16447

Szczegóły
Tytuł 16447
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16447 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16447 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16447 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Chmielewska Joanna - Zapalniczka Zapalniczka sto�owa by�a du�a prawie jak p� kartonu mleka, z pi�knego, ciemnego drewna, ozdobiona czarn� emali� i paseczkiem srebra, owalna, prawdopodobnie przeci�tnie droga. Zawiera�a w sobie zdumiewaj�co du�o gazu i wystarcza�a na niesko�czono��, ponadto stanowi�a wzruszaj�c� pami�tk�. No i kto� mi j� podw�dzi�. Nie by�o mnie w domu, tkwi�am gdzie� w Europie, pozostawionego dobytku za� pilnowa�o kilka os�b, wymieniaj�cych si� wedle jakiego� harmonogramu, u�o�onego mi�dzy sob�. Ka�dy wtedy, kiedy m�g�, co nie by�o �atwe i proste, bo wszyscy albo pracowali, albo studiowali. W dodatku dom by� w trakcie urz�dzania i pl�ta� si� po nim ca�y t�um rzemie�lnik�w, fachowc�w, dostawc�w i w og�le obcych ludzi, a jedyn� rozumn� istot�, kt�ra zapisywa�a kto, kiedy i co robi�, by�a moja siostrzenica, Ma�gosia. W ka�dym razie stara�a si� zapisywa�. Kr�tko przed moim powrotem zadzwoni�a do mnie na kom�rk�. - S�uchaj, tu si� pcha ogrodnik. Niejaki pan Mirek. Co mam z nim zrobi�? - Wygo� go! - odpar�am ostro, bez sekundy namy- s�u. - Ja mog�. Ale trafi� na Julit�, a ona delikatna. I um�wi�a si� z nim na jutro, a mnie akurat wtedy nie b�dzie. - To niech go Julita wygoni. Niech si� z nim um�wi, gdzie chce, byle nie u mnie. I niech si� nie narwie przypadkiem na te jego demoniczne uroki, bo wyjdzie na tym jak Zab�ocki na mydle. Ostrze� j�. - Zdaje si�, �e ju� si� narwa�a - westchn�a sm�tnie Ma�gosia. - Ale dobrze, zrobi�, co mog�. Naprawd� go nie chcesz? - Za nic w �wiecie! Czaruj�cy �ajdak! Ju� nie ze mn� te numery, mam to odpracowane w m�odo�ci. Za furtk� go nie wpuszcza�! Od�o�y�am s�uchawk�, rozz�oszczona porz�dnie, ale z�o�� mi szybko przesz�a, bo znajdowa�am si� nad morzem, przez ca�e �ycie �agodz�cym moje uczucia. W dwa dni p�niej ruszy�am w drog� powrotn�, po- zwalaj�c sobie na kilka przerw w podr�y. Do domu dotar�am p�nym popo�udniem w niedziel�, wybrawszy chwil� bardzo starannie i rozs�dnie. Nikt w dzie� �wi�teczny nie pracowa� ani nie studiowa�, z wyj�tkiem Tadzia, kt�ry, niestety, mia� dy�ur na lotnisku. Reszta, czyli Ma�gosia, jej m�� Witek, Julita i pan Ryszard, czekali na mnie, nie zdradzaj�c �adnych przejaw�w zniecierpliwienia. Sk�ad ekipy mia� sw�j g��boki sens. Pan Ryszard pilnowa� kwestii budowlanych, Tadzio telewizyjnych i telefonicznych, Witek alarmowych, elektrycznych i kli- matyzacyjnych, Julita ogrodniczo-s�u�bowych, a Ma�- gosia sprawowa�a nadz�r og�lny. Wszelkie decyzje podj�am wprawdzie przed wyjazdem, pozostawiaj�c tylko szczeg�y do wyko�czenia, ale te szczeg�y by�y nieopisanie uci��liwe i w�ciekle niezno�ne. Mia�am cich� nadziej�, �e ich unikn�. Wjecha�am za bram�, baga�ami zaj�a si� cz�� m�ska. Cz�� �e�ska usiad�a przy stole, z przyjemno�ci� pr�buj�c przywiezionego z Francji wina. Tak�e ser�w, camemberta i brie, kt�re niestety nale�a�o wyjada� �y�k� bezpo�rednio z opakowa�, poniewa� w czasie podr�y rozmaza�y si� doszcz�tnie. Si�gn�am po papierosy i w poszukiwaniu zapalniczki na o�lep poklepa�am st�. Nie doklepa�am si�, obrzuci�am zatem st� wzrokiem. - Gdzie zapalniczka? - spyta�am bez �adnych z�ych przeczu�. Ma�gosia i Julita popatrzy�y r�wnie�. - Nie ma? - zdziwi�a si� Julita. - Przecie� by�a? - Ale nie ma. Chyba �e ja �le widz�. - Tu sta�a - powiedzia�a Ma�gosia, wskazuj�c palcem puste miejsce. - Dopiero co. Wszystkie trzy zajrza�y�my pod st�, obmacuj�c za- walon� czasopismami p�eczk�. Podnios�am si� i obejrza�am bufet, st� jadalny i rega� przy �cianie. Zapalniczki nigdzie nie by�o. - Witek, bra�e� st�d zapalniczk�? - wrzasn�a Ma�gosia w kierunku pracowni. - Panie Ryszardzie, nie widzia� pan gdzie� tej sto- �owej zapalniczki? - zawo�a�am r�wnocze�nie w kie- runku przedpokoju. Witek i pan Ryszard pozbyli si� ju� ci�ar�w i z r�- nych stron weszli do salonu. �aden z nich nie pali�. - Jak� zapalniczk�? - spyta� Witek. - Widzia�em j� na stole - odpar� pan Ryszard. -Zdaje mi si�, �e zawsze tu sta�a? - Sta�a, zgadza si�. Ale nie stoi. - Mo�e w kuchni...? Julita zerwa�a si� z fotela i ruszy�a w obch�d miesz- kania. Ma�gosia pop�dzi�a na g�r�. Znalaz�am kom�rk� i zadzwoni�am do pani Heni, kt�ra od lat pracowicie likwidowa�a produkowany przeze mnie �mietnik. - Pani Heniu, czy pani przestawia�a gdzie� t� ciemn�, sto�ow� zapalniczk�... - Ju� w pi�tek jej nie by�o - powiedzia�a pani Henia stanowczo. - Wiem, bo sprz�ta�am na stole. Ale ja jej nie rusza�am. I w og�le nie widzia�am jej nigdzie, mia�am pani o tym pojutrze powiedzie�. Zadzwoni�am do Tadzia. - Tadziu, widzia�e� gdzie� t� du��, sto�ow� zapal- niczk�...? - A, to ju� pani jest... Widzia�em j� milion razy. Zawsze sta�a na stole. A co...? - Nie stoi. Nie ma jej. Wiesz co� o tym? - Nic. Zaraz, chyba wiem. W czwartek nie sta�a. Akurat nad programem tam siedzia�em i chcia�em sobie przypali�, a tu cha�a. Nie wiem, gdzie si� mog�a podzia�. Pi�� os�b przyst�pi�o do gruntownego przeszukiwania ca�ego domu, bo wszyscy wiedzieli, jak mi na tej zapalniczce zale�y. Pochodzi�a z Danii, z czas�w, kiedy palenie by�o bardziej rozpowszechnione i stanowi�a pierwszy prezent, jaki dosta�am w �yciu nie od najbli�szej rodziny, tylko od os�b obcych. Takiej samej, a nawet podobnej nie mo�na ju� by�o p�niej nigdzie kupi�, co stwierdzi�am osobi�cie w r�nych krajach Europy, chocia� w tamtych nagannych czasach ozdobnych przyrz�d�w do zapalania istnia�o zatrz�sienie. Lubi�am j�. Wola�abym, �eby mi zgin�� telewizor. Albo, na przyk�ad, sedes. - Czy to mo�liwe, �eby j� kto� ukrad�? - spyta�a Julita niedowierzaj�co, kiedy ju� sprawdzili�my wszystkie miejsca, wi�ksze od paczki papieros�w. - Albo schowa� z�o�liwie? - Gdyby schowa� z�o�liwie, nale�a�oby rozebra� dom na kawa�ki - zaopiniowa� Witek z�owieszczo. - To wola�bym nie teraz, bo zacz��em w�a�nie