2394

Szczegóły
Tytuł 2394
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2394 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2394 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2394 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Mark Twain Kr�lewicz i �ebrak 2 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 3 S�OWO WST�PNE Chc� spisa� opowie�� pos�yszan� od kogo�, kto zna� j� od swojego ojca, ten za� od swojego ojca, kt�remu opowiada� j� jego ojciec, i tak dalej, i tak dalej: przez trzysta lat lub d�u�ej ojcowie przekazywali j� synom i w ten spos�b opowie�� przetrwa�a. Mo�e jest to fakt historyczny, mo�e tylko legenda, podanie. Przypadek ten zdarzy� si� albo nie zdarzy�, lecz bez w�tpienia m�g� si� zdarzy�. Mo�e w dawnych latach opowie�ci tej wiar� dawali m�drzy i uczeni, a mo�e tylko pro�ci i nieo�wieceni kochali j� i uwa�ali za prawd�. 4 ROZDZIA� I NARODZINY KR�LEWICZA I �EBRAKA W odwiecznym mie�cie Londynie pewnego jesiennego dnia w drugiej �wierci szesnastego stulecia w ubogiej rodzinie nazwiskiem Canty przyszed� na �wiat ch�opiec, kt�rego rodzina ta wcale nie pragn�a. Tego samego dnia w bogatej rodzinie Tudor�w przysz�o na �wiat inne angielskie dziecko, gor�co upragnione przez t� rodzin�. Pragn�a go r�wnie� ca�a Anglia i tak do� t�skni�a, tak go oczekiwa�a, tak korne zasy�a�a o� mod�y do Boga, �e gdy narodzi�o si� wreszcie, ludzie bliscy byli radosnego szale�stwa. Zwyczajni znajomi �ciskali si�, ca�owali i p�akali ze szcz�cia. Wszyscy zacz�li �wi�towa� i dziwnie jako� z�agodnieli, wysoko i nisko urodzeni, bogaci i biedni ucztowali, ta�czyli, �piewali, a trwa�o to przez wiele dni i wiele nocy. Za dnia Londyn nie lada przedstawia� widok, bo weso�e chor�gwie trzepota�y na balkonach lub szczytach wszystkich domostw i wspania�e korowody ci�gn�y ulicami. Noc� widok by� nie mniej okaza�y, bo na rogu ka�dej ulicy p�on�y ogniska, wok� za� nich weseli�y si� rozbawione t�umy. Jak Anglia d�uga i szeroka, m�wiono jedynie o nowo narodzonym dzieci�ciu, Edwardzie Tudorze, ksi�ciu Walii, kt�ry le�a� spowity w jedwabie i at�asy i nic nie wiedzia� o wywo�anym przez si� zamieszaniu ani o tym, �e nia�cz� go i dogl�daj� dostojni panowie i damy � na czym zreszt� wcale mu nie zale�a�o. Ale o drugim niemowl�ciu, Tomie Canty, spowitym w n�dzne szmaty, nie wiedzia� nikt z wyj�tkiem najbli�szej rodziny biedak�w, kt�rej niedawne jego przyj�cie na �wiat sprawia�o wiele k�opotu. 5 ROZDZIA� II DZIECI�CE LATA TOMA Mija�y lata. Londyn istnia� ju� wtedy od pi�tnastu wiek�w i jak na owe czasy by� ogromnym miastem. Liczy� sto tysi�cy mieszka�c�w, a zdaniem innych nawet dwa razy wi�cej. Ulice jego by�y bardzo w�skie, kr�te i brudne, zw�aszcza w dzielnicy, w kt�rej mieszka� Tom Canty, to jest w niedalekim s�siedztwie London Bridge. Domy by�y drewniane; pierwsze pi�tra rozprzestrzenia�y si� szerzej ni� partery, drugie za� wysuwa�y �okcie nad pierwszymi. Im wy�ej tedy wyrasta�y domy, tym stawa�y si� szersze. Mocne, na krzy� ��czone belki tworzy�y ich szkielety, a przestrze� mi�dzy belkami wype�nia� tynkowany kamie� lub ceg�a. Drewno barwiono zale�nie od upodobania w�a�ciciela: niebiesko, czerwono lub czarno, dzi�ki czemu domy wygl�da�y nader malowniczo. Ma�e okna z drobnymi, w o��w oprawnymi szybkami osadzone by�y na zawiasach i niby drzwi otwiera�y si� na zewn�trz. Dom, w kt�rym mieszka� ojciec Toma, sta� w g��bi cuchn�cego zau�ka Offal Court, przy bocznej uliczce zwanej Pudding Lane. By� to budynek ma�y, chwiej�cy si�, zmursza�y, mimo to g�sto zaludniali go n�dzarze. Rodzina Canty�ego zajmowa�a izb� na drugim pi�trze. Matka i ojciec mieli jakie takie ��ko ustawione w jednym k�cie, lecz �adne ograniczenia nie kr�powa�y Toma, jego babki i si�str � Bet i Nan � gdy� nale�a�a do nich ca�a pod�oga i mogli sypia�, gdzie im si� spodoba�o. W izbie znajdowa�y si� wprawdzie strz�py jednej czy dwu der i kilka snopk�w starej, brudnej s�omy, lecz nie godzi�o si� nazywa� tego pos�aniami; by�y to ruchomo�ci niezorganizowane, kt�re rano skopywano w jeden stos, wieczorem za� rozdzielano do u�ytku cz�onk�w rodziny. Bli�niaczki � Bet i Nan � mia�y po pi�tna�cie lat. By�y to poczciwe dziewcz�ta, umorusane, odziane w �achmany i bezgranicznie ciemne. Matka nie r�ni�a si� od c�rek, za to ojciec i babka stanowili szata�sk� par�. Upijali si� przy ka�dej okazji, potem za� bili si� pomi�dzy sob� albo z ka�dym, kto wszed� im w drog�; zawsze � trze�wi czy pijani � k��cili si� i kl�li; John Canty by� z�odziejem, matka jego �ebraczk�. Z dzieci zrobili �ebrak�w, lecz nie uda�o si� im uczyni� z nich z�odziei. Po�r�d n�dznego mot�ochu zamieszkuj�cego ow� ruder� �y� (lecz nie nale�a� do niego) dobry stary kap�an, kt�rego kr�l pozbawi� domu i wygna� w �wiat z pensyjk� kilku �wier�pens�w; kap�an ten zwyk� gromadzi� wok� siebie dziatw� i potajemnie naucza� j� prawdy i rzeczy pi�knych. Ksi�dz Andrzej zapozna� r�wnie� Toma z odrobin� �aciny oraz ze sztuk� czytania i pisania. Tego samego m�g�by nauczy� i dziewcz�ta, te jednak obawia�y si� drwin przyjaci�ek, kt�re nie darowa�yby im nigdy tak osobliwej edukacji. Ca�y Offal Court by� takim samym mrowiskiem jak dom Johna Canty. Pijatyki, k��tnie, b�jki zdarza�y si� tam cz�sto, bo odbywa�y si� co noc i trwa�y ca�e niemal noce. Rozbite �by by�y tu zjawiskiem nie mniej pospolitym ni� g��d. Ma�y Tom nie czu� si� jednak nieszcz�liwy. Cierpia� oczywi�cie bied�, lecz nie zdawa� sobie z tego sprawy. Podobny �ywot wiedli wszyscy ch�opcy z Offal Court, Tom s�dzi� wi�c, �e to �ywot dostatni i godziwy. Dobrze wiedzia�, �e gdy wieczorem wr�ci do domu z pustymi r�koma, najpierw ojciec zwymy�la go i zbije, kiedy za� ojciec sko�czy, gro�na babka rozpocznie rzecz od nowa i z jeszcze lepszym skutkiem. Wiedzia�, �e p�n� noc� zag�odzona matka zbli�y si� do� ukradkiem i przyniesie jak�� n�dzn� resztk� jad�a albo sk�rk� chleba, 6 zachowan� dla syna kosztem pr�nego �o��dka, chocia� m�� j� cz�sto chwyta� na tej nikczemnej zdradzie i nagradza� t�gim laniem. Tak! Tomkowi �y�o si� nie najgorzej � szczeg�lnie latem. �ebra� tyle tylko, by obroni� w�asn� sk�r�, bo prawa przeciw �ebraninie by�y srogie, a kary dotkliwe. Wiele wi�c czasu m�g� po�wi�ca� s�uchaniu przepi�knych starych ba�ni i legend dobrego ksi�dza Andrzeja, kt�ry