16461

Szczegóły
Tytuł 16461
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16461 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16461 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16461 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

s&c EX LIBRIS � Nie chc� tu gin�� � powiedzia� Mi�ow�j pos�pnie. � Znasz mnie, Tessano, i wiesz, �e nieraz �mierci zagl�da�em w oczy, bez strachu. Ale nie chc� tu gin��. Nie z jego r�k i nie w taki spos�b: jak lis zaszczuty przez psiarni�. Nikt nie odpowiedzia�. Miejsce popo�udniowej spiekoty powoli zajmowa� wieczorny ch��d. Chcia�a co� powiedzie�, zapyta�, ile wody im jeszcze zosta�o, ale zrezygnowa�a. Puste by to by�y s�owa. � Je�li nie przebijemy si� dzi� w nocy... � mrukn�� kto�. To te� wszyscy wiedzieli. Wody starczy im mo�e jeszcze na dzie�, a potem... potem to ju� p�jdzie szybko. Zbyt d�ugo ju� wod� oszcz�dzali. � Ju� lepiej da� si� wystrzela�, ni� tu z pragnienia zdycha� � zn�w kto� mrukn��, Getlin tym razem. Nie rozgl�da�a si�. Obraz ich pos�pnych, zm�czonych twarzy ju� jej si� utrwali� pod powiekami. Po prawej mia�a M�cis�awa, oddycha� z trudem, a pot �cieka� mu po twarzy. Dalej siedzia� Mi�ow�j, jego brat, nogi ugi�� lekko w kolanach. Naprzeciw niej tkwi� nieruchomo Getlin, jemu by�o troch� l�ej, kolczuga i sukienny kaftan pod spodem nie grza�y tak mocno jak wyszywane stal�, sk�rzane zbroje pozosta�ych. S�awoja nie mia�a w polu widzenia. Ju� trzeci dzie� tkwili w tym potrzasku, uwi�zieni mi�dzy wznosz�cymi si� ku niebu ska�ami a lasem, kt�ry zatrzyma� si� u podn�a zbocza, zostawiaj�c sporo nieos�oni�tej przestrzeni. Schronienie znale�li w�r�d g�az�w, jakie kiedy� odpad�y od bia�ych ska� i le�a�y porozrzucane po stoku. Dawa�y im teraz ochron�, nie od s�o�ca wprawdzie, ale od padaj�cych z lasu strza�. Odwr�ci�a g�ow� w bok i zamkn�a oczy. Do jej uszu dobieg� cichy szmer �r�d�a. U�miechn�a si� ponuro. Gdyby Gniewisz celowo przygotowa� dla nich t� pu�apk�, nie m�g�by wymy�li� bardziej perfidnej. Otworzy�a oczy i po raz kolejny oceni�a odleg�o�� od krynicy. Po raz kolejny stwierdzi�a, �e za daleko. Po ods�oni�tym terenie. Pr�bowali ju� przecie�! Tak niewiele brak�o, a dostaliby si� do prze��czy! Tak niewiele! A tam ju� bezpiecznie skryliby si� w g�rach. Gniewisz do �mierci m�g�by ich tam szuka�. Siedzieli, rozrzuciwszy wok� bro�, poluzowawszy pasy, bez he�m�w. S�awoj tkwi� wprawdzie na czatach i obserwowa� poczynania gniewiszowych, ale ci z jakiego� powodu nie atakowali. Pilnowali tylko, aby nikt nie uciek� z potrzasku. Nadziej� stracili pierwszej nocy, kiedy to, gotowi do wyj�cia, z rosn�cym przera�eniem patrzyli, jak na zboczu zapalaj� si� kolejne ogniska. Stok zap�on�� �un�. Wida� by by�o przemykaj�ce krety! Nie odwa�yli si� opu�ci� schronienia. Desperacka pr�ba przebicia si� w dzie� te� si� nie powiod�a. � Wola� ju� bym z twojej r�ki zgin�� � mrukn�� zn�w Mi�ow�j, niedbale urywaj�c �d�b�o trawy. Popatrzy� na ni� niby przypadkiem. Wiedzia�a, co si� zacznie za chwil�. Wychyli�a si� nieznacznie zza ska�y. Przeczesa�a wzrokiem przestrze� mi�dzy drzewami. Wci�� to samo. Kilku czuwa�o z kuszami gotowymi do strza�u, kilku pokazowo odpoczywa�o; siedz�c, le��c, pij�c... Dziewczyna zacisn�a powieki, jakby w nadziei, �e jak je uniesie, upiorny obraz zniknie. � Gniewisz! � jej d�wi�czny g�os potoczy� si� w d� ku drzewom. � Jakby czego od nas chcia�, ju� by m�wi� � mrukn�� M�cis�aw. Nie odpowiedzia�a. Otworzy�a oczy i uwa�nie zacz�a �ledzi� schowane w lesie sylwetki. Jest. Zbli�y� si� do kraw�dzi lasu. Bez trudu pozna�a t� ros�� posta�. � Chc� rozmawia�! � zn�w jej g�os pomkn�� w d�. � Spotkamy si� w po�owie drogi! Masz moje s�owo, �e st�d nikt strzela� nie b�dzie! Chyba �e twoi strzel� do mnie! Towarzysze spogl�dali na ni� niepewnie. Nie odzywali si� ju� jednak. Nie po okowicie poszli pod jej komend�. Nie�wiadomie obudzi�a w nich nadziej�. Obserwowa�a Gniewisza. Sta� przez chwil� nieruchomo, po czym rzuci� przez rami� jakie� rozkazy. Znikn�� jej z oczu. � Psi syn � warkn�� S�awoj. Sama mia�a ochot� to skomentowa�. Szed� ku nim w samej koszuli. Zdj�� i zbroj�, i nawet kaftan. Doskonale wiedzia�, �e oni tu za dnia pra�yli si� w s�o�cu, by w nocy trz��� si� z zimna, gdy spocone cia�a chwyta�y ch��d. Postanowi�a wyst�pi� jednak w rynsztunku, tylko he�mu nie wzi�a. Gdy dotar�a do po�owy zbocza, ju� na ni� czeka�. Spr�bowa�a wyczyta� co� z jego oczu. Wyczyta�a jedynie to, co i tak by�o oczywiste: �e to on wyst�powa� tu w roli zwyci�zcy. Ona by�a tym przegranym, kt�ry przyszed� negocjowa� lito��. � O czym to chcia�a� rozmawia�? � pierwszy si� odezwa�. Teren by� mocno pochy�y i nie musia�a zadziera� g�owy, by patrze� mu w oczy. � Mog�e� nas ju� wyko�czy�, a tego nie zrobi�e�. Albo �al ci ludzi, bo troch� by ich zgin�o, albo czego� jednak od nas chcesz. I o tym chc� porozmawia�. Czego od nas chcesz? � Ciebie. Ta kr�tka i rzeczowa odpowied� zbi�a j� z tropu. Wi�c po to by�o to wszystko? Zawrza�o w niej gniewem. Napad o �wicie? Ucieczka, kiedy to musieli d�wiga� Tollina, bo ranny sam i�� nie m�g�? A i tak zamkn�li mu oczy po drodze i zostawili cia�o niepochowane. Ju� za to jedno mia�a ochot� splun�� Gniewiszowi pod nogi. Zaskoczona i wzburzona zachowa�a kamienn� twarz. M�g� tylko podziwia� jej opanowanie. I podziwia�. Tak jak podziwia� jej posta�. Bez he�mu by�a, ale jeszcze niedawno mia�a go na g�owie, ciemne, posklejane kosmyki przylega�y do czo�a. Podziwia� jej lekko zmru�one oczy... Podziwia� sylwetk�, wyprostowan� pomimo widocznego wycie�czenia, skryt� teraz pod kunsztownie, z ma�ych �elaznych k�eczek splecion� zbroj�. Wida� w tym by�o r�k� mistrza. Nie ka�dego sta� by�o na tak� zbroj�, a Tessana do bogatych nie nale�a�a. By�a do tego za drobna, aby skorzysta� z czego� gotowego. Musia�a zamawia�. Wida� wysoko ceni�a sobie swoje �ycie. Patrzy� i pr�bowa� odgadywa�, co skrywa�a ta zbroja. Jak na kobiet� Tessana nie by�a ani drobna, ani niska. Jak na wojownika... Na oko nikt by jej nie pos�dzi�, �e miecz unie�� potrafi. I niejeden ju� si� na tym potkn��, �e w�asnym oczom uwierzy�. � Wi�c za ile jeste� gotowa si� sprzeda�? Nie da�a si� sprowokowa�. � Komu? � Mi. A ja ci� potem odsprzedam. Milcza�a. Jej umys� pracowa�. O co w tym chodzi�o? Chyba