now� budow� - poprosi� zmartwiony pan Ryszard. - A gdyby ukrad�, to kto? - zainteresowa�am si� na wszelki wypadek. - Zaraz - powiedzia�a z energi� Ma�gosia, si�gaj�c na p�k� pod sto�em. - Ja tu mam list� obecno�ci, zastanowimy si�. Kiedy jej ju� nie by�o? - Tadzio m�wi, �e w czwartek... - W czwartek, w czwartek... A w �rod�? - W �rod� by�a - powiedzia�a stanowczo Julita. -Tu siedzia�am i zapala�am ni� papierosa. Nie patrzcie tak na mnie, wiem, �e kradn� zapalniczki, ale ma�e. Ta sto�owa nie zmie�ci�aby mi si� do torebki. Kiwn�am g�ow�, rozumia�am j�, tak samo krad�am d�ugopisy. Julita, stwierdziwszy kradzie�, cudze zapalniczki zazwyczaj oddawa�a, ja d�ugopis�w nie. Chyba �e kto� si� upomnia�. - O jakiej porze? - spyta�a surowo Ma�gosia. - By�am tu od dziewi�tej do drugiej. O drugiej przyszed� pan Ryszard... - Nie pali. M�g� nie zwr�ci� uwagi. Panie Ryszar- dzie, kto tu by�, jak pan by�? Pan Ryszard ju� gmera� w kalendarzyku. - Dw�ch moich ludzi, za jakie� p� godziny przyszli, ale robili�my wod� na zewn�trz. Te krany i w�e do podlewania. Nawet tu nie wchodzili, tylko do gara�u, do kot�owni i do kuchni. Zapalniczek nie kradn�. W og�le niczego nie kradn�, a potem by� hydraulik do pieca, wchodzi� tylko do kot�owni. A potem pan przyjecha� - wskaza� brod� Witka. - Zgadza si� - przy�wiadczy� Witek. - Spokojnie sobie mecz ogl�da�em, nikt mi nie tru�. Z ochroniarzem wieczorkiem pogada�em przy furtce. - W czwartek by� stolarz? - By�. P�ki przywi�z�, zanie�li�my na g�r�, troch� co� tam dopasowywa�. On siedzia� na g�rze, a ja na dole, przyjecha� Tadzio i zwolni� mnie z posterunku. - I razem ze stolarzem ustawiali tam telewizor - uzupe�ni�a Ma�gosia, wpatrzona w swoje zapiski. -Potem ja, jak przyjecha�am, to ju� nikogo nie by�o, dom zamkni�ty i zaalarmowany, zaraz objawili si� ci od telefon�w i zatkali te dziury na zewn�trz, a przed wieczorem pan Ryszard przywi�z� ko�c�wk� do w�a... Zaraz, to nie ma znaczenia, skoro Tadzio m�wi, �e w czwartek ju� zapalniczki nie by�o... Z wielk� satysfakcj� s�ucha�am, jakie rozrywki zdo�a�y mnie omin�� i nawet nie zwr�ci�am uwagi, �e pan Ryszard jako� si� zmiesza�, otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie� i zamkn�� je bez s�owa. Zaj�ta by�am zapalniczk�. - W gr� wchodzi tylko �roda od po�udnia i czwartek do przyjazdu Tadzia - popar�am spostrze�enie Ma�gosi. - Czyli pan Ryszard z lud�mi, Witek z ochroniarzem i ewentualnie stolarz. - Kto tu by�, jak ty by�a�? - zwr�ci�a si� gwa�townie Ma�gosia do Julity. Julita si� niemal przestraszy�a. - Nikogo nie by�o, dopiero p�niej przyszed� pan Mirek... Miotn�o mn�. - Ogrodnik...!!! - No w�a�nie, ogrodnik... - Przecie� ci m�wi�am, �e ona m�wi�a, �e masz go wyrzuci�! - krzykn�a z oburzeniem Ma�gosia. - Ale �ebym go mog�a wyrzuci�, musia� najpierw przyj��, nie? - zauwa�y�a Julita rozs�dnie. - No i potem go wyrzuci�am. Od razu wam powiem, �e okropnie mi by�o nieprzyjemnie, akurat na mnie spad�o najgorsze... - Nie wiem, na kogo - rozz�o�ci�am si�. - Niech on si� cieszy, �e mnie tu nie by�o, bo zrobi�abym mu co� z�ego! Oszust cholerny i padalec, wykorzysta� zaufanie i wszystkie swoje buble mi wtryni�! Co ja mam teraz zrobi�, obr�ci� ca�y ogr�d w perzyn� i zacz�� na nowo?! - Mo�e jeszcze si� przyjmie... - zacz�� Witek nie- pewnie. - Co si� przyjmie?! To, czego nie chc�?! Co on mi z �ywop�otem zrobi�, z ka�dej strony co innego, na choler� mi cztery choinki, las zak�adam czy jak?! Dwa czerwone klony ko�o siebie, park miejski to ma by� czy ma�y ogr�dek?! Co za orzech mi wetkn��, co za ostrokrzew, jak� lip�?! P�aci�am za du�e drzewo, a nie za patyczki, co on my�li, �e b�d� �y�a dwie�cie lat?! Cebulki tulipan�w po dwadzie�cia z�otych...?! Z platyny je robi�?! Dzwonek g�rski zamiast naparstnicy...?! I w co to wtyka�, w grunt budowlany pierwszej kategorii...! - Drugiej - poprawi� delikatnie pan Ryszard. - Pierwsza, to lita ska�a. - Skamienia�a glina!!! Mia� wyrzuci�!!! P�aci�am bez s�owa i wcale tego nie chc�!!! - Trzeba by�o nie p�aci� - skarci�a mnie zimno Ma�gosia. - G�szcz ja�minu, a gdzie bez?! Tyle, co kot nap�a- ka�!!! - Niech si� pani nie martwi, choinki ju� usychaj�, a bez mia� przesuszone korzenie - pocieszy� mnie pan Ryszard. - I tak trzeba b�dzie dosadzi� na nowo. - G�upiej maliny, g�upiej je�yny, g�upiej porzeczki nie potrafi� posadzi�! Od tej brzozy jestem chora, nie tak� chcia�am!!! Wi�ni� mi wpycha�, nie cierpi� wi�ni! Rachunki wystawia� jak za ogrody Semiramidy...! Ma�gosia mia�a ju� dosy� mojej awantury. - Tote� ostatniego mu nie zap�aci�a� i s�usznie. Dziwi� si� tylko, �e w tej sytuacji w og�le o�mieli� si� przyj��. Po co przyszed�? - Po pieni�dze! - warkn�am. - Mia� nadziej�, �e moje zidiocenie jest trwa�e. - Albo nie wiedzia�, �e sprawdzi�a� ceny...? - Proponowa� iglaczki i czerwony d�bek - wtr�ci�a si� z westchnieniem Julita. - Nie wiedzia�, �e ci� nie ma, a o pieni�dzach nie m�wi� ani s�owa. Popatrzy�y�my z Ma�gosi� na ni� i na siebie wza- jemnie. - Zaskoczy�a - orzek�a Ma�gosia ze zgorszeniem i odrobin� wsp�czucia. - Wida� jej z twarzy. Podrywa� j�, jak paw w czasie rui. - O Bo�e...! -j�kn�� Witek. Te� mi jako� paw do rui nie pasowa�, dzi�ki czemu och�on�am. Ogrodnik Mirek by� z pewno�ci� bez- czelnym naci�gaczem, ale nie kretynem, moj� ufn� g�upot� wyw�szy� w mgnieniu oka i bezb��dnie. Zwa- �ywszy jednak, i� nie �ywi�am si� zupk� dla bezrobot- nych i nie sypia�am pod mostem, powinien by� do- puszcza� istnienie jakich� granic mato�ectwa klientki, zatem na co liczy�? Zaryzykowa� po prostu? - Co mu powiedzia�a�? - nacisn�am Julit�. - �e nie. �e dzi�kujesz bardzo, ale nic wi�cej nie b�dziesz sadzi�. Nie zamierzasz. I ja to wiem. - I po takich prostych s�owach od razu poszed�? - zdziwi�a si� Ma�gosia. - A, nie. W tym rzecz w�a�nie. Dlatego by�o nie- przyjemnie. Upiera� si� i namawia�, roztacza� takie wizje... ro�linne... Proponowa�, �e jutro to co� tam przywiezie i czy ja b�d�... Wiem doskonale, �e uwa�acie mnie za idiotk� uczuciow� i ja mo�e jestem, ale w ograniczonym zakresie. Podrywa� i czarowa�, a ja