prawi� o wielkoludach i wr�kach, kar�ach i geniuszach, zakl�tych zamkach, wspania�ych monarchach i kr�lewiczach. Ch�opiec nabija� sobie g�ow� tymi cudowno�ciami i cz�sto, gdy w mrokach nocy le�a� na sk�pym bar�ogu z k�uj�cej s�omy zm�czony, g�odny, obola�y od raz�w � puszcza� wodze fantazji i rych�o zapomina� o cierpieniu i dolegliwo�ciach, z rozkosz� maluj�c przed oczyma wyobra�ni czarowny �ywot rozpieszczonego ma�ego ksi�cia w kr�lewskim pa�acu. Ale we dnie i w nocy nawiedza�o go wci�� jedno pragnienie � ch�� ujrzenia na w�asne oczy prawdziwego kr�lewicza. Raz wspomnia� o tym kamratom z Offal Court, lecz ci wy�mieli go i wydrwili tak niemi�osiernie, �e od tej pory wola� zachowywa� marzenia dla siebie. Tom czytywa� cz�sto stare ksi�gi kap�ana i prosi� go o szczeg�owe wyja�nienia oraz t�umaczenie rzeczy niejasnych. Powoli, stopniowo ch�opiec zmienia� si� pod wp�ywem tej lektury i marze�. Ludzie z jego sn�w byli tacy pi�kni, �e ma�y �ebrak zacz�� si� wstydzi� swych �achman�w i niechlujstwa, �e zapragn�� by� czystszy i lepiej odziany. Oczywi�cie swawoli� nadal w b�ocie � i to swawoli� z przyjemno�ci� � lecz zamiast pluska� si� w Tamizie jedynie dla rozrywki, pojmowa� ju�, �e zabawa ta ma r�wnie� sens ze wzgl�du na mo�liwo�� k�pieli i prania. Tom potrafi� znale�� zawsze co� ciekawego w pobli�u Maika na Cheapside albo na jarmarkach. Od czasu do czasu wraz z reszt� mieszka�c�w stolicy mia� sposobno�� podziwia� parad� wojskow�, gdy jakiego� nieszcz�snego s�awnego wi�nia odstawiano l�dem lub wod� do Tower. Pewnego letniego dnia ogl�da� na Smithfieid, jak palono na stosie biedn� Ann� Askew i trzech m�czyzn; s�ysza� r�wnie� kazanie wyg�oszone do skaza�c�w przez jakiego� by�ego biskupa, to jednak nie zainteresowa�o Toma. Tak! �ycie ma�ego �ebraka by�o ma og� do�� urozmaicone i zabawne. Z czasem czytanie i rozmy�lania o �yciu kr�lewicz�w sprawi�y tak przemo�ny skutek, �e Tom zacz�� bezwiednie gra� rol� kr�lewicza. Ku podziwowi i uciesze r�wie�nik�w nabiera� dziwnie dwornych manier i wys�awia� si� kwieci�cie. Zarazem jednak z dnia na dzie� wzrasta�o jego znaczenie po�r�d ch�opc�w, kt�rzy traktowali go z pe�n� podziwu obaw�, niby istot� wy�sz�. Zdawa�o si� im, �e Tom wie bardzo wiele, �e robi i m�wi rzeczy szczeg�lnie osobliwe. A ponadto taki by� m�dry i przenikliwy! O s�owach i czynach towarzysza zabaw malcy opowiadali starszym, ci za� rozprawiali r�wnie� o Tomie Canty i wnet zacz�li go uwa�a� za niepospolit�, wysoce utalentowan� osob�. Ludzie zupe�nie doro�li przychodzili nieraz do Toma z pro�b� o pomoc w k�opotach i cz�sto dziwili si� bystro�ci i rozs�dkowi jego rad. Prawd� m�wi�c, ch�opiec ten zosta� wnet bohaterem dla wszystkich znajomych, z wyj�tkiem w�asnej rodziny, kt�ra nie dostrzega�a w nim nic osobliwego. Niebawem Tom utworzy� w tajemnicy kr�lewski dw�r. Sam zosta� kr�lewiczem, a najbli�szych swych przyjaci� mianowa� gwardzistami, szambelanami, panami i damami dworu oraz cz�onkami monarszej rodziny. Codziennie witano fa�szywego kr�lewicza wed�ug zasad skomplikowanej etykiety, zapo�yczonej przez Toma z romantycznej lektury. Codziennie rada kr�lewska roztrz�sa�a wa�ne sprawy iluzorycznego pa�stwa, a iluzoryczny w�adca codziennie wydawa� dekrety przeznaczone dla urojonej armii, floty i namiestnictw. P�niej Tom w swych �achmanach szed� na �ebranin�, zbiera� kilka �wier�pens�wek, posila� si� n�dzn� sk�rk� chleba, odbiera� zwyk�e obelgi i kuksa�ce, aby wreszcie wyci�gn�� si� na garstce st�ch�ej s�omy i we �nie marzy� znowu o swych godno�ciach. 7 Wci�� jednak, z dnia na dzie� i z tygodnia na tydzie�, wzbiera�o w Tomie pragnienie ujrzenia cho�by raz jeden prawdziwego kr�lewicza � kr�lewicza z krwi i ko�ci, a� wreszcie poch�on�o ono wszystkie inne marzenia i sta�o si� jedyn� pasj� w �yciu ma�ego n�dzarza. Pewnego dnia styczniowego Tom, bosy i zzi�bni�ty, odbywa� zwyk�� �ebracz� w�dr�wk� i przez wiele godzin wa��sa� si� beznadziejnie pomi�dzy Mincing Lane a Little East Cheap. Zagl�da� do okien pasztetnik�w i po�era� wzrokiem wystawione tam ohydne zapiekanki z wieprzowin� i inne szata�skie wymys�y, kt�re by�y dla� smako�ykami godnymi anio��w; ocenia� je wszak�e tylko po zapachu, bo nigdy nie mia� okazji spo�y� �adnego z tych przysmak�w. Siek� drobny, zimny deszczyk, dzie� by� szary i pos�pny. Wieczorem Tom wr�ci� do domu tak przemok�y, zm�czony i g�odny, �e nawet ojciec i babka musieli wzruszy� si� jego �a�osnym wygl�dem; tote� wzruszyli si� na sw�j spos�b, bo obdarowawszy ch�opca tylko kilkoma pospiesznymi kuksa�cami, wys�ali go zaraz spa�. Przez d�ugi czas b�l i g��d oraz kl�twy i odg�osy b�jek odbywaj�cych si� w ca�ym domostwie nie pozwala�y ch�opcu zmru�y� oka; ma koniec jednak my�li ma�ego n�dzarza pomkn�y ku odleg�ym, romantycznym krainom i biedak usn�� w towarzystwie obsypanych z�otem i klejnotami kr�lewi�t, kt�re mieszkaj� w ogromnych pa�acach i maj� do dyspozycji s�u�b� bij�c� korne pok�ony albo b�yskawicznie spe�niaj�c� rozkazy. Potem �ni�o mu si�, jak zwykle, �e on r�wnie� jest kr�lewskim dzieckiem. Jak noc d�uga, l�ni�a nad nim gloria monarszego majestatu; ch�opiec przechadza� si� w potokach �wiat�a po�r�d wytwornych dam i lord�w, oddycha� upojnymi woniami, uchem �owi� tony przecudownych melodii, tutaj u�miechem, tam skinieniem ksi���cej g�owy odpowiada� na dworskie uk�ony ci�by, kt�ra rozst�powa�a si�, aby zrobi� mu drog�. Kiedy za� otworzy� oczy z rana i spojrza� na panosz�c� si� wok� n�dz�, sny owe wywo�a�y ten sam co zazwyczaj skutek � tysi�ckrotnie zwi�kszy�y ohyd� prawdziwego otoczenia. Potem przysz�y �a�o�� i rozpacz, i �zy. 8 ROZDZIA� III SPOTKANIE TOMA Z KR�LEWICZEM Tom wsta� g�odny i g�odny wymkn�� si� z domu, lecz g�ow� mia� pe�n� my�li o mglistych wspania�o�ciach sennego marzenia. B��ka� si� po mie�cie tu i �wdzie, nie bardzo wiedz�c, dok�d idzie ani co si� dzieje wok�. Ludzie potr�cali go, niekt�rzy nawet besztali z�ym s�owem, wszystko to jednak nie dociera�o do zadumanego ch�opca. Po niejakim czasie znalaz� si� w pobli�u Tempie Bar; tak daleko nigdy jeszcze nie dotar� w swoich w�dr�wkach. Przystan��, zastanowi� si� przez chwil�, potem za� podda� znowu w�adzy fantazji i wyszed� poza mury Londynu. Strand przesta� ju� w�wczas by� go�ci�cem i uwa�a� si� za ulic�, lecz bez wi�kszego