9487
Szczegóły |
Tytuł |
9487 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9487 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9487 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9487 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
RAFA� D�BSKI
�MIJA NA �PI�CO
Jak�e �a�o�nie wygl�da� le��c na �rodku drogi, wstrz�sany ni to dreszczami, ni paroksyzmami urywanego oddechu, jaki wydaj� p�uca po�r�d beznadziejnego szlochu. Prezentowa� si� wr�cz niesmacznie.
Ksi��� w pierwszej chwili chcia� go omin�� szerokim �ukiem, jednak�e zaraz odezwa�o si� sumienie, przypominaj�c przypowie�� o dobrym Samarytaninie.
- Sta�!
Orszak zatrzyma� si� pos�usznie, a zaniepokojony ochmistrz przyk�usowa� natychmiast. By� r�wnie t�usty jak chabeta, kt�rej dosiada�. Obrzuci� wzrokiem skulonego na ziemi nieszcz�nika.
- Panie - rzek� zgorszony - nie chcesz chyba znowu
zajmowa� si� kim� takim jak ten tutaj. �w zew�ok nie jest
godzien jednego zmarszczenia twych brwi, a c� dopiero
g��bszego zainteresowania!
- Zamilknij, cz�eku ma�ej wiary, albowiem oto posta
nowi�em spe�ni� dobry uczynek i niech mnie diabli porw�,
je�eli tego poniecham.
Ochmistrz wzruszy� ramionami i si� wycofa�.
- Ksi��� b�dzie spe�nia� dobry uczynek! - oznajmi�. -
Szykuje si� d�u�szy popas.
Kucharz zacz�� niezw�ocznie rozk�ada� swoje sprz�ty mrucz�c niech�tnie pod nosem.
- Wszystko wytworne jedzenie zmarnuje si� na tych
w�drownych �ebrak�w. Co i raz kt�ry� na drog� wy�azi,
kiedy tylko wie�� si� rozejdzie, �e jego wysoko�� Kalikst
Bury z zamku wyruszy�...
Tymczasem ksi��� zlaz� z konia i podszed� do skulonej na drodze postaci.
- Wsta� ju�, cz�ecze nieszcz�sny - rzek�. - Dzi� tw�j
pusty brzuch nape�ni si� jad�em, o jakim zapewne nigdy
nawet nie �ni�e�.
Le��cy podni�s� g�ow�. B�ysn�y za�zawione ma�e oczka osadzone nieoczekiwanie blisko siebie w szczup�ej, by nie rzec chudej, twarzy.
- O, wielki majestacie! - zawo�a� rzucaj�c si� do kolan
Kaliksta. - Nie jestem ja zwyk�ym �ebrakiem, za jakiego
mnie bierzesz, ani te� mi w g�owie frykasy twojego kuch
ty! Mam zmartwienie o wiele wi�ksze, ni�li mog�aby na
prawi� twoja lub czyjakolwiek inna niezmierzona �aska
wo�� dla nieszcz�snego, zn�kanego �yciem i z�ym losem
robaka! Przy nim ontologiczna pustka naase�skich rozwa
�a� zdaje si� �r�d�em bogatym i o�ywczym niczym oaza
po�r�d pustynnych ska�.
Ksi��� chrz�kn�� niepewnie. Wypowied� n�dzarza zda�a mu si� zawi�a, a pod koniec wr�cz niezrozumia�a, uzna� jednak, �e nie wypada si� z tym odkrywa�.
- A c� to, jaka� tragedia ci� spotka�a?
- Nie mnie, wasza wysoko��, nie mnie! O, bodaj to na
mnie w�a�nie spad�y wszystkie plagi egipskie wraz z nie
szcz�ciami hiobowymi! Bodaj to mnie Pan nasz nazna
czy� pi�tnem szale�stwa, a oszcz�dzi� to cudowne dzieci�,
sikork� umi�owan�, �renic� w oku wiernych poddanych!
Ciekawo�� ksi�cia ros�a, w miar� jak obdartus m�wi�.
- Wsta�, m�j dobry cz�owieku, i opowiedz dok�adnie,
co to za nieszcz�cie dotkn�o istot�, o kt�rej m�wisz. �lu
bowa�em ja bowiem, �e pierwsz� napotkan� uci�nion�
dziewic� z okow�w wyzwol�.
- Dziewic�, powiadacie panie? - mizerak poskroba�
si� niepewnie po g�owie. - A tak - zakrzykn�� -jest ci ona
dziewic�... Pi�kn� jako marzenie, czyst� jak �r�dlana
woda bij�ca ze ska�y, a dobroci wszelakiej pe�n�...
- Dobrze ju�, dobrze, sko�cz te pienia. Wystarczy. Po
wiedz lepiej, kto ona, gdzie ona i kt� j� niewoli? Powiod�
zaraz m�j hufiec przyboczny i pokonam gn�biciela! Hej,
do mnie tu zaraz, panie Delipacy, szykuj w klin szeregi,
a kopie mi tam wp� ko�skiego ucha!
- Zaraz, ksi���, nie tak pr�dko - obszarpaniec po�o�y�
d�o� na ramieniu Kaliksta. - Zbrojni raczej na nic si� nie
przydadz�. Tu z magi� sprawa!
Rozleg�y si� tr�bki, a im� Delipacy stan�� w strzemionach wypatruj�c wroga. Spojrza� pytaj�co na ksi�cia. Ten machn�� r�k�.
- Zluzuj wa�� szyki, fa�szywy to alarm! Tobie jak na
imi�? - zwr�ci� si� do n�dzarza. - Nijak mi tak rozmawia�
na drodze z nieznanym cz�ekiem.
- Jestem Werner Kusibab - zapytany dumnie podni�s�
g�ow� - czarodziej trzeciej kategorii z cenzusem!
- O! - zdumia� si� ksi���. - Czy� twoim krewnym nie
jest przypadkiem...
- Jest - przerwa� Werner z ponur� min�. - Fortunat
Kusibab, dyplomowany mistrz magii. To m�j brat. Znaj�
go bodaj wszyscy w tej cz�ci �wiata, a i w innych niez
gorzej.
- Lecz twoja szata i tw�j op�akany stan! Jak�e to?
Czy� przystoi magowi �azi� w takich szmatach?
- Niestety - westchn�� czarodziej - mia�em, owszem,
pi�kne szaty i ciep�� posadk� u kr�la Konsencjusza Bo-
hu��awa, pana pi�knego kraju Wygwizdu. Dobrze mi si�
wiod�o - rozmarzy� si� - oj dobrze... A� do chwili, gdy na
kr�lestwo spad�o wielkie nieszcz�cie. Ukochana c�ra
kr�lewska, cudna Raniona, zak�u�a si� wrzecionem w pa
lec i usn�a...
- Umar�a chcia�e� rzec - poprawi� go Kalikst. - Pew
nie nabawi�a si� t�ca, biedactwo. �e te� osoby wysokiego
urodzenia miewaj� poci�g do takich plebejskich rozrywek
jak prz�dzenie!
- Usn�a - powt�rzy� Kusibab z naciskiem - usn�a,
nie umar�a... Z�y czar to sprawi�, rzucony zreszt� nie przez
kogo innego jak kochanic� mego brata, wied�m�, niejak�
Eleonorit� Trz�simiech! Obrazi�a si�, zgrega, �e jej na
chrzestn� matk� onegdaj nie poprosili. A kto by, wasza
�askawo��, tak� wredn� bab� na kum� chcia�! To� nawet
brat m�j koniec ko�c�w od niej uciek�, cho� sam niedeli
katnego jest gustu i sumienia.
