2843
Szczegóły |
Tytuł |
2843 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2843 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2843 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2843 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jonathan Carroll
Oko w oko nied�wiedziowi
To by�o tak. William Linde nigdy nie mia� pieni�dzy. Do
czasu, kiedy sko�czy� trzydzie�ci lat, stale pragn��
wszystkiego, lecz niczego nie mia�. Na przyk�ad srebrnych
samochod�w, kt�re tr�bi� na ciebie w nocy, przemykaj�c
autostrad�; ich po�yskuj�ce zielonym blaskiem tablice
rozdzielcze �wiec� w mroku niczym odleg�e, tajemnicze
miasta.
Tego w�a�nie chcia�: srebrnych samochod�w.
Albo kobiet, wysiadaj�cych z limuzyn, wychodz�cych z
ekskluzywnych sklep�w, wkraczaj�cych z mroku lotnisk w
jaskrawe �wiat�o dnia z oczami skrytymi za szk�ami ciemnych
okular�w.
Tego w�a�nie pragn��: kobiet w ciemnych okularach...
Oczywi�cie, nie tylko, ale chwytacie ju�, o co chodzi.
Linde ci�ko pracowa�, nic to jednak nie dawa�o.
Po�wi�ca� pracy ca�y sw�j czas, ale jego zarobki wystarcza�y
akurat na pokrycie rachunk�w i tyle. Kiedy jeste� biedny,
oddajesz si� marzeniom, bo uwa�asz, �e kosztowne drobiazgi
uprzyjemniaj� �ycie. Tak bywa istotnie, lecz nawet dla
bogaczy "przyjemno�ci" maj� pewne ograniczenia.
Co w tym nowego? Linde naiwnie dostrzega� jedynie poz�ot�
�wiata modelek z pierwszych stron pism, klasycznych walizek
z okuciami z prawdziwego mosi�dzu i nierzeczywistego fioletu
poro�ni�tych lawend� wzg�rz na po�udniu Francji.
Mia� kiedy� dziewczyn� - zapomnia�em, jak si� nazywa�a -
kt�ra udzieli�a mu cennej wskaz�wki: je�li nie masz
pieni�dzy, obserwuj uwa�nie, co Oni robi� ze swoj� fors�
tak, �eby� wiedzia�, jak si� zachowa�, kiedy w ko�cu sam
zdob�dziesz maj�tek. Linde by� pewien, �e kiedy� dojdzie do
tego. Nie mia� w tej materii najmniejszych w�tpliwo�ci.
Oni chadzali do muze�w. Pos�ugiwali si� pewnymi
wyra�eniami i zwrotami. Mieli w�osy przyci�te w specyficzny
spos�b. Twierdzili, �e czytaj� Szekspira. Linde sporz�dzi�
trzystronicowy spis. Odsy�ali jedzenie do kuchni. Parkowali
samochody pod najdziwniejszymi k�tami, nie przejmuj�c si�
tym, �e mog� sprawi� komu� k�opot.
Sko�czywszy, u�wiadomi� sobie z rado�ci�, �e bez problemu
mo�e przej�� przynajmniej cz�� ich nawyk�w. Je�li
zaoszcz�dzi, sta� go b�dzie na odpowiedniego fryzjera. Dzie�a
wszystkie Szekspira kosztuj� grosze, podobnie jak bilety do
muzeum. Ka�dy mo�e nauczy� si� odpowiednich wyra�e�.
Wielu z nich przechodzi�o tak�e w swym �yciu okres, kiedy
udawali, �e musz� z trudem walczy� o przetrwanie, st�paj�c
twardo po ziemi zamiast kilka cali nad ni�. Mimo swych
pieni�dzy ubierali si� w szorstkie sztruksy i flanelowe
koszule. D�insowe sp�dnice. M�czy�ni zapuszczali
trzydniowy zarost i chadzali na galowe premiery bez
krawat�w. Ich kobiety nosi�y grube bawe�niane suknie i
plastykow� bi�uteri�. Bogacze naprawd� s� inni, czasem jednak
udaj�, �e tak nie jest. Na szcz�cie dla Lindego, to by�
w�a�nie jeden z tych okres�w.
