15144
Szczegóły |
Tytuł |
15144 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15144 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15144 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15144 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tadeusz Borowski
Ludzie, kt�rzy szli"
Najpierw budowali�my na pustym polu, le��cym za barakami szpitala, boisko do pi�ki no�nej. Pole le�a�o ,,dobrze" -- z lewa cyga�ski z jego wa��saj�c� si� dzieciarni�, kobietami siedz�cymi po ust�pach i �licznymi, wysztyftowanymi na ostatni� nitk� flegerkami, z ty�u -- drut, za nim rampa z szerokimi torami kolei, wci�� zape�niona wagonami, a za ramp� ob�z kobiecy. W�a�ciwie nie �aden ob�z kobiecy. Tak si� nie m�wi�o. M�wi�o si� FKL -- i wystarczy. Z prawa od pola by�y krematoria, jedne za ramp�, obok FKL-u, drugie bli�ej, tu� przy drucie. Solidne budynki, mocno osadzone w ziemi. Za krematoriami lasek, kt�rym sz�o si� do bia�ego domku. Budowali�my boisko wiosn� i jeszcze przed jego sko�czeniem pocz�li�my sia� pod oknami kwiatki i wyk�ada� t�uczon� ceg�� czerwone szlaczki naoko�o blok�w. Sia�o si� szpinak i sa�at�, s�oneczniki i czosnek. Zak�ada�o si� trawniczki z wycinanej ko�o boiska murawy. Podlewa�o si� to co dzie� wod� przywo�on� beczkami z obozowej umywalni. Kiedy podlewane kwiatki podros�y, sko�czyli�my boisko. Teraz kwiatki ros�y same, chorzy sami le�eli w ��kach, a my�my grali w no�n�. Co dzie� po rozdaniu wieczornych porcji na boisko przychodzi� kto chcia� i kopa� pi�k�. Inni szli pod druty i rozmawiali przez ca�� szeroko�� rampy z FKL-em. Raz sta�em na bramce. By�a niedziela, spory t�umek fleger�w i podleczonych chorych otoczy� boisko, kto� po nim ugania� si� za kim� i na pewno za pi�k�. Sta�em na bramce -- ty�em do rampy. Pi�ka posz�a na aut i potoczy�a si� a� pod druty. Pobieg�em za ni�. Podnosz�c j� z ziemi, spojrza�em na ramp�. Na ramp� zajecha� w�a�nie poci�g. Z towarowych wagon�w pocz�li wysiada� ludzie i szli w kierunku lasku. Z daleka wida� by�o tylko plamy sukienek. Widocznie kobiety by�y ju� ubrane w letnie stroje, pierwszy raz w tym sezonie. M�czy�ni zdj�li marynarki i �wiecili bia�ymi koszulami. Poch�d szed� wolno, do��czali do niego ci�gle nowi ludzie z wagon�w. Wreszcie si� zatrzyma�. Ludzie usiedli na trawie i patrzyli w nasz� stron�. Wr�ci�em z pi�k� i wybi�em j� w pole. Przesz�a od nogi do nogi i wr�ci�a �ukiem pod bramk�. Wybi�em j� na korner. Potoczy�a si� w traw�. Zn�w poszed�em po ni�. I podnosz�c z ziemi znieruchomia�em: rampa by�a pusta. Nie pozosta� na niej ani jeden cz�owiek z barwnego, letniego t�umu. Wagony te� odjecha�y. Wida� by�o doskonale bloki FKL-u. Pod drutami zn�w stali flegerzy i krzyczeli pozdrowienia dla dziewcz�t, kt�re z drugiej strony rampy odkrzykiwa�y im. Wr�ci�em z pi�k� i poda�em na r�g. Mi�dzy jednym a drugim kornerem za moimi plecami zagazowano trzy tysi�ce ludzi. Potem ludzie pocz�li i�� dwiema drogami do lasu: drog� wprost z rampy i t� drug�, z drugiej strony naszego szpitala. Obie wiod�y do krematorium, ale