3060

Szczegóły
Tytuł 3060
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3060 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3060 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3060 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Henry Kuttner Parytet �elaza Obce rasy nie musz� by� nastawione ani przyja�nie, ani nieprzyja�nie: mog� pozosta� uparcie oboj�tne - a skutki oka�� si� znacz�ce. - A wyp�aty nie b�dzie jeszcze przez rok... czasu wenusja�skiego - stwierdzi� Thirkell, z obrzydzeniem nabieraj�c na �y�k� zimnej fasoli. Rufus Munn, kapitan, zerkn�� na niego przelotnie znad talerza zupy, kt�r� usi�owa� oczy�ci� z karaluch�w. - Nie wiem, po co w og�le musimy toto importowa�. Rok i cztery tygodnie, Steve. I miesi�c w kosmosie, zanim znowu trafimy na Ziemi�. Pulchna, okr�g�a twarz Thirkella spowa�nia�a. -A do tego czasu co? Mamy si� �ywi� zimn� fasol�? Munn westchn�� i wyjrza� przez otwarty, os�oni�ty w�az statku kosmicznego "Goodwill" na zewn�trz, gdzie we mgle porusza�y si� niewyra�ne postacie. Ale nie odpowiedzia�. Barton Underhill, supercargo i ch�opak na posy�ki, kt�ry wkr�ci� si� na ten lot dzi�ki pieni�dzom swojego taty, u�miechn�� si� sk�po i odpar�: - A czego� si� spodziewa�? Nie odwa�y- Wmy si� zu�y� paliwa. Mamy akurat tyle! �eby starczy�o na powr�t do domu. Wi�c zostaje zimna fasola albo nic. - Nied�ugo nie zostanie nic - o�wiadczy� Thirkell ponuro. - Byli�my rozrzutni. Marnowali�my zapasy na urz�dzanie bankiet�w. - Bankiety! - warkn�� Munn.- Oddali�my ca�e �arcie Wenusjanom. - No - mrukn�� Underhill - oni nas karmili... przez miesi�c. - Ale przestali. Wprowadzili embargo. Swoj� drog�, co oni maj� przeciwko nam? Munn odepchn�� sto�ek z nag�ym postanowieniem. - Tego b�dziemy musieli si� dowiedzie�. Tak nie mo�e dalej by�. Po prostu nie mamy do�� �ywno�ci, �eby wystarczy�o na rok. I nie mo�emy �y� z ziemi... - Przerwa�, kiedy kto� rozpi�� zamek b�yskawiczny klapy w os�onie. Do �rodka wszed� kr�py m�czyzna o czerwonobr�zowej twarzy, orlim nosie i wystaj�cych ko�ciach policzkowych - Znalaz�e� co�, Czerwonosk�ry? - zagadn�� Underhill. Mike Szybuj�cy Orze� cisn�� na st� plastykow� torb�. - Sze�� grzyb�w. Wenusjanie na pewno stosuj� metody hydroponiczne. Musz�. Na takiej g�bczastej glebie rosn� same grzyby, a wi�kszo�� z nich jest truj�ca. Nic z tego, kapitanie. Munn zacisn�� usta. - No tak. Gdzie jest Bronson? - Poszed� na �ebry. Ale nie dostanie ani fala - Nawajo kiwn�� g�ow� w stron� w�azu. - O, ju� idzie. Po chwili us�yszeli powolne kroki Bronsona. In�ynier wszed� do �rodka z twarz� r�wnie czerwon�, jak jego w�osy. - Nie pytajcie o nic - burkn��. - Niech nikt si� do mnie nie odzywa. �eby Irlandczyk musia� �ebra� o parszywe kilka fal�w u jakiego� zielonego stwora z �elaznym k�kiem w nosie, jak dzikus z Ubangi. Nigdy si� nie otrz�sn� ze wstydu. - Serdecznie ci wsp�czuj� - powiedzia� Thirkell. - Ale przynios�e� chocia� par� fal�w? Bronson zmierzy� go spojrzeniem. - Mia�em wzi�� od niego te brudne pieni�dze, nawet gdyby mi je dawa�? - wrzasn�� z oczami nabieg�ymi krwi�. - S�owo daj�, wola�bym je rzuci� w t� o�liz�� g�b�. Ja mia�bym bra� ich �mierdz�ce pieni�dze? Dajcie mi troch� fasoli. Chwyci� talerz i z ponur� min� zacz�� je��. Thirkell wymieni� spojrzenia z Underhillem. - Nie dosta� pieni�dzy - stwierdzi� ten ostatni. Bronson �achn�� si� i parskn��. - Zapyta� mnie, czy nale�� do Gildii �ebraczej! Na tej planecie nawet w��cz�dzy musz� wst�powa� do zwi�zk�w zawodowych! Kapitan Munn w zamy�leniu zmarszczy� brwi. - Nie, to nie s� zwi�zki, Bronson, nie przypominaj� nawet �redniowiecznych gildii kupieckich. Tarkomary s� o wiele pot�niejsze i maj� o wiele wi�ksz� swobod� dzia�ania. Zwi�zki zawodowe wyros�y na okre�lonej bazie spo�eczno-ekonomicznej i realizuj� okre�lony cel - system kontroli i utrzymania r�wnowagi, kt�ry wci�� si� rozwija. Nie m�wi� o zwi�zkach; na Ziemi niekt�re s� w porz�dku - jak Transport Lotniczy - a niekt�re skorumpowane, jak Podmorskie Po�owy. Tarkomary s� inne. Nie wype�niaj� �adnych konkretnych zada�. Po prostu utrzymuj� w zastoju wenusja�ski system gospodarczy. - Tak - dorzuci� Thirkell - i dop�ki nie zostaniemy cz�onkami, nie wolno nam pracowa�... w �adnym zawodzie. I nie mo�emy do nich wst�pi�, dop�ki nie zap�acimy wpisowego... tysi�c sofal�w. - Powoli z t� fasol� - ostrzeg� Underhill. - Zosta�o tylko dziesi�� puszek. Zapad�o milczenie. W ko�cu Munn pu�ci� w obieg paczk� papieros�w. - Musimy co� zrobi�, to oczywiste - powiedzia�. - Tylko od Wenusjan mo�emy dosta� �ywno��, a oni nic nam nie dadz�. Jedna rzecz przemawia na nasz� korzy��: ich prawa s� tak arbitralne, �e nie mog� nam odm�wi� sprzeda�y �ywno�ci... odrzucenie legalnej oferty jest nielegalne. Mike Szybuj�cy Orze� pos�pnie sortowa� swoje sze�� grzyb�w. - Owszem. Je�eli b�dziemy mogli z�o�y� legaln� ofert�. Jeste�my bankrutami... wenusja�skimi bankrutami... i nied�ugo zaczniemy przymiera� g�odem. Je�li kto� potrafi znale�� na to odpowied�... By�o to w 2044 roku, trzy lata po pierwszej zako�czonej sukcesem wyprawie na Marsa, wiele lat od l�dowania na Ksi�ycu. Ksi�yc by� oczywi�cie niezamieszkany z wyj�tkiem pewnych �ywych, lecz nie posiadaj�cych inteligencji alg. �wawi, szerokopier�ni Marsjanie ze swoim przyspieszonym metabolizmem i dziwacznymi, b�yskotliwymi umys�ami