr�bowa� podnie�� si� z miejsca, d�wign�� troch� tu��w, ale zaraz opad� bezsilnie. St�kn�� tylko �a�o�nie. Przysiad�a. Pies warcza�, ale jakby ju� troch� ciszej. Uspokaja�y go dobrotliwe, ciche i pieszczotliwe s�owa. Przysun�a si� jeszcze bli�ej. By� to jaki� mieszaniec wilka i szkockiego owczarka. Ciemnoszara sier��, dosy� wyra�ny ko�nierz na szyi i barku, mocne, grube �apy, dr��ce teraz w t�umionym gniewie czy mo�e l�ku; Pies by� wychudzony straszliwie, przez sk�r� przeziera�y wszystkie �ebra. Prawa tylna �apa le�a�a nieruchomo. Dotkn�a okalecza�ego �ba. Pies z je�y� si�, warczenie .zabrzmia�o g�ucho, przeci�gle, k�y ods�oni�y si� jeszcze bardziej. Tymczasem Mirka spokojnie ju� g�adzi�a sko�tuniony, zbola�y �eb. Szepta�a przyjazne, uspokajaj�ce s�owa, k�y kry�y si� powoli, a� znik�y zupe�nie, warkot z wolna zamiera�, wreszcie pies zap�aka� nagle cichym, przejmuj�cym skowytem udr�ki i umilk�. �mia�o ju� teraz uj�a wielki �eb w obie d�onie. Patrzy�a w przekrwione, zbola�e oczy. � Zo�ka przynie� jakie� wiaderko czy ba�k�, trzeba obmy� biedaka, a potem spr�bujemy go jako� opatrzy�. My�l�, �e ma nog� z�aman�. Gorzej, je�eli rana w g�owie b�dzie g��boka. R�k� czerpa�a wod� prosto z rzeki, �agodnie przemywa�a zranione ucho i pysk tu� ko�o prawego oka. Pies cierpliwie poddawa� si� tym zabiegom, czasem zaskowycza� cichutko, jak ma�e, zbiedzone dziecko. Zawarcza� tylko od nowa, gdy w krzakach zakot�owa�o si� i rozleg�y SI� g�osy Zo�ki i ch�opc�w. Pietrek pierwszy znalaz� si� przy Mirce. Wyci�gn�� r�k�, aby dotkn�� psa, B�ysn�y k�y. � Kurdefelek, z�a bestia � sykn�� przestraszony, usun�� si� i z boku nieprzyja�nie patrzy� teraz na psa. � Nic mu nie pomo�e, �eb ma rozwalony i �ap� strzaskan�. Sko�czy� by go trzeba najwy�ej; to najwi�ksza pomoc. Rany na g�owie okaza�y si� jednak niegro�ne. Gorzej by�o z �ap�. � Tu jest chyba z�amanie... obrzmia�e wszystko � bada� wnikliwie Kania. � Wygl�da, jakby go kto� uderzy� kamieniem lub kijem. We�mie si� nog� w �upki, tydzie�, dwa i zro�nie si� zupe�nie. � Co, zabierzemy go ze sob�? � �achn�� si� Pietrek, � Oczywi�cie, chyba �e si� znajdzie w�a�ciciel. Je�eli nie, zabieramy go na nasz� w��cz�g�. � To cudny pomys�! � Mirka a� zaklaska�a w r�ce. Psa u�o�ono w cieniu. szopy na pos�aniu ze s�omy. Le�a� mru��c oczy i wodzi� nimi niewolniczo za Mirk�. � Teraz go trzeba nakarmi�... Zaraz, zaraz � zastanawia�a si�. � Z tym chyba ostro�nie, Mo�e by� przeg�odzony. Niech tylko zje zupy, jutro dostanie co� tre�ciwszego. Julek przyni�s� zup�, postawi� misk� przed psem. Nozdrza zadrga�y mu chciwe, �akomie, ale nawet nie obw�cha� jedzenia. Pr�no go Julek namawia�, podsuwa� misk� Nie pomaga�y najczulsze s�owa Mirki Pies patrzy� na ni�, pr�bowa� merda� ogonem, ale jedzenia tkn�� nie chcia�. Stali nad nim zafrasowani, nie wiedz�c, co pocz��. � Przecie� on zupe�nie z si� opadnie. Mo�e ma siln� gor�czk�? Ale przecie� nawet pi� nie chce � Mirka �a�o�nie skrzywi�a buzi�. Kostek przyni�s� wod� w jakim� starym naczyniu. Pies wysun�� spierzch�y j�zor, ale zaraz go