chcia� dobi� targu, bo nie czekaj�c na odpowied�, zacz�� wyja�nia�. � Zap�ac� mi za ciebie i za �yw�, i za martw�. Ale za �yw� wi�cej. � Kto zap�aci? � spr�bowa�a raz jeszcze. � P�jdziesz ze mn� jako jeniec. Gwarantuj� ci �ycie a� do czasu, gdy dotrzemy na miejsce. Potem to ju� nie moja wola b�dzie decydowa�. Zna�a kilku, kt�rzy jej nie lubili. Niekt�rzy pewnie �yczyli jej �mierci. Niejaki Dorbisz raz za razem wysy�a� za ni� ludzi, ale nie sprawiali oni wi�kszego k�opotu. Czy�by tym razem to te� Dorbisz? Pr�bowa�a sobie przypomnie�, czy Gniewisz by� u kogo� na s�u�bie, czy nie. Nie mog�a zastanawia� si� zbyt d�ugo. Nie spu�ci�a g�owy, nie mrugn�a. Niezmiennie patrzy�a mu w twarz. � Wypu�cisz ich wolno � wskaza�a r�k� za siebie. � Wszystkich. Z broni�. I tym wszystkim, co b�d� mieli przy sobie. � Ilu was zosta�o? Nie dobili jeszcze targu. � Wypu�cisz wszystkich. � Na takie warunki mog� si� zgodzi�. � Kiwn�� g�ow�. � Oni mnie nie interesuj�. � S�owo. Chc� us�ysze� twoje s�owo. � Masz moje s�owo. � Dalej. Nie �ycz� sobie �adnych sztuczek. Zmarszczy� czo�o, ale doko�czy�: � Masz moje s�owo, �e je�li oddasz mi si� w niewol�, puszcz� ich wolno. B�d� mogli odej��, dok�d zechc�, wraz z tym, co maj� przy sobie. Kiwn�a g�ow� i wr�ci�a mi�dzy bia�e ska�y. Towarzysze patrzyli na ni� oniemiali. Wszystkich?! � I pu�ci� nas?! � Boj� si� nas, psie syny! Gniewisz za p�no poj��, na co si� porwa�! Nie wiedzieli, co o tym my�le�. � Gdyby to kto inny by�, a nie ty � Mi�ow�j popatrzy� na ni�, marszcz�c brew � nie uwierzy�bym. Ale skoro ty m�wisz... � Oci�ale podni�s� si� z ziemi. R�wnie niespiesznie schyli� si� po top�r i zatkn�� go za pas. Wzi�� w r�k� he�m. Za nim podnie�li si� inni i zacz�li zbiera� porozrzucane wok� rzeczy! Getlin wyjrza� ostro�nie spomi�dzy ska�. Gniewiszowi strzelcy opu�cili kusze. Pe�ni niepewno�ci, czujni, gotowi w ka�dej chwili si�gn�� po bro� wy�onili si� spomi�dzy ska�. W lesie, na ma�ej polance czeka� na nich Gniewisz. Jak oceni�a, niewielu ludzi mu zosta�o. Musia� cz�� gdzie� wys�a�, bo tylu a� nie ubili. Z gorycz� pomy�la�a, jaki to pewny musia� by� zwyci�stwa. Popatrzy� teraz na nich niemal z pogard�. � Zgodzili si�? I gdzie ta ich mi�o�� do ciebie, o kt�rej si� tyle m�wi? Gdzie ten szacunek? � Ty nam, Gniewisz, braku szacunku do niej nie zarzucaj. � Mi�ow�j wymownie si�gn�� r�k� do pasa. � Bo ona jedna wi�cej warta ni� dziesi�ciu takich jak ty! � R�b swoje, Gniewisz � wtr�ci�a si�. � Niech od�o�� bro�. Nie powiedzia�a� im. Nie chc� �adnych niespodzianek. � O czym nie powiedzia�a�, Tessano? � spyta� S�awoj. � Od��cie bro� � powiedzia�a. � B�dziecie j� mogli p�niej zabra�. On si� boi podst�p�w. Z oci�ganiem zacz�li odk�ada� �uki, miecze, tarcze, topory, no�e, w��cznie � co kto mia�. Sama sta�a bez ruchu. Gdy sko�czyli i zn�w stan�li w grupie, wci�� rzucaj�c baczne spojrzenia na boki, podszed� do niej Gniewisz i zabra� jej miecz. Pozwoli�a mu, lekko tylko odwr�ciwszy g�ow� i zacisn�wszy z�by. � Tessano! � zawo�a� M�cis�aw, marszcz�c - 10 - gro�nie brew. Nie odezwa�a si�, Gniewisz zabra� jej n�. �uk i ko�czan sama od�o�y�a ju� wcze�niej. � Zwi�za� j� � pad� suchy rozkaz, natychmiast wykonany. � Tessano! � powt�rzy� M�cis�aw. � Powiedzia�a�, �e odejdziemy wolno! � I odejdziecie. Tak jak m�wi�am. � By�a w pe�ni �wiadoma, �e ich nabra�a. Nigdy nie zgodziliby si� na takie warunki. � Czemu nas wszystkich nie bierze? � gniewnie krzykn�� Mi�ow�j. � Bo to za jej g�ow� mi p�ac� � rzek� Gniewisz sucho. � Wasze nic niewarte. � Drogo ci� to b�dzie kosztowa�, Gniewisz! � M�cis�aw zn�w si�gn�� do pasa, ale topora ju� tam nie by�o. � Przemy�l, czy to ci si� b�dzie op�aca�! Gniewisz ogarn�� ich spojrzeniem. � Jak powiedzia�em, nie �ycz� sobie niespodzianek. Ani teraz, ani po drodze. Borowij! Na to has�o strzelcy otoczyli je�c�w. � Nie wa� si� ich wi�za�! � krzykn�a. � Da�e� s�owo! � Ale oni nie dali swego. A� si� pal�, by ci� - 11 - odbija�, a ja ci� na miejsce dowioz�, tak jak zapowiedzia�em. � Getlin! � rzuci�a przez rami� � dajcie mu s�owo, �e mnie odbija� nie b�dziecie! Cisza. Spojrza�a gro�nie na Getlina. � Nie, Tessano � odpar� i pokr�ci� g�ow�. � Przypominam, �e winni�cie mi pos�usze�stwo. � Cisn�a b�yskawic� oczami. � Na duchy podziemi � odpar� � wol� pos�usze�stwo wypowiedzie�, ni� ci� w potrzebie zostawi�. � M�cis�aw! � Milcza�. � S�awoj! � Do�� � wtr�ci� si� Gniewisz. � Borowij, ko�cz spraw�. B�d� mogli odej��, dok�d zechc�. Co� st�amsi�o jej oddech. Otworzy�a szeroko oczy i popatrzy�a na Gniewisza. � Da�e� s�owo! � wydusi�a z siebie. Przerzuci�a przera�ony wzrok na przyjaci� i zwalniaj�cych ju� ci�ciwy strzelc�w. Rzuci�a si� z rykiem w prz�d, ale kto� j� przytrzyma�. Szarpn��. Upad�a, zanim zd��y�a wej�� w zasi�g strza�. Umilk�a wraz ze �wistem ostatniego be�tu. Po w�asnym wyciu w uszach zadzwoni�a jej cisza. Kl�cza�a bez ruchu, z czo�em przy ziemi i zwi�zanymi na plecach r�kami, zaciskaj�c do b�lu powieki. - 12 - � Zakopa� ich � us�ysza�a polecenie. � Ze wszystkim, co maj� przy sobie. Us�ysza�a nowe d�wi�ki: kroki, szurni�cia, stuk metalu o metal. Podnios�a g�ow� dopiero, gdy wyczu�a, �e kto� podszed�. Nie wsta�a. Spojrza�a na Gniewisza pe�nymi oczami. Sta� nad ni� z ponurym wyrazem twarzy, a wiatr targa� jego d�ugie, jasne w�osy. � B�d� przekl�ty, Gniewiszu � powiedzia�a cicho i wyra�nie. R�wno z jej ostatnim s�owem ostatni promie� s�o�ca znikn�� za horyzontem. Wi�c jednak znalaz� si� kto�, kto ci� pokona�. Siwobrody starzec w�adczym gestem nala� wina do z�otego pucharu. Niespiesznie. Odstawi� dzban, uni�s� kielich. Delektowa� si� winem przez chwil�. Siedzia� za sto�em, w swobodnej pozie, a kilka os�b kr�ci�o si� obok, na wyprz�dki odgaduj�c pa�skie �yczenia. Z chwil� jednak, gdy si�gn�� po wino, ulotnili si� tak samo niepostrze�enie, jak wcze�niej niepostrze�enie us�ugiwali. Wielmo�ny Dorbisz odsun�� si� od sto�u, przyjmuj�c swobodniejsz� poz�. Trzymaj�c puchar w d�oniach, opar� �okcie na por�czach - 13 - wysokiego krzes�a, a ufryzowane w�osy u�o�y�y si� falami na ramionach. Na starczym czole po�yskiwa�a z�ota przepaska, b�yska�y dyskretnie zatkni�te w niej rubiny. Podobne, oprawne w z�oto pier�cieni, czerwienia�y na jego palcach. Zapatrzy� si� w bok, mo�e na wisz�cy na �cianie