9911

Szczegóły
Tytuł 9911
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9911 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9911 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9911 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WIES�AW WERNIC SIER�ANT KONNEJ POLICJI ILUSTROWA� STANIS�AW ROZWADOWSKI CZYTELNIK � 1985 WARSZAWA Kim jest Owen? Wrzesie� 1890 roku by�, jak na t� por� roku, niezwykle ciep�ym miesi�cem. Zaskakuj�ce upa�y, typowo letnie w jesiennej porze, zasta�y nas obu w po�udniowej cz�ci Saskatchewanu � okr�gu kanadyjskich Terytori�w P�nocno-Zachodnich1. Przybyli�my tu najpierw kolej� do stolicy okr�gu, Reginy, a p�niej dwukonna bryczka przez p�tora dnia, przerwanego nocnym biwakiem w�r�d pustkowi bezkresnej prerii, dowioz�a nas do wielkiego gospodarstwa hodowlanego, w�asno�ci Jonathana Caldwella. Przyczyn� tej niespodziewanej dla nas obu (Karola Gordona i mnie) podr�y by�y przedziwne tarapaty, w jakie popad� w�a�ciciel �Alicji� (tak nazywa�a si� farma Caldwella). O wyci�gni�cie go z tych tarapat�w Caldwell gor�co nas prosi� za po�rednictwem znanego nam od lat porucznika (ongi� sier�anta) P�nocno-Zachodniej Konnej Policji � Gary Mitchella. Nie b�d� powtarza� historii, jaka si� przydarzy�a posiadaczowi �Alicji�. Nie ma ona bowiem nic wsp�lnego z tym, o czym mam zamiar opowiedzie�2. Ale do rzeczy! Na wst�pie wspomnia�em o letniej aurze tamtej jesieni. To w�a�nie jej zawdzi�cza�em mo�no�� wys�uchania i z kolei powt�rzenia opowie�ci o przedziwnych �yciowych perypetiach przypadkowo poznanego przeze mnie cz�owieka. Gdyby bowiem pada�y dokuczliwe deszcze i d�y wiatry sygnalizuj�ce nadci�ganie zimy, nie m�g�bym tyle czasu sp�dza� w ogrodzie otaczaj�cym budynek farmy, grzej�c si� w s�o�cu i... nastawiaj�c uszu, jak to si� potocznie okre�la. Zaiste warto by�o s�ucha�! Nigdy dot�d podczas mych wypraw z Karolem Gordonem nie zaw�drowa�em tak daleko na p�noc ameryka�skiego kontynentu. Sta�o si� to dopiero rok p�niej3. W�wczas jednak wydawa�o mi si�, �e przebywam je�li nie w samym sercu P�nocy, to w jego pobli�u. Jak�e fascynowa�y mnie tutejsze egzotyczne nazwy rzek, jezior, osad ludzkich! Oto P�aszczyzna Je�ozwierza, Jezioro W�a, Jezioro Kri (od nazwy india�skiego plemienia), Jezioro Frobishera (g�o�nego odkrywcy i podr�nika), Cie�nina Pelikana, Jezioro Pian, Jezioro Ostatniej G�ry. miasteczko o nazwie Hudson Bay. W jaki� to spos�b i dlaczego przyw�drowa�a tu nazwa Zatoki Hudsona, po�o�onej w linii powietrznej o trzysta pi��dziesi�t mil na wsch�d od tej osady? A inne osiedla? Chocia�by taka Marchew nad rzek�... Marchwi� albo India�ska G�owa, ��ta Trawa, Bia�y Las. Samo miano okr�gu Saskatchewan wywodzi si� od rzeki o tej�e nazwie. Przekr�conej nazwie, bo Indianie zw� t� rzek� Kisikatchewan, co oznacza �wolno p�yn�ca woda�. Urok egzotyki takich nazw po prostu mnie oczarowa�. Jak�e chcia�bym napotka� kt�rego� z �ojc�w chrzestnych�, na przyk�ad Jeziora Ostatniej G�ry, aby mi wyt�umaczy� pochodzenie tej nazwy. Lub te� � Cie�niny Pelikana. Przecie� pod t� d�ugo�ci� i szeroko�ci� geograficzn� nigdy nie �y�y pelikany! Na pewno mieszkali tu ludzie (a mo�e nadal mieszkaj�) o bujnej fantazji i poetyckich sk�onno�ciach. W nast�pnym roku, jak ju� wspomnia�em poprzednio, zrz�dzeniem losu przysz�o mi pozna� prawdziw� P�noc, tak� jaka nawet w lecie ch�odem dmucha. W�wczas � przez por�wnanie � egzotyka r�wnin Saskatchewanu wiele straci�a w mych oczach. Tymczasem trafi�a si� okazja wys�uchania opowie�ci bywalca, kt�ry wydepta� �cie�ki przez ziemie, o jakich w�wczas nawet nie �ni�em, mimo �e � daleki od samochwalstwa � wielokrotnie wspomina�em o swych w�dr�wkach przez pustacie Arizony. Nowego Meksyku, Oklahomy, Montany. Nie by�y mi obce bezdro�a po�udnia i zachodu, ale � p�nocy nie! M�j przygodny informator uraczy� mnie wspomnieniami, z kt�rych mo�na u�o�y� bardzo interesuj�c� ksi��k�. Zwr�ci�em mu na to uwag�. � Gdzie� ja do pisania? Ch�tnie odst�pi� panu wszystko, co naopowiada�em, a na �yczenie s�u�� dalsz� porcj�. Prosz�, niech pan sam o tym napisze. No, i wspomni te� o mnie. Nazywam si� Owen Hove. Powy�sze s�owa nie wyja�niaj� sprawy ca�kowicie. Musz� wi�c doda�, �e Hove by� sier�antem P�nocno-Zachodniej Konnej Policji4. Ta kanadyjska s�u�ba bezpiecze�stwa zosta�a zorganizowana w 1873 roku celem zaprowadzenia porz�dku i zagwarantowania bezpiecze�stwa nielicznej pod�wczas ludno�ci zachodnich, preriowych obszar�w Kanady, rozci�gaj�cych si� a� do podn�y G�r Skalistych oraz ziem le��cych daleko na p�nocy, po Ocean Arktyczny i granic� z Alask�. Olbrzymi ten teren do roku 1869 stanowi� w�asno�� Kompanii Zatoki Hudsona, przedsi�biorstwa handlowego, jakie w 1670 roku, nadaniem kr�la Anglii Karola II, uzyska�o oko�o p�tora miliona mil5 kwadratowych dziewiczych ziem. W 1869 roku tereny te zosta�y wykupione przez rz�d Dominium Kanady za p�tora miliona kanadyjskich dolar�w. W konsekwencji nale�a�o nad nimi roztoczy� opiek� prawa, a przede wszystkim obsadzi� stra�� na tysi�c mil d�ug� granic� pa�stwow� mi�dzy Kanad� a Stanami Zjednoczonymi. Tamt�dy bowiem nap�ywali ze Stan�w w��czykije ameryka�skiego Dzikiego Zachodu, przest�pcy uchodz�cy przed wymiarem sprawiedliwo�ci, �owcy sk�r wybijaj�cy ostatnie bizonie stada, handlarze-przemytnicy z wozami pe�nymi beczu�ek kiepskiej whisky sprzedawanej Indianom za cenne sk�rki. Pewni bezkarno�ci przybysze wznosili na ziemiach nale��cych do Kanady obronne forty s�u��ce za sk�adnice alkoholu, wywieszaj�c na nich gwia�dziste flagi swego kraju. Rz�d Dominium chcia� r�wnie� ochroni� robotnik�w buduj�cych linie kolejowe ze wschodu na zach�d oraz nawi�za� przyjacielskie kontakty z zachodnimi i p�nocnymi plemionami Indian, jak r�wnie� po�o�y� kres ci�gle wznawianym wojnom mi�dzyplemiennym. Takiemu to dzia�aniu mia�a podo�a� pierwsza, zaledwie trzystu ludzi licz�ca grupa konnej policji. I podo�a�a! Historycy twierdz�, �e by� to cud, jaki si� wydarzy� w dziejach Kanady. 