294

Szczegóły
Tytuł 294
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

294 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 294 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

294 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "PIR�G albo Nie ma z�ota w Szarych G�rach" autor: Andrzej Sapkowski tekst wklepa�: Joanna S�upek Gdzie nale�y szuka� pocz�tk�w gatunku - lub subgatunku - literackiego, kt�rym przyjdzie nam si� oto zaj��? Zdania specjalist�w s� podzielone. Jedni odsy�aj� do Walpole'a, Anny Radcliffe i Mary Shelley, inni wol� wskazywa� na Lorda Dunsany, Merrita i Clarka Ashtona Smitha. Jeszcze inni - a zdanie tych ostatnich podziela ni�ej podpisany - poszukuj� �r�de� Bia�ego Nilu w tak zwanych pulp-magazines. W jednym z takich zeszyt�w niejaki Winsor McCay zacz�� oko�o roku 1905 drukowa� komiks o przygodach bohatera, nosz�cego trywialne imi� Nemo. Komiks, wydawany w tygodniowych odst�pach, ukazywa� si� przez czas d�ugi, a obrazki McCaya wyr�nia�a spo�r�d innych komiks�w jedna, do�� charakterystyczna cecha - perypetie wzmiankowanego Nemo nie rozgrywa�y si� na Dzikim Zachodzie, nie w opanowanym przez gangster�w Chicago lat prohibicji, nie w g��bi Czarnej Afryki i nie na innej planecie. Rozgrywa�y si� w dziwnej krainie, nazwanej przez McCaya Slumberlandem - krainie bogatej w zamki na skale, pi�kne ksi�niczki, walecznych rycerzy, czarodziej�w i straszne potwory. Slumberland McCaya sta� si� pierwsz� prawdziwie populistyczn� Krain� Nigdy-Nigdy, Never-Never Landem. Krain� Marze�. Komiks McCaya nie m�g� by� zakwalifikowany jako "przygodowy" (adventure), nie by� fantastyk� naukow� (science fiction). By� - fantazj�. Po angielsku - fantasy. Nieco p�niej, w roku 1930, Robert E. Howard, maj�c lat dwadzie�cia jeden, wymy�la posta� osi�ka Conana z Cimmerii dla potrzeb pulp-magazynu "Weird Tales". Pierwsz� z historyjek o Conanie Ameryka ogl�da w roku 1932. W roku 1936 Howard odbiera sobie �ycie, zostawiaj�c sched� w postaci kilku kr�tkich opowiada� i noweletek dziej�cych si� w podobnym nieco do naszej Ziemi, ale przecie� najzupe�niej fikcyjnym i fantastycznym Never-Never Landzie. Bohaterski Conan robi tam to, czego jego tw�rca nie potrafi�. Howard zostawia po sobie wy��cznie jedn� wi�ksz� rzecz o Conanie, a mianowicie "The Hour of the Dragon". Rzecz t� ju� po jego �mierci publikuje si� ponownie pod tytu�em "Conan the Conqueror". Howard le�y sobie w mogile ciemnej, a �wiatek ameryka�skich fan�w zaczyna si� trz��� od kolejnych "Conan the ...", produkowanych przez spryciarzy czuj�cych biznes. Spryciarze czuj� dobrze i czuj� ju�: Howard stworzy� nowy, poczytny, dobrze sprzedawalny genre - sword and sorcery, okre�lany te� niekiedy jako heroic fantasy. Fantasy - wielki wybuch! Kr�tko po �mierci Howarda, w roku 1937, ma�o znany pan Tolkien, maj�cy lat czterdzie�ci pi��, publikuje w Anglii ksi��eczk� dla dzieci zatytu�owan� "Hobbit, czyli tam i z powrotem". Tolkienowa koncepcja Never-Never Landu, zwanego �r�dziemiem, urodzi�a si� w latach dwudziestych naszego stulecia. I dopiero w roku 1954 wydawnictwo Allen i Unwin wydaje "W�adc� Pier�cieni". Tworzenie dzie�a, trylogii, kt�ra ma wstrz�sn�� �wiatem, zaj�o autorowi dwana�cie lat. Wyprzedzi� go C. S. Lewis ze swoj� "Narni�", wydan� w roku 1950, ale mimo tego to nie Lewis, ale Tolkien rzuci� �wiat na kolana. Jako, �e jednak nikt nie jest prorokiem we w�asnym kraju, owo rzucenie na kolana dokonuje si� na dobr� spraw� dopiero w latach 1965/1966 po wydaniu w Stanach wersji paperbackowej.(1) Z faktem paperbackowego wydania trylogii zbiega si� reedycja (i reredakcja) ca�ej serii "Conan�w", pope�niona przez L. Sprague de Campa. Zauwa�my - dw�ch autor�w i dwa dzie�a. Dzie�a tak r�ne, jak r�ni s� ich autorzy. M�odziutki neurotyk i dojrza�y, stateczny profesor. Conan z Cimmerii i Frodo Baggins z Hobbitonu. Dwie jak�e r�ne krainy Nigdy-Nigdy. I wsp�lny sukces. Rozpocz�ty kult i sza�. Gdy rozpocz�� si� kult i sza�, spojrzano wstecz. Oczywi�cie dostrze�ono "Narni�" Lewisa i triumfalnie dopisano trzecie nazwisko do listy. Ale dostrze�ono te� starodawny "Las za �wiatem" Williama Morrisa, "Alicj� w Krainie Czar�w" Lewisa Carolla, nawet "Czarodziejka z Oz" Franka L. Bauma z roku 1900. Dostrze�ono te� "The Once and Future King" T.H. White'a z roku 1958. Owszem, to tak�e by�a fantasy - znacz�ca wszak po angielsku tyle co "fantazja". Wszelako�, jak zauwa�yli trze�wi os�dzacze, owe pretolkienowskie kawa�ki nie mia�y a� tak populistycznego charakteru, co "W�adca Pier�cieni" czy "Conan". A poza tym, dodali trze�wi os�dzacze, je�li a� tak nagniemy kryteria, to gdzie miejsce dla Piotrusia Pana i Kubusia Puchatka? To przecie� tak�e fantazja, fantasy. Ukuto wi�c napr�dce termin adult fantasy - ani chybi po to, by zagrodzi� Kubusiowi drog� na list� fantastycznych bestseller�w. Fantasy - ekspansja Gatunek rozwija si� lawinowo, k�adzie kolejne kamienie milowe, szybko zape�nia si� portretami autor�w Aleja Zas�u�onych, Hall of Fame. W roku 1961 powstaj� sagi "Elric" i "Hawkmoon" Michaela Moorcocka. W 1963 pojawia si� pierwszy "�wiat Czarownic" Andre Norton. Wznawia si� w paperbacku "Fafhrda i Szarego Kocura" Fritza Leibera. Wreszcie, w 1968, z wielkim hukiem - "Wizard of Earthsea" Ursuli Le Guin, a jednocze�nie "The Last Unicorn" Petera S. Beagle - dwie rzeczy o absolutnie kultowym charakterze. Nastaj� lata siedemdziesi�te - pojawiaj� si� i bij� rekordy sprzedawalno�ci ksi��ki Stephena Kinga. Wi�cej tam, co prawda, horroru ni� fantasy, ale to praktycznie pierwszy przypadek, by pisarz z "getta" wykosi� mainstreamowc�w z wszystkich mo�liwych list bestseller�w. Kr�tko po tym pojawia si� "Thomas Covenant the Unbeliever" Stephena R. Donaldsona, "Amber" Zelaznego, "Xanth" Piersa Anthony, "Deryni" Katherine Kurtz, "Birthgrave" Tanith Lee, "Mists of Avalon" Marion Zimmer Bradley, "Belgariada" Davida Eddingsa. I nast�pne. Nast�pne. Nast�pne. Koniunktura nie s�abnie. Jak powiedziano, sza�, kult, sprzeda�e bij�ce rekordy. Ogromna popularno�� i ogromny biznes. I jak zwykle - zmarszczone nosy krytyk�w. Popularne, poczytne, lubiane, dobrze sprzedawalne - a zatem guzik warte. Fantasy jaka�! Wywodz�ca si�, na domiar z�ego, w prostej linii z pulp-magazines i "Weird Tales", wydawanych na n�dznym papierze prymitywnych czytade�ek dla kretyn�w. Nikt nie s�ucha� Tolkiena, gdy stary, u�miechni�ty hobbit t�umaczy� spokojnie, �e swego �r�dziemia nie tworzy� jako azylu dla dezerter�w z pracowitej armii realnej rzeczywisto�ci, a wr�cz przeciwnie, chcia� otworzy� bramy wi�zienia, pe�nego nieszcz�snych skaza�c�w codzienno�ci. Fantazjowanie - m�wi� stary J.R.R. - jest naturaln� tendencj� w rozwoju psychicznym cz�owieka. Fantazjowanie ani nie obra�a rozs�dku, ani nie szkodzi mu i nie przyt�pia d��enia do poznania. Przeciwnie, im bardziej �ywy i przenikliwy rozs�dek, tym pi�kniejsze fantazje zdolen on tworzy�.