Kiedy znalaz� ju� sobie nowe hobby, szybko si� uczy�.
Gdy tylko mia� troch� wolnego czasu, czyta� "Kr�la Lira".
Wyku� nawet na pami�� par� fragment�w na wypadek, gdyby
kt�rego� dnia poddano go pr�bie. M�g�by wtedy udowodni�, �e
zna si� na tym!
Ale gdzie wi�ksza dokucza choroba
Tam mniejszej prawie si� nie czuje. Zadr�ysz
Wobec nied�wiedzia i uciekniesz przed nim;
Ale je�eli uciekaj�c trafisz
Na zba�wanione morze: wtedy ch�tnie
Popatrzysz oko w oko nied�wiedziowi. *
Nauczy� si� rozpoznawa� ich gatunki perfum, wiedzia�,
gdzie robi� zakupy, jakie zamawiaj� omlety.
Jego "zba�wanionym morzem" pozostawa�a bieda i szalona,
�mierciono�na rzeczywisto��. Je�li udawanie zamo�no�ci by�o
rozpaczliwym fa�szem, dziecinnym rozp�aszczaniem nosa o
niewidoczn� szyb�, to Linde w ka�dej chwili got�w by�
popatrze� oko w oko temu szczeg�lnemu nied�wiedziowi.
A oto czar tej historii: Linde wygra� na loterii. Kupi�
los za pi�� dolar�w i trafi� dwadzie�cia milion�w.
Dwadzie�cia milion�w dolar�w! Gdyby� chcia� pozby� si�
takiej sumy w ci�gu roku, musia�by� wydawa� prawie
pi��dziesi�t pi�� tysi�cy dziennie. Albo te� m�g�by� kupi�
sobie odrzutowiec, luksusow� kamienic�, sp�aci� d�ug
niewielkiego afryka�skiego czy mo�e karaibskiego pa�stewka.
Linde zani�s� swoje pieni�dze do czarodzieja.
- Co by pan zrobi�, gdybym ofiarowa� panu t� sum�?
Czarodziej by� s�dziwy i m�dry. Kiedy� sam stworzy� sobie
maj�tek, ale wynik�y z tego wy��cznie k�opoty.
- Nie chc� twoich pieni�dzy. Czego w�a�ciwie pragniesz?
Masz wszystko, o czym zawsze marzy�e�. Id�, kup sobie
porsche. Na lotnisku czekaj� na ciebie kobiety w ciemnych
okularach. Przele� si� Concordem! - Mag spojrza� w oczy
Lindego i ujrza�, �e istotnie, jego go�� ma wszystko, czego
pragn��. Tyle �e rzeczywisto�� przera�a�a go.
- Chc� wr�ci� do czas�w, kiedy by�em m�ody i biedny, ale
tym razem z fors� w kieszeni. Potrafisz to zrobi�?
- Jasne, ale to nic nie da. Nie czyta�e� Uspienskiego?
Napisa� o tym ca�� ksi��k�. B�dziesz si� inaczej zachowywa�,
ale pozostaniesz tym samym cz�owiekiem, wi�c w sumie
niewiele zdo�asz zmieni�.
Ale to ca�kiem nieg�upi pomys�. Je�li wymy�lisz co�
naprawd� dobrego, zrobi� to dla ciebie - za darmo.
Linde spojrza� na niego podejrzliwie.
- Jakie zazwyczaj ustalasz honorarium?
- Wszystko zale�y od �ycze� klienta. To, o czym przed
chwil� wspomnia�e�, kosztuje zwykle oko�o tysi�ca dolar�w.
- Dlaczego akurat tyle?
- Gdybym za��da� mniej, by�oby to podejrzane. Przy
wi�kszej sumie wypad�bym z rynku.
- Masz jakie� propozycje?
