13149

Szczegóły
Tytuł 13149
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13149 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13149 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13149 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

W�ADYS�AW ZAWISTOWSKI WITAJCIE W ROKU 2002 i inne utwory dramatyczne � Tower Press, Gda�sk 2000 WIELORYB SZTUKA W TRZECH AKTACH � W�adys�aw Zawistowski, Gda�sk 1979 OSOBY: JONASZ m�czyzna mniej wi�cej 45-letni, niezbyt wysoki, szczup�y. Troch� zaniedbany, ale wygl�da-j�cy powa�nie, �serio� � mo�e dlatego nazywa si� go czasem starcem. HARCERZ m�czyzna trzydziestoletni, o zdecydowanej urodzie i postawie. Ma w sobie co� m�o-dzie�czego, by nie rzec infantylnego. Mo�e decyduje o tym str�j przypominaj�cy uniform harcerski (kr�tkie spodnie jednak nie wskazane!). TEKLA �ona Jonasza. Pani w wieku balzakowskim. Dama, ale nie zawsze. ERYK syn Jonasza. 25-letni wymoczkowaty m�odzieniec z �atwo przet�uszczaj�cymi si� w�osami. Niezbyt pewny siebie. Ale nie zawsze. ISA c�rka Jonasza. Dwudziestoletnia, bardzo �adna i niezwykle egzaltowana. Raczej brunetka. MʯCZYZNA W CZARNYCH OKULARACH m�czyzna w czarnych okularach. Scenografia: Akcja sztuki rozgrywa si� w brzuchu wieloryba. Autor nie wie jak wygl�da wn�trze wielory-ba, a tym bardziej jego brzuch, nie mo�e wi�c niestety niczego przekonuj�co zasugerowa�. Proponuj� jednak, by scenografia nie tr�ci�a zbytnio fizjologizmem i biologizmem (zw�aszcza zwierz�cym), niech b�dzie natomiast w miar� ciemna, w miar� odra�aj�ca i w miar� � oto najw�a�ciwsze s�owo � nieokre�lona. Potrzebne s� przedmioty i sprz�ty �wiadcz�ce o obecno�ci i zadomowieniu cz�owieka; nie ma ich zbyt wiele, grupuj� si� koncentrycznie wok� wysokiego i niesprz�tanego ��ka, kt�re wyra�nie jest centralnym punktem sceny. Tzw. horyzont nie jest jednolity � liczne szpary, niby � korytarze, zakamarki przypominaj�ce nieco pieczar� (?), lochy (?), sprawiaj�, �e odno-si si� wra�enie, i� ogl�dane pomieszczenie nie jest jedynym. Co wi�cej � �e pozosta�e po-mieszczenia r�wnie� mog� by� zamieszka�e. Zreszt� nie chodzi tu o realizm. Jonasz le�y na ��ku. Z prawej strony s�ycha� krzyki, j�ki, niespodziewane odg�osy. Kurtyna podnosi si�. AKT I G�OS HARCERZA Ratunku, ratunku!!! Jonasz nie reaguje. G�OS HARCERZA (poza scen�) Ratunku, na pomoc, ratunku!... o, ale �liskie �cierwo. St�ka z wysi�kiem jakby gramoli� si� pod g�r� i po chwili ukazuje si� na scenie. Wpe�za, nie dostrzegaj�c Jonasza. Ten sprawia wra�enie jakby spa�, cho� oczy ma otwarte. HARCERZ (bez przekonania)Ratunku..., a niech to szlag... Ufff, ale� si� zm�czy�em. Niepewnie wstaje na r�wne nogi, wyprostowuje si�, obraca. Dostrzega Jonasza. Jest zaskoczony, robi krok do ty�u, wyrywa mu si� nieoczekiwanie �Och!�. JONASZNo i co, wlaz� pan wreszcie? HARCERZCcco?, co?... Kto pan jest w�a�ciwie? JONASZNiewa�ne... Pytam czy pan wreszcie si� tu wdrapa�. Od pi�tnastu minut jestem zmuszony wy-s�uchiwa� pa�skie okrzyki, nawo�ywania, posapywania i j�ki. Rozumie wi�c pan sam, �er�wnie� i ja mia�em jaki� interes w tym, by pan tu wreszcie dotar�. Nie lubi� wrzask�w, lubi�cisz�. Jakem Jonasz. HARCERZCo? I pan to wszystko m�wi tak spokojnie? Przecie� ca�y czas pan mnie s�ysza�, wiedzia� pan,�e potrzebuj� ratunku. I nie pospieszy� pan z pomoc�? Tak? Panie, ja panu mord� skuj�, japana, ja pana... go�ymi r�kami udusz�, rozumie pan... JONASZ (przerywaj�c mu)Rozumiem, ale pan nie udusi... HARCERZ (porywczo)Co? (robi krok do przodu) Ja panu poka��...! JONASZ Nic mi pan nie poka�e, bo niczego nie jestem ciekaw. I nie udusi mnie pan, bo w ten spos�b sam siebie ska�e pan na �mier�. HARCERZ A to czemu? JONASZ Czemu? Temu, �e nie wie pan, gdzie pan jest, nie wie pan jak tu sobie radzi�. Nie wie pan r�wnie� jak st�d wyj��, i � jak przypuszczam � nie wie pan r�wnie� jak i dlaczego tu wlaz�. Kr�tko m�wi�c nic pan nie wie. A pewno nie wie pan te� jaki czas w tej chwili mamy, jaka jest godzina, pora doby, dzie� tygodnia, ba � niewykluczone, �e nie pan, kt�ry jest w�a�ciwie miesi�c i rok. O! A cz�owiek oderwany od swego miejsca i swojego czasu i osadzony w nie-znanej mu czasoprzestrzeni, jest skazany na n�dzn� wegetacj�, utrat� poczucia sensu rzeczy-wisto�ci, �mier�... (agresywnie) Jasne? HARCERZ (os�upia�y) Jasne... JONASZ No w�a�nie. Nie ma co prawda �adnej pewno�ci � a pan na pewno nie mo�e jej mie� � �e ja znam sytuacj�, �e wiem jak si� tu znale�li�my i jak mo�emy si� st�d wydosta�. Ale ja ju� tu by�em, w momencie, kiedy pan tu dopiero przyby�. I to decyduje o mojej nad panem przewa-dze. Poniewa� ja mog� posiada� wiedz�, kt�rej pan nie posiada, b�d� panem w�ada� dop�ki pan nie posi�dzie mojej wiedzy lub przekonania, �e ja nic nie wiem. Jasne? HARCERZ Jasne, prosz� mi wybaczy� moje mordercze zamiary... W�a�ciwie wo�a�em o pomoc bez szczeg�lnego powodu. Radzi�em sobie ca�kiem nie�le i gdyby nie ta zwierz�ca �lisko�� oto-czenia, kt�ra napawa mnie obrzydzeniem... brrr... na pewno dosta�bym si� tu ju� wcze�niej. Ale b�agam � tylko o to jedno � niech�e mi pan powie, gdzie si� u licha znajdujemy... Nie musi mi pan m�wi� nic wi�cej, przysi�gam... Ale to jedno � dop�ki si� nie dowiem, na pewno si� nie uspokoj�. JONASZ Nie, nie, nie... niech mnie pan nawet nie namawia. Nie powiem panu nic. Nie dlatego, �ebym