gobelin, na kt�rym to jurny m�odzieniec bra� w posiadanie zdobyt� w�a�nie brank�. Wielmo�ny Dorbisz w pe�nej krasie. Tessana sta�a przed nim z mocno zwi�zanymi na plecach r�kami, kt�re zd��y�y ju� �cierpn��. Musia�a odczeka�, a� wielmo�ny spo�yje wieczerz�. Pewnie dlatego, �e ona od dnia poprzedniego niczego ju� nie jad�a. A wcze�niej te� j� karmiono, byle prze�y�a. Sta�a przed nim w spodniach i koszuli, boso. Pozbawiona oznak wojownika. Brudna, w cuchn�cym ubraniu. Ze zmierzwionymi w�osami, w kt�rych pewnie zago�ci�y ju� wszy. Trzymano j� wprawdzie w osobnym lochu, ale wielu ju� tam przed ni� siedzia�o. Wielmo�ny Dorbisz tymczasem smakowa� wino i t� chwil�. Gdyby wiedzia�a, �e sprawi mu to tak� przyjemno��, to przysz�aby sama, potowarzyszy� mu przy posi�ku. - 14 - � I by�o to mi si� sprzeciwia�? � Zaszczyci� j� w ko�cu spojrzeniem, upijaj�c przy tym kolejny �yk. Skrzywi� si�, co da�o efekt, jakby wino mu nie posmakowa�o. � I na co ci to by�o? � niemal�e z trosk� to powiedzia�. � My�la�a�, �e� taka niepokonana? �e nie ma na ciebie mocnych? � K�amstwem byle kmiotek mo�e pokona� wojownika � odezwa�a si� cicho. To by�o pierwsze zdanie, jakie wyrzek�a, odk�d j� pojmano. Przez ca�� drog� nie odezwa�a si� ni s�owem. Nie dostrzega�a Gniewisza. Bardzo szczera w tym by�a. Nie wiedzia�a, do jakiego stopnia zagniewa�a go i zirytowa�a tym zachowaniem. Nie odezwa�a si� tak�e, gdy dojechali na miejsce. Nie poskar�y�a, gdy publicznie zdarto z niej zbroj� i kaftan. Zacz�to j� g�odzi�. Sama si� do tego przyczyni�a. Odm�wi�a jedzenia brudnej papki. Wieczorem kto� przyni�s� jej pajd� chleba. Rozgl�da� si� wcze�niej trwo�nie, a potem szybko uciek�. Przyj�a. Nie bito jej ani nie maltretowano. Dorbisz chcia� j� tylko poni�y�. Pokaza� wszystkim, �e oto on mo�e z ni� zrobi�, co chce, jak z byle kim. Gdyby wiedzia�, jak ma�o j� to obchodzi... Chyba - 15 - znudzi� si� sytuacj�, bo nerwowym gestem kaza� wyprowadzi� dziewczyn�. Natychmiast dw�ch wartownik�w uj�o j� pod �okcie, wyprowadzi�o na zewn�trz. Sama by wysz�a, ale widocznie Dorbisz takie da� rozkazy. W progu min�� ich Gniewisz. Nie dostrzeg�a go. On j� tak. � W p�tach, a wci�� k�sa � mrukn��. � Wzi��bym j� do �o�a i pokaza�, czym kobieta winna si� zajmowa�. Podszed� do sto�u i nala� sobie wina. Rzecz nie do pomy�lenia, ale by� ju� w komnacie sam z Dorbiszem. � Zawi�� przez ciebie przemawia. I zwyk�a ��dza � odezwa� si� starzec spokojnie. � ��dza � przyzna� Gniewisz, upijaj�c wina. Rzuci� w�ciek�e spojrzenie na drzwi. � Mia�e� j� w swojej mocy. � Si�� mo�na bra� tego, kto si� broni � burkn��. Jak mia� si� przyzna�, �e nie wzi�� jej, bo si� ba�, �e ona to zignoruje. A tego ju� by nie zdzier�y�. Zacisn�� pi�� na kielichu. Zaj�ty w�asnymi my�lami, nie by� �wiadom, �e starzec bacznie go obserwuje i wa�y sumiennie ka�de jego s�owo. � Nie m�wi�e� dot�d, jak uda�o ci si� j� - 16 - pojma�. W walce uleg�a? � spyta� Dorbisz, okazuj�c ciekawo��. Gniewisz zas�pi� si� na wspomnienie tych kilku cios�w, jakie wymienili. �Nie. �Wi�c jak? � Ugodowo. Zawarli�my uk�ad. � Opowiedz. � Znalaz�em j� ko�o Korciego Jaru. Nie sama by�a. Na p�noc si� udawali, nie wiem po co. Dosz�o do starcia. Ma�o nas wtedy by�o, wymkn�li si�. Cofn��em si� po ludzi, a oni umkn�li w stron� Prze��czy Czerniszej. Dogoni�em ich, zanim do niej dotarli. Osaczyli�my ich na zboczu. Jak zabrak�o im wody, zgodzi�a si� negocjowa�. � I da�a si� zwi�za�? Co jej obieca�e�? � �ycie pozosta�ych. � I zgodzili si�? Nie pr�bowali jej odbija�? � Kaza�em ich rozstrzela�. � Co zrobi�e�? � Starzec powoli odwr�ci� g�ow� ku niemu. � Zastrzeli� kaza�em. Nie powiedzia�a im o warunkach umowy, a s�owa, �e jej odbija� nie b�d�, da� nie chcieli. - 17 - � Nie chcieli? Co ona na to? � Wym�wili jej pos�usze�stwo. � Wym�wili jej pos�usze�stwo? � powt�rzy� starzec. � By nie odda� jej w twoje r�ce? Hmm. Ciekawe. Dlaczego ich tu nie przywioz�e�? � Ludzi mi ma�o zosta�o, i prawie sami nowozaci�ni. Starsi, jak po pierwszym starciu dowiedzieli si�, w czym rzecz, wypowiedzieli s�u�b� � m�wi� Gniewisz, wpatrzony w kielich. � Dogadali�my si�, �e przeszkadza� nie b�d� i pieni�dzy za s�u�b� nie wezm�, ale przy�o�enia r�ki do jej pojmania kategorycznie odm�wili. � Hmm � zamrucza� starzec. � Da�e� jej jednak s�owo. � Da�em. I przekl�a mnie za to. Starzec znieruchomia� ze wzrokiem wpatrzonym gdzie� w �cian�. Jego trzymaj�ca puchar r�ka zastyg�a w powietrzu. � Co zrobi�a? � ton starca zabrzmia� nagle sucho i bezbarwnie. � Przekl�a mnie. Palce same si� rozwar�y, a z�oty puchar z brz�kiem uderzy� o blat, wino pociek�o po stole. Gniewisz zaniepokojony zerkn�� na starca. Ten poczerwienia� na twarzy. �y�y na skroniach - 18 - wysz�y mu na wierzch i zacz�y pulsowa� niebezpiecznie. Utkwi� wzrok w Gniewiszu i dr��c� r�k� wskaza� drzwi. � Precz! Gniewisz siedzia� oniemia�y. Jego pocz�tkowe zdumienie przerodzi�o si� w gniew. � Rzuci�em ci j� do st�p! � krzykn��. � Przez pi�� lat drwi�a sobie z ciebie i twoich wysi�k�w i dopiero ja ci j� przynios�em! � Precz, Przekl�ty! � us�ysza� w odpowiedzi. � A �eby to pierwszy raz by�o, jak kto� mnie przeklina! � W�ciekle odstawi� puchar na st�. � Precz! Precz z tego domu! Wydawa�o si�, �e starzec dostanie za chwil� apopleksji. � Stra�! � krzykn�� ochryp�ym ju� g�osem. Jeszcze zanim stra�nicy wbiegli do komnaty, Gniewisz zrozumia�, �e to nie �arty. Pocz�stowa� starca spojrzeniem, w kt�rym zmiesza�y si� strach i zdumienie, i wyszed�. Stra�nicy wyszli za nim. Nikt nie widzia�, jak starzec zacisn�� pi�ci, jak grymas b�lu wype�z� na jego twarz, i jak dwie �zy wyciek�y z jego oczu, by na stole roztopi� si� w ka�u�y ; krwistoczerwonego wina. - 19 - Co� si� sta�o, ale nie wiedzia�a co. Nast�pnego dnia po spotkaniu z Dorbiszem przyszli po ni� do lochu. Wyprowadzili z podziemi, dbaj�c, by si� nie potyka�a. Zaprowadzili j� do �a�ni i zostawili w towarzystwie kilku dziewcz�t. Pozwolono jej si� umy�, wyszczotkowa� w�osy. Dosta�a czysty str�j. Wyczulone zmys�y napi�te mia�a do granic. Kto� tu co� knu�. Gdy zwr�cono jej bro�, uzna�a, �e t� bitw� trzeba przyj�� otwarcie. I przej�� do ataku. �mia�o ruszy�a przed siebie. Dotar�a na dziedziniec. Nikt jej nie broni�. Dosz�a do bramy, nikt jej nie zatrzyma�. Brama by�a otwarta. Przesz�a