3116
Szczegóły |
Tytuł |
3116 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3116 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3116 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3116 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J.G. BALLARD
ZATOPIONY �WIAT
(Prze�o�y�: MACIEJ �WIERKOCKI)
Rozdzia� I
Na pla�y hotelu Ritz
By�o kilka minut po �smej i zbli�a� si� ju� straszliwy upa�. Kerans wyjrza� z hotelowego balkonu i przypatrywa� si� s�o�cu, wstaj�cemu za g�stymi gajami olbrzymich ro�lin nagozal��kowych, porastaj�cych obficie dachy opuszczonych dom�w towarowych czterysta jard�w dalej, po wschodniej stronie laguny. Nieub�agan� moc s�o�ca czu�o si� wyra�nie nawet przez masywne, oliwkowozielone, pierzaste li�cie. T�pe, za�amane promienie b�bni�y po nagiej piersi i ramionach Keransa, wyciskaj�c z niego pierwsze krople potu. Za�o�y� ci�kie okulary przeciws�oneczne, �eby os�oni� oczy. Tarcza s�o�ca nie by�a ju� ostro zarysowan� kul�, lecz szerok�, rozd�t� elips�, ci�gn�c� si� na wschodnim widnokr�gu niczym gigantyczny meteor, kt�rego odbicie zamienia�o martwo o�owian� powierzchni� laguny w o�lepiaj�c� tarcz� miedzi. W po�udnie, za nieca�e cztery godziny, woda b�dzie wygl�da�a jak ogarni�ta po�og�.
Zazwyczaj Kerans budzi� si� o pi�tej i dociera� do stacji bada� biologicznych na czas, by popracowa� przynajmniej cztery lub pi�� godzin, zanim upa� stanie si� nie do zniesienia, ale dzisiejszego ranka nie chcia�o mu si� opuszcza� ch�odnego, klimatyzowanego schronienia hotelowego apartamentu. Przygotowanie i zjedzenie �niadania zaj�o mu dwie godziny, a potem zapisa� a� sze�� stron w swoim dzienniku, celowo oci�gaj�c si� z wyj�ciem do pracy, dop�ki pod hotelem nie pojawi si� ��d� patrolowa pu�kownika Riggsa, Kerans wiedzia� bowiem, �e wtedy b�dzie ju� za p�no, by uda� si� na stacj�. Pu�kownik zawsze mia� ochot� na przynajmniej godzinn� pogaw�dk�, zw�aszcza gdy m�g� j� podtrzyma� kilkoma koktajlami, by�oby wi�c co najmniej wp� do dwunastej, kiedy musia�by wyj��, a wtedy Kerans my�la�by ju� tylko o lunchu w bazie.
Z niewiadomej przyczyny Riggs si� jednak sp�nia�. By� mo�e d�u�ej ni� zwykle patrolowa� pobliskie laguny, a mo�e czeka� na Keransa na stacji badawczej. Przez chwil� Kerans zastanawia� si�, czy nie spr�bowa� z�apa� go przez nadajnik zainstalowany w hallu przy radiostacji, ale odbiornik by� przecie� przywalony stert� ksi��ek i mia� roz�adowan� bateri�. Kapral dowodz�cy radiostacj� w bazie poskar�y� si� Riggsowi, kiedy jego weso�a poranna audycja sk�adaj�ca si� ze starych piosenek pop i lokalnych wiadomo�ci, jak wczorajszy atak dw�ch iguan na helikopter czy ostatnie pomiary temperatury i wilgotno�ci powietrza, zosta�a nagle przerwana w po�owie pierwszej pozycji programu. Ale Riggs spostrzeg� pod�wiadom� pr�b� ze strony Keransa, �eby zerwa� kontakt z baz� - staranna przypadkowo�� piramidy ksi��ek kryj�cych nadajnik sta�a w zbyt jaskrawej sprzeczno�ci z jego drobiazgow� w innych wypadkach schludno�ci� i tolerancyjnie zgodzi� si� zaakceptowa� jego potrzeb� odosobnienia.
Wychylony przez por�cz balkonu ponad leniw� wod�, w kt�rej odbija�y si� jego kanciaste, chude ramiona i wymizerowany profil, Kerans przygl�da� si�, jak jedna z niezliczonych burz termicznych rozrywa k�p� olbrzymich skrzyp�w, porastaj�cych brzegi potoku prowadz�cego do laguny. Zakleszczone mi�dzy okolicznymi budynkami a kolejnymi warstwami inwersji termicznej sto st�p nad powierzchni� wody, b�ble powietrza nagrzewa�y si� b�yskawicznie, a potem eksplodowa�y, wystrzelaj�c w g�r� jak uwolnione z uwi�zi balony, niespodziewanie pozostawiaj�c za sob� rozbrzmiewaj�c� detonacj� pr�ni�. Wtedy wisz�ce nad potokiem k��by pary rozprasza�y si� na kilka sekund i po�r�d wysokich na sze��dziesi�t st�p ro�lin rozp�tywa�o si� w�ciek�e, miniaturowe tornado, kt�re przewraca�o skrzypy jak zapa�ki. Burza ko�czy�a si� r�wnie raptownie, jak si� zacz�a, a wielkie, przypominaj�ce kolumny pnie osuwa�y si� obok siebie w wod� niczym oci�a�e aligatory.
Z racjonalnego punktu widzenia Kerans wmawia� sobie, �e post�pi� roztropnie, nie opuszczaj�c hotelu - burze wybucha�y ostatnio coraz cz�ciej, w miar� wzrostu temperatury - ale w g��bi duszy wiedzia�, �e zosta� w mieszkaniu, poniewa� pogodzi� si� ju� z prze�wiadczeniem, i� niewiele pozosta�o do zrobienia. Sporz�dzanie map biologicznych sta�o si� bezcelow� zabaw�, jako �e nowa flora rozrasta�a si� dok�adnie wzd�u� granic przewidzianych jeszcze przed dwudziestu laty. Kerans by� pewien, �e nikt w Camp Byrd na p�nocnej Grenlandii nie zadaje sobie trudu, �eby cho� katalogowa� jego raporty, a co dopiero je czyta�.
Ba, stary doktor Bodkin spreparowa� nawet chytrze rzekom� relacj� naocznego �wiadka, jednego z sier�ant�w pu�kownika Riggsa, zawieraj�c� opis wielkiego jaszczura, obdarzonego wygl�daj�c� jak �agiel gigantyczn� p�etw� grzbietow�, a widzianego podobno w jednej z lagun i przypominaj�cego pod ka�dym wzgl�dem pelikozaura, przedpotopowego gada, �yj�cego niegdy� na terenach dzisiejszej Pensylwanii. Gdyby ten raport zosta� odczytany literalnie, a wi�c jako donios�y meldunek, zapowiadaj�cy powr�t ery wielkich gad�w, natychmiast zwali�aby si� im na kark ca�a armia ekolog�w wraz z jednostk� taktycznej broni j�drowej i rozkazem ruszenia na po�udnie przy zachowaniu sta�ej pr�dko�ci dwudziestu w�z��w na godzin�. Ale, nie licz�c rutynowego potwierdzenia odbioru, z Grenlandii nie nadszed� �aden sygna�. By� mo�e specjali�ci w Camp Byrd byli ju� tak wym�czeni, �e nawet nie mieli si�y si� �mia�.
Pod koniec miesi�ca pu�kownik Riggs i jego szczup�y oddzia� operacyjny planowali zako�czy� badanie miasta (Kerans zadawa� sobie pytanie, czy by� to niegdy� Berlin, Pary� czy mo�e Londyn) i powinien ruszy� na p�noc, bior�c na hol stacj� badawcz�. Keransowi trudno by�o uwierzy�, �e kiedy� opu�ci apartament w nadbud�wce na dachu hotelu, gdzie mieszka� przez ostatnie p� roku. Przyznawa� ch�tnie, �e znakomita reputacja Ritza by�a z pewno�ci� zas�u�ona - na przyk�ad �azienka, wyposa�ona w umywalki z czarnego marmuru, poz�acane krany i lustra, przypomina�a nieco boczn� kaplic� w katedrze. W pewien dziwny spos�b sprawia�a mu przyjemno�� my�l, �e jest ostatnim go�ciem, mieszkaj�cym w tym hotelu, �e wkroczy� w decyduj�c� faz� swego w�asnego �ycia - cho� czeka�a go jeszcze wiod�ca na p�noc odyseja szlakiem zatopionych miast, maj�ca sko�czy� si� ostatecznie powrotem do Camp Byrd i jego krzepi�cej dyscypliny - i �e stanie si� �wiadkiem po�egnalnego zachodu s�o�ca, ostatniego w d�ugiej i wspania�ej historii hotelu.
