9968

Szczegóły
Tytuł 9968
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9968 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9968 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9968 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GEORGE R. R. MARTIN OPOWIADANIA Droga Krzy�a i Smoka - Herezja - oznajmi�. S�onawa woda w basenie zachlupota�a lekko. - Nast�pna! - zapyta�em ze znu�eniem. - Tyle ich jest w naszych czasach. Jego wielebno�� nie by� zachwycony moim komentarzem. Oci�ale zmieni� pozycj�, a� po powierzchni basenu rozbieg�y si� zmarszczki. Troch� wody przela�o si� przez kraw�d� i chlusn�o na kafelkow� pod�og� sali audiencyjnej. Znowu mia�em przemoczone nogi. Przyj��em to filozoficznie. Na�o�y�em najgorsze buty, dobrze wiedz�c, �e mokre obuwie nale�a�o do nieuniknionych konsekwencji pos�uchania u Torgathona, Dziewi�tego Klariis Ten, przyw�dcy narodu ka-Than�w, a tak�e arcybiskupa Vess, czcigodnego Mistrza Czterech �lub�w, Wielkiego Inkwizytora Zakonu Rycerzy Jezusa Chrystusa i doradcy Jego �wi�tobliwo�ci papie�a Daryna XXI z Nowego Rzymu. - Cho�by herezji by�o tyle, ile gwiazd na niebie, ka�da jest r�wnie niebezpieczna, ojcze - powiedzia� arcybiskup z namaszczeniem. - Naszym �wi�tym obowi�zkiem jako Rycerzy Chrystusa jest zwalczy� je wszystkie. Musz� r�wnie� doda�, �e ta nowa herezja jest szczeg�lnie odra�aj�ca. - Tak, wasza wielebno�� - odpar�em. - Nie zamierza�em tego lekcewa�y�. Zechciej mi wybaczy�. Misja na Finneganie by�a bardzo wyczerpuj�ca. Mia�em nadziej�, �e udzielisz mi urlopu. Potrzebuj� wypoczynku, czasu na medytacj� i odzyskanie si�. - Wypoczynek. - Arcybiskup ponownie poruszy� si� w basenie, nieznacznie przesuwaj�c pot�ne cielsko, ale to wystarczy�o, �eby nowa porcja wody sp�yn�a na pod�og�. Jego czarne, pozbawione �renic oczy zamruga�y. - Nie, ojcze, obawiam si�, �e to wykluczone. Twoje do�wiadczenie i umiej�tno�ci s� niezb�dne w tej nowej misji. - Basowy ton jego g�osu z�agodnia�. - Nie mia�em jeszcze czasu, �eby przejrze� tw�j raport z Finnegana. Jak wam posz�o. - �le - o�wiadczy�em - chocia� w ko�cu chyba zdob�dziemy przewag�. Ko�ci� jest silny w Finneganie. Kiedy odrzucono nasze pr�by rekoncyliacji, wsun��em kilka standard�w we w�a�ciwe r�ce i dzi�ki temu mogli�my zamkn�� heretyck� gazet� oraz rozg�o�ni�. Nasi przyjaciele dopilnowali r�wnie�, �eby post�powanie s�dowe podj�te przez heretyk�w nie da�o rezultatu. - To wcale nie jest �le - stwierdzi� arcybiskup. - Odnie�li�cie znaczne zwyci�stwo dla Pana i Ko�cio�a. - Tam by�y zamieszki, wasza wielebno�� - powiedzia�em. - Zgin�o ponad stu heretyk�w i z tuzin naszych ludzi. Boj� si�, �e b�dzie jeszcze wi�cej akt�w przemocy, zanim sko�czymy spraw�. Nasi ksi�a s� atakowani, je�li odwa�� si� pokaza� w mie�cie, gdzie herezja zapu�ci�a korzenie, Przyw�dcy heretyk�w ryzykuj� �yciem, je�li opuszcz� to miasto. Mia�em nadziej�, �e unikniemy nienawi�ci i rozlewu krwi. - Chwalebna nadzieja, ale ma�o realistyczna - zauwa�y� arcybiskup Torgathon. Znowu mrugn�� do mnie, a ja przypomnia�em sobie, �e u przedstawicieli jego rasy mruganie jest oznak� zniecierpliwienia. - Czasami musi pola� si� krew m�czennik�w, tak samo jak krew heretyk�w. Nawet je�li kto� po�wi�ci� �ycie, c� to ma za znaczenie, skoro ocali� dusz� - Istotnie - przy�wiadczy�em. Pomimo swojej niecierpliwo�ci Torgathon got�w by� poucza� mnie przez nast�pn� godzin�, gdybym da� mu okazj�. Ta perspektywa napawa�a mnie przera�eniem. Sala audiencyjna nie by�a zaprojektowana z my�l� o ludzkiej wygodzie, tote� nie chcia�em tu pozosta� d�u�ej, ni� to konieczne. �ciany ocieka�y wod� i porasta�a je ple��, powietrze by�o gor�ce, wilgotne i g�ste od zapachu zje�cza�ego mas�a, charakterystycznego dla ka-Than�w. Koloratka wpija�a mi si� w szyj�, poci�em si� pod sutann�, nogi mia�em ca�kiem przemoczone i �o��dek podje�d�a� mi do gard�a. Skierowa�em rozmow� z powrotem na sprawy bie��ce. - M�wi�e�, wasza wielebno��, �e ta nowa herezja jest wyj�tkowo odra�aj�ca - W�a�nie - potwierdzi�. - Gdzie si� zacz�a - Na Arionie, planecie oddalonej o trzy tygodnie drogi od Vess. Ca�kowicie humanoidalny �wiat. Nie rozumiem, dlaczego wy, ludzie, tak �atwo ulegacie z�ym wp�ywom. Kiedy ka-Thane si� nawr�ci, nigdy nie porzuca swojej wiary. - Wiadomo - przytakn��em uprzejmie. Nie wspomnia�em, �e liczba nawr�conych ka-Than�w by�a znikoma. Ka-Thanowie byli powolnym, oci�a�ym ludem i niewielu spo�r�d ich wielomilionowej populacji przejawia�o zainteresowanie dla obcych idei czy sk�onnych by�o przyj�� wiar� inn� ni� ich w�asna, staro�ytna religia. Torgathon, Dziewi�ty Klariis Tun stanowi� anomali�. Nale�a� do pierwszych nawr�conych, niemal dwa wieki temu, kiedy to papie� Vidal L og�osi�, �e istoty niehumanoidalne r�wnie� mog� wst�powa� do stanu duchownego. Bior�c pod uwag� d�ugo�� �ycia Torgathona i �elazn� niez�omno�� jego przekona� nie nale�a�o si� dziwi�, �e zaszed� tak wysoko, mimo �e zaledwie nieca�y tysi�c przedstawicieli jego rasy przy��czy� si�. za jego przyk�adem do Ko�cio�a. Torgathon mia� przed sob� jeszcze co najmniej sto lat �ycia. Z pewno�ci� zostanie kiedy� Torgathonem, kardyna�em Tun, je�li zd�awi dostateczn� ilo�� herezji. Takie to ju� czasy. - Nie mamy du�ych wp�yw�w na Arionie - m�wi� arcybiskup. Jego ramiona, cztery ci�kie walce c�tkowanego, szaro-zielonego misa, porusza�y si� burz�c wod� w basenie, a brudne bia�e rz�ski otaczaj�ce otw�r oddechowy dr�a�y przy ka�dym s�owie. - Kilku ksi�y, kilka ko�cio��w, gromadk� wiernych, ale �adnej licz�cej si� si�y. Heretycy ju� teraz przewy�szaj� nas liczebnie na tej planecie. Polegam na twojej inteligencji i zr�czno�ci. Zmie� t� kl�sk� w szans� zwyci�stwa. Ta herezja jest tak oczywista, �e �atwo ci b�dzie j� obali�. Mo�e niekt�ry ze zb��kanych wr�c� na drog� prawdy. - Niew�tpliwie - odpar�em. - A jaka jest natura tej herezji? Co mam obali�? W gruncie rzeczy by�o mi wszystko jedno, co smutno �wiadczy�o o mojej w�asnej nadw�tlonej wierze. Mia�em do czynienia ze zbyt wieloma heretykami. Wszystkie ich argumenty i