specjalnie chcia� co� ukrywa�. Po prostu dosy� mam tej ci�g�ej gadaniny o przestrzeni, o miej-scu, o otoczeniu, o czasie i o klimacie. Nie chc� i koniec. Na d�u�sz� met� miejsce jest bez znaczenia. Mi�dzy lud�mi � je�li spotka si� dwoje ludzi i je�eli maj� ochot� si� spotka� � najwa�niejsza jest rozmowa, dialog, wzajemna wymiana i zamiana. A je�li si� gada o miejscu, to nie m�wi si� o niczym. Dokonuje si� zabiegu magicznego: nazywa si� miejsce nad pojem-no�� miejsca, mno�y si� okre�lenia, metafory, przymiotniki i kolory, a� te sztuczne byty za-czynaj� wie�� �ywot w�asny i dusz�, gniot� nas, razem z naszymi s�owami, sprawiaj�, �e czu-jemy si� jak niepotrzebny, chory, a na dodatek zbola�y od �rodka wrz�d, kt�ry wyr�s� na cu-dzym, �yj�cym w�asnym �yciem ciele. Nie, nie, nie... nie zmusi mnie pan do rozm�w o tym wn�trzu. Harcerz milczy. JONASZNo...? (po pauzie) Czuje si� pan jak wrz�d? HARCERZ (wybuchowo) Panie, panie... ja si� w og�le nie czuj�! Rozumie pan � w o g � l e si� nie czuj�. Czego panw�a�ciwie chce od cz�owieka, kt�ry zosta� niespodziewanie wyrwany ze swego otoczenia,og�uszony raptowno�ci� i gwa�towno�ci� dokonuj�cych si� wok� niego zmian i wreszcie rzu-cony w nieznane mu miejsce w towarzystwie jakiego� obskurnego abnegata, kt�ry le�y w ��-ku i filozofuje... No, czego pan chce? JONASZ (z lekcewa�eniem)Ja niczego od pana nie chc�... To raczej ja m�g�bym spyta� � czego pan chce ode mnie. Wko�cu to pan przyszed� do mnie, a nie na odwr�t. To pan naruszy� m�j spok�j, moj� integral-no�� i wy��czno��. Wi�c: czego pan ode mnie chce? HARCERZ (z rozpacz�)Prosz� pana, dajmy wreszcie spok�j! Ja r�wnie nie chc� niczego od pana, co pan ode mnie. Ajednak siedzimy razem w tej cuchn�cej norze i prowadzimy rozmow�... JONASZZa pozwoleniem... To miejsce, kt�re pan nazwa� cuchn�c� nor�, ja nazywam swoim mieszka-niem. Obrazi� mnie pan ju� po raz drugi. HARCERZ (�api�c go za s�owo)Ha, nareszcie, jaki� punkt zaczepienia � wi�c to jest p a n a m i e s z k a n i e? Mieszka pantu? �pi? Odpoczywa? Pracuje? JONASZ (spokojnie)Tak. I co z tego? HARCERZO wiele, bardzo wiele z tego wynika. Znaczy to, �e jest pan osobnikiem realnym, biologicz-nym. Je�li pan m i e s z k a, to musi pan r�wnie� je��, spa�, wydala�, odczuwa�, t�skni�... JONASZ (przerywa mu)Ja nie t�skni�! HARCERZAle je pan, �pi... i s t n i e j e. JONASZTak, to prawda, ale czy to nie oczywiste? HARCERZNie, nie, nie. Niech�e zechce mnie pan zrozumie�! Wszystko, co wydarzy�o si� w ci�gu kil-kunastu ostatnich godzin?, dni?, tygodni? � sam nie wiem � zaciera mi si� w pami�ci, pl�cze,miesza ze starszymi wspomnieniami, lub zgo�a stanowi bia�� plam�. Nie wiem, rozumie pan �nie wiem co si� ze mn� sta�o, gdzie jestem, co mnie czeka. Jak�� wi�c m�g�bym mie� gwa-rancj�, �e znajduj� si� w �wiecie realnym, �e nie �ni�, nie jestem pod dzia�aniem narkotyku,nie mam halucynacji, �e rozmawiam z rzeczywistym cz�owiekiem, nie senn� mar�, zwidem,wytworem mojej w�asnej wyobra�ni... JONASZ (kt�ry przys�uchuje si� temu monologowi z rosn�c� uwag�) Prosz�, mo�e mnie pan dotkn��... HARCERZDotkn��? Po co? JONASZJak to po co? �eby si� przekona� o mej materialno�ci. Wi�cej nawet � pozwalam si� panupow�cha�!... No, �eby m�g� si� pan przekona� o mej biologiczno�ci. Tylko istoty �ywe �mier-dz�, maszyny nie maj� tej w�a�ciwo�ci. HARCERZNie, nie dotkn� pana. Nie chc� prze�y� kolejnego rozczarowania. JONASZG�upcze, czy chcesz dalej rozmawia� z duchem? Dotkn� ci� sam. Poniewa� jednak nie chcemi si� wstawa� z ��ka, musz� ci� prosi� by� si� zbli�y�. HARCERZ Nie! JONASZJak to nie, co za nie? Marsz mi tu zaraz. HARCERZNie i ju�! JONASZ (z ironiczn� gro�b�)Wi�c pofatyguj� si� osobi�cie. Wstaje z ��ka, rozprostowuje ko�ci, idzie powoli w stron� cofaj�cego si� Harcerza. HARCERZNie, nie, nie, prosz� odej��! Przywiera do �ciany, rozp�aszcza si� na niej; Jonasz podchodzi bardzo blisko, wyci�ga r�k� i delikatnie dotyka czo�a Harcerza. Ten kurczy si�, opada na kolana. JONASZ (delikatnie)Wsta�, wsta�, m�ody cz�owieku. Uspok�j si�, ju� wszystko dobrze. HARCERZ (cicho)Tak, wszystko dobrze. JONASZWierzysz mi? HARCERZTeraz wierz�. JONASZ (niemal weso�o, wracaj�c do ��ka)Teraz mo�emy zawrze� przyja��, opowiedzie� sobie o naszych przypadkach, odpocz��. Po-zw�l, �e b�d� m�wi� �ty� � wiek upowa�nia mnie do tego. Harcerz milcz�co kiwa g�ow�, odpr�a si� powoli, uspokaja. JONASZ Siadaj tu, na tym krze�le. (Harcerz siada). Jeste� tak zm�czony i ot�pia�y, �e dam ci na razie spok�j. Czy chcesz, w zamian wys�ucha� mojej historii? HARCERZ Tak. Prosz�! JONASZ Nie ma w niej niczego szczeg�lnego, przypuszczam nawet, �e w wielu szczeg�ach jest do�� typowa. Przynajmniej, je�li przywo�a� kontekst historyczny. Ale mniejsza z tym. Wiedz, �e masz przed sob� cz�owieka, kt�ry przez d�ugi czas zajmowa� szczytowe miejsca w hierarchii w�a�ciwej ka�demu szanuj�cemu si� pa�stwu. Inaczej m�wi�c � pracowa�em dla rz�du. Dla pewnego rz�du, kt�rego decyzje, postanowienia i rozkazy mia�y wielk� i realn� moc, wykra-czaj�c� daleko poza granice wyznaczone przez mury ministerstw, urz�d�w i pa�ac�w. By� to rz�d ca�� g�b�, ze wszystkimi tej g�by atrybutami, z czego � rzecz jasna � korzysta�em i ja. Ordery, gratyfikacje, dyplomy, tytu�y i honoraria sypa�y si� bezustannie. Prawda, �e praca ta mia�a r�wnie� negatywn� stron�: musia�em