okazali si� nastawieni przyja�nie i pewne by�o, �e pomi�dzy cywilizacjami Marsa i Ziemi nie b�dzie �adnych tar�. Co do Wenus, wcze�niej nie wyl�dowa� tu �aden statek. "Goodwill" by� ambasadorem. By� to eksperyment, podobnie jak wcze�niejsza wyprawa na Marsa, poniewa� nikt nie wiedzia�, czy na Wenus istnieje inteligentne �ycie. Na pok�adzie zmagazynowano zapasy wystarczaj�ce na ponad rok, koncentraty, plastykowe pojemniki, odwodnion�, witaminizowan� �ywno��, ale ka�dy cz�onek za�ogi w g��bi duszy by� przekonany, �e na Wenus znajd� mn�stwo jedzenia. �ywno�� by�a, owszem. Wenusjanie hodowali j� w hydroponicznych zbiornikach pod miastami. Na powierzchni planety nie ros�o nic nadaj�cego si� do jedzenia. Zwierz�t i ptak�w �y�o tu niewiele, wi�c polowanie by�o niemo�liwe, nawet gdyby Ziemianom pozwolono zatrzyma� bro�. A na pocz�tku przypomina�o to jedno wielkie �wi�to po m�cz�cej podr�y ww kosmosie - ca�oroczny festyn i karnawa� w obcym, fascynuj�cym �wiecie. Obcy �wiat. bez w�tpienia. Wenusjanie okazali si� konserwatywni. Co by�o dobre dla ich odleg�ych przodk�w, by�o dobre r�wnie� dla nich. Wydawa�o si�, �e nie chcieli �adnych zmian. Obecny system dzia�a� dobrze od stuleci; po co go teraz zmienia�? Ziemianie oznaczali zmiany - to by�o oczywiste. Rezultat: bojkot Ziemian. Zastosowano bierny op�r. W pierwszym miesi�cu Ziemianie nie napotkali �adnych trudno�ci: kapitanowi Munnowi wr�czono klucze do bram stolicy, Vyring, na kt�rej peryferiach sta� obecnie "Goodwill", a Wenusjanie hojnie zaopatrywali ich w �ywno�� - dziwne, lecz w smakowite potrawy z hydroponicznych ogrod�w. W zamian Ziemianie rozrzutnie obdarowywali ich w�asnym jedzeniem, niebezpiecznie uszczuplaj�c w�asne zapasy. A wenusja�ska �ywno�� szybko si� psuta. Nie pr�bowano jej zabezpieczy�, poniewa� hydroponiczne zbiorniki stanowi�y pewne, niewyczerpalne �r�d�o dostaw. W ko�cu Ziemianom zosta� tylko niewielki zapas w�asnej �ywno�ci, wystarczaj�cy zaledwie na kilka tygodni, oraz ogromny stos odpadk�w, w kt�re po paru dniach zamieni�y si� soczyste, apetyczne potrawy. W�wczas Wenusjanie przestali przynosi� swoje �atwo si� psuj�ce owoce, jarzyny oraz mi�sne grzyby i przykr�cili �rub�. Przyj�cie si� sko�czy�o. Nie mieli zamiaru krzywdzi� Ziemian; nadal troskliwie okazywali im �yczliwo��. Ale odt�d ich has�o brzmia�o: Zap�ata Przy Dostawie - i nie udzielano kredytu. Wielki mi�sny grzyb, wystarczaj�cy dla czterech g�odnych m�czyzn, kosztowa� dziesi�� fal�w. Poniewa� Ziemianie nie mieli fal�w, nie dostawali mi�snych grzyb�w - ani niczego innego. Na pocz�tku Ziemianie nie potraktowali tego powa�nie. Dop�ki nie poszli po rozum do g�owy i nie zacz�li si� zastanawia�, w jaki spos�b w�a�ciwie maj� zdoby� jedzenie. Nie by�o sposobu. Siedzieli wi�c tak na statku jedz�c zimn� fasol� i wygl�daj�c jak pi�ciu z Siedmiu Krasnoludk�w, pi�tka niskich, kr�pych, silnych m�czyzn, gruboko�cistych i muskularnych, dobranych specjalnie ze wzgl�du na budow� fizyczn�, �eby mogli wytrzyma� trudy kosmicznej podr�y - a ich m�zgi, r�wnie� specjalnie dobierane, nie mog�y im w niczym pom�c. Problem by� prosty - prosty i prymitywny. Oni - przedstawiciele pot�nej cywilizacji Ziemi - byli g�odni. Wkr�tce g��d jeszcze bardziej da im si� we znaki. I nie posiadali ani fala - nic pr�cz bezwarto�ciowego z�ota, srebra i papierowych banknot�w. Na statku by� metal, ale brakowa�o potrzebnego im czystego metalu, mieli tylko stopy, kt�rych nie mogli niszczy�. Podstaw� systemu monetarnego Wenus by�o �elazo. ...Musi by� jakie� rozwi�zanie - m�wi� Munn z uporem. Jego surowa, pobru�d�ona twarz spochmurnia�a. Gniewnym gestem odsun�� talerz. - Id� jeszcze raz porozmawia� z Rad�. - Co to pomo�e? - chcia� wiedzie� Thirkell. - Jeste�my w kropce, nie mamy wyj�cia. Tylko pieni�dze do nich przemawiaj�. - Wszystko jedno. Id� pogada� z Jorust - warkn�� kapitan. - Ona nie jest g�upia. - W�a�nie - odpar� Thirkell znacz�co. Munn popatrzy� na niego, kiwn�� na Mike'a Szybuj�cego Or�a i ruszy� do wyj�cia. Underhill zerwa� si� na nogi. - Mog� i�� z wami? Bronson bez apetytu grzeba� w swojej porcji fasoli. - Po co chcesz i��? Nie b�dziesz m�g� nawet zagra� na automatach w jakiej� knajpie w Vyring... je�li oni maj� automaty. Mo�e my�lisz, �e kiedy im powiesz, �e tw�j stary jest kr�lem Zjednoczonych Kopalin, z�ami� si� i wydadz� nam bony na posi�ki? Ale m�wi� do�� przyjaznym tonem, wi�c Underhill tylko si� u�miechn��. Kapitan Munn powiedzia�: - No to chod�, jak chcesz, ale si� pospiesz. - Trzej m�czy�ni zanurzyli si� w g�st� mg�� i pocz�apali przez grz�skie, lepkie b�oto. Upa� by� do wytrzymania; silne wiatry Wenus powodowa�y szybkie parowanie - naturalna klimatyzacja, dzi�ki kt�rej nie czu�o si� wilgoci. Munn sprawdzi� kompas. Przedmie�cia Vyring znajdowa�y si� w odleg�o�ci p� mili, ale mg�a by�a jak zwykle g�sta jak groch�wka. Na Wenus zawsze panuje pogoda uniemo�liwiaj�ca loty. Tr�jka m�czyzn w milczeniu brn�a przed siebie. - My�la�em, �e Indianie potrafi� wy�y� z ziemi - zauwa�y� w ko�cu Underhill pod adresem Nawaja. Mike Szybuj�cy Orze� popatrzy� na niego kpi�co. - Nie jestem wenusja�skim Indianinem - wyja�ni�. - M�g�bym zrobi� �uk i strza�y i upolowa� jakiego� Wenusjanina... ale to nie pomo�e, chyba �e b�dzie mia� du�o sofal�w w portfelu. - Mogliby�my go zje�� - burkn�� Underhill. - Ciekawe, jak