w�tpliwo�ci rozbrzmiewa�y echem w mojej g�owie i powraca�y w m�cz�cych snach. Jakim cudem mog�em by� pewien swojej wiary. Ten sam edykt, kt�ry umo�liwi� Torgathanowi wst�pienie do stanu duchownego, sk�oni� p� tuzina �wiat�w do odrzucenia biskupa z Nowego Rzymu, ci za�, kt�rzy tak my�leli, z pewno�ci� dostrzegliby wyj�tkowo obrzydliw� herezj� w tym olbrzymim, nagim (opr�cz mokrej koloratki) kosmicie, kt�ry unosi� si� w wodzie przede mn� i dzier�y� autorytet Ko�cio�a w czterech wielkich, p�etwiastych d�oniach. Chrze�cija�stwo jest najwi�ksz� religi� ludzko�ci, ale to nic nie znaczy. Niechrze�cijanie pi�ciokrotnie przewy�szaj� nas liczb�, poza tym istnieje ponad siedemset rozmaitych sekt chrze�cija�skich, a niekt�re s� prawie tak silne jak Jedyny Prawdziwy Mi�dzygwiezdny Ko�ci� Katolicki Ziemi i Tysi�ca �wiat�w. Nawet Daryl XXI, cho� tak pot�ny, jest tylko jednym z siedmiu pretendent�w przyznaj�cych sobie tytu� papie�a. Moja wiara by�a niegdy� silna, ale zbyt d�ugo przebywa�em w�r�d heretyk�w i niewierz�cych, i teraz nie umia�em odp�dzi� od siebie w�tpliwo�ci nawet modlitw�. Dlatego te� nie ogarn�a mnie zgroza - poczu�em nag�e intelektualne zainteresowanie - kiedy arcybiskup wyja�ni� mi natur� herezji z Ariona. - Oni zrobili �wi�tego - oznajmi� - z Judasza Iskarioty. Jako inkwizytor wysokiej rangi dowodzi�em w�asnym kosmolotem, kt�remu sam nada�em nazw� "Prawda Chrystusa". Zanim statek zosta� mi przydzielony, nazywa� si� "�wi�ty Tomasz", uwa�a�em jednak, �e �wi�ty znany ze swych notorycznych w�tpliwo�ci nie jest odpowiednim patronem dla statku przeznaczonego do zwalczania herezji. Nie mia�em �adnych obowi�zk�w na pok�adzie "Prawdy", kt�rej za�og� stanowi�o sze�ciu braci i si�str z zakonu �w. Krzysztofa Podr�nika. Kapitanem by�a m�oda kobieta, kt�r� zwerbowa�em ze statku handlowego. Mog�em wi�c po�wi�ci� ca�e trzy tygodnie podr�y z Vess na Ariona na zapoznanie si� z heretyck� Bibli�, kt�rej egzemplarz otrzyma�em od administracyjnego zast�pcy arcybiskupa. By�a to gruba, ci�ka, pi�kna ksi�ga oprawna w czarn� sk�r�, ze z�oconymi brze�kami kartek, zawieraj�ca wiele wspania�ych, kolorowych ilustracji wykonanych technik� holografii. Znakomita robota, najwyra�niej dzie�o jakiego� mi�o�nika prawie ju� zapomnianej sztuki drukarskiej. Obrazy, kt�rych reprodukcje umieszczono w ksi��ce orygina�y znajdowa�y si� podobno w Domu �wi�tego Judasza na Arionie - by�y przepi�kne, aczkolwiek blu�niercze w tre�ci. Pod wzgl�dem artystycznym dor�wnywa�y Tammerwenom i RoHallidayom, kt�re ozdabiaj� wielk� katedr� �w. Jana w Nowym Rzymie. W �rodku znalaz�em imprimatur oznaczaj�cy, �e ksi��ka zosta�a zatwierdzona przez Lukiana Judassona, Pierwszego Aposto�a Zakonu �w. Judasza Iskarioty. Nazywa�a si�: "Droga krzy�a i smoka". Przeczyta�em j�, podczas gdy "Prawda Chrystusa" prze�lizgiwa�a si� mi�dzy gwiazdami. Z pocz�tku robi�em obszerne notatki, �eby lepiej zrozumie� herezj�, z kt�r� mia�em walczy�. P�niej poch�on�a mnie ta dziwaczna, groteskowa, poprzekr�cana historia. S�owa tekstu tchn�y pasj�, si�� i poezj�. Tak oto po raz pierwszy zetkn��em si� ze zdumiewaj�c� postaci� �wi�tego Judasza Iskarioty, ambitnego, skomplikowanego, pe�nego sprzeczno�ci, jednym s�owem niezwyk�ego cz�owieka. By� synem nierz�dnicy i przyszed� na �wiat w legendarnym, staro�ytnym mie�cie-pa�stwie Babilonie tego samego dnia, kiedy zbawiciel narodzi� si� w Betlejem. Dzieci�stwo sp�dzi� na miejskim bruku, kupcz�c w�asnym cia�em w razie konieczno�ci, zajmuj�c si� str�czycielstwem, kiedy troch� podr�s�. Jako m�odzieniec zacz�� eksperymentowa� z czarn� magi� i zanim uko�czy� dwudziesty rok �ycia, sta� si� bieg�ym czarnoksi�nikiem. Wtedy w�a�nie zdoby� s�aw� jako Judasz, Pogromca Smok�w, pierwszy i jedyny cz�owiek, kt�ry zmusi� do pos�usze�stwa najstraszliwsze ze stworze boskich, wielkie, skrzydlate, ogniste jaszczury �e Starej Ziemi. W ksi��ce znajdowa�a si� wspania�a ilustracja przedstawiaj�ca Judasza w ogromnej, ociekaj�cej wilgoci� jaskini, jak z p�on�cymi oczami i roz�arzonym biczem w r�ku poskramia zielono-z�otego g�rskiego smoka. Pod pach� trzyma wiklinowy kosz z uchylonym wiekiem, sk�d wygl�daj� male�kie, �uskowate g��wki trzech smocz�t, a czwarte smocze piskl� wspina mu si� po r�kawie. To by� pierwszy rozdzia� jego �ycia. W drugim rozdziale zosta� Judaszem Zdobywc�, Judaszem, Kr�lem Smok�w, Judaszem z Babilonu, Wielkim Uzurpatorem. Dosiad�szy najwi�kszego spo�r�d swych smok�w, z �elazn� koron� na g�owie i mieczem w d�oni, uczyni� Babilon stolic� najwi�kszego imperium w historii Starej Ziemi, mocarstwa rozci�gaj�cego. si� od Hiszpanii do Indii. Zasiada� na smoczym tronie w Wisz�cych Ogrodach, kt�re kaza� wybudowa�, i z wysoko�ci tego tronu s�dzi� Jezusa z Nazareru, proroka i wichrzyciela, kt�ry sp�tany i zakrwawiony stan�� przed jego obliczem. Judasz nie by� cierpliwym cz�owiekiem i upu�ci� Chrystusowi jeszcze troch� krwi, zanim z nim sko�czy�. A kiedy Jezus nie chcia� odpowiada� na jego pytania, Judasz pogardliwie wyrzuci� go z powrotem na ulic�. Przedtem jednak rozkaza� stra�nikom, �eby obci�li Chrystusowi nogi. "Lekarzu, wylecz si� sam", powiedzia�. Potem nadesz�a Skrucha, nadesz�o objawienie w nocy i Judasz Iskariota porzuci� koron�, bogactwa i czarn� magi�, �eby p�j�� za cz�owiekiem, kt�rego okaleczy�. Wyszydzany i pogardzany przez tych, kt�rych dawniej tyranizowa�, Judasz zosta� Nogami Pana rz�dzi�. Kiedy Jezus wreszcie si� wyleczy�, Judasz stan�� u Jego boku i odt�d by� Jego zaufanym doradc� i przyjacielem, pierwszym z dwunastu. Na koniec Jezus obdarzy� Judasza znajomo�ci� j�zyk�w, wezwa� z powrotem i po�wi�ci� smoki odes�ane przez Judasza, po czym wys�a� swego ucznia z samotn� misj� za ocean, "�eby g�osi� Moje S�owo wsz�dzie tam, gdzie sam nie mog� p�j��". Nadszed� dzie�, kiedy s�o�ce zgas�o w po�udnie i ziemia zadr�a�a, a Judasz zawr�ci� swoje smoki i na oci�a�ych smoczych skrzyd�ach lecia� z powrotem ponad wzburzonym morzem. Ale kiedy dotar� do miasta Jeruzalem, znalaz� Chrystusa martwego na krzy�u. W�wczas jego wiara