16447
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 16447 |
Rozszerzenie: |
16447 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 16447 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 16447 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
16447 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Chmielewska Joanna - Zapalniczka
Zapalniczka sto�owa by�a du�a prawie jak p� kartonu
mleka, z pi�knego, ciemnego drewna, ozdobiona czarn�
emali� i paseczkiem srebra, owalna, prawdopodobnie
przeci�tnie droga. Zawiera�a w sobie zdumiewaj�co
du�o gazu i wystarcza�a na niesko�czono��, ponadto
stanowi�a wzruszaj�c� pami�tk�.
No i kto� mi j� podw�dzi�.
Nie by�o mnie w domu, tkwi�am gdzie� w Europie,
pozostawionego dobytku za� pilnowa�o kilka os�b,
wymieniaj�cych si� wedle jakiego� harmonogramu,
u�o�onego mi�dzy sob�. Ka�dy wtedy, kiedy m�g�, co
nie by�o �atwe i proste, bo wszyscy albo pracowali, albo
studiowali. W dodatku dom by� w trakcie urz�dzania i
pl�ta� si� po nim ca�y t�um rzemie�lnik�w, fachowc�w,
dostawc�w i w og�le obcych ludzi, a jedyn� rozumn�
istot�, kt�ra zapisywa�a kto, kiedy i co robi�, by�a moja
siostrzenica, Ma�gosia. W ka�dym razie stara�a si�
zapisywa�.
Kr�tko przed moim powrotem zadzwoni�a do mnie na
kom�rk�.
- S�uchaj, tu si� pcha ogrodnik. Niejaki pan Mirek.
Co mam z nim zrobi�?
- Wygo� go! - odpar�am ostro, bez sekundy namy-
s�u.
- Ja mog�. Ale trafi� na Julit�, a ona delikatna. I
um�wi�a si� z nim na jutro, a mnie akurat wtedy nie
b�dzie.
- To niech go Julita wygoni. Niech si� z nim um�wi,
gdzie chce, byle nie u mnie. I niech si� nie narwie
przypadkiem na te jego demoniczne uroki, bo wyjdzie
na tym jak Zab�ocki na mydle. Ostrze� j�.
- Zdaje si�, �e ju� si� narwa�a - westchn�a sm�tnie
Ma�gosia. - Ale dobrze, zrobi�, co mog�. Naprawd� go
nie chcesz?
- Za nic w �wiecie! Czaruj�cy �ajdak! Ju� nie ze mn�
te numery, mam to odpracowane w m�odo�ci. Za furtk�
go nie wpuszcza�!
Od�o�y�am s�uchawk�, rozz�oszczona porz�dnie, ale
z�o�� mi szybko przesz�a, bo znajdowa�am si� nad
morzem, przez ca�e �ycie �agodz�cym moje uczucia. W
dwa dni p�niej ruszy�am w drog� powrotn�, po-
zwalaj�c sobie na kilka przerw w podr�y.
Do domu dotar�am p�nym popo�udniem w niedziel�,
wybrawszy chwil� bardzo starannie i rozs�dnie. Nikt w
dzie� �wi�teczny nie pracowa� ani nie studiowa�, z
wyj�tkiem Tadzia, kt�ry, niestety, mia� dy�ur na lotnisku.
Reszta, czyli Ma�gosia, jej m�� Witek, Julita i pan
Ryszard, czekali na mnie, nie zdradzaj�c �adnych
przejaw�w zniecierpliwienia.
Sk�ad ekipy mia� sw�j g��boki sens. Pan Ryszard
pilnowa� kwestii budowlanych, Tadzio telewizyjnych i
telefonicznych, Witek alarmowych, elektrycznych i kli-
matyzacyjnych, Julita ogrodniczo-s�u�bowych, a Ma�-
gosia sprawowa�a nadz�r og�lny. Wszelkie decyzje
podj�am wprawdzie przed wyjazdem, pozostawiaj�c
tylko szczeg�y do wyko�czenia, ale te szczeg�y by�y
nieopisanie uci��liwe i w�ciekle niezno�ne. Mia�am cich�
nadziej�, �e ich unikn�.
Wjecha�am za bram�, baga�ami zaj�a si� cz��
m�ska. Cz�� �e�ska usiad�a przy stole, z przyjemno�ci�
pr�buj�c przywiezionego z Francji wina. Tak�e ser�w,
camemberta i brie, kt�re niestety nale�a�o wyjada� �y�k�
bezpo�rednio z opakowa�, poniewa� w czasie podr�y
rozmaza�y si� doszcz�tnie.
Si�gn�am po papierosy i w poszukiwaniu zapalniczki
na o�lep poklepa�am st�. Nie doklepa�am si�,
obrzuci�am zatem st� wzrokiem.
- Gdzie zapalniczka? - spyta�am bez �adnych z�ych
przeczu�.
Ma�gosia i Julita popatrzy�y r�wnie�.
- Nie ma? - zdziwi�a si� Julita. - Przecie� by�a?
- Ale nie ma. Chyba �e ja �le widz�.
- Tu sta�a - powiedzia�a Ma�gosia, wskazuj�c palcem
puste miejsce. - Dopiero co.
Wszystkie trzy zajrza�y�my pod st�, obmacuj�c za-
walon� czasopismami p�eczk�. Podnios�am si� i
obejrza�am bufet, st� jadalny i rega� przy �cianie.
Zapalniczki nigdzie nie by�o.
- Witek, bra�e� st�d zapalniczk�? - wrzasn�a
Ma�gosia w kierunku pracowni.
- Panie Ryszardzie, nie widzia� pan gdzie� tej sto-
�owej zapalniczki? - zawo�a�am r�wnocze�nie w kie-
runku przedpokoju.
Witek i pan Ryszard pozbyli si� ju� ci�ar�w i z r�-
nych stron weszli do salonu. �aden z nich nie pali�.
- Jak� zapalniczk�? - spyta� Witek.
- Widzia�em j� na stole - odpar� pan Ryszard. -Zdaje
mi si�, �e zawsze tu sta�a?
- Sta�a, zgadza si�. Ale nie stoi.
- Mo�e w kuchni...?
Julita zerwa�a si� z fotela i ruszy�a w obch�d miesz-
kania. Ma�gosia pop�dzi�a na g�r�. Znalaz�am kom�rk� i
zadzwoni�am do pani Heni, kt�ra od lat pracowicie
likwidowa�a produkowany przeze mnie �mietnik.
- Pani Heniu, czy pani przestawia�a gdzie� t� ciemn�,
sto�ow� zapalniczk�...
- Ju� w pi�tek jej nie by�o - powiedzia�a pani Henia
stanowczo. - Wiem, bo sprz�ta�am na stole. Ale ja jej
nie rusza�am. I w og�le nie widzia�am jej nigdzie, mia�am
pani o tym pojutrze powiedzie�.
Zadzwoni�am do Tadzia.
- Tadziu, widzia�e� gdzie� t� du��, sto�ow� zapal-
niczk�...?
- A, to ju� pani jest... Widzia�em j� milion razy.
Zawsze sta�a na stole. A co...?
- Nie stoi. Nie ma jej. Wiesz co� o tym?
- Nic. Zaraz, chyba wiem. W czwartek nie sta�a.
Akurat nad programem tam siedzia�em i chcia�em sobie
przypali�, a tu cha�a. Nie wiem, gdzie si� mog�a podzia�.
Pi�� os�b przyst�pi�o do gruntownego przeszukiwania
ca�ego domu, bo wszyscy wiedzieli, jak mi na tej
zapalniczce zale�y. Pochodzi�a z Danii, z czas�w, kiedy
palenie by�o bardziej rozpowszechnione i stanowi�a
pierwszy prezent, jaki dosta�am w �yciu nie od
najbli�szej rodziny, tylko od os�b obcych. Takiej samej,
a nawet podobnej nie mo�na ju� by�o p�niej nigdzie
kupi�, co stwierdzi�am osobi�cie w r�nych krajach
Europy, chocia� w tamtych nagannych czasach
ozdobnych przyrz�d�w do zapalania istnia�o zatrz�sienie.
Lubi�am j�. Wola�abym, �eby mi zgin�� telewizor. Albo,
na przyk�ad, sedes.
- Czy to mo�liwe, �eby j� kto� ukrad�? - spyta�a
Julita niedowierzaj�co, kiedy ju� sprawdzili�my
wszystkie miejsca, wi�ksze od paczki papieros�w. -
Albo schowa� z�o�liwie?
- Gdyby schowa� z�o�liwie, nale�a�oby rozebra� dom
na kawa�ki - zaopiniowa� Witek z�owieszczo.
- To wola�bym nie teraz, bo zacz��em w�a�nie now�
budow� - poprosi� zmartwiony pan Ryszard.
