15740

Szczegóły
Tytuł 15740
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15740 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15740 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15740 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JAN DOBRACZYNSKI W CO WIERZ� INSTYTUT WYDAWNICZY PAX 1975 SPIS TRE�CI 1. Moja wiara 2. Wierz�, bo zawierzy�em 3. Ewangelia 4. Jezus w Ko�ciele 5. Cz�owiek w Ko�ciele 6. Cierpienie 7. �mier� - i to, co jest po �mierci 8. Maryja 9. �wi�ci 10. Konsekwencje 1. MOJA WIARA W odpowiedzi na pytanie, w co wierz�, m�g�bym zacytowa� tekst Credo, kt�ry odmawiam w codziennym pacierzu. Wierz� w Boga Ojca, kt�ry jest Bo�� Wszechmoc�, wierz� w Boga Syna, kt�ry jest S�owem, czyli M�dro�ci� Bo��, wierz� w Boga Ducha �wi�tego, kt�ry jest Bo�� �wi�to�ci� i Mi�o�ci�. Wierz� w Odkupienie cz�owieka i w jego zmartwychwstanie do wiecznego �ycia. Wierz� w Ko�ci� katolicki �wi�ty, niezniszczalny, przez kt�ry wchodzimy w jedno�� z Jezusem. Wierz� w ziemsk� obecno�� �wi�tych, kt�rzy s� niewidzialnie mi�dzy nami, by nam pomaga� w trudno�ciach. Co to znaczy wierzy�? Przyjmuj� te sprawy - i wynikaj�ce z nich konsekwencje - chocia� nie jestem zdolny pozna� ich ani wysi�kiem intelektu, ani zrywem woli. Wierz� w Boga, gdy� m�j model �ycia wymaga Kogo�, kto jest jego Stw�rc� i jego wiecznie dzia�aj�cym Motorem. Oczywi�cie nigdy nie pojm� tego, czym jest Tr�jca Przenaj�wi�tsza, ani te� faktu rzeczywistej obecno�ci Jezusa jednocze�nie w milionach Hostii. Ale poznanie tych tajemnic nie jest mi potrzebne. B�g, kt�ry by�by zrozumia�y w swej Istocie, nie m�g�by by� Bogiem. Je�eli mam Go czci�, musz� uzna� Jego wy�szo�� nad rozumem i nad wyobra�ni� ludzk�. Zreszt� nawet w sprawach ludzkich musz� nieraz w��cza� wiar� w m�j aparat poznawczy. Nikt na ziemi nie posiada warunk�w do rozumowego sprawdzenia ka�dej prawdy. Powierzchowne tylko zaznajomienie si� ze wsp�czesn� wiedz� m�wi mi, �e nie mog� si� porusza� na jej terenie inaczej, jak tylko wtedy, gdy przyj��em za pewniki - bez mo�no�ci ich sprawdzenia - dostarczone mi przez specjalist�w informacje. Zreszt� i te informacje nie s� �adnymi pewnikami. Poznanie tajemnic �wiata opiera si� na hipotezach, kt�rych nauka nie potrafi potwierdzi� w spos�b namacalny. Musz� uwierzy� w co�, czego nie umiem zobaczy�, a nawet cz�sto nie potrafi� sobie wyobrazi�. Wierz� w Boga, ale o tych, kt�rzy Boga odrzucaj�, mog� powiedzie�, �e s� to ci, kt�rzy wierz� w nieistnienie Boga. Obie wiary stwarzaj� w�a�ciwe sobie modele, z kt�rych �aden nie da si� sprawdzi� do ko�ca posiadanymi przez nas narz�dziami. M�j model - zak�adaj�cy istnienie Boga, czyli Istoty niesko�czenie mnie przewy�szaj�cej - narzuca konsekwentny wniosek, �e taki B�g nie mo�e by� przeze mnie w pe�ni poznawalny, ale musi pozostawa� ukryty tam wsz�dzie, gdzie nie zechce sam objawi� siebie. Ko�ci� nauczy� mnie, �e B�g chcia� uchyli� wobec cz�owieka r�bka swoich tajemnic. Druga Osoba Tr�jcy Przenaj�wi�tszej, Syn Bo�y, zst�pi� na �wiat i sta� si� cz�owiekiem. S�owo Bo�e sta�o si� Jezusem Mesjaszem. Ludzie ujrzeli Go jako prawdziwego cz�owieka, cho� jednocze�nie ten Cz�owiek czyni� nadludzkie dzie�a i m�wi� tak, jak nie m�wi� �aden inny cz�owiek. Poddany po ludzku s�abo�ciom, cierpieniom, nawet �mierci - po Bo�emu panowa� nad grzechem i pokus� oraz zwyci�y� �mier�. By� zapowiedziany przez proroctwa i przez losy narodu wybranego. Jego �ycie zapisa�a historia, a Jego nauki sta�y si� wieczn� ksi�g� najwznio�lejszych poucze�. Przeszed� przez �ycie znany zaledwie w�skiemu kr�gowi os�b, a przecie� przyniesiona przez Niego Ewangelia sta�a si� wezwaniem dla ca�ego �wiata i si�gn�a jego najdalszych granic. Dzi�ki Jezusowi Chrystusowi B�g sta� si� nam znany i bliski. Odczuli�my nie tylko wiew Bosko�-ci. Poznali�my tak�e rzecz niezwyk��: nieprawdopodobn� �yczliwo�� okazywan� przez Stw�rc� stworzonej przez siebie istocie. B�g nie tylko powo�a� cz�owieka do �ycia. Gdy cz�owiek sprzeciwi� si� woli Stw�rcy i �ci�gn�� na siebie w ten spos�b przera�aj�c� kar�, B�g uwolni� go od tej winy i gro��cej kary, przy czym uczyni� to nie prostym aktem woli, ale odcierpian� przez siebie za niego m�k�. Stwarzaj�c cz�owieka w okre�lonym czasowo--przestrzennym continuum B�g dopasowa� si� do praw stworzonej przez siebie natury. Raz dokonane w historii odkupienie powtarza� si� b�dzie dla ka�dego cz�owieka - ju� nie jako fakt historyczny, ale jako nieustanny ci�g Bo�ych ofiar dokonywanych obecnie bezkrwawo. Ta nieustanna kontynuacja Ofiary Krzy�owej dokonuje si� w Mszy �wi�tej, a Msza �wi�ta jest centralnym punktem �ycia Ko�cio�a. Dzi�ki Mszy �wi�tej w Ko�ciele �yje dalej i dzia�a Chrystus. Ko�ci� jest dalszym ci�giem tamtego galilejsko-judejskiego �ycia. W Ko�ciele historia idzie wci�� naprz�d, a jednocze�nie ci�gle tkwi w swym momencie decyduj�cym. Posuwa si� - i stoi w miejscu. Przez Jezusa, kt�ry jest G�ow� Ko�cio�a, styka si� z wieczno�ci�, przez cz�owieka z przemijaniem. Dzi�ki Ko�cio�owi otrzymuj� Ewangeli� �yw� - nie tylko historyczny zapis. Ewangelia jest nie tylko �yciem Chrystusa. Jest r�wnie� �yciem cz�owieka - w Chrystusie lub poza Chrystusem. Ko�ci� stanowi nie tylko instytucj�, kt�ra uczy, prowadzi, pomaga. Jest sp�jni� ludzi, kt�rzy �yj� w Jezusie. Za�o�ony przez Jezusa, kierowany przez Jezusa, pozostaj�cy w zwi�zku z Jezusem Ko�ci� jest �wi�ty. Ale ludzie w Ko�ciele mog� by� �wi�ci i mog� by� dalecy od �wi�to�ci. Inne religie maj� swoich prorok�w, swoich m�czennik�w, swoich bohater�w, swoich aposto��w. Tylko Ko�ci� ma �wi�tych - ludzi, kt�rzy dzi�ki konsekwentnemu wykonywaniu wezwa� Ko�cio�a zdobyli sobie specjaln� rol� w jego strukturze. Dlaczego w to wszystko uwierzy�em? Mo�e nale�a�oby zapyta� inaczej: Czy mog�em w to wszystko nie uwierzy�? Nie potrafi� wyobrazi� sobie �wiata, kt�ry powstaje z przypadku i pewnego dnia zginie w wyniku innego przypadku. Przyznaj�, �e poci�ga�a mnie zawsze nauka o ewolucji. Tylko �e dla mnie ewolucja musi mie� sw�j celowy pocz�tek i r�wnie� celowy kres. Nie mog� my�le� o ewolucji bez okre�lonego kierunku. Gdyby nie by�o takiego kierunku, dlaczego proces przemian bieg�by w t�, a nie w przeciwn� stron�? Dlaczego mia�by zast�powa� zwierz� cz�owiekiem, a