pozostawa� w bezustannej gotowo�ci, wyprzedza� rozkazy zwierzchnik�w, dzia�a� bezb��dnie i nieomylnie. Po pewnym czasie zacz�o mnie to przera�liwie m�czy�. Nie, �ebym nie lubi� swej pracy � wr�cz przeciwnie! Ba! � by�em prze-cie� specjalist� od specjalnych porucze�! Tote� m�czy�a mnie nie sama praca, a raczej ko-nieczno�� wykonywania rozkaz�w. Owszem, mog�em zawsze i z przyjemno�ci� wykona� ka�de specjalne poruczenie, c� jednak z tego, skoro i tak nigdy nie by�em wtajemniczany w jego rzeczywiste znaczenie, w jego przyczyn� i skutek, w jego udzia� w... �e tak powiem... pracy nad histori� najnowsz�. Nie chodzi�o mi nigdy o skrupu�y natury moralnej. Dla ka�dego zadania i ka�dej dzia�alno�ci mo�na bowiem zawsze znale�� jak�� racj� � wewn�trzn�, stanu albo historyczn�. O, nie, nie, nie, to nie by�o moim zmartwieniem. Od wymy�lania racji byli inni, tak jak inni byli od wy-dawania rozkaz�w. Mnie nie kusi�a rola ani jednych ani drugich. Zapewne � wszystko co ro-bi�em mia�o zawsze jaki� sw�j zewn�trzny sens: co� zmienia�o, przetwarza�o, uzupe�nia�o lub zaczyna�o � niewa�ne; pozytywnie czy negatywnie. Mnie za� zacz�a kusi� idea zrobienia raz czego� bez sensu, rozumiesz � ca�kowicie b e z s e n s u � tak, by spojrze� na to po pewnym czasie z boku i sprawdzi� skutki. Mo�e doprowadzi to do rozk�adu jakiego� spo�ecze�stwa? Albo wr�cz przeciwnie � wytworzy si� zupe�nie nowa jako��? A mo�e rozwinie si� kultura i sztuka? Albo upadnie rolnictwo? Niezmiernie mnie to interesowa�o. Niestety! Nigdy nie mia�em dostatecznych mo�liwo�ci by zrealizowa� swoje plany. Tote� wybra�em jedyne lo-giczne wyj�cie, kt�re mi pozosta�o. Skoro nie mog� bezsensownie dzia�a� w �onie spo�ecze�-stwa, powinienem zacz�� bezsensownie �y� poza nim! I zobaczy� co z tego wyniknie! Wkr�t-ce nadarzy�a si� sprzyjaj�ca okazja. Otrzyma�em misj�. Oczywi�cie jak najbardziej specjaln� i poufn�. Dosta�em polecenie udania si� do pewnego pa�stwa, miasta czy kraju � niewa�ne, bo nie o to tu chodzi � kt�rego mieszka�cy zacz�li �y� niezgodnie z zaleceniami rz�du; mia�em zaprowadzi� tam porz�dek. Nie zrobi�em tego jednak. Zamiast wyruszy� w nakazanym kie-runku, wybra�em przeciwny i uda�em si� do miejsca, kt�rego mieszka�cy bynajmniej nie kwalifikowali si� do moich zada�. Wiedzia�em, �e za sw� samowol� zostan� ukarany � i sta�o si� to te� bardzo szybko. Rz�d szybko trafi� na m�j trop i hmmm... powiedzmy, �e odizolowa�mnie w tym miejscu. Tylko na to czeka�em! Siedz� tu sobie i ani my�l� st�d wychodzi�. Iwiesz co ci powiem? Im d�u�ej tu siedz�, tym mi lepiej. Na pocz�tku mia�em zamiar wyj�� zczasem, ale teraz zastanawiam si� czy nie zrezygnowa� z tego planu. Prawdziwym bezsensemb�dzie nie tylko �y� tutaj, ale umrze� w�a�nie tu! HARCERZNo dobra, ale czy w og�le pozostawiono panu szans� wydostania si� st�d? JONASZIiii... oczywi�cie, zreszt� to bardzo proste. M�g�bym wyj�� st�d bez wielkiego wysi�ku. Anawet powr�ci� do �ask � gdybym tylko zechcia� wype�ni� zwyczajow� formu�� pokuty. HARCERZ (gor�czkowo)Prosz� mi powiedzie�, bardzo prosz� � co to za formu�a? JONASZEeee tam, nie ma o czym gada�... HARCERZAle ja naprawd� bardzo prosz�! JONASZTaki tam drobiazg � musz� przez trzy dni i trzy noce wypowiada� bez przerwy pewne s�owa.Bzdury panie kolego, ca�kowicie mi niepotrzebne. HARCERZHaaa, wi�c mo�na st�d wyj��? JONASZMo�na, panie kolego, nic �atwiejszego. Ale czy musisz si� tak spieszy�, ponagla� sam siebie,wyrywa� do przodu? Przyznasz, �e nale�y mi si� rewan�. Nim wi�c cokolwiek postanowisz,prosz� ci� o kilka s��w na tw�j temat. HARCERZTo nie takie proste, ale oczywi�cie, spr�buj� zaspokoi� pa�sk� � przyznaj�, uzasadnion� �ciekawo��. Paradoksem mojej aktualnej sytuacji jest jej identyczno�� z pa�sk�, podczas gdypowody, dla kt�rych spotka� mnie ten los, r�ni� si� od przypadk�w pa�skich w spos�b za-sadniczy i znamienny. Ale zacznijmy od pocz�tku. A na samym pocz�tku by� ruch. Ruch, ak-tywno��, dzia�anie, praca, po�piech. Od kiedy tylko pami�tam zawsze by�em w ruchu, zawszedzia�a�em na jakiej� niwie, nad czym� pracowa�em, o co� usilnie si� stara�em. Prawd� powie-dziawszy � zacz��em od harcerstwa i idea�y tego szczytnego ruchu pozosta�y dla mnie na zaw-sze �ywymi. I dzi�, kiedy osi�gn��em ju� wiek dojrza�y, a moj� drog� �yciow� znacz� licznedo�wiadczenia, i dzi� jeszcze uwa�am si� po trosze za harcerza � cz�owieka zawsze gotowegonie�� pomoc s�abym i uci�nionym, rozwija� sw�j w�asny intelekt i sprawno��, znajdowa� pe�- ni� i sens �ycia w bezustannym dzia�aniu, aktywno�ci... Zmienia�y si� oczywi�cie z czasemformy tej aktywno�ci. Nie chodzi�o ju� � jak w dzieci�cych latach � o zdobywanie sprawno�ciharcerskich i kolejnych stopni wtajemniczenia, nie chodzi�o te� ju� tylko � jak w okresie m�o-dzie�czym � o niesienie pomocy samotnym staruszkom i opuszczonym wdowom w ramach akcji niewidzialnej r�ki. A musz� przyzna� � nie chwal�c si� � �e osi�gn��em w tej dziedzinie prawdziwe mistrzostwo. Zw�aszcza, je�eli chodzi o m�ode wdowy! Widz�, �e u�miecha si� pan z przek�sem? Prawda uderzy�em w nieco inny ton. Zrobi�em to jednak w pe�ni �wiado-mie, by uzmys�owi� panu, i� moja wizja pe�ni �ycia by�a realistyczna, nie buja�a w ob�okach sentymentalizmu, nie nastawia�a si� na fa�szywy spo�eczny idealizm. Idea szcz�cia og�u by�a mi r�wnie bliska jak idea szcz�cia