16474
Szczegóły |
Tytuł |
16474 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16474 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16474 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16474 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zdzis�aw Korczak.
UMIERA�EM STO RAZY.
ISBN 83-219-0441-6.
Tragedi� m�odego cz�owieka w pocz�tkach alkoholizmu jest to, �e wie o nim tak ma�o.
Tragedi� starego cz�owieka w na�ogu jest to, �e wie o nim tak du�o i tak p�no...
Pami�ci Matki, �onie i wszystkim, kt�rzy podawali mi pomocn� d�o� - po�wi�cam.
Zdzis�aw Korczak.
W pos�pnym kondukcie pijanych lat do�y�em jesieni �ycia.
Znalaz�em si� na dnie na�ogu.
Przede mn� by�y dwie drogi.
Pocz�tek ko�ca lub pocz�tek wyzwolenia.
Na szcz�cie umia�em jeszcze odr�nia� dobro od z�a.
Zacznijmy jednak od pocz�tku.
Pijane �ycie to chaos my�li, czyn�w, uczu�.
Moja opowie�� b�dzie podobna.
Pisana w drodze na dno i na samym dnie.
Chcia�bym, by tkwi�cy w tym chaosie, a szczeg�lnie zbli�aj�cy si� do� mogli z niej czerpa� do�wiadczenia.
Nie na pocz�tek ko�ca, lecz na pocz�tek wyzwolenia.
W r�nych okresach �ycia usi�owa�em przenikn�� tajemnice alkoholizmu.
Przede wszystkim jako choroby.
Mia�em w tym interes osobisty.
Zagadnienie "alkoholizm jako plaga spo�eczna" interesowa�o mnie mniej.
Nie chcia�em widzie� siebie jako nosiciela plagi.
- Tajemnicy choroby alkoholowej nie przenikn��em.
Do dzi�.
Mo�e prawda le�y w sejfach uczonych?
Ale �wiat jej nie zna.
Cho� zna tysi�ce domys��w.
Wiele na ten temat czyta�em rozpraw, artyku��w, ksi��ek.
M�drych, mniej m�drych i g�upawych.
Ros�a skala por�wnawcza.
Z czasem doszlusowa�y do niej moje osobiste do�wiadczenia.
Wyja�ni�em sobie w�asny alkoholizm nast�puj�co: ma pod�o�e biologiczne.
Urodzi�em si� z chor�, uczulon� na alkohol kom�rk� m�zgu.
Mog�a ona, cho� nie musia�a, da� zna� o sobie.
Uaktywni� j� dopiero m�j tryb �ycia.
I powsta�a choroba.
Proste?
Owszem.
Nawet z cechami prawdopodobie�stwa.
Co ciekawsze, wyja�nienie nie przekre�la�o mo�liwo�ci wyleczenia.
Mog�o ono nast�pi� po absolutnej zmianie alkoholowego trybu �ycia.
Bez alkoholu, nap�du uczulaj�cego, choroba zamiera�a.
Zdawa� by si� mog�o, �e maj�c do�� klarowne zdanie na temat przyczyny alkoholizmu, mog�em w latach p�niejszych unikn�� choroby, stosuj�c jako recept� w�a�ciwy tryb �ycia.
Jednak ten idealny tryb �ycia, bez alkoholu, ��czy� si� z male�kim dopiskiem na recepcie: silna wola.
W praktyce w�a�nie przy tym dopisku co� zaczyna�o zgrzyta�.
I nie wychodzi�o...
Charakter mia�em, owszem, kole�e�ski.
Otwarty, szeroki, a rzek�bym nawet, �e jakby ciut stepowy.
Siln� wol� mia�em tak�e.
A ju� najsilniejsz� w poszukiwaniu trunk�w.
Pod tym wzgl�dem nie odbiega�em jednak od standard�w.
W dzieci�stwie by�em oczywi�cie harcerzem.
I to zast�powym w Szarych Szeregach, a potem nawet dru�ynowym.
Kr�tko m�wi�c, m�j charakter nie wychyla� si� z ram statystyki.
Uczuciowy, zdolny do pracy, mi�o�ci i obrony.
Rzecz chyba w tym, �e do recepty w�a�ciwego trybu �ycia zacz��em przymierza� si� p�no.
A powinienem by� natychmiast, po pierwszym "kacu".
Niestety, nie zrobi�em tego.
Mija�y lata wnikliwej obserwacji samego siebie i ludzi.
Przemija� czas.
Wr�g i przyjaciel m�odo�ci.
Pij�c, �a�owa�em, �e przemija tak szybko.
Trze�wiej�c, przeklina�em, �e tak wolno.
Jednak przy�pieszenia pijanego czasu by�y milsze.
- Wprawdzie r�a�em w nich g�upawo jurnym �miechem, ale jeszcze nie zasypia�em pijany nad za�linionym kuflem.
Czas picia wykorzystywa�em z przytupem.
Mimo to na trze�wo nadci�ga�y ju� mgie�ki w�tpliwo�ci.
Nie chodzi�o o to, dlaczego du�o pij�.
Zaczyna�em w�tpi� w siebie, ludzi, �ycie.
Budzi�a si� obawa, �e co� z tego �ycia zmarnuj�.
Trwa�a - dop�ki nie wychyli�em kieliszka.
Gdzie� w pobli�u granicy trzydziestu lat nadmierne picie przerodzi�o si� w chorob� alkoholow�.
Nie zdawa�em sobie z tego sprawy.
Mgie�k� przeczucia, �e co� jest nie tak, przegania�em machni�ciem r�ki.
By�em m�ody i pewny, �e zmia�d�� ka�de z�o.
Szczeg�lnie w pijanym widzie.
W m�odo�ci zawsze �y�em w gwarnym - gronie wsp�towarzyszy od butelki (p�niej zosta�em samotnikiem).
Przewa�nie takich samych jak ja - �yciowych rozbitk�w.
Nas�ucha�em si� opowie�ci.
Wsp�lnie tworzyli�my nowe przygody.
Wszystko to, w po��czeniu z moimi osobistymi do�wiadczeniami kilku przepitych lat, ods�ania�o przede mn� coraz tragiczniejszy obraz ludzkiego upodlenia.
Za granic� wieku m�skiego �ycie w pija�stwie stawa�o si� bardziej brutalne.
Cz�ciej stawia�em pytanie: co dalej?
Pewnego razu na wyjazdowej, pijackiej eskapadzie pozna�em dziewczyn�.
Nie by�a jeszcze prostytutk�.
Dostawa�a kopniaki od starych kurew za przechadzki w ich rejonach.
Ale sz�a ju� w�a�ciw� drog�.
Tymczasem po dniach pijackich szum�w o�wiadczy�a, �e mnie kocha.
Zabrzmia�o to dla mnie nie�le, gdy� nie mia�em ju� pieni�dzy ani noclegu.
No c�, zew mi�o�ci.
Fors� przyd�wiga, a i spa� gdzie� musi.
Rzeczywi�cie, zaprowadzi�a mnie do siebie.
By�a to sklepowa klitka z wej�ciem i wystaw� od ulicy.
Wewn�trz st� z surowych desek ochlapanych wapnem.
Dwa sto�ki do siadania.
Dwa wiadra do za�atwiania.
Dwa gwo�dzie w �cianie do wieszania.
Dwie musztard�wki do popijania.
Dwie szmaty nie wiem do czego.
Dwa snopy s�omy, mo�e trzy, na pod�odze, pod przeciwleg�� �cian�, chyba do spania.
Jedno wiadro z wod�, zamarzni�t�.
Mr�z a� trzeszcza�.
�ciany pokrywa� szron.
Na stole �wieci�y dwie jakby ogryzione przez szczury �wieczki.
Przy stole dwie mordy.
Podparte r�kami, nabrzmia�e fioletow� czerwieni�.
M�ska i chyba damska.
- To matka i ojciec - powiedzia�a.
W budzie �mierdzia�o odchodami, wilgotn� s�om�, a najmocniej denaturatem.
Pi�tnastoletnia z wygl�du dziewczyna siedzia�a na s�omie pod �cian�.
Rozbija�a kawa�kiem drewna zamarzni�t� wod� w wiadrze.
- To moja siostra - przedstawi�a mi j� znajoma.
- Napijesz si�!
- rozkaza�a jedna z opuch�ych mord, nie wiedzia�em: m�ska czy damska?
Podsun�a mi pod nos blaszany garnczek ze �mierdz�c� ciecz�.
- Nalej te� Zo�ce!
- zaskrzecza�a, teraz ju� rozpozna�em po g�osie, morda damska.
Morda m�ska nala�a zn�w denaturatu.
Dziewczyna, krzywi�c si� i zatykaj�c inteligentnie nosek, stukn�a swym pucharem w m�j.
- Napij si�, zimno...
