15911
Szczegóły |
Tytuł |
15911 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15911 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15911 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15911 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Harlan Ellison
The Beast That Shouted Love At The Hart of the World
BESTIA, KT�RA WYKRZYCZA�A MI�O�� W SERCU �WIATA
Po grzeczno�ciowej pogaw�dce z cz�owiekiem, kt�ry zajmowa� si� zwalczaniem szkodnik�w i
raz na miesi�c odwiedza� go, by spryska� teren wok� domu, William Sterog zw�dzi� z furgonetki
faceta kanister jablczanu � �miertelnej, owadob�jczej trucizny � i wstawszy pewnego ranka
skoro �wit, przeszed� si� tras� miejscowego mleczarza, wlewaj�c �y�eczk� du�e porcje p�ynu do
ka�dej z butelek, pozostawionych na gankach siedemdziesi�ciu dom�w. Nim od zabieg�w Willa
Steroga min�o sze�� godzin, wij�c si� w m�czarniach, skona�o dwie setki m�czyzn, kobiet i
dzieci.
Dowiedziawszy si�, �e mieszkaj�ca w Buffalo ciotka umiera na raka w�z��w ch�onnych,
William Sterog w po�piechu pom�g� matce spakowa� trzy walizki, zawi�z� j� na Friendship
Airport i wsadzi� do samolotu wraz z umieszczon� w baga�u prost�, acz niezawodn� bomb�
zegarow� wykonan� z budzika marki Westclox Travalarm oraz czterech lasek dynamitu. Samolot
rozerwa� si� w powietrzu gdzie� nad Harrisburgiem w Pensylwanii. Eksplozja poci�gn�a za sob�
dziewi��dziesi�t trzy ofiary �miertelne � z matk� Willa Steroga w��cznie � a lawina p�on�cych
szcz�tk�w, wal�c si� z nieba na publiczny basen, powi�kszy�a t� liczb� o siedem os�b.
Pewnej listopadowej niedzieli William Sterog wybra� si� na Babe Ruth Plazza przy 33. ulicy i
wmiesza� si� tam w szeregi 54 000 kibic�w przyby�ych na Memoria� Stadion, by obejrze�
pojedynek Baltimore Colts z Green Bay Packers. Ubra� si� ciep�o w szare flanelowe spodnie,
granatowy pulower z golfowym ko�nierzem i gruby, r�cznie dziergany sweter z irlandzkiej we�ny,
na kt�ry narzuci� jeszcze park�. Gdy do zako�czenia czwartej kwarty pozostawa�y trzy minuty i
czterna�cie sekund. Bill Sterog uda� si� po schodkach mi�dzy sektorami do wyj�cia usytuowanego
ponad dolnymi trybunami i zza pazuchy wydoby� pistolet maszynowy M�3 z demobilu US Anny,
kt�ry za 49,95 dolara naby� za zaliczeniem pocztowym u dealera uzbrojenia z Alexandrii w stanie
Wirginia. W momencie, gdy quarterback przej�� pi�k� w locie i zacz�� si� rozgl�da� za
zawodnikiem maj�cym najlepsz� pozycj� do wkopania gola z akcji, a 53 999 kibic�w zerwa�o si� z
wrzaskiem na r�wne nogi � wystawiaj�c mu si� pod luf� � Willi Sterog otworzy� ogie� do zbitej
�ciany plec�w st�oczonych pod nim ludzi. Zanim t�um zdo�a� go powali�, po�o�y� trupem
czterdzie�ci cztery osoby.