uzasadnienia, bo ulic� t� po jednej tylko stronie wytycza� stosunkowo ci�g�y szereg domostw, z drugiej za� sta�y z rzadka okaza�e gmachy � magnackie pa�ace otoczone rozleg�ymi, uroczymi ogrodami ci�gn�cymi si� a� do rzeki; tereny te s� teraz ciasno zabudowane pos�pnymi akrami ceg�y i kamienia. Tom odkry� niebawem wiosk� Charing i przysiad� na chwil� pod pi�knym krzy�em zbudowanym tam dawnymi laty przez owdowia�ego kr�la. Nast�pnie niedba�ym krokiem ruszy� spokojn�, pi�kn� alej�, min�� wspania�y pa�ac pot�nego kardyna�a i zbli�y� si� do jeszcze wspanialszego i bardziej majestatycznego gmachu � do Westminsteru. Z radosnym podziwem przygl�da� si� ogromnej budowli, jej szeroko rozpostartym skrzyd�om, gro�nym bastionom i basztom, olbrzymiej kamiennej bramie zdobnej z�oconymi pr�tami, wspania�ym szeregiem wielkich granitowych lw�w oraz innymi god�ami i symbolami angielskiego domu panuj�cego. Czy zaspokojone ma by� wreszcie pragnienie jego duszy? Przecie� to pa�ac kr�lewski! Tutaj, za wol� niebios, Tom mo�e zobaczy� zaraz prawdziwego kr�lewicza � i kr�lewicza z krwi i ko�ci! Po obydwu stronach z�oconych wr�t sta�y �ywe pos�gi � wyprostowani, uroczy�ci i nieruchomi gwardzi�ci, od st�p do g��w okuci w l�ni�ce stalowe zbroje. W przyzwoitej odleg�o�ci wie�niacy i mieszczanie czekali cierpliwie okazji, aby rzuci� okiem na jak�� osob� krwi kr�lewskiej. Wspania�e karety ze wspania�ymi osobami wewn�trz i wspania�� s�u�b� na zewn�trz wje�d�a�y i wyje�d�a�y przez kilka innych wspania�ych bram, kt�re dawa�y wst�p na kr�lewski dziedziniec. Biedny ma�y Tom zbli�y� si� w swych �achmanach i z wolna, trwo�liwie mija� wartownik�w, a serce bi�o mu i wzbiera�o nadziej�; nagle ujrza� przez z�ocone pr�ty widok, na kt�ry omal nie zakrzykn�� rado�nie. Na podw�rcu sta� nadobny ch�opiec, opalony na br�z od cz�stych �wicze� i zabaw na �wie�ym powietrzu, odziany w szaty z prze�licznych jedwabi i at�as�w, usiane po�yskuj�cymi klejnotami. U boku mia� ma�y sadzony drogimi kamieniami mieczyk i pugina�, na nogach zgrabne buty z bawolej sk�ry zdobne czerwonymi obcasami, na g�owie wykwintny purpurowy kapelusik z opadaj�cymi w d� pi�rami przypi�tymi wielk�, l�ni�c� agraf�. W pobli�u tego ch�opca znajdowa�o si� kilku okaza�ych pan�w � niew�tpliwie jego s�ug. Ach! To przecie� kr�lewicz! Kr�lewicz! Prawdziwy i �ywy! Nie ma co do tego cienia w�tpliwo�ci! P�yn�ce z g��bi serca mod�y ma�ego n�dzarza zosta�y na koniec wys�uchane! Z wielkiego wra�enia Tom zacz�� oddycha� szybko, nerwowo, a oczy rozszerzy� mu podziw i zachwyt. W my�lach ch�opca wszystko ust�pi�o jedynemu pragnieniu, aby znale�� si� bli�ej kr�lewicza i dobrze przypatrzy� mu si� �akomym wzrokiem. Nim wi�c zd��y� si� po�a- 9 pa�, co robi, przywar� twarz� do pr�t�w bramy. W tej chwili jeden z �o�dak�w gwa�townie odrzuci� go na bok i popchn�� silnie mi�dzy ciekawy t�um wiejskich gapi�w i londy�skich pr�niak�w. � Bacz, jak si� zachowujesz, ty ma�y �ebraku � z�aja� go gwardzista. T�um odpowiedzia� szyderczym wrzaskiem i �miechem, lecz m�ody ksi��� podskoczy� do bramy; twarz mu gorza�a, w oczach b�yska� gniew. � Jak �mia�e� tak potraktowa� biednego ch�opca? � zawo�a�. � Jak �miesz tak krzywdzi� najn�dzniejszego cho�by z poddanych kr�la, mojego ojca? Otw�rz bram� i wpu�� go! Warto by�o widzie�, jak zmienny t�um zerwa� w tej chwili nakrycia g�owy. Warto by�o s�ysze�, jak zakrzykn�� rado�nie: � Niech �yje ksi��� Walii! Gwardzi�ci sprezentowali halabardy, otworzyli bram� i raz jeszcze sprezentowali bro�, gdy ma�y Ksi��� Ub�stwa w postrz�pionych �achmanach wchodzi� na dziedziniec, a�eby poda� r�k� Ksi�ciu Nieprzebranego Bogactwa. Edward Tudor powiedzia�: � Wida�, �e jeste� zm�czony i g�odny; �le ci� tutaj przyj�to. Chod� ze mn�. Kilku dworzan zbli�y�o si� spiesznie, aby... aby, jak s�dz�, zaprotestowa�. Ale kr�lewicz (owstrzyma� ich w�adczym, i�cie monarszym gestem, zastygli wi�c na miejscu niby pos�gi. Edward zabra� Toma do pi�knej pa�acowej komnaty, kt�r� nazwa� swoim gabinetem. Na jego rozkaz przyniesiono posi�ek taki, jakiego ma�y n�dzarz nie widzia� dot�d nigdy i nigdzie � chyba czyta� w ksi��kach. Kr�lewicz z wielkopa�sk� delikatno�ci� i dobrym wychowaniem odes�a� s�u�b�, aby jej krytyczne spojrzenia nie kr�powa�y tak skromnego go�cia; potem usiad� w pobli�u i zadawa� pytania, podczas gdy Tom si� posila�. � Jak ci� zowi�, ch�opcze? � Tom Canty, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci. � To dziwne miano. Gdzie mieszkasz? � W mie�cie Londynie, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci. Na Offal Court, przy Pudding Lane. � Offai Court! Zaiste, drugie dziwne miano! Masz rodzic�w? � Rodzic�w mam, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci, a tak�e babk�, ale ona wcale mnie nie obchodzi, a niech mi B�g wybaczy, je�li powiedzia�em co� z�ego. Mam te� dwie siostry, bli�niaczki, Nan i Bet. � Ze s��w twych wnosz�, �e babka nie jest dla ciebie zbyt dobra. � Tak jak dla wszystkich, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci. Ma z�e serce i czyni�a z�o przez ca�e �ycie. � Krzywdzi ci�? � Czasami r�ka jej odpoczywa, kiedy �pi albo jest bardzo pijana, ale jak oprzytomnieje, zaczyna znowu swoje, i t�gie dostaj� mi si� ci�gi. Iskry gniewu b�ysn�y w oczach ma�ego kr�lewicza. � Co! Bije ci�? � zawo�a�. � A pewnie, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci. � Bije ci�! Taki jeste� przecie s�aby i ma�y. S�uchaj, nim noc zapadnie, znajdzie si� ona w Tower. Kr�l, m�j ojciec... � Wasza Kr�lewska Wysoko�� zapomnie� raczy�, �e moja babka pochodzi z niskiego stanu. Tower jest tylko dla wielkich ludzi. � Tak, tak, prawda. Nie pomy�la�em o tym. Zastanowi� si� jeszcze nad kar� dla niej. A ojciec dobry jest dla ciebie? � Nie lepszy ni� babcia Canty, Wasza Kr�lewska Wysoko��. � Mo�e wszyscy ojcowie s� podobni. M�j te� nie ma anielskiego usposobienia i ci�k� r�k� karze; mnie jednak oszcz�dza chocia� czasami, wstyd powiedzie�, nie sk�pi przykrych s��w. Jak�e traktuje ci� matka? 