smakuje pieczony Wenusjanin? - Spr�buj, to b�dziesz m�g� napisa� bestseller, kiedy wr�cisz do domu - rzuci� Munn. - Je�eli wr�cisz do domu. W Vyring maj� policj�, kolego. - Och, ju� dobrze - mrukn�� Underhill i na tym zako�czy� temat. - Przed nami �luza. Chryste, czuj� zapach czyjego� obiadu! - Ja te� - j�kn�� Nawajo - ale mia�em nadziej�, �e nikt o tym nie wspomni. Zamknij si� i maszeruj dalej. Mur otaczaj�cy Vyring spe�nia� rol� grobli, a nie umocnie� obronnych. Wenus by�a nie tylko cywilizowana, ale r�wnie� zjednoczona; najwyra�niej nie istnia�y tu ani wojny, ani bariery celne - co w naturalny spos�b sprzyja�o powstaniu �wiatowego pa�stwa. Samoloty transportowe ha�asowa�y im nad g�owami, kiedy przemykali si� do�em, niewidoczni we mgle. Mg�a okrywa�a ulice, tylko od czasu do czasu jaki� silniejszy podmuch rozdziera� j� na strz�py. W os�oni�tym od wiatru Vyring panowa�o nieprzyjemne gor�co z wyj�tkiem zamkni�tych pomieszcze�, gdzie mo�na by�o w��czy� klimatyzacj�. Underhillowi przypomnia�a si� Wenecja: ulice by�y kana�ami. Lodzie najrozmaitszych kszta�t�w i rozmiar�w wyprzedza�y ich, dryfowa�y lub przemyka�y obok. Nawet �ebracy nie chodzili piechot�. Wzd�u� kana��w bieg�y nier�wne, b�otniste �cie�ki, ale nie korzysta� z nich nikt, kto mia� cho�by jednego fala przy duszy. Ziemianie szli na piechot�, przeklinaj�c z ca�ego serca, kiedy stopy z chlupotem grz�z�y im w mule. Wi�kszo�� mieszka�c�w nie zwraca�a na nich uwagi. Do nabrze�a zbli�y�a si� wodna taks�wka, a jej pilot, nosz�cy b��kitn� odznak� swego tarkomaru, pomacha� do nich. - Mo�e was podwie��? - zapyta�. Underhill pokaza� mu srebrnego dolara -Je�li to przyjmiesz, czemu nie. - Wszyscy Ziemianie szybko opanowali wenusja�ski j�zyk; byli znakomitymi lingwistami, co obok innych mi�dzyplanetarnych umiej�tno�ci stanowi�o jeden z powod�w, dla kt�rych zostali wybrani. Fonetyczny j�zyk wenusja�ski bynajmniej nie by� trudny. -Nie sprawi�o im r�wnie� najmniejszej trudno�ci zrozumienie odmownego "nie" pilota taks�wki. - Zagrajmy w or�a i reszk� - zaproponowa� Underhill bez wi�kszej nadziei. - Podw�jna stawka albo nic. Ale Wenusjanie nie uprawiali hazardu. - Podw�jne co? - spyta� pilot. - Ta moneta? Ona jest srebrna. - Pokaza� im srebrny, rokokowy filigran na dziobie swojej �odzi. - �mie�! - To by�oby wspania�e miejsce dla Benjamina Franklina - zauwa�y� Mike Szybuj�cy Orze�. - On mia� sztuczne z�by z �elaza, no nie? - Je�li to prawda, facet nosi� w g�bie wenusja�sk� fortun� - stwierdzi� Underhill. - Nie ca�kiem. - Je�li m�g� za ni� kupi� porz�dny obiad, to by�a fortuna - upiera� si� Underhill. Pilot, popatrzywszy z pogard� na Ziemian, odp�yn�� szuka� zamo�niejszych pasa�er�w. Munn, wytrwale brn�cy przez pok�ady b�ota, otar� pot z czo�a. Wspania�e miejsce ten Vyring, pomy�la�. Wspania�e miejsce, �eby umrze� z g�odu. Po p� godzinie ci�kiego marszu Munn poczu�, �e zaczyna w nim narasta� t�pa z�o��. Je�li Jorust odm�wi zobaczenia si� z nim, pomy�la�, b�dzie draka, mimo �e Wenusjanie odebrali im bro�. Czu�, �e m�g�by rozedrze� Vyring na strz�py samymi z�bami. I po�re� wszystkie jadalne cz�ci. Na szcz�cie Jorust okaza�a si� przyst�pna. Ziemianie zostali wprowadzeni do jej gabinetu, du�ego, luksusowego pokoju, po�o�onego wysoko ponad miastem. Przez otwarte okna nap�ywa� ch�odny powiew. Jorust kr��y�a po pokoju w wielkim fotelu, wyposa�onym w ko�a i jaki� rodzaj silnika. Wzd�u� �cian bieg�a nachylona uko�nie p�ka, przypominaj�ca blat biurka i prawdopodobnie s�u��ca tym samym celom. Umieszczona by�a na wysoko�ci ramion, ale fotel Jorust podnosi� j� do odpowiedniego poziomu. Ona pewnie zaczyna rano od jednego k�ta, pomy�la� Munn, i przez ca�y dzie� pracy stopniowo obje�d�a pok�j dooko�a. Jorust by�a szczup��, siwow�os� Wenusjank� o sk�rze przypominaj�cej faktur� dobrze wyprawiony szagryn i czujnym spojrzeniu czarnych oczu, kt�re teraz wyra�a�o ostro�no��. Zesz�a z fotela, gestem zaprosi�a m�czyzn do zaj�cia miejsc i sama r�wnie� usiad�a. Zapali�a fajk� wygl�daj�c� jak za du�a cygarniczka, wepchn�wszy do niej wa�eczek sprasowanego ��tego ziela. Z fajki wzbi� si� aromatyczny dym. Underhill po��dliwie poci�gn�� nosem. - Oby�cie byli godni swych ojc�w - powiedzia�a uprzejmie Jorust, wyci�gaj�c w ge�cie powitania sze�ciopalczast� d�o�. - Co was sprowadza? - G��d - przyzna� otwarcie Munn. - My�l�, �e ju� czas zagra� w otwarte karty. Jorust obserwowa�a go z nieprzeniknion� min�. - A wi�c? - Nie lubimy, jak si� nami pomiata. - Czy wyrz�dzili�my wam krzywd�? - zapyta�a przewodnicz�ca Rady. Munn popatrzy� na ni�. - Wy��my karty na st�. Wywieracie na nas nacisk. Jeste� tu grub� ryb�, wi�c albo to twoja robota, albo o tym wiesz. Co ty na to? - Nie - powiedzia�a Jorust po chwili milczenia. - Nie, nie mam a� takiej w�adzy, jak wydajecie si� s�dzi�. Jestem jednym z administrator�w. Ja nie ustanawiam praw, ja tylko pilnuj�, �eby ich przestrzegano. Nie jeste�my wrogami. - Mo�e dojdzie do tego - o�wiadczy� Munn pos�pnie. - Je�li z Ziemi przyleci nast�pna ekspedycja i znajdzie nas martwych... - Nie zabijemy was. To wbrew naszej tradycji. - Ale mo�ecie zag�odzi� nas na �mier�. Oczy Jorust zw�zi�y si�. - Kupcie sobie �ywno��. Ka�dy ma do tego prawo, bez wzgl�du na pochodzenie. - A czego u�yjemy zamiast pieni�dzy? - zapyta� Munn. - Wy nie przyjmujecie naszej