8 lipca 1874 roku ta skromna si�a zbrojna zda�a sw�j pierwszy egzamin. Z miejsca zbi�rki (sze��dziesi�t mil na po�udnie od Winnipegu) wyruszy�a na zach�d kawalkada dwustu siedemdziesi�ciu pi�ciu ludzi, trzysta dziesi�� koni, sto czterdzie�ci dwa wo�y, dziewi��dziesi�t trzy sztuki byd�a, sto czterna�cie lekkich dwuko�owych w�zk�w i siedemdziesi�t trzy ci�kie czteroko�owe wozy. Ludzie otrzymali mundury: czerwone kurty (na wz�r uniformu brytyjskiej armii) i granatowe spodnie z ��tymi lampasami. W okresie czterech miesi�cy przebyto ponad tysi�c mil, podczas tego marszu zniszczono sk�adnice w�dki przemycanej ze Stan�w, wzniesiono szereg posterunk�w obronnych i nawi�zano ��czno�� z Indianami. W tym czasie pad�o z pragnienia lub g�odu sporo poci�gowych zwierz�t, lecz nie zgin�� ani jeden cz�owiek. Tak to wygl�da w wielkim skr�cie. C� jeszcze doda�? Chyba to, �e s�u�ba w Konnej Policji nie by�a wysoko wynagradzana. Szeregowy policjant-konstabl otrzymywa� zaledwie jednego dolara dziennie, subkonstabl � zaledwie siedemdziesi�t pi�� cent�w, inspektor (dowodz�cy pi��dziesi�cioma lud�mi) pobiera� roczn� pensj� w wysoko�ci tysi�ca czterystu dolar�w, czyli nieco ponad sto szesna�cie dolar�w miesi�cznie. Co prawda po trzech latach nienagannego sprawowania obowi�zk�w policjant m�g� otrzyma� darmo sto sze��dziesi�t akr�w prerii na zagospodarowanie si�, lecz tego rodzaju materialna zach�ta mia�a raczej s�aby wp�yw na rekrutacj� kandydat�w do nowej odmiany s�u�by bezpiecze�stwa. Niewielki tylko procent osiad� p�niej na roli. Decyduj�cym natomiast czynnikiem by�a ch�� prze�ycia wielkiej przygody. Gdzie� �atwiej j� napotka�, je�li nie w�r�d prawie bezludnych, dziewiczych ziem? W tym, co opowiada� Owen Hove, znalaz�em potwierdzenie mego przypuszczenia. Wizja wielkiej przygody sk�oni�a wielu m�odych Kanadyjczyk�w do przywdziania szkar�atnej kurty i poddania si� rygorom ostrej dyscypliny. Kiedy Hove zdecydowa� si� na wybranie zawodu? Na jak d�ugo si� z nim zwi�za�? Zagadn��em go o to. � Ba � odpar� � mia�em w�wczas osiemna�cie lat, to znaczy prawie osiemna�cie, brakowa�o kilku miesi�cy. � Wiek w sam raz... � wtr�ci�em. Pokr�ci� g�ow�. � O, nie. Do konnej policji przyjmowano w�wczas ludzi z du�ym do�wiadczeniem. Najch�tniej takich, kt�rzy ju� s�u�yli w armii, zw�aszcza w kawalerii. Na drugim miejscu stawiano kandydat�w, kt�rzy w swych traperskich w�dr�wkach przemierzyli ma�o znane ziemie Terytori�w P�nocno-Zachodnich i potrafili porozumie� si� z Indianami. Niestety, nie nale�a�em do �adnej z tych grup. Ot, by�em takim sobie szczeniakiem marz�cym o przygodzie, lecz jaki� ch�opak w moim wieku o niej nie marzy. Moje wyobra�enie o s�u�bie w szeregach P�nocno-Zachodniej �miechu by�o warte! Co mi si� �ni�o? Nocne biwaki, czerwonosk�rzy wojownicy, stada bizon�w, a ja w�r�d takich dekoracji na wspania�ym rumaku przemierzaj�cy pustkowia, by nie�� pomoc potrzebuj�cym. � Pi�kne wyobra�enia � zauwa�y�em. � Ba, lecz odbiegaj�ce od rzeczywisto�ci, gdy wreszcie oko w oko z ni� stan��em. Ale zanim do tego dosz�o, przekorny los wyla� mi na g�ow� kilka kub��w zimnej wody. Do formuj�cego si� pierwszego oddzia�u Konnej Policji nie zosta�em przyj�ty. Nie, bra�em wi�c udzia�u w wielkiej wyprawie na zach�d. Maj�c osiemna�cie lat czu�em si� bardzo stary. �mieszne? Na pewno, ale taki nastr�j wzbudzi�a we mnie odmowa przyj�cia w szeregi policji. R�ne g�upie my�li mog� narodzi� si� w g�owie zawiedzionego w swych planach m�okosa. Los jednak zlitowa� si� nade mn�. M�wi� los, w rzeczywisto�ci by�a to inicjatywa mego ojca. Nie nudz� pana? Zaprzeczy�em bardzo szczerze. � Widzi pan, m�j ojciec przyby� do Ameryki z Europy w 1854 roku. � Z Anglii? �- spr�bowa�em zgadn��. Potrz�sn�� przecz�co g�ow�. � Zwiod�o pana moje prawdziwie angielskie nazwisko. Czy nie tak? Przytakn��em. � Ano w�a�nie. Lecz pocz�tkowo brzmia�o ono zupe�nie inaczej, mianowicie Chowerski. � Chowerski? � powt�rzy�em zaskoczony. � A tak. Z wymow� ma�y k�opot, lecz je�li je napisa�, �aden Anglik nie zdo�a odczyta� prawid�owo. M�j ojciec przyby� do Kanady z Polski. Nie wiem, czy si� pan orientuje... � Ko�ciuszko, Pu�awski � wpad�em mu w s�owo. � Wielki kraj, kt�ry znikn�� z politycznej mapy �wiata rozszarpany przez trzech zach�annych s�siad�w... � ...i kt�ry kilkakrotnie usi�owa� odzyska� niepodleg�o��. Mi�dzy innymi w roku 1846. Wybuch�o w�wczas zbrojne powstanie6. Bra� w nim udzia� m�j ojciec. Zako�czy�o si� kl�sk�, ojciec musia� ucieka� i po latach tu�aczki wyl�dowa� w Kanadzie, w Halifax. Z zawodu by� rymarzem. Rozumie pan, siod�a, uprz�e i tym podobny sprz�t, bez kt�rego nie spos�b u�ywa� konia ani wierzchem, ani w zaprz�gu. Dla takiego fachowca znalezienie pracy nie jest problemem, lecz na przeszkodzie stan�a nieznajomo�� angielskiego. I znowu pomy�lny traf: ojciec napotka� rodaka, i to wcale nie takiego, kt�ry podejmuje si� wszelkiej pracy, byle tylko nie umrze� z g�odu. By� to starszy jegomo��, osiad�y w Kanadzie od trzydziestu lat, a wi�c �wietnie zorientowany w warunkach tutejszego �ycia i posiadaj�cy nie�le prosperuj�ce przedsi�biorstwo transportowe. Przyj�� ojca do pracy, a w wolnych chwilach uczy� go angielskiego. Po p� roku o�wiadczy�, �e ma dla niego zaj�cie znacznie lepsze od �adowania towar�w na wozy. Ojciec zmartwi� si� (jak mi p�niej opowiada�) s�dz�c, �e pracodawca po prostu pragnie si� go pozby�. Myli� si�. Przedsi�biorca przewozowy pozostawa� w dobrych stosunkach handlowych i towarzyskich z w�a�cicielem zak�adu rymarskiego. Wiadomo, kto zajmuje si� transportem, ten, chce czy nie chce, musi korzysta� z us�ug rymarza. Tam w�a�nie skierowa� mego ojca. Dlaczego nie wcze�niej? Prosta sprawa. Nale�a�o minimalnie opanowa� angielski. W mowie i pi�mie. Ojciec to osi�gn��. W nowym miejscu pracy m�g� wreszcie pokaza�, co potrafi. I pokaza�. Wi�cej nawet: sta� si� ulubie�cem nowego szefa. Ba, r�wnie� jego c�rki! Sprawy potoczy�y si� szybko. �atwo odgadn��, w jakim kierunku, ma��e�skim. W roku 1865 przyszed�em na �wiat. Tak to wszystko wygl�da. � Nie wszystko � zaprzeczy�em. � Nadal nie wiem, w jaki spos�b zdo�a� pan wreszcie wst�pi� w szeregi Konnej Policji. � Prawda. Zbytnio si� rozgada�em o nieistotnych szczeg�ach. � Bardzo istotnych, a teraz czekam na dalsze. � Dobrze. Po moim niepowodzeniu ojciec pocz�� nalega�, abym ruszy� w jego �lady. Nie bez przyczyny. By� ju� w�wczas wsp�w�a�cicielem �wietnie