9430
Szczegóły |
Tytuł |
9430 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9430 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9430 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9430 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WOJCIECH �WIDZINIEWSKI
CZARKA JADU
- Odchodz�.
Rafa� sta� przy oknie patrz�c na bawi�ce si� w piaskownicy dzieci.
�By� znowu takim szkrabem. Nie martwi� si� przysz�o�ci�. Nie wiedzie�, co to mi�o��, �mier�. Za najwi�ksz� strat� uznawa� przegapienie dobranocki, ba� si� tylko potwora spod ��ka i brodatego s�siada z pi�tego pi�tra. �y� bezpiecznie pod opiek� dw�ch najwi�kszych bog�w, Ojca i Matki.�
Stukot szpilek o drewnian� pod�og�, niby tykanie wielkiego zegara. Coraz g�o�niejszy. Coraz bli�szy. I w ko�cu cisza. Czas stan��.
- Odchodz�.
Ch�odne, smuk�e palce, zako�czone zadbanymi d�ugimi paznokciami w�lizgn�y si� w jego d�o�. Pami�ta� te palce. I wzorki na paznokciach.
Ch�opiec spad� z hu�tawki. Podni�s� si� i rozp�aka�. Rafa� s�ysza� cie� tego p�aczu przez szyb�.
�Gdyby tak mo�na by�o p�aka� bez skr�powania, pe�nym gard�em.�
Do p�acz�cego podesz�a dziewczynka i da�a mu cukierka. Uspokoi� si�, rozwin�� papierek i wepchn�� kr�wk� do buzi. U�miechn�� si�.
�I gdyby cukierki wci�� by�y lekarstwem na �zy b�lu. �Nie poprosisz, �ebym zosta�a?�
�Prosz�, zosta�! - to nigdy nie skutkuje. Ani kiedy jest si� dzieckiem, ani w doros�ym �yciu.�
Rafa� pokr�ci� powoli g�ow�.
Dobrze wiesz, �e to nic nie da. Bardzo bym chcia�, lecz nic z tego nie b�dzie. Obie strony musia�yby chcie�. W naszym przypadku jedno z nas ju� zdecydowa�o. Nie ma sensu ci�gn�� niczego na si��.
Smuk�e palce zacisn�y si� mocno na m�skiej d�oni.
- Przepraszam. - Rafa� skin�� g�ow�. - Pozostaniemy przyjaci�mi? - i g�os Magdy dr�a�, a on niemal widzia� jej �zy.
Rafa� walczy� z samym sob�, czyby si� nie odwr�ci� i nie przygarn�� jej do siebie. Nie! Im szybciej sko�czy si� to po�egnanie, tym lepiej dla niego. Dla nich. W miar� ch�ci i mo�liwo�ci.
Smuk�e palce powoli i z wyra�n� niech�ci� wysun�y si� z jego d�oni. Poczu� jej usta na policzku. Bardzo dobrze zna� te wargi. Ich smak i mi�kko��.
- Dzi�kuj�. Dzi�kuj� za wszystko - us�ysza� szept pod koniec poca�unku. I ten szept, kiedy� nami�tny, teraz b�d�cy smu�k� dymu po dawnym ogniu... Ten szept te� pami�ta�. I ten oddech... I zapach w�os�w...
- Ja te� dzi�kuj� - poruszy� bezg�o�nie wargami.
Zegar ruszy�. D�wi�k jego wahad�a oddala� si�, by ostatecznie znikn�� wraz z cichym �kling� zamykanych drzwi.
Odesz�a zostawiaj�c pr�g spragniony jej cienia i klamk� t�skni�c� za jej smuk�ymi palcami.
Dzieci dalej bawi�y si� na podw�rku. Do dobranocki jeszcze mn�stwo czasu.
Rafa� drgn�� i odwr�ci� si� od okna. Mia� ju� tego wszystkiego do��. W sercu czu� pustk�, a w g�owie mia� k��bowisko my�li, rozbieganych i spanikowanych. Obj�wszy d�o�mi g�ow�, zacisn�� pi�ci na d�ugich czarnych w�osach, tak mocno, jakby chcia� je wyrwa�, i zacz�� �ka�. Wtedy co� zacz�o wypiera� jestestwo Rafa�a. Co� pot�nego, na po�y demonicznego, na po�y boskiego. Rozrywa�o go od �rodka na kawa�ki, zmuszaj�c, by resztki cz�owieka schroni�y si� w najg��bszych zakamarkach umys�u. W ko�cu te drobiny cz�owiecze�stwa znalaz�y sobie miejsce obok r�wnie wystraszonych resztek osobowo�ci klaczy i kobiety. Rafa� wyprostowa� si� i powi�d� wzrokiem po pokoju, jakby po raz pierwszy zobaczy� to pomieszczenie. Jego oczy by�y czarnymi czelu�ciami, w kt�rych, niczym p�omie� �wiecy, drga�y ogniste p�omyki, a twarz wykrzywi�a mu si� w cierpieniu.
Sygin-Magda odesz�a. Nikt ju� nie wymieni czarki ze zbieraj�cym si� jadem. Loki-Rafa� zachwia� si� i w ostatniej chwili przytrzyma� krzes�a. Ze strachem spojrza� na sufit, stamt�d oczekuj�c zagro�enia. W jego g�owie, a jednocze�nie niejako ponad ni�, rozbrzmia� syk �mii.
Kropla jadu spad�a mu na czo�o.
Loki-Rafa� w konwulsjach pad� na pod�og�, kt�ra zadr�a�a pod ci�arem boga olbrzyma uwi�zionego w ciele �miertelnika.
Zadr�a�a r�wnie� Islandia.
Loki odp�yn�� w gor�czkowy sen. R�ce i nogi mia� skute grubymi pordzewia�ymi �a�cuchami. Nie, to nie stalowe okowy, to ludzkie jelita, sine i skrwawione. Widzia� bezkresn� ��k�, na �rodku kt�rej siedzia� bia�obrody Wszechmocny. Nad nim dostojnie fruwa�y anio�y-walkirie. Do tronu mia� zaledwie kilkadziesi�t krok�w, a mimo to w�drowa� do niego ca�y dzie�. Okowy z jelit jego w�asnego syna zaciska�y si� coraz mocniej, z ka�dym krokiem ocieraj�c mu nogi, a� jego szlak sta� si� �cie�k� krwi. Kiedy w ko�cu znalaz� si� u st�p boskiego tronu, zada� nieme pytanie. Wszechmocny smutno skin�� g�ow�. Loki uni�s� do g�ry skute r�ce i wyda� z siebie pot�ny okrzyk, w kt�rym znale�� mo�na by�o rado�� zmieszan� z nut� zwyci�stwa, jak i zapowied� straszliwej zemsty. Jelita-powr�z rozsypa�y si� w py�, a z niewidzialnej p�ki nad g�ow� zsun�a si� po jego ciele �mija i odpe�z�a w niebia�skie trawy. Loki by� wolny. Odwr�ci� si� od Wszechmocnego i ruszy� przez bezkresne ��ki. Z do�u, z trzewi ziemi, dobieg�o go pianie koguta, po chwili drugie.
Na ten d�wi�k u�miechn�� si� okrutnie.
