15875

Szczegóły
Tytuł 15875
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15875 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15875 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15875 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ma�gorzata Musierowicz FRYWOLITKI 3 czyli ostatnio przeczyta�am ksi��k�!!! (Wyb�r z lat 2000-2004) Piotru� i- Ja chorowa�am na gryp�, a ta si� skomplikowa�a. Gor�czka /A si�gn�a 40 stopni i m�� straci� zaufanie do moich metod �" � samopomocy medycznej; uda� si� desperacko po ratunek do s�u�by zdrowia. Prostolinijny jak zawsze, sprowadzi� - po raz pierwszy, odk�d p�acimy na ZUS - rejonow� lekark� pierwszego kontaktu. Tym samym musia� strzeli� jak�� gaf�, bo m�oda pani doktor przyby�a nad�sana. - No? - spyta�a gro�nie, wchodz�c do pokoju i obrzucaj�c pot�piaj�cym wzrokiem bibliotek�, kwiaty i obrazy. - Co tu si� dzieje?! - a kiedy wyja�ni�am, �e nie mog� oddycha�, m�oda osoba nie powstrzyma�a ju� swego gniewu: - Oj, pani Musierowicz! Pani tu sobie �yje w swoim pogodnym, radosnym �wiecie, ale rzeczywisto�� jest ca�kiem inna ni� w pani ksi��kach! - wybuchn�a. 5 Maj�c zapalenie oskrzeli cz�owiek nie czuje si� ani pogodnie, ani rado�nie. Nie zdoby�am si� jednak na �adn� ripost�, bo mi si� kr�ci�o w g�owie. A przecie� riposty mam gotowe ju� od dawna, wszak par� razy w �yciu t�umaczy�am rozmaitym cymba�om - przy okazji ich ideologicznych napa�ci - �e beletrystyka, zw�aszcza przeznaczona dla m�odych czytelnik�w i dzieci, rz�dzi si� innymi prawami ni� drapie�ne dziennikarstwo i inne zgo�a stawia sobie cele; nie musi ona obowi�zkowo tropi� dewiacji ani odzwierciedla� ciemnych stron rzeczywisto�ci i ponurych zakamark�w ludzkiej duszy. Mo�e to dla niekt�rych nie do poj�cia, lecz w gruncie rzeczy beletrystyka mo�e si� zajmowa�, czym chce, wedle upodoba� i woli autora! Najwy�ej czytelnicy si� od niej odwr�c�. Znudzi�o mi si� ju� dawno powtarzanie rzeczy dla ka�dego oczywistych, tote� milcza�am i tym razem, i nawet nie powiedzia�am pani doktor, �e je�li tylko zapragnie przeczyta� ksi��k� o ponurej rzeczywisto�ci, bez trudu znajdzie takie dzie�o w ksi�garni, na kupie innych nikomu nie potrzebnych dzie�. Ostatecznie, mog�aby te� pani doktor napisa� sobie tak� ksi��k� sama! Doprawdy, nic �atwiejszego ni� wyla� na papier swoje frustracje: trzask, prask - i ksi��ka gotowa. Trudu i wysi�ku wymaga dopiero przetworzenie rzeczywisto�ci, wyniesienie jej na poziom umowno�ci oraz nadanie jej dodatkowego znaczenia. Ale nic nie powiedzia�am, bo by�o mi gor�co oraz s�abo. Biernie podda�am si� badaniom, usi�uj�c zrozumie�, jakie s� przyczyny gniewu m�odej lekarki. Kiedy, wci�� naburmuszona, zacz�a si� zbiera� do wyj�cia, wyobra�nia podsun�a mi wyja�nienie: poprzedni pacjent, kt�rego odwiedzi�a, musia� pani doktor wspomnie� o pa-vulonie i okaza� jawny brak zaufania, zw�aszcza je�li -jak u mnie - nie umy�a r�k przed badaniem. Ani - po. Postanowi�am wypr�bowa� na m�odej lekarce dzia�anie Eksperymentalnego Sygna�u Dobra. - Bardzo dzi�kuj� za wizyt�, pani doktor - powiedzia�am. - I prosz� za bardzo si� nie przejmowa� t� rzeczywisto�ci�. W gruncie rzeczy ludno�� lubi lekarzy i szanuje ich prac�. 6 Bingo!!! -pani doktor raptownie odtaja�a, a na jej zaci�te oblicze wyp�yn�� ca�kiem mi�y u�miech. - No ju� dobrze, dobrze - rzek�a wybaczaj�co i posz�a sobie. Pad�am na poduszki i odda�am si� rozmy�laniom, o kt�rych �mia�o mog� powiedzie�, �e by�y gor�czkowe. Czy tw�rcy, ukazuj�cy publiczno�ci jasne strony �ycia, zas�uguj� na stuprocentowe pot�pienie, czy te� znajd� si� dla nich jakie� okoliczno�ci �agodz�ce? - zadawa�am sobie pytania, �ykaj�c przepisany mi przez m�od� lekark� antybiotyk (kt�ry, notabene, spowodowa� wyst�pienie tak zwanych skutk�w ubocznych, co przed�u�y�o potem m�j pobyt w ��ku o dwa tygodnie). Przypomina�am te� sobie �Ameli�", film pe�en humoru i wdzi�ku, zrobiony z rado�ci� i talentem, a ukazuj�cy dobitnie, �e poezja sadowi si� w rzeczywisto�ci brzydkiej i trywialnej r�wnie pewnie, jak po�r�d idyllicznych krajobraz�w, i �e potrafi �y� po�r�d ludzi �miesznych, �a�osnych i nieszcz�liwych ca�kiem tak samo, jak pomi�dzy herosami poemat�w. Lecz i znakomita �Amelia", za kt�r� publiczno�� przepada, spotka�a si� z wrogo�ci� pewnego typu krytyk�w (o czym z przykro�ci� przeczyta�am w �Forum"). Zarzucali oni filmowi, �e ukazuje pogodny, radosny �wiat, podczas gdy rzeczywisto�� jest zupe�nie inna. Kiedy tak rozmy�la�am, w odpowiedzi nast�pi�o wydarzenie zachwycaj�ce, iskrz�ce si� cudowno�ci� i podnosz�ce na duchu. Do pokoju wpad�a rozpromieniona posta�, wo�aj�c: - Mamo, zgadnij, od kogo dosta�a� list!!! - i poda�a mi wytworn�, pod�u�n� kopert� z kremowego papieru. Nadawc� by� Jeremi Przybora! A list by� prze�liczny. Powietrze w centrum grypowym zrobi�o si� z�ociste i orze�wiaj�ce, jakby przez otwarte okno wlecia�a tu wr�ka, siej�ca iskierki. Z rado�ci podskoczy�am na ��ku i straci�am kilka stopni gor�czki. Musz� wyja�ni�, �e od lat pi��dziesi�tych, kiedy to w radio nadawano �Teatrzyk Eterek", Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski s� stale obecni w �yciu naszej rodziny. S�uchamy, czytamy i ogl�damy wszystko, co tylko stworzyli. M�wimy cytatami z �Eterka" (�S�ycha�, jak przepe�nia si� jaki� kielich") i z �Kabaretu Starszych Pan�w" 7 (np. �Deptanie dla tych stworze� to pasmo upokorze�"), a nasi przyjaciele porozumiewaj� si� z nami w ten sam spos�b. Nucimy i gwi�d�emy �liczne melodyjki, kolekcjonujemy p�yty Starszych Pan�w, ta�my i ksi��ki. Lecz przede wszystkim - zanurzamy si� bez umiaru w pogodny, radosny �wiat wyobra�ni pana Przybory, ciesz�c si� bogactwem jego s�owa, subtelnym poczuciem humoru, wdzi�kiem, dystansem oraz elegancj� i przekonuj�c si�, �e poezja przebywa w kabaretowych piosenkach r�wnie ch�tnie, jak w wierszach Mi�osza, gdy� dla niej nie ma znaczenia, w jakim odnajdzie si� gatunku. Gatunki jej nie interesuj�, ona chce okre�lonych warunk�w. Potrzebuje te� ludzi, kt�rzy jej potrzebuj�. I oczywi�cie - kogo�, kto b�dzie jej przeka�nikiem. Przeka�nik, wyst�puj�cy pod nazw� �Jeremi Przybora", nale�y do najdoskonalszych: czego tknie, nasyca poezj�. Szczeg�lnie ciekawe za� wydaje si� jego najnowsze dzie�o, adaptacja �Piotrusia Pana", arcydzie�a literatury dla dzieci, kt�rego autorem jest brytyjski odpowiednik (teraz to zauwa�y�am) Jeremiego Przybory, sir James Matthew Barrie (1860-1937), baronet, rektor uniwersytetu w Edynburgu, autor powie�ci, satyr i komedii, cz�owiek obdarzony znakomitym poczuciem humoru i czu�� wra�liwo�ci�, d�entelmen, s�owem - poeta. Kto� mo�e tu si� obruszy� i o�wiadczy�, �e poeta to nie �aden d�entelmen, tylko osobnik, kt�ry bije �on� krzes�em, u�ywa mn�stwo alkoholu i z b�aze�sko wykrzywionym, pogardliwym obliczem przesiaduje po knajpach, gdzie w b�lach rodzi pe�ne goryczy, buntu i bezsensu nieudolne linijki, przesycone poczuciem wy�szo�ci. Ale ja nie musz� si� zgodzi� z tak� definicj�. Ksi��kowe wydanie libretta, wraz z p�yt� CD zawieraj�c� gotowe ju� nagrania piosenek z musicalu �Piotru� Pan", odnalaz�am w za��czonej do listu paczuszce. Mam do powiedzenia sporo krytycznych s��w na temat pana Janusza Stok�osy w roli wydawcy (dopu�ci� on do tego, �e rzecz najcenniejsz�, mianowicie tekst pi�ra Jeremiego Przybory, wydrukowano w tej oblanej lakierem i z�otem ksi��ce na ciemnych aplach, r�norodnymi czcionkami rozsypanymi niby to malowniczo, zupe�nie nieczytelnymi w towarzystwie zniech�caj�cych ilustracji. Oby nie zaszkodzi�o to sprzeda�y! Lecz odda� 8 panu Stok�osie nale�y jedno: wiedzia�, do kogo si� zwr�ci� po adaptacj�. Ta adaptacja jest bowiem wzorowa! - nie gubi�c w koniecznych skr�tach ani odrobiny czaru, prawdy i atmosfery oraz przes�ania pi�knej ksi��ki Barriego, Jeremi Przybora stworzy� dzie�o sceniczne ca�kowicie w�asne; doda� wiele uroczych tekst�w piosenek, bawi�c si� pysznie s�owami, sypi�c b�yskotliwymi pomys�ami jak z r�kawa, roz�mieszaj�c i wzruszaj�c do �ez (na przyk�ad piosenk� �Ogarnie nas przyp�yw", kt�ra w swej czysto�ci i �agodnie u�miechni�tym smutku sprawia olbrzymie wra�enie). Chocia� znam powie�� na pami��, musia�am chwilami po ni� si�ga�, by si� upewni�, �e poszczeg�lne znakomite pomys�y s� dzie�em adaptatora, nie autora - tak doskonale zosta�y wpasowane w styl Barriego, zachowuj�c zarazem wszystkie zalety stylu Przybory. Jestem pe�na podziwu dla tej misternej, znakomitej roboty, dla precyzji, fantazji i dla pot�gi talentu pana Jeremiego. Nie musz� dodawa�, �e wszyscy chodzimy ju� po domu, recytuj�c na wy�cigi: �Przed Piotrusiem okno zamkn�, gdyby �otru� wr�ci� z nimi", lub: �Wielki W�dz plemienia Pikaniny, Olbrzymia Panter Mniejszy pozdrawia� wielki ma�y blada twarzyczka Piotru� Pan", albo delektujemy si� pie�ni� kapitana Haka: Ach, synem by�em ja rodu wysokiej rangi i sfery. ��czy�em z wdzi�kiem urod�, nieskazitelne maniery. Wytwornych stroj�w gam� pie�ci�em oczy dam. A dzi� na czele cham�w by� d�entelmenem mam! Cho� ze mn� ta ha�astra na ka�dy stanie zew, to straszne - �y� w�r�d chamstwa! To straszne - by� w�r�d chamstwa, nie znosz�c go, psiakrew! 9 Lub wreszcie: �Piotrusiu Panie, twoja twarz I jest przecie� twarz� dziecka. I Kim jeste�, �e w spojrzeniu masz I moc, co jest czarodziejska? ". W�a�nie, kiedy wypowie si� te ostatnie s�owa, mo�na w pe�ni zrozumie� tajemnic� Jamesa Matthew Barriego i Jeremiego Przybory. Ich tajemnica jest wsp�lna: ka�dy z nich to Piotru� Pan we w�asnej osobie. 10 Pociecha ^ ? elduj� si� po przerwie, bo zn�w mi odebra�o mow� oraz i JK/I ch�� wypowiadania si� na pi�mie. Potrzeba mi zwykle -* ? *r czasu, �eby wyj�� z przygn�bienia, wywo�anego horrendalnymi wypadkami. A tych mamy obfito��: w �yciu politycznym skandale, kt�rymi mo�na by si� tak mocno nie przejmowa�, gdyby nie to, �e wstyd jest wsp�lny i wsp�lny jest los. Czas pomaga na przygn�bienie o tyle, �e mo�na si� zdoby� na jak�� refleksj�, w czym wspieraj� cz�owieka ulubione lektury. Na przyk�ad �Opis obyczaj�w za panowania Augusta III" J�drzeja Kitowicza, gdzie, otwar�szy przypadkowo tom na stronie 308, wyczyta�am co nast�puje: ,A gdy takim sposobem nie by�o �adnego po�ytku z sejm�w, przysz�y te� nareszcie do takiej pogardy, �e arbitrowie, siedz�cy wysoko na �awkach, ciskali jab�kami i gruszkami twardymi na pos��w peroruj�cych, osobliwie, gdy kt�ry prawi� co lada jako. Trafiony w �eb, a jeszcze wed�ug mody panuj�cej natenczas wygolony jak kolano, pose� wo�a� na marsza�ka: �Protestor, mci panie marsza�ku, o zniewag� charakterowi memu poselskiemu przez arbitra uczynion�� - pokazuj�c takowej zniewagi jawny i oczywisty dow�d, 11 �wie�y guz na czele lub pod okiem siniec. (...) Arbitrowie, pr�cz ciskania na pos��w, jeszcze innym sposobem przerywali pos�om mowy, kiedy spychaj�c jeden drugiego z �awy, a spadaj�cy chwytaj�c siedz�cych, razem kilku na ziemi� spad�o, z czego �miech powszechny przerywa� obrady. Taka by�a p�ocho�� w izbie poselskiej. (...) Druga nieprzyzwoito�� by�a mi�dzy pos�ami - piwo butelkowe, w�wczas b�d�ce w gu�cie, musuj�ce tak jak angielskie (...). Pos�owie po dobrych �niadaniach naturalnie cierpieli pragnienie; nie chc�c wychodzi� z ko�a dla t�oku zawsze panuj�cego, kazali sobie przynie�� owego piwa; to w r�ku niesprawnego s�u�alca albo te� filuta otworzone, z butelki musuj�c gdyby z sikawki po g�owach i sukniach jakiego takiego, poruszy�o bliskich do ucieczki, a st�d do zamieszania i �miechu ca�ej izby". W przypisach - arcy ciekawy eh, jak to przypisy - zamieszczono ma�e a propos: fragment diariusza sejmu ordynaryjnego grodzie�skiego z roku 1752. ,JVa sesji w dniu 5 listopada wyst�pi� z oskar�eniem Wilczewski, podkomorzyc wiski; wyzna� zatem, jakowe s� postronnych nacji oko�o zepsucia obrad naszych starania; wyzna� sam z siebie: jako by� tentowany, a nie chc�c by� Judaszem i tradere patriam (zdradzi� ojczyzny), doby� publice pieni�dzy 350 dukat�w, in vim (jako �rodek) zerwania sejmu sobie danych, i one z indygnacj� rzuci� na �rodek izby poselskiej (...). Przyst�pi� potem im� pan Wilczewski do denominacji apre-tiatiorum (wyliczenia op�aconych) i najprz�d czyta� z regestru im� pana Kietli�skiego - sandomirskiego, im� pana Grodzickiego - kaliskiego, im� pana Rogali�skiego - pozna�skiego, Gurowskiego - podolskiego, Hurka - witebskiego, Wolbeka - mozyrskiego i Je�ewskiego - p�ockiego, pos��w. Wprawdzie po kilku dniach (14 listopada) Wilczewski odwo�a� oskar�enie, ale skutecznie zatamowa� czynno�ci sejmu, kt�ry mia� uchwali� aukcj� wojska". Interesuj�ce, �e zachowania proste i naturalne u cz�owieka, obdarzonego przez nar�d godno�ci� pos�a, takie jak powaga, uczciwo��, spok�j i odpowiedzialno�� za rozstrzyganie spraw pa�stwowych, nie by�y w owych czasach w modzie. Dzi� sytuacja jest jak�e inna! - nikt nie rzuca jab�kami, ani tym bardziej tward� gruszk�, za� piwa wnosi� na sal� sejmow� nie wolno. 