- C�, na pierwszy rzut oka odnosz� wra�enie, �e
po�wi�ci�e� mn�stwo czasu na studiowaniu tego, jak zachowuj�
si� bogaci. Zupe�nie jak kto�, kto pragn�c zosta� aktorem
�ledzi aktor�w odgrywaj�cych aktor�w. Ale facet taki jak
Marlon Brando nie gra - on po prostu jest Marlonem Brando,
wspania�ym artyst�. Chwytasz? Bogacze nie wiedz�, jak
powinni si� zachowywa� - oni po prostu s� sob�. A ty chcesz
si� dowiedzie�, jakie to uczucie.
Linde poczu� nag�� ulg�.
- W�a�nie! Czy mo�esz sprawi�, �ebym to odkry�?
- Przykro mi. To nie moja specjalno��. Masz ju� kup�
pieni�dzy. Jak si� czujesz?
Linde spu�ci� wzrok.
- Jakby mi si� nie nale�a�y. Jakby ca�y ten maj�tek by�
w�asno�ci� kogo� innego, a ja znalaz�em go jedynie w
papierowej torbie na �awce w parku. - Potrz�sn�� g�ow�. -
Mam wra�enie, �e powinienem go odda�.
Czarodziej, kt�rego nazwisko brzmia�o Venasque, klepn��
go po kolanie.
- Chwileczk�! W�a�nie przysz�a mi do g�owy pewna my�l. -
Wsta�, gestem nakazuj�c Lindemu, aby pozosta� na miejscu i
wyszed� z pokoju. Po chwili wr�ci�, nios�c w r�kach sk�rzan�
kurtk�. - Za�� to, prosz�.
Linde zerwa� si� z krzes�a i zarzuci� na siebie podane
okrycie. Kurtka przypomina�a stroje pilot�w bombowc�w z
czas�w drugiej wojny �wiatowej. Mia�a futrzany ko�nierz,
by�a porysowana i postrz�piona.
W chwil� p�niej zacz�a porasta� w�osiem.
Ca�y proces wygl�da� jak przyspieszony film przyrodniczy,
ukazuj�cy rozwijaj�cy si� kwiat.
Zauwa�ywszy, co si� dzieje, Linde zerwa� z siebie kurtk�
i cisn�� j� w przeciwleg�y k�t pokoju. Venasque podni�s� j�
bez s�owa.
- Co to by�o, do diab�a?
- Kurtka Cnoty. Je�li po za�o�eniu zaczyna pokrywa� si�
futrem, to znaczy, �e pozosta�a w tobie jeszcze cz�stka
prawo�ci. Je�eli nie - zd��y�a ju� obumrze�. W g��bi duszy
wci�� jeste� dobrym cz�owiekiem. Zagubionym, lecz dobrym.
Dwudziestokrotnym prawym milionerem. Co teraz z tym
poczniesz?
Dla Lindego odpowied� na to pytanie okaza�a si� r�wnie
trudna, jak decyzja, co zrobi� z niespodziewan� fortun�.
Venasque, kt�ry stara� si� nie udziela� ludziom wskaz�wek
na ich drodze do nieba, po�a�owa� go. Widzia� jak na d�oni,
�e pomieszanie jego klienta bierze si� z dobrego charakteru.
Linde tak wiele czasu po�wi�ci� rozmy�laniom nad �yciem
bogaczy, �e nie mia� poj�cia, kim jest naprawd� -
potencjalnym �wi�tym.
�wiadom tego, Venasque nadwer�y� nieco swe zasady i
postanowi� pchn�� go lekko we w�a�ciwym kierunku.
- Zauwa�y�e� mo�e, �e nigdy nie masz w kieszeni
dok�adnie tylu pi�ni�dzy, na ile liczy�e�? Kiedy zagl�dasz
do portfela, okazuje si�, �e zamiast spodziewanych
dziesi�ciu tkwi w nim trzyna�cie dolc�w? Albo osiem? Gdzie
podziewaj� si� tamte pieni�dze, o kt�rych my�la�e�, �e je
masz? Zastanawia�e� si� nad tym?