przez t� bram�. Nic. �adnej zasadzki za w�g�em, �adnej strza�y w plecy. Us�yszawszy swoje imi�, odwr�ci�a si� gwa�townie. W bramie kto� sta�, ale nieuzbrojony. Odziany dostojnie, ale bez przesady. To musia� by� kt�ry� z dworzan. Nie zna�a tego cz�owieka. � Jeste� wolna, Tessano � przem�wi�. � Mo�esz uda� si�, dok�d zechcesz. Mam ci jednak przekaza� zaproszenie od wielmo�nego Dorbisza. � Tu uk�oni� si� lekko, ale z szacunkiem. � Je�li - 20 - odm�wisz, b�dziesz mog�a oddali� si� bez przeszk�d. Zaproszenie? Oddali�? O co w tym chodzi�o?! Uda�a si� za tym cz�owiekiem. Poprowadzono j� z wszelkimi honorami przez naj�wietniejsze dziedzi�ce i korytarze. Wartownicy oddawali jej honory, pot�guj�c dezorientacj�. W ko�cu otworzone na o�cie� drzwi ukaza�y bogato zastawiony st�. Dwa nakrycia. Przy jednym z nich siedzia� pan i w�adca tego zamku � wielmo�ny Dorbisz. Podni�s� si� na jej widok. � Przyj�a� wi�c moje zaproszenie � rzek� dostojnie. � Zrozumia�bym, gdyby� odm�wi�a. Je�li chcia� j� pokona�, wprawiaj�c w zdumienie, to mu si� uda�o. Nie by�aby teraz w stanie wyci�gn�� miecza, nawet gdyby p�dzi�a ku niej banda rozbestwionych wazgro��w � bo by si� ba�a, �e tylko ona ich widzi. � Si�a z�ego by�o mi�dzy nami � odezwa� si� ponownie, marszcz�c brwi. � Przemy�la�em troch� tej nocy. Mo�e jeszcze uda si� co� naprawi� � m�wi� do niej, ale na ni� nie patrzy�. Rozla� wino do z�otych puchar�w. � Nie spoczniesz? Usiad�a. Mia�a przed sob� cz�owieka, kt�ry w - 21 - ci�gu nocy postarza� si� o jakie� dwadzie�cia lat. Dorbisz zasiad� za sto�em, kto� przysun�� mu krzes�o. Nie by�a �wiadoma, �e przed chwil� to samo uczyniono dla niej, ani �e chwil� p�niej zostawiono ich w komnacie samych. Jej wzrok bezwolnie pow�drowa� na st�. Musia�a prze�kn�� �lin�, kt�ra nap�yn�a obficie do wyg�odnia�ych ust: gotowane w warzywach przepi�rki z kasz� gryczan�, kasza j�czmienna na mleku, pasztet z g�sich w�tr�bek z jab�kami, ciemny chleb. Wyczu�a delikatny zapach roso�u. Zacisn�a palce na por�czy krzes�a, by r�ce same nie si�gn�y po jad�o. � Zwa�ywszy, co jada�a� ostatnio � zawaha� si� � z mojej to winy by�o, moje czyste okrucie�stwo � ci�ko mu przysz�o to powiedzie� � kaza�em przygotowa� co� lekkiego. Je�li za� masz jakie� specjalne �yczenia, tylko powiedz. Za du�o tego by�o. � Po co ta gra? � spyta�a. � Czego chcesz ode mnie? Zadr�a�y mu r�ce. � Zgody � odpar�. � Zgody? Teraz? Jakiej zgody? Czego ty oczekujesz ode mnie? � W jej oczach miesza�y si� -22- niewiara, zdziwienie i na nowo obudzona podejrzliwo��. Za�ama� si� pod tym spojrzeniem. Mo�e pozna�, �e nic nie da teatrzyk. Prys�y dostoje�stwo i powaga. Postarza� si� o kolejnych pi�� lat. R�ce opad�y mu bezw�adnie na st� i spocz�y po bokach pustego, z�otego talerza. � Cofnij t� kl�tw� � wyszepta�. St�a�a. Gdzie� w �rodku otworzy�a si�, niezaleczona jeszcze, rana. � Oni mi zaufali � powiedzia�a cicho. � A ja zaufa�am jemu. A teraz oni nie �yj�. Cho� przypadkiem w t� spraw� zostali wmieszani. � Cofnij kl�tw� � powt�rzy� zbola�y. To ju� nie dostojny pan by� i w�adca, ale niewidzialnym brzemieniem przygnieciony do ziemi starzec. � Si�a z�ego by�o mi�dzy nami � m�wi� z rezygnacj� � si�a z�ego ci zrobi�em. Przez pi�� lat musia�a� sypia� z otwartymi oczami z powodu moich ludzi. S�ucha�a w milczeniu tych wyzna�. Przez umys� przep�ywa�y twarze tych, kt�rzy jej zaufali. A kt�rych zawiod�a. � Nieraz pewnie chcia�a� mojej �mierci � ci�gn�� Dorbisz. � Nieraz pewnie chcia�a� mnie zabi�. � Si�gn�� po n�. �ywsza iskra pojawi�a si� - 23 - w jego oczach. � Zabij. Zabierz mi �ycie. Tylko cofnij t� kl�tw�. Siedzia�a poruszona zachowaniem starca, ale milcza�a. Wypu�ci� n� z trz�s�cych si� d�oni. Zakry� twarz. � To m�j syn � za�ka�. � Z nieprawego �o�a, ale to m�j syn. Pierworodny. To przejdzie na dzieci jego i na ca�y r�d. B�agam ci�, Tessano, cofnij t� kl�tw�! Patrzy�a na �kaj�cego starca. Powoli kie�kuj�ce, nie�mia�e wsp�czucie nie mog�o jednak wygra� z j�trz�c� si� ran�. � Oni mi zaufali � powt�rzy�a. Nikt nie broni� jej wyj�cia. Nast�pnego dnia dogoni� j� je�dziec. � Wielmo�ny Dorbisz zapytuje, czego ��dasz. Przystanie na wszystko, co z g�ry zapowiada, tylko powiedz. � Nic, co m�g�by mi da�, nie zwr�ci im �ycia � odpar�a. Przeby�a jeszcze raz t� sam� drog�, tyle �e w odwrotnym kierunku. Chcia�a odnale�� cia�o Tollina. Znalaz�a kopiec ziemi. Przynajmniej tyle, �e nie pozwoli�, by zwierz�ta rozwlek�y go po - 24 - lesie. Odnalaz�a te� pozosta�e kopce, dwa. W pierwszym odruchu chcia�a rozkopa� je i pochowa� ka�dego osobno, ale zrezygnowa�a. Nie by� to wystarczaj�cy pow�d, by zak��ca� im spoczynek. Gdzie� w �rodku zatli�a si� tylko nie�mia�a nadzieja, �e M�cis�awa i Mi�owoja pochowano w jednym grobie. Ukl�k�a przy kopcach, zanurzy�a w ziemi paznokcie. Trwa�a tak, wspominaj�c, a� zm�czone cia�o zasn�o. Zm�czony umys� pracowa�... � Znajdziem te jaskinie, m�wi� wam � M�cis�aw za�mia� si� g�o�no. � Dawno to ju� by�o, jak po tamtych g�rach chadza�em, ale pami�tam, jakby to wczoraj by�o. To m�j kraj i jako smark tam, po tych grotach biega�em. Mam to tu! � Grzmotn�� si� w pier�. � Nie po tych grotach, a za dziewkami �e� gania� � odezwa� si� Milow�j. � Mo�e i po tych grotach by� �azi�, ale �adna tam z tob� i�� nie chcia�a. Gruchn�o �miechem. � A co ty tam wiesz � obruszy� si� M�cis�aw. � A wiem. Bo mnie matula za tob� wysy�a�a, - 25 - coby� czego nie zbroi�, bo� zawsze by� w robieniu pr�dki, jeno w my�li wolny. � A co ty tam wiesz. Matu� ci� za mn� wysy�a�a, �eby� nauczy� si� czego, bo z tego twojego my�lenia to nic ino bida w domu by�a. Bo strasznie ci� to my�lenie m�czy�o i �e� jad�a tyle co dw�ch robotnych tuo�a�. A te jaskinie znam. I jak m�wi�, �e poprowadz�, to poprowadz�. � Oby� poprowadzi� i wyprowadzi�. � Znale�� jaskinie to jedno, a jeszcze musim przez bagna si� wprz�dy przedosta� � wtr�ci� si� Getlin. � Ty, Tessana, bywa�a� w okolicy. � Bywa�am � przytakn�a � ale w g��b si� zapuszcza� nigdy nie mia�am potrzeby, a teraz dobrze by nam by�o na skos je przeci��. Okr��aj�c, si�a czasu tracimy. Jak ju� Skolne Pasmo miniemy, proponuj� na wsch�d skr�ci� i z tamtej strony spr�bowa�. � Dobrze m�wi � wtr�ci� Tollin. � Tak dotrzemy do bagien w miejscu, gdzie najw�sze si� by� wydaj�, a i ludzie jakowy� pono� tam