- Morda damska obrzuci�a mnie zamglonym spojrzeniem, bekn�a chrapliwie i rzek�a: - Zo�ka!
Co ma, wa�a czy pijawk�?
- Dwie mordy za sto�em zarechota�y, najwidoczniej czeka�y na m�j kubek.
Smr�d panuj�cy w norze zdawa� si� przy wdechu przedostawa� si� do wn�trzno�ci.
Unios�em naczynie, lecz od�r denaturatu wywo�a� natychmiast torsje.
- Tam, do wiadra!
- pchn�a mnie zakochana.
Rzyga�em w wiadro wype�nione fekaliami.
Nikt nie zwraca� na to uwagi.
Jakby mnie nie by�o.
Zakochana oddawa�a jakie� pieni�dze pijanej matce.
Zapity, rozchybotany na sto�ku tatu� przywo�a� m�odsz� c�rk�.
Podesz�a jak manekin.
Posadzi� j� sobie na kolanach i zacz�� gmera� brudn�, wielk� jak �opata d�oni� w czelu�ciach rozchylonych ud.
Sapa� astmatycznie.
�wieczka dopala�a si�.
My�la�em, �e tak musi wygl�da� piek�o.
Po�o�y�em si� w k�cie na s�omie i przykry�em jakimi� �achmanami.
Dygota�em z zimna.
Moja dziewczyna po chwili by�a obok.
Morda damska kiwa�a si� oparta o �cian�.
�ypa�a okiem na st�.
Nagle wrzasn�a: - We� se jo tu, na s�om�!
�wieczki szkoda!
- K�tem oka widzia�em wstr�tne pieszczoty starego.
Dziewczyna le�a�a na stole.
Ssa�a kostk� cukru.
Zaro�ni�ta morda pijacka womokiwa�a si� spro�nie w chudy, obna�ony brzuch dziewczyny.
Potem m�czyzna odchyla� si� i onanizowa�.
Ca�� noc nie spa�em.
Charkotliwe chrapanie pijanych, zaduch, zimno.
Nad ranem rozruch zwierz�cych widm.
Mocz do wiadra.
M�wi si�: psia dola.
A jaka� by�a ta, ludzka?
Zastanawia�em si�, czy opisa� to, co widzia�em.
Czyta�em przecie� wyznania alkoholik�w.
Owszem, by�y tam ludzka n�dza, zanik uczu�, mroki �ycia.
Ale nie by�o ca�ej prawdy.
Jakby kto� schodz�c po drabinie zatrzyma� si� przed dnem studni i opisywa�, co widzi.
Wyczuwa�em jednak, �e dna nie dotyka�.
Nie chcia�em powiela� stereotypu.
Cz�� ksi��ek o chorobie alkoholowej pisali ludzie nie maj�cy �adnych do�wiadcze� z ni� zwi�zanych.
Mo�e przymierzali si� do nich w eleganckich restauracjach?
Po kilku ci�kich trze�wieniach zapewne mieli do��.
Dalszy wgl�d w �ycie na�ogowc�w za�atwiali przez wys�uchiwanie ich opowie�ci.
Za p� litra mogli us�ysze� ca�y cykl wstrz�saj�cych historii.
Podla� je sosem literackim umieli.
Ksi��ka by�a gotowa.
Czytelnik otrzymywa� solidny dreszcz wstr�tu.
Za liche pieni�dze - lich� tre��.
M�wi� mi pewien opowiadacz (czasami za to popija�): - Ty wiesz, dorwa� mnie literat i powiada, m�w pan.
M�wi�.
Jak kolega z w�dki zwariowa� i �ar� w�asne g�wna.
Zdenerwowa� si� i uciek�.
Czytam p�niej ksi��k� literata, a tam, �e ten kolega przez pomy�k� wypi� w�asny mocz, bo mia� cholernego kaca.
Jeszcze si� chwali�, �e wino by�o stare i dobrej marki.
Przyk�ad l�ku przed groz� prawdy?
Polerowanie obrzydliwo�ci?
W�tpienie w prawdziwo�� faktu?
Wiem, �e pan literat nie napisa� dobrej ksi��ki o alkoholizmie.
A opowie�� by�a prawdziwa.
Znam wiele spraw wstrz�saj�cych, wynik�ych z przewlek�ego alkoholizmu, z na�ogu.
Jedne prze�y�em, w innych uczestniczy�em jako �wiadek.
Nie ka�de zdarzenie mo�na opisa�.
Odtworzy� s�owa, gesty, sytuacje.
W�dka mo�e zniszczy� nawet instynkt cz�owiecze�stwa.
Cz�owiek to brzmi dumnie - dla tych, co si� temu oparli...
10 Ale ja wiele lat p�niej, na dnie, nie mog�em ch�epta� cho�by gnoju, byle na spirytusie.
Nie mog�em katowa� staruszki, by da�a pieni�dzy na w�dk�.
Zatrzyma�a mnie w p� �yku, w po�owie czynu wiedza - �wiadomo��, dok�d zmierzam.
Siedzieli�my we dw�ch na brzegu.
Moczyli�my w strumieniu nogi utrudzone pijack� w��cz�g�.
Obok by� �elazny mostek i ziemny nasyp.
Tamt�dy przebiega� tor kolejowy.
Zbli�a� si� poci�g.
Stacja znajdowa�a si� w pobli�u.
W oknach poci�gu sta�y dziewcz�ta.
U�miecha�y si� do nas.
Macha�y r�kami.
My tak�e.
Jednej z dziewcz�t spad�a zawieszona na ramieniu torebka.
Poci�g przejecha�.
Kolega podni�s� zgub�.
Bogato w niej nie by�o.
Ale dwie flachy wina mo�na by�o kupi�.
Jednak znalazca okaza� szlachetno��.
Upiera� si�, by i�� w kierunku stacji i zwr�ci� dziewczynie zgub�.
- Zakocha�e� si�, idioto?
- Ogarn�a mnie z�o��.
Wyrwa�em koledze torebk� i poszed�em do sklepiku wiejskiego po wino.
Gdybym tak cholernie nie pragn�� Wtedy alkoholu, sprawa przybra�aby na pewno przyjemny fina�.
Pijane z�o zbli�a�o si� podst�pnie.
Coraz trudniej by�o zachowa� zwyk�� ludzk� przyzwoito��.
Im dalej w las, tym wi�cej drzew.
W knajpach, mordowniach, melinach odkrywa�em nowe i inne oblicza alkoholizmu.
Nowo�ci nie budzi�y ju� przera�enia, nie napawa�y wstr�tem.
Uczucia te zast�pi�a ciekawo��.
My�la�em: trudno, musz� prze�y� ten pijacki spektakl.
P�niej koniec.
Orgie z pijanymi prostytutkami, brutalno��, chamstwo, z�odziejstwo, szanta� wobec rodziny - te sprawy napawa�y mnie niesmakiem.
Mo�e naiwnie to brzmi w opowie�ci cz�owieka uzale�nionego od alkoholu, ale tak by�o.
Inicjatorem by�em wyj�tkowo.
Istnia�a jedynie w�dka.
Nie przewidzia�em jednego: �e pijane �ycie wci�ga w pijackie nawyki jak w bagno.
Rodzi przyzwyczajenia.
Kszta�tuje mentalno��.
Ci�gle wydaje si�, �e to nic gro�nego, �e minie...
11 Tym razem by�em na w��cz�dze w�r�d jezior.
Jak zwykle, gdy si� za du�o pije, pieni�dzy zabrak�o.
W pewnej restauracyjce pozna�em kelnerk�.
Noce sp�dza�em na dworcu kolejowym.
Sprzedawano tam przez ca�� noc piwo i wino.
To by� magnes.
O towarzystwo tak�e nie by�o trudno.
Magnes przyci�ga� nie tylko mnie.
Jako przegrany, w my�l porzekad�a, �e z�o lgnie do z�ego, mia�em biedn� kompani�.
Zdoby�em do�� do�wiadcze�, by wiedzie�, �e w takiej przepitej kompanii solidarno�� nie istnieje.
Z�akniony alkoholu okradnie bez skrupu��w, gdy mu si� uda, nawet znajomego.
W tym wypadku rzeczywi�cie cel u�wi�ca �rodki.
�rodkiem mo�e by� wszystko: namowa, wy�udzenie, k�amstwo, oszustwo, kradzie�, �ebranina.
Przy pomocy tych lub podobnych �rodk�w jako� przepija�em i przesypia�em noce dworcowe.
Po otwarciu restauracyjki szed�em na darmowe �niadanie do mojej kelnerki.
P�niej dosypia�em w kopce siana nad jeziorem.
Wieczory by�y zarezerwowane na romansowe spacery z dam� mego serca i �o��dka.
Ja uwa�a�em �o��dek za �r�d�o �ycia, natomiast ona serce i jeszcze co� innego.
A tak na marginesie to imia�em szcz�cie do niewiast zakochanych.