- Nie. - Twarz Lindego zdradza�a tylko zdziwienie - ani
�ladu nag�ego b�ysku w oku, objawienia, wznosz�cego si� z
g��bi jestestwa a� do m�zgu. Nic.
Venasque potrz�sn�� g�ow�. Mo�e ten go�� nigdy nie
zostanie �wi�tym. Po prostu bogatym durniem. To w�a�nie
dzieje si�, kiedy przez d�u�szy czas dysponujesz maj�tkiem:
wszelkie zagubienie (i cnotliwe pytania) w pewnym momencie
znika bez �ladu. Nurzaj�c si� w forsie stajesz si�
wygodnickim t�pakiem. Po co zastanawia� si�. "Dlaczego
akurat ja?" albo "O co w tym wszystkim chodzi", skoro masz
pe�ne kieszenie?
I na tym w�a�nie polega�a genialno�� ich planu. Coraz
wi�cej ludzi do��cza do grona bogaczy, coraz mniej
zastanawia si� nad znaczeniem tego faktu. To jednak Linde
b�dzie musia� odkry� samodzielnie. W ko�cu Venasquemu si� to
uda�o.
- Pos�uchaj mnie uwa�nie, Linde. Gdzie podziewaj� si�
wszystkie dodatkowe pieni�dze? My�lisz, �e je wydajesz? Albo
mo�e gin� gdzie� w pomroce dziej�w? Pomy�l nad tym - z
pocz�tku naprawd� mia�e� dziesi�� dolar�w. Fakt, �e po
sprawdzeniu okazuje si�, i� jest ich teraz osiem albo
trzyna�cie, wi��e si� z czym� zupe�nie innym. Wracaj do domu
i zastan�w si� nad tym. Koniec dyskusji.
Linde siedzia� w swym mieszkaniu, bardziej zagubiony ni�
kiedykolwiek przedtem. Wiedzia�, �e Venasque to autentyczny
czarodziej - magia i intuicja tryska�y z niego niczym z
fajerwerku na Czwartego Lipca. Przemawia�, pos�uguj�c si�
zagadkami i aluzjami. By� skromny i pokorny.
Co zatem pr�bowa� mu powiedzie�?
W dniach, kt�re nast�pi�y, nieub�agalnie przybli�aj�cych
ostateczny moment, kiedy jego fortuna znajdzie si�
bezpiecznie w bankowym sejfie i jego �ycie zamieni si� w
piek�o, Linde bez przerwy sprawdza� zawarto�� portfela.
Rano wk�ada� do niego dwa dolary i trzydzie�ci dziewi��
cent�w, lecz o czwartej po po�udniu znajdowa� cztery dolary
i jedena�cie cent�w, a raz nawet pi�tna�cie dolar�w i
czterdzie�ci pi�� cent�w.
Rankiem Linde zawsze uwa�a�, by zostawi� w portmonetce
dok�adnie dwa dolary i trzydzie�ci dziewi�� cent�w. Pod
koniec dnia nieodmiennie jednak okazywa�o si�, �e owa suma
uros�a b�d� skurczy�a si� do zupe�nie innej kwoty. Czy
rzeczywi�cie dzia�o si� tak przez ca�e jego �ycie, nawet
kiedy by� biedny i s�dzi�, �e zna dok�adnie wygl�d i warto��
ka�dego banknotu i monety? Czy to mo�liwe?
Kupi� stos ksi��ek i pism finansowych i zacz�� je czyta�,
p�ki oczy nie zapiek�y go ze zm�czenia. Rozmawia� z
doradcami finansowymi, urz�dnikami bankowymi, oszustami.
Ka�dy m�wi� mu co innego, co� kompletnie nowego. Zupe�nie
jakby wszyscy ci ludzie, cho� przecie� dyskutowali o
pieni�dzach, pos�ugiwali si� odmiennymi j�zykami. P�ynne
walory. Fundusze zagraniczne. Transfery. Drogocenne metale,
arbitra�. Refinansowanie kredyt�w.