(2) Prawda, chcia�oby si� rzec. I odwrotnie, chcia�oby si� doda�. Bo gdy zacz�� si� biznes, za tw�rcze fantazjowanie wzi�y si� r�ne, bardzo r�ne rozs�dki. I talenty. Ale o tym potem. Pierwej warto by popatrze� i zastanowi� si�, czym�e to owe s�ynne fantasy jest. Definicje w karecie z dyni Fantasy - odpowie na to ka�dy prawdziwy fan - jaka jest, ka�dy widzi. A wywodzi si� owa fantasy z ba�ni. Ju� Lem pisa� - rzeknie ka�dy prawdziwy fan - �e fantasy to ba�� pozbawiona optymizmu deterministycznego losu, to opowie��, w kt�rej determinizm losu podniszczony zostaje przez stochastyk� traf�w. Ha! Brzmi to tak m�drze, �e a� z�by bol�, a to przecie� nie koniec jeszcze. Studiuj�c klasyka dalej, dowiemy si�, �e fantasy zasadniczo r�ni si� od ba�ni, bo fantasy jest gr� o sumie niezerowej, a zarazem zupe�nie si� od ba�ni nie r�ni, bo jest jednako antywerystyczna pod wzgl�dem zdarzeniowych ziszcze�. Z�by bol� nie do wytrzymania, ale c�, "Fantastyka i futurologia" nie by�a pomy�lana dla takich jak ja prostaczk�w, kt�rym trzeba wy�o�y� kaw� na �aw� i jeszcze poprze� wszystko trywialnym przyk�adem, o tak: Bajka i fantasy s� to�same, bo antywerystyczne. I w bajce, i w fantasy, Kopciuszek, we�my, jedzie na bal dyni� zaprz�on� w myszy, a trudno o co� bardziej antywerystycznego. Determinizm zdarze�, �w "homeostat" bajki wymaga, by wydaj�cy bal kr�lewicz dozna� na widok Kopciuszka ataku nag�ej mi�o�ci granicz�cej z obsesj�, a "zerowa suma gry" ��da, by si� pobrali i �yli d�ugo i szcz�liwie, ukarawszy wprz�d z�� macoch� i przyrodnie siostry. W fantasy natomiast m o � e zadzia�a� "stochastyka traf�w" - kr�lewicz, dajmy na to, umiej�tnie symuluj�c uczucie zwabi dzieweczk� na ciemny kru�ganek i zdefloruje, po czym ka�e hajdukom wyrzuci� za wierzeje. ��dny zemsty Kopciuszek skryje si� w Szarych G�rach, gdzie z�ota, jak wiadomo, nie ma. Tam zorganizuje partyzantk�, by obali� i zdetronizowa� lubie�nika. Wkr�tce, dzi�ki starej przepowiedni wyjdzie na jaw, �e to Kopciuszkowi przys�uguj� prawa do korony, a wstr�tny ksi��� jest b�kartem i uzurpatorem, a do tego jeszcze marionetk� w r�ku z�ego czarnoksi�nika. Wr��my jednak do owego "antyweryzmu", stanowi�cego cech� charakterystyczn� lub - jak chc� inni, a zw�aszcza przeciwnicy gatunku - stygmat fantasy. I wr��my do opowie�ci o Kopciuszku. Niech opowie�� nasza rozpocznie si� w spos�b ju� lekko podniszczony przez stochastyk� traf�w - dajmy na to, na balu. C� tu mamy? Ano, mamy zamek, kru�ganki, kr�lewicza i szlacht�, panie w at�asach i koronkach, lokaj�w w liberiach i kandelabry - wszystko werystyczne a� do rzygu. Je�li dodatkowo przeczytamy fragment dialogu, w kt�rym go�cie kr�lewicza komentuj� wyniki obrad Soboru w Konstancji, weryzm b�dzie ju� zupe�ny. Ale mamy z nag�a wr�k�, karet� z dyni i ci�gn�ce j� polne myszy. Oj, niedobrze. Antyweryzm! pozostaje tylko mie� nadziej�, �e mo�e akcja toczy si� na inne j planecie, tam, gdzie myszy ci�gaj� karety na co dzie�. Mo�e nasz� dobr� wr�k� oka�e si� kosmonautka z NASA lub te� przebrany Mr. Spock. Wzgl�dnie, �e akcja toczy si� na Ziemi, po straszliwym kataklizmie, kt�ry cofn�� ludzko�� do feudalizmu i kru�gank�w, ale wzbogaci� �wiat o myszy-mutanty. Bo taki zwrot akcji by�by przecie� naukowy, powa�ny i - ha, ha - werystyczny. Ale magia? Wr�ki? Nie. Wykluczone. Niepowa�na bzdura. Wyrzuci�, cytuj� za Lemem, do kosza. Ha, kochani, bijcie mnie, ale ja nie widz� zbytniej r�nicy pomi�dzy antyweryzmem magicznej dyni a antyweryzmem odleg�ych galaktyk lub Wielkiego Bangu. A dyskusja o tym, �e magicznych dy� nie by�o i nie b�dzie, za� Wielki Bang m�g� niegdy� mie� miejsce lub mo�e kiedy� nast�pi�, jest dla mnie dyskusj� czcz� i �mieszn�, prowadzon� z pozycji owych komiteckich dzia�aczy od kultury, ��daj�cych niegdy� od Teofila Ociepki, by przesta� malowa� krasnoludki, a zacz�� malowa� zdobycze komunizmu, bo komunizm jest, a krasnoludk�w nie ma. I powiedzmy sobie raz, a do ko�ca - pod wzgl�dem antyweryzmu fantasy jest ani gorsza ani lepsza od tzw. science fiction. A nasza opowie�� o Kopciuszku, by by�a werystyczna, musia�aby w ostatnich akapitach okaza� si� snem sekretarki z biura projekt�w w Bielsku-Bia�ej, opitej wermutem w noc sylwestrow�. Mi�dzy histori� a ba�ni� Wracamy jednak do fantasy i jej - jakoby - ba�niowych korzeni. Fakty s�, niestety inne. Niezmiernie ma�o jest klasycznych utwor�w tego gatunku, kt�re motyw bajeczny eksploatuj�, dogrzebuj� si� do symboliki, postmodernistycznie interpretuj� przes�anie; kt�re wzbogacaj� narracj� bajki t�em i bawi� si� wyko�lawieniem cytowanego wy�ej determinizmu traf�w, pr�buj� u�o�y� logiczne r�wnanie matematyczne z owej cytowanej wy�ej gry o sumie niezerowej. Czego� takiego nie ma lub jest bardzo ma�o. Anglosasi, kt�rzy w fantasy dominuj� i kt�rzy stworzyli gatunek, maj� do dyspozycji o wiele lepszy materia�: mitologi� celtyck�. Legenda arturia�ska, podania irlandzkie, breto�skie czy walijski Mabinogion nadaj� si� na tworzywo do fantasy stokro� lepiej ni� infantylna i prymitywnie skonstruowana bajka. Mit arturia�ski jest w�r�d Anglosas�w wiecznie �ywy, jest mocno wro�ni�ty w kultur� swym archetypem. I dlatego archetypem, prawzorem WSZYSTKICH utwor�w fantasy jest legenda o kr�lu Arturze i rycerzach Okr�g�ego Sto�u.