15175

Szczegóły
Tytuł 15175
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15175 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15175 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15175 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Vanderberg Club Vanderberg Rozdzia� 1 Major Vanderberg skrzywi� pomalowan� w barwy wojenne twarz i gro�nie potrz�sn�� dzid�. �adna z niesamowicie popl�tanych ga��zek kilka krok�w przed nim nie drgn�a od czasu kiedy na nie patrzy�. By�by przysi�g� jednak, �e niepokoj�cy d�wi�k, odg�os, kt�ry sprawi�, �e teraz serce wali�o mu jak m�otem, dobieg� w�a�nie z ton�cego w p�mroku k��bu krzew�w. Usi�owa� uspokoi� oddech ale p�uca jak na z�o�� domaga�y si� coraz wi�kszych porcji powietrza. Drgn�� ca�ym cia�em kiedy przera�liwie zimna kropla wody uderzy�a w rozpalon� sk�r� na jego plecach. Z najwy�szym trudem powstrzyma� si� od spojrzenia w ty�. Nerwowo prze�kn�� �lin�. Bransolety na przegubie d�oni zagrzechota�y cicho kiedy ociera� gromadz�cy si� nad brwiami pot. Po chwili znowu uchwyci� drzewce broni obiema r�kami i powoli, usi�uj�c zignorowa� coraz silniejsze uk�ucia strachu ruszy� do przodu. Posuwa� si� prawie po omacku, ani na chwil� nie mog�c opu�ci� oczu. Jak zahipnotyzowany wpatrywa� si� w ciemniej�ce przed nim chaszcze przygotowany do b�yskawicznej reakcji gdyby... Gdyby co? Nast�pi� jaki� atak? Nagle ukaza� mu si� ... Nie! Uczucie strachu by�o tak silne, �e przystan�� mimo woli gotowy do natychmiastowej ucieczki. Musi przesta� o tym my�le�. Musi przesta� wyobra�a� sobie widok jaki ujrzy kiedy nareszcie rozgarnie ko�cem dzidy ga��zie krzew�w... Do��! Zrobi� nast�pny krok. I jeszcze jeden. Co� bole�nie uk�u�o go w bos� stop�. Jeszcze tylko kilka ma�ych krok�w. Jeszcze par� ostro�nych st�pni�� i... Us�ysza� to znowu! Ciche westchni�cie? Nie. Syk wci�ganego powietrza? Nie, to nie to. Odg�os przypomina� raczej niesamowicie d�ugi wdech � d�wi�k towarzysz�cy pr�bie wci�gni�cia powietrza do p�uc bardzo chorego i bardzo ma�ego dziecka. Pr�bie trwaj�cej jednak na tyle d�ugo, �e z ca�� pewno�ci� mo�na by�o wykluczy� jakiekolwiek dziecko. Vanderberg opanowuj�c dr�enie r�k pochyli� dzid� jeszcze bardziej i podj�� sw�j powolny, jakby odgrywany w wy�nionej przez kogo� pantomimie, marsz. Kamienne ostrze prawie dotyka�o po�o�onych najbli�ej ga��zi. Oczami wyobra�ni widzia� to co�, paranoiczne monstrum czaj�ce si� w najciemniejszym zakamarku. Co� co usi�owa�o go wci�gn��, sprawi�, �eby sam, z w�asnej woli wszed� do pu�apki. Nagle przypomnia� sobie tamtego cz�owieka. Jego cia�o le��ce po�rodku p�ytkiego koryta, wod� wlewaj�c� si� do p�otwartych ust i wyp�ywaj�c� stamt�d ale ju� w zupe�nie innym kolorze. Pami�ta�, �e wygl�da�o to tak jakby �mier� zatrzyma�a cia�o w pierwszej fazie przemiany w wielk� o�miornic�. Zachowywa� jeszcze ludzkie kszta�ty a jednocze�nie, cho� jeszcze nieudolnie, usi�owa� odp�yn�� wyrzucaj�c z siebie chmury ciemnego p�ynu. D�onie majora bezwiednie zacisn�y si� na topornie obrobionym drzewcu. Mia� ochot� pchn�� na o�lep, wbi� ostrze w co�, co ukrywa�o si� w zaro�lach i uciec, uciec st�d jak najszybciej, biec gdzie� przed siebie byle tylko dalej od zwodniczego spokoju tego miejsca. W jego umy�le pojawia�y si� kolejne obrazy ofiar jakie zobaczy� lub tych tylko, znacznie straszniejszych, o kt�rych mu m�wiono. Wyobra�nia by�a du�o bardziej precyzyjnym narz�dziem je�li chodzi�o o dostarczanie pami�ci makabrycznych szczeg��w. Stworzona przez ni� kolekcja martwych cia� by�a du�o bardziej plastyczna od rzeczywistej... Nie, nie mo�e si� teraz odwr�ci� i uciec. To by�oby jeszcze gorsze. Jeszcze bardziej niebezpieczne. Powoli pochyli� si� lekko i ugi�� nogi. Delikatnie, z najwy�sz� ostro�no�ci� rozchyli� drzewcem pierwsze ga��zie. Nie zobaczy� niczego podejrzanego. Czu� tylko, �e jest blisko, �e wyci�gni�cie r�ki zaledwie dzieli go od ostatecznego rozwi�zania. Zacisn�� z�by. W�a�nie mia� posun�� si� jeszcze dalej kiedy z ty�u dobieg� go st�umiony jeszcze odg�os krok�w. Szlag! Nie teraz, nie w tej chwili! � chcia� krzykn�� ale spieczone wargi wyda�y tylko w�ciek�e sykni�cie. Jasny szlag! Ktokolwiek to by� nie m�g� zbli�y� si� teraz. Trzeba by�o co� zrobi� i to szybko, bez najprostszej nawet analizy sytuacji. Vanderberg odskoczy� do ty�u. Przez chwil� jeszcze cofa� si� patrz�c w napi�ciu na ciemniej�ce przed nim krzewy, potem odwr�ci� si� i pobieg� w g��b betonowego tunelu. Tu by�o znacznie ja�niej. Rz�d okratowanych �ar�wek pod sklepieniem zasilany z jakiego� awaryjnego uk�adu ledwie m�y�, co druga lampa by�a st�uczona lub zepsuta ale i tak w por�wnaniu z mrokiem kolektora wydawa�o si� to prawie dziennym �wiat�em. Odg�os krok�w by� coraz g�o�niejszy. Dochodzi� zza zakr�tu g��wnego tunelu albo z jakiego� bocznego korytarza. Vanderberg nie mia� ju� czasu. Wiedz�c, �e robi g�upio wyskoczy� zza za�omu muru i stan�� o�lepiony �wiat�em dw�ch latarek. � O...O jasna cholera! � gruby g�os jednego z dw�ch m�czyzn w roboczych kombinezonach zdradza� najwy�sze zaskoczenie. Drugi, ni�szy i t�szy dr��c� r�k� poprawi� na g�owie plastikowy kask. � Ty... Kkkur... Co� takiego! � widok p�nagiego faceta o pomalowanej w wojenne barwy twarzy, kt�ry trzyma� w r�ku dzid� w kana�ach pod wielkim miastem musia� ich nie�le przestraszy�. � Tttty...