w�asnego: podstawowy obowi�zek ka�dego cz�owie-ka jakim jest niezapominanie o samym sobie! Oooo, z jak� rado�ci� rozwija�em si�� w�asnych mi�ni. Ile� czasu i energii zu�y�em na to, by zakosztowa� wszelkich mo�liwych na�og�w i nami�tno�ci, ile� godzin strawi�em na rozwi�zywaniu najtrudniejszych �amig��wek i odbywa-niu dalekich kszta�c�cych podr�y. Stopniowo zreszt� moja praca nabra�a znacznie powa�-niejszego charakteru. Ju� nie by�a to pomoc w akcji od�nie�ania., dokarmianie zwierzyny le-�nej, czy te historie z wdowami. Zacz��em przemawia� na wiecach, redagowa� ulotki i gazet-ki, wyk�ada� filozofi� w k�kach samokszta�ceniowych. Praca ta wymaga�a nie tylko spraw-no�ci i si�y, ale i odwagi. Z czasem jednak to wszystko przesta�o mi wystarcza�. By�em silny, sprawny, zadowolony. Usilna praca spo�eczna wype�nia�a mi ca�e �ycie. Zapragn��em jednak przekona� si�, nie wiem nawet kiedy to si� sta�o, jaki w�a�ciwie to wszystko ma sens, jakie znaczenie i wp�yw na bieg spraw ma moja praca, co si� zmieni dzi�ki temu, �e wycisn� o trzydzie�ci kilogram�w mniej, lub pomog� trzem wdowom wi�cej. Trzeba bowiem panu wie-dzie�, �e m�j rz�d a� za dobrze wiedzia� jak powinni �y� obywatele, co powinni my�le�, czym si� zajmowa�, w jakiej ilo�ci si� rodzi� i kiedy umiera�. Przyznam, �e ta wszystkowiedza rz�du denerwowa�a troch� mnie i moich towarzyszy � ale zagrzewa�o nas to do tym bardziej wyt�onej dzia�alno�ci. Wierzy�em zawsze i bez reszty w jej g��boki sens. Jak ju� jednak panu wspomnia�em � zapragn��em jednak pozna� �w sens za wszelk� cen�. Nie zadawala�y mnie og�lnikowe zapewnienia moich przyw�dc�w (cho� ufa-�em im bezgranicznie), i� sens ten doskonale znaj�, i� obcuj� z nim na codzie� jak z kobiet�. Zapragn��em sam dozna� tego dojmuj�cego uczucia fizycznej niemal rado�ci, kt�ra � wierzy-�em � b�dzie mi dana w chwili gdy oko w oko zetkn� si� z sensem. Tego b�ysku, spazmu, orgazmu! Niczego wi�cej ju� nie pragn��em � widzia�em, �e po tym oczyszczaj�cym akcie odzyskam nadw�tlone si�y, energi�, umiej�tno�ci... Stopniowo zacz��em zaniedbywa� si� w pracy. Moje przem�wienia na wiecach nie by�y ju� tak efektowne jak przedtem, moje wyk�ady m�tne, a ulotki, kt�re sk�ada�em w�tpi�cymi palcami roi�y si� od b��d�w korektorskich. W ko�cu rzuci�em to wszystko i wyruszy�em na gor�czkowe poszukiwanie sensu. Zacz��em od bibliotek, tam bowiem � jak zapewniali mnie moi przyw�dcy � w starych omsza�ych ksi�gach o twardych oprawach kryje si� litera sensu, magiczna formu�a wyja�niaj�ca i o�wiecaj�ca wszystko. Przew�drowa�em szlak kilkuset mrocznych sal, wertowa�em dziesi�tki ksi�g oprawnych w p��tno, inkunabu��w, tom�w w sk�rze ciel�cej i manuskrypt�w � musia�em z czasem rozszerzy� swoje poszukiwania i na manuskrypty, nigdzie bowiem nie znajdowa�em nawet w�t�ego tropu sensu. Z czasem zatraci�em poczucie dnia i nocy, przedzia�y mi�dzy ty-godniami i miesi�cami zacz�y si� zaciera�. Obcowa�em tylko z zasuszonymi archiwariuszami i stadami gryzoni � myszy i szczur�w � kt�re sta�y si� jedynymi bywalcami bibliotek. Zauwa-�y�em bowiem z przera�eniem, �e jestem w swych poszukiwaniach zupe�nie osamotniony, �e nikt mi nie towarzyszy, nikogo nie interesuj� pot�ne sk�din�d zbiory naszych bibliotek Na pocz�tek, na ich obrze�ach spotyka�em od czasu do czasu jak�� pon�tn� studentk� historii literatury czy brodacza przygotowuj�cego doktorsk� dysertacj�. Prawd� powiedziawszy, za-waha�em si� nawet par� razy, czy nie pod��y� za nimi, gdy ju� ko�czyli swoj� prac� i wycho-dzili na zalane s�o�cem ulice. Dotyczy�o to szczeg�lnie � podkre�lam � studentek filologii. Zawsze jednak zwyci�a�o pragnienie doznania rozkoszy innej od tej, kt�r� mo�e da� kobieta � rozkoszy wiedzy i zrozumienia. Z czasem za� i ta pokusa � kobiety � znikn�a. Im dalej za-g��bia�em si� w ost�py rega��w i p�ek tym mniej spotyka�em os�b, a� wreszcie � zosta�em sam, popadaj�c z czasem w narastaj�c� bezustannie malign�, a� do stanu, kiedy zupe�nie ju� nie rozr�nia�em granic jawy i snu, rzeczywisto�ci biblioteki i rzeczywisto�ci literatury. Nie-stety i wtedy nie natrafi�em na �aden obiecuj�cy trop! Opuszczony, samotny, wyn�dznia�y, straci�em wreszcie do reszty przytomno��. Ostatnim wspomnieniem, kt�re znam, jest czyj� rubaszny �miech i st�panie podkutych but�w po kamiennej posadzce: wiem jednak, �e nie m�g� to by� g�os rzeczywisty, ju� dawno bowiem m�j umys� nale�a� do literatury, a ta nie ma zwyczaju tupa�. Ockn��em si� tu, w tej ciemnej malignie, zdumiony, ale trze�wy. Reszt� pan zna. Rozumie pan te� teraz dlaczego przez d�u�szy czas nie chcia�em wierzy� w pa�sk� real-no��. JONASZ (zamy�lony) Tak, tak... W�a�ciwie nie mog� powiedzie� by pa�ska opowie�� specjalnie mnie zaskoczy�a. Chyba spodziewa�em si� w�a�nie tego... W�a�ciwie bowiem � i chyba sam pan to zauwa�y� � przyczyny, kt�re sprawi�y, i� nasz los u�o�y� si� tak podobnie, s� zupe�nie r�ne, by nie rzec wr�cz � sprzeczne! Ja � straciwszy wiar� w sens wszystkiego, zapragn��em dozna� bezsensu. Pan � przekonany o g��bokim sensie wszelkich swych dzia�a�, zapragn�� sens �w zdefiniowa� i pozna�. Tak! Naprawd�, nie mog�em si� spodziewa� niczego innego. Wr�cz przeciwnie � pana obecno�� tu, obok mnie, potwierdza tylko m�j w�asny bezsens � absurd mojej sytuacji... Wybaczy pan, ale teraz ja poprosz�, by pan � dotkn�� mnie. Dziwi