10 � Jest dobra, panie, i nie sprawia mi �adnych przykro�ci ani b�lu, Nan i Bet s� do niej podobne. � Ile lat maj�? � Pi�tna�cie, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci. � Lady El�bieta, moja siostra, ma czterna�cie lat, a lady Jane Grey, moja kuzynka, jest w r�wnym ze mn� wieku. Lady Jane Grey jest urodziwa i mi�a. Ale moja siostra, lady Maria, z t� swoj� pos�pn� min� i... S�uchaj, czy twoje siostry zabraniaj� s�u�ebnym u�miecha� si� i twierdz�, �e u�miech grozi zbawieniu duszy? � Moje siostry? Ach, czy Wasza Kr�lewska Wysoko�� my�li, �e moje siostry maj� s�u�ebne? Ma�y kr�lewicz przez chwil� przygl�da� si� powa�nie ma�emu �ebrakowi, a p�niej rzek�: � Za pozwoleniem, a czemu mie� by ich nie mia�y? Kt� pomaga im rozbiera� si� na noc? Kt� odziewa je, gdy wstaj� z rana? � Nikt. Czy chcieliby�cie, panie, aby zw��czy�y szat� i spa�y go�e jak zwierz�ta? � Szat�? Czy ka�da z nich nosi tylko jedn� szat�? � C�, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci, robi� by mog�y z wi�ksz� ich ilo�ci�? Ka�da z mych si�str ma przecie� jedno tylko cia�o. � To dziwaczny, osobliwy pomys�! Wybacz mi, nie chcia�em si� �mia�. Twoje dobre siostry, Nan i Bet, rych�o b�d� ju� mia�y stroje i s�u�b�; zajmie si� tym m�j podskarbi. Nie, nie dzi�kuj! To drobiazg. M�wisz rozumnie, z przyrodzon� gracj�. Jeste� uczony? � Tego nie wiem, Wasza Kr�lewska Wysoko��. Dobry kap�an, kt�rego zwiemy ksi�dzem Andrzejem, z lito�ci uczy� mnie po trosze ze swych ksi�g. � Czy znasz �acin�? � Tylko niewiele, Wasza Kr�lewska Wysoko��. � Ucz si� jej, ch�opcze, to rzecz trudna tylko na pocz�tku. Grecki jest trudniejszy, ale ani te j�zyki, ani inne nie s�, jak mi si� zdaje, trudne dla lady El�biety albo mej kuzynki. Winiene� pos�ucha�, jak pos�uguj� si� nimi te m�ode damy! Ale opowiadaj lepiej o swoim Offal Court. Czy �yje ci si� tam przyjemnie? � Prawd� rzek�szy, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci, tak � chyba �e cz�owiek jest g�odny. Odwiedza nas w�drowny teatr marionetek, a tak�e ma�pki... Och, takie ucieszne stworzenia i tak zabawnie poubierane! Czasami bywaj� przedstawienia, w kt�rych ci, co graj�, krzycz� i walcz�, dop�ki si� wszyscy nie wymorduj�. Mi�o na to popatrze�, a kosztuje tylko �wier� pensa... Chocia� czasami trudno bywa o �wier� pensa, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci. � Opowiedz mi co� wi�cej. � My, ch�opcy z Offal Court, walczymy mi�dzy sob� na pa�ki, tak jak to maj� we zwyczaju terminatorzy. Oczy kr�lewicza zap�on�y. � Ach, to by mi si� podoba�o! � zawo�a�. � M�w dalej. � Urz�dzamy te� wy�cigi, aby przekona� si�, kto z nas najszybciej biega. � I to by mi si� podoba�o. M�w dalej. � Latem brodzimy i p�ywamy po kana�ach i rzece, a ka�dy topi na niby s�siada, opryskuje go wod� i nurkuje, i krzyczy, i fika koz�y, i... � Ach, raz si� tak zabawi�! Warte to kr�lestwa mojego ojca! Prosz� ci�, m�w dalej, � Ta�czymy i �piewamy doko�a Maika na Cheapside. Bawimy si� w piasku i ka�dy zasypuje najbli�szego s�siada. Robimy tak�e ko�acze z b�ota, z takiego wspania�ego b�ota! Na ca�ym �wiecie nie ma chyba lepszego ni� u nas. Po prostu nurzamy si� w b�ocie, za przeproszeniem Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci. � Ach, to mi zabawa! Nie m�w nic wi�cej, prosz�. Ach, gdybym m�g� przywdzia� str�j podobny twemu i rozzu� si�, i raz pohula� w b�ocie, raz jeden tylko! I �eby nikt mnie nie �aja�, nie wzbrania� tego lub owego! Na Boga! Snadnie zrzek�bym si� korony! 11 � A gdybym ja m�g� ubra� si� raz tylko, pi�kny panie, tak, jak wy�cie ubrani, raz jeden... � Chcia�by� naprawd�? Niech wi�c tak b�dzie. �ci�gaj �achmany, ch�opcze, i bierz te wspania�o�ci. Rado�� nie b�dzie d�uga, lecz nie straci przez to uroku. Korzystajmy z niej, pok�d mo�na. P�niej znowu zamienimy szaty, nim nadejdzie kto� i zacznie mnie nudzi�. Po niewielu minutach ma�y ksi��� Walii przebra� si� w dziurawe szmaty Toma, a ma�y Ksi��� Ub�stwa przyodzia� �wietne monarsze szaty. Obaj zbli�yli si� do wielkiego zwierciad�a, stan�li rami� w rami� i... o dziwo. Zdawa� si� mog�o, �e nie nast�pi�a �adna odmiana! Ch�opcy spojrzeli na siebie, potem w lustrza na tafl�, potem znowu jeden na drugiego. Wreszcie zdumiony kr�lewicz zapyta�: � I c� ty na to? � Ach, prosz� �aski Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci, niech�e wolno mi b�dzie nie odpowiada�. Nie godzi si�, aby cz�ek mojego stanu m�wi� o takiej sprawie. � No, to ja powiem! Masz takie same jak ja w�osy, takie same oczy, taki sam g�os i ruchy, taki sam wzrost i postaw�, takie same rysy i wyraz twarzy jak ja! Gdyby�my stan�li nadzy, nikt nie zdo�a�by orzec, kt�ry z nas jest tob�, kt�ry za� ksi�ciem Walii. A teraz, gdy odzia�em si� tak, jak ty by�e� odziany, zdaje mi si�, �e m�g�bym odczu� to wszystko, co ty czu�e�, kiedy ten grubianin, ten �o�dak... S�uchaj, masz chyba siniaka na r�ku? � Tak, ale to drobiazg, a Wasza Kr�lewska Wysoko�� wie przecie�, �e biedny �o�nierz... � Milcz! Post�pi� haniebnie i okrutnie! � zawo�a� ma�y ksi��� i tupn�� bos� nog�. � Je�eli kr�l... Nie ruszaj si� st�d krokiem, p�ki nie wr�c�! Tak rozkazuj�! W jednej chwili porwa� i ukry� gdzie� przedmiot o znaczeniu pa�stwowym, kt�ry le�a� dotychczas na stole, skoczy� na dziedziniec i przez pa�acowy ogr�d bieg� w powiewaj�cych �achmanach. Twarz p�on�a mu gniewem, oczy gorza�y. Gdy znalaz� si� przy g��wnej bramie, chwyci� za pr�ty i pr�bowa� wstrz�sn�� wrzeci�dze. � Otwiera�! Odryglowa� bram� � krzycza�. Gwardzista, kt�ry tak okrutnie potraktowa� Toma, us�ucha� bez wahania, kiedy za� kr�lewicz � pe�en srogiego, i�cie monarszego gniewu � wybieg� za bram�, �o�dak �w t�go wytarga� go za ucho i pchn��, a� Edward zataczaj�c si� wypad� na go�ciniec. � Masz, pod�y �ebraku, za to, co przez ciebie dosta�o mi si� od Jego Kr�lewskiej Wysoko�ci! � zawo�a� gwardzista. T�um rykn�� �miechem. Kr�lewicz podni�s� si� z b�ota i pa�aj�c gniewem, zwr�ci� si� do wartownika: � Jam ksi��� Walii � krzykn��. � Osoba moja �wi�ta. B�dziesz wisia� za to, �e� powa�y� si� tkn�� mnie r�k�. Gwardzista sprezentowa� halabard� i powiedzia� drwi�co: � Pok�on Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci. � Potem za� dorzuci� gniewnie: � Zmykaj, zwariowany �mieciarzu! W tej chwili wrzaskliwy t�um otoczy� nieszcz�liwego ma�ego kr�lewicza i pogna� go drog�, hukaj�c na� i krzycz�c: � Miejsce dla Jego Kr�lewskiej Wysoko�ci! Miejsce dla ksi�cia Walii! 