- m�czyzna wyra�nie si� j�ka�. � Wi... widzisz go, cz�owieku? � Psiakrew. Obaj stali niezdecydowani kieruj�c promienie latarki prosto na jego twarz. Ni�szy przest�powa� z nogi na nog�. � C... Cccco... co on tu robi? � Cholera go wie. Hej, ty! Do ciebie m�wi�... � Nie mo�ecie teraz i�� dalej � powiedzia� Vanderberg. Czu� si� g�upio trzymaj�c w r�kach dzid�. Po chwili wahania odstawi� j� opieraj�c o �cian�. Napi�te poprzednio nerwy teraz odmawia�y mu pos�usze�stwa. � Bbbbo co? � odezwa� si� ni�szy. � Ppppatrz, cholera, zzzboczeniec jaki�. � Co ty tu robisz?! � krzykn�� wy�szy. Jego twarz nie zdradza�a jednak tej pewno�ci siebie jak� chcia� tchn�� we w�asny g�os. � Tu nie wolno �azi� byle komu! � Nnnno co ... Nnno co si� tak gapisz? � Nie mo�ecie i�� dalej � Vanderberg czu� krople potu sp�ywaj�ce po plecach. � Nie teraz. � Osz ty, cholera twoja � m�czyzna w kombinezonie s�u�b miejskich nagle przerzuci� latark� do lewej d�oni. Praw� wyj�� z kieszeni na udzie du�y klucz francuski. � Jazda st�d, bo we�miemy na policj�! � Ppprzylej mu! � ni�szy r�wnie� chcia� poczu� co� w r�ku. Wyci�gn�� zza paska kr�tki �om. � Ppprzy�aduj mmmu na ostro... Obaj na razie nie ruszali si� z miejsca. Strach jednak wyra�nie zmienia� si� w agresj�. � Spokojnie � Vanderberg si�gn�� do pasa ale wbrew swym s�owom wcale nie by� spokojny. � Zaraz poka�� wam legitymacj�... � Psiakrew! To ju� w zwi�zku zawodowym zbocze�c�w wydaj� wam legitymacje? Jazda st�d! � klucz francuski pow�drowa� do g�ry a jego w�a�ciciel ruszy� w kierunku zagradzaj�cego mu drog� cz�owieka. Vanderberg uskoczy� lekko. Spod przepaski na biodrach wyszarpn�� pistolet, zarepetowa� go i wymierzy� celuj�c do nich obur�cz. � Spokojnie... � zacz�� ale nie m�g� si� opanowa�. � Zje�d�a� st�d! � wybuchn��. � Jazda jeden z drugim bo... Obaj cofn�li si� rzucaj�c niespokojne spojrzenia. � No ju�!!! � Osz, kurde... � m�czy�ni w roboczych kombinezonach zawr�cili jak na komend� i ruszyli biegiem co chwil� zerkaj�c do ty�u. Kiedy znikli za najbli�szym zakr�tem Vanderberg odetchn�� g��boko. Przy�o�y� do czo�a ch�odn� r�koje�� pistoletu by po chwili, kiedy pokry�a si� mgie�k� zabezpieczy� go i schowa� z powrotem do ukrytej kabury. Mia� ochot� kl�� na ca�y g�os. Miesi�ce przygotowa�, stracone nerwy, si�y, wreszcie strach... I nic. Wiedzia�, czu�, �e dzisiaj, tam, przy k�pie ton�cych w p�mroku krzew�w by� ju� blisko... A potem ci dwaj. Jasny szlag! Wola� nie my�le� o wszystkich b��dach, kt�re pope�ni� z powodu nerw�w. Wiedzia�, �e nie ma po co wraca� do kolektora. Ju� nie ma po co. W�ciek�y na siebie, na dw�ch intruz�w i na ca�y �wiat wzi�� swoj� dzid� i powl�k� si� do pordzewia�ej drabinki prowadz�cej na wy�szy poziom. Wspina� si� powoli bo d�ugie drzewce przeszkadza�o mu obijaj�c si� o skorodowane blachy, zaczepiaj�c o ka�dy wyst�p, ka�d� szpar� w cembrowinie studzienki. Na wy�szym poziomie nie by�o �adnego �wiat�a. Musia� wyj�� ma��, "laryngologiczn�" latark� by w jej �wietle odnale�� w�a�ciw� drog�. W�skie schodki, potem rz�d klamer i znowu drabinka. Z latark� w z�bach przedosta� si� do g��wnego kana�u. Im bli�ej powierzchni tym bardziej ch��d dawa� si� we znaki. Vanderberg dr�a� z zimna kiedy dotar� do korytarza prowadz�cego na antresol� nad g��wnym zbiornikiem. Bose stopy nieprzyjemnie plaska�y o mokry beton, malutka latarka dawa�a tylko tyle �wiat�a, �eby mniej wi�cej odnale�� w�a�ciw� drog�. Nie potrafi� omija� ka�u� z przera�liwie zimn� wod�. Zdyszany i zzi�bni�ty min�� awaryjny spust studzienki opadowej i w�skim przej�ciem przedosta� do pomieszczenia o�wietlonego turystyczn� lamp�. � Cze��, Charlie. M�czyzna siedz�cy na sk�adanym, p��ciennym krzese�ku zerwa� si� gwa�townie jakby oczekiwa� wizyty chodz�cych trup�w. Wszyscy w ekipie powoli zaczynali wariowa�. � Ale mnie przestraszy�e� � Charles Wade przez chwil� uspokaja� przyspieszony oddech. � Czy m�g�by� si� tak nie skrada�? � Trudno nadej�� g�o�no nie maj�c but�w. � Cholera... Kawy? � Jasne. � Je�li jest co� jeszcze w termosie � Wade schyli� si� wchodz�c do ma�ego namiotu, ustawionego wprost na betonowym pod�o�u. � Chyba nie wy��opa�e� wszystkiego? � Daj spok�j. Tu wok�... Wade na moment zawiesi� g�os. � Tu co� chodzi�o... � Szczury. � Szczury... � Wade powt�rzy� jak echo. � Mam do�� tego czekania w samotno�ci. Do�� siedzenia w ciemno�ci i do�� podskakiwania na ka�dy szelest. Cholera � jego g�os dochodzi� przyt�umiony z wn�trza namiotu. � Zawsze mia�em wra�enie, �e nie boj� si� mroku, a teraz... � wyczo�ga� si� ty�em trzymaj�c w r�ku niewielki termos. Potrz�sn�� nim energicznie. � W tym te� niewiele zosta�o. Przepraszam. � Drobiazg. Skoczymy do baru na g�rze. Wade wsta� mru��c oczy przed �wiat�em turystycznej lampy. Gdyby nie rysuj�cy si� pod swetrem brzuszek, jego kr�pa sylwetka przypomina�aby raczej boksera a nie cz�owieka pracuj�cego na uniwersytecie. Grube, w�laste ramiona, d�ugie r�ce i twarz z szerokim nosem nadawa�y jego postaci wyraz typowego "swojego ch�opa", jakich tysi�ce mo�na znale�� w ka�dej knajpie na Po�udniu. Jednak swojsko�� i prostota jego oblicza by�y tylko pozorne. Wade mo�e nie by� cz�owiekiem czynu ale z ca�� pewno�ci� nie mo�na by�o o nim powiedzie�, �e nie jest inteligentny. � Tam na dole � patrzy� teraz spod przymru�onych powiek � co� si� sta�o, prawda? Vanderberg podziwia� jego intuicj�. Intuicj� albo spostrzegawczo��. Dot�d mia� wra�enie, �e zdo�a� jako� opanowa� nerwy. Powoli nachyli� si� nad przygotowan� zawczasu miednic�. � By�em o krok � mrukn�� nabieraj�c wody obiema r�kami. � O krok od czego? Zimna woda nie chcia�a zmywa� farb z twarzy. Musia� szorowa� j� coraz mocniej. � Tam na dole jest... jaka� ro�linno��. � Bez �wiat�a? � Jest i �wiat�o. Tylko nie pytaj mnie sk�d bierze si� zasilanie � chwyci� rzucony mu r�cznik. � Mo�e to nie jest d�ungla ale... Wygl�da do�� dziwacznie. � Co si� sta�o? � przerwa� mu Wade. � Tam kto� by�. � Kto�? Vanderberg wzruszy� ramionami. � Wiesz o co mi chodzi. Cholera... � nie mia� poj�cia jak to powiedzie�. � By�em ju� blisko. Tam... By�em pewny, �e... Wade wyci�gn�� papierosa, w�o�y� go do ust, wyj�� nawet zapa�ki ale zastyg� nagle na moment by po chwili schowa� je na powr�t do kieszeni. Rozmy�li� si�? Czy ba� si� pokaza�, �e dr�� mu palce? � I co? � g�os Wade`a jednak nie wskazywa� �ladu dr�enia. Mo�e najwy�ej pytanie pad�o troch� za szybko. � Nadesz�o dw�ch takich, w kombinezonach miejskich s�u�b. Zdenerwowa�em si� i... � S�uchaj � przerwa� mu Wade. � Tam, w tych krzakach. Czy tam co� by�o? Jeste� pewien? � Niczego nie jestem pewien. � Ale co� widzia�e�, tak? � Nie. Wade nachyli� si� nad nim. Tym razem jego oddech by� wyra�nie przyspieszony. � W takim razie musia�e� co� s�ysze�. Czy s�ysza�e�?... � Nic nie s�ysza�em � sk�ama� Vanderberg wpadaj�c mu w s�owo. � Tych dw�ch go�ci, spec�w od oczyszczania kana��w... Oni stanowi� problem. � Dlaczego? � M�wi� ci, �e by�em w�ciek�y i... � podni�s� z ziemi torb� ze swoim ubraniem. � I wyci�gn��em pistolet. � Uuuuuu...