(3) Kto chce, niechaj zamknie oczy i na o�lep wyci�gnie r�k� ku p�ce z ksi��kami, niechaj wytaszczy z niej na chybi�-trafi� jedn� powie�� fantasy. I niechaj sprawdzi. Ksi��ka opisuje dwa kr�lestwa (krainy, imperia) - jedno jest Krain� Dobra, drugie wr�cz przeciwnie. Jest Dobry Kr�l, z tronu i dziedzictwa wyzuty i pr�buj�cy je odzyska�, przeciw czemu s� Si�y Z�a i Chaosu. Dobrego Kr�la wspiera Dobra Magia i Dobry Czarodziej, jak r�wnie� zgromadzona wok� sprawiedliwego w�adcy Dru�yna Dzielnych Chwat�w. Do totalnego zwyci�stwa nad Si�ami Ciemno�ci niezb�dny jest jednakowo� Cudowny Artefakt, przedmiot magiczny o niebywa�ej mocy. Przedmiot ten we w�adzy Dobra i �adu posiada w�a�ciwo�ci integruj�ce i pokojowe, w r�ku Z�a jest si�� destrukcyjn�. Magiczny artefakt trzeba wi�c odnale�� i zaw�adn�� nim, zanim wpadnie w �apy Odwiecznego Wroga... Sk�d my to znamy? Znamy to z sir Thomasa Malory, z "Le Morte Darthur". Dla nas, co prawda, to jest jedynie cudza kulturowo legenda, jedna z wielu legend, obca nam jak bajki Eskimos�w czy podania czerwonosk�rych ze Zwi�zku Sze�ciu Plemion. Natomiast w kulturze anglosaskiej mit arturia�ski siedzi mocno a twardo, jest z t� kultur� absolutnie zintegrowany. I jest - trzeba to stwierdzi� - troch� ma�o ba�niowy. Jest quasi-historyczny. Do dzi� powa�nie dyskutuje si� w Anglii, czy aby Camelot znajdowa� si� na miejscu dzisiejszego Winchesteru, chyba podejmuje si� nawet stosowne wykopki. Do dzi� Tintagel czy Glastonbury s� miejscami zjazd�w r�nych maniak�w, postdruid�w i psychomediewist�w. By�oby zapewne zbyt wielkim uproszczeniem r�wnoleg�e czytanie "W�adcy Pier�cieni" i "Le Morte Darthur", by�oby uproszczeniem odkrywcze wo�anie, �e Artur to Aragorn, Anduril to Excalibur, �e Pier�cie� to Graal, Frodo to Galahad, Merlin to Gandalf, a Sauron to kombinacja Morgan Le Fay i dzikich Sakson�w, pokonanych pod Mount Badon (na polach Pelennoru). Ale nie spos�b nie zauwa�y� podobie�stw w g��bszej warstwie obu tych utwor�w i faktu, �e ca�y gatunek fantasy eksploatuje mit atruria�ski w jednym, podstawowym kanonie, w leitmotivie walki Si� Dobra i Post�pu, reprezentowanych przez Artura, Merlina, Excalibur i Okr�g�y St�, a Si�ami Ciemno�ci i Destrukcji, uosobianymi przez Morgan�, Mordreda i stoj�ce za nimi moce. Legenda o Arturze sta�a si� nie tylko archetypem, prawzorem fantasy - by�a te� polem do popisu dla utwor�w, kt�rzy woleli tw�rczo eksploatowa� sam mit miast opiera� na nim "w�asne" pomys�y. Przede wszystkim wymieni� tu nale�y T.H. White'a i jego "The Once and Future King", sztandarowe dzie�o fantasy "kamelockiej". Nast�pnym wydarzeniem by�o opublikowanie "The Mists of Avalon", pi�knego i nagrodzonego dzie�a Marion Zimmer Bradley. Spo�r�d innych autor�w tego subgatunku wymieni� mo�na - znacznie ciszej, i� dwa poprzednie nazwiska - Gillian Bradshaw, Petera Hanratty i Stephena R. Lawheada. Ostatnio doszlusowa�a Diana L. Paxton z interesuj�cym, cho� wybitnie wt�rnym wobec "Mgie� Avalonu" dzie�em, zatytu�owanym "The White Raven". Gandalf na prezydenta! Mamy tedy pierwszy korze�, root fantasy - jest nim archetyp legendy arturia�skiej. Ale fantasy nie jest drzewem o jednym korzeniu. Nie zdoby�a popularno�ci tylko dlatego, �e gra�a na d�wi�cznych strunach legendy, splecionej z kultur�. Zdoby�a popularno��, bo by�a gatunkiem okre�lonego CZASU. A dok�adniej - czas�w. Sposobu, w jaki autorzy fantasy odreagowywali na czasy, w kt�rych przysz�o im �y�. Przypomnijmy - eksplozja fantasy na prze�omie lat sze��dziesi�tych i siedemdziesi�tych, gdy literatura ta zosta�a zaakceptowana i podniesiona do rangi symbolu na r�wni z Beatlesami, dzie�mi-kwiatami, Woodstock, by�a reakcj� na strza�y w Dallas i na Wietnam, na technicyzacj�, zatrucie �rodowiska, na rozkwit religii welfare state, lansowanej przez filistersk� cz�� spo�ecze�stwa, na kult leniwej konsumpcji przed ekranem telewizora, z kt�rego s�czy si� "Bonanza", "Dynastia" czy inny pean na cze�� American Way of Life. W tym to czasie rodzi si� inny kult - kult buntu. Na murach stacji metra pojawiaj� si� optymistyczne napisy "FRODO LIVES" i "GANDALF FOR PRESIDENT!". Notka prasowa o bezmy�lnym niszczeniu �rodowiska zostaje zatytu�owana "Another Bit of Mordor!" Oczywi�cie w tym samym czasie nast�puje eksplozja drapie�nej, buntowniczej lub ostrzegawczej SF, ale daleko jej do popularno�ci fantasy. Bo czytelnik zaczyna rozumie� i czu� tl�ce si� w nim pragnienie ucieczki od ohydnej i przera�aj�cej codzienno�ci, od otaczaj�cej go bezduszno�ci i znieczulicy, od alienacji. Chce uciec od "post�pu", bo to wszak nie jest post�p, ale "Road to Hell", jak za�piewa wiele lat p�niej Chris Rea. Zej�� z tej drogi cho�by na kilka chwil, zag��bi� si� w lekturze, uciec do Krainy Nigdy-Nigdy, by razem z bohaterami uda si� w Szare G�ry, gdzie z�ota, jak wiadomo nie ma. By u boku wiernych druh�w stoczy� b�j z Si�ami Ciemno�ci, bo owe Si�y Ciemno�ci, �w Mordor, kt�ry na kartach powie�ci zagra�a fantastycznemu �wiatu, symbolizuje i uosabia te si�y, kt�re w �wiecie realnym zagra�aj� indywidualno�ci - i marzeniom. Promieniuj�cy z takich pragnie� eskapizm jest wszak eskapizmem melancholijnym. Wszak�e tego, co si� dooko�a nas wyrabia, marzeniami ani powstrzyma�, ani zmieni� si� nie da. I tu wracamy ponownie do Legendy Okr�g�ego Sto�u. Bo archetyp arturia�ski przenosi �ywcem do fantasy szczeg�ln�, poetyck� melancholi�, w�a�ciw� temu gatunkowi. Bo legenda o Arturze jest przecie� legend� smutn� i melancholijn�, jest - jak zapewne powiedzia�by Lem - legend� o "sumie niezerowej". Pami�tamy: Arturowi �mier� zadana r�k� Mordreda uniemo�liwia stworzenie Kr�lestwa Dobra, �wiat�a i Pokoju. Graal, zamiast zintegrowa�, rozprasza i antagonizuje Rycerzy Okr�g�ego Sto�u, dzieli ich na godnych i niegodnych dotkni�cia �wi�tego Kielicha. A dla tego, kt�ry jest najgodniejszy, dla Galahada, zetkni�cie z Graalem oznacza po�egnanie tego �wiata. Lancelot wariuje, Merlin daje si� og�upi� i uwi�zi� Nimue. Co� si� ko�czy, ko�czy si� epoka. Starszy Lud Du�ej i Ma�ej Brytanii, elfy i inne rasy musz� odp�yn�� na Zach�d, do Avalonu lub Tir-Nan-Ogu, bo w naszym �wiecie nie ma ju� dla nich miejsca. W samej rzeczy, niezbyt czujemy tu "homeostat bajki". A walka Dobra ze Z�em? W legendzie Z�o nie tryumfuje bezpo�rednio i w spos�b oczywisty - Morded ginie, Morgan Le Fay przegrywa. Ale �mier� Artura musi - wiemy to przecie� - spowodowa� za�amanie si� wspania�ych plan�w kr�la. Brak nast�pcy musi spowodowa� chaos, walk� o w�adz�, anarchi�, mrok. Ale r�wnocze�nie Merlin jest wieczny i wr�ci kiedy� - jako Gandalf? A zatem - GANDALF FOR PRESIDENT. Wr�ci r�wnie� z Avalonu Artur, kt�ry jest wszak�e The Once and Future King. A wr�ci wtedy, gdy z naszym �wiatem b�dzie ju� naprawd� �le, oczy�ci nasz �wiat z resztek Mordoru i w�wczas