12 ROZDZIA� IV szydzi�, tak ze mnie. POCZ�TEK NIEDOLI KR�LEWICZA Po kilku godzinach zaciek�ego po�cigu i dr�czenia mot�och porzuci� wreszcie ma�ego kr�lewicza i zostawi� go w�asnemu losowi. Dop�ki ch�opiec by� w stanie gniewa� si� na t�um, gromi� go po kr�lewsku i po kr�lewsku rzuca� rozkazy, by� zabawny i dobry stanowi� pow�d do �miechu. Kiedy jednak utrudzenie zmusi�o go do milczenia, przesta� interesowa� prze�ladowc�w, kt�rzy gdzie indziej poszli szuka� rozrywki. Kr�lewicz rozejrza� si� doko�a, lecz nie potrafi� rozpozna� miejsca. Wiedzia� tyle tylko, �e znajduje si� w obr�bie mur�w Londynu. Bez celu ruszy� przed siebie. Rych�o szeregi dom�w zrzednia�y i coraz mniej trafia�o si� przechodni�w. Edward op�uka� pokrwawione stopy w strudze, kt�ra p�yn�a w�wczas tam, gdzie dzi� znajduje si� Farringdon Street. Odpocz�� chwil�, p�niej za� ruszy� zn�w przed siebie i niebawem, wyszed� na rozleg�y plac, przy kt�rym sta�o tylko kilka pojedynczych dom�w i nader okaza�y ko�ci�. Kr�lewicz pozna� t� �wi�tyni�, otoczon� ze wszech stron rusztowaniami; wok� roili si� t�umnie robotnicy, poniewa� budowl� przerabiano gruntownie. Kr�lewicz nabra� wnet otuchy, gdy� poczu�, �e zbli�a si� koniec jego utrapie�. Powiedzia� sam do siebie: �To stary klasztor franciszkan�w. Kr�l, m�j ojciec, odebra� go mnichom, nazwa� Przytu�kiem Chrystusa i na wieczne czasy odda� na dom dla biednych, opuszczonych dzieci. Ch�tnie przys�u�� si� tu synowi tego, kt�ry obdarowa� ich tak hojnie, tym bardziej �e syn �w jest teraz tak biedny i opuszczony jak wszyscy, kt�rzy chroni� si� tu dzisiaj albo chroni� b�d� w przysz�o�ci�. Kr�lewicz znalaz� si� wnet po�r�d hordy ch�opc�w, kt�rzy biegali, skakali, grali w pi�k� lub barani skok albo z wielk� wrzaw� uprawiali inne rozrywki. Wszyscy odziani byli jednako w str�j u�ywany w owe czasy przez s�u�b� i terminator�w. Ka�dy nosi� na czubku g�owy p�ask� czarn� czapeczk�, mniej wi�cej wielko�ci spodka, kt�ra ze wzgl�du na ma�y rozmiar nie by�a przydatna jako nakrycie g�owy ani te� nie mog�a uchodzi� za ozdob�. Spod czapeczki sp�ywa�a do po�owy czo�a prosto przyci�ta grzywka, a w�osy na reszcie g�owy by�y kr�tko ostrzy�one. Ch�opcy mieli ponadto ko�nierze jak osoby duchownego stanu, obcis�e, si�gaj�ce poni�ej kolan, niebieskie opo�cze z d�ugimi, obszernymi r�kawami, szerokie, czerwone pasy, jasno��te po�czochy za kolana i p�ytkie trzewiki z du�ymi metalowymi sprz�czkami. Str�j ten by� zatem wystarczaj�co brzydki. Ch�opcy przerwali zabaw� i niby trzoda owiec skupili si� wok� kr�lewicza, ten za� przem�wi� z wrodzon� godno�ci�. � Dobrzy ch�opcy, rzeknijcie swemu panu, �e Edward, ksi��� Walii pragnie z nim pom�wi�. Odpowiedzi� by� wielki krzyk, a jaki� krzepki wyrostek zawo�a�: � A mo�e ty, �ebraku, jeste� wys�annikiem Jego Kr�lewskiej Wysoko�ci? Twarz Edwarda zap�on�a gniewem; skora d�o� si�gn�a do biodra, lecz niczego tam nie znalaz�a. Wybuchn�� huragan �miechu, jeden za� z ch�opc�w powiedzia�: � Widzieli�cie? My�li, �e ma miecz. Mo�e to sam ksi��� Walii? �art �w wywo�a� nowy �miech. Nieszcz�sny Edward wyprostowa� si� dumnie i rzek�: � Ja jestem ksi�ciem, a wam, kt�rzy �yjecie z �aski kr�la, mojego ojca, nie przystoi chyba 13 S�owa te wywo�a�y wiele weso�o�ci, o czym �wiadczy� m�g� gromki �miech. Wyrostek, kt�ry odezwa� si� pierwszy, zawo�a� teraz do swoich towarzyszy: � Hej, ho�oto, niewolnicy, dziady �yj�ce z �aski ojca Jego Kr�lewskiej Wysoko�ci, jak si� zachowujecie? Na kl�czki wszyscy! Oddajcie pok�on monarszej godno�ci i monarszym �achmanom! W�r�d okrzyk�w uciechy wszyscy jak jeden padli na kolana i z�o�yli szyderczy ho�d swej ofierze. Kr�lewicz tr�ci� nog� najbli�szego ch�opca i powiedzia� gniewnie: � Masz! To na razie, poczekaj wszak�e jutra, a zbudowa� ka�� szubienic� dla ciebie. Ach, to nie by� figiel: to przekracza�o granice zabawy. �miech umilk� w jednej chwili, a miejsce jego zaj�a w�ciek�o��. Tuzin g�os�w wrzasn��: � �apaj go! Do sadzawki, do sadzawki! Gdzie psy? P�jd� tu, Lew, Kie�, tutaj! Potem dokonano czynu, jakiego dotychczas nie widzia�a Anglia: �wi�ta osoba nast�pcy tronu zosta�a grubia�sko zniewa�ona przez plebejskie r�ce, obalona, poszarpana przez psy. P�nym wieczorem kr�lewicz znalaz� si� w g��bi g�sto zabudowanej dzielnicy miasta. Mia� wiele si�c�w, r�ce mu krwawi�y, a �achmany splamione by�y b�otem. Szed� dalej i dalej, coraz bardziej zn�kany, zdro�ony i tak s�aby, �e z trudno�ci� wl�k� nog� za nog�. Przesta� zadawa� ludziom pytania, bo przynosi�y mu tylko zniewagi miast odpowiedzi. Zacz�� szepta� sam do siebie: � Offal Court... tak to si� nazywa�o. Je�eli znajd� ten zau�ek, nim ca�kowicie opadn� z si� i legn�, b�d� ocalony. Jego rodzina odprowadzi mnie do pa�acu i �atwo dowiedzie, �e nie nale�� do niej, lecz prawdziwym jestem kr�lewiczem. W�wczas odzyskam swe prawa. Od czasu do czasu wraca� my�lami do przyj�cia zgotowanego mu przez grubia�skich ch�opc�w z Przytu�ku Chrystusa. �Kiedy zostan� kr�lem � my�la� � musz� da� im nie tylko chleb i schronienie, lecz r�wnie� nauk� ksi��ki, bo pe�ny brzuch niewiele znaczy, gdy umys� i serce umieraj� z g�odu. Na zawsze postaram si� zapami�ta� t� dzisiejsz� lekcj�, aby nie posz�a na marne i lud m�j nie cierpia� z tego powodu. Nauka zmi�kcza bowiem serca i uczy uprzejmo�ci oraz mi�osierdzia�. �wiat�a przygas�y, deszcz zacz�� pada�, zerwa� si� wiatr. Przysz�a ch�odna ponura noc. Bezdomny kr�lewicz, zb��kany dziedzic angielskiego tronu, szed� wci�� przed siebie i coraz g��biej zapuszcza� si� w g�stw� niechlujnych uliczek, w labirynt rojnych uli ub�stwa i n�dzy. Nagle jaki� pijany drab chwyci� go za ko�nierz i warkn��: � Mam ci�! Znowu w��czysz si� po nocy, a do domu nie przynios�e� ani �wier� pensa! Je�eli nie po�ami� wszystkich gnat�w w tym twoim chudym ciele, nie nazywam si� John Canty, ale ca�kiem inaczej. Kr�lewicz wyrwa� si�, bezwiednie oczy�ci� zbezczeszczony r�kaw i powiedzia� �ywo: � Ty� jego ojciec? Oby tak by�o za wol� mi�osiernych niebios! Mo�esz wi�c jego zabra�, a mnie odprowadzi� do pa�acu. � Jego ojciec? Nie rozumiem, o co ci chodzi, ale wiem, �e twoim jestem ojcem, i zaraz przekonasz si� o... � Ach, nie �artuj, nie m�w tak wiele, nie tra� czasu! Jestem zm�czony, obola�y, nie wytrzymam ju� d�ugo. Zaprowad� mnie do kr�la, mojego ojca, a on da ci bogactwa, o jakich nie marzy�e� w naj�mielszych snach. Uwierz mi, cz�owieku, uwierz! Nie k�ami�. M�wi� najszczersz� prawd�! Podaj pomocn� d�o�! Ratuj mnie! Naprawd� jestem ksi�ciem Walii! Zdumiony drab spojrza� z g�ry na ch�opca, p�niej za� pokr�ci� g�ow� i mrukn��: � Oszala� na dobre, niby taki ze szpitala wariat�w. � Potem chwyci� zn�w kr�lewicza za ko�nierz, wybuchn�� ochryp�ym �miechem, zakl�� i zawo�a�: � Wariat z ciebie czy nie wariat, ale jakem prawdziwy m�czyzna, ja i babcia Canty dobierzemy ci si� zaraz do s�abizny. Powiedziawszy to powl�k� rozsierdzonego, szamocz�cego si� kr�lewicza i znikn�� w g��bi podw�rka, a za nim pod��y� gwar ubawionego tym zdarzeniem ludzkiego mrowia. 