16474

Szczegóły
Tytuł 16474
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16474 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16474 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16474 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zdzis�aw Korczak. UMIERA�EM STO RAZY. ISBN 83-219-0441-6. Tragedi� m�odego cz�owieka w pocz�tkach alkoholizmu jest to, �e wie o nim tak ma�o. Tragedi� starego cz�owieka w na�ogu jest to, �e wie o nim tak du�o i tak p�no... Pami�ci Matki, �onie i wszystkim, kt�rzy podawali mi pomocn� d�o� - po�wi�cam. Zdzis�aw Korczak. W pos�pnym kondukcie pijanych lat do�y�em jesieni �ycia. Znalaz�em si� na dnie na�ogu. Przede mn� by�y dwie drogi. Pocz�tek ko�ca lub pocz�tek wyzwolenia. Na szcz�cie umia�em jeszcze odr�nia� dobro od z�a. Zacznijmy jednak od pocz�tku. Pijane �ycie to chaos my�li, czyn�w, uczu�. Moja opowie�� b�dzie podobna. Pisana w drodze na dno i na samym dnie. Chcia�bym, by tkwi�cy w tym chaosie, a szczeg�lnie zbli�aj�cy si� do� mogli z niej czerpa� do�wiadczenia. Nie na pocz�tek ko�ca, lecz na pocz�tek wyzwolenia. W r�nych okresach �ycia usi�owa�em przenikn�� tajemnice alkoholizmu. Przede wszystkim jako choroby. Mia�em w tym interes osobisty. Zagadnienie "alkoholizm jako plaga spo�eczna" interesowa�o mnie mniej. Nie chcia�em widzie� siebie jako nosiciela plagi. - Tajemnicy choroby alkoholowej nie przenikn��em. Do dzi�. Mo�e prawda le�y w sejfach uczonych? Ale �wiat jej nie zna. Cho� zna tysi�ce domys��w. Wiele na ten temat czyta�em rozpraw, artyku��w, ksi��ek. M�drych, mniej m�drych i g�upawych. Ros�a skala por�wnawcza. Z czasem doszlusowa�y do niej moje osobiste do�wiadczenia. Wyja�ni�em sobie w�asny alkoholizm nast�puj�co: ma pod�o�e biologiczne. Urodzi�em si� z chor�, uczulon� na alkohol kom�rk� m�zgu. Mog�a ona, cho� nie musia�a, da� zna� o sobie. Uaktywni� j� dopiero m�j tryb �ycia. I powsta�a choroba. Proste? Owszem. Nawet z cechami prawdopodobie�stwa. Co ciekawsze, wyja�nienie nie przekre�la�o mo�liwo�ci wyleczenia. Mog�o ono nast�pi� po absolutnej zmianie alkoholowego trybu �ycia. Bez alkoholu, nap�du uczulaj�cego, choroba zamiera�a. Zdawa� by si� mog�o, �e maj�c do�� klarowne zdanie na temat przyczyny alkoholizmu, mog�em w latach p�niejszych unikn�� choroby, stosuj�c jako recept� w�a�ciwy tryb �ycia. Jednak ten idealny tryb �ycia, bez alkoholu, ��czy� si� z male�kim dopiskiem na recepcie: silna wola. W praktyce w�a�nie przy tym dopisku co� zaczyna�o zgrzyta�. I nie wychodzi�o... Charakter mia�em, owszem, kole�e�ski. Otwarty, szeroki, a rzek�bym nawet, �e jakby ciut stepowy. Siln� wol� mia�em tak�e. A ju� najsilniejsz� w poszukiwaniu trunk�w. Pod tym wzgl�dem nie odbiega�em jednak od standard�w. W dzieci�stwie by�em oczywi�cie harcerzem. I to zast�powym w Szarych Szeregach, a potem nawet dru�ynowym. Kr�tko m�wi�c, m�j charakter nie wychyla� si� z ram statystyki. Uczuciowy, zdolny do pracy, mi�o�ci i obrony. Rzecz chyba w tym, �e do recepty w�a�ciwego trybu �ycia zacz��em przymierza� si� p�no. A powinienem by� natychmiast, po pierwszym "kacu". Niestety, nie zrobi�em tego. Mija�y lata wnikliwej obserwacji samego siebie i ludzi. Przemija� czas. Wr�g i przyjaciel m�odo�ci. Pij�c, �a�owa�em, �e przemija tak szybko. Trze�wiej�c, przeklina�em, �e tak wolno. Jednak przy�pieszenia pijanego czasu by�y milsze. - Wprawdzie r�a�em w nich g�upawo jurnym �miechem, ale jeszcze nie zasypia�em pijany nad za�linionym kuflem. Czas picia wykorzystywa�em z przytupem. Mimo to na trze�wo nadci�ga�y ju� mgie�ki w�tpliwo�ci. Nie chodzi�o o to, dlaczego du�o pij�. Zaczyna�em w�tpi� w siebie, ludzi, �ycie. Budzi�a si� obawa, �e co� z tego �ycia zmarnuj�. Trwa�a - dop�ki nie wychyli�em kieliszka. Gdzie� w pobli�u granicy trzydziestu lat nadmierne picie przerodzi�o si� w chorob� alkoholow�. Nie zdawa�em sobie z tego sprawy. Mgie�k� przeczucia, �e co� jest nie tak, przegania�em machni�ciem r�ki. By�em m�ody i pewny, �e zmia�d�� ka�de z�o. Szczeg�lnie w pijanym widzie. W m�odo�ci zawsze �y�em w gwarnym - gronie wsp�towarzyszy od butelki (p�niej zosta�em samotnikiem). Przewa�nie takich samych jak ja - �yciowych rozbitk�w. Nas�ucha�em si� opowie�ci. Wsp�lnie tworzyli�my nowe przygody. Wszystko to, w po��czeniu z moimi osobistymi do�wiadczeniami kilku przepitych lat, ods�ania�o przede mn� coraz tragiczniejszy obraz ludzkiego upodlenia. Za granic� wieku m�skiego �ycie w pija�stwie stawa�o si� bardziej brutalne. Cz�ciej stawia�em pytanie: co dalej? Pewnego razu na wyjazdowej, pijackiej eskapadzie pozna�em dziewczyn�. Nie by�a jeszcze prostytutk�. Dostawa�a kopniaki od starych kurew za przechadzki w ich rejonach. Ale sz�a ju� w�a�ciw� drog�. Tymczasem po dniach pijackich szum�w o�wiadczy�a, �e mnie kocha. Zabrzmia�o to dla mnie nie�le, gdy� nie mia�em ju� pieni�dzy ani noclegu. No c�, zew mi�o�ci. Fors� przyd�wiga, a i spa� gdzie� musi. Rzeczywi�cie, zaprowadzi�a mnie do siebie. By�a to sklepowa klitka z wej�ciem i wystaw� od ulicy. Wewn�trz st� z surowych desek ochlapanych wapnem. Dwa sto�ki do siadania. Dwa wiadra do za�atwiania. Dwa gwo�dzie w �cianie do wieszania. Dwie musztard�wki do popijania. Dwie szmaty nie wiem do czego. Dwa snopy s�omy, mo�e trzy, na pod�odze, pod przeciwleg�� �cian�, chyba do spania. Jedno wiadro z wod�, zamarzni�t�. Mr�z a� trzeszcza�. �ciany pokrywa� szron. Na stole �wieci�y dwie jakby ogryzione przez szczury �wieczki. Przy stole dwie mordy. Podparte r�kami, nabrzmia�e fioletow� czerwieni�. M�ska i chyba damska. - To matka i ojciec - powiedzia�a. W budzie �mierdzia�o odchodami, wilgotn� s�om�, a najmocniej denaturatem. Pi�tnastoletnia z wygl�du dziewczyna siedzia�a na s�omie pod �cian�. Rozbija�a kawa�kiem drewna zamarzni�t� wod� w wiadrze. - To moja siostra - przedstawi�a mi j� znajoma. - Napijesz si�! - rozkaza�a jedna z opuch�ych mord, nie wiedzia�em: m�ska czy damska? Podsun�a mi pod nos blaszany garnczek ze �mierdz�c� ciecz�. - Nalej te� Zo�ce! - zaskrzecza�a, teraz ju� rozpozna�em po g�osie, morda damska. Morda m�ska nala�a zn�w denaturatu. Dziewczyna, krzywi�c si� i zatykaj�c