zamieszkuj�, to mo�e jakiego przewodnika znajdziemy. Pokiwali g�owami. - 26 - � P�no ju� � powiedzia�a � a jutro tu� po �wicie wyruszamy. Mi�ow�j, skoro dobro brata tak ci na sercu le�y, popilnujesz go pierwszy, a nas przy okazji. � Zabrzmia�y ciche �miechy. � Obudzisz mnie, jak ksi�yc czwart� cz�� swej drogi przeb�dzie. Potem czuwacie kolejno, tak jak siedzicie, po mnie Tollin, po nim S�awoj. Getlin dzi� odpoczywa. Ockn�a si� nie g�osem Mi�owoja zbudzona, a szumem d�bu rosn�cego nad jego grobem. Ksi�yc przeby� ju� czwart� cz�� zaplanowanej na t� noc drogi. Spojrza�a na mogi�y. Srebrne �wiat�o miesi�ca ods�oni�o pierwsze, nie�mia�e jeszcze, �d�b�a traw, wyros�e na �wie�o spulchnionej ziemi. � Wybaczycie mi kiedy�? � spyta�a. D�by zaszumia�y, ale nie zrozumia�a odpowiedzi. Je�li to w og�le odpowied� by�a. D�ugo wa��sa�a si� po lasach, zanim zawita�a do miasteczka. Wesz�a do gospody. � Pok�j jaki si� znajdzie? � Ano znajdzie. Co si� ma nie znale�� � mrukn�� gospodarz. - 27 - � Witaj, Tessano � us�ysza�a z boku znajomy g�os Tregorza. � Dobrze ci� widzie�. Ju�e�my w Olkanicy byli, gdy wie��, �e Dorbisz ci� wypu�ci�, zawr�ci�a nas z drogi. Czekamy tu na ciebie, pewni, �e w ko�cu si� zjawisz. Chod�, powiesz nam, jak to by�o, bo r�nie ludzie gadaj�. Pi�ciu ich by�o. Pi�ciu spo�r�d tych, z kt�rymi przy jednym ogniu siadywa�a, z kt�rymi zdarza�o si� walczy� rami� w rami�. Pi�ciu spo�r�d tych, kt�rzy �yli... Ci�ko jej si� na s�owa zbiera�o. Czekali chwil�, a� co� powie, w ko�cu odezwa� si� Ziemios�aw. � Nie wiedzia�em, �e w starym Dorbiszu tyle honoru drzemie, �e jak si� dowiedzia�, i� zdrad� ci� pojmano, to ci� wypu�ci�. Nie wiedzia�a, co powiedzie�. Nie wiedzia�a, co wiedz�. Nie czu�a si� na si�ach, by m�wi�. Siedzia�a i s�czy�a piwo. � Odst�p mi go, Tessano � odezwa� si� nagle Tregorz. � Wiem, ty wi�ksze masz prawo, ale pozw�l, bym to ja go zabi�. � Nie. � Twoja wola. � Pochyli� g�ow�. Siedzieli pochyleni nad kuflami. Mo�e si� �egnali z tymi, co odeszli, mo�e ich wspominali, a - 28 - mo�e tylko nie mogli wykrzesa� z siebie energii potrzebnej do rozmowy. Karpacz przerwa� cisz�. � D�ugo my si� wahali, czy ci m�wi�, ale �e�my uradzili, �e tak � westchn�� ci�ko. � Kto� groby rozkopa�. W jej oczach zapali� si� gniew. Potoczy�a wzrokiem po zebranych, pokiwali twierdz�co g�owami: byli, widzieli. � Je�li znajd� u kogo� co� znajomego... � wyszepta�a, nie doko�czy�a. I tak wiedzieli, �e je�li, to tego kogo� spotka surowa, acz sprawiedliwa kara. Nic wi�cej istotnego sobie tego wieczoru nie powiedzieli. Wi�kszo�� czasu przesiedzieli, milcz�c. Udawali si� na wsch�d. Chcieli, by posz�a z nimi. Odm�wi�a, nie naciskali. Chcia�a wyruszy� sama. Rozumieli. Ale ona wcale nie zamierza�a szuka� Gniewisza ani zemsty na nim. Ta sprawa by�a ju� zamkni�ta. Zasypana ziemi�. Jedynie niezasklepiona rana j�trzy�a si� gdzie� pod sercem, piek�c. W��czy�a si� bez celu przez kilka dni, a� droga w dziwne lasy j� zaprowadzi�a. Mroczno tu by�o. Pachnia�o st�chlizn�, a w powietrzu czu�o si� wilgo�. Grunt ugina� si� pod stopami. Ale to nie - 29 - by�y zwyczajne moczary. Czu�o si� tu jak�� obco��, wrogo�� rosn�cych tu drzew, jakby chcia�y przep�dzi� intruza. A mo�e ostrzec? Brak�o przyjaznych ptasich za�piew�w, to, co rozbrzmiewa�o mi�dzy konarami, brzmia�o dziwnie i chorowicie. Nawet woda pod stopami bulgota�a, jakby to nie woda by�a, a co�... g�stszego, bardziej lepkiego. Czu�a niepok�j, a jeszcze gdzie� za plecami zahucza�o co� ponuro. Sowa, zwiastun z�ych nowin... Otrzepa�a si� � nie nale�y ulega� takim nastrojom, bo to si� zawsze �le ko�czy. Poprawi�a jednak tobo�ek na plecach i przyspieszy�a. Im szybciej opu�ci ten las, tym lepiej. Co� zawy�o przeci�gle za jej plecami. To ju� nie sowa by�a. Obejrza�a si�, ale nie dostrzeg�a niczego niepokoj�cego. Zn�w przyspieszy�a. Mrok zg�stnia�. Drzewa zaszumia�y, mocniej tr�cone wiatrem. Poczu�a na twarzy pierwsze krople deszczu. B�ysn�o. Roz�wietli�o powykr�cane konary i rosochate pnie. Przez my�l jej przesz�o, �e ten las jest chory. Pojawi� si� l�k. Za plecami zn�w co� zawy�o. Wiatr, na pewno wiatr. G�os si� powt�rzy�, a l�k w ko�cu znalaz� do niej dost�p. To m�g�by by� wiatr � gdyby nie - 30 - wo�a� jej po imieniu. � Tessano...! Odwr�ci�a si�. Drzewa, cie� i deszcz pozwala�y widzie� ledwie na kilka krok�w. Zn�w b�ysn�o. Jaka� posta� mign�a jej przed oczami. Poprawi�a miecz, sprawdzi�a, czy nic go nie blokuje, �aden pasek, �aden naderwany trok. Tym razem g�os nadszed� z boku. � Uciekaj, Tessano! Przystan�a. W �wietle kolejnej b�yskawicy zobaczy�a drobn� posta� mi�dzy drzewami, wyci�gni�tym ramieniem wskazywa�a kierunek. I jak poprzednio znik�a wraz z b�yskawic�. Zn�w co� zawy�o. Okr�ci�a si� par� razy, przeczesuj�c wzrokiem otaczaj�cy j� mrok, czy zza kt�rego� pnia co� nie wyskoczy. � Uciekaj! � zn�w g�os, b�yskawica i wskazuj�cy kierunek cie�. � Upiory s� na twym tropie! Pod��aj� twym �ladem, a pe�no w nich gniewu i nienawi�ci! Tam! Tam drog� znajdziesz! � B�ysk i cie�. I wisielczy g�os za plecami. � Tessano...! � Uciekaj! Pu�ci�a si� biegiem we wskazanym kierunku. - 31 - Deszcz o�lepia�. Bieg�a, nie my�l�c, kim by�a posta�, kt�ra j� ostrzeg�a, ani sk�d nagle wzi�a si� w lesie ta droga. P�dzi�a, nie�wiadoma, �e drzewa rozst�puj� si� przed ni� i zast�puj� tu� za ni�. Gdy wypad�a z lasu, ju� nie grzmia�o, ale z nieba la�y si� potoki wody. Zmywa�y stopniowo jej �lad i jej zapach. Bieg�a dalej, a przemoczona gleba ugina�a si� spr�y�cie pod stopami. Zatrzyma�a si� w najbli�szej wiosce. Ugoszczono j� serdecznie. Nakarmiona, pozwolono przespa� si� i podsuszy� ubranie. Rano powita�y j� promienie s�o�ca. Po burzy zosta�o lekkie uczucie wilgoci w powietrzu, po upiorach ni �ladu. Zmieni�a zdanie. Dogoni�a Ziemios�awa, Tregorza i reszt�. Pojecha�a z nimi na wsch�d. Chcieli jej odda� dow�dztwo, nie zgodzi�a si�. Gniewisz siedzia� w szynku ponury i z�y, s�cz�c kolejne piwo. Co zrobi� �le? Z zadania si� wywi�za�, cho� nikomu przed nim to si� nie uda�o. I jeszcze �yw� przywi�z�! �e s�owo z�ama�? A stary co? Teraz taki cnotliwy si� zrobi�, jak ju� z zamku ledwie co si� rusza. - 32 - W�ciekle uderzy� pi�ci� w st�. Zad�wi�cza�y kufle. No i co, �e go przekl�a? Inaczej by �piewa�a, jakby mu j� stary