zapanuj� pok�j, zgoda i szcz�liwo�� wieczna, viribus unitis przy boskich (czarodziejskich ?) auxiliach. Wezwany - �cigany I w�a�nie t� liryczn� melancholi�, smutek mijaj�cego czasu i przemijaj�cej ery, z�agodzony optymizmem i nadziej�, wykorzysta� pi�knie Tolkien we "W�adcy Pier�cieni". Ni�ej podpisanemu �ezka kr�ci�a si� w oku, gdy Szary Statek zabiera� Froda z Szarej Przystani i smarka�o si�, ech, smarka�o, gdy Sam Gamgee komunikowa� R�yczce Cotton, �e w�a�nie by� wr�ci�. Tak, tak. Z Szarej Przystani. Na Zach�d. Do Avalonu. Tak, tak. Mistrz Tolkien pojecha� po arturia�skim archetypie jak do�ski Kozak po stepie, ale c� - by� Pierwszy i Wielki. Kto p�niej rusza� po tym samym, archetypicznym �ladzie, dostawa� etykietk� na�ladowcy. A jak nie mia� dosta�? Przecie� archetyp by� ten sam. I nadal jest ten sam. Na plus Mistrza Tolkiena powiedzie� trzeba, �e wykorzysta� rzeczony archetyp tak znakomicie, w�o�y� tyle intensywnego trudu w przetworzenie archetypu w opowie�� przyswajaln� wsp�cze�nie, �e... stworzy� w�asny archetyp, archetyp Tolkiena. Powt�rzmy eksperyment, si�gnijmy znowu po ksi��k� fantasy z naszej p�ki, zobaczmy, o czym to. Oto w mniej lub bardziej sielskiej okolicy �yje sobie bohater i ma si� nie�le. Nagle pojawia si� tajemnicza posta�, zwykle czarodziej, i ten�e czarodziej komunikuje protagoni�cie, �e ten nie zwlekaj�c musi wyruszy� na wielk� wypraw�, bo od niego, protagonisty, zale�y los �wiata. Bo oto Z�o zamierza dokona� agresji na Dobro, a jedynym, co mo�na temu Z�u skutecznie przeciwstawi�, to Magiczne Co� Tam. Magiczne Co� Tam jest ukryte Gdzie� Tam, cholera wie, pewnie w Szarych G�rach, gdzie z�ota, jak wiadomo, nie ma. Wezwany robi wielkie oczy, gdy� w naj�mielszych marzeniach nie s�dzi�, �e od niego b�dzie zale�a� los �wiata. W�tpi nieco w s�owa czarodzieja, ale znienacka dopadaj� go obowi�zkowo Czarni Wys�annicy Z�a i musi przed nimi umyka�. Umyka do Dobrego Miejsca, tam ma chwil� spokoju i tam te� dowiaduje si� o Legendzie i Przeznaczeniu. Ha, trudno, nie ma wyj�cia. Protagonista musi odby� wielk� Wypraw� - Quest, zgodnie z map�, kt�r� autor przezornie zamie�ci� na pocz�tku ksi��ki. Mapa posiada rozsiane bogato G�ry, Puszcze, Bagna i Pustynie o Strasznych Nazwach. To nic, �e G��wna Kwatera Wroga, do kt�rej trzeba dotrze�, znajduje si� na p�nocnym lub wschodnim skraju mapy. Mo�emy by� pewni, �e bohater b�dzie podr�owa� zygzakiem, bo musi odwiedzi� wszystkie Straszne Miejsca. Chodzenie prost� drog� jest w fantasy zabronione. Bohater nie mo�e podr�owa� sam, wi�c montuje mu si� Dru�yn� - zesp� malowniczych i charyzmatycznych osobnik�w. Zaczyna si� Quest, zygzakiem, rzecz jasna, a mro��ce krew w �y�ach przygody w Strasznych Miejscach przeplatane s� sielskim odpoczynkiem w Miejscach Przyjaznych. Wreszcie dochodzi do final show-down w Siedzibie Z�a. Tutaj jednego z cz�onk�w Dru�yny trafi szlag, ale reszta zwyci�y. Z�o zostanie pokonane, przynajmniej do czasu, gdy autor nie zechce pisa� dalszego ci�gu - bo wtedy Z�o si� "odrodzi" i trzeba b�dzie zaczyna� da capo al fine. Powy�szy, celowo uproszczony i prze�miewczy glajszacht mia� za zadanie przenie�� nas do nast�pnego tematu - do faktu, �e ca�a pot�na fala fantasy posttolkienowskiej jest gatunkiem ma�o odkrywczym, sztampowym, tandetnym, mizernym i niewartym, by o nim m�wi� powa�nie. Taka bowiem jest opinia krytyk�w, a z czym�e si� liczy�, je�li nie z opini� krytyk�w. Na opinie powy�sz�, poza ob�mian� dopiero co wt�rno�ci� fabu� wobec Mistrza Tolkiena i archetypu arturia�akiego w og�le, sk�adaj� si� jeszcze dwa elementy - chorobliwa sk�onno�� autor�w fantasy do montowania wielotomowych sag i... ok�adki ksi��ek. Frontem do zagorza�ego Zacznijmy od ok�adek. Ok�adka ksi��ki to jej wizyt�wka. Nie oszukujmy si�, krytycy nie s� w stanie czyta� wszystkiego, co si� ukazuje - i nie czytaj�. Czytanie nie jest warunkiem sine qua non pisania recenzji. Wystarczy obejrze� ok�adk�. Je�li na niej, dla przyk�adu, mamy tytu� wymalowany ociekaj�cymi posok� literami, a poni�ej widzimy wyszczerzon� g�b� z wytrzeszczem oczu - wiadomo z miejsca, �e to splatter-horror, innymi s�owy - pardon my french - przera�aj�ce g�wno. Je�li za� na ok�adce jest p�go�a panienka w obj�ciach herosa o bicepsach b�yszcz�cych od Oil of Ulay czy innej Jojoby, i je�li ten heros ma w d�oni jatagan, a z g�ry spogl�da na to wszystko smok o wygl�dzie wyg�odnia�ego aksolotla, to mamy do czynienia z n�dzn� fantasy, z "pulp�" i mizeri�, i tak� trzeba napisa� o tym recenzj�. I trafi si�, trafi, w samo centro, tak, �e pozazdro�ci�by Kevin Costner z Lasu Sherwood. Dlaczego? Bo nie w spos�b nie trafi�! Bo centro jest wielkie jak Okr�g�y St� kr�la Artura, przy kt�rym zasiada�o r�wnocze�nie stu pi��dziesi�ciu rycerzy nie licz�c kr�lowej Ginewry i jej fraucymeru. Dlaczego tak si� dzieje? Dlaczego, zapyta kto�, wydawca fantasy sam, w�asn� r�k�, przylepia w�asnemu produktowi �w "jar�yczok", ow� etykietk� tandety? Odpowied� jest prosta. Wydawca celuje w tak zwanego ZAGORZA�EGO. A tak zwany ZAGORZA�Y chce na ok�adce Borisa Vallejo, chce go�ych p�dupk�w i biust�w, kt�re gro�� wypry�ni�ciem spod pancernych stanik�w. ZAGORZA�Y nie szuka w fantasy sensu, kt�ry to sens winien g�o�no krzycze�, �e w a�urowej zbroi nie rusza do walki nikt, bo w takiej zbroi nie tylko walczy� niebezpiecznie, w takiej zbroi nie spos�b nawet przedziera� si� przez pokrzywy, g�sto porastaj�ce jary Mrocznych Puszcz i Szare G�ry, gdzie z�ota, jak wiadomo, nie ma. A z go�� - excusez le mot - dup� mo�na robi� tylko jedno, to, co nie jest ani "heroic" ani "fantasy". W wi�kszo�ci przypadk�w. Fantasy jako gatunek sprawia wra�enie, jak gdyby przestraszy� si� krytyk�w tak bardzo, �e w swym rozwoju zacz�� uprawia� swoista mimikr� - porzuci� jak gdyby wszelkie pretensje i ca�kowicie zaniecha� walki o miejsce na �wieczniku, czyli na li�cie dzie� nominowanych do Hugo, Nebuli czy chocia�by International Fantasy Award. Fantasy nie potrzebuje uznania - wystarcz� jej tabuny ZAGORZA�YCH, kupuj�cych w ciemno wszystko, co si� ukazuje. Fantasy ma sw� pewn� i niezawodn� grup� konsumenck� i dba wy��cznie o gusta tej�e. Najlepszym przyk�adem o takie dbanie o gusta s� s�ynne cykle, seriale fantasy, potworne koby�y o zatrwa�aj�cej liczbie odcink�w. Rekord w tym wzgl�dzie nale�y chyba do niejakiego