waluty, a my nie mamy waszej. - Wasze pieni�dze s� bezwarto�ciowe - wyja�ni�a Jorust. - Mamy z�oto i srebro z kopalni... u nas s� powszechnie spotykane. Za jednego difala, czyli dwadzie�cia fal�w, mo�na kupi� mn�stwo jedzenia. Za sofala mo�na kupi� nawet wi�cej. Mia�a oczywi�cie racj� i Munn o tym wiedzia�. Jeden sofal wart by� tysi�c siedemset dwadzie�cia osiem Pal�w. W�a�nie! - A jak wed�ug ciebie mamy zdoby� troch� waszych �elaznych pieni�dzy? - warkn��. - Zapracujcie na nie, tak jak my. Fakt, �e pochodzicie z innej planety, nie zwalnia was z obowi�zku tworzenia poprzez prac�. - W porz�dku - zgodzi� si� Munn -chcemy pracowa�. Daj nam jakie� zaj�cie. - Jakie? - Pog��bianie kana��w! Cokolwiek! - Czy nale�ycie do tarkomaru pog��biaczy kana��w? - Nie - przyzna� Munn. - Jak mog�em zapomnie�, �eby si� zapisa�? Jorust zignorowa�a jego sarkazm. - Musicie si� zapisa�. Tutaj wszystkie rzemios�a maj� swoje tarkomary. - Po�ycz mi tysi�c sofal�w, to si� do kt�rego� zapisz�. - Pr�bowaii�cie ju� tego wcze�niej - zwr�ci�a mu uwag� Jorust. - Nasi lichwiarze donie�li, �e ofiarowany przez was zastaw by� bezwarto�ciowy. - Bezwarto�ciowy? Chcesz powiedzie�, �e nie mamy na statku nic, co by�oby dla waszej rasy warte tysi�c sofal�w? Przypieracie nas do muru i ty o tym wiesz. Sam nasz oczyszczacz wody jest dla was wart sze�� razy wi�cej. Jorust wydawa�a si� ura�ona. - Od tysi�ca lat oczyszczamy wod� filtrem z w�gla drzewnego. Gdyby�my teraz zmienili metod�, nazwaliby�my naszych przodk�w g�upcami. Oni nie byli g�upcami: byli m�drzy i wielcy. - No a post�p? - Nie widz� potrzeby post�pu - odpar�a Jorust. - Nasza cywilizacja jest doskona�a w swojej obecnej postaci. Nawet �ebracy nie cierpi� g�odu. Na Wenus nie ma nieszcz�liwych ludzi. Metody naszych przodk�w s� sprawdzone i dzia�aj� dobrze. Wi�c po co je zmienia�? - Ale... - Zmieniaj�c status quo naruszyliby�my tylko r�wnowag� - o�wiadczy�a stanowczo Jorust i wsta�a. - Oby�cie byli godni pami�ci swych ojc�w. - Pos�uchaj... - zacz�� Munn. Ale Jorust siedzia�a ju� w swoim fotelu i nie zwraca�a na niego uwagi. Trzej Ziemianie wymienili spojrzenia, wzruszyli ramionami i wyszli. Odpowied� by�a zdecydowanie odmowna. - I to jest w�a�nie to - stwierdzi� Munn, kiedy zje�d�ali na d� wind�, - Jorust planuje zag�odzi� nas na �mier�. S�owo si� rzek�o. Underhill nie chcia� si� z nim zgodzi�. - Ona ma racj�. Jak sama m�wi, jest tylko administratork�. To tarkomary stanowi� tutejsz� grup� nacisku. Tworz� pot�ny blok. - Wiem, one rz�dz� planet� - skrzywi� si� Munn. - Trudno zrozumie� psychik� tych ludzi. Wydaj� si� przeciwni wszelkim zmianom. My reprezentujemy zmiany, wi�c postanowili zwyczajnie nas zignorowa�. - Nie uda im si� - o�wiadczy� Underhill. - Nawet je�li umrzemy z g�odu, po nas przylec� inne statki z Ziemi. - Zastosuj� do nich t� sam� sztuczk�. - Zag�odz� ich? Ale... - Bierny op�r. Nie ma prawa nakazuj�cego Wenusjanom go�ci� Ziemian. Mog� po prostu przyj�� polityk� zamkni�tych drzwi, a my nic na to nie poradzimy. Na Wenus nie by�o transparentu z napisem: "Witamy". Mike Szybuj�cy Orze� przerwa� d�ugie milczenie, kiedy znale�li si� na nadbrze�u kana�u. - Ich psychologia to rodzaj kultu przodk�w. Mo�e przeniesiony egoizm... jaki� rasowy kompleks ni�szo�ci. Munn potrz�sn�� g�ow�. - Troch� za szybko wyci�gasz wnioski. - Dobra, mo�e i tak. Ale to si� sprowadza do kultu przesz�o�ci. I strachu. Ich obecny system spo�eczny istnieje od wiek�w. Nie chc� go zak��ci�. To logiczne. Je�li masz maszyn�, kt�ra funkcjonuje doskonale i wype�nia wszystkie wyznaczone zadania, czy chcia�by� j� ulepszy�? - Czemu nie? - odpar� Munn, - Jasne, �e chcia�bym. - Po co? - No... �eby zaoszcz�dzi� czasu. Je�li nowe urz�dzenie podwoi wydajno�� maszyny, chcia�bym je mie�. Nawajo zamy�li� si�. - Za��my, �e to b�d� ... powiedzmy... lod�wki. Usprawnienie wywo�a okre�lone nast�pstwa. B�dzie potrzeba mniej pracy, co naruszy struktur� ekonomiczn�. - Minimalnie. - W tym przypadku. Ale zmiana nast�pi r�wnie� z punktu widzenia konsumenta. Wi�cej ludzi b�dzie mia�o lod�wki. Wi�cej ludzi b�dzie robi�o domowe lody. Sprzeda� lod�w si� zmniejszy... sprzeda� detaliczna. Hurtownicy b�d� kupowa� mniej mleka. Farmerzy b�d�... - Wiem - przerwa� Munn. - Wystarczy przerwa� jedno ogniwo i ca�y-�a�cuch p�ka. M�wisz o mikroskopijnych zmianach. Nawet je�li masz racj�, istniej� jeszcze naturalne mechanizmy reguluj�ce. - Eksperymentalna, rozwijaj�ca si� cywilizacja gotowa jest zaakceptowa� takie mechanizmy - powiedzia� Mike Szybuj�cy Orze�. - Wenusjanie s� ultrakonserwatywni. Uwa�aj�, �e nie potrzebuj� si� ju� rozwija� ani zmienia�. Ich system dzia�a od stuleci. Jest idealnie zintegrowany. Ka�da interwencja mo�e im pomiesza� szyki. Tarkomary maj� w�adz� i nie zamierzaj� jej nikomu odda�. - Wi�c umrzemy z g�odu - podsumowa� Underhill. Indianin wyszczerzy� do niego z�by. - Na to wygl�da. Chyba, �e wymy�limy jaki� spos�b, �eby zarobi� troch� forsy. - Powinni�my co� wymy�li� - o�wiadczy� Munn. - Przecie� wybrano nas mi�dzy innymi ze wzgl�du na iloraz inteligencji. - Nasze umiej�tno�ci nie na wiele si� przydadz� - zauwa�y� Mike Szybuj�cy Orze�, kopni�ciem str�caj�c kamyk do kana�u. - Ty jeste� fizykiem. Ja jestem przyrodnikiem. Bronson jest in�ynierem, a Steve Thirkell konowa�em. Ty, m�j m�ody, bezu�yteczny przyjacielu, jeste� synem