Gdy Loki odzyska� przytomno��, po Rafale zosta�o tylko truch�o wci�ni�te w najdalszy k�t umys�u boga. Wci�� le�a�, tak jak upad�, na pod�odze. Dooko�a panowa�a cisza, spot�gowana przez noc i mrok pokoju. Nagle w��czy� si� telewizor. Na ekranie gor�czkowa! si� reporter:
- ...prawdziwy cud! Dzisiaj rano wyci�gni�to spod zwa��w gruz�w �ywego cz�owieka! Pocz�tkowo my�lano, �e nie �yje. W ko�cu min�o ju� dziewi�� dni od wielkiego trz�sienia ziemi na Islandii, a Sven Bjarnisson, kiedy go wydobywano spod gruz�w jego w�asnego domu, znajdowa� si� w stanie �mierci klinicznej. Odni�s� zbyt powa�ne obra�enia, �eby mo�na mie� nadziej�, �e �yje: jego lewy bok przebija� stalowy pr�t zbrojeniowy, m�czyzna straci� r�wnie� prawe oko. Jego cia�o u�o�ono wraz z innymi zw�okami. Jednak�e jeden z ratownik�w...
Telewizor, tak samo jak si� nagle w��czy�, r�wnie znienacka si� wy��czy�.
- Id� do ciebie, bracie - u�miechn�� si� Loki, a p�omyki jego oczu zamieni�y si� w dziki ogie�.
* * *
Loki, Odyn i Honir wyleguj�c si� odpoczywali po kolejnej biesiadzie w jesionowo-wi�zowym zagajniku. Odyn ziewn�� szeroko, le��c w cieniu k�py drzew rosn�cej na ��ce Asgardu.
- Przestaniesz, do cholery! - wrzasn�� Honir wypluwaj�c �d�b�o trawy i odwracaj�c si� do Lokiego.
- To nie ja - powiedzia� Loki z niewinn� min�. Le�a� na brzuchu za plecami Honira i rzuca� w niego czym popadnie.
Honir spojrza� na Odyna. Ojciec bog�w leniwie na niego �ypn��:
- Odwal si�, nie jestem w nastroju do figli.
Honir znowu poczu�, jak co� wpada mu za koszul�. Zerwa� si� przeklinaj�c i rzuci� si� na Lokiego. Trickster przeistoczy� si� w or�a i uciek� na ga��� pobliskiego drzewa. Honir pomstowa� z do�u.
Odyn u�miechn�� si� pob�a�liwie:
- Trza co� wymy�li�, bo Loki nie da nam spokoju... Ju� wiem! Honir, uspok�j si�! Loki, z�a�! Mam pomys�!
Dwaj bogowie spe�nili polecenie ojca bog�w i wys�uchali, co mia� im do powiedzenia. Nawet im si� spodoba�o - wszystko dobre, byle tylko zabi�o nud�.
Odyn podszed� do jesionu, po�o�y� na nim r�ce i powiedzia�:
- M�czyzno, daj� ci kszta�t i rozum na podobie�stwo moje! Nadaj� ci r�wnie� imi�: Askr!
Drzewo zamieni�o si� w cia�o m�czyzny.
Odyn w podobny spos�b, pos�uguj�c si� wi�zem, powo�a� do �ycia kobiet� i nada� jej imi� Emba. Bogowie patrzyli na dzie�o Odyna: zimne, nieruchome cia�a.
- S�abo - powiedzia� Loki i kucn�� przy Askrze. Chwyci� go za lodowate r�ce, a ogniki w jego oczach zapali�y si� �ywiej. B�g ognia ogrzewa� cia�o m�czyzny tak d�ugo, a� krew si� w nim zagotowa�a i zacz�a kr��y� w �y�ach. I cho� ju� si� zdawa�o, �e Loki tchn�� w niego ciep�o i energi�, to jednak Askr nadal si� nie poruszy� ani nie dawa� oznak �ycia. Trickster trzasn�� go dwa razy w policzki. M�czyzna otworzy� oczy i szarpn�� si� nabieraj�c g�o�no powietrza. Loki u�miechn�� si� i powiedzia�:
- Na pami�tk�, �e to ja, Loki, b�g ognia, da�em ci ciep�o i krew, zostawiam sw�j �lad na tobie, cz�owieku, a s� nim rumie�ce.
Nast�pnie podobnie o�ywi� Emb�.
Pierwsi ludzie wstali, po czym bezmy�lnie kr��yli po ��ce. Odyn pr�bowa� z nimi rozmawia�, ale Askr i Emba nie rozumieli, co ojciec bog�w do nich m�wi.
- To najg�upsze stworzenia, jakie widzia�em - zdenerwowa� si� w ko�cu Odyn i chcia� ludzi jednym gestem zamieni� z powrotem w drzewa, lecz Honir powstrzyma� go.
- Ja to za�atwi� - i da� im dusze.
M�czyzna i kobieta po raz pierwszy spojrzeli na siebie i na �wiat ze zrozumieniem, a dostrzeg�szy tr�jk� bog�w, padli im do kolan i oddali cze��.
- He, he! - za�mia� si� Odyn. - To lubi�! Id�cie, rozmna�ajcie si� i oddawajcie cze�� bogom i boginiom Asgardu i Wanaheimu! Niech wasze mod�y i ofiary dadz� nam bosk� si��!
Ludzie zaludnili Midgard. Jednak�e, jako �e nie jedli Z�otych Jab�ek Idunn, daj�cych nie�miertelno��, umierali, a ich dusze b��dzi�y mi�dzy �ywymi po Midgardzie, przeznaczonym dla cz�owieka �rodkowym �wiecie. Wtedy to Odyn zdecydowa�, �e ci, kt�rzy w �yciu doczesnym si� zas�u�yli, po �mierci b�d� ucztowa� u boku ojca bog�w i jego �ony, Frigg. Pozostali maj� udawa� si� do Niflheimu, krainy smutku i ciemno�ci, gdzie w�adz� sprawuje Hel, c�rka Lokiego, bogini o twarzy po�owicznie z�artej przez zgnilizn�.
I tak si� sta�o. Wojownicy, kt�rzy zgin�li na polu bitwy, biesiaduj� w Walhalli, a ci, kt�rzy odeszli umieraj�c w naturalny spos�b, a niczego wiekopomnego nie dokonali za �ycia, id� na s�u�b� do Hel.
* * *
- Przyjecha� pan Joachim.
- Diabli go nadali! - Piter podni�s� si� z kl�czek, od�o�y� p�dzel i wyszed� z wykopu. Obrzuci� kr�tkim spojrzeniem swoje stanowisko archeologiczne, wytar� r�ce o utyt�ane w piachu spodnie i przetar� twarz r�cznikiem podanym mu przez asystenta, tego samego, kt�ry powiadomi� go o przybyciu g��wnego sponsora wykopalisk. - Chod�my - powiedzia� z ci�kim westchnieniem.
Piter spodziewa� si�, �e Joachim zechce obci�� im fundusze, i wcale si� temu nie dziwi�. Grzebali si� na tym wzg�rzu od pocz�tku sezonu i praktycznie nic nie znale�li.
Zeszli na d�, wzd�u� jednego z wykop�w, w kt�rym pracowa�o paru student�w. Na dole wzniesienia czeka� na nich landrover z Joachimem za kierownic�. Joachim by� ros�ym m�czyzn� w trudnym do okre�lenia wieku. Pierwsze, co w jego postaci przykuwa�o wzrok, to bujna, p�owa broda. Tym razem by�o jeszcze co�, czego archeolog wcze�niej nie zauwa�y�. Na szyi Joachima wisia� srebrny m�ot Thora.