Chwa�a im za b�yskawiczne zakochania, bo gdyby nie ich chciwo�� mi�osna, cz�sto chodzi�bym g�odny i niewyspany.
Lecz tak�e musz� krzykn��: - precz z nimi!
- gdy� rozpija�y mnie.
Pewnego wieczoru, kiedy spodziewali�my si� gimnastycznych intymno�ci, moja pani przysz�a na spotkanie dos�ownie obwieszona bi�uteri�.
Palce d�oni pokrywa� z�oty kastet z pier�cieni.
O�lepi�a mnie tym bogactwem.
By�em biedny jak mysz.
Przed intymno�ciami zaproponowa�a dansing.
By�em tam karmiony, pojony i "ta�czony", a mia�em prze�wiadczenie, �e jestem trenowany w odpowiednim celu.
Gdy, podtrzymywany jej pulchnym biodrem, szed�em ��k� w kierunku jeziora, nagle za�wita�a mi w pijanej g�owie my�l, aby uderzy� kobiet� i obrabowa� z kosztowno�ci.
S�ysza�em szelest banknot�w wyp�acanych mi za �up.
Widzia�em k�aniaj�cych si� kelner�w.
Ogarn�a mnie ��dza posiadania.
Szuka�em oczami kamienia.
Gor�czkowe my�li otrze�wi�y mnie.
Trz�s�em si� z podniecenia i strachu.
W pewnym momencie dojrza�em kamie� b�yszcz�cy w �wietle ksi�yca.
Wyswobodzi�em si� z obj�cia towarzyszki i pozosta�em w tyle.
Przy schylaniu jeszcze si� zawaha�em.
Kobieta co� do mnie zawo�a�a.
Nie dotkn��em kamienia.
Ze s�owami: o matko moja - wypowiedzianymi do siebie w cichej rozpaczy i obawie przed tym, co si� mog�o sta�, wyprostowa�em si� i poszli�my dalej.
Co to by�o?
Co si� mog�o zdarzy� i dlaczego?
Przecie� ta kobieta ofiarowa�a mi tak wiele.
Serce, a mo�e jedynie ��ko, pomoc materialn� i przede wszystkim poda�a mi r�k� wtedy, gdy ma�o kto chcia� mi j� poda�.
A ja?
Ograbi�, sprzeda� i w Polsk�!
G�ry, muzyka, pija�stwo!
Po raz pierwszy w�dka wyzwoli�a we 12 mnie to straszne zwyrodnienie my�li, mog�ce doprowadzi� nawet do zbrodni.
Z perspektywy wielu lat na�ogowego picia potrafi� obecnie rozr�ni� poziomy, po kt�rych schodzi�em w g��b alkoholowej degradacji.
Uwa�am, �e s� trzy poziomy podstawowe, oddzielone stopniami: 1.
Alkoholowe fascynacje.
2.
Pija�stwo.
3.
Na��g, czyli pocz�tek ko�ca.
Podstopnie poziomu: 1) rozw�j sk�onno�ci, nawyk�w, przyzwyczaje�; 2) kar�owacenie psychiczne; 3) zanik uczu� wy�szych, cz�owiecze�stwa, nico�� moralna.
Nie chcia�bym i nie umia�bym dyskutowa� na temat mych rozr�nie� z lud�mi uczonymi.
S� to jedynie moje osobiste przemy�lenia.
Mog� si� myli�.
Pisz� jednak dla tych nieszcz�liwych, kt�rzy tkwi� jeszcze w alkoholowym piekle.
Uczone rozprawy nie wyprowadz� ich z na�ogu.
Im s� potrzebne praktyczne szans� wynikaj�ce z ludzkich do�wiadcze�, na kt�rych ju� kto� przedtem zdo�a� si� zatrzyma�.
Musz� powiedzie�, �e sam z trudem wyhamowa�em dopiero na trzecim poziomie.
Chyba dlatego, �e za du�o czyta�em ksi�g uczonych, a za ma�o praktycznych.
Co wcale nie oznacza, �e i pierwsze mi nie pomog�y.
Na przyk�ad kto z pisz�cych ksi��ki uczone prze�ywa� delirium?
A czyta�em w nich o bia�ych myszach, diab�ach i w�ach atakuj�cych chorego cz�owieka.
Zgoda, ale us�ysza�em te� autentyczn� opowie�� od alkoholika, kt�ry przetrwa� trzy ataki delirium.
Jedynie ona pozwoli�a mi znie�� p�niej moje w�asne.
Nieszcz�sna tradycja atakuje dzieci ju� w ko�ysce.
Chrzciny, imieniny, urodziny, �wi�ta.
Ko�yski maj� to do siebie, �e czasami wrzeszcz�.
M�wi si� wtedy: - Dajcie dzidziusiowi winka, niech posmakuje.
- I zadowolenie, �e ko�yska wrzeszcze� przesta�a.
A mo�e w tej ciszy rodzi si� przysz�a rozpacz?
Aby by�o dziwniej, wychowa�em si� w rodzinie nie piel�gnuj�cej tej tradycji.
Mo�e wi�c zosta�em przypadkowo biologicznie ostemplowany przez alkoholizm?
Ju� w �onie matki, absolutnej abstynentki?
Ojciec prze�ywa 86 rok �ycia, w kt�rym wypi� plus-minus 1000 kieliszk�w.
Obliczy�em to dok�adnie.
Wi�c tak: zalicza� po 2 kieliszki alkoholu na �wi�ta grudniowe, wiosenne, imieniny swoje i mamy.
Na moje nie pito w og�le.
W sumie, wliczaj�c 2 kieliszki z okazji nadzwyczajnych, 10 kieliszk�w w ci�gu roku.
13 To alkoholowe szale�stwo trwa ju� 66 lat.
Wypi� wi�c w tym okresie 660 kieliszk�w.
Wiem, �e w czasie okupacji dwa czy trzy razy popi� t�gawo, raczej z przera�enia ni� z potrzeby, a do tego na pewno co� tam siorbn�� na w�asnym weselisku i jakim� pogrzebie - doliczy�em wi�c do 660 powiedzmy 340, co daje w sumie 1000 kieliszk�w w ci�gu tak d�ugiego �ycia!
Je�li 99-procentowy abstynent, jak m�j ojciec, wypi� 1000, to ile wypi�em dotychczas ja - pijaczyna?
I to w czasie o po�ow� kr�tszym!
Przyj��em jedynie �wiartk� dziennie w ci�gu 40 lat.
Rany Julek!
Wynosi to 14600 �wiartek.
�wiartka zawiera 5 kieliszk�w.
Czyli wy��opa�em ich 73000.
Liczy�em dalej.
Okaza�o si�, �e licz�c na skonsumowanie ka�dego kieliszka 3 minuty, aby wypi� tak� ilo�� w�dki, musia�bym to czyni� przez dzie� i noc a� 152 doby!
Nieprawdopodobne, a jednak!
Wracam jednak do por�wnania.
Ojciec 1000, ja 73000!
Nawet wzrokowo czy fonetycznie jest to zestawienie tragiczne.
A jak si� ma organizm, kt�ry te 73000 chc�c nie chc�c musia� przefiltrowa�?
Czy mo�na z�orzeczy� losowi, �e zdychamy dziesi��, dwadzie�cia lat wcze�niej ni� r�wie�nicy niepij�cy?
A zdychamy w wieku 30-60 lat zale�nie od mocy przerobowych organizmu.
Zdychamy w bramach, na schodach, �awkach, w piwnicach, pod sto�ami knajp i na wysypiskach �mieci, w przys�owiowych, cho� nie istniej�cych rynsztokach.
Lecz� nasze wraki w zak�adach odwykowych, dogorywamy w szpitalach psychiatrycznych lub zwisamy z hak�w z wywalonymi j�zykami - w ubikacjach.
M�wi�: cz�owiek to brzmi dumnie.
A jak brzmi - pijak?
Wielka szkoda, �e w czasie mojej m�odo�ci nie m�wiono o walce z alkoholizmem.
Ale kto wtedy mia� si� zajmowa� tym problemem?
Kto mia� czas, ch�ci i mo�liwo�ci?
Zrujnowany kraj.
Ludzie poszukuj�cy rodzin i miejsca na ziemi.
Jedni je�dzili na zach�d i p�noc na szaber, inni szukali mieszkania, pracy, jeszcze inni walczyli.
Rusza�y kopalnie, huty, fabryki.
Narasta�y problemy spo�eczne, polityczne, zawodowe, rodzinne.
Ruch, praca, emocje.
Jednak wszystko i wsz�dzie z rytualn�, polsk� butelk� w�dki.
Okupant pozostawi� kraj zniszczony, ale gorzelnie, dziesi�tki gorzelni pracowa�y pe�n� par�.
Wr�g mia� sw�j cel.
Nar�d pijany to na pokolenia stracony.