bogatego cz�owieka. Underhill u�miechn�� si� z zak�opotaniem. - No, tata ci�ko si� napracowa�, �eby do czego� doj��. Umia� robi� pieni�dze. Tego nam teraz trzeba, no nie? - Jak on si� wzbogaci�? - Na gie�dzie. - To zawsze pomaga - stwierdzi� Munn. - Uwa�am, �e najlepszym rozwi�zaniem b�dzie znale�� co�, czego Wenusjanie naprawd� potrzebuj�, a potem im to sprzeda�. - Gdyby�my mogli wys�a� przez radio wiadomo�� na Ziemi�... - zacz�� Underhill. - ... to nie musieliby�my si� o nic martwi� - doko�czy� Nawajo. - Na nieszcz�cie Wenus ma warstw� Heaviside'a, wi�c nie mo�emy wysia� wiadomo�ci przez radio. Lepiej rusz g�ow� i spr�buj co� wymy�li�, kapitanie. Ale czy Wenusjanie potem zechc� to kupi� - nie mam poj�cia. Munn zaduma� si� gi�boko. - Status quo nie mo�e si� utrzyma� bez ko�ca. To nieracjonalne, jak zawsze mawia� m�j dziadek, maj�c na my�li praktycznie wszystko. Wsz�dzie s� wynalazcy. Nowe metody... struktura spo�eczna musi je zasymilowa�. Spr�buj� wykoncypowa� jaki� przyrz�dzik. Powinno mi si� uda�. Nawet dobry �rodek konserwuj�cy �ywno�� powinien za�atwi� spraw�. - Nie przy tych hydroponicznych ogrodach, kt�re tyle wytwarzaj�. - Hmm. Ulepszona pu�apka na myszy... co� bezu�ytecznego, ale za to intryguj�cego. Jednor�ki bandyta... - Wydali prawo zakazuj�ce hazardu. - No to zaproponuj co�. - Zdaje si�, �e Wenusjanie niewiele wiedz� o genetyce. Gdybym wyprodukowa� jakie� niezwyk�e jedzenie drog� krzy�owania ro�lin... co? - Mo�e - odpar� Munn. - Mo�e. Okr�g�a twarz Steve'a Thirkella zajrza�a przez luk. Pozostali cz�onkowie wyprawy siedzieli przy stole gryzmol�c co� na blokach papieru i popijaj�c s�ab� kaw�. - Mam pomys� - oznajmi� Thirkell. Munn j�kn��. - Ju� ja znam te twoje pomys�y. Co znowu wymy�li�e�? - To bardzo-proste. Na Wenus wybuchnie epidemia, a ja wynajd� antywirusa, kt�ry ocali Wenusjan. B�d� mi wdzi�czni... - ...i o�enisz si� z Jorust, po czym b�dziesz rz�dzi� ca�� planet� - doko�czy� Munn. - Ha! - Nie ca�kiem - ci�gn�� niewzruszony Thirkell. - Je�li nie b�d� wdzi�czni, wstrzymamy dostawy antytoksyny, dop�ki nam nie zap�ac�. - Jedynym s�abym punktem twojego genialnego rozwi�zania jest to, �e Wenusjanie nie choruj� na �adn� zaraz� - zauwa�y� Mike Szybuj�cy Orze�. - Poza tym pomys� jest doskona�y. Thirkell westchn��. - Obawia�em si�, �e o tym wspomnisz. Mo�e troch� odejdziemy od etyki... no wiesz, tylko troszeczk�... i wywo�amy jak�� epidemi�. Tyfus czy co� podobnego. - Co za facet! - powiedzia� Nawajo z podziwem. - By�by z ciebie pierwszorz�dny morderca, Steve. - Sam cz�sto tak my�la�em. Ale nie zamierza�em posuwa� si� a� do morderstwa. Jaka� bolesna, niemo�liwa do wyleczenia choroba... - Na przyk�ad co? - Dyfteryt? - zaproponowa� z nadziej� zbrodniczy lekarz. - �adna perspektywa - mrukn�� Mike Szybuj�cy Orze�. - Gadasz jak jaki� Apacz. - Dyfteryt, tr�d, beri-beri, d�uma - rzuci� gwa�townie Pat Bronson. - G�osuj� na wszystkie. Dajmy tym paskudnym ma�ym �abom posmakowa� naszej medycyny. Dajmy im w ko��. - Za��my, �e pozwolimy ci wywo�a� ma�� epidemi�... tak�, kt�ra w �adnym przypadku nie oka�e si� �miertelna... jak si� do tego zabierzesz? - Zatruj� wodoci�gi albo... co? - Czym? Na twarzy Thirkella nagle odmalowa� si� bolesny zaw�d. - Och! Och! Munn przytakn��. -"Goodwill" nie ma na sk�adzie takich rzeczy. Jeste�my pozbawieni zarazk�w. Antyseptyczni z zewn�trz i od �rodka. Ju� zapomnia�e�, jakie zabiegi nam robili przed odlotem? Bronson zakl��. - Nigdy tego nie zapomn�. Co godzina zastrzyk! Antytoksyny, nak��cia, na�wietlania ultrafioletem, a� mnie wszystkie ko�ci bola�y. - W�a�nie- potwierdzi� Munn. - Praktycznie jeste�my pozbawieni zarazk�w. Musieli podj�� takie �rodki ostro�no�ci, �eby nie dopu�ci� do wywo�ania epidemii na Wenus. - Ale my chcemy wywo�a� epidemi� - �a�o�nie zaprotestowa� Thirkell. - Nie m�g�by� nawet zarazi� Wenusjan katarem - poinformowa� go Munn. - Wi�c po sprawie. A wenusja�skie �rodki znieczulaj�ce? Czy s� tak dobre jak nasze? - Lepsze - przyzna� lekarz. - Co nie znaczy, �e ich potrzebuj�, chyba �e dla dzieci. Maj� dziwne reakcje nerwowe. Po mistrzowsku opanowali autohipnoz�, wi�c w razie potrzeby potrafi� opanowa� doznanie b�lu. - Sulfamidy? - My�la�em o tym. Te� je maj�. - Co do mnie - wtr�ci� Bronson - my�la�em o elektrowni wodnej. Za ka�dym razem, kiedy pada, maj� tu pow�d�. - Jest dobry system odwadniaj�cy - przypomnia� Munn. - Kana�y za�atwiaj� spraw�. - Daj mi sko�czy�! Te rybiosk�re takie-owakie wykorzystuj� energi� wodn�, ale ma�o wydajnie. Maj� tu tyle wartkich rzek, �e pobudowali elektrownie w najlepszych miejscach... tysi�ce hydroelektrowni, a po�owa z nich nie dzia�a, kiedy opady skupiaj� si� w innym regionie. Przez po�ow� czasu elektrownie s� bezu�yteczne. To kosztuje. Gdyby zbudowali tamy, mieliby sta�y dop�yw wody przy mniejszych kosztach og�lnych. - To jest my�l - zgodzi� si� Munn. Mike Szybujacy Orze� zabra� g�os: -Ja zajm� si� krzy�owaniem ro�lin w hydroponicznych ogrodach. Mog� ulepszy� smak mi�snych grzyb�w dodaj�c na przyk�ad smak sosu Worcestershire. Wiecie, apeluj�c do podniebienia... - Ca�kiem nie�le. Steve? Thirkell zmierzwi� d�oni� w�osy. - Pomy�l� nad tym. Nie poganiajcie mnie. Munn spojrza� na Underhilla. - Mia�e� jakie� przeb�yski inteligencji, kolego? M�odzieniec skrzywi� si�. -Jeszcze nie. Nie mog� nic wymy�li� opr�cz spekulowania na gie�dzie. - Bez pieni�dzy? - W tym problem. Munn przytakn��. - No, a ja pomy�la�em o reklamie. Jestem fizykiem, wi�c to moja dzia�ka. - Jak to? - zaciekawi� si� Bronson.