12 Tak si� pocieszywszy, odk�adam na chwil� ksi��k� i patrz� w okno. Ale� to istny huragan! Natura nie ustaje w s�aniu nam wci�� nowych sygna��w ostrzegawczych. Tylko �e ma�o kto bierze j� na serio. �Dziwne znaki na niebie i ziemi", kt�re budzi�y l�k w naszych antenatach i zmusza�y ich do zastanowienia nad przyczynami ewentualnej kary Bo�ej, zracjonalizowano dzi� i oswojono. Nies�usznie. Zracjonalizowane czy nie, odruchy obronne przyrody nie przestaj� by� gro�ne. A co do kary Bo�ej, wci�� nic nie wiadomo na pewno. Na razie natura wci�� funkcjonuje. I to jest prawdziwa pociecha. Wiosna na pewno przyjdzie za dwa miesi�ce; na forsycjach ju� nabrzmiewaj� p�czki, a z ziemi wy�a�� czubki niecierpliwych krokus�w. R�e wygl�daj� jak martwe badyle, ale ja wiem, �e kr��� w nich soki i czai si� tajemnicza energia, kt�ra w czerwcu ka�e im wybuchn�� lawin� misternych kwiat�w w najpi�kniejszych kolorach. Wci�� jeszcze wszystko jest tak, jak by� powinno. �S�o�ce wschodzi, g�aszcze powietrze. Dziecko si� rodzi. Szumi deszcz" - pisa� w roku 1948 Konstanty Ildefons Ga�czy�ski, kt�rego s�owa dedykuj� Noemi i Tomkowi, przysz�ym rodzicom. �Ptak ptaka strofuje w gnie�dzie. Gwiazda dzie� dobry m�wi gwie�dzie. Dziecko si� rodzi. Nasze dziecko si� rodzi. Nadzieja." 13 Mowa d�wi�k�w upi�am sobie cudown� ksi��k� i nie mog� si� ni� nacieszy�! * Jf - nie wiem tylko, jak mog�am w roku 1995 przegapi� jej V, ukazanie si� - zapewne sta�o si� tak dlatego, �e �Muzyka mow� d�wi�k�w" wydana zosta�a, w ma�ym z pewno�ci� nak�adzie, przez Fundacj� �Ruch Muzyczny". Znalaz�am j� dopiero w znakomitej ksi�garni �Kapita�ka", kt�rej obs�uga zawsze niezwykle umiej�tnie eksponuje najbardziej warto�ciowe tytu�y (dzi�kuj� za ten!). Autorem ksi��ki jest jeden z niewielu prawdziwych Mistrz�w naszych czas�w - Nicolaus Harnoncourt, austriacki wiolonczelista i dyrygent, profesor Mozarteum w Salzburgu, za�o�yciel Concentus Musicus Wien. Na odwrocie ok�adki - cytat, kt�ry uderza swoj� trafno�ci�: �Brahms powiedzia� kiedy�, �e aby zosta� dobrym muzykiem, trzeba po�wi�ci� r�wnie du�o czasu na czytanie, co na �wiczenie na fortepianie. Tu w�a�nie tkwi istota sprawy tak�e i dzi� ". 14 Zapewne twierdzenie to mo�na odwr�ci� i zastosowa� wobec tych, kt�rzy pisz�. Powinni po�wi�ci� r�wnie wiele czasu muzyce, co ksi��kom - pomy�la�am, a uni�s�szy ok�adk� mojego nabytku, przeczyta�am pierwszy akapit: �Od �redniowiecza a� do czas�w rewolucji francuskiej muzyka by�a jednym z g��wnych filar�w naszej kultury i naszego �ycia. Jej znajomo�� by�a cz�ci� wykszta�cenia og�lnego. Dzisiaj muzyka sta�a si� jedynie ornamentem, pozwalaj�cym zape�ni� puste wieczory. (...) St�d bierze si� �w paradoks, �e wok� rozbrzmiewa znacznie wi�cej muzyki ni� niegdy� (otacza nas prawie bez przerwy), ale nie ma ona dla naszego �ycia �adnego znaczenia. (...) Dzi� cenimy zupe�nie inne warto�ci ni� te, kt�re cenili ludzie minionych stuleci. Ile si�y, cierpienia, mi�o�ci kosztowa�o budowanie katedr i �wi�ty�, jak niewiele uwagi po�wi�cano urz�dzeniom, maj�cym s�u�y� jedynie wygodniejszemu �yciu. Cz�owiek wsp�czesny przywi�zuje wi�ksz� warto�� do samochodu czy samolotu ni� do jakich� tam skrzypiec, wi�ksze znaczenie do schematu urz�dzenia elektronicznego ni� do symfonii. Cena, jak� p�acimy za to, co uwa�amy za wygodne i niezb�dne, jest jednak zbyt wysoka: bez zastanowienia pozbawiamy �ycie intensywno�ci w zamian za powaby komfortu - lecz, gdy raz co� si� utraci, ju� si� tego nie s odzyska". Dalej pisze Harnoncourt o gruntownej zmianie roli muzyki, jaka dokona�a si� w ci�gu ostatnich dw�ch wiek�w. Dawniej muzyka by�a mow�, w kt�rej wyra�a�o si� to, co niewys�owione. Mog�a by� rozumiana tylko przez wsp�czesnych, a wi�c musia�a by� tworzona wci�� na nowo, odpowiadaj�c na nowe potrzeby duchowe. (Muzyki dawniejszych epok s�uchano w�wczas tylko przy wyj�tkowych okazjach!) Wszystko si� zmieni�o, gdy muzyka przesta�a zajmowa� centralne miejsce w �yciu cz�owieka - jej funkcja mi�ej ozdoby wyklucza przecie� funkcj� zwierciad�a, nie oczekujemy wi�c, by muzyka niepokoi�a nas lub przera�a�a. Skoro jednak jeste�my sami dla siebie straszni, a �wiat nasz jest w najwy�szym stopniu niepokoj�cy - zwr�cili�my si� do muzyki dawnej, w niej odnajduj�c upragnione pi�kno i harmoni�. Odby�o si� 15 to jednak z wielk� dia tej muzyki szkod�, gdy� nie umiemy, czy te� mo�e nie chcemy, pojmowa� jej jako ca�o�ci. �Wci�� jeszcze wierzymy w si�� i w�adz� muzyki, ale jednocze�nie musimy stwierdzi�, �e zosta�a ona zepchni�ta z pozycji centralnej na margines - dawniej wzrusza�a, dzi� tylko si� podoba. (...) Im bardziej b�dziemy si� stara�, by zrozumie� i opanowa� jej j�zyk, tym wyra�niej oka�e si�, jak bardzo wykracza ona poza samo pi�kno, jak bardzo nas porusza i porywa bogactwem swej mowy. W efekcie (...) powr�cimy te� do muzyki wsp�czesnej, przemawiaj�cej naszym j�zykiem, nale��cej do naszej kultury i stanowi�cej jej kontynuacj�. Czy� nie jest tak, �e wielu czynnikom, kt�re sprawiaj�, �e nasza epoka jest tak przera�aj�ca i pe�na sprzeczno�ci, zale�y na tym, aby sztuka nie oddzia�ywa�a ju� na nasze �ycie? Czy� zawstydzaj�co pozbawieni wyobra�ni nie wyeliminowali�my ju� z naszego j�zyka tego, co �niewys�owione� "? To tylko pierwszy tekst z dwudziestu o�miu po�wi�conych sprawom r�norodnym, a pasjonuj�cym: rozumieniu muzyki, problemom notacji i artykulacji, tempa, system�w d�wi�kowych i intonacji, dawnym instrumentom, powstaniu i rozwojowi mowy d�wi�k�w, wreszcie - odczytywaniu autograf�w partytur. (�Mc nie zast�pi r�kopisu kompozytora - twierdzi Harnoncourt - ze wzgl�du na sugesti�, jaka ze� emanuje - i z powodu licznych, konkretnych informacji, czerpanych z najpewniejszego �r�d�a") Nie s� to bynajmniej teksty hermetyczne, zrozumia�e tylko dla fachowc�w - przeciwnie, pisane s� j�zykiem klarownym, prostym i zrozumia�ym, za� �ar, pasja, mi�o�� do muzyki, jak� �ywi Autor, natychmiast udziela si� czytelnikowi, porywa go i fascynuje, nawet je�li jest on zaledwie ch�tnym amatorem. Jak przysta�o na prawdziwego Mistrza, Harnoncourt nie rozpatruje zreszt� muzyki jako ca�kowicie odr�bnego zjawiska, lecz z ogromn� kultur�, wiedz� i przenikliwo�ci� tropi jej zwi�zki z innymi obszarami naszej egzystencji. Im g��biej czytelnik wchodzi w t� ksi��k�, tym silniej przemawia do niego niezwyk�a osobowo�� Autora, jego godna podziwu drobiazgowa wiedza zastosowana do �yciowej pasji, odkrywczo�� jego spojrzenia, �wie�o�� i odwaga diagnoz, 16 a tak�e budz�ce wdzi�czno�� jego poczucie odpowiedzialno�ci za jako�� �wiata, w kt�rym �yje. Niezwykle krytyczne jest spojrzenie Harnoncourta na ten nasz �wiat, zubo�ony i okaleczony w tak wielu dziedzinach, lecz mo�e najbardziej - w kwestii rozumienia muzyki. Zdaniem Autora, dzisiejszy s�uchacz nie u�wiadamia sobie nawet, jak� mu wyrz�dzono krzywd�, nie wie, �e jest ofiar� infantylizacji, b�d�cej konsekwencj� metody wprowadzonej przez rewolucj� francusk�. W metodzie tej chodzi�o o podporz�dkowanie muzyki og�lnej koncepcji politycznej - muzyka mia�a by� dla ka�dego. Muzyka czas�w wcze�niejszych zwraca�a si� przede wszystkim do s�uchaczy, znaj�cych j�zyk muzyczny. �Kiedy jednak t� istotn� cz�� wychowania, jak� jest wykszta�cenie muzyczne, odrzucono - pisze Harnoncourt - elitarna wsp�lnota muzyk�w i wykszta�conych s�uchaczy przesta�a istnie�. Skoro za� s�uchacz nie musia� ju� muzyki rozumie�, eliminowano z niej wszystko, co by�o j�zykiem wymagaj�cym rozumienia; oczekiwano po kompozytorach, �e b�d� tworzy� muzyk�, zwracaj�c� si� w najprostszy spos�b do uczu�. Ujmuj�c rzecz technicznie - t�umaczy Autor - chodzi�o o to, by odmalowywa� uczucia, zamiast o nich opowiada�". W fascynuj�cym szkicu �Rozwa�ania muzyka orkiestrowego na temat listu W. A. Mozarta" pisze Harnoncourt: kompozytorzy epok minionych mogli liczy� na audytorium uwa�ne i znaj�ce si� na rzeczy, kt�re spostrzega�o ka�dy nowy pomys�, ka�dy efekt instrumentacyjny, ka�d� osobliwo�� harmoniczn� i melodyczn�, i z zapa�em opowiada�o si� za lub przeciw. Publiczno�� dzisiejsza skupia swe zainteresowanie nie na kompozycji, lecz na jej wykonaniu, kt�re ocenia - trzeba to przyzna� - ze znajomo�ci� rzeczy". Uderzaj�co trafne! Konsumujemy muzyk�, oceniaj�c jako�� przekazu. Istota sprawy nam umyka. Jak zreszt� we wszystkim. Sprawozdanie Mozarta, w li�cie do ojca, z wykonania Symfonii Paryskiej daje Autorowi impuls do rozwa�a� na temat reakcji publiczno�ci �wczesnej i dzisiejszej: �Mozart nie czu� si� ura�ony w najmniejszym stopniu tym, �e publiczno�� klaszcze w trakcie utworu czy pomie/^\tiU�}?ilami symfonii. Przeciwnie, przewidywa� 17 nawet takie reakcje. Te wyrazy uznania by�y dla niego �wiadectwem, �e go zrozumiano. Po reakcji publiczno�ci wida�, jak g��boko zmieni� si� spos�b muzykowania i s�uchania muzyki. Dawniej s�uchacze chcieli, aby ich nieustannie zaskakiwano dotychczas nie s�yszanymi nowo�ciami. Ch�tnie te� dawali si� sprowokowa� do wybuch�w entuzjazmu, gdy jakiemu� genialnemu kompozytorowi uda�o si� wymy�li� co� efektownego. To, co znane, nikogo nie interesowa�o; chciano nowo�ci i tylko nowo�ci. Dzi� natomiast publiczno�� interesuje si� w�a�ciwie tylko tym, co znane, a� nazbyt dobrze znane". Czy to nie jest obraz upadku? Mistrzostwo techniczne samo dla siebie nie wystarcza. S�dz�, �e dopiero, gdy uda nam si� ponownie nauczy� muzyk�w (...) j�zyk�w w�a�ciwych r�nym stylom muzycznym i r�wnocze�nie wykszta�ci� _.. s�uchaczy tak, aby rozumieli te j�zyki, w�wczas kt�rego� dnia ta og�upiaj�ca, ascetyzuj�ca praktyka muzyczna przestanie by� akceptowana, podobnie jak i owa monotonia program�w, a w konsekwencji zniknie podzia� na muzyk� rozrywkow� i �powa�n�� oraz rozd�wi�k mi�dzy muzyk� i jej epok�. �ycie kulturalne znowu odzyska swoj� jednolito��. To, co uda�o si� osi�gn�� rewolucji francuskiej - radykalna przebudowa �ycia muzycznego - powinno by� osi�galne tak�e w dzisiejszych czasach, pod warunkiem, �e b�dziemy przekonani o konieczno�ci tej przebudowy". Czytam to wszystko i d�awi mnie wstyd. W naszym bowiem kraju �ycie kulturalne z wolna przestaje istnie�. �ycie muzyczne - chyba dogorywa. A w dodatku, w ramach d�ugo oczekiwanej reformy o�wiaty w�a�nie w III RP zlikwidowano w szko�ach podstawowych tzw. wychowanie muzyczne i tzw. wychowanie plastyczne i zast�piono je jednym zgrupowanym przedmiotem pod tytu�em �sztuka". Absolwenci ASP b�d� teraz uczy� plastyki i muzyki, za� absolwenci Akademii Muzycznej - muzyki i plastyki. Lecz �eby uczy� przedmiotu �sztuka", nie wystarczy posiada� dyplom ASP �ub AM. Trzeba uko�czy� (p�atny) kurs dokszta�caj�cy. I tak - absolwenci ASP ko�cz� kursy na ASP, a absolwenci AM - na AM. Po takim podwy�szeniu kwalifikacji plastyk b�dzie m�g� ju� naucza� przedmiotu �sztuka" i muzyk te�. Jak to b�dzie robi� 18 _ dok�adnie nie wiadomo, ale to nic nie szkodzi. I tak nie ma jasno�ci, po co jest owa reforma. Bo na pewno nie po to, �eby wychowa� ludzi wszechstronnie wykszta�conych, zdrowych psychicznie, pogodnych i kulturalnych. Tak wi�c, je�li po lekturze ksi��ki Nicolausa Harnoncourta mo�emy u�y� s�owa �upadek" w odniesieniu do wykszta�cenia muzycznego i potrzeb muzycznych publiczno�ci w krajach Europy Zachodniej, to w odniesieniu do naszej ojczyzny u�y� go nie mo�emy. Upa�� bowiem mo�na jedynie z pewnego poziomu. A my jeste�my poni�ej. � � ' i � 19 ??