- A gdyby ukrad�, to kto? - zainteresowa�am si� na
wszelki wypadek.
- Zaraz - powiedzia�a z energi� Ma�gosia, si�gaj�c na
p�k� pod sto�em. - Ja tu mam list� obecno�ci,
zastanowimy si�. Kiedy jej ju� nie by�o?
- Tadzio m�wi, �e w czwartek...
- W czwartek, w czwartek... A w �rod�?
- W �rod� by�a - powiedzia�a stanowczo Julita. -Tu
siedzia�am i zapala�am ni� papierosa. Nie patrzcie tak na
mnie, wiem, �e kradn� zapalniczki, ale ma�e. Ta sto�owa
nie zmie�ci�aby mi si� do torebki.
Kiwn�am g�ow�, rozumia�am j�, tak samo krad�am
d�ugopisy. Julita, stwierdziwszy kradzie�, cudze
zapalniczki zazwyczaj oddawa�a, ja d�ugopis�w nie.
Chyba �e kto� si� upomnia�.
- O jakiej porze? - spyta�a surowo Ma�gosia.
- By�am tu od dziewi�tej do drugiej. O drugiej
przyszed� pan Ryszard...
- Nie pali. M�g� nie zwr�ci� uwagi. Panie Ryszar-
dzie, kto tu by�, jak pan by�?
Pan Ryszard ju� gmera� w kalendarzyku.
- Dw�ch moich ludzi, za jakie� p� godziny przyszli,
ale robili�my wod� na zewn�trz. Te krany i w�e
do podlewania. Nawet tu nie wchodzili, tylko do gara�u,
do kot�owni i do kuchni. Zapalniczek nie kradn�. W
og�le niczego nie kradn�, a potem by� hydraulik do
pieca, wchodzi� tylko do kot�owni. A potem pan
przyjecha� - wskaza� brod� Witka.
- Zgadza si� - przy�wiadczy� Witek. - Spokojnie
sobie mecz ogl�da�em, nikt mi nie tru�. Z ochroniarzem
wieczorkiem pogada�em przy furtce.
- W czwartek by� stolarz?
- By�. P�ki przywi�z�, zanie�li�my na g�r�, troch�
co� tam dopasowywa�. On siedzia� na g�rze, a ja na
dole, przyjecha� Tadzio i zwolni� mnie z posterunku.
- I razem ze stolarzem ustawiali tam telewizor -
uzupe�ni�a Ma�gosia, wpatrzona w swoje zapiski. -Potem
ja, jak przyjecha�am, to ju� nikogo nie by�o, dom
zamkni�ty i zaalarmowany, zaraz objawili si� ci od
telefon�w i zatkali te dziury na zewn�trz, a przed
wieczorem pan Ryszard przywi�z� ko�c�wk� do w�a...
Zaraz, to nie ma znaczenia, skoro Tadzio m�wi, �e w
czwartek ju� zapalniczki nie by�o...
Z wielk� satysfakcj� s�ucha�am, jakie rozrywki zdo�a�y
mnie omin�� i nawet nie zwr�ci�am uwagi, �e pan
Ryszard jako� si� zmiesza�, otworzy� usta, jakby chcia�
co� powiedzie� i zamkn�� je bez s�owa. Zaj�ta by�am
zapalniczk�.
- W gr� wchodzi tylko �roda od po�udnia i czwartek
do przyjazdu Tadzia - popar�am spostrze�enie Ma�gosi.
- Czyli pan Ryszard z lud�mi, Witek z ochroniarzem i
ewentualnie stolarz.
- Kto tu by�, jak ty by�a�? - zwr�ci�a si� gwa�townie
Ma�gosia do Julity.
Julita si� niemal przestraszy�a.
- Nikogo nie by�o, dopiero p�niej przyszed� pan
Mirek...
Miotn�o mn�.
- Ogrodnik...!!!
- No w�a�nie, ogrodnik...
- Przecie� ci m�wi�am, �e ona m�wi�a, �e masz go
wyrzuci�! - krzykn�a z oburzeniem Ma�gosia.
- Ale �ebym go mog�a wyrzuci�, musia� najpierw
przyj��, nie? - zauwa�y�a Julita rozs�dnie. - No i potem
go wyrzuci�am. Od razu wam powiem, �e okropnie mi
by�o nieprzyjemnie, akurat na mnie spad�o najgorsze...
- Nie wiem, na kogo - rozz�o�ci�am si�. - Niech on
si� cieszy, �e mnie tu nie by�o, bo zrobi�abym mu co�
z�ego! Oszust cholerny i padalec, wykorzysta� zaufanie i
wszystkie swoje buble mi wtryni�! Co ja mam teraz
zrobi�, obr�ci� ca�y ogr�d w perzyn� i zacz�� na
nowo?!
- Mo�e jeszcze si� przyjmie... - zacz�� Witek nie-
pewnie.
- Co si� przyjmie?! To, czego nie chc�?! Co on mi z
�ywop�otem zrobi�, z ka�dej strony co innego, na choler�
mi cztery choinki, las zak�adam czy jak?! Dwa czerwone
klony ko�o siebie, park miejski to ma by� czy ma�y
ogr�dek?! Co za orzech mi wetkn��, co za ostrokrzew,
jak� lip�?! P�aci�am za du�e drzewo, a nie za patyczki,
co on my�li, �e b�d� �y�a dwie�cie lat?! Cebulki
tulipan�w po dwadzie�cia z�otych...?! Z platyny je
robi�?! Dzwonek g�rski zamiast naparstnicy...?! I w co
to wtyka�, w grunt budowlany pierwszej kategorii...!
- Drugiej - poprawi� delikatnie pan Ryszard. -
Pierwsza, to lita ska�a.
- Skamienia�a glina!!! Mia� wyrzuci�!!! P�aci�am bez
s�owa i wcale tego nie chc�!!!
- Trzeba by�o nie p�aci� - skarci�a mnie zimno
Ma�gosia.
- G�szcz ja�minu, a gdzie bez?! Tyle, co kot nap�a-
ka�!!!
- Niech si� pani nie martwi, choinki ju� usychaj�, a
bez mia� przesuszone korzenie - pocieszy� mnie pan
Ryszard. - I tak trzeba b�dzie dosadzi� na nowo.
- G�upiej maliny, g�upiej je�yny, g�upiej porzeczki nie
potrafi� posadzi�! Od tej brzozy jestem chora, nie tak�
chcia�am!!! Wi�ni� mi wpycha�, nie cierpi� wi�ni!
Rachunki wystawia� jak za ogrody Semiramidy...!
Ma�gosia mia�a ju� dosy� mojej awantury.
- Tote� ostatniego mu nie zap�aci�a� i s�usznie. Dziwi�
si� tylko, �e w tej sytuacji w og�le o�mieli� si� przyj��.
Po co przyszed�?
- Po pieni�dze! - warkn�am. - Mia� nadziej�, �e
moje zidiocenie jest trwa�e.
- Albo nie wiedzia�, �e sprawdzi�a� ceny...?
- Proponowa� iglaczki i czerwony d�bek - wtr�ci�a
si� z westchnieniem Julita. - Nie wiedzia�, �e ci� nie ma,
a o pieni�dzach nie m�wi� ani s�owa.
Popatrzy�y�my z Ma�gosi� na ni� i na siebie wza-
jemnie.
- Zaskoczy�a - orzek�a Ma�gosia ze zgorszeniem i
odrobin� wsp�czucia. - Wida� jej z twarzy. Podrywa�
j�, jak paw w czasie rui.
- O Bo�e...! -j�kn�� Witek.
Te� mi jako� paw do rui nie pasowa�, dzi�ki czemu
och�on�am. Ogrodnik Mirek by� z pewno�ci� bez-
czelnym naci�gaczem, ale nie kretynem, moj� ufn�
g�upot� wyw�szy� w mgnieniu oka i bezb��dnie. Zwa-
�ywszy jednak, i� nie �ywi�am si� zupk� dla bezrobot-
nych i nie sypia�am pod mostem, powinien by� do-
puszcza� istnienie jakich� granic mato�ectwa klientki,
zatem na co liczy�? Zaryzykowa� po prostu?
- Co mu powiedzia�a�? - nacisn�am Julit�.
- �e nie. �e dzi�kujesz bardzo, ale nic wi�cej nie
b�dziesz sadzi�. Nie zamierzasz. I ja to wiem.
- I po takich prostych s�owach od razu poszed�? -
zdziwi�a si� Ma�gosia.