nie cz�owieka zwierz�ciem? Zwierz� mo�e by� silniejsze, lepiej przystosowane do trudno�ci �yciowych ni� cz�owiek. Dla Renana uznanie teorii ewolucji sta�o si� ko�cem jego wiary. Ale Newmana odkrycie, �e Ko�ci� katolicki jest wynikiem ewolucji pierwotnego chrze�cija�stwa, doprowadzi�o do katolicyzmu. Odpowiada mi koncepcja Teilharda de Chardin, kt�ra m�wi, �e ewolucja gatunk�w jest tylko fragmentem og�lnej ewolucji. Od kamienia, przez ro�lin� i zwierz� prowadzi droga do cz�owieka, ale bieg si� tutaj nie ko�czy: od cz�owieka idziemy dalej do jedno�ci ludzko�ci w Bogu. Wierzcho�ek sto�ka ewolucji (punkt Omega) ogl�dany od do�u, od naszej strony, rysuje si� na horyzoncie przede wszystkim jako ognisko zbie�no�ci immanentnej, jako ognisko ludzko�ci, kt�ra osi�ga pe�ni� samo�wiadomo�ci. Wnikliwsza analiza wykazuje jednak, �e takie ognisko istnie� mo�e jedynie w ��czno�ci ze znajduj�cym si� poza nim jeszcze g��bszym centrum, centrum transcendentnym, Boskim." M�wi si� nieraz: Wiara w Boga jest u�atwieniem sobie my�lenia. Cz�owiek, kt�ry nie wierzy, musi wyci�gn�� sam wszystkie konsekwencje z faktu �ycia, zachowuje wi�c postaw� aktywn�. Ten, kto wierzy, sk�ada wszystko na Boga, wszystkiego od Boga oczekuje. Ma wobec �ycia postaw� biern�. Nie mog� si� zgodzi� z takim rozumowaniem. Wiara w Boga jest przyj�ciem o wiele wi�kszych konsekwencji. Czyni nas ona odpowiedzialnymi za �ycie nie tylko wobec trybuna�u w�asnego sumienia - kt�ry tak �atwo bywa trybuna�em stronniczym - ale przed Istot� inn� ni� my sami, niepor�wnanie od nas wy�sz�, lepiej nas znaj�c�, ni� sami potrafimy zna� siebie. Pasywno�� wobec �ycia, jak� nam rzekomo grozi wiara, w rzeczywisto�ci ma charakter czego� surowo zakazanego w teocentrycznym modelu my�lenia. Przypowie�� o talentach jest podstawow� nauk� w chrze�cija�stwie, nie tylko dlatego, �e m�wi o odpowiedzialno�ci za �ycie (przy tym talenty ewangeliczne to nie specjalne, wyj�tkowe umiej�tno�ci, ale wszelkie naturalne, posiadane przez ka�dego cz�owieka cechy). R�wnie� dlatego, �e odkrywa i pot�pia przyrodzon� s�abo�� ludzk�: sk�onno�� do zadowolenia si� ma�ym, szukania "�wi�tego spokoju", ucieczk� od ryzyka i odpowiedzialno�ci. By� mo�e s�abo�� najwi�ksz�, gdy� nawet wielkie ambicje ludzkie wyprowadzi� mog� �atwiej cz�owieka z zamkni�tego kr�gu zainteresowania wy��cznie sob�. Wiara w Boga nie u�atwia �ycia tak�e dlatego, �e poznanie intelektualno-zmys�owe jest jednak dla cz�owieka poznaniem naturalnym. Je�eli bez wi�kszego wysi�ku mo�na przyj�� model, kt�rego o�rodkiem jest niepoznawalny B�g, to przecie� trudno�ci zaczynaj� si� z momentem, gdy trzeba znale�� w spl�tanym k��bowisku spraw ludzkich wol� Bo��. Przyj�� istnienie Boga i nie i�� za Jego wezwaniem - by�oby szale�stwem.. Przyj�� Boga i odnajdywa� codziennie, co chwila, Jego wol� - tutaj zaczyna si� trudno��. Jak�e cz�sto pcha si� nam na usta: B�g nie mo�e tego od nas ��da�! Ko�ci� u�atwia nam swymi naukami rozpoznawanie woli Bo�ej. Przychodz� jednak chwile, gdy B�g stawia nas wobec wyboru mi�dzy widzialn� wol� ludzk� - nasz� w�asn� czy innego cz�owieka - a niewidzialn� Jego wol�. Znajdujemy si� wtedy w ciemno�ci. Rozum, pami��, wola kieruj� nas ku sprawom ludzkim. Boga trzeba wybiera� aktem wiary - wbrew sobie. To prawda, �e otrzyma�em wielk� szans� �yciow� przychodz�c na �wiat w domu ludzi wierz�cych. Wiara moich Rodzic�w nie potrzebowa�a podbudowy filozoficznej. Nie odpowiada�o to zreszt� obyczajom tamtej epoki. By�a wiar� prost� i - co najwa�niejsze - prowadz�c� do nieugi�tych konsekwencji. Zar�wno m�j Ojciec, jak i moja Matka uwa�ali, �e wierzy� to znaczy post�powa� zgodnie z wol� Tego, w kt�rego istnienie si� wierzy�o. W domu nie m�wi�o si� nigdy "tak nale�y czyni�" lub "tak si� winno post�powa�". Charakter post�powania wynika� logicznie z uznania Boga za �ywy konkret. Oczywi�cie mo�na by�o b��dzi�, mo�na by�o uchyli� si� od spe�nienia woli Bo�ej, mo�na si� by�o da� ponie�� pasjom, ulec samozak�amaniu - ale nie mo�na by�o nie zobaczy� w ko�cu wymog�w swojej wiary. Nale�� do pokolenia, kt�re na prze�omie lat dwudziestych i trzydziestych bie��cego stulecia prze�y�o burzliw� wiosn� religijnego odrodzenia. Nie wszystkie domy moich r�wie�nik�w by�y domami podobnymi do tego, w kt�rym przyszed�em na �wiat. My�l�, �e charakter naszego domu pod wzgl�dem prze�ywania spraw religijnych by� do�� kra�cowy. Inteligencja polska dw�ch pierwszych dziesi�tk�w lat bie��cego stulecia by�a wprawdzie formalnie religijna, jednak �ycie religijne na og� nie wychodzi�o poza ramy tradycyjnej religijno�ci, ograniczaj�cej si� do spe�niania minimalnych obowi�zk�w i ��cz�cej chrze�cija�sk� postaw� z tolerowaniem niechrze�cija�skich tradycji (przekonanie, �e "m�odzie� musi si� wyszumie�" czy pogardliwy stosunek do "ni�ej urodzonych"). Ale lata dwudzieste przynios�y gwa�town� fal� zainteresowa� sprawami religijnymi, zw�aszcza �yciem Jezusa i Ewangeli�. Gdy na zebraniach organizacji studenckich czytali�my i komentowali�my Ewangeli�, pada�y g�osy, �e czytanie Ewangelii jest "protestantyzmem", a komentowanie Ewangelii - wchodzeniem w kompetencje ksi�y, do czego brak nam jakichkolwiek kwalifikacji. Od �wieckiego katolika ��da si� milczenia w Ko�ciele i postawy "dobrze my�l�cego" w �yciu spo�eczno-politycznym. A jednak te g�osy musia�y zamilkn��. Przewr�t by� zbyt pot�ny. W ci�gu zaledwie dziesi�ciu lat narodzi� si� pot�ny ruch katolicki, kt�ry porwa� ogromn� cz�� m�odzie�y, znalaz� swe odbicie w literaturze, odcisn�� swe pi�tno na postawie ca�ego narodu, kt�ry zmuszony zosta� do �miertelnej walki o swe istnienie. Za t� walk� moje pokolenie musia�o zap�aci� wielk�, krwaw� i bolesn� cen�. Nar�d polski poni�s� straty ogromne, ale w�r�d tych strat najwi�ksz� by�a hekatomba pokole� m�odej inteligencji, kt�re w latach trzydziestych odbywa�y swe studia. Powstanie warszawskie - jak si� ma�o o tym my�li! - by�o "wojn� podchor��ych". Ludzie, kt�rzy powinni byli tworzy� kadr�, gin�li masowo jako pro�ci szeregowcy. Chrze�cija�ska odnowa, jaka si� dokona�a w m�odym, przedwojennym pokoleniu, nie zosta�a bez echa. Dzi�ki pog��bionej wierze walka, jak� nam narzuci� hitlerowski najazd, nie zmieni�a si� w wymian� okrucie�stw i bezprawie. Walcz�c