- Cuda opowiadasz, cude�ka - szepn�� ksi���. - M�w
dalej, m�w.
u
- A co tu m�wi�? Koniec. Usn�a biedactwo, a wraz
z ni� wszyscy na zamku i w ca�ej stolicy! Wszyscy!
- A ty? - spyta� nieufnie Kalikst. - Ty jako� nie uleg�e�
czarowi, jak widz�?
- Boli mnie twoja podejrzliwo��, ksi��� - zawo�a�
Werner. - Czy� wszak nie m�wi�em, �e jestem czarodzie
jem? Co prawda tylko trzeciej kategorii, ale za to z cenzu
sem! Kiedy tylko czar zacz�� dzia�a� i ujrza�em ziewa
j�cych niepowstrzymanie dworzan, domy�li�em si�, �e
z nieczyst� si�� sprawa, pobieg�em zaraz do swej komnaty
i za�y�em dekokt. B�g mi �wiadkiem, chcia�em go zada�
i innym, ale by�o za p�no...
- A nie mog�e� ich jako� odczarowa�?
- O, panie! Com sie ja napr�bowa�, ilem potu przy re
tortach przela�... Na nic. Wszystkie bodaj kury w okolicy
zjad�em, a w znoju �apa� te gadziny musia�em, bowiem
one jedne nie pospa�y si� jako stworzenia zbyt g�upie, by
na nie magia podzia�a�a, wiele wi�c mi na to czasu scho
dzi�o. I nic. Tyle �em przeczyta� w pewnej ksi�dze, i� czar
zdj�� mo�e jedynie osoba krwi kr�lewskiej lub przynaj
mniej ksi���cej, gdy poca�unek na wargach zakl�tej niesz
cz�nicy z�o�y.
- Bardzo to zajmuj�ce - na twarzy Kaliksta pojawi�y
si� wypieki. - A jakie te� wiano ma owa kr�lewna?
- O, widz�, �e bystry z ciebie m�odzian, ksi���. Bystry
i zapobiegliwy. Dziedzina kr�lewny, gdy j� kto ju� wy
zwoli, obejmuje ca�ych sto pi��dziesi�t jakosi�w... Tak
zarz�dzi� kr�l, zanim zasn�� ostatecznie.
- Jakosi�w? - zdumia� si� ksi���. - A c� to za prze
dziwna miara? Co to jest jako�?
- Nie jako�, wasza ksi���ca wysoko��, ale jakosi�.
- Jakosi� czy jako� inaczej, wyt�umacz mi, o co chodzi.
Werner Kusibab odchrz�kn��.
- Ot� kraina Wygwizd daleko st�d le�y, prawie na
ko�cu �wiata, i ca�kiem inne panuj� w niej zwyczaje. Ta
ko� i miary inne miewaj�. A owo jakosi� jest to skr�t od
,jak okiem si�gn��" i oznacza, �e gdy wdrapiecie si� na
wie�� wysoko�ci pi��dziesi�ciu �okci i w dzie� pogodny
rozejrzycie, wszystko w zasi�gu wzroku to jedno jakosi�...
Za� sto pi��dziesi�t jakosi�w to b�dzie... To ogromny
szmat ziemi!
- Wszystko, co w zasi�gu wzroku, m�wisz?
- Nie inaczej.
- To �le - Kalikst podrapa� si� po g�owie.
- �le? - zdumia� si� czarodziej.
- Ano �le. Jestem ja bowiem kr�tkowidzem i musz� ci
powiedzie�, �e dla mnie ju� tamte drzewa - ksi��� wska
za� pobliskie zaro�la - mocno s� rozmazane... Niewielkie
wi�c to b�dzie wiano... Ze trzy, mo�e cztery w��ki...
Zaprawd� niewiele. Mo�e to dobre dla ch�opa, ale nie dla
dziedzica wysokiej krwi.
- Ale�, ksi��� - zawo�a� Werner - um�wmy si�, �e to
ksi�niczka patrze� b�dzie, a ma ona, zapewniam was,
wzrok i�cie sokoli! Poza tym jej dziedzina dawno zosta�a
odmierzona i wyznaczona! A po �mierci kr�la do m�a
Ramony b�dzie nale�a� ca�y Wygwizd!
- Chyba �e tak! - ucieszy� si� Kalikst. - To oczywi�cie
zmienia posta� rzeczy.
* * *
- Niepokoi mnie ta cisza - odezwa� si� Kalikst
rozgl�daj�c si� na boki.
- Wszyscy �pi�, to i cicho jest - odpar� Kusibab.
- Nie wspomina�e�, �e to zag�rska kraina... Strasznie
mnie podr� wym�czy�a!
- M�wi�em przecie�, �e Wygwizd na ko�cu �wiata si�
znajduje. Wiecie chyba sami, ksi���, �e krainy takie s�
zawsze po�o�one w g�rach albo i zgo�a za nimi. Cieszy�
si� wypada, �e nie za siedmioma...
Przy drodze Kalikst dostrzeg� du�y szkielet dziwnego, kszta�tu. Wstrz�sn�� si�.
- Czy to szcz�tki smoka? Nic o smokach nie m�wi�e�!
- Ale�, ksi���! - Werner zerkn�� spod oka. - To� to
zwyk�a krowa! Sam j� zjad�em, kiedy kur zabrak�o.
Kroi�em j� codziennie po kawa�ku i nawet si� nie prze
budzi�a. Taka jest moc zakl�cia Eleonority Trz�simiech!
- Strasznie tu - szepn�� Kalikst. - Dlaczegom w przy
p�ywie szale�stwa zgodzi� si� wyruszy� bez ochrony ka
walergard�w im� Delipacego?
- Oto i zamek! - przerwa� mu ponure rozmy�lania
czarodziej. - To w nim znajdziemy kr�lewn�.
Pomieszczenie, do kt�rego Kusibab zaprowadzi� ksi�cia by�o ogromn� sal� przypominaj�c� krypt�, w kt�rej na katafalkach rz�dem sta�y pokryte kurzem trumny. Przedtem przemierzali zamkowe korytarze i komnaty wype�nione t�umem �pi�cych ludzi. Robi�o to niesamowite wra�enie. Z jednej strony Kalikst by� coraz bardziej przera�ony, ale z drugiej pociesza� si�, �e przynajmniej czarodziej nie okaza� si� zwyk�ym oszustem.
- Jednak�e teraz zatrz�s� si� z oburzenia.
- Gdzie� ty mnie przyprowadzi�, marny magiku?! Co
to, trupa chcesz mi za �on� narai�? Oj, bo gniew m�j po
znasz! - chwyci� r�koje�� rapiera.
Przera�ony Kusibab pad� na kolana.
- Ale�, panie, racz mnie wys�ucha� zanim pope�nisz
niewybaczalny b��d.
- M�w - warkn�� Kalikst przyk�adaj�c mu do gard�a
sztych broni. Im bardziej by� zal�kniony, tym wi�ksza
stawa�a si� ch�� zabicia cz�owieka, kt�ry go do tego prze
ra�aj�cego miejsca przyprowadzi�. Hamowa�a ksi�cia je
dynie my�l, �e po �mierci czarodzieja zosta�by zupe�nie
sam w towarzystwie nieboszczyk�w. - M�w szybko!