cofn��. Patrzy� uwa�nie na Kostka, pi� jednak nie my�la�. Mirka znowu przykucn�a przy nim. W pewnej chwili, chc�c mie� praw� d�o� woln�, �eby pog�aska� psa, prze�o�y�a misk� z zup� do lewej. Ku zdziwieniu wszystkich pies pocz��' �ar�ocznie ch�epta� jedzenie. Nie mogli tego zrozumie�. Dopiero Kostek paln�� si� w czo�o. Odsun�� na chwil� misk� z zup� od psa, na jej miejsce przysun�� wod�. Pies spojrza� na niego, wody nie tkn��. Wtedy Kostek podsun�� to samo naczynie, lecz lew� r�k�. A� bryzgi lecia�y na strony, tak �apczywie zacz�� nowy towarzysz opr�nia� misk�. � Wiecie co? � w g�osie Kostka brzmia� triumf. � On bierze jedzenie tylko z lewej r�ki. To m�drze tresowany pies. Ka�dy przecie podawa�by mu jedzenie praw� r�k�, tylko w�a�ciciel musia� zna� tajemnic�. Sprytna sztuka, sprytna � z uznaniem patrzy� na psa, kt�ry syty ju� rozci�gn�� si� teraz wygodniej i zamkn�� oczy, jakby oboj�tny na wszystko, co dzia�o si� wok� niego. � Jak go nazwiemy? � odezwa�a si� zawsze rzeczowa Zo�ka. � Mo�e od rzeki, nad kt�r� go znale�li�my? � zaproponowa� Julek. � Krutynia, wi�c jak�e? Krut? � podchwyci�a Zo�ka. � �wietnie, Krut! Zgoda! � Nie p�oszcie go, niech �pi. Dobry biedny Krut � pog�aska�a go Mirka. � Patrzcie, ju� zaraz wiecz�r, tyle to czasu zabra�o. � A Taki? � zapyta� Pietrek. � Raki ju� s�, cha! cha! cha! � zabrzmia� ko�o nich g�os pana Zenona. � Przyszli tu ch�opaki z wioski z pro�b� o bezp�atne wypo�yczenie kajaka na par� godzin. Da�em, co b�d� �a�owa� urwisom, ale za to musieli mi przynie�� rak�w... Spryciarze, ja tylko w nocy potrafi� je �owi�, a oni w bia�y dzie�, w p� godziny zebrali chyba ze setk�. Omin�a nas ta robota. Koper tak�e ju� mam, cha! cha! cha! � Zatem czas zabiera� si� do kolacji. Trzeba dobrze wypocz��, mamy jutro nie�atw� drog�. � Jak do roboty, to do roboty � poderwa�a si� Mirka. 3. �Zielona ruta, modry ksiat..." �Gawron" zachwyci� sw� pojemno�ci� nawet sceptycznego Pietrka. Pi�� os�b, chory pies, wcale poka�na kupka baga�y w tym p��tna namiotowe, a jednak zmie�ci�o si� wszystko, i jak orzek�a Mirka, zosta�o jeszcze miejsce dla wyprostowania n�g, Gorzej by�o z obci��eniem. Nieopatrznie wyznaczaj�c punkt zbi�rki w K�osiance lub Wojtunach, Kostek i Julek nie wzi�li pod uwag� p�ycizny rzeczki, �atwej do przebycia kajakiem, ale nie motor�wk�. Pomimo wymontowania �ruby, motor nieraz znajdowa� si� w niebezpiecze�stwie przy przebywaniu szczeg�lnie p�ytkich przesmyk�w. Kania zaopatrzy� �Gawrona" w dwie pary wiose�. Zmieniali si� przy nich parami, bo i Zo�ka, przyj�ta po maturze do warszawskiej AWF, nie chcia�a zrezygnowa� ze swoich praw. Mirce zlecono dwie funkcje: sternika i piel�gniarki. Krut bowiem wymaga� sta�ej opieki. � Patrzcie, on ju� inaczej wygl�da, morda mu si� �mieje � stwierdzi� Julek, gdy zaraz po wschodzie s�o�ca wybrali si� w drog�. Do Jeziora Gardy�skiego nie by�o daleko, kilkana�cie kilometr�w. Kajakiem mo�na by�o przeby� t� przestrze� w par� godzin, tym bardziej �e posuwali si� z pr�dem. Ci�k� �odzi� musieli natomiast lawirowa� w�r�d p�ycizn, tarasuj�cych nurt pni, starych pali, szuwar�w i innych przeszk�d.