Gdy pierwszy Korpus Ekspedycyjny do eliptycznej galaktyki w gwiazdozbiorze Rze�biarza
wyl�dowa� na drugiej planecie gwiazdy czwartej wielko�ci, kt�r� ochrzci� tymczasowo nazw�
Flammarion Theta, natkn�� si� tam na statu� wysoko�ci trzydziestu siedmiu st�p, w kszta�cie
cz�owieka, wykonan� z nieznanej dot�d niebiesko�bia�ej substancji � raczej nie z kamienia, lecz z
czego� przypominaj�cego metal. Figura by�a bosa, udrapowana w str�j przypominaj�cy troch�
tog�, na g�owie mia�a przylegaj�cy do czaszki kask, a w lewym r�ku �ciska�a osobliwy przyrz�d
sk�adaj�cy si� z pier�cieni i kulek, wykonany z jeszcze innego tworzywa. Twarz statui by�a
dziwnie uduchowiona. Mia�a wydatne ko�ci policzkowa, g��boko osadzone oczy, malutkie, niemal
nieludzkie usta i szeroki nos o rozd�tych nozdrzach. Ogromna, wyrasta�a w niebo pomi�dzy
podziobanymi i rozwalonymi budowlami, b�d�cymi dzie�em jakiego� zapomnianego architekta.
Cz�onkowie Korpusu Ekspedycyjnego rozprawiali o zauwa�onym przez ka�dego z nich
szczeg�lnym wyrazie maluj�cym si� na twarzy statui. �aden z tych ludzi � stoj�cych tam pod
przepi�knym ksi�ycem barwy mosi�dzu, dziel�cym wieczorne niebo z zachodz�cym s�o�cem,
kt�re kolorem zupe�nie nie przypomina�o tego gasn�cego ju� powoli nad niewyobra�alnie
oddalon� w czasie i przestrzeni Ziemi� � nigdy nie s�ysza� o Williamie Sterogu. Tak wi�c �aden z
nich nie by� w stanie skojarzy� sobie, �e identyczny jak owa statua wyraz twarzy mia� Willi Sterog,
kiedy zwraca� si� z ostatnim s�owem do s�dziego, kt�ry za chwile mia� go skaza� na �mier� w
komorze gazowej: �Kocham ka�d� istot� na tym �wiecie. Naprawd� kocham. Pom� mi wi�c,
Bo�e, kocham was, wszystkich was kocham!� � krzycza�.
* * *
Czasow�zel, poprzez odst�py my�li zwane czasem, poprzez refleksyjne obrazy zwane
przestrzeni�; inne wtedy, inne teraz. To miejsce tam. Poza granicami pojmowania, magiczna
metamorfoza prostoty ochrzczona ostatecznie mianem je�li. Czterdzie�ci i wi�cej krok�w w bok,
tylko �e p�niej, du�o p�niej. Tam, w absolutnym centrum, sk�d wszystko promieniuje na
zewn�trz, staj�c si� niesko�czenie bardziej skomplikowane; staj�c si� zagadk� symetrii, harmoni�;
gdzie �piew rozp�ywa si� w czyste tony � w tym miejscu, w kt�rym wszystko si� zaczyna�o,
zaczyna i b�dzie zawsze zaczyna�. Centrum. Czasow�zel.
Albo: sto milion�w lat w przysz�o�ci. I: sto milion�w parsek�w za najdalszym kra�cem
wymiernej przestrzeni. I: nieprzeliczone paralaktyczne zmarszczki przecinaj�ce wszech�wiaty
r�wnoleg�ych istnie�. Wreszcie: niesko�czono�� wyzwalanych my�l� wyskok�w poza ludzk�
zdolno�� pojmowania.
Tam: czasow�zel.
* * *
Maniak czeka� na poziomie r�u, przyczaiwszy si� w zaciekach ciemniejszej Magenty, kt�re
skrywa�y jego garbat� posta�. By� smokiem o p�katym, utuczonym cielsku, podwija� pod siebie
zw�aj�cy si� ku ko�cowi ogon. Z wygi�tego �ukowato grzbietu wyrasta� mu pionowy rz�d
ma�ych, grubych, ostro zako�czonych p�ytek kostnych, ci�gn�cy si� a� po czubek ogona. Na
masywnej piersi za�o�y� szponiaste przednie �apy. Mia� siedem psich �b�w o pyskach staro�ytnego
Cerbera. Ka�dy z �b�w obserwowa� otoczenie, g�odny i ob��kany; i tak czeka�.