Wielu uleg�o strasznemu na�ogowi.
Powstawa�y tysi�ce domowych bimbrowni.
W�dka by�a wymienialna na wszystko, jak dobry pieni�dz.
Inna rzecz, �e ludzie po mroku okupacji pragn�li zapomnienia, rado�ci.
W�dka pomaga�a w jednym i drugim.
Rodzi� si� dramatyczny problem spo�eczny.
W maju 1947 r.
brytyjskim statkiem "Marina Raven" przyp�yn��em z Glasgow do kraju.
Ulokowano nas pod Gda�skiem w obozie przej�ciowym.
Ju� wkr�tce po naszym przybyciu pod Ob�z nap�ywa�y gromady ludzi handluj�cych w�dk� o nazwie "per�a".
Brali od nas wszystko, co mieli�my do sprzedania lub wymiany.
Jedynie za w�dk�.
Nawet w wypadku oszuka�czej transakcji mo�na by�o "per��" wypi� i zapomnie� o wpadce w mi�ym, ju� ojczy�nianym, oszo�omieniu.
Wszyscy mieli�my w�dk�, cenili�my w�dk� i w�dk� pili�my.
Samo �ycie.
Wieczorem pijany ob�z rycza� co si� w gard�ach: "G�ralu, czy ci nie �aaal odchodzi� od stron ojczystych?
" A my�my po latach dopiero powr�cili...
Jako m�ody �o�nierz w wojsku polskim w Italii i Anglii pi�em na r�wni z doros�ymi wojakami.
Pocz�tkowo bez �adnych przyjemnych dozna�.
Z powod�w ambicjonalnych solidne popijanie na przepustce stawa�o si� g�upawym bo g�upawym, ale koniecznym atrybutem m�sko�ci.
Przedtem, jako najm�odszego w kompanii, nazywano mnie szczawikiem, dzieciakiem lub z�o�liwie g�wniarzem.
Dopiero gdy zaliczy�em kilka pot�nych pijackich start�w, pogl�dy na m� dojrza�o�� uleg�y zmianie.
Przeszkolenie otrzyma�em tak dobre, �e wkr�tce sam taszczy�em zapitych wiarus�w do koszar.
Z Neapolu do Wielkiej Brytanii, po rocznym pobycie we W�oszech, p�yn��em na statku "Ormonde" owiany nimbem ch�opaka o mocnej g�owie.
Przepustk� na �ycie mia�em solidn�.
I rzeczywi�cie, pami�tam, �e po wypiciu we w�oskiej knajpce "kwatro "bikiere di wino bianko" (zam�wienie u kelnera w pisowni fonetycznej), czyli 4 karafek wina bia�ego, nie odczuwa�em pod sufitem czaszki zaskakuj�cych zmian.
Natomiast koledzy byli podekscytowani.
Nast�pne karafki czyni�y z nich ju� bohater�w.
Zazwyczaj w mowie, cho� bywa�o, �e i w czynie.
Ja dopiero wesela�em.
W ko�cu, gdy towarzysze zaczynali be�kota�, Stawa�em si� bohaterem i prowadzi�em ich w pionie, bo padali na twarze.
A droga z miasteczek Camerino czy Castel Raimondo do obozu by�a wyboista i d�uga.
Mimo to na drugi dzie� by�em w formie, oni za� flakowaci i ot�piali.
Kaca nie odczuwa�em, ot, ma�y b�l g�owy.
Pewnego dnia spostrzeg�em, �e ci zmaltretowani po wypiciu ukradkiem za namiotem po�owy kanistra wina nagle podskakiwali jak �rebaki.
Dziwi�em si� tej przemianie.
Jaka szkoda, �e nie wiedzia�em w�wczas tego, co wiem Obecnie.
Poranne picie czyni cz�owieka silnym i odwa�nym szybciej ni� musku�y i serce.
14 15 Byli�my na morzu pi�ty czy sz�sty dzie�.
S�o�ce, b��kitne niebo, zarysy mijanych wysp.
W Cie�ninie Gibraltarskiej niezapomniany, o zachodzie s�o�ca, widok brzeg�w dw�ch kontynent�w na raz, Afryki i Europy.
Wspania�a podr�!
Ekstra kuchnia i prawie darmowe ceny w okr�towej kantynie.
Aha, i bar z piwem!
Do tego dopiero dziewi�tna�cie lat i �ycie przed sob�.
Czy nie mog�em by� szcz�liwy?
Lecz wymaga�em ju� czego� wi�cej ni� szcz�cia.
Dobro, podobnie jak i z�o, wali seriami.
Wygrywam w pokera 17 funt�w.
I to od starych cwaniak�w, angielskich marynarzy.
Okazuje si�, �e w Anglii b�d� jeszcze do tego super bogaty.
M�wiono na statku, �e garnitur tam kosztuje oko�o 2 funt�w.
Na konto bogactwa przepi�em z kolegami w piwnym barze ca�e 3 funty!
Prze�ywa�em pi�kny w m�odo�ci czar alkoholu i pieni�dzy.
Jak�e gorzki p�niej w �yciu...
Na statku p�yn�y z nami dziewcz�ta - Polki z wojskowej s�u�by pomocniczej.
Nasze kochane, jak nazywali�my je, "pesteczki".
Powodzenie w�r�d �o�nierzy mia�y ogromne.
Prawie takie samo jak my u czarnow�osych W�oszek.
Nasze powodzenie kry�o si� w kieszeniach i paczkach.
"Pesteczek" - w sp�dniczkach.
My wymieniali�my powodzenie kieszeni i paczek na kobiece wdzi�ki.
Dziewcz�ta na oficerskie gwiazdki.
Niestety.
Zazdro�� szarak�w nik�a i humory wraca�y, gdy zwalisty i przysadzisty, pod szumnym w�sem lwowiak wi�d� na pl�cz�cych si� n�kach ulicami Ancony dwie d�ugonogie pi�kno�ci o pe�nych biustach.
O g�ow� ni�szy, lecz puszy� si� jak paw i nadyma� jak indor.
Szpanowa� bez pud�a - jak m�wi� obecnie ma�olaty.
Kto wie, mo�e pierwszy i w�a�ciwy sens temu s�owu nadawali wojacyojcowie na parkietach i promenadach po�udnia Europy?
W tamtych odleg�ych latach �wiadczy�y o nas nasz wygl�d i kurtuazja, jak w czasie wojny m�stwo.
Byli�my wypucowani, wyprasowani, wyczyszczeni od z�b�w po sprz�czki pas�w i guziki.
Ca�owali�my d�onie kobiece w g��bokim sk�onie.
Niechby jednak nasz lwowiak, pan i w�adca prowadzonych "harem�wek", dojrza� na przechadzce skromn�, z�otow�os� i niebieskook� "pestk�"!
Natychmiast na ulicy dr�twia� i �lep� z zachwytu.
Barania�, zamienia� si� w s�up soli, dop�ki s�owia�skie dziewcz� kr�c�c kuperkiem nie przytuli�o si� do statecznie oczekuj�cej wysokiej rangi.
W�wczas wzdycha�, obrzuca� okiem biusty i biodra swych podopiecznych i zn�w par� naprz�d z piersi� bohatersko wysuni�t�.
Ka�dy z nas mia� tak� harem�wk�.
One wiedzia�y, �e Polki im nie gro��, 16 i my tak�e.
Powodem by� brak gwiazdek na naszych naramiennikach.
Ale zawsze widok polskiej dziewczyny budzi� t�sknoty.
Czasami t�sknota rozszumia�a si� w sercu wierzbami, by�o przecie� wino, morze wina...
P�yn�li�my przez Biskaje.
Wiecz�r.
Wiatr i mocne ko�ysanie statku.
Wyszed�em z okr�towego baru zaczerpn�� powietrza.
Zauwa�y�em, �e na g�rnym pok�adzie, za przymocowan� �odzi� ratunkow� szamoce si� w ciszy kilka os�b.
Wbieg�em �elaznymi schodkami na g�r�.
Us�ysza�em g�os pe�en z�o�ci: - Nie bawmy si� z t� kurw�!
Do morza z ni�!
- Trzech �o�nierzy trzyma�o wyrywaj�c� si� "pestk�".
Sp�dniczk� zarzucili jej na g�ow�, by nie krzycza�a.
Wpad�em na nich.
Zamieszanie.
Dziewczyna uciek�a, a mnie sprali na kwa�ne jab�ko.
Dlaczego o tym pisz�?
Pami�tacie, co chcia�em uczyni� z kobiet� nad jeziorem?
A przecie� te dwa czyny by�y rozdzielone jedynie trzema latami mego �ycia.
Co za r�nica intencji!
Od walki o cudze �ycie prawie do morderstwa bliskiego cz�owieka!
Czy musz� wyja�nia�, co by�o przyczyn�?