prosperuj�cej firmy, znanej nie tylko w Halifax. Nie bardzo mi to odpowiada�o. Jednak ojciec nie by� a� tak uparty, by zmusza� mnie do nauczania nie chcianego zawodu. Matka r�wnie� raczej ogl�dnie zach�ca�a do nauki rzemios�a. Mnie przecie� marzy�y si� prerie zachodniej Kanady. Marzeniami nie mo�na jednak wype�ni� �ycia, niebezpieczny to spos�b, bo prowadzi prost� drog� ku lenistwu. � S�usznie � przytakn��em. � Wi�c musia�em si� podj�� jakiejkolwiek pracy, mimo tonie trac�c nadziei, �e wreszcie wdziej� czerwon� kurt�. Ojciec, jak ju� m�wi�em, pocz�tkowo pracowa� w firmie transportowej i obecnie skorzysta� z nawi�zanej w�wczas znajomo�ci z w�a�cicielem. W wyniku tego zosta�em przyj�ty jako... pomocnik tragarza! Ci�ka to by�a robota i dos�ownie w pocie czo�a wykonywana. Ile� razy chcia�em j� rzuci�! Tylko wstyd powstrzymywa� mnie od takiego kroku. Czy� mia�em nadal zbija� b�ki? Martwi� rodzic�w sw� lekkomy�lno�ci�? Nara�a� si� na kpiny znajomych? Zacisn��em z�by i zosta�em. Najgorszy by� pierwszy miesi�c. Po roboczym dniu bola�y mnie plecy od d�wigania ci�ar�w, sk�r� na d�oniach mia�em start� od wi�zania grubych lin na skrzyniach i workach. Wysi�ki te dobrze musia� oceni� m�j patron, bo w nast�pnym miesi�cu zosta�em oddelegowany do l�ejszej pracy. Awansowa�em na pomocnika stajennego. Koni mieli�my mn�stwo, ale robota znacznie ciekawsza i nie wymagaj�ca tak wielkiego wysi�ku, jak d�wiganie ci�ar�w. Wtedy nauczy�em si� obrz�dza� i dba� o zwierz�ta, jak dba si� o dobrych i bliskich przyjaci�. Jak�e mi si� to p�niej przyda�o! Los mi sprzyja�. Z pomocnika stajennego przeniesiono mnie na stanowisko pomocnika wo�nicy. O, to ju� by�o co� zupe�nie nowego. Prawdziwa frajda dla ch�opaka w moim wieku, kt�ry nigdy dot�d nie wysun�� nosa poza ulice Halifax, a marzy� o dalekich podr�ach. Parodniowe wyprawy do innych miast lub osiedli. Do farm samotnie stoj�cych w�r�d �an�w zb�, po zakurzonych py�em drogach, do dziwnie sennych, nic nie wiedz�cych o �wiecie miasteczek, kt�re zamieszkiwali jeszcze dziwniejsi ludzie. A c� dopiero nocne biwaki lub dzienne przerwy w podr�y? Postoje na skrajach dziewiczych bor�w albo w�r�d ��k jeszcze p�ugiem nie tkni�tych. Noce pod gwia�dzistym niebem lub w srebrnej po�wiacie ksi�yca, przy ognisku, kt�re d�ugo �arzy�o si� purpur� w�gielk�w. W�wczas sie� kolejowa by�a do�� rzadka, wi�c wozy i konie odgrywa�y decyduj�c� rol� w transporcie. Przecie� nawet dzisiaj nie wsz�dzie mo�na si� bez nich oby�, a c� dopiero tamtymi laty! I tak oto, przy boku wo�nicy, z wysoko�ci koz�a poznawa�em �wiat, jaki rozci�ga� si� hen, daleko poza ostatnimi zabudowaniami Halifax. Kolorowy �wiat. Zachwyci� mnie. Tu wtr�c�, �e u�ywa�em nazwiska Hove. Ojciec, za rad� w�a�ciciela zak�adu rymarskiego, zangielszczy� swoje nazwisko. Sta�o si� to jeszcze przed moim przyj�ciem na �wiat. A wi�c nie mia�em na jego decyzj� �adnego wp�ywu. � A gdyby pan mia�? � Nie zastanawia�em si� nad tym. Nadal czuj� si� Polakiem, takim kanadyjskim Polakiem. Prosz� si� nie dziwi�, wyros�em w pami�ci o starym kraju. A nazwisko? No, c�! Bardzo je przekr�cano i ojciec mia� z tym wiele k�opot�w. Zadecydowa�y wi�c wzgl�dy praktyczne. Nie nudz� pana? � Wprost przeciwnie. To wszystko jest niezwykle interesuj�ce. A... czy w�ada pan j�zykiem swego ojca? � Oczywi�cie! Ba, moja mama nauczy�a si� polskiego. Z trudem jej to przysz�o, dzi� jednak potrafi dogada� si� z rodakami mego ojca. W Halifax mieszka grupa emigrant�w z Polski, co miesi�c spotykaj� si� w domu moich rodzic�w. M�j brat, bo mam m�odszego brata, r�wnie� umie m�wi� po polsku. Bardzo na tym ojcu zale�a�o. Zawsze powtarza, �e nadejdzie czas, kiedy wr�cimy do starego kraju. No, ale nie o tym mia�em m�wi�. Je�dzi�em �adownymi wozami na zach�d, na p�noc, na po�udnie. Powozi�em coraz lepiej i pewnie nie usz�o to uwagi mego pracodawcy, bo gdy trafi�a si� okazja wielotygodniowej podr�y na ziemie Terytori�w P�nocno-Zachodnich, prawie �e karawan�, bo a� czterema wozami, i ja wzi��em w niej udzia�. By�a to moja pierwsza tak daleka wyprawa. Nie do jakiego� tam miasteczka czy miasta, lecz przez prerie ku zagubionej w�r�d pustkowi stanicy Konnej Policji. Wie�li�my konserwy �ywno�ciowe, mundury, a nawet amunicj�. M�j pracodawca cieszy� si� musia� du�ym zaufaniem w�adz, je�li powierzono mu tyle pa�stwowego dobra. Dla ochrony oddelegowano do transportu dwu policjant�w oraz najprawdziwszego trapera, aby nas zaopatrywa� w �wie�e mi�so. Z wielkim podziwem zerka�em na obie ^czerwone kurty� i na my�liwca w bobrowej czapie nie rozstaj�cego si� ani na chwil� ze sw� niezwykle d�ug� flint�. To byli dla mnie ca�kowicie nowi ludzie, przybysze z egzotycznego Zachodu. Wo�nic�w wraz ze mn� by�o o�miu, po dwu na ka�dy w�z. Koni � a� dziewi��, bo jeden luzak. Wszyscy otrzymali�my bro� paln�, z kt�rej strzela� uczy� nas, na tydzie� przed wyjazdem, w�saty policjant. Nie twierdz�, �e w tym strzelaniu osi�gn��em godny uwagi sukces, ale napawa� mnie dum� sam fakt posiadania strzelby i umiej�tno�� jej �adowania. Ruszyli�my wiosennego dnia, gdy czerwone zorze �witu przep�dzi�y mroki nocy. Najpierw ko�a naszej karawany weso�o turkota�y po twardych nawierzchniach bitych dr�g, p�niej prawie bezg�o�nie pocz�y si� toczy� po piaszczystych, rozje�d�onych szlakach, na koniec i te szlaki si� sko�czy�y. Zimowa, rudawa dar�, znaczona wg��bieniami kolein, ci�gn�a si� przed nami, jak daleko wzrok si�ga�. Bez przewodnik�w, �czerwonych kurt�, k�usuj�cych tu� przed pierwszym wozem, nigdy Tiie trafiliby�my do celu. W�a�ciwego kierunku jazdy nie zna� �aden z wo�nic�w. A co by�o celem? Jak ju� wspomnia�em, stanica policyjna, po�o�ona by�a w pobli�u granicy ze Stanami, na samym po�udniu prowincji Manitoba. Tu nale�y zauwa�y�, �e dopiero w 1885 roku transkontynentalna linia kolejowa po��czy�a stolic� Manitoby � Winnipeg, najpierw ze wschodem, p�niej z zachodem. Gdybym si� urodzi� nieco p�niej, nie by�oby ju� okazji do w�dr�wki z karawan� woz�w. Towary pojecha�yby po prostu wagonami. A ja najprawdopodobniej nigdy bym nie trafi� w szeregi P�nocno-Zachodniej Konnej Policji. Policyjna stanica, jak mnie poinformowa�a jedna � �czerwonych kurt�, wznosi�a si� w