- Wysiadali po kilka razy, aby przepchn�� �Gawrona" przez ryzykowne miejsca. Zbli�a�o si� po�udnie, gdy wp�yn�li na g��bok� wod� o spokojniejszym nurcie. � No, teraz ju� furda! Za godzin�, dwie b�dziemy na miejscu � odsapn�� z ulg� Kostek. � Wypoczniemy troch�, pr�d nas sam niesie, Mirka za� dopilnuje steru � Julek u�miechn�� si� do dziewczyny. Przed wyjazdem Kostek, mianowany dow�dc� grupy, rozkaza� wszystkim przej�cie na ty. ��d� sp�ywa�a powoli pomi�dzy dwoma pasmami trzcin. Po brzegach ci�gn�y si� podmok�e ��ki, z rzadka upstrzone k�pami krzak�w. Jedynie daleki horyzont znaczy� si� ciemn� lini� puszczy. S�o�ce piek�o mocno, jak ju� przez tyle tygodni tego niewiarygodnego na Mazurach lata. W innych cz�ciach Polski la�y podobno deszcze, tutaj ziemia p�ka�a od suszy, a �adna chmurka nie zjawi�a si� na rozja�nionym do bia�o�ci niebie. Poddawali twarze i cia�a rozleniwiaj�cemu �arowi. Dziewcz�ta obficie zlewa�y si� oliw� Kostek przepowiada� piecze� na wiecz�r. Odcina�y si� jak mog�y, prorokuj�cym ze swej strony zdzieranie czerwonej sk�ry d�ugimi pasmami. Wys�a dziewcyna, wys�a jedyna jak r�any kwiat. Oj wys�a, wys�a, ocki zap�akane, nie ��dny jej �wiat... Zas�uchali si� w, suro wy jeszcze, ale �wie�y i przyjemny g�os Julka. Melodia by�a znana, lecz s�owa jakie� nowe, inne, tak bardzo pasuj�ce do krajobrazu, jaki rozpo�ciera� si� wok� nich. � Jeszcze m�j ojciec to �piewa�, pami�tam dobrze. Wyrasta�em przy takich mazurskich piosenkach � rzek� Kania usprawiedliwiaj�co � A oto Nowy M�yn, male�ka wioska... Nie doko�czy�, gdy� zaskoczy� ich wszystkich obcy, zdecydowany g�os: � Prosz� skierowa�, si� do brzegu. Kontrola dokument�w. Ujrzeli przy k�adce trzech milicjant�w. Dw�ch dalszych sta�o obok kajaka, gotowych w razie odmowy do zatrzymania opornych w�drowc�w na wodzie. .�Gawron" przybi� do pomostu. Podoficer milicji zasalutowa�, poprosi� o dowody osobiste. Zacz�li gmera� w tobo�ach. Milicjanci dok�adnie przejrzeli dokumenty. � Pa�stwo dok�d? � Tymczasem na Jezioro Gardy�skie. A w og�le zamierzamy �az�gowa� po wodach mazurskich � wyja�ni� zdziwiony Kostek. Podoficer u�miechn�� si� przyja�nie, potem ciszej zapyta� ju� tylko Kostka. � Nie zetkn�li�cie si� czasem z jakimi� podejrzanymi lud�mi? Kostek potrz�sn�� przecz�co g�ow�, ale do przodu podskoczy� ju� Pietrek, a� ��d� zachybota�a si� niebezpiecznie. � Owszem, ko�o K�osianki. Przedwczoraj... Milicjanci przybli�yli si� zainteresowani. Pietrek powt�rzy� wydarzenia tej nocy. Milicjant zanotowa� sobie co�, potem zasalutowa�, przestrzegaj�c kr�tko: � Prosz� bardzo, mo�ecie jecha�. A o tej nocnej przygodzie prosi� bym tymczasem nie opowiada�. Dopiero gdy �Gawron" odp�yn��-ju� spory kawa�, rozwi�za�y si� j�zyki. � Ej, panowie wiara, to jaka� grubsza rozr�ba. Na brzegu ko�o wioski widzia�em jeszcze paru milicjant�w. Ca�a obstawa, kurdefelek! � Tak, musia�o zaj�� co� powa�niejszego, skoro przegl�daj� dokumenty � w zamy�leniu rzek� Julek. � Pewnie, jaka� szwabska robota. Ma�o to