Moja rozbita na statku po raz drugi, po pierwszym powstaniowym wstrz�sie, g�owa nabawi�a si� padaczki.
Tak zwanej powojennej.
Ta cz�sta w�r�d �o�nierzy frontowych odmiana epilepsji towarzyszy�a mej g�owie w ci�gu 4 lat o�mioma atakami.
Odesz�a wprawdzie na zawsze, ale my�l�, �e uaktywni�a t� nieszcz�sn� kom�rk� m�zgow� zakodowan� szyfrem: na��g...
W dzieci�stwie nie szed�em �yciem pod g�rk�.
Nie mia�em ojca pijaka ani matki praczki.
Nie musia�em p�niej usprawiedliwia�, w�asnego upadku ich b��dami wychowawczymi.
Nosi�em zazwyczaj czyst� chusteczk� i od czasu do czasu zjada�em kawa�ek czekolady.
Nie otrzymywa�em przyk�ad�w, kt�re mog�yby wyzwoli� tendencje alkoholowe.
Konfliktowym, przekornym byczkiem czy os�em tak�e nie by�em.
Nie prze�ywa�em napad�w histerii czy p�aczu.
Mie�ci�em si� w fizycznej i psychicznej normie.
Nic nie zapowiada�o niezwyk�ego talentu, a tym bardziej upadku.
W ko�cu nie rozpieszczano mnie, cho� by�em jedynakiem.
Jednak zapami�ta�em z dzieci�stwa pewien cie�.
Zawsze w p�niejszym �yciu nieszcz�cia i powodzenia nast�powa�y etapami.
Pierwsze cierpienie odczu�em we wczesnym dzieci�stwie.
Rozw�d rodzic�w i tragedia wojny 1939 roku.
Prawie jednocze�nie.
Z tym jedynie baga�em smutku i przykro�ci wszed�em w wiek m�odzie�czy.
Mo�na by�o wytrzyma�.
�wiat i �ycie poznawa�em w przygn�bieniu towarzysz�cym latom okupacji.
Religia, rozpad rodziny, tajna nauka, konspiracja, walka, Powstanie Warszawskie, niewola - kszta�towa�y m�j charakter.
Rola rodzic�w ogranicza�a si� w�a�ciwie do spraw bytu i nauki.
Byli jeszcze Stosunkowo m�odzi.
Rozpoczynali now� �ycie w innych zwi�zkach.
Zszed�em na plan cokolwiek dalszy, cho� oczywi�cie nie wyrzucili mnie ze swoich serc.
Mia�em wprawdzie szcz�cie do wspania�ych wychowawc�w i przyjaci�.
Ale pozna�em, obce dotychczas, uczucia �alu, smutku, z�o�ci.
Pozostawszy z matk�, nie mog�em pogodzi� si� z my�l�, �e ojca nie ma.
Pukaj�c do drzwi Ojca, �a�owa�em, �e nie zastan� tam mamy.
Dopiero po powrocie z zagranicy w wieku dwudziestu lat pogodzi�em si� z tym faktem, cho� jeszcze wtedy pragn��em ich po��czy�.
Bezskutecznie.
Tylko to, no i wojna pozostawi�y cie� w mojej psychice.
Nigdy nie wykorzystywa�em tego w celu rozgrzeszenia z p�niejszego na�ogu.
To by�oby idiotyczne.
Cierpienia, rozwody, wojna, osobiste tragedie wykorzystywane s� cz�sto dla usprawiedliwienia w�asnego upadku.
Jest to ob�uda i k�amstwo.
Przewa�nie upadamy sami.
I tylko sami mo�emy powsta�.
W cieniu butelki zacz��em �y� na dobre w wieku trzydziestu lat.
Wtedy ostatecznie zrozumia�em, �e jestem alkoholikiem.
Prawd� m�wi�c, by�em nim trzycztery lata wcze�niej.
Ale etap kl�ski rozpoczyna si� w chwili dotarcia tego do �wiadomo�ci.
Bez przecink�w, my�lnik�w czy znak�w zapytania.
Ko�czy� si� wrzesie� 1944 r.
Kilka dzielnic Warszawy ju� pad�o.
�oliborz broni� si�.
Pewnego po�udnia z piwnicznego okienka w bloku przy ulicy Mickiewicza zauwa�yli�my, �e od ulicy Gda�skiej jad� ku nam niemieckie czo�gi.
W piwnicy by�o nas kilku z plutonu 229.
Mieli�my przeciwpancernego "pi�ta" z trzema pociskami, dwie "pepesze", par� granat�w, angielskiego "stena".
Atmosfera by�a napi�ta.
Najstarszy z nas, pow�zkowski grabarz "Gitara" wydoby� z plecaka manierk�.
- No, ch�opaki!
Pijem, bo zgnijem!
- Nala� do kubka i poda� koledze z Burakowskiej, "Trzynastce".
G�sienice czo�g�w z�owieszczo chrz�ci�y coraz bli�ej.
Byli�my przygn�bieni niepowodzeniami ostatnich dni.
Powstanie ko�czy�o si� kl�sk�.
Czo�gi strzela�y seriami karabin�w maszynowych w nasz dom.
Na parterze nad nami rozerwa� si� pocisk dzia�a.
Zatrz�s�o.
Ze �cian piwnicy opad� tynk.
Py� ceglany d�awi�, tamowa� oddech.
Prawie nie widzieli�my siebie.
Czyja� r�ka podsun�a mi kubek z w�dk�.
Chwyci�em, cho� nie zna�em nawet smaku alkoholu.
Ale jak m�stwo, to m�stwo!
Nawet w piciu, w piwnicy, przed czo�giem!
Mogli�my za chwil� zgin��.
Wypi�em.
W�a�ciwie to wysiorba�em wstr�tn� w smaku ksi�yc�wk�.
Po ka�dym �yku zaciska�em z�by, by nie rzygn�� �wi�stwem z powrotem.
Wstydzi�em si� koleg�w.
Pierwszy czo�g stan�� na �rodku jezdni.
Przez os�oni�te workami z piaskiem okienko widzieli�my, jak wie�yczka czo�gu z luf� Obraca si� w naszym kierunku.
I wtedy jeden z nas, nie pami�tam, kto to by�, ale p�niej m�wiono, �e pi� tego dnia wi�cej od innych, wyczo�ga� si� okienkiem na zewn�trz.
Poderwa� si� i pobieg� z granatem w r�ku w kierunku czo�gu.
Tu� przed nim zatrzyma� si�, schyli� i rzuca�!
Wybuch i seria z czo�gowego karabinu maszynowego zabrzmia�y jednocze�nie.
Opad�a zwiotcza�a ta�ma g�sienicy i pad� nasz kolega.
Czas bieg� zbyt szybko i tragicznie, bym m�g� si� przerazi�.
No i zacz�a dzia�a� w�dka wypita tam po raz pierwszy w �yciu.
O dziwo, nagle, ni st�d ni zow�d - powesela�em.
Patrzy�em na zabitego le��cego przed unieruchomionym czo�giem i p�on��em ch�ci� zemsty.
A przecie� przyzwyczai�em si� ju� do �mierci.
Tylu koleg�w i przyjaci� zgin�o na moich oczach.
W�dka wywo�a�a u mnie przyjemne podniecenie.
Czu�em si� ponownie powo�any do bohaterstwa jak w pierwszych dniach Powstania.
Wlaz�em w okienko, by strzela� do czo�gu.
�ci�gni�to mnie za spodnie.
Wyrwa�em si� i wbieg�em na pierwsze pi�tro.
Strzela�em z balkonu w stalowe okienko czo�gu.
Dopiero seria z innego czo�gu wystrzelona po oknach i balkonie ostudzi�a m�j zapa�.
Tak wygl�da�a pierwsza po�oga psychiczna wywo�ana alkoholem.
Czy� mog�em w�wczas przypuszcza�, �e wypadnie mi przej�� w �yciu przez wiele takich po��g?
Ile� razy p�niej zapytywa�em w rozpaczy Boga, czemu nie pozwoli� mi zgin�� w tamtej piwnicy.
Do na�ogu zbli�y�y mnie wydatnie dwa okresy �ycia i dwa rodzaje alkoholu.
Okres w�oski - z winem i angielski - z piwem.
Italia!
Kraj cudownie b��kitnego nieba, s�o�ca, przepi�knych pejza�y i zabytkowych miasteczek.
Jak�e by�em tam szcz�liwy!
Po okupacji, Powstaniu, niewoli - nareszcie wolny, bez pistoletu przy skroni.
Bez strachu i syty!
Jedyna ciemna chmura to my�l o rodzinie.
Co z matk�, ojcem?
Jednocze�nie pa�a�em ��dz� poznania �wiata.
Do II Korpusu genera�a Andersa, stacjonuj�cego we W�oszech, jechali�my z Bawarii z obozu jenieckiego w Murnau.