Mieszkanie u Ritza zaj�� dzie� po przyje�dzie, nie mog�c si� doczeka�, kiedy zamieni ciasn� kabin� stacji badawczej, zastawion� sto�ami laboratoryjnymi, na przestronne, wysokie sale recepcyjne wyludnionego hotelu. Przyzwyczai� si� ju� od tamtej pory, �e naturalne t�o jego-codzienno�ci stanowi� bogato zdobione, obite brokatem meble i secesyjne pos�gi z br�zu, stoj�ce w niszach korytarzy, i rozsmakowa� si� w subtelnej atmosferze melancholii, spowijaj�cej ostatnie pozosta�o�ci cywilizacji, kt�ra zagina�a praktycznie bezpowrotnie. Wiele innych budynk�w wok� laguny osun�o si� ju�, pod mu�, ods�aniaj�c swoj� tandetn� konstrukcj�, i teraz, na zachodnim brzegu Ritz sta� samotnie w majestatycznym odosobnieniu, a bujna, b��kitna ple��, porastaj�ca tu i �wdzie dywany w mrocznych korytarzach, dodawa�a mu tylko dziewi�tnastowiecznej godno�ci.
Apartament, kt�ry zajmowa� Kerans, zbudowano kiedy� dla pewnego mediola�skiego finansisty, mieszkanie zosta�o wice bogato umeblowane i wyposa�one. Zas�ony przeciws�oneczne zachowa�y idealn� szczelno��, cho� pierwszych sze�� kondygnacji budynku sta�o ju� pod wod�, �ciany no�ne zaczyna�y p�ka�, a dwustupi��-dziesi�cioamperowe urz�dzenie klimatyzacyjne pracowa�o stale bez wytchnienia. Mimo �e pokoju nie zajmowa� przed nim nikt od dziesi�ciu lat, niewiele kurzu osiad�o na kominkach, sto�ach o poz�acanych brzegach i fotograficznym tryptyku portretowym, stoj�cym na biurku obitym sk�r� krokodyla - oto finansista, oto finansista i jego nijaka, dobrze odkarmiona rodzina, a oto finansista i jeszcze bardziej nijaki pi��dziesi�ciopi�trowy biurowiec. Na zdj�ciach nie by�o ani jednej skazy. Szcz�liwie dla Keransa poprzedni lokator wyprowadzi� si� w po�piechu, dlatego kredensy i szafy pe�ne by�y rozmaitych skarb�w, jak rakiety do squasha z r�czkami z ko�ci s�oniowej, r�cznie malowane szlafroki i barek, zawieraj�cy spory zapas starych i rzadkich ju� obecnie gatunk�w whisky i brandy.
Olbrzymi komar z gatunku Anopheles, niemal wielko�ci wa�ki, plun�� mu w twarz �wistem powietrza, a potem zanurkowa� w d�, w kierunku p�ywaj�cego nabrze�a, przy kt�rym sta� zacumowany katamaran Keransa. S�o�ce wci�� kry�o si� za ro�linno�ci� po wschodniej stronie laguny, ale narastaj�cy upa� wywabia� wielkie drapie�ne owady z kryj�wek w ca�ym hotelu. Kerans nie mia� ochoty opuszcza� balkonu, �eby schroni� si� za zas�on� z drucianej plecionki. W �wietle poranka nad lagun� zawis�o niezwyk�e, �a�obne pi�kno: ponure, zielonoczarne li�cie skrzyp�w i paproci, intruz�w z triasowej przesz�o�ci, i na wp� zatopione dwudziestowieczne gmachy o bia�ych �cianach odbija�y si� razem w ciemnej tafli wody, jak dwa po��czone z sob� �wiaty, zawieszone gdzie� na rozstaju dr�g w czasie. Z�udzenie prysn�o na chwil�, kiedy ogromny paj�k wodny rozpru� oleist� powierzchni� laguny mniej wi�cej sto jard�w od brzegu.
W oddali, gdzie� za zatopionym o p� mili na po�udnie korpusem du�ej gotyckiej budowli, zakaszla� i zakrztusi� si� silnik Diesla. Kerans wr�ci� do pokoju, zamkn�� druciane drzwi balkonu i poszed� do �azienki, �eby si� ogoli�. Z hotelowych kran�w woda nie ciek�a ju� od dawna, ale Kerans urz�dzi� sobie zbiornik w brodziku, pieczo�owicie destyluj�c wod� w kotle na dachu, kt�ra sp�ywa�a do �rodka rurk�, wprowadzon� do �azienki przez okno.
Cho� mia� dopiero czterdzie�ci lat, zarost zbiela� mu wskutek dzia�ania radioaktywnego fluoru, zawartego w wodzie, ale wyblak�a, po �o�niersku ostrzy�ona czupryna i g��boka, bursztynowa opalenizna odm�adza�y Keransa przynajmniej o dziesi�� lat. Chroniczny brak apetytu i kolejne nawroty malarii wysuszy�y mu szorstk� sk�r� na policzkach, podkre�laj�c jeszcze ascetyczno�� jego fizjonomii. Podczas golenia przygl�da� si� krytycznie swoim rysom, obmacuj�c zw�aj�c� si� powierzchni� twarzy, ugniataj�c palcami wi�dn�ce mi�nie, kt�re powoli zmienia�y kszta�t jego oblicza, ods�aniaj�c g��boko u�pion� dot�d osobowo��. Z ironicznym dystansem wodzi� ch�odnymi, niebieskimi oczami po swojej twarzy, a cho� z natury by� introwertykiem, teraz wydawa� si� sobie jeszcze spokojniejszy i bardziej zr�wnowa�ony ni� kiedykolwiek dot�d. Nieco nie�mia�e zainteresowanie swoim w�asnym �wiatem, z jego prywatnymi rytua�ami i obrz�dami, min�o bez �ladu. Je�li trzyma� si� z dala od Riggsa i jego ludzi, to po prostu dla �wi�tego spokoju, nie za� wskutek mizantropii.
Wychodz�c wybra� ze sterty ubra�, pozostawionych w szafie przez finansist�, kremow� jedwabn� koszul� z monogramem, a potem w�lizgn�� si� w starannie zaprasowane spodnie, ozdobione metk� jakiej� firmy odzie�owej z Zurychu. Zamkn�wszy szczelnie podw�jne drzwi apartamentu, b�d�cego jakby szklanym boksem, ukrytym w murach z cegie�, zbieg� po schodach na d�.
Sta� ju� na p�ywaj�cej przystani, kiedy przebudowany z �odzi desantowej kuter pu�kownika Riggsa dobija� do jego katamaranu. Riggs sta� na dziobie - schludny, wytworny m�czyzna, jedn� nog� w bucie z wysok� cholew� trzyma� wspart� na rampie, przypatruj�c si� kr�tym strumieniom i wisz�cym d�unglom, jak niegdy� pierwsi badacze w Afryce.
- Dzie� dobry, Robercie - powita� Keransa, zeskakuj�c na chwiejn� platform� nabrze�a, zbudowanego z pi��dziesi�ciogalonowych beczek, powi�zanych razem wewn�trz drewnianej ramy. - Ciesz� si�, �e jeszcze jeste� w hotelu. Mam co� do zrobienia, co�, w czym mo�esz mi pom�c. M�g�by� zwolni� si� na jeden dzie� ze stacji?
Kerans pom�g� mu wej�� na betonowy balkon, nale��cy do apartamentu na si�dmym pi�trze.
- Oczywi�cie, pu�kowniku. W�a�ciwie ju� si� zwolni�em.
Technicznie rzecz bior�c personel stacji badawczej podlega� Riggsowi i Kerans powinien by� poprosi� go o pozwolenie, ale stosunki mi�dzy nimi by�y raczej bezceremonialne. Wsp�dzia�ali ze sob� od blisko trzech lat, odk�d stacja i jej wojskowa eskorta zacz�y powoli przemieszcza� si� na pomoc przez europejskie laguny. Riggs pozwala� Keransowi i Bodkinowi stosowa� dowolne metody pracy, sam bowiem mia� do�� roboty przy nanoszeniu na mapy zmieniaj�cych si� ci�gle legend, zaznaczaniu nowych zatok i ewakuacji pozosta�ych mieszka�c�w. Je�li chodzi o to ostatnie zadanie, potrzebowa� cz�sto pomocy Keransa, poniewa� ostatni mieszka�cy ton�cych miast byli na og� psychopatami albo cierpieli na niedo�ywienie i chorob� popromienn�.