inteligentnie nosek, stukn�a swym pucharem w m�j. - Napij si�, zimno... - Morda damska obrzuci�a mnie zamglonym spojrzeniem, bekn�a chrapliwie i rzek�a: - Zo�ka! Co ma, wa�a czy pijawk�? - Dwie mordy za sto�em zarechota�y, najwidoczniej czeka�y na m�j kubek. Smr�d panuj�cy w norze zdawa� si� przy wdechu przedostawa� si� do wn�trzno�ci. Unios�em naczynie, lecz od�r denaturatu wywo�a� natychmiast torsje. - Tam, do wiadra! - pchn�a mnie zakochana. Rzyga�em w wiadro wype�nione fekaliami. Nikt nie zwraca� na to uwagi. Jakby mnie nie by�o. Zakochana oddawa�a jakie� pieni�dze pijanej matce. Zapity, rozchybotany na sto�ku tatu� przywo�a� m�odsz� c�rk�. Podesz�a jak manekin. Posadzi� j� sobie na kolanach i zacz�� gmera� brudn�, wielk� jak �opata d�oni� w czelu�ciach rozchylonych ud. Sapa� astmatycznie. �wieczka dopala�a si�. My�la�em, �e tak musi wygl�da� piek�o. Po�o�y�em si� w k�cie na s�omie i przykry�em jakimi� �achmanami. Dygota�em z zimna. Moja dziewczyna po chwili by�a obok. Morda damska kiwa�a si� oparta o �cian�. �ypa�a okiem na st�. Nagle wrzasn�a: - We� se jo tu, na s�om�! �wieczki szkoda! - K�tem oka widzia�em wstr�tne pieszczoty starego. Dziewczyna le�a�a na stole. Ssa�a kostk� cukru. Zaro�ni�ta morda pijacka womokiwa�a si� spro�nie w chudy, obna�ony brzuch dziewczyny. Potem m�czyzna odchyla� si� i onanizowa�. Ca�� noc nie spa�em. Charkotliwe chrapanie pijanych, zaduch, zimno. Nad ranem rozruch zwierz�cych widm. Mocz do wiadra. M�wi si�: psia dola. A jaka� by�a ta, ludzka? Zastanawia�em si�, czy opisa� to, co widzia�em. Czyta�em przecie� wyznania alkoholik�w. Owszem, by�y tam ludzka n�dza, zanik uczu�, mroki �ycia. Ale nie by�o ca�ej prawdy. Jakby kto� schodz�c po drabinie zatrzyma� si� przed dnem studni i opisywa�, co widzi. Wyczuwa�em jednak, �e dna nie dotyka�. Nie chcia�em powiela� stereotypu. Cz�� ksi��ek o chorobie alkoholowej pisali ludzie nie maj�cy �adnych do�wiadcze� z ni� zwi�zanych. Mo�e przymierzali si� do nich w eleganckich restauracjach? Po kilku ci�kich trze�wieniach zapewne mieli do��. Dalszy wgl�d w �ycie na�ogowc�w za�atwiali przez wys�uchiwanie ich opowie�ci. Za p� litra mogli us�ysze� ca�y cykl wstrz�saj�cych historii. Podla� je sosem literackim umieli. Ksi��ka by�a gotowa. Czytelnik otrzymywa� solidny dreszcz wstr�tu. Za liche pieni�dze - lich� tre��. M�wi� mi pewien opowiadacz (czasami za to popija�): - Ty wiesz, dorwa� mnie literat i powiada, m�w pan. M�wi�. Jak kolega z w�dki zwariowa� i �ar� w�asne g�wna. Zdenerwowa� si� i uciek�. Czytam p�niej ksi��k� literata, a tam, �e ten kolega przez pomy�k� wypi� w�asny mocz, bo mia� cholernego kaca. Jeszcze si� chwali�, �e wino by�o stare i dobrej marki. Przyk�ad l�ku przed groz� prawdy? Polerowanie obrzydliwo�ci? W�tpienie w prawdziwo�� faktu? Wiem, �e pan literat nie napisa� dobrej ksi��ki o alkoholizmie. A opowie�� by�a prawdziwa. Znam wiele spraw wstrz�saj�cych, wynik�ych z przewlek�ego alkoholizmu, z na�ogu. Jedne prze�y�em, w innych uczestniczy�em jako �wiadek. Nie ka�de zdarzenie mo�na opisa�. Odtworzy� s�owa, gesty, sytuacje. W�dka mo�e zniszczy� nawet instynkt cz�owiecze�stwa. Cz�owiek to brzmi dumnie - dla tych, co si� temu oparli... 10 Ale ja wiele lat p�niej, na dnie, nie mog�em ch�epta� cho�by gnoju, byle na spirytusie. Nie mog�em katowa� staruszki, by da�a pieni�dzy na w�dk�. Zatrzyma�a mnie w p� �yku, w po�owie czynu wiedza - �wiadomo��, dok�d zmierzam. Siedzieli�my we dw�ch na brzegu. Moczyli�my w strumieniu nogi utrudzone pijack� w��cz�g�. Obok by� �elazny mostek i ziemny nasyp. Tamt�dy przebiega� tor kolejowy. Zbli�a� si� poci�g. Stacja znajdowa�a si� w pobli�u. W oknach poci�gu sta�y dziewcz�ta. U�miecha�y si� do nas. Macha�y r�kami. My tak�e. Jednej z dziewcz�t spad�a zawieszona na ramieniu torebka. Poci�g przejecha�. Kolega podni�s� zgub�. Bogato w niej nie by�o. Ale dwie flachy wina mo�na by�o kupi�. Jednak znalazca okaza� szlachetno��. Upiera� si�, by i�� w kierunku stacji i zwr�ci� dziewczynie zgub�. - Zakocha�e� si�, idioto? - Ogarn�a mnie z�o��. Wyrwa�em koledze torebk� i poszed�em do sklepiku wiejskiego po wino. Gdybym tak cholernie nie pragn�� Wtedy alkoholu, sprawa przybra�aby na pewno przyjemny fina�. Pijane z�o zbli�a�o si� podst�pnie. Coraz trudniej by�o zachowa� zwyk�� ludzk� przyzwoito��. Im dalej w las, tym wi�cej drzew. W knajpach, mordowniach, melinach odkrywa�em nowe i inne oblicza alkoholizmu. Nowo�ci nie budzi�y ju� przera�enia, nie napawa�y wstr�tem. Uczucia te zast�pi�a ciekawo��. My�la�em: trudno, musz� prze�y� ten pijacki spektakl. P�niej koniec. Orgie z pijanymi prostytutkami, brutalno��, chamstwo, z�odziejstwo, szanta� wobec rodziny - te sprawy napawa�y mnie niesmakiem. Mo�e naiwnie to brzmi w opowie�ci cz�owieka uzale�nionego od alkoholu, ale tak by�o. Inicjatorem by�em wyj�tkowo. Istnia�a jedynie w�dka. Nie przewidzia�em jednego: �e pijane �ycie wci�ga w pijackie nawyki jak w bagno. Rodzi przyzwyczajenia. Kszta�tuje mentalno��. Ci�gle wydaje si�, �e to nic gro�nego, �e minie... 11 Tym razem by�em na w��cz�dze w�r�d jezior. Jak zwykle, gdy si� za du�o pije, pieni�dzy zabrak�o. W pewnej restauracyjce pozna�em kelnerk�. Noce sp�dza�em na dworcu kolejowym. Sprzedawano tam przez ca�� noc piwo i wino. To by� magnes. O towarzystwo tak�e nie by�o trudno. Magnes przyci�ga� nie tylko mnie. Jako przegrany, w my�l porzekad�a, �e z�o lgnie do z�ego, mia�em biedn� kompani�. Zdoby�em do�� do�wiadcze�, by wiedzie�, �e w takiej przepitej kompanii solidarno�� nie istnieje. Z�akniony alkoholu okradnie bez skrupu��w, gdy mu si� uda, nawet znajomego. W tym wypadku rzeczywi�cie cel u�wi�ca �rodki. �rodkiem mo�e by� wszystko: namowa, wy�udzenie, k�amstwo, oszustwo, kradzie�, �ebranina. Przy pomocy tych lub podobnych �rodk�w jako� przepija�em i przesypia�em noce dworcowe. Po otwarciu restauracyjki szed�em na darmowe �niadanie do mojej kelnerki. P�niej dosypia�em w kopce siana nad jeziorem. Wieczory by�y zarezerwowane na romansowe spacery z dam� mego serca i �o��dka. Ja uwa�a�em �o��dek za �r�d�o �ycia, natomiast ona serce i jeszcze co� innego. A