z wrogiem walczyli�my jednocze�nie z sob�, by nie da� si� porwa� nienawi�ci. Za wszelk� cen� chcieli�my ocali� w sobie godno�� ludzk� i wiar� w cz�owieka. Nie zawsze przychodzi�o to �atwo. W ci�kiej walce poznali�my w�asn� krucho��. Ale dzi�ki temu zacz�li�my rozumie� lepiej siebie i drugich. Urazy i pretensje, jakie istnia�y mi�dzy nami, poblad�y. Przeciwnicy ideowi zbli�yli si� ku sobie. Nauczyli�my si� szanowa� ideologie i �wiatopogl�dy humanistyczne. Dawni "antysemici" (cho� naprawd� nie by�o u nas nigdy antysemit�w w znaczeniu rasistowskim) ukrywali i os�aniali �yd�w. My, katolicy, poj�li�my, �e byli�my przedtem zbyt pewni siebie. Wyobra�ali�my sobie, �e przyj�cie jakiej� og�lnej formu�y chrze�cija�skiej wystarczy, by zmieni�o si� �ycie i nabra�o cech chrze�cija�skich. Przekonali�my si� jednak, �e �adne, najpi�kniej nawet brzmi�ce, magiczne formu�y niczego nie zmieniaj�. Chrze�cija�stwo nie jest racj�, do kt�rej wystarczy si� odwo�a�. G�oszenie hase� chrze�cija�skich nie prowadzi do niczego, je�li nie potrafimy sami, bodaj w jakim� minimalnym stopniu, nimi �y�. Nie wystarczy odwo�ywa� si� do chrze�cija�stwa. Trzeba pokaza�, czym jest chrze�cija�stwo. Chrze�cija�stwo zawsze ��da�o ludzkiego �wiadectwa. Ale nasze pokolenie musia�o to �wiadectwo z�o�y� nie tylko dla dobra w�asnych dusz, ale dla zadokumentowania - raz jeszcze - �e w obliczu rozp�tanego z�a i szale�stwa nasz �wiatopogl�d posiada zdolno�� wyprowadzenia cz�owieka z przepa�ci ku gwiazdom. 2. WIERZE, BO ZAWIERZY�EM Przyznaj�, �e znalaz�em wiar� w domu rodzinnym i �e od wczesnych lat uformowa� si� we mnie typ my�lenia, i� nie sprawa istnienia Boga, ale sprawa pos�usze�stwa Jego wezwaniom mog�a napotyka� we mnie op�r. Mimo to w pewnym okresie �ycia pocz��em szuka� motyw�w mojej wiary. Nigdy nie przemawia�y do mnie logiczne czy matematyczne dowody istnienia Boga. Pami�tam, jak kiedy� cz�owiek, kt�rego autorytet moralny niezmiernie wysoko ceni�em, zapowiedzia�, �e przedstawi niezbity dow�d istnienia Boga. Czeka�em na ten dow�d w niezwyk�ym napi�ciu, prawie z dr�eniem. Ale to, co us�ysza�em, by�o dla mnie czym� absolutnie nieprzekonywaj�cym. Argumentacja wydawa�a mi si� po prostu gr� s��w. By� mo�e ten dow�d wydawa� si� czym� oczywistym dla tamtego cz�owieka - by� przecie� dla mnie dowodem nieprzekazywalnym. To by�o co� jak �wiadectwo �wi�tych, kt�rzy "odczuli" Boga. Jak mo�na m�wi� o "odczuwaniu" komu�, kto nie jest zdolny do takiego "czucia"? Je�li argument dzia�a�, to tylko ze wzgl�du na osob� tego, kt�ry go przedstawia�. Ma racj� J�zef Pieper, �e "wierzy� to zawsze wierzy� komu�". Tamten cz�owiek na pewno przekona� swoim argumentem niejednego. Ale do argumentu do��cza�a si� tajemnica jego w�asnej niezwyk�o�ci. Ja takim argumentem nikogo nie potrafi�bym zdoby�. Nie potrafi� widzie� Boga jako jakie� matematyczne centrum, cho� - jak ju� m�wi�em - mam to niew�tpliwe przekonanie, �e �wiat, kt�ry nas otacza, odkrywa sw�j sens dopiero, gdy znajdziemy w nim miejsce dla Boga. Astronomowie, jak pami�tamy, odnale�li jednego z przedstawicieli naszego systemu planetarnego, Neptuna, nie w wyniku obserwacji, ale oblicze�. Co�, czego nikt nie widzia�, wywo�ywa�o dostrzegalne ci��enie przestrzenne. Rachunek matematyczny wykazywa�, �e w okre�lonym miejscu musi si� znajdowa� nieznane cia�o niebieskie. Gdy skierowano lunety w okre�lon� rachunkiem stron�, znaleziono now� planet�. Nie w�tpi�, �e �ledzenie pewnych wektor�w si� dzia�aj�cych w przestrzeni i w czasie prowadzi� musi do Boga. Ale B�g nie odkryje si� w ko�cu, by potwierdzi� nasz rachunek. Nasze badania b�d� sz�y dalej i coraz dalej w g��b nieznanego, wykre�la� b�d� kierunek, nie dosi�gn� przecie� celu. Nie mog� go dosi�gn��. B�g - je�li ma by� Bogiem - nie mo�e by� wykryty jak gwiazda. Id�c ku Bogu zawsze b�dziemy szli po nie ko�cz�cej si� drodze, chyba �e On sam zechce nam wyj�� naprzeciwko. Wierz� w Boga, kt�ry jest dla mnie przede wszystkim Istot� �yw� i czuj�c�, blisk�, cho� niedostrzegaln�, zaanga�owan� w sprawy �wiata. Je�li m�wi�: zaanga�owan� - pojmuj�, �e B�g, je�li tak w og�le mo�na powiedzie�, anga�uje si� w nasze ludzkie sprawy jak�� niezmiernie ma�� cz�stk� swego Ja. To zaanga�owanie jest tak jednak du�e i �arliwe, tak przekracza zdolno�� mego zaanga�owania, �e a� trudno mi sobie moim ludzkim rozumem wyt�umaczy�, i� cz�owiek mo�e by� takim obiektem Bo�ego zainteresowania. Tylko niesko�czono�� dysponuje tak� niesko�czono�ci� uczu�. Bo�a Istota zdaje si� tkwi� ca�� pe�ni� swego bytu w naszym �yciu, zdaje si� podlega� temu samemu tragicznemu konfliktowi, jaki ci��y na stosunku cz�owieka do cz�owieka. Ten konflikt z brutaln� plastyk� przedstawi� Sartre w swoich Drzwiach zamkni�tych. Pomi�dzy lud�mi istnieje nieustanne dzia�anie prawa przyci�gania i odpychania. Ka�dy z nas szuka drugiej, podobnej sobie istoty, pragnie j� kocha� i chce by� przez ni� kochany. Cz�owiek potrzebuje koniecznie innych ludzi. Dopiero we wsp�yciu z innymi jednostka ludzka dojrzewa, rozwija si�, wykszta�ca. Pozostawiona sobie - jaki� Robinson czy Ayrton na bezludnej wyspie - je�li nie zdo�a, mimo samotno�ci, zachowa� duchowego kontaktu z ludzko�ci�, spadnie do roli zwierz�cia. Ewolucja prowadzi wzwy� tylko wtedy, gdy ro�nie potencja� uczu� mi�dzyludzkich. Cz�owiek d��y do cz�owieka, ludzko�� d��y do jedno�ci. Ale r�wnocze�nie cz�owiek jest od cz�owieka odpychany. Mi�o�� nie znajduje nigdy pe�nej odpowiedzi na swe wo�ania. Odepchni�te uczucie usi�uje si� zamkn�� samo w sobie. O samotno�ci mo�na nie pami�ta�, je�li si� �yje bardzo na powierzchni �ycia. Ale przed ka�dym z nas samotno�� stanie pewnego dnia podobna do gro�nego widma. Powstaje pokusa, aby uciec przed ni� w siebie. Jedynym partnerem, kt�ry wydaje si� nam istot� na nasz� miar� - zawsze wiern� i zawsze gotow� da� nam pe�n� odpowied� na nasze uczucia - jest nasze w�asne ja. W poszukiwaniu absolutnej wierno�ci trafiamy cz�sto na samych siebie. Oczywi�cie zachodzi tu proces zr�cznego maskowania swego "ludzkiego ducha" - jakim to terminem nazywaj� ten proces podr�czniki �ycia wewn�trznego. Otwarte kochanie siebie, jaki� naiwny narcyzm, ma charakter zbyt odra�aj�cy. Ale mo�na przekona� siebie, �e kochamy ca�y �wiat, gdy w