- Sam kr�lewsk� rodzin� tu u�o�y�em, wasza wyso
ko��! Czy zdajesz sobie spraw�, jak mi�kko wy�cie�ane s�
trumny koronowanych g��w? Czy chcieliby�cie poj�� za
�on� ksi�niczk� ca�� posiniaczon� i powygniatan� od
le�enia latami na zwyk�ym �o�u? To by�o zreszt� jedno
z ostatnich �ycze� kr�la przed za�ni�ciem.
- Hm - chrz�kn�� niepewnie Kalikst - mo�e masz rac
j�, robaku. Cho� ca�y czas mam wra�enie, �e co� kr�cisz.
- Ja kr�c�?! - wykrzykn�� z oburzeniem Kusibab. - Ja
kr�c�?! Kr�lewn� chc� mu da� za �on�, a on jeszcze mnie
�mie obra�a�! - unosi� si� coraz bardziej. Odtr�ci� ostrze
rapiera i powsta� z kolan. - Dobrze, jak sobie chcecie. Ja id�!
- Ale� nie obra�aj si�! - Kalikst chwyci� czarodzieja
za r�k�. - Gdzie ta cudowna istota?
- Tam... - Kusibab niedba�ym gestem wskaza�
pierwsz� z brzegu trumn�.
- Na co czekasz? Otwieramy!
Ura�ony Werner wzruszy� lekko ramionami, ale pod��y� za ksi�ciem.
Sapi�c i st�kaj�c unie�li ci�kie wieko. Ksi��� wpatrzy� si� w nieruchom� posta�.
- No i jak? - spyta� z zadowoleniem czarodziej.
- Jak? - Kalikst zgrzytn�� z�bami. - Jak?! Ty pytasz
jak?! To stare pomarszczone babsko ma by� pi�kn� dzie
wic�?!
-
science FICTION 48
�MIJA NA �PI�CO
- Jakie stare babsko? Jakie stare babsko?! - Kusibab
poczerwienia� ze z�o�ci. Naraz wyda� si� wi�kszy i gro�
niejszy, co zaskoczy�o i zdetonowa�o na chwil� ksi�cia. -
Pewnie kr�lewna troch� buzi� pogniot�a od poduszki, ot
co! A wy zaraz, �e stara i pomarszczona!
- Pogniot�a?! Co ty pieprzysz, cz�owieku?! - wrzasn��
Kalikst zapominaj�c o wymogu wytwornego wyra�ania
si� w obliczu koronowanych g��w. - To� to zwyczajnie
stara przechodzona raszpla!
- Oj, ksi��� - rzek� surowo czarodziej - nie wolno tak
m�wi� o jej wysoko�ci! Nadobna to dziewica, cho� nie
przecz�, mo�e by� i nieco naruszona z�bem czasu! Min�o
w ko�cu �adnych par� lat.
- Ona nie jest naruszona z�bem czasu! - pieni� si� Ka
likst. - To ona sama mo�e czas z�bami gry��, je�eli jej
w og�le jeszcze jakie� pozosta�y! I nie m�w mi, �e to pud
�o jest nadobn� dziewic�. Je�eli nawet jest dziewic�, to
tylko dlatego, �e nikt jej nie chcia�, nawet pa�acowy ko
niuch! Mo�e by� tak rzuci� na ni� okiem, zamiast si� ze
mn� wyk��ca�!
- Co? - Kusibab zajrza� w ko�cu do trumny. - Rzeczy
wi�cie, stara cholera... Czy to mo�liwe, �eby up�yn�o a�
tyle lat...? Zaraz! - paln�� si� w g�ow�. - Przecie� to nie ta
trumna! To jest kr�lowa matka, znaczy twoja przysz�a
te�ciowa. Niepi�kna, zgadzam si�, ale c�rka do niej w ni
czym niepodobna. W babk� si� wda�a, a ta to by�a cud
urody, �e ho, ho! Z najdalszych stron przybywali ch�tni do
jej r�ki. Zaraz, zaraz - zamrucza� - jak to by�o? Pierwsza
od lewej czy pierwsza od prawej? A mo�e to by�a druga
od lewej...? Albo od prawej?...
- Zdecyduj si� wreszcie, cz�owieku - szturchn�� go
ksi���.
- Wiem, ju� wiem, to b�dzie ta! - czarodziej podbieg�
do katafalku po�rodku.
- Pierwsza z lewej, pierwsza z prawej - przedrze�nia�
go ksi��� - a w ko�cu �adna z nich! Swoj� drog�, co ich
tutaj tak du�o? M�wi�e�, �e kr�lewna Ramona jest
jedynaczk�.
- Bo jest. Tutaj le�� jej ojciec, matka i paru szwa...
Paru bli�szych krewnych. Takie by�o �yczenie kr�la,
zanim zasn��.
- Ca�kiem sporo tych �ycze� zd��y� mie� przed
za�ni�ciem - mrukn�� Kalikst.
- Konsencjusz Bohu��aw to bardzo zdecydowany
cz�owiek, wasza mi�o�� - odpar� Kusibab. - Jak na kr�la
przysta�o.
- Dobrze ju�, otwieraj t� trumn�!
Zgrzytn�o wieko. Werner czujnie, a ksi��� ze sceptycznym wyrazem twarzy zapatrzyli si� w le��c� posta�.
- No i co? - sapn�� z zadowoleniem Kusibab. - Teraz
chyba jeste�cie w ko�cu zadowoleni?
- Buzia owszem, nawet �adna - rzuci� niedbale Ka
likst. - Ale czy wszystko ma na miejscu, zobaczymy, do
piero gdy wstanie.
- No to do dzie�a, ksi���, do dzie�a! - zacz�� zagrze
wa� Werner. - Na co jeszcze zwleka�? Ca�ujcie kr�lewn�,
byle gor�co, potem przed o�tarz i do �o�nicy!
- Czekaj, czekaj, m�j drogi. To ile, powiadasz, kr�
lewna ma tych w�o�ci w posagu? Sto pi��dziesi�t jakosi�w?
- Nie inaczej!
- A w klejnotach i z�ocie r�wnowarto�� pi�ciu tysi�cy
grzywien?
- Tak jest, przecie� m�wi�em! 1 po �mierci kr�la Kon
sencjusza ca�e pa�stwo Wygwizd b�dzie twoje!
- No dobrze. - Kalikst pochyli� si� nad kr�lewn� i za
raz wyprostowa�. - Zaraz, zaraz, gdzie� tu musi by� jaka�
zagwozdka.
- Jaka znowu zagwozdka? -j�kn�� Werner. - Co zno
wu wymy�lili�cie? Takiego marudnego ksi�cia w �yciu
nie spotka�em!
- Troch� to wszystko za �atwe i za proste... �adnych
szczeg�lnych warunk�w, niebezpiecze�stw w sumie nie
ma...
- Za �atwo?! - czarodziej z�apa� si� za g�ow�. - Za
�atwo wam?! Mo�e mam tutaj jakiego smoka sprowadzi�,
�eby by�o trudniej? Albo stado w�ciek�ych rozb�jnik�w?
To da si� zrobi�, tylko poczekajcie par� dni!
- A ta czarownica, jak jej tam... Eleo... Eleio...