znam takich jak on, w dodatku, skoro Joanna kaza�a go wyrzuci�, co� w tym musia�o by�, nie wchodzi�am w szczeg�y, ale postawi�am si� twardo i poradzi�am mu da� sobie z tym spok�j... Prywatnie subtelna, delikatna, uczuciowa, wra�liwa Julita, jako bizneswoman przerasta�a ska�� i wszyscy wiedzieli�my o tym doskonale. Musia�o w niej przeskoczy� na inne tory. - ...i wtedy zrobi� si� jaki� z�y. W �rodku, po wierzchu ci�gle by� uwodzicielski. Snu� si� ze mn� po ogrodzie, przez te wizje ro�linne, kawk� wypili�my... - W ogrodzie? - spyta� cierpko Witek. - Nie, w domu. W salonie. I tak mu si� jako� trudno wychodzi�o, wychodzi�, jeszcze wraca�, co� w ogrodzie pokazywa�, �e tu by�oby �adnie, a tam si� powinno, no, wiecie, takie ple ple. I wreszcie poszed�. - A ty co wtedy zrobi�a�? - spyta�a szybko Ma�gosia. - Sprz�tn�a� ze sto�u? - Nie, ju� wcze�niej sprz�tn�am. - To co zrobi�a�? - Patrzy�am, czy zatrzasn�� furtk�, niepotrzebnie, bo tu ludzie co� robili. A potem zamkn�am drzwi. Zdenerwowa�am si�, zrobi�am sobie jeszcze jedn� kaw� i roz�o�y�am na stole korekt�, �eby si� uspokoi�, tam, na tym stole jadalnym. Nic nie zd��y�am zrobi�, bo zaraz przyszed� pan Ryszard. - Zatem nie wiesz, czy zapalniczka jeszcze sta�a? Julita popatrzy�a na nas wzrokiem zranionej sarny. - Nie wiem. Nie spojrza�am. Zapali�am papierosa czym�, co le�a�o pod r�k�. I prawie od razu wysz�am... - Panie Ryszardzie...? - Kr�cili si� ludzie, ale ja ich przecie� wszystkich znam! Nawet do kuchni nie wchodzili, dooko�a domu mieli robot�, nie w �rodku. Z kierowc� p�ytki przenosili, te do chodniczka, tu si� tylko kr�cili, w bramie i na dziedzi�cu... Om�wiwszy z detalami wszystkie inne osoby, pra- cownik�w pana Ryszarda, stolarza, Tadzia i Witka, nie maj�c poj�cia, �e jedn� osob� uda�o si� wszystkim ca�kowicie pomin��, na przest�pc� wytypowali�my ogrodnika. Z�y, �e ju� wi�cej ze mnie nie wydoi, zrekompensowa� sobie rozczarowanie. Upar�am si� odzyska� przedmiot. - Masz dwie mo�liwo�ci - powiadomi� mnie bezlito�nie Witek. -Jecha� do niego i da� mu po mordzie albo zawiadomi� policj�. - Akurat, policj�! - prychn�a wzgardliwie Ma�gosia. - Palcem o palec nie stukn� ze wzgl�du na znikom� szkodliwo�� spo�eczn� czynu. Ile ona by�a warta, ta zapalniczka? - A bo ja wiem? Sto z�otych? Dwie�cie? Mo�e wi�- cej, bo to Ronson. - Nawet gdyby by�a warta dwie�cie tysi�cy, te� i nic ci z tego nie przyjdzie. On si� w og�le wyprze,! a nakazu rewizji �aden prokurator im nie da. - Przeszukania - poprawi�am, kiwaj�c zarazem; g�ow�, bo by�am takiego samego zdania. - To si�? nazywa przeszukanie. Po mordzie...? Te� si� wyprze. Chyba �eby mu zagrozi� uszkodzeniem urody. - O, to jest my�l! - pochwali�a Ma�gosia. Julita westchn�a ci�ko i zajrza�a do pustego kie- liszka, czym pr�dzej poleci�am zatem Witkowi otworzy� nast�pny nap�j, polecenie spe�ni� pan Ryszard, bo by� bli�ej sto�u. Brz�kn�� gong u furtki, pojawi� si� Tadzio, kt�ry zaniepokojony pytaniami o zapalniczk�, zahaczy� o mnie w drodze z pracy do domu. Na wst�pie spr�bowa� camemberta i troch� p�ynnej ju� masy serowej zrzuci� sobie na spodnie, co go nieco zdenerwowa�o. - O kant ty�ka pot�uc te wasze praworz�dne metody - oznajmi� z gorycz�. - Po jakiej tam mordzie, drutem kolczastym zwi�za� i nad mrowiskiem zawiesi�, to by mo�e co� da�o. Bo tak zwyczajnie, to jeszcze nie by�o wypadku, �eby okradziony zwrot swojego mienia od z�odzieja dosta�. Co wy wszyscy, dzieci? - To co proponujesz? - zaciekawi� si� �ywo Witek. - Przecie� m�wi�! Macie tu gdzie� drut kolczasty? - Znalaz�oby si� troch� - zapewni� ochoczo pan Ryszard. - I nawet mr�wek dosy� du�o. - Przede wszystkim nale�y sprawdzi�, czy to na pewno on - wtr�ci�a si� Julita z lekkim protestem w g�osie. - Bo je�li nie on, z mr�wek nic nam nie przyjdzie. Powinno si� jako�... podst�pnie... Wyrobi�am sobie w�asne zdanie, kt�re chyba ko�ata�o mi si� pod ciemieniem od samego pocz�tku. - Podst�pnie, tak! �eby si� nie po�apa�, bo ukryje albo do Wis�y wrzuci. Sprzeda� chyba nie sprzeda�, dwie�cie z�otych to dosy� n�dzna rekompensata w obliczu dwudziestu tysi�cy, kt�rych ju� ode mnie nie dosta� i na pewno nie dostanie. Sprawdzi�, wedrze� si� jako� do niego i zabra� j�. Odkra�� albo nawet wzi�� jawnie, chwyci� do r�ki i chodu. I niech on sobie zawiadamia gliny, a nie ja! Wszyscy rado�nie pochwalili pomys�, bo te� istotnie �adna zgodna z prawem metoda nie dawa�a szans na odzyskanie utraconego dobra. W�amywaczy i z�odziei niekiedy nawet �apano, skazywano, wsadzano za kratki, a pokrzywdzony co straci�, to straci�, i nikt mu tego nie pr�bowa� oddawa�. Przeciwnie, musia� jeszcze �ywi� bandziora. P�aci� za jego utrzymanie. Mo�e chocia� takiej okradzionej ofierze powinno si� w jakim� stopniu zmniejszy� podatki...? Pe�na zgodno�� zapanowa�a w�r�d uczestnik�w obrad i jedyny szkopu� stanowi� brak odpowiednich do�wiadcze�. Jakim do licha sposobem mieli�my sprawdzi� jego stan posiadania? Ma t� cholern� za- palniczk� w domu czy nie? Trzyma na wierzchu czy gdzie� ukry�? Bo mo�e, zabrawszy j� przez zemst� i z�o�liwo��, najzwyczajniej w �wiecie wyrzuci� do pierwszego �mietnika... ? - �mieci! - poderwa�a si� Ma�gosia. - W �rod�, u ciebie rano wywo��, w po�udnie jeszcze by�a! Nie wywie�li...! Czarowna wizja work�w �mieciowych, na kt�rych dnie mog�a spoczywa� zapalniczka, poderwa�a wszystkich. Nie wiem, co sobie mogli pomy�le� s�siedzi na widok sze�ciu os�b, z ob��dem w oczach grzebi�cych w �mietniku i z tysi�cznymi ostro�no�ciami przesypuj�cych zawarto�� jednych work�w w drugie. Tak nam jako� wypad�o, �e poprzednie worki by�y niebieskie, a teraz chwycili�my czarne, wi�c mo�e posz�o to na karb upodoba� kolorystycznych zamieszka�ej tu osoby. Ka�dy ma prawo do w�asnego szmergla. W �mieciach zapalniczki nie by�o. - No to nie ma si�y, ten hreczkosiej podw�dzi� - zawyrokowa� Witek i zamkn�� klap� �mieciowego kub�a. - On mi si� od pocz�tku nie podoba�. - Prawd� m�wi�c, mnie te� nie - popar� go pan Ryszard. - Nic nie chcia�em m�wi�, bo mo�e ja si� nie znam, ale jako� mi si� tak wydawa�o, �e