proces�w by�o na Mazurach w ostatnich czasach? Tu teren �atwiejszy od innych � gwa�townie w��czy� si� Pietrek, troch� wyzywaj�co spogl�daj�c na Kani�. � Tak, teren na pewno �atwiejszy... � pokiwa� g�ow� bynajmniej nie ura�ony Julek, po czym w milczeniu zasiad� do wiose�. ��d� drgn�a, poderwa�a si� szybciej. S�o�ce, woda, �wiadomo��, �e wkr�tce zabior� si� do urz�dzania sta�ego obozowiska, wp�ywa�y na nich koj�co. Rozrusza� si� nawet Kania. � Za tymi szuwarami, gdzie zaczyna si� las schodz�cy nad sam� wod�, wjedziemy na Jezioro Gardy�skie. � Hura! Hura! Hura! � trzykrotnym wo�aniem powita�a za�oga te s�owa. Przestraszony Krut podni�s� g�ow� i rozejrza� si�, a nie widz�c nic niebezpiecznego, pob�a�liwie pomacha� ogonem. Julek przesun�� si� teraz na ruf� �odzi. Po �okcie zanurzaj�c r�ce do wody, przytwierdza� �rub�, potem j�� si� mocowa� ze sk�rzanym paskiem, za pomoc� kt�rego uruchamia�o si� motor. Zadygota�o raz, drugi, motor jednak �nie chwyci�"... Pietrek przygl�da� si� tym manipulacjom z zaciekawieniem, ale i lekk� ironi�. Kania ponownie nawija� pasek, poci�ga� silnie, motor dygota�, ale ani rusz nie chcia� zapali�. Wreszcie, po dziesi�tym chyba razie �Gawron" o�ywi� si�, wstrz�sany r�wnymi obrotami silnika. � Wios�a do �odzi, jazda! � rozradowa� si� Kostek. Rzeczka poszerza�a si� w tym miejscu, by�a g��bsza, ale i bardziej zamulona. Szuwary rozchyla�y si� na strony, by wreszcie z wdzi�kiem odp�yn�� daleko na boki. Wjechali na Jezioro Gardy�skie. Rozs�oneczniona p�aszczyzna jeziora zape�niona by�a ptasimi mieszka�cami. Obok wi�kszych po�aci trzciny kupi�y si� kaczki, zbli�a�y do siebie i oddala�y jak kumoszki w o�ywionej rozmowie Bli�ej �rodka jeziora znaczy�y si� czarnymi punktami zgrabne �ebki nurk�w -perkoz�w, gin�y na d�ugie chwile pod wod�, wynurzaj�c si� znacznie dalej. Wzd�u� przeciwleg�ego brzegu wolno, spokojnie p�yn�a para �ab�dzi. Wszystkie ptaki poruszone by�y nie s�yszanym tutaj warkotem motor�wki. Kaczki flegmatycznie podp�ywa�y bli�ej szuwar�w chowaj�c si� w g�stej trzcinie, perkozy nurkowa�y co chwila, oddalaj�c si� od wolniutko p�yn�cego �Gawrona". Nawet �ab�dzie coraz to przekr�ca�y szyje popatruj�c W kierunku nieproszonych go�ci. Julek przy�pieszy� bieg �odzi, motor pracowa� teraz na pe�nych obrotach. Dzi�b �Gawrona" podni�s� si� lekko do g�ry, za motor�wk� zostawa�a szeroka bruzda wodna, zmieniaj�ca si� p�niej w szlak zmierzwionej piany. � Zaraz b�dziemy na miejscu � odezwa� si� Kania. � Widzicie, tam gdzie ta wy�sza k�pa drzew, jest wysoki brzeg i pycha polan�. Le�niczy wie ju� o naszym przybyciu, porozumieli�my si� przed paru dniami. Kania by� dumny zar�wno z �Gawrona", jak i� wyboru miejsca na obozowisko. Jasne w�osy rozsypa�y mu si� mi�kko na czo�o i uszy, zas�ania�y oczy. Odgarnia� je coraz to d�oni�, drug� przytrzymuj�c dr��ek sterowy. Pietrek gwizda� cichutko pod nosem, Zo�ka rozgl�da�a si� po jeziorze, kt�re ha d�u�szy czas sta� si� mia�o ich domem. Wygi�t� w daszek d�oni� przys�aniaj�c du�e swe oczy przed odblaskiem s�o�ca od fali; jak urzeczona