- Eleonorita Trz�simiech.
- W�a�nie. Czy ona nie b�dzie si� m�ci�a za to, �e czar
zdejm�?
- Ksi��� - zawo�a� zrozpaczony Kusibab. - Eleonorita
od dawna ma to wszystko w dupie, naprawd�! Zapew
niam! Daj� s�owo! Przysi�gam wreszcie! Zaj�ta jest teraz
ciemi�eniem ludu pewnego pa�stwa na �rodkowym
wschodzie! Zosta�a ministrem zdrowia, a to du�o lepsza
rozrywka ni� jakie� tam czary. Bez u�ycia magii daje rad�
rozpieprzy� w drobny mak wszystko, czego si� dotknie!
Teraz zdecyduj si� wreszcie: albo ca�ujesz, albo id� szuka�
innego ksi�cia!
- No dobrze ju�, dobrze.
Kalikst znowu pochyli� si� nad trumn�, lekkim dmuchni�ciem rozwia� z�ote loki kr�lewny, lecz zaraz odskoczy�.
- Ona mrygn�a! - zawo�a� przestraszony.
- Niemo�liwe!
- Wyra�nie widzia�em!
-Wykluczone!
- O, jeszcze mryga, patrz sam, jak jej oczy pod powie
kami ta�cuj�!
- E, ksi��� - rzek� Werner z wyrzutem. - Tak si� ba�
byle drobiazgu... To� po prostu kr�lewna znalaz�a si�
w fazie szybkich ruch�w ga�ek ocznych. No, w fazie snu
REM, jak powiadaj� znaj�cy! Czy� nigdy o tym nie s�y
sza�?
- Nie!
- To teraz s�yszysz! - zniecierpliwi� si� Kusibab. -
Albo ca�ujesz, albo zamykamy trumn�, bo si� jeszcze bie
daczka przezi�bi! Nie czujesz, jaki tu przeci�g? To faza
REM. REM! - powt�rzy� z naciskiem. - Co ksi��� robi�
w szkole? Spa�?
- Dobra - mrukn�� Kalikst. - Powiedzmy, �e jest tak,
jak m�wisz.
Z wyrazem determinacji na twarzy pochyli� si� nad trumn� i z�o�y� na wargach kr�lewny poca�unek.
- Poznajcie si� - rzek� po chwili Kusibab - kr�lewna
Ramona Bohu��aw�wna, ksi��� Kalikst Bury, bogacz nad
bogacze.
�W tym miejscu zwykle ko�cz� si� bajki" - pomy�la� ksi��� - �a bohaterowie �yj� d�ugo i szcz�liwie. Ciekawe za�, co mi przyniesie �ycie?"
�ycie za� odezwa�o si� aksamitnym g�osem kr�la Konsencjusza:
- To ten? Mizerny jaki�. No c� - westchnienie -
w moim po�o�eniu, niestety, zi�cia si� nie wybiera. Spi
szemy intercyz� i do o�tarza.
SCIENCEi FICTION 48
RAFA� D�BSKI
- Wiesz, m�j drogi... - Kalikst z braku lepszego towa
rzystwa zwierza� si� Wernerowi. - Mam wra�enie, �e
kr�lewna mnie nie kocha...
- A czy ty j� kochasz, ksi���?
- Mo�e nieszczeg�lnie, ale w ko�cu to ja j� urato
wa�em, nie? Jakie� uczucie powinna mi chyba okazywa�.
- E, tam - Kusibab machn�� r�k� - te� jest si� czym
przejmowa�. Uczucia nie ma, to b�dzie, a nawet je�eli nie,
musisz przyzna�, �e podnios�e� niepomiernie sw�j status
spo�eczny zostaj�c faktycznym nast�pc� tronu.
- Nie wiem - zamrucza� Kalikst - czy to wielki presti�
by� delfinem na takim zadupiu.
- Wiecznie niezadowolony! Wiecznie chcia�by czego�
wi�cej! Ma pa�stwo, ma kr�lewn�, pi�kn� na dodatek,
i narzeka!
- Kiedy ona mnie nie kocha!
- Pos�uchajcie, ksi���! Opowiada� mi onegdaj znajo
mek, ochmistrz zatrudniony na dworze pewnego mo�nego
pana imieniem Zygfryd baron Dreck von Dorf. Wielkiej
romantyczno�ci by� to pan, jak to u tamtejszej szlachty
bywa. Pewnego dnia przyby� do niego pos�aniec z wie�
ciami o tragicznych losach ksi�nej wdowy, niejakiej Ma
rii Aleksandrowny. Niech ci� nie zmyli okre�lenie ksi�na
wdowa. M��dka to by�a, kt�r� ojciec wbrew woli wyda� za
niejakiego Wij�, paskudnego wr�a z dalekiej Syberii.
Ten, w noc po�lubn� impotentem si� okazawszy, z w�ciek
�o�ci zakl�cie na �on� rzuci�, tak �e od wschodu do zacho
du s�o�ca by�a dawn� pi�kn� dziewczyn�, a od zachodu do
wschodu koszmarn� wied�m�. To, trzeba ci wiedzie�,
do�� cz�sto stosowane przez z�ych czarodziej�w zakl�cie.
Tak czy siak, Wij uwi�zi� �on� w wysokiej wie�y, a sam
wyruszy� w dalek� podr�. Do�� powiedzie�, �e ubili go
jacy� Tatarzy czy insza dzika nacja, gdy w�r�d nich swo
ich sztuczek zacz�� pr�bowa�. Maria Aleksandrowna za�
pod siln� stra�� zast�pu o�ywionych trup�w utkwi�a
w rzeczonej niedost�pnej wie�y. Baron Zygfryd us�yszaw
szy to wszystko, nie mieszkaj�c wyruszy�, sprawy swej
dziedziny m�odszemu bratu pozostawiaj�c. Naczyta� si�
nieszcz�nik opowie�ci o kr�lu Arturze i postanowi�
wpierw uwolni� uciemi�on�, by potem odczarowa� j�
moc� mi�o�ci. Wr�ci� po nied�ugim do�� czasie z�y jak
wszyscy diabli wraz z narzeczon�, tak�e okrutnie w�ciek
��. Paskudna by�a, powiadam ci ksi���, jak kupa nosoro�
ca! I podobnie pachnia�a.
- Nie uda�o si� jej odczarowa�? Poca�owa� j� i nic?
Mo�e to nie by� prawdziwy arystokrata?
Kusibab spojrza� ironicznie.
- Ale� by� to rasowy arystokrata! By� tak rasowy, �e
cierpia� na skrofu�y mimo m�odego wieku! Po prostu nie
przewidzia�, �e ruskie czary dzia�a� mog� nieco inaczej!
Oni tam niczego nie potrafi� zrobi� jak nale�y. Owszem,
Mari� Aleksandrown� poca�owa�, tyle �e w dzie�, kiedy
by�a pi�kn� kobiet�. Zreszt� nie tylko j� poca�owa�.
W trakcie tego �nie tylko" hukn�o, b�ysn�o i ksi�na
zmieni�a si� w to, czym bywa�a po nocach.
- To straszne!