da�. � Ju� ja bym wiedzia�, co z dziewczyn� zrobi� � zamrucza� przez z�by. Ale Dorbisz zabroni�. I przegna� precz. Za wiern� s�u�b� pokaza� mu drzwi. � Trzeba by�o syna z dworsk� dziewk� nie p�odzi� � burkn�� i wsta�. Opu�ci� tak ober��, jak i wie�. Wci�� nie wiedzia�, co ze sob� zrobi�. Niby mia� plan, �eby na p�noc si� uda�, tam si� zaci�gn��, ale niespiesznie mu by�o te ziemie opuszcza�. Od ludzi stroni�, cho� w�a�nie w�r�d ludzi powinien si� obraca�, by j�zyka zasi�gn��, kto, przeciw komu i jak� wypraw� zbrojn� szykuje, i ile p�aci. Zamiast tego szw�da� si� po lasach. Nadszed� jednak w ko�cu ten dzie�, kiedy postanowi� mi�dzy ludzi si� uda�. Gdzie� w pobli�u powinno by� miasteczko, ale kt�ry� ju� dzie� nie m�g� na nie trafi�. Te lasy by�y mu obce. W ko�cu jednak szcz�cie si� u�miechn�o do niego i mi�dzy drzewami zobaczy� bry�� domostwa. B�dzie kogo o drog� - 33 - spyta�. Przed cha�up� jaki� cz�owiek r�ba� drwa, obok dwoje dzieciak�w pl�sa�o mi�dzy bierwionami. Na widok obcego zamar�y, po czym uciek�y do chaty. M�czyzna natomiast wyprostowa� si� i mocniej uj�� siekier�. � Nie w z�ych zamiarach przyby�em � odezwa� si� Gniewisz. � 0 drog� chc� jeno spyta�, cho� jakbym chleba kawa�ek dosta�, pocz�stunkiem bym nie wzgardzi�. Od wielu ju� dni po tych lasach w�druj�. Drwal patrzy� na niego chwil�, potem wskaza� chat�. Gniewisz zsiad� z konia, uwi�za� go i, zostawiwszy na zewn�trz bro�, wszed� do izby. Mocno si� przy tym musia� schyla�, bo wej�cie by�o niskie. Powita�y go trzy pary wystraszonych oczu. � Witajcie. Nie us�ysza� odzewu. Za nim wszed� do izby drwal. � �ana, kaszy zosta�o, go�cia pocz�stuj. Usiedli przy stole. Kobieta zakrz�tn�a si� wok� kuchni. Niewielkie okienko wpuszcza�o niewiele �wiat�a, ale te� i w izbie nie by�o co ogl�da�. St�, sto�ki, kilka p�ek na �cianach, piec. � Z daleka jedziecie? � zagada� drwal. - 34 - � Ano, z daleka � grzeczna, a ostro�na odpowied�, niezach�caj�ca do dalszych pyta�. Tote� gospodarz wi�cej nie pyta�. Kobieta postawi�a talerz przed Gniewiszem. Odesz�a szybko, szepn�a co� do m�a, ale tylko �pozna�y" Gniewisz zrozumia�. Gospodarz zerkn�� na go�cia. �ana przycupn�a w k�cie, dzieci si� przy niej schowa�y, drwal trwa� nieruchomo przy stole. S�ycha� by�o ka�de stukni�cie �y�k�, ka�dy g��bszy oddech. Gdzie� przelecia�a mucha. � O drog� chcia�em spyta� � odezwa� si� Gniewisz. � Miasteczka szukam. Drwal patrzy� na go�cia, a dziwna bruzda pojawi�a mu si� na czole. Nagle wsta�, podszed� do pieca. Zderzy� si� niemal�e z �an�, kt�ra niewiele wolniej ruszy�a w tym samym kierunku. Drwal odsun�� j� stanowczym gestem, za co odwdzi�czy�a si� gniewnym spojrzeniem. Ust�pi�a jednak. Si�gn�� po chleb, u�ama� spory kawa�ek i owin�wszy go w p��tno, poda� Gniewiszowi ze s�owami: � Kimkolwiek jeste�, id� swoj� drog�. Gniewisz popatrzy� zdziwiony: ugo�cili, chlebem cz�stuj�, a drogi wskaza� nie chc�. � Mo�e za go�cin� m�g�bym si� jako� - 35 - odwdzi�czy�? � Id� swoj� drog�, cz�owieku. Co mu zosta�o. Wzi�� ofiarowany chleb i ruszy� w bory. Ponownie otoczy�y go drzewa, ponownie ich ga��zie by�y mu dachem nad g�ow�. Wypatrywa� oznak ludzkiej bytno�ci. Kr��y�, kluczy�, szuka�. Las zrobi� si� nagle ponury i mroczny. Zbiera�o si� na burz�. Przez korony drzew prze�witywa�o wprawdzie niebo gdzieniegdzie, ale przys�oni�te teraz nisko wisz�cymi nad ziemi� chmurami. Gniewisz zsiad� z konia i zacz�� si� rozgl�da� za jakim� schronieniem. Widzia� na kilka krok�w zaledwie � tak mrok zg�stnia�, gdy znalaz� os�oni�ty cz�ciowo wiatro�omem zak�tek. Nie schowa� si� tam jednak�e, bo nagle chmury rozpierzch�y si� i struga �wiat�a sp�yn�a w d�, pot�guj�c dookolny mrok. Zmru�y� oczy. W s�onecznym blasku dostrzeg� pokurczon� posta�, ale zaraz potem mroczny cie� ponownie zaleg� pod drzewami. A potem zrobi�o si� bardzo cicho. Umilk� wiatr, umilk�y i drzewa. � Witaj, Przekl�ty � mroczny g�os potoczy� si� echem mi�dzy drzewami. - 36 - Zadr�a�. I na imi�, jakim go powitano, i na widok postaci, kt�ra zn�w ukaza�a si� jego oczom. Wied�ma. Za�mia�a si� piskliwie, widz�c jego reakcj�. Do lasu powr�ci�y zwyczajne d�wi�ki. � Chod�. Z mojej strony nic ci nie grozi � powiedzia�a p�g�osem. Ten g�os ni�s� w sobie jak�� moc, jak�� si��, kt�rej trzeba by by�o si� opiera�. � Tobie ju� nic nie grozi, Przekl�ty. Stara� si� zapami�ta� drog�. Niewiele by� jednak w stanie rozezna� w ciemno�ci, a du�o uwagi musia� te� po�wi�ca� przewodniczce, kt�ra pomyka�a lasem, za nic sobie maj�c tarasuj�ce drog� pnie, wykroty czy chaszcze. Zaprowadzi�a go do, jak przypuszcza�, swojego domostwa. Niewielkie to by�o gospodarstwo, ale wied�ma nie tego wymaga�a od �ycia co inni. Rozejrza� si� w progu niepewnie. Chata mia�a dwie izby, ta do kt�rej zosta� wprowadzony, wygl�da�a nawet zwyczajnie. Jedynie wiechci zi� r�nych wi�cej tu by�o porozwieszanych ni� po wiejskich domostwach. W ciemniejsze k�ty po prostu ba� si� zagl�da�. Zerkn�� ku powale. Chata nie strzech�, a gontem kryta by�a, dach wygl�da� solidnie, ale wola�by ju� mie� znaleziony - 37 - wiatro�om nad sob�, a le�n� �ci�k� pod stopami, ni� tu burz� sp�dzi�. Cho�, jak m�wiono, piorun w wied�my cha�up� nigdy nie strzeli. Sta� tak, dwa kroki za progiem. � Masz, jedz � rzek�a wied�ma i postawi�a na stole mis�. � Jedz. To zwyk�a kasza i zwyk�e mleko, kozie. Szybko prze�ama� opory: g�upot� by�oby obrazi� gospodyni�. A te� i wied�ma dobrze odgad�a, �e g�odny by�. Od�o�y� tarcz� i miecz, wyj�� top�r zza pasa � tu i tak by mu si� nie przyda�y. Zabra� si� do jedzenia. By nie patrze� na staruch�, rozgl�da� si� po izbie. Poczernia�y od sadzy strop zwiesza� mu si� prawie nad g�ow�. W jednym miejscu tramy wyra�nie nosi�y �lady ognia, ale inne musia�y by� wymienione. Gdy napotka� wzrokiem zwisaj�cy w k�cie p�k biedrze�ca, odwr�ci� szybko g�ow�. Nawet nie chcia� wiedzie�, co tam si� wi�o pomi�dzy usch�ymi �odygami. W pewnym momencie zda�o mu si�, �e �ciany si� ruszy�y i pow�drowa�y ku sobie, a pomieszczenie zmala�o. Nie, to musia�o by� z�udzenie. Patrzy� w mis� i czu� si� coraz bardziej nieswojo. - 38 - � Nie grzmi � odezwa� si� ponuro. Nie w smak mu te� by�o, �e wied�ma stoi obok i mu si� przygl�da. � Przesz�o bokiem. Pomarszczona, szara twarz wykrzywi�a si� w u�miechu, a g�sto przecinaj�ce j� zmarszczki