- Wade skrzywi� si� zabawnie. � No to mamy na g�owie Frosta. A Frost ma na g�owie miejskie s�u�by � podrapa� si� w sam �rodek swojej do�� g�stej jeszcze czupryny jakby to jego g�owa by�a obci��ona podw�jnym ci�arem. � Nie ma takiej si�y, �eby nie z�o�yli raportu, co? � Nie ma. Nawet jak nie z�o�� to poskar�� si� policji. � Eeee... Tym bym si� nie martwi�.- Wade w�o�y� d�onie do kieszeni swoich szerokich spodni. � Niby co maj� powiedzie�? �e spotkali w kanale Indianina z dzid�, kt�ry straszy� ich rewolwerem? Vanderberg wszed� do namiotu, �eby si� przebra�. Zimne powietrze szczypa�o nag� sk�r� ale jako� nie m�g� robi� tego szybciej. Skarpety, koszula... Mia� problemy z ka�dym guzikiem. Nie m�g� pozby� si� wra�enia, �e tam na dole o czym� zapomnia�. Mo�e inaczej. �e zdarzy�o si� co� czego nie pami�ta� teraz. Co to by�o? Wyt�a� pami�� ale nie m�g� jako� wpa�� na w�a�ciwe rozwi�zanie. To by�o jakie� uczucie, tak? Jaki� niejasny stan �wiadomo�ci, kt�ry uderzy� go tym, �e ju� raz w �yciu prze�ywa� co� podobnego. Jeden jedyny raz? Nie by� tego pewny. Nie wiedzia� te� dlaczego tak go to m�czy. Przestraszy� si�? Nie, nie mog�o chodzi� o to. Ba� si� wiele razy, ale tylko raz odczu� co� podobnego. Kiedy to by�o? � D�ugo jeszcze? � Wade na zewn�trz zapali� papierosa. A wi�c poprzednim razem naprawd� zrezygnowa� z niego, �eby nie pokaza�, �e dr�� mu r�ce. Te godziny sp�dzone samotnie pod ziemi� musia�y go du�o kosztowa�. Czy on te� przypomina� sobie cz�owieka, kt�ry chcia� si� zamieni� w o�miornic�? � Nie �ebym ci� pop�dza� ale da�bym du�o, �eby ju� by� na powierzchni. � Stawiasz drinka je�li uwin� si� w p� minuty? � O rany... � Je�li nie to nie wychodz�. � Sadysta. Stawiam. Vanderberg upora� si� ze spodniami. Na czworakach wype�z� z malutkiego namiotu i ju� na zewn�trz za�o�y� marynark�. Wade sprawnie zgasi� lamp� i w �wietle ogromnej, policyjnej latarki zapi�� zabezpieczaj�c� ich dobytek p�acht�. � Idziemy? To by�o niepotrzebne pytanie. Obaj, cho� z r�nych powod�w mieli do�� podziemi w tym samym stopniu w jakim d�ugoletni wi�zie� mia� do�� swojej celi. Na szcz�cie droga na powierzchni� nie by�a d�uga. W po�piechu przedostali si� przez pl�tanin� w�skich przej�� pod bunkrem opadowym. Wzd�u� jednej z jego no�nych �cian do nieu�ywanego kana�u zasilaj�cego a stamt�d rz�d klamer zaprowadzi� ich tu� pod powierzchni� ulicy. Wade zasapa� si� unosz�c ci�k� klap�. Wraz ze �wiat�em ogarn�� ich ch��d, ha�as i siny ob�ok spalin przeje�d�aj�cych nad nimi samochod�w. � Ale leje... � Wade musia� teraz m�wi� o wiele g�o�niej. � Masz co� nieprzemakalnego? Vanderberg os�oni� twarz przed spadaj�cymi z g�ry kroplami. Leniwy kapu�niaczek, kt�ry towarzyszy� im rano musia� nasila� si� z ka�d� chwil�. � Szybciej! Z trudem odnajduj�c pewne chwyty dla r�k wyskoczy� na mokry asfalt. Zabezpieczy� klap� widz�c, �e Wade wk�ada trzyman� dot�d w zgi�ciu �okcia marynark�. Jaki� kierowca o ma�o nie rozwali� zabezpieczaj�cych wy�az uliczny barierek, zszokowany widokiem m�czyzn w garniturach, kt�rzy wyszli w�a�nie z kana�u. � T�dy � Przebiegli kilka krok�w by skry� si� pod okapem najbli�szego budynku. Mimo p�nej pory ruch na chodnikach przypomina� niedzielny poranek. � Cholerny deszcz � Wade usi�owa� osuszy� w�osy. � Przecie� nie mo�e la� kilka tygodni pod rz�d. � Mo�e. Ryzykujemy przej�cie na drug� stron� ulicy? Obaj popatrzyli na jarz�ce si� neonami wej�cie do baru naprzeciwko. Najbli�sze przej�cie przez jezdni� znajdowa�o si� jednak co najmniej o pi��dziesi�t krok�w od miejsca, w kt�rym stali. By�o zupe�nie ods�oni�te, zalewane strugami deszczu, tak jak wi�kszo�� drogi jak� mieli przeby�. � Nie ma sensu. Chod�. Vanderberg poprowadzi� w przeciwn� stron�, wzd�u� muru, kt�ry dawa� cho� iluzoryczn� os�on�. Nie byli specjalnie przemokni�ci kiedy wpadli naro�nego baru po ich stronie ulicy, kt�rego wystr�j przypomina� angielskie puby z pocz�tku wieku. Vanderberg nie lubi� tej knajpy. Zawsze okupowali j� dziennikarze z pobliskich redakcji, zawsze by�a pe�na gwaru i jakiego� podsk�rnego napi�cia. By� mo�e to tylko uprzedzenie ale za ka�dym razem, podczas kilku ju� swoich tu wizyt czu� si� jak intruz, jak osoba obserwowana ukradkiem przez wszystkich obecnych. Teraz jednak staromodne wn�trze mie�ci�o zaledwie kilku ludzi. �aden z nich nie wygl�da� na osob� paraj�c� si� pi�rem. � I co to ma by�? � Co? � Vanderberg zaskoczony spojrza� na Wade`a. � Ten drink, kt�ry wy�udzi�e�. Co pijesz? � A winy wasze niech b�d� wam darowane � Vanderberg strz�sn�� z w�os�w krople deszczu. � Kawa i Cola. Na dzi� wystarczy. Podeszli do szerokiego kontuaru. Na wy�cie�anym czerwonym aksamitem wysokim sto�ku obok siedzia�a dziewczyna w kr�tkiej, obcis�ej sp�dniczce. Mog�a mie� najwy�ej pi�tna�cie, szesna�cie lat. U�miechn�a si� do Vanderberga. � Nie gap si� tak. Trzymaj � Wade poda� mu Col�. Sam jednak zam�wi� co� znacznie mocniejszego. � Jak my�lisz, zadzwoni� do Frosta? � Mo�e oszcz�dzisz miastu cho� jednego zawa�u na dzisiaj. � My�lisz, �e profesor a� tak przejmie si� afer� z pistoletem? A mo�e mu nic nie m�wi�? � Tak. Lepiej niech dowie si� z gazet... � Ale� si� zrobi� zgry�liwy. Vanderberg opr�ni� szklank� kilkoma haustami. Dopiero teraz zda� sobie spraw� jak bardzo chcia�o mu si� pi�. Zam�wi� nast�pn� Col�, podni�s� do ust kubeczek z kaw� ale by�a zbyt gor�ca. Przez ca�y czas prze�ladowa�o go wspomnienie tego co prze�y� tam, pod ziemi�. Teraz by� pewien, �e kiedy� ju� dozna� podobnego uczucia. Kiedy to by�o? Kto� nastawi� pi�kn�, przypominaj�c� wystrojem koniec lat pi��dziesi�tych, graj�c� szaf� i nie m�g� si� skupi�. Gdzie� tylko, na dnie jego umys�u pozosta� niepokoj�cy osad. Siedz�ca obok dziewczyna przysun�a si� bli�ej. Tym razem zupe�nie ju� wyra�nie u�miecha�a si� do Vanderberga. Jej dziecinne oczy usi�owa�y przybra� wyzywaj�cy wyraz. Sk�d� z ty�u jednak przyku�tyka� gro�nie wygl�daj�cy staruszek. � To moja wnuczka � krzykn��. � Tylko nie ba�amuci�! � energicznie potrz�sn�� trzyman� w d�oni, d�bow� lask�. � Tylko nie ba�amuci�! � S�usznie � u�miechn�� si� Vanderberg. � Kto� musia� jej to w ko�cu powiedzie�. Zaraz jednak u�miech znik� z jego twarzy. Przypomnia� sobie sk�d pami�ta to dziwne uczucie, kt�re ogarn�o go dzisiaj w podziemiach. To by�o do�� dawno temu, gdzie� w po�udniowoameryka�skiej d�ungli. Walka