& Pocz�tek drogi s-fb ardzo dzi�kuj� pani Annie W�gle�skiej, t�umaczce biografii i U� Astrid Lindgren (Nasza Ksi�garnia, 2000), za przys�anie 4-J mi tej pi�knej i pozywaj�cej ksi��ki. Jako wierna czytelniczka i wielbicielka utwor�w szwedzkiej pisarki rzuci�am si� na t� przesy�k� natychmiast i przeczyta�am jednym tchem, z podziwem i wzruszeniem. Autork� biografii jest Margareta Str�mstadt. W przedmowie wyja�nia, dlaczego po 20 latach ukazuje si� drugie wydanie jej ksi��ki. Zdarzy�o si� mianowicie tak wiele (na przyk�ad siedemdziesi�cioletnia staruszka sta�a si� nagle niekwestionowanym autorytetem w takich sprawach jak budowa elektrowni atomowej albo zmiana przepis�w o ochronie zwierz�t, a przy okazji stworzy�a najwspanialsz� swoj�, obok �Braci Lwie Serce", powie�� - �Ronj�, c�rk� zb�jnika") - �e trzeba by�o napisa� drug�, rozszerzon� wersj� opowie�ci o �yciu i tw�rczo�ci Astrid Lindgren. �Im bli�ej j� obserwuj�, tym bardziej zadziwia mnie g��bia jej osobowo�ci i bogactwo cz�owiecze�stwa. Czuj�, jak ogarnia mnie coraz wi�ksza mi�o�� 20 do niei. Niech bogowie biograf�w maj� mnie w swojej opiece" _ pisze Margareta Str�mstadt. Ksi��ka jest fascynuj�ca. Po raz pierwszy przedstawia tak pe�ny i bogaty portret jednej z najwi�kszych pisarek naszych czas�w _ kto wie, czy nie najwi�kszej. Jej ksi��ki, pisze Per Svensson, s� �swego rodzaju oaz� ze s��w", nie�miertelne dlatego, �e nios� ludziom pociech�. Lecz ten sam Per Svensson nazywa Astrid Lindgren �Dostojewskim z Bullerbyn", kt�ry stawia czytelnikom ��dania egzystencjalne, moralne, polityczne. �To w�a�nie dlatego jej powie�ci w og�le si� nie starzej�. Raz po raz przed czytelnikiem pojawia si� pytanie, kt�re jest jednocze�nie ponadczasowe i po dzi� dzie� aktualne: jak �y� w �wiecie, w kt�rym istnieje z�o"? Sama Astrid udziela na to pytanie odpowiedzi ka�d� linijk� tw�rczo�ci i ka�dym dniem swego d�ugiego �ycia. W roku 1948, na przyk�ad, jako felietonistka czasopisma ��wiat Kobiet" znalaz�a si� w Ameryce. Zawieziono j� do Wirginii, gdzie dozna�a szoku na widok warunk�w, w jakich w�wczas �y�a ludno�� murzy�ska. Chcia�a dowiedzie� si� jak najwi�cej. W Nowym Orleanie zagada�a do czarnosk�rej sprz�taczki hotelowej. Rosie, z pocz�tku nieufna, oczywi�cie odtaja�a -Astrid nikt nie m�g� si� oprze�. Kiedy pisarka opowiedzia�a Rosie o swoich dzieciach i pokaza�a fotografie, ta zrewan�owa�a si� tym samym. Wtedy Astrid spyta�a, czy mog�aby odwiedzi� dom Rosie i pozna� jej rodzin�. �aden bia�y cz�owiek nie uda�by si� z w�asnej woli do murzy�skiego getta. To mog�o by� niebezpieczne. Ale si�a perswazyjna Astrid Lindgren jest olbrzymia (sam Gorbaczow musia� z ni� korespondowa� w sprawie ch�opczyka, kt�ry ba� si� wybuchu wojny atomowej) - Rosie da�a si� przekona�. Ustali�a termin odwiedzin. �- Pogardliwy kierowca taks�wki odm�wi� zawiezienia Astrid na miejsce, ale odwi�z� j� na komend� policji, gdzie policjanci r�wnie wzgardliwie j� odprawili. A potem poruszenie w getcie, gdy wreszcie szcz�liwie tam dotar�a, zaciekawione spojrzenia, nieufno��, rado�� i duma Rosie ze swych dzieci, a naoko�o straszliwa bieda, brud, zaduch". Droga powrotna do hotelu trwa�a bardzo d�ugo. Astrid opisa�a to potem w pami�tniku: �Sz�am najn�dzniejsz� dzielnic� murzy�sk�, a� mi si� zrobi�y p�cherze na stopach. Sprawia�o to b�l. Ale wi�kszy b�l czu�am 21 w sercu. I w jakim� stopniu wydawa�o mi si� sprawiedliwe, �e przynajmniej troch� cierpia�am wskutek p�cherzy. Sz�am i sz�am, ca�y czas ciskaj�c przez z�by st�umione przekle�stwa. Przek�e�stwa na moj� w�asn� ras�. W ko�cu z�apa�am taks�wk�. Kierowca powiedzia�, �e dobry Murzyn to Murzyn pi�� st�p pod ziemi�. Wtedy wysiad�am z samochodu i poku�tyka�am do hote�u. Tam zdj�am buty i dmucha�am na p�cherze. By�a to jedyna mi�a chwila tego dnia". Rok wcze�niej, pisze Margareta Str�mstadt, znana dziennikarka najwi�kszego szwedzkiego dziennika �Dages Nyheter", Eva von Zweiberg, tak�e odby�a podr� do USA. Plonem jej podr�y sta�a si� ksi��ka �Jak by�o w Ameryce", we wst�pie do kt�rej dziennikarka zadeklarowa�a, i� celowo unika�a w Ameryce gwiazd filmowych i Murzyn�w - te pierwsze jej nie interesuj�, od tych drugich stroni�a dlatego, �e problem ich jest zbyt wielki i trudny dla kogo�, kto przyjecha� do Ameryki po raz pierwszy. Napisa�a wi�c dwustu-stronicow� ksi��k� o wszystkim - poza rasizmem. Dwie Szwedki w tym samym niemal czasie odwiedzi�y Ameryk� - konkluduje Margareta Str�mstadt - i przyj�y dwie r�ne postawy. Jedna zademonstrowa�a dystans wobec trudnych problem�w. Druga posz�a bez wahania w sam �rodek tego, co najtrudniejsze. Po prostu inaczej nie umia�a. Kierowa�a si� sercem i poczuciem sprawiedliwo�ci. S� to, moim zdaniem, dwa g��wne motory jej �ycia. Trzecim jest poczucie pi�kna. Kolejnym - poczucie humoru. A wreszcie: �My���, �e najsi�niejszym moim instynktem jest instynkt opieku�czy" - powiedzia�a kiedy� sama o sobie. Dzieci by�y i s� dla niej zawsze najwa�niejsze. Bez reszty anga�owa�a si� w walk� o ich prawa, protestuj�c g�o�no przeciwko wychowywaniu przez przemoc i kary cielesne. W przem�wieniu, kt�re wstrz�sn�o niemieck� opini� publiczn� w roku 1987, wyg�oszonym z okazji przyznania jej presti�owej nagrody Niemieckiego Zwi�zku Ksi�garzy we Frankfurcie, a kt�rego nieomal nie pozwolono jej wyg�osi� (co za pyszna historia!), Astrid Lindgren powiedzia�a m.in.: 22 ;>A mo�e po ca�ych tysi�c�eciach nieustannych wojen powinni�my zada� sobie pytanie, czy przypadkiem nie ma jakiego� b��du konstrukcyjnego w �udzkiej naturze, poniewa� zawsze si�gamy po przemoc? Czy jeste�my skazani na to, by gin�� wskutek naszej w�asnej agresji? Wszyscy chcemy pokoju. Czy zatem nie ma �adnej mo��iwo�ci, by�my si� zmienili, zanim b�dzie za p�no? �eby�my nauczyli si� pot�pia� przemoc. Spr�bowa�i po prostu sta� si� nowym gatunkiem �udzi. Ale jak to zrobi�, od czego zacz��? My�l�, �e powinni�my zacz�� od podstaw. Od dzieci. (...) O tym, czy dziecko b�dzie serdecznym, otwartym, ufnym cz�owiekiem umiej�cym wsp�y� z innymi, czy te� zimn�, samotn�, destrukcyjn� istot� - decyduj� ci, kt�rzy przyjmuj� dziecko do �wiata i ucz�, co to jest mi�o��, albo nawet nie staraj� si� pokaza�, czym jest mi�o��... (...) Dyktatorzy, tyrani, ciemi�y'ciele, prze�ladowcy: nale�a�oby zbada�, jakie by�o ich dzieci�stwo. Jestem pewna, �e w tle wielu z nich stoi ojciec tyran albo inny wychowawca z r�zg� w r�ce". Jej mowa zosta�a wydana drukiem, w masowym nak�adzie. Jak twierdzi autorka biografii, wyra�one przed