- O! By�o o wiele gorzej, ni� przypuszczasz. Bo fazy
si� zamieni�y! To znaczy ksi�na stawa�a si� teraz pi�kna
po zachodzie s�o�ca, co nie by�oby takie z�e wzgl�dem po
�ycia, ale czar, jak zaraza jaka�, udzieli� si� baronowi, kt�-
ry z kolei noc� stawa� si� podobny do mumii swojego dziada, a widok ten, zapewniam, mo�e przyprawi� o md�o�ci! Najgorsze za� by�o to, �e naprawd� si� w sobie zakochali! Tyle �e on nie m�g� na ni� patrze� w dzie�, a ona na niego w nocy. Ich po�ycie ogranicza�o si� do kr�tkiej chwili tu� przed wschodem lub zachodem s�o�ca, kiedy przez kilka sekund oboje wygl�dali mniej wi�cej normalnie. Wyobra�asz sobie, jaki szybki kr�lik musia� im zast�pi� czu�e u�ciski i d�ugie upojne noce? A na dodatek brat barona, korzystaj�c z zamieszania, wydziedziczy� Zygfryda, co by�o oczywi�cie do przewidzenia.
- No dobrze - zreflektowa� si� Kalikst. - Ale po co mi
to opowiadasz?
- �eby�, drogi ksi���, zobaczy�, i� s� wi�ksze nie
szcz�cia ni� oboj�tno�� ze strony przysz�ej �ony. Zreszt�
czeka was noc po�lubna. Je�li si� spiszesz lepiej ni� nie
s�awnej pami�ci Wij, masz du�e szanse. Takie ju� s� te c�
ry wysokich rod�w. Niby wychowane skromnie, ale
w istocie rzeczy wyuzdane i sk�onne do perwersji. Nie in
na jest i Ramona. Zreszt� czym si� przejmujesz? Widzia
�e� fraucymer? Zauwa�y�e�, jakie tam chodz� sztuki? A
wszystkie ch�tne do spe�niania zachcianek przysz�ego mo
narchy...
- No wiesz! - zwo�a� oburzony ksi���. - Tak si� nie
godzi.
- Wiem, wiem - mrukn�� Kusibab. - Tak si� nie godzi,
ale wszyscy tak robi�. A teraz wybacz, m�j panie, ale mu
sz� si� zbiera� w drog�, by zatwierdzi� u g�owy ko�cio�a
wasz� intercyz�.
W panuj�cym podczas uczty weselnej zamieszaniu nikt nie dostrzeg� niepozornego cz�owieka a� do chwili, kiedy poci�gn�� za r�kaw kr�la Konsencjusza.
- Przepraszam, �e przeszkadzam, wasza wysoko��?
Czy jest mo�e tak, �e by� mo�e mo�emy porozmawia�
o naszej sprawie? Czy ju�, czy te� mo�e jeszcze nie ju�?
Mia� akcent, kt�ry obudzi� w g�owie Kaliksta pewne skojarzenia. Identycznie m�wi� bankier, od kt�rego �wi�tej pami�ci ojciec po�ycza� pieni�dze. Zreszt� ten by� bardzo podobny do tamtego i z twarzy, i z postaci, i z ubioru,
i z d�ugich, mocno skr�conych pejs�w wymykaj�cych si�
spod kapelusza.
Kr�l zmarszczy� brwi, lekko poczerwienia�. Zdawa�o si�, �e za chwil� wezwie stra�e, �eby wtr�ci�y do lochu natr�ta, ale si� opanowa�.
- Nie widzisz, cz�owieku - odpowiedzia� g�osem na-
brzmia�ym z�o�ci� - �e mamy tu dzisiaj wielk� uro
czysto��?
- Ajajaj - zawo�a� przybysz - a czy� mnie matka moja
ukochana za �lepego na �wiat wyda�a, �ebym tego nie
dostrzeg�? Widz� wszak, �e zabawa jak si� patrzy. Ale
starego Izaaka nikt na ni� nie zaprosi�, wi�c przyszed�
sam, przy nadziei b�d�c, �e �askawo�� kr�lewska winna
by� tym wi�ksza, gdy jego rado�� jako kwiat zakwita,
a i pami�� o�ywia si� jak...
- P�niej - mrukn�� Konsencjusz. - Moja pami�� o�y
wi si�, ale p�niej. Wiesz chyba...
- Jednakowo�...
- Do�� tego! - zirytowa� si� monarcha. - Wyrzuci� go
za bram� i nie wpuszcza� na zamek! Przynajmniej do jutra
rana - doda� �agodniej.
-
�MIJA NA �PI�CO
Stra�nicy wywlekli opieraj�cego si� cz�owieka.
- Nie chc� si� wtr�ca� - powiedzia� Kalikst - ale
w moim kraju za podobn� bezczelno�� ten cz�owiek
zawis�by niechybnie na rynkowym szafocie.
- A u nas nie - odpar� ch�odno Konsencjusz Bohu��aw.
- Inne zgo�a mamy obyczaje, jak wida�.
- O w�a�nie, a propos obyczaj�w - ksi��� rozejrza� si�
po sali - dlaczego nie widz� tutaj �adnego z owych krew
nych, kt�rzy wraz z tob�, moja �ono, i rodzicami twymi
spoczywali byli w krypcie? Podobno to bliska rodzina,
godzi�oby si� wi�c...
- Strasznie� dociekliwy - mrukn�a niech�tnie Ramo
na, lecz zaraz u�miechn�a si� z przymusem. - Strasznie
masz �yw� ciekawo�� - rzek�a uprzejmie. - S� panowie
owi, i owszem, naszymi do�� bliskimi krewnymi, ale taki
mi, kt�rych trzeba trzyma� zarazem przy sobie i z dala od
siebie.
- Ach, rozumiem - rozja�ni� si� Kalikst - pretendenci
do tronu? To dlatego mieli takie ponure miny, kiedy si�
budzili? A mo�e mieli te� co� wsp�lnego z rzuceniem
uroku?
- Tego im si� nie da udowodni�, niestety.
- A ten, kt�ry krzycza� do mnie, �ebym si� strzeg�?
- Czego - westchn�a ci�ko Ramona - czego mo�na
spodziewa� si� po ludziach takiego pokroju?
- Rzeczywi�cie.
Kalikst zamy�li� si�. Dziwne zaiste mieli miny ci nieszcz�nicy wy�a��cy ze swoich le�y i zaraz pod �cis�� stra�� wyprowadzani z komnaty. Nie wygl�dali na knuj�cych skrycie uzurpator�w. Ale jak w og�le wygl�daj� skrycie knuj�cy uzurpatorzy? Mo�e w�a�nie tak jak tamci
- s� smutni, ponurzy i bezradni?
* * *
Ogrody kr�lewskie by�y wspania�e. Nieznane Kalikstowi ro�liny upaja�y pomieszan� woni�, kt�ra odurza�a cia�o i zarazem pobudza�a zmys�y. Po wspania�ej nocy po�lubnej czu� si� rozkosznie zm�czony, cho� nie dawa�a mu spokoju pewna sprawa.
- Mi�a moja - odezwa� si� do Ramony, kt�ra z�o�y�a
kszta�tn� g��wk� na jego ramieniu - czy ty aby na pewno
by�a�... no wiesz...
- Dziewic�? - spyta�a leniwie. - Ale� oczywi�cie, jak
mo�esz o to pyta�?
- Bo tak jako� dziwnie... Ani krew, ani nic...
Poderwa�a si�, z jej modrych oczu trysn�y iskry obu
rzenia.
- A ile� to dziewic mia�e� przede mn�, �e taki z ciebie
znawca, co?