szczerym pustkowiu nad rzeczk� bez nazwy. Pozornie zbudowanie jej na takim bezludziu nie wygl�da�o rozs�dnie. Chocia� mia�o sw�j sens. Posterunek policyjny wznosi� si� niezbyt daleko od granicy ze Stanami, co nale�y podkre�li�, bo w�a�nie granica zdecydowa�a o konieczno�ci za�o�enia posterunku. Na pewno s�ysza� pan o przemytnikach alkoholu i r�nych przest�pczych typach nap�ywaj�cych do po�udniowej Kanady z ameryka�skiego Dzikiego Zachodu. Nale�a�o po�o�y� kres takim w�dr�wkom. Nie b�d� m�wi� o szczeg�ach mojej podr�y. I przez miesi�c gadania nie zdo�a�bym wyczerpa� tematu. Kt�rego� wczesnego wieczoru z wysoko�ci koz�a wo�nicy ujrza�em wynios�y, zielony pag�rek, a na jego szczycie palisad� z pionowo ustawionych kloc�w. Nad palisad� stercza� fragment dachu oraz maszt, na kt�rym �opota�a kanadyjska flaga. Oto osi�gn�li�my cel podr�y! Wszyscy moi towarzysze wrzaskliwie wyrazili sw� rado��. Mieli powody do zadowolenia. Policjanci � �e doprowadzili nas bezb��dnie do miejsca przeznaczenia, wo�nice � �e bez uszkodzenia woz�w i �adunku wykonali polecenie swej firmy, traper � �e potrafi� nas zaopatrywa� w �wie�e mi�so. A j�? Moj� rado�� wywo�a� nie kres podr�y, lecz widok fortu. Pierwszy raz przekroczy�em wrota budowli zamieszkanej przez ludzi, w�r�d kt�rych tak bardzo pragn��em si� znale��. Sam fort jednak nieco mnie rozczarowa�. W naiwnej fantazji widzia�em pot�ne umocnienia ziemne otoczone fos�, a nad nimi gro�ne paszcze dzia�. Rzeczywisto�� okaza�a si� skromniejsza. Zamiast bastion�w � drewniana palisada, zamiast gro�nych baterii � jedna polowa armatka. W obr�bie palisady, na kwadratowym podw�rcu sta�y dwa baraki zbite z nie okorowanych pni. W jednym mie�ci�y si� koszary, w drugim magazyn i stajnia. Za�oga sk�ada�a si� z o�miu ludzi dowodzonych przez sier�anta. Zaledwie o�miu! Uzna�em to za kpiny ze zdrowego rozs�dku. Jak�e o�miu ludzi zza tak lichego umocnienia mo�e si� oprze� atakowi hurmy uzbrojonych czerwonosk�rych wojownik�w? Zagadn��em w tej sprawie jednego z towarzysz�cych nam policjant�w. U�miechn�� si� us�yszawszy, o co mi chodzi. �M�j ch�opcze � odpowiedzia�, co mnie nieco obruszy�o, bowiem uwa�a�em si� za doros�ego m�czyzn� � z Indianami �yjemy w zgodzie, a �aden przemytnik, nawet w du�ej grupie, nie o�mieli si� nas niepokoi�. Bo i po co? B�dzie si� raczej trzyma� jak najdalej od tego miejsca. Uwa�asz, �e palisada to zbyt ma�a przeszkoda dla przeciwnika? Lecz �eby j� obali�, potrzeba armatniej kuli. Ani Indianie, ani przemytnicy, ani w��cz�dzy z ameryka�skiego Dzikiego Zachodu nie rozporz�dzaj� artyleri�, wi�c ten fort taki, jaki jest, ca�kowicie zaspokaja nasze potrzeby. Zreszt�... nie my�my go zbudowali, lecz Kompania Zatoki Hudsona w latach, kiedy te ziemie stanowi�y jej wy��czn� w�asno��. Powiadasz, �e o�miu ludzi za�ogi nie potrafi nadzorowa� tak wielkich obszar�w powierzonych ich pieczy. Nie zapominaj, �e ka�dy konny policjant liczy si� za dziesi�ciu. S�u�ba jest ci�ka, ale te� nie przyjmujemy do niej byle kogo�. Us�yszawszy to mimo woli westchn��em. Popatrza� na mnie badawczo. �Pr�bowa�e� si� zaci�gn��?� Przytakn��em: �W siedemdziesi�tym trzecim...� �Ho, ho! � roze�mia� si�. � M�j ch�opcze, wtedy wybierano najlepszych, przede wszystkim posiadaj�cych wojskowe do�wiadczenie. Nie wiedzia�e�?� Przyzna�em, �e moje �wczesne informacje dalekie by�y od prawdy. I na tym zako�czy�a si� rozmowa. Nie wyruszyli�my w drog� powrotn� natychmiast. Konie musia�y odpocz��, wozy nale�a�o dok�adnie sprawdzi�, ludzie musieli odsapn�� i nabra� si� do nowej w�dr�wki. Mia�em teraz sporo wolnego czasu, by ze szczytu wzniesienia godzinami gapi� si� na faluj�ce trawy, podobne do morza, bo tak samo bezkresne. Ten widok mnie urzeka�, skojarzy�em go /. opowie�ciami ojca o starym kraju. Niegdy� na po�udniowo-wschodnich rubie�ach Polski rozci�ga� si� bezludny step, kt�ry zwano Dzikimi Polami. Nasz narodowy poeta, Adam Mickiewicz, nie wiem. czy pan o nim s�ysza�... � Owszem � pospieszy�em z odpowiedzi�. � Przyja�ni� si� z nim James Fenimore Cooper7, gdy przebywa� przez jaki� czas w Europie. � Tym lepiej. Ot� Mickiewicz odby� podr� przez ten step i napisa� wiersz, kt�rego fragment, po okropnych wysi�kach (z pomoc� ojca) zdo�a�em przet�umaczy� na angielski. Na pewno niedoskonale, ale wiernie z orygina�em i z sensem. Brzmi on tak: Wp�yn��em na suchego przestw�r oceanu, W�z nurza si� w zielono�� i jak ��dka brodzi; �r�d fali ��k szumi�cych, �r�d kwiat�w powodzi, Omijam koralowe ostrowy burzanu8. I te w�a�nie s�owa powtarza�em sobie spogl�daj�c na preri�... � Por�wnanie stepu do oceanu jest nader trafne. � I ja tak uwa�am. No, ale wracam do g��wnego tematu. Ot�... w forcie przebywali�my przez okr�g�y tydzie�. W przeddzie� odjazdu przyby�a tam wa�na osobisto��: oficer policji z Winnipeg. �e musia�a to by� wa�na osobisto��, pozna�em nie po dystynkcjach munduru, lecz po zachowaniu si� za�ogi fortu. Wszyscy pr�yli si� na baczno��, a sier�ant, jak zauwa�y�em, ani na krok nie odst�powa� go�cia. Wieczorem, gdy ju� mo�cili�my sobie legowiska w wozach (wszyscy wo�nice, a ja wraz z nimi, spali�my w wozach), sier�ant odwiedzi� nas informuj�c, i� oficer ten jest inspektorem podokr�gu, �e udaje si� do Ottawy, a wi�c b�dzie nam towarzyszy� spory kawa�ek drogi, a teraz chce porozmawia� z �kierownikiem� karawany. Tym kierownikiem, a jednocze�nie wo�nic� wozu, na kt�rym jecha�em, by� niejaki Davis, d�ugoletni pracownik przedsi�biorstwa, zaufany cz�owiek szefa. Bardzo by�em ciekaw, co inspektor pragnie powiedzie� Davisowi. Niestety, Davis zabra� na t� rozmow� jedynie trapera. Znikn�li wewn�trz budynku. Czekali�my cierpliwie, a� wr�c�, co trwa�o ponad godzin�. Ku naszemu zaskoczeniu przyby� z nimi r�wnie� inspektor. Porwali�my si� z ziemi, powyskakiwali z woz�w, jakby zjawi� si� w�r�d nas co najmniej gubernator prowincji. �Siadajcie, siadajcie � powiedzia� oficer. � Przez kilka najbli�szych tygodni przyjdzie nam razem w�drowa�, dlatego musimy si� zaznajomi�. Pami�tam to spotkanie tak, jakby odby�o si� wczoraj, a nie przed laty. Inspektor nazywa� si� James Nicholson. Dziwny z niego By� cz�owiek. Dlaczego? Zaraz wyja�ni�. Pogadawszy o tym i owym, po�artowawszy, �e obecnie ka�dy z wo�nic�w stanie si� do�wiadczonym przewodnikiem, nagle zwr�ci� si� do mnie: �No c�? Nadal pragniesz zosta� policjantem?