15220

Szczegóły
Tytuł 15220
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15220 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15220 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15220 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Micha� Bu�hakow Bagrianyj ostrow SZKAR�ATNA WYSPA Powie�� tow. Juliusza Verne�a z francuskiego na ezopowy prze�o�y� Micha� A. Bu�hakow (1924) CZʌ� I WYBUCH WULKANU ROZDZIA� 1 HISTORIA Z GEOGRAFI� W�r�d fal oceanu, kt�ry jeszcze za niepami�tnych czas�w, z uwagi na cz�ste burze i sztormy, nazwano Spokojnym, le�a�a na szeroko�ci geograficznej 45, olbrzymia bezludna wyspa, zamieszkana przez s�awne, spokrewnione ze sob� plemiona: dzikus�w czerwonych, czarnuch�w bia�ych oraz czarnuch�w o bli�ej nie okre�lonym kolorze sk�ry. Tym ostatnim �eglarze, nie wiedzie� czemu, nadali miano za�artych. Gdy lord Glenarvan na pok�adzie s�ynnego statku �Nadzieja� zbli�y� si� po raz pierwszy do tej wyspy, stwierdzi�, i� panuj� tu stosunki do�� oryginalne: mimo �e dzikus�w czerwonych by�o dziesi�ciokrotnie wi�cej ni� wszystkich czarnuch�w � tych bia�ych i tych za�artych razem wzi�tych � rz�dzi�y wysp� wy��cznie pozostaj�ce w mniejszo�ci czarnuchy. Na tronie, w cieniu palmy, zasiada� pan i w�adca wyspy, kr�l Sizi�Buzi w kosztownej tiarze z rybich o�ci i puszek po sardynkach. Obok w�adcy siedzia� arcykap�an wraz z dow�dc� wojska, nieustraszonym Rikki�Tikki�Tawi. Dzikusy by�y w tym czasie zaj�te upraw� p�l, rybo��wstwem i zbieraniem ��wich jaj. Lord Glenarvan zacz�� od tego, od czego zwyk� zaczyna� wsz�dzie, gdziekolwiek stan�a jego noga, a mianowicie zatkn�� na szczycie g�ry sztandar i oznajmi�: �Ten wyspa� by� teraz m�j�. Wynik�o ma�e qui pro quo. Dzikusy nie obeznane z �adnym j�zykiem opr�cz rodzimego, zrobi�y ze sztandaru portki. W�wczas lord zabra� si� do wymierzania im kar cielesnych pod palmami, a gdy wych�osta� ju� wszystkich, rozpocz�� pertraktacje z wodzem Sizi� Buzi, po kt�rych zrozumia�, �e wyspa nale�y do wodza i �e �flaga niepotrzebny�. Jak si� okaza�o, wyspa zosta�a odkryta ju� dwukrotnie. Pierwsi by�o Niemcy, po nich jacy� inni, co to jedli �aby. Dla udokumentowania swych s��w Sizi�Buzi zademonstrowa� puszki po sardynkach, po czym napomkn�� s�odkim g�osem, �e �woda ognista bardzo smaczny by�, o tak!� � Wyw�chali, sukinsyny! � burkn�� lord po angielsku i poklepawszy Sizi�Buzi po ramieniu, pozwoli� mu �askawie uwa�a� si� nadal za w�adc� wyspy. Nast�pnie odby�a si� wymiana towarowa. Marynarze wy�adowali z pok�adu �Nadziei� szklane paciorki, zepsute sardynki, sacharyn� oraz wod� ognist�. Dzikusy za�, ogarni�te burzliwym entuzjazmem, zgromadzi�y na brzegu bobrowe sk�ry, ko�� s�oniow�, ryby, ��wie jaja i per�y. Sizi�Buzi wod� ognist� zatrzyma� dla siebie, sardynki te�, paciorki te� i tylko sacharyn� odda� dzikusom. Ustalono poprawne stosunki mi�dzy obu stronami. Statki wchodzi�y do zatoki, zrzuca�y na brzeg angielskie skarby i zabiera�y tubylczy szmelc. Na wyspie zadomowi� si� korespondent gazety �New York Times� w bia�ych spodniach i z fajk�. Korespondent natychmiast z�apa� tropikaln� rze��czk�. W podr�cznikach geografii nowo odkryta wyspa zacz�a figurowa� jako L�Ile des Sauvages (Wyspa Dzikich). ROZDZIA� 2 SIZI�BUZI PIJE WOD� OGNIST� Tak wi�c �ycie na wyspie wesz�o w faz� nies�ychanego rozkwitu. Arcykap�an, g��wnodowodz�cy oraz sam Sizi�Buzi dos�ownie k�pali si� w wodzie ognistej. Z twarzy Sizi�Buzi znikn�y zmarszczki � zaokr�gli�a si� wyra�nie i b�yszcza�a jak lakierowana. Oddzia� bia�ych czarnuch�w, przyozdobiony w korale, tkwi� przed namiotem wodza po�yskuj�c lasem dzid. Za�ogi mijaj�cych wysp� statk�w cz�sto s�ysza�y dobiegaj�ce z brzegu okrzyki: � Niech �yje wielki Sizi�Buzi, nasz w�adca! Niech �yje arcykap�an! Hurra! To krzycza�y czarnuchy, a te za�arte najg�o�niej. Gromada dzikus�w odpowiada�a wymownym milczeniem. Nie otrzymuj�c ognistych przydzia��w i pracuj�c do upad�ego, wspomniane dzikusy przebywa�y w stanie swoistej apatii granicz�cej z t�umion� niech�ci�. A �e w�r�d dzikus�w, podobnie jak w�r�d wszystkich innych ludzi, zdarzaj� si� pod�egacze, bywa�o te� tak, i� zaczyna�y ich nurtowa� buntownicze my�li: � Jak�e� to tak, ludzie dobrzy? Przecie to nie po bo�emu! Woda ognista � im (czyli czarnuchom), korale � im, a nam co, fig� z sacharyn�? A jak pracowa� � to my?! Wskutek takich nastroj�w czerwone dzikusy narazi�y si� na grube nieprzyjemno�ci. Sizi�Buzi, s�ysz�c o zam�tach, wys�a� do plebejuszowskich wigwam�w oddzia� karny, kt�ry w jednej chwili u�mierzy� bunt. Wych�ostane dzikusy k�ania�y si� w pas i zapewnia�y: � Sami wi�cej nie b�dziemy i dzieciom zabronimy! W ten to spos�b znowu nasta�y promienne czasy. ROZDZIA� 3 KATASTROFA Wigwamy Sizi�Buzi i arcykap�ana mie�ci�y si� w najlepszej cz�ci wyspy, u podn�a wygas�ego trzysta lat temu wulkanu. Pewnej nocy wulkan zbudzi� si� ca�kiem nieoczekiwanie i sejsmografy w Pu�kowie oraz Greenwich odnotowa�y jakie� z�owrogie idiotyzmy. Z wulkanu wydoby� si� dym, za nim p�omie�, potem posypa�y si� kamienie i na ko�cu, jak wrz�tek z samowaru, pop�yn�a roz�arzona lawa. Nad ranem, w miejscu gdzie sta�y kr�lewskie wigwamy, by�o czy�ciute�ko. Dzikusy stwierdzi�y, �e zosta�y bez wodza i bez arcykap�ana, z samym tylko g��wnodowodz�cym wojska. ROZDZIA� 4 GENIALNY KIRI�KUKI. W pierwszej chwili dzikusy stan�y niczym og�uszone gromem, w t�umie nawet przela�y si� �zy, ale ju� w nast�pnej chwili w g�owach zar�wno dzikus�w, jak i ocala�ych czarnuch�w z g��wnodowodz�cym na czele zrodzi�a si� my�l: �Co z nami b�dzie dalej?� My�l owa poci�gn�a za sob� szemrania � najpierw niewyra�ne, potem coraz g�o�niejsze � i nie wiadomo, co mog�oby z tego wynikn��, gdyby nie ca�kiem zdumiewaj�ce zjawisko. Ot� nad t�umem, przypominaj�cym pole mak�w urozmaicone nielicznymi bia�ymi plamami, wyros�a nagle pijacka g�ba o lataj�cych oczkach. Stan�wszy na beczce, objawi� si� ludowi w ca�ej swej okaza�o�ci znany na ca�ej wyspie pijaczyna i nier�b, os�awiony Kiri�kuki. Dzikusy po raz drugi zamar�y niczym pora�one gromem, a przyczyn� takiego stanu rzeczy by� zdumiewaj�cy wygl�d Kiri�kuki. Wszyscy � od dzieci do starc�w � zwykli widywa� tego osobnika obijaj�cego si� albo nad zatok�, gdzie wy�adowywano ogniste wspania�o�ci, albo w pobli�u wigwamu wodza, i wszyscy doskonale wiedzieli, �e Kiri�kuki to najprawdziwszy okaz czarnucha za�artego. A teraz ten sam Kiri ukaza� si� oczom oszo�omionych wyspiarzy pomalowany od st�p do g��w w barwy wojenne plebejuszowskiej czerwieni. Najbardziej do�wiadczone oko nie by�oby w stanie odr�ni� tego spryciarza i oszusta od zwyk�ego dzikusa! Kiri�kuki stoj�c na beczce zatoczy� si� raz i drugi, po czym otworzy� szerok� g�b� i wrzasn�� na ca�e gard�o, a jego epokow� mow� natychmiast utrwali� w swym notesie reporterskim natchniony korespondent gazety �New York Times�. � Og�aszam, �e wolna z nas wiara! Wam wszystkim sk�adam dzi�ki! �aden, ale to �aden z t�umnie zebranych dzikus�w nie zrozumia�, dlaczego Kiri� kuki sk�ada im dzi�ki i za co. Zatem ca�a gromada odpowiedzia�a mu zdumionym wrzaskiem: � Hurra!!! Przez kilka minut buszowa�o nad wysp� to dono�ne �hurra�, po czym przerwa� je nowy okrzyk Kiri�kuki: � A tera, ch�opy, przysi�ga�! Zachwycone dzikusy zawy�y: � Komu�u�u? Na to Kiri�kuki odpowiedzia� piskliwie: � Mnie�e! Tym razem dzikus�w zatka�o. Ale parali� nie trwa� d�ugo. G��wnodowodz�cy wyda� g�o�ny okrzyk: �Ach, kanalia, trafi� w dziesi�tk�!� � i pierwszy zg�osi� akces do podrzucania Kiri�kuki w g�r�. Przez ca�� noc na wyspie, graj�c odblaskami w niebie, p�on�y weso�e ogniska i wok� nich ta�czy�y dzikusy, pijane z nadmiaru szcz�cia i wody ognistej, kt�rej butelki otwiera� dla nich w�asnor�cznie �ebski Kiri�kuki. Przep�ywaj�ce w pobli�u statki wysy�a�y w eter b�yskawiczne radiogramy i zamierza�y dla porz�dku ostrzela� wysp�, ale ju� wkr�tce ca�y cywilizowany �wiat zosta� uspokojony depesz� korespondenta z �Timesa�: �tutejsze mato�y obchodz� �wi�to ludowe zwane bajram kropka ten oszust jest genialny�. ROZDZIA� 5 REBELLION Nast�pnie wydarzenia potoczy�y si� z szybko�ci� zaiste nadprzyrodzon�. Chc�c dogodzi� dzikusom, Kiri ju� pierwszego dnia og�osi�, �e wyspa przybiera miano Szkar�atnej dla uczczenia ich barw plemiennych. Niestety, oboj�tnych na s�aw� dzikus�w to wcale nie ucieszy�o, czarnuch�w za� zdenerwowa�o. Nast�pnego dnia, chc�c dogodzi� czarnuchom, Kiri mianowa� Rikki�Tikki g��wnodowodz�cym. Niestety, czarnuchom nie dogodzi�, poniewa� g��wnodowodz�cym pragn�� zosta� ka�dy z nich, dzikus�w natomiast rozz�o�ci�. Po czym, by dogodzi� tym razem samemu sobie, Kiri�kuki zaopatrzy� si� we wspania�e nakrycie g�owy ze strz�piastej puszki po szprotach, przypominaj�ce do z�udzenia koron� nieboszczyka Sizi�Buzi. W ten spos�b nie dogodzi� nikomu i rozz�o�ci� wszystkich, poniewa� czarnuchy s�dzi�y, �e ka�dy z nich jest godzien takiej korony, dzikusy za�, zdemoralizowane nadu�ywaniem wody ognistej, by�y w og�le przeciwne koronie, kt�ra zbyt dotkliwie przypomina�a im, �e stosunkowo niedawno zosta�y przez w�adc� wych�ostane. Ostatnie przedsi�wzi�cie Kiri�kuki dotyczy�o wody ognistej � i w�wczas przegra� na ca�ej linii. Og�osi� bowiem, �e wod� ognist� b�dzie dzieli� r�wno mi�dzy wszystkich, i przyrzeczenia nie dotrzyma�. Sprawa by�a bardzo prosta. Chc�c rozdawa� wszystkim, trzeba mie� du�o. A sk�d wzi�� du�o? W zamian za wod� ognist� Kiri up�ynni� ca�y zbi�r kukurydzy, ale wody ognistej nie zdoby� tyle, ile trzeba, tymczasem zar�wno czarnuchom, jak i dzikusom tak burcza�o w brzuchach z g�odu, �e zacz�li dawa� wyraz oburzeniu. Pewnego pi�knego dnia, w porze upa�u, gdy Kiri swym zwyczajem wylegiwa� si� w swym wigwamie, do naczelnika Rikki�Tikki przyszed� jaki� dzikus, kt�rego fizys �wiadczy�a wyra�nie o wichrzycielskich sk�onno�ciach. W momencie jego ukazania si�, Rikki popija� w�a�nie wod� ognist� pochrupuj�c w przerwach mi�dzy �ykami dobrze przyrumienionym kawa�kiem prosi�cia. � Czego chcesz, czerwona g�bo? � zapyta� oschle ponury dow�dca. Dzikus pu�ci� komplement mimo uszu i przeszed� od razu do meritum sprawy. � Jak�e� to, c� to si� dzieje? � zrz�dzi�. � W�dka wasza, prosiaki wasze� A my? Znowu dawne porz�dki czy co? � Ach, tak, prosiaka ci si� zachciewa! � powstrzymuj�c z�o�� powiedzia� dow�dca. � A jak? Co to, dzikus nie cz�owiek? � odpar� zuchwale go�� przybieraj�c bezczeln� postaw�. Rikki wzi�� prosiaka za chrupi�c� n�k�, zamachn�� si� i wyr�n�� dzikusa w z�by z tak� si��, �e z prosiaka trysn�� t�uszcz, a z warg dzikusa � krew. W oczach przybysza zakr�ci�y si� �zy przemieszane z gradem zielonych iskier. � Wynocha!!! � zamkn�� dyskusj� dow�dca. Nikt nie wie, co takiego uczyni� �w dzikus, powr�ciwszy do domu, dobrze wiadomo natomiast, �e ju� pod koniec dnia na wyspie hucza�o jak w ulu. Tej�e nocy za�oga fregaty �Chancellor�, przep�ywaj�cej w pobli�u wyspy, widzia�a dwie �uny w po�udniowej Zatoce B��kitnego Spokoju. W �wiat polecia�a niepokoj�ca wiadomo��: �na wyspie ognie mato�y znowu �wi�tuj� kropka Hatteras�. Szanowny kapitan Hatteras dopu�ci� si� b��du: rzeczywi�cie na wyspie p�on�y ognie, ale nie �wiadczy�o to bynajmniej o �wi�towaniu. Po prostu p�on�y wigwamy dzikus�w podpalone przez oddzia� karny z rozkazu dow�dcy � Rikki�Tikki. Nad ranem s�upy p�omieni zamieni�y si� w s�upy dymu, przy czym by�o ich ju� nie dwa, lecz dziewi��. Przed nadej�ciem nocy dym zamieni� si� znowu w rosochate �apy p�omieni (szesna�cie sztuk). �wiat by� powa�nie zaniepokojony; gazety w Pary�u, Londynie, Rzymie, Nowym Jorku, Berlinie i innych miastach wybi�y nag��wek: �Co si� sta�o na wyspie?� Wreszcie nadesz�a depesza od korespondenta �New York Timesa�. Jej tre�� okaza�a si� zdumiewaj�ca. �od pi�ciu dni p�on� wigwamy czarnuch�w kropka t�umy dzikus�w (dalej nieczytelne) oszust Kiri ucie (nieczytelne)�. A nazajutrz oszo�omi�a �wiat nast�pna depesza nadana ju� nie z wyspy, lecz z pewnego portu w Europie: �dickus utshinil colosalni rebellion kropka vispa plonie vibuhla jouma same trupi kropka proshe zolitchke pie�set kropka korespondent�. CZʌ� II WYSPA W P�OMIENIACH ROZDZIA� 1 TAJEMNICZE PIROGI O �wicie patrol na europejskim brzegu zaalarmowa�: � Na horyzoncie okr�ty! Lord Glenarvan wyszed� z lunet� i d�ugo obserwowa� czarne punkty. � Nie rozumiem � powiedzia� �w d�entelmen � czarnuchy w pirogach? � Do stu tysi�cy piorun�w! � zawo�a� Micha� Ardan ciskaj�c zeissowsk� lornetk�. � Stawiam waszyngto�skiego dolara przeciwko dziurawemu banknotowi z 1923 roku o warto�ci jednego miliona, �e to czarnuchy! � Ca�kiem mo�liwe � potwierdzi� Paganel. � Co to ma znaczy�? � zapyta� lord, zdziwiony po raz pierwszy w �yciu. Zamiast odpowiedzi czarnuchy po zej�ciu na l�d tylko j�cza�y. Ich wygl�d �mia�o mo�na by�o okre�li� jako przera�aj�cy. A kiedy przybysze troch� odsapn�li, wyja�ni�o si� co nast�puje. Ot� dzikus�w s� krocie. Cholerni pod�egacze zam�cili tym kretynom w g�owach. Wysuwaj� ��danie: wyt�pi� wszystkich czarnuch�w. Rikki wys�a� oddzia� karny, ale dzikusy wybi�y oddzia� w pie�. Ten �ajdak Kiri�kuki pierwszy zwia� pirog�. Tutaj s� resztki oddzia�u karnego z Rikki�Tikki na czele. Ucieka� male�ko do lorda, rozumie�? � Do stu tysi�cy diab��w! � zagrzmia� Ardan. � Te dzikusy zamierzaj� zosta� w Europie! Comprenez�vous? � Ale kto wam dawa� je��? � przerazi� si� Glenarvan. � Nie, wy jecha� na powr�t� � Ale�, wasze ja�niepa�stwo, nie mo�emy tam wr�ci� � p�aka�y czarnuchy. � Te dzikusy pozabijaj� nas bez pardonu. A po drugie, wigwamy nasze popalili ju� do reszty. Gdyby tak dla przyk�adu wojsko jakie wys�a�, mo�e by si� da�o uspokoi� tych sukinsyn�w� � Thank you � odpar� z ironi� lord wskazuj�c depesz� korespondenta. � Wy tam mie� d�uma. I am jeszcze nie wariat. Jedna m�j marynarz dro�sza by� ni� ca�y wasz parszywy wyspa. Yes. � Tak jest, wasza wielebno�� � zgodzi�y si� czarnuchy � wiadomo, �e�my nic niewarci. A i z d�um� to prawda, pan z gazety dobrze napisa�. Kosi ta zaraza i kosi. I znowu� g��d� � Ta�ak � powiedzia� w zadumie lord. � Okay. Ja pomy�le�. � A potem rozkaza�: � Kwarantanna! ROZDZIA� 2 CZARNA ROZPACZ. S��w brak, �eby opisa�, co przesz�y czarnuchy w go�cinie u lorda. Zacz�o si� od tego, �e wyk�pano ich w lizolu, po czym trzymano za ogrodzeniem, jak os�y. Karmiono oszcz�dnie, w sam raz tak, �eby z g�odu nie pomarli. A poniewa� przy takiej metodzie od�ywiania trudno ustali� �cis�� norm�, to jedna czwarta czarnuch�w mimo wszystko odda�a Bogu ducha. Wreszcie, po przetrzymaniu swych go�ci w kwarantannie, lord wyprawi� ich do pracy w kamienio�omach. Tam zapewniono im nadz�r, a nadzorcy mieli harapy uwite z byczych �y�� ROZDZIA� 3 MARTWA WYSPA Wszystkie statki otrzyma�y rozkaz: omija� wysp� w promieniu strza�u armatniego. Tak te� czyniono. Nocami wida� by�o s�ab�, dogorywaj�c� �un�, w dzie� wyspa tli�a si� czarnym dymem. Nad b��kitem fal p�yn�� smr�d rozk�adaj�cych si� trup�w. � Ju� po wyspie � m�wili marynarze patrz�c przez lornetki na zdradliw� ziele� l�du. Czarnuchy, kt�re na lordowym wikcie wygl�da�y niczym blade cienie, obijaj�c si� po kamienio�omach powtarza�y ze z�o�liw� satysfakcj�: � Dobrze im tak, szubrawcom. Niech pozdychaj�, pies im mord� liza�. A jak wszyscy zdechn�, wr�cimy tam cichcem i wyspa b�dzie nasza. I niech tylko trafi nam w r�ce ten �ajdak Kiri�kuki � rozprujemy mu w�asnor�cznie brzuch. Lord zachowywa� niewzruszone milczenie. ROZDZIA� 4 ZALAKOWANA BUTELKA. Wyrzuci�a j� fala na brzeg europejski. Butelk� otworzono w obecno�ci lorda, z zachowaniem wszelkich lizolowych ostro�no�ci. W �rodku by� �wistek papieru zabazgrany niew�tpliwie r�k� jakiego� dzikusa. T�umacz odczyta� te kulfony i przed�o�y� lordowi dokument nast�puj�cej tre�ci: �Przymieramy g�odem. Dzieci ma�e zdychaj� (napisane by�o: zdechajom). Znowu� ta d�uma. Ludzie my czy nie ludzie? Chlebka nam przy�lijcie. Kochaj�ce dzikusy�. Rikki�Tikki zzielenia�. � Wasza lordowska �askawo��! Za nic w �wiecie! Niech pozdychaj�! Bunt�w im si� zachciewa, a potem kto� ma ich �ywi�?!� � Nie mam taki zamiar � odpar� lord lodowatym tonem i zdzieli� Rikki�Tikki pejczem w ucho, �eby nie pcha� si� z doradzaniem. � W gruncie rzeczy to �wi�stwo � wycedzi� przez z�by Micha� Ardan. � Mo�na by im wys�a� przynajmniej troch� kukurydzy. � Dzi�kuj� za rad�, monsieur � skwitowa� go oschle Glenarvan. � Chcia�bym tylko wiedzie�, kto b�dzie p�aci� za kukurydz�. I bez tego ta banda czarnuch�w z�ar�a diabli wiedz� ile. G�upich rad nie potrzebuj�. � Ach, tak! � rzek� Ardan mru��c oczy. � W takim razie, sir prosz� wyznaczy� godzin� i miejsce pojedynku. I daj� s�owo honoru, �e z odleg�o�ci dwudziestu metr�w trafi� w wasz� lordowsk� mo�� r�wnie dobrze jak w katedr� Notre Dame. � Nie zazdroszcz� szanownemu panu, je�li znajdzie si� pan w odleg�o�ci dwudziestu metr�w ode mnie � odpar� lord. � Nie zazdroszcz�, poniewa� pa�ska waga zwi�kszy si� o wag� kuli, kt�r� wpakuj� �askawcy, wedle jego wyboru, w prawe albo lewe oko. � Phileas Fogg by� sekundantem lorda, Paganel � Ardana. Zar�wno Ardan jak i lord wyszli z pojedynku ca�o i zdrowo. Lord w Ardana nie trafi�, trafi� natomiast w jednego z czarnuch�w przyczajonych z ciekawo�ci pod krzakiem. Kula wesz�a czarnuchowi w nasad� nosa i wysz�a przez kark. Zgon nast�pi� w momencie, gdy kula znalaz�a si� w po�owie drogi, czyli w samym �rodku m�zgu. Ardan i Glenarvan, u�cisn�wszy sobie d�onie, rozeszli si� ka�dy w swoj� stron�. Ale na tym nie koniec przygody z butelk�. Tej�e nocy pi��dziesi�ciu czarnuch�w uciek�o w pirogach z europejskiego l�du zostawiaj�c lordowi bezczeln� wiadomo��: �Dzi�kujemy za lizol i za bycze �y�y. Mamy nadziej�, �e kiedy� powyrywamy nadzorcom nogi. Wracamy na nasz� wysp�. Z dzikusami jako� dojdziemy do �adu. Lepiej zdechn�� w domu od zarazy ni� tutaj od waszego �mierdz�cego mi�sa. Uszanowanie�. Uciekinierzy porwali ze sob� lunet�, zdezelowany karabin maszynowy, sto puszek skondensowanego mleka, sze�� b�yszcz�cych klamek od drzwi, dziesi�� rewolwer�w i dwie bia�e kobiety. Lord wych�osta� wszystkich pozosta�ych czarnuch�w i obliczy� w swym notesie warto�� skradzionych przedmiot�w. CZʌ� III SZKAR�ATNA WYSPA ROZDZIA� I ZASKAKUJ�CA DEPESZA Min�o sze�� lat. Odci�ta od �wiata martwa wyspa zosta�a zapomniana. Marynarze ze statk�w podziwiali niekiedy przez lunety obfit� ziele� jej brzeg�w, ska�y, i pieni�ce si� fale przyp�ywu. Nic poza tym. Zak�adano, �e powinno up�yn�� siedem lat, by znik�y pozosta�o�ci epidemii i wyspa przesta�a by� niebezpieczna. Z ko�cem si�dmego roku planowano wypraw� w celu powt�rnego zaludnienia wyspy przez goszcz�cych u lorda czarnuch�w. Na razie czarnuchy, chude jak szkielety, s�ania�y si� po kamienio�omach. I oto z pocz�tkiem si�dmego roku ca�y cywilizowany �wiat zosta� wstrz��ni�ty. Stacje radiowe w Ameryce, Anglii i Francji odebra�y zaskakuj�c� depesz�: �sko�czy�a si� zaraza kropka jeste�my �ywi i zdrowi czego i wam �yczymy kropka uszanowanie�. Rano prasa ca�ego �wiata zaprezentowa�a czytelnikom olbrzymie tytu�y: �WYSPA PRZEM�WI�A!!!� �ZAGADKOWY KOMUNIKAT!!!� �CZARNUCHY �YJ�!!!� � Na barchanowe pantalony mojej babci! � rykn�� Micha� Ardan. � Nadzwyczajne! Najbardziej zdumiewaj�ce jest nie to, �e prze�yli, ale to, �e nadsy�aj� depesze! Sk�d wytrzasn�li radio � chyba sam diabe� sprawi� im stacj� nadawcz�?! Lord Glenarvan przyj�� nowin� z zadum�, natomiast czarnuchy z kamienio�om�w by�y kompletnie za�amane. Rikki�Tikki j�cz�c b�aga� lorda: � Wystrzela� ich teraz, wasza przewielebno��, nic tylko wys�a� wojsko i wystrzela�! Przecie� c� to si� dzieje? Wyspa jest nasza, do nas nale�y! Ile� my tu mamy stercze�? � B�d� zobaczy� � odpowiedzia� lord. ROZDZIA� 2 KAPITAN HATTERAS I ZAGADKOWA BARKA Pewnego pi�knego majowego dnia nad morzem stan�� spiral� dym i wkr�tce okr�t pod dow�dztwem kapitana Hatterasa, wys�any przez lorda Glenarvana, przycumowa� do brzegu. Marynarze, st�oczeni wok� burt okr�tu, patrzyli z zaciekawieniem na wysp�. Oczom ich ukaza� si� nast�puj�cy widok: w zatoce spokojnie drzema�a woda, a tu� przy brzegu, otoczona gromadk� nowych dopiero co skleconych �odzi tubylczych sta�a jaka� nieznana barka. Tajemnica depeszy radiowej wyja�ni�a si� natychmiast � w oddali, nad szmaragdowym lasem tropikalnym, wznosi� si� maszt nadzwyczaj pokracznej stacji nadawczej. � Do stu tysi�cy piorun�w! � wrzasn�� kapitan. � Nie inaczej, jak tutejsze p�g��wki same zmontowa�y to szkaradzie�stwo! Marynarze, patrz�c na pokraczny owoc tubylczej tw�rczo�ci, weso�o rechotali. Z okr�tu spuszczono na wod� szalup� i kapitan w towarzystwie kilku marynarzy wysiad� na brzeg. Pierwsz� rzecz�, jaka zaskoczy�a odwa�nych przybysz�w, by�o niebywa�e mn�stwo dzikus�w. Hatterasa obst�pili nie tylko doro�li, ale tak�e ca�y t�um m�odzie�y. Skraj brzegu obsiad�a girlanda t�u�ciutkich dzieciak�w, kt�re �owi�y ryby, zwiesiwszy nogi w b��kitn� wod�. � Niech mnie diabli porw�, je�li ta d�uma nie wysz�a im na zdrowie! � zawo�a� Hatteras. � Maj� takie g�by, jakby od�ywiano ich wy��cznie papk� z p�atk�w owsianych w najlepszym gatunku! Ciekawe� Zobaczymy dalej� Dalej zdumia�a go w�a�nie owa stara barka przyczajona w zatoce. Wystarczy� jeden rzut do�wiadczonego oka, by przekona� si�, �e barka pochodzi z europejskiej stoczni. � Co� mi si� to nie podoba � wycedzi� Hatteras przez z�by. � Je�li tylko nie skradli sami tego trupa, to chcia�bym wiedzie�, co za kanalia grasowa�a tu w czasie kwarantanny? Ta barka wygl�da mi na niemieck�� Zapyta� wi�c zwracaj�c si� do dzikus�w: � Hej, wy, czerwone pyski! Sk�d gwizdn�li�cie bark�? Dzikusy odpowiedzia�y filuternym u�miechem, pokazuj�c z�by jak per�y. � Nie raczycie odpowiada�? Dobrze, zaraz pomog� wam przem�wi� � powiedzia� kapitan chmurz�c czo�o. Z tymi s�owy ruszy� w stron� barki, ale dzikusy zagrodzi�y drog� kapitanowi i jego marynarzom. � Precz! � wrzasn�� Hatteras i wprawnym ruchem si�gn�� do tylnej kieszeni. Ale nikt z dzikus�w cofa� si� nie zamierza�. Hatteras wraz ze swymi marynarzami znalaz� si� w zwartym pier�cieniu tubylc�w. Kapitanowi sp�sowia�a szyja. Dostrzeg� w t�umie jednego z bia�ych czarnuch�w, kt�rzy uciekli swego czasu z kamienio�om�w. � Kogo widz�! Stary znajomy! � zawo�a� Hatteras. � Teraz rozumiem, sk�d te bunty! Ano zbli� si� tu, �ajdaku! Ale �ajdakowi ani si� �ni�o; tak te� oznajmi�: � Nie p�jd�! Kapitan rozejrza� si� z w�ciek�o�ci�; teraz jego szyja przybra�a kolor fioletowy, stanowi�c wspania�y kontrast z bia�ym otokiem he�mu tropikalnego. Rzecz w tym, �e zauwa�y� w r�kach wielu dzikus�w karabiny, zanadto przypominaj�ce bro� niemieck�, w d�oni za� bezczelnego czarnucha � skradzione lordowi parabellum. Twarze majtk�w, zazwyczaj dziarskie, nabra�y powagi i zszarza�y. Kapitan spojrza� w piek�cy b��kit nieba, potem w stron� redy, gdzie ko�ysa� si� na falach jego okr�t. Pozostaj�cy na pok�adzie marynarze � bia�e plamki na masztach � spokojnie obserwowali brzeg. Kapitan Hatteras umia� wzi�� si� w gar��. Jego kark przybra� stopniowo normalny odcie�, co �wiadczy�o, �e tym razem udar kapitanowi nie grozi. � Prosz� mnie przepu�ci�, wracam na pok�ad � powiedzia� uprzejmie ochryp�ym g�osem. Dzikusy zrobi�y mu miejsce i kapitan eskortowany przez swych marynarzy odp�yn�� od brzegu. W godzin� p�niej zgrzytn�y �a�cuchy kotwic i nim zd��y�a up�yn�� nast�pna godzina, po okr�cie pozosta� tylko malutki dymek na l�ni�cym b��kicie horyzontu. ROZDZIA� 3 NIEZWYCIʯONA ARMADA W barakach, gdzie mieszka�y czarnuchy, dzia�y si� niestworzone rzeczy. Czarnuchy, wydaj�c z siebie okrzyki bojowe, zdawa�o si�, �e postrada�y zmys�y. Tego dnia zaserwowano im pe�ne wiadra t�ustego, z�ocistego roso�u. Zamiast �achman�w czarnuchom wydano wspania�e perkalowe portki i dowolne ilo�ci farby do bojowego tatua�u. Przy barakach widnia�y ustawione w koz�y nowiute�kie karabiny, obok karabin�w � kulomioty i inna bro� szybkostrzelna. Rikki�Tikki�Tawi wygl�da� najbardziej imponuj�co. L�ni�y pier�cienie w jego nozdrzach, mieni�y si� barwami powiewaj�ce nad g�ow� pi�ra. G�ba �wieci�a mu si� jak popowi przed Wielkanoc�. Powtarza� w k�ko jak ob��kany: � Dobra wasza, dobra wasza. Tera za�piewacie, go��beczki. Niech tylko dop�yniemy, ju� ja wam poka�� Robi� przy tym taki gest, jak gdyby zamierza� wydrapa� komu� oczy. � R�wnaj szeregi! Baczno��! Hurra! � dar� si� goni�c wzd�u� szeregu oci�a�ych po wielkim �arciu czarnuch�w. Trzy pancerniki w porcie zacz�y przyjmowa� na pok�ady bataliony czarnuch�w. I w�wczas mia�o miejsce nieoczekiwane zdarzenie. Przed szeregiem czarnuch�w ukaza� si� jaki� obszarpany, wyn�dznia�y osobnik ostrzy�ony na je�a. Oszo�omione czarnuchy rozpozna�y w tej n�dznej kreaturze oszusta Kiri�kuki, b��kaj�cego si� dot�d nie wiadomo gdzie. Mia� czelno�� wyst�pi� naprz�d i z przymilnym u�mieszkiem zwr�ci� si� do dow�dcy: � C� to, bracie, zapomnia�e� o mnie? Przecie� te� jestem wasz. Te� czarny. We�cie mnie ze sob� na wysp�. Mo�e przydam si� na co�� Nie zd��y� doko�czy�: dow�dca zzielenia� na twarzy i wyci�gn�� zza pasa szeroki ostry n�. � Wasza �askawo�� � powiedzia� do lorda, z trudem poruszaj�c trz�s�cymi si� wargami � ten tutaj� no, ten� to akurat Kiri�kuki, przez niego ca�y ten ba�agan� Wasza mi�o�� pozwoli, �e w�asnymi r�kami poder�n� mu gardzio�ko? � O yes, z mili ch�ci � odpowiedzia� dobrodusznie lord. � Ale ju�, statek czeka�. Kiri�kuki zd��y� tylko raz pisn��, gdy Rikki po mistrzowsku przeci�� mu gard�o od ucha do ucha. Nast�pnie wyszli naprz�d lord Glenarvan z Micha�em Ardanem i lord wyg�osi� mow� po�egnaln�: � Jecha�, dzikus walczy�. I am pomaga�, ze statek strzela�. You potem p�aci�. ROZDZIA� 4 NIEOCZEKIWANY FINA� Niczym per�a l�ni�a wyspa w o�lepiaj�cych promieniach dnia. Statki zbli�y�y si� do brzegu i uzbrojone wojsko czarnuch�w zesz�o na l�d. Rikki, p�on�c niecierpliwo�ci� w przeczuciu walki, wyskoczy� pierwszy i potrz�saj�c szabl� rozkaza�: � Za mn�, zuchy! I zuchy pod��y�y za nim. Przebieg wypadk�w by� nast�puj�cy: na �yznych polach wyspy przywita�a nieproszonych go�ci olbrzymia armia dzikus�w. By�y ich takie krocie, �e zielona wyspa w mgnieniu oka zabarwi�a si� na czerwono. Par�y jak chmara ze wszystkich stron i nad czerwonym oceanem g��w, niczym w�osie na szczotce do z�b�w, je�y�a si� szczecina bagnet�w i kopii. Gdzieniegdzie, wtr�cone w czerwony t�um, p�dzi�y w charakterze dow�dc�w oddzia��w te same czarnuchy, co swojego czasu zwia�y z kamienio�om�w. Wspomniane czarnuchy nosi�y teraz barwy wojenne dzikus�w; potrz�sa�y rewolwerami i wyraz ich twarzy m�wi�, �e nie maj� nic do stracenia. Z gard�a wyrywa�y si� bojowe rozkazy: � Bagnety na bro�! Dzikusy wt�rowa�y takim wrzaskiem, �e styg�a w �y�ach krew: � Bij sukinsyn�w!! Gdy zderzy�y si� szeregi walcz�cych, nie by�o najmniejszych w�tpliwo�ci, �e armia Rikki�Tikki jest zaledwie bia�� plam�, wysp� w faluj�cym czerwonym oceanie. Plama rozla�a si� i otoczy�a dzikus�w od flank. � Na rogi szatana! � zawo�a� z pok�adu okr�tu flagowego Micha� Ardan. � Nigdy w �yciu nie widzia�em czego� podobnego! � Wspom�c ich ogniem! � rozkaza� lord Glenarvan odrywaj�c od oczu lunet�. Kapitan Hatteras wspom�g�. Buchn�a czternastocal�wka i pocisk, nie osi�gn�wszy celu, wybuch� akurat na styku mi�dzy dzikusami i czarnuchami. Dwudziestu pi�ciu czarnuch�w i czterdziestu dzikus�w roznios�o w strz�py. Drugi pocisk zebra� plon jeszcze wi�kszy: pi��dziesi�ciu czarnuch�w i stu trzydziestu dzikus�w. Trzeciego pocisku nie wys�ano, albowiem lord Glenarvan, obserwuj�cy atak artyleryjski przez lunet�, schwyci� kapitana Hatterasa za gard�o i odci�gn�� od armaty wo�aj�c: � Niech pana szlag trafi, przerwa� to natychmiast! Walicie przecie� prosto w czarnuch�w! W szeregach czarnuch�w, po dw�ch strza�ach Hatterasa, wybuch�a nieprawdopodobna panika. Armia zawy�a i drgn�a. Wy� nawet Rikki�Tikki, wok� kt�rego wytworzy� si� szalony wir. Z wiru wy�oni�a si� nagle wykrzywiona g�ba jednego z szeregowych czarnuch�w. Czarnuch z pian� na ustach podskoczy� do os�upia�ego dow�dcy i wychrypia�: � Co�o?! Ma�o ci, �e� nas zataszczy� w kamienio�omy i gn�bi� tam przez siedem lat!! Teraz znowu zaczynasz? Wci�gasz w pu�apk�? �eby�my z przodu oberwali od dzikus�w, a z ty�u � pociskiem w kark? A�a�!!! B�yskawicznie wyszarpn�� n� i pe�nym natchnienia ruchem wbi� go w pier� Rikki� Tikki, mierz�c z nadzwyczajn� dok�adno�ci� mi�dzy pi�te a sz�ste �ebro po lewej stronie. � Ratun� � j�kn�� dow�dca� �� ku� � doko�czy� ju� na tamtym �wiecie, przed tronem Wszechmog�cego. � Hurra�a! � wrzasn�y dzikusy. � Sk�adajmy bro�! Hura! Pojednajmy si�, bracia! � wy�y og�upia�e czarnuchy, porwane buszuj�cym potokiem niezliczonej dzikusowej braci. � Hurra�ra!! � odpowiedzia�y dzikusy. I wszystko zmiesza�o si� na wyspie w jednym niewiarygodnym galimatiasie. � Do siedmiuset wrzod�w i ci�kiej febry! � zawo�a� Micha� Ardan przywieraj�c oczami do zeissowskich szkie� lornetki. � Niech zawisn� na stryczku, je�li ci wariaci nie zawarli przymierza! Prosz� spojrze� sir! Padaj� sobie w obj�cia! � Widz� � odrzek� lord grobowym g�osem. � Ciekaw jestem, kto nam teraz wynagrodzi wszystkie wydatki zwi�zane z �ywieniem tej ho�oty w kamienio�omach? � Ach, niech�e pan da spok�j, sir � powiedzia� serdecznie Ardan � mo�emy nie spodziewa� si� �adnej nagrody poza febr� tropikaln�. Jednym s�owem, radz� panu, �eby�my czym pr�dzej podnie�li kotwice. Uwaga!! � krzykn�� nagle i przykucn��, a lord kucn�� machinalnie obok niego. Zd��yli w por�: nad ich g�owami, niczym szalony podmuch wiatru, przemkn�a b�yszcz�ca chmura strza� i kul wys�anych przez czarnuch�w. � Wlepi� im! � wrzasn�� lord do kapitana. Kapitan wlepi� � ale nieudolnie. Pocisk wybuch� wysoko w powietrzu. Zjednoczona armia dzikus�w i czarnuch�w odpowiedzia�a na to nast�pn� chmur� strza�, kt�ra przemkn�a tym razem ni�ej, i lord ujrza� na w�asne oczy, jak siedmiu zbroczonych krwi� marynarzy pad�o w przed�miertnych konwulsjach. � Do diab�a z ca�� t� wypraw�! � krzykn�� przewiduj�cy Ardan. � Gazu, sir! Strza�y maj� zatrute! Gazu, je�li nie chce pan przywie�� d�umy do Europy! � Przy�o�y� im na po�egnanie! � wychrypia� lord. Znany partacz � kapitan Hatteras � wys�a� na po�egnanie jeszcze jeden pocisk, kt�ry polecia� w og�le nie wiadomo gdzie, po czym okr�ty podnios�y kotwice. Trzecia chmura strza�, ju� niegro�na, osiad�a na morskich falach. W p� godziny p�niej pancerne olbrzymy oddali�y si� pruj�c oceaniczne fale i zasnuwaj�c dymem horyzont. W spienionym wirze za ruf� przewraca�y si� wyrzucone za burt� trupy siedmiu zabitych marynarzy. Wysp� powleka�a mgie�ka, w kt�rej ton�� powoli szmaragdowy, opromieniony s�o�cem brzeg. ROZDZIA� 5 KO�COWY SYGNA� W nocy tropikalne niebo nad Szkar�atn� Wysp� rozjarzy�a p�omienna �una i okr�ty nada�y piorunuj�c� wiadomo��, kt�r� odebra�y wszystkie stacje: �wyspa �wi�tuje bajram na nies�ychan� skal� kropka te diab�y chlej� w�dk� kokosow��. Nast�pnie wie�a Eiffla rozb�ys�a snopem zielonych b�yskawic, kt�re przynios�y meldunek a� nazbyt bezczelny: �lord glenarvan micha� ardan obchodz�c nasze wsp�lne �wi�to mamy zaszczyt oznajmi� i� panowie mog� nas poca�o (nieczytelne) w (nieczytelne) kropka�. z powa�aniem czarnuchy i dzikusy kropka � Przerwa� odbi�r! � rykn�� Ardan. Wie�a umilk�a. Zgas�y zielone b�yskawice. Co by�o dalej � nikt nie wie. Prze�o�y�a A��a Sarachanowa