si� pan... Chc� uzyska� absolutn� pewno�� pa�skiej m a t e r i a l n e j obecno�ci. Podkre�lam � materialnej! bo jako potencjalny byt psychiczny istnieje pan dla mnie ju� od dawna. No, prosz�. Harcerz powoli, nie�mia�o podnosi si� z krzes�a, dotyka lekko Jonasza. JONASZO dzi�ki, dzi�ki! Wi�c pan istnieje naprawd�! To pi�knie, to bardzo pi�knie. Widzi pan �gdyby w mojej samotni pojawi� si� drugi taki osobnik jak ja � wszystko straci�oby sw�j sens,to jest tfu... chcia�em powiedzie� � bezsens. Absurdalny jest tylko jeden bia�y kruk w stadzieczarnych. Dwa � s� po prostu �mieszne. Zreszt� dwa � to ju� partia polityczna, a przed tymniech mnie pan b�g broni. Tymczasem pan � ze swoj� wiar� w sens, ze sw� wewn�trzn� si��,z uporem � jest moim przeciwie�stwem. Stwarza pan kontekst, kt�ry by� niezmiernie po- trzebny mojemu absurdowi. Tylko obok pana jestem rzeczywi�cie absurdalny, bezsensowny iwy��czny. HARCERZTak, to prawda. W�a�ciwie powinienem pogardza� panem. JONASZ (z nadziej� w g�osie) A nie jest tak? HARCERZ (z za�enowaniem)Prawd� powiedziawszy � nie. Chyba nawet budzi pan moj� sympati�. I chyba wiem dlaczego!Mo�e pan jest moim w�asnym, prywatnym sensem, kt�rego z takim uporem poszukiwa�em?Mo�e sensem mojego �ycia b�dzie udowodni� panu, �e jednak wszystko ma sens? Mo�e panw�a�nie jest t� zamkni�t� ksi�g�, kt�rej bezskutecznie poszukiwa�em w dziesi�tkach biblio-tek... JONASZ (z rozpacz� w g�osie)O nie, nie, nie... Niech�e pan da spok�j m�ody cz�owieku.(Jak wida�, zawsze gdy Jonasz jestprzekonany, �e g�ruje nad swym rozm�wc� zaczyna zwraca� si� do niego per �ty�, za� wmomentach, gdy czuje si� nieco przyt�oczony jego osobowo�ci� powraca do formy �pan�).Jestem stary i zm�czony, otrzyma�em nareszcie � w twojej osobie � ostateczne i bezwzgl�dnepotwierdzenie swego wymarzonego bezsensu. Tym samym spe�ni� si� m�j cel w �yciu. Jestemszcz�liwy i nie trzeba mi niczego wi�cej. Sp�dz� tu jeszcze ch�tnie kilkana�cie lat, ch�tnie tuumr�. Nie ma wi�kszego szcz�cia ni� takie szcz�cie, kt�rego nikt nie zazdro�ci. A nikt �wiem o tym z ca�� pewno�ci� nie zazdro�ci mi mej samotno�ci, mego odosobnienia i p�yn�-cych z niego rado�ci. Przypomnij wi�c sobie lepiej m�ody cz�owieku sw� nadziej� na rych�eopuszczenie tego miejsca i moje zapewnienie o tym, �e jest to mo�liwe. Powiedz sam � czyutraci�e� ju� przekonanie o sensowno�ci swych dzia�a�? HARCERZNie, z ca�� pewno�ci� � nie. JONASZA wiec wierzysz te� w znaczenie swej poprzedniej pracy? W celowo�� wyst�powania na wie-cach i pisania ulotek, dyskutowania i rozwijania si�y w�asnego cia�a? HARCERZWierz�, ale... JONASZNie ma �adnego ale. Powiniene� natychmiast powr�ci� do swego poprzedniego �ycia. Zaj��si� zn�w sw� po�yteczn� dzia�alno�ci�. Zrobi�e� ju� rzecz, w kt�rej sens nie mo�na w�tpi� �zjawi�e� si� tu by mnie utwierdzi� w mym bezsensie. Niech ci to wystarczy. HARCERZNie, nie, to mi nie mo�e wystarczy�. Zaprzesta�my lepiej tej rozmowy, kt�ra spycha nas namielizny tautologii i sofizmat�w. Nie opuszcz� tego miejsca dop�ty, dop�ki pana nie przeko-nam. JONASZStraszne! Ten m�ody cz�owiek, got�w jest zburzy� ca�y m�j wewn�trzny spok�j. (uderza wton mentorski) Wiedz m�odzie�cze, �e twa naiwna wiara mo�e zosta� wystawiona na ci�k�pr�b�. C� si� bowiem stanie je�li to nie ty mnie, powtarzam � nie ty mnie, ale ja ciebie zdo-�am przekona�. O! Got�w by�bym do takiego po�wi�cenia za cen� swego spokoju. Nie zaczy-naj � bo co b�dzie je�li ja zdo�am ciebie przekona�. Powiedz sam � co b�dzie wtedy! No nieb�dzie dobrze � b�dziemy musieli siedzie� tu razem i razem znosi� sw�j bezsens. Ale trudno,i to b�dzie lepsze od twego zacietrzewionego gadulstwa. A wi�c ostrzegam ci� � dop�ki palisi� w tobie cho�by ma�y p�omyczek sensu � uciekaj st�d czym pr�dzej � nie zyskasz nic, astraci� mo�esz wszystko! HARCERZMo�e pan sobie oszcz�dzi� tych monolog�w. Moje postanowienie jest nieodwo�alne � zosta-j�. JONASZ (przymilnie) Ale� z�ociutki � po co ci to. Tu jest na d�u�sz� met� nudno. Ciemno, czasem cuchnie. Z pro-wiantem te� bywaj� k�opoty. Oho, ho, i to jakie! HARCERZ (zaci�ty)Niech mnie pan nie straszy. Nic mnie nie ugnie dop�ki pozostaje w s�u�bie idei! JONASZ (z rozpacz�)No i masz k�opot! A co b�dzie, je�li pozostan� nieugi�ty? Je�li w og�le nie b�d� chcia� z pa-nem gada�? Je�li zatn� si� w durnym, wynios�ym milczeniu? I b�d� w nim trwa� tygodniami?Potrafi� to robi� bardzo dobrze � zapewniam pana! HARCERZNic nie szkodzi! Ju� teraz czuj�, jak zyskuj� now� wiar� � krew zaczyna mi szybciej kr��y� w�y�ach, wst�puj� we mnie nowe si�y. Zostaj� i ju�! Mo�e pan sobie milcze�. Ja b�d� m�wi�tak d�ugo i z tak� pasj� � �e wreszcie pan nie wytrzyma. A wtedy zwyci�stwo b�dzie nale�a�odo mnie. JONASZDobrze, dobrze, sam pan chcia�! Od tego momentu zacinam si� w wynios�ym milczeniu. Za-siej� jednak przedtem w pana umy�le gro�ne ziarno: niech pan pami�ta o tym, �e nic nie wiepan o miejscu, w kt�rym si� znajdujemy. Nie wie pan gdzie jeste�my, nie wie pan, jak st�dwyj�� i nie wie pan jak zdobywa� po�ywienie. Nie wie pan te� czy w okolicy przebywaj� ja-cy� inni ludzie. Co? Nie wie pan? No w�a�nie � a ja wiem! Ot� powiem panu, �e nikogo tunie ma. O! A teraz zostawiam pana samego z tymi wszystkimi znakami zapytania, kt�re �mam nadziej� � stan� si� pana wielkim k�opotem. Bo gorsz� od nieznajomo�ci sensu jest nie-znajomo�� powod�w i przyczyn dzia�a�, kt�rym jeste�my poddani. A co pan wie? Nic. Nawetpan nie wie � na dobr� spraw� � gdzie si� pan znajduje. I na tym ko�cz�. (gwa�townie) Dosy�!