� Jak to si� m�wi, zapomnia�em j�zyka w g�bie. Dos�ownie. Czeka� cierpliwie, a� zdo�am wykrztusi� kr�tkie �tak�. Zapewne policjant, z kt�rym rozmawia�em w forcie, powt�rzy� mu moje zwierzenia. Dlaczego tak post�pi�? Nie wiem. Dlaczego moja osoba zainteresowa�a Nicholsona? R�wnie� nie wiem. Po tej odpowiedzi inspektor u�miechn�� si�, ale nie drwi�co, tylko przyja�nie. �Pogadamy na ten temat w drodze. Opowiesz mi o sobie. Zgoda? A teraz k�ad�cie si� spa�. Ruszamy o �wicie. Dobranoc!� I odszed�. O drodze powrotnej m�wi� nie b�d�, nie przytrafi�o si� nic godnego uwagi. Inspektor Nicholson okaza� si� niezwykle mi�ym kompanem, by� bardziej przyst�pny, mniej s�u�bowy od obu policjant�w stanowi�cych nasz� ochron�. Przegada�em /. nim wiele godzin przy wieczornych ogniskach. Interesowa� si� mn�, a ja opowiada�em mu o ca�ym chyba swoim �yciu i o rodzicach. �Wiesz � zauwa�y� mimochodem kt�rego� z kolejnych wieczor�w � �e bardzo wiele, kto wie, mo�e nawet wszystko, zawdzi�czam jednemu z rodak�w twojego ojca. Zaci�gn��em d�ug, jakiego do tej pory nie mog�em sp�aci�. W pierwszej chwili, taki by�em naiwny, pomy�la�em o zobowi�zaniach pieni�nych. Szybko si� jednak okaza�o, �e wcale nie o to chodzi�o. �To stare dzieje � m�wi� inspektor po chwili zadumy. � S�u�y�em w�wczas w armii jako podoficer pu�ku dragon�w stacjonuj�cego w�a�nie w Halifax. To by� rok siedemdziesi�ty trzeci. Zaproponowano mi zaci�gni�cie si� do nowej formacji si� bezpiecze�stwa. Wiesz, o czym m�wi�?� �Wiem� � odpar�em i mimo woli westchn��em. �By�e� zbyt m�ody, a Konn� Policj� tworzono przede wszystkim z tych, kt�rzy mieli ju� za sob� s�u�b� w wojsku. Nie masz co wzdycha�, to nie tw�j �yciowy pech, bo podobne rozczarowanie spotka�o w�wczas bardzo wielu twoich r�wie�nik�w. W pierwszej kolejno�ci przyj�to do policji zaledwie sto pi��dziesi�t os�b, g��wnie z prowincji nadatlantyckich, Quebeku i Ontario. W p� roku p�niej dosz�o jeszcze stu pi��dziesi�ciu z Toronto. Wi�c powtarzam: nie narzekaj na sw�j los. Dlaczego zdecydowa�em si� na zmian� s�u�by? Pobyt w Halifax to by�a jedna wielka nuda, a ja wiedzia�em, �e Konna Policja jest formowana po to, by pilnowa� dalekich, prawie bezludnych obszar�w Zachodu. Zamarzy�a mi si� wielka wyprawa tam, gdzie s�ycha� g�os wiatru, szum traw i tupot uciekaj�cych antylop zamiast turkotu woz�w. Co� nieco� s�ysza�em o tamtym kraju od starszych podoficer�w, kt�rzy brali udzia� w poskramianiu buntuj�cych si� Metys�w znad Rzeki Czerwonej9, a r�wnie� od traper�w, lecz, jak p�niej si� przekona�em, co najmniej po�owa tych informacji by�a gadanin� w rodzaju bajek wyolbrzymiaj�cych w�asne czyny i rzekomo wspania�e warunki �ycia na preriach. W siedemdziesi�tym czwartym, 8 lipca, ruszyli�my w drog� z Fort Dufferin, na po�udnie od Winnipegu. To w�wczas pozna�em twojego rodaka�. �Czy by� bardzo m�ody?� � wyrwa�em si� z niem�drym pytaniem. Zaprzeczy�. �M�odzik�w to u nas prawie nie by�o. I chyba dobrze, trzeba posiada� do�wiadczenie i du�� sprawno�� fizyczn�, by przetrwa� czteromiesi�czn� w�dr�wk�. Ta to luksus w por�wnaniu z tamt�. �wiat si� zmienia, minie jeszcze rok, a na zach�d gna� b�dziemy poci�giem, tygodnie marszu zamieni� si� w godziny jazdy wygodnym wagonem�. S�usznie m�wi�. Sam przecie� widzia�em fragmenty nasyp�w pod tory, a po roku �elazne szyny po��czy�y Winnipeg z atlantyckim wybrze�em. �Dzie� po dniu wlekli�my si� na zach�d. Pali�o nas s�o�ce, kurz dusi�, uk�ucia much i komar�w sprawia�y, i� twarze mieli�my ca�e pokrwawione. Koniom nie wiod�o si� lepiej. Od czasu do czasu przeje�d�ali�my preri� czarn� od plam po po�arach i brakowa�o karmy dla zwierz�t. Brak�o i wody. Jej nieliczne zbiorniki cz�sto zawiera�y truj�ce sole. Ludzie zacz�li chorowa�, zwierz�ta pada�y. Mimo letniego skwaru od czasu do czasu nawiedza�y nas gradowe burze, byli�my atakowani przez chmary szara�czy. W ci�gu pierwszych szesnastu dni b�d�c u kresu si� przebyli�my dwie�cie siedemdziesi�t mil. W�wczas nasz dow�dca, komisarz George Arthur French, zarz�dzi� post�j, kt�ry trwa� cztery doby. Wtedy to najs�absi zostali skierowani prosto ku Fort Edmonton, tras� wynosz�c� dziewi��set mil, za to �wietnie oznakowan� przez w�drownych handlarzy. Reszta ruszy�a dalej na zach�d. W pocz�tkach wrze�nia byli�my gromad� ludzi i koni ledwie pow��cz�cych nogami. Brudni, g�odni, marzn�cy w pierwszych podmuchach p�nocnego wiatru. Obuwie zdar�o si� nam do tego stopnia, �e wartownicy pilnuj�cy nocami obozu obwi�zywali nagie stopy jutowymi workami. Podczas postoj�w okrywali�my konie kocami, kt�re mia�y nas samych broni� przed ch�odem, a przecie� ka�dej nocy pada�o kilka czworonog�w. Po przebyciu, licz�c od Fort Dufferin, siedmiuset osiemdziesi�ciu mil dotarli�my do rozwidlenia rzek Bow i Belly. W okolicy tych rzek, wed�ug naszych informacji, mia�a si� znajdowa� siedziba przemytnik�w alkoholu, znana jako Fort Whoop-Up. By�a to b��dna informacja. Zamiast fortu natrafili�my jedynie na trzy pozbawione dach�w, bezludne cha�upy. Kto i kiedy je zbudowa�, pozostanie tajemnic�. I tak oto, licz�c na zapasy �ywno�ci zgromadzone w forcie, zdobyli�my jedynie nieco drewna na rozpalenie ognisk, przy kt�rych nie by�o co ugotowa�. Znacznie p�niej okaza�o si�, �e Fort Whoop-Up le�a� siedemdziesi�t pi�� mil na zach�d od miejsca, w kt�rym go szukali�my, ale to ju� inna historia... Jak dot�d nie�le znosi�em trudy w�dr�wki, s�u�ba wojskowa by�a dobrym przygotowaniem. Lecz na widok ruin cha�up, zamiast magazyn�w �ywno�ci, za�ama�em si�. Przesta�em wierzy�, i� kiedykolwiek dowleczemy si� w jakie� �ludzkie� strony, gdzie nie grozi �mier� z g�odu, pragnienia lub zimna. Od wielu dni nocowali�my w namiotach, mimo to marzli�my na ko��. Rankami g�os pobudki z trudem �ci�ga� trz�s�cych si�, po�amanych ludzi i dopiero promienie s�oneczne przywraca�y rze�wo��, jak�e jednak pozorn�. Odk�d zimne noce zmusi�y nas do rozpinania namiot�w, towarzyszem moim w porach odpoczynku sta� si� konstabl Joe Stok. Ja by�em subkonstablem, ale tak niewielka r�nica rang wcale si� nie