- chcesz zademonstrowa� rozbijanie atom�w? Odgrywa� silnego cz�owieka? - Lepiej sied� cicho. Na Wenus nie znaj� reklamy, chocia� maj� handel. To dziwne. Sprzeda� detaliczna powinna natychmiast podskoczy�. - Maj� reklam�wki radiowe. - Stylizowane i zrutynizowane. Dzi�ki telewizji mo�emy ich zala� potopem reklamy. Przyci�gaj�ce wzrok... tak. Sprytne urz�dzenia pokazywane w trakcie dzia�ania. Czemu nie? - Chyba zbuduj� Rentgen - o�wiadczy� nagle Thirkell - je�li mi pomo�esz, kapitanie. Munn powiedzia�, �e oczywi�cie. -Mamy wyposa�enie i plany. Jutro zaczynamy. Zrobi�o si� do�� p�no. Rzeczywi�cie by�o, p�no, chocia� na Wenus nie by�o zachod�w s�o�ca. Pi�tka m�czyzn posz�a spa�, aby �ni� o obfitych obiadach - wszyscy opr�cz Thirkella, kt�remu �ni�o si�, �e zajada pieczonego kurczaka. Nagle kurczak zmieni� si� w Wenusjanina i zacz�� po�era� Thirkella poczynaj�c od st�p. Lekarz obudzi� si� zlany potem, kln�c za�y� tabletk� nembutalu i wreszcie zasn�� ponownie. Nast�pnego ranka wszyscy rozeszli si� do swoich spraw. Mike Szybuj�cy Orze� zabra� mikroskop i inne przyrz�dy, poszed� do najbli�szego o�rodka hydroponicznego i wzi�� si� do roboty. Nie pozwolono mu przenie�� zarodk�w na "Goodwill", ale nikt mu nie broni� przeprowadzania eksperyment�w na miejscu w Vyring. Wyprodukowa� kultury, zastosowa� zestawy witamin przyspieszaj�cych wzrost i z nadziej� oczekiwa� na rezultaty. Pat Bronson spotka� si� ze Skotterym, naczelnikiem Wydzia�u Energii Wodnej. Skottery by� wysokim, ma�om�wnym Wenusjaninem, kt�ry �wietnie zna� si� na zagadnieniach technicznych i nalega�, �eby Bronson obejrza� modele w jego biurze, zanim usiedli na rozmow�. - Ile macie elektrowni? -zapyta� Bronson. - Dwana�cie razy cztery tuziny do trzeciej pot�gi. Czterdzie�ci dwa tuziny w tym okr�gu. Razem prawie milion, obliczy� Bronson. - Ile obecnie dzia�a? - pyta� dalej. - Jakie� siedemna�cie tuzin�w. - Czyli trzysta stoi... to znaczy dwadzie�cia pi�� tuzin�w. Czy koszty eksploatacji si� nie licz�? - Jak najbardziej - przyzna� Skottery. - Niezale�nie od faktu, �e niekt�re z tych si�owni obecnie w og�le nie daj� si� uruchomi�. Rze�ba terenu szybko si� zmienia. No wiesz, erozja. Budujemy elektrowni� przy uj�ciu w�wozu, a w nast�pnym roku rzeka zmienia koryto. Budujemy oko�o tuzina dziennie. Ale oczywi�cie sporo odzyskujemy ze starych elektrowni. Bronson dozna� ol�nienia. - Nie ma dzia��w wodnych? - Ze co? Ziemianin wyja�ni�. Skottery potrz�sn�� r�kami w ge�cie zaprzeczenia. - Mamy odmienny typ wegetacji. Wody jest tyle, �e ro�liny nie musz� g��boko zapuszcza� korzeni. - Ale potrzebuj� gleby? - Nie. Sk�adniki, kt�rych potrzebuj�, pobieraj� z wody. Bronson opisa� zalety dzia��w wodnych. - Za��my, �e importujecie ziemskie drzewa i ro�liny i zalesiacie g�ry. Budujecie te� tamy, �eby spi�trzy� wod�. B�dziecie mieli energi� przez ca�y czas i b�dziecie potrzebowa� tylko kilku du�ych elektrowni, kt�re b�d� dzia�a� bez przerwy. Skottery przemy�la� to. - Mamy tyle energii, ile potrzebujemy. - Ale popatrz na koszty! - Pokrywane s� z podatk�w. - M�g�by� zarobi� wi�cej pieni�dzy...wi�cej difal�w i sofal�w... - Od trzystu lat osi�gamy dok�adnie takie same zyski - wyja�ni� Skottery. - Doch�d netto jest sta�y. Wszystko dzia�a doskonale. Widz�, �e nie rozumiesz naszego systemu ekonomicznego. Skoro mamy wszystko, czego potrzebujemy, nie ma sensu zarabia� wi�cej pieni�dzy... ani fala. - Wasi konkurenci... - Mamy tylko trzech i te� s� zadowoleni ze swoich zysk�w. - Przypu��my, �e zainteresuj� ich moim planem? - Nie potrafi�by� - t�umaczy� cierpliwie Skottery. - Oni nie b�d� bardziej zainteresowanie ode mnie. Ciesz� si�, �e wpad�e�. Oby� by� godny pami�ci swego ojca. - Ty bezm�zga rybo! -wrzasn�� Bronson trac�c panowanie nad sob�. - Czy nie masz w tym swoim zielonym cielsku ani kropli czerwonej krwi? Czy nikt na tej planecie nie wie, co znaczy walka? - Uderzy� zaci�ni�t� pi�ci� w d�o�. - Nie b�d� godny pami�ci starego Seumasa Bronsona, je�eli ci� zaraz nie waln� w t� paskudn� g�b�... Skottery nacisn�� guzik. Pojawili si� dwaj ogromni Wenusjanie. Naczelnik Wydzia�u Energii Wodnej wskaza� im Bronsona. - Zabierzcie to - powiedzia�. Kapitan Rufus Munn wraz z Bartem Underhillem odwiedzili jedno ze studi�w telewizyjnych. Siedzieli obok Hakkapuya, w�a�ciciela Veetsy - co w wolnym przek�adzie oznacza�o Mokre Dzwoneczki: Ogl�dali telewizyjn� reklam�wk� jednego z produkt�w Hakkapuya. Na ekranie telewizora, umieszczonym wysoko na �cianie, pojawi� si� Wenusjanin. Stan�� na szeroko rozstawionych nogach i wzi�� si� pod boki. Uni�s� jedn� d�o�, rozczapierzy� sze�� palc�w. - Wszyscy pij� wod�. Woda jest dobra. Woda jest potrzeba do �ycia. Veetsy te� jest dobra. Za cztery fale kupisz ga�k� Veetsy. To wszystko. Znikn��. Przez ekran przemkn�y kolory, rozbrzmia�a muzyka utrzymana w oryginalnym rytmie. Munn odwr�ci� si� do Hakkapuya. - To �adna reklama. W ten spos�b nie zdob�dziecie klient�w. - No c�, taka jest tradycja - odpar bez przekonania Hakkapuya. Munn otworzy� paczk� spoczywaj�c� u jego st�p, wyj�� wysoki szklany dzban i poprosi� o ga�k� Veetsy. Otrzyma� j� i wla� zielony