Alana Burta Akersa, kt�rego cykl "Scorpio" osi�gn�� ponad czterdzie�ci tom�w. Niez�y jest te� stary nudziarz Piers Anthony ze swym "Xanth" - na�upa� r�wno trzyna�cie ksi��ek w serii, a przy okazji kropn�� jeszcze siedem sztuk odcink�w cyklu "Apprentice Adept", cztery "Taroty" i mn�stwo innych ksi��ek i cykli. John Norman, o kt�rym jeszcze pom�wimy, ma na sumieniu co� jakby jedena�cie tom�w cyklu "Gor". Skromnych autor�w ograniczaj�cych si� do pi�cio-, cztero- lub trzytomowych sag, nie da si� zliczy�, ale imi� ich jest legion. Niestety. Dlaczego niestety, zapyta kto�. Ano. dlatego, �e poza nielicznymi wyj�tkami wszystkie wzmiankowane koby�y zaczynaj� by� ci�kie, powtarzaj�ce si� i nudne ju� na etapie drugiej, trzeciej, g�ra czwartej ksi��ki. Opini� t� powtarzaj� ZAGORZALI, kt�rzy masowo przecie� wykupuj� ci�gn�ce si� jak smr�d za pospolitym ruszeniem cykle, bo uparli si�, �e musz� wiedzie�, jak si� to sko�czy. Krytycy i jurorzy presti�owych nagr�d, jak powiedziano, lekcewa�� owe sagi, bo nie s� w stanie ich �ledzi�. Ja sam, a mam si� za pilnego kontrolera fantastycznych nowo�ci, rezygnuj� niekiedy z zakupu ukazuj�cego si� w�a�nie sz�stego tomu sagi, bo jako� umkn�o mojej uwadze poprzednich pi��. Znacznie, znacznie cz�ciej rezygnuj� z nabycia tomu pierwszego, je�li z ok�adki szczerzy do mnie z�by ostrze�enie: "First Book of the Magic Shit Cycle". C�, zdarza mi si�, i to nierzadko, kupi� "Book Three" i by� szcz�liwym, �e nie kupi�em poprzednich dw�ch, i wiedzie� z ca�� pewno�ci�, �e nie kupi� trzech nast�pnych. Niestety, nobody's perfect - czekam w�a�nie, przebieraj�c nogami, na dziesi�ty "Amber" Zelaznego. I wiem, �e si� rozczaruj�. To troch� tak, jak z �adnym dziewcz�ciem - do�wiadczenie uczy, �e wszystkie one takie same, ale co z tego, nie strzymasz, cz�owieku, oj, nie strzymasz. ��dza pieni�dza Interesuj�ce jest, �e wi�kszo�� z t�uk�cych owe straszne sagi autor�w to pisarze zdolni, sprawni i ciekawi. C� sprawia, �e dobrzy pisarze rypi� tom po tomie, ci�gn� cykle niby gum� do �ucia, miast wykorzystywa� pomys�y do czego� zupe�nie nowego, popracowa� nad czym� odkrywczym, oryginalnym, pi�knym, nad czym�, co utar�oby nosa krytykom i wrogom fantasy, etatowym przedrze�niaczom i prze�miewcom tego gatunku? Wydaje mi si�, �e znam odpowied�. Autorzy zakochuj� si� w swoich bohaterach i trudno im si� z nimi rozsta�. Nawet gdy czuj�, �e wyeksploatowali protagonist�w do suchej nitki, wal� kolejne tomy o ich dzieciach (Zelazny, Piers Anthony, a czuj�, �e i Eddings nie wytrzyma). Autorzy zakochuj� si� w swoich "�wiatach" i ich mapach. Je�li na takiej mapie s� Szare G�ry, a pi�ciu tom�w nie wystarczy�o protagonistom na stwierdzenie, �e z�ota tam nie ma, pisze si� tom sz�sty. A w nast�pnym, si�dmym, zobaczymy s�siedni arkusz mapy i dowiemy si�, co jest na p�noc od Szarych G�r - a jest to niew�tpliwie - pardon my french - p�askowy� Szarego G�wna. I wreszcie - autorzy to lenie i nie chce im si� my�le�. Autorzy to ograniczone mato�y i cho�by p�kli, nie wykrzesz� z siebie niczego oryginalnego, zmuszeni s� klepa� ograny schemat. A nade wszystko autorzy to wyrachowane bestie i idzie im o fors�, jaka leci od tomu. Piers Anthony ci�gnie "Xanth", cykl, przy kt�rego czytaniu boli z nud�w otrzewna i hemoroidy, bo bierze a konto ka�dego nowego odcinka pot�ne zaliczki. Autorzy to aroganckie �obuzy, przekonane, �e czytelnik kupi wszystko, co zamarkuj� jako tako wyrobionym nazwiskiem. Wszystko to napisa� facet produkuj�cy "Wied�miny". Jak do tej pory, facet produkuj�cy "Wied�miny" zdaje si� przyznawa� racj� przeciwnikom fantasy, kt�rzy dowodz�, �e powt�rz� za Markiem Oramusem - mizerii gatunku. Zgoda, gatunek w swojej masie potwornie si� umizerni�. Nie mog� natomiast przyzna� racj� tym, kt�rzy twierdz�, �e o owej mizerii decyduje fakt umieszczania akcji w wyimaginowanych �wiatach i uzbrajania bohater�w w miecze. Nie mog� twierdzi� niczego innego poza twierdzeniem, �e hard SF, cyberpunk, political fiction s� r�wnie mizerne - w swej masie. Nikt mnie nie przekona, �e �wiat zniszczony przez wojn� lub kataklizm, gdzie ka�dy walczy z ka�dym, a wszyscy z mutantami jest lepszy od Krainy Nigdy-Nigdy, �wiata quasi-feudalnego, gdzie ka�dy walczy z ka�dym, a poluje si� na gobliny. Cho�by mnie bito, nie zauwa�am wy�szo�ci podr�y gwiazdolotem na Tau Ceti nad wypraw� w Szare G�ry, gdzie z�ota, jak wiadomo, nie ma. Zbuntowany komputer pok�adowy nie jest dla mnie wi�cej wart fabularnie ni� zdrajca-czarodziej i �aden laser-blaster nie stoi dla mnie automatycznie wy�ej ni� miecz, halabarda czy okuty cep. A wy�szo�� pilota Pirxa lub Endera nad Conanem, kt�r� ch�tnie przyznaj�, nie wynika dla mnie z faktu, �e dwaj pierwsi nosz� skafandry, a trzeci przepask� biodrow�. Co dok�adnie wida�, je�li obok postawi si� Geda Sparrowhawka lub Thomasa Covenanta Niedowiarka, bohater�w fantasy, nie nosz�cych przepasek biodrowych. Le Guin kontra Tolkien W nowoczesnej fantasy daje si� jednak obserwowa� pewien trend, ch�� wy�amania si� z arturai�sko-tolkienowskiego schematu, pragnienie przemycenia w�r�d "fantastycznych" rekwizyt�w tre�ci i praw og�lnych i wa�nych. G��wny trend - �eby nie powiedzie� "mutacja" fantasy, jak� si� zauwa�a, ma ciekawy charakter - jest prawie wy��cznie domen� autorek. W fantasy ostatnich lat panuje zdecydowana przewaga pisz�cych pa�. Pomijaj�c niez�omnych autor�w sag, jak wspomniany ju� Piers Anthony i parodysta Terry Pratchett, po placu boju ko�acze si� jeszcze David Eddings, kt�ry niedawno rzuci� na rynek ostatni (?) tom cyklu "Malloreon" i ostatni (?) odcinek "Ellenium". Walcz� jeszcze Tad Williams i Charles de Lint. Roger Zelazny w ci�kich b�lach urodzi� wreszcie ostatni (?) "Amber", a Terry Brooks - now� "Shannar�". Reszta - a imi� ich jest legion - to kobiety. Rewolucja zacz�a si� za� od Ursuli Le Guin, kt�ra w ca�ej swej bynajmniej nie ubogiej pope�ni�a w zasadzie tylko jedn� klasyczn� fantasy - ale za to tak�, dzi�ki kt�rej stan�a na podium obok Mistrza Tolkiena. Chodzi o trylogi� Ziemiomorza, Earthsea.