- Znalaz�e� co�? - bez ogr�dek zacz�� g��wny finansjer bada�. Piter zacisn�� z�by. Co mu powiedzie�? Na nic Joachimowi przyda si� informacja, �e znale�li korzenie pot�nego drzewa, najwi�kszego, jakie do tej pory ogl�da�, dooko�a kt�rego u�o�ony by� kamienny kr�g. Na razie badali wn�trze owego kr�gu.
- Nie mamy nic, co by pana... nas interesowa�o. Joachim pokr�ci� z rezygnacj� g�ow�.
- Chc� zobaczy� wykopaliska. Mo�e jednak co� si� znajdzie.
G�os Joachima zmieni� si� od ich ostatniego spotkania. Sta� si� bardziej dono�ny i g��bszy.
Przechodzili od wykopu do wykopu. Piter obja�nia�, a sponsor w milczeniu s�ucha�. Nie zwraca� uwagi na znaleziska z p�niejszego okresu ni� wiki�ski. Oboj�tnie obejrza� monet� z XVII wieku i skorupy naczy� z p�nego �redniowiecza. Potem poprosi� o pokazanie stanowiska rokuj�cego najwi�ksze nadzieje. Piter zaprowadzi� go do swego wykopu, sk�adaj�cego si� w g��wnej cz�ci z pl�taniny martwych korzeni.
- To wszystko? - beznami�tnie spyta� Joachim.
- Hmm - chrz�kn�� zak�opotany szef archeolog�w. - Tak. Raczej wszystko, ale mam pewn� teori�. Je�li drzewo, kt�rego korzenie widzimy, by�o miejscem �wi�tym, to wszelkich znalezisk nale�y spodziewa� si� poza kr�giem kamiennym, kt�ry m�g�by stanowi� granic� mi�dzy sacrum i profanum. Okolice drzewa sta�yby si� wtedy miejscem boskim, do kt�rego nie mia�by dost�pu �aden cz�owiek. Czekamy jeszcze na wyniki bada� dendrologicznych. Gdyby tym drzewem okaza� si� jesion, mogliby�my mie� prawie stuprocentow� pewno��, �e w gr� wchodzi miejsce kultowe.
Joachim u�miechn�� si�.
- Dobrze kombinujesz. Kop tutaj - wskaza� na �cian� archeologicznej odkrywki, z kt�rej wystawa�y korzenie.
- Teraz? - zdziwi� si� Piter.
- Teraz. Tylko ostro�nie. Mam pewne przeczucie.
Piter westchn�� i wskoczy� do wykopu. Joachim funduje te badania i chocia� jest archeologicznym ignorantem, to przynajmniej ze wzgl�du na jego dotacje nale�y robi� to, o co prosi.
Ogrodow� �opatk�, warstwa po warstwie zbiera� ziemi� ze �ciany wykopu. Za kt�rym� skrobni�ciem osypa�o jej si� nieco wi�cej i �wiat�o dzienne ujrza�a deska. Piter przerwa� i zdziwiony spojrza� na Joachima.
Oczy fundatora p�on�y nieludzkim blaskiem.
- Sk�d...?
- Niewa�ne! - warkn�� fundator nerwowo bawi�c si� m�otem Thora. - Odkop j�! Odkop skrzyni�!
- Skrzyni�? - ciarki przesz�y archeologowi po plecach. �Sk�d on wie, �e to skrzynia? Przecie� na razie ods�oni�em tylko desk�!�
- No ju�!
Piter systematycznie zacz�� odgarnia� ziemi�. Po chwili ukaza�a si� druga deska i nast�pna. Obok niego wyl�dowa� szpadel.
- Szybciej!
- Ale to jest stanowisko archeo...!
- Kop, cz�owieku! - ten g�os, w�adczy, nie znaj�cy sprzeciwu, maj�cy w sobie co� z boskiej pot�gi. I ten ton! �Cz�owieku� zabrzmia�o niemal pogardliwie. Nigdy wcze�niej Piter nie zauwa�y� takiego zachowania u sponsora.
Archeolog nie by� w stanie oprze� si� nakazowi Joachima, cho� pr�bowa� z tym walczy�. Jaka� si�a zaw�adn�a jego cia�em. Chwyci� szpadel i bezsilnie szlochaj�c, zacz�� odgarnia� ziemi� szybkimi sztychami. Odkopa� wreszcie ca�y przedmiot, kt�ry rzeczywi�cie okaza� si� skrzyni�. Piter pokr�ci� z niedowierzaniem g�ow�.
- Otw�rz j�! - zn�w ten rozkazuj�cy ton.
- Ale... - pr�bowa� protestowa� wystraszony archeolog.
- Otwieraj!
Piter podwa�y� wieko skrzyni. Nie stawi�o praktycznie �adnego oporu.
- Co tam jest? - niecierpliwi� si� Joachim.
- R�g... Chyba do grania...
- Gjallarhorn... - odetchn�� z wyra�n� ulg� Joachim i si� u�miechn��. Tajemniczy blask w jego oczach przygas�.
- Gjallarhorn? - archeolog wytrzeszczy� w zdumieniu oczy. - Ten Gjallarhorn? R�g Heimdalla, kt�ry obwie�ci pocz�tek Ragnaroku?
- Ten sam. Podaj mi go.
- Niemo�liwe... To tylko mit! Ale... - oponowa� Piter.
- Te tysi�c lat bardzo was zmieni�o - zniecierpliwiony Joachim pokr�ci� g�ow�. - Podaj mi go. Daj dotkn�� przynajmniej...
Piterowi zakr�ci�o si� w g�owie. �Tysi�c lat...� - Joachim m�wi� tak, jakby �y� ju� tysi�c lat! Z przera�eniem patrzy�, jak jego w�asne r�ce, wbrew woli w�a�ciciela, dr��c si�gaj� w kierunku rogu. Gjallarhorn, mityczny r�g Heimdalla...
Palcami dotkn�� ustnika. Pot�ny b�l rozerwa� mu czaszk�. Zacisn�� kurczowo powieki, a mimo to widzia� dziwaczne obrazy. Jak�� uczt�, drakkary, jednookiego m�czyzn�, olbrzyma o p�on�cych oczach, kobiet� z koszem pe�nym z�otych jab�ek. Piter odchodzi� wypierany przez inn� �wiadomo��, kt�ra jak p�dz�ca lokomotywa wdziera�a si� do jego duszy.
Zanim zemdla�, zanim znik�, us�ysza� Joachima:
- Jeste�, Rigu.
* * *
Pewnego dnia Loki, kt�remu znudzi�o si� dokuczanie �miertelnikom, wr�ci� do Asgardu i spacerowa� po pa�acach As�w. Ogl�daj�c wszystkie zbytki i kosztowno�ci, kt�rymi przyozdabiali swe siedziby Asowie, zastanawia� si�, jakiego psikusa m�g�by im sprawi�. Zauwa�y� wtedy Frey� przymierzaj�c� bi�uteri�, a jego szczeg�ln� uwag� przyci�gn�� naszyjnik Brisingamen, najwi�kszy skarb bogini.