p�yn do dzbana. Potem wrzuci� do �rodka p� tuzina kolorowych kulek i doda� kostk� suchego lodu, kt�ra opad�a na dno. Kulki szybko zawirowa�y w g�r� i w d�. - Widzisz? - powiedzia� Munn. - Efekt wizualny. Marmurki s� niewiele ci�sze od Veetsy. To wizualny odpowiednik Mokrych Dzwoneczk�w. Poka� to w telewizjii z dobrym tekstem reklamowym a zobaczysz, jak od razu wzro�nie krzywa sprzeda�y. Hakkapuy wydawa� si� zainteresowany. - Nie jestem pewien... Munn wyci�gn�� plik papier�w i zab�bni� w �cian�. Po chwili wszed� t�usty Wenusjanin m�wi�c: - Oby�cie byli godni pami�ci swych przodk�w. - Hakkapuy przedstawi� go jako Lorisha. - Pomy�la�em, �e Lorish powinien to zobaczy�. M�g�by� to zrobi� jeszcze raz? - Jasne - zgodzi� si� Munn. - No wi�c zasada dzia�ania okien wystawowych... Kiedy sko�czy�, Hakkapuy spojrza� na Lorisha, kt�ry powoli potrz�sn�� r�kami. - Nie. Hakkapuy wyd�� wargi. - Dzi�ki temu sprzedamy wi�cej Veetsy. - I naruszymy r�wnowag� ekonomiczn� - o�wiadczy� Lorish. - Nie. Munn zmierzy� go wzrokiem. - Dlaczego nie? Przecie� Hakkapuy jest w�a�cicielem Veetsy. A kim ty w�a�ciwie jeste�...cenzorem? - Reprezentuj� tarkomar reklamy - wyja�ni� Lorish. - Widzisz, na Wenus reklama jest silnie zrytualizowana. Nigdy jej nie zmieniamy. Bo i po co? Gdyby�my pozwolili Hakkapuyowi wykorzysta� twoje pomys�y, to by�oby niesprawiedliwe wobec innych producent�w napoj�w ch�odz�cych. - Oni mog� zrobi� to samo - broni� si� Munn. - Eskalacja konkurencji prowadzi do ca�kowitego krachu. Hakkapuy zarabia do�� pieni�dzy. Prawda, Hakkapuy? - Chyba tak. - Czy kwestionujesz motywy tarkomar�w? Hakkapuy prze�kn�� �lin�. - Ale� nie - zaprzeczy� po�piesznie. - Nie, nie, nie! - Masz ca�kowit� racj�. Lorish popatrzy� na niego. - Bardzo dobrze. A ty, Ziemianinie lepiej nie marnuj wi�cej czasu na pr�by forsowania tego... planu. Munn poczerwienia�. - Grozisz mi? - Bynajmniej. Po prostu ci t�umacz�, �e �aden pracownik reklamy nie wykorzysta twojego pomys�u bez skonsultowania si� z moim tarkomarem, a my za�o�ymy veto. - Jasne - odpar� Munn. - O.K. Chod�, Bart. Chod�my st�d. Wyszli i spaceruj�c wzd�u� kana�u nabrze�a odbyli narad�. Underhill by� zamy�lony. - Wygl�da na to, �e tarkomary od dawna utrzymuj� si� przy w�adzy. Nie chc� �adnych zmian, to oczywiste. Munn j�kn��. Underhill m�wi� dalej: - �eby w og�le co� osi�gn��, musimy zniszczy� ca�y system. Ale jedna rzecz przemawia na nasz� korzy��. - Co? - Prawo. - Jak ty to rozumiesz? - zdziwi� si� Munn. - Wszystkie prawa s� przeciwko nam. - Na razie tak. Ale przepisy pozostaj� tradycyjnie sztywne i niezmienne. Decyzja podj�ta trzysta lat temu nie mo�e zosta� zmieniona, chyba �e po d�ugim procesie s�dowym. Je�li znajdziemy jak�� furtk� w przepisach, b�dziemy nietykalni. - �wietnie, znajd� jak�� furtk� - powiedzia� ze z�o�ci� Munn. - Ja wracam na statek i pomog� Steve'owi budowa� urz�dzenie rentgenowskie. - Chyba przejd� si� na gie�d� i spr�buj� troch� pow�szy� - oznajmi� Underhill. - A nu�... Po tygodniu rentgen by� gotowy. Munn z Thirkellem przejrza� rejestr praw Vyringu i odkryli, �e mog� sprzedawa� zbudowane przez siebie urz�dzenia nie nale��c do �adnego tarkomaru pod warunkiem, �e b�d� przestrzega� pewnych niewielkich ogranicze�. Wydrukowano ulotki i rozrzucono po ulicach miasta. I Wenusjanie zjawili si�, �eby popatrze�, jak Munn i Thirkell demonstruj� dzia�anie promieni rentgena. Mike Szybuj�cy Orze� sko�czy� dzienn� prac� i nierozwa�nie wypali� tuzin papieros�w ze swych sk�pych zapas�w, zaci�gaj�c si� z t�p� w�ciek�o�ci�. Mia� k�opoty z hydroponicznymi kulturami. - To wariactwo! - poinformowa� Bronsona. - Nawet Luther Burbank na moim miejscu dosta�by kota. Jak do diab�a mam zapyla� na wyczucie te dziwaczne okazy wenusja�skiej flory? - Tak, to rzeczywi�cie troch� nie fair - pocieszy� go Bronson. - Osiemna�cie p�ci, co? - Na razie osiemna�cie. I cztery odmiany, kt�re jak wida�, w og�le nie maj� p�ci. Jak mam krzy�owa� te zboczone grzyby? Rezultaty nadaj� si� tylko do tego, �eby je pokazywa� w antraktach jakiej� rewii. - Nie doszed�e� do niczego? - Och, osi�gn��em sporo - odpar� z gorycz� Mike Szybuj�cy Orze�. - Otrzymuj� najrozmaitsze odmiany. K�opot w tym, �e �adna nie jest trwa�a. Jednego dnia otrzymuj� grzyb o smaku rumowym, ale nie rozmna�a si� jak nale�y i z jego zarodk�w wyrasta co�, co smakuje jak terpentyna. Wi�c sam rozumiesz. Bronson przybra� wsp�czuj�cy wyraz twarzy. - Nie mo�esz zw�dzi� troch� �arcia, kiedy nikt nie patrzy? Przynajmniej mia�by� jak�� korzy�� z tej roboty. - Przeszukuj� mnie - wyja�ni� Nawajo. - A to �mierdziele! - wrzasn�� Bronson. - Co oni sobie o nas my�l�, �e jeste�my z�odziejaszkami? - Uhm. Co� si� dzieje na zewn�trz. Chod�my popatrze�. Wyszed�szy ze statku ujrzeli Munna w trakcie gwa�townej k��tni z Jorust, kt�ra osobi�cie przysz�a obejrze� urz�dzenie rentgenowskie. T�um Wenusjan cisn�� si� do nich, �eby nic nie uroni� z przedstawienia. Twarz Munna by�a karmazynowa. - Zagl�da�em, gdzie trzeba - m�wi�. - Tym razem, Jorust, nie mo�esz mnie powstrzyma�. Skonstruowanie maszyny i sprzedanie jej poza granicami miasta jest ca�kowicie legalne. - Oczywi�cie - potwierdzi�a Jorust. - Nie o to ci� oskar�am. - Wi�c o co? Nie z�amali�my �adnych praw. Wenusjanka skin�a i t�usty m�czyzna wyst�pi� z t�umu, ko�ysz�c si� jak kaczka. - Patent