Ujrza� w�sz�cy poprzez r�, zbli�aj�cy si� coraz bardziej klin jasno��tego �wiat�a. Zdawa�
sobie spraw�, �e nie mo�e ucieka�. Wykonuj�c najmniejszy ruch, zdradzi�by si� i widmowe
�wiat�o natychmiast by go wykry�o. Maniaka d�awi� strach. Widmowe �wiat�o posuwa�o si� jego
tropem poprzez niewinno�� i upokorzenie oraz dziewi�� innych emocjonalnych zamrocze�, w
kt�rych pr�bowa� si� schroni�. Musia� co� zrobi�, zmyli� jako� po�cig. Na tym poziomie by� sam.
Jaki� czas temu poziom �w zosta� zamkni�ty celem oczyszczenia z resztek zalegaj�cych tam
uczu�. Gdyby nie to, �e po zab�jstwach stawa� si� tak strasznie rozkojarzony, �e pogr��a� si� w
dezorientacji, nigdy nie dalby si� zap�dzi� do zamkni�tego poziomu.
Teraz, kiedy ju� tu tkwi�, nie mia� si� gdzie schroni�, nie mia� dok�d czmychn�� przed
widmowym �wiat�em, kt�re w ko�cu musia�o go wytropi�. Wiedzia�, �e wtedy zostanie
wyczyszczony.
Maniak chwyci� si� ostatniej deski ratunku: zamkn�� sw�j umys�, wszystkie siedem m�zg�w,
tak jak zamkni�to poziom r�u. Wy��czy� ca�� swoj� ja��, st�umi� ognie uczu�, przerwa� wszystkie
obwody nerwowa, kt�re zasila�y jego umys� energi�. Niczym w ogromnej maszynie wytracaj�cej
sw� szczytow� wydajno��, jego my�li zwiotcza�y, usch�y i zblad�y. I w�wczas w miejscu, gdzie si�
znajdowa� � zapanowa�a pustka. Siedem psich �b�w pogr��y�o si� we �nie.
Smok przesta� istnie� w kategoriach my�li i widmowe �wiat�o przep�yn�o obok niego, nie
znajduj�c niczego, na co mog�oby pa��. Lecz ci, kt�rzy szukali Maniaka, nie byli, jak on, ob��kani;
zdrowi na umy�le, systematyczni � systematycznie rozwa�ali wszelkie krytyczne sytuacje. Po
widmowym �wietle nadesz�y wi�zki szukaj�ce ciep�a, czujniki wykrywaj�ce mas�, tropiciele
potrafi�cy wyw�szy� �lad obcej materii na zamkni�tym poziomie.
Ci odkryli Maniaka. Odkryli go, wy��czonego jak wystyg�e s�o�ce, i przenie�li; nic nie czu�, by�
odci�ty w swoich u�pionych czaszkach.
Lecz gdy w bezczasowej dezorientacji, kt�ra nast�puje po kompletnym wy��czeniu, odwa�y�
si� na powr�t otworzy� sw�j umys�, stwierdzi�, �e zosta� uwi�ziony w bezruchu w antyseptycznej
sali na Trzecim Aktywnym Poziomie Czerwieni. W�wczas z siedmiu gardzieli wyda� krzyk.
Krzyk ten, rzecz jasna, uwi�z� w d�awikach krtaniowych, kt�re mu wstawili, zanim przywr�ci�
si� do �ycia. Pustka tego krzyku jeszcze bardziej go przerazi�a.
Tkwi� zatopiony w bursztynowej substancji, kt�ra otula�a go szczelnie; gdyby to by�a o wiele
wcze�niejsza era, na innym �wiecie, w innym kontinuum, by�oby to zwyczajne szpitalne ��ko z
pasami zabezpieczaj�cymi. Lecz smok zosta� unieruchomiony na poziomie czerwieni, w
czasow�le. Jego szpitalne ��ko by�o bezgrawitacyjne, niewa�kie, kompletnie relaksuj�ce. Przez
tward� jak podeszwa sk�r� smoka podawa�o mu od�ywki, a wraz z nimi �rodki uspokajaj�ce i
reguluj�ce. Oczekiwa� na wydrenowanie.