Loki zatar� z uciechy r�ce i czeka�, a� Freya opu�ci komnat�. W�lizgn�� si� wtedy do pomieszczenia, ukrad� naszyjnik, a nast�pnie chy�kiem skierowa� si� do Bifrostu - mostu, kt�ry by� jedyn� drog� prowadz�c� do, a tak�e z Asgardu. Jednak�e stoj�cy na jego stra�y Heimdall wypatrzy� go i zatrzyma�.
- Co tam �ciskasz w gar�ci? - zapyta� podejrzliwie.
- Ja? Nic - niewinnie odpar� Loki. - Poka�!
- Nie.
Heimdall wyci�gn�� miecz i zada� cios. Loki, �eby odeprze� atak, musia� wypu�ci� naszyjnik i si�gn�� po bro�.
- To Brisingamen, z�odzieju! Naszyjnik Freyi! - w�ciek� si� Heimdall. - Oddaj go!
- Nie! - upar� si� Trickster.
Rozgorza�a walka. Loki przybra� posta� pszczo�y i pr�bowa� uciec stra�nikowi Bifrostu, lecz Heimdall go dogoni�. W chwili gdy Loki pod owadzi� postaci� mia� zgin�� przygnieciony tarcz�, przemieni� si� w nied�wiedzia i natar� na Asa. Heimdall nie ul�k�szy si� zacz�� go ok�ada� mieczem i cho� jego bro� nie mog�a przebi� g�stego futra, Loki-nied�wied� i tak zmuszony zosta� do ustawicznego cofania si�. Strasznie to Lokiego rozjuszy�o, tote� zmieni� si� w ogie�, sw�j naturalny �ywio�. Heimdall zas�oni� si� tarcz� przed �arem i dalej napiera�, a� zagoni� boga olbrzyma do rzeki. Tu Loki zrozumia�, �e przegra� walk�. Przyj�� wi�c posta� foki i salwowa� si� ucieczk�, wskakuj�c do wody. Heimdall podni�s� zostawiony przez niego naszyjnik i odni�s� Freyi.
Od tego dnia wielka nieprzyja�� panuje mi�dzy Lokim a Heimdallem i kiedy przyjdzie czas Ragnaroku, tych dw�ch bog�w b�dzie walczy� przeciwko sobie.
* * *
Piter, a w�a�ciwie to ju� Heimdall, otworzy� oczy. By� wiecz�r. Le�a� w nieznanym sobie pomieszczeniu, r�wnie obcym co �o�e, na kt�rym spoczywa�. Dooko�a panowa� p�mrok roz�wietlany jedynie kinkietem wisz�cym nad g�ow� le��cego. W rogu komnaty siedzia�a jaka� posta�. Przy tak s�abym �wietle m�g� stwierdzi� tyle tylko, �e to m�czyzna o blond brodzie i z symbolem Thora skrz�cym si� na piersi.
- Kto tu...? - odezwa� si� Heimdall s�abym, chrapliwym g�osem.
- Wreszcie si� obudzi�e�, Rigu.
- Thor? - rozpozna� g�os Heimdall. - Co tu robisz? I gdzie ja jestem, a przede wszystkim, sk�d tu si� wzi��em?
- Powoli, Rigu, powoli. Poznajesz to? - Thor wskaza� na le��cy na stoliku r�g.
Heimdall zmarszczy� czo�o.
- Nie... Tak! To Gjallarhorn! Ale to znaczy...
- Tak, spe�nienie si� wieszczby Wolwy jest bliskie. Odrodzili�my si� po tysi�cu lat, by dope�ni� swego przeznaczenia. Mamy teraz cia�a ludzi, ale wkr�tce, jak tylko zabrzmi tw�j r�g, odzyskamy moc bog�w.
- Odrodzili�my si� po tysi�cu lat?
- Tak. Jeste�my teraz na Gottlandii, w szpitalu... To takie miejsce, gdzie leczy si� chorych. Sprowokowa�em �miertelnika do dotkni�cia rogu, co przywo�a�o twoj� �wiadomo��. By�e� wcze�niej wzi�tym archeologiem. To taki kole�, co rabuje groby, �eby potem si� chwali� tym, co znajdzie. Kompletnie tego nie rozumiem, m�g�by przecie� wszystko sprzeda� za niez�� cen�, a on oddaje do muzeum. Lecz to bardzo powa�any zaw�d, nie to co zwyk�y z�odziej. Ja by�em kupcem, ca�kiem zamo�nym, chocia� nie posiada�em �adnej trzody... Zreszt� p�niej ci o tym opowiem. �wiat si� zmieni�. Strasznie si� zmieni�.
- My�la�em, �e nasz czas si� sko�czy�. A tu taka niespodzianka...
- To sprawa Lokiego. On, jak zwykle, wszystko zachachm�ci�. Zaraz zreszt� b�dziesz m�g� z nim pogada�. Wszystko ci wyja�ni.
- Loki uwolni� si� z �a�cuch�w? I ty z nim rozmawiasz? To� to prawdziwy pocz�tek Ragnaroku!
- P�ki nie zadmiesz w r�g, nie b�dzie �adnego Ragnaroku.
Uchyli�y si� drzwi do szpitalnej sali i smuga �wiat�a z korytarza �mia�o wtargn�a do �rodka. Zaraz te� przes�oni� j� cie� i przy drzwiach stan�a wysoka posta� o gorej�cych oczach. Loki zapali� �wiat�o.
- Rig! Jako �ywy! - wykrzykn�� b�g olbrzym. - Chocia� jeste�my wrogami, naprawd� si� ciesz� na tw�j widok.
- Co masz na g�owie? - spyta� Heimdall, podejrzliwie patrz�c na ciemne okulary Lokiego.
- To? Matrix�wki. Wsp�cze�ni dziwnie reaguj� na gorej�ce oczy. Okulary pozwalaj� mi je skrywa�. Ale do�� tych pierdo�. Thorze? Heimdallu? Zwo�uj� thing. Proponowa�bym, aby�cie, jak tylko ten tu stra�nik Bifrostu dojdzie do siebie, stawili si� w Thingvellir na Islandii. Wcze�niej odnajd�cie pozosta�ych.
* * *
Pewnego dnia do Asgardu przyby� Thurs, olbrzym o czarnym obliczu, i z�o�y� propozycj� wybudowania mur�w dooko�a grodu As�w. W zamian za to chcia� S�o�ce i Ksi�yc oraz Frey� za �on�. Bogowie pocz�tkowo si� obruszyli na takie zachcianki, ale Loki nam�wi� ich, by si� zgodzili.
- Panowie - powiedzia� - zg�d�my si�, niech Thurs wybuduje nam najwspanialsze mury! Za��dajmy tak pot�nych i wspania�ych fortyfikacji i dajmy mu tak kr�tki termin na ich wykonanie, a�eby si� nie wyrobi� na czas. Odejdzie wtedy bez zap�aty, a my sami sko�czymy mury.