brutto trzy czterna�cie do kwadratu dwa tuziny, wydany Metzi Stangowi z Mylosh w roku dwunastym do czwartej pot�gi, dotycz�cy �wiat�oczu�ych p�ytek. - Co to znaczy? - zapyta� Munn. - Patent - poinformowa�a go Jorust. - Zosta� wydany jaki� czas temu wenusja�skiemu wynalazcy nazwiskiem Metzi Stangowi z Mylosh w roku dwunastym urywa� go w tajemnicy, ale pogwa�cenie patentu nadal jest nielegalne. - Chcesz powiedzie�, �e kto� ju� wynalaz� rentgen na Wenus? - Nie. Tylko �wiat�oczu�y film. Ale taki film stanowi element twojego urz�dzenia, wi�c nie mo�esz go sprzedawa�. Thirkell przepchn�� si� do przodu. - Nie potrzebujemy filmu... T�usty Wenusjanin oznajmi�: - Patent wibracyjny brutto trzy dwa tuziny siedem... - A to co znowu? - przerwa� Munn. Jorust u�miechn�a si�. - Urz�dzenia wykorzystuj�ce wibracj� stanowi� pogwa�cenie patentu. - To jest rentgen - warkn�� Thirkell. - �wiat�o jest wibracj� - o�wiadczy�a Jorust. - Nie mo�ecie tego sprzedawa�, je�li nie kupicie zezwolenia od tarkomaru, kt�ry jest obecnie w�a�cicielem patentu. Powinno to kosztowa�... zaraz... jakie� pi�� tysi�cy sofal�w. Thirkell odwr�ci� si� gwa�townie i wszed� na statek, gdzie zmiesza� sobie whisky z wod� sodow�, t�sknie wspominaj�c zarazki dyftterytu. Po jakim� czasie nadeszli pozostali. Wygl�dali ponuro. - Czy ona mo�e to zrobi�? - zapyta� Thirkell. Munn przytakn��. - Mo�e to zrobi�, przyjacielu. Ju� to zrobi�a. - Nie naruszamy ich patent�w. - Nie jeste�my na Ziemi.Prawa patentowe s� tutaj tak rozci�gliwe, �e je�li facet wynajdzie karabin, nikt inny nie mo�e wytwarza� celownik�w teleskopowych. Znowu nas za�atwili. Underhill zabra� g�os: - To robota tarkomar�w. Kiedy dowiaduj� si� o nowej metodzie lub wynalazku, kt�ry mo�e wywo�a� zmian�, kupuj� go i zamra�aj�. Widocznie nie mo�emy zbudowa� �adnego urz�dzenia, kt�re nie naruszy�oby tego czy innego wenusja�skiego patentu. - Oni dzia�aj� w ramach prawa -zwr�ci� mu uwag� Munn. - Ich prawa. Wi�c nie mo�emy nawet zaprotestowa�. Dop�ki pozostaniemy na Wenus, podlegamy ich jurysdykcji. - Fasola si� ko�czy - oznajmi� z�owr�bnie Thirkell. - Wszystko si� ko�czy - pocieszy� go kapitan. - Czy kto� ma jakie� pomys�y? Zapad�o milczenie. Wreszcie Underhill wyj�� ga�k� Veetsy i po�o�y� j� na stole. - Sk�d to masz? - zainteresowa� si� Bronson. - Kosztuje cztery fale. - Jest pusta - odpari Underhill. - Znalaz�em j� w koszu na �mieci. Zbada�em glasyt, ten materia�, kt�rego oni u�ywaj�. - No i? - Odkry�em, jak oni to robi�. To kosztowny, skomplikowany proces. Tworzywo nie jest lepsze od naszego fleksiglasu, a o wiele trudniej je wyprodukowa�. Gdyby�my tu otworzyli fabryk� fleksiglasu... - No? - Zjednoczenie Glasytu straci�oby grunt pod nogami. - Nie rozumiem - stwierdzi� Bronson. - I co z tego? - S�ysza�e� kiedy� o szeptanej propagandzie? - zagadn�� Underhill. - M�j ojciec, ten stary spryciarz, niejeden raz sfa�szowa� t� metod� wybory. Za��my, �e rozpu�cimy plotk�, �e mamy now� metod� wytwarzania ta�szego, lepszego substytutu glasytu. Czy akcje Zjednoczenia nie spadn�? - Mo�liwe - przyzna� Munn. - Mogliby�my si� wzbogaci�. - Na czym? - Och. - Underhill zamilk�. - �eby zarobi� pieni�dze, trzeba mie� pieni�dze. - Zawsze. - Nie jestem pewien. Mam nast�pny pomys�. Na Wenus miernikiem warto�ci jest �elazo. �elazo jest tanie na Ziemi. Za��my, �e zamierzamy sprowadzi� tu �elazo... og�osimy to przez radio. Wybuchnie panika, prawda? - Nie, chyba �e zaczniemy rozrzuca� �elazo po ulicach - o�wiadczy� Munn. - Telewizja zastosuje kontrpropagand�. Z ni� nie mo�emy konkurowa�. Nasza szeptana propaganda zostanie zd�awiona w zarodku. Rz�d Wenus - tarkomary - po prostu zaprzecz�, �e Ziemia posiada nieograniczone zasoby �elaza. Tak czy owak nie zarobimy nic. - Musi by� jaki� spos�b. - Underhill spochmurnia�. - Musi by� spos�b. Zastan�wmy si�. Co jest podstaw� wenusja�skiego systemu gospodarczego? - Brak konkurencji - odpar� Mike Szybuj�cy Orze�. - Ka�dy ma wszystko, czego zapragnie. - Mo�e. Pozornie. Ale instynkt wsp�zawodnictwa jest zbyt silny, �eby pozwoli� si� ca�kiem st�umi�. Za�o�� si�, �e mn�stwo Wenusjan ch�tnie zarobi�oby kilka fal�w wi�cej. - Co nam to daje? - chcia� wiedzie� Munn. - Metod� mojego ojca... hmm. On manipulowa� lud�mi, poci�ga� za sznurki, kaza� innym do siebie przychodzi�. Jaki jest s�aby punkt wenusja�skiej gospodarki? Munn zawaha� si�. - Nic, w co mo�emy uderzy�... stoimy na znacznie gorszej pozycji. Underhill przymkn�� oczy. - Podstaw� system�w gospodarczych i spo�ecznych jest... co? - Pieni�dz - odpowiedzia� Bronson. - Nie. Na Ziemi podstaw� systemu monetarnego jest rad. Przed laty by�o to z�oto albo srebro. Na Wenus mamy �elazo. I jest r�wnie� handel wymienny. Pieni�dz si� zmienia. - Pieni�dz reprezentuje bogactwa naturalne... - zacz�� Thirkell. - Roboczogodziny - wtr�ci� cicho Munn. Underhill podskoczy�. -Tak jest! Oczywi�cie, roboczogodziny! To jest sta�a. Warto�� tego, co jeden cz�owiek mo�e wyprodukowa� w ci�gu godziny pracy, reprezentuje arbitraln� sta�� - dwa dolary, tuzin difal�w czy cokolwiek innego. To jest podstawa systemu gospodarczego. I w t� podstaw� musimy uderzy�. Kult przodk�w i w�adza tarkomar�w w gruncie rzeczy s� tylko powierzchowne. Za�ami� si�, kiedy podwa�ymy system ekonomiczny. - Nie rozumiem, dok�d to nas prowadzi - stwierdzi� Thirkell. - Zmienimy warto