Do sali wp�yn�� Linah, a za nim Semph. Semph � odkrywca drena�u. Linah � jego
najelokwentniejszy oponent ubiegaj�cy si� o awans publiczny na stanowisko Proctora. Dryfowali
wzd�u� rz�du zatopionych w bursztynie pacjent�w: ropuch, b�bnowiekowych, kryszta�owych
sze�cian�w, egzoszkieletowc�w, pseudopodialnych przemieniaczy � i dotarli wreszcie do
siedmiog�owego smoka. Zatrzymali si� tam, dok�adnie naprzeciw i troszeczk� nad smokiem.
Spogl�daj�c w g�r� m�g� ich dostrzec, po siedmiokro� ujrze� ich postacie, lecz nie by� w stanie
wyda� z siebie g�osu.
� Je�li potrzebny by� mi decyduj�cy pow�d, to tutaj mam jeden z najbardziej przekonuj�cych
� powiedzia� Linah, wskazuj�c g�ow� Maniaka.
Semph zanurzy� w bursztynowej substancji pr�t analityczny, wycofa� go i okre�li� na
poczekaniu stan pacjenta:
� Je�li potrzebne ci by�o najwi�ksze ostrze�enie, to tutaj masz jedno z najbardziej
przekonuj�cych.
� Nauka przychyla si� do woli mas � rzek� Linali. � By�bym niepocieszony, gdybym musia�
w to uwierzy� � odpar� szybko Semph. W jego g�osie pobrzmiewa� niemo�liwy do nazwania ton,
podkre�laj�cy jednak agresywno�� s��w.
� Mam zamiar tego dopilnowa�, Semph; wierz mi. Zamierzam nak�oni� Rad� do uchwalenia
tej rezolucji.
� Od jak dawna si� znamy, Linah?
� Od twojego trzeciego strumienia. Mojego drugiego.
� Mniej wi�cej. Czy powiedzia�em ci kiedy� nieprawd�, czy poprosi�em ci� kiedykolwiek o
zrobienie czego�, co mog�oby ci zaszkodzi�?
� Nie. Niczego takiego sobie nie przypominam.
� No to dlaczego nie chcesz mnie pos�ucha� tym razem?
� Bo uwa�am, �e si� mylisz. Nie jestem fanatykiem, Semph. Nie chc� wywo�a� politycznej
afery. Jestem g��boko przekonany, �e to najwi�ksza szansa, jaka kiedykolwiek nam si� nadarzy�a.
� A zarazem katastrofa dla wszystkich i wsz�dzie, dla wszystkiego, co za nami, i B�g jeden
wie jak daleko nios�ca si� w paralaks�. Przestajemy kala� w�asne gniazdo kosztem wszystkich
innych, jakie kiedykolwiek istnia�y. Linah roz�o�y� bezradnie r�ce.
� Przetrwanie.
Semph pokr�ci� wolno g�ow�. Na jego twarzy malowa�o si� znu�enie.
� Szkoda, �e nie mog� wydrenowa� tak�e tego.
� A nie mo�esz?
Semph wzruszy� ramionami.
� Potrafi� wydrenowa� wszystko. Lecz to, co by nam wtedy zosta�o, nie by�oby nic warte.
Bursztynowa substancja zmieni�a odcie�. Rozjarzy�a si� od �rodka intensywnym b��kitem.
� Pacjent gotowy � zauwa�y� Semph. � Jeszcze tylko ten raz, Linami. Je�li si� nie uda,
wezm� wszystko na siebie. Prosz�. Wstrzymaj si� do nast�pnej sesji. Rada nie musi si� teraz tym
zajmowa�. Pozw�l mi przeprowadzi� dalsze badania, oszacowa�, jak daleko wstecz tryska to
plugastwo, ile zniszcze� mo�e spowodowa�. Daj mi czas na opracowanie paru raport�w.
Linah by� nieprzejednany. Potrz�sn�� stanowczo g�ow�.
� Czy mog� by� obecny przy drena�u?
Semph westchn�� g��boko. Przegra� i zdawa� sobie z tego spraw�.
� Tak, nic nie stoi na przeszkodzie.