z tym Hindusem, studnia... Tak. Nachyla� si� nad studni�. Nie m�g� si� myli�, to by�o to samo. Przejmuj�ce uczucie przedziwnej obco�ci. Poczucie obecno�ci czego� absolutnie odr�bnego, innego, zupe�nie, diametralnie r�nego od wszystkiego co zna� do tej pory, co m�g� wy�ni�, wyobrazi� sobie, nada� cho� oniryczny kszta�t... Tak, nawet nie z�ego, nie przera�aj�cego, nie gro�nego... Obcego w�a�nie. Przypomnia� sobie. Ale by�o co� jeszcze. To czego dozna� dzisiaj r�ni�o si� od wspomnienia o jeden drobny szczeg�. Rozdzia� 2 � Rany boskie, kocham ci�! Kocham ci�, ale we� t� r�k�! Vanderberg zmru�y� oczy o�lepione bij�cym z okna blaskiem. � Kocham ci�! Powoli odgarn�� opadaj�ce na czo�o w�osy. Poruszy� si� w ��ku i z trudem skupi� wzrok. � Kochanie, b�agam, nie dotykaj tego!... Dziewczyna w narzuconym wprost na szlafrok kolorowym p�aszczu znowu podnios�a do ust r�czny g�o�nik. � Naprawd� ci� kocham � tuba pog�osowa dr�a�a w jej r�ku. � Tylko zejd� stamt�d! � Wysadz� si�! � kierunkowy mikrofon z trudem �apa� przechodz�cy w coraz wy�sze rejestry g�os cz�owieka przywi�zanego do jednego z filar�w wie�y ci�nie�. � Wysadz� si�! Wok� niego na kablach r�nej d�ugo�ci wisia�y powi�zane jak balerony �adunki pentrinitu. Vanderberg podni�s� si� na �okciu. Zapomnia� wczoraj zgasi� telewizor? A mo�e on ma wbudowany jaki� elektroniczny budzik i w��cza si� sam? � Wysadz� si� � pisn�o z ekranu. Wisz�cy kilkadziesi�t metr�w nad jezdni� m�czyzna z�apa� uchwyt przytroczonego do pasa detonatora. � Kry� si�! � policjanci i dziennikarze przypadli za samochodami. Jaki� cz�owiek zwr�cony twarz� do kamery krzycza� wprost do mikrofonu. � Zas�o�cie oczy dzieciom. Zrozpaczony zdrad� narzeczonej cz�owiek zaraz wysadzi si� wraz z wie�� ci�nie�. Dzieci nie mog� tego ogl�da�! Ostre pukanie do drzwi na moment zag�uszy�o p�yn�ce z g�o�nika d�wi�ki. Ach, zam�wione �niadanie � przypomnia� sobie Vanderberg. � Prosz�! W�zek z ustawionymi na nim naczyniami zawadzi� o framug� drzwi. Zamiast kogo� z hotelowej obs�ugi pcha� go jednak osobi�cie Wade. � Prosz� bardzo � jedno z k�ek zawadzi�o o dywan. � Firma �yczy mi�ego dnia, cho� wie, �e to niemo�liwe. � Rzuci�e� star� prac�? � Przej��em ten interes na korytarzu. Par� groszy extra nigdy nie zawadzi � Wade bezczelnie wyci�gn�� r�k� po napiwek. Vanderberg chwyci� pierwszego z brzegu sandwicza. � Wysadz� si�! � rycza� telewizor. Wade wy��czy� go i przysiad� na brzegu ma�ego biurka pod �cian�. � Hej � major dopiero teraz podni�s� si� i usiad� na ��ku. � Nie interesuje ci� co si� stanie? � To retransmisja wczorajszego nagrania. Ju� widzia�em. � I co? Wysadzi� si�? � Nie. Zdj�li go. � Wade ziewn�� szeroko nie zadaj�c sobie trudu, �eby zas�oni� usta. � Mam do�� wszystkich hoteli razem wzi�tych. Nie mog�em zasn�� przez ca�� noc. Vanderberg nie podziela� jego uczu�. Lubi� hotele, zawsze dobrze czu� si� w wynaj�tych pokojach, nigdy nie narzeka� na posi�ki w restauracji, szczerze m�wi�c nawet wola� je od domowych. Nie mia� poj�cia czy to wszystko nie bra�o si� przypadkiem st�d, �e nie potrafi� dorosn��. �e gdzie� tam w pod�wiadomo�ci chcia� by� zawsze wiecznym ch�opcem. �e ba� si� za�o�enia w�asnego domu, w�asnej rodziny. Lubi� �ycie koczownika, przenoszenie si� z miejsca na miejsce, nie wi�zanie si� z nikim. By� mo�e dlatego prawie zawsze czu� si� dobrze w ka�dym miejscu gdzie w�a�nie rzuci�o go �ycie. Ale tej nocy i on nie spa� dobrze. Wypi� duszkiem tak zwan� "fizjologiczn�" dawk� pomara�czowego soku, kt�r� niezmiennie serwuj� na �niadanie wszystkie hotele. � Jak tam nasza afera z wymachiwaniem pistoletem? � spyta�. � Jeszcze nie wyp�yn�a. Ogl�da�e� wczoraj kt�ry� z dziennik�w? � Czemu? � Podawali, �e ci�g�e deszcze staj� si� przyczyn� coraz cz�stszych awarii w systemach odp�ywowych. � Wade u�miechn�� si� lekkim skrzywieniem warg. Jego na poz�r prostacka twarz kry�a w sobie doskona�e narz�dzie pracy aktorskiej. � Kana�y si� nie wyrabiaj� � powiedzia� dok�adnie tak jakby to zrobi� Lee Strasberg w programie po p�nocy. � Serio? � Mog�o ci to umkn�� w powodzi wiadomo�ci ze �wiata. Vanderberg odsun�� w�zek z niedoko�czonym �niadaniem, wygrzeba� si� nareszcie z ��ka i ruszy� w stron� �azienki. � I co, maj� na to jakie� wyt�umaczenie? � zostawi� za sob� niedomkni�te drzwi. � Kto� �artem wspomnia� o sabota�u � Wade musia� teraz podnie�� g�os. � Ale nikt, ani s�owem nawet nie zaj�kn��... � �e kto� lub co� kr�ci si� po kana�ach? � Vanderberg szarpn�� d�wigni� wody i zanurzy� r�ce w gor�cym strumieniu nad umywalk�. � W�a�nie. Tym bardziej, �e przedwczoraj, podobno... � Wade podszed� bli�ej do drzwi �azienki. � W�r�d ludzi pracuj�cych pod ziemi� wybuch�a panika. � Panika? Dlaczego? � Ach, gdybym to ja wiedzia�. Magistrat zdaje si� nie cierpie� naszej ekipy. Robi� wszystko, �eby si� nas pozby�. Vanderberg ruchem �okcia zamkn�� kran i si�gn�� po r�cznik. Opanowa�y go jakie� z�e przeczucia. � Czy w takim razie dzisiejsze zebranie w og�le dojdzie do skutku? � Jasne. Inaczej Frost nie przygotowywa�by referatu przez p� nocy. � O Bo�e... B�dzie kto� wa�ny z w�adz tego miasta? � Mhm, telefonowali, �e burmistrz albo... � Je�li powiedzieli "albo" � major wpad� mu w s�owo � to burmistrza nie b�dzie. Wade wzruszy� ramionami. � W ka�dym razie jacy� wysocy urz�dnicy z magistratu. � Wo�ny i sprz�tacz? � Vanderberg na�o�y� �wie�� koszul� i si�gn�� po zegarek. � Daj spok�j. Chod�my bo Dakar zaraz wyjdzie ze sk�ry. � Dakar? Ona te� b�dzie co� m�wi�? � Kaza�em przygotowa� co� w rodzaju koreferatu gdyby szef zawali�... � Optymista � Vanderberg wyj�� z szafy now� marynark�, przepu�ci� koleg� przodem i zatrzasn�� drzwi pokoju. � Powiniene� powiedzie� " kiedy ju� wszystko zawali". Wade tylko machn�� r�k�. Na szcz�cie winda czeka�a ju� na ich pi�trze. Woleli nie patrze� na swoje odbicia w zawieszonym na �cianie lustrze. Trwaj�ce ju� trzeci tydzie� przeczesywanie podziemnych wn�trzno�ci miasta trudno by�o nazwa� czynno�ci� koj�c� nerwy. Nawet gdyby pow�d tego dzia�ania by� zupe�nie inny, gdyby to by�a jaka� normalna rzecz, jakie� sprawdzanie instalacji, dro�no�ci kana��w, czy B�g jeden wie czego jeszcze to i tak praca nie nale�a�aby do rzeczy przychodz�cych �atwo. Teraz