tak na marginesie to imia�em szcz�cie do niewiast zakochanych. Chwa�a im za b�yskawiczne zakochania, bo gdyby nie ich chciwo�� mi�osna, cz�sto chodzi�bym g�odny i niewyspany. Lecz tak�e musz� krzykn��: - precz z nimi! - gdy� rozpija�y mnie. Pewnego wieczoru, kiedy spodziewali�my si� gimnastycznych intymno�ci, moja pani przysz�a na spotkanie dos�ownie obwieszona bi�uteri�. Palce d�oni pokrywa� z�oty kastet z pier�cieni. O�lepi�a mnie tym bogactwem. By�em biedny jak mysz. Przed intymno�ciami zaproponowa�a dansing. By�em tam karmiony, pojony i "ta�czony", a mia�em prze�wiadczenie, �e jestem trenowany w odpowiednim celu. Gdy, podtrzymywany jej pulchnym biodrem, szed�em ��k� w kierunku jeziora, nagle za�wita�a mi w pijanej g�owie my�l, aby uderzy� kobiet� i obrabowa� z kosztowno�ci. S�ysza�em szelest banknot�w wyp�acanych mi za �up. Widzia�em k�aniaj�cych si� kelner�w. Ogarn�a mnie ��dza posiadania. Szuka�em oczami kamienia. Gor�czkowe my�li otrze�wi�y mnie. Trz�s�em si� z podniecenia i strachu. W pewnym momencie dojrza�em kamie� b�yszcz�cy w �wietle ksi�yca. Wyswobodzi�em si� z obj�cia towarzyszki i pozosta�em w tyle. Przy schylaniu jeszcze si� zawaha�em. Kobieta co� do mnie zawo�a�a. Nie dotkn��em kamienia. Ze s�owami: o matko moja - wypowiedzianymi do siebie w cichej rozpaczy i obawie przed tym, co si� mog�o sta�, wyprostowa�em si� i poszli�my dalej. Co to by�o? Co si� mog�o zdarzy� i dlaczego? Przecie� ta kobieta ofiarowa�a mi tak wiele. Serce, a mo�e jedynie ��ko, pomoc materialn� i przede wszystkim poda�a mi r�k� wtedy, gdy ma�o kto chcia� mi j� poda�. A ja? Ograbi�, sprzeda� i w Polsk�! G�ry, muzyka, pija�stwo! Po raz pierwszy w�dka wyzwoli�a we 12 mnie to straszne zwyrodnienie my�li, mog�ce doprowadzi� nawet do zbrodni. Z perspektywy wielu lat na�ogowego picia potrafi� obecnie rozr�ni� poziomy, po kt�rych schodzi�em w g��b alkoholowej degradacji. Uwa�am, �e s� trzy poziomy podstawowe, oddzielone stopniami: 1. Alkoholowe fascynacje. 2. Pija�stwo. 3. Na��g, czyli pocz�tek ko�ca. Podstopnie poziomu: 1) rozw�j sk�onno�ci, nawyk�w, przyzwyczaje�; 2) kar�owacenie psychiczne; 3) zanik uczu� wy�szych, cz�owiecze�stwa, nico�� moralna. Nie chcia�bym i nie umia�bym dyskutowa� na temat mych rozr�nie� z lud�mi uczonymi. S� to jedynie moje osobiste przemy�lenia. Mog� si� myli�. Pisz� jednak dla tych nieszcz�liwych, kt�rzy tkwi� jeszcze w alkoholowym piekle. Uczone rozprawy nie wyprowadz� ich z na�ogu. Im s� potrzebne praktyczne szans� wynikaj�ce z ludzkich do�wiadcze�, na kt�rych ju� kto� przedtem zdo�a� si� zatrzyma�. Musz� powiedzie�, �e sam z trudem wyhamowa�em dopiero na trzecim poziomie. Chyba dlatego, �e za du�o czyta�em ksi�g uczonych, a za ma�o praktycznych. Co wcale nie oznacza, �e i pierwsze mi nie pomog�y. Na przyk�ad kto z pisz�cych ksi��ki uczone prze�ywa� delirium? A czyta�em w nich o bia�ych myszach, diab�ach i w�ach atakuj�cych chorego cz�owieka. Zgoda, ale us�ysza�em te� autentyczn� opowie�� od alkoholika, kt�ry przetrwa� trzy ataki delirium. Jedynie ona pozwoli�a mi znie�� p�niej moje w�asne. Nieszcz�sna tradycja atakuje dzieci ju� w ko�ysce. Chrzciny, imieniny, urodziny, �wi�ta. Ko�yski maj� to do siebie, �e czasami wrzeszcz�. M�wi si� wtedy: - Dajcie dzidziusiowi winka, niech posmakuje. - I zadowolenie, �e ko�yska wrzeszcze� przesta�a. A mo�e w tej ciszy rodzi si� przysz�a rozpacz? Aby by�o dziwniej, wychowa�em si� w rodzinie nie piel�gnuj�cej tej tradycji. Mo�e wi�c zosta�em przypadkowo biologicznie ostemplowany przez alkoholizm? Ju� w �onie matki, absolutnej abstynentki? Ojciec prze�ywa 86 rok �ycia, w kt�rym wypi� plus-minus 1000 kieliszk�w. Obliczy�em to dok�adnie. Wi�c tak: zalicza� po 2 kieliszki alkoholu na �wi�ta grudniowe, wiosenne, imieniny swoje i mamy. Na moje nie pito w og�le. W sumie, wliczaj�c 2 kieliszki z okazji nadzwyczajnych, 10 kieliszk�w w ci�gu roku. 13 To alkoholowe szale�stwo trwa ju� 66 lat. Wypi� wi�c w tym okresie 660 kieliszk�w. Wiem, �e w czasie okupacji dwa czy trzy razy popi� t�gawo, raczej z przera�enia ni� z potrzeby, a do tego na pewno co� tam siorbn�� na w�asnym weselisku i jakim� pogrzebie - doliczy�em wi�c do 660 powiedzmy 340, co daje w sumie 1000 kieliszk�w w ci�gu tak d�ugiego �ycia! Je�li 99-procentowy abstynent, jak m�j ojciec, wypi� 1000, to ile wypi�em dotychczas ja - pijaczyna? I to w czasie o po�ow� kr�tszym! Przyj��em jedynie �wiartk� dziennie w ci�gu 40 lat. Rany Julek! Wynosi to 14600 �wiartek. �wiartka zawiera 5 kieliszk�w. Czyli wy��opa�em ich 73000. Liczy�em dalej. Okaza�o si�, �e licz�c na skonsumowanie ka�dego kieliszka 3 minuty, aby wypi� tak� ilo�� w�dki, musia�bym to czyni� przez dzie� i noc a� 152 doby! Nieprawdopodobne, a jednak! Wracam jednak do por�wnania. Ojciec 1000, ja 73000! Nawet wzrokowo czy fonetycznie jest to zestawienie tragiczne. A jak si� ma organizm, kt�ry te 73000 chc�c nie chc�c musia� przefiltrowa�? Czy mo�na z�orzeczy� losowi, �e zdychamy dziesi��, dwadzie�cia lat wcze�niej ni� r�wie�nicy niepij�cy? A zdychamy w wieku 30-60 lat zale�nie od mocy przerobowych organizmu. Zdychamy w bramach, na schodach, �awkach, w piwnicach, pod sto�ami knajp i na wysypiskach �mieci, w przys�owiowych, cho� nie istniej�cych rynsztokach. Lecz� nasze wraki w zak�adach odwykowych, dogorywamy w szpitalach psychiatrycznych lub zwisamy z hak�w z wywalonymi j�zykami - w ubikacjach. M�wi�: cz�owiek to brzmi dumnie. A jak brzmi - pijak? Wielka szkoda, �e w czasie mojej m�odo�ci nie m�wiono o walce z alkoholizmem. Ale kto wtedy mia� si� zajmowa� tym problemem? Kto mia� czas, ch�ci i mo�liwo�ci? Zrujnowany kraj. Ludzie poszukuj�cy rodzin i miejsca na ziemi. Jedni je�dzili na zach�d i p�noc na szaber, inni szukali mieszkania, pracy, jeszcze inni walczyli. Rusza�y kopalnie, huty, fabryki. Narasta�y problemy spo�eczne, polityczne, zawodowe, rodzinne. Ruch, praca, emocje. Jednak wszystko i wsz�dzie z rytualn�, polsk� butelk� w�dki. Okupant pozostawi� kraj zniszczony, ale gorzelnie, dziesi�tki gorzelni pracowa�y pe�n� par�. Wr�g mia� sw�j cel. Nar�d pijany to na pokolenia stracony. Wielu