14 ROZDZIA� V TOM W ROLI PATRYCJUSZA Tom Canty pozosta� sam w gabinecie kr�lewicza, korzysta� wi�c z okazji. We wszystkie strony obraca� si� przed wielkim zwierciad�em i podziwia� swe pi�kne szaty. Potem oddali� si� nieco i na�laduj�c godne ruchy kr�lewicza, wci�� ogl�da� swe odbicie w lustrzanej tafli. Nast�pnie doby� z pochwy pi�kny mieczyk, sk�oni� si� nisko, uca�owa� kling� i p�azem przy�o�y� j� do piersi, widzia� by� bowiem przed pi�cioma czy sze�cioma tygodniami, �e czyni� tak jaki� szlachetny rycerz, gdy pozdrawia� gubernatora Tower oddaj�c w jego r�ce dostojnych lord�w Norfolka i Surreya. Ma�y �ebrak bawi� si� wisz�cym mu u pasa wysadzanym drogimi kamieniami pugina�em, podziwia� kosztowne i pi�kne dekoracje komnaty, pr�bowa� po kolei wszystkich wspania�ych foteli i my�la� o tym, jakby si� pyszni�, gdyby towarzysze z Offal Court mogli zajrze� tu i na w�asne oczy zobaczy� jego wielko��. Zastanawia� si� r�wnie�, czy towarzysze ci uwierz� w dziwn� ba��, kiedy on wr�ci do domu i opowie im wszystko, czy te� b�d� potrz�sa� g�owami m�wi�c, �e zbyt bujna wyobra�nia pomiesza�a mu zmys�y. Min�o p� godziny. Tom u�wiadomi� sobie nagle, �e kr�lewicz wyszed� ju� dawno, poczu� si� wi�c nieswojo, zacz�� bacznie nas�uchiwa�, rozgl�da� si� wok� i przesta� interesowa� si� r�nymi cackami. Ogarn�o go zmieszanie, potem niepok�j, wreszcie strach. Gdyby tak kto� wszed� i zasta� go w ksi���cych szatach, kr�lewicza za� nie by�oby na miejscu, aby udzieli� wyja�nie�? Czy nie mogliby zaraz powiesi� Toma, a p�niej dopiero dok�adniej wejrze� w spraw�? S�ysza� przecie, �e ludzie wielcy pochopnie za�atwiaj� rzeczy drobne. Obawy jego ros�y i ros�y. Ca�y dr��cy, ostro�nie uchyli� drzwi do przedsionka, postanowi� bowiem wymkn�� si� i odszuka� kr�lewicza, a wraz z nim znale�� opiek� i wolno��. Sze�ciu strojnych dworzan i dwaj barwni niby motyle m�odzi paziowie wysokiego rodu porwali si� miejsc i sk�onili nisko. Tom cofn�� si� szybko: zamkn�� drzwi. � O, drwi� ze mnie! � westchn��. � P�jd� teraz i rozpowiedz� wszystko. Ach, czemu� tu przyszed�em, czemu narazi�em �ycie? Pe�en nieokre�lonych obaw przechadza� si� tam i z powrotem po komnacie, nas�uchiwa� i wzdryga� si� przy ka�dym najs�abszym bodaj d�wi�ku. Niebawem drzwi otwar�y si� szeroko, a strojny w jedwabie pa� oznajmi�: � Lady Jane Grey. Drzwi zamkn�y si� znowu. �liczna, bogato odziana dzieweczka podbieg�a do Toma, lecz zatrzyma�a si� nagle i zapyta�a trwo�nym g�osem: � Ach, czemu� zatroskany, panie m�j? Tom niemal przesta� oddycha�, zdo�a� jednak wyj�ka� z trudem: � Ach, ulituj si�, pani. Doprawdy, ja nie �aden tw�j pan, tylko biedny Tom Canty z Offal Court w mie�cie. B�agam, zaprowad� mnie do kr�lewicza! On na pewno b�dzie dobry, zwr�ci mi moje �achmany i pozwoli odej�� bezkarnie. Ach, ulituj si�, pani, ratuj mnie! W trakcie tej przemowy biedak pad� na kolana, wzni�s� z�o�one jak do modlitwy r�ce i b�aga� nie tylko g�osem, lecz r�wnie� pokornym wzrokiem. Dzieweczka by�a przera�ona. � O panie m�j � zawo�a�a � ty na kl�czkach? Przede mn�! Z tymi s�owy uciek�a w pop�ochu, a zrozpaczony Tom pad� na pod�og� szepc�c: � Znik�d pomocy, znik�d nadziei. Teraz przyjd� i wezm� mnie na pewno. 15 Kiedy le�a� tak, skamienia�y ze zgrozy, okropna wie�� szybko roznios�a si� po pa�acu. Szepty (bo o zdarzeniu tym m�wiono tylko szeptem) p�yn�y od s�ugi do s�ugi, od lorda do damy, wzd�u� d�ugich korytarzy, z pi�tra na pi�tro, z sali do sali: �Kr�lewicz oszala�, kr�lewicz oszala�!� Wkr�tce we wszystkich salonach, we wszystkich marmurowych przedsionkach wida� by�o grupki strojnych dam i lord�w, inne za� �wietne grupki (os�b po�ledniejszego rodu) z zafrasowaniem rozprawia�y szeptem na uboczu. Wszystkie twarze pe�ne by�y troski. Niebawem wspaniale odziany herold dostojnym krokiem zacz�� przechadza� si� obok owych grupek i obwieszcza� uroczy�cie: �W imieniu kr�la! Niechaj nikt nie s�ucha fa�szywych a niedorzecznych wie�ci ani, pod kar� �mierci, nie rozpowszechnia ich, ani nie wynosi z pa�acu. W imieniu kr�la!� Szepty umilk�y, jak gdyby szepcz�cy zaniem�wili nagle. Wnet jednak wzd�u� korytarza rozleg� si� szmer: � Kr�lewicz! Oto kr�lewicz nadchodzi! Biedny Tom mija� powoli nisko k�aniaj�ce si� grupy, pr�bowa� odpowiada� uk�onami i �a�osnym, zdziwionym wzrokiem spogl�da� trwo�nie na osobliwe otoczenie. Po obydwu jego stronach szli dostojni panowie, kt�rzy wspierali Toma ramionami i w ten spos�b pomagali mu st�pa� pewnym krokiem. Za nim pod��ali kr�lewscy medycy i kilku dworzan. Ma�y �ebrak znalaz� si� wnet we wspania�ej komnacie i pos�ysza�, �e drzwi za nim si� zamkn�y. Otaczali go ci, kt�rzy przyszli z nim tutaj. Przed Tomem, w niewielkiej odleg�o�ci, spoczywa� na �o�u bardzo okaza�y i bardzo oty�y m�czyzna z pe�n�, nalan� twarz� i oczyma o surowym wejrzeniu. Wielka jego g�owa by�a zupe�nie siwa, podobnie jak faworyty, kt�re niby ramka okala�y lice. Mia� na sobie szaty z kosztownych materii, lecz stare i wytarte nieco na szwach. Spuchni�t� nog� spowit� banda�ami wspiera� na poduszce. Wok� panowa�a cisza, a wszystkie g�owy z wyj�tkiem g�owy owego m�czyzny chyli�y si� w pe�nym szacunku pok�onie. Ten chory o surowym wyrazie twarzy by� to gro�ny Henryk VIII. Kr�l odezwa� si�, a gdy m�wi�, twarz �agodnia�a mu stopniowo: � I c�, Edwardzie, m�j kr�lewiczu? Czy ponurym �artem chcesz rani� tego, kt�ry ci� kocha i zawsze jest dla ciebie �askawy � mnie, dobrego kr�la, twojego ojca? Pocz�tku tej przemowy biedny Tom s�ucha� tak uwa�nie, jak pozwala�y jego zm�cone my�li, kiedy jednak pad�y s�owa: �mnie, dobrego kr�la�, twarz mu zbiela�a i run�� na kolana niby cz�owiek trafiony strza��. � Wy kr�lem, panie! A wi�c biada mi, biada � zawo�a� podnosz�c r�ce. S�owa te zdumia�y