(4) Z zatrwa�aj�c� �atwo�ci� pani Ursula wy�ama�a si� z tolkienowskiego prawid�a i zrezygnowa�a z arturia�skiego archetypu. Na rzecz symboliki i alegorii. Ale jakiej? Przyjrzyjmy si� uwa�nie. Ju� sam Archipelag Ziemiomorza to g��boka alegoria - rozsiane po morzu wyspy s� jak samotni, wyalienowani ludzie. Mieszka�cy Ziemiomorza s� odizolowani, samotni, zamkni�ci w sobie. Ich stan jest taki, a nie inny, bo co� utracili - do pe�nej szcz�liwo�ci i spokoju psychicznego brakuje im utraconej Runy Kr�l�w z p�kni�tego Pier�cienia Erreth Akbe. Samotno�� i alienacja mieszka�c�w Ziemiomorza uzewn�trznia si� w fakcie ukrywania swych prawdziwych imion - ukrywania uczu�. Ujawnienie uczu�, tak jak i ujawnienie imienia, czyni cz�owieka bezbronnym, wydanym na cudz� �ask�. Elita Ziemiomorza, czarodzieje z Roke, pokonuje etapy trudnej, maso�skiej wr�cz inicjacji, d���c do doskona�o�ci - ta wyra�a si� mi�dzy innymi w tym, �e sprawny czarodziej bez wysi�ku umie rozszyfrowa� prawdziwe, ukryte imi� cz�owieka lub rzeczy i tym samym zdoby� w�adz� nad bli�nim lub materi�. Ale z�o - w ksi��ce przybieraj�ce posta� gebbetha - bez wysi�ku rozszyfrowuje prawdziwe imi� Geda. Czy�by zatem czarodzieje po�wi�cali lata nauki po to tylko, by m�c dor�wna� Z�u? W pierwszym tomie trylogii mamy klasyczny problem Dobra i Z�a, mamy te� wypraw� - quest - bohatera. Ale quest Geda r�nie si� od zwyk�ych wypraw w Szare G�ry - quest Geda to alegoria, to wieczne po�egnania i rozstania, wieczna samotno��. Ged walczy o doskona�o�� w ci�g�ej walce z samym sob� i z samym sob� stacza ostatni, finalny b�j, b�j symboliczny - zwyci�a, jednocz�c si� z si� z pierwiastkiem Z�a, akceptuj�c jak gdyby dwoisto�� ludzkiej natury. Osi�ga doskona�o��, akceptuj�c fakt, �e pe�no doskona�o�� jest nieosi�galna. W�tpimy nawet w osi�gni�t� ju� doskona�o�� Geda, i s�usznie. Po "Wizard of Earthsea" nast�puj� "Grobowce Atuanu". "Grobowce Atuanu" prowadz� nas jeszcze g��biej w zakamarki psychiki, prowadz� prosto tam, gdzie autorka chce nas mie�. Oto atua�ski Labirynt, wzi�ty �ywcem z archetypu, z krete�skiego Labiryntu Minosa. Tak jak Labirynt z Krety, r�wnie� Labirynt Atuanu ma swojego Minotaura - ale nie jest to potw�r w stylu klasycznej sword and sorcery, potw�r, kt�ry ryczy, pluje, kopie i obrywa uszy, �miej�c si� przy tym z�owieszczo. Na to pani Ursula jest zbyt inteligentna. Minotaur atua�skiego Labiryntu to Z�o czyste i skoncentrowane, Z�o niszcz�ce psychik� niepe�n�, niedoskona��, nie przygotowan� na takie spotkanie. I w taki Labirynt wkracza zuchwale Ged, heros, Tezeusz. I jak Tezeusz, Ged zdany jest na Ariadn�. Tenar jest jego Ariadn�. Bo Tenar jest tym, czego w herosie brakuje, bez czego jest on niepe�ny, bezradny, zagubiony w symbolicznej pl�taninie korytarzy, gin�cy z pragnienia. Ged pragnie alegorycznie - nie chodzi mu wszak�e o H2O, ale o anim� - pierwiastek �e�ski, bez kt�rego psychika jest niedoskona�a i niedoko�czona, bezradna wobec Z�a. Ged, s�awny Dragonlord, pot�ny mag, staje si� nagle przera�onym dzieckiem - w skarbcu Labiryntu, w przepojonych oddechem Z�a ciemno�ciach, ratuje go dotkni�cie r�ki Tenar. Ged idzie za swoj� anim� - bo musi. Bo w�a�nie odnalaz� utracon� run� Erreth Akbe. Symbol. Graala. Kobiet�. Ponownie dzia�a archetyp - tak jak Tezeusz, Ged porzuca Ariadn�. Teraz Tenar urasta do pot�nego symbolu, do bardzo wsp�czesnej i bardzo feministycznej alegorii. Alegorii kobieco�ci. Strze�ona klauzur�, kultowa dziewiczo�� i pierwszy m�czyzna, kt�ry wywraca pouk�adany �wiat. Tenar wyprowadza Geda z Labiryntu - dla siebie, dok�adnie tak, jak to uczyni�a Ariadna z Tezeuszem. A Ged - jak Tezeusz - nie umie tego doceni�. Ged nie ma czasu na kobiet�, on musi przecie� najpierw osi�gn�� The Farthest Shore. Kobieca anima nie jest mu potrzebna. Rezygnuje wi�c, cho� lubi cieszy� si� my�l�, �e kto� czeka na niego, my�li o nim i t�skni na wyspie Gont. Cieszy go to. Jakie� to brzydko m�skie! Po osiemnastoletniej przerwie pani Ursula pisze "Tehanu", dalszy ci�g trylogii, dalszy ci�g swej alegorii kobieco�ci - tym razem tryumfuj�cej. Pani Ursula zawsze by�a wojuj�c� feministk�. Kto nie wierzy, a s� tacy, niech przeczyta zbi�r jej esej�w pod tytu�em "The Language of the Night". Pani Ursula nigdy nie wybaczy�a swym wydawcom, kt�rzy na pocz�tku kariery ��dali, by podpisywa�a si� enigmatycznym "U. K. Le Guin". Nigdy nie darowa�a Andre Norton i Julian May ukrywania si� za m�skimi pseudonimami. W "Tehanu" - jak nale�a�o oczekiwa� - z�amany i zniszczony Ged przype�za do swej animy na kolanach, a ona ju� tym razem wie, jak go zatrzyma�, w jakiej roli go ustawi�, by sta� si� dla niego wszystkim, najwa�niejszym sensem i celem �ycia, by �w by�y Archmage i Dragonlord zosta� u jej boku do kresu swych dni, i to kwicz�c z rado�ci niby prosi�. A zadufanych czarodziej�w z Roke czeka nieweso�a przysz�o�� - praca w firmie z kobiet� jako dyrektorem. Ojej-jej-jej-jej! Synowie Amazonek - c�rki Gigant�w "Tehanu", jak si� rzek�o, przysz�a p�no, w tak zwanym mi�dzyczasie przez p�ki przewali�a si� lawina feministycznej fantasy. Z jednym, wsp�lnym tematem - kobieta w �wiecie m�czyzn. Kobieta w �wiecie Conan�w, tak, jak kobieta w �wiecie Ford�w, Rockefeller�w i Iaccoc�w. Nie gorsza, wr�cz lepsza. Z trudem, w ci�kiej walce, ale lepsza. Kobieta, bohaterka Marion Zimmer Bradley, C. J. Cherrych, Tanith Lee, Barbary Hambly, Patricii McKillip, Julian May, Diany Paxson, Mercedes Lackey, Jane Yolen, Pauli Volsky, Susan Dexter, Patricii Kennealy, Friedy Warrington, Jane Morris, Sheri Tepper, Jennifer Robertson, Margaret Weis, Phylis Eisenstein, Judith Tarr i innych. "Damska" fantasy to odbicie wojuj�cego feminizmu prze�omu lat sze��dziesi�tych i siedemdziesi�tych, walki kobiet o equal rights, kt�rych jakoby nie chcieli da� kobietom m�czy�ni, okre�lani pod�wczas jako m�skie szowinistyczne �winie, w skr�cie MCP, male chauvinistic pigs. Jak to, wrzasn�y ch�rem autorki, a za nimi czytelniczki, to opr�cz dyskryminacji na codzie�, maj�� nas jeszcze MCP dyskryminowa� w Krainie Marze�, w Never-Never Landzie? Nawet tam nie ma ucieczki? Ano, okaza�o si�, �e nie ma. bo wcze�niej uciekli do Never-Never Landu autorzy "m�scy". Ju� praojciec Conan szala� po krainie marze� z mieczem i... pomi�my milczeniem, z czym. Bo wynalazca Conana i jego spadkobiercy uciekli w marzenia... przed kobietami. Conan i jego bracia byli wy�nionymi idea�ami autor�w, uosabiali ich marzenia. Byli herosami, kt�rych dowcipny Stephen King zdefiniowa� kr�tko, ale tak dosadnie, �e cytatu musz� u�y� w oryginale: ...strong-thewed barbarians whose extraordinary