rzeczywisto�ci kochamy tylko siebie. D��enie do cz�owieka i uderzanie w �cian� samotno�ci - to dwa kra�ce naszej ludzkiej egzystencji. Ale po�rodku tego tragicznego konfliktu pojawia si� B�g zaanga�owany we�, mo�na by s�dzi�, ca�� sw� Istot�. Ten B�g zdaje si� m�wi�: Kocham ci� nad wszelk� miar�. To nie ty nie mo�esz znale�� odpowiedzi na swe uczucia - to ja nie znajduj� nigdy w�r�d was mi�o�ci, kt�ra by odpowiedzia�a na moj� mi�o��. Je�li dla okre�lenia najwi�kszej mi�o�ci mi�dzy lud�mi wymy�li�e� s�owo: przyja�� - ja jestem twoim Przyjacielem. Jak dobry przyjaciel znam twoje pragnienia i pragn� je spe�ni�. Znam ka�d� twoj� my�l i zanim j� wypowiedzia�e� - ju� w niej jestem. Czekam w wiecznej gotowo�ci na ka�de twe skinienie. To nie znaczy przecie�, �e spe�ni� ka�d� rzecz, kt�rej oczekujesz ode mnie, i tak, jak by� chcia�, aby by�a spe�niona. Ja wiem, czego ty nie wiesz: co jest prawdziwym twoim dobrem. Spe�ni� twe pragnienia w inny, lepszy spos�b i mo�e p�niej, w stosowniejszym czasie, ni� tego ��da twoja niecierpliwo��. Spe�ni� je tak, aby ci to spe�nienie przynios�o korzy��, bo niczego nie pragn� tak bardzo jak twego szcz�cia. Aby� czu� si� naprawd� szcz�liwy, musisz kocha� i musisz czu� si� kochany. Ja daj� ci moj� mi�o�� i pragn� twojej. Ale wiem: ty nie potrafisz kocha� kogo� niewidzialnego, niedotykalnego, niedosi�nego. Nie zaspokoi ci� taka mi�o��. Chc� ci pom�c. Ten, kto kocha - kocha wszystko, co pochodzi od kochanej istoty. Kocha wszystko, co ona kocha. Ja kocham ka�dego z was tak samo jak ciebie. Tylko ja mog� tak kocha� - niesko�czenie i sprawiedliwie. Moja zap�ata za prac� w winnicy - niezale�nie od d�ugo�ci trwaj�cej pracy - jest zawsze ponad miar�. Nie widzisz mnie, ale widzisz cz�owieka obok siebie - cz�owieka, kt�rego kocham. Pokochaj jego. Kochaj�c jego dasz mi znak, �e mnie kochasz. Kocham ka�dego z was tak samo: niesko�czenie i sprawiedliwie. Kocham tak�e tego cz�owieka. Wiesz, o kim my�l�. Wydaje ci si�, �e nie potrafisz tego poj��. Dotyka ci� to. Czujesz to jako obraz� naszej mi�o�ci. Doznajesz b�lu, �e mog� kocha� i ciebie, i jego tak samo. Mo�esz zrozumie�, �e kocham ludzi nawet walcz�cych ze mn�, ale ludzi dalekich. Nie potrafisz zrozumie�, �e kocham kogo�, kt�ry inaczej ni� ty mi s�u�y i t� swoj� inn� s�u�b� dra�ni ci� i gniewa. A jednak ja kocham - i tamtych, i jego. Mimo twoich bunt�w to jest prawdziwa mi�o��. Przezwyci� swoje opory i dopu�� tamtego do naszej "sp�ki". Widzisz sam: niczym nie zdo�asz odpowiedzie� na moj� przyja��. Wi�c to, co chcia�by� zrobi� dla mnie - zr�b dla tamtego. W�a�nie dla niego. Nie chc� ci obiecywa�, �e ten cz�owiek zrozumie tw�j post�pek. Raczej pewno go nie pojmie. Uzna go za fa�sz lub s�abo��. Tym wi�cej mo�e by� przeciwko tobie. Twoja samotno�� stanie si� jeszcze bole�niejsza. Ale naprawd� to ju� nie b�dzie samotno��: ja b�d� z tob�. Zobaczysz mnie w skrzywionej twarzy tamtego. Odkrycia tego nie dokonasz od razu. B�dziesz musia� wiele, wiele razy prze�ama� siebie, zanim przyjdzie taka chwila. B�dzie w tobie gorycz, �e i tamtego nie zdoby�e�, i mnie utraci�e�. B�dzie ci si� wydawa�o, �e jest gorzej, ni� by�o. Przyja�� wymaga pr�by. Przyjdzie chwila, �e wszystko si� wyja�ni. Dlaczego nie chcesz uwierzy�, �e to wszystko jest tylko pr�b�? Je�li taki g�os jest tylko z�udzeniem - co jest prawd�? Gdy takiego g�osu nie ma, �wiat wydaje si� egzystencjalistyczn� pu�apk�. Sartrowskim pokojem z zamkni�tymi drzwiami. Ale je�li przyjmiemy, �e to tylko pr�ba - znaczy, �e jednak drzwi nie s� zamkni�te. Wszystko nabiera sensu. Znane jest g�ralskie powiedzenie pochodz�ce od Saba�y: "W Pana Boga wierz, ale Mu nie wierz". Nie wiemy, co znaczy�o ono naprawd� w ustach starego zakopia�skiego barda. Mo�e by�o to po prostu "honorne" zawo�anie kogo�, kto czu� si� do�� mocny, by wzi�� �ycie w "pazdury" i uk�ada� je wedle swej woli. Ale jest inaczej: trzeba Panu Bogu zawierzy�, aby m�c w Niego wierzy�. Na poz�r wydaje si� to odwr�ceniem logicznego porz�dku. Mo�na s�dzi�, �e trzeba najpierw uzna� czyje� istnienie, a potem dopiero uwierzy� istniej�cemu. Ale z niewidzialnym Bogiem rzecz si� ma inaczej. P�ki nie zawierzymy Jego zapewnieniom, nie zdo�amy Go pozna�. On chce, aby�my spr�bowali w taki spos�b rozwi�za� ten najg��bszy z konflikt�w ludzkich, a wtedy On nam da odczu�, �e istnieje. Czy mamy inne rozwi�zanie? Czy potrafimy uciec samotno�ci? W �yciu ludzkim ro�nie potencja� napi��. Im jest nas wi�cej, im �yjemy bardziej gor�czkowo, tym wi�cej pragniemy mi�o�ci i tym silniej odczuwamy uczuciowe zawody. Samotno�� by�a kiedy� spraw� oddalenia. Dzi�, gdy znik�o oddalenie, samotno�� jest jeszcze wi�ksza. Nie pomog� skrzecz�ce tranzystory, nie zag�uszy pustki zabijaj�ca praca. Nadejdzie dzie�, gdy pojawi si� nieust�pliwa w�tpliwo��: po co ten wysi�ek? Wysun� si� z mroku zw�tpienie i rozpacz. �wiat dzisiejszy jest �wiatem chor�b psychicznych, ale ile z nich jest nie spe�nionym - a mo�e w�a�nie spe�nionym w taki l�kliwy spos�b - samob�jstwem? W takiej chwili zaczynamy zazdro�ci� ludziom, kt�rzy porzucili wszystko, by s�u�y� drugim - nie najlepszym, nie najbardziej poci�gaj�cym, nie budz�cym nadzieje. - ale cierpi�cym i potrzebuj�cym. Tym, kt�rzy byli podstawionym przez Boga Jego zast�pc�. Zawierzyli i dokonali pr�by. Pisze Pascal: "Twoja niemoc wiary... pochodzi jedynie z winy twoich nami�tno�ci... Chcesz i�� ku wierze... na�laduj spos�b, od kt�rego oni zacz�li: to znaczy czyni�c wszystko tak, jak gdyby wierzyli... Co ci grozi st�d, �e obierzesz t� drog�? B�dziesz wierny, uczciwy, pokorny, wdzi�czny, dobroczynny, przyjacielski, szczery, prawdom�wny... Powiadam ci, zyskasz jeszcze w tym �yciu: za ka�dym krokiem, jaki uczynisz na tej drodze, ujrzysz tyle pewno�ci zysku i tak� nico�� tego, co ryzykujesz, i� w ko�cu poznasz, �e za�o�y�e� si� o rzecz pewn�, niesko�czon�, za kt�r� nie da�e� nic..." C� szkodzi ukl�kn�� do modlitwy - je�li dzi�ki temu gestowi mo�emy znale�� Tego, do kt�rego chcemy si� modli�? C� szkodzi wyci�gn�� r�k� do cz�owieka, kt�ry nas odpycha, a przecie� naszego gestu potrzebuje? Mo�e w taki spos�b znajdziemy wiar�? I mo�e spotkamy Tego, kt�ry wci�� ukrywa dla nas swoj� twarz za twarzami ludzi? Na pewno nie�atwo jest