Pierwsze spotkanie z W�ochami na prze��czy brennerskiej.
Male�ka stacyjka kolejowa.
I oczarowanie winogronami!
Po pi�ciu latach g�odu, ogromne jak jaja, soczyste, s�odkie owoce po�udnia.
Wielu z nas, m�odszych, nawet nie pami�ta�o ich smaku.
A tam za paczk� ameryka�skich papieros�w nak�adziono mi czubaty beret i jeszcze w po�y koszuli.
Na noclegu w Weronie zn�w zjedli�my z koleg� miednic� winogron.
Winem pojono nas od rana.
Za jeden angielski koc.
Rano z trze�wieniem nie by�o problem�w.
G�owa pod pomp�, gimnastyka, kawa, jajka na bekonie i entuzjazm!
Jaki pi�kny jest �wiat!
Camerino, miasteczko w �rodkowych Apeninach s�yn�ce ze �redniowiecznego uniwersytetu i zabytk�w architektury.
Miejsce naszych �o�nierskich przepustkowych eskapad.
Znajomy porucznik z Powstania powiedzia� mi pewnego razu: - Po co masz si� gzi�, jako rekrut, po g�rach w 45-stopniowym upale?
P�jdziesz na kurs motocyklist�w.
- W to mi graj.
Poszed�em i uko�czy�em z pochwa��.
Otrzyma�em pi�kny motocykl "norton350", bryczesy, wysokie sznurowane buty, d�ugie sk�rzane r�kawice, he�m, pistolet maszynowy "thompson" - i by�em gotowy.
Rozkazano mi meldowa� si� co rano w Dow�dztwie Brygady.
Patrz�c na koleg�w cz�api�cych w upale na szkolenia rekruckie, czyni�em to z rado�ci�.
Poniewa� pu�kownik mieszka� w Camerino, je�dzi�em tam do�� cz�sto.
A ju� zawsze, gdy by� po tak zwanej ci�kiej nocy.
W czasie obserwacji porannych pobudek pu�kownika wpad�em na pewn� my�l.
Bywa�o, �e po pijackich eskapadach na drugi dzie� czu�em si� podle.
Przypuszcza�em, �e m�j dow�dca tak�e, skoro rano posy�a� po wino.
A po wypiciu momentalnie promienia�.
Zaryzykuj� - pomy�la�em i w drodze powrotnej wyhamowa�em przed winiarni�.
Wszed�em, wypi�em i sam natychmiast zacz��em wysy�a� radosne promienie.
M�j pod�y nastr�j min�� jak r�k� odj��.
Co za ulga!
Przypomnia�em sobie starszych kamrat�w, pij�cych rano ukradkiem za namiotami.
Ju� wiedzia�em, dlaczego.
Dziwi�em si� troch�, �e ta tajemnica w�ada tak samo komendantem, jak i ciur�.
No i inn�, by�o nie by�o motocyklist�, ��cznikiem.
Prze�y�em pierwsz� tragedi� klina wybijanego klinem.
Uaktywni�em biologicznie przekazan� mi kom�rk�.
Zacz�a �y�.
Mia�em lat osiemna�cie i p�...
Podobnie jak p�niej, po powrocie do kraju, tak i w�wczas, w pierwszym okresie po wojnie nikt nie zaprz�ta� nikomu g�owy z�ymi skutkami alkoholizmu.
Wr�cz przeciwnie.
Po wojnie by�o wi�cej powod�w do rado�ci.
Wino tanie i wsz�dzie dost�pne.
Pi�o si� wi�c powszechnie i prawie codziennie, by uczci� i utrwali� rado�� z prze�ycia wojny.
Nie przypominam sobie nikogo, ani kapelana, ani genera�a, kto by nam m�odym m�wi� o jakim� na�ogu czy alkoholizmie.
Akcje u�wiadamiaj�ce o skutkach picia by�y nie do pomy�lenia.
Wprawdzie �piewano �artobliwie: - Pij, Pij, pij, bracie, pij, na staro�� torba i kij!
- lub - Alkohol to zguba ludzko�ci - ale natychmiast ludzko�� z drugiego ko�ca sali od�piewywa�a: - A kto nie wypije, tego we dwa kije!
- Tak wi�c pod wzgl�dem �wiadomo�ci byli�my zawieszeni w absolutnej alkoholowej pr�ni.
Nic dziwnego, �e setki nas, id�cych p�niej w �ycie z takim nastawieniem do problem�w pija�stwa, wpada�o w straszny na��g.
Dopiero gdy mia�em 38 lat, w tym w kalendarzu na�ogu lat 8, zdecydowa�em si� na leczenie w zak�adzie lecznictwa odwykowego.
O problemach leczenia opowiem p�niej.
Na razie o pewnym zdarzeniu.
Pan Micha� by� alkoholikiem nadzwyczaj kulturalnym.
Skrzypkiem w znanej operze.
Pochodzi� ze Lwowa.
Dobrze u�o�ony i wyprasowany starszy pan.
Przy tym dusza ze szczerych - najszczersza.
Jego lwowskie powiedzonko: - Ta co ty, ta jojku?
- by�o wypowiadane tak mi�o, �e za to samo mo�na go by�o polubi�.
Przebywa� na leczeniu 3 miesi�ce.
Zachowywa� si� wzorowo i nagle, pewnego dnia dok�adnie si� upi�!
Zaskoczy� tym i zdziwi� wszystkich.
Interweniowa� dyrektor zak�adu.
Pan Micha� powinien przej��, w my�l przepis�w, na oddzia� wytrze�wie�.
I oto z dystyngowanego cz�owieka w�dka wyzwoli�a ordynarnego prostaka.
W rynsztokowym �argonie za��da� natychmiastowego wypisania.
Perswazje personelu nie pomog�y.
Przeciwnie.
Wyzwoli�y w�ciek�o�� - Won, kurwy - rycza� - ta co wy?!!
Ja na wytrze�wienie?!
Ja wypierdalam st�d!
No i wypisano pana Michasia, kt�ry na trze�wo by� okazem grzeczno�ci.
W�dka zdepta�a godno�� cz�owieka.
Okaza�o si�, �e to nie koniec.
Zwyczajem dyrektora zak�adu, nie �yj�cego ju� wspania�ego cz�owieka i lekarza, doktora J�zefa Kaczmarka, by�o osobiste �egnanie odchodz�cych pacjent�w z �yczeniami pomy�lnej przysz�o�ci.
Pijany pan Micha� usi�owa� kopn�� podawan� na po�egnanie d�o� siwego dyrektora.
Nie trafi� i przewr�ci� si�.
Nawet w tej niewdzi�cznej pozycji w�dka popycha do z�a.
Rozj�trzony grubas, gramol�c si� z ziemi, usi�owa� jeszcze oplu� wyci�gni�t� ci�gle r�k�.
Sam si� jednak tylko u�lini� i zgarbiony, ci�gle co� warcz�cy powl�k� si� w kierunku bramy.
Jak�e inny odchodzi� cz�owiek ni� ten, kt�rego lubili�my.
Obserwowa�em zaj�cie z niesmakiem, cho� wiele pijackich przeistocze� zna�em ju� z codziennego �ycia.
Zaskoczy�o mnie, �e w oczach siwego dyrektora nie dostrzeg�em gniewu, lecz smutek, gdy spogl�da� za odchodz�cym.
Po paru dniach za�atwia�em co� rano przy bramie.
By� zimny, deszczowy, listopadowy dzie�.
Gdy nadje�d�a� samoch�d dyrektora, z pobliskich krzak�w wyku�tyka� jaki� cz�owiek.
Brudny, zaro�ni�ty, rozczochrany i dr��cy w cieniutkim drelichu.
Okiem fachowca oceni�em, �e to zgnojony �yciem pijaczyna.
Pad� na kolana wprost w ka�u�� wody przed samochodem.
D�onie z�o�y� jak do modlitwy i czeka� tak kl�cz�c w b�ocie i deszczu.
Dyrektor wysiad� i zbli�y� si� do niego.
Po chwili po�o�y� d�o� na ramieniu pijanego i rzek�: - Niech pan wstanie, panie Michasiu, czas odpocz��...
Dobrze, �e umia�em wtedy, mimo tylu lat na�ogu, jeszcze obserwowa� i my�le�.
Dostrzeg�em, jak alkohol b�yskawicznie upadla i u�ebracza.
Dziwne, ale najpi�kniejsza w tym cz�owieku by�a b�agalna pokora.
Pozna�em te� drugiego cz�owieka, kt�ry najpierw nico��, a p�niej pokor� rozumia� sercem...
M�j Bo�e, czemu los nie pozwoli� mi pozna� tych ludzi w czasie pijanej m�odo�ci.
Poniewa� wspomnia�em o dyrektorze J�zefie Kaczmarku, musz� po�wi�ci� mu kilka zda�.