niekt�rzy mieli szcz�cie i�� dalej, a� do zauny, kt�ra dla nich nie oznacza�a tylko �a�ni i odwszenia, fryzjerni i nowych, pofarbowanych na olejno �ach�w, lecz r�wnie� �ycie. Zapewne, �ycie w obozie, ale -- �ycie. Kiedy wstawa�em z rana do mycia pod�ogi, ludzie szli -- t� i tamt� drog�. Kobiety, m�czy�ni i dzieci. I nie�li t�umoki. Kiedy siada�em do obiadu, lepszego, ni� jada�em w domu -- ludzie szli -- t� i tamt� drog�. W bloku by�o du�o s�o�ca, pootwierali�my na o�cie� drzwi i okna, pokropili�my pod�og�, aby nie by�o kurzu. Po po�udniu przynosi�em paczki z magazynu, kt�re by�y przywo�one jeszcze z rana z g��wnej poczty, z obozu. Pisarz roznosi� listy. Doktorzy robili opatrunki, zastrzyki i punkcje. Mieli zreszt� jedn� strzykawk� na ca�y blok. W ciep�e wieczory siada�em w drzwiach bloku i czyta�em Monfrere Yves Pierre'a Loti -- a ludzie szli i szli -- t� i tamt� drog�. Wychodzi�em noc� przed blok -- w ciemno�ci �wieci�y lampy nad drutami. Droga le�a�a w mroku, lecz s�ysza�em wyra�nie oddalony gwar wielu tysi�cy g�os�w -- ludzie szli i szli. Z lasu podnosi� si� ogie� i roz�wietla� niebo, a wraz z ogniem podnosi� si� ludzki krzyk. Patrzy�em w g��b nocy, ot�pia�y, bez s�owa, bez ruchu. Wewn�trz mnie ca�e cia�o drga�o i burzy�o si� bez mego udzia�u. Nie panowa�em ju� nad nim, cho� czu�em ka�de jego drgnienie. By�em zupe�nie spokojny, ale cia�o buntowa�o si�. Nied�ugo potem poszed�em ze szpitala na ob�z. Dnie by�y pe�ne wielkich wydarze�. Na wybrze�u Francji l�dowa�y wojska sprzymierzone. Mia� si� ruszy� front rosyjski i podej�� a� pod Warszaw�.
Lecz u nas w nocy i w dzie� czeka�y na stacji szeregi poci�g�w za�adowane lud�mi. Odmykano im wagony i ludzie poczynali i�� -- t� i tamt� drog�. Obok naszego obozu roboczego by� nie zamieszka�y i nie wyko�czony odcinek C. Gotowe sta�y tylko baraki i ogrodzenia z na-elektryzowanego drutu.Ale nie by�o papy na dachach, a niekt�re bloki nie mia�y prycz. Przy pryczach trzypi�trowych ko�skie bloki obozu w Birkenau mog�y pomie�ci� do pi�ciuset ludzi. Na odcinku C w�adowano do tych blok�w po tysi�c i wi�cej m�odych dziewcz�t, wybranych z tych ludzi -- kt�rzy szli. Dwadzie�cia osiem blok�w -- ponad trzydzie�ci tysi�cy kobiet. Kobiety te ostrzy�ono do sk�ry, ubrano w letnie sukieneczki bez r�kawk�w. Bielizny nie dosta�y.Ani �y�ki, ani miski, ani szmaty do cia�a. Birkenau le�a�o na mokrad�ach u podn�a g�r. W dzie� doskonale by�o je wida� przez przejrzyste powietrze. Rano ton�y we mgle i zdawa�y si� by� oszronione, poniewa� ranki by�y niezwykle zimne i nasi�kni�te mg��. Ranki te orze�wia�y nas przed upalnym dniem, ale kobiety, kt�re o dwadzie�cia metr�w na prawo sta�y od pi�tej rano na apelu, by�y zsinia�e od zimna i tuli�y si� do siebie jak stado kuropatw. Nazwali�my ten ob�z Perskim Rynkiem. W dnie pogodne kobiety wychodzi�y z blok�w i k��bi�y si� na szerokiej drodze mi�dzy blokami. Barwne letnie suknie i kolorowe chusteczki zakrywaj�ce go�e g�owy sprawia�y z daleka wra�enie jaskrawego, ruchliwego, gwarnego rynku. Przez