zachwia�a si� i przez nast�pne trzy dni Wielki Gniew Judasza spada� jak burza na staro�ytny �wiat. Jego smoki zr�wna�y z ziemi� �wi�tyni� w Jeruzalem, wyp�dzi�y ludzi z miasta i wstrz�sn�y nawet pot�nymi o�rodkami w�adzy w Rzymie i w Babilonie. A kiedy Judasz odnalaz� pozosta�ych z Dwunastu i przes�ucha� ich, i dowiedzia� si�, jak ten, kt�rego nazywano Szymon-zwany-Piotrem, trzykrotnie zapar� si� Pana, w�wczas zadusi� Piotra w�asnymi r�kami i rzuci� trupa swoim smokom na po�arcie. Potem rozes�a� smoki na wszystkie strony �wiata i kaza� im wznieca� po�ary, �eby wsz�dzie p�on�y stosy pogrzebowe Jezusa z Nazaretu. A Jezus zmartwychwsta� trzeciego dnia i Judasz zap�aka�, ale jego �zy nie mog�y odwr�ci� gniewu Chrystusa, poniewa� w swoim gniewie Judasz zapar� si� nauki Chrystusa. Wi�c Jezus wezwa� z powrotem smoki i smoki powr�ci�y, i wsz�dzie zgas�y ognie po�ar�w. A potem Jezus wydoby� Piotra ze smoczych brzuch�w i wskrzesi� go, i da� mu w�adz� nad Ko�cio�em. Potem smoki umar�y i umar�y r�wnie� wszystkie smoki na �wiecie, poniewa� stanowi�y �ywy symbol pot�gi i m�dro�ci Judasza Iskarioty, kt�ry ci�ko zgrzeszy�. A On odebra� Judaszowi znajomo�� j�zyk�w i w�adz� uzdrawiania, kt�r� go wcze�niej obdarzy�, i nawet wzrok, poniewa� Judasz post�pi� jak cz�owiek za�lepiony (w tym miejscu by�a pi�kna ilustracja przedstawiaj�ca �lepego Judasza, p�acz�cego nad cia�ami swoich smok�w). I On powiedzia� Judaszowi, �e przez d�ugie wieki b�dzie znany jako Zdrajca, i ludzie b�d� przeklina� jego imi�, i wszystko, czego dokona�, zostanie zapomniane. Ale poniewa� Judasz tak bardzo kocha� Chrystusa, otrzyma� od niego dar przed�u�onego �ycia, �eby m�g� wiecznie w�drowa� i rozmy�la� o swoich grzechach, i wreszcie otrzyma� przebaczenie, i dopiero wtedy umrze�. I tak si� zaczyna� ostatni rozdzia� �ycia Judasza Iskarioty, ale by� to bardzo d�ug rozdzia�. Judasz, niegdy� Kr�l Smok�w, niegdy� przyjaciel Chrystusa, teraz by� tylko �lepym w��cz�g�, wyrzutkiem pozbawionym przyjaci�, w�druj�cym po ca�ym �wiecie, i wci�� �y�, chocia� miasta, ludzie i sprawy, kt�re zna�, dawno umar�y. A Piotr, pierwszy papie� i jego odwieczny wr�g, rozg�osi� wsz�dzie k�amstwo, jak to Judasz sprzeda� Chrystusa za trzydzie�ci kawa�k�w srebra, a� w ko�cu Judasz nie �mia� nawet u�ywa� swego prawdziwego imienia. Na pewien czas przybra� miano �yda Wiecznego Tu�acza, a p�niej wiele innych. �y� ponad tysi�c lat, zosta� kaznodziej�, uzdrowicielem i opiekunem zwierz�t, by� �cigany i prze�ladowany, kiedy Ko�ci� za�o�ony przez Piotra popad� w pych� i zepsucie. Ale Judasz mia� du�o czasu i na koniec odnalaz� spok�j i m�dro��, i wreszcie nadesz�a z dawna upragniona �mier�, i w godzinie �mierci Jezus zst�pi� ku niemu i przebaczy� mu, i Judasz znowu zap�aka�. A zanim umar�, Jezus obieca� mu, �e nieliczni wybra�cy zapami�taj�, kim by� Judasz, i b�d� rozg�asza� t� nowin� przez wieki, a� K�amstwo Piotra zostanie obalone i zapomniane. Takie by�o �ycie �w. Judasza Iskarioty, opowiedziane w "Drodze krzy�a i smoka". By�y tam r�wnie� jego nauki i apokryficzne ksi�gi, kt�re rzekomo napisa�. Kiedy sko�czy�em ksi��k�, po�yczy�em j� Arli-k-Bau, kapitanowi "Prawdy Jezusa". Arla by�a ponur�, na wskro� praktyczn� kobiet� i nie posiada�a zbyt �arliwej wiary, ale ceni�em sobie jej opinie. Reszta mojej za�ogi, dobrzy bracia i siostry z zakonu �w. Krzysztofa, podzieliliby tylko �wi�t� zgroz� arcybiskupa. - Interesuj�ce - powiedzia�a Arla zwracaj�c mi ksi��k�. Zachichota�em. - Czy to wszystko Arla wzruszy�a ramionami. - To pi�kna opowie��. �atwiej si� j� czyta ni� twoj� Bibli�, Damienie, i jest bardziej dramatyczna. - Zgoda - przyzna�em. - Ale to absurd. Nieprawdopodobna mieszanina doktryn, apokryf�w, mit�w i przes�d�w. Owszem, to ciekawe, z pewno�ci�. Pomys�owe, nawet �mia�e. Ale �mieszne, nie uwa�asz. Kto uwierzy w smoki. W beznogiego Chrystusa. W Piotra po�artego przez cztery potwory, a potem przywr�conego do �ycia? Arla u�miechn�a si� ironicznie. - To wcale nie jest wi�ksza bzdura ni� zamiana wody w wino albo Chrystus chodz�cy po wodzie, albo cz�owiek �yj�cy w brzuchu ryby. Arla-k-Bau lubi�a mi dokucza�. Zrobi� si� skandal, kiedy wybra�em na kapitana osob� niewierz�c�, ale Arla �wietnie zna�a si� na swojej robocie, a jej docinki utrzymywa�y mnie w formie. Arla mia�a bystry umys�, co ceni�em sobie wy�ej ni� �lepe pos�usze�stwo. Mo�e na tym polega� m�j grzech. - Istnieje r�nica - o�wiadczy�em. - Czy�by. - parskn�a. Nic nie da�o si� przed ni� ukry�. - Ach, Damienie, przyznaj, �e spodoba�a ci si� ta ksi��ka. Odchrz�kn��em. - Owszem; dosy� mnie zaciekawi�a - odpar�em. Musia�em si� usprawiedliwi�. Wiesz, z czym zwykle mam do czynienia. Paskudne drobne odst�pstwa od doktryny, niezrozumia�y teologiczny be�kot, nad�ty i pozbawiony znaczenia, bezwstydne manewry polityczne zmierzaj�ce do wyniesienia jakiego� ambitnego planetarnego biskupa na stanowisko papie�a albo wytargowania jakich� koncesji od Vess czy Nowego Rzymu. Wojna nigdy si� nie ko�czy, ale te wszystkie potyczki s� nudne i deprymuj�ce. Wyczerpuj� mnie duchowo, fizycznie i emocjonalnie. Po ka�dej bitwie jestem wypompowany i mam poczucie winy. - Stukn��em w sk�rzan� opraw� ksi��ki. - To jest co innego. Oczywi�cie ta herezja musi zosta� zd�awiona, ale przyznaj�, �e bardzo chcia�bym spotka� si� z tym Lukianem Judassonem. - Reprodukcje r�wnie� s� przepi�kne - zauwa�y�a Arla. Przerzuci�a stronice "Drogi krzy�a i smoka" i zatrzyma�a si� przy jakiej� szczeg�lnie przykuwaj�cej wzrok ilustracji. Judasz p�acz�cy nad cia�ami swoich smok�w, pomy�la�em. U�miechn��em si� widz�c, �e ta scena wywar�a na niej r�wnie wielkie wra�enie. Potem zmarszczy�em brwi. Wtedy po raz pierwszy przeczu�em nadchodz�ce k�opoty. Tak oto "Prawda Chrystusa" wyl�dowa�a w porcelanowym mie�cie Ammadon na planecie Arion, gdzie znajdowa� si� Dom Zakonu �w. Judasza Iskarioty. Arion by� przyjemn�, �agodn� planet�, zamieszka�� od trzech stuleci. Liczebno�� populacji si�ga�a dziewi�ciu milion�w; Ammadon, jedyne miasto z prawdziwego zdarzenia, mia� dwa