jednak, po tym wszystkim co wiedzieli na w�asne oczy, po tych wszystkich zdj�ciach i slajdach, kt�re musieli przejrze� chyba ka�dy z nich wola�by zaj�� si� czym� innym. Mo�e opr�cz profesora Frosta. Ale Frost... To by�a ju� zupe�nie inna sprawa. G��wny hall zwykle pe�en ludzi, o tej porze �wieci� jednak pustkami. Te kilkana�cie os�b, kt�re w nim przebywa�y zdo�a�o jednak przynie�� z dworu wystarczaj�co du�o wilgoci, �eby mimo klimatyzacji, wok� unosi� �w charakterystyczny zapach przywodz�cy na my�l jakie� staro�ytne, wiejskie pralnie, czy parne �a�nie jakie jeszcze nie tak dawno mo�na by�o spotka� w ma�ych miasteczkach. Daquerilla Esposito, nazywana z niezrozumia�ych wzgl�d�w "Dakar", czeka�a w jednym z g��bokich foteli pod roz�o�yst� palm� po�rodku. Na ich widok zerwa�a si� staj�c na baczno�� i salutuj�c. � Panie majorze, �e�ska cz�� korpusu ekspedycyjnego melduje si� na rozkaz! � Spocznij! � Cze�� Dakar � Wade lekko skin�� g�ow�. � Masz? Dziewczyna potrz�sn�a plikiem trzymanych w drugiej r�ce notatek. � Dobrze. No to zostawiam was samych. Zobacz� co z reszt� i mo�emy zacz�� uroczyste oczekiwanie na naszych go�ci. � A� tak �le? Wade, kt�ry zmierza� ju� w kierunku bocznego korytarza nie zada� sobie trudu, �eby si� odwr�ci�. Machn�� tylko r�k� i przyspieszy� kroku. � Panowie w magistracie s� naprawd� w�ciekli � mrukn�a dziewczyna. � Na nas? � Nie wiem � potrz�sn�a g�ow�. � W�tpi� � doda�a po chwili. � S�ysza�e� o przedwczorajszej... � Charlie wspomina� o jakiej� panice. � Nie. To nie prawda. W�r�d ch�opc�w od czyszczenia loch�w kr��� co prawda jakie� plotki, ale nie by�o �adnej paniki. Vanderberg wyj�� papierosa ale w �adnej z kieszeni nie m�g� znale�� zapa�ek. Dakar poda�a mu star�, benzynow� zapalniczk�. � A co si� sta�o? � Trzech ludzi sz�o ubezpieczaj�c si� wzajemnie lin�. Wiesz, tam s� takie ze�lizgi... czy jak to nazwa�. � Gdzie? � Przy jednym z kolektor�w. Pl�tanina tuneli, przej��, korytarzy... Zreszt� sam wiesz. By�o cholernie �lisko i w ka�dej chwili grozi� nap�yw wody. Jeden z nich musia� zej�� po takim opadaj�cym lekko w d� rynsztoku, czy... no nie wiem jak to si� nazywa. W ka�dym razie dwaj pozostali popuszczali mu lin� sami stoj�c przy wej�ciu dla zabezpieczenia. Vanderberg u�miechn�� si� s�ysz�c jak dziewczyna przekr�ca �argon kanalarzy. � ...a on schodzi�. W pewnym momencie min�� wylot bocznego korytarza. Nagle stan��, tak jakby nagle co� us�ysza�. Odwr�ci� si� i zamar� patrz�c na co� co by�o w tym korytarzu. � M�wi� co�? � Nie. Podobno wygl�da� normalnie. Jak kto� kto po prostu przystan��, �eby co� zobaczy�. � A tamci dwaj? � Nic. Te� stali i czekali. Potem zacz�li wo�a�, �eby im powiedzia� co tam jest takiego ciekawego... A on nic. Sta� i patrzy�. Po kilku minutach zacz�li krzycze�, �eby wraca�... � Po kilku minutach? Nie wcze�niej? � Nie. Wiesz, mi te� wydawa�o si� to dziwne. Dlaczego na przyk�ad kt�ry� nie poszed� po tamtego. Ale... Wiesz � powt�rzy�a � �atwo jest o tym m�wi� w dzie� stoj�c w hotelowym hallu. A tam w ciemno�ciach... Rozumia� co chcia�a powiedzie�. Poczu� nagle, �e ma spierzchni�te wargi. � I co dalej? � Wo�ali go a on sta� nieruchomo. Przez ca�y czas wpatrzony w ten sam punkt. � By� przestraszony? Zdenerwowany? � Pono� nie. Po prostu sta� � dziewczyna spojrza�a na niego niepewnie. � A potem upad�. � Jak to upad�? � Zwyczajnie. Przewr�ci� si� i le�a�. Tamci dwaj zacz�li ci�gn�� lin�. Ju� nie �y�. � Ten sam syndrom co poprzednio? � Nie. To chyba zawa�. Nie wiem. On zdaje si� zmar� ze strachu. � Nie krzycz�c, nie uciekaj�c? Mo�e chocia� dr�a�y mu r�ce? � Podobno nie. Sta�. � Chryste, kto� chyba poszed� zobaczy� co jest w tym korytarzu? � Potem tak. � I co? � zada� to pytanie odruchowo bo zna� odpowied�. � Znale�li co�? � Nic. Vanderberg rozejrza� si� po pustawym hallu. Przestronne pomieszczenie nagle wyda�o mu si� ma�e i duszne. Dziewczyna patrzy�a na niego zas�piona. � Przepraszam, �e ci to powiedzia�am. Wade chyba celowo kr�ci�. Eeee... Nie chcia�, �eby� wiedzia� skoro tam chodzisz. Wyja�ni�o si� przynajmniej wczorajsze zdenerwowanie tamtego. No tak, wszyscy byli zdenerwowani od dawna ale Wade wczoraj ba� si� bardziej ni� zwykle. Vanderberg powinien zauwa�y� to wcze�niej. Zaci�gn�� si� g��boko. Szlag! � Bez przesady... � powiedzia� g�o�no. � Jestem g�upia � Dakar postanowi�a zmieni� temat, �eby jako� zatrze� poprzednie wra�enie. � S�uchaj, opowiem ci co mi si� dzisiaj wydarzy�o. Spojrza� w jej zatroskane oczy potem przemkn�� wzrokiem po ca�ej jej sylwetce tak jakby widzia� j� po raz pierwszy. Pi�kna dziewczyna. Jej ciemna sk�ra metyski, zgrabna, ma�a sylwetka, lekko sko�ne i prawie zupe�nie czarne oczy... C� z tego. Obowi�zuj�cy w �rodowisku w jakim si� obraca�a str�j niweczy� to wszystko. Szara, si�gaj�ca po�owy �ydek sp�dnica skutecznie ukrywa�a kszta�t n�g. Idiotyczna, wzorowana na m�skiej bluza nie pozwala�a domy�li� si� ukrytych pod ni� kszta�t�w, a g�adkie, uczesane domowym sposobem w�osy a� prosi�y si� o jakiego� nowoczesnego fryzjera. Vanderberg westchn�� w duchu. � S�uchaj � dziewczyna musia�a nie zauwa�y� jego taksuj�cego spojrzenia. � Usiad�am rano przy barze, dos�ownie zatopiona w swoich notatkach a po chwili obok usiad� jaki� m�czyzna. My�la�am, �e to Curtiss. On te� nie podnosi� wzroku znad swoich papier�w. I wiesz, rozmawiali�my par� minut, mo�e nawet kwadrans nie przerywaj�c pracy i... Komu� upad� talerzyk. Obydwoje podnie�li�my g�owy i... O rany, to nie by� Curtiss. W og�le si� nie znali�my. � Wiesz � nie chcia� jej rozczarowa�. � Zdarza mi si� to w co drugim hotelu. � Ale w rozmowie wszystko nam si� zgadza�o. Gdyby�my nie popatrzyli na siebie mogliby�my tak m�wi� przez godzin�. Nie wiem dlaczego przez ca�y kwadrans �adne z nas nie odkry�o prawdy. Vanderberg u�miechn�� si� do siebie. Zastanawia� si� czy co� takiego mog�oby mie� miejsce jeszcze kilkadziesi�t lat temu. Teraz ten niezobowi�zuj�cy spos�b prowadzenia rozmowy, og�lnikowe tematy i normy zachowania traktuj�ce szczere zainteresowanie si� czym� osobistym za nietakt sprawia�y, �e wiele razy zdarzy�o mu si� prze�y� podobne sceny. � To po prostu spo�ecze�stwo, kt�rym rz�dz� wielkie liczby. Nic dziwnego, �e wszystko wam si� zgadza�o