s�u�y� cz�owiekowi, do kt�rego nie ci�gn� nas ani zmys�y, ani poczucie wsp�lnoty, ani rado�� obcowania. Wi�c co? Mo�e uj�� t� s�u�b� w ramy wielkiej idei? Nieraz "wmawiamy w siebie, �e otrzymali�my pos�annictwo... - m�wi m�dry przewodnik �ycia wewn�trznego oratorianina W. Fabera - gotowi jeste�my wyruszy� na drugi koniec �wiata... a nie ukoili�my jednego b�lu nie popadaj�c w zniecierpliwienie..." Odwo�ywanie si� do wielkich idei jest, jak�e cz�sto, ok�amywaniem siebie. Przenosimy ci�ar naszych zainteresowa� gdzie� w przestrze�, a tymczasem potrzebuj�cy nas cz�owiek znajduje si� najcz�ciej bardzo blisko, w�r�d tych, od kt�rych chcieliby�my uciec. �atwiej jest uwierzy� w Boga wielkich idei ni� zawierzy� Bogu, kt�ry stawia bliskie, konkretne i takie trudne zadania. Na szcz�cie B�g nie tylko stawia ��dania. Przychodzi do nas i idzie z nami, gdy my idziemy do cz�owieka. Dzieli nasze trudy, niepowodzenia, nawet kl�ski. Gdyby Jezus nie przyszed� na �wiat i nie prze�y� z nami swego ludzkiego �ycia, nie wiemy, czy potrafiliby�my p�j�� za Jego wezwaniami. Je�eli wiara w Boga zaczyna si� od zawierzenia Bogu, to pierwszym aktem tej ufno�ci musi by� w��czenie si� w histori�, o kt�rej opowiada Ewangelia. 3. EWANGELIA "Chi legge ii vangelo non legge un libro" - kto czyta Ewangeli�, ten nie czyta ksi��ki - stwierdza Giovanni Papini. Cztery Ewangelie to s� cztery ksi��ki, kt�re s� jedn� Ksi��k�, i cztery nowiny, kt�re s� jedn� Dobr� Nowin�. By�o czterech ludzi - raczej cieni ludzkich - kt�rzy opisywali, co widzieli, jak ka�dy z nich umia�, a ich cztery niedo��ne opisy stworzy�y niezr�wnan� ca�o��. By�a historia, kt�ra zdarzy�a si� w czasie okre�lonym, w latach, kt�re mo�na obliczy� panowaniem kr�l�w, padaniem tron�w i ukazywaniem si� komet - i jest Historia, kt�ra stanowi alf� i omeg� spraw ludzkich. S� cztery ma�e ksi��eczki zawieraj�ce okre�lon� liczb� s��w i zda�, i s� miliony ksi��ek, zawieraj�ce miliony milion�w s��w b�d�cych komentarzem tamtych ksi��eczek. S� s�owa, kt�re zosta�y powiedziane raz tylko jeden, lecz wszystko, co si� potem m�wi�o i m�wi, jest tylko powt�rzeniem lub zaprzeczeniem tamtych s��w, ich odrzuceniem lub przyj�ciem. S� �ycia ludzkie, jak�e bogate w tre��, lecz wszystkie te �ycia ju� by�y, ju� raz stan�y twarz� w twarz z tamt� Prawd�. Mo�na usun�� z literatury �wiata tysi�ce pozycji i rzuci� je na �rodek oceanu. Mo�na spali� Hamleta, wydrze� wszystkie karty z Boskiej komedii, wykre�li� Fausta czy Wielk� improwizacj�. B�dziemy biedniejsi, ale zostaniemy jeszcze posiadaczami. Bez tamtych czterech ksi��eczek nie b�dziemy mieli nic. Ka�dy z nas bowiem znajduje siebie w tamtych ksi��kach i ka�dy b�dzie nieszcz�liwy, p�ki siebie w nich nie odnajdzie. Kto tylko czyta Ewangeli� - czyta s�owa. Tymi ksi��kami trzeba si� karmi� jak mann�, pami�taj�c o tym, �e to, co zbieramy, ma starczy� na jeden dzie�. �yj�c stale Ewangeli� nagle, pewnego dnia, podobnego do tysi�ca innych, odczytamy po raz pierwszy w�a�ciwe s�owa skierowane do nas. Trzeba cierpliwie tkwi� w Ewangelii, aby zobaczy� cud Ewangelii. Ewangelii nie odkryje si� patrzeniem z zewn�trz, jak nie odczaruje �pi�cej kr�lewny ch�opiec, kt�ry nie poca�uje jej w usta... Do Ewangelii przyprowadzi�a mnie moja �ona - wtedy tylko narzeczona - przed czterdziestu z g�r� laty. Naszym pierwszym egzemplarzem Ewangelii by� gruby, a ma�y tomik o wygl�dzie sze�cianu: Ewangelie w przek�adzie ks. dr. W. Szczepa�skiego SJ, wydane przez Ksi�garni� �w. Wojciecha z imprimatur z 1922 r. Dzi� na tym tomiku widniej� dwa stemple: "Polska YMCA" i "42 gepriift, Stalag XI B", gdy� tomik by� mi wys�any do obozu je�c�w w 1944 r. za po�rednictwem YMCA. Od tamtego czasu mia�em wiele egzemplarzy Ewangelii. Czyta�em Ewangeli� w przek�adach: Wujka, D�browskiego, Gryglewicza, Kowalskiego, Prokulskiego, Drozda. Czyta�em j� po �acinie, po angielsku, po francusku, po niemiecku. Pr�bowa�em sam dokona� literackiego przek�adu. Nie potrafi� niemal prze�y� dnia bez przeczytania bodaj zdania z Ewangelii. Jest to dla mnie koniecznie potrzebne, niby odnalezienie na dany dzie� odpowiedniego has�a. A jednak ca�ym pokoleniom chrze�cijan wystarcza�a streszczona nauka o �yciu Jezusa i niedzielna, us�yszana z ambony perykopa ewangeliczna. Kol�dy zast�powa�y rozdzia�y o Narodzeniu, pie�ni pasyjne - ewangeliczny opis M�ki. Pobo�ne legendy zlewa�y si� z prawd� ewangeliczn�. Ka�de dziecko wiedzia�o, �e do szopki Jezusowej przysz�o trzech kr�l�w ze Wschodu, chocia� Ewangelia nie nazywa ich kr�lami, ale magami i nie wymienia ich liczby. Katolicyzm odszed� od Ewangelii na drodze coraz silniejszego akcentowania B�stwa Jezusa. Ale pojawi� si� czas - gdzie� po pierwszej wojnie �wiatowej - kiedy cz�owiek zapragn�� wr�ci� do Ewangelii, gdy� zacz�o go ci�gn�� ku sobie Cz�owiecze�stwo Jezusa. W�r�d ludzko�ci budz� si� w pewnych epokach pewne potrzeby. Ale rzecz zas�uguj�ca na uwag�: zanim te potrzeby stan� si� potrzebami mas, zainteresowania rodz� si� w�r�d mniejszych grup, tak jakby by�o potrzeba, by, zanim obudzi si� powszechny g��d, ju� istnieli ci, kt�rzy potrafi� na ten g��d odpowiedzie�. W mi�dzywojennym pokoleniu katolik�w - dzi�ki prawdziwie misyjnej pracy pewnych ludzi - narodzi�o si� i naros�o zainteresowanie Ewangeli�. Potem przysz�a wojna i ogromna cz�� ludzi, kt�rzy odkryli Ewangeli� - znikn�a. Ci, kt�rzy zachowali �ycie, musieli pr�bowa� dalej komentowa� swym �yciem Ewangeli�. Ale w�a�nie wtedy obudzi� si� szeroki ruch szukania Jezusa w Ewangelii. Przed kilku laty mia�em okazj� rozmawia� z anglika�skim biskupem-sufraganem Woolwich, Johnem Robinsonem, autorem s�ynnej ksi��ki Honest to God. Biskup Robinson jest jednym z najciekawszych przedstawicieli tych wsp�czesnych my�licieli chrze�cija�skich, kt�rzy usi�uj� wypracowa� nowe formy nauczania religii w spo�ecze�stwie zachodnim, religijnie wystudzonym. Robinson - czego zreszt� nie ukrywa -> uwa�a si� za kontynuatora my�li Dietricha Bonhoffera, bohaterskiego niemieckiego pastora, kt�ry jest jedn� z najpi�kniejszych postaci chrze�cija�skiego oporu przeciwko hitleryzmowi. Za t� swoj� postaw� poni�s� �mier� 9 kwietnia 1944 r. W jednym ze swoich list�w z wi�zienia pisa�: "Je�eli mamy by� uczciwi, musimy wyzna�, �e przysz�o nam �y� w �wiecie etsi Deus non daretur. To trzeba nam wyzna� wobec Boga, kt�ry ��da takiego wyznania. Dojrzawszy wyznajemy nasz� sytuacj� przed Bogiem. B�g kaza� nam pozna�, �e mamy �y� jako ludzie dojrzali do �ycia bez Boga. B�g, kt�ry jest z nami, jest Tym, kt�ry nas opuszcza (Mk 15,34 - �Bo�e m�j, Bo�e, czemu� mnie opu�ci�?). B�g, kt�ry pozwala nam �y� w �wiecie, w kt�rym nie istnieje hipoteza dzia�alno�ci Bo�ej, jest Tym, przed kt�rym trwamy zawsze. Przed Bogiem i z Bogiem �yjemy bez Boga. B�g pozwoli� si� usun�� ze �wiata i przybi� do krzy�a. B�g jest bezsilny i s�aby w �wiecie i tylko w taki spos�b jest z nami i nam pomaga. �w. Mateusz m�wi� wyra�nie (�On wzi�� nasz� s�abo�� i przyj�� na siebie nasze choroby - Mt 8, 17), �e Chrystus pomaga nam nie swoj� wszechmoc�, ale swoj� s�abo�ci� i swym cierpieniem. Oto r�nica zasadnicza mi�dzy chrze�cija�stwem a wszystkimi innymi religiami! Religijno�� ludzka odsy�a cz�owieka w jego cierpieniach do pot�gi Boga w �wiecie, do Boga, kt�ry jest Deus ex machina. Pismo �wi�te odsy�a cz�owieka w cierpieniach i w s�abo�ci do Boga i tylko B�g cierpi�cy mo�e mu pom�c. W tym sensie mo�na powiedzie�, �e ewolucja �wiata ku epoce dojrza�o�ci... odrzuca fa�szywy obraz Boga, uwalnia od niego wzrok ludzi i zwraca go ku Bogu Biblii posiadaj�cemu sw� pot�g� i miejsce w �wiecie dzi�ki swej bezsilno�ci". Jezus jest Bogiem i Cz�owiekiem. W pe�ni Bogiem i w pe�ni Cz�owiekiem. Tak m�wi dogmat katolicki. Ale w praktycznej nauce jak�e cz�sto usi�owano cechami Boskimi przes�oni� cechy ludzkie, jakby by�y one czym� wstydliwym. Nie przecz�c im odsuwa�o si� je w cie�. Jezus by� Bogiem, kt�ry dzia�a� cudy - to by�o najwa�niejsze. Mniej m�wi�o si� o tym, �e kocha� i gniewa� si�, cierpia�, ba� si�, by� kuszony i �e kiedy krzykn�� na Piotra: "Precz, kusicielu!", odkry� tymi s�owami, �e pokusa ucieczki od cierpienia nie by�a bez wp�ywu na Jego ludzkie serce. By�o to niew�tpliwie wywo�ane faktem, �e Ko�ci� w drugiej po�owie XIX w. spotyka� si� z ksi��kami, kt�re kwestionowa�y Bosko�� Jezusa, cho� nie pr�bowa�y kwestionowa� Jego historyczno�ci. Ewangelia jest dokumentem historycznym - cho� niew�tpliwie dokumentem specjalnego rodzaju. Cztery cz�ciowo pokrywaj�ce si� tre�ci� ksi��ki, napisane przez czterech jak�e odmiennych ludzi, zawieraj� miejsca puste. "Wiele te� innych cud�w uczyni� Jezus... Wiele te� innych rzeczy uczyni� Jezus..." - zapewnia �w. Jan. Ewangeli�ci nie byli pisarzami, kt�rzy si� wzi�li do pi�ra, by zaspokoi� ciekawo�� przysz�ych pokole�. Spisuj�c swoje ksi�gi my�leli wy��cznie o nauce zostawionej przez ich Mistrza, a nie o Jego �yciu, postaci, wydarzeniach. O tym m�wili inni, czasami puszczaj�c nadmiernie wodze fantazji. Ewangeli�ci wzi�li z materia�u historycznego to tylko, co uwa�ali za rzecz koniecznie potrzebn�. Tym czterem ludziom nie posta�o w g�owie, �e to, co oni - i tylu im wsp�czesnych - "s�yszeli o S�owie �ywota i widzieli�my oczyma naszymi 1 czego r�ce nasze dotyka�y" (por I J 1,1), mo�e by� kiedy� podane w w�tpliwo��. Chrystus �y� obok nich prawdziwym �yciem ludzkim. Jad�, pi�, spa�, kocha�, cieszy� si�, l�ka� si� i umiera�. Zanim ujrzeli Go zmartwychwsta�ego, widzieli Jego autentyczn� �mier�. Kiedy jednak zacz�o wymiera� pokolenie tych, kt�rzy sami widzieli, s�yszeli, dotykali, sprawa tajemniczego zwi�zku Bosko�ci z Cz�owiecze�stwem zacz�a niepokoi� wielu. Ju� �w. Pawe� spostrzeg�, �e Chrystus jest "dla �yd�w zgorszeniem, a dla Grek�w g�upstwem". �ydzi nie mogli zgodzi� si� na Boga, kt�ry by� jednocze�nie cz�owiekiem. Grecy odrzucali Boga, kt�ry nie by� tylko ub�stwianym cz�owiekiem. Oba takie stanowiska b�d� teraz towarzyszy�y przez wieki chrze�cija�stwu i b�d� co pewien czas od�ywa�y. Jedno m�wi: Jezus by� cz�owiekiem, a wi�c nie mo�e by� Bogiem. To tylko potomni zrobili z Niego Boga drog� �wiadomej lub nie�wiadomej mistyfikacji. Drugie stanowisko m�wi: Skoro Jezus by� Bogiem, Jego cz�owiecze�stwo mog�o by�o by� tylko pozorem. Ewangeli�ci nie widzieli Boga-Cz�owieka, widzieli tylko z�udny, ludzki kszta�t. "Chrystus jest Bogiem, wo�aj� dokeci, wykre�lcie z Ewangelii wszystko, co m�wi o rzeczywisto�ci Jego cz�owiecze�stwa. B�g nie mo�e cierpie�, krwawi� i umiera�... Chrystus jest cz�owiekiem, wo�a krytyka nowo�ytna, usu�cie z Ewangelii Jego dziewicze Narodziny, Jego Zmartwychwstanie..." (R. H. Benson). A jednak nic z Ewangelii nie b�dzie i nie mo�e by� wykre�lone. W Ewangelii mamy Cz�owieka, kt�ry jednocze�nie jest Bogiem. Autorzy Ewangelii nie pozbawili tego Cz�owieka �adnej z cech ludzkich. I w�a�nie zobaczenia tych cech ludzkich gor�co pragnie pokolenie wsp�czesnych. S�usznie m�wi biskup Robinson, �e cz�owiek dzisiejszy "nie potrafi zobaczy� Jezusa jako Syna Bo�ego, p�ki Go nie zobaczy jako Syna Cz�owieczego". Cz�owiek wsp�czesny wydaje si� bardziej spragniony prawdziwego cz�owiecze�stwa ni� ludzie innych epok. Od dawna pokoleniom ludzkim nie by�o dane zetkn�� si� z takim surowym realizmem �ycia, do�wiadczy� najwi�kszej n�dzy ludzkiej. Zobaczyli�my ca�� ma�o�� cz�owieka i t�sknimy za zobaczeniem wielko�ci ludzkiej. Nasze czasy z ich gor�czkowym poszukiwaniem "gwiazd" w rzeczywisto�ci s� czasami poszukiwa� prawdziwego cz�owieka. Niestety, wielkie idea�y, do kt�rych t�skni epoka, cz�sto zamieniaj� si� w karykatur�. Trzeba jednak umie� zobaczy� nawet poza karykatur� prawdziw� t�sknot�. Ludzie wsp�cze�ni szukaj� idea�u cz�owieka. B�g wszechmocny, panuj�cy niepodzielnie nad sprawami �wiata, jest dla nich trudny do zrozumienia. Taki B�g traci charakter osoby, pojmowalny jest jedynie jako dzia�aj�cy precyzyjnie motor. Lecz dlaczego w takim razie ten idealny motor pozwala, aby istnia�y b�l i cierpienie? "Gdyby B�g istnia�, nigdy by do tego nie dopu�ci�!" - s�yszy si� nieraz bolesny okrzyk. Czasami jeszcze inny, blu�nierczo-naiwny: "Ja bym tam lepiej zbudowa� �wiat ni� ten wasz rzekomy B�g!" Aby zrozumie� Boga, kt�ry mog�c wszystko i pragn�c ludzkiego szcz�cia, zezwala na z�o i cierpienie, trzeba wpierw zobaczy� Boga-Cz�owieka, kt�ry �wiadomie wzi�� na siebie ludzk� dol� i zanim cokolwiek wyja�ni�, wycierpia� razem z nami najwy�sz� cz�owiecz� miar� b�lu. We wsp�czesnej nauce pojawi� si� pogl�d kwestionuj�cy ju� nie Bosko�� Jezusa, ale