do trzech milion�w mieszka�c�w. Technologia by�a na �rednio wysokim poziomie i opiera�a si� g��wnie na imporcie. Arion nie posiada� wielkiego przemys�u i nie by� rozwini�tym �wiatem, mo�e jedynie pod wzgl�dem artystycznym. Sztuka, kwitn�ca i �ywotna, mia�a tutaj spore znaczenie. Podstawow� zasad� spo�eczn� by�a wolno�� wyzna�, ale Arion nie by� religijn� planet� i wi�kszo�� populacji stanowili gorliwi atei�ci. Najpopularniejsz� religi� by� Estetyzm, kt�ry trudno w og�le uzna� za religi�. Byli tu r�wnie� taoi�ci, erikanerzy, Prawdziwi Chrzciciele i Dzieci Proroka oraz kilka pomniejszych sekt. I wreszcie znajdowa�o si� tu dziewi�� ko�cio��w Jedynej Prawdziwej Mi�dzygwiezdnej Katolickiej Wiary. Niegdy� by�o ich dwana�cie. Trzy pozosta�e zamieniono na przybytki najszybciej rozwijaj�cej si� religii Ariona, zakonu �w. Judasza Iskarioty, kt�ry pr�cz tego posiada� tuzin w�asnych, nowo wybudowanych ko�cio��w. Biskup Ariona, ciemnosk�ry m�czyzna o surowym wygl�dzie, z kr�tko przyci�tymi czarnymi w�osami, bynajmniej nie by� uszcz�liwiony moim widokiem. - Damien Har Veris! - wykrzykn�� z pewnym zdumieniem, kiedy zjawi�em si� w jego rezydencji. - Oczywi�cie s�yszeli�my o tobie, ale nigdy nie przypuszcza�em, �e si� spotkamy i �e b�dziesz moim go�ciem. Jest nas tutaj niewielu... - I coraz mniej - przerwa�em. - Jego wielebno�� arcybiskup Torgathon niepokoi si� t� spraw�. Widocznie jednak ty, ekscelencjo, niezbyt si� tym przejmujesz, skoro nie uzna�e� za stosowne z�o�y� raportu o dzia�alno�ci tej sekty czcicieli Judasza. Biskup przez chwil� wydawa� si� ura�ony t� nagan�, ale szybko prze�kn�� gniew. Nawet biskupi maj� powody obawia� si� inkwizycji. - Martwimy si�, oczywi�cie - odpar�. - Robimy wszystko, co w naszej mocy, �eby zwalczy� t� herezj�. Je�eli zechcesz s�u�y� nam rad�, ch�tnie ci� wys�ucham. - Jestem inkwizytorem Zbrojnego Zakonu Rycerzy Jezusa Chrystusa - o�wiadczy�em bez ogr�dek. - Ja nie udzielam rad, ekscelencjo. Ja podejmuj� dzia�ania. W tym celu zosta�em wys�any na Ariona i to b�d� robi�. Teraz powiedz mi, co wiesz o tej herezji i o tym Pierwszym Apostole, Lukianie Judassonie. - Oczywi�cie, ojcze Damienie - zgodzi� si� biskup. Da� znak s�u��cemu, �eby przyni�s� nam tac� z winem i serem, po czym zacz�� streszcza� kr�tk�, cho� dramatyczn� histori� kultu Judasza. S�ucha�em, poleruj�c paznokcie o wy�ogi mojego karmazynowego kaftana, p�ki czarny lakier nie zal�ni� pe�nym blaskiem, przerywaj�c od czasu do czasu pytaniami. Zanim opowie�� dobieg�a po�owy, by�em ju� zdecydowany z�o�y� wizyt� Lukianowi. To wydawa�o si� najlepszym rozwi�zaniem. A poza tym bardzo chcia�em go pozna�. Zauwa�y�em, �e na Arionie liczy� si� wygl�d, tote� postanowi�em zrobi� wra�enie na Lukianie zar�wno swoj� pozycj�, jak i strojem. Na�o�y�em najlepsze buty, czarne, l�ni�ce, r�cznej roboty buty z rzymskiej sk�ry, kt�re nigdy nie ogl�da�y wn�trza sali audiencyjnej Torgathona, oraz czarny, surowy w kroju garnitur z wy�ogami koloru ciemnego burgunda i sztywnym ko�nierzykiem. Na szyi zawiesi�em wspania�y krucyfiks z czystego z�ota, do kt�rego pasowa�a z�ota spinka w kszta�cie miecza - symbolu inkwizycji - spinaj�ca ko�nierzyk. Brat Denis starannie pomalowa� mi paznokcie czarnym jak heban lakierem, podczerni� mi oczy i przypudrowa� twarz na bia�o. Kiedy spojrza�em w lustro, sam si� przestraszy�em. U�miechn��em si�, ale tylko przelotnie. To psu�o ca�y efekt. Poszed�em do Domu �w. Judasza Iskarioty. Ulice Ammadonu by�y szerokie, przestronne i z�ociste, obsadzone szkar�atnymi drzewami, zwanymi wiatroszepty, kt�rych d�ugie, opadaj�ce ga��zki rzeczywi�cie zdawa�y si� szepta� jakie� sekrety w �agodnych podmuchach bryzy. Towarzyszy�a mi siostra Judyta, drobna kobietka, wygl�daj�ca wiotko nawet w kapturze i habicie zakonu �w. Krzysztofa. Siostra Judyta ma mi��, �agodn�, dziecinn� twarz i du�e oczy o niewinnym spojrzeniu. Przekona�em si�, �e jest bardzo po�yteczna. Ju� cztery razy zabi�a tych, kt�rzy chcieli mnie zamordowa�. Dom by� nowy i okaza�y, zbudowany bez jednolitego planu. Sta� po�r�d ogrod�w, otoczony morzem ma�ych, jaskrawych kwiatk�w i �awicami z�ocistej trawy, a wok� bieg� wysoki mur. Zewn�trzn� stron� muru i �ciany budynku pokrywa�y freski. Rozpozna�em kilka scen z "Drogi krzy�a i smoka" i przystan��em na chwil�, �eby je podziwia�, zanim przekroczy�em g��wn� bram�. Nikt nie pr�bowa� nas zatrzyma�. Nie by�o �adnych stra�y ani nawet od�wiernego. W obr�bie mur�w m�czy�ni i kobiety przechadzali si� powoli po�r�d kwiat�w lub siedzieli na �awkach pod ga��ziami srebmodrzew�w i wiatroszept�w. Siostra Judyta i ja zawahali�my si�, po czym ruszyli�my prosto do Domu. Zaledwie wst�pili�my na schody, kiedy z wn�trza budynku wy�oni� si� jaki� m�czyzna i stan�� w drzwiach oczekuj�c nas. By� t�gi, mia� jasne w�osy i wielk�, k�dzierzaw� brod�, okalaj�c� usta rozci�gni�te w leniwym u�miechu. Ubrany by� w cienk� szat� opadaj�c� a� do st�p obutych w sanda�y, a na szacie namalowane by�y smoki d�wigaj�ce posta� cz�owieka z krzy�em w r�ku. Kiedy dotar�em do szczytu schod�w, m�czyzna sk�oni� si� przede mn�. - Ojcze Damienie Har Veris z zakonu inkwizytor�w - powiedzia� i u�miechn�� si� jeszcze szerzej. - Pozdrawiam ci� w imi� Jezusa i �wi�tego Judasza. Jestem Lukian. Zanotowa�em sobie w pami�ci, �eby sprawdzi�, kto z otoczenia biskupa dostarcza� informacji wyznawcom Judasza, ale na zewn�trz nie zdradzi�em si� niczym. Ju� od bardzo dawna pe�ni�em obowi�zki inkwizytora. - Ojcze Lukianie Mo - powiedzia�em ujmuj�c jego d�o�. - Chc� ci zada� kilka pyta�. - Nie u�miechn��em si�. Za to on si� u�miechn��. - Spodziewa�em si� tego. - oznajmi�. Gabinet Lukiana by� du�y, lecz urz�dzony po sparta�sku. Heretycy cz�sto posiadaj� t� prostot�, kt�rej zaczyna brakowa� przedstawicielom prawdziwego Ko�cio�a. Zauwa�y�em jednakie pewien wyj�tek. Na �cianie za biurkiem-konsol� kr�lowa� obraz, kt�rym ju� zd��y�em si� zachwyci� �lepy Judasz p�acz�cy nad swoimi smokami. Lukian usiad� ci�ko i gestem wskaza� mi drugie krzes�o. Siostra Judyta zosta�a w