Bursztynowa substancja wraz ze sw� niem� zawarto�ci� j�a si� wznosi�. Osi�gn�a poziom obu
m�czyzn i p�ynnie prze�lizgn�a si� w powietrzu mi�dzy nimi. Pop�yn�li za g�adk� bry�� z
zatopionym w niej siedmiog�owym smokiem. Semph sprawia� wra�enie, jakby chcia� co� jeszcze
powiedzie�. Ale tu nie by�o nic do dodania.
Bursztynowy poczwarczy kokon zblad� i znik�, a m�czy�ni rozp�yn�li si� w nico�� i ju� ich nie
by�o. I kokon, i oni zmaterializowali si� znowu w komorze drena�owej. Platforma na�wietlania
by�a pusta. Bursztynowy kokon osiad� na niej bezg�o�nie, a tworz�ca go substancja odparowa�a i
znikaj�c, uwolni�a cia�o smoka.
Maniak rozpaczliwie pr�bowa� si� poruszy�, unie�� si� w powietrze. Jego ob��d przezwyci�y�
dzia�anie �rodk�w uspokajaj�cych i smoka trawi�y teraz sza�, furia i bia�a gor�czka. Ale nie by�
nawet w stanie kiwn�� pazurem. Jedyne, co m�g�, to trwa� w obecnym kszta�cie.
Semph przekr�ci� bransolet� na lewym przegubie. Rozjarzy�a si� od �rodka ciemnym z�otem. W
komorze rozleg� si� syk powietrza wype�niaj�cego pr�ni�. Platform� na�wietlania zala�o srebrne
�wiat�o, kt�re zdawa�o si� sp�ywa� z samego powietrza, z nie istniej�cego �r�d�a. Siedem wielkich
paszcz sk�panego w srebrzystym blasku smoka rozwar�o si�, ukazuj�c pier�cienie k��w. Potem
jego dwupowiekowe �lepia zamkn�y si�.
B�l, kt�ry rozsadza� mu g�owy, by� potworny. Straszliwe paroksyzmy przechodzi�y w ssanie
miliona paszcz. Co� rozci�ga�o, gniot�o, �ciska�o jego siedem m�zg�w, a� wreszcie wszystkie
zosta�y oczyszczone.
Semph i Linah przenie�li wzrok z pulsuj�cego cielska smoka na zbiornik drena�owy znajduj�cy
si� w drugim ko�cu komory. Gdy tak na� patrzyli, zacz�� si� nape�nia� pocz�wszy od dna.
Nape�nia� si� niemal bezbarwnym ob�okiem roziskrzonego dymu.
� Zaczyna si� � stwierdzi�, nie wiadomo po co, Semph.
Linah oderwa� wzrok od zbiornika. Smok o siedmiu psich �bach falowa�. Maniak, widziany
jakby przez p�ytk� wod�, zaczyna� si� przeistacza�. W miar� nape�niania si� zbiornika, utrzymanie
obecnego kszta�tu sprawia�o Maniakowi coraz wi�ksz� trudno��. Im g�stsza stawa�a si� chmura
roziskrzonej materii, tym mniej stabilny by� kszta�t stwora spoczywaj�cego na platformie
na�wietlania.
W ko�cu dalsza walka sta�a si� niemo�liwa i Maniak da� za wygran�. Dymu w zbiorniku
przybywa�o teraz szybciej, a kszta�t smoka rozmywa� si�, zmienia�, kurczy� � i na jego sylwetk�
na�o�y�a si� posta� ludzka. Zbiornik wype�ni� si� do trzech czwartych, a smok odp�ywa� w nico��,
stawa� si� cieniem tego, co zawiera�a komora na pocz�tku drena�u. Natomiast posta� ludzka z
ka�d� sekund� nabiera�a coraz bardziej materialnej formy.
Kiedy zbiornik by� ju� pe�en, na platformie na�wietlania, dysz�c ci�ko, le�a� normalny
m�czyzna. Oczy mia� zamkni�te, mi�nie drga�y mu mimowolnie.
� Jest wydrenowany � oznajmi� Semph.
� Czy to wszystko zosta�o w zbiorniku? � spyta� cicho Linah.