(s�abiej) O! HARCERZProblemy, o kt�rych pan m�wi� s� realne, ale nie problemy � jednak, pomimo wszystko, mate-rialne, decyduj� o sensie naszej egzystencji! JONASZ (wybucha)Ha ha ha ha! Dobre sobie! I to m�wi cz�owiek, kt�ry nie wie, jak znale�� gar�� po�ywienia na�niadanie! HARCERZNie to jest najwa�niejsze, drogi panie! �ywi� si� b�d� sw� ide�. JONASZ (zn�w nie wytrzymuje)Paradne, paradne! A co pan b�dzie pi�, pytam si�, co pan b�dzie pi�? HARCERZDaj pan wreszcie spok�j. Przypominam, �e ma pan milcze�! JONASZ Oooo, pami�tam o tym a� za dobrze, m�okosie. Ciesz si� lepiej, �e jeszcze nie zamilk�em de-finitywnie. Za chwil� oszalejesz, nie b�dziesz w stanie znie�� tej wielkiej ciszy, kt�ra zapa-nuje wok�. HARCERZZnios�, znios�... JONASZZobaczymy m�okosie! Zaczynam definitywnie! HARCERZ Co? JONASZ (zdziwiony)Jak to co? milcze�! HARCERZNo to po co pan gada? Czemu pan nie milczy? JONASZDosy� tego! Od tej chwili nie powiem ani s�owa! Odwraca si� ty�em do Harcerza. HARCERZ Milcz pan, milcz pan... A jednak nie mog� si� oprze� wra�eniu, �e ju� w tej chwili ogarniaj� pana w�tpliwo�ci, zaczyna si� pan �ama�... (Jonasz wzrusza ramionami). Co?... Nie mam ra-cji? To odwr�cenie si� ode mnie ty�em, te wzruszenia ramionami, ta z�o�� i niech�� w g�osie... Tak, tak, drogi panie, nie czuje si� pan zbyt pewnie, o nie... (Jonasz wyci�ga z kieszeni spodni star� gazet�, rozk�ada j�, udaje, �e czyta) Prawd� powiedziawszy nawet nie te wyrazy niech�ci i zniecierpliwienia s� najgorsze. Wie pan co panu powiem � w gruncie rzeczy boi si� pan tego starcia, mimo, �e to pan sam zaproponowa� zasady naszego pojedynku. Tak, tak, boi si� pan. I dlatego nie potrafi si� pan zachowa� godnie (gazeta faluje niepokoj�co)... Co, co s�yszy mnie pan... jednak mnie pan s�ucha? (Jonasz oczywi�cie nie odpowiada, Harcerz milczy chwil�) Tak jest, oczywi�cie, �e pan mnie s�ucha! Niech wi�c pan pos�ucha. Zaproponowa� pan pewn� form� pojedynku i niestety od samego pocz�tku zachowuje si� pan nie jak r�wnorz�dny part-ner starcia dw�ch godnych siebie rywali, kt�rzy na szal� k�ad� wszystko � sw�j �wiatopogl�d, przekonania, autorytet i inteligencj�, ale jak uparty, g�upi staruch, kt�ry niecierpliwie i bez wzgl�du na koszta chce wygra� � jakby gra� z drugim takim samym staruchem w domino! Jonasz si� zrywa, odrzuca gazet�, na twarzy w�ciek�o��, wyra�nie chce co� powiedzie�, ha-muje si�, uspokaja, macha lekcewa��co r�k�, zn�w zasiada ty�em do Harcerza. HARCERZ No i co, omal pana nie sprowokowa�em. Taaak, wcale nie tak wiele trzeba. Teraz b�d� m�wi�, m�wi�, m�wi�, a pan to b�dzie cierpliwie znosi�. Mog� pana obra�a�, drwi� z pana, m�wi� nieprzyzwoito�ci. Ju� wcale nie pami�tam co by�o przyczyn� naszego pojedynku. Wcale mi nie zale�y na przekonaniu pana o sensowno�ci jakiegokolwiek dzia�ania. Nieee! Niewa�ny jest sens � wa�ny jest nasz pojedynek! Dzi�ki niemu odzyskuj� w�a�nie poczucie sensu... Ba! i pan je musi z czasem odzyska�. A przy tym � nie musz� wcale pana do niczego przekonywa�! O nie, nie, nie, nie b�d� rozwija� �adnej ideologicznej argumentacji. Na to jest pan z ca�� pewno�ci� uodporniony. Po prostu zmusz� pana do odezwania si� � to wystarczy: wygram! B�d� m�g� wtedy st�d odej�� (Przy tych s�owach Jonasz wznosi w g�r� r�ce w b�agalnym ge�cie i potakuje g�ow�) i zostawi� pana na pastw� najstraszliwszych w�tpliwo�ci (Jonasz kr�ci przecz�co g�ow�, �mieje si� cicho) ...Albo nie, zostan� tutaj, by patrze� na pana powoln� agoni� i z tego rozk�adu czerpa� si�y do dalszej pracy (ci�kie westchnienie od strony Jonasza) ...A w og�le to mam pomys� � wcale nie b�d� bez przerwy m�wi�. To niepotrzebne! Wr�cz przeciwnie � b�d� milcza�, jak i pan. Tyle tylko, �e pan nie b�dzie m�g� si� odezwa�, a ja � w ka�dej chwili. I pan b�dzie o tym wiedzia�! O rozkoszy! B�d� obserwowa� pa�skie m�czarnie rzucaj�c od czasu do czasu jakie� przypadkowe s�owo, lub zdanie, oderwane i bez znaczenia, albo pe�ne si�y i prawdy. B�d� milcza� godzinami, by potem godzinami recytowa� poezj�. A pan b�dzie musia� znie�� to wszystko bez zmru�enia oka. Tak, tak, to wspania�a perspektywa! Ja r�wnie� zaczynam milcze�! Milcz� obaj. Harcerz siedzi rozparty na krze�le, u�miecha si�, wyra�nie zadowolony, rozgl�da si� po pomieszczeniu, omijaj�c wzrokiem Jonasza. Po kilkudziesi�ciu sekundach Jonasz za-czyna si� powoli odwraca�. Harcerz zwraca gwa�townie wzrok w jego stron� i Jonasz wraca do poprzedniej pozycji. Cisza. Po chwili Jonasz zn�w zaczyna sw�j manewr. Gdy jego twarz znajduje si� vis a vis Harcerza, ten niespodziewanie rzuca w jego stron� jedno s�owo. HARCERZ S�owik! Jonasz kurczy si�, cofa, wraca do poprzedniej pozycji. HARCERZHa, ha, ha... Prosz� jak pan si� przestraszy� niewinnego s��wka. Tak, tak, m�j g�os ma moc,moje s�owo ma moc wszelk�, mog� w gruncie rzeczy zrobi� z panem wszystko!!! Ha, ha... Jonasz kuli si� coraz bardziej, wygl�da rzeczywi�cie do�� �a�o�nie, Harcerz rozparty na krze-�le, zadowolony, noga za�o�ona na nodze � kostk� na kolanie, pogwizduje. Cisza. Przed�u�a-j�ca si� cisza. Po minucie Harcerz, znudzony nieco zaczyna si� przygl�da� plecom Jonasza, kt�ry