dostaje pani ca�kiem nie to, co pani chcia�a... - A by�o m�wi�! - warkn�am z furi� i ruszy�am z powrotem do domu, starannie omijaj�c wzrokiem nieodpowiedni� ro�linno��, co mi przysz�o o tyle �atwo, �e ju� nasta� wiecz�r i zrobi�o si� ciemno. - Je�li idzie o w�amanie - rzek� Tadzio, wchodz�c do przedpokoju - popytam kumpli, ostatecznie to wszystko mechanicy, zamki, klucze, takie rzeczy mamy w ma�ym palcu, za�atwi si�. Tylko nie wiem, jak tam si� rozejrze� u niego. Julita stanowczym krokiem wesz�a do salonu, napi�a si� wina, przez pomy�k� z kieliszka Ma�gosi, i m�nie oznajmi�a, �e czuje si� winna. Przy niej Mirek-ogrodnik r�bn�� moj� w�asno��, na niej spoczywa obowi�zek dokonania wysi�k�w i odzyskania pami�tki. I zrobi to! - To znaczy, p�jdziesz do niego, dasz mu po mordzie i obwi��esz go drutem kolczastym? � u�ci�li�a Ma�gosia. - To by�o moje wino, ale nie szkodzi, mog� wypi� twoje. I we�miesz od mojej ciotki mr�wki? Na�apa� ci do s�oiczka? Wytr�cona z r�wnowagi Julita obejrza�a wszystkie kieliszki, rozpocz�a przeprosiny, uci�a je na samym wst�pie, machn�a r�k�, wypi�a jeszcze troch� wina i ujawni�a dalszy ci�g zamiar�w Owszem, p�jdzie, bez mr�wek i drutu, ale za to z czymkolwiek, ze��e, �e to co� jest jego, ostatnim razem zostawi�, wi�c mu odnosi. Mo�e udawa�, �e zakocha�a si� w nim i odnoszenie stanowi pretekst, co przynajmniej b�dzie jakim� cieniem prawdy. Rzeczywi�cie stanowi pretekst, a jej dostarczy pociechy i oparcia, bo cholernie nie \ lubi �ga� i �garstwa zawsze jej �le wychodz�. Ale teraz si� spr�y w sobie... - Szczeg�lnie, �e zakochanie powinno ci wyj�� nie�le - zauwa�y�a Ma�gosia niemi�osiernie. - I nikomu nie zaszkodzi, jak on uwierzy. Na szcz�cie nie masz ogrodu, kt�ry m�g�by ci urz�dza� podeschni�tymi choinkami. - Ale on mo�e mie� �on� - zauwa�y� ostrzegawczo Witek. - Kto� co� o tym wie? Niestety, stan cywilny ogrodnika hochsztaplera ni- komu z nas nie by� znany. By�am pewna, �e ma �on�, tacy jak on miewaj� �ony i lekcewa�� je skandalicznie, rozwodz� si� i �eni� ponownie pod naciskiem zauroczonych bab, z kt�rych ka�da tego adonisa bo- tanicznego chce mie� dla siebie. �ona nie mia�a zna- czenia, m�g� si� akurat rozwodzi�. - Co do �ony, nic nie wiem, ale to drobiazg, najwy�ej baba uwierzy Julicie i p�niej zrobi mu piek�o. Za to mam adres, zostawi� mi wizyt�wk� z telefonami, s�u�bowy i prywatny, poczekajcie, zaraz znajd�... Ku w�asnemu zdumieniu znalaz�am wizyt�wk� w notesie pod w�a�ciw� liter�, O jak ogrodnik. By� na niej nawet adres. Przez ten czas pozosta�e osoby uzgodni�y mi�dzy sob�, jaki przedmiot Julita powinna uzna� za jego w�asno�� i koniecznie mu zwr�ci�. - Macie �le w g�owie? - spyta�am z oburzeniem, - wr�ciwszy z pracowni. - Ma�o �e mnie wydoi�, mami mu jeszcze po�wi�ca� takie doskona�e okulary od s�o�ca? Dla siebie kupi�am! - Nie martw si�, powie, �e nie jego i nie we�mie J uspokoi�a mnie Ma�gosia. - Akurat, nie we�mie! Wszystko we�mie! - To niech ona nie daje mu do r�ki, tylko poka�e z daleka - poradzi� Witek. - Niech udaje, �e ich szuka w torbie i przez ten czas niech si� rozgl�da... Julita wygl�da�a na osob�, kt�ra przeceni�a w�asne si�y. By�abym j� wspomog�a prezentacj� ogrodniczych sukces�w pi�knego oszusta, ale w ciemno�ciach niewiele ju� by�o wida�, pokaza�am jej zatem tylko rachunki, kt�re wzburzy�y j� do g��bi. Zmobilizowa�a si� na nowo. - Id�! Od razu jutro! A mo�e jeszcze dzisiaj...? - Dzisiaj by�oby nawet do�� uzasadnione - zauwa�y� Tadzio. - Julita czeka�a, bo my�la�a, �e te okulary s� pani, a pani w�a�nie przyjecha�a i powiedzia�a, �e nie. No to zgad�a, �e jego i zaraz oddaje. - Bardzo dobry pomys� - pochwali�a Ma�gosia. - Pojad� z pani� - zadecydowa� pan Ryszard, nie budz�c niczyjego sprzeciwu. - Potem przywioz� tu pani�, a tam zaczekam przed domem na w��czonym silniku, bo nie wiadomo, co si� stanie. Mo�e b�dzie pani musia�a ucieka� razem z t� zapalniczk�? Wszyscy p�niej uznali, �e mia� jasnowidzenie. A jeszcze p�niej zw�tpili, czy przydatne... Ogrodnik mieszka� elegancko, w szeregowcu, domki jednorodzinne przystawione do siebie, ka�dy z malutkim ogr�dkiem od frontu i od ty�u. Ciasno tam by�o jak piorun i pan Ryszard zaparkowa� przed wej�ciem z niejakim wysi�kiem. Dziko zdenerwowana, ale zaci�ta Julita zadzwoni�a do furteczki, pchn�a j� i wesz�a. Podobno, zdaniem pana Ryszarda, wygl�da�a w tym momencie jak anio�, kt�remu si�� przydzielono pod opiek� psychopat�- zbocze�ca. Wesz�a dalej po schodkach, zadzwoni�a do drzwi, nad kt�rymi pali�a si� lampa, po chwili za- dzwoni�a ponownie, wreszcie otworzy�a je i znik�a we wn�trzu budynku. Pan Ryszard siedzia� z w��czonym silnikiem, na luzie, i pilnie patrzy�. Nadesz�a jaka� baba z wypchan� torb� foliow� w r�ku, przyjrza�a si� furtce, podejrzliwie obejrza�a si� na stoj�cy za ni� samoch�d i te� wesz�a do domu ogrodnika. Drzwi za sob� zamkn�a, a mimo to prze- ra�liwy krzyk dobieg� uszu pana Ryszarda. Brzmia� zupe�nie upiornie, st�umiony nieco, ale, wyra�ny, wrzeszcza�a jedna osoba, tymczasem wiadomo by�o, �e w �rodku znajduj� si� co najmniej dwie, a mo�liwe, �e trzy. Pan Ryszard, daleki od histerycznych wybryk�w, b�yskawicznie zgasi� silnik, wrzuci� jedynk�, wysiad� i po�pieszy� w kierunku �r�d�a-d�wi�ku. Zd��y� si� oczywi�cie zastanowi� nad zjawiskiem, ale przez g�ow� przelecia�o mu tyle przypuszcze�, �e nie wybra� z nich �adnego. W domu ujrza� krew w �y�ach mro��c� scen�. Rze�nia miejska to mo�e przesada, ale niewielka. Cz�� do�� du�ego pokoju kolorystycznie upi�kszona, jakie� br�zowe skorupy i kawa�ki szk�a na pod�odze, w�r�d nich za� le��cy ogrodnik, pan Mirek, te� w �ywych barwach, zaledwie daj�cy si� rozpozna� pod p�ynn� dekoracj�, ponadto do�� mocno przysypany ziemi�, co nasuwa�o natr�tn� my�l o b�yskawicznym poch�wku. Tu� za drzwiami Julita, w pozycji na szcz�cie pionowej, znieruchomia�a na! kamie�, w swoim czerwonym �akieciku idealnie dopasowana do scenerii, z oczami jak spodki i d�o�mi; na twarzy, ze zgroz� wpatrzona w pobojowisko, baba, stanowi�ca jedyny element ruchomy, kt�ry, wnioskuj�c