- Ano... - ksi��� z wysi�kiem zmarszczy� czo�o.
No tak, racja.
Starej piastunki jako� nie m�g� zaliczy� w poczet nietykalnych niewiast, a wi�cej podboj�w mi�osnych nie pami�ta�.
- Po prawdzie to �adnej - przyzna� niech�tnie.
- Widzisz! Dlaczego wi�c upokarzasz mnie podejrze
niami? - ukry�a twarz w d�oniach i si� rozp�aka�a.
Zacz�� j� przeprasza�. Z pocz�tku boczy�a si�, odwraca�a do niego plecami, ale rych�o sprzeczka przerodzi�a si� w o wiele bardziej interesuj�cy i przyjemny rodzaj kontakt�w, jakie wyst�puj� mi�dzy dwiema osobami przeciw-
nych p�ci. Kalikst poczu� w sobie na nowo ow� moc, kt�ra pozwoli�a mu dokona� tej nocy wielu wyczyn�w godnych dojrza�ego m�a. Kr�lewna r�wnie� nie wygl�da�a na zmartwion� rozwojem spraw. Zrobi�o si� szalenie przyjemnie, a zacieniona altana wyda�a si� bezpieczn� twierdz�.
Lecz w�a�nie w chwili, kiedy zacz�o by� naprawd� ciekawie, rozleg�o si� chrz�kni�cie. Kalikst jak oparzony odskoczy� od kr�lewny, a ona zap�on�a rumie�cem zakrywaj�c d�o�mi obna�on� pier�.
- Ja bardzo przepraszam, �e przeszkadzam - rozleg�
si� przymilny g�os - ale ja szukam i szukam, i odnale��
nie mog�. Zupe�nie jak niejaki Lopek Lipszyc, kt�ren
wlaz� by� w pijanym widzie na muzu�ma�ski cmentarz
i szuka� grobu szwagra swego, ty� z Lipszyc�w, tyle �e...
- Czego chcesz? - warkn�� gro�nie Kalikst i j�� si� do
boku, zapominaj�c, i� rapier zostawi� w sypialni. - Wyno�
si�, bo psami wyszczu� ka��.
- Czego chcesz? - zapyta�a r�wnocze�nie Ramona.
- O, sama kr�lewska c�rka - ucieszy� si� Izaak nie
zwracaj�c uwagi na pogr�ki ksi�cia. - Szuka�em co
prawda najmi�o�ciwiej nam panuj�cego kr�la, ale spyta�
mog� i ciebie, �liczna pani. Czy mo�e to ju�...?
- Widzisz chyba, �e nie! - odpar�a poirytowana Ramo-
na. - Jak b�dzie ju�, ojciec po�le po ciebie!
- A czy uczony Werner wyruszy� w drog�?
- Co ci do tego, parchu?! - krzykn�� ksi���.
- Ja tylko dbam o swoje interesa - odpar� Izaak. -
A zapyta� nic wszak nie kosztuje.
- Wyruszy� - odpowiedzia�a kr�lewna. - 1 pewnie
niebawem wr�ci i przywiezie ze sob� co trzeba.
- W takim razie przepraszam i �egnam si� z szacun
kiem.
- O co chodzi? - Kalikst by� bardziej zdumiony ni�
rozdra�niony. - Czego chce ten �yd i dlaczego tak uprzej
mie z nim rozmawiasz?
Kr�lewna wzruszy�a ramionami.
- Tatko ma z nim swoje sprawy. On jest dla niego mi�y,
wi�c i ja nie widz� powodu, �eby traktowa� go inaczej.
�C� za dziwny kraj ten Wygwizd, pomy�la� ksi���, zaprawd� dziwny..."
* * *
Tradycja korzystania ze wsp�lnych �a�ni przypad�a ksi�ciu do gustu. Nie bardzo, co prawda, rozumia� sens p�awienia si� w wodzie cz�ciej ni� raz w miesi�cu -w jego ojczystych stronach uznane by to zosta�o za ci�ki grzech i wielk� rozrzutno�� - ale za to m�g� przynajmniej do woli napatrze� si� wdzi�k�w dam dworu. Nie zawsze zreszt� musia�o ko�czy� si� tylko na patrzeniu. Tego dnia jednak kr�lewna wyrazi�a ch�� udania si� wraz z nim do przybytku czysto�ci.
- B�dzie mi�o - rzek�a tajemniczo. - Zostaniemy tylko we dwoje. Mo�emy tam swobodnie porozmawia� i...
A teraz siedzia�a naprzeciwko niego wabi�c wspania�ym cia�em o g�adkiej brzoskwiniowej sk�rze, zarumienionej czy to od gor�co�ci zewn�trznej, czyli te� tej p�yn�cej z g��bi l�d�wi. Kalikst z dum� obserwowa� sw� podnosz�c� si� m�sko��. Powoli, jak lis skradaj�cy si� do kurnika, zacz�� i�� w stron� ukochanej. Znienacka skoczy� i chwyci� j� w obj�cia. Ramona krzykn�a przestraszona, machn�a nog� str�caj�c pe�en wody sagan na kamienie
RAFA� D�BSKI
paleniska. Wszystko pogr��y�o si� w mlecznym oparze. Przez jaki� czas dochodzi�y z niego jedynie rozkoszne pomruki.
- Kiedy wyruszymy wreszcie do mojego kraju? -
zapyta� Kalikst po wszystkim. - Powinienem pokaza�
swoim poddanym ich now� pani�.
- Kiedy tylko nasza intercyza zostanie potwierdzona
przez najwy�szego biskupa.
- Ach, prawda! Z t� spraw� wyruszy� jeszcze przed
za�lubinami Werner Kusibab!
- W�a�nie. A do tego czasu nie musimy si� nudzi� -
kr�lewna kusz�co poruszy�a biodrami.
Kalikst znowu poczu� ogarniaj�c� go ��dz�. Nieco zdziwiony w�asn� jurno�ci� spojrza� pytaj�co w d�. Najwyra�niej znowu by� got�w.
- Do dzie�a, m�j rumaku! - zawo�a�, a Ramona go�cinnie-
rozwar�a uda.
- Ja bardzo przepraszam, �e przeszkadzam - rozleg�
si� tu� przy uchu ksi�cia koszmarnie znajomy g�os. - Ja
przyszed�em si� zapyta�, czy to ju�, czy jeszcze nie ju�...
Kalikst rzuci� do ty�u niedowierzaj�ce spojrzenie. Pochyla�a si� nad nimi znajoma brodata twarz. Poderwa� si� jak oparzony.
- Nie! - krzykn�� wyr�czaj�c kr�lewn�. - Jeszcze nie
ju�, cokolwiek mia�oby to znaczy�! Jak b�dzie ju�, kr�l
Konsencjusz Bohu��aw ci� niechybnie powiadomi. Kr�lo
wa Cecylia na pewno ci� powiadomi! Kr�lewna Ramona
ci� powiadomi! Nawet kocur kuchenny ci� powiadomi! Ja
ci�, do kurwy n�dzy, powiadomi�, cho� B�g mi �wiad
kiem, �e nie wiem o czym. Tylko si� od nas ju� odczep!
Przesta� wci�� nachodzi�! Dnia nie ma, �ebym nie s�ysza�
twojego �Przepraszam, �e przeszkadzam, ale czy ju�?" Ja
przysi�gam, �e od tego oszalej� - rzek� gro�nie. - A kiedy
oszalej�, to rozerw� ci� na sztuki go�ymi r�kami!