liczy�a, zw�aszcza w �wczesnych warunkach �ycia. Stok posiada� znacznie wi�ksze ode mnie do�wiadczenie. Przez kilka lat para� si� traperstwem, a zaci�g do Konnej Policji uzna� za jeszcze jedn� okazj� do prze�ycia nowej przygody. Podobnie jak ja. I chyba zbli�y� nas podobny stosunek do �wiata. Przegadali�my sporo wieczor�w pod namiotowym p��tnem i wiele godzin jad�c strzemi� w strzemi� w d�ugiej kolumnie koni i woz�w. W�wczas dowiedzia�em si�, �e przyby� przed laty z Europy, w�a�nie z Polski, podobnie jak tw�j ojciec. W dzie� po odkryciu ruin cha�up, mro�nym rankiem, gdy pora by�a zerwa� si� na poranny apel, nie mog�em wsta�, nie mog�em ruszy� ani r�k�, ni nog�. Tak mnie po�ama�o. Szcz�ka�em z�bami niezdolny do wykrztuszenia s�owa. Joe zerwa� ze mnie wszystkie �achy i pocz�� mnie masowa�, gnie��, potrz�sa�. Bolesna to by�a gimnastyka, lecz skuteczna. Podnios�em si�. Stok pom�g� mi si� ubra� i zaprowadzi� na miejsce zbi�rki, gdzie otrzymali�my po kubku lekko br�zowego p�ynu, co oznacza�o, �e nasze zapasy kawy ju� si� ko�cz�. Taki posi�ek mia� nam wystarczy� a� do po�udnia. Istotnie � dot�d mi starcza�, lecz tego dnia ju� nie! S�o�ce wzesz�o, ruszyli�my. Stawa�o si� coraz cieplej i coraz milej po mro�nej nocy, lecz tylko do pewnego czasu. Upa� coraz mocniej dawa� si� we znaki. Czu�em si� nadal bardzo s�aby. Zielona, pag�rkowata preria wirowa�a w mych oczach i run��bym z konia, gdyby nie d�o� Joego. Chwyci� mnie pod rami� i tak pokierowa� obu ko�mi, �e wyjechali�my z szeregu nie zatrzymuj�c monotonnego ruchu kolumny. W�a�nie mija� nas ostatni rz�d je�d�c�w, a za nim wlok�y si� wozy, prawie puste. Zamyka� konw�j ambulans. Joe zatrzyma� go. Pom�g� mi zeskoczy� z siod�a i podprowadzi� do pojazdu, a nast�pnie z pomoc� sanitariusza wci�gn�� pod bud�, gdzie spocz��em na twardym i w�skim wyrku. � Trzymaj si�, James! � krzykn��. � Wkr�tce ci� odwiedz�. Us�ysza�em jeszcze tupot ko�skich kopyt i ciemna mg�a przys�oni�a- mi oczy, a jednocze�nie straci�em wszelkie czucie. To by�o nawet do�� przyjemne. Jak d�ugo trwa�em w takim stanie, nie wiem, wystarczaj�co jednak d�ugo, by przerazi� sanitariusza. Podobno ratowa� mnie na wszystkie sposoby, a gdy odzyska�em przytomno��, napoi� spor� szklank� whisky. � Co mi jest? � zapyta�em czuj�c w gardle cierpki smak alkoholu. � Eh, kolego! Sprawa jest prosta: wycie�czenie organizmu. Niewiele mog� ci pom�c. Ani kapinki mi�sa, kt�re mog�oby ci� postawi� na nogi. Le� i odpoczywaj. le�a�em wi�c, od czasu do czasu wstrz�sany gwa�townym ruchem pojazdu, gdy ko�a wpada�y w dziury poro�ni�te zielskiem lub podskakiwa�y na wystaj�cym z ziemi g�azie. Dobrze po po�udniu, w najgor�tszych godzinach dnia, przycwa�owa� Stok. By�em tak os�abiony, �e nawet nie potrafi�em si� ucieszy� z tej wizyty. � Jak si� czujesz? � zagadn�� wsuwaj�c g�ow� pod bud�. � Kiepsko � mrukn��em nie maj�c ch�ci do rozmowy. � Dosta�em zwolnienie na dwa dni � wyja�ni� swe przybycie � �eby ci� piel�gnowa�. Nie cieszysz si�? Wyst�ka�em, �e bardzo si� ciesz�. W rzeczywisto�ci by�em tak s�aby i ot�pia�y od upa�u, �e wszystko sta�o si� dla mnie oboj�tne. Joe musia� to zauwa�y�, bo po chwili milczenia powiedzia�: � Nie tra� ducha, James. Jeszcze nadejd� lepsze dla nas wszystkich dni. Zatrzymamy si� przy najbli�szym zagajniku, albo k�pie krzew�w. Co� tam ciemnieje na horyzoncie. � Po co? � zainteresowa� si� sanitariusz. � Po to � odpowiedzia� i wsun��, a raczej wrzuci� do wn�trza jaki� przedmiot, kt�ry klapn�� na deski z mi�kkim odg�osem. W sekund� p�niej odg�os si� powt�rzy�. � Zaj�c! Dwa zaj�ce! Cz�owieku, gdzie�e� znalaz� taki skarb? � za�mia� si� sanitariusz. � Na ��czce pe�nej kwiat�w. Wracaj�c do was odskoczy�em nieco w bok. Sam nie wiem, po co. Mo�e to dobry duch prerii kaza� mi tak post�pi�? Patrz�, a w�r�d traw co� si� rusza. Zaj�ce pewnie tak by�y zaj�te zabaw�, �e nie zwr�ci�y na mnie uwagi. Zatrzyma�em wierzchowca, wyci�gn��em kolt. Mia�em czas, zupe�nie jak na strzelnicy. Wi�c spokojniutko dwa razy poci�gn��em za spust. Ot, i ca�a historia. � Bujasz, Joe � u�miechn��em si� blado. � Jeszcze si� taki my�liwy nie narodzi�. Z rewolweru do zaj�cy? Kt� w to uwierzy? � Tak? No, to przyjrzyj im si� � podni�s� zaj�ce. Zdumiewaj�ce! Obie sztuki zosta�y trafione kulami z kolta. � To jaki� cudowny przypadek! � zdumia� si� sanitariusz. � Ani cudowny, ani przypadek. Piec lat buszowa�em w prerii i w puszczy. Mam do�wiadczenie i chyba niez�e oko. Nie chwal�c si�. � Bo� si� ju� pochwali� � zauwa�y�em. � I co chcesz uczyni� z t� zwierzyn�? � Upiec, gdy tylko znajdzie si� nieco chrustu. Ruszajmy. Przez te kilkana�cie minut naszego postoju wielka kawalkada koni i woz�w oddali�a si� od nas na jakie� p� mili. Kierunek wskazywa�a szara wst�ga py�u wisz�cego w powietrzu i opadaj�ca z wolna na zdeptane trawy. Wo�nica szarpn�� cugle i powlekli�my si� �ladem tamtych. Znowu pocz�o mnie podrzuca� na wybojach, lecz gorsze katusze sprawia� mi widok zaj�cy. Wr�ci�a m�ka g�odu. Tak, m�j ch�opcze. Gdy przerwa w przyjmowaniu posi�k�w trwa zbyt d�ugo lub gdy porcje s� zbyt ma�e, poczynasz cierpie�. Niekiedy s� to b�le �o��dkowe, niekiedy sucho�� gard�a, poczynasz traci� sprawno�� fizyczn�, a gdy zasypiasz, �ni� ci si� stosy pieczeni, szynek i kie�bas. W�a�nie to. Wida� organizm domaga si� mi�sa. Wprawdzie po takim dniu i po takiej nocy tracisz apetyt, tortury ustaj�. Je�li jednak g�od�wka nie trwa�a zbyt d�ugo, sam widok po�ywienia powoduje nawr�t przypad�o�ci. Na koniec ko�a przesta�y skrzypie�, konie tupota�, a wehiku� trz���. � Wspania�e miejsce � us�ysza�em g�os Stoka. Z trudem d�wign��em si� i spojrza�em na to �wspania�e miejsce�. Ledwo mi si� starczy�o, by wygramoli� si� z wozu. Nogi mia�em jak z waty i natychmiast klapn��em w bujn� traw�. Nasz oddzia� ju� znikn�� za horyzontem, lecz wida� by�o mgie�k� kurzu. Stok, sp�tawszy swego wierzchowca, komenderowa� dw�jk� moich towarzyszy: sanitariuszem i wo�nic�. Pod jego bacznym okiem oczyszczono z traw obszerne kolisko, by ogie� nie rozszerzy� si� na preri�, wydobyto z wozu kocio�ek i zgromadzono opa�. Miejsce na post�j okaza�o si� znakomite. Kilkana�cie krok�w od wozu ros�a k�pa krzak�w, a w�r�d niej nawet