poczekalni. Wol� sta�, ojcze Lukianie - odpar�em wiedz�c, �e to mi daje przewag�. - Po prostu Lukianie - powiedzia�. - Albo Luke, je�li wolisz. Nie u�ywamy tutaj zbyt wielu tytu��w. - Ty jeste� ojcem Lukianem Mo, urodzonym na Arionie, kszta�conym w seminarium na Cathaday, by�ym ksi�dzem, Jedynego Prawdziwego Mi�dzygwiezdnego Katolickiego Ko�cio�a Ziemi i Tysi�ca �wiat�w - o�wiadczy�em. - Zwracam si� do ciebie tak, jak tego wymaga twoja pozycja. Spodziewam si� od ciebie tego samego. Czy to jasne? - O tak - powiedzia� uprzejmie. - Zosta�em upowa�niony, �eby odebra� ci prawo do udzielania sakrament�w, skaza� ci� na wygnanie i ekskomunikowa� z powodu herezji, kt�r� pope�ni�e�. Na niekt�rych planetach m�g�bym nawet skaza� ci� na �mier�. - Ale nie na Arionie - wtr�ci� szybko Lukian. - Tutaj jeste�my bardzo tolerancyjni. Poza tym jest nas wi�cej. - U�miechn�� si�. - Co do reszty, no c�, i tak ju� od wielu lat nie udzielam sakrament�w. Teraz jestem Pierwszym Aposto�em, nauczycielem, my�licielem. Mo�esz mnie ekskomunikowa�, je�li to ci� uszcz�liwi, ojcze Damienie. W ko�cu wszyscy szukamy szcz�cia. - A wi�c porzuci�e� wiar�, ojcze Lukianie? - zapyta�em. Po�o�y�em na biurku sw�j egzemplarz "Drogi krzy�a i smoka". - Widz� jednak, �e znalaz�e� sobie now� wiar�. Teraz u�miechn��em si�, ale w tym u�miechu by� sam l�d, sama gro�ba, samo szyderstwo. - Nigdy jeszcze nie zetkn��em si� z tak absurdaln� religi�. Pewnie zaraz powiesz mi, �e rozmawia�e� z Bogiem i �e On zes�a� ci to nowe objawienie, �eby� m�g� oczy�ci� szacowne imi� tego wzoru cn�t, �wi�tego Judasza. Teraz Lukian u�miechn�� si� od ucha do ucha. Wzi�� do r�ki ksi��k� i spojrza� na mnie p�omiennym wzrokiem. - Ale� nie - powiedzia�. - Nie, ja sam to napisa�em. Zatka�o mnie. - Co? - Sam to napisa�em - powt�rzy�. Z dum� zwa�y� w r�ku ksi��k�. - Oczywi�cie czerpa�em z wielu �r�de�, g��wnie z Biblii, ale "Droga krzy�a i smoka" to w wi�kszo�ci moje dzie�o. Ca�kiem niez�e, nie uwa�asz. Oczywi�cie nie mog�em podpisa� tej ksi��ki w�asnym nazwiskiem, chocia� jestem z niej dumny, ale umie�ci�em w niej sw�j imprimatur. Zauwa�y�e� go? Nie odwa�y�em si� na nic wi�cej. Na chwil� zabrak�o mi s��w. Potem skrzywi�em si�. - Zaskoczy�e� mnie - przyzna�em. - Spodziewa�em si� jakiego� pomys�owego szale�ca, jakiego� nieszcz�snego, otumanionego g�upca, wierz�cego �wicie, �e rzeczywi�cie rozmawia� z Bogiem. Mia�em ju� do czynienia z takimi fanatykami. Zamiast tego znalaz�em weso�ego cynika, kt�ry wymy�li� now� religi� dla w�asnych korzy�ci. Chyba jednak wol� fanatyk�w. Nie zas�ugujesz nawet na pogard�, ojcze Lukianie. B�dziesz sma�y� si� w piekle przez wieczno��. - W�tpi� - odpar� Lukian - ale �le mnie oceniasz, ojcze Damienie. Nie jestem cynikiem i nie czerpi� �adnych korzy�ci z tej nowej religii �w. Judasza. Prawd� m�wi�c prowadzi�em wygodniejsze �ycie jako ksi�dz twojego ko�cio�a. Robi� to, poniewa� to jest moje powo�anie. Usiad�em. - Zadziwiasz mnie - powiedzia�em. - Wyt�umacz. - Teraz powiem ci prawd� - oznajmi� Lukian. Wym�wi� to w dziwny spos�b, prawie wy�piewa�. - Jestem K�amc� - doda�. - Chcesz mi zam�ci� w g�owie dziecinnymi paradoksami - warkn��em. - Nie, nie - u�miechn�� si�. - Jestem K � a m c �. Z du�ej litery. To jest organizacja, ojcze Damienie. Mo�esz r�wnie� nazywa� to religi�. Wielka i pot�na religia. A ja jestem jej drobn� cz�stk�. - Nie ma takiego ko�cio�a - o�wiadczy�em. - Och, nie, nie mo�esz go ma�. To tajemnica. Z konieczno�ci. Rozumiesz to, prawda! Ludzie nie lubi� by� ok�amywani. - Ja te� nie lubi� by� ok�amywany - burkn��em. Lukian wydawa� si� ura�ony. - Przecie� powiedzia�em ci, �e us�yszysz prawd�. Kiedy K�amca tak m�wi, motasz mu wierzy�. Jak inaczej mogliby�my sobie ufa�. - Jest was wielu - stwierdzi�em. Zaczyna�em my�le�; �e Lukian by� mimo wszystko szale�cem, r�wnie fanatycznym jak inni heretycy, tylko bardziej skomplikowanym. Oto by�a herezja wewn�trz herezji, ale ja znalem sw�j obowi�zek - dotrze� do prawdy i ujawni� j�. - Wielu - przyzna� Lukian z u�miechem. - Zdziwi�by� si�, ojcze Damienie, naprawd� by�by� zdziwiony. Ale s� rzeczy, kt�rych nie �miem ci powiedzie�. - Wi�c powiedz mi tyle, ile mo�esz. - Z rado�ci� - odpar� Lukian Judasson. - My, K�amcy, podobnie jak wyznawcy innych religii, uznajemy pewne prawdy, kt�re przyjmujemy na wiar�. Wiara zawsze jest potrzebna. S� rzeczy, kt�rych nie mo�na udowodni�. Wierzymy, �e warto �y�. To jest artyku� wiary, Celem �ycia jest samo �ycie, walka ze �mierci�, przeciwstawianie si� entropii. - M�w dalej - poprosi�em, wbrew sobie coraz bardziej zaciekawiony. - Wierzymy r�wnie�, �e szcz�cie jest czym� pozytywnym, czym�, do czego nale�y d��y�. - Ko�ci� nie zabrania szcz�cia - zauwa�y�em oschle. - W�tpi� - odpar� Lukian. - Ale nie bawmy si� w s�owne gierki. Pomijaj�c stanowisko Ko�cio�a w kwestii szcz�cia, g�osi on wiar� w �ycie pozagrobowe, Najwy�sz� Istot� oraz skomplikowany kodeks moralny. - To prawda. - K�amcy nie wierz� w Boga ani w �ycie pozagrobowe. Widzimy wszech�wiat taki, jaki jest, ojcze Damienie, i te nagie prawdy s� okrutne. My, kt�rzy wierzymy w �ycie i cenimy je, musimy umrze�. Po �mierci nie b�dzie nic, tylko wieczna pustka, ciemno��, nieistnienie. Nasze �ycie nie ma radnego sensu, celu i znaczenia, tak samo jak nasza �mier�. Kiedy umrzemy, wszech�wiat pr�dko zapomni o nas i wkr�tce b�dzie tak, jakby�my wcale nie �yli. A wszech�wiat i planety podziel� nasz los. Ostateczna entropia poch�onie wszystko i radne nasze wysi�ki nie zdo�aj� powstrzyma� tego okropnego ko�ca. Nic nie trwa wiecznie. Nic nie pozostanie. Nic nie ma znaczenia. Wszech�wiat jest przemijaj�cy, skazany na zag�ad� i z pewno�ci� nie troszczy si� o nas. Odchyli�em si� do ty�u na krze�le i przeszed� mnie dreszcz, kiedy s�ucha�em mrocznych przepowiedni tego nieszcz�snego Lukiana. Przy�apa�em si� na tym, �e obracam w palcach m�j krucyfiks. - Ponura filozofia - stwierdzi�em - a ponadto fa�szywa. Ja te� przery�em kiedy� tak� straszn� wizj�. Chyba to si� zdarza ka�demu z nas. Ale tak nie jest, ojcze. Moja