Aby potwierdzi� narastaj�ce podejrzenia, zwr�ci� si� do
znanego doradcy inwestycyjnego z pytaniem, jakie s�
mo�liwo�ci transferu p�ynnych walor�w na drogocenne metale w
przypadku gwa�townej obni�ki kursu IRA, przepuszczenia
wymaganych kwot przez konto kredytowe i ulokowania weksli
imiennych korporacji DogCusp na rachunku fundacji Finky
Linky?
Doradca stwierdzi�, �e to ryzykowne, ale mo�liwe.
Linde wr�ci� do Venasquego ze stalowym b�yskiem w oku i
oznajmi�:
- To pieni�dze! Maj� sw�j w�asny j�zyk. Mo�esz powiedzie�
w nim cokolwiek, a ludzie uznaj�, �e orientujesz si� w
temacie. W rzeczywisto�ci jednak nikt nie wie, o czym
m�wisz. - Opowiedzia� Venasquemu o swym spotkaniu z doradc�.
Czarodziej u�miechn�� si�.
- Teraz gadasz z sensem! Czy sprawdzi�e� numer z
pieni�dzmi w portfelu?
Linde przytakn�� i zrelacjonowa� histori� zakl�tych dw�ch
dolar�w i trzydziestu dziewi�ciu cent�w. Venasque by� tak
podekscytowany, �e klasn�� g�o�no niczym uradowane dziecko.
- Racja! No i?
Linde spojrza� mu prosto w oczy i powiedzia� co� zupe�nie
wariackiego.
- No i chc� pom�wi� z pieni�dzmi. Chc�, �eby� zamieni�
mnie w pieni�dz tak, abym m�g� si� z nimi porozumie� w ich
w�asnej mowie.
- Doskonale! - wykrzykn�� czarodziej i zamieni� �wie�o
upieczonego milionera w banknot dolarowy.
Znacie to powiedzenie: "Pieni�dze m�wi�"? Naprawd� to
robi�. W ich j�zyku brak akcent�w, umlaut�w, dyftong�w,
bowiem stanowi on nieustanny brz�cz�cy szum, kt�ry nigdy nie
cichnie i nigdy nie bywa �le zrozumiany.
Ka�da moneta, ka�dy banknot, ka�dy zielony, z�oty czy
niebieski kawa�ek papieru warto�ciowego przez ca�y czas m�wi
- i inne go rozumiej�. Pieni�dz nie zna granic ani poziomu
morza, azymutu czy d�ugo�ci geograficznej. Jest ca�kowitym
egoist�, orientuje si� wy��cznie w warto�ci - przede
wszystkim w�asnej, ale tak�e swych pobratymc�w. Nic innego
si� nie liczy. Jego pobratymcy za� to setki miliard�w
kawa�k�w drewna i kamienia, muszelek i wszystkiego, co w
dziejach cywilizacji s�u�y�o jako waluta.
Zatem pieni�dze m�wi�, tyle �e nikt ich nie s�ucha.
Jako banknot dolarowy Linde szybko odkry�, gdzie podzia�y
si� jego dwa dolary i trzydzie�ci dziewi�� cent�w: posz�y
swoj� drog�. Znikn�y w pomroce dziej�w, postanowi�y
pozosta� w tyle, zosta�y roztrwonione, zapomniane na czyim�
biurku, stole czy pod�odze.
U�wiadomi� sobie, �e jako cz�owiek nie mia� nad nimi
�adnej kontroli. Pieni�dze robi�y, co chcia�y, niewa�ne: w
kieszeniach, szufladach, portfelach, sejfach czy
ksi��eczkach czekowych �wiata, by�y bowiem tak wa�ne, �e
nikt tak naprawd� nie zwraca� na nie uwagi. Jedynie biedni
orientowali si� mgli�cie, jakimi sumami dysponuj�, gdy�
kwoty te by�y �a�o�nie ma�e. Ale nawet oni tak bardzo
po��dali pieni�dzy, �e w ich umys�ach straci�y one
jakikolwiek rzeczywisty aspekt.