Kerans kierowa� stacj� badawcz� i pe�ni� funkcj� oficera medycznego zespo�u. Wielu ludzi, kt�rych spotykali w podr�y, wymaga�o natychmiastowej hospitalizacji, zanim mo�na by�o przewie�� ich helikopterem na jeden z wielkich okr�t�w desantowych, dawniej transportuj�cych czo�gi, a teraz przewo��cych uchod�c�w do Camp Byrd. Byli w�r�d nich ranni �o�nierze, odci�ci od �wiata na dachu jakiego� biurowca na bezludnych bagnach, konaj�cy pustelnicy, kt�rzy duchowo wtopili si� ju� ca�kowicie w miasta, gdzie sp�dzili ca�e swoje �ycie, zniech�ceni korsarze, kt�rzy pozostali na ty�ach, �eby nurkowa� w poszukiwaniu �upu - wszystkich ich Riggs z humorem, ale stanowczo, odstawia� w bezpieczne miejsce, a Kerans pomaga� mu, podaj�c pacjentom �rodki przeciwb�lowe lub uspokajaj�ce. Kerans uwa�a�, �e pomimo swej szorstkiej, �o�nierskiej powierzchowno�ci pu�kownik jest w istocie sympatyczny i inteligentny, a poza tym tkwi� w nim ukryte pok�ady b�aze�skiego humoru. Zastanawia� si� czasami, czy nie zweryfikowa� swojej teorii i nie opowiedzie� Riggsowi o pelikozaurze wymy�lonym przez Bodkina, ale porzuci� w ko�cu ten zamiar.
Sier�ant, kt�ry wzi�� udzia� w sfabrykowaniu historii pelikozaura, zimny, sumienny Szkot nazwiskiem Macready, wspi�� si� na drucian� siatk�, pokrywaj�c� pok�ad kutra, i zacz�� starannie usuwa� z niej ci�kie li�cie i pn�cza. Nikt z trzech pozosta�ych cz�onk�w za�ogi nie ruszy� si�, �eby mu pom�c. Ich pokryte brunatn� opalenizn� twarze by�y wymizerowane i zapad�e. Siedzieli bez ruchu w szeregu, oparci o �ciank� dziobow�. Nieustanny upa� i codzienne, pot�ne dawki antybiotyk�w wysysa�y z nich resztki �yciowej energii.
Kiedy nad lagun� wsta�o s�o�ce, wsysaj�c ob�oki pary w sw�j wielki, z�oty ca�un, Kerans poczu� okropny od�r, bij�cy z powierzchni wody - s�odki, g�sty zapach obumieraj�cej ro�linno�ci i gnij�cych cia� zwierz�t. Wok� wirowa�y olbrzymie muchy, t�uk�c si� o drucian� siatk� os�ony kutra, a wielkie nietoperze p�dzi�y nad nagrzewaj�c� si� coraz bardziej wod� do swoich gniazd, mieszcz�cych si� w zrujnowanych budynkach. Kerans zda� sobie spraw�, �e laguna, jeszcze kilka minut temu wygl�daj�ca z balkonu pi�knie i pogodnie, w rzeczywisto�ci nie jest niczym wi�cej, jak tylko wype�nionym �mieciami trz�sawiskiem.
- Chod�my na taras - powiedzia� do Riggsa, �ciszaj�c g�os, �eby �o�nierze go nie us�yszeli. - Postawi� ci drinka.
- Porz�dny z ciebie ch�op. Ciesz� si�, �e nabra�e� w tym hotelu wielkopa�skich manier. Sier�ancie, id� na g�r�, mo�e uda mi si� naprawi� aparat destylacyjny doktora - zawo�a� Riggs, mrugaj�c do Keransa, gdy Macready sceptycznym skinieniem g�owy da� pu�kownikowi zna�, �e s�yszy.
Riggs u�y� niewinnego fortelu. Wi�kszo�� za�ogi zaopatrzy�a si� w piersi�wki, tote� wiadomo by�o, �e kiedy tylko uzyskaj� mrukliw� zgod� sier�anta, wyci�gn� flaszki i b�d� spokojnie popija�, dop�ki Riggs nie wr�ci.
Kerans wlaz� przez okno do sypialni, wychodz�cej na p�ywaj�ce nabrze�e.
- W czym problem, pu�kowniku?
- To jest w�a�ciwie tw�j problem. Wspinali si� z trudem po schodach, a Riggs chlasta� gumow� pa�k� pn�cza owini�te wok� por�czy.
- Jeszcze nie naprawi�e� windy? Zawsze uwa�a�em, �e Ritz to mocno przereklamowany hotel.
Pu�kownik u�miechn�� si� jednak z zadowoleniem, kiedy wst�piwszy w czyste, ch�odne niczym ko�� s�oniowa powietrze apartamentu na dachu, zasiad� z przyjemno�ci� w jednym z foteli w stylu Ludwika XV. Wszystkie meble mia�y z�ocone nogi.
- C�, jednak jest tu bardzo sympatycznie. Wiesz co, Robert? Zdaje mi si�, �e masz naturalny talent do wyszukiwania wyrzuconych przez morze skarb�w. Kto wie, mo�e zamieszkam tutaj razem z tob�. S� jakie� wolne pokoje?
Kerans potrz�sn�� g�ow�, nacisn�� guzik w �cianie i czeka�, a� otworzy si� barek, ukryty w atrapie biblioteczki.
- Spr�buj w Hiltonie. Maj� tam lepsz� obs�ug�, Odpowied� by�a �artobliwa, ale cho� Kerans lubi� Riggsa, chcia� go widywa� mo�liwie jak najrzadziej. Teraz dzieli�a ich laguna, a nieustanny klekot i �oskot, dochodz�ce z kuchni i zbrojowni w bazie, t�umi�a bezpiecznie d�ungla. Ka�dego z dwudziestoosobowej za�ogi zna� przynajmniej dwa lata, ale nie licz�c Riggsa i sier�anta Macready'ego oraz kilku chrapliwych chrz�kni�� i pyta�, zadawanych pacjentom w lazarecie, Kerans nie rozmawia� z nikim od sze�ciu miesi�cy. Nawet kontakty z Bodkinem ograniczy� do minimum. Za obop�ln� zgod� obaj biolodzy zrezygnowali z wymiany uprzejmo�ci i towarzyskich pogaduszek, kt�re pomog�y im przetrwa� pierwsze dwa lata katalogowania materia��w i obr�bki slajd�w w laboratorium.
Ta pog��biaj�ca si� izolacja i wzajemna rezerwa, kt�r� zdradzali tak�e inni cz�onkowie zespo�u, a na kt�r� odporno�� wykazywa� jedynie pe�en optymizmu Riggs, przypomina�a Keransowi o s�abn�cym metabolizmie i biologicznym regresie wszystkich form zwierz�cych, maj�cych wkr�tce przej�� g��bok� metamorfoz�. Czasami zastanawia� si�, w jak� on wkracza w�a�nie faz� przemiany, pewien, �e jego regres nie jest symptomem drzemi�cej w nim schizofrenii, lecz starannym przygotowaniem do �ycia w ca�kowicie nowym �rodowisku, obdarzonym swoist�, wewn�trzn� logik� i topografi�, gdzie stare kategorie my�lowe mog� sta� si� jedynie zawad�.
Nala� Riggsowi spor� porcj� whisky, a swoj� szklank� postawi� na biurku i nie�mia�o zdj�� kilka ksi��ek ze stosu pokrywaj�cego odbiornik radiowy.
- Pr�bowa�e� kiedy� tego pos�ucha�? - zapyta� Riggs z �artobliw� nutk� nagany w g�osie.
- Nie - odpowiedzia� Kerans. - Po co? Znamy ju� wszystkie wiadomo�ci z wyprzedzeniem na trzy miliony lat.
- Ty nic nie wiesz. Naprawd� powiniene� od czasu do czasu w��cza� radio. Dowiedzia�by� si� wielu ciekawych rzeczy. - Pu�kownik odstawi� szklank� i pochyli� si� do przodu. - Na przyk�ad dzi� rano us�ysza�by�, �e dok�adnie za trzy dni mamy si� spakowa� i wynie�� st�d na zawsze. - Kiwa� potakuj�co g�ow�, kiedy Kerans przygl�da� mu si� z niedowierzaniem. - Wczoraj w nocy dostali�my rozkaz z Camp Byrd. Podobno poziom wody wci�� si� podnosi. Ca�a nasza praca posz�a na mam�. Zreszt�, zawsze uwa�a�em, �e tak b�dzie. Odwo�ane zosta�y tak�e zespo�y ameryka�skie i rosyjskie. Temperatura na r�wniku dochodzi do stu osiemdziesi�ciu stopni Fahrenheita i stopniowo ro�nie, a pasy deszcz�w si�gaj � ju� dwudziestego r�wnole�nika. Przybywa te� mu�u...
Pu�kownik urwa�, przygl�daj�c si� Keransowi.