Bogowie przyklasn�li propozycji Trickstera. Jednak�e Thurs okaza� si� r�wnie sprytny. W pracy pomaga� mu Swadelfari, ogier o wielkiej sile i m�dro�ci. Ko� zaj�� si� zwo�eniem kamieni i drewna, a olbrzym skupi� si� na budowaniu. Bogowie z trwog� patrzyli na szybko posuwaj�ce si� prace. W ko�cu zbli�y� si� termin uko�czenia rob�t, a Thursowi zosta� tylko ostatni odcinek mur�w! Przerazili si� bogowie, zw�aszcza Freya, maj�ca zosta� �on� straszliwego olbrzyma. My�leli nawet o zabiciu Thursa, lecz pomni, �e dali mu s�owo, nie odwa�yli si� na tak haniebny czyn. Doszli do wniosku, �e skoro to Loki wpad� na genialny pomys� wystrychni�cia Thursa na dudka, niech on rozwi��e powsta�y problem. Loki tylko si� u�miechn�� i powiedzia�, �e nie ma sprawy.
Nast�pnego, ostatniego ju� dnia rob�t, kiedy Swadelfari zmierza� z kamienio�om�w z ostatni� parti� kamieni, Loki przybra� posta� pi�knej klaczy i wyszed� na drog� przed ogierem. Loki zar�a� jak klacz podczas rui, a ogier zerwa� si� z uprz�y wozu i goni� Lokiego, chc�c go posi���. Pogo� trwa�a a� do zmierzchu. W tym czasie bezrobotny Thurs oczekiwa� na dostaw� surowca, z niepokojem patrz�c, jak zbli�a si� wiecz�r. Kiedy kula s�o�ca niemal ca�kowicie skry�a si� za horyzontem, olbrzym zauwa�y� Swadelfariego uganiaj�cego si� za klacz�. Zrozumia�, �e to podst�p bog�w, w�ciek� si� i ruszy� na As�w. Bogowie zwarli szyki i stawiali mu op�r tak d�ugo, a� pojawi� si� Thor, zwany te� Zab�jc� Olbrzym�w. Thor zmia�d�y� czaszk� Thursa jednym uderzeniem m�ota Mjolnira.
W tym czasie Swadelfari do�cign�� Lokiego i posiad� go tak jak zwyk�y ogier klacz.
W ten spos�b Asgard zyska� mury, a bogowie nie musieli za nie p�aci�.
Kiedy jednak Loki chcia� powr�ci� do swej prawdziwej postaci, stwierdzi�, �e nie mo�e tego dokona�. Okaza�o si�, �e jest w ci��y! Los kaza� mu pozosta� w ko�skiej postaci przez osiem miesi�cy, do chwili, kiedy urodzi� najwspanialszego konia �wiata, rumaka Odyna, o�mionogiego Sleipnira.
* * *
Cz�owiek uznawany za Svena Bjarnissona siedzia� ciep�o opatulony na �aweczce przed szpitalem w Reykjaviku. Opar� brod�, pokryt� siwym, kilkunastodniowym zarostem, o r�ce splecione na g��wce jesionowej laski i bez emocji spogl�da� jedynym okiem na �wiat. Czasami ci�ko wzdycha�, jakby nie m�g� si� pogodzi� z tym, co widzi.
Kto� si� do niego przysiad�. Pewnie kolejny pacjent chc�cy skorzysta� ze s�onecznego dnia na Islandii. Sven nie zwr�ci� na niego uwagi, daj�c tym samym do zrozumienia, �e raczej chce posiedzie� w ciszy i samotno�ci.
- Przede mn� nie musisz udawa�, dziadku - zagai� nieznajomy. - To przecie� ja jestem mistrzem kamufla�u, Odynie.
- Ja nie udaj�, Tricksterze. Nie wiem, po co si� przebudzi�em, i czuj� si� zagubiony w tym �wiecie. M�j czas min�� wieki temu. To ju� nie jest moja wyspa, a jej mieszka�cy nie s� moimi wyznawcami. Jestem taki stary i taki s�aby.
- Nie pieprz, Odynie. Jeste� bogiem. Jednym z niewielu starych bog�w, jakich pami�ta ludzko��.
Odyn �ypn�� okiem na Lokiego, kt�ry skrywaj�c swe ogniste oczy pod ciemnymi okularami, u�miechn�� si� do niego.
- Bogiem? Gdzie s� moje �wi�tynie? Gdzie moi wyznawcy? Czy stoi w Uppsali moja najwi�ksza k�cina? Czy ro�nie gdzie� jeszcze chocia� jeden jesion, na kt�rym przynajmniej raz w roku po�wi�ca si�, w moim imieniu, �ycie dziewi�ciu wisielc�w?
- Czasy si� zmieni�y. Ale bogowie si� nie zmieniaj�, a ty, chcesz czy nie chcesz, jeste� bogiem...
- Ehhh... - ni to st�kn��, ni to j�kn�� Odyn.
- W�tpisz w swoj� moc? Nie czujesz, jak na ca�ym �wiecie wzrasta liczba twoich wyznawc�w?
- Dupa, a nie wyznawcy! - zdenerwowa� si� Odyn. - Banda przebiera�c�w wyznaj�ca strz�pki r�nych starych religii! Nie daj� mi nic a nic si�y!
- Nie uwa�asz, �e co� w tym jest, i� wiara w ciebie, chocia� nie tak pot�na jak przed tysi�c laty, powraca? Nie widzisz, �e twoje odrodzenie jest cudem?
- Cudem? - parskn�� dziadek. - B�g uwi�ziony w ludzkim ciele, jak... jak nie przymierzaj�c Bia�y Chrystus!
- I w kogo dzi� wierzy po�owa �wiata?
Odyn milcza�. Nie m�g� nie przyzna� racji Lokiemu, ale Loki by� mistrzem s�owa, intrygi i podst�pu.
- Bracie - podj��. - To ty stoisz za moim przebudzeniem, czy� nie? Po co ka�esz mi ogl�da� ten niezrozumia�y dla mnie �wiat, co?
Tym razem Loki nie odpowiedzia�. Zn�w zapad�a mi�dzy nimi cisza. Trickster sprawia� wra�enie, �e b��dzi my�lami gdzie� daleko.
- No co jest? Zamurowa�o ci�, bracie krwi? Loki wsta�.
- Chod�, ojcze bog�w. Zdejmij te szpitalne ciuchy i ten opatrunek z oka...
- Maj� mi wstawi� szklan� protez�...
- Nie wyg�upiaj si�. Wol� widzie� dziur� ziej�c� szkar�atem, ni� w pewnej chwili stwierdzi�, �e masz zeza. Chod�! Zwo�a�em thing.
* * *
Nadesz�a zima i bogowie, jak ka�dego roku, ucztowali w morskim pa�acu boga morza, Aegira. Aegir uwarzy� ogromny kocio� piwa, zastawi� sto�y najlepsz� straw� i sprosi� bog�w na biesiad�. Pojawili si� wszyscy ��cznie z Lokim. Tylko Thor mia� stawi� si� p�niej.
Trickster, chc�c by� dusz� towarzystwa, dowcipkowa� i zabawia� towarzystwo na wszelkie sposoby, jednak�e lepsi okazali si� s�udzy Aegira, Fimafeng i Eldir. Rozz�oszczony Loki d�gn�� no�em jednego z nich, pozbawiaj�c go �ycia. Oburzeni bogowie wyci�gn�li miecze i chcieli na miejscu zaszlachtowa� p�omiennego boga, lecz Odyn po raz kolejny wstawi� si� za swym bratem krwi i ca�y zatarg sko�czy� si� wyp�dzeniem Lokiego z uczty. B�g ognia rzeczywi�cie opu�ci� hall� Aegira, ale ju� po chwili wr�ci� twierdz�c, �e w�a�ciwie niczego z�ego nie zrobi�. Bogowie, pomni wstawiennictwa Odyna, nie podj�li przeciwko niemu �adnych krok�w. Atmosfera zrobi�a si� do�� ci�ka, a sytuacj� jeszcze bardziej pogorszy� sam Loki, kt�ry zacz�� wykpiwa� Aegirowych go�ci.