- A, nie. W tym rzecz w�a�nie. Dlatego by�o nie-
przyjemnie. Upiera� si� i namawia�, roztacza� takie
wizje... ro�linne... Proponowa�, �e jutro to co� tam
przywiezie i czy ja b�d�... Wiem doskonale, �e uwa�acie
mnie za idiotk� uczuciow� i ja mo�e jestem, ale w
ograniczonym zakresie. Podrywa� i czarowa�, a ja znam
takich jak on, w dodatku, skoro Joanna kaza�a go
wyrzuci�, co� w tym musia�o by�, nie wchodzi�am w
szczeg�y, ale postawi�am si� twardo i poradzi�am mu
da� sobie z tym spok�j...
Prywatnie subtelna, delikatna, uczuciowa, wra�liwa
Julita, jako bizneswoman przerasta�a ska�� i wszyscy
wiedzieli�my o tym doskonale. Musia�o w niej
przeskoczy� na inne tory.
- ...i wtedy zrobi� si� jaki� z�y. W �rodku, po
wierzchu ci�gle by� uwodzicielski. Snu� si� ze mn� po
ogrodzie, przez te wizje ro�linne, kawk� wypili�my...
- W ogrodzie? - spyta� cierpko Witek.
- Nie, w domu. W salonie. I tak mu si� jako� trudno
wychodzi�o, wychodzi�, jeszcze wraca�, co� w ogrodzie
pokazywa�, �e tu by�oby �adnie, a tam si� powinno, no,
wiecie, takie ple ple. I wreszcie poszed�.
- A ty co wtedy zrobi�a�? - spyta�a szybko Ma�gosia.
- Sprz�tn�a� ze sto�u?
- Nie, ju� wcze�niej sprz�tn�am.
- To co zrobi�a�?
- Patrzy�am, czy zatrzasn�� furtk�, niepotrzebnie, bo
tu ludzie co� robili. A potem zamkn�am drzwi.
Zdenerwowa�am si�, zrobi�am sobie jeszcze jedn� kaw�
i roz�o�y�am na stole korekt�, �eby si� uspokoi�, tam, na
tym stole jadalnym. Nic nie zd��y�am zrobi�, bo zaraz
przyszed� pan Ryszard.
- Zatem nie wiesz, czy zapalniczka jeszcze sta�a?
Julita popatrzy�a na nas wzrokiem zranionej sarny.
- Nie wiem. Nie spojrza�am. Zapali�am papierosa
czym�, co le�a�o pod r�k�. I prawie od razu wysz�am...
- Panie Ryszardzie...?
- Kr�cili si� ludzie, ale ja ich przecie� wszystkich
znam! Nawet do kuchni nie wchodzili, dooko�a domu
mieli robot�, nie w �rodku. Z kierowc� p�ytki przenosili,
te do chodniczka, tu si� tylko kr�cili, w bramie i na
dziedzi�cu...
Om�wiwszy z detalami wszystkie inne osoby, pra-
cownik�w pana Ryszarda, stolarza, Tadzia i Witka, nie
maj�c poj�cia, �e jedn� osob� uda�o si� wszystkim
ca�kowicie pomin��, na przest�pc� wytypowali�my
ogrodnika. Z�y, �e ju� wi�cej ze mnie nie wydoi,
zrekompensowa� sobie rozczarowanie.
Upar�am si� odzyska� przedmiot.
- Masz dwie mo�liwo�ci - powiadomi� mnie
bezlito�nie Witek. -Jecha� do niego i da� mu po mordzie
albo zawiadomi� policj�.
- Akurat, policj�! - prychn�a wzgardliwie Ma�gosia. -
Palcem o palec nie stukn� ze wzgl�du na znikom�
szkodliwo�� spo�eczn� czynu. Ile ona by�a warta, ta
zapalniczka?
- A bo ja wiem? Sto z�otych? Dwie�cie? Mo�e wi�-
cej, bo to Ronson.
- Nawet gdyby by�a warta dwie�cie tysi�cy, te� i nic
ci z tego nie przyjdzie. On si� w og�le wyprze,! a nakazu
rewizji �aden prokurator im nie da.
- Przeszukania - poprawi�am, kiwaj�c zarazem;
g�ow�, bo by�am takiego samego zdania. - To si�?
nazywa przeszukanie. Po mordzie...? Te� si� wyprze.
Chyba �eby mu zagrozi� uszkodzeniem urody.
- O, to jest my�l! - pochwali�a Ma�gosia.
Julita westchn�a ci�ko i zajrza�a do pustego kie-
liszka, czym pr�dzej poleci�am zatem Witkowi otworzy�
nast�pny nap�j, polecenie spe�ni� pan Ryszard, bo by�
bli�ej sto�u. Brz�kn�� gong u furtki, pojawi� si� Tadzio,
kt�ry zaniepokojony pytaniami o zapalniczk�, zahaczy� o
mnie w drodze z pracy do domu. Na wst�pie spr�bowa�
camemberta i troch� p�ynnej ju� masy serowej zrzuci�
sobie na spodnie, co go nieco zdenerwowa�o.
- O kant ty�ka pot�uc te wasze praworz�dne metody
- oznajmi� z gorycz�. - Po jakiej tam mordzie, drutem
kolczastym zwi�za� i nad mrowiskiem zawiesi�, to by
mo�e co� da�o. Bo tak zwyczajnie, to jeszcze nie by�o
wypadku, �eby okradziony zwrot swojego mienia od
z�odzieja dosta�. Co wy wszyscy, dzieci?
- To co proponujesz? - zaciekawi� si� �ywo Witek.
- Przecie� m�wi�! Macie tu gdzie� drut kolczasty?
- Znalaz�oby si� troch� - zapewni� ochoczo pan
Ryszard. - I nawet mr�wek dosy� du�o.
- Przede wszystkim nale�y sprawdzi�, czy to na
pewno on - wtr�ci�a si� Julita z lekkim protestem w
g�osie. - Bo je�li nie on, z mr�wek nic nam nie przyjdzie.
Powinno si� jako�... podst�pnie...
Wyrobi�am sobie w�asne zdanie, kt�re chyba ko�ata�o
mi si� pod ciemieniem od samego pocz�tku.
- Podst�pnie, tak! �eby si� nie po�apa�, bo ukryje
albo do Wis�y wrzuci. Sprzeda� chyba nie sprzeda�,
dwie�cie z�otych to dosy� n�dzna rekompensata w
obliczu dwudziestu tysi�cy, kt�rych ju� ode mnie nie
dosta� i na pewno nie dostanie. Sprawdzi�, wedrze� si�
jako� do niego i zabra� j�. Odkra�� albo nawet wzi��
jawnie, chwyci� do r�ki i chodu. I niech on sobie
zawiadamia gliny, a nie ja!
Wszyscy rado�nie pochwalili pomys�, bo te� istotnie
�adna zgodna z prawem metoda nie dawa�a szans na
odzyskanie utraconego dobra. W�amywaczy i z�odziei
niekiedy nawet �apano, skazywano, wsadzano za kratki,
a pokrzywdzony co straci�, to straci�, i nikt mu tego nie
pr�bowa� oddawa�. Przeciwnie, musia� jeszcze �ywi�
bandziora. P�aci� za jego utrzymanie. Mo�e chocia�
takiej okradzionej ofierze powinno si� w jakim� stopniu
zmniejszy� podatki...?
Pe�na zgodno�� zapanowa�a w�r�d uczestnik�w
obrad i jedyny szkopu� stanowi� brak odpowiednich
do�wiadcze�. Jakim do licha sposobem mieli�my
sprawdzi� jego stan posiadania? Ma t� cholern� za-
palniczk� w domu czy nie? Trzyma na wierzchu czy
gdzie� ukry�? Bo mo�e, zabrawszy j� przez zemst� i
z�o�liwo��, najzwyczajniej w �wiecie wyrzuci� do
pierwszego �mietnika... ?
- �mieci! - poderwa�a si� Ma�gosia. - W �rod�, u
ciebie rano wywo��, w po�udnie jeszcze by�a! Nie
wywie�li...!
Czarowna wizja work�w �mieciowych, na kt�rych
dnie mog�a spoczywa� zapalniczka, poderwa�a
wszystkich. Nie wiem, co sobie mogli pomy�le� s�siedzi
na widok sze�ciu os�b, z ob��dem w oczach
grzebi�cych w �mietniku i z tysi�cznymi ostro�no�ciami
przesypuj�cych zawarto�� jednych work�w w drugie.
Tak nam jako� wypad�o, �e poprzednie worki by�y
niebieskie, a teraz chwycili�my czarne, wi�c mo�e posz�o
to na karb upodoba� kolorystycznych zamieszka�ej tu
osoby. Ka�dy ma prawo do w�asnego szmergla.
W �mieciach zapalniczki nie by�o.
- No to nie ma si�y, ten hreczkosiej podw�dzi� -
zawyrokowa� Witek i zamkn�� klap� �mieciowego kub�a.
- On mi si� od pocz�tku nie podoba�.