- Co ci jest? Nie cieszysz si�, �e wyje�d�amy?
- Oczywi�cie, �e si� ciesz� - odpowiedzia� mechanicznie Kerans. Trzyma� w r�ku pust� szklank� i chcia� j� wstawi� do barku, ale mimo to podszed� z roztargnieniem do kominka i zacz�� przesuwa� palcami po tarczy stoj�cego na nim zegara. Wydawa�o si�, �e czego� szuka. - Wi�c m�wisz, �e wyje�d�amy za trzy dni?
- Wola�by� us�ysze�, �e za trzy miliony dni? -Riggs wykrzywi� twarz w szerokim u�miechu. - My�l�, �e w g��bi ducha masz ochot� tu zosta�.
Kerans podszed� do baru, ponownie nape�ni� sobie szklank� i opanowa� si�. Uda�o mu si� prze�y� monotoni� i nud� poprzedniego roku tylko dzi�ki temu, �e nauczy� si� wykracza� poza normalny �wiat czasu i przestrzeni, dlatego ten nag�y powr�t na ziemi� chwilowo zbi� go z tropu. Wiedzia� jednak, �e istniej� po temu jeszcze inne motywy i przyczyny.
- Nie opowiadaj g�upstw - odpar� swobodnie. - Po prostu nie przypuszcza�em, �e b�dziemy si� st�d wycofywa� w takim po�piechu. Ale, oczywi�cie, ciesz� si�, �e wyje�d�amy. Cho� musz� przyzna�, �e mi si� tu spodoba�o - potoczy� szerokim gestem po pokoju. - Mo�e dlatego, �e to miejsce odpowiada mojemu temperamentowi dekadenta. A w Camp Byrd zamieszkam dla odmiany w po��wce brudnej puszki po konserwach, gdzie moim jedynym wspomnieniem luksusu b�dzie piosenka Bouncing with Beethoven, je�li nadadz� j � kiedykolwiek w lokalnej audycji radiowej .
Riggs rykn�� �miechem na ten gderliwy przejaw poczucia humoru, a potem wsta� i zapi�� mundur.
- Jeste� doprawdy dziwakiem, Robercie. Kerans opr�ni� szklank� jednym haustem.
- Pos�uchaj, pu�kowniku, chyba jednak nie b�d� m�g� ci dzisiaj pom�c. W�a�nie okaza�o si�, �e mam co� pilnego do roboty. - Zauwa�y�, �e Riggs powoli kiwa g�ow�. - Ach, ju� rozumiem. Wi�c to by� tw�j problem. M�j problem.
- Owszem. Widzia�em si� z Beatrice wczoraj wieczorem i dzisiaj rano, kiedy og�oszono t� wiadomo��. Musisz j � przekona�, Robercie. Na razie zdecydowanie odmawia wyjazdu. Jak gdyby nie rozumia�a, �e tym razem to ju� koniec, �e nie b�dzie tu wi�cej zespo��w ��czno�ciowych. By� mo�e uda jej si� prze�y� jeszcze z p� roku, ale w marcu, kiedy nadejd� deszcze, nie b�dziemy mogli podes�a� tu nawet helikoptera. A poza tym, wtedy nie b�dzie to ju� nikogo obchodzi�. Powiedzia�em jej o tym wszystkim, ale ona odesz�a po prostu bez s�owa.
Kerans u�miechn�� si� ponuro, wyobra�aj�c sobie dobrze mu znane rozko�ysane biodra i dumny diod.
- Beatrice bywa czasami do�� trudna. - Gra� na czas, w nadziei, �e nie obrazi�a Riggsa. �eby przekona� j� do zmiany zdania, trzeba by�o prawdopodobnie wi�cej ni� trzech dni i Kerans chcia� mie� pewno��, �e pu�kownik b�dzie na nich czeka�. - Ma z�o�on� osobowo��, �yje jak gdyby na wielu poziomach naraz. Je�li nie udaje si� jej zsynchronizowa� my�li, zachowuje si� jak ob��kana.
Wyszli. Kerans zamkn�� komory powietrzne i w��czy� alarmy termostatowe, �eby za dwie godziny temperatura powietrza wynosi�a przyjemne osiemdziesi�t stopni w skali Fahrenheita. Kiedy schodzili na p�ywaj�ce nabrze�e, Riggs kilka razy przystawa�, �eby posmakowa� ch�odnego, z�otawego powietrza w kt�rym� z salon�w wychodz�cych na lagun� i posykiwa� na w�e, sun�ce mi�kko po wilgotnych, poro�ni�tych grzybem kanapach. Weszli na pok�ad kutra i Macready zatrzasn�� za nimi drucian� siatk� drzwi.
Pi�� minut p�niej ruszyli spod hotelu na drug� stron� laguny. Katamaran �lizga� si� i wirowa� za ruf� kutra. Z�ote fale l�ni�y we wrz�cym powietrzu, a otaczaj�cy ich pier�cie� pot�nych ro�lin zdawa� si� ta�czy� w rozedrganym powietrzu niczym zakl�ta d�ungla.
Riggs z powa�n� min� zerka� na zewn�trz przez siatk�.
- Dzi�ki Bogu, �e dostali�my ten sygna� z Byrd. Ju� dawno powinni byli nas odwo�a�. Sporz�dzanie map nowych zatok na u�ytek jakiej� hipotetycznej przysz�o�ci to absurd. Nawet je�li wybuchy na S�o�cu ustan�, minie co najmniej dziesi�� lat, zanim kto� podejmie powa�niejsz� pr�b� powrotu do tych miast. A do tej pory prawie wszystkie wi�ksze budynki poch�onie mu�. Potrzeba by co najmniej dw�ch dywizji, �eby wykarczowa� d�ungl� tylko w tej jednej lagunie. Bodkin powiedzia� mi dzi� rano, �e korony niekt�rych ro�lin, i to wcale nie zdrewnia�ych, osi�gaj� ju� wysoko�� ponad dwustu st�p. To jeden przekl�ty ogr�d zoologiczny, nic wi�cej.
Pu�kownik zdj�� czapk� i potar� czo�o, a potem spr�bowa� przekrzycze� narastaj�cy ryk dw�ch zewn�trznych silnik�w.
- Je�li Beatrice zostanie tu jeszcze troch� d�u�ej, naprawd� oszaleje. A to przypomina mi, �e jest jeszcze jeden pow�d, dla kt�rego powinni�my si� st�d wynie��. - Riggs spojrza� na wysok�, samotn� posta� sier�anta Macready'ego, stoj�cego przy rumplu i wpatruj�cego si� uporczywie w prut� kad�ubem kutra wod�, a potem przeni�s� wzrok na zapad�e, niesamowite twarze reszty za�ogi. - Powiedz mi. doktorze, czy dobrze ostatnio sypiasz?
Zaskoczony, Kerans odwr�ci� si�, �eby obrzuci� pu�kownika uwa�nym spojrzeniem i upewni� si�, czy w tym pytaniu nie kryje si� przypadkiem odleg�a aluzja do jego zwi�zku z Beatrice Dahi. Riggs przypatrywa� mu si� swymi jasnymi, inteligentnymi oczami, trzymaj�c pa�k� w starannie wypiel�gnowanych d�oniach.
- Bardzo dobrze - odpar� ostro�nie Kerans. - Jak nigdy w �yciu. A dlaczego pytasz?
Ale Riggs skin�� tylko g�ow� i zacz�� wydawa� krzykliwe komendy Macready'emu.
Rozdzia� II
Iguany
Z jednej z zatoczek, utworzonych przez strumie�, wy�oni� si� du�y nietoperz o sp�aszczonym nosie, skr�caj�c zaraz ostro w stron� kutra i wyj�c przy tym jak z�y duch, wyp�dzony z chorego. Prac� sonaru zwierz�cia zak��ci� labirynt ogromnych paj�czyn, rozsnutych w poprzek zatoki przez kolonie paj�k�w pogo�c�w, i dlatego nietoperz przelecia� zaledwie kilka st�p ponad drucian� os�on� nad g�ow� Keransa, a potem poszybowa� wzd�u� linii zatopionych biurowc�w, buszuj�c po�r�d olbrzymich, przypominaj�cych �agle li�ci paproci, porastaj�cych dachy dom�w. Wtem, kiedy przelatywa� obok jednego z wystaj�cych gzyms�w, jakie� nieruchome dot�d zwierze o przypominaj�cym kamie� �bie k�apn�o paszcz�, chwytaj�c nietoperza w locie. Rozleg� si� kr�tki, przera�liwy pisk i Kerans zd��y� jeszcze zobaczy� zmia�d�one skrzyd�a, znikaj�ce w zaci�ni�tych szcz�kach jaszczura, a potem gad wycofa� si� i po oliwili zn�w sta� si� niewidzialny w�r�d listowia.