wiara broni mnie, przed takim nihilizmem. Wiara jest tarcz� przeciwko rozpaczy. - Och, wiem o tym, m�j przyjacielu, m�j inkwizytorze - powiedzia� Lukian. Ciesz� si�, �e tak dobrze to zrozumia�e�. Jeste� ju� niemal jednym z nas. Zmarszczy�em brwi. - Dotkn��e� sedna sprawy - ci�gn�� Lukian. - Prawdy, te wielkie prawdy a tak�e wi�kszo�� pomniejszych - s� nie do zniesienia dla wi�kszo�ci ludzi. Bronimy si� przed nimi wiar�. Twoj� wiar�, moj� wiar�, jak� b�d� wiar�. Dop�ki wierzymy, wierzymy szczerze i g��boko, nie ma znaczenia, jakiego k�amstwa si� czepiamy. - Pog�adzi� wystrz�pione ko�ce swojej d�ugiej, jasnej brody. - Nasi psycholodzy powtarzali nam zawsze, �e ci, kt�rzy wierz�, s� szcz�liwi, sam wiesz. Mog� wierzy� w Chrystusa, Budd� czy Erik� Stormjones, w reinkarnacj�, nie�miertelno�� czy natur�, w pot�g� mi�o�ci czy p�aszczyzn� politycznego porozumienia, ale to wszystko sprowadza si� do jednego. Wierz�, wi�c s� szcz�liwi. To ci, kt�rzy poznali prawd�, rozpaczaj� i pope�niaj� samob�jstwa. Prawda jest tak pot�na, a wiara tak w�t�a, krucha, pe�na b��d�w i sprzeczno�ci. Wi�c odrzucamy wiar�, a wtedy czujemy ci�ar otaczaj�cej nas ciemno�ci, i nie mo�emy ju� by� szcz�liwi. Nie jestem t�py i od razu zrozumia�em, do czego zmierza� Lukian Judasson. - Wy, K�amcy, wymy�lacie wiary. - Wszelkiego rodzaju - u�miechn�� si�. - Nie tylko religie. Pomy�l. Wiemy, jak okrutnym instrumentem jest prawda. Pi�kno jest niesko�czenie lepsze od prawdy. My tworzymy pi�kno. Religie, ruchy polityczne, wznios�e idee, kulty mi�o�ci i braterstwa. Wszystko to s� k�amstwa. Rozpowszechniamy k�amstwa i niesko�czenie wiele innych. Udoskonalamy histori�, mitologi� i religi�, �eby sta�y si� lepsze, pi�kniejsze, bardziej wiarygodne. Nasze k�amstwa nie s� oczywi�cie doskona�e. Prawda jest zbyt wielka. Mo�e pewnego dnia wymy�limy jedno wielkie k�amstwo na u�ytek ca�ej ludzko�ci. Do tej pory wystarczaj� tysi�ce ma�ych k�amstw. - Wy, K�amcy, jako� nie budzicie mojej sympatii - o�wiadczy�em z zimn�, pow�ci�gan� pasj�. - Przez ca�e swoje �ycie walczy�em o prawd�. Lukian przybra� pob�a�liw� min�. - Ojcze Damienie Har Veris, Rycerzu Inkwizycji, znam ci� zbyt dobrze. Ty sam jeste� K�amc�. Robisz dobr� robot�. Podr�ujesz z planety na planet� i na ka�dej niszczysz g�upot�, bunt i zw�tpienie podkopuj�ce fundamenty wielkiego k�amstwa, kt�remu s�u�ysz. - Je�li moje k�amstwo jest takie wspania�e - zapyta�em - to dlaczego je odrzuci�e�? - Religia musi by� dostosowana do kultury i ustroju spo�ecznego, umacnia� je, a nie os�abia�. Je�li istnieje mi�dzy nimi konflikt, sprzeczno�� interes�w, w�wczas k�amstwo zostaje obalone i wiara upada. Tw�j Ko�ci� jest odpowiedni dla wielu �wiat�w, ojcze, ale nie dla Ariona. Tutaj �ycie jest przyjemne, a twoja wiara jest zbyt surowa. Tutaj ludzie kochaj� pi�kno, a twoja wiara ofiarowuje zbyt ma�o. Wi�c ulepszyli�my j�. Przez d�ugi czas badali�my t� planet�. Poznali�my jej profil psychologiczny. Religia �w. Judasza b�dzie tutaj kwit�a. Jest barwna, dramatyczna i pi�kna - wspania�a pod wzgl�dem estetycznym. Oto mamy tragedi� ze szcz�liwym zako�czeniem, a Arion uwielbia takie historie. Za� smoki dodaj� jej jeszcze uroku. My�l�, �e tw�j Ko�ci� powinien znale�� jaki� spos�b, �eby wprowadzi� do religii smoki. To cudowne stworzenia. - Mityczne - stwierdzi�em. - Niekoniecznie - odpar�. - Spr�buj to udowodni�. - U�miechn�� si� do mnie. - Widzisz, znowu wszystko sprowadza si� do wiary. Sk�d mo�esz wiedzie�, co naprawd� wydarzy�o si� trzy tysi�ce lat temu. Ty masz swojego Judasza i ja mam swojego. Obaj mamy. ksi��ki. Czy twoja jest prawdziwa. Rzeczywi�cie w to wierzysz? Zosta�em dopuszczony tylko do pierwszego kr�gu Zakonu K�amc�w, wi�c nie znam wszystkich naszych sekret�w, ale wiem, �e nasz zakon jest bardzo stary. Nie zdziwi�bym si�, gdyby si� okaza�o, �e ewangelie napisali tacy sami ludzie jak ja. Mo�e nigdy nie istnia� �aden judasz. Ani Jezus. - Wierz�, �e tak nie jest - powiedzia�em. - W tym budynku przebywa setka ludzi, kt�ry szczerze i g��boko wierz� w �w. Judasza oraz "Drog� krzy�a i smoka" - o�wiadczy� Lukian. - Wiara to bardzo dobra rzecz. Czy wiesz, �e wska�nik samob�jstw na Arionie zmniejszy� si� prawie o jedn� trzeci�, odk�d powsta� Zakon �w. Judasza. Pami�tam, �e powoli podnios�em si� z krzes�a. - Jeste� takim samym fanatykiem jak wszyscy heretycy, kt�rych zna�em, Lukianie Judassonie - powiedzia�em. - Lituj� si� nad tob�, poniewa� utraci�e� wiar�. Lukian r�wnie� wsta�. - Powiniene� litowa� si� nad sob�, Damienie Har Veris - rzek�. - Ja znalaz�em now� wiar� i nowy cel, i jestem szcz�liwym cz�owiekiem. Ty, m�j drogi przyjacielu, jeste� udr�czony i godny lito�ci. - To k�amstwo! - Obawiam si�, �e krzykn��em. - Chod� ze mn� - powiedzia� Lukian. Dotkn�� p�ytki w �cianie, a wtedy W elki obraz Judasza p�acz�cego nad swoimi smokami przesun�� si� i ods�oni� schody prowadz�ce w d�, pod ziemi�. - Id� za mn� - poleci� Lukian. W piwnicy sta� wielki szklany zbiornik wype�niony bladozielonym p�ynem, w kt�rym unosi� si� jaki� stw�r - stw�r przypominaj�cy staro�ytny embrion, jednocze�nie wiekowy i niedojrza�y, nagi, z ogromn� g�ow� i drobnym, niedorozwini�tym cia�kiem. Od jego r�k, n�g i genitalii bieg�y rurki ��cz�ce go z maszyneri�, kt�ra utrzymywa�a go przy �yciu. Kiedy Lukian zapali� �wiat�o, stw�r otworzy� oczy. By�y wielkie i ciemne, i zagl�da�y mi prosto w dusz�. - To m�j kolega - oznajmi� Lukian poklepuj�c bok zbiornika. - Jon Azure Cross, K�amca czwartego kr�gu. - Oraz telepata - doda�em z mdl�c� pewno�ci�. Na innych planetach prowadzi�em pogromy przeciwko telepatom, g��wnie dzieciom. Ko�ci� naucza, �e si�y psioniczne to pu�apki szatana. Biblia o nich nie wspomina. Zawsze czu�em wyrzuty sumienia z powodu tych zab�jstw. - Jon odczyta� ci�, jak tylko wszed�e�. na teren posiad�o�ci - ci�gn�� Lukian i zawiadomi� mnie. Zaledwie kilku z nas wie, �e on tu jest. On pomaga nam skutecznie k�ama�. Wie, kredy wiara jest prawdziwa, a kiedy udawana. Mam wszczep w czaszce i Jon mo�e ze mn� rozmawia� przez ca�y