wida� Henryka, bo bezradnie przenosi� wzrok z jednej twarzy na drug�, wreszcie spojrza� smutno na kl�cz�cego przed nim ch�opca. � Niestety � rzek� powoli tonem g��bokiego �alu � s�dzi�em, �e pog�oski wyprzedzaj� prawd�, lecz obawiam si� teraz, i� pope�ni�em omy�k�. � Potem westchn�� g��boko i podj�� znacznie �agodniejszym tonem: � Zbli� si� do ojca, dzieci�, nie jeste� zdrowy. Tomowi pomogli wsta�. Pokorny i dr��cy ch�opiec podszed� do w�adcy Anglii. Kr�l uj�� w d�onie jego przestraszon� twarz i badawczym, rozmi�owanym wzrokiem wpatrzy� si� w ni�, jak gdyby szuka� upragnionych objaw�w wracaj�cej �wiadomo�ci. P�niej przytuli� do piersi k�dzierzaw� g�ow� i g�adzi� j� czule. � Poznajesz przecie� swego ojca, dzieci�? � zapyta�. � Nie ra� starego serca; powiedz, �e mnie poznajesz. Przecie� poznajesz mnie, prawda? � Tak. Jeste�cie, o panie, moim pot�nym w�adc� i kr�lem, kt�rego oby B�g zachowa� wiecznie! � To prawda, prawda... Masz racj�... Uspok�j si�, nie dr�yj tak mocno. Nikt nie zrobi ci tutaj krzywdy. Wszyscy si� kochaj�. Czujesz si� ju� lepiej. Niedobry sen mija, prawda? I sie- 16 bie ju� poznajesz. Powiedz, �e poznajesz. Nie b�dziesz nosi� ju� cudzego imienia, kt�rym, jak powiadaj�, nazwa�e� si� niedawno? � B�agam, mi�osierny panie, aby�cie zechcieli mi wierzy�! M�wi�em tylko szczer� prawd�. Jestem najn�dzniejszym po�r�d waszych poddanych, n�dzarzem z urodzenia. Tutaj znalaz�em si� nieszcz�snym przypadkiem, chocia� bez w�asnej winy. Jestem za m�ody, aby umiera�, a wy, mi�o�ciwy panie, mo�ecie mnie ocali� jednym s��wkiem. Ach, wym�wcie je, mi�o�ciwy panie! � Aby umiera�? Nie m�w tak, mi�y kr�lewiczu. Uspok�j, uspok�j swe zbola�e serce. Na pewno nie umrzesz! Z radosnym okrzykiem Tom pad� zn�w na kolana. � Oby B�g nagrodzi� wasze mi�osierdzie, kr�lu m�j, i zachowa� was d�ugo na chwa�� waszego kraju! Potem wsta�, z rozja�nionym obliczem zwr�ci� si� do dw�ch towarzysz�cych mu lord�w i zawo�a�: � S�yszeli�cie? Nie umr�! Kr�l tak rzek�! S�owa te nie wywar�y wi�kszego wra�enia. Wszyscy sk�onili si� z g��bok� czci�, lecz nikt si� nie odezwa�. Tom zawaha� si� i stropi� nieco, potem za� pokornie zapyta� kr�la: � Czy wolno mi ju� odej��, mi�o�ciwy panie? � Odej��? Oczywi�cie, je�eli taka twoja wola. Czemu jednak nie mia�by� zosta� jeszcze troch�? Dok�d to chcia�by� odej��? Tom spu�ci� wzrok i odrzek� nie�mia�o: � Pomyli�em si� wida�, s�dzi�em bowiem, �em wolny jest, i wr�ci� chcia�bym do rudery, gdzie urodzi�em si� i chowa�em w n�dzy. Tam jest schronienie mojej matki i si�str, tam jest m�j dom. Ten za� przepych i zaszczyty, do kt�rych nie przywyk�em... Ach, b�agam, mi�o�ciwy panie, pozw�lcie mi odej��! Kr�l milcza�, popad� w zadum�. Twarz jego zdradza�a coraz wi�kszy niepok�j i trosk�. Wreszcie przem�wi�, a w g�osie jego zabrzmia�a nuta nadziei: � By� mo�e oszala� pod tym jedynie wzgl�dem, w innych zasi� kwestiach zmys�y ma nie pomieszane. Bo�e, spraw, a�eby tak by�o! Uczynimy pr�b�. Po �acinie zada� Tomowi jakie� pytanie, na kt�re ch�opiec odpowiedzia� z trudem w tym samym j�zyku. Kr�l by� uszcz�liwiony i nie kry� rado�ci. Panowie i medycy nie szcz�dzili r�wnie� objaw�w zadowolenia. Henryk powiedzia�: � Odpowied� nie by�a godna wiedzy i zdolno�ci mego syna, dowodzi wszak�e, i� umys� jego jest tylko chory, nie do cna pora�on. A c� wy na to? Zapytany medyk sk�oni� si� nisko i odpar�: � Zgadza si� to z g��bokim moim przekonaniem, �e s�usznie�cie odgadli, mi�o�ciwy panie. Kr�l uradowa� si�, kiedy doda� mu otuchy znakomity autorytet, ci�gn�� wi�c pogodniej: � Uwa�ajcie teraz wszyscy, bo czyni� b�dziemy dalsze pr�by. Powiedziawszy to, zada� Tomowi pytanie po francusku. Ch�opiec sta� przez chwil� niemy i zawstydzony zwr�conymi na� spojrzeniami tylu ocz�w, potem za� odrzek� skromnie: � Nie znam tego j�zyka, mi�o�ciwy panie. Kr�l opad� na �o�e. Pokojowcy skoczyli mu na pomoc, ale on odprawi� ich i powiedzia�: � Nie naprzykrzajcie si�; to tylko chwilowa s�abo��. Podnie�cie mnie! Tak, ju� wystarczy. Chod� tutaj, dzieci�. Tak, z�� biedn�, sko�atan� g��wk� na mym ojcowskim sercu i uspok�j si�. Rych�o ju� ozdrowiejesz. To przemijaj�ca z�uda. Nie obawiaj si�. Rych�o ozdrowiejesz. Potem zwr�ci� si� do zebranych dworzan. Zmieni�o si� jego �agodne obej�cie, z oczu strzeli�y gro�ne b�yskawice. � S�uchajcie wszyscy! � przem�wi�. � Ten oto syn m�j jest szalony, ale to niemoc chwilowa. Zaszkodzi�o mu zbyt wiele nauki i to, �e za d�ugo w dusznych przebywa komnatach. 17 Precz teraz ksi�gi i nauczyciele! Baczcie wszyscy, aby si� tak sta�o. Zabawiajcie go igraszkami i �wiczeniami na �wie�ym powietrzu, a wnet przywr�cicie mu zdrowie. Kr�l podni�s� si� jeszcze wy�ej i ci�gn�� stanowczym tonem: � On jest szalony, nie przesta� jednak by� moim synem oraz dziedzicem tronu Anglii, a szalony czy zdrowy, b�dzie panowa�! S�uchajcie dalej i wszem to rozg�o�cie: ka�dy, kto m�wi o tej jego przypad�o�ci, dzia�a przeciw pokojowi i porz�dkowi w naszych kr�lestwach i pokarany b�dzie szubienic�!... Dajcie mi pi�!... Ca�y p�on�... Troska si� mnie zbawia... We�cie, we�cie ju� ten puchar!... Wesprzyjcie mnie! O, tak... Teraz dobrze. Co, szaleniec? Gdyby by� nim nawet po tysi�ckro�, jest i zostanie ksi�ciem Walii, a ja, kr�l, to potwierdz�. Niechaj ju� jutro zostanie mu nadana godno�� ksi�cia z w�a�ciwym i staro�ytnym ceremonia�em. Uwa�aj to za rozkaz, lordzie Hertford. Jeden z wielmo��w ukl�k� przy kr�lewskim �o�u i rzek�: � Mi�o�ciwemu panu wiadomo, i� Dziedziczny Wielki Marsza�ek Anglii, obwiniony o zdrad�, znajduje si� w Tower. Nie godzi si�, a�eby obwiniony... � Milcz! Nie zniewa�aj mych uszu tym nienawistnym mianem! Czy ten cz�owiek ma �y� wiecznie? Czy nie stanie si� zado�� mojej woli? Czy ksi�e Walii nie uzyska swej godno�ci, dlatego �e, do kro�set, kr�lestwu brak wolnego od pi�tna zdrady marsza�ka, kt�ry synowi memu m�g�by nada� nale�ne tytu�y? Nie, na Boga Wszechmog�cego! Uprzed� m�j parlament, �e zanim s�o�ce wzejdzie po raz drugi, maj� mi tu przynie�� wyrok na Norfolka albo te� srogo mi za to zap�ac�. Wola kr�la jest prawem � powiedzia� lord Hertford. Wsta� z kl�czek i powr�ci� na dawne swe miejsce. Gniew nikn�� powoli z oblicza starego monarchy, kt�ry powiedzia�: � Poca�uj mnie, m�j kr�lewiczu, o tak... Czemu si� l�kasz? Przecie� ja jestem