swoj� egzotyczno�� -- perskiego. Z daleka kobiety nie mia�y ani twarzy, ani wieku. Tylko bia�e plamy i pastelowe postacie. Perski Rynek nie by� obozem gotowym. Komando Wagner budowa�o na nim drog� z kamienia, kt�r� ubija� wielki walec. Inni gmerali przy kanalizacji i umywalniach, �wie�o zak�adanych na wszystkich odcinkach Birkenau. Jeszcze inni k�adli podwaliny pod dobrobyt odcinka: zwozili ko�dry, koce, naczynia blaszane i skrz�tnie sk�adali je do magazynu do dyspozycji szefa, zarz�dzaj�cego esmana. Oczywi�cie, cz�� z tych rzeczy natychmiast sz�a na ob�z, rozkradana przez pracuj�cych tam ludzi. Tyle zreszt� by�o po�ytku z tych wszystkich ko�der, koc�w i naczy�, �e mo�na je by�o ukra��. Wszystkie dachy nad budami blokowych na ca�ym Perskim Rynku zosta�y pokryte przeze mnie i moich towarzyszy. Nie czyniono tego z nakazu ani przez lito��. Kryli�my bowiem zorganizowan� pap� i lepili�my zorganizowan� smo��. Nie robili�my tego r�wnie� przez solidarno�� ze starymi numerami, fiegerkami z FKL-u, kt�re obj�y tu wszystkie funkcje. Ka�d� rolk� papy, ka�dy kube� smo�y blokowe musia�y zap�aci�. Kapie, komandofuhrerowi, prominentom z komanda. Zap�aci� r�nie: z�otem, �ywno�ci�, kobietami z bloku, sob�. Jak kt�ra. Tak samo, jak my�my �atali dachy, elektrycy zak�adali �wiat�o, stolarze robili budy i sprz�ty do bud z zorganizowanego drzewa, a murarze przynosili ukradzione �elazne piecyki i murowali, gdzie trzeba. Wtedy pozna�em oblicze tego dziwnego obozu. Przychodzili�my z rana pod jego bram�, pchaj�c przed sob� w�zek z pap� i smo��. Na bramie sta�y wachmanki, biodrzaste blondyny w wysokich butach z cholewami. Blondyny rewidowa�y nas i wpuszcza�y do �rodka. P�niej sz�y same na kontrol� blok�w. Niejedna z nich mia�a swoich kochank�w w�r�d murarzy i cie�li. Oddawa�y si� im w nie wyko�czonych umywalniach albo w budach blokowych. Potem wje�d�ali�my w g��b obozu mi�dzy jakie� bloki i tam na placu rozpalali�my ogie� i gotowali�my smo��. Kobiety natychmiast oblega�y nas t�umem. B�aga�y o scyzoryk, chusteczk� do nosa, �y�k�, o��wek, kawa�ek papieru, sznur�wk�, chleb. -- Wy przecie� jeste�cie m�czyznami i mo�ecie wszystko -- m�wi�y. -- Tak d�ugo �yjecie w tym obozie i nie umarli�cie. Na pewno macie wszystko. Dlaczego nie chcecie podzieli� si� z nami? Rozdawali�my im wszystkie drobiazgi, wywracali�my kieszenie na znak, �e ju� nic nie mamy. Zdejmowali�my koszule dla nich. W ko�cu zacz�li�my przychodzi� z pustymi kieszeniami i nie dawali�my nic. Te kobiety nie by�y jednakowe, jak wydawa�o si� nam z perspektywy drugiego odcinka, o dwadzie�cia metr�w na lewo st�d. By�y w�r�d nich male�kie dziewczynki z nie obci�tymi w�osami, zapl�tane cherubinki na obrazie s�du ostatecznego. By�y m�ode dziewcz�ta patrz�ce ze zdumieniem na t�um kobiet ko�o nas i z pogard� na nas, na szorstkich, brutalnych m�czyzn. By�y m�atki rozpaczliwie prosz�ce nas o wiadomo�ci o zaginionych m�ach, by�y matki szukaj�ce u nas �ladu po swoich dzieciach. -- Nam jest tak �le, zimno, jeste�my g�odne -- p�aka�y -- czy tylko im jest lepiej?