ze �lad�w, przed sekund� zerwa� si� z pod�ogi i usi�owa� w�a�nie waln�� Julit� czajnikiem elektrycznym. �e Julit�, to pewne, bo nieartyku�owany krzyk zd��y� nabra� tre�ci. Wynika�o z niej, i� Julita, osoba na wyj�tkowo niskim poziomie moralnym, zabi�a Mireczka, per�� ludzko�ci, a teraz zostanie jej pokazane. Nie ucieknie, zajmie si� ni� policja, niech b�dzie przekl�ta i zgnije w ciupie. Kolejno�� s��w wskazywa�a, �e przekl�ta b�dzie i w ciupie zgnije policja, ale to ju� by�a drobnostka. Czajnik elektryczny stawia� op�r, oplatany by� bo- wiem nietypowo d�ugim przewodem, dzi�ki czemu pocz�tek zemsty bardzo si� op�ni�. Pan Ryszard zdo�a� oderwa� wzrok od zbrodniczej abstrakcji, spojrza� pod nogi, ujrza� dodatkowe zniszczenia, pochodz�ce niew�tpliwie z wypchanej, foliowej torby, rozbity s�oik z flakami... na flaki go nieco otrz�sn�o... rozrzucone obok kawa�ki pieczonych kurzych udek, p�kni�t� salaterk� z czym� bia�ym i r�ne inne produkty, kt�rych opakowania jeszcze si� trzyma�y, rozejrza� si� dooko�a i wzrok jego pad� na znan� mu doskonale sto�ow� zapalniczk�. Sta�a sobie na regale pod �cian�, w niezrozumia�y spos�b kataklizmem nietkni�ta, w pe�ni dost�pna. Gdyby nie ta cholerna zapalniczka, pan Ryszard zachowa�by si� racjonalnie. Zadzwoni�by do pogotowia i policji, razem z Julit� zaczeka�by na przyjazd czynnik�w oficjalnych, z�o�y�by zeznania... Uruchomi�by Julit�, kt�ra te� powinna z�o�y� zeznania... Nikt rozumny, a niechby i bezrozumny, nie zdo�a�by uwierzy�, �e ca�� t� sceneri�, z panem Mirkiem w��cznie, zdo�a�a stworzy� w ci�gu jednej minuty, w dodatku nie zostawiaj�c nigdzie najmniejszego �ladu po sobie. Zapalniczka jednak�e przes�dzi�a spraw�. Baba straci�a cierpliwo�� do czajnika. Sta� na barku, w towarzystwie r�nych podr�cznych utensyli�w kuchennych, tu s�l, tu pieprz, tu cukier, tu imbryczek, tu ekspresik do kawy... Odwr�ci�a si� ku tej zastawie, wci�� wykrzykuj�c inwektywy i gro�by, niecierpliwie zacz�a zdziera� przewody z czajnika, wzrok jej pad� na ekspresik, chwyci�a go razem z podstawk�, wzi�a dobry zamach i chlusn�a na siebie dwiema fili�ankami kawy, z towarzyszeniem fus�w. To j� na chwil� zastopowa�o. Chwila mo�e by� kr�tsza lub d�u�sza. Ta zalicza�a si� do drugiej kategorii, pan Ryszard j� wykorzysta�. Dwoma posuwistymi, ostro�nymi krokami podsun�� si� do rega�u, uj�� w d�o� zapalniczk�, wr�ci� na miejsce poprzednie i silnie chwyci� Julit� za r�k�, odrywaj�c j� od jej twarzy. - Idziemy - powiedzia� spokojnie, acz z pot�nym naciskiem. Julita jak automat pos�usznie posz�a za nim, co og�lnie bior�c, by�o najdoskonalej sprzeczne z jej charakterem. Ledwo zd��yli znale�� si� na zewn�trz, ze �rodka dobieg�o pot�ne �upni�cie w drzwi, z czego nale�a�o mniema�, i� oskar�ycielka wydoby�a si� spod wp�ywu kawy. Pan Ryszard przy-, spieszy� kroku. Julita oderwa�a drug� d�o� od policzka i odetchn�a g��boko, dopiero wsiad�szy do samochodu. - O Bo�e - powiedzia�a niewyra�nie, troch� si� d�awi�c. - Co to... Co to by�o...? Co... co... co tam si� mog�o... sta�...? - Nic, nic - rzek� koj�co pan Ryszard. - Tam jest woda, w schowku. Niech si� pani napije. Zaraz to wszystko om�wimy. Najwa�niejsze, �e mamy zapal- niczk�, bardzo dobrze pani zgad�a... - Co�cie, na lito�� bosk�, najlepszego narobili?! - powiedzia�am ze zgroz�, us�yszawszy sprawozdanie z akcji. - Z tego wszystkiego wynika, �e odbieranie w�asnych rzeczy wcale nie jest takie �atwe i proste - zaopiniowa� r�wnocze�nie Witek. - �eby nie ta baba... Kto to by�? - Nie �ona - zaprzeczy�a stanowczo Julita, przy- chodz�ca ju� nieco do siebie po koniaku, kawie, wodzie i winie. - Takiej �ony on nie m�g� mie�. Okropna stara megiera. - Zd��y�a� zauwa�y�? - zdziwi�a si� Ma�gosia. - To si� samo rzuci�o w oczy... Pan Ryszard potwierdzi� pogl�d. Zdrowego rozs�dku wcale nie straci�, spostrze�e� zdo�a� dokona�, jego zdaniem mog�a to by� siostra. Zdecydowanie starsza, ale podobna z twarzy, tyle �e na bazie karykatury. Co u pana Mirka pi�kne, to u niej przesadzone, co u niego m�skie, to u niej te�, a kobieta o m�skich rysach wielkich zachwyt�w nie budzi. Ponadto przynios�a mu po�ywienie, na w�asne oczy zobaczy�, typowa rzecz, starsza siostrzyczka dba o m�odszego braciszka, najwidoczniej pozbawionego �ony. - I my�la�a, �e Julita go kropn�a? - upewni�a si� Ma�gosia. - Wszystko na to wskazuje - przy�wiadczy� pan Ryszard. - Musia�a mie� jakie� przes�anki. Bo ja bym raczej by�a za klientem, kt�remu szlag trafi� ca�y ogr�d. Co� takiego, jak ty. To co teraz b�dzie? Zastanowi�am si�. Odzyskana zapalniczka sta�a i przede mn� na stole. Wytar�am j� starannie, �eby usun�� �lady palc�w ogrodnika, i poodciska�am w�asne. - Zaraz - zarz�dzi�am. - Po kolei. Panie Ryszardzie, pa�ski samoch�d obejrza�a? Numer, kolor, mark�? - Spojrza�a z boku, wi�c o numerze mowy nie ma. Kolor te� nie do ustalenia, tam troch� ciemno by�o, sama pani wie, �e m�j niebieski kiedy� si� pani wyda� srebrny, a w og�le to wcale nie jest m�j samoch�d. - Tylko czyj? Cudzym pan je�dzi? - Chwilowo. Do jutra. M�j stoi w warsztacie, jutro go odbieram. Taki zast�pczy mi dali, bo to znajomy warsztat. - Bardzo dobrze... - By�oby jeszcze lepiej, gdyby by� kradziony - stwierdzi� Witek. - Nie ukrad� go Witka, nawet wzrost macie podobny... - Witek grubszy - mrukn�a Ma�gosia. - liii tam, par� kilo... Julita, ten czerwony �akiecik spisujesz na straty, zostawiasz go u mnie, mo�e si� kotom spodoba. Kupi� ci inny, zreszt�, do rudych w�os�w czerwone nie pasuje. Trudno, skoro od razu nie wezwali�cie policji, teraz przepad�o, musimy si� ukrywa�. Mo�e to nawet lepiej, zrobiliby�my im nie- potrzebne zamieszanie. - A zapalniczka? - przypomnia�a ostrzegawczo Ma�gosia. - Bo skoro Julita w takiej sytuacji zauwa�y�a, �e ta hipotetyczna siostra to megiera, to ona musi by� rzeczywi�cie megiera. I co, jak co, ale g�ow� daj�, �e na r�bni�cie zapalniczki zwr�ci�a uwag�. Takie widz� wszystko! Z niebotyczn� nagan� popatrzy�am na moj� nietak- town� siostrzenic�. - Jakie r�bni�cie? Jakiej zapalniczki? Pierwsze