czas. To on zwerbowa� mnie w szeregi K�amc�w. Wiedzia�, �e moja wiara jest fa�szywa. Wyczu� g��bi� mojej rozpaczy. W�wczas stw�r w zbiorniku przem�wi�. Jego metaliczny g�os wydobywa� si� z g�o�nika umieszczonego w podstawie maszyny, kt�ra go �ywi�a. - Czuj� r�wnie� twoj� rozpacz, Damienie Har Veris, fa�szywy kap�anie. Inkwizytorze, zada�e� zbyt wiele pyta�, Jeste� chory na duszy i znu�ony; i utraci�e� wiar�. Przy��cz si� do nas, Damienie. Od dawna ju� jeste� K�amc�! Przez chwil� waha�em si� zagl�daj�c w g��b siebie. Zastanawia�em si�, w co w�a�ciwie wierz�. Szuka�em swojej wiary, ognia, kt�ry niegdy� mnie o�ywia�, pewno�ci, kt�r� czerpa�em z nauk Ko�cio�a, obecno�ci Chrystusa wype�niaj�cej moj� dusz�. Nie znalaz�em nic, nic. By�em pusty w �rodku, wypalony, pe�en w�tpliwo�ci i cierpienia. Ale kiedy ju� mia�em odpowiedzie� Jonowi Azure Crossowi i u�miechni�temu Lukianowi Judassonowi, znalaz�em co� jeszcze, co�, w co wierzy�em i zawsze b�d� wierzy�. Prawd�. Wierzy�em w prawd�, nawet kiedy mnie rani�a. - On jest dla nas stracony - powiedzia� telepata, kt�ry jak na ironi� nazywa� si� Cross. U�miech Lukiana znik�. - Och, naprawd�? Mia�em nadziej�, �e zostaniesz jednym z nas, Damienie. Wydawa�e� si� do tego przygotowany. Nagle ogarn�� mnie strach i chcia�em pobiec z powrotem po schodach do siostry Judyty. Lukian powiedzia� mi tak wiele, a ja odrzuci�em ich ofert�. Telepata wyczu� m�j niepok�j. - Nie mo�esz nam zaszkodzi�, Damienie - oznajmi�. - Odejd� w pokoju. Lukian nic ci nie powiedzia�. Lukian spochmurnia�. - Powiedzia�em mu bardzo du�o, Jon - zaprzeczy�. - Tak, ale czy on uwierzy w s�owa takiego K�amcy. Ma�e, zniekszta�cone usta stwora rozci�gn�y si� w u�miechu, wielkie oczy zamkn�y si�, a Lukian Judasson westchn�� i poprowadzi� mnie na g�r� po schodach. Dopiero po kilku latach zrozumia�em, �e to Jon Azure Cross k�ama�, a ofiar� jego k�amstwa pad� Lukian. Mog�em im zaszkodzi� i zaszkodzi�em im. To by�o ca�kiem proste. Biskup mia� przyjaci� w rz�dzie i w �rodkach przekazu. Dzi�ki w�a�ciwie ulokowanym �ap�wkom ja tak�e zdoby�em sobie przyjaci�. Potem ujawni�em obecno�� Crossa w piwnicy i oskar�y�em go, �e u�ywaj�c swoich si� psionicznych manipulowa� umys�ami wyznawc�w Lukiana. Moi przyjaciele wzi�li sobie do serca te oskar�enia. Gwardzi�ci zorganizowali ob�aw�, osadzili Crossa w areszcie, a p�niej postawili go przed s�dem. Oczywi�cie by� niewinny. Moje oskar�enia nie mia�y sensu; ludzki telepata potrafi czyta� my�li na blisk� odleg�o��, ale niewiele wi�cej. Ale telepaci s� nieliczni i wzbudzaj� powszechny strach, a Cross by� tak odra�aj�cy, �e �atwo przysz�o zrobi� z niego ofiar� przes�d�w. W ko�cu zosta� uniewinniony, wyjecha� z Ammadonu i chyba opu�ci� planet�, udaj�c si� w nieznane. Wcale jednak nie chodzi�o mi o to, �eby go skaza�. Wystarczy�o samo oskar�enie. K�amstwo, kt�re zbudowa� do sp�ki z Lukianem, zacz�o si� wali�. Wiar� trudno zdoby�, ale �atwo utraci�, za� najmniejsza w�tpliwo�� mo�e zachwia� fundamentami najsilniejszych przekona�. Biskup i ja pracowali�my razem, zasiewaj�c ziarna kolejnych w�tpliwo�ci. To nie by�o takie �atwe, jak si� spodziewa�em. K�amcy wykonali dobr� robot�. Ammadon, podobnie jak wi�kszo�� cywilizowanych miast, posiada� ogromny bank wiedzy, system komputerowy, kt�ry ��czy� szko�y, biblioteki i uniwersytety i umo�liwia� ka�demu dost�p do wszelkich informacji. Ale kiedy zacz��em sprawdza�, odkry�em wkr�tce, �e historia Rzymu i Babilonu zosta�a subtelnie zniekszta�cona. Znalaz�em trzy wzmianki dotycz�ce Judasza Iskarioty jedna m�wi�a o zdrajcy, druga o �wi�tym, a trzecia o kr�lu-zdobywcy Babilonu. Jego imi� wymieniano r�wnie� w zwi�zku z Wisz�cymi Ogrodami; by� te� artyku� o tak zwanym Kodeksie Judasza. Za� wed�ug danych biblioteki w Ammadonie smoki zosta�y wyt�pione na Starej Ziemi mniej wi�cej w czasach Chrystusa. Stopniowo usun�li�my wszystkie te k�amstwa, wymazali�my je z pami�ci komputer�w, chocia� musieli�my powo�a� si� na autorytety naukowe z p� tuzina nie-chrze�cija�skich planet, zanim bibliotekarze i uczeni uwierzyli, �e nie jest to jedynie kwestia pogl�d�w religijnych. Zakon �w. Judasza zosta� zdemaskowany i zacz�� podupada�. Lukian Judasson wychud�, zmizernia� i chocia� si� z�o�ci�, musia� zamkn�� po�ow� swoich ko�cio��w. Oczywi�cie herezja nigdy nie umiera do ko�ca. Zawsze znajd� si� tacy, kt�rzy uwierz� w ka�de k�amstwo. Tak wi�c do dzi� dnia "Droga krzy�a i smoka" jest czytana na Arionie, w porcelanowym mie�cie Ammadon, po�r�d szumi�cych wiatroszept�w. Po roku powr�ci�em na Vess na pok�adzie "Prawdy Chrystusa" dowodzonej przez Arl�-k-Bau, a arcybiskup Torgathon udzieli� mi wreszcie tego urlopu, o kt�ry prosi�em, zanim wys�a� mnie, �ebym zwalcza� nast�pne herezje. Tak wi�c odnios�em zwyci�stwo, Ko�ci� trwa� nadal nie zmieniony, a pot�ga Zakonu �w. Judasza zosta�a z�amana. Telepata Jon Azure Cross nie mia� racji, my�la�em w�wczas. Na nieszcz�cie nie doceni� w�adzy inkwizycji. P�niej jednak przypomnia�em sobie jego s�owa. Nie mo�esz nam zaszkodzi�, Damienie. Nam. Zakonowi �w. Judasza. Czy K�amcom? Przypuszczam, �e sk�ama� z rozmys�em, wiedz�c, �e zaatakuj� i zniszcz� "Drog� krzy�a i smoka", wiedz�c r�wnie�, �e nie zdo�am dosi�gn�� K�amc�w, �e nie odwa�� si� nawet o nich m�wi�. Kto by mi uwierzy�. Wielka mi�dzygwiezdna konspiracja, si�gaj�ca pocz�tk�w historii. To zakrawa�o na paranoj�, a ja nie mia�em �adnych dowod�w. Telepata sk�ama� na benefis Lukiana i dlatego Lukian pozwoli� mi odej��. Teraz jestem tego pewien. Cross ryzykowa� wiele pr�buj�c mnie usidli�. Przegra� i postanowi� po�wi�ci� Lukiana Judassona oraz swoje k�amstwo, pionki w jakiej� wi�kszej rozgrywce. Wi�c wyjecha�em d�wigaj�c w duszy �wiadomo��, �e nie posiadam �adnej wiary pr�cz �lepej wiary w prawd� - t� prawd�, kt�rej nie mog�em ju� znale�� w moim Ko�ciele. Przekona�em si� o tym podczas rocznego urlopu, kt�ry sp�dzi�em na Vess, Cathaday i Celii, zajmuj�c si� studiami. Wreszcie znowu znalaz�em si� w sali audiencyjnej arcybiskupa i sta�em w swoich najgorszych butach