Ca�� drog� w d� strumienia obserwowa�y ich wyci�gni�te w oknach biurowc�w i dom�w towarowych iguany o nieruchomych, skamienia�ych, sztywno uniesionych �bach. Rzuca�y si� do wody w �lad torowy kutra, chwytaj�c paszczami owady, wylatuj�ce z szybu wentylacyjnego i z gnij�cych pni, a potem wp�ywa�y przez okna z powrotem do budynk�w i w�azi�y po schodach na g�r�, by zaj�� opuszczone stanowiska obserwacyjne, k�ad�c si� w poprzek cia� swoich towarzyszy, czasami po trzy naraz. Bez tych gad�w laguny i strumienie pomi�dzy biurowcami, cz�ciowo sk�panymi w wodzie, cz�ciowo za� w bezmiernym upale, mog�yby si� odznacza� jakim� zagadkowym, sennym pi�knem, ale iguany i bazyliszki odbiera�y podobnym fantazjom wszelki urok, sprowadzaj�c je do rzeczywisto�ci. Jak wskazywa�y gniazda iguan, rozsiane po dawnych salach konferencyjnych, gady przej�y miasto we w�adanie. Sta�y si� ponownie dominuj�c� form� �ycia.
Patrz�c na ich prastare, oboj�tne pyski, Kerans zaczyna� rozumie� dziwny l�k, jaki budzi�y w nim te zwierz�ta, przywo�uj�ce na my�l archaiczne wspomnienia przera�aj�cych d�ungli paleocenu, kiedy to gady ust�pi�y miejsca rodz�cym si� ssakom. Zaczyna� pojmowa� nieub�agan� nienawi��, jak� odczuwa jeden gatunek zoologiczny wobec drugiego, maj�cego zaj�� jego miejsce.
Dotar�szy do kra�ca zatoki, wp�yn�li do kolejnej laguny, na szeroki kr�g ciemnozielonej wody, mierz�cy niemal p� mili �rednicy. Pas czerwonych plastikowych boi oznacza� kana�, prowadz�cy do strumienia na drugim brzegu. Kuter mia� zanurzenie niewiele ponad stop�. Sun�li r�wno po g�adkiej tafli wody, a za nimi chyl�ce si� ku zachodowi s�o�ce otwiera�o jej g��biny, widzieli wi�c wyra�nie zarysy pi�cio- i sze�ciopi�trowych budynk�w, majacz�cych widmowo niby pot�ne upiory, tu i �wdzie za� wystawa� nad powierzchni� jaki� pokryty mchem dach, wzd�u� kt�rego przesuwa� si� akurat kad�ub statku.
Sze��dziesi�t st�p pod dnem kutra ci�gn�a si� pomi�dzy domami prosta, szara promenada. Kiedy� widocznie przebiega�a tu ulica, poniewa� przy kraw�niku tkwi�y nadal zardzewia�e, garbate muszle samochod�w. Wiele lagun w �rodku miasta otacza�y wci�� nienaruszone kr�gi gmach�w, do kt�rych wtargn�o - jeszcze niewiele mu�u. Dom�w tych nie zd��y�a tak�e zarosn�� ro�linno��, wyj�wszy dryfuj�ce k�py wodorost�w sargasowych, tote� ulice i sklepy zachowa�y si� w stanie niemal nietkni�tym i wygl�da�y niczym jeziorne odbicie, kt�rego pierwowz�r w niewiadomy spos�b znikn�� na zawsze.
Wi�ksza cz�� miasta znikn�a ju� bowiem dawno, jedynie zbrojone stal� budynki centrum finansowo-handlowego przetrwa�y nadej�cie fali powodziowej. Domy z ceg�y i jednokondygnacyjne fabryki na przedmie�ciach poch�on�� naniesiony przez wod� mu�.
Tam gdzie szlam si�ga� ponad powierzchni� wody, w p�on�ce, matowozielone niebo wystrzela�y ogromne lasy, d�awi�ce dawne pola zbo�owe ca�ej umiarkowanej strefy klimatycznej Europy i Ameryki P�nocnej. Nieprzebyte g�szcze nowego Mato Grosso, si�gaj�ce czasem trzystu st�p wysoko�ci, utworzy�y koszmarny �wiat rywalizuj�cych ze sob� form organicznych, powracaj�cych raptownie do swojej paleozoicznej przesz�o�ci, dlatego nawet wojskowe jednostki Organizacji Narod�w Zjednoczonych mog�y porusza� si� jedynie po szlakach wodnych wielkiego uk�adu lagun, powsta�ych na terenach dawnych miast. Ale obecnie nawet i laguny najpierw d�awi�, a potem poch�ania� mu�.
Kerans przypomnia� sobie nie ko�cz�cy si� ci�g zapadaj�cych za nimi zielonych zmierzch�w, kt�re ogl�da�, kiedy wraz z Riggsem posuwali si� powoli na p�noc przez terytorium Europy, pozostawiaj�c za sob� kolejne miasta, gdzie miazmatyczna ro�linno�� zamienia�a w�skie kana�y w trz�sawiska i porasta�a g�stwin� j eden dach po drugim.
I teraz przysz�o im opu�ci� kolejne takie miasto. Nic licz�c masywnych konstrukcji g��wnych gmach�w centrum handlowego, sk�ada�o si� ono ju� tylko z trzech lagun, otoczonych kilkunastoma jeziorkami o �rednicy pi��dziesi�ciu jard�w oraz sieci� w�skich zatoczek i strumieni, p�yn�cych mniej wi�cej zgodnie z dawnym rozk�adem ulic i ko�cz�cych sw�j bieg w le��cej dalej d�ungli. Tu i �wdzie strumyki zanika�y ca�kowicie albo wpada�y w paruj�ce p�aty otwartych zbiornik�w wodnych, b�d�cych pozosta�o�ciami dawnych ocean�w. Te z kolei ust�powa�y miejsca nowym archipelagom, kt�re ��czy�y si� z sob�, tworz�c jednolit�, zwart� d�ungl� masywu po�udniowego.
Za�o�ona przez Riggsaijego pluton p�ywaj�ca baza wojskowa, zapewniaj�ca tak�e ochron� stacji bada� biologicznych, cumowa�a w lagunie najdalej wysuni�tej na po�udnie, os�oni�ta kilkunastoma najwy�szymi budynkami miasta, czyli trzydziestopi�trowymi gmachami dawnego centrum finansowego.
Kiedy p�yn�li na drug� stron� laguny, pomalowany w ��te pasy kad�ub bazy znajdowa� si� po stronie s�o�ca, tote� w odbitych od wody promieniach niemal nie by�o go wida�. �mig�a stoj�cego na pok�adzie helikoptera tak�e miota�y w ich stron� o�lepiaj�co jasne lance �wiat�a. Dwie�cie jard�w dalej, przy brzegu, unosi� si� na wodzie mniejszy, bia�y kad�ub stacji bada� biologicznych, przycumowany do szerokiego, garbatego gmachu, mieszcz�cego niegdy� sal� koncertow�.
Kerans spojrza� w g�r� na prostok�tne urwiska. Pozosta�o w nich wystarczaj�co du�o nie zniszczonych okien, �eby przypomnia� sobie ilustracje przedstawiaj�ce zalane s�o�cem bulwary w Nicei, Rio i Miami, o kt�rych czyta� jako dziecko w encyklopediach w Camp Byrd. By�o to dziwne, ale pomimo pot�nego czaru lagunowych �wiat�w i zatopionych miast, Kerans nigdy nie interesowa� si� ich to�samo�ci� i ani razu nic zada� sobie trudu, �eby sprawdzi�, w jakim mie�cie przysz�o mu stacjonowa�.
Doktor Bodkin, starszy od niego o dwadzie�cia pi�� lat, zd��y� jeszcze w m�odo�ci pomieszka� w kilku miastach, zar�wno w Europie, jak i w Ameryce. Teraz wolne chwile Bodkin sp�dza� zazwyczaj wios�uj�c w p�askodennej �odzi po co bardziej oddalonych drogach wodnych, wyszukuj�c r�ne zalane biblioteki i muzea, chocia� nie kry�y w sobie ju� nic wi�cej opr�cz jego wspomnie�.
By� mo�e to w�a�nie brak osobistych wspomnie� czyni� Keransa oboj�tnym na widok ton�cych cywilizacji. Urodzi� si� i wychowa� w obr�bie tak zwanego dawniej ko�a podbiegunowego, stanowi�cego obecnie stref� subtropikaln�, gdzie �rednia roczna temperatura wynosi�a osiemdziesi�t pi�� stopni, a po raz pierwszy wyruszy� na po�udnie z jedn� z badawczych wypraw ekologicznych dopiero w wieku trzydziestu kilku lat. Rozleg�e bagna i d�ungle stanowi�y wspania�e laboratorium, a zatopione miasta nie by�y dla nich niczym wi�cej, jak tylko niecodziennymi coko�ami.