Chwyci� przybysza za cha�at. A raczej chcia� chwyci�, - bo okaza�o si�, �e Izaak jest ubrany jedynie w jarmu�k�. Z braku lepszego punktu zaczepienia ksi��� z�apa� go za brod�.
- Wyno� si� natychmiast! Won mi, parchu, i �ebym ci�
wi�cej nie widzia� - targa� g�ow� �yda na wszystkie stro
ny. - Nie dalej ni� wczoraj przylaz�e� na obiad cuchn�c
czosnkiem i kolendr�, a trzeba ci wiedzie�, �e obu tych
woni nie znosz�! Kilka dni wcze�niej wlaz�e�, gdy�my
z ksi�niczk� spacerowali wa�ne sprawy omawiaj�c! -
pu�ci� brod� Izaaka, wytar� r�k� w po�ladek. - Naszed�em
ci� nawet we w�asnym wychodzie! Nied�ugo znajdziemy
ci� w ma��e�skiej �o�nicy, gdy udamy si� na spoczynek!
Ja, niegodziwcu jeden, zaczynam si� ju� obawia�, �e kie
dy podnios� pokryw� tacy ze �niadaniem, ujrz� na niej
tw�j �eb, kt�ry zapyta mnie �Przepraszam, �e przeszka
dzam, ale przyszed�em si� spyta�, czy ju�?" A w og�le co
to ma by� to Ju�"? O co w tym chodzi?
- Ja�nie pan oczywi�cie jeszcze nie wie? - spyta� �yd
spokojnie.
- Nie wiem, do licha!
- To oznacza, �e to rzeczywi�cie jeszcze nie ju�. W ta
kim razie przepraszam i nie przeszkadzam.
Ramona chlusn�a now� porcj� wody na kamienie. Podnios�y si� k��by pary, a Izaak rozp�yn�� si� w nich niczym duch, jakby go nigdy w tym miejscu nie by�o.
- O co on si� tak dopytuje? Dowiem si� w ko�cu?
Przywar�a do niego ca�ym cia�em.
- Dowiesz si� w swoim czasie, kochany - szepn�a. -
To jeszcze tajemnica...
- Czy w t� tajemnic� zamieszany jest tak�e ten �yd?
- Oj tak, zdziwi�by� si� nawet jak bardzo...
- To jaka� niespodzianka dla mnie?
- Tak, tak, mo�na to nazwa� niespodziank�.
Nieco uspokojony ksi��� pogr��y� si� w zapomnieniu p�yn�cym gor�c� nami�tno�ci� z ramion kochanki.
- Pan Werner Kusibab powr�ci�!
Jesienny poranek leniwie s�czy� si� przez uchylone okno sypialni. Okrzyk z podw�rca otrze�wi� nieco zmys�y ksi�cia. Cia�o budz�cej si� r�wnie� Ramony nagle st�a�o w jego obj�ciach.
- Co si� sta�o, kochana? - spyta� zdziwiony.
- Nic takiego - westchn�a z niezrozumia�ym �alem
w g�osie. - S�ysza�e� chyba. Werner Kusibab powr�ci�.
- To chyba dobrze, prawda?
- Dla kogo dobrze, dla tego dobrze, m�j drogi - znowu
westchn�a. - A ju� zd��y�am ci� polubi�... Troch� mi
szkoda.
- Ale�, kochana moja? Sk�d ten pod�y nastr�j, po
wiedz? Kusibab przywi�z� zatwierdzenie intercyzy i tyle,
czy� nie?
- Tak, m�j m�u - odpar�a smutno - tyle �e dla ciebie
to niekoniecznie jest dobra wiadomo��. Przyznam, �e po
cz�tkowo irytowa�e� mnie swoj� naiwno�ci�, tym dziecin
nym podej�ciem do �ycia, ale tak naprawd�...
- Nie rozumiem. Czy dzisiejszego ranka postanowi�a�
wytr�ci� mnie z r�wnowagi? Co znacz� twoje s�owa? Nic
z tego nie rozumiem.
- Zrozumiesz ju� niebawem, Kalik�cie... Niebawem,
zapewniam ci�.
W tej chwili drzwi komnaty otworzy�y si� z wielkim hukiem. Do �rodka wtargn�o kilkunastu zbrojnych.
- Dokumenty! - warkn�� dow�dca gwardii zbli�aj�c
si� do �o�a.
- Jakie dokumenty? - spyta� zdumiony Kalikst.
- Dosz�y nas s�uchy, �e podszywasz si� pod ksi�cia,
niejakiego Kaliksta Burego, oszu�cie! Dokumenty!
- Przecie� nie mam! Jestem ksi�ciem, nie potrzebuj�...
- W takim razie pan pozwoli z nami!
- Ja stanowczo ��dam widzenia si� z kr�lem! To jest
jakie� koszmarne nieporozumienie!
-Tak, tak - odpar� niedbale gwardzista. - Koszmarne nieporozumienie. To w�a�nie s�ysz� za ka�dym razem.
- O, popatrzcie, nowy szwagier!
To by�o pierwsze, co nieszcz�sny Kalikst us�ysza�, kiedy stra�nicy wepchn�li go za drzwi. Pomieszczenie by�o imponuj�cej wielko�ci, wysoko sklepione, o du�ych oknach, kt�re wpuszcza�y sporo �wiat�a. Niestety, okna te przecina� charakterystyczny wz�r. Bo�e, tak grubych krat Kalikst nie widzia� w ca�ym swoim �yciu! A nie! W�a�nie �e widzia� podczas spaceru wok� zamku. Zapyta� wtedy kr�la, dlaczego okna s� tak zabezpieczone.
- Widzisz, ch�opcze - odpar� Konsencjusz - s� to po
mieszczenia naszego skarbca. Niekt�rych warto�ciowych
SCIENCE
�MIJA NA �PI�CO
rzeczy nie mo�emy trzyma� w ciemnych lochach. Trzeba by�o przystosowa� cz�� pomieszcze� mieszkalnych...
- Co ja robi� w skarbcu? - zdziwi� si� teraz. - Co wy,
panowie, w nim robicie?
Rozejrza� si� po twarzach otaczaj�cych go m�czyzn. By�o ich pi�ciu... Nie, zaraz - sze�ciu. Jeden siedzia� rozparty w fotelu pod oknem. Mia� zamkni�te oczy i wygl�da�, jakby by� pogr��ony we �nie. Tak, pozna� ich! Przecie� to oni byli tymi niewygodnymi krewnymi z krypty...
- W skarbcu! - zarechota� ten, kt�ry nazwa� go szwag
rem. - On my�li, �e jest w skarbcu! A my co, pewnie
jeste�my brylantowymi koliami? Przyjacielu, najwy�szy
czas dowiedzie� si�, �e to zasrane kr�lestwo nie ma �ad
nego skarbca! I to od bardzo dawna! W�a�nie dlatego si�
tu znalaz�e�! ,
Kalikst by� oszo�omiony.
- Nic nie rozumiem... To wszystko sta�o si� tak nagle.
- Nagle! Co za idiota!