pog��bi�y. � Nie przesz�o � odpar�a. Jej szept brzmia� teraz jak pie�� sm�tna, szum odleg�ych li�ci, cho� nie spos�b by by�o wy�uska� z tego melodii. � Nie przesz�o. To nad twoj� g�ow� chmury si� zbieraj�. � Zmru�y�a zadowolone �lepia. Nagle ruszy�a si� i pocz�apa�a wzd�u� sto�u. Stan�a mu za plecami. Spi�� cia�o, jak do skoku, ale nie drgn��. Jej r�ce zawis�y nisko nad jego g�ow�, nie dotkn�a go jednak. Zacz�a wykonywa� powolne, koliste ruchy, jakby matczynym gestem mierzwi�a mu w�osy. G�ow� odchyli�a do ty�u i wci�� z wyrazem lubo�ci na twarzy, przymkn�a oczy. Zamrucza�a co� niezrozumiale, nim odezwa�a si� s�owami: � Ju� raz twoja ��dza omal do zguby ci� nie przywiod�a. Ale to zwyk�a dziewka by�a, kt�ra du�o m�wi i nieraz ju� tak innych, jak i sw�j los przeklina�a. - 39 - W jego pami�ci pojawi� si� obraz p�le��cej na sianie dziewczyny. Dziewczyny, kt�ra tak krew w nim wzburzy�a, �e si� nie opanowa�. Z pochylon� g�ow� opiera�a si� na r�kach, a d�ugi z�oty warkocz otula� si� jej wok� szyi i opada� na j�drne, ods�oni�te piersi. Siedzia�a tak, oddychaj�c jeszcze szybko, gdy on sta� obok i ko�czy� dopina� pas. Chcia� j� zabra� potem ze sob�, po dobroci pyta�, ale nie chcia�a. Przekl�a go. Wied�ma da�a mu czas na te wspomnienia, ale po chwili jej monotonny p� szept p� �piew zn�w si� rozleg� w izdebce. � Teraz jest inaczej. Zupe�nie inaczej. Tessana niewiele m�wi i nigdy s�owa danego nie z�ama�a ani k�amstwem ust nie splami�a. � Wied�ma unios�a brwi, jakby tym sposobem chcia�a unie�� powieki. � To dlatego jej s�owa Maj� Znaczenie. Zamar�. � Nawet ona nie ca�kiem zdaje sobie spraw� z tego jak wielkie. Zachichota�a z�owieszczo, bo z jego nag�ego dr�enia pozna�a, �e zrozumia�. Zrozumia�! � Sk�d tyle wiesz, wied�mo? � spyta� zmartwia�ymi ustami. - 40 - � Sk�d? Hm. Ja du�o wiem � zamrucza�a. � Du�o. Hmm. Tak... jest ju� na twoim tropie, a ciemne chmury nad twoj� g�ow� s� dla niego wskaz�wk�. Tym razem podszed�e� na kraj przepa�ci, a kamienie usun�y ci si� spod n�g. I na co ci to by�o, Gniewiszu? Spodoba�a ci si� jak wielu innym. I tak jak innych ci� odtr�ci�a. Ale ty, w swej dumie i pysze, nie chcia�e� si� z tym pogodzi�. Chcia�e�, aby to ciebie wybra�a. Chcia�e� by� tym, w kt�rym ona dostrze�e m�czyzn�, a nie tylko wojownika. Siedzia� jak sparali�owany, nie chcia� wierzy� w to, co s�ysza�. � Chod�! � krzykn�a nagle z moc�. � Poka�� ci go! Poci�gn�a go ku drzwiom. Te otworzy�y si� na o�cie� i ukaza�y polan�. Ale jaka� wi�ksza by�a teraz ta polana i szara, odarta z zieleni. Gniewne chmury si� nad ni� k��bi�y, a widoczne z daleka drzewa powykr�cane mia�y pnie i konarami wygra�a�y nie wiadomo komu. � Tam czai si� tw�j los, Przekl�ty! W mroku, samotno�ci i ch�odzie! Nie widzia� nic, ale wiedzia�, �e tam, na granicy sparszywia�ego lasu, kryje si� co� - 41 - nieuchronnego, co�... z�ego. � Jak go zatrzyma�? � wyszepta�. � Zatrzyma�? � za�mia�a si� skrzekliwie. � Chcia�by� zatrzyma� sw�j w�asny los, zanim si� z tob� po��czy? Stali wpatrzeni w obraz za drzwiami, przepe�nieni odmiennymi uczuciami. G�os wied�my zrobi� si� monotonny. � Ka�dy z nas ma sw�j los, kt�ry drzemie gdzie�, rozproszony po �wiecie, mi�dzy drobinkami kurzu i py�u, mi�dzy li��mi le�nej �ci�ki czy kroplami rosy � do czasu, gdy kto�, co� go nie zbudzi. Ona zbudzi�a tw�j los. Obudzi�a te jego drobinki, kt�re w ciemno�ci si� rodzi�y, i one zebrawszy si� razem, wyruszy�y, by ci� odnale��. � Co mam robi�? � szepn�� wstrz��ni�ty. Nie m�g� wzroku oderwa� od tego, co widzia�: od szaro�ci, gniewu i chaosu. � Ty, nic. Nie mo�na odwr�ci� losu, gdy ten ju� wyruszy�. � A gdyby zbudzi� pozosta�e cz�stki? � One ju� umieraj�, a ostatnia zniknie, gdy los ci� odnajdzie. � A gdyby je u�pi� na powr�t? � Odsun�� to, co nieuchronne? � za�mia�a si�. - 42 - � �mier� te� ci� nie wybawi, bo on za tob� pod��a, nie za twym cia�em. Wyt�aj�c ca�� si�� woli, odwr�ci� wzrok od polany. � Nie wierz�, by odwr�ci� tego nie by�o mo�na. Powiedz, czego chcesz, wied�mo. Nie przez przypadek m�wisz mi to wszystko. � Tak � zamrucza�a. � Nic za darmo. � Powiedz wi�c, czego chcesz. I jak mam si� ratowa� � jaka� moc i si�a pojawi�y si� w jego g�osie. � Na nic mi tw�j ratunek, bo ja chc� twojej krwi, Przekl�ty. Cofn�� si� gwa�townie p� kroku. Za�mia�a si� na to. � Nie, nie wszystkiej i nie teraz. Jeszcze zbyt czysta. Spotkamy si�, jak tw�j los si� dope�ni, i wtedy dobijemy targu. � Daj mi szans�, wied�mo. � Mia�abym si� pozbawi� tak cennego surowca? � Pokr�ci�a g�ow�. Przygl�da�a mu si� zmru�onymi �lepiami, nie taj�c b�ogiego u�miechu, a mocno zadzieraj�c g�ow�, bo by� znacznie wy�szy od niej. � Ale powiem ci � rzek�a polubownie � bo - 43 - tobie nic ju� nie pomo�e. Ona mog�aby cofn�� to, co nieuchronne. U�pi�, co rozbudzone, wskrzesi�, co wygas�e. Przynajmniej, dop�ki zn�w kto� czerni nie wzbudzi � doko�czy�a szyderczo. Gniewisz spu�ci� g�ow�. � Ona mi nigdy nie wybaczy � szepn��. Dopiero teraz to zrozumia�. � Pami�taj, Przekl�ty. Spotkamy si� wtedy i dobijemy targu. Opu�ci� domostwo wied�my przybity. Jednak wraz z pierwszym b�yskiem porannego s�o�ca prys�y mroki dnia poprzedniego. Mia� wok� siebie zwyk�y, szumi�cy las. Skarci� si� za dawanie wiary snom. Odnalaz� w ko�cu miasteczko. Na widok pierwszego oddzia�u zbrojnych powr�ci�y ponure my�li i wspomnienie Dorbiszowego zamku. Odnalaz� gospod�. Ober�ysta szybko przyni�s� jedzenie i piwo. Sk�oni� si� s�u�alczo i nie odchodzi�. � Pok�j pewnie potrzebny b�dzie � za�piewa� niemal�e. � B�dzie � odpar� Gniewisz oschle. Ober�ysta rozpromieni� si� i ju� mia� odej��, gdy Gniewisz rzuci� na st� monet�. -44- � I dziewk� jak� sprzedajn� mi sprowad�. Tylko �eby s�omiane w�osy i oczy zielone mia�a. � Z�ote w�osy i oczy zielone, to� takie najdro�sze s�! � za�ka� ober�ysta. Gniewisz spojrza� na niego gro�nie i doda�: � I chc�, �eby czysta by�a. � I czysta do tego! � Ober�ysta r�ce za�ama�. � I gdzie ja tak� dziewk� znajd�?! � Jak poszukasz, to znajdziesz. � Za monet� pow�drowa�a druga. Sprowadzono mu dziewk�. Szybko, widocznie karczmarz zna� miejsca, gdzie szuka� nale�a�o. W�osy mia�a jasne, ale oczy niebieskie. Pachnia�a kwiatami, ale nietkni�ta nie by�a. Pomy�la�, �e trzeba b�dzie g�ow� zmy� karczmarzowi: z�ota wzi�� jak za nietkni�t�. Okowity