- Prawd� m�wi�c, mnie te� nie - popar� go pan
Ryszard. - Nic nie chcia�em m�wi�, bo mo�e ja si� nie
znam, ale jako� mi si� tak wydawa�o, �e dostaje pani
ca�kiem nie to, co pani chcia�a...
- A by�o m�wi�! - warkn�am z furi� i ruszy�am z
powrotem do domu, starannie omijaj�c wzrokiem
nieodpowiedni� ro�linno��, co mi przysz�o o tyle �atwo,
�e ju� nasta� wiecz�r i zrobi�o si� ciemno.
- Je�li idzie o w�amanie - rzek� Tadzio, wchodz�c do
przedpokoju - popytam kumpli, ostatecznie to wszystko
mechanicy, zamki, klucze, takie rzeczy mamy w ma�ym
palcu, za�atwi si�. Tylko nie wiem, jak tam si� rozejrze� u
niego.
Julita stanowczym krokiem wesz�a do salonu, napi�a si�
wina, przez pomy�k� z kieliszka Ma�gosi, i m�nie
oznajmi�a, �e czuje si� winna. Przy niej Mirek-ogrodnik
r�bn�� moj� w�asno��, na niej spoczywa obowi�zek
dokonania wysi�k�w i odzyskania pami�tki. I zrobi to!
- To znaczy, p�jdziesz do niego, dasz mu po mordzie i
obwi��esz go drutem kolczastym? � u�ci�li�a Ma�gosia. -
To by�o moje wino, ale nie szkodzi, mog� wypi� twoje. I
we�miesz od mojej ciotki mr�wki?
Na�apa� ci do s�oiczka?
Wytr�cona z r�wnowagi Julita obejrza�a wszystkie
kieliszki, rozpocz�a przeprosiny, uci�a je na samym
wst�pie, machn�a r�k�, wypi�a jeszcze troch� wina i
ujawni�a dalszy ci�g zamiar�w Owszem, p�jdzie, bez
mr�wek i drutu, ale za to z czymkolwiek, ze��e, �e to co�
jest jego, ostatnim razem zostawi�, wi�c mu odnosi. Mo�e
udawa�, �e zakocha�a si� w nim i odnoszenie stanowi
pretekst, co przynajmniej b�dzie jakim� cieniem prawdy.
Rzeczywi�cie stanowi pretekst, a jej dostarczy pociechy i
oparcia, bo cholernie nie \ lubi �ga� i �garstwa zawsze jej
�le wychodz�. Ale teraz si� spr�y w sobie...
- Szczeg�lnie, �e zakochanie powinno ci wyj�� nie�le
- zauwa�y�a Ma�gosia niemi�osiernie. - I nikomu nie
zaszkodzi, jak on uwierzy. Na szcz�cie nie masz
ogrodu, kt�ry m�g�by ci urz�dza� podeschni�tymi
choinkami.
- Ale on mo�e mie� �on� - zauwa�y� ostrzegawczo
Witek. - Kto� co� o tym wie?
Niestety, stan cywilny ogrodnika hochsztaplera ni-
komu z nas nie by� znany. By�am pewna, �e ma �on�,
tacy jak on miewaj� �ony i lekcewa�� je skandalicznie,
rozwodz� si� i �eni� ponownie pod naciskiem
zauroczonych bab, z kt�rych ka�da tego adonisa bo-
tanicznego chce mie� dla siebie. �ona nie mia�a zna-
czenia, m�g� si� akurat rozwodzi�.
- Co do �ony, nic nie wiem, ale to drobiazg, najwy�ej
baba uwierzy Julicie i p�niej zrobi mu piek�o. Za to
mam adres, zostawi� mi wizyt�wk� z telefonami,
s�u�bowy i prywatny, poczekajcie, zaraz znajd�...
Ku w�asnemu zdumieniu znalaz�am wizyt�wk� w
notesie pod w�a�ciw� liter�, O jak ogrodnik. By� na niej
nawet adres. Przez ten czas pozosta�e osoby uzgodni�y
mi�dzy sob�, jaki przedmiot Julita powinna uzna� za
jego w�asno�� i koniecznie mu zwr�ci�.
- Macie �le w g�owie? - spyta�am z oburzeniem, -
wr�ciwszy z pracowni. - Ma�o �e mnie wydoi�, mami mu
jeszcze po�wi�ca� takie doskona�e okulary od s�o�ca?
Dla siebie kupi�am!
- Nie martw si�, powie, �e nie jego i nie we�mie J
uspokoi�a mnie Ma�gosia.
- Akurat, nie we�mie! Wszystko we�mie!
- To niech ona nie daje mu do r�ki, tylko poka�e z
daleka - poradzi� Witek. - Niech udaje, �e ich szuka w
torbie i przez ten czas niech si� rozgl�da...
Julita wygl�da�a na osob�, kt�ra przeceni�a w�asne
si�y. By�abym j� wspomog�a prezentacj� ogrodniczych
sukces�w pi�knego oszusta, ale w ciemno�ciach
niewiele ju� by�o wida�, pokaza�am jej zatem tylko
rachunki, kt�re wzburzy�y j� do g��bi. Zmobilizowa�a si�
na nowo.
- Id�! Od razu jutro! A mo�e jeszcze dzisiaj...?
- Dzisiaj by�oby nawet do�� uzasadnione - zauwa�y�
Tadzio. - Julita czeka�a, bo my�la�a, �e te okulary s�
pani, a pani w�a�nie przyjecha�a i powiedzia�a, �e nie. No
to zgad�a, �e jego i zaraz oddaje.
- Bardzo dobry pomys� - pochwali�a Ma�gosia.
- Pojad� z pani� - zadecydowa� pan Ryszard, nie
budz�c niczyjego sprzeciwu. - Potem przywioz� tu
pani�, a tam zaczekam przed domem na w��czonym
silniku, bo nie wiadomo, co si� stanie. Mo�e b�dzie pani
musia�a ucieka� razem z t� zapalniczk�?
Wszyscy p�niej uznali, �e mia� jasnowidzenie. A
jeszcze p�niej zw�tpili, czy przydatne...
Ogrodnik mieszka� elegancko, w szeregowcu, domki
jednorodzinne przystawione do siebie, ka�dy z malutkim
ogr�dkiem od frontu i od ty�u. Ciasno tam by�o jak
piorun i pan Ryszard zaparkowa� przed wej�ciem z
niejakim wysi�kiem.
Dziko zdenerwowana, ale zaci�ta Julita zadzwoni�a do
furteczki, pchn�a j� i wesz�a. Podobno, zdaniem pana
Ryszarda, wygl�da�a w tym momencie jak anio�,
kt�remu si�� przydzielono pod opiek� psychopat�-
zbocze�ca. Wesz�a dalej po schodkach, zadzwoni�a do
drzwi, nad kt�rymi pali�a si� lampa, po chwili za-
dzwoni�a ponownie, wreszcie otworzy�a je i znik�a we
wn�trzu budynku.
Pan Ryszard siedzia� z w��czonym silnikiem, na luzie, i
pilnie patrzy�.
Nadesz�a jaka� baba z wypchan� torb� foliow� w
r�ku, przyjrza�a si� furtce, podejrzliwie obejrza�a si� na
stoj�cy za ni� samoch�d i te� wesz�a do domu
ogrodnika. Drzwi za sob� zamkn�a, a mimo to prze-
ra�liwy krzyk dobieg� uszu pana Ryszarda.
Brzmia� zupe�nie upiornie, st�umiony nieco, ale,
wyra�ny, wrzeszcza�a jedna osoba, tymczasem wiadomo
by�o, �e w �rodku znajduj� si� co najmniej dwie, a
mo�liwe, �e trzy. Pan Ryszard, daleki od histerycznych
wybryk�w, b�yskawicznie zgasi� silnik, wrzuci� jedynk�,
wysiad� i po�pieszy� w kierunku �r�d�a-d�wi�ku. Zd��y�
si� oczywi�cie zastanowi� nad zjawiskiem, ale przez
g�ow� przelecia�o mu tyle przypuszcze�, �e nie wybra� z
nich �adnego.
W domu ujrza� krew w �y�ach mro��c� scen�.
Rze�nia miejska to mo�e przesada, ale niewielka.
Cz�� do�� du�ego pokoju kolorystycznie upi�kszona,
jakie� br�zowe skorupy i kawa�ki szk�a na pod�odze,
w�r�d nich za� le��cy ogrodnik, pan Mirek, te� w
�ywych barwach, zaledwie daj�cy si� rozpozna� pod
p�ynn� dekoracj�, ponadto do�� mocno przysypany
ziemi�, co nasuwa�o natr�tn� my�l o b�yskawicznym
poch�wku. Tu� za drzwiami Julita, w pozycji na
szcz�cie pionowej, znieruchomia�a na! kamie�, w
swoim czerwonym �akieciku idealnie dopasowana do
scenerii, z oczami jak spodki i d�o�mi; na twarzy, ze
zgroz� wpatrzona w pobojowisko, baba, stanowi�ca
jedyny element ruchomy, kt�ry, wnioskuj�c ze �lad�w,
przed sekund� zerwa� si� z pod�ogi i usi�owa� w�a�nie
waln�� Julit� czajnikiem elektrycznym.