uleg�o strasznemu na�ogowi. Powstawa�y tysi�ce domowych bimbrowni. W�dka by�a wymienialna na wszystko, jak dobry pieni�dz. Inna rzecz, �e ludzie po mroku okupacji pragn�li zapomnienia, rado�ci. W�dka pomaga�a w jednym i drugim. Rodzi� si� dramatyczny problem spo�eczny. W maju 1947 r. brytyjskim statkiem "Marina Raven" przyp�yn��em z Glasgow do kraju. Ulokowano nas pod Gda�skiem w obozie przej�ciowym. Ju� wkr�tce po naszym przybyciu pod Ob�z nap�ywa�y gromady ludzi handluj�cych w�dk� o nazwie "per�a". Brali od nas wszystko, co mieli�my do sprzedania lub wymiany. Jedynie za w�dk�. Nawet w wypadku oszuka�czej transakcji mo�na by�o "per��" wypi� i zapomnie� o wpadce w mi�ym, ju� ojczy�nianym, oszo�omieniu. Wszyscy mieli�my w�dk�, cenili�my w�dk� i w�dk� pili�my. Samo �ycie. Wieczorem pijany ob�z rycza� co si� w gard�ach: "G�ralu, czy ci nie �aaal odchodzi� od stron ojczystych? " A my�my po latach dopiero powr�cili... Jako m�ody �o�nierz w wojsku polskim w Italii i Anglii pi�em na r�wni z doros�ymi wojakami. Pocz�tkowo bez �adnych przyjemnych dozna�. Z powod�w ambicjonalnych solidne popijanie na przepustce stawa�o si� g�upawym bo g�upawym, ale koniecznym atrybutem m�sko�ci. Przedtem, jako najm�odszego w kompanii, nazywano mnie szczawikiem, dzieciakiem lub z�o�liwie g�wniarzem. Dopiero gdy zaliczy�em kilka pot�nych pijackich start�w, pogl�dy na m� dojrza�o�� uleg�y zmianie. Przeszkolenie otrzyma�em tak dobre, �e wkr�tce sam taszczy�em zapitych wiarus�w do koszar. Z Neapolu do Wielkiej Brytanii, po rocznym pobycie we W�oszech, p�yn��em na statku "Ormonde" owiany nimbem ch�opaka o mocnej g�owie. Przepustk� na �ycie mia�em solidn�. I rzeczywi�cie, pami�tam, �e po wypiciu we w�oskiej knajpce "kwatro "bikiere di wino bianko" (zam�wienie u kelnera w pisowni fonetycznej), czyli 4 karafek wina bia�ego, nie odczuwa�em pod sufitem czaszki zaskakuj�cych zmian. Natomiast koledzy byli podekscytowani. Nast�pne karafki czyni�y z nich ju� bohater�w. Zazwyczaj w mowie, cho� bywa�o, �e i w czynie. Ja dopiero wesela�em. W ko�cu, gdy towarzysze zaczynali be�kota�, Stawa�em si� bohaterem i prowadzi�em ich w pionie, bo padali na twarze. A droga z miasteczek Camerino czy Castel Raimondo do obozu by�a wyboista i d�uga. Mimo to na drugi dzie� by�em w formie, oni za� flakowaci i ot�piali. Kaca nie odczuwa�em, ot, ma�y b�l g�owy. Pewnego dnia spostrzeg�em, �e ci zmaltretowani po wypiciu ukradkiem za namiotem po�owy kanistra wina nagle podskakiwali jak �rebaki. Dziwi�em si� tej przemianie. Jaka szkoda, �e nie wiedzia�em w�wczas tego, co wiem Obecnie. Poranne picie czyni cz�owieka silnym i odwa�nym szybciej ni� musku�y i serce. 14 15 Byli�my na morzu pi�ty czy sz�sty dzie�. S�o�ce, b��kitne niebo, zarysy mijanych wysp. W Cie�ninie Gibraltarskiej niezapomniany, o zachodzie s�o�ca, widok brzeg�w dw�ch kontynent�w na raz, Afryki i Europy. Wspania�a podr�! Ekstra kuchnia i prawie darmowe ceny w okr�towej kantynie. Aha, i bar z piwem! Do tego dopiero dziewi�tna�cie lat i �ycie przed sob�. Czy nie mog�em by� szcz�liwy? Lecz wymaga�em ju� czego� wi�cej ni� szcz�cia. Dobro, podobnie jak i z�o, wali seriami. Wygrywam w pokera 17 funt�w. I to od starych cwaniak�w, angielskich marynarzy. Okazuje si�, �e w Anglii b�d� jeszcze do tego super bogaty. M�wiono na statku, �e garnitur tam kosztuje oko�o 2 funt�w. Na konto bogactwa przepi�em z kolegami w piwnym barze ca�e 3 funty! Prze�ywa�em pi�kny w m�odo�ci czar alkoholu i pieni�dzy. Jak�e gorzki p�niej w �yciu... Na statku p�yn�y z nami dziewcz�ta - Polki z wojskowej s�u�by pomocniczej. Nasze kochane, jak nazywali�my je, "pesteczki". Powodzenie w�r�d �o�nierzy mia�y ogromne. Prawie takie samo jak my u czarnow�osych W�oszek. Nasze powodzenie kry�o si� w kieszeniach i paczkach. "Pesteczek" - w sp�dniczkach. My wymieniali�my powodzenie kieszeni i paczek na kobiece wdzi�ki. Dziewcz�ta na oficerskie gwiazdki. Niestety. Zazdro�� szarak�w nik�a i humory wraca�y, gdy zwalisty i przysadzisty, pod szumnym w�sem lwowiak wi�d� na pl�cz�cych si� n�kach ulicami Ancony dwie d�ugonogie pi�kno�ci o pe�nych biustach. O g�ow� ni�szy, lecz puszy� si� jak paw i nadyma� jak indor. Szpanowa� bez pud�a - jak m�wi� obecnie ma�olaty. Kto wie, mo�e pierwszy i w�a�ciwy sens temu s�owu nadawali wojacyojcowie na parkietach i promenadach po�udnia Europy? W tamtych odleg�ych latach �wiadczy�y o nas nasz wygl�d i kurtuazja, jak w czasie wojny m�stwo. Byli�my wypucowani, wyprasowani, wyczyszczeni od z�b�w po sprz�czki pas�w i guziki. Ca�owali�my d�onie kobiece w g��bokim sk�onie. Niechby jednak nasz lwowiak, pan i w�adca prowadzonych "harem�wek", dojrza� na przechadzce skromn�, z�otow�os� i niebieskook� "pestk�"! Natychmiast na ulicy dr�twia� i �lep� z zachwytu. Barania�, zamienia� si� w s�up soli, dop�ki s�owia�skie dziewcz� kr�c�c kuperkiem nie przytuli�o si� do statecznie oczekuj�cej wysokiej rangi. W�wczas wzdycha�, obrzuca� okiem biusty i biodra swych podopiecznych i zn�w par� naprz�d z piersi� bohatersko wysuni�t�. Ka�dy z nas mia� tak� harem�wk�. One wiedzia�y, �e Polki im nie gro��, 16 i my tak�e. Powodem by� brak gwiazdek na naszych naramiennikach. Ale zawsze widok polskiej dziewczyny budzi� t�sknoty. Czasami t�sknota rozszumia�a si� w sercu wierzbami, by�o przecie� wino, morze wina... P�yn�li�my przez Biskaje. Wiecz�r. Wiatr i mocne ko�ysanie statku. Wyszed�em z okr�towego baru zaczerpn�� powietrza. Zauwa�y�em, �e na g�rnym pok�adzie, za przymocowan� �odzi� ratunkow� szamoce si� w ciszy kilka os�b. Wbieg�em �elaznymi schodkami na g�r�. Us�ysza�em g�os pe�en z�o�ci: - Nie bawmy si� z t� kurw�! Do morza z ni�! - Trzech �o�nierzy trzyma�o wyrywaj�c� si� "pestk�". Sp�dniczk� zarzucili jej na g�ow�, by nie krzycza�a. Wpad�em na nich. Zamieszanie. Dziewczyna uciek�a, a mnie sprali na kwa�ne jab�ko. Dlaczego o tym pisz�? Pami�tacie, co chcia�em uczyni� z kobiet� nad jeziorem? A przecie� te dwa czyny by�y rozdzielone jedynie trzema latami mego �ycia. Co za r�nica intencji! Od walki o cudze �ycie prawie do morderstwa bliskiego cz�owieka! Czy musz� wyja�nia�, co