-- Im jest na pewno lepiej, je�eli istnieje sprawiedliwy B�g -- odpowiadali�my powa�nie, bez zwyk�ych kpin i szyderstwa. -- Lecz przecie� nie umarli? -- pyta�y si� kobiety, patrz�c nam niespokojnie w oczy. Odchodzili�my w milczeniu, �piesz�c si� do swojej pracy. Blokowymi na Perskim Rynku by�y S�owaczki, znaj�ce j�zyk tych kobiet. Dziewcz�ta te mia�y za sob� po par� lat obozu. Pami�ta�y pocz�tki FKL-u, kiedy trupy kobiet le�a�y pod wszystkimi blokami i gni�y nie wynoszone ze szpitalnych ��ek, a ka� ludzki potwornymi stosami gromadzi� si� w blokach. Mimo zewn�trznej szorstko�ci zachowa�y kobiec� mi�kko�� i -- dobro�. Pewnie, mia�y swoich kochank�w i tak samo krad�y margaryn� i konserwy, aby zap�aci� za przywiezione koce albo sukieneczki z efekt�w, ale... ...ale pami�tam Mirk�, t�g�, mi�� dziewczyn� w kolorze r�owym. Bud� mia�a urz�dzon� te� na r�owo i r�owe firaneczki w oknie wychodz�cym na blok. Powietrze w budzie osiada�o r�owym refleksem na twarzy i dziewczyna wydawa�a si� jakby osnuta delikatnym welonem. Kocha� si� w niej �yd z naszego komanda, kt�ry mia� zepsute z�by. �yd kupowa� dla niej �wie�e jajka, zebrane z ca�ego obozu, i opakowane mi�kko rzuca� przez druty. Sp�dza� z ni� d�ugie godziny, nie zwa�aj�c ani na kontrol� esmanek, ani na naszego szefa, kt�ry chodzi� z olbrzymim rewolwerem przytroczonym do letniego bia�ego munduru. Szefa zwali�my s�usznie Filip-kiem, bo wyrasta�, gdzie go nie posiali. Kt�rego� dnia Mirka podbieg�a pod dach, na kt�rym k�adli�my pap�. Kiwn�a r�k� na �yda i krzykn�a do mnie: -- Niech pan zejdzie! Mo�e i pan co� pomo�e! Zsun�li�my si� z dachu po drzwiach bloku. Chwyci�a nas za r�ce i poci�gn�a do siebie. Wprowadzi�a mi�dzy prycze i wskazuj�c na bar��g pe�en kolorowych ko�der i na dziecko le��ce po�rodku rzek�a z afektacj�: -- Patrzcie, przecie� ono nied�ugo umrze! Powiedzcie, co ja mam robi�? Dlaczego ono tak nagle zachorowa�o? Dziecko spa�o bardzo niespokojnie. By�o jak r�a w z�otym otoku: rozpalone policzki i z�ota aureola w�os�w. -- Jakie �adne dziecko -- szepn��em cicho. -- �adne! -- krzykn�a Mirka -- pan wie, �e �adne!Ale ono mo�e umrze�! Musz� je ukrywa�, �eby nie posz�o do gazu. Esmanka mo�e je znale��. Pom�cie mi! �yd po�o�y� jej r�k� na ramieniu. Otrz�sn�a si� gwa�townie i zacz�a �ka�. Wzruszy�em ramionami i wyszed�em z bloku. Z daleka wida� by�o wagony id�ce wzd�u� rampy. Przywozi�y nowych ludzi, kt�rzy b�d� szli. Drog� mi�dzy odcinkami wraca�a do wagon�w jedna grupa Kanady i min�a drug�, kt�ra sz�a na zmian�. Z lasu podnosi� si� dym. Usiad�em ko�o gotuj�cego si� kot�a i mieszaj�c smo��, my�la�em d�ugo. W pewnej chwili z�apa�em si� na my�li, �e chcia�bym mie� takie dziecko o rumianych we �nie policzkach i rozrzuconych w�osach. Roze�mia�em