spogl�da�a na uroczy zak�tek. Obrze�a jeziora przypomina�y ba�niowy park. G�sty las otacza� ca�e jezioro strz�piast�, faluj�c� lini� wierzcho�k�w. Wszystkie odcienie zieleni, od, delikatnego seledynu brz�z po czarne nieomal igliwie �wierka, uk�ada�y si� malowniczymi pasmami. Brzegi jeziora wygina�y si�, rozlewa�y w ma�e zatoczki, trzcina ostrymi zakosami wdziera�a si� w wod�, kt�ra w tych miejscach mia�a inny odcie�,, a ma�o ciemniejszy od rozja�nionego s�o�cem b��kitu nieba nad g�owami. Leciute�ka morka m�ci�a zwierciadlan� g�adzizn� jeziora, male�kie fale srebrz�c si� igra�y ze sob�. �Gawron" kierowa� si� na po�udniowo-zachodni kraniec jeziora. G�ruj�ca nad innymi grupa, �wierk�w opada�a ze wzg�rza jakby prosto w wod�. Ma�y skrawek brzegu wolny by� od trzciny, ��cia� piaszczystym dnem. Naprzeciw, po drugiej stronie jeziora, dopiero teraz ods�oni�y si� zarysy kilku domk�w, skrytych w przybrze�nej g�stwinie. Z kt�rego� komina pro�ciute�k� smu�k� snu� si� dym prosto w g�r�, jakby usi�owa� dosi�gn�� kr���cych wysoko ptak�w. Julek zwolni� obroty �Gawrona". ��d� zbli�a�a si� do brzegu. Wrzeszcz�c poderwa�y si� nagle z trzciny dzikie kaczki i poszybowa�y nad b��kitn�, weso�� to�. Otarli si� o trzcin�, zaszele�ci�a przyja�nie, pod nimi zabieli�o si� dno, w pop�ochu smyrga�y na strony stadka jazgarzy i drobne p�otki. Motor zgas�, Julek uj�� w d�onie wiose�ko, sterowa� do brzegu. Dzi�b �odzi z impetem zary� si� w piasek. � Hoop! � Mirka z impetem wyskoczy�a na brzeg, okrzykowi jej zawt�rowa� Krut cichym szczekni�ciem. Odzyska� rezon, z chwil� gdy zamilk� niepokoj�cy go warkot motoru. � Dobra wr�ba! Przyda si� nam jeszcze to psisko � zawr�ci�a z brzegu do swego ulubie�ca. Julek podprowadzi� ��d� do samotnej brzozy schylonej nisko nad wod�, kilkakrotnie owin�� pie� cumowniczym �a�cuchem, przykry� motor brezentem. � Jak tu �adnie, naprawd� �liczne miejsce! � pokrzykiwa�y dziewcz�ta, kt�re dosta�y si� ju� na polan� i rozgl�da�y si� po niej rozradowanymi oczyma. � Brygada, baczno��! Wy�adowujemy baga�e � na l�dzie Kostek czu� si�. pewniejszy w roli przyw�dcy. � Zobacz�, czy le�niczy jest w domu, trzeba mu oznajmi� nasz przyjazd. Szkoda, �e nie mamy rogu. � Kania �mia� si� ca�� g�b�, a Pietrek, patrz�c na niego, r�wnie� poczu� szalon� weso�o��. � Ale� tych tobo��w, kurdefelek � sapa� po chwili d�wigaj�c jaki� ci�ki i nieforemny t�umok. � Ba, i narz�dzia mamy! �opata, siekiera, m�otek, nawet gwo�dzie zabrali�my. Przez par� miesi�cy uzupe�niali�my spis, aby nie zapomnie� czego� wa�nego. Kostek pyszni� si� jak paw. Windowali wszystko na wysoki brzeg, tworz�cy kszta�tn� p�ask� polan�. Obejmowali teraz wzrokiem miejsce wybrane na biwak. G�sta �ciana ros�ych �wierk�w po lewej stronie schodzi�a nad sam� wod�. W�sk�, mo�e kilkunastometrow� przestrze� zamyka� od prawej mieszany g�szcz brz�z i olszyny, �agodnym spadem si�ga�a polana a� po rozros�y las. Niewyra�nie znaczy� si� tam szlak le�nej drogi, kt�r� uda� si� Julek do pobliskiej le�nicz�wki.Kostek d�wiga� p�k �erdek. Wychyli� spod tego