� Nie. Nie ma tam nawet �ladu.
� Ale�
� To pozosta�o��. Nieszkodliwa. Odczynniki otrzymane z grupy zmyslowc�w zneutralizuj� j�.
Niebezpieczne esencje, zdegenerowane linie si� pacz�ce pole� wszystko to znikn�o. Zosta�o
wydrenowane.
Linah po raz pierwszy sprawia� wra�enie zaniepokojonego.
� I gdzie si� podzia�o?
� Powiedz mi, czy mi�ujesz bli�niego swego?
� Semph, prosz� ci�! Pyta�em, dok�d to odp�yn�o� do kiedy?
� A ja ci� pyta�em, czy troszczysz si� w og�le o innych?
� Znasz moj� odpowied�� znasz mnie! Chc� wiedzie�; powiedz przynajmniej, co wiesz.
Dok�d� do kiedy?
� W�wczas mi wybaczysz, Linahu, bo ja tak�e mi�uj� mojego bli�niego. Kiedykolwiek by�,
gdziekolwiek jest; musz�, pracuj� w nieludzkiej dziedzinie i musz� si� tego trzyma�. Tak wi�c�
wybaczysz mi�
� Co masz zamiar�
* * *
W Indonezji jest na to okre�lenie: Djam Karet � godzina, kt�ra si� rozci�ga.
* * *
Watyka�sk� Stanz� d�Eliodoro, drug� wielk� sal�, kt�r� zaprojektowa� dla papie�a Juliusza II,
ozdobi� Rafael (dzie�o to doko�czyli jego uczniowie) wspania�ymi freskami, przedstawiaj�cymi
historyczne spotkanie papie�a Leona I z w�adc� Hun�w Attyl�, kt�re mia�o miejsce w 452 roku.
Malowid�o odzwierciedla wiar� wszystkich chrze�cijan w to, �e duchowy autorytet Rzymu
uchroni� �wi�te Miasto w dramatycznym momencie najazdu Hun�w, kt�rzy przybyli, by je z�upi�
i spali�. W katedrach �wi�tego Piotra i �wi�tego Paw�a Rafael namalowa� zst�pienie z Nieba, kt�re
mia�o jakoby wesprze� interwencj� papie�a Leona. Interpretacja artysty by�a adaptacj� oryginalnej
legendy, kt�ra wspomina�a jedynie o apostole Piotrze stoj�cym z wydobytym mieczem za plecami
Leona. Legend� za� wysnuto z garstki tych fakt�w, kt�re stosunkowa niewypaczone przetrwa�y
staro�ytno��: z Leonem nie by�o ani jednego kardyna�a, a ju� z pewno�ci� duch�w aposto��w.
Opr�cz niego w sk�ad poselstwa wchodzili tylko dwaj s�dziwi dygnitarze Rzymu. Do spotkania nie
dosz�o � jak m�wi legenda � u samych bram Rzymu, lecz w p�nocnej Italii, w okolicach
dzisiejszej Peschiery.
Poza tym o spotkaniu nie wiadomo nic wi�cej. Do�� na tym, �e Attyla, kt�rego nikt nigdy nie
powstrzyma�, nie zr�wna� z ziemi� Rzymu. Zawr�ci�.
Djam Karet. Z paralaktycznego centrum czasow�z�a tryska�y linie pola; pola pulsuj�cego
poprzez czas i przestrze� oraz umys�y ludzi w ci�gu dwudziestu tysi�cy lat. Nagle, w
niewyja�niony spos�b, linie te urwa�y si� i Hun Attyla poderwa� r�ce do g�owy. Oczy mu si�
zaszkli�y, a po chwili wypogodzi�y. Odetchn�� pe�n� piersi� i da� wojskom znak do odwrotu. Leon
dzi�kowa� Bogu i �ywej pami�ci Chrystusa Zbawiciela. Legenda doda�a �wi�tego Piotra. Rafael
doda� �wi�tego Paw�a.
Pole � Djam Karet � pulsowa�o przez dwadzie�cia tysi�cy lat i na kr�tk� chwil�, kt�ra mog�a
trwa� sekund�, rok lub tysi�clecie, zosta�o odci�te.