by�o przyczyn�? Moja rozbita na statku po raz drugi, po pierwszym powstaniowym wstrz�sie, g�owa nabawi�a si� padaczki. Tak zwanej powojennej. Ta cz�sta w�r�d �o�nierzy frontowych odmiana epilepsji towarzyszy�a mej g�owie w ci�gu 4 lat o�mioma atakami. Odesz�a wprawdzie na zawsze, ale my�l�, �e uaktywni�a t� nieszcz�sn� kom�rk� m�zgow� zakodowan� szyfrem: na��g... W dzieci�stwie nie szed�em �yciem pod g�rk�. Nie mia�em ojca pijaka ani matki praczki. Nie musia�em p�niej usprawiedliwia�, w�asnego upadku ich b��dami wychowawczymi. Nosi�em zazwyczaj czyst� chusteczk� i od czasu do czasu zjada�em kawa�ek czekolady. Nie otrzymywa�em przyk�ad�w, kt�re mog�yby wyzwoli� tendencje alkoholowe. Konfliktowym, przekornym byczkiem czy os�em tak�e nie by�em. Nie prze�ywa�em napad�w histerii czy p�aczu. Mie�ci�em si� w fizycznej i psychicznej normie. Nic nie zapowiada�o niezwyk�ego talentu, a tym bardziej upadku. W ko�cu nie rozpieszczano mnie, cho� by�em jedynakiem. Jednak zapami�ta�em z dzieci�stwa pewien cie�. Zawsze w p�niejszym �yciu nieszcz�cia i powodzenia nast�powa�y etapami. Pierwsze cierpienie odczu�em we wczesnym dzieci�stwie. Rozw�d rodzic�w i tragedia wojny 1939 roku. Prawie jednocze�nie. Z tym jedynie baga�em smutku i przykro�ci wszed�em w wiek m�odzie�czy. Mo�na by�o wytrzyma�. �wiat i �ycie poznawa�em w przygn�bieniu towarzysz�cym latom okupacji. Religia, rozpad rodziny, tajna nauka, konspiracja, walka, Powstanie Warszawskie, niewola - kszta�towa�y m�j charakter. Rola rodzic�w ogranicza�a si� w�a�ciwie do spraw bytu i nauki. Byli jeszcze Stosunkowo m�odzi. Rozpoczynali now� �ycie w innych zwi�zkach. Zszed�em na plan cokolwiek dalszy, cho� oczywi�cie nie wyrzucili mnie ze swoich serc. Mia�em wprawdzie szcz�cie do wspania�ych wychowawc�w i przyjaci�. Ale pozna�em, obce dotychczas, uczucia �alu, smutku, z�o�ci. Pozostawszy z matk�, nie mog�em pogodzi� si� z my�l�, �e ojca nie ma. Pukaj�c do drzwi Ojca, �a�owa�em, �e nie zastan� tam mamy. Dopiero po powrocie z zagranicy w wieku dwudziestu lat pogodzi�em si� z tym faktem, cho� jeszcze wtedy pragn��em ich po��czy�. Bezskutecznie. Tylko to, no i wojna pozostawi�y cie� w mojej psychice. Nigdy nie wykorzystywa�em tego w celu rozgrzeszenia z p�niejszego na�ogu. To by�oby idiotyczne. Cierpienia, rozwody, wojna, osobiste tragedie wykorzystywane s� cz�sto dla usprawiedliwienia w�asnego upadku. Jest to ob�uda i k�amstwo. Przewa�nie upadamy sami. I tylko sami mo�emy powsta�. W cieniu butelki zacz��em �y� na dobre w wieku trzydziestu lat. Wtedy ostatecznie zrozumia�em, �e jestem alkoholikiem. Prawd� m�wi�c, by�em nim trzycztery lata wcze�niej. Ale etap kl�ski rozpoczyna si� w chwili dotarcia tego do �wiadomo�ci. Bez przecink�w, my�lnik�w czy znak�w zapytania. Ko�czy� si� wrzesie� 1944 r. Kilka dzielnic Warszawy ju� pad�o. �oliborz broni� si�. Pewnego po�udnia z piwnicznego okienka w bloku przy ulicy Mickiewicza zauwa�yli�my, �e od ulicy Gda�skiej jad� ku nam niemieckie czo�gi. W piwnicy by�o nas kilku z plutonu 229. Mieli�my przeciwpancernego "pi�ta" z trzema pociskami, dwie "pepesze", par� granat�w, angielskiego "stena". Atmosfera by�a napi�ta. Najstarszy z nas, pow�zkowski grabarz "Gitara" wydoby� z plecaka manierk�. - No, ch�opaki! Pijem, bo zgnijem! - Nala� do kubka i poda� koledze z Burakowskiej, "Trzynastce". G�sienice czo�g�w z�owieszczo chrz�ci�y coraz bli�ej. Byli�my przygn�bieni niepowodzeniami ostatnich dni. Powstanie ko�czy�o si� kl�sk�. Czo�gi strzela�y seriami karabin�w maszynowych w nasz dom. Na parterze nad nami rozerwa� si� pocisk dzia�a. Zatrz�s�o. Ze �cian piwnicy opad� tynk. Py� ceglany d�awi�, tamowa� oddech. Prawie nie widzieli�my siebie. Czyja� r�ka podsun�a mi kubek z w�dk�. Chwyci�em, cho� nie zna�em nawet smaku alkoholu. Ale jak m�stwo, to m�stwo! Nawet w piciu, w piwnicy, przed czo�giem! Mogli�my za chwil� zgin��. Wypi�em. W�a�ciwie to wysiorba�em wstr�tn� w smaku ksi�yc�wk�. Po ka�dym �yku zaciska�em z�by, by nie rzygn�� �wi�stwem z powrotem. Wstydzi�em si� koleg�w. Pierwszy czo�g stan�� na �rodku jezdni. Przez os�oni�te workami z piaskiem okienko widzieli�my, jak wie�yczka czo�gu z luf� Obraca si� w naszym kierunku. I wtedy jeden z nas, nie pami�tam, kto to by�, ale p�niej m�wiono, �e pi� tego dnia wi�cej od innych, wyczo�ga� si� okienkiem na zewn�trz. Poderwa� si� i pobieg� z granatem w r�ku w kierunku czo�gu. Tu� przed nim zatrzyma� si�, schyli� i rzuca�! Wybuch i seria z czo�gowego karabinu maszynowego zabrzmia�y jednocze�nie. Opad�a zwiotcza�a ta�ma g�sienicy i pad� nasz kolega. Czas bieg� zbyt szybko i tragicznie, bym m�g� si� przerazi�. No i zacz�a dzia�a� w�dka wypita tam po raz pierwszy w �yciu. O dziwo, nagle, ni st�d ni zow�d - powesela�em. Patrzy�em na zabitego le��cego przed unieruchomionym czo�giem i p�on��em ch�ci� zemsty. A przecie� przyzwyczai�em si� ju� do �mierci. Tylu koleg�w i przyjaci� zgin�o na moich oczach. W�dka wywo�a�a u mnie przyjemne podniecenie. Czu�em si� ponownie powo�any do bohaterstwa jak w pierwszych dniach Powstania. Wlaz�em w okienko, by strzela� do czo�gu. �ci�gni�to mnie za spodnie. Wyrwa�em si� i wbieg�em na pierwsze pi�tro. Strzela�em z balkonu w stalowe okienko czo�gu. Dopiero seria z innego czo�gu wystrzelona po oknach i balkonie ostudzi�a m�j zapa�. Tak wygl�da�a pierwsza po�oga psychiczna wywo�ana alkoholem. Czy� mog�em w�wczas przypuszcza�, �e wypadnie mi przej�� w �yciu przez wiele takich po��g? Ile� razy p�niej zapytywa�em w rozpaczy Boga, czemu nie pozwoli� mi zgin�� w tamtej piwnicy. Do na�ogu zbli�y�y mnie wydatnie dwa okresy �ycia i dwa rodzaje alkoholu. Okres w�oski - z winem i angielski - z piwem. Italia! Kraj cudownie b��kitnego nieba, s�o�ca, przepi�knych pejza�y i zabytkowych miasteczek. Jak�e by�em tam szcz�liwy! Po okupacji, Powstaniu, niewoli - nareszcie wolny, bez pistoletu przy skroni. Bez strachu i syty! Jedyna ciemna chmura to my�l o rodzinie. Co z matk�, ojcem? Jednocze�nie pa�a�em ��dz� poznania �wiata. Do II Korpusu genera�a Andersa, stacjonuj�cego we W�oszech, jechali�my z Bawarii z obozu jenieckiego w Murnau. Pierwsze