�e Julit�, to pewne, bo nieartyku�owany krzyk zd��y�
nabra� tre�ci. Wynika�o z niej, i� Julita, osoba na
wyj�tkowo niskim poziomie moralnym, zabi�a Mireczka,
per�� ludzko�ci, a teraz zostanie jej pokazane. Nie
ucieknie, zajmie si� ni� policja, niech b�dzie przekl�ta i
zgnije w ciupie. Kolejno�� s��w wskazywa�a, �e
przekl�ta b�dzie i w ciupie zgnije policja, ale to ju� by�a
drobnostka.
Czajnik elektryczny stawia� op�r, oplatany by� bo-
wiem nietypowo d�ugim przewodem, dzi�ki czemu
pocz�tek zemsty bardzo si� op�ni�. Pan Ryszard zdo�a�
oderwa� wzrok od zbrodniczej abstrakcji, spojrza� pod
nogi, ujrza� dodatkowe zniszczenia, pochodz�ce
niew�tpliwie z wypchanej, foliowej torby, rozbity s�oik z
flakami... na flaki go nieco otrz�sn�o... rozrzucone
obok kawa�ki pieczonych kurzych udek, p�kni�t�
salaterk� z czym� bia�ym i r�ne inne produkty, kt�rych
opakowania jeszcze si� trzyma�y, rozejrza� si� dooko�a i
wzrok jego pad� na znan� mu doskonale sto�ow�
zapalniczk�. Sta�a sobie na regale pod �cian�, w
niezrozumia�y spos�b kataklizmem nietkni�ta, w pe�ni
dost�pna.
Gdyby nie ta cholerna zapalniczka, pan Ryszard
zachowa�by si� racjonalnie. Zadzwoni�by do pogotowia i
policji, razem z Julit� zaczeka�by na przyjazd czynnik�w
oficjalnych, z�o�y�by zeznania... Uruchomi�by Julit�,
kt�ra te� powinna z�o�y� zeznania... Nikt rozumny, a
niechby i bezrozumny, nie zdo�a�by uwierzy�, �e ca�� t�
sceneri�, z panem Mirkiem w��cznie, zdo�a�a stworzy� w
ci�gu jednej minuty,
w dodatku nie zostawiaj�c nigdzie najmniejszego �ladu
po sobie.
Zapalniczka jednak�e przes�dzi�a spraw�.
Baba straci�a cierpliwo�� do czajnika. Sta� na barku,
w towarzystwie r�nych podr�cznych utensyli�w
kuchennych, tu s�l, tu pieprz, tu cukier, tu imbryczek, tu
ekspresik do kawy... Odwr�ci�a si� ku tej zastawie,
wci�� wykrzykuj�c inwektywy i gro�by, niecierpliwie
zacz�a zdziera� przewody z czajnika, wzrok jej pad� na
ekspresik, chwyci�a go razem z podstawk�, wzi�a
dobry zamach i chlusn�a na siebie dwiema fili�ankami
kawy, z towarzyszeniem fus�w.
To j� na chwil� zastopowa�o.
Chwila mo�e by� kr�tsza lub d�u�sza. Ta zalicza�a si�
do drugiej kategorii, pan Ryszard j� wykorzysta�.
Dwoma posuwistymi, ostro�nymi krokami podsun�� si�
do rega�u, uj�� w d�o� zapalniczk�, wr�ci� na miejsce
poprzednie i silnie chwyci� Julit� za r�k�, odrywaj�c j�
od jej twarzy.
- Idziemy - powiedzia� spokojnie, acz z pot�nym
naciskiem.
Julita jak automat pos�usznie posz�a za nim, co og�lnie
bior�c, by�o najdoskonalej sprzeczne z jej charakterem.
Ledwo zd��yli znale�� si� na zewn�trz, ze �rodka
dobieg�o pot�ne �upni�cie w drzwi, z czego nale�a�o
mniema�, i� oskar�ycielka wydoby�a si� spod wp�ywu
kawy. Pan Ryszard przy-, spieszy� kroku.
Julita oderwa�a drug� d�o� od policzka i odetchn�a
g��boko, dopiero wsiad�szy do samochodu.
- O Bo�e - powiedzia�a niewyra�nie, troch� si�
d�awi�c. - Co to... Co to by�o...? Co... co... co tam si�
mog�o... sta�...?
- Nic, nic - rzek� koj�co pan Ryszard. - Tam jest
woda, w schowku. Niech si� pani napije. Zaraz to
wszystko om�wimy. Najwa�niejsze, �e mamy zapal-
niczk�, bardzo dobrze pani zgad�a...
- Co�cie, na lito�� bosk�, najlepszego narobili?! -
powiedzia�am ze zgroz�, us�yszawszy sprawozdanie z
akcji.
- Z tego wszystkiego wynika, �e odbieranie w�asnych
rzeczy wcale nie jest takie �atwe i proste - zaopiniowa�
r�wnocze�nie Witek. - �eby nie ta baba... Kto to by�?
- Nie �ona - zaprzeczy�a stanowczo Julita, przy-
chodz�ca ju� nieco do siebie po koniaku, kawie, wodzie
i winie. - Takiej �ony on nie m�g� mie�. Okropna stara
megiera.
- Zd��y�a� zauwa�y�? - zdziwi�a si� Ma�gosia.
- To si� samo rzuci�o w oczy...
Pan Ryszard potwierdzi� pogl�d. Zdrowego rozs�dku
wcale nie straci�, spostrze�e� zdo�a� dokona�, jego
zdaniem mog�a to by� siostra. Zdecydowanie starsza,
ale podobna z twarzy, tyle �e na bazie karykatury. Co u
pana Mirka pi�kne, to u niej przesadzone, co u niego
m�skie, to u niej te�, a kobieta o m�skich rysach
wielkich zachwyt�w nie budzi. Ponadto przynios�a mu
po�ywienie, na w�asne oczy zobaczy�, typowa rzecz,
starsza siostrzyczka dba o m�odszego braciszka,
najwidoczniej pozbawionego �ony.
- I my�la�a, �e Julita go kropn�a? - upewni�a si�
Ma�gosia.
- Wszystko na to wskazuje - przy�wiadczy� pan
Ryszard.
- Musia�a mie� jakie� przes�anki. Bo ja bym raczej
by�a za klientem, kt�remu szlag trafi� ca�y ogr�d. Co�
takiego, jak ty. To co teraz b�dzie?
Zastanowi�am si�. Odzyskana zapalniczka sta�a i
przede mn� na stole. Wytar�am j� starannie, �eby usun��
�lady palc�w ogrodnika, i poodciska�am w�asne.
- Zaraz - zarz�dzi�am. - Po kolei. Panie Ryszardzie,
pa�ski samoch�d obejrza�a? Numer, kolor, mark�?
- Spojrza�a z boku, wi�c o numerze mowy nie ma.
Kolor te� nie do ustalenia, tam troch� ciemno by�o, sama
pani wie, �e m�j niebieski kiedy� si� pani wyda� srebrny,
a w og�le to wcale nie jest m�j samoch�d.
- Tylko czyj? Cudzym pan je�dzi?
- Chwilowo. Do jutra. M�j stoi w warsztacie, jutro
go odbieram. Taki zast�pczy mi dali, bo to znajomy
warsztat.
- Bardzo dobrze...
- By�oby jeszcze lepiej, gdyby by� kradziony -
stwierdzi� Witek. - Nie ukrad� go Witka, nawet wzrost
macie podobny...
- Witek grubszy - mrukn�a Ma�gosia.
- liii tam, par� kilo... Julita, ten czerwony �akiecik
spisujesz na straty, zostawiasz go u mnie, mo�e si�
kotom spodoba. Kupi� ci inny, zreszt�, do rudych
w�os�w czerwone nie pasuje. Trudno, skoro od razu nie
wezwali�cie policji, teraz przepad�o, musimy si�
ukrywa�. Mo�e to nawet lepiej, zrobiliby�my im nie-
potrzebne zamieszanie.
- A zapalniczka? - przypomnia�a ostrzegawczo
Ma�gosia. - Bo skoro Julita w takiej sytuacji zauwa�y�a,
�e ta hipotetyczna siostra to megiera, to ona musi by�
rzeczywi�cie megiera. I co, jak co, ale g�ow� daj�, �e na
r�bni�cie zapalniczki zwr�ci�a uwag�. Takie widz�
wszystko!