- Daj spok�j, Hubercie - odezwa� si� �agodny g�os. To
m�wi� m�czyzna spod okna. Jednak nie spa� i nic nie
usz�o uwagi. - Lepiej wyja�nijcie naszemu nowemu to
warzyszowi niedoli, o co chodzi. Czy� ju� nie pami�tasz,
jak sam by�e� przera�ony i bezradny, gdy ci� tu zamkn�li?
Jak wy�e� przez p� nocy, dok�d ci Herman nie da� porz�d
nie po �bie? Nieszcz�niku - zwr�ci� si� do Kaliksta -
jeste� od dnia dzisiejszego wi�niem stanu.
- Wi�niem? - zdumia� si� ksi���. - Wi�niem?! Wy,
to rozumiem, jako kr�lewscy krewni knuj�cy zdrad� mo
�ecie by� wi�niami. Lecz ja, Kalikst Bury, ksi��� na Pod
polu, jestem prawowitym m�em kr�lewny Ramony i nas
t�pc� kr�la Konsencjusza!
Odpowiedzia� mu zgodny rechot.
- Wszyscy jeste�my prawowitymi m�ami Ramony
i nast�pcami kr�la! - zawo�a� trzymaj�c si� za brzuch Hu
bert. - Wszyscy te� jeste�my ksi���tami krwi! A Julian -
wskaza� na m�czyzn� pod oknem - jest, a raczej by�, le
galnym nast�pc� tronu wielkiego mocarstwa!
- Lecz na mnie czeka przy granicy tego kr�lestwa woj
sko! Pan Delipacy, gdy zbyt d�ugo ode mnie nie dostanie
znaku, Wygwizd najedzie i stolic� z dymem pu�ci! Mu
sieliby�cie widzie� moich kawalerzyst�w w szar�y! Nic
ich nie zdo�a zatrzyma�.
- Wykazujesz niczym nie uzasadniony optymizm, m�j
drogi - odezwa� si� Julian. - Masz nas za idiot�w? Ka�dy
z tu obecnych mia� gdzie� nieopodal swojego pana Deli-
pacego z wojskiem. Tak na wszelki wypadek. Jak widzisz,
niewiele nam to pomog�o. Bo ka�dy taki im� Delipacy ma
swoj� cen�. Rozumiesz? Mo�esz by� pewien, �e poci�gn��
ju� do tego twojego Podpola z ponur� wie�ci� o przed
wczesnej �mierci nieszcz�snego ksi�cia.
Kalikst zaniem�wi�, a tamten ci�gn��:
- Widzisz, sprawy maj� si� tak. Kr�l Konsencjusz Bo-
hu��aw swego czasu prowadzi� wojn� ze swoim najbli�
szym s�siadem, Lutogniewem Srogim, w�adc� Po�wistu.
Swoj� drog� co za nazwy maj� tutejsze krainy! Wojny nie
wygra�, jak�eby inaczej, ale za to zad�u�y� si� u niejakiego
Izaaka Rozenkranca, udzia�owca czy w�a�ciciela wielkie
go banku. Pono bank ten ma faktorie przy dworach wi�k
szo�ci kraj�w �wiata. Ot� Konsencjusz zad�u�y� si� tak
niepomiernie, �e w zastaw posz�y wszystkie ziemie Wy
gwizdu, stoj�ce na nich nieruchomo�ci, a nawet i rucho-
mo�ci. Najmarniejsza szprycha od ko�a, ba, dziura w ostatnim ch�opskim sraczu, w �wietle prawa nie nale�y do kr�la, dok�d d�ugu nie sp�aci. Taki ci m�dry kontrakt podpisa� z Izaakiem, gdy Lutogniew sta� pod murami zamku, i trzeba by�o dodatkowo najemnik�w op�aci�, bo chcieli podda� twierdz�.
Kalikst czu� pustk� w g�owie. S�ucha�, co do niego m�wi towarzysz niedoli, jednak�e straszne znaczenie s��w jeszcze nie utorowa�o sobie drogi w ksi���cym, nie �wiczonym w logice umy�le.
- Potem wysz�o na jaw, �e to by� spisek uknuty przez
kapitana najemnik�w wraz z bankierem. Ale umowa jest
umow�. Wtedy dopiero kr�l zm�drza�. Wykoncypowa�, �e
skoro on jest takim ci�kim idiot�, to pewnikiem ca�y
�wiat pe�en jest podobnych mu kretyn�w. Bogatych krety
n�w, bo o biednych przecie� nie chodzi�o. Sk�de� wygrze
ba� star� ba�� o �pi�cej kr�lewnie i uzna� j� za szalenie
odkrywcz�. Cz�owieku! Ten Wygwizd to takie zadupie, �e
nie znaj� nawet bajek opowiadanych gdzie indziej dzie
ciom do snu. Wys�a� swego szambelana, Wernera, kt�rego
zaszczyt mia�e� pozna�...
- To on nie jest czarodziejem? - Kalikst otworzy� oczy
ze zdumienia.
- Nie bardziej ni� ja albo ty. W og�le znasz osobi�cie
jakiego� czarodzieja? Nie. Ja te� nie. Nikt nie zna. Ich po
prostu nie ma! Najgorsze jest za�, �e ten durny pomys�
powinien spali� na panewce, a popatrz na nas i siebie: jes
te�my wielkim dowodem na to, �e g�upich nie siej�.
- Ale po co? Po co to wszystko?
- Naprawd� si� nie domy�lasz? Intercyz� podpisa�e�?
- Podpisa�em.
- Pami�tasz, co w niej by�o?
- Ot, pi�te przez dziesi�te... - Kalikst zaniepokoi� si�
nagle. - Co� jest nie tak?
- Nie tak? - m�czyzna podni�s� si� z fotela. - Jasne,
�e jest nie tak. Cholernie nie tak! Tam by�o napisane, o ile
sobie przypominam, �e zgadzasz si� na po��czenie prawne
ziem twoich z w�o�ciami kr�lewny Ramony i wzajemn� re-
gulacj� wszelkich zobowi�za�. Znaczy zgodzi�e� si� na
wsp�lno�� maj�tkow�.
- To chyba normalne, prawda? Uzna�em to za bardzo
korzystne i uczciwe.
- W takim razie dowiedz si�, �e tw�j maj�tek, to
znaczy ziemie i w og�le wszystko co posiadasz, zostanie
korzystnie i uczciwie przeznaczone na sp�at� zobowi�za�
tatusia Ramony, kr�la Konsencjusza Bohu��awa, kt�ry nie
ma nic i przez najbli�sze sto lat nic mie� nie b�dzie! Trze
ba si� by�o zapozna� z raportem stanu maj�tkowego! In
tercyza zosta�a ju� zatwierdzona przez biskupa. Czy
wiesz, �e od tego nie ma odwo�ania? To znaczy jest, ale
mo�esz by� pewny, �e �adne twoje skargi nie wyjd� poza
ten pok�j! A tw�j pan Delipacy osobi�cie i do ostatniego
grosza dostarczy tutaj przewidziane kontraktem sumy.
Dostanie od tego przyzwoity procent.
Kalikst chwyci� si� za g�ow�.
- Uwaga, panowie - zawo�a� Hubert. - On zaraz b�
dzie wy�!
Sta�o si�, jak zapowiedzia�. Ksi��� Kalikst Bury, dziedzic tronu Podpola, zacz�� wy�. I wy� d�ugo w noc, dok�d mocarny Herman lito�ciwie nie da� mu po g�owie.
Rafa� D�bski
O
o