prowess at fighting is only excelled by their extraordinary prowess at fucking. Opowie�ci o takich herosach, dowodzi King, przemawiaj� wy��cznie do impotentnych s�abeuszy, nieudacznik�w, waginofob�w, nie�mia�k�w i �yciowych pierdo��w, lubi�cych identyfikowa� si� z bohaterem wzrostu siedmiu st�p, wyr�buj�cym sobie mieczem drog� poprzez hurm� nieprzyjaci� na alabastrowych schodach zrujnowanej �wi�tyni, ze sk�po odzian� pi�kno�ci� dyndaj�c� na swobodnym ramieniu. Rekord w tym wzgl�dzie bije John Norman. Z jego cyklu "Gor" przebijaj� potworne a ewidentne kompleksy i problemy, z kt�rymi autor winien co rychlej biec do seksuologa, zanim nie przejd� mu one w stan maniakalny. Prawda, i w innych opowie�ciach i powie�ciach fantasy bohaterowie bywaj� m�scy, m�sko�ci� zgodn� z definicj� Kinga. Sw� archetypow� m�sko�� objawiaj�, rzecz jasna, poprzez t�uczenie wrog�w po g�owach i zdobywanie bez trudu wszystkich kobiet, poza tymi, kt�re uciek�y na czubek drzewa. Bohaterowie ci maj� wszelako� i inne zaj�cia - ratuj� od zag�ady �wiaty i kr�lestwa, szukaj� magicznych artefakt�w, zabijaj� smoki. U Johna Normana herosi wy��cznie gwa�c�. Za� kobieta u Johna Normana przed zgwa�ceniem musi by� zwi�zana, zakuta w �a�cuchy, wych�ostana i napi�tnowana gor�cym �elazem. Kliniczny przypadek fobii waginalnej, wzbogaconej kompleksem ofermy, kt�ry boi si� zbli�y� do kobiety maj�cej wolne r�ce i mog�cej zdecydowanie odm�wi� awans�w.(5) W opowie�ciach fantasy feministycznej kobiety wy�amuj� si� z conanowsko-gorowskiego schematu. Same potrafi� waln�� nacha�a mieczem lub zakl�ciem, a je�li nawet kto� je zgwa�ci, to biada mu. Zap�aci za to drogo, najp�niej w pi�tym tomie sagi. Niekt�re autorki dosz�y tu ju� do pewnej przesady. Bohaterki cyklu "Vows and Honor" Mercedes Lackey, wojowniczk� Tarm� i czarodziejk� Kethry gwa�ci si� na okr�g�o, cz�sto-g�sto zbiorowo, a one si� otrz�saj� i mszcz�. Par� stron o niczym i da capo. Kilka dalszych stron i mamy Tarm� i Kethry siedz�ce przy ognisku i opowiadaj�ce o dawnych gwa�tach. Banalny opis przyrody i mamy trzeci�, ca�kiem przypadkow� zgwa�con� kobiet� i Tarm� z Kethry, mszcz�ce si� przez solidarno��. Jezus Maria. W trylogii "Last Herald Mage" tej samej autorki bohaterem jest Vanyel, m�czyzna. Kupi�em, ciekaw, co te� autorka ma do powiedzenia o m�czyznach. Ano, ma wiele. Vanyel ma do�� nietypowe dla m�czyzny sk�onno�ci erotyczne, a autorka wy�azi ze sk�ry, aby przekona� czytelnika, �e to jest w�a�nie to, co tygrysy powinny lubi� najbardziej. Zrezygnowa�em z nabycia dw�ch dalszych tom�w przera�ony perspektyw� tego, co czeka w nich bohatera. W podobnie typowym cyklu "Lythande" autorstwa s�ynnej Marion Zimmer Bradley, bohaterk� jest czarodziejka, ukrywaj�ca p�e� pod m�skim przebraniem. Magiczka uko�czy�a czarodziejski uniwerek jako lipny m�czyzna. Inaczej nigdy nie dost�pi�aby zaszczytu immatrykulacji. Przejrzysta alegoria wyrzecze� kobiety, chc�cej zrobi� karier� w firmie Rank Xerox. Widzia�em "Yentl". Wol� "Tootsie". Je�li ju� o Zimmer Bradley mowa, to jest ona promotork� znanego cyklu "Sword and Sorceress", czyli - uwaga! - "Mieczem i damsk� magi�" (t�umaczenie moje i nader swobodne). Wchodz�ce w sk�ad cyklu zbiorki opowiada� osi�gn�y w�a�nie numer dziewi�ty i maj� si� nie�le. Jest to - je�eli chodzi o fantasy - na dobry porz�dek jedyne dobre i pewne miejsce udanego startu dla debiutant�w i m�odych pisarzy. A raczej pisarek, zwa�ywszy leitmotiv. Autor�w te� si� tam czasem wprawdzie dopuszcza, ale patrz wy�ej. Musz� schyli� g�ow� i ugi�� kolana, musi im zwiotcze� i opa��... m�ska duma. Przysz�o�� gatunku widz� wi�c jak na d�oni. 8:33 Sza� fantasy nie m�g�, rzecz jasna, omin�� Polski. Pojawienie si� fantasy w naszym kraju zbieg�o si� jednakowo� w czasie z pewnym prze�omem w dziedzinie kultury, polegaj�cym na ca�kowitym zaniechaniu mozolnego procesu, jakim jest czytanie, na rzecz �atwiejszego w obs�udze i percepcji ogl�dalnictwa wideo. St�d te� - obok znakomitego sk�din�d "Conana barbarzy�cy" w re�yserii Miliusa i z muzyk� Poledourisa - fantasy dotar�a do nas g��wnie w postaci przera�aj�cego wideo-�ajna, pi�tego sortu prodotto italiano de Cinecitta lub wytw�rni Cheapo Films z Santa Monica, Kalifornia. Mieli�my i ksi��ki, a jak�e. By� Tolkien, wydany gdzie� tam w latach sze��dziesi�tych, by� "Czarnoksi�nik z Archipelagu". Zwracam uwag� na t�umaczenie tego tytu�u. Po pierwsze - brak znajomo�ci kanonu i nomenklatury fantasy. "Wizard" nie mo�e w fantasy by� t�umaczone jako "czarnoksi�nik", bo zawsze ten rodzaj paraj�cego si� magi� osobnika, o kt�ry chodzi tu Le Guin, w fantasy okre�la si� jako "czarodziej". "Czarnoksi�nik", wzgl�dnie "czarownik", okre�lenia lekko pejoratywne, zak�adaj�ce "z��" magi�, t�umaczy si� jako socerer lub necromancer. Bardzo z�ych czarownik�w okre�la si� jako warlocks. Po drugie - "Archipelag". T�umacz przestraszy� si� Ziemiomorza, Earthsea, nie zaakceptowa� Krainy Nigdy-Nigdy. Wola� okre�lenie bardziej - ha, ha - werystyczne. Popularyzowa�y fantasy r�wnie� amatorskie t�umaczonka w tzw. fanzinach, pisemkach czytanych przez tzw. fan�w, czyli osobnik�w zrzeszonych w tzw. - excusez le mot - fandomie. Nawet jednak w�r�d bywa�ych, otrzaskanych i zagorza�ych fan�w wiedza na temat fantasy jest znikoma. I nic dziwnego, bo opr�cz wymienionych wy�ej Tolkiena i Le Guin, Leibera i White'a nie przet�umaczono na polski �ADNEGO licz�cego si� utworu tego gatunku. Aby unikn�� nieporozumie� wyja�niam, �e chodzi o utwory, kt�re ja uwa�am za licz�ce si�.(6) Dla tych, kt�rzy chcieliby zarzuci� mi subiektywizm lub wr�cz niewiedz�, podaj� co nast�puje - z opracowanej przez "Locusa" listy 33 bestseller�w fantasy wszechczas�w przet�umaczono i wydano w Polsce 8 tytu��w. Z opublikowanego w ksi��ce Davida Pringle "Modern Fantasy" zestawienia stu najlepszych dzie� tego gatunku - dziewi�� tytu��w, z czego cztery powtarza si� za poprzedni� list�. Za ka�dym razem uwzgl�dniam Tolkiena i Le Guin, a pomijam tytu�y, kt�re na obu listach znalaz�y si� ewidentnie przez przypadek. Bo nale�� do horroru ("The Shining" Kinga), SF ("Je�d�cy Smok�w" Anne McCaffrey) lub fantastyki dzieci�cej ("Alicja w Krainie Czar�w") Wyobra�my sobie wi�c per analogiam, �e gatunek science fiction reprezentowany jest w Polsce przez "Kroniki Marsja�skie" Raya Bradbury i cykl "Perry Rhodan", a "Diuna" Herberta znana jest nam wy��cznie z wersji filmowej. Do kolekcji polski mi�o�nik SF zna jeszcze film "Alien" i widzia� na ta�mie wideo dwa lub trzy odcinki "Star Trek - The Next Generation". I na tym, wyobra�my sobie, koniec - ani czytelnik, ani krytyk, ani autor, kt�ry chcia�by pisa� SF nie zna �ADNEGO innego przyk�adu na to, czym jest gatunek. Powtarzam - �adnego. Ale co z tego, wszyscy twierdz�, �e uwielbiaj� SF, zaczytuj� si� Perry Rhodanami i po raz setny z rz�du ogl�daj� Star Trek. A krytycy kr�c� nosami i po raz tysi�czny dowodz� g��bokiej prawdy, �e Bradbury, owszem, niczego sobie, ale reszta gatunku to mizeria. Boki zrywa�, prawda? A przecie� dok�adnie taka sytuacja panuje u nas w odniesieniu do fantasy. Fantasy, jaka jest, ka�dy widzi. A poniewa� rynek polski jest wyg�odnia�y, wyposzczony na klub�wkach i sinym powielaczu, wyczuto koniunktur� i obecnie wyspecjalizowane w tym kierunku jednostki staraj� si� zaspokoi� g��d, powetowa� nam dawne straty - a przy tym zarobi�. Zasypano stragany ksi��kami o kolorowych ok�adkach, na kt�rych mamy nasze upragnione miecze, topory, muskularnych heros�w , go�e panienki i aksolotle, udaj�ce smoki. Mamy te� na straganach mn�stwo nowych autor�w - dok�adniej m�wi�c - dw�ch. Bo r�bie si� bez lito�ci Howarda z jego pogrobowcami i Andre Norton. Idzie si� szlakiem przetartym przez "Fantastyk�". Miesi�cznik ma pe�ne podstawy, aby ��da� od wydawc�w, owych po�al si� Bo�e biznesmen�w, gratyfikacji finansowych za "zrobienie rynku". Czytelnicy i mi�o�nicy fantasy maj� za� wszelkie podstawy, aby na "Fantastyk�" plu� i psioczy�, mog�a wszak wylansowa� co� bardziej warto�ciowego. Tymczasem jedyna t�umaczona warto�ciowsza pozycja, "Amber" Rogera Zelaznego, zosta�a gdzie� zagubiona po wydaniu dw�ch pierwszych tom�w i kamie� w wod�, mogi�a. W zamian ruszono "Xanth" Piersa Anthony. Mes felicitations, jakkolwiek de gustibus non est disputandum. Pir�g, czyli Polak potrafi Panuj�ca u nas totalna niewiedza co do kanonu gatunku nie powstrzyma�a jednak rodzimych autor�w przed pr�bami napisania fantasy made in Poland. I wszystko by�o, o dziwo, w miar� dobrze dop�ty, dop�ki dziabano schemacik howardowsko-tolkienowski, dop�ki u Jacka Piekary imperia �ciera�y si� w walce o dominacj� nad Never-Never Landem, a u Feliksa Kresa mroczni bohaterowie zmagali si� z losem i przeznaczeniem. Wszystko rozwija�o si� jako� normalnie dop�ty, dop�ki autorzy cho� w og�lnym za�o�eniu wiedzieli, co robi� i czego chc�. Zaczerpuj�c z terminologii muzycznej - mieli nuty, mieli kawa�ek partytury i nieco s�uchu, a �e wprawy i wirtuozerii nie by�o kiedy nabra�, grali moderato cantabile i nawet dawa�o si� tego s�ucha�. Ale c�, ich nast�pcom tego by�o ma�o. M�odszym przy�ni�o si�, �e ka�dy z nich Paganini. I zagrzmia�a nam muszla koncertowa od straszliwych fantasy alla polacca fortissimo e molto maestoso e furioso andante doloroso con variazioni. Komu� bowiem przypomnia�o si�, �e�my nie g�si i nie jacy tacy. Wychodz�c z pozornie s�usznego za�o�enia, �e opieraj�ce si� na archetypach jest wstecznictwem i wt�rnictwem, autorzy m�odszego pokolenia wzi�li pi�ra w gar�� - i sta�o si�. Nagle zrobi�o si� w naszej fantasy s�owia�sko, prza�nie i kra�nie, jurnie, �urnie, podpiwkowo i lnianie. Swojsko. Zapachnia�o grodziszczem, wsi�-ulic�wk� i puszcza�skim wyr�bem, powia�o, jak mawiaj� przyjaciele-Moskale - lietom, cwietom i - izwinitie - gawnom. �up! Co tak hukn�o? Czy to Bolko wbija s�upy w Odr�? Czy to mo�e Czcibor �upi Hodona i Zygfryda pod Cedyni�? Czy te� to mo�e komar ze �wi�tego d�bu spad�? Nie. To tylko nasza, rodzima, s�owia�ska fantasy. Ni z tego, ni z owego znikn�y wampiry, pojawi�y si� w�pierze i strzygaje (sic!), zamiast elf�w mamy bo��ta i inne niebo��ta, zamiast olbrzym�w i trolli mamy stoliny. Zamiast czarodziej�w i mag�w mamy wieszczych, wo�chw�w i �erc�w. Zaiste, brakuje jeno chlejc�w. I co nam Conan, Ged Sparrowhawk, co nam Fellowship of the Ring. mamy swojskich woj�w, zwanych, ma si� rozumie�, r�wnie swojsko: Zbir�g, Pir�g, Kociej, Pociej, Zagraj, Zab�j, Przyb�j i Pozamiataj. I ruszyli owi Pirogowie od grodziszcza do grodziszcza, zygzakiem, rzecz jasna, ruszyli przez lasy, bory i welesy, przez tramy i chramy, sk�rznie, gop�a, m�aki i koto�aki, poprzez �any bujne i stepy, poros�e burzanem i chrzanem, przez �wi�te gaje i ruczaje. Zaiste, Przy zagaju, przy ruczaju, jecha� Pir�g na buhaju. Jam, pry, jest Pir�g. Ale nie ruski. Nie celtycki. Jestem nasz, swojski, s�owia�ski Pir�g, przysz�o�� i nadzieja fantastyki. I jeno kwest� czasu jest, by narodzi�a si� nowa, kultowa saga, epicka fantasy, Wielka Pirogiada, S�owo o Wyprawie Wieszczego Piroga na Strzygaj�w. O �ado, �ado, Kupa�o! Przewr�� si� w grobie, Tolkienie! P�acz, Le Guin! Gry� bezsilnie wargi z zazdro�ci, Eddingsie! Dr�yj z zawi�ci, Zelazny! Tych, kt�rzy na Wielk� Pigoriad� doczeka� si� nie mog� , uspokoj�, streszczaj�c dzie�o. W Szarych Wierchach, dok�d wyprawi si� Pir�g i jego prza�na dru�yna, z�ota nie ma i prawdopodobnie nigdy nie by�o. Ale niecny Strzygaj i wspieraj�cy go renegaci, �li zagraje Wolec i Stolec, zgin� od sulicy w Pirogowej prawicy, przy czym chrobremu Pirogowi nawet weles z g�owy nie spadnie. Skradzione �wi�te �yto i Wieszcza �mietana zostan� odzyskane i wr�c� do chramu Swantewita, bo tam ich miejsce. Koniec. Rzecze Marek Oramus, fantasy, pry, jest mizerna. Mizeria tytu��w tego gatunku, jakie si� nam serwuje, jest, pry, okropna. Dyletanctwo, t�pota i arogancja dokonuj�cych przek�ad�w "t�umaczy" jest, pry, straszliwa. Poczekaj, marku na Piroga i Pirogiad�, dopir� ci b�dzie. Dopir� zawyjesz, niczym strzygaj do miesi�ca w pe�ni, zamiauczysz, jak koto�ak na blaszanym dachu. I w�wczas, z �ezk� w oku wspomnisz Andre Norton, Howarda i "Xanth". Mamy ju� liczne Pirogi, b�d�ce pochodnymi Conana i klasycznej sword and sorcery, mamy co� na kszta�t spirogowanego Lowercrafta, mamy pr�by pirogowatego posttolkienizmu, mamy nawet Czarne Pirogi, udaj�ce dark fantasy. Nie mog�o zabrakn�� pochodnych "Mists of Avalon", czyli Pirog�w fantastyczno-historycznych. I oto zamiast Artura, Lancelota i Gawaina mamy Pirog�w, Ku�midr�w i Svensson�w z Jomsborga. Zamiast Pikt�w i Sakson�w mamy Swij�w, Dun�w i Pomorc�w. Zamiast Merlina i Morgan Le Fay mamy wo�chw�w i wspomnianych