si� z niedorzecznej my�li i poszed�em na dach przybija� pap�. Pami�tam r�wnie� drug� blokow�, wysokie, rude dziewczynisko o szerokich stopach i czerwonych d�oniach. Nie mia�a u siebie budy, tylko par� kocy roz�o�onych na ��ku i par� zawieszonych na sznurkach zamiast �ciany. -- Niech nie my�l� -- m�wi�a, wskazuj�c kobiety le��ce g�owa przy g�owie na pryczach -- �e cz�owiek ucieka od nich. Nic im nie mog� da�, ale nic od nich nie zabior�. -- Wierzysz w �ycie pozagrobowe? -- spyta�a mnie podczas jakiej� �artobliwej rozmowy. -- Czasami -- odpowiedzia�am pow�ci�gliwie. -- Raz wierzy�em w wi�zieniu, a raz, kiedy by�em bliski �mierci w obozie. --Aje�li cz�owiek zrobi �le, to b�dzie karany, prawda? -- Chyba tak, o ile nie ma jakich� wy�szych norm sprawiedliwo�ci ni� ludzka. Rozumiesz -- ujawnienie spr�yn, pobudki wewn�trzne, niewa�no�� winy wobec istotnego sensu �wiata. Czy zbrodnia pope�niona na p�aszczy�nie mo�e by� karana w przestrzeni? --Ale tak po ludzku, normalnie! -- krzykn�a. -- Powinna by� ukarana, to jasne. --Aty by� robi� dobrze, jakby� m�g�? -- Nie szukam nagrody, ja kryj� dachy i chc� prze�y� ob�z.
-- I my�lisz, �e ich -- kiwn�a g�ow� w nieokre�lonym kierunku -- nie trzeba kara�? -- My�l�, �e ludziom, kt�rzy cierpi� niesprawiedliwie, nie wystarczy sama sprawiedliwo��. Chc�, �eby winowajcy te� ucierpieli niesprawiedliwie. To odczuj� jako sprawiedliwo��. -- Ty� jest m�dry ch�op!Ale zupy toby� sprawiedliwie rozda� nie umia�, �eby nie da� swojej kochance! -- rzek�a z ironi� i wesz�a w g��b bloku. Kobiety le�a�y pi�trami na buksach, g�owa przy g�owie. W nieruchomych twarzach �wieci�y si� wielkie oczy. W obozie zaczyna� si� ju� g��d. Ruda blokowa �azi�a mi�dzy buksami i zagadywa�a kobiety, aby nie my�la�y. Wyci�ga�a z buks �piewaczki i kaza�a �piewa�. Tancerki i kaza�a ta�czy�. Deklamatorki i kaza�a m�wi� wiersze. -- Ci�gle, ci�gle pytaj� mnie, gdzie s� ich matki, ojcowie. Prosz�, �eby do nich napisa�. -- Mnie te� prosz�. Trudno. -- Ciebie! Ty przyjdziesz i p�jdziesz, a ja? Prosz� ich, b�agam, kt�ra ci�arna, niech si� nie zg�asza do lekarza, kt�ra chora, niech siedzi w bloku! My�lisz, �e wierz�? Przecie� cz�owiek chce tylko ich dobra.Ale jak im pom�c, kiedy same pchaj� si� do gazu! Jaka� dziewczyna �piewa�a na piecu modny przeb�j. Gdy sko�czy�a, kobiety z buks zacz�y klaska�. Dziewczyna u�miecha�a si� i k�ania�a. Ruda blokowa chwyci�a si� za g�ow�. -- Ja ju� nie mog� d�u�ej! Przecie� to wstr�tne -- sykn�a i wskoczy�a na piec. -- Z�a�! -- krzykn�a do dziewczyny. Na bloku zrobi�o si� cicho. Blokowa podnios�a r�k�. -- Cicho! -- krzykn�a, cho� nikt nie wym�wi� s�owa. -- Pyta�y�cie mnie, gdzie s� wasi rodzice i wasze dzieci. Nie m�wi�am wam, bo mi was �al. Teraz wam powiem, �eby�cie