s�ysz�. Ta moja, tutaj, stoi na stole... no dobrze, na r�nych moich sto�ach... od prawie trzydziestu lat. Wszyscy widzieli! Nikt jej nie krad�! - A mo�esz to udowodni�, �e ona twoja? Triumfalnie odwr�ci�am zapalniczk� do g�ry nogami i pokaza�am wszystkim. Sama te� spojrza�am. I zamar�am. Dooko�a spodu mojej zapalniczki bieg� srebrny pasek, na kt�rym wygrawerowany zosta� napis: Meilleurs voeux pour Joanna des amis danois Karen et Helge 1976 a. Czyli: �Najlepsze �yczenia dla Joanny od du�skich przyjaci� Karen i Helge 1976 r.". �e z drobnym b��dem, to bez znaczenia, Du�czycy mi �yczyli, nie Francuzi. Na tej zapalniczce nie by�o niczego. Nawet srebrnego paska. No i teraz dopiero zacz�a si� polka z przytupem... Mo�liwe, �e ostateczna decyzja, jak� wszyscy podj�li, by�a nie bardzo humanitarna i niekoniecznie pra- worz�dna, ale w ko�cu nikt z nas �wi�tej pami�ci; ogrodnika nie kropn��, nikt zatem nie szasta� si� przesadnie wyrzutami sumienia i nie czu� na sobie ci�aru, jakim by�by obowi�zek odnalezienia zab�jcy. Nie mnie jednej zapewne pan Mirek si� narazi� i, szczerze m�wi�c, dla nieznanego sprawcy wszyscy] mieli pe�ne zrozumienie. Zgodnie postanowili�my milcze� niczym zmursza�e g�azy. Pozosta�a jednak�e niepoj�ta zupe�nie kwestia mojej- niemojej zapalniczki. Wszyscy ju� poszli, rozpakowa�am si� nawet cz�- �ciowo, a wci�� nie opuszcza�a mnie my�l o czym�, co zdarzy�o si� jaki� czas temu i tej cholernej zapalniczki dotyczy�o. Nijak sobie tego nie mog�am przypomnie�, jakie� skojarzenie miga�o i gas�o, kurczaczki, jakie znowu kurczaczki, co maj� kurczaczki do zapalniczek i papieros�w? Kurczaczki, jajeczka... Moja pami�� kolorystyczna podsuwa�a co� ��tego, no owszem, zgadza si�, kurczaczki przewa�nie bywaj� ��te, z jajeczkami maj� zwi�zek, ale co z tego? Nie pal� przecie�, do pioruna! Usiad�am na kanapie przy salonowym stoliku i wzi�am zapalniczk� do r�ki, ponownie j� ogl�daj�c. Moja, jak w pysk da�! Pstrykn�am, nic z tego, iskra miga�a, p�omienia nie by�o. Zapali�am dodatkow� lamp�, obejrza�am sp�d, po srebrnej blaszce, je�li j� kto� odj��, powinny zosta� jakie� �lady. Poj�cia nie mia�am, jak zosta�a przymocowana, nie wnika�am w to nigdy. Na klej...? Czy wbita w drewno jakimi� igie�kami...? Mo�e srebrny paseczek mia� ostry rancik...? Posz�am do pracowni, zapali�am lamp� kre�larsk� i wyci�gn�am z szuflady lup�. Wci�� mia�am nadziej�, �e zapalniczka jednak jest moja i nie ukradli�my cudzej, bo podw�dzi� co� ofierze zbrodni, to troch� g�upio. Mam si� teraz zakra�� do ogrodnika i podrzuci� mu j� po�miertnie? Ale je�li nawet ta jest jego, to gdzie moja? W spodzie nawet przez lup� nie by�o wida� niczego, g�adkie drewno, �rodek nieco wg��biony, zewn�trzna cz�� wystaj�ca i na niej w�a�nie powinien si� znajdowa� paseczek z dedykacj�. Nie zosta�o po nim nic, ani cienia �ladu, jakby go tam nigdy nie by�o. Mo�e i rzeczywi�cie nie by�o...? Obraca�am zapalniczk� w r�kach, beznadziejnie wpatruj�c si� w ni� przez lup�, niepewna ju� nawet identyczno�ci dekoracji. Niby si� zgadza, w dole dwa czarne paski emalii, u g�ry te� dwa, z tym �e jedne i drugie przedzielone nitkami srebra, dok�adnie tak samo jak w mojej. Ale mo�e przerwa mi�dzy dolnymi paskami w mojej by�a wi�ksza? Albo mniejsza? I czy przypadkiem nie by�a g�adka? Bo tu jest ozdobnie szorstka, fakturowana w drobne kropeczki, co sprawia, �e kontrastuje z l�ni�c� emali�... G�upstwa my�l�, moja te� by�a szorstka i te� kontrastowa�a! Pod lup� w owej przerwie widoczne by�y mikro- skopijne dziureczki. W ich kwestii nie mia�am �adnego zdania, nigdy mojej zapalniczki nie ogl�da�am przez lup� i za �adne dziureczki nie mog�am r�czy�. Ale w�a�ciwie ju� sam brak �ladu po pasku z dedykacj� wystarcza�, �eby straci� nadziej�, niemo�liwe przecie�, �eby w tak kr�tkim czasie, kilka dni zaledwie, ogrodnik odj�� dedykacj�, wyszmerglowa� i wyg�adzi� dno, wypolerowa� drewno, doprowadzi� je do takiego samego stanu, jak ca�a reszta. Postarzy�. Nie mia� co robi� i zajmowa� si� wy��cznie stolarsk� prac� artystyczn�? Nie, jednak ona chyba nie moja... Najbli�szy radiow�z podjecha�, stwierdzi� pe�n� zasadno�� wezwania, za�oga unieruchomi�a w kuchni rozhisteryzowan� bab� i zaczeka�a na ekip� �ledcz�, niczego nie dotykaj�c i nie depcz�c. Ekipa �ledcza, przybywszy do�� szybko, od razu zabra�a si� do roboty. Komisarz Janusz W�lnicki spr�y� si� w sobie niczym podci�ty batem rumak bojowy. Zwa�ywszy, i� do poganiania rumak�w bojowych nikt nigdy bata nie u�ywa�, raczej walono je p�azem miecza lub szabli, wzgl�dnie d�gano ostrogami, w zetkni�ciu ze zwyk�ym, wulgarnym batem sza� ko�skiego organizmu powinien wybuchn�� pot�nie i taki� sam sza� wystrzeli� w komisarzu. Znalaz� si� oto sam jeden w obliczu prawdziwego, niew�tpliwego zab�jstwa, i to nie �adnego tam dziabania no�em po pijaku szwagra albo �ony, nie walenia siekier� m�a alkoholika i sadysty, bez ca�ej wsi ani chocia� ca�ej ulicy s�siad�w i �wiadk�w, kulturalnie, kameralnie, z pe�nym asorty- mentem niewiadomych. I do tego bez swojego bezpo�redniego zwierzchnika, z kt�rym w�a�nie zaczyna� trwale wsp�pracowa�, podinspektora Roberta G�rskiego, kt�ry wcale nie jak policjant, tylko jak zwyczajny, normalny cz�owiek uda� si� w�a�nie w podr� urlopow�, do czego mia� pe�ne prawo. W dodatku nie do Warny, nie nad Balaton, a w podr� w�drown�, i nie w Bieszczady ani na Mazury, tylko gdzie� w Europ�. Dzi�ki czemu stal si� ca�kowicie niedost�pny nawet przez kom�rk�, bo bardzo si� stara� przebywa� w rejonach pozbawionych zasi�gu. Co komisarz W�lnicki w pe�ni m�g� zrozumie�, ale lekkich obaw i niepokoju tak od razu pozby� si� nie zdo�a�. Jednak�e ujrza� nagle przed sob� okazj� i nieprzy- jemne uczucia mocno mu przyblad�y. Sam...! G�rski wr�ci za dziesi�� dni, na te dziesi�� dni nikomu innemu go nie przydziel�, sam poprowadzi dochodzenie. Nigdy dotychczas w takiej sprawie nie by� sam, zawsze podlega� komu� wy�szemu rang� i do�wiadczeniem, ma pierwsz� w �yciu szans� pokazania, co potrafi! I poka�e...! Ambicja wystrzeli�a. Z rumie�cem emocji