niemieck� publiczno�ci� stanowisko Astrid Lindgren, jej odwaga cywilna, z pewno�ci� wywar�y wp�yw na zmian� tradycyjnego, autorytarnego modelu wychowania w Niemczech. C�... my tu, w Polsce w roku 2001, mogliby�my tylko marzy� o wydaniu tej mowy w nak�adzie masowym. Nie maj�c jednak czego� takiego jak opinia publiczna, interesuj�ca si� problemem wychowania dzieci i zreszt� czymkolwiek, co dzieci dotyczy, nie oddajemy si� z�udzeniom, �e mo�emy liczy� na sukcesy w dziedzinie ochrony praw dziecka. Ciekawe, co by nam powiedzia�a Astrid Lindgren. Mo�e waln�aby nam, tak jak Niemcom, prosto w oczy, twarde s�owa prawdy: �To tak, jakby pr�bowa� przegna� diab�a przy pomocy Belzebuba; na d�u�sz� met� prowadzi to tylko do wi�kszej przemocy i g��bszej, straszniejszej przepa�ci mi�dzy pokoleniami. Ta wyt�skniona �twarda r�ka� mo�e nawet przynie�� pozorny efekt, kt�ry rzecznicy tej metody nazw� popraw�. A� do chwili, gdy zostan� zmuszeni zauwa�y�, �e przemoc rodzi przemoc -jak zawsze". 23 Autorka najpi�kniejszych i najm�drzejszych ksi��ek dla dzieci, jakie powsta�y w XX wieku, si�� swoj� - jak wynika z biografii pi�ra Margarety Str�mstedt - czerpie niew�tpliwie ze szcz�liwego dzieci�stwa. W starym czerwonym domu w Smalandii, w Nas, gdzie pod opiek� kochaj�cych si� rodzic�w wzrasta�o czworo kochaj�cych si� i kochanych dzieci, wszystko dzi� wygl�da tak samo, jak w roku 1907, gdy urodzi�a si� Astrid Ericsson. �Bogobojny to dom. W pokoju paradnym wy�o�ona jest Biblia. Na pokojowych organach le�� nuty zar�wno do Ksi�gi Psalm�w, jak i kol�d. Na . �cianie b�yszcz� s�owa �B�g jest mi�o�ci��, wyszyte srebrn� nici� na czarnym aksamicie". Mi�o�� na pocz�tku drogi. A par� lat temu s�dziwa pisarka opowiedzia�a Margarecie - biografce i przyjaci�ce - sw�j sen: ��ni�o mi si� �e mam spotka� Najwy�szego Szefa na jakim� pochodzie. Stawi�y si� bardzo silne oddzia�y i by�o bardzo uroczy�cie, ale gdy nadszed�, okaza� si� taki ma�y, taki ma�y jak dziecko. Musia�am go nie�� na r�ku przez ca�y Sztokholm". - 24 Dzwon _ /� iewiele brakowa�o, a by�abym przegapi�a spotkanie ze ?? / starym znajomym. Przyczyn� by�o to samo, co zawsze w jego �s \T przypadku: od pocz�tku jako� go lekcewa�y�am. Znajomo�� ta zacz�a si� w roku 1967. By�am wtedy studentk� Wydzia�u Malarstwa i Grafiki, a zarabia�am oprowadzaniem wycieczek. Delegacja tw�rc�w litewskich, z kt�r� zwiedza�am pozna�skie Muzeum Narodowe, odwdzi�czy�a mi si� tek� reprodukcji swojego najs�awniejszego malarza. Tak w�a�nie pozna�am Miko�aja Konstantego Ciurlionisa. Niebieska teka zawiera�a reprodukcje jego pasteli i niekt�rych temper. Cho� pochodzi�y z mojego ulubionego okresu (prze�om ??? i XX wieku), wyda�y mi si� niezbyt interesuj�ce: przegadane i zarazem niedojrza�e, niewprawne, pe�ne dziecinnej prostoty i do�� niewyszukanej symboliki. W m�odo�ci �atwo si� wydaje werdykty! 25 Moim ulubionym malarzem prze�omu wiek�w by� (i jest do dzi�) Konrad Krzy�anowski, notabene w latach 1902-1904 profesor �iurlionisa w Warszawskiej Szkole Sztuk Pi�knych. Nic dziwnego, �e w zestawieniu z obrazami Krzy�anowskiego, cechuj�cymi si� pasj� i charakterem, malowanymi szeroko, z celnym rozmachem, pe�nymi si�y i wyrazu, dzie�a �iurlionisa wyda�y mi si� bezkrwiste. Przy Krzy�anowskim jego ucze� gas� jak �wieczka i m�g� wzbudzi� tylko zniecierpliwienie. A przecie� z tej niebieskiej teki dochodzi� intryguj�cy szept. Zajrza�am do niej raz i drugi; a zn�w kiedy� porozk�ada�am reprodukcje na pod�odze i obejrza�am wszystkie, po czym dokona�am bezlitosnej selekcji. Niekt�re schowa�am z powrotem, kilka powiesi�am na �cianie. Niewyra�ne jak sen, zatarte, nieporadnie malowane wizje: sceny ba�niowe, kosmiczne kr�gi, ob�oki, drzewa i anio�y - przemawia�y s�abo i niepewnie, lecz majaczy�a w nich jaka� tajemnica. Musia�am oswaja� si� z nimi do�� d�ugo, nim wreszcie dostrzeg�am ukryty za ba�niow� anegdot� cichy wdzi�k; tak niekiedy po d�u�szej dopiero obserwacji odkrywa si� urok cz�owieka z pozoru nudnego, wiecznie skr�powanego i zmieszanego, nie umiej�cego wyrazi� si� prawid�owo ani post�powa� w spos�b zdecydowany. W jednej chwili zauwa�a si� jego u�miech, nag�y gest, b�ysk spojrzenia - i budzi si� porozumienie, sympatia, braterstwo. Polubi�am �iurlionisa. A potem z wolna mi spowszednia�. Tak w �yciu bywa. Na �cianach pracowni zawis�y nowe reprodukcje. Kredowe arkusze z niebieskiej teki rozproszy�y si� i pogubi�y. Zmieni�y mi si� gusta. Zmieni�o si� i moje �ycie. Ubieg�o prawie 30 �at - i obrazy �iurlionisa przyjecha�y do Poznania. Przez miesi�c wisia�y w Muzeum Narodowym, a ja wci�� nie mog�am si� tam wybra�. Nie bardzo mnie tam ci�gn�o. I w�a�ciwie nie wiem, dlaczego jednak ruszy�am tam w ostatnim dniu trwania wystawy, na dwie godziny przed zamkni�ciem. Ju� by�o pusto. W olbrzymim hallu Ciurlionis spogl�da� z powi�kszonego do wielkich rozmiar�w zdj�cia, opatrzonego biogramem - ale nie chcia�am zatrzymywa� si� przy nim zbyt d�ugo. W po�piechu 26 odnotowa�am tylko, �e jego oczy s� pe�ne przestrachu. Zdziwi�o mnie to. Nigdy dot�d, co prawda, nie widzia�am �adnej podobizny mojego starego znajomego, ale przestrachu oczekiwa�abym najmniej. Ju� pr�dzej cichej melancholii albo �agodnego rozmarzenia. W pierwszej sali - zn�w zaskoczenie. Wystaw� rozpoczyna�a spora ilo�� fotografii, wykonanych przez samego �iurlionisa na Kaukazie. Niewielkie i zn�w jako� dziwnie ma�o wyraziste, przedstawia�y niebo i ob�oki, ska�y, morze i �odzie, a wszystko w starannie zakomponowanych kadrach. A wi�c te przestraszone oczy tak�e i przez obiektyw widzia�y �wiat - inaczej. Z rosn�cym zaskoczeniem zag��bia�am si� w spu�cizn� jednej ludzkiej egzystencji. Bardzo du�y dorobek, jak na 35 lat �ycia! Przechodzi�am z pustej sali do sali, za towarzystwo maj�c tylko pani�, dozoruj�c� wystaw�, i odkrywa�am nieznane mi dzie�a: winiety, rysowane cienkim pi�rkiem (istne szale�stwo miniaturowych, koronkowych form, punkcik�w, kreseczek, oczek i listk�w, drobiazgowej pl�taniny wykonanej z najzupe�niej zbyteczn� dok�adno�ci�). Tempery na kartonie - na wp� abstrakcyjne kompozycje, inspirowane muzyk�, w zgas�ych ju� na zawsze kolorach. Drzewa malowane