Legenda nie m�wi prawdy. A �ci�lej, nie m�wi ca�ej prawdy; czterdzie�ci lat przed najazdem
Attyli na Itali�, Rzym najecha� i z�upi� w�adca Wizygot�w Alaryk, Djam Karet. W trzy lata po
odwrocie Attyli, Rzym zosta� raz jeszcze najechany i z�upiony przez Genzeryka, kr�la wszystkich
Wandali.
Istnia�a pewna przyczyna, dla kt�rej plugastwo szale�stwa z wydrenowanego umys�u
siedmioglowego smoka, przesta�o przep�ywa� poprzez gdziekolwiek i kiedykolwiek.
* * *
Semph, zdrajca swojej rasy, unosi� si� przed Rad�. Linah, jego przyjaciel, kt�ry dochodzi� do
swego ostatniego strumienia jako Proctor, prowadzi� przes�uchanie. Opowiada� cicho i ze swad� o
tym, co uczyni� wielki naukowiec.
� W zbiorniku trwa� drena�. Powiedzia� do mnie: �Wybacz mi, poniewa� mi�uj� bli�niego
swego. Kiedykolwiek by�, gdziekolwiek jest; musz�, pracuj� w nieludzkiej dziedzinie i musz� si�
tego trzyma�. Tak wi�c wybaczysz mi�. A potem na�o�y� sam siebie.
Sze��dziesi�ciu cz�onk�w Rady, ka�dy reprezentuj�cy inn� �yj�c� w centrum ras� � ptaszan,
b��kitniak�w, wielkog�owych ludzi, pomara�czowych zapachowc�w o dr��cych rz�skach� �
wszyscy jak jeden m�� spojrzeli tam, gdzie unosi� si� Semph. Jego cia�o i g�owa by�y
pomarszczone jak zmi�ta papierowa torebka. Wypad�y mu wszystkie w�osy. Oczy mia� m�tne i
wodniste. Nagi, po�yskuj�cy, odp�yn�� troch� w bok, a potem zab��kany podmuch wiatru w
pozbawionej �cian sali zepchn�� go z powrotem. Wydrenowa� sam siebie.
� Prosz� Rad� o skazanie tego cz�owieka na kar� ostatniego strumienia. Chocia� jego
samona�o�enie trwa�o kilka zaledwie chwil, nie jeste�my w stanie okre�li�, jakie zniszczenia lub
anomalie mog�o spowodowa� w czasow�le. Zak�adam, �e dzia�a� z zamiarem przeci��enia drenu,
a co za tym idzie unieruchomienia go. Czyn ten, czyn bestii nie wahaj�cej si� skaza�
sze��dziesi�ciu ras centrum na przysz�o��, w kt�rej przewa�a ob��d, jest czynem, za kt�ry kar�
mo�e by� tylko i wy��cznie unicestwienie.
Rada wyalienowa�a si� i medytowa�a. Bezczas p�niej zn�w si� zebra�a i oskar�enia Proctora
zosta�y podtrzymane; zatwierdzono wnioskowany przeze� wyrok.
* * *
Wyciszonymi wybrze�ami my�li ni�s� w ramionach papirusowego cz�owieka j ego przyjaciel i
kat, Proctor. Tam, w przedwieczornej ciszy nadci�gaj�cej nocy, Linah u�o�y� Sempha w cieniu
westchnienia.
� Dlaczego mnie powstrzyma�e�? � spyta�a zmarszczka z ustami.
Linah odwr�ci� wzrok ku szar�uj�cym ciemno�ciom.
� Dlaczego?
� Poniewa� tu, w centrum, istnieje szansa.
� A dla nich, dla tych wszystkich na zewn�trz� nie ma �adnej?
Linah usiad�, wolno zanurzaj�c r�ce w z�otej mgle i obserwowa�, jak przesiewa mu si� nad
nadgarstkami i wraca ku oczekuj�cemu cia�u �wiata.