rozpocz�� przes�uchanie wst�pne w kuchni, gdzie znalaz� jedynego �wiadka, a mo�liwe, �e nawet lepiej, podejrzan�. - Kim pani jest i co pani... - zacz�� �agodnie, chocia� urz�dowo, i ugryz� si� w j�zyk. O ma�o nie do�o�y� dalszego ci�gu: �...tu robi?", a uczono go wszak, �e nie wolno wali� na �wiadka, szczeg�lnie podejrzanego, lawiny pyta�, tylko dozowa� �ci�le, po kawa�ku. O dokumenty poprosi�. Ci z radiowozu co� tam do niego b�kn�li, ale z przej�cia zlekcewa�y�, no nic, teraz b��d naprawi. Poprzesta� na urwanym pytaniu. Rozhisteryzowana baba uspokoi�a si� ju� troch�. P�aka�a co prawda wytrwale, ale takie robi�a wra�enie, jakby wi�cej w niej by�o w�ciek�o�ci ni� �alu. Przytomno�ci umys�u okaza�a wi�cej ni� W�lnicki. - Ziarniak Gabriela jestem. A tam m�j brat le�y. W�lnickiemu przypomnia�o si� nagle, �e nazwisko denata w�a�nie od mundurowych us�ysza� i brzmia�o inaczej. Nie zd��y� si� skompromitowa� przedwczesnymi podejrzeniami, bo baba m�wi�a dalej. - Ziarniak to z m�a, a z domu Krzewiec. Wdowa. Miros�aw Krzewiec to m�j brat, dow�d mog� panu pokaza�, ale w torbie mam, a torba tam zosta�a, ko�o telefonu, tu mnie wygonili i nie puszczaj�, a m�wi�am, �eby oddali, to nie. A tam imiona rodzic�w i ca�a reszta, pan �ledczy mo�e sam zobaczy�, a ja t� zbrodniark� widzia�am, tu jeszcze sta�a, w moich oczach, �mija taka i suka, kurwa zwyczajna, teraz ju� ka�dy wprost m�wi, co ja mam w bawe�n� owija�, szantrapa i zdzira wredna, niech j� syfi malaria, i ten ejdes porazi, niech b�dzie przekl�ta...! Komisarz zorientowa� si�, �e litania potrwa d�ugo, bo �wiadek, w pierwszej chwili rzeczowy i opanowany na bazie zaci�ni�tych z�b�w, teraz zaczyna� si� rozp�dza�, podnosz�c g�os do krzyku, nie czeka� zatem na ca�o��, zareagowa� ostro, urz�dowo i niegrzecznie. Odwr�ci� si�, uczyni� dwa kroki i stan�� w drzwiach ty�em do baby. - Torba �wiadka z dokumentami - rzuci� w przestrze� przed siebie. - Ko�o telefonu. Krzyk za jego plecami przycich�. Fotograf pstrykn�� dodatkowo i poda� mu torb� bez namys�u, bo niczego innego podobnego do damskiej torebki w okolicy! nie by�o, a odciski palc�w zosta�y ju� zdj�te. W�lnicki wr�ci� do kuchni, przysun�� sobie krzes�o i usiad�, wr�czaj�c torb� w�a�cicielce. I ju� po kr�tkiej chwili dosta� ca�y plik dokument�w. No tak. Gabriela Anna Ziarniak, nazwisko panie�skie Krzewiec, c�rka Jana i Bo�enny, data urodzenia, adres... Nie by� pewien, czyjego odczucia s� s�uszne, ale gwa�townie zapragn�� wejrze� r�wnocze�nie w dokumenty ofiary. Doskonale wiedzia�,! �e to nast�pi na ko�cu, najpierw fotograf, potem technicy, daktyloskop, potem lekarz, wreszcie dojd� do marynarki denata, gdzie zapewne znajdzie si� portfel, chwilowo niedost�pny z przyczyn �ci�le technicznych. Te� dobrze, nie ma po�aru, na razie �wiadek. - Nie mieszka pani tutaj? - Nie. Tam jest adres. Czarnomorska, to blisko, sam pan widzi. - To co pani tu robi? Z wyrazu twarzy mo�na by�o bez trudu wywnio- skowa�, �e �wiadek o nim �le pomy�la�, ale swoich my�li w pe�ni nie wyjawi�. - A co mam robi�? Jak zawsze przysz�am, zakupy zrobi�am, brat jest sam, zadba� o niego trzeba. Prawie co dzie� przychodz�, gdzie�by on sobie co ugotowa� albo co. Posprz�ta�, pranie zrobi�, wszystko w og�le, a co, pan �ledczy daty urodzenia nie widzi? Dwana�cie lat starsza jestem, to ja go chowa�am, obu chowa�am, dwadzie�cia lat mia�am, jak matka umar�a, dw�ch braci na mojej opiece zosta�o! Ja dla nich wszystko... - A ojciec? - zdo�a� wtr�ci� komisarz. - Ojciec to ju� wcze�niej, rynny k�ad�, po pijaku z dachu zlecia� i na �mier� si� zabi�, �e po pijaku to nawet odszkodowania za niego �adnego nie by�o, tyle co pogrzebowe. Jaki tam by� z niego ojciec... - A m��...? Gabrieli Ziarniak �zy nieprzerwanym strumieniem p�yn�y po twarzy, ale nie zwraca�a na to uwagi i nawet nosa nie musia�a wyciera�. - Czyj m��? - zainteresowa�a si� nieufnie. - Pani m��. Skoro jest pani wdow�, m�a pani mia�a. - A tam, m��! Za m�� posz�am, czemu nie, trzy- dzie�ci jeden lat mia�am, Mirek pe�noletni ju� by�, ale m�j m�� to nie by� dobry cz�owiek. Awanturnik, nawet rozwodzi� si� zamy�li�am, nie zd��y�am, bo umar�. Zwyczajnie umar�, w szpitalu, raka mia�. - A dzieci...? - Nie mia�am dzieci, tylko brat mi zosta�. - Zaraz. Jeden? A drugi? Wspomnia�a pani o dw�ch? Zap�akana Gabriela skrzywi�a si� niech�tnie. - On m�odszy od Mirka o dwa lata. Przekorny taki. O, nic z�ego, szko�� sko�czy�, na studia poszed�, wszystko jak si� nale�y, ale od rodziny odskoczy�. Sam chcia� wszystko po swojemu, na par� lat wyjecha�, prawie nas zna� nie chcia�, ani Mirka, ani mniej. Nie to nie. Tylko Mireczek mi zosta�... - I ten m�odszy co robi? Jak mu na imi�? Zn�w si� W�lnicki ugryz� w j�zyk, okaza�o si� jednak, �e niepotrzebnie. - Sobek. Sobies�aw. I faktycznie, sobek z niego ta- ki... A co robi? Fotografie. Ci�gle gdzie� po �wiecie je�dzi, zdj�cia robi, rozmaite, do gazet i w og�le. Dobrze zarabia, a Mireczkowi grosza jednego nie chcia� po�yczy�. - Gdzie mieszka? Adres pani� poprosz�. Tak naprawd� komisarz chcia� dosta� wszystko na raz. Szala�a po nim ca�a zdobyta dotychczas, teore4 tyczna i praktyczna, wiedza �ledcza, �eby znale�� sprawc�, nale�y pozna� ofiar�, rodzin�, znajomych, przyjaci�, pracodawc�w i podw�adnych, sytuacj� maj�tkow�, charakter, znale�� motyw... O, w�a�nie, motyw najwa�niejszy, cui bono, komu to zab�jstwo korzy�� przyniesie? Stan maj�tkowy, spadkobiercy...! �wiadek Gabriela wygrzeba�a z torby podniszczona nieco notes, przekartkowa�a, podetkn�a W�lnickiemu pod nos. - On r�nie mieszka. W Warszawie i w Gda�sku, a przewa�nie to we Francji, o, prosz�, tu jest adres, ja tam tego wym�wi� nie umiem, do obcych j�zyk�w nigdy g�owy nie mia�am, pan sobie przepisze. Ale i tak w �adnym domu nigdy go nie ma, po rozmaitych Amerykach je�dzi, po Australiach, a tam, nieu�yty taki. Nawet si� nie o�eni�... O, zaraz, to moje! W nadmiarze zapa�u W�lnicki chcia� jej zarekwirowa� notes, ale zaprotestowa�a ze straszliw� energi�, tak pot�n�, �e podejrzenia komisarza gwa�townie wzros�y. Je�li kto� nie chce