spotkanie z W�ochami na prze��czy brennerskiej. Male�ka stacyjka kolejowa. I oczarowanie winogronami! Po pi�ciu latach g�odu, ogromne jak jaja, soczyste, s�odkie owoce po�udnia. Wielu z nas, m�odszych, nawet nie pami�ta�o ich smaku. A tam za paczk� ameryka�skich papieros�w nak�adziono mi czubaty beret i jeszcze w po�y koszuli. Na noclegu w Weronie zn�w zjedli�my z koleg� miednic� winogron. Winem pojono nas od rana. Za jeden angielski koc. Rano z trze�wieniem nie by�o problem�w. G�owa pod pomp�, gimnastyka, kawa, jajka na bekonie i entuzjazm! Jaki pi�kny jest �wiat! Camerino, miasteczko w �rodkowych Apeninach s�yn�ce ze �redniowiecznego uniwersytetu i zabytk�w architektury. Miejsce naszych �o�nierskich przepustkowych eskapad. Znajomy porucznik z Powstania powiedzia� mi pewnego razu: - Po co masz si� gzi�, jako rekrut, po g�rach w 45-stopniowym upale? P�jdziesz na kurs motocyklist�w. - W to mi graj. Poszed�em i uko�czy�em z pochwa��. Otrzyma�em pi�kny motocykl "norton350", bryczesy, wysokie sznurowane buty, d�ugie sk�rzane r�kawice, he�m, pistolet maszynowy "thompson" - i by�em gotowy. Rozkazano mi meldowa� si� co rano w Dow�dztwie Brygady. Patrz�c na koleg�w cz�api�cych w upale na szkolenia rekruckie, czyni�em to z rado�ci�. Poniewa� pu�kownik mieszka� w Camerino, je�dzi�em tam do�� cz�sto. A ju� zawsze, gdy by� po tak zwanej ci�kiej nocy. W czasie obserwacji porannych pobudek pu�kownika wpad�em na pewn� my�l. Bywa�o, �e po pijackich eskapadach na drugi dzie� czu�em si� podle. Przypuszcza�em, �e m�j dow�dca tak�e, skoro rano posy�a� po wino. A po wypiciu momentalnie promienia�. Zaryzykuj� - pomy�la�em i w drodze powrotnej wyhamowa�em przed winiarni�. Wszed�em, wypi�em i sam natychmiast zacz��em wysy�a� radosne promienie. M�j pod�y nastr�j min�� jak r�k� odj��. Co za ulga! Przypomnia�em sobie starszych kamrat�w, pij�cych rano ukradkiem za namiotami. Ju� wiedzia�em, dlaczego. Dziwi�em si� troch�, �e ta tajemnica w�ada tak samo komendantem, jak i ciur�. No i inn�, by�o nie by�o motocyklist�, ��cznikiem. Prze�y�em pierwsz� tragedi� klina wybijanego klinem. Uaktywni�em biologicznie przekazan� mi kom�rk�. Zacz�a �y�. Mia�em lat osiemna�cie i p�... Podobnie jak p�niej, po powrocie do kraju, tak i w�wczas, w pierwszym okresie po wojnie nikt nie zaprz�ta� nikomu g�owy z�ymi skutkami alkoholizmu. Wr�cz przeciwnie. Po wojnie by�o wi�cej powod�w do rado�ci. Wino tanie i wsz�dzie dost�pne. Pi�o si� wi�c powszechnie i prawie codziennie, by uczci� i utrwali� rado�� z prze�ycia wojny. Nie przypominam sobie nikogo, ani kapelana, ani genera�a, kto by nam m�odym m�wi� o jakim� na�ogu czy alkoholizmie. Akcje u�wiadamiaj�ce o skutkach picia by�y nie do pomy�lenia. Wprawdzie �piewano �artobliwie: - Pij, Pij, pij, bracie, pij, na staro�� torba i kij! - lub - Alkohol to zguba ludzko�ci - ale natychmiast ludzko�� z drugiego ko�ca sali od�piewywa�a: - A kto nie wypije, tego we dwa kije! - Tak wi�c pod wzgl�dem �wiadomo�ci byli�my zawieszeni w absolutnej alkoholowej pr�ni. Nic dziwnego, �e setki nas, id�cych p�niej w �ycie z takim nastawieniem do problem�w pija�stwa, wpada�o w straszny na��g. Dopiero gdy mia�em 38 lat, w tym w kalendarzu na�ogu lat 8, zdecydowa�em si� na leczenie w zak�adzie lecznictwa odwykowego. O problemach leczenia opowiem p�niej. Na razie o pewnym zdarzeniu. Pan Micha� by� alkoholikiem nadzwyczaj kulturalnym. Skrzypkiem w znanej operze. Pochodzi� ze Lwowa. Dobrze u�o�ony i wyprasowany starszy pan. Przy tym dusza ze szczerych - najszczersza. Jego lwowskie powiedzonko: - Ta co ty, ta jojku? - by�o wypowiadane tak mi�o, �e za to samo mo�na go by�o polubi�. Przebywa� na leczeniu 3 miesi�ce. Zachowywa� si� wzorowo i nagle, pewnego dnia dok�adnie si� upi�! Zaskoczy� tym i zdziwi� wszystkich. Interweniowa� dyrektor zak�adu. Pan Micha� powinien przej��, w my�l przepis�w, na oddzia� wytrze�wie�. I oto z dystyngowanego cz�owieka w�dka wyzwoli�a ordynarnego prostaka. W rynsztokowym �argonie za��da� natychmiastowego wypisania. Perswazje personelu nie pomog�y. Przeciwnie. Wyzwoli�y w�ciek�o�� - Won, kurwy - rycza� - ta co wy?!! Ja na wytrze�wienie?! Ja wypierdalam st�d! No i wypisano pana Michasia, kt�ry na trze�wo by� okazem grzeczno�ci. W�dka zdepta�a godno�� cz�owieka. Okaza�o si�, �e to nie koniec. Zwyczajem dyrektora zak�adu, nie �yj�cego ju� wspania�ego cz�owieka i lekarza, doktora J�zefa Kaczmarka, by�o osobiste �egnanie odchodz�cych pacjent�w z �yczeniami pomy�lnej przysz�o�ci. Pijany pan Micha� usi�owa� kopn�� podawan� na po�egnanie d�o� siwego dyrektora. Nie trafi� i przewr�ci� si�. Nawet w tej niewdzi�cznej pozycji w�dka popycha do z�a. Rozj�trzony grubas, gramol�c si� z ziemi, usi�owa� jeszcze oplu� wyci�gni�t� ci�gle r�k�. Sam si� jednak tylko u�lini� i zgarbiony, ci�gle co� warcz�cy powl�k� si� w kierunku bramy. Jak�e inny odchodzi� cz�owiek ni� ten, kt�rego lubili�my. Obserwowa�em zaj�cie z niesmakiem, cho� wiele pijackich przeistocze� zna�em ju� z codziennego �ycia. Zaskoczy�o mnie, �e w oczach siwego dyrektora nie dostrzeg�em gniewu, lecz smutek, gdy spogl�da� za odchodz�cym. Po paru dniach za�atwia�em co� rano przy bramie. By� zimny, deszczowy, listopadowy dzie�. Gdy nadje�d�a� samoch�d dyrektora, z pobliskich krzak�w wyku�tyka� jaki� cz�owiek. Brudny, zaro�ni�ty, rozczochrany i dr��cy w cieniutkim drelichu. Okiem fachowca oceni�em, �e to zgnojony �yciem pijaczyna. Pad� na kolana wprost w ka�u�� wody przed samochodem. D�onie z�o�y� jak do modlitwy i czeka� tak kl�cz�c w b�ocie i deszczu. Dyrektor wysiad� i zbli�y� si� do niego. Po chwili po�o�y� d�o� na ramieniu pijanego i rzek�: - Niech pan wstanie, panie Michasiu, czas odpocz��... Dobrze, �e umia�em wtedy, mimo tylu lat na�ogu, jeszcze obserwowa� i my�le�. Dostrzeg�em, jak alkohol b�yskawicznie upadla i u�ebracza. Dziwne, ale najpi�kniejsza w tym cz�owieku by�a b�agalna pokora. Pozna�em te� drugiego cz�owieka, kt�ry najpierw nico��, a p�niej pokor� rozumia� sercem... M�j Bo�e, czemu los nie pozwoli� mi pozna� tych ludzi w czasie pijanej m�odo�ci. Poniewa� wspomnia�em o dyrektorze