� Je�li zaczniemy to tutaj, je�li b�dziemy stopniowo poszerza� nasze granice, to mo�e
pewnego dnia, kiedy�, z t� niewielk� szans� osi�gniemy kra�ce czasu. Jednak na razie lepiej mie�
jedno centrum, w kt�rym nie ma ob��du.
Semph m�wi� z po�piechem. Jego koniec by� ju� bliski.
� Skaza�e� ich wszystkich. Ob��d jest �ywym oparem. Si��. Mo�na go butelkowa�.
Najpot�niejszy d�in w najprostszej do odkorkowania butelce. A ty ich skaza�e� na �ycie z nim po
wsze czasy. W imi� mi�o�ci.
Linah wyda� z siebie d�wi�k niepodobny do �adnego s�owa, ale st�umi� go zaraz. Semph dotkn��
jego nadgarstka dr�eniem, kt�re by�o jego r�k�. Palce stopi�y si� w mi�kko�� i ciep�o.
� �al mi ciebie, Linahu. Na swoje nieszcz�cie jeste� uczciwym cz�owiekiem. �wiat zosta�
stworzony dla takich, kt�rzy potrafi� rozpycha� si� �okciami. Nigdy si� nie nauczy�e�, jak to robi�.
Linah nie odpowiedzia�. Rozmy�la� tylko o drena�u, kt�ry sta� si� teraz wieczny. Drena�u
puszczonym w ruch i podtrzymywanym przez jego konieczno��.
� Wystawisz mi pomnik? � spyta� Semph.
Linah pokiwa� g�ow�.
� Tak nakazuje tradycja.
Semph u�miechn�� si� niewyra�nie.
� W takim razie wystaw go im, nie mnie. Jestem tym, kt�ry wynalaz� naczynie ich �mierci i nie
potrzebuj� go. Ale wybierz z nich jednego, kogo� niezbyt wa�nego, takiego jednak, kt�ry b�dzie
znaczy� wszystko, kiedy znajd� t� stutu� i j� zrozumiej�. Wznie� mu pomnik w moim imieniu.
Zrobisz to?
Linah skin�� g�ow�.
� Zrobisz to? � powt�rzy� Semph. Oczy mia� zamkni�te i nie widzia� tego skini�cia.
� Tak. Zrobi� � odpowiedzia� Linah. Ale Semph ju� nie s�ysza�. Strumie� rozpocz�� si� i
sko�czy� i Linah pozosta� sam w g�uchej ciszy samotno�ci.
Statu� umieszczono na odleg�ej planecie, kr���cej wok� odleg�ej gwiazdy w czasie, kt�ry by�
ju� zamierzch�y, zanim jeszcze by� si� narodzi�. Istnia� w umys�ach ludzi, kt�rzy mieli nadej��
p�niej. Lub nigdy.
Ale gdyby jednak nadeszli, zrozumieliby, �e jest z nimi piek�o, �e istnieje Niebo, kt�re cz�owiek
zwie Niebem i �e jest centrum, z kt�rego wyp�ywa wszelki ob��d; a kto znajdzie si� w tym
centrum, zazna tam spokoju.
* * *
W ruinach rozwalonego budynku, w kt�rym niegdy� mie�ci�a si� fabryka tekstylna, w miejscu,
kt�re by�o kiedy� Stuttgartem. Friedrich Drucker znalaz� wielokolorow� skrzynk�. Oszala�y z
g�odu i ze wspomnie� o po�eraniu od tygodni ludzkiego cia�a, cz�owiek ten krwawymi kikutami
palc�w szarpa� jej wieko. Gdy naci�ni�ta we w�a�ciwym miejscu skrzynka otworzy�a si�, obok
przera�onej twarzy Friedricha Druckera przemkn�y ze �wistem uwolnione cyklony. Cyklony i
mrok, uskrzydlone, pozbawione twarzy kszta�ty kt�re ulecia�y w noc �cigane przez ostatni� wst�g�
purpurowego dymu o zapachu gnij�cych gardenii.
Ale Friedrich Drucker niewiele mia� czasu, by docieka� znaczenia purpurowego dymu, gdy�
nast�pnego dnia wybuch�a IV wojna �wiatowa.
T�umaczy� Jacek Manicki