Nie licz�c pokolenia ludzi starszych, nikt ju� nie pami�ta�, jak wygl�da�o dawniej miejskie �ycie - zreszt� ju� w dzieci�stwie Bodkina miasta zamieni�y si� w obl�one cytadele, otoczone olbrzymimi groblami, wstrz�sane panik� i rozpacz�, na /ym Wenecje wzbraniaj�ce si� przed ostatecznymi za�lubinami z morzem. Obecny urok i pi�kno tych miast wynika�y w�a�nie z ich wewn�trznej pustki, z niecodziennego zderzenia dw�ch przeciwleg�ych biegun�w natury, albowiem ka�da zatopiona metropolia by�a jak porzucona korona kr�lewska, poro�ni�ta przez dzikie orchidee.
Skutki gigantycznych katastrof geofizycznych, kt�re zmieni�y klimat Ziemi, da�y zna� o sobie po raz pierwszy mniej wi�cej sze��dziesi�t czy siedemdziesi�t lat wcze�niej. Najpierw seria gwa�townych, d�ugotrwa�ych burz s�onecznych, ci�gn�ca si� przez kilka lat, a spowodowana zak��ceniami wewn�trznej r�wnowagi w strukturze S�o�ca, zwi�kszy�a obj�to�� pas�w Van Allena, zmniejszaj�c tym samym si�� oddzia�ywania ziemskiego pola grawitacyjnego na zewn�trzne warstwy jonosfery. Kiedy znikn�y one w przestrzeni kosmicznej, za�ama�a si� naturalna os�ona, chroni�ca Ziemi� przed pe�n� moc� promieniowania s�onecznego, i temperatura na planecie zacz�a stopniowo wzrasta�. Nast�pnie z tej przyczyny rozgrzane powietrze zacz�o unosi� si� ku jonosferze i w ten spos�b ko�o si� zamkn�o.
Na ca�ym �wiecie �rednie temperatury podnosi�y si� co roku o kilka stopni. Wi�kszo�� obszar�w tropikalnych rych�o przesta�a nadawa� si� do zamieszkania, i ca�e narody rozpocz�y migracj� na p�noc lub po�udnie, uciekaj�c przed temperaturami rz�du stu trzydziestu lub stu czterdziestu stopni Fahrenheita. Strefy niegdy� umiarkowane zmieni�y si� teraz w strefy tropikalne, a Europ� i Ameryk� P�nocn� nawiedza�y fale upa��w, podczas kt�rych temperatura rzadko kiedy spada�a poni�ej stu stopni. Wtedy pod kierunkiem ONZ rozpocz�a si� kolonizacja p�askowy�u Antarktydy oraz p�nocnych rejon�w przygranicznych Rosji i Kanady.
W pocz�tkowym okresie dwudziestu lat �ycie przystosowywa�o si� stopniowo do nowych warunk�w klimatycznych. Szybkie tempo kolonizacji w ko�cu jednak os�ab�o, a zapasy energii, zu�ywanej dla powstrzymania rozrostu d�ungli r�wnikowych, topnia�y coraz bardziej. Przyspieszona zosta�a wegetacja wszelkich form ro�linnych, a w dodatku wy�szy poziom radioaktywno�ci wzmaga� cz�stotliwo�� wyst�powania mutacji. Pojawi�y si� pierwsze monstrualne formy botaniczne, przypominaj�ce olbrzymie, zdrewnia�e paprocie epoki karbonu. Nast�pi� tak�e gwa�towny rozw�j wszystkich ni�szych form �ycia zwierz�cego i ro�linnego.
Ale wraz z powrotem dalekich antenat�w cz�owieka mia�a miejsce kolejna wielka katastrofa geofizyczna. Ot� wskutek wzrostu temperatury w atmosferze zacz�y topi� si� polarne czapy lodowe. Po��czone oceany lod�w p�askowy�u Antarktydy pocz�y p�ka� i topie si�, a dziesi�tki tysi�cy lodowc�w wok� Arktyki, na Grenlandii, w Europie P�nocnej, Rosji i Ameryce sp�yn�y do morza. Miliony akr�w wiecznej zmarzliny roztopi�o si� w olbrzymie rzeki.
Mimo to poziom ocean�w wzr�s�by globalnie zaledwie o kilka st�p, jednak pot�ne lodowcowe rzeki nios�y z sob� tak�e miliardy ton ziemi, tworz�c u swych uj�� rozleg�e delty, przesuwaj�ce linie brzegowe kontynent�w i zasypuj�ce oceany. Powierzchnia m�rz, zajmuj�ca dot�d dwie trzecie powierzchni Ziemi, pokrywa�a obecnie niewiele wi�cej ni� po�ow� planety.
Pchaj�c przed sob� zatopiony szlam, nowe morza ca�kowicie zmieni�y kszta�ty i granice kontynent�w. Morze �r�dziemne skurczy�o si�, tworz�c ostatecznie system jezior, a Wyspy Brytyjskie po��czy�y si� ponownie z p�nocn� Francj�. �rodkowy Zach�d Stan�w Zjednoczonych, zalany przez rzek� Missisipi, odprowadzaj�c� wod� z G�r Skalistych, sta� si� kolosaln� zatok�, si�gaj�c� a� po Zatok� Hudsona, natomiast Morze Karaibskie zmieni�o si� w pustynn� r�wnin� mu�u i soli. Europa zosta�a przeobra�ona w uk�ad olbrzymich lagun, powsta�ych wok� po�o�onych ni�ej g��wnych miast kontynentu, zatopionych przez mu�, niesiony na po�udnie z pr�dem coraz bardziej przybieraj�cych rzek.
Migracja ludno�ci do strefy podbiegunowej trwa�a nast�pne trzydzie�ci lat. W kilku ufortyfikowanych miastach uda�o si� chwilowo powstrzyma� nap�r wzbieraj�cych m�rz i rozrastaj�cej si� d�ungli, wznosz�c skomplikowane tamy, ale woda przerwa�a je w ko�cu co do jednej. Ludzie mogli �y� ju� tylko w strefie dawnych k� podbiegunowych, w Arktyce i na Antarktydzie. P�aski k�t padania promieni s�onecznych chroni� tam mieszka�c�w przed skutkami nasilonego promieniowania. Z powodu radiacji ludzie musieli opu�ci� tak�e miasta po�o�one wysoko w rejonach g�rskich, ale bli�ej r�wnika, bo cho� panowa�a w nich ni�sza temperatura, rozrzedzona atmosfera nie zapewnia�a w g�rach dostatecznej os�ony przed promieniowaniem.
Ten w�a�nie ostatni czynnik paradoksalnie stanowi� r�wnie� rozwi�zanie problemu zasiedlenia nowych ziem przez migruj�ce populacje z innych zak�tk�w �wiata - rozpocz�� si� bowiem sta�y spadek rozrodczo�ci ssak�w i nadesz�a era panowania zwierz�t ziemno-wodnych oraz gad�w, najlepiej przystosowanych do wodnego �ycia w lagunach i na bagnach. R�wnowaga ekologiczna zosta�a odwr�cona i w roku urodzin Keransa w Camp Byrd, dziesi�ciotysi�cznym mie�cie na P�nocnej Grenlandii, liczb� wszystkich ludzi, �yj�cych jeszcze w strefie podbiegunowej, szacowano na zaledwie pi�� milion�w.
Narodziny dziecka powoli stawa�y si� rzadko�ci� i statystycznie tylko jednemu ma��e�stwu na dziesi�� udawa�o si� sp�odzi� potomstwo. Jak czasami m�wi� sobie Kerans, genealogiczne drzewo ludzko�ci samo sobie przycina�o ga��zie, jak gdyby cofaj�c si� w czasie, mog�a zatem w ko�cu nadej�� taka chwila, kiedy drugi Adam znajdzie si� wraz z drug� Ew� w nowym Raju.
Riggs zauwa�y�, �e Kerans u�miecha si� c�o w�asnych my�li.
- Co ci� tak rozbawi�o, Robercie? Zn�w jeden z tych twoich niezrozumia�ych dowcip�w? Tylko nie pr�buj mi go wyt�umaczy�.
- Po prostu wyobrazi�em sobie siebie w zupe�nie nowej roli. - Kerans spogl�da� ponad nadbud�wk� na przesuwaj�ce si� w odleg�o�ci dwudziestu st�p biurowce. Bryzgi wody spod kad�uba kutra wpada�y do �rodka przez otwarte okna na wysoko�ci linii wodnej. Ostry zapach wilgotnego wapna stanowi� orze�wiaj�cy kontrast wobec przes�odzonych odor�w gnij�cej ro�linno�ci. Macready skierowa� ju� statek w cie� budynk�w. Za nimi rozpryskiwa� si� py� wodny i woko�o zapanowa� przyjemny ch��d.