Z niebotyczn� nagan� popatrzy�am na moj� nietak-
town� siostrzenic�.
- Jakie r�bni�cie? Jakiej zapalniczki? Pierwsze s�ysz�.
Ta moja, tutaj, stoi na stole... no dobrze, na r�nych
moich sto�ach... od prawie trzydziestu lat.
Wszyscy widzieli! Nikt jej nie krad�!
- A mo�esz to udowodni�, �e ona twoja?
Triumfalnie odwr�ci�am zapalniczk� do g�ry nogami i
pokaza�am wszystkim. Sama te� spojrza�am.
I zamar�am.
Dooko�a spodu mojej zapalniczki bieg� srebrny
pasek, na kt�rym wygrawerowany zosta� napis:
Meilleurs voeux pour Joanna des amis danois Karen et
Helge 1976 a. Czyli: �Najlepsze �yczenia dla Joanny od
du�skich przyjaci� Karen i Helge 1976 r.". �e z
drobnym b��dem, to bez znaczenia, Du�czycy mi �yczyli,
nie Francuzi.
Na tej zapalniczce nie by�o niczego. Nawet srebrnego
paska.
No i teraz dopiero zacz�a si� polka z przytupem...
Mo�liwe, �e ostateczna decyzja, jak� wszyscy podj�li,
by�a nie bardzo humanitarna i niekoniecznie pra-
worz�dna, ale w ko�cu nikt z nas �wi�tej pami�ci;
ogrodnika nie kropn��, nikt zatem nie szasta� si�
przesadnie wyrzutami sumienia i nie czu� na sobie ci�aru,
jakim by�by obowi�zek odnalezienia zab�jcy. Nie mnie
jednej zapewne pan Mirek si� narazi� i, szczerze m�wi�c,
dla nieznanego sprawcy wszyscy] mieli pe�ne
zrozumienie. Zgodnie postanowili�my milcze� niczym
zmursza�e g�azy.
Pozosta�a jednak�e niepoj�ta zupe�nie kwestia mojej-
niemojej zapalniczki.
Wszyscy ju� poszli, rozpakowa�am si� nawet cz�-
�ciowo, a wci�� nie opuszcza�a mnie my�l o czym�, co
zdarzy�o si� jaki� czas temu i tej cholernej zapalniczki
dotyczy�o. Nijak sobie tego nie mog�am przypomnie�,
jakie� skojarzenie miga�o i gas�o, kurczaczki, jakie znowu
kurczaczki, co maj� kurczaczki do zapalniczek i
papieros�w? Kurczaczki, jajeczka... Moja pami��
kolorystyczna podsuwa�a co� ��tego, no owszem,
zgadza si�, kurczaczki przewa�nie bywaj� ��te, z
jajeczkami maj� zwi�zek, ale co z tego? Nie pal�
przecie�, do pioruna!
Usiad�am na kanapie przy salonowym stoliku i wzi�am
zapalniczk� do r�ki, ponownie j� ogl�daj�c. Moja, jak w
pysk da�! Pstrykn�am, nic z tego, iskra miga�a, p�omienia
nie by�o. Zapali�am dodatkow� lamp�, obejrza�am sp�d,
po srebrnej blaszce, je�li j� kto� odj��, powinny zosta�
jakie� �lady. Poj�cia nie mia�am, jak zosta�a
przymocowana, nie wnika�am w to nigdy. Na klej...? Czy
wbita w drewno jakimi� igie�kami...? Mo�e srebrny
paseczek mia� ostry rancik...?
Posz�am do pracowni, zapali�am lamp� kre�larsk� i
wyci�gn�am z szuflady lup�. Wci�� mia�am nadziej�, �e
zapalniczka jednak jest moja i nie ukradli�my cudzej, bo
podw�dzi� co� ofierze zbrodni, to troch� g�upio. Mam
si� teraz zakra�� do ogrodnika i podrzuci� mu j�
po�miertnie? Ale je�li nawet ta jest jego, to gdzie moja?
W spodzie nawet przez lup� nie by�o wida� niczego,
g�adkie drewno, �rodek nieco wg��biony, zewn�trzna
cz�� wystaj�ca i na niej w�a�nie powinien si�
znajdowa� paseczek z dedykacj�. Nie zosta�o po nim
nic, ani cienia �ladu, jakby go tam nigdy nie by�o. Mo�e i
rzeczywi�cie nie by�o...?
Obraca�am zapalniczk� w r�kach, beznadziejnie
wpatruj�c si� w ni� przez lup�, niepewna ju� nawet
identyczno�ci dekoracji. Niby si� zgadza, w dole dwa
czarne paski emalii, u g�ry te� dwa, z tym �e jedne i
drugie przedzielone nitkami srebra, dok�adnie tak samo
jak w mojej. Ale mo�e przerwa mi�dzy dolnymi
paskami w mojej by�a wi�ksza? Albo mniejsza? I czy
przypadkiem nie by�a g�adka? Bo tu jest ozdobnie
szorstka, fakturowana w drobne kropeczki, co sprawia,
�e kontrastuje z l�ni�c� emali�... G�upstwa my�l�, moja
te� by�a szorstka i te� kontrastowa�a!
Pod lup� w owej przerwie widoczne by�y mikro-
skopijne dziureczki. W ich kwestii nie mia�am �adnego
zdania, nigdy mojej zapalniczki nie ogl�da�am przez lup�
i za �adne dziureczki nie mog�am r�czy�. Ale w�a�ciwie
ju� sam brak �ladu po pasku z dedykacj� wystarcza�,
�eby straci� nadziej�, niemo�liwe przecie�, �eby w tak
kr�tkim czasie, kilka dni zaledwie, ogrodnik odj��
dedykacj�, wyszmerglowa� i wyg�adzi� dno,
wypolerowa� drewno, doprowadzi� je do takiego
samego stanu, jak ca�a reszta. Postarzy�. Nie mia� co
robi� i zajmowa� si� wy��cznie stolarsk� prac�
artystyczn�?
Nie, jednak ona chyba nie moja...
Najbli�szy radiow�z podjecha�, stwierdzi� pe�n�
zasadno�� wezwania, za�oga unieruchomi�a w kuchni
rozhisteryzowan� bab� i zaczeka�a na ekip� �ledcz�,
niczego nie dotykaj�c i nie depcz�c. Ekipa �ledcza,
przybywszy do�� szybko, od razu zabra�a si� do roboty.
Komisarz Janusz W�lnicki spr�y� si� w sobie niczym
podci�ty batem rumak bojowy. Zwa�ywszy, i� do
poganiania rumak�w bojowych nikt nigdy bata nie
u�ywa�, raczej walono je p�azem miecza lub szabli,
wzgl�dnie d�gano ostrogami, w zetkni�ciu ze zwyk�ym,
wulgarnym batem sza� ko�skiego organizmu powinien
wybuchn�� pot�nie i taki� sam sza� wystrzeli� w
komisarzu. Znalaz� si� oto sam jeden w obliczu
prawdziwego, niew�tpliwego zab�jstwa, i to nie
�adnego tam dziabania no�em po pijaku szwagra albo
�ony, nie walenia siekier� m�a alkoholika i sadysty,
bez ca�ej wsi ani chocia� ca�ej ulicy s�siad�w i
�wiadk�w, kulturalnie, kameralnie, z pe�nym asorty-
mentem niewiadomych.
I do tego bez swojego bezpo�redniego zwierzchnika,
z kt�rym w�a�nie zaczyna� trwale wsp�pracowa�,
podinspektora Roberta G�rskiego, kt�ry wcale nie jak
policjant, tylko jak zwyczajny, normalny cz�owiek uda�
si� w�a�nie w podr� urlopow�, do czego mia� pe�ne
prawo. W dodatku nie do Warny, nie nad Balaton, a w
podr� w�drown�, i nie w Bieszczady ani na Mazury,
tylko gdzie� w Europ�. Dzi�ki czemu stal si� ca�kowicie
niedost�pny nawet przez kom�rk�, bo bardzo si� stara�
przebywa� w rejonach pozbawionych zasi�gu. Co
komisarz W�lnicki w pe�ni m�g� zrozumie�, ale lekkich
obaw i niepokoju tak od razu pozby� si� nie zdo�a�.
Jednak�e ujrza� nagle przed sob� okazj� i nieprzy-
jemne uczucia mocno mu przyblad�y. Sam...! G�rski
wr�ci za dziesi�� dni, na te dziesi�� dni nikomu innemu
go nie przydziel�, sam poprowadzi dochodzenie. Nigdy
dotychczas w takiej sprawie nie by� sam, zawsze
podlega� komu� wy�szemu rang� i do�wiadczeniem, ma
pierwsz� w �yciu szans� pokazania, co potrafi! I
poka�e...!