twoim kochaj�cym ojcem. � Jeste�cie dobrzy dla mnie niegodnego, o pot�ny, mi�o�ciwy kr�lu. To poj��em ju� dobrze, ale... ale smuci mnie my�l o tym, kt�ry ma umrze�... � Ach, jakie to podobne do ciebie, jakie podobne! Wiem teraz, �e pozosta�o ci to samo serce, chocia� umys� ucierpia� tak srodze. Zawsze by�e� wszak ch�opcem �agodnym. Ale ksi��� �w stoi pomi�dzy tob� a twoimi godno�ciami. Na jego miejsce wprowadz� innego, kt�ry nie okryje ha�b� wielkiego urz�du. Uspok�j si�, m�j kr�lewiczu, i biednej g�owy nie zaprz�taj t� materi�. � Ale to z mojej winy, mi�o�ciwy panie, ma on st�d odej��. Gdyby nie ja, m�g�by przecie �y� jeszcze przez d�ugie lata. � Ach, nie my�l o nim, kr�lewiczu: nie godzien tego. Uca�uj mnie raz jeszcze i spiesz do swych igraszek i zabaw. Dr�czy mnie zn�w cierpienie. Strudzony jestem i pragn� spoczynku. Id� ze swym wujem Hertfordem i ze swym dworem i wracaj tutaj, gdy odpoczn�. Toma wyprowadzono z komnaty. Smutny by�, gdy� ostatnie zdanie kr�la zada�o �miertelny cios mi�ej nadziei, i� teraz wreszcie wydostanie si� na wolno��. Raz jeszcze pos�ysza� szmer st�umionych g�os�w: � Kr�lewicz, kr�lewicz idzie! Ogarnia� go coraz wi�kszy i wi�kszy smutek, gdy szed� tak pomi�dzy b�yszcz�cymi szeregami zgi�tych w pok�onie dworzan, rozumia� bowiem, �e teraz jest naprawd� wi�niem i na zawsze mo�e zostanie opuszczonym i samotnym ksi�ciem zamkni�tym w tej z�oconej klatce, chyba �e B�g lito�ciwy zmi�uje si� i odda mu wolno��. Ponadto za� wci�� mu si� zdawa�o, �e dok�dkolwiek zwr�ci wzrok, widzi unosz�c� si� w powietrzu odr�ban� g�ow� i twarz, kt�r� pami�ta� dobrze � twarz pot�nego ksi�cia Norfolk spogl�daj�c� na� z wyrzutem. Dawne marzenia Toma by�y urocze, ale rzeczywisto�� sta�a si� tak ponura! 18 ROZDZIA� VI TOM OTRZYMUJE WSKAZ�WKI Toma zaprowadzono do jednej z najwspanialszych dworskich komnat i kazano mu usi���, co czyni� niech�tnie, jako �e wok� sta�o wiele ludzi starszych, i to ludzi niepor�wnanie wy�ej ode� postawionych. Prosi� ich, aby r�wnie� zechcieli usi���, oni jednak k�aniali si� tylko lub dzi�kowali cichym g�osem, lecz stali w dalszym ci�gu. By�by si� przy tym upiera�, ale jego �wuj�, lord Hertford, szepn�� mu na ucho: � Prosz� ci�, nie nalegaj, panie m�j. Nie uchodzi, aby siadano w twojej przytomno�ci. W tej chwili oznajmiono lorda St. Johna, kt�ry sk�oni� si� wprz�d Tomowi, potem za� rzek�: � Przybywam z rozkazu kr�la w sprawie wymagaj�cej tajemnicy. Mo�e Wasza Kr�lewska Wysoko�� zechce rozkaza�, aby oddalili si� st�d wszyscy z wyj�tkiem dostojnego lorda Hertforda. Hertford dostrzeg�, i� Tom nie wie, co ma zrobi�, szepn�� mu wi�c, aby da� znak r�k� i nie sili� si� na s�owa, je�li nie ma po temu ochoty. Dworzanie usun�li si� i w�wczas dopiero lord St. John przem�wi�: � Mi�o�ciwy pan rozkazuje, aby dla wa�nych racji stanu ksi��� Walii ukrywa� swoj� niemoc wszelkimi dost�pnymi mu sposoby, dop�ki niemoc owa nie minie i kr�lewicz nie wr�ci do dawnego zdrowia. A mianowicie: aby nie przeczy� wobec nikogo, i� jest prawdziwym kr�lewiczem, dziedzicem wspania�ego angielskiego tronu. Aby piastowa� sw� ksi���c� godno�� i bez s�owa lub znaku protestu przyjmowa� objawy czci i ho�du nale�ne mu wed�ug praw i odwiecznych obyczaj�w. Aby wobec wszystkich zaprzesta� prawi� o tym niskim urodzeniu i n�dznym �yciu, kt�rych obraz podsun�a mu u�uda chorej wyobra�ni. Aby ze wszech si� stara� si� przypomnie� sobie wszystkie twarze, kt�re zna� powinien, je�eli za� nie przypomni ich sobie, zachowywa� si� spokojnie i �adnymi objawami zdziwienia lub innymi znakami nie zdradza�, i� zapomnia�. Aby przy wyst�pieniach publicznych, gdy zdziwi go jaka� sprawa albo nie b�dzie wiedzia�, jak zachowa� si�, czy co powiedzie� � nie zdradza� niepokoju wobec spozieraj�cych na� ciekawych oczu, lecz o rad� zwr�ci� si� do lorda Hertforda lub do mojej niegodnej osoby, jako �e obydwaj zostali�my przydzieleni do jego s�u�by i z woli kr�la mamy znajdowa� si� w pobli�u i na ka�de zawo�anie ksi�cia Walii, dopok�d rozkaz ten nie zostanie cofni�ty. Tak m�wi mi�o�ciwy pan, �le pozdrowienia Waszej Kr�lewskiej Wysoko�ci i modli si�, aby B�g w swej �asce szybko was uzdrowi� i po wiek wiek�w mia� w swej �wi�tej pieczy. Lord St. John sk�oni� si� dwornie i stan�� na uboczu.Tom odpowiedzia� tonem rezygnacji: � Kr�l tak rzek�. Nikomu nie wolno igra� z kr�lewsk� wol�, chocia�by nawet by�a przykra, ani chytrymi wybiegami nagina� jej ku swej wygodzie. Rozkazom kr�la musi si� sta� zado��. � Powracaj�c tedy do rozkaz�w kr�la tycz�cych ksi�g i innych spraw powa�nych � rzek� lord Hertford � mo�e Wasza Kr�lewska Wysoko�� zechce si� teraz zaj�� jak�� ma�o trudz�c� rozrywk�, aby nie znu�y� si� przed bankietem i nie ucierpie� z tej racji. Na twarzy Toma pojawi� si� wyraz pytaj�cego zdziwienia, potem za� rumieniec, gdy ch�opiec zauwa�y�, �e lord St. John spojrza� na� wielce zatroskanym wzrokiem. � Pami�� zawodzi was wci��, panie m�j � powiedzia� lord St. John. � Okazali�cie zdziwienie, ale niechaj was to nie trapi, rzecz to bowiem przej�ciowa, kt�ra minie wnet wraz z 19 chorob�. Dostojny lord Hertford wspomnia� o bankiecie wydawanym przez miasto Londyn, na kt�rym Wasza Kr�lewska Wysoko�� ma by� obecny, wedle obietnicy mi�o�ciwego pana udzielonej ju� dwa miesi�ce temu. Czy Wasza Kr�lewska Wysoko�� przypomina sobie teraz? � Z przykro�ci� wyznaj�, i� sprawa ta w istocie usz�a mej pami�ci � powiedzia� Tom niepewnym g�osem i znowu obla� si� szkar�atem. W tej chwili oznajmiono lady El�biet� i lady Jane Grey. Dwaj lordowie wymienili znacz�ce spojrzenia i Hertford szybkim krokiem zbli�y� si� do drzwi, kiedy za� mija�y go m�ode damy, rzuci� st�umionym g�osem: � Niechaj szlachetne panie zechc� udawa�, i� nie dostrzegaj� jego szczeg�lnych humor�w, i nie zdradza� zdziwienia, gdy zawiedzie go pami��. Zasmucicie si�, panie, gdy spostrze�ecie, jak za�amuje si� przy lada drobnostce. � B�agam, o panie m�j � szepta� tymczasem lord St. John do ucha Toma � pilnie baczcie na wol� mi�o�ciwego pana. Przypomnijcie sobie wszystko, co mo�ecie, udawajcie, �e pomnicie wszystko inne. Nie dajcie im spostrzec, i� zmienili�cie si� bardzo, wiecie bowiem, jak czu�ym sercem kochaj� was dawne towarzyszki dzieci�cych swawoli i jak wielki by�by ich smutek. Czy chcecie, panie, aby�my tu pozostal