sam gatunek utworu, jakim s� Ewangelie. Uwa�a si�, �e Ewangeli�ci napisali nie dzie�o katechezy, lecz co� w rodzaju powie�ci o nie istniej�cym bohaterze po to, by t� zrodzon� z fantazji posta� przedstawi� jako istot� rzeczywi�cie �yj�c�. Wielki pisarz potrafi czasami narzuci� sw� wizj� literack� i nada� jej takie pi�tno prawdy, �e czytelnik s�dzi, i� ma do czynienia z prawdziwym cz�owiekiem. Nie do pomy�lenia jest jednak sytuacja, aby czterej autorzy, ludzie odmiennej kultury i formacji duchowej, pisz�c z dala od siebie, w odst�pach czasu, pod czujn� kontrol� tych, kt�rzy znali rzeczywisto��, mogli wymy�li� bohatera tak prawdopodobnego, aby ludzie uwierzyli, i� istnia� naprawd�. Czterej pisarze mog� napisa� cztery odmienne powie�ci o tym samym cz�owieku. Ale nie mo�na sobie nawet wyobrazi�, aby cztery powie�ci zrodzi�y jednego, �ywego cz�owieka. A przecie� w Ewangeliach mamy �ywego Cz�owieka. Jezus ewangeliczny - mimo niezwyk�ego bogactwa swego charakteru - tworzy jedn� �yw� posta�. Czy�by m�g� nie istnie� i by� tylko fikcj� literack�, gdy Go widzimy zawsze takiego samego i w dziele �ydowskiego poborcy op�at drogowych, i w dziele galilejskich rybak�w, i u greckiego lekarza? Jest nie tylko taki sam w swej nauce - jest przede wszystkim taki sam w swych ludzkich reakcjach. Gdy si� wczytujemy w Ewangelie, zaczynamy rozr�nia� styl ka�dego z autor�w: dostojn� proz� Mateusza, pospieszny, nieomal galopuj�cy j�zyk Marka, starannie odmierzone zdania �ukasza, pe�en mistycznych niedopowiedze� styl Jana. A przecie� u ka�dego z nich Jezus jest taki sam. Jego dobro�, mi�osierdzie i �askawo�� b�d� tak samo kontrastowa�y z Jego pe�n� gor�cych uczu�, lecz opanowan� natur� kogo�, kto wie, czego chce, i zdaje sobie spraw� z tego, czego ��da. Ten �piewny poeta jest surowym reformatorem, ten lekarz ka�dego b�lu umie twardo ��da�. Jezus nie tylko naucza w ka�dej Ewangelii, �e droga do Boga prowadzi przez s�u�b� innemu cz�owiekowi. On tak�e w ka�dej Ewangelii pokazuje praktycznie, jak ta s�u�ba ma wygl�da�. W�a�nie za sw� s�u�b� cz�owiekowi Jezus ponosi �mier� m�cze�sk�. Ale Jezus godzi si� nie tylko na to, by by� przybity do krzy�a. On tak�e godzi si� na poniesienie kl�ski, kt�ra - na poz�r - przynosi zag�ad� ca�ej Jego ziemskiej dzia�alno�ci. Zanim wycierpi swoj� pasj�, pozwoli, aby Jego najbli�si porzucili Go, uciekli od Niego, "zgorszyli si�" Jego s�abo�ci�. Ten Cz�owiek - to prawda - czyni zdumiewaj�ce cudy. Leczy, wskrzesza, ucisza burze, chodzi po wodzie. Nie si�ga jednak do swej si�y, gdy chodzi o ocalenie Jego samego. Gdy zmartwychwstanie - uczyni to z niezwyk�� dyskrecj�, jakby nie chcia� nikomu narzuci� pewno�ci, �e tak si� sta�o. Cudy Jezusa s� znakami, �wiadectwem spe�niania si� przepowiedni, nie s� popisami wszechmocy. Pomi�dzy dniem Narodzin a dniem przemiany wody w wino w Kanie le�y d�ugi dzie� zwyk�ego �ycia. Autorzy apokryf�w usi�owali go zape�ni� wymy�lanymi przez siebie cudowno�ciami. Ale w�a�nie dlatego, �e �adnych cudowno�ci nie by�o - apokryfy, cho� cz�sto zawieraj� jakie� szczeg�y wygl�daj�ce na prawdziwe, nie mog�y wej�� do kanonu ksi�g objawionych. Przez ca�e swe ziemskie �ycie Jezus jest razem z cz�owiekiem. Dokonuje dla tego cz�owieka niezliczonych dzie� mi�osierdzia i dobroci. "Chcia� zazna� snu, by pob�ogos�awi� nasz sen, chcia� do�wiadczy� znu�enia, by u�wi�ci� nasze znu�enie, chcia� p�aka�, by nada� warto�� naszym �zom" (�w. Grzegorz z Nazjanzu). Historia opowiedziana przez Ewangeli� da si� przy tym powt�rzy� dla ka�dego cz�owieka ka�dej epoki. Ka�dy z nas, �yj�c w�asnym naszym �yciem, mo�e prze�ywa� tamto �ycie. I gdy dochodzi chwila pasji, jeste�my tamtemu �yciu najbli�si, gdy� ka�de nasze cierpienie jest jakim� odbiciem tamtego cierpienia. Potem wolno nam razem z Jezusem umrze�. Dalszy ci�g b�dzie ju� wyj�ciem poza �ycie ziemskie. Ale je�li mo�na by�o �y� i umiera� razem z Nim, wolno nam mie� nadziej�, �e spe�ni si� i dla nas obietnica Zmartwychwstania. Jezus w Ewangelii �yje naszym �yciem, naszymi b�lami i do�wiadczeniami, wcze�niej jeszcze, zanim wezwie nas, by�my na�ladowali Jego �ycie i pe�nili Jego nauk�. Jest to gest tej niezwyk�ej mi�o�ci, kt�r� nazwali�my przyja�ni�. "Jeste�cie przyjaci�mi moimi, je�eli czynicie to, co wam przykazuj�... Nazwa�em was przyjaci�mi, albowiem oznajmi�em wam wszystko, co us�ysza�em od Ojca..." (J 15, 14-15). Tylko przyjaciel zdolny jest odby� razem z nami nasz bolesny szlak, tylko dlatego, aby uczyni� go dla nas l�ejszym. Tylko przyjaciel nie b�dzie nam nic m�wi�, p�ki nie do�wiadczy razem z nami naszego b�lu. Tak� przyja�� znajdujemy w Ewangelii. Jezus ewangeliczny, zanim nas ocali, towarzyszy nam. Nie t�umaczy nam. Nie t�umaczy nam w pe�ni sensu b�lu, lecz ten b�l bierze tak�e na siebie i przez ten fakt odkrywa jego ukryty sens i znaczenie. Wyja�nia sens �ycia. Czasami wydaje nam si�, �e znajdujemy w Ewangelii co�, co by�o wcze�niejsze: jakie� przeczucie i pragnienie istniej�ce w nas od samego pocz�tku, od chwili urodzenia - przeczucie i pragnienie Boga, kt�ry, zanim nas uniesie nad gwiazdy, chce podzieli� z nami nasz twardy los. "Nie szuka�by� mnie - m�wi Jezus w rozwa�aniach Pascala - gdyby� mnie wcze�niej nie znalaz�... Jestem bardziej twoim przyjacielem ni� ten lub tamten. Zrobi�em dla ciebie wi�cej ni� oni... Nie szuka�by� mnie, gdyby� mnie ju� nie posiada�..." Im cz�ciej czytamy Ewangeli�, tym bardziej przekonujemy si�, �e nasze �ycie wplecione jest w wydarzenia ewangeliczne. Ewangelia jest wspania�ym przekrojem ludzko�ci i je�li tylko potrafimy zachowa� wewn�trzny krytycyzm, potrafimy zobaczy� siebie w ka�dym z protagonist�w tych ksi�g. Ka�dy z nas jest w �yciu - bodaj przez chwil� - Kajfaszem, Pi�atem, faryzeuszem, saduceuszem, Cyrenejczykiem, Barabaszem, bandyt� przybitym obok Jezusa na krzy�u, Piotrem, Judaszem, Tomaszem, Filipem... Potrafimy by� odwa�ni i tch�rzliwi, zacietrzewieni i za�lepieni, wierni i niewierni, s�u��cy i przymuszani do s�u�enia, nagle dostrzegaj�cy prawd� i uciekaj�cy od prawdy. Tak�e ka�da opowie�� ewangeliczna ma dla nas sw�j specjalny, konkretny sens. Je�li b�dziemy codziennie czyta� Ewangeli�, nie b�dzie prawie dnia, aby�my nie znale�li siebie na jej kartach. Spomi�dzy postaci