Ambicja wystrzeli�a. Z rumie�cem emocji rozpocz��
przes�uchanie wst�pne w kuchni, gdzie znalaz� jedynego
�wiadka, a mo�liwe, �e nawet lepiej, podejrzan�.
- Kim pani jest i co pani... - zacz�� �agodnie, chocia�
urz�dowo, i ugryz� si� w j�zyk. O ma�o nie do�o�y�
dalszego ci�gu: �...tu robi?", a uczono go wszak, �e nie
wolno wali� na �wiadka, szczeg�lnie podejrzanego,
lawiny pyta�, tylko dozowa� �ci�le, po kawa�ku. O
dokumenty poprosi�. Ci z radiowozu co� tam do niego
b�kn�li, ale z przej�cia zlekcewa�y�, no nic, teraz b��d
naprawi. Poprzesta� na urwanym pytaniu.
Rozhisteryzowana baba uspokoi�a si� ju� troch�.
P�aka�a co prawda wytrwale, ale takie robi�a wra�enie,
jakby wi�cej w niej by�o w�ciek�o�ci ni� �alu.
Przytomno�ci umys�u okaza�a wi�cej ni� W�lnicki.
- Ziarniak Gabriela jestem. A tam m�j brat le�y.
W�lnickiemu przypomnia�o si� nagle, �e nazwisko
denata w�a�nie od mundurowych us�ysza� i brzmia�o
inaczej. Nie
zd��y� si� skompromitowa� przedwczesnymi
podejrzeniami, bo baba m�wi�a dalej.
- Ziarniak to z m�a, a z domu Krzewiec. Wdowa.
Miros�aw Krzewiec to m�j brat, dow�d mog� panu
pokaza�, ale w torbie mam, a torba tam zosta�a, ko�o
telefonu, tu mnie wygonili i nie puszczaj�, a m�wi�am,
�eby oddali, to nie. A tam imiona rodzic�w i ca�a reszta,
pan �ledczy mo�e sam zobaczy�, a ja t� zbrodniark�
widzia�am, tu jeszcze sta�a, w moich oczach, �mija taka i
suka, kurwa zwyczajna, teraz ju�
ka�dy wprost m�wi, co ja mam w bawe�n� owija�,
szantrapa i zdzira wredna, niech j� syfi malaria, i ten
ejdes porazi, niech b�dzie przekl�ta...!
Komisarz zorientowa� si�, �e litania potrwa d�ugo, bo
�wiadek, w pierwszej chwili rzeczowy i opanowany na
bazie zaci�ni�tych z�b�w, teraz zaczyna� si� rozp�dza�,
podnosz�c g�os do krzyku, nie czeka� zatem na ca�o��,
zareagowa� ostro, urz�dowo i niegrzecznie. Odwr�ci�
si�, uczyni� dwa kroki i stan�� w drzwiach ty�em do
baby.
- Torba �wiadka z dokumentami - rzuci� w
przestrze� przed siebie. - Ko�o telefonu.
Krzyk za jego plecami przycich�. Fotograf pstrykn��
dodatkowo i poda� mu torb� bez namys�u, bo niczego
innego podobnego do damskiej torebki w okolicy! nie
by�o, a odciski palc�w zosta�y ju� zdj�te. W�lnicki
wr�ci� do kuchni, przysun�� sobie krzes�o i usiad�,
wr�czaj�c torb� w�a�cicielce. I ju� po kr�tkiej chwili
dosta� ca�y plik dokument�w.
No tak. Gabriela Anna Ziarniak, nazwisko panie�skie
Krzewiec, c�rka Jana i Bo�enny, data urodzenia,
adres... Nie by� pewien, czyjego odczucia s� s�uszne, ale
gwa�townie zapragn�� wejrze� r�wnocze�nie w
dokumenty ofiary. Doskonale wiedzia�,! �e to nast�pi na
ko�cu, najpierw fotograf, potem technicy, daktyloskop,
potem lekarz, wreszcie dojd� do marynarki denata,
gdzie zapewne znajdzie si� portfel, chwilowo
niedost�pny z przyczyn �ci�le technicznych. Te� dobrze,
nie ma po�aru, na razie �wiadek.
- Nie mieszka pani tutaj?
- Nie. Tam jest adres. Czarnomorska, to blisko, sam
pan widzi.
- To co pani tu robi?
Z wyrazu twarzy mo�na by�o bez trudu wywnio-
skowa�, �e �wiadek o nim �le pomy�la�, ale swoich
my�li w pe�ni nie wyjawi�.
- A co mam robi�? Jak zawsze przysz�am, zakupy
zrobi�am, brat jest sam, zadba� o niego trzeba. Prawie
co dzie� przychodz�, gdzie�by on sobie co ugotowa�
albo co. Posprz�ta�, pranie zrobi�, wszystko w og�le, a
co, pan �ledczy daty urodzenia nie widzi? Dwana�cie lat
starsza jestem, to ja go chowa�am, obu chowa�am,
dwadzie�cia lat mia�am, jak matka umar�a, dw�ch braci
na mojej opiece zosta�o! Ja dla nich wszystko...
- A ojciec? - zdo�a� wtr�ci� komisarz.
- Ojciec to ju� wcze�niej, rynny k�ad�, po pijaku z
dachu zlecia� i na �mier� si� zabi�, �e po pijaku to nawet
odszkodowania za niego �adnego nie by�o, tyle co
pogrzebowe. Jaki tam by� z niego ojciec...
- A m��...?
Gabrieli Ziarniak �zy nieprzerwanym strumieniem
p�yn�y po twarzy, ale nie zwraca�a na to uwagi i nawet
nosa nie musia�a wyciera�.
- Czyj m��? - zainteresowa�a si� nieufnie.
- Pani m��. Skoro jest pani wdow�, m�a pani mia�a.
- A tam, m��! Za m�� posz�am, czemu nie, trzy-
dzie�ci jeden lat mia�am, Mirek pe�noletni ju� by�, ale
m�j m�� to nie by� dobry cz�owiek. Awanturnik, nawet
rozwodzi� si� zamy�li�am, nie zd��y�am, bo umar�.
Zwyczajnie umar�, w szpitalu, raka mia�.
- A dzieci...?
- Nie mia�am dzieci, tylko brat mi zosta�.
- Zaraz. Jeden? A drugi? Wspomnia�a pani o
dw�ch?
Zap�akana Gabriela skrzywi�a si� niech�tnie.
- On m�odszy od Mirka o dwa lata. Przekorny taki.
O, nic z�ego, szko�� sko�czy�, na studia poszed�,
wszystko jak si� nale�y, ale od rodziny odskoczy�. Sam
chcia� wszystko po swojemu, na par� lat wyjecha�,
prawie nas zna� nie chcia�, ani Mirka, ani mniej. Nie to
nie. Tylko Mireczek mi zosta�...
- I ten m�odszy co robi? Jak mu na imi�?
Zn�w si� W�lnicki ugryz� w j�zyk, okaza�o si� jednak,
�e niepotrzebnie.
- Sobek. Sobies�aw. I faktycznie, sobek z niego ta-
ki... A co robi? Fotografie. Ci�gle gdzie� po �wiecie
je�dzi, zdj�cia robi, rozmaite, do gazet i w og�le.
Dobrze zarabia, a Mireczkowi grosza jednego nie chcia�
po�yczy�.
- Gdzie mieszka? Adres pani� poprosz�.
Tak naprawd� komisarz chcia� dosta� wszystko na
raz. Szala�a po nim ca�a zdobyta dotychczas, teore4
tyczna i praktyczna, wiedza �ledcza, �eby znale��
sprawc�, nale�y pozna� ofiar�, rodzin�, znajomych,
przyjaci�, pracodawc�w i podw�adnych, sytuacj�
maj�tkow�, charakter, znale�� motyw... O, w�a�nie,
motyw najwa�niejszy, cui bono, komu to zab�jstwo
korzy�� przyniesie? Stan maj�tkowy, spadkobiercy...!
�wiadek Gabriela wygrzeba�a z torby podniszczona
nieco notes, przekartkowa�a, podetkn�a W�lnickiemu
pod nos.
- On r�nie mieszka. W Warszawie i w Gda�sku, a
przewa�nie to we Francji, o, prosz�, tu jest adres, ja tam
tego wym�wi� nie umiem, do obcych j�zyk�w nigdy
g�owy nie mia�am, pan sobie przepisze. Ale i tak w
�adnym domu nigdy go nie ma, po rozmaitych
Amerykach je�dzi, po Australiach, a tam, nieu�yty taki.
Nawet si� nie o�eni�... O, zaraz, to moje!
W nadmiarze zapa�u W�lnicki chcia� jej zarekwirowa�
notes, ale zaprotestowa�a ze straszliw� energi�, tak
pot�n�, �e podejrzenia komisarza gwa�townie wzros�y.