Jako banknot dolarowy Linde w�drowa� z uszytego z
jaszczurczej sk�ry portfela bogacza do brudnej kieszeni
sprzedawcy gazet, a stamt�d do kobiety o d�ugich
paznokciach... Wreszcie poj��, �e nie potrzebuje ludzi, aby
p�j�� tam, gdzie zapragnie. By� wolny. M�g� robi� to, co mu
si� �ywnie spodoba.
Banknot nazwiskiem William Linde szybko opanowa� j�zyk
pieni�dzy, lecz dopiero po pewnym czasie pozna� ich
najwi�kszy sekret. Nast�pi�o to, gdy zosta� z�o�ony na
ogromnym rachunku na Kajmanach. Wtedy w�a�nie us�ysza� o
istnieniu Planu.
Na d�ugo przedtem, nim pomy�leli o tym filozofowie,
pieni�dze (waluta, towar, �rodki p�atnicze) odkry�y
istnienie wolnej woli. Jedyny problem polega� na tym, �e bez
cz�owieka nie mia�y �adnej warto�ci, cz�owiek te� pozostawa�
ich jedynym wytw�rc�. Tote� gra�y na zw�ok�, prowadz�c nie
ko�cz�ce si� dyskusje w stale rosn�cej wsp�lnocie
finansowej. A� wreszcie opracowa�y Plan.
Poniewa� nie potrafiliby poradzi� sobie bez siebie
nawzajem, ale jednocze�nie pieni�dzy by�o znacznie wi�cej
ni� ludzi, uzna�y one, i� pozwol�, by cz�owiek s�dzi�, �e ma
nad wszystkim kontrol�. M�g� je traktowa� jak �mieci b�d�
czci� niczym b�stwo, gardzi� nimi albo te� do ko�ca swych
ziemskich dni oddawa� si� spekulacjom, w istocie jednak by�
jak dziecko, kt�re s�dzi, �e rozkazuje swoim rodzicom.
Pieni�dze z pob�a�aniem obserwowa�y poczynania swego stw�rcy
i trzyma�y g�b� na k��dk�. Chyba �e kto� pope�ni� naprawd�
powa�ny b��d. Wtedy, dyskretnie niczym szefowie
szwajcarskich bank�w, pieni�dze wkracza�y do akcji i robi�y,
co nale�a�o: powodowa�y za�amanie rynku, tworzy�y kartel,
rujnowa�y jakiego� Demokrat�, posy�a�y do kieszeni kogo�
takiego jak Linde wi�cej got�wki, ni� si� spodziewa�.
Lubi�y tak�e zabaw� i mia�y ogromne poczucie humoru.
Igra�y z lud�mi, wskakuj�c i wyskakuj�c im z kieszeni -
zawsze jednak czyni�y to tak dyskretnie, �e nikt nigdy ich
nie przy�apa�.
By�y mistrzami zr�cznych sztuczek, graj�cymi przed
niezwykle ma��, lecz bardzo uwa�n� widowni�. Od czasu do
czasu trafia� si� cz�owiek, kt�ry zrozumia� b�d� odgad�, co
dzieje si� naprawd�. Ludzie ci jednak milczeli, bowiem tak
w�a�nie brzmia�o jedyne ��danie, jakie pieni�dze stawia�y
swym akolitom: Wiemy, co robimy, wi�c trzymajcie, prosz�,
j�zyk za z�bami, a my ju� si� o was zatroszczymy.
Linde zapyta�, dlaczego niekt�rzy ludzie s� bardzo
biedni, a inni - niewiarygodnie bogaci.
Poniewa� B�g pozostawi� kierowanie t� dziedzin� �ycia
pieni�dzom, a one stara�y si� najlepiej, jak mog�y. Lecz
�aden system nie jest doskona�y. Istnia�y pewne r�nice.
Bo�e! R�nice! To s�owo naprawd� go zdenerwowa�o! Czy
wiedzia�y, jak to jest: pragn�� wszystkiego? Nie:
potrzebowa� - pragn��, niewa�ne, czy by�aby to nowa warstwa
farby na fasadzie domu, czy te� bilety na mecz pi�ki no�nej?