trzy w�t�e �wierki. Drewna a� nadto, by upiec wo�u. Tu� przy k�pie ciurka� sennie i po�yskiwa� srebrzy�cie w�ski strumyczek o �o�ysku z�ocisto-rudym. P�yn�� z dali i gin�� w dali. Prawdziwy skarb dla zb��kanych lub strudzonych w�drowc�w. Stok nape�ni� kocio�ek i zawiesi� go na zaimprowizowanym stojaku. Pod nim rozpali� ogie�. � Nie b�dziesz piek�? � zdziwi�em si�. � Nie. Doszed�em do wniosku, �e na tak wyg�odzone �o��dki, jak nasze, piecze� by�aby zbyt ci�ka do strawienia. Napijemy si� roso�u. Chudy on b�dzie, bo chudy, ale taki w�a�nie nikomu nie zaszkodzi. Mo�esz mi zaufa�, James. Do�wiadczy�em kiedy� skutk�w opchania si� mi�sem po dniach g�odu. Obrzydliwych skutk�w. Pouczywszy mnie w ten spos�b, zaj�� si� sprawianiem zwierzyny. �ci�gn�� sk�ry, my�liwskim no�em po�wiartowa� spor� porcj� zaj�ca i wrzuci� j� do kot�a. P�niej zaj�� si� gorliwie podsycaniem p�omienia tak, by nie by� zbyt wielki, a r�wnocze�nie odpowiednio podgrzewa� naczynie. Przysz�o mi czeka� prawie godzin�, nim otrzyma�em blaszany kubek pe�en ��tawego wrz�tku. Kiepska to by�a zupka, oj, kiepska, lecz nigdy przedtem ani p�niej nie pi�em nic wspanialszego. Ba, po tylu dniach przymusowej wstrzemi�liwo�ci ! Gdy w kocio�ku pozosta�o ju� tylko rozgotowane mi�so, za�adowali�my je do wozu. Zgodnie z przestrog� Stoka nikt nawet go nie spr�bowa�. Wypocz�te konie ruszy�y szparko, wi�c w�z na nowo pocz�� koleba� si� i trz���. M�j ko� �wawo k�usowa� przywi�zany d�ug� link� do ty�u pojazdu, a Joe jecha� na czele. Unios�em skraj brezentowej p�achty, by obserwowa� otoczenie i oddycha� �wie�ym, ju� bardziej rze�wym powietrzem. W drugiej po�owie dnia poch�odnia�o. Czu�em si� jeszcze s�abo, lecz dawne ot�pienie min�o. Mog�em z zainteresowaniem przygl�da� si� falistej p�aszczy�nie prerii. Pusta i cicha zielona przestrze� zdawa�a si� drzema�. Wjechali�my na szlak karawany. Bez trudu i �mudnych poszukiwa� uda�o si� znale�� lini� kolein, szerokie pasmo zdeptanych traw i wg��bie� od ko�skich kopyt. Nie spos�b by�o zb��dzi�. S�dzi�em, �e zdo�amy dogna� towarzyszy w�dr�wki jeszcze przed zapadni�ciem zmroku, gdy zatrzymaj� si� na nocny post�j. Nieprzewidziane zdarzenie op�ni�o nasz powr�t. Stok. dot�d jad�cy na czele, raptownie zatrzyma� wierzchowca. Gdy zr�wnali�my si�. zapyta�: � Czy b�dziesz m�g� dosi��� konia w razie czego... � W razie czego? � powt�rzy�em tonem pytania. � Zdaje si�. �e czeka nas spotkanie, a spotkania na prerii kryj� wiele niespodzianek. Unios�em si� z le�anki. � O co chodzi ? � Jaka� grupa konnych zd��a w naszym kierunku. � Pewnie ludzie z konwoju. Szukaj� nas. � W�tpi�. Zbli�aj� si� z zupe�nie innej strony. �- Hej! zawo�a�em na wo�nic�. � Zatrzymaj si�! Stan�li�my. Opu�ci�em w�z by przesi��� si� na swego wierzchowca. � Jak si� czujesz? zatroska� si� Stok. � Nie martw si�. nie zlec� z siod�a. Gdzie ci w�drowcy? Wskaza� r�k�. Istotnie co� posuwa�o si� w�r�d wysokich traw, lecz chyba wyda�o mi si� � nies�ychanie powoli. � Ale� oni wlok� si� noga za nog�. Nim przetn� nasz szlak, b�dziemy st�d o mil�. Pop�d�my konie. Ruszyli�my �wawo, a mimo szybszej jazdy moje poprzednie os�abienie nie powt�rzy�o si�. Po raz pierwszy od wielu dni nie n�ka� mnie g��d ani pragnienie, wi�c wr�ci� mi humor. Nie l�ka�em si� spotkania z nieznajomymi; Czy�bym si� jednak myli�? Bo w miar� jak gnali�my na zach�d, ruchomy punkt na lewo od nas stawa� si� coraz wyra�niejszy. � To wygl�da na w�z � powiedzia�em do Stoka. � Nie mylisz si�, jest w�z, a obok niego kilku konnych. Chyba nas zauwa�yli, bo posuwaj� si� teraz znacznie szybciej. Skryjmy si� za nasz pojazd. Czerwone kurty stanowi� doskona�y cel. � Uwa�asz ich za bandyt�w? � roze�mia�em si�. � Nie wiem, ale ostro�no�� jeszcze nikomu nie zaszkodzi�a. Tak wi�c od tej chwili k�usowali�my w cieniu budy ambulansu. Co prawda w ten spos�b ani ja, ani Stok niewiele mogli�my widzie�, lecz wo�nica oraz siedz�cy obok niego na ko�le sanitariusz mieli pe�ne pole widzenia. To on nas ostrzeg� po przebyciu jakiej� p� mili: � Gnaj� na z�amanie karku. Trzech. � P�d�my i my zaproponowa� Stok. Na nic si� to zda�o. Tamci mieli lepsze konie, a poza tym pozostawili sw�j w�z. Nam nie wolno by�o tak post�pi�. Nie martwi�a mnie ewentualno�� spotkania. Mog�o by� tylko rozrywk� w monotonnej w�dr�wce. Ostro�no��, jak� okazywa� Stok, uzna�em za zb�dn�. W kilkana�cie minut p�niej us�yszeli�my daleki, a jednak wyra�ny g�os: � Hej, hej! Zatrzymajcie si�! � Co robi�? � zapyta� wo�nica. � Jed� rozkaza� Stok, a do mnie � James, r�b to co ja. Wo�anie powt�rzy�o si�. � Nie zwracajcie uwagi i wyci�gnijcie bro�. Nie spodoba�a mi si� taka decyzja, lecz Joe by� konstablem a ja tylko subkonstablem kt�remu przez wiele tygodni wbijano w g�ow� zasady dyscypliny. Wi�c milcza�em. Przejechali�my jeszcze kilkadziesi�t jard�w i wo�nica zosta� zmuszony do zatrzymania pojazdu. Trzech je�d�c�w przeci�o mu drog�. � Dlaczego nie stan��e�? zapyta� obcy g�os, A dlaczego mia�em stan��? Tak si� nie post�puje wobec ludzi szukaj�cych pomocy. � Sk�d mog�em wiedzie�? � Teraz ju� wiesz. Mamy na wozie ci�ko chorego towarzysza i pad� mu ko�. Macie dwa, odst�pcie jednego. � Chory? � us�ysza�em g�os sanitariusza. � Choroba to m�j fach. Mam tu sporo lekarstw. Podjedziemy do was. zbadam chorego. Pomy�la�em o tym. jak bardzo Stok si� myli�. Zerkn��em na niego. Tkwi� w siodle nieruchomo, jakby skamienia�, zas�oni�ty bud� naszego pojazdu. Na co jeszcze czeka�, skoro sytuacja zosta�a wyja�niona? � Nie. nie potrzeba! � wykrzykn�� nieznajomy. Dajcie nam konia. W tym momencie Stok, a ja za nim, wyjechali�my zza zas�ony brezentowej budy. Teraz ju� dok�adniej mog�em si� przyjrze� przybyszom. Ich odzie� nie nosi�a �lad�w d�u�szej w�dr�wki. A twarze? Ot, przeci�tne, spalone s�o�cem oblicza my�liwych. � Chcemy wam pom�c � powiedzia� Stok. � Nasz sanitariusz zna si� na rzeczy. � O! � zdziwi� si� stoj�cy najbli�ej naszego wozu je�dziec. � Wojsko? Co tu robicie? Po takim pytaniu domy�li�em si�, i� nic nie wie o powstaniu P�nocno-Zachodniej Konnej Policji ani o naszej wyprawie. Z czerwonej barwy kurtek mylnie wywnioskowa�, �e stanowimy oddzia� regularnej armii. � Niesiemy pomoc tym, kt�rzy jej