lekko i swobodnie, cho� delikatnie. Wdzi�czne impresje na temat p�r roku. Ba�niowe wizje - kr�lewny, zamki, g�ry i zwierz�ta. Tempera �Anio�ki", przedstawiaj�ca wybrze�e morskie ze zgromadzeniem skrzydlatych istot (ten obraz musia� chyba zna� Wim Wenders!). Wszystko niejednorodne, niepotrzebnie drobiazgowe albo na odmian� niedopracowane, wszystko bez wsp�lnej koncepcji i organizacji, tak jakby przez ca�e �ycie ten wra�liwy cz�owiek ulega� ci�g�ym wah-nieniom nastroj�w i stylu. Tak jakby, pogr��ony w p�nie, zrywa� si� niekiedy do odnotowania - z trudem i wysi�kiem, w spos�b w�a�nie wtedy mo�liwy - ulotnej impresji czy wizji. By�am coraz bardziej zaintrygowana. Dziwne do�wiadczenie! W�drowa�am po wielkich, pustych salach, s�ysz�c w zupe�nej ciszy tylko stukanie obcas�w krocz�cej za mn� dozorczyni. Razem towarzyszy�y�my Konstantemu Ciurlionisowi w jego drodze �ycia. �agodny tryptyk z widokiem Rajgrodu zatrzyma� nas na d�u�sz� chwil� i wymieni�y�my u�miechy pe�ne uznania. Ta pani najwyra�niej du�o rozumia�a. 27 Tak dotar�y�my do ko�ca ekspozycji, gdzie wisia� du�y obraz olejny -jeden z nielicznych olej�w po�r�d temper, grafik i rysunk�w. Przedstawia� dziwn� form�, w kt�rej zrazu dopatrzy�am si� g�owy z l�ni�cym dziobem. Dopiero po chwili dostrzeg�am, �e obraz przedstawia bij�cy dzwon, widziany od do�u - niezwyk�e, pe�ne grozy uj�cie. Dzwon zosta� namalowany w spos�b dla Ciurlionisa nietypowy - z pasj� i rozmachem, szerokimi uderzeniami p�dzla, na ciemnym tle, z�o�onym z chaotycznie spl�tanych pas�w czerni i granatu. Podpis, umieszczony w dole p��tna przez artyst�, obja�nia� czerwonymi literami: TRWOGA. Na kartoniku obok - informacja: ten obraz powsta� w roku 1904. Jego projekt w formie poczt�wki wys�a� Ciurlionis do brata w dniu 24 stycznia 1903 roku. W tym dniu rozpocz�a si� wojna rosyjsko-japo�ska. Nied�ugo potem wybuch�a w Rosji pierwsza rewolucja. A wi�c tak si� sko�czy�y jego ba�niowe wizje. To nie przestrach by� w jego oczach, lecz trwoga - pomy�la�am, staj�c na koniec w hallu, zn�w przed wielk� fotografi� portretow�. Przeczyta�am te� biogram; Miko�aj Konstanty Ciurlionis zmar� w ob��dzie, w roku 1911. - Biedny - wyrwa�o mi si� w momencie nag�ego zawstydzenia i skruchy, a na to dozorczyni odrzek�a, kiwaj�c g�ow�: - Wszyscy biedni. . ..<-; 'i .�.-,?�, . Popatrz wstecz �. ? ie nale�y przystawa� od razu nawet na rzeczy oczywiste l\ I * jawne. Niekt�re bowiem k�amstwa maj� pozory prawdy. ~ Y^ Zawsze trzeba poczeka�: czas odkrywa prawd�. Ruiny s� z�ym probierzem wielko�ci. Kto pi�trzy zbrodni� na zbrodni, powi�ksza sw�j strach. Cz�sto ogie� i miecz zast�puj� lekarstwo. S�onie i lwy przechodz� oboj�tnie obok tych, kt�rych pokona�y. Zaciek�o�� to znami� nikczemnej bestii. Wszystkim wzgardzi�, kto ju� wzgardzi� �mierci�. Czemu� mia�by si� ba� ryzyka, kto nie ma nic do stracenia? Najbardziej niebezpieczne jest takie m�stwo, kt�re wyzwala ostateczna desperacja. Strach powinien zostawia� jaki� margines bezpiecze�stwa i o wiele wi�cej ukazywa� nadziei ni� zagro�enia... 29 Nikczemno�ci� jest topi� kogo�, aby wydoby� go z wody, przewraca�, aby podnie��, wi�zi�, aby uwolni�. Pob�enie kresu krzywdzie nie jest dobrodziejstwem, a usuni�cie czego�, co wrazi� sam usuwaj�cy, nie mo�e nigdy stanowi� zas�ugi. Wszelkie zbrodnie zostaj� spe�nione ju� nawet przed dokonaniem samego czynu, je�li jest dostatecznie zbrodnicza intencja. Gdzie nie ma wstydu, praworz�dno�ci, uczciwo�ci, pobo�no�ci ani wierno�ci, tam w�adza nie jest stabilna. Znienawidzone rz�dy nigdy nie utrzymuj� si� d�ugo. Do okrutnego i krwio�erczego w�adcy nawet jego siepacze nieuchronnie s� wrogo nastawieni. Nikt nie mo�e mie� wiernych i lojalnych sojusznik�w w tych, kt�rymi si� pos�uguje przy torturach, i kt�rym rzuca ludzi jakby dzikim zwierz�tom. I �aden skazaniec nie niepokoi si� ani nie dr�czy tak jak on, kt�ry boi si� bog�w i ludzi jako �wiadk�w i m�cicieli zbrodni, a� tam zaszed�szy, gdzie ju� nie mo�e zmieni� swego post�powania. Mi�dzy innymi bowiem najgorsz� kl�tw� okrucie�stwa jest: mus upierania si� przy nim i niemo�no�� odwrotu ku lepszemu �yciu. Bo zbrodnia musi zas�ania� si� zbrodni�. Kt� bowiem bardziej nieszcz�liwy ni�eli cz�owiek, kt�ry ju� musi pozosta� z�ym? Okrutna w�adza jest niespokojna i pogr��ona w ciemno�ciach, a kiedy ludzie dr�� i wpadaj� w pop�och na ka�dy d�wi�k, wtedy i ten, kto jest powodem tego ca�ego zam�tu, nie uniknie wstrz�s�w. Tak ustanowi�a natura, �e cokolwiek uros�o na cudzym strachu, samo nie jest ode� wolne. Co przera�a, samo tak�e dr�y. * Wynik wojny zawsze jest w�tpliwy i zawsze zwyci�stwo jest w r�kach Marsa, cho�by si� mia�o ogromne wojsko, kt�re szeroko i daleko rozci�ga swoje szeregi. 30 �adna nami�tno�� nie jest bardziej ��dna zemsty ni� gniew, kt�ry te� z tego w�a�nie powodu jest niezdolny do wywarcia zemsty: gwa�towny i bezrozumny, jak prawie ka�da ��dza, sam przeszkadza sobie w osi�gni�ciu tego, do czego d��y. Dlatego nigdy nie przynosi dobra, ani w czasie pokoju, ani w czasie wojny; upodabnia bowiem pok�j do wojny, a w boju zapomina, �e b�g wojny jest obop�lny, i sam nad sob� nie maj�c w�adzy, dostaje si� pod cudz�. Wrogo�� natychmiast znika, je�li si� jej wyrzeknie jedna ze stron. Bij� si� tylko tacy sami. Lecz oto obie strony ponosi gniew, rozpoczyna si� walka: ten b�dzie lepszy, kto si� pierwszy wycofa, zwyci�ony ten, co zwyci�y�. Podobnie jak nie powinno si� zawi�zywa� przyja�ni z cz�owiekiem niegodziwym, tak r�wnie� nie na�e�y dopuszcza� go do korzystania z naj�wi�tszego prawa go�cinno�ci, kt�re jest �r�d�em przyja�ni. Napisa�: Prze�o�y�: Lucjusz Anneusz Seneka (4 p.n.e. - 65) Stanis�aw Stabry�a Popatrz wstecz na przesz�o��, na tak olbrzymie przemiany mocarstw. Mo�esz i przysz�o�� przewidzie�. B�dzie ona bowiem zupe�nie taka sama co do formy i nie b�dzie mog�a uwolni� si� od rytmu widocznego w wypadkach tera�niejszych. St�d te� jest to wszystko jedno, czy bada si� �ycie ludzkie w przeci�gu lat czterdziestu, czy lat dziesi�tek tysi�cy. Bo co wi�cej zobaczysz? Napisa�: Prze�o�y�: Marek Aureliusz (121 n.e. - 180) Marian Reiter Wstecz popatrza�a: Ma�gorzata