czego� udost�pni�, z pewno�ci� ukrywa w tym krew w �y�ach mro��ce tajemnice, najistotniejsze dla �ledztwa. Kto j� tam wie, t� bab�, mo�e zeznaje k�amliwie, wszystko m�wi odwrotnie, trzasn�a jednego brata dla korzy�ci drugiego. .. Kobiety s� nieobliczalne! Ponadto teraz dopiero u�wiadomi� sobie, co w tej babie wyda�o mu si� jakie� dziwne. Z przej�cia w pierwszej chwili nie sprecyzowa� sobie w�asnych wra�e�, p�aka�a, owszem, twarz mia�a zalan� �zami, �adna niezwyk�o��, brata jej kto� kropn��, mia�a prawo p�aka�, ale nie p�yn�y jej przecie� te �zy do g�ry. Tymczasem ca�a by�a mokra, nie do��, �e gors i klatka piersiowa, bluzka, troch� nawet sp�dnica, ale w�osy nad czo�em...? Sk�d jej si� to wzi�o? My�a si� z rozpaczy...? Gabriela nie popuszcza�a, twardo wyrywa�a mu notes z r�ki, chwyt mia�a szponiasty, omal nie wygra�a tej walki. - Moje, m�wi�! Co pan my�li, ja tu mam wszystko, klientki mam i doktora, i telefony, i w og�le! Ja tak bez tego nie zostan�, jak na pustyni! Nie dam! Komisarz si� opami�ta�, notesem wprawdzie za- w�adn��, m�nie zni�s� obaw�, �e podejrzana za chwil� wydrapie mu oczy, ale przypomnia� sobie metody pracy zalecane przez G�rskiego. Nadmiar wilgoci na babie chytrze zostawi� sobie w zapasie, nie tykaj�c! na razie tematu, bo prawie pewno�� w nim zakwit�a, �e krew ofiary zmywa�a. Trysn�o na ni� i prosz�... - Zaraz, chwileczk�, prosz� pani. Ja to od pani tylko wypo�yczam, jutro rano dostanie pani z powrotem... - Akurat! Ju� ja wam wierz�... I na co to panu, jaj i przepisy tam mam, co u kogo robi�, a jutro rano zam�wiona jestem! - Jutro rano b�dzie pani za�atwia�a formalno�ci pogrzebowe - przypomnia� W�lnicki bezlito�nie, co okaza�o si� skuteczne. Gabriela Ziarniak jakby skl�s�a, r�ce jej opad�y, a z oczu na nowo pop�yn�y strumienie. - Zawiadomi� musz� - zamamrota�a g�ucho i roz- paczliwie - jak...? Pan mi chce zabra� wszystkie te- lefony... Ma�o �e brata, to jeszcze i robot� u ludzi strac�... A m�wili, �e z bandziorem to jak z jajkiem, a porz�dnym cz�owiekiem poniewieraj�... W�lnicki w g��bi duszy musia� przyzna� jej racj�, ponadto zn�w G�rski mu si� czkn��, ponadto zdo�a� pomy�le�, �e je�li nawet ma t� bab� przyskrzyni� to bez �adnego wymuszania przemoc�, czy�ciutko i wersalsko, �eby nikt si� nie m�g� przyczepi�, podni�s� si�] z krzes�a i zajrza� do salonu. Fotograf sko�czy� robot� i w�a�nie zaczyna� si� pakowa�. Komisarz popuka� go w rami�. - Zrobisz mi tak ekspresowo te wszystkie kartki? Ten notes musi tu zosta�. - Nie ma sprawy. O, rozlatuje si� troch�, to nawet wygodniej. �aden problem. Od zw�ok podni�s� si� lekarz. - Dosta� w g�ow� twardym przedmiotem ob�ym - oznajmi� beznami�tnie. - Potem zadano mu cztery ciosy przedmiotem ostrym i grubym. Nie no�em, nie siekier�. Wiadomo czym, bo zdaje si�, �e przedmiot tu le�y, ale nie b�d� tego uwzgl�dnia� w raporcie, podam tylko objawy. Krwawienie g��wnie z t�tnicy szyjnej. - Kiedy? - spyta� kr�tko komisarz, w kt�rym natychmiast wybuch�y bardzo mieszane uczucia. - Nie wi�cej ni� godzin� przed naszym przybyciem. I nie mniej ni� trzy kwadranse. - Trzy kwadranse to by�oby prawie tak, �e ch�opaki z radiowozu wchodz�, a tam kto� go wali. Nie za du�y t�ok? - Ja nie m�wi� o tym, co my wiemy, tylko o stanie zw�ok. Trzy kwadranse to g�rna granica, do tej dolnej, godziny, mog� do�o�y� jeszcze z pi�� minut, ale na tym koniec. Reszta po sekcji. - Wygl�da na to, �e oba przedmioty tu le�� - za- uwa�y� filozoficznie technik, wskazuj�c palcem. - Raz przynajmniej nie trzeba b�dzie szuka� narz�dzia zbrodni. Zbieramy ten �mietnik, panie komisarzu, wszystko zabezpieczone. Trzy w�osy na marynarce denata. Ju� zdj�te. Och�on�wszy nieco z pierwszych emocji, W�lnicki szybko j�� porz�dkowa� swoje mieszane uczucia. Za wcze�nie z�apa� si� za t� bab�, niechby troch� pocze- ka�a, przedtem nale�a�o uzyska� wszystkie informacje, czas zej�cia, narz�dzie zbrodni, wi�cej wiedzy o denacie... Odzie�, dokumenty... Z wiar� w do- �wiadczenie i solidno�� ekipy technicznej nawet nie przyjrza� si� porz�dnie scenie zbrodni, od razu chwyci� podejrzanego �wiadka z naczeln� my�l�: przepyta� na gor�co! P�niej �wiadek oprzytomnieje i mo�e by� r�nie, no i prosz�, baba zacz�a co� szantrapie, sprawc� widzia�a podobno na w�asnej oczy, przerwa� jej, nie doceni�, urz�dowo�ci mu si� zachcia�o, a w og�le zawsze bywa r�nie, niech to piorun spali, czy si� przypadkiem nie wyg�upi�...? 0 co te� ona z siebie zmywa�a...? Nadrabiaj�c hipotetyczne niedopatrzenie, bacznym wzrokiem obrzuci� ofiar� i w rekordowym tempie sa- memu sobie opowiedzia�, co widzi. Denat ubrany w pe�ni, spodnie, koszula, rozlu�niony nieco krawat, marynarka typu wdzianko, buty... Zaraz, buty... Wy- chodzi� z domu czy w�a�nie wr�ci�...? Spojrza� na zaj�tego najbli�ej technika, palcem wskazuj�c obuwie denata, ale pytania zadawa� nie musia�. - Na moje oko, ledwo zd��y� wej�� do domu i od razu pad� - oznajmi� technik. - Na zel�wkach jeszcze �lad wilgoci i b�oto, wytar� nogi, ale troch� zosta�o, na �cie�ce mokro. Wszystko z kieszeni na biurku le�y, o... Chcesz portfel? Ju� mo�na, Kazik zrobi� ka�d� sztuk�. Tak, komisarz chcia� portfel. Resztki proszku na nim wskazywa�y, �e zosta� zbadany, mo�na by�o wzi�� go do r�ki. Wzi�� zatem i chciwie wypatroszyli Miros�aw Krzewiec, syn Jana i Bo�enny, to by si� zgadza�o z zeznaniem �wiadka. Adres, w porz�dku O, wizyt�wki, firma ogrodnicza �Floretta", bardzo �adnie, prawo jazdy, jakie� rachunki, mn�stwo r�nych papier�w, zawiadomienie bankowe o stanie konta, numer konta, data... Do bani, zawiadomienie z zesz�ego roku opiewa na czterdzie�ci dwa tysi�c z�otych, a cholera go wie, ile ma teraz. Pieni�dze fotografia rodzinna, dosy� stara... Przegarn�� reszt� ch�amu z kieszeni ofiary i zawaha� si�. Sk�d, u diab�a, mia� wiedzie�, co oka�e si� wa�ne? Brakowa�o teraz czasu na wnikliw� analiz�, gdzie mu zreszt� by�o na razie do wnikliwej analizy. W kuchni czeka� �wiadek-podejrzana, ch�tna do ze- zna�, chyba g�upio potraktowana... - Wszystko to dajcie razem do oddzielnej torby - zarz�dzi� i