Nauw�acza� wszystkim bogom, ��cznie z Odynem. Przyzna� si� te�, �e sypia� z ich �onami, a najmilsze chwile sp�dzi� z Sif, �on� Thora. Pech chcia�, �e us�ysza� to Thor, kt�ry w�a�nie przyby� na uczt�. Rozgniewany b�g piorun�w chwyci� za sw�j m�ot i zamierzy� si� na Lokiego. I znowu Odyn uratowa� Tricksterowi �ycie, za co P�omienny Gigant odwdzi�czy� mu si� m�wi�c, �e zabi� ukochanego syna ojca bog�w, Baldra.
Tego ju� by�o za wiele. Odyn wpad� w sza� i stan�� na czele bog�w chc�c schwyta� Lokiego, kt�remu uda�o si� jednak uciec. Schroni� si� na szczycie wysokiej g�ry, gdzie postawi� sobie chat� o drzwiach skierowanych w cztery strony �wiata. Pozwoli�o to Tricksterowi obserwowa�, czy nie nachodz� go bogowie.
Odyn, zasiad�szy na swym tronie, Hildskjalfie, sk�d widzia� ca�y �wiat, bardzo szybko odkry� kryj�wk� Lokiego.
Bogowie okr��yli domostwo p�omiennego boga i rzucili si�, by go schwyta�. I tym razem Lokiemu uda�o si� uciec. Zbieg� z g�ry i pod postaci� �ososia schroni� si� w pobliskim jeziorze. Rozw�cieczeni bogowie u�yli sieci, by go z�apa�. Cz�� z nich wp�dza�a ryby do zastawionej pu�apki, a inni wypatrywali w sieci przemienionego boga. Kiedy ju� wszystkie ryby z jeziora zap�dzono w pu�apk�, a Lokiemu ko�czy�y si� drogi ucieczki, Trickster mocno wybi� si� z wody, chc�c przeskoczy� nad bogami i uciec wodospadem Frananger. Czujny Thor z�apa� go za ogon, tak silnie, �e a� go zmia�d�y� - od tej pory wszystkie �ososie maj� p�askie ogony.
Bogowie zwo�ali thing i j�li radzi�, co uczyni� ze schwytanym. Nie mogli go zabi�, bo znali ju� przeznaczenie Lokiego - nie mogli zaburzy� porz�dku �wiata. Zdecydowali, �e ogranicz� mu swobod� ruch�w.
Znale�li ska�� wysoko w g�rach, do kt�rej przykuli P�omiennego Giganta-psotnika. Jako �a�cucha u�yli jelit jego syna, Walego, zabitego na oczach ojca. Drugiego syna zamienili w wilka.
Ma�o im jednak by�o kary. Skadi, olbrzymka, kt�rej ojca Loki kiedy� zabi�, umie�ci�a nad jego g�ow� tocz�c� jad �mij�. Krople jadu nieustannie spada�y na czo�o P�omiennego Giganta. Wierna �ona Lokiego, Sygin, zbiera�a ten jad do miseczki, a kiedy czarka wype�nia�a si� po brzegi, wylewa�a j�. Gdy to robi�a, jad pada� na g�ow� Lokiego sprawiaj�c, �e b�g wi� si� z b�lu i gniewu, a jego cia�em wstrz�sa�y dreszcze. St�d te� bra�y si� trz�sienia ziemi, a gniew ognistej natury Lokiego powodowa� wybuchy wulkan�w.
Cierpienia p�omiennego boga mia�y trwa� a� do Ragnaroku. Wtedy to Loki mia� si� uwolni� z okow�w i poprowadzi� Olbrzymy do ostatniej walki z Asami i Wanami.
Lecz ludzie zapomnieli o starych bogach i do Ragnaroku nie dosz�o. Wszechmocny zdecydowa�, �e kara Lokiego b�dzie trwa� i trwa�, a jak umy�lili to Odyn i Wszechmocny, to ju� wiecie.
* * *
Loki i Odyn siedzieli na �aweczce przed hotelem �Valhalla" w Thingvellir. Za sob� mieli w�w�z Almannagja, miejsce, gdzie �ciera�y si� dwie p�yty tektoniczne: euroazjatycka i p�nocnoameryka�ska. Przed sob� jezioro Thingvellavatn i rozlewisko rzeki Oxara, a dalej sztucznie, jeszcze w �redniowieczu, utworzony wodospad Oxararfoss - mia� zapewni� wod� dla tysi�cy ludzi i koni przyje�d�aj�cych tu niegdy� na coroczne althingi.
S�o�ce w�a�nie zachodzi�o, skrami za�cielaj�c powierzchni� jeziora.
- Przynajmniej tu si� niewiele zmieni�o, je�li chodzi o przyrod�, ale to nic dziwnego, skoro Thingvellir jest parkiem narodowym - powiedzia� Odyn mru��c oczy i przys�aniaj�c je d�oni�.
- Kiedy przyb�dzie reszta?
- Za chwileczk�.
- B�d� wszyscy? Ca�y Asgard i Wanaheim?
- Mam nadziej� - wzruszy� ramionami Loki. - Wszystko zale�y od Wszechmocnego.
- Wszechmocny - prychn�� ojciec bog�w. - I jego wyznawcy. Nazywaj� swoj� wiar� religi� mi�o�ci, a tak naprawd� opiera si� ona na morderstwie. To religia �mierci, nie mi�o�ci! Za naszych czas�w by�o lepiej, �wiat by� mniej zak�amany.
- Zak�amany �wiat, mi�o��... - szepn�� Trickster, by po chwili g�o�niej podj��: - Pyta�e� mnie, jeszcze w Reykjaviku, po co nas obudzi�em... Przez te kilkaset lat nosi�em �a�cuchy, kt�rymi by�a ludzka pow�oka. Sam zreszt� mnie w nie zaku�e�. Cudnie to wymy�li�e�: z boga uczyni� �miertelnika... Przez te wszystkie lata czu�em to, co czuli �miertelnicy, ale nie mog�em nic zmieni� w ich... moim �yciu... I jeszcze ta �mija nad moj� g�ow� i jej jad skapuj�cy mi na czo�o... Jedynym ukojeniem przed b�lem wywo�anym w�ow� trucizn� by�a mi�o�� niewiasty, kt�ra niczym czarka zbiera�a ten jad. I by�em z wieloma kobietami, setkami kobiet. Ka�d� kocha�em na ludzki spos�b, ka�da by�a dla mnie Sygin, moj� �on�. I ka�da mi�o�� kiedy� si� ko�czy�a, a wtedy jad wypala� mnie do cna. Pi�kna to by�a kara, Odynie! Najpi�kniejsza we wszech�wiecie. Pozwala� wierzy� cz�owiekowi... mnie, �e mi�o�� jest wieczna, �e Sygin-�miertelniczka nigdy mnie nie opu�ci, �e zawsze b�dzie t� czark�, towarzyszk� �ycia zbieraj�c� m�j jad... Wiesz co, Odynie? Wszystkie mnie zostawia�y, co do jednej mia�y do�� mego jadu. To te� element kary? Twoja sprawka?