w rozmowie. W sumie ka�dy �yje tymi samymi sprawami. � Tego was ucz� na wojskowych akademiach? Chcia� si� odci�� i powiedzie� co� dowcipnego na temat jej "dzikiego" pochodzenia ale z ty�u dobieg�o ich ciche sykni�cie. � Zaczynamy � szepn�� Wade, kt�ry pojawi� si� za ich plecami. � Czemu szepczesz? Konspiracja? � Cholera. Przysz�a sama g�ra. � Prezydent? Niemo�liwe. � Jest zast�pca burmistrza. Chod�cie. Zaaferowany poprowadzi� ich do sali konferencyjnej. Vanderberg nie spodziewa� si�, �e w hotelu mo�e mie�ci� si� a� tak du�e audytorium. Ogromne pomieszczenie dos�ownie przyt�acza�o kilkana�cie os�b skupionych pod jedn� ze �cian. Profesor Frost zrezygnowa� z przypominaj�cej mauzoleum m�wnicy i rozstawi� bia�� p�acht� ekranu wprost na pierwszych krzes�ach. Razem z Wade`m i Dakar zaj�li miejsca tu� za jednym z go�ci. Drugi, znacznie starszy, siedzia� obok profesora. Reszta ekipy, pojedynczo lub w ma�ych grupkach by�a rozsiana w kole o promieniu jakich� dziesi�ciu, pi�tnastu metr�w. Wi�kszo�� trzyma�a w r�kach niedoko�czone kanapki, kubki z kaw� czy papierosy. Wida� by�o, �e go�cie usi�uj� si� dostosowa� do lu�nej atmosfery ale ich wytworne, nieskazitelne garnitury �wiadczy�y, �e spodziewali si� czego� zupe�nie innego. � Mi�o mi powita� naszych go�ci � profesor zacz�� niepewnie � zast�pc� burmistrza, pana Blacksteina � opar� r�k� o podtrzymuj�c� ekran piramid� krzese� ale zdj�� j� zaraz nie wiedz�c jaka pozycja by�aby najbardziej odpowiednia. � Witamy r�wnie� pana Walkera. Obaj go�cie wstali i uk�onili si� z powodu szczup�o�ci audytorium bardziej sobie ni� komukolwiek innemu. Po prostu nigdzie nie by�o do�� licznej grupy w kierunku kt�rej mo�na by�oby skierowa� g��wny uk�on. � Nie chcia�bym marnowa� cennego czasu pan�w � kontynuowa� Frost. � Mo�e od razu przyst�pi� do rekapitulacji fakt�w. Ol�niewaj�cy u�miech Walkera marnowa� si� z powodu braku kamer. Vanderberg zastanawia� si� czy tamten wie co to jest rekapitulacja. � Nie wiem czy jest sens przypomina� ca�� seri� zagadkowych wypadk�w jakie mia�y miejsce w podziemiach naszego miasta. Seria niewyja�nionych zdarze� z niewiadomych powod�w nie ��czona przez policj� w jedn� ca�o�� doprowadzi�a do powstania naszej ekipy. I chyba dobrze si� sta�o. Rozwi�zanie tego typu problemu powinno le�e� w kompetencjach, je�li mo�na si� tak wyrazi� "s�u�b uniwersyteckich" raczej � u�miechn�� si� � ni� policyjnych. � Sp�jrz na go�ci � szepn�a Dakar. Obydwaj urz�dnicy zamienili si� w pos�gi. Uwaga i skupienie maluj�ce si� na ich twarzach by�y zbyt idealne, zbyt "filmowe", by cho� w cz�ci oddawa� rzeczywisty stan ich ducha. � Powo�any przez nasz uniwersytet zesp� zbada� ca�� seri� zagadkowych zgon�w w�r�d pracownik�w oczyszczania miejskiej sieci kanalizacyjnej. Zaskoczy�o nas, �e nikt z ludzi poprzednio prowadz�cych �ledztwo nie przyk�ada� wagi do znalezionych w podziemiach dw�ch strza� z kamiennymi grotami, ro�linnej plecionki, czy wykonanego prymitywnym sposobem toporka. Oczywi�cie, s�yszeli�my hipotez�, zreszt� zarzucon� p�niej, �e wszystkie �mierci s� dzie�em zbocze�ca lub jakiej� sekty. A wspomniane przedmioty, skradzione z muzeum s� po prostu podrzucane, �eby zmyli� prowadz�cych �ledztwo. Niestety w �aden spos�b nie przybli�a�o to wyja�nienia sposobu zadawania tak dziwnej �mierci � profesor po raz pierwszy si�gn�� do swoich notatek. � My poszli�my inn� drog�. Przede wszystkim skupili�my swoj� uwag� na miejscu sk�d pochodz� znalezione przedmioty. Siedz�cy z przodu Somervell w��czy� rzutnik. Na ekranie pojawi�a si� mapa Po�udniowej Ameryki. � Stosunkowo �atwo mo�na by�o stwierdzi�, �e wszystkie rzeczy zosta�y wykonane przez plemi� Indian koczuj�ce mniej wi�cej na tych terenach � palec profesora zakre�li� ko�o w lewym g�rnym rogu mapy. Vanderberg znowu spojrza� na go�ci z magistratu. Obaj prze�kn�li ostatni� uwag� Frosta bez zmru�enia oka. � Czy chodzi o plemi� nie znane nauce? � zupe�nie powa�nie spyta� Walker. Dakar zas�oni�a usta d�oni�, �eby nie zachichota� g�o�no. � Ale� sk�d. Wprost przeciwnie � profesor robi� wszystko, �eby nie zauwa�y� logicznego b��du w wypowiedzi Walkera. � Odkryto je kilkadziesi�t lat temu. Mog� si� pochwali�, �e zwerbowali�my do naszej ekipy pani� doktor Esposito z uniwersytetu w Bogocie. Jej matka nale�a�a do tego plemienia. Profesor spojrza� wprost na dziewczyn�. � Mo�e pani poka�e si� go�ciom. Dakar wsta�a z ol�niewaj�cym u�miechem na ustach i uk�oni�a si� wdzi�cznie. Wyra�nie spodoba�a si� Blacksteinowi. Wzrok zast�pcy burmistrza zacz�� prze�lizgiwa� si� po jej sylwetce z du�� regularno�ci�. � Ostatnio badania dotycz�ce zwyczaj�w tego plemienia prowadzi�a grupa profesora Wylanda. Niestety seria zagadkowych zgon�w i znikni�cie Indian przerwa�y program... � Jak to znikni�cie? � spyta� Walker. � Nie uda�o si� ponownie odnale�� plemienia. Zreszt� po tym co si� sta�o, Wyland nie zadawa� sobie zbyt wiele trudu. Prosz�... Somervell dotkn�� odpowiedniego przycisku. Pierwsze przezrocze pokazywa�o m�odego cz�owieka le��cego w�r�d g�stej ro�linno�ci. Gdyby nie g�owa mo�na by�oby s�dzi�, �e �pi. � Dlaczego ma tak wykrzywion� twarz � tym razem pytanie zada� Blackstein. Wida� by�o, �e usi�uje nie patrze� na zdj�cie. � Czy... to zawa�? � Nie. Zab�jstwo. � Ale... Nie wida� �adnych obra�e�. Profesor skrzywi� si� lekko. Nie przypuszcza�, �e zast�pca burmistrza mo�e nie zna� opisu podobnych przypadk�w, kt�re mia�y miejsce tak�e w jego mie�cie. � To mo�e nie jest naukowe okre�lenie � powiedzia� ostro�nie. � Ale ten cz�owiek ma wn�trzno�ci wywr�cone na drug� stron�. W �rodku... wszystko jest poszarpane. � Ale na zewn�trz... � W�a�nie � profesor wyj�� z kieszeni ma�� kartk�. � Jak obrazowo powiedzia� pewien policjant: "�eby uzyska� tak dziwny obraz kliniczny, trzeba by po�kn�� granat, zamkn�� si� w �elbetowej trumnie i wyplu� zawleczk�". Tak by�o Charles? � Tak. Ale on nie powiedzia� wyplu� tylko wysr...