Nazywali�my go cz�owiekiem o go��bim sercu lub ojcem nieszcz�liwych.
Zaprawd�, by� jednym i drugim.
Pierwszy o�wietli� przede mn� mroki alkoholizmu. Pami�tam nasze dyskusje i jego wskazania.
Sta� si� mym pierwszym autorytetem.
Uzna�, �e walka, jak� podejm�, b�dzie najtragiczniejsza, lecz jednocze�nie najszlachetniejsza.
Bo jedynie z samym sob�.
Gdy doktor m�wi�, emanowa�y z niego prawda, dobro� i szlachetno��.
To by�o dla mnie co� zaskakuj�cego.
Jakby nie tyle wa�ne by�y jego s�owa, ile on sam.
Ostatecznie nie by� ani uczonym, ani profesorem czy pisarzem, a wp�yw jego s��w by� wprost magiczny.
Wz�r ojca i nauczyciela.
Czu�em si� przed nim jak syn marnotrawny.
Ale jednak syn.
W tym dopatruj� si� jego wielko�ci.
Przecie� w odczuciach spo�ecznych byli�my kast� parias�w, wykoleje�c�w.
A w u�miechni�tym spojrzeniu dyrektora zawsze byli�my lud�mi.
M�j przysz�y te��, prawnik, po powrocie z Norymbergi, zaskoczony nowin�, zgodzi� si� wprawdzie na moje ma��e�stwo z jego c�rk�, ale pod jednym, kategorycznym warunkiem: - Masz uko�czy� studia.
Kierunek za�atwi�.
Zmarnujesz szans� - koniec.
- Um�wili�my si�, �e przyjad�, zostan� komu� przedstawiony i b�d� studentem.
Pech chcia� (tak si� t�umacz� m�odzi), a w�a�ciwie nie pech, lecz ci���ce ju� na mnie przekle�stwo beztroski, �e jad�c do te�cia wzi��em pieni�dze.
Przyjaciel z Powstania znalaz� si� bardzo szybko.
Trzy dni opijali�my wspomnienia.
Podczas sp�nionego spotkania te�� w stosunku do mnie po prostu skamienia�.
Sprawa si� ryp�a!
I tak za przyczyn� itego i innych wichr�w beztroski nie zdoby�em wy�szego wykszta�cenia.
Pl�ta�em si� wprawdzie rok po filozofii, ale to wszystko.
Szybko zdoby�em we W�oszech pijackie ostrogi.
Mo�e nie pijackie, wtedy nie by�o o tym ani my�li, ani mowy.
Ot, p�yn�o weso�e, �o�nierskie �ycie.
Jednak cokolwiek w zbyt pijanym widzie.
Szala�em na szybkim "nortonie" od San Giorgio po Weron�, od Ancony do Maceraty.
Z rozkazami, meldunkami i bez nich, dla Przyjemno�ci.
Mieli�my obowi�zek wozi� ze sob� zapasowy kanister z benzyn�.
Przymocowany specjalnym uchwytem do tylnego ko�a.
- Po diab�a mi - pomy�la�em - taki dynamit pod d...?!
Ma�o wojny?
- Zakr�ci�em si� za nowym kanistrem, jeszcze nie u�ywanym.
Od tego czasu sta�em si� barem szybkiej obs�ugi na k�kach.
W nowym kanistrze zawsze mia�em wino.
A benzyn� dawa� mi ka�dy kierowca wojskowego samochodu.
Gdy zabrak�o Wina, skr�ca�em z szosy do pierwszego lepszego rolnika.
Za paPierosy, czekolad� lub konserwy wino by�o zawsze.
Ukontentowany wie�niak z uszanowaniem k�ania� si� panu �o�nierzowi.
A pan �o�nierz w oczach swoich koleg�w sta� si� bystrym cwaniakiem.
To si� szczeg�lnie liczy�o w interesie pana �o�nierza Barlotnego!
Albowiem na wszystkich trasach wzd�u� brzeg�w Adriatyku zas�yn��em wkr�tce pod nazw�-nazwiskiem Barlotny.
P�niej inni ch�opcy wpadali na lepsze pomys�y.
Lecz tak�e w Anglii jeszcze wo�ali za mn�: - Jak si� masz, Barlotny!
Nie wozisz piwa?
- Czym mia�em wozi�?
Chyba taczk�.
W Wielkiej Brytanii �adnego sprz�tu wojskowego poza karabinami nie mieli�my.
"Nortona" przed odp�yni�ciem z Neapolu sprzeda�em sportowcom makaroniarzom.
Tak wi�c we W�oszech �y�em na fali...
Na winnej fali.
I z niej "w�a�nie, zamkni�tej w kanistrze, czerpa�em zyski.
Doch�d mia�em, jak na �o�nierzyka bez gwiazdek na pagonach, niez�y.
Za bardzo jednak interesowa�a mnie samego zawarto�� kanistra i oczy dziewcz�t.
Przez te dwie sprawy niejeden i nie taki interes jak Barlotny splajtowa� w try miga.
Szcz�cie jednak dopisywa�o mi.
Ch�opcy, kt�rzy przyjechali wraz ze mn� do W�och, musieli przej�� w wojsku przeszkolenie rekruckie.
Ja nie, bo Powstanie i znajomy porucznik zadzia�a� kursem motocyklowym.
Jakie wtedy w 1945 roku panowa�y w Apeninach upa�y!
G�rki Apeniny to nie Guba��wka.
Ani drzewka, ani krzaczka.
Go�e, spalone, nawet nie strome, lecz cholernie d�ugie.
Nasze biedaczyska �o�nierzyki, przewa�nie z bauerskich rob�t w Niemczech, mordowa�y si� w upale, a� strach by�o patrze�.
Jak m�g� im nie pom�c Barlotny?!
Przecie� nie mog�em utraci� klient�w!
Wi�c rano, cichaczem, dowiadywa�em si� w kancelarii dow�dztwa, gdzie i jaki oddzia� �wiczy.
Wprawdzie tajemnica by�a wojskowa, lecz tradycja polska.
Manierka winka za�atwia�a spraw�.
Cieszy�em si�, gdy w rejonie Matelice, bo tam pusto i g�ucho.
Niestety wp�ywu na trasy rekruckich �wicze�, cho�by przy wydatnej pomocy beczki wina, zdoby� nie mog�em.
W po�udnie, po za�atwieniu pu�kownika w Camerino, wali�em w g�ry z pe�nym kanistrem.
Spragnionym ch�opakom nape�nia�em 20 lub 30 manierek, bra�em zap�at� i wio, dawa�em dyla do rolnika-gorzelnika.
I zn�w inny oddzia�.
Interes kwit�.
M�j alkoholizm tak�e.
Jako� nie mog�em usiedzie� spokojnie na motorze, maj�c pod czterema literami �adunek rozweselaj�cy, i to za darmo.
Kampanijnych szef�w i innych wojskowych notabli, kt�rzy mogli mnie nakry�, poi�em po�rednio wieczorami w Castel Raimondo, Matelice lub Camerino.
Natomiast gorzej by�o z moim porucznikiem, mimowolnym inicjatorem przedsi�wzi�cia.
Dowiedziawszy si�, jak funkcjonuje Barlotny, chcia� mnie wywali� z kompanii ��czno�ci.
Wino si� go nie ima�o, pieni�dze tak�e, za to kobietki - owszem.
Dziwny facet, bo przecie� ten luksus by� najta�szy.
Zafundowa�em mu znajom� studentk� z uniwersytetu w Camerino.
Dobija�em 19 lat.
Mia�em niebo Iitalii nad g�ow�, kobiet, �piewu i forsy w miar�, a do przesytu - wina!
Prze�ywa�em okres oczarowania alkoholem.
Koniec listopadowej nocy.
Rozchylam niemrawo jedno oko.
Zapuchni�te i zaropia�e.
Deszcz ze �niegiem tnie w szyby.
Smutek �wiata a� wyje.
Wyje i huczy tak�e w mej p�pijanej g�owie.
Przymykam oko.
S�ysz� plusk deszczu, brz�k butelek po mleku.
Zaczynam kona� - trze�wiej�c.
Nie mam �adnych wspomnie�.
Jedynie ogrom przyt�aczaj�cego ci�aru winy, jakby pokrywa�a mnie bry�a zmarzni�tego szamba.
Le�� i dr�� na ca�ym ciele.
Nie wytrzymuj� psychicznej presji.
Zwlekam si� z tapczana.
�pi�cy w nogach Kubu� podnosi mordk�.
Patrzy na mnie smutno, ledwo macha ogonkiem.
Psina reaguje na pos�pno�� mych pija�stw i trze�wie� smutkiem, zanikiem �ywotno�ci.
�pi lub skoml�.
Li�e me r�ce, gdy j�cz� w pragnieniu w�dki.
Wk�adam sweter i spodnie na pi�am�.