- Nie - stary b�g odpowiedzia� z przekonaniem. - To tw�j charakter, tw�j styl bycia. Cie� Lokiego, boga, kt�rego nawet brat krwi mia� w ko�cu do��. To cie�, tw�j cie�, jaki k�ad� si� na cz�owieku.
- Czyli nigdy z �adn� kobiet� nie b�d�... znaczy si�, nie by�bym szcz�liwy?
- Nigdy. Ta skaza jest w tobie. Kiedy odchodzili�my... kiedy zawieszali�my nasz� obecno��, tylko ty mia�e� co jaki� czas odzyskiwa� bosk� �wiadomo��. Na to zgodzi� si� Wszechmocny.
- Wszechmocny? Wszechmocny pozwoli�, bym przez tysi�c lat nie zazna� prawdziwej mi�o�ci? Bym si� �udzi�, �e czarka ju� nigdy si� nie przepe�ni?
Odyn skin�� g�ow�.
Oczy Lokiego gorza�y za okularami. Ojciec bog�w ju� mia� zada� jakie� pytanie, kiedy Loki zacz�� znowu m�wi�. Jego g�os, na pocz�tku cichy, ledwo s�yszalny, stawa� si� coraz g�o�niejszy, pot�nia� z ka�dym s�owem.
- Wiele z moich ludzkich pow�ok nie wytrzymywa�o tego cierpienia, mojego cierpienia, kt�re cz�ciowo przelewa�o si� przez nich. Popadali w ob��d lub pope�niali samob�jstwa. To jeszcze nic, dostawa�em now� pow�ok�, kolejnego cz�owieka, i zaczyna�em od nowa poszukiwania kobiety, kt�ra cho� na chwil� mog�aby si� zaj�� czark� z jadem... Najgorsi byli ci, kt�rzy przestawali wierzy� w mi�o��... Tak, ci byli najgorsi. Ja potrzebowa�em mi�o�ci, a oni si� przed ni� wzbraniali. Prawdziwa mord�ga... Setki tysi�cy kropel jadu wypalaj�cych mnie fizycznie i psychicznie, spadaj�cych r�wnym rytmem, sprawiaj�cych, �e zwija�em si� z b�lu... A ja, wiedz�c co mo�e mnie uchroni� przed tym b�lem, nie mog�em nic zrobi�... Przeklinam tych skurwysyn�w! Przeklinam tych, kt�rzy przestali wierzy� w mi�o��! Przeklinam siebie samego, bo i ja przesta�em w ko�cu w ni� wierzy�! - Loki zerwa� si�, ci�ko dysz�c. Jego plastikowe okulary zacz�y si� deformowa� od �aru bij�cego mu z oczu, z oczu boga ognia. Islandzka ziemia, skrywaj�ca pod swym cienkim pancerzem potoki lawy, zadr�a�a.
- I dlatego mnie obudzi�e�? - spyta� Odyn.
- Niedawno... Kilkana�cie dni temu - podj�� Loki, uspokoiwszy si� nieco i jakby nie s�ysz�c pytania Odyna - znowu zosta�em sam. I tym razem nie wytrzyma�em... Ja, b�g, pragn��em swojej �mierci... Sta�em si� taki, jak ci biedacy, co przestali wierzy� w mi�o��. Zak�amany �wiat... Tak, mi�o�� to k�amstwo, najpi�kniejsze k�amstwo na �wiecie. U�uda, w kt�r� wierz� wszyscy. Opr�cz mnie. Obieca�em sobie, �e ju� nigdy nie dam si� ponie�� euforii mi�o�ci. Cho�by kolejni �miertelnicy, kt�rych by�bym paso�ytem, kochali i byli kochani, ja b�d� ponad tym, b�d� sta� z boku. I zrozumia�em, �e jad b�dzie mnie wypala� po wieczne czasy. Zapragn��em umrze�. Wtedy wezwa� mnie Wszechmocny. Wszechmocny, ta prawdziwa mi�o�� i krynica mi�osierdzia - powiedzia� z szyderstwem w g�osie Trickster.
- To on zaproponowa� ci Ragnarok?
- W sumie tak - skin�� Loki. - Ale teraz mam troszk� inn� koncepcj� Zmierzchu Bog�w. Poczekajmy na wszystkich, ju� dawno powinni si� zjecha�.
S�o�ce skry�o si� ca�kowicie za horyzontem, zapali�y si� �wiat�a przed hotelem. Odyn westchn��:
- Nie chc� takiego �wiata. Patrz� na Thingvellir i mimo �e jest ca�kiem podobne do tego sprzed tysi�ca lat, nie widz� niczego. Ten �wiat nie przedstawia dla mnie �adnej warto�ci. Kiedy� te pola zape�nia�y si� namiotami, rozs�dzano spory, powo�ywano nowe prawa, ludzie zabijali si� tu w pojedynkach, p�acili g�owizny. A teraz? Coroczny festyn z balonikami i ci wsp�cze�ni Islandczycy, cienie swoich przodk�w.
Loki za�mia� si� chrapliwie.
- Islandczycy nie s� jeszcze tacy �li, zachowali wiele z kultury naszych wyznawc�w, ale co prawda, to prawda. Nie ma tu miejsca dla nas, starych bog�w. Jedyne, co mo�emy zrobi�, to odej�� z honorem.
- Tak - znowu westchn�� ojciec bog�w.
Przed hotelem zatrzyma� si� landrover i wysiedli z niego Thor z Heimdallem.
- Gdzie reszta? - spyta� Loki.
- Nikogo wi�cej nie wyczu�em. - Thor wzruszy� ramionami. - Nikogo wi�cej nie ma. Tylko my, nasza czw�rka.
Loki zakl��.
- Ten stary oszust zakpi� z nas - z rezygnacj� powiedzia� Odyn.
- Kto? - spyta� Heimdall.
- Wszechmocny - wycedzi� przez z�by Loki i splun�� law�. - W czw�rk� nie mo�emy zrobi� Ragnaroku. Nie wiadomo nawet, czy odzyskamy nasz� bosk� moc, po tym, jak Rig zadmie w r�g. Za to mo�emy zdechn�� jako �miertelnicy, Wszechmocny mo�e nas os�dzi�, a za nasze uczynki z pewno�ci� p�jdziemy do chrze�cija�skiego piek�a, a jest ono o wiele gorsze ni� kr�lestwo Hel. Stary cwaniak!
Ca�a czw�rka sta�a w milczeniu. Odyn ci�ko opiera� si� na swojej lasce, jego g�owa trz�s�a si� jak u starca. Thor bezwiednie bawi� si� zawieszonym na szyi m�otem, a Heimdall z dziwnym wyrazem twarzy przygl�da� si� Gjallarhornowi.
- To si� nie mo�e tak sko�czy�! - z rozpacz� krzykn�� Loki i spojrza� w .nocne niebo. - Po to nam zwr�ci�e� istnienie, �eby jeszcze raz z nas zakpi�!? Nie wystarczy�o Ci, �e odebra�e� nam wiernych!? Nie wystarczy�o Ci, �e cierpia�em tysi�c lat!? Nie sta� Ci� na gest pojednania, a�eby�my sko�czyli to tak, jak powinno zosta� sko�czone?! Wolwa powiedzia�a, �e po nas nastaniesz Ty i b�dziesz rz�dzi� po wsze czasy! Czego jeszcze od nas chcesz?!