potrzebuj� � odpowiedzia� Stok nie wyprowadzaj�c go z b��du. � Czy to znaczy, �e otrzymamy konia? � To znaczy, �e zajmiemy si� waszym chorym. Pod opiek� naszego sanitariusza na pewno wydobrzeje. Ale co mu jest? � No... � zawaha� si� nieznajomy � chyba nic gro�nego. � Jest po prostu przem�czony � doda� drugi z je�d�c�w. � Na pewno � przytakn�� trzeci. � Potrzebuje po prostu odpoczynku. Dlatego spieszymy do najbli�szego miasteczka. Przyda�by si� nam jeszcze jeden ko�, lecz skoro nie chcecie... � Nie mo�emy. Zwierz�ta stanowi� w�asno�� pa�stwow�, lecz ch�tnie zabierzemy pacjenta. W naszym ambulansie b�dzie mu na pewno wygodniej. � Musimy go zapyta�, czy si� na to zgodzi,! � powiedzia� pierwszy z je�d�c�w. � Zapytamy razem � zaproponowa� Joe i ruszy�. Ja za nim, a za mn� ambulans. W�wczas wydarzy�a si� rzecz przedziwna: ca�a tr�jka poderwa�a wierzchowce, by w rozproszonym szyku pogalopowa� przez preri�. Lecz wcale nie w kierunku swego wozu. � Nie b�dziemy ich �ciga�, James. I tak ich nie dogonili by�my, bo ich konie s� mniej zm�czone ni� nasze. � A to heca! � krzykn��em. Kt� by si� spodziewa�? I dlaczego uciekli? � O tym zaraz si� przekonamy. Od pocz�tku gadanie o chorym wydawa�o mi si� k�amstwem. Konia to oni na pewno potrzebowali, lecz nie lekarza. Jed�my, nale�y sprawdzi� zawarto�� wozu. Do�� szybko dotarli�my do samotnego pojazdu krytego bud�, jak nasz. By� to zaprz�g dwukonny, lecz z jednym tylko zwierz�ciem, pewnie drugie pad�o w drodze. Zeskoczyli�my z siode�. Stok szarpn�� plandek�. Wn�trze zastawione by�o beczkami i blaszankami. Ani �ladu cz�owieka. � Co to jest? � krzykn�� sanitariusz gramol�c si� z koz�a. Stok wskoczy� na w�z. Widzia�em, jak ogl�da� pojemniki. � W�dka � zauwa�y�. � Teraz wiadomo, dlaczego uciekli. W�dka, przemyt. � A gdzie wo�nica? � zapyta�em. � Nie ma go i nigdy nie by�o. S�dz�, �e powozi� jeden z tych trzech je�d�c�w. � No to po co szukali dodatkowego konia? � zdziwi�em si�. � Widzisz, James, nie ka�dy czworon�g nadaje si� do zaprz�gu. Oni mieli k�usaki wy��cznie do jazdy wierzchem. Zapami�taj to sobie i nigdy nie pr�buj sk�oni� lekkiego wierzchowca do pracy ponad si�y. Zmarnujesz zwierz�, � Co zrobimy z tym skarbem? � zapyta� ze �miechem sanitariusz. � Ano c�? Nie ma sensu wozi� �adunku alkoholu. Jestem pewien, �e komisarz French kaza�by go zniszczy�. Mo�emy to zrobi� ju� tutaj. Wydob�d� rewolwer, James. Postrzelamy. Posz�o to bardzo szybko, strugi whisky obficie zrosi�y preri�. Zostawili�my w�z, zabrali konia i ju� nast�pnego dnia do��czyli do konwoju. W kilka dni p�niej French przeprowadzi� nas przez granic� Stan�w, do Montany. Tam nabyli�my prowiant na dalsz� w�dr�wk� i zawr�cili do Kanady. Po kolejnym marszu nast�pi�o rozdzielenie konwoju na kilka mniejszych grup, kt�re mia�y si� zaj�� budow� stra�nic wzd�u� granicy. W ten spos�b rozdzielono mnie ze Stokiem. Nigdy si� z nim powt�rnie nie spotka�em. W ubieg�ym roku wsp�lny znajomy doni�s� mi, �e Stok porzuci� s�u�b�, otrzyma� ziemi� i teraz na niej gospodaruje, jakoby gdzie� w rejonie po�udniowego Saskatchewanu. Dok�adny adres, ani s�owa! Jak widzisz, nie mog�em si� odwdzi�czy� za pomoc udzielon� mi w tak ci�kich chwilach. Mo�e si� odwdzi�cz� jego rodakowi. Daj mi sw�j adres, ch�opcze. Nic nie obiecuj�, lecz... kto wie?!� Da�em ��dany adres, a po kilku dniach rozstali�my si�. Gdy po powrocie do Halifax opowiedzia�em rodzicom o zdarzeniu, ojciec przestrzeg� mnie przed zbytnim przywi�zywaniem wagi do s��w inspektora. �On wkr�tce o tym zapomni, je�li ju� nie zapomnia�. Wyzb�d� si� z�udze�, Owen�. Min�y dwa miesi�ce, podczas kt�rych coraz bardziej umacnia�em si� w przekonaniu, �e inspektor Nicholson po prostu za�artowa� sobie ze mnie. Jednak�e w po�owie trzeciego miesi�ca nadszed� list z Ottawy. Serce mi zabi�o, gdy otworzy�em kopert� i ujrza�em pismo opatrzone nag��wkiem P�nocno-Zachodniej Konnej Policji. By�o to wezwanie do stawienia si� w ottawskiej komendzie celem wype�nienia formalno�ci zwi�zanych ze s�u�b� w tej formacji. Bardzo si� uradowa�em. Wi�c jednak Nicholson nie zapomnia�! Rodzice mniej byli zadowoleni. Zrozumia�e. Uda�em si� do Ottawy wraz z ojcem. W�wczas po raz pierwszy przysz�o mi skorzysta� z poci�gu. Dobry to spos�b na szybkie pokonywanie przestrzeni, lecz ja nad �awk� wagonu przedk�ada�em wygodne siod�o i r�czego konia. W Ottawie przyj�to nas z wielkim respektem. Pocz�tkowo s�dzi�em, �e to firma ojca cieszy si� takim powa�aniem, lecz szybko wysz�o szyd�o z worka. Szyd�em okaza� si� Nicholson. Nie wiem, z kim rozmawia� i jakie poruszy� spr�yny, do�� �e z g�ry uznano moj� osob� za wzorowego kandydata do P�nocno-Zachodniej. I oczywi�cie przyj�to. Ojciec odjecha�, ja zosta�em �eby odby� przeszkolenie. Dobrze da�o mi si� we znaki. Zacz��em drwi� ze swych marze�, rzeczywisto�� okaza�a si� ca�kowicie czym� innym, lecz honor nie pozwoli� mi si� wycofa�. No i jako� wytrzyma�em wszystkie (�wiczenia ��cznie z nauk� jazdy konnej. To by�y prawdziwe katusze. Jako �rodek na odparzenia i rany poradzono mi posypywa� pewn� cz�� cia�a... sol�! Jakoby przyspiesza to gojenie i czyni sk�r� twardsz�. Mo�e to i prawda, lecz kiedy spr�bowa�em takiego �lekarstwa�, o ma�o nie wyskoczy�em z tej sk�ry! Wszystko ma sw�j kres, wi�c i moje udr�ki dobieg�y ko�ca, Odziany w pi�kny mundur kroczy�em ulicami miasta dumny jak paw, przekonany, �e oczy wszystkich przechodni�w s� zwr�cone na mnie. Uzyska�em tydzie� urlopu na po�egnanie si� z rodzicami i przyjaci�mi w Halifax. Tydzie� min�� jak z bicza trz�s�, a w trzy dni p�niej siedzia�em ju� w wagonie poci�gu gnaj�cego na zach�d. Wi�z� mnie i czterech innych amator�w s�u�by w czerwonych kurtach. Jechali�my pod troskliw� opiek� sier�anta pouczaj�cego nas przez ca�� drog� o obowi�zkach, jakie na nas ci���, co nie zjedna�o mu ani mojej, ani moich towarzyszy sympatii. P�niej, znacznie p�niej, gdy sam awansowa�em na sier�anta, wspomnienie tamtych poucze� ustrzeg�o mnie przed udzielaniem rad m�odszym stopniem kolegom tonem zadufanego TV sobie m�drali, a przede wszystkim przed traktowaniem ich lekcewa��co. Dojechali�my do Reginy, stolicy okr�gu Saskatchewan, gdzie mie�ci�a si� g��wna kwatera P�nocno-Zachodniej. S�d