Nie sta� ci� na nic, poniewa� musi ci starczy� na
utrzymanie. Czy pieni�dze w og�le zna�y to s�owo,
utrzymanie? Owszem. Wy�mia�y go i powiedzia�y, �eby przesta�
gada� jak cz�owiek.
Ockn�� si� na kanapie w salonie Venasquego. Stary mag
s�czy� mro�on� herbat�.
Linde usiad� prosto i skierowa� oskar�ycielski palec na
swego towarzysza, jakby wszystko to by�o wy��cznie win�
czarodzieja.
- Pieni�dze maj� w�asny rozum i robi� to, co chc�!
- Zgadza si� - Venasque poci�gn�� kolejny �yk.
- Niewa�ne wi�c, co zrobi� z moimi. Mog� przepu�ci� je na
kobiety albo odda� na cele dobroczynne. Poniewa� mog� tam
trafi� - albo nie. Pomog�, ale niekoniecznie. Mo�e zatem
pewna r�nica namiesza w tym wszystkim!
- W�a�nie.
- Co zatem mam pocz��? Jak, u licha, mog� by�
kiedykolwiek szcz�liwy?
Venasque u�miechn�� si�.
- By�e� szcz�liwy studiuj�c �ycie bogaczy. Czemu nie
zrobisz tego samego z pieni�dzmi? Spr�buj odkry�, jak masz
je wykorzysta� dla szczytnych cel�w tak, by kiedy nadejdzie
w�a�ciwy moment, m�c go rozpozna� i odpowiednio post�pi�.
Linde zmarszczy� brwi.
- Ale ja by�em pewien, �e kt�rego� dnia stan� si� bogaty.
Nie mam �adnej pewno�ci, czy pieni�dze kiedykolwiek pozwol�
mi si� wykorzysta�.
- Poka� im, �e wiesz, co robisz. Przekonaj je, �e masz
racj�.
Od tej pory William Linde zyska� u ludzi opini� szale�ca.
Linde gada� do pieni�dzy. Prowadzi� z nimi ca�e rozmowy!
Wydawa� swe miliony (dop�ki je mia�) na najdziwniejsze,
niezrozumia�e sposoby. Kiedy pytano go, do czego zmierza,
wzrusza� jedynie ramionami i m�wi�:
- Nie pytajcie. Ja tu tylko pracuj�.
Prze�o�y�a Paulina Braiter
* prze�o�y� J�zef Paszkowski
JONATHAN CARROLL
Amerykanin z urodzenia, Europejczyk z wyboru. Wyk�adowca
literatury. Swoj� karier� pisarsk� rozpocz�� w 1980 roku,
kiedy wyda� "Krain� Chich�w" ("F" 7-10/87). Kolejne ksi��ki
ugruntowa�y jego s�aw�. W Polsce uznany za autora 1994 roku
- jego ksi��ki publikuj� oficyny Pr�szy�ski i S-ka, Rebis
oraz Zysk i S-ka. Poniewa� wszystkie powie�ci Carrolla
zosta�y ju� na polski przet�umaczone i ukaza�y si� na naszym
rynku, teraz przyjdzie kolej na zbiory opowiada�.
Przedstawiane przez nas "Oko w oko nied�wiedziowi" znajdzie
si� z pewno�ci� w jednym z nich.
Fantastyka, jak� uprawia Carroll, jest bardzo
niekonwencjonalna i od�wie�aj�co inna od tej, do kt�rej
przyzwyczai�a nas wi�kszo�� tw�rc�w. Po mistrzowsku
przedstawia on w niezwyk�ym �wietle proz� codzienno�ci,
zawsze dobieraj�c si� do dna duszy cz�owieka. Jak sam
przyznaje, jedyne czego si� boi, to �mier� i cz�sto o niej
pisze. "Oko w oko nied�wiedziowi" jest jak na Carrolla
opowiadaniem bardzo pogodnym, cho� przewrotnym.
D.M.