Odyn zacisn�� r�ce na lasce, a� mu zbiela�y knykcie.
- Mia�e� racj�, m�j bracie krwi - powiedzia�, ci�ko k�ad�c r�k� na ramieniu Lokiego. - Jedyne, co mo�emy zrobi�, to odej�� z honorom. Chod�my na logberg, wzg�rze prawa, i urz�d�my ostatni thing.
- Co zamierzasz, ojcze? - spyta� Thor.
- Je�li ju� mam umrze�, chc� zgin�� jak wojownik, z mieczem w r�ku. Potrzebuj� miodu, chleba i ryb. Trzeba te� b�dzie rozpali� ognisko.
Pozostali bogowie kiwn�li g�ow� z uznaniem.
Logberg, kt�r� teraz ozdabia� wysoki maszt z flag� narodow� Islandii, by�o miejscem, gdzie w zamierzch�ych czasach obradowa�a logretta, organ ustawodawczy pierwszej republiki w Europie. To tu logsogumadr, �g�osiciel prawa�, rozpoczyna� thing. St�d prowadzi� obrady allsher-jagodi, przewodnicz�cy wolnych Islandii. W tym miejscu, tysi�c lat temu, Islandczycy dobrowolnie przybrali chrze�cija�sk� wiar�.
Starzy bogowie rozpalili niewielkie ognisko. Odyn patrzy� na butelk� miodu zakupion� przez Lokiego w hotelu.
- Nawet nie mamy rogu, �eby go nape�ni�... - powiedzia� smutno. - To nie jest nasz �wiat. Trzeba z tym sko�czy�.
Odrzuci� p�aszcz i lask�, wzi�� g��boki wdech i zakrzykn��:
Wiem, �e wisia�em na wiatrem owianym drzewie
Przez dziewi�� nocy
Oszczepem raniony, Odynowi ofiarowany
Sam sobie samemu
Na tym drzewie, o kt�rym nikt nie wie
Z jakich wyrasta korzeni
Chlebem mnie nie karmiono, ni napojem z rogu
Wypatrywa�em ku do�owi
Przyj��em runy - wo�aj�c je przyj��em
Spad�em potem stamt�d
Nast�pnie zacz�� rysowa� na ziemi runy m�wi�c:
- Oto runa Ur, niech da nam si��, szcz�cie i �ywotno��. Oto runa Ken, niech da nam energi�. Oto runa Jara, niech da nam sprawiedliwy os�d i prawdziwe widzenie �wiata. Oto runa Yr, niech nas chroni. Oto runa Eolh, niech da nam moc p�yn�c� z przyja�ni. Oto runa Sigel, niech da nam zwyci�stwo! - Wzi�� do r�ki mi�d i powiedzia�: - Nigdy si� tego nie spodziewa�em, a jednak sta�o si�. Nie ma ju� nikogo, kto by nam sk�ada� ofiary, wi�c sami sobie je z�o�ymy... niech dadz� nam pot�g�, jak� mieli�my przed wiekami. Oto mi�d dla Odyna, ojca bog�w, niech da nam zwyci�stwo w nadchodz�cej bitwie - i wla� mi�d do ognia. - Oto chleb dla Freyi, bogini p�odno�ci, oby�my ju� nigdy nie cierpieli takiego niedostatku jak teraz - prze�ama� chleb i wrzuci� w p�omienie. - Oto ryby dla Ran, bogini morza, kt�rej nie ma z nami, a kt�ra znana by�a z nieprzychylno�ci �miertelnikom. Niech pami�� o niej da nam si�� w naszych przysz�ych uczynkach.
Odyn rzuci� ryby w �ar i znacz�co popatrzy� na Lokiego. B�g ognia chrz�kn�� i zacz�� recytowa�:
Wtedy zacz��em dojrzewa� i rozumie� i rosn�� i m�nie�
S�owa mi z s��w s�owa stwarza�y - Czyny mi z czyn�w czyny stwarza�y
Loki w�o�y� r�ce w p�omienie m�wi�c:
- Niech ten ogie� ofiarowany mi, Lokiemu, p�onie wieczn� nienawi�ci� w waszych sercach. Niech ziemia otworzy swe �ono i sp�ynie ogniem, niech niebo rozedrze si� i zap�acze ognistym deszczem.
- Niech tak si� stanie - dopowiedzia� Thor, a Heimdall zad�� w sw�j r�g. Przeci�g�y d�wi�k poni�s� si� po Thingvellir obwieszczaj�c Zmierzch Bog�w. Zadr�a�a ziemia, pobliski wulkan Skaldbledur plun�� ogniem roz�wietlaj�c �un� horyzont. Nocne niebo rozb�ys�o tysi�cem b�yskawic, dolin� zala� zimny blask.
- Czujecie...? - sapn�� Thor z niedowierzaniem. Odyn, jakby m�odszy o wiele lat, rozrzuci� szeroko ramiona i za�mia� si� szyderczo:
- Wszechmocny, odzyskali�my sw� moc i wypowiadamy Ci bitw�! Nadszed� czas wojny i po�ogi! Spalimy Tw� ziemi� i wygubimy Twoich wiernych! Nikt nie b�dzie pami�ta� Twego imienia, nikt nie b�dzie Ci� czci�! Dalej, druhowie, niech nie zostanie kamie� na kamieniu!
Starzy bogowie zawyli niczym psy spuszczone ze smyczy i rozpocz�o si� dzie�o zniszczenia.
* * *
Jaki� czas p�niej, przed tronem Wszechmocnego na jego niebia�skiej, rozs�onecznionej ��ce kto� kl�cza�.
- I jak si� maj� sprawy? - zagai� B�g. - Wszystko zgodnie z planem?
- Tak, Panie. Czterech je�d�c�w Apokalipsy pustoszy Ziemi�...
- �wietnie! Nagroda ci� nie ominie. Mo�e nawet znajdzie si� dla ciebie miejsce u mego boku - przy tych s�owach B�g wskaza� na kr���ce nad ��k� anio�y.
- Jest jeszcze du�o pracy, Panie Bo�e, ale ju� nied�ugo uporamy si� z tym zleceniem. My�l�, �e za miesi�c b�dziesz m�g� rozpocz�� Zmartwychwstanie.
B�g klasn�� z rado�ci� w d�onie. Motyle, kt�re go obsiad�y, zerwa�y si� do lotu, przestraszone jego gwa�townym ruchem.
- Wiedzia�em, �e na najemnik�w zawsze mo�na liczy� - zarechota�. - Id� ju�, wiesz, �e nie toleruj� �adnych op�nie�... - Boga znowu obsiad�y motyle.
Kl�cz�cy podni�s� si� i w bardzo niskim pok�onie zacz�� si� wycofywa� w g��b ��ki. Dopiero p�niej wyprostowa� si�, odwr�ci� i szybkim krokiem ruszy� przed siebie.
�Na Ciebie te� przyjdzie czas, a wtedy ja b�d� przy tym i b�d� si� napawa� twoim upadkiem. Gdyby� mi tylko oszcz�dzi� cierpienia, da� mi mi�o��, kt�rej innym dawa�e� w nadmiarze...� - my�la� najemnik, a jego oczy gorza�y dwoma p�omieniami.
KONIEC