zupe�nie znieruchomia�. Po chwili Harcerz wstaje, zbli�a si� do Jonasza. Nas�uchuje jeszcze chwil�. HARCERZ (wykrzykuje) Tamaryszek!! Jonasz prawie nie reaguje, je�li nie liczy� lekkiego drgni�cia, ale Harcerz tego nie spostrzega. HARCERZHa, ha, ha... Nie wygra pan, rozumie pan, nie wygra, jest pan w mojej mocy!... Chwila ciszy, Harcerz ci�ko dyszy, wzrok ma troch� b��dny. HARCERZ Exodus! (pauza) vagina! (pauza) Co te� mi przychodzi do g�owy? (pauza) G�owa! (pauza) przychodzi! (pauza) Eeee, to niedobre... (pauza) Ale czy to ma znaczenie? Nie ma. Wszystko jedno co b�d� m�wi�. Tylko ja mog� tu stwarza� s�owa, jestem panem, jestem w�adc�!!! Zaczyna biega� b��dnie po scenie. HARCERZ (krzyczy bez pauz)Ryba!, n�!, ogr�d!, szczypiorek!, cukrzyca!, morfem!, korek!, Morek!, Morus!, mama!, ja-ma! ja mam! aam! aa! nata!, ttoorrtt, sttofg! b�ym! UUUu!... Kurtyna AKT II Scena ta sama co poprzednio. Jonasz �pi z podwini�tymi pod brod� kolanami, zawini�ty szczelnie kocem � nawet g�ow� ma nakryt�. Harcerz �pi na krze�le z g�ow� bezw�adnie opart� o st� czy inny sprz�t. Budzi si� przy pierwszych niespodziewanych odg�osach. G�OS TEKLIHej, hej, czy jest tu kto�? Hej, hej!! G�OS ISYHej, hej, tato, odezwij si�! G�OS ERYKA Heeee-ej! Uhuhu! Harcerz zrywa si�, nas�uchuje uwa�nie. Szybko przytomnieje, wraca mu pami�� ostatnich wydarze�. G�OS TEKLIJonaszu, Jonaszu, hej, hej, odezwij si�!! Harcerz rzuca szybkie spojrzenie ku �pi�cemu, decyduje si� i rusza ku zbli�aj�cym si� g�osom. HARCERZ Hej, hej, tutaj! Na scen� wchodz� Tekla, Eryk i Isa. TEKLA No nareszcie spotykamy kogo� w tej opuszczonej przez boga i ludzi okolicy. Witaj, witaj m�ody cz�owieku! HARCERZ Witam z rado�ci� i wdzi�czno�ci�. By�em przekonany, �e to strony ca�kowicie bezludne, kt�-rych jedynymi mieszka�cami jeste�my ja i ten stary, opuszczony wygnaniec. Dopiero teraz przybysze dostrzegaj� �pi�cego Jonasza. Rzucaj� si� w jego stron�. ISA Mamo, ale� to tata! TEKLA Bogu dzi�ki, wreszcie uda�o si� nam go odnale��. HARCERZ (gwa�townie)Przepraszam! Prosz� mi wybaczy�, ale musz� was powstrzyma�! ERYK Dlaczego? HARCERZPrzykro mi ale wasz m�� i ojciec nie jest niestety w najlepszym stanie... zdrowia. Takiegwa�towne emocje mog�yby mu powa�nie zaszkodzi�. Lepiej wi�c poczekajmy a� sam si�obudzi. TEKLAC� za tragiczna wiadomo��... Prosz� m�wi�, prosz� mi natychmiast powiedzie� � czy bardzoci�ko choruje? HARCERZNie, nie, to doprawdy nic powa�nego. Og�lne wycie�czenie... TEKLA (przerywa mu)O nieszcz�sny wygna�cze! HARCERZ (podejmuje w�tek)...apatia spowodowana d�ug� samotno�ci�... TEKLA (zn�w mu przerywa)Ukoimy go, ukoimy go w naszych ramionach! HARCERZTak, tak, zapewne, ale pozwoli pani, �e doko�cz�. On przeszed� tak wiele, i� boj� si� powa�-nie o jego nerwy po przebudzeniu. Tak niespodziewana... eee... rado�� mo�e go zabi�. Pozatym... ERYK Niech pan m�wi, przygotowani jeste�my na najgorsze! HARCERZTo zapewne nic strasznego � rzecz chwilowa, kt�ra wkr�tce minie... eee... gdy minie szok... TEKLA Ale co si� w�a�ciwie sta�o? HARCERZ (uroczy�cie)Ma��onek pani straci� mow�! TEKLA (jakby sama straci�a mow�)Ccco... on? Niemo�liwe! HARCERZ A jednak! TEKLAO nieszcz�sny, przecie� ten cz�owiek ca�y istnia� w swoich s�owach. M�wienie by�o dla niegozawsze najwy�sz� rozkosz�, potrafi� m�wi� � z wielk� zreszt� pasj� � ca�ymi godzinami. (po-chlipuj�c) Zreszt� bardzo mu si� to przydawa�o w pracy. Trzeba panu wiedzie�, �e m�j m��pracowa� dla rz�du! HARCERZTak wiem o tym, sam mi powiedzia�... ERYK Jak to �powiedzia��, przecie� twierdzi pan, i� ojciec straci� g�os. HARCERZNo c�, prawd� powiedziawszy, sta�o si� to bardzo niedawno, zd��yli�my jeszcze przedtemdobrze si� nagada�. Musicie jednak pa�stwo wiedzie�, �e jego choroba nie ma pod�o�a so-matycznego. To raczej wynik swoistego wewn�trznego postanowienia, kt�rego przyczyn na-le�y upatrywa� � jak ju� powiedzia�em w pot�nym szoku. Uwa�am, �e jedynym lekarstwemna ten szok, mo�e by� szok nast�pny. Terapia wstrz�sowa. Jakie� wydarzenie o piorunuj�cejsile � zaskakuj�ce, bulwersuj�ce, przejmuj�ce do g��bi. By� mo�e wystarczy samo pojawieniesi� pa�stwa. Je�li jednak to nie wystarczy... ISA (z egzaltacj�)C� wtedy...? HARCERZHa, wtedy b�dziemy musieli zaszokowa� go sami bez wzgl�du na rozmiar po�wi�ce�, kt�rychdoznamy. Je�li to b�dzie konieczne musimy by� gotowi na wszystko. Musimy by� okrutni,nienaturalni, lubie�ni... TEKLA (przerywa mu)Mo�e pan na mnie liczy�! HARCERZ...egoistyczni, drapie�ni, wyuzdani, kochaj�cy...! ISA (rozmarzonym g�osem) Tak! HARCERZ...i odpychaj�cy. ERYK Mo�e pan na nas liczy�. Budzimy go? HARCERZ Nie, nie, jeszcze moment... Powiedzcie mi jeszcze jak si� to w�a�ciwie sta�o, �e on znalaz� si�tutaj? Ma to du�e znaczenie, bo chyba od tego wszystko si� zacz�o. TEKLANo c� jak ju� panu m�wi�am, m�j m�� pracowa� dla rz�du. Wykonywa� przewa�nie specjal-ne misje i poruczenia, dlatego w gruncie rzeczy ma�o wiemy o charakterze jego pracy. Pewne-go dnia otrzyma� specjaln� i wyj�tkowo tajemnicz� misj�, o szczeg�ach kt�rej w og�le niem�wi�. Widzia�am jednak, �e jest bardzo zadowolony. Wkr�tce potem wyjecha� w nieznanymkierunku... Trzeba panu wiedzie�, �e Jonasz zazwyczaj je�dzi� w nieznanym kierunku. Napocz�tku oczekiwa�am go spokojnie, kiedy jednak po pewnym czasie nie tylko nie wraca�, alenawet nie mia�am �adnej