W domowych kapciach chc� wychodzi�.
Nie, poczekaj, za wcze�nie.
Jeszcze blask latarni w oknie.
Siadam ci�ko.
Jestem os�abiony, poc� si�, dr��.
Pal� bez przerwy papierosy.
Oczy nieruchomo utkwione w szybie.
Deszcz jak �zy, p�ynie strumykami.
Jakie� g�osy, kroki na chodniku.
Musz� i��, zwariuj�.
Kubu� czuje m�j ruch.
Chce i�� ze mn�.
Puszczam mizerotk� kundelka, o niebo szcz�liwszego teraz ode mnie.
Przy kiosku Ruchu nie ma nikogo.
Ulga.
Wsadzam opuchni�t�, zaro�ni�t� twarz w okienko.
Nie �miem spojrze� przekrwionymi oczami w twarz sprzedawczyni.
Zna mnie i chyba rozumie wszystko.
Wszystko, m�j Bo�e!
Bez s�owa si�ga r�k� po salicyl.
Pokazuj� jej na palcach 3.
Podaje i m�wi: - Wie pan, wczoraj by� straszny wybuch we W�oszech, na dworcu, zgin�o 100 os�b...
- Podaje mi gazet�.
Sk�d mam wiedzie�?
Od tygodnia pij�.
Upycham salicyl w kieszeniach spodni.
Chc� zap�aci�, r�ce dr��, z d�oni wypadaj� monety.
Zbieram, podaj� i chc� odej��.
Ale przypominam sobie, �e to ostatnie pieni�dze.
Czekam wi�c na reszt�, cho� chcia�bym by� ju� pod ziemi�.
Nie czu� spojrze� ludzi ze stoj�cej ju� za mn� kolejki.
Kubu� odnajduje mnie na ulicy.
Poszczekuje, podskakuje rado�nie.
G�aszcz� psin� i b�agam: - Cicho, Kubu�, po co maj� widzie�, �e zn�w...
- Obchodz� trawnik pod blokiem.
Tu s�siedzi nie widz�, kto wchodzi do klatki.
Siadam na rozrzuconej Po�cieli.
Dysz� ze zm�czenia i ci�g�ego l�ku przed lud�mi.
Wstydu.
W gazecie tytu�: Terrorystyczny zamach bombowy we W�oszech.
Przymykam oczy.
Wspomnienie s�o�ca.
Odtr�cam szyjk� butelki.
Wlewam salicyl do szklanki.
Pij�.
Po chwili lepiej.
Otwieram oczy.
Po szybach ci�gle p�yn� strumyki deszczu, jak �zy...
Alkoholowe fascynacje!
Cudowne wyp�ywanie w przepi�kne morze, po stokro� przeklinane w czasie sztorm�w.
W alkoholowym oszo�omieniu odczucie powszechnego pi�kna: ziemi, nieba, ludzi, knajpy, a przede wszystkim w�asnego.
�wiat widziany przez alkoholow� soczewk� nabiera barw t�czy.
Czas przemija kolorowymi godzinami.
Jeste�my silni i pi�kni.
M�drzy i szcz�liwi.
A przynajmniej takimi si� sobie wydajemy.
Jak�e cz�sto w m�odo�ci si�ga�em po alkohol, by ponownie prze�y� ten stan ducha.
Alkoholowe fascynacje!
Podniecaj�cy brzask ,z chmur� burzy na horyzoncie.
Jest w tym co� strasznego, �e alkohol potrafi wywo�a� tak wspania�e doznania, w szarej przecie� na trze�wo rzeczywisto�ci.
Odnajdywa�em si� wtedy jakby w kuli szcz�cia.
Obserwowa�em kiedy� m�odych, jak pili wino na ��ce nad rzek�.
Ch�opcy i dziewcz�ta roze�miani, podnieceni.
Wprost promieniowali rado�ci�.
Nagle jeden z ch�opc�w poderwa� si� i wyda� przera�liwie d�ugi i g�o�ny okrzyk.
Twarz mia� pa�aj�c� szcz�ciem i ramiona wzniesione ku s�o�cu.
Za chwil� zerwa� si� nast�pny ch�opak i dziewczyna.
I wszyscy razem krzyczeli w s�o�ce, z uniesionymi ramionami.
Byli w kuli szcz�cia.
A na trze�wo?
Byliby jedynie weseli...
Hieronim mia� dopiero 30 lat, gdy po wyj�tkowo kr�tkim piciu wpad� w delirium i zmar�.
Nawet nie dozna� zbyt wielu alkoholowych fascynacji.
Natomiast przekle�stwo beztroski zadecydowa�o okrutnie.
Jego agoni� obserwowa�em w szpitalu psychiatrycznym.
Umo�liwi�a mi to specjalnie pewna pani doktor, znajoma z czas�w Powstania.
Prawdopodobnie w celu przera�enia mnie okropno�ciami choroby alkoholowej.
By�em pacjentem uzale�nionym od alkoholu, czyli na�ogowym alkoholikiem, i by�em z tej przypad�o�ci leczony.
Leczony?
Okre�lenie zbyt konkretne.
Jak leczy� kogo� z czego�, co w za�o�eniu jest nieuleczalne, a ju� bez psychicznego "chcenia" zainteresowanych absolutnie nieuleczalne?
A z tym chceniem to r�nie bywa.
By�em wi�c w�a�ciwie nie tyle leczony, ile trze�wiony dost�pnymi farmakologicznymi i psychiatrycznymi �rodkami, mi�dzy innymi wzmiankowanym wy�ej przera�eniem.
Ka�dy z nas boi si� delirium jak diabe� �wi�conej wody.
Sam atak, nie licz�c wstrz�saj�cych czy wr�cz makabrycznych dozna� psychicznych, mo�e sta� si� przyczyn� �mierci, �mierci najtragiczniejszej z tragicznych.
�mierci w poni�eniu...
By� sportowcem, g�rnikiem, przodownikiem pracy.
Cieszy� si� og�lnym uznaniem, zarabia� krocie, mia� pi�kn� �on�.
Troch� j� zaniedbywa�, pocz�tkowo z powodu licznych obowi�zk�w, p�niej do tych obowi�zk�w doszed� obowi�zek tragiczny - picie.
Mia� lat 24, gdy ow�adn�o nim przekle�stwo beztroski.
�ycie zacz�o si� wypacza�, lecz na k�opoty macha� r�k�.
W ko�cu zacz�� macha� i na �on�, ale jeszcze nie wymieni� jej na alkohol.
Pi�, ale kocha� i ufa�.
Wiara niestety zawiod�a.
�ona go zdradzi�a.
Dowiedzia� si�, prze�y� szok, za�ama� si� i teraz postawi� na w�dk�.
Zacz�� sw�j pocz�tek ko�ca.
W ci�gu 3 miesi�cy przepi� samotnie w domu 50 tysi�cy z�otych.
Wpad� w chorobliw� obsesj�, �e jest napromieniowany przez samochody MO.
Zamkn�� drzwi, zas�oni� okna.
Gdy MO sforsowa�a drzwi mieszkania, znaleziono tam 300 butelek po w�dce.
Sportowiec, g�rnik wygl�da� jak Ghandi w czasie g�od�wek.
Wychud�, wa�y� o 30 kilogram�w mniej.
Nie umia� normalnie rozmawia�, mia� przera�enie w spojrzeniu.
Ba� si�.
Zabrany do szpitala, zmar� w delirycznych m�czarniach po 3 dniach.
Le��cego w agonii odwiedzi�a �ona.
Wiedz�c o wizycie pi�knej pani, my, m�drzy alkoholicy nam�wili�my tych mniej m�drych, czyli umys�owo chorych, by jej dokuczyli.
Strasznie wrzeszczeli i pluli na ni�.
Ma�a zemsta zbratanych w alkoholowym nieszcz�ciu spe�ni�a si�.
Mimo wszystko swe oczarowanie mi�o�ci� prze�y�a ta pani zno�niej ni� ten biedak oczarowanie alkoholem.
W Anglii po przyje�dzie mia�em drugi atak epileptyczny.
Pierwszy nast�pi� we W�oszech.
Tym razem po doj�ciu do przytomno�ci us�ysza�em, jak m�wi� o mnie, �e bardzo du�o pi�em i chyba st�d ta choroba.
Zastanowi�em si�: mo�e to prawda?
Prawd� m�wi�c, bardzo wstydzi�em si� tej choroby.
W przekazach tradycji by�a czym� pi�tnuj�cym.
Chwil� poduma�em smutnawo, ale zaraz wzruszenie ramion i trzy s�owa: przecie� wszyscy pij�!
Ile� razy, ile� tysi�cy razy te cholerne s�owa rozgrzesza�y, broni�y, bagatelizowa�y choroby, nieszcz�cia i powolny upadek w na��g - m�j i tysi�cy mnie pod