nar�cza zgrzan�, czerwon� twarz. � Trzy minuty drogi. Bardzo mi�a rodzina. Dostaniemy u nich mleko, mas�o, �mietan�. Pietrek, pom�, ci�kie te dr��ki... � Hooop! � wyskoczy� z lasu Kania, d�wigaj�c �opaty, siekier� i pi��. � Po co to wszystko? � zdziwi�y si� dziewcz�ta. Zerkn�� na nie weso�o: � Od jutra zacznie deszcz kropi�. Na jezioro nosa nie b�dzie mo�na wysadzi�. Musimy ob�z Wyszykowa� jak si� patrzy, aby nas nie zala�o... � Namioty, pierwsza sprawa! Tutaj chyba je postawimy? � rozgl�da� si� Kostek. Zastanawiali si� nad wyborem miejsca. Zgodzili si�, �e najlepiej b�dzie, gdy namioty stan� w kszta�cie litery V; rozwarte wej�ciami w stron� jeziora. Po chwili stuka�y m�otki, brz�k�a czasem �opata trafiaj�c na kamie� pod powierzchni� murawy. Dziewcz�ta pomaga�y, jak mog�y. Wkr�tce pierwszy namiot rozwart� paszcz� ciekawie wyjrza� na jezioro. Julek odmierza� przestrze� krokami, potem rozci�gn�� na ziemi kilka du�ych p�acht brezentowych, poniemieckich p��cien ochronnych, malowanych w r�ne odcienie zieleni dla imitacji zaro�li czy lasu. Skin�� na Pietrka. � Ju� oni sami sobie poradz�. Przyniesiemy teraz kilka �erdek spod le�nicz�wki. � Po co nam te �erdzie? � Same namioty to ma�o. Musimy spor� przestrze� przed nimi os�oni� plandek�, ochroni nas od deszczu i s�o�ca. Urz�dzimy tam salon. � Ile� tu malin! � Pietrek zdumia� si� widokiem bujnych jag�d kapi�cych krwawymi kroplami z ugi�tych pod tym ci�arem krzew�w po obu stronach drogi. � Zielonych te� masa, p�no dojrzewaj�. � P�no, bo zbyt du�o cienia, s�, za to bujniejsze... Ju� i le�nicz�wka. Mi�y domeczek. Droga rozwiera�a si� na spor� polan� szumi�c� u skraju lichym, nie wysokich �ytem. Kilka klon�w i grab�w, m�odych jeszcze, otacza�o bia�o pomalowany drewniany domek, pogodny, �miej�cy, si� prostok�tami trzech okien od frontu. Ma�y ganeczek zaprasza� do wej�cia. Wyjrza�a z niego m�oda kobieta, u�miechn�a si� do ch�opc�w i podrepta�a za dom, gdzie sta�a niewielka ob�rka i obszerniejsza ju� stodo�a. Naprzeciw p�otu okalaj�cego mizerny ogr�dek le�a� stos suchych �erdzi sosnowych. Julek uwa�nie wybiera� proste i grubsze od pozosta�ych. � We�miemy chyba cztery? � Pewnie, mniej b�dzie chodzenia � Pietrek nie protestowa�, cho� bez wielkiego zaufania spojrza� na drobn� figurk� Kani. Grubszymi ko�cami zak�adali �erdzie na ramiona, sapi�c z wysi�ku ruszyli z wlok�cym si� po ziemi ci�arem. Tym razem droga do obozu wyda�a si� im znacznie d�u�sza. Na polanie weso�o zieleni�y si� ju� oba namioty, pr�y�y si� naci�gni�te linki. Kostek poprawia� co� jeszcze pod bocznymi p�achtami, wyznacza� lini� na kopanie rowk�w przeciwdeszczowych. � Id� z wami. Dziewcz�ta szykuj� obiad na spirytus�wce. Znad wody dobiega�y weso�e g�osy Mirki i Zo�ki. � Tu b�dzie legowisko Kruta � wskaza� Kostek miejsce przed namiotami. � Kilka warstw murawy stworzy podwy�szenie... � W�a�nie, i ka�dy podmuch da mu si� tym bardziej odczuwa� � skrytykowa� Pietrek. � Niech bestia �pi, gdzie mu wygodniej... Nim przyci�gn�li dalsze �erdzie, obiad by� got�w. � Fajrant, gawroni�ta �