- Wade umilk� spiorunowany wzrokiem profesora. � Oczywi�cie powstaje pytanie co maj� po�udniowoameryka�scy Indianie do wypadk�w w naszym mie�cie � ci�gn�� Frost. � D�ugo nie mogli�my znale�� odpowiedzi na to pytanie. Na ekranie pojawi�a si� mapa zachodniej p�kuli. Potem Somervell zmieni� j� na powi�kszenie fragmentu, kt�rego centrum stanowi�a Ameryka �rodkowa. � Du�o czasu strawili�my na badaniu gazet, archiw�w policji i kartotek szpitalnych na terenie kilku pa�stw. To by�a straszna praca... � Na moment zawiesi� g�os. � Niemniej op�aci�a si�. Znale�li�my co najmniej kilka wzorowo udokumentowanych przypadk�w �mierci zadanej w identyczny spos�b jak to mia�o miejsce w grupie Wylanda. Uda�o nam si� dotrze� do ludzi, kt�rzy w podziemiach swoich miast, w kopalniach i w podobnych miejscach znajdowali przedmioty, kt�re mog�y by� wytworem cz�onk�w wspomnianego plemienia. Punkty charakterystyczne, to znaczy te gdzie znaleziono zw�oki lub przedmioty zaznaczyli�my na mapie � profesor skin�� w stron� Somervella. Kolejne przezrocze ukazywa�o rz�d czerwonych k�ek rozrzuconych nieregularnie na identycznym planie co poprzednio. � I tak, w ci�gu ostatnich dw�ch lat uk�adaj� si� one w do�� poszarpany ci�g prowadz�cy jednak konsekwentnie z okolic Bogoty przez Medelin, Balboa, David, San Jose � palec Frosta w�drowa� po ekranie � Leon, Santa Ana, Tapachula, Coatzcoalcos, Enricqez, Tampico, Hatamaros... Mamy wi�c ca�� Ameryk� Srodkow�. I dalej wzd�u� linii miast Wschodniego Wybrze�a Stan�w. � Co to znaczy? � Blackstein zachowywa� wci�� ten sam wyraz twarzy. Profesor prze�kn�� �lin�. � To trasa w�dr�wki plemienia � powiedzia� sucho. � W�dr�wki, kt�ra ko�czy si� w naszym mie�cie. Zapad�� cisz� dopiero po d�u�szej chwili przerwa� Walker. � I nigdzie ich nie zauwa�ono? Frost si�gn�� po le��cy przed nim wykaz. � Wszystkie ofiary by�y zatrudnione w kopalniach, metrze, kolejach podziemnych, zak�adach kanalizacyjnych. Wszyscy wi�c pracowali... � Pod ziemi�? � doko�czy� Walker ze stoickim spokojem. � S�dzi pan, �e mo�na nie wychodz�c na powierzchni� przej�� tyle tysi�cy kilometr�w? Frost wzruszy� ramionami ale zaraz po�a�owa� tego gestu. � Nie musz� chyba przypomina� ile kilometr�w liczy ca�kowicie zurbanizowany teren aglomeracji Wschodniego Wybrze�a. A przedtem... Kopalnie, naturalne groty, tunele kolei, kana�y techniczne, wentylacja, odprowadzanie �ciek�w, podziemne oczyszczalnie... To wszystko mo�e si� jako� ��czy� wzd�u� ca�ego kontynentu. � A jedzenie? Co oni jedz�? � Widzia� pan jak zaro�ni�te s� nasze kana�y? Nie wspomn� ju� o szczurach i innych stworzeniach. Poza tym nie twierdz�, �e nigdy nie wychodzili na powierzchni�. Mo�e noc�... Dakar poda�a Vanderbergowi ma�� karteczk�. Zerkn�� na pospieszne, ko�lawe pismo. "Curtiss stawia dziesi�� dolar�w na to, �e nie wierz� nawet w jedno s�owo, kt�re tu pad�o". Spojrza� na go�ci. Obaj s�uchali wywod�w z takim skupieniem i maluj�c� si� na twarzach uwag�, �e trudno by�o s�dzi�, i� jest to odbicie rzeczywistego stanu ich umys��w. Obaj udawali z du�� wpraw�. Vanderberg dopisa� na kartce: "Nie lubi� traci� pieni�dzy. Curtiss ma racj�." � A jak pan t�umaczy cel, w kt�rym mieliby przyby� a� tutaj? � spyta� Walker. � Pracujemy nad tym. Nie znamy te� metody zadawania tak dziwnej �mierci. Chemicy raczej wykluczaj� mo�liwo�� u�ycia jakiej� nowej trucizny... � Frost zacz�� si� pl�ta�. � Pr�bujemy te� z innej strony. W naszej ekipie jest major Vanderberg maj�cy du�e do�wiadczenie w kontaktach z prymitywnymi plemionami. Zna wiele narzeczy i... Wiele lat pracowa� jako doradca w zespo�ach walcz�cych z produkcj� i przemytem narkotyk�w w Po�udniowej Ameryce. Wydaje nam si�, �e w odpowiednim kamufla�u, znaj�c ich zwyczaje i j�zyk zdo�a jako� nawi�za� z nimi kontakt w podziemiach. � A te �miertelne wypadki? � Jak m�wi�em pracujemy nad tym. Metody policyjne, ich styl i rutyna, mam wra�enie, nie bardzo zdaj� egzamin w tej skomplikowanej sprawie... Vanderberg obserwuj�cy go�ci bawi� si� coraz lepiej. Nikt normalny, kto s�ysza� o teori� profesora po raz pierwszy nie powinien si� zachowywa� tak jak oni. Nie m�g� zauwa�y� jakichkolwiek oznak niedowierzania. Obaj kiwali powa�nie g�owami, na �adnej twarzy nie zago�ci� ani na moment u�miech czy wyraz zw�tpienia. Kiedy przeni�s� wzrok na zaimprowizowan� m�wnic� profesor czyta� ju� d�ug� list� postulat�w, o kt�rych spe�nienie chcia� prosi� w�adze miasta. Kiedy sko�czy� Walker sztywno i uroczy�cie podni�s� si� ze swojego krzes�a. � Dzi�kuj� wszystkim � powiedzia� z namaszczeniem. � Widz�, �e macie za sob� kawa� naprawd� dobrej roboty � u�miechn�� si� i to nawet szczerze. � To by�o bardzo buduj�ce spotkanie. Tim Blackstein chcia�by powiedzie� par� s��w. Zajmuj�c na powr�t miejsce wykona� kurtuazyjny gest w kierunku kolegi. � "Buduj�ce!" � sykn�a Dakar. � S�ysza�e�? On powiedzia� "buduj�ce". Blackstein poprawi� ko�nierzyk nienagannej koszuli i podni�s� si� z r�wn� powolno�ci� jak jego poprzednik. Wygl�da�o to tak jakby trzyma� w d�oni kieliszek szampana i nie chcia� uroni� ani kropli. Potem wzni�s� r�ce uciszaj�c nieistniej�ce brawa. � Panie, panowie... Dakar jako jedyna kobieta na sali u�miechn�a si� z udanym zachwytem. � Ju� na wst�pie pragn� podkre�li�, �e burmistrz zdaje sobie spraw� z trudnej sytuacji finansowej naszych uczelni. To pal�ca kwestia , wymagaj�ca od w�adz miasta wielkiej uwagi... � Rany boskie � wyrwa�o si� komu� z ty�u. � Nie musz� chyba przypomina� o trudno�ciach z jakimi musi boryka� si� magistrat. Niemniej, pragn� stwierdzi�, �e problem uniwersyteckich finans�w nie schodzi... Dw�ch siedz�cych z przodu naukowc�w spojrza�o na siebie w szoku. Dakar westchn�a g�o�no, nawet profesor Frost zdj�� okulary patrz�c z niedowierzaniem na m�wc�. � Co si� dzieje? � Walker nachyli� si� do Vanderberga �ciszaj�c g�os. Wida� jego uwadze nie umkn�y reakcje zebranych. � Przecie� od pocz�tku chodzi�o wam o fors�. � Zdziwiony rozejrza� si� wok�. � W przeciwnym razie nie urz�dzaliby�cie tej �miesznej szopki � jego palec wskazywa� szumi�cy ci�gle rzutnik. Rozdzia� 3 Al Horrocks nie musia� wyjmowa� policyjnej legitymacji, �eby wprowadzi� ich do przedsionka kana�u technicznego przy tunelu metra. Staruszek w mundurze, je�li bra� pod uwag� normy wieku dla funkcjonariuszy, wpu�ci� ich bez s�owa. Musia� zna� chyba wszystkich oficer�w w tym mie�cie, wszystkich specjalist�w i wsp�pracownik�w. Jego u�miech na widok Dakar i Vanderberga by� zbyt wymowny, �eby przypuszcza�, by m�g� mie� cho� chwilowe