Je�li kto� nie chce czego� udost�pni�, z pewno�ci�
ukrywa w tym krew w �y�ach mro��ce tajemnice,
najistotniejsze dla �ledztwa. Kto j� tam wie, t� bab�,
mo�e zeznaje k�amliwie, wszystko m�wi odwrotnie,
trzasn�a jednego brata dla korzy�ci drugiego. .. Kobiety
s� nieobliczalne!
Ponadto teraz dopiero u�wiadomi� sobie, co w tej
babie wyda�o mu si� jakie� dziwne. Z przej�cia w
pierwszej chwili nie sprecyzowa� sobie w�asnych wra�e�,
p�aka�a, owszem, twarz mia�a zalan� �zami, �adna
niezwyk�o��, brata jej kto� kropn��, mia�a prawo p�aka�,
ale nie p�yn�y jej przecie� te �zy do g�ry. Tymczasem
ca�a by�a mokra, nie do��, �e gors i klatka piersiowa,
bluzka, troch� nawet sp�dnica, ale w�osy nad czo�em...?
Sk�d jej si� to wzi�o? My�a si� z rozpaczy...?
Gabriela nie popuszcza�a, twardo wyrywa�a mu notes
z r�ki, chwyt mia�a szponiasty, omal nie wygra�a tej
walki.
- Moje, m�wi�! Co pan my�li, ja tu mam wszystko,
klientki mam i doktora, i telefony, i w og�le!
Ja tak bez tego nie zostan�, jak na pustyni! Nie dam!
Komisarz si� opami�ta�, notesem wprawdzie za-
w�adn��, m�nie zni�s� obaw�, �e podejrzana za chwil�
wydrapie mu oczy, ale przypomnia� sobie metody pracy
zalecane przez G�rskiego. Nadmiar wilgoci na babie
chytrze zostawi� sobie w zapasie, nie tykaj�c! na razie
tematu, bo prawie pewno�� w nim zakwit�a, �e krew
ofiary zmywa�a. Trysn�o na ni� i prosz�...
- Zaraz, chwileczk�, prosz� pani. Ja to od pani tylko
wypo�yczam, jutro rano dostanie pani z powrotem...
- Akurat! Ju� ja wam wierz�... I na co to panu, jaj i
przepisy tam mam, co u kogo robi�, a jutro rano
zam�wiona jestem!
- Jutro rano b�dzie pani za�atwia�a formalno�ci
pogrzebowe - przypomnia� W�lnicki bezlito�nie, co
okaza�o si� skuteczne. Gabriela Ziarniak jakby skl�s�a,
r�ce jej opad�y, a z oczu na nowo pop�yn�y strumienie.
- Zawiadomi� musz� - zamamrota�a g�ucho i roz-
paczliwie - jak...? Pan mi chce zabra� wszystkie te-
lefony... Ma�o �e brata, to jeszcze i robot� u ludzi
strac�... A m�wili, �e z bandziorem to jak z jajkiem, a
porz�dnym cz�owiekiem poniewieraj�...
W�lnicki w g��bi duszy musia� przyzna� jej racj�,
ponadto zn�w G�rski mu si� czkn��, ponadto zdo�a�
pomy�le�, �e je�li nawet ma t� bab� przyskrzyni� to bez
�adnego wymuszania przemoc�, czy�ciutko i wersalsko,
�eby nikt si� nie m�g� przyczepi�, podni�s� si�] z krzes�a i
zajrza� do salonu. Fotograf sko�czy� robot� i w�a�nie
zaczyna� si� pakowa�.
Komisarz popuka� go w rami�.
- Zrobisz mi tak ekspresowo te wszystkie kartki?
Ten notes musi tu zosta�.
- Nie ma sprawy. O, rozlatuje si� troch�, to nawet
wygodniej. �aden problem.
Od zw�ok podni�s� si� lekarz.
- Dosta� w g�ow� twardym przedmiotem ob�ym -
oznajmi� beznami�tnie. - Potem zadano mu cztery ciosy
przedmiotem ostrym i grubym. Nie no�em, nie siekier�.
Wiadomo czym, bo zdaje si�, �e przedmiot tu le�y, ale
nie b�d� tego uwzgl�dnia� w raporcie, podam tylko
objawy. Krwawienie g��wnie z t�tnicy szyjnej.
- Kiedy? - spyta� kr�tko komisarz, w kt�rym
natychmiast wybuch�y bardzo mieszane uczucia.
- Nie wi�cej ni� godzin� przed naszym przybyciem. I
nie mniej ni� trzy kwadranse.
- Trzy kwadranse to by�oby prawie tak, �e ch�opaki
z radiowozu wchodz�, a tam kto� go wali. Nie za du�y
t�ok?
- Ja nie m�wi� o tym, co my wiemy, tylko o stanie
zw�ok. Trzy kwadranse to g�rna granica, do tej dolnej,
godziny, mog� do�o�y� jeszcze z pi�� minut, ale na tym
koniec. Reszta po sekcji.
- Wygl�da na to, �e oba przedmioty tu le�� - za-
uwa�y� filozoficznie technik, wskazuj�c palcem. - Raz
przynajmniej nie trzeba b�dzie szuka� narz�dzia
zbrodni. Zbieramy ten �mietnik, panie komisarzu,
wszystko zabezpieczone. Trzy w�osy na marynarce
denata. Ju� zdj�te.
Och�on�wszy nieco z pierwszych emocji, W�lnicki
szybko j�� porz�dkowa� swoje mieszane uczucia. Za
wcze�nie z�apa� si� za t� bab�, niechby troch� pocze-
ka�a, przedtem nale�a�o uzyska� wszystkie informacje,
czas zej�cia, narz�dzie zbrodni, wi�cej wiedzy o
denacie... Odzie�, dokumenty... Z wiar� w do-
�wiadczenie i solidno�� ekipy technicznej nawet nie
przyjrza� si� porz�dnie scenie zbrodni, od razu chwyci�
podejrzanego �wiadka z naczeln� my�l�: przepyta� na
gor�co! P�niej �wiadek oprzytomnieje i mo�e by�
r�nie, no i prosz�, baba zacz�a co� szantrapie,
sprawc� widzia�a podobno na w�asnej oczy, przerwa�
jej, nie doceni�, urz�dowo�ci mu si� zachcia�o, a w og�le
zawsze bywa r�nie, niech to piorun spali, czy si�
przypadkiem nie wyg�upi�...?
0 co te� ona z siebie zmywa�a...?
Nadrabiaj�c hipotetyczne niedopatrzenie, bacznym
wzrokiem obrzuci� ofiar� i w rekordowym tempie sa-
memu sobie opowiedzia�, co widzi. Denat ubrany w
pe�ni, spodnie, koszula, rozlu�niony nieco krawat,
marynarka typu wdzianko, buty... Zaraz, buty... Wy-
chodzi� z domu czy w�a�nie wr�ci�...?
Spojrza� na zaj�tego najbli�ej technika, palcem
wskazuj�c obuwie denata, ale pytania zadawa� nie
musia�.
- Na moje oko, ledwo zd��y� wej�� do domu i od razu
pad� - oznajmi� technik. - Na zel�wkach jeszcze �lad
wilgoci i b�oto, wytar� nogi, ale troch� zosta�o, na
�cie�ce mokro. Wszystko z kieszeni na biurku le�y, o...
Chcesz portfel? Ju� mo�na, Kazik zrobi� ka�d� sztuk�.
Tak, komisarz chcia� portfel. Resztki proszku na nim
wskazywa�y, �e zosta� zbadany, mo�na by�o wzi�� go
do r�ki. Wzi�� zatem i chciwie wypatroszyli Miros�aw
Krzewiec, syn Jana i Bo�enny, to by si� zgadza�o z
zeznaniem �wiadka. Adres, w porz�dku O, wizyt�wki,
firma ogrodnicza �Floretta", bardzo �adnie, prawo
jazdy, jakie� rachunki, mn�stwo r�nych papier�w,
zawiadomienie bankowe o stanie konta, numer konta,
data... Do bani, zawiadomienie z zesz�ego roku opiewa
na czterdzie�ci dwa tysi�c z�otych, a cholera go wie, ile
ma teraz. Pieni�dze fotografia rodzinna, dosy� stara...
Przegarn�� reszt� ch�amu z kieszeni ofiary i zawaha�
si�. Sk�d, u diab�a, mia� wiedzie�, co oka�e si�
wa�ne? Brakowa�o teraz czasu na wnikliw� analiz�,
gdzie mu zreszt� by�o na razie do wnikliwej analizy.
W kuchni czeka� �wiadek-podejrzana, ch�tna do ze-
zna�, chyba g�upio potraktowana...
- Wszystko to dajcie razem do oddzielnej torby -
zarz�dzi� i