Po drugiej stronie laguny Kerans dostrzega� ju� barczyst�, rozebran� do pasa posta� doktora Bodkina, stoj�cego na mostku po prawej burcie stacji badawczej. By� przepasany na biodrach kolorow� szarf�, a zielony celuloidowy daszek, kt�rym chroni� oczy przed s�o�cem, sprawia�, �e mo�na by�oby wzi�� go za hazardzist�, kt�ry akurat dzisiejszego ranka postanowi� odpocz�� od gry przy zielonym stoliku na rzecznym statku -kasynie. Ze zwieszaj�cych si� nad stacj� paproci Bodkin rwa� jagody wielko�ci pomara�czy i rzuca� je kwil�cym, szerokonosym ma�pom, ta�cz�cym mu nad g�ow� na ga��ziach, zach�caj�c je do walki o owoce �artobliwymi okrzykami i gwizdami. Pi��dziesi�t st�p dalej przygl�da�y mu si� z kamienn� dezaprobat� trzy siedz�ce na gzymsie iguany. Ich ogony leniwie chwia�y si� na boki w ge�cie zniecierpliwienia.
Macready szarpn�� rumpel. Podp�yn�li w wodnej mgie�ce od zawietrznej wysokiego bia�ego budynku, wznosz�cego si� ca�e dwadzie�cia pi�ter ponad poziom wody. Dach pobliskiego, mniejszego domu pe�ni� funkcj� nabrze�a, przy kt�rym cumowa� bia�y kad�ub motor�wki. Sko�nie osadzone, pleksiglasowe okna kabiny sternika by�y pop�kane i brudne, a z rur wydechowych wycieka�y do wody p�aty oleju.
Kiedy kuter prowadzony do�wiadczon� r�k� Macready'ego dobi� do nabrze�a za ruf� motor�wki, zacz�li gramoli� si� ku drucianym drzwiom, a potem zeskoczyli na nabrze�e i w�sk� metalow� k�adk� weszli do budynku. �ciany korytarza by�y �liskie od wilgoci, tynki z�era�y ju� wielkie smugi ple�ni, ale winda, nap�dzana zapasowym silnikiem, jeszcze dzia�a�a. Wjechali powoli na dach, dostali si� na g�rny poziom dupleksowej konstrukcji, a potem ruszyli korytarzem awaryjnym na zewn�trzny taras.
Dok�adnie pod nimi znajdowa� si� ni�szy poziom z ma�ym basenem i zadaszonym patio. Pod trampolin� sta�y wsuni�te w cie� jasnokolorowe le�aki. ��te �aluzje zas�ania�y okna z trzech stron wok� basenu, ale przez szpary widzieli ch�odne cienie w salonie oraz b�yski kryszta��w i sreber na stoj�cych tu i �wdzie sto�ach. W przy�mionym �wietle pod pasiast�, b��kitn� markiz� w tylnej cz�ci patio sta�a d�uga chromowana lada, wygl�daj�ca r�wnie zach�caj�co, jak klimatyzowany bar widziany z zapylonej ulicy. Kieliszki i karafki odbija�y si� w diamentowej tafli lustra. Wszystko w tej prywatnej przystani wydawa�o si� czyste i dyskretne, jak gdyby dzieli�y j� tysi�ce mil od pokrytej rojami much ro�linno�ci i ciep�ej wody dwadzie�cia pi�ter ni�ej.
Z drugiej strony basenu, zas�oni�tego cz�ciowo ozdobnym balkonem, otwiera� si� szeroki, rozleg�y widok na lagun�, na miasto wy�aniaj�ce si� z porastaj�cej je d�ungli i p�askie pasma srebrzystej wody, ci�gn�ce si� ku plamie zielem na po�udniowym horyzoncie. Masywne mu�owe brzegi wznosi�y grzbiety ponad powierzchni� wody, a jasno��ta szczecina, porastaj�ca ich kr�gos�upy, wskazywa�a miejsca zaj�te ju� przez olbrzymie gaje bambusowe.
Z platformy na pok�adzie bazy wzbi� si� helikopter i zbli�y� si� do nich wysokim �ukiem. Pilot zarzuci� ogonem maszyny, zmieniaj�c z rykiem silnik�w kierunek lotu, a potem w otwartym luku pojawi�o si� dw�ch ludzi, obserwuj�cych dachy dom�w przez lornetk�.
Beatrice Dahl le�a�a wyci�gni�ta na jednym z le�ak�w. Smuk�e, nasmarowane olejkiem cia�o dziewczyny l�ni�o w cieniach niczym tu��w �pi�cego pytona. R�owe opuszki palc�w jednej r�ki Beatrice spoczywa�y delikatnie na wype�nionej lodem szklance, stoj�cej na stoliku obok, a druga d�o� panny Dahl powoli przewraca�a kartki jakiego� kolorowego czasopisma. Jej g�adk�, l�ni�c� twarz zas�ania�y szerokie, czarnogranatowe okulary przeciws�oneczne, ale Kerans zauwa�y� nieco ponury grymas, jaki nadawa�a ustom Beatrice wysuni�ta do przodu, j�drna dolna warga. Zapewne by�a zirytowana, �e Riggs zmusi� j� do przyj�cia nieodpartej logiki swojej argumentacji.
Pu�kownik wspar� si� o por�cz i przystan��, z nieskrywanym zachwytem spogl�daj�c w d� na pi�kne, pr�ne cia�o dziewczyny. Kiedy Beatrice spostrzeg�a Riggsa, zdj�a okulary, a potem zawi�za�a lu�no zwisaj�ce pod pachami rami�czka kostiumu. W jej oczach pojawi�y si� iskierki.
- No dobra, m�wcie, o co chodzi. Nie jestem striptizerk�.
Riggs zachichota� i zbieg� na d� po bia�ych metalowych schodkach. Kerans poszed� za nim, ca�y czas zastanawiaj�c si�, w jaki spos�b ma przekona� Beatrice, �eby porzuci�a sw�j prywatny azyl i zdecydowa�a si� wyjecha�.
- Droga panno Dahl, powinno pani pochlebia�, �e przyje�d�am tu ci�gle, �eby si� z pani� zobaczy� - powiedzia� Riggs, odchylaj�c markiz� i przysiadaj�c obok na jednym z le�ak�w. - A poza tym, jako gubernator wojskowy tutejszych teren�w, mam wobec pani pewne zobowi�zania. I vice versa - tu pu�kownik mrugn�� do Keransa z rozbawieniem.
Beatrice obrzuci�a go kr�tkim, pe�nym z�o�ci spojrzeniem, a potem si�gn�a r�k� w ty�, �eby podkr�ci� potencjometr stoj�cego za jej plecami radia.
- O rany boskie... - Potem wymamrota�a pod nosem jakie� ju� mniej uprzejme przekle�stwo i spojrza�a z kolei na Keransa. - No a ty, Robercie? Co ci� do mnie sprowadza o tak wczesnej porze?
Kerans wzruszy� ramionami, u�miechaj�c si� do niej przymilnie.
- St�skni�em si� za tob�.
- Dobry z ciebie ch�opiec. Bo ju� my�la�am, �e mo�e nasz gauleiter pr�bowa� ci� nastraszy� swoimi makabrycznymi opowie�ciami grozy.
- Owszem, prawd� m�wi�c, pr�bowa�. - Kerans si�gn�� po pismo le��ce na kolanach Beatrice i zacz�� leniwie przerzuca� stronice. Trzyma� w r�kach paryski magazyn "Vogue" sprzed czterdziestu lat. S�dz�c po lodowato zimnych kartkach, przechowywany by� w jakim� ch�odnym miejscu. Kerans odrzuci� pismo na pod�og�, wy�o�on� zielonymi kaflami. - Wygl�da na to, Bea, �e za par� dni naprawd� wszyscy b�dziemy musieli st�d wyjecha�. Pu�kownik i jego ludzie wycofuj� si� z laguny na dobre. Nie mo�emy zosta� tutaj sami, je�li on wyjedzie.
- "Nie mo�emy"? - powt�rzy�a sucho. - Nie wiedzia�am, �e ty tak�e zastanawiasz si�, czyby nie zosta�.
Kerans spojrza� mimo woli na Riggsa, kt�ry przypatrywa� mu si� badawczo.