J�zefie Kaczmarku, musz� po�wi�ci� mu kilka zda�. Nazywali�my go cz�owiekiem o go��bim sercu lub ojcem nieszcz�liwych. Zaprawd�, by� jednym i drugim. Pierwszy o�wietli� przede mn� mroki alkoholizmu. Pami�tam nasze dyskusje i jego wskazania. Sta� si� mym pierwszym autorytetem. Uzna�, �e walka, jak� podejm�, b�dzie najtragiczniejsza, lecz jednocze�nie najszlachetniejsza. Bo jedynie z samym sob�. Gdy doktor m�wi�, emanowa�y z niego prawda, dobro� i szlachetno��. To by�o dla mnie co� zaskakuj�cego. Jakby nie tyle wa�ne by�y jego s�owa, ile on sam. Ostatecznie nie by� ani uczonym, ani profesorem czy pisarzem, a wp�yw jego s��w by� wprost magiczny. Wz�r ojca i nauczyciela. Czu�em si� przed nim jak syn marnotrawny. Ale jednak syn. W tym dopatruj� si� jego wielko�ci. Przecie� w odczuciach spo�ecznych byli�my kast� parias�w, wykoleje�c�w. A w u�miechni�tym spojrzeniu dyrektora zawsze byli�my lud�mi. M�j przysz�y te��, prawnik, po powrocie z Norymbergi, zaskoczony nowin�, zgodzi� si� wprawdzie na moje ma��e�stwo z jego c�rk�, ale pod jednym, kategorycznym warunkiem: - Masz uko�czy� studia. Kierunek za�atwi�. Zmarnujesz szans� - koniec. - Um�wili�my si�, �e przyjad�, zostan� komu� przedstawiony i b�d� studentem. Pech chcia� (tak si� t�umacz� m�odzi), a w�a�ciwie nie pech, lecz ci���ce ju� na mnie przekle�stwo beztroski, �e jad�c do te�cia wzi��em pieni�dze. Przyjaciel z Powstania znalaz� si� bardzo szybko. Trzy dni opijali�my wspomnienia. Podczas sp�nionego spotkania te�� w stosunku do mnie po prostu skamienia�. Sprawa si� ryp�a! I tak za przyczyn� itego i innych wichr�w beztroski nie zdoby�em wy�szego wykszta�cenia. Pl�ta�em si� wprawdzie rok po filozofii, ale to wszystko. Szybko zdoby�em we W�oszech pijackie ostrogi. Mo�e nie pijackie, wtedy nie by�o o tym ani my�li, ani mowy. Ot, p�yn�o weso�e, �o�nierskie �ycie. Jednak cokolwiek w zbyt pijanym widzie. Szala�em na szybkim "nortonie" od San Giorgio po Weron�, od Ancony do Maceraty. Z rozkazami, meldunkami i bez nich, dla Przyjemno�ci. Mieli�my obowi�zek wozi� ze sob� zapasowy kanister z benzyn�. Przymocowany specjalnym uchwytem do tylnego ko�a. - Po diab�a mi - pomy�la�em - taki dynamit pod d...?! Ma�o wojny? - Zakr�ci�em si� za nowym kanistrem, jeszcze nie u�ywanym. Od tego czasu sta�em si� barem szybkiej obs�ugi na k�kach. W nowym kanistrze zawsze mia�em wino. A benzyn� dawa� mi ka�dy kierowca wojskowego samochodu. Gdy zabrak�o Wina, skr�ca�em z szosy do pierwszego lepszego rolnika. Za paPierosy, czekolad� lub konserwy wino by�o zawsze. Ukontentowany wie�niak z uszanowaniem k�ania� si� panu �o�nierzowi. A pan �o�nierz w oczach swoich koleg�w sta� si� bystrym cwaniakiem. To si� szczeg�lnie liczy�o w interesie pana �o�nierza Barlotnego! Albowiem na wszystkich trasach wzd�u� brzeg�w Adriatyku zas�yn��em wkr�tce pod nazw�-nazwiskiem Barlotny. P�niej inni ch�opcy wpadali na lepsze pomys�y. Lecz tak�e w Anglii jeszcze wo�ali za mn�: - Jak si� masz, Barlotny! Nie wozisz piwa? - Czym mia�em wozi�? Chyba taczk�. W Wielkiej Brytanii �adnego sprz�tu wojskowego poza karabinami nie mieli�my. "Nortona" przed odp�yni�ciem z Neapolu sprzeda�em sportowcom makaroniarzom. Tak wi�c we W�oszech �y�em na fali... Na winnej fali. I z niej "w�a�nie, zamkni�tej w kanistrze, czerpa�em zyski. Doch�d mia�em, jak na �o�nierzyka bez gwiazdek na pagonach, niez�y. Za bardzo jednak interesowa�a mnie samego zawarto�� kanistra i oczy dziewcz�t. Przez te dwie sprawy niejeden i nie taki interes jak Barlotny splajtowa� w try miga. Szcz�cie jednak dopisywa�o mi. Ch�opcy, kt�rzy przyjechali wraz ze mn� do W�och, musieli przej�� w wojsku przeszkolenie rekruckie. Ja nie, bo Powstanie i znajomy porucznik zadzia�a� kursem motocyklowym. Jakie wtedy w 1945 roku panowa�y w Apeninach upa�y! G�rki Apeniny to nie Guba��wka. Ani drzewka, ani krzaczka. Go�e, spalone, nawet nie strome, lecz cholernie d�ugie. Nasze biedaczyska �o�nierzyki, przewa�nie z bauerskich rob�t w Niemczech, mordowa�y si� w upale, a� strach by�o patrze�. Jak m�g� im nie pom�c Barlotny?! Przecie� nie mog�em utraci� klient�w! Wi�c rano, cichaczem, dowiadywa�em si� w kancelarii dow�dztwa, gdzie i jaki oddzia� �wiczy. Wprawdzie tajemnica by�a wojskowa, lecz tradycja polska. Manierka winka za�atwia�a spraw�. Cieszy�em si�, gdy w rejonie Matelice, bo tam pusto i g�ucho. Niestety wp�ywu na trasy rekruckich �wicze�, cho�by przy wydatnej pomocy beczki wina, zdoby� nie mog�em. W po�udnie, po za�atwieniu pu�kownika w Camerino, wali�em w g�ry z pe�nym kanistrem. Spragnionym ch�opakom nape�nia�em 20 lub 30 manierek, bra�em zap�at� i wio, dawa�em dyla do rolnika-gorzelnika. I zn�w inny oddzia�. Interes kwit�. M�j alkoholizm tak�e. Jako� nie mog�em usiedzie� spokojnie na motorze, maj�c pod czterema literami �adunek rozweselaj�cy, i to za darmo. Kampanijnych szef�w i innych wojskowych notabli, kt�rzy mogli mnie nakry�, poi�em po�rednio wieczorami w Castel Raimondo, Matelice lub Camerino. Natomiast gorzej by�o z moim porucznikiem, mimowolnym inicjatorem przedsi�wzi�cia. Dowiedziawszy si�, jak funkcjonuje Barlotny, chcia� mnie wywali� z kompanii ��czno�ci. Wino si� go nie ima�o, pieni�dze tak�e, za to kobietki - owszem. Dziwny facet, bo przecie� ten luksus by� najta�szy. Zafundowa�em mu znajom� studentk� z uniwersytetu w Camerino. Dobija�em 19 lat. Mia�em niebo Iitalii nad g�ow�, kobiet, �piewu i forsy w miar�, a do przesytu - wina! Prze�ywa�em okres oczarowania alkoholem. Koniec listopadowej nocy. Rozchylam niemrawo jedno oko. Zapuchni�te i zaropia�e. Deszcz ze �niegiem tnie w szyby. Smutek �wiata a� wyje. Wyje i huczy tak�e w mej p�pijanej g�owie. Przymykam oko. S�ysz� plusk deszczu, brz�k butelek po mleku. Zaczynam kona� - trze�wiej�c. Nie mam �adnych wspomnie�. Jedynie ogrom przyt�aczaj�cego ci�aru winy, jakby pokrywa�a mnie bry�a zmarzni�tego szamba. Le�� i dr�� na ca�ym ciele. Nie wytrzymuj� psychicznej presji. Zwlekam si� z tapczana. �pi�cy w nogach Kubu� podnosi mordk�. Patrzy na mnie smutno, ledwo macha ogonkiem. Psina reaguje na pos�pno�� mych pija�stw i trze�wie� smutkiem, zanikiem �ywotno�ci. �pi lub skoml�. Li�e me r�ce, gdy j�cz� w pragnieniu w�dki. Wk�adam sweter i spodnie na pi�am�. W domowych kapciach chc� wychodzi�. Nie, poczekaj, za wcze�nie. Jeszcze blask latarni w oknie. Siadam ci�ko. Jestem os�abiony, poc� si�, dr��. Pal� bez przerwy papierosy. Oczy nieruchomo utkwione w szybie. Deszcz jak �zy, p�ynie strumykami. Jakie� g�osy, kroki na chodniku. Musz� i��, zwariuj�. Kubu� czuje m�j ruch. Chce i�� ze mn�. Puszczam mizerotk� kundelka, o niebo szcz�liwszego teraz ode mnie. Przy kiosku Ruchu nie ma nikogo. Ulga. Wsadzam opuchni�t�, zaro�ni�t� twarz w okienko. Nie �miem spojrze� przekrwionymi oczami w twarz sprzedawczyni. Zna mnie i chyba rozumie wszystko. Wszystko, m�j Bo�e! Bez s�owa si�ga r�k� po salicyl. Pokazuj� jej na palcach 3. Podaje i m�wi: - Wie pan, wczoraj by� straszny wybuch we W�oszech, na dworcu, zgin�o 100 os�b... - Podaje mi gazet�. Sk�d mam wiedzie�? Od tygodnia pij�. Upycham salicyl w kieszeniach spodni. Chc� zap�aci�, r�ce dr��, z d�oni wypadaj� monety. Zbieram, podaj� i chc� odej��. Ale przypominam sobie, �e to ostatnie pieni�dze. Czekam wi�c na reszt�, cho� chcia�bym by� ju� pod ziemi�. Nie czu� spojrze� ludzi ze stoj�cej ju� za mn� kolejki. Kubu� odnajduje mnie na ulicy. Poszczekuje, podskakuje rado�nie. G�aszcz� psin� i b�agam: - Cicho, Kubu�, po co maj� widzie�, �e zn�w... - Obchodz� trawnik pod blokiem. Tu s�siedzi nie widz�, kto wchodzi do klatki. Siadam na rozrzuconej Po�cieli. Dysz� ze zm�czenia i ci�g�ego l�ku przed lud�mi. Wstydu. W gazecie tytu�: Terrorystyczny zamach bombowy we W�oszech. Przymykam oczy. Wspomnienie s�o�ca. Odtr�cam szyjk� butelki. Wlewam salicyl do szklanki. Pij�. Po chwili lepiej. Otwieram oczy. Po szybach ci�gle p�yn� strumyki deszczu, jak �zy... Alkoholowe fascynacje! Cudowne wyp�ywanie w przepi�kne morze, po stokro� przeklinane w czasie sztorm�w. W alkoholowym oszo�omieniu odczucie powszechnego pi�kna: ziemi, nieba, ludzi, knajpy, a przede wszystkim w�asnego. �wiat widziany przez alkoholow� soczewk� nabiera barw t�czy. Czas przemija kolorowymi godzinami. Jeste�my silni i pi�kni. M�drzy i szcz�liwi. A przynajmniej takimi si� sobie wydajemy. Jak�e cz�sto w m�odo�ci si�ga�em po alkohol, by ponownie prze�y� ten stan ducha. Alkoholowe fascynacje! Podniecaj�cy brzask ,z chmur� burzy na horyzoncie. Jest w tym co� strasznego, �e alkohol potrafi wywo�a� tak wspania�e doznania, w szarej przecie� na trze�wo rzeczywisto�ci. Odnajdywa�em si� wtedy jakby w kuli szcz�cia. Obserwowa�em kiedy� m�odych, jak pili wino na ��ce nad rzek�. Ch�opcy i dziewcz�ta roze�miani, podnieceni. Wprost promieniowali rado�ci�. Nagle jeden z ch�opc�w poderwa� si� i wyda� przera�liwie d�ugi i g�o�ny okrzyk. Twarz mia� pa�aj�c� szcz�ciem i ramiona wzniesione ku s�o�cu. Za chwil� zerwa� si� nast�pny ch�opak i dziewczyna. I wszyscy razem krzyczeli w s�o�ce, z uniesionymi ramionami. Byli w kuli szcz�cia. A na trze�wo? Byliby jedynie weseli... Hieronim mia� dopiero 30 lat, gdy po wyj�tkowo kr�tkim piciu wpad� w delirium i zmar�. Nawet nie dozna� zbyt wielu alkoholowych fascynacji. Natomiast przekle�stwo beztroski zadecydowa�o okrutnie. Jego agoni� obserwowa�em w szpitalu psychiatrycznym. Umo�liwi�a mi to specjalnie pewna pani doktor, znajoma z czas�w Powstania. Prawdopodobnie w celu przera�enia mnie okropno�ciami choroby alkoholowej. By�em pacjentem uzale�nionym od alkoholu, czyli na�ogowym alkoholikiem, i by�em z tej przypad�o�ci leczony. Leczony? Okre�lenie zbyt konkretne. Jak leczy� kogo� z czego�, co w za�o�eniu jest nieuleczalne, a ju� bez psychicznego "chcenia" zainteresowanych absolutnie nieuleczalne? A z tym chceniem to r�nie bywa. By�em wi�c w�a�ciwie nie tyle leczony, ile trze�wiony dost�pnymi farmakologicznymi i psychiatrycznymi �rodkami, mi�dzy innymi wzmiankowanym wy�ej przera�eniem. Ka�dy z nas boi si� delirium jak diabe� �wi�conej wody. Sam atak, nie licz�c wstrz�saj�cych czy wr�cz makabrycznych dozna� psychicznych, mo�e sta� si� przyczyn� �mierci, �mierci najtragiczniejszej z tragicznych. �mierci w poni�eniu... By� sportowcem, g�rnikiem, przodownikiem pracy. Cieszy� si� og�lnym uznaniem, zarabia� krocie, mia� pi�kn� �on�. Troch� j� zaniedbywa�, pocz�tkowo z powodu licznych obowi�zk�w, p�niej do tych obowi�zk�w doszed� obowi�zek tragiczny - picie. Mia� lat 24, gdy ow�adn�o nim przekle�stwo beztroski. �ycie zacz�o si� wypacza�, lecz na k�opoty macha� r�k�. W ko�cu zacz�� macha� i na �on�, ale jeszcze nie wymieni� jej na alkohol. Pi�, ale kocha� i ufa�. Wiara niestety zawiod�a. �ona go zdradzi�a. Dowiedzia� si�, prze�y� szok, za�ama� si� i teraz postawi� na w�dk�. Zacz�� sw�j pocz�tek ko�ca. W ci�gu 3 miesi�cy przepi� samotnie w domu 50 tysi�cy z�otych. Wpad� w chorobliw� obsesj�, �e jest napromieniowany przez samochody MO. Zamkn�� drzwi, zas�oni� okna. Gdy MO sforsowa�a drzwi mieszkania, znaleziono tam 300 butelek po w�dce. Sportowiec, g�rnik wygl�da� jak Ghandi w czasie g�od�wek. Wychud�, wa�y� o 30 kilogram�w mniej. Nie umia� normalnie rozmawia�, mia� przera�enie w spojrzeniu. Ba� si�. Zabrany do szpitala, zmar� w delirycznych m�czarniach po 3 dniach. Le��cego w agonii odwiedzi�a �ona. Wiedz�c o wizycie pi�knej pani, my, m�drzy alkoholicy nam�wili�my tych mniej m�drych, czyli umys�owo chorych, by jej dokuczyli. Strasznie wrzeszczeli i pluli na ni�. Ma�a zemsta zbratanych w alkoholowym nieszcz�ciu spe�ni�a si�. Mimo wszystko swe oczarowanie mi�o�ci� prze�y�a ta pani zno�niej ni� ten biedak oczarowanie alkoholem. W Anglii po przyje�dzie mia�em drugi atak epileptyczny. Pierwszy nast�pi� we W�oszech. Tym razem po doj�ciu do przytomno�ci us�ysza�em, jak m�wi� o mnie, �e bardzo du�o pi�em i chyba st�d ta choroba. Zastanowi�em si�: mo�e to prawda? Prawd� m�wi�c, bardzo wstydzi�em si� tej choroby. W przekazach tradycji by�a czym� pi�tnuj�cym. Chwil� poduma�em smutnawo, ale zaraz wzruszenie ramion i trzy s�owa: przecie� wszyscy pij�! Ile� razy, ile� tysi�cy razy te cholerne s�owa rozgrzesza�y, broni�y, bagatelizowa�y choroby, nieszcz�cia i powolny upadek w na��g - m�j i tysi�cy mnie pod