wiedzia�y, bo i z wami zrobi� to samo, je�li zachorujecie! Wasze dzieci, m�owie i rodzice nie s� wcale w innym obozie. Zapchali ich do piwnicy i udusili gazem! Rozumiecie, gazem! Jak miliony innych, jak moich rodzic�w! Oni pal� si� na stosach i w krematoriach. Ten dym, kt�ry widzicie nad dachami, to wcale nie z cegielni, jak wam m�wi�. To z waszych dzieci!Ateraz �piewaj dalej -- rzek�a spokojnie do wystraszonej �piewaczki, zeskoczy�a z pieca i wysz�a z bloku. Wiadomo, �e O�wi�cim i Birkenau sz�y od z�ego do dobrego. Najpierw bili i zabijali na komandach nagminnie, potem sporadycznie. Najpierw ludzie spali na pod�odze bokiem i obracali si� na komend�, potem na pryczach, jak kto chcia�, i nawet pojedynczo na ��kach. Wpierw ludzie stali po dwa dni na apelu, potem tylko do drugiego gongu, do godziny dziewi�tej. W pierwszych latach nie wolno by�o przysy�a� paczek, p�niej pozwolono na pi��set gramm, wreszcie -- ile chcesz. Nie wolno by�o mie� kieszeni, p�niej pozwolono nawet na ubrania cywilne na terenie Birkenau. W obozie by�o ,,coraz lepiej". Po trzech czy czterech latach nikt nie wierzy�, �e mog�oby by� po dawnemu, i by� dumny, �e prze�y�. Im gorzej Niemcom na froncie, tym lepiej jest w obozie.A�e im b�dzie coraz gorzej... Na Perskim Rynku czas cofn�� si� wstecz. Ogl�dali�my znowu O�wi�cim z czterdziestego roku. Kobiety po��dliwie ch�epta�y zup�, kt�rej u nas na blokach nikt nie jad�. �mierdzia�y potem i krwi� kobiec�. Od godziny pi�tej rano sta�y na apelu. Zanim je policzono, by�a prawie dziewi�ta. Wtedy dostawa�y zimn� kaw�. O trzeciej po po�udniu zaczyna�y apel wieczorny i dostawa�y kolacj�: chleb i dodatki do chleba. Poniewa� nie pracowa�y, nie przys�ugiwa�a im culaga -- dodatek za prac�. Czasem wyp�dzano je z blok�w w dzie� na apel nadprogramowy. Ustawia�y si� ciasno pi�tkami i jedna za drug� wchodzi�y do bloku. Roz�o�yste blondyny, esmanki w butach z cholewami, wyci�ga�y z szereg�w chudsze, brzydsze, brzuchate i wrzuca�y do �rodka ,,oka". ,,Oko" -- by�y to sztubowe trzymaj�ce si� za r�ce. Tworzy�y zamkni�te ko�o. Nape�nione kobietami ,,oko" posuwa�o si� jak makabryczny taniec pod bram� obozu i wsi�ka�o w ,,oko" og�lne. Pi��set, sze��set, tysi�c wybranych kobiet. Sz�y wszystkie -- t� drog�. Czasami wchodzi�a esmanka na blok. Rozgl�da�a si� bo buksach, kobieta patrz�ca na kobiety. Pyta�a, kto chce i�� do lekarza? kt�ra jest ci�arna? dostan� mleko i bia�y chleb w szpitalu. Wychodzi�y kobiety z buks i ogarni�te ,,okiem" sz�y pod bram� -- te� na t� drog�. Wolny czas, robi�o si�, aby dzie� zeszed�, bo materia�u by�o ma�o, sp�dzali�my na Perskim Rynku u blokowych, pod blokami albo w ust�pie... U blokowych pi�o si� herbat� albo sz�o si� przespa� na godzink� do budy na