przed Torgathonem, Dziewi�tym Klariis Tun. - Wasza wielebno�� - powiedzia�em mu - nie mog� przyj�� dalszych zada�. Prosz� o zwolnienie mnie z czynnej s�u�by. - Z jakiego powodu. - zagrzmia� Torgathon rozchlapuj�c wod�. - Straci�em wiar� - odpar�em z prostot�. Przygl�da� mi si� przez d�ugi czas, mrugaj�c pozbawionymi �renic oczami. Wreszcie powiedzia�: - Twoja wiara to sprawa pomi�dzy tob� a twoim spowiednikiem. Dla mnie licz� si� tylko wyniki. Robisz dobr� robot�, Damienie. Nie mo�esz si� wycofa� i nie pozwolimy ci z�o�y� rezygnacji. Prawda nas wyzwoli. Ale prawda jest zimna, pusta i straszna, a k�amstwa bywaj� pi�kne i pokrzepiaj�ce. W zesz�ym roku Ko�ci� przydzieli� mi nowy statek. Nazwa�em go "Smok". Prze�o�y�a Danuta G�rska Mg�y odp�ywaj� o �wicie Pierwszego dnia po wyl�dowaniu przyszed�em wcze�niej na �niadanie, ale Sanders ju� by� na balkonie jadalni. Sta� samotnie przy balustradzie spogl�daj�c na g�ry i mg��. Podszed�em do niego i mrukn��em mu "Dzie� dobry". Nie pofatygowa� si�, �eby mi odpowiedzie� - Pi�knie tu, prawda? - zapyta� nie odwracaj�c g�owy. Mia� racj�. Mg�a k��bi�a si� zaledwie kilka st�p poni�ej balkonu rozbryzguj�c si� widmowymi grzywaczami o g�azy zamku Sandersa. Gruby, bia�y koc rozci�ga� si� od horyzontu po horyzont kryj�c pod sob� wszystko. Daleko na p�nocy mogli�my dostrzec szczyt Czerwonego Ducha - wygi�te ostrze szkar�atnej ska�y wbijaj�ce si� w niebo - lecz nic wi�cej. Pozosta�e g�ry znajdowa�y si� jeszcze poni�ej poziomu mg�y. My jednak byli�my nad ni�. Sanders wzni�s� sw�j hotel na szczycie najwy�szej g�ry tego pasma. Unosili�my si� samotnie na powierzchni sk��bionego bia�ego oceanu: lataj�cy zamek po�r�d morza chmur. Zamek Chmur, tak w�a�nie Sanders nazwa� to miejsce. �atwo by�o zrozumie� dlaczego. - Zawsze tak jest? - zapyta�em go, kiedy ju� nasyci�em si� widokiem. - Przy ka�dym odp�ywie mgie� - odpar� odwracaj�c si� do mnie z pe�nym zadumy u�miechem. By� grubym m�czyzn� o jowialnej czerwonej twarzy - tacy ludzie rzadko u�miechaj� si� z zadum�. On jednak to uczyni�. Wskaza� na wsch�d, gdzie wznosz�ce si� ponad mg�y s�o�ce Planety Widm rozpala�o na porannym niebie szkar�atnopomara�czowy spektakl. - S�o�ce - powiedzia�. - Kiedy wschodzi, ciep�o zap�dza mg�y z powrotem do dolin, zmusza je do ust�pienia z g�r, kt�re uda�o im si� zdoby� w nocy. Mg�y opadaj�, stopniowo ods�aniaj�c kolejne szczyty. Oko�o po�udnia wida� ju� ca�e pasmo. Czego� takiego nie ma ani na Ziemi, ani nigdzie indziej. - U�miechn�� si�, ponownie i zaprowadzi� mnie do jednego ze stolik�w rozstawionych na balkonie. - A potem, o zachodzie s�o�ca, wszystko ulega odwr�ceniu. Dzi� wieczorem musi pan obejrze� przyp�yw mgie� - doda�. Kiedy usiedli�my i krzes�a wyczu�y nasz� obecno��, natychmiast pojawi� si� ugrzeczniony robokelner. Sanders zignorowa� go. - To wojna - powiedzia�. - Odwieczna wojna mi�dzy s�o�cem i mg��. Mg�a wygrywa. Panuje w dolinach, na r�wninach i na brzegach morza. S�o�ce ma zaledwie kilka g�rskich szczyt�w, a i to tytko za dnia. Zam�wi� u robokelnera kaw�, �eby�my mi�li czym si� zaj��, czekaj�c na przybycie pozosta�ych. Rzecz jasna, kawa mia�a by� �wie�o parzona; Sanders nie uznawa� na swojej planecie �adnych b�yskawicznych namiastek ani syntetycznych imitacji. - Podoba si� panu tutaj - stwierdzi�em, kiedy czekali�my na zrealizowanie zam�wienia. Sanders roze�mia� si�. - A czemu mia�oby mi si� nie podoba�? W Zamku Chmur jest wszystko: dobra �ywno��, rozrywki, gry hazardowe plus domowe wygody. A dodatkowo jeszcze ta planeta. Mam chybi; to, co najlepsze, prawda? - Przypuszczam, �e tak. Ale wi�kszo�� ludzi nie my�li w taki spos�b. Nikt nie przylatuje na Planet� Widm ze wzgl�du na gry - hazardowe ani na jedzenie. Sanders skin�� g�ow�. - Ale czasem zjawiaj� si� my�liwi. Poluj� na g�rskie koty i diab�y nizinne. A co jaki� czas przyje�d�a kto�, kto chce obejrze� ruiny. - By� mo�e - odpar�em. - Ale to s� wyj�tki. Wi�kszo�� pa�skich go�ci przybywa tu z innego powodu. - Jasne - zgodzi� si� z u�miechem. - Widma. - Widma - powt�rzy�em. - Ma pan tutaj pi�kne widoki, mo�liwo�ci polowania, �owienia ryb i uprawiania wspinaczki, lecz �adna z tych atrakcji nie jest w stanie przyci�gn�� turyst�w. Przyje�d�aj� wy��cznie z powodu widm. Pojawi�y si� dwa paruj�ce dzbanki z kaw� i jeden mniejszy, z g�st� �mietank�. Kawa by�a bardzo mocna, bardzo gor�ca i bardzo dobra. Po kilku tygodniach od�ywiania si� sztucznymi potrawami na statku stanowi�a dla mnie prawdziwe przebudzenie. Sanders pi� ma�ymi �ykami nie spuszczaj�c ze mnie badawczego spojrzenia. - Pan te� przylecia� z powodu widm - powiedzia� wreszcie odstawiaj�c z namys�em fili�ank�. Wzruszy�em ramionami. - Oczywi�cie. Moich czytelnik�w nie interesuj� krajobrazy, cho�by najbardziej malownicze. Dubowski i jego ludzie s� tu po to, �eby odnale�� widma, a ja mam relacjonowa� poszukiwania. Sanders mia� zamiar co� odpowiedzie�, lecz nie zd��y�, gdy� niespodziewanie odezwa� si� ostry, suchy g�os: - O ile w og�le jest tu czego szuka�. Odwr�cili�my si� w stron� wej�cia na balkon. Mru��c oczy w ostrym �wietle poranka sta� doktor Charles Dubowski, szef zespo�u badawczego przys�anego na Planet� Widm. Tym razem uda�o mu si� gdzie� zgubi� towarzysz�ce mu zwykle stadko asystent�w. Dubowski zatrzyma� si� na sekund�, po czym podszed� do naszego stolika, odsun�� krzes�o i usiad�. Natychmiast podjecha� do niego robokelner. Sanders zmierzy� szczup�ego naukowca niech�tnym spojrzeniem. - Dlaczego uwa�a pan, �e nie matu �adnych widm, doktorze? - zapyta�. Dubowski wzruszy� ramionami i u�miechn�� si� lekko. - Po prostu nie wydaje mi si�, �eby istnia�y na to dostateczne dowody - odpar�. - Ale prosz� si� nie obawia�: nigdy nie pozwalam, �eby moje odczucia wp�ywa�y na przebieg pracy. Podobnie jak wszystkim, najbardziej zale�y mi na prawdzie, dlatego moja ekspedycja b�dzie ca�kowicie bezstronna. Je�eli s� tu jakie� widma, na pewno je znajd�. - Albo one znajd� pana - powiedzia� powa�nie Sanders. - A to mo�e okaza� si� niezbyt przyjemne. Dubowski parskn�� �m