wiadomo�ci od niego, a i pensja dot�d przesy�ana regularnie przezpewn� kom�rk� rz�du przesta�a przychodzi�, zaniepokoi�am si� powa�nie... ERYK (podejmuj�c w�tek)Wyruszyli�my na poszukiwania. Pierwszym etapem by�a oczywi�cie instytucja, w kt�rej tataby� zatrudniony. Okaza�o si� jednak, �e nic w niej nie wiedz� o jego losach, a nawet � prawd�powiedziawszy � nic nie wiedz� o jego osobie! Twierdzili z uporem, �e nigdy tu taki nie pra-cowa� i �e nawet nie s�yszeli o cz�owieku z takim nazwiskiem. Znalaz� si� wprawdzie pewienniskiego szczebla urz�dnik, kt�ry twierdzi�, �e kiedy� co� mu si� obi�o o uszy, ale wkr�tceokaza�o si�, �e u�y� tylko pretekstu, by cz�ciej si� z nami spotyka�, a w rezultacie nadu�y�tylko zaufania, kt�rym obdarzy�a go nasza siostra. Na szcz�cie � bez konsekwencji. TEKLAWidzi pan, ca�y k�opot polega na tym, �e m�� m�j, mimo i� zajmowa� do�� wysokie stanowi-sko zajmowa� si� zazwyczaj sprawami niezmiernie tajnymi, a wi�c w konsekwencji � samr�wnie� musia� zachowa� incognito. W zwi�zku z tym nie by� osob� powszechnie znan�. Pu-blicznie nie pokazywa� si� prawie nigdy, nie mia� te� �adnych wp�ywowych przyjaci�. ISA No w�a�nie � w tej sytuacji nasze poszukiwania ugrz�z�y wkr�tce w martwym punkcie... HARCERZAle przecie� w ko�cu jako� pa�stwo dotarli�cie tutaj... O to mi w�a�nie chodzi � jak do tegodosz�o! TEKLAWidzi pan � to nie jest takie oczywiste. Prawd� powiedziawszy nie bardzo wiemy jak �e�mysi� tu dostali, gdzie w gruncie rzeczy jeste�my, no i � jak st�d wyj��. ERYKNie odbywali�my bowiem nigdy podr�y w sensie geograficznym, to znaczy � nie poruszali-�my si� w przestrzeni fizycznej. Poniewa� �adna instytucja nie potrafi�a lub nie chcia�a � todrugie jest bodaj bardziej prawdopodobne � wskaza� nam nawet najmniejszego tropu, musie-li�my kroczy� zupe�nie prywatnymi i nieoficjalnymi �cie�kami. TEKLA Och, jaka� to by�a cierniowa droga: rozpytywali�my w szpitalach i komisariatach policji, wprzytu�kach i domach ob��kanych... ISA Ja rozmawia�am z podejrzanymi indywiduami w mrocznych barach... ERYKLudzie, kt�rych spotykali�my w tych miejscach twierdzili, �e znaj� doskonale ojca, �e wi-dzieli go i pami�taj�. �adna jednak z tych relacji nie by�a w pe�ni prawdopodobna... TEKLAW ka�dym b�d� razie im bardziej �r�d�o informacji by�o nieoficjalne, prywatne, sprzeczne zoczywisto�ci� i pozorn� jednoznaczno�ci� spraw i zwyczaj�w, tym bardziej by�o prawdopo-dobne i tym bardziej przybli�a�o nas do celu. ISARozmawiali�my z lud�mi, kt�rych istnienia nigdy by�my nie podejrzewali, lud�mi jakby zinnej epoki. Nie wiedzieli oni nic o pa�stwie i jego mechanizmach, o strukturze w�adzy i spo-sobach �ycia spo�ecze�stwa, o zwyczajach i obyczajach. Niekt�rzy stracili ju� zupe�nie kon-takt ze �wiatem zewn�trznym. I ci pomogli nam najbardziej kieruj�c nas w te strony, gdziewreszcie, niespodziewanie, po d�u�szej, samotnej w�dr�wce spotkali�my pana, no i... odna-le�li�my tat�. HARCERZRozumiem, wszystko rozumiem. Ot� trzeba, Wam wiedzie�, �e znajduj� si� w tej samej sy-tuacji co wy. R�wnie� nie wiem za bardzo gdzie jestem i nie wiem te� jak st�d wyj��. Tymwi�c bardziej musimy zmusi� go do m�wienia. On bowiem � sam to podkre�la� � wie gdziesiedzimy. ERYK A wi�c nie zwlekajmy, bud�my ojca... HARCERZTak, ale ju� pierwsze wra�enie musi by� silne! ERYK Co pan proponuje? HARCERZZacznijmy wszyscy wykrzykiwa� bez �adu r�ne s�owa. Wiem, �e mocno to na niego dzia�a! ISA Jakie s�owa? HARCERZNie ma to najmniejszego znaczenia, w ka�dym b�d� razie ich uk�ad musi by� pozbawionysensu. No ju�, ustawiajmy si� wok� ��ka. TEKLA Pomys� nieco absurdalny ale c� � mo�emy spr�bowa�! Ustawiaj� si� wok� ��ka, otaczaj�c �ci�le Jonasza. Harcerz chowa si� za plecami Eryka, w ten spos�b, �e na pocz�tku jest zupe�nie niewidoczny. Wszyscy zaczynaj� wykrzykiwa� bez�adne s�owa, przebijaj�c si� nawzajem. TEKLA Jab�ko! ERYK N�! HARCERZ Sk�rka! ISA Biustonosz! TEKLA (zgorszona)Czemu biustonosz? ISA Niewa�ne, przecie� mia�o by� bez sensu. ERYK Wata! TEKLA Legumina! HARCERZIdiosynkrazja! ISA Biusthalter! Wszyscy spogl�daj� na ni� ze zdziwieniem, Tekla wzrusza ramionami. HARCERZAfrodyzjak! ERYK Androgeny! TEKLA Eeee... eeee... Iluminacja! ISA Stanik! Zn�w wszyscy spogl�daj� na ni� ze zdziwieniem. W tym momencie Jonasz si� budzi, wysta-wia g�ow� spod koca, rozgl�da si�. Uznaje wida�, �e to dalszy ci�g jakiej� sennej mary, wzru-sza ramionami, zakrywa si� ponownie kocem. Rola Jonasza w tym akcie jest bardzo trudna, jako �e ca�kowicie pozbawiona tekstu. Jonasz gra mimik� i robi� to musi � niestety � bez przerwy. ERYK Deficyt! TEKLA Bud�et! HARCERZ Foniatria! ISA Rajstopy! Nikt ju� nie zwraca na ni� uwagi, wszyscy przekrzykuj� si� i przebijaj� coraz szybciej. TEKLA Czajnik! ERYK Oksymoron! HARCERZ Eutanazja! Tekla rzuca mu z�e spojrzenie. ISA Po�czochy! HARCERZ Orchidea! ERYK Parlament! TEKLA �azienka! ISA Podwi�zki! W tym momencie Jonasz uznawszy widocznie, �e gn�bi�ce go g�osy nie s� sennej prowenien-cji, odrzuca koc po raz drugi, siada na ��ku, rozgl�da si� z os�upieniem. Na ten widok wszy-scy zaczynaj� pokrzykiwa� jeszcze g�o�niej, u�miechaj� si� przymilnie lub robi� gro�ne miny, podskakuj� w miejscu, ta�cz�, wij� i wierc�. Isa podryguje coraz bardziej ekstatycznie i z zapami�taniem. Harcerz stara si� j� podjudza� chowaj�c si� r�wnocze