go�cinnie u�yczonym ��ku. Pod blokami rozmawia�o si� z cie�lami i murarzami. Pl�ta�y si� ko�o nich kobiety, ju� w sweterkach i po�czoszkach. Przynie� byle jak� szmat�, to mo�esz z nimi zrobi�, co chcesz. Jak ob�z obozem, nie by�o takiej kanady na baby! Ust�p jest wsp�lny dla m�czyzn i kobiet. Tyle �e przedzielony desk�. Po stronie kobiet -- t�ok i wrzask, u nas cisza i mi�y ch�odek od betonowych urz�dze�. Siedzi si� tu ca�ymi godzinami i prowadzi si� d�ugie
dialogi mi�osne z Kati�, ma�� zgrabniutk� sprz�taczk� z ust�pu. Nikt si� nie kr�puje i nikomu sytuacja nie przeszkadza. Cz�owiek ju� tyle widzia� w obozie... Tak min�� czerwiec. Przez dnie i noce ludzie szli -- t� i tamt� drog�. Od �witu do p�nej nocy sta� ca�y Perski Rynek na apelu. Dnie by�y pogodne i smo�a topi�a si� na dachach. Potem przysz�y deszcze i wia� ostry wiatr. Ranki wstawa�y przenikliwie zimne. Potem wr�ci�a pogoda. Na ramp� nieprzerwanie podje�d�a�y wagony i -- ludzie szli dalej. Cz�sto stali�my rano, nie mog�c wyj�� do pracy, bo drogi by�y przez nich zatarasowane. Szli powoli, lu�nymi gromadami i trzymali si� za r�ce. Kobiety, starcy, dzieci. Szli za drutami, zwracaj�c ku nam milcz�ce twarze. Patrzyli na nas z lito�ci� i rzucali nam chleb przez druty. Kobiety zdejmowa�y z r�k zegarki i ciska�y nam pod nogi, gestami pokazuj�c, �e mo�emy wzi��. Orkiestra pod bram� gra�a fokstroty i tanga. Ob�z patrzy� na id�cych. Cz�owiek posiada ma�� skal� reagowania na wielkie uczucia i gwa�towne nami�tno�ci. Wyra�a je tak samo jak drobne, zwyk�e okruchy. U�ywa wtedy tych samych prostych s��w. -- Ilu� ich ju� przesz�o? Od po�owy maja prawie dwa miesi�ce, licz po dwadzie�cia tysi�cy dziennie... Ko�o miliona! -- Nie co dzie� gazowali tyle. Zreszt�, cholera ich wie, cztery kominy i par� do��w. -- To we� inaczej: z Koszyc i Munkacza prawie sze��set tysi�cy, co tu gada�, wszystkich przywie�li, a z Budapesztu? Ze trzysta tysi�cy b�dzie? -- Nie wszystko ci jedno? -- Ja, ale chyba to si� nied�ugo sko�czy? Przecie� ich wszystkich wy t�uk�. -- Nie zabraknie. Potem rzucano cz�owieka z obozu do obozu, bez �y�ki, bez miski, bez szmaty do cia�a. Pami�� ludzka przechowuje tylko obrazy. I dzi�, kiedy my�l� o ostatnim lecie O�wi�cimia, widz� nie ko�cz�cy si� barwny t�um ludzi uroczy�cie zd��aj�cy -- t� i tamt� drog�, kobiet� stoj�c� z pochylon� g�ow� nad p�on�cym rowem, rud� dziewczyn� na tle ciemnego wn�trza bloku, kt�ra krzyczy do mnie niecierpliwie: -- Czy cz�owiek b�dzie karany?Ale tak po ludzku, normalnie! I jeszcze widz� przed sob� �yda z zepsutymi z�bami, jak przychodzi co wiecz�r pod moj� buks� i podnosz�c g�ow�, pyta si� nieodmiennie: -- Dosta�e� dzisiaj paczk�? Mo�e sprzedasz jajka dla Mirki? Zap�ac� markami. Ona tak lubi jajka. -- --