- Wcale si� nie zastanawiam - powiedzia� stanowczo. - Wiesz, o co mi chodzi. B�dziemy mieli wiele do zrobienia przez najbli�sze czterdzie�ci osiem godzin. Nie komplikuj nam wyjazdu i nie pr�buj wyzywa� mnie na nasz ostatni pojedynek na uczucia.
Zanim dziewczyna zd��y�a odci�� si� Keransowi, Riggs doda� g�adko:
- Temperatura wci�� ro�nie, panno Dahl. Nie b�dzie pani �atwo wytrzyma� stutrzydziestostopniowy upa�, kiedy wyczerpi� si� zapasy paliwa do generatora. Wielka strefa deszcz�w r�wnikowych posuwa si� na p�noc. Dotrze tu za dwa miesi�ce. A kiedy deszcze rusz� dalej i rozwieje si� ochronna pokrywa chmur, woda w pani basenie - pu�kownik wskaza� zbiornik pe�en paruj�cej, roj�cej si� od owad�w cieczy - niemal si�, cholera, zagotuje. Ponadto, bior�c dalej pod uwag� komary typu X z gatunku Anopheles, rak sk�ry i wrzeszcz�ce ca�� noc iguany, nie b�dzie pani mog�a spa�. - Riggs zamkn�� oczy i doda� w zamy�leniu: - Oczywi�cie, o ile jeszcze w og�le pani sypia.
Na t� ostatni� uwag� dziewczyna lekko �ci�gn�a usta z rozdra�nieniem. Kerans zrozumia�, �e milcz�ca dwuznaczno��, kryj�ca si� w pytaniu pu�kownika o to, jak Kerans ostatnio �pi, nie by�a aluzj� do jego zwi�zku z Beatrice.
Tymczasem Riggs ci�gn�� dalej:
- Poza tym nie b�dzie pani �atwo da� sobie rad� z ludzkimi s�pami, w�druj�cymi t�dy na p�noc z lagun �r�dziemnomorskich.
Beatrice odrzuci�a z czo�a d�ugie czarne w�osy.
- B�d� zamyka� drzwi na klucz, panie pu�kowniku.
- Na lito�� bosk�, Beatrice, co ty chcesz udowodni�? - warkn�� zirytowany Kerans. - Dzisiaj zabawa tymi autodestrukcyjnymi impulsami sprawia ci mo�e przyjemno��, ale kiedy wyjedziemy, nie b�d� ju� takie �mieszne. Pu�kownik po prostu usi�uje ci pom�c... A tak naprawd� guzik go obchodzi, czy tu zostaniesz czy nie.
Riggs za�mia� si� kr�tko.
- No, tego bym nie powiedzia�. Ale je�eli przeszkadza pani my�l, �e mog� si� o ni� osobi�cie troszczy�, to prosz� raczej uwa�a�, �e spe�niam tylko sw�j obowi�zek.
- To ciekawe, panie pu�kowniku. Zawsze s�dzi�am, �e naszym obowi�zkiem jest pozosta� tutaj jak d�ugo si� da, nawet za cen� wszelkich mo�liwych po�wi�ce�. A w ka�dym razie tak powiedziano mojemu dziadkowi, kiedy Rz�d skonfiskowa� wi�kszo�� jego maj�tku - tu w oczach Beatrice pojawi� si� znajomy b�ysk k��liwego poczucia humoru. Zauwa�y�a, �e Riggs zerka przez rami� w stron� baru. - Co si� sta�o, panie pu�kowniku? Rozgl�da si� pan za egzotycznym s�u��cym? Ja panu nie zrobi� drinka, je�eli o to panu ' chodzi. Czasami wydaje mi si�, �e obaj przychodzicie tutaj tylko po to, �eby chla�. Riggs wsta�.
- W porz�dku, panno Dahl, poddaj� si�. Zobaczymy si� p�niej, doktorze - pu�kownik zasalutowa� Beatrice z u�miechem. - Jutro, jeszcze nie wiem dok�adnie o kt�rej godzinie, przy�l� po pani rzeczy kuter, panno Dahl.
Kiedy Riggs odszed�, Kerans wyci�gn�� si� na le�aku i patrzy� na kr���cy nad s�siedni� lagun� helikopter. Co pewien czas maszyna zni�a�a gwa�townie lot przy brzegu, a wtedy p�d ci�tego �mig�ami powietrza trzepa� pierzastymi li��mi paproci i zmusza� iguany do ucieczki po dachach. Beatrice przynios�a z baru drinka i usiad�a na le�aku ko�o Keransa.
- Wola�abym, �eby� nie analizowa� mojego zachowania w obecno�ci tego cz�owieka, Robercie. - Poda�a mu szklank� i wspar�a si� o jego kolana, opieraj�c podbr�dek na przegubie d�oni. Zazwyczaj wygl�da�a zdrowo i krzepko, ale dzisiaj mia�a zm�czony i smutny wyraz twarzy.
- Przepraszam - powiedzia� Kerans. - By� mo�e w rzeczywisto�ci analizowa�em w�asne zachowanie. Ultimatum Riggsa troch� mnie zaskoczy�o. Nie spodziewa�em si�, �e wyjedziemy tak szybko.
- A wi�c zamierzasz wyjecha�?
Kerans milcza�. Sprz�ony z radiem automatyczny gramofon zmieni� p�yt� z Symfoni� pastoraln� Beethovena na p�yt� z VII Symfoni�, a Toscanini ust�pi� miejsca Brunonowi Walterowi. Przez ca�y dzie� gramofon bez przerwy odgrywa� pe�ny cykl dziewi�ciu symfonii. Kerans szuka� odpowiedzi, szuka� zmiany nastroju, ws�uchuj�c si� w uroczysty motyw, otwieraj�cy VII Symfoni� i nak�adaj�cy si� na jego niezdecydowanie.
- Wydaje mi si�, �e chc� wyjecha�, ale w�a�ciwie nie znalaz�em jeszcze odpowiedniego po temu powodu. Zaspokojenie potrzeb emocjonalnych to nie wszystko. Musz� istnie� jakie� bardziej przekonywaj�ce bod�ce. Mo�e te zatopione laguny przypominaj� mi na przyk�ad o embrionalnym, macicznym okresie mojego �ycia. Je�eli tak, to najlepiej b�dzie wyjecha� st�d jak najszybciej. Wszystko, co m�wi Riggs, to prawda. Nie ma wi�kszych szans, �e prze�yjesz tropikalne burze i oprzesz si� malarii.
Kerans po�o�y� d�o� na czole Beatrice, badaj�c jej temperatur� jak dziecku.
- Co Riggs mia� na my�li sugeruj�c, �e niedobrze sypiasz? Ju� drugi raz dzisiejszego ranka wspomnia� co� o zaburzeniach snu.
Beatrice na chwil� zapatrzy�a si� w dal.
- Och, to nic takiego. Mia�am ostatnio kilka dziwacznych i przera�aj�cych sn�w. Mn�stwo ludzi miewa koszmary nocne. Nie ma o czym m�wi�. Powiedz mi lepiej, Robercie, ale powa�nie: czy je�li zdecyduj� si� zosta�, zostaniesz ze mn�? Mogliby�my zamieszka� tutaj razem.
Kerans u�miechn�� si� szeroko.
- Chcesz mnie skusi�, Bea? Co za pytanie! Pami�taj, �e jeste� nie tylko najpi�kniejsz�, ale i jedyn� kobiet� w tych okolicach. Doprawdy, trudno by�oby znale�� bardziej trafn� podstaw� do biblijnego por�wnania. Adam nie mia� zmys�u estetycznego, bo inaczej zda�by sobie spraw�, �e Ewa by�a dzie�em dosy� przypadkowym.
- Jeste� dzisiaj szczery. - Beatrice wsta�a i podesz�a do brzegu basenu. Obiema r�kami zgarn�a w�osy z czo�a. Jej smuk�e, gibkie cia�o zal�ni�o w s�o�cu.
- Czy rzeczywi�cie musimy wyjecha� tak nagle, jak twierdzi Riggs? Mamy przecie� motor�wk�.
- To wrak. Pierwsza powa�niejsza burza rozpruje j� jak zardzewia�� puszk� po konserwach.
Zbli�a�o si� po�udnie. Upa� na tarasie stawa� si� ju� nie do wytrzymania, wi�c Kerans i Beatrice weszli do mieszkania. Filtry podw�jnych �aluzji przepuszcza�y do niskiego, przestronnego salonu tylko cienk� smug� s�o�ca, a klimatyzowane powietrze by�o koj�co ch�odne. Beatrice wyci�gn�a si� na d�ugiej, jasnob��kitnej kanapie ze sk�ry s�onia. Praw� r�k� bawi�a si� runem puszystego dywanu. Mieszkanie by�o jedn� z pieds a terre jej dziadka i sta�o si� domem Beatrice po