w�tpliwo�ci co do tego czy pracuj� w policji. Porucznik Horrocks otrzepa� sw�j ociekaj�cy wod� p�aszcz. � Usi�ujemy, o ile si� uda, nie dopuszcza� prasy � przyg�adzi� r�k� mokre w�osy. � Wola�bym nie mie� od jutra kana��w pe�nych ludzi prowadz�cych poszukiwania na w�asn� r�k�. � A� tylu jest amator�w mocnych wra�e�? � u�miechn�a si� Dakar. � Wariat�w nie brakuje. Ale my�la�em o samych dziennikarzach -z podr�cznej torby wyj�� trzy identyczne latarki. � Krytyka naszych dzia�a� to jedno, ale... Opr�cz tego cz�sto usi�uj� wyr�czy� nas w pracy. � Czy tam nie ma �wiat�a? � spyta� Vanderberg. � W samym przej�ciu jest, potem nie. We�miecie po jednej? Dakar pierwsza wyci�gn�a r�k�. � Czy trzeba b�dzie i�� bardzo daleko? � spyta�a. � Nie w korytarzu jest odga��zienie prowadz�ce wprost nad boczny tor. Mo�emy? Oboje skin�li g�owami. Horrocks zerkn�� na ma�y, umieszczony w sztywnych, plastikowych ok�adkach plan. Z pomieszczenia, w kt�rym przebywali teraz prowadzi� tylko jeden korytarz. � Znajdujemy si� w przej�ciu technicznym obok tunelu metra � porucznik od razu narzuci� ostre tempo. � W razie czego nie przestraszcie si� potwornego ha�asu. Ani drga� � zerkn�� na dziewczyn� przez rami�. � Wbrew pozorom to nie b�dzie trz�sienie ziemi. I tak ju� w�skie oczy Dakar zw�zi�y si� jeszcze bardziej. � Mam nadziej� � szturchn�a id�cego obok koleg�, � �e w razie czego � podkre�li�a te s�owa � Vanderberg si� nie przestraszy. Horrocks roze�mia� si� cicho. Ich kroki rozbrzmiewa�y g�ucho na metalowej siatce, kt�r� pokryto pod�o�e. W�skie przej�cia, prowadz�ce w bok do g��wnego tunelu oznakowano kolejnymi numerami. W lichym �wietle, dostarczanym przez rz�d rozmieszczonych daleko jedna od drugiej, s�abych �ar�wek, cyfry fosforyzowa�y lekko przywodz�c na my�l napisy ewakuacyjne w kinach z poprzedniej epoki. Dakar z trudem dotrzymywa�a im kroku. Co chwil� zerka�a na Vanderberga tak jakby chcia�a go o co� zapyta�. Dzi� rano w ostatniej chwili wyci�gn�� j� z ��ka. Chcia� mie� przy sobie kogo� z ekipy a ani Wade�a ani nikogo innego nie by�o pod r�k�. Wiedzia� jaki problem dr�czy dziewczyn�. Dot�d nie mia�a okazji dowiedzie� si� jak zdo�a� za�atwi�, �e wpuszczono ich na teren prowadzonego aktualnie przez policj� �ledztwa. Wola� jej tego nie wyja�nia� cho� sama metoda by�a prosta. Nauczy� si� tego w Po�udniowej Ameryce, kiedy nu��ce �ledztwo w sprawie plantacji i przemytu narkotyk�w tkwi�o niezmiennie w miejscu a on ani nikt inny nie potrafi� sprawi� cudu i dowiedzie� si� czegokolwiek istotnego. Spos�b zdradzi� mu jeden z emerytowanych funkcjonariuszy. Nazywa�o si� to "oswajaniem dzi�cio��w". "Dzi�cio�" to cz�owiek, kt�ry by� na miejscu, oboj�tnie, policjant, dziennikarz, lekarz, listonosz, agent ubezpieczeniowy czy prosty ch�op. Nale�a�o go uczyni� sobie znajomym. W tym celu trzeba by�o obdzwoni� wszystkich koleg�w, kt�rzy kiedykolwiek pracowali na danym terenie. Ka�dy z tych ludzi si�� rzeczy pozna� kilka os�b, kilku wy�wiadczy� drobne przys�ugi a nast�pnych kilku uwa�a�o go za cz�owieka godnego zaufania. Teraz z kolei koledzy dzwonili do ludzi w terenie, kt�rych kiedy� poznali i ka�dy z nich m�wi�, �e Vanderberg jest ich przyjacielem, �e prosi o pomoc, �e oni na pewno zrewan�uj� si� przy najbli�szej okazji i chc�, �eby informowa� go o wszystkim, o najbardziej b�ahych drobiazgach, udzieli� pomocy, postawi� piwo, zrobi� cokolwiek. Oczywi�cie powodowa�o to w rezultacie zalew bezwarto�ciowej informacji. Ale... Teren, na kt�rym przychodzi�o pracowa� nie by� ju� obc� ziemi�. Fryzjer nagle zaczyna� si� k�ania� i raczy� wszystkimi plotkami, urz�dniczka w zdezelowanej centrali ��czy�a Vanderberga w pierwszej kolejno�ci, a potem... A potem w jakiej� knajpie podchodzi� zupe�nie nieznajomy komiwoja�er i m�wi�, �e do sklepu na rogu podje�d�a codziennie luksusowa limuzyna, kierowca bierze od sprzedawcy niewielki pakiet i nigdy nie p�aci. A to ju� znaczy�o wiele. Tak by�o w Po�udniowej Ameryce. Tutaj, w wielkim mie�cie zdobycie "dzi�cio��w" nie nastr�cza�o �adnych problem�w. Dzi�ki kolegom Vanderberg mia� ich ju� kilkudziesi�ciu a ka�dy z nich stuka� pracowicie wykonuj�c swoje zadanie by w pewnej chwili podnie�� s�uchawk� telefonu: "Vanderberg? Mam dla pana co� ciekawego. Przyjaciel prosi� mnie o przys�ug� wi�c dzwoni�..." Horrocks zapali� swoj� latark�. � Przygotujcie si�. Tutaj skr�camy � wskaza� jedno z bocznych przej��. � Tylko ostro�nie. Tam jest dosy� �lisko. S�dz�c po odg�osach sp�ywaj�cej wody powinni zabra� ze sob� kalosze i przeciwdeszczowe p�aszcze. Powoli ruszyli za porucznikiem, kt�ry przynajmniej zwolni� teraz swoje zab�jcze tempo. Wielkie krople, a nawet drobne strumyczki wody spada�y na ich ods�oni�te g�owy. Ju� po kilkudziesi�ciu krokach Vanderberg mia� zupe�nie mokr� koszul� za ko�nierzem. Izolacja sklepienia bocznego tunelu albo by�a kiepskiego gatunku albo, co bardziej prawdopodobne, nie istnia�a w og�le. Dakar po�lizgn�a si� kilka razy. Na szcz�cie ten odcinek drogi nie by� zbyt d�ugi. Horrocks zwolni� nagle kieruj�c pod nogi promie� latarki. � Uwa�ajcie, gdzie� tu jest klapa... O tam. Z otworu w pod�odze unosi�a si� wyra�na po�wiata. � Zej�cie po klamrach. Dacie rad�? � porucznik znowu wyra�nie zaadresowa� pytanie do dziewczyny. Dakar zacisn�a wargi. Przedtem nic nie wskazywa�o na to �eby nale�a�a do wojuj�cych feministek, Horrocks jednak wyra�nie wyprowadza� j� z r�wnowagi. � Och � chyba �a�owa�a w duchu, �e zamiast d�ugiej obcis�ej sukni ma na sobie obszerny kombinezon. � To taki rodzaj schod�w z por�cz�, tak? � Chce pani zej�� pierwsza? � �eby jak spadn� nie poci�gn�� za sob� innych? � Ona tylko �artuje � wmiesza� si� Vanderberg. Nachyli� si� nad otworem i spu�ci� w d� obie nogi. Rz�d klamer sprowadzi� go jakie� dwa pi�tra w d� na o�wietlone policyjnymi reflektorami tory. Kilkana�cie metr�w dalej, w centrum krzy�uj�cych si� promieni sta� dziwny pojazd przypominaj�cy po��czenie wagonu metra z wozem kempingowym. � Co to jest? � Dakar stan�a za jego plecami. � Drezyna � wyja�ni� Horrocks. � By�y doniesienia, �e woda zagra�a ju� liniom metra. Ekipa specjalist�w mia�a sprawdzi� boczny tor. Zacz�li dzisiejszej nocy. Nas zawiadomiono dopiero jak nie zg�osili