przyni�s�, pewnie my�la�, �e pijany go�� nie zauwa�y. Zauwa�y�, ale wraz z podnieceniem opu�ci�y go gniew i napi�cie. Usiad� na ��ku. Opar� si� plecami o �cian�, odchyli� g�ow� i zamkn�� oczy. Czu� spok�j. Przez zamkni�te powieki przedar�o si� troch� ksi�ycowego �wiat�a. Otworzy� oczy i spojrza� na dziewczyn�. Siedzia�a na ��ku, wpatrzona w niego szeroko otwartymi oczami, zaci�ni�t� pi�stk� zagryza�a - 45 - z�bami, jakby t�umi�a krzyk. Podbr�dek dr�a� jej lekko, a oczy si� szkli�y. R�k� przytrzymywa�a skraj sukienki, aby os�ania� jej cia�o. � Ty � wydusi�a z siebie � ty jeste� przekl�ty. Przekl�ty! Poderwa�a go tym cichym okrzykiem. Cofn�a si� przed jego r�k�. Zeskoczy�a z ��ka. � Przekl�ty! O, ja nieszcz�sna! � Pop�yn�y �zy. � Zaczekaj! � Z�apa� j� za r�k�. Krzykn�a jak dotkni�ta rozpalonym �elazem. Pu�ci� j�. Uciek�a. Zosta� na �rodku izby. Podni�s� do oczu zaci�ni�t� pi��. � Wi�c spe�nia si� twoja kl�twa, Tessario � wyszepta� przez z�by. Opu�ci� miasteczko. Przy najbli�szej okazji d�ugo wpatrywa� si� we w�asne odbicie, we w�asn� twarz, o�wietlon� ksi�ycowym �wiat�em. Spodziewa� si� pi�tna wypalonego na czole. Nie dostrzeg� nic. � Jak pozna�a? � wyszepta�. Kr��y� po lasach, a lato mija�o powoli. Teraz tym bardziej niech�� go ogarnia�a na my�l o - 46 - wyje�dzie i tym g�o�niej rozum podpowiada�, �e wyjecha� powinien. Nie tylko on stroni� ju� od ludzi, ale i ludzie zacz�li ucieka� przed nim. Nie spos�b jednak ca�y czas kr��y� samotnie po puszczach. Kt�rego� dnia napotka� sporej wielko�ci wie� i postanowi� jej nie omija�. Jak nie do tej, to musia�by zawita� do innej. Ta r�wnie dobra jak ka�da. Wszed� mi�dzy zabudowania. Widzia�, jak psy przed nim umykaj�. Jak kobiety zgarniaj� w po�piechu dziatw� z podw�rek, porzuciwszy wszelkie zaj�cia i sprz�ty. S�ysza� zatrzaskiwane drzwi. Szed� niespiesznie, prowadz�c konia za uzd�. Drog� zagrodzili mu ch�opi. Stan�li przed nim zwart� �aw�, uzbrojeni w co popad�o. Zatrzyma� si�. � Kowala we wsi macie � odezwa� si� ponuro. � Konia chcia�em podku�. Zap�ac�. Jeden z wie�niak�w wysun�� si� p� kroku przed pozosta�ych, splun�� w bok. � Zachowaj z�oto swoje dla siebie � powiedzia�. � Nie chcem ci� tu. � Konia jeno podku� chcia�em � powt�rzy� Gniewisz. � Nie zabawi� d�ugo. - 47 - � Nie chcem ci� tu � powt�rzy� ch�op. � Swoj� drog� id� i kl�twy nam do wsi nie sprowadzaj. Gniewisz nie drgn��. Ch�opi zrobili ostro�ny krok w prz�d, widzieli, �e z wojem maj� do czynienia. Kt�ry� splun�� przez rami� i poprawi� uchwyt na wid�ach. Gniewisz si�gn�� d�oni� po bro�. Nie b�d� go byle kmiotkowie ze wsi przep�dza�! Mierzyli si� wzrokiem, gdy jaka� posta� wy�oni�a si� spomi�dzy zabudowa�. Odwa�nie wkroczy�a pomi�dzy ch�op�w a obcego. � G�upi� ty, Siemiej. � Niebagateln� musia�a mie� we wsi pozycj�, �e na takie s�owa sobie pozwala�a. � Kl�twa za nim idzie i ani jej w g�owie we wsi przystawa�. G�os mia�a czysty i d�wi�czny. � Chod�, Pot�pie�cze, tam polana jest w lesie, spocz�� b�dziesz tam m�g�. Odprowadzono go wrogimi spojrzeniami. Kobieta by�a niem�oda, ale cia�o wci�� mia�a gibkie, a krok spr�ysty. Przygl�da� si� jej postaci, jej d�ugim, zakrywaj�cym plecy w�osom, czarnym i b�yszcz�cym. Bosym stopom, kt�re co chwila ukazywa�y si� spod sp�dnicy. Zaprowadzi�a go na polan�, gdzie w odosobnieniu sta�o niewielkie - 48 - domostwo. W pobli�u pas�o si� kilka k�z. � Spocz�� tu mo�esz. St�d ci� nie wygoni�. Od�o�y� bro� i usiad�. � G�odny�? Nie odpowiedzia�, ale wystarczy�o jej w oczy mu spojrze�. Schowa�a si� w chacie. Wysz�a, nios�c talerz zupy. � Podejrzliwy� � odezwa�a si�, widz�c, �e niespiesznie si� do jedzenia zabiera. � To kozie mi�so, a ja nie wied�m� jestem, a zielark�. Usiad�a przy nim. Przygl�da�a mu si�, jak je, nie kryj�c si� z tym. � Co� ty zrobi� takiego? � westchn�a, ale to wcale nie by�o pytanie. � Jak poznali? � spyta� ponuro. � Nie wiem. Po prostu patrzysz i wiesz. To ju� nied�ugo, prawda? � tym razem te� nie czeka�a na odpowied�. � Im bli�ej, tym �atwiej pozna�. Siedzia� pod drzewem, s�o�ce �wieci�o mu na buty. Wok� lata�y trzmiele. Wiatr przyni�s� zapach przekwitaj�cego wrzosu. Jad� przyniesion� mu straw�. Rozmawia�. Dawno ju� z nikim nie rozmawia�... � Du�o wiesz � odezwa� si�. � Powiedz mi, jak to cofn��. - 49 - � Cofn��? � Spojrza�a na niego ze wsp�czuciem. � Popatrz tam. W�a�nie szybuje w powietrzu li��. Co� oderwa�o go od ga��zi i teraz unosi si� w powietrzu, by opa�� nied�ugo na ziemi�. Jak chcia�by� to cofn��? � Nie jestem li�ciem unoszonym przez wiatr. � A czym jeste�? Milcza�. � Ka�dy ma gdzie� ukryty sw�j los i dla ka�dego nadchodzi taki dzie�, �e ten los si� zbudzi. Dobry lub z�y. W dzieci�stwie b�d� na staro��. Mo�e si� dope�ni� natychmiast, a mo�e nie. W twoim wypadku by�a to kl�twa i dlatego zbudzi�a tylko to, co czarne i mroczne. Tobie dano czas i korzystasz z tego, uciekaj�c. Ale to ju� nied�ugo. Potem b�dziesz ju� tylko wype�nia� swoje przeznaczenie. � Powiedziano mi � zacz�� niepewnie � �e gdyby ona cofn�a... � Ona? Wi�c wiesz, kto to by�? Tak, gdyby ona cofn�a, to mo�e. � Co mam robi�? � Opu�ci� r�ce, mo�e zrezygnowany, a mo�e dlatego, �e je�� sko�czy� i nie by�o potrzeby r�k w g�rze trzyma�. � Popro� j� o wybaczenie. Jeszcze masz czas. - 50 - Pokr�ci� g�ow�, popatrzy� w dal przed siebie. Mog�aby przysi�c, �e oczy zaszkli�y mu si� �zami, ale wra�enie zaraz znik�o. � Ona mi nigdy nie wybaczy. � Odwr�ci� si� ku zielarce. � Musi by� jaki� inny spos�b. Powiedz mi, prosz�. Wszystko zrobi�. � Wszystko? � spyta�a smutno. � Wszystko to ty ju� zrobi�e�. To jej s�owa zbudzi�y tw�j los, ale czy to nie z twoich czyn�w zrodzi�y si� jej s�owa? Zwiesi� tylko g�ow�. � Mo�esz zosta� na noc, jak chcesz � powiedzia�a. � A teraz rozkulbacz konia, zaprowadz� go do kowala. Zosta� na noc. � Dlaczego pozwalasz mi tu by�? � spyta� przy wieczerzy, kt�r� spo�ywali wsp�lnie w izbie, w smutnych nastrojach. � Bo mi ciebie �al. Nie wiem i nie chc� wiedzie�, co takiego zrobi�e� ani komu, ale... znam takich, kt�rych bym przekl�a, gdyby to co� da�o. Wsta�a i zacz�a krz�ta� si� po kuchni, by przygotowa� gospodarstwo na nast�pny dzie�. A on siedzia� i przygl�da� si� jej postaci... Dawno ju� z nikim nie rozmawia�. - 51 - Dawno ju�... Podszed� i delikatnie po�o�y� jej r�ce n