ewangelicznych zawsze przykuwa�a moj� uwag� posta� m�odego cz�owieka, kt�ry przyszed� pewnego dnia do Jezusa i powiedzia� mu, �e chocia� przez ca�e �ycie wykonywa� przykazania Bo�e, czuje w sobie jaki� brak. Jezus spojrza� na niego z �yczliwo�ci� - i postawi� nowe niezwyk�e ��danie. "Je�li chcesz by� doskona�y, id�, sprzedaj to, co posiadasz, i rozdaj ubogim... Potem przyjd� ("we� sw�j krzy�" - dodaj� niekt�re kodeksy Ewangelii wed�ug �w. Marka) i chod� za mn�" (Mt 19, 21). ��dania Jezusa by�y tak wielkie, �e m�ody cz�owiek zadr�a� i cofn�� si�. Przyszed� do Jezusa, by otrzyma� pewno�� i spok�j serca - a Jezus swymi s�owami nape�ni� jego serce jeszcze wi�kszym niepokojem. Wyobrazi� sobie, �e ju� tak daleko zaszed�, �e powinien us�ysze� pochwa��, Jezus natomiast odkry� mu, �e teraz dopiero czeka go trudna i ci�ka pr�ba. Przyszed� po uznanie, a znalaz� wezwanie. Przyszed� w poczuciu, �e jest nieskazitelny, a nagle dowiedzia� si�, �e ma tyle jeszcze do zrobienia. Przyszed� w postawie starszego brata syna marnotrawnego, a zobaczy�, �e ojciec przyciska do serca grzesznego brata. Mam zawsze uczucie, �e tutaj natykam si� na najwi�ksze odkrycie Ewangelii: cz�owiek dowiaduje si� o niezwyk�ym mi�osierdziu Bo�ym, tak wielkim, �e zdolne jest wybaczy� wszystko i zdaje si� tylko pragn�� wybaczania - ale r�wnocze�nie odkrywa, �e przedtem musi zobaczy� i uzna� swoj� s�abo��, swoje winy, swoj� niepe�no��. Je�li ich nie zobaczy i nie uzna, B�g nie b�dzie mu m�g� wybaczy�. Je�li' b�dzie zadowolony z siebie, B�g nie b�dzie zadowolony z niego. B�g nie mierzy wielko�ci upadku. Chce tylko jednego: pokornego wyznania naszej n�dzy. "Bo�e, zmi�uj si� nade mn�, gdy� jestem grzesznikiem" - tak modli� si� pokorny poborca i za t� modlitw� zosta� usprawiedliwiony. Faryzeusze z Ewangelii to byli ludzie, kt�rzy pragn�li s�u�y� Bogu. Nie byli zamaskowanymi ateistami jak saduceusze. Gorliwo�� faryzeuszy zastygnie z czasem w bezduszn� formalistyk�, pod kt�r� �ywy zostanie jedynie zawzi�ty nacjonalizm. Ale za czas�w Jezusa musia�o by� jeszcze wiele prawdziwej gorliwo�ci. Tylko �e faryzeusze byli tacy pewni swej postawy! Czuli si� lepsi od innych. Za wi�ksz� ilo�� obmywa�, ofiar, gest�w rytualnych oczekiwali wy�szej nagrody. Byli jak ci robotnicy pracuj�cy w winnicy przez ca�y skwarny dzie�, lecz spodziewaj�cy si� za to wi�kszej ni� um�wiona zap�aty. Ale miara Boga jest miar� inn� ni� miara ludzka. S�u�by Bo�ej nie ocenia si� ilo�ci�. Mierzy si� j� poczuciem winy i mi�osnym pragnieniem zyskania przebaczenia. Marnotrawnemu synowi wystarczy wr�ci� z wol� rzucenia si� do n�g ojca. "By� jeszcze daleko od domu - tak pr�bowa�em prze�o�y� ten fragment Ewangelii �w. �ukasza - kiedy go dostrzeg� ojciec. Wybieg� mu naprzeciwko, chwyci� w ramiona i uca�owa�. By� pe�en smutku widz�c syna w takim stanie. A syn rzek�: Ojcze, zawini�em wobec Boga i wobec ciebie i nie zas�uguj�, aby� mnie nazywa� synem... Ale ojciec ju� wo�a� na s�u�b�: Pr�dko podajcie mu najlepsz� szat�, jaka jest w domu, w��cie mu na palec m�j pier�cie�, zawi��cie sanda�y na jego stopach. A teraz zabijcie jedno z tucznych ciel�t i przygotujcie obiad. B�dziemy weso�o ucztowali, bo m�j syn, kt�ry umar�, znowu �yje; zgin��, a oto si� odnalaz�." Wystarczy nawet jedna tylko chwila, jeden dostatecznie mocny zryw: "Panie, nie zapominaj o mnie, gdy ju� wejdziesz do Twego Kr�lestwa" - m�wi umieraj�cy obok Jezusa zbrodniarz. I tak b�dzie, �e wzgardzeni za swoj� wsp�prac� z rzymskim okupantem poborcy podatk�w, ukrzy�owani zbrodniarze, kobiety handluj�ce w�asnym cia�em znajd� wcze�niej drog� do Kr�lestwa ni� przekonani o swej nieskazitelno�ci surowi stra�nicy religijnych przepis�w. 4. JEZUS W KO�CIELE To, co si� dzieje w Ewangelii, odnajdujemy nie tylko we w�asnym �yciu. Dalszym ci�giem Ewangelii - jej streszczeniem, odtworzeniem i wi�cej jeszcze: jej �ywym powt�rzeniem - jest Msza �wi�ta stanowi�ca centraln� funkcj� �ycia Ko�cio�a. Bez Mszy �wi�tej i bez Przemienienia Ko�ci� nie by�by tym, czym jest. Bez Mszy - by�by instytucj� za�o�on� przez Jezusa, przechowuj�c� Jego nauk� i przekazuj�c� j� ludziom, ale nie by�by instytucj� Bosko-ludzk�, w kt�rej Jezus jest nieustannie obecny. Jezus sw� Krwi� wylan� na krzy�u odkupi� �wiat. To odkupienie dokonane za ka�dego cz�owieka powtarza si� w Ko�ciele dla ka�dego, aby ka�dy m�g� "dope�ni�" osobi�cie "udr�k Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Cia�a, kt�rym jest Ko�ci�" (Kol 1, 24). To jest g��wna tre�� istnienia Ko�cio�a: wprowadzi� ludzi - w za�o�eniu ca�� ludzko�� - w czynny udzia� w Ofierze Jezusowej. Udzia� ten bierze Ko�ci� jako ca�o�� i winien go wzi�� ka�dy chrze�cijanin osobi�cie. Dlatego posoborowa reforma liturgiczna stawia Msz� �wi�t� w centrum �ycia Ko�cio�a, k�adzie nacisk na jej podstawowe znaczenie w kulcie chrze�cija�skim. Ka�da Msza jest rzeczywistym powt�rzeniem najwa�niejszego wydarzenia ewangelicznego: momentu Odkupienia, powt�rzeniem rzeczywistym - cho� nieco innym, bo ju� bezkrwawym - Ofiary z�o�onej na krzy�u. Jest to Ofiara Boga--Cz�owieka za nas. A jednak jest �yczeniem Jezusa, aby�my do tej niesko�czenie cennej Ofiary, do kt�rej w rzeczywisto�ci nic doda� nie mo�na, dodali tak�e nasz� ofiar�. B�g nie chce nas zbawia� bez naszego wsp�udzia�u. To tak�e gest przyjaciela, kt�ry p�ac�c za nas, nie chce nas poni�y� zbyt bogatym darem. Przy��czaj�c si� do Ofiary Jezusa winni�my to czyni� nie tylko w interesie swoim w�asnym, ale w poczuciu, �e chcemy przy��czy� si� do Ofiary za ca�� ludzko��. Jezus - kochaj�c i zbawiaj�c nas indywidualnie - w naszym udziale chce widzie� bratersk� wsp�lnot�. Oddaj�c Jezusowi "nasz" krzy� - chcemy Mu pom�c pod�wign�� "Jego" krzy�. Oczywi�cie taka zamiana jest tylko gr� s��w. W rzeczywisto�ci "Jego" krzy� jest "naszym" krzy�em, a Jego brzemi� jest brzemieniem naszych win i grzech�w. Przy��czaj�c si� do Jego Ofiary przy��czamy si� do Ofiary za nas samych. Ka�dy z nas ma w ka�dej Mszy szans� wsp�ofiarowania siebie. Ta niezwyk�a szansa powtarza si� dla ka�dego z nas wielokrotnie. Jezus zosta� w Ko�ciele, by m�c by� towarzyszem naszych ziemskich, codziennych spraw. To by� prawdziwy gest przyjaciela, aby tak pozosta� mi�dzy lud�mi. Jezus sta� si� dla nas dost�pny,