Musierowicz 31 Teoria wysp �Pan Jezus zmartwychwsta� i przyroda zdaje si� po swojemu wypowiada� t� prawd�. Musi by� dobrze, bo Opatrzno�� nie utraci�a panowania nad tym, co si� tu wyrabia." (Z listu Czytelnika) | yrabia si�, oj! -wyrabia! - a� dreszcze chodz� po plecach. i f/J/ Cz�owiek patrzy i przeciera oczy, bo i ich �wiadectwu ' ? nie dowierza. Ale przecie� w tym wszystkim, w tym zgie�ku, k�amstwach, z�o�ci, upadku obyczaj�w (do��! - przerywam wyliczank�, bo ogarnia mnie niesmak i �a�o��) - od czasu do czasu potrafi si� wydarzy� co� ujmuj�cego i budz�cego zachwyt. I zaraz cz�owiek nabiera otuchy. A to nagle, przez jedn� noc, dzika �liwa rozkwita chmur� gwiazdeczek i stoi tak, bielej�c na tle jeszcze go�ego lasu. A to zn�w, w centrum miasta, na 32 zat�oczonym chodniku, dziecko tkwi�ce w w�zku napotyka wzrok przechodnia, przez chwil� przygl�da mu si� ze skupieniem, po czym ufnie si� rozpromienia w �licznym u�miechu. Albo - nadchodzi wspania�a, obfita poczta �wi�teczna: ca�e mn�stwo �ycze�, dobrych s��w i my�li - kartki, listy, poczt�wki, fotografie i rysunki, a nawet prezenty! (Za wszystko z ca�ego serca DZI�KUJ�!!!) Bezcenny dar nades�a� nasz sta�y Krytyk i Korespondent, ukrywaj�cy si� skromnie pod nadto ju� samokrytycznym pseudonimem: Ohydny Typ z Warszawy. Ten dar to cieniutka (32- stronicowa) ksi��eczka, wydana w Krakowie w roku 2001 przez Ksi�garni� Akademick�: �Barszcz w kulturze staro�ytnej Grecji" Jerzego Gota. Ksi��eczka ta ma bardzo brzydk� ok�adk� (grafik, jak s�usznie zauwa�a Ohydny Typ, nie uzna� za stosowne poinformowa� w stopce, �e u�y� reprodukcji obrazu Arcimboldiego, zupe�nie zreszt� zmieniaj�c jej barwy, �eby j� dostosowa� do marchewkowego t�a; dlaczego Arcimboldi skojarzy� mu si� ze staro�ytn� Grecj�, dociec nie umiem. Je�li za� artysta mia� zamiar i�� raczej tropem buraka, to te� dokona� z�ego wyboru, bo obraz przedstawia profil z�o�ony jedynie z owoc�w i zb�). Ale poza tym ksi��ka ma ju� tylko zalety. Wspaniale, �e w og�le si� ukaza�a. A jeszcze wspanialsza jest historia powstania rozprawki, kt�ra - z towarzyszeniem wst�pu i korespondencji - sk�ada si� na ksi��eczk�. W pi�knie napisanym wst�pie obszernie opowiada t� histori� Jan Michalik. W skr�cie przedstawia si� ona nast�puj�co: dwaj tytani polskiej teatrologii, Zbigniew Raszewski i Jerzy Got, prowadz�c - jeden w Warszawie, a drugi w Krakowie - prac� naukow� i dydaktyczn�, mieli zwyczaj listownie wymienia� pogl�dy, co rych�o zaowocowa�o przyja�ni�. Korespondencja przybra�a na sile, kiedy w roku 1978 Jerzy Got zamieszka� w Wiedniu. �Wtedy te� �atwiej by�o mu realizowa� pasj�, jaka ow�adn�a nim. kilka lat wcze�niej - pisze Jan Michalik. - Pasj� t� by�a Grecja, w ka�dym wymiarze: pejza�e, przyroda, ludzie, obyczaje, kultura, dzieje - oczywi�cie w��cznie z antykiem". I oto 7 pa�dziernika 1985 roku Zbigniew Raszewski pisze do Jerzego Gota list brzemienny w skutki: 33 �Wyczyta�em u Plutarcha, �e Katon m�. dla o�mieszenia rzymskiej spektaklomanii obdarza� aktor�w (a na pewno i zawodnik�w) rozmaitymi przysmakami (inni obsypywali ich z�otem). Rzymianom dawa� wieprzowin�, og�rki itp., Grekom - jarzyny. Ot� w�r�d jarzyn Plutarch na pierwszym miejscu wymienia buraki (sc. w�r�d\\ jarzyn, kt�re mia�y Grekom sprawi� przyjemno��). Prosz�, napisz mi ca�� prawd�, niczego nie ukrywaj: czyja si� s�usznie domy�lam, \ �e staro�ytni mogli jada� barszcz?" I dalej, 21 listopada tego� roku: �W ko�cu mo�na by sobie wystawi� taki obraz: Achilles wraca i uznojony do namiotu: Chaire, Bryzejda, czy jest co� ciep�ego? A ta i mu barszczyk na w�dzonce. Oczywi�cie, Grecy mogli nie doj�� do barszczu. Mogli si� zatrzyma� na etapie zaj�ca z buraczkami. I trudno by nawet �ywi� do nich o to jakie� specjalne pretensje. Ale cz�owiek chcia�by WIEDZIE�". Jerzy Got potraktowa� zlecenie z ca�� powag�. �Chodzi�em do I bibliotek, przegl�da�em r�ne �r�d�a, tezaurusy, kt�re mnie prowa- i dzi�y do r�nych poj�� i ksi��ek. To do�� d�ugo trwa�o, w ko�cu I (...) napisa�em rozprawk�, kt�ra rzeczywi�cie jest wed�ug �r�de� nie 1 do podwa�enia". Rozkoszna rozprawka �Barszcz w kulturze staro�ytnej Grecji" I podzielona jest na nast�puj�ce cz�ci: �Zakres i metoda bada�. �r�d�a. Zagadnienie tekst�w poetyckich wykorzystywanych w przek�adach. Sformu�owanie procesu badawczego. Problematyka zaj�ca. j W �wiecie buraka. Wnioski ko�cowe". Usiana jest cytatami greckimi (z Homera i Arystofanesa!), znale�� te� w niej mo�na rycin�, i przedstawiaj�c� przedmiot docieka�, a pochodz�c� z podr�cznika medycznego Dioskuridesa (I wiek n.e.). Czytelnik, poch�aniaj�c ten ! misterny tekst, przepojony prawdziw� pasj� naukow�, doznaje erudycyjhego zawrotu g�owy i z lubo�ci� wy�awia momenty, kiedy i uczony autor nie panuje nad emocjami, wskutek czego wymykaj� ] mu si� nast�puj�ce stwierdzenia: �Jedyny obszerny zbi�r greckich przepis�w kulinarnych zachowa� si� w prymitywnej rzymskiej � przer�bce. Jak wiadomo, Rzymianie nie byli zdolni niczego - pr�cz dyscypliny i taktyki wojskowej, zasad prawa i gramatyki - samodzielnie wymy�li�, ca�� swoj� kultur� czerpali od innych narod�w, 34 nrzede wszystkim od Grek�w, obni�aj�c j� oczywi�cie do dost�pnego im poziomu". Przer�bka ta jest dzie�em rzymskiego kucharza Caeliusa. O autorze nale�y stwierdzi�, i� jest to grubosk�rny Rzymianin, kt�rego wersja greckiej kuchni jest prostacko zborsuczona. Do potraw fni�snych stosuje najcz�ciej dwa rodzaje bardzo ostrych sos�w, do kt�rych przyrz�dzania u�ywa absurdalnej ilo�ci pieprzu. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e sosy te zabija�y smak potraw. Tak wi�c potrawa (...) jest najpierw posypana pieprzem, a nast�pnie oblana sosem z pieprzu, a po przyrz�dzeniu przed podaniem na st� ponownie posypana pieprzem. (...) Jest to wi�c wulgarna wersja greckiej kuchni, dostosowana do rzymskiego karczemnego smaku". Trafiaj� si� i sensacje historyczne: �Wp�yw buraka na dzieje Rzymu ilustruje przebieg obl�enia miasta Casilinum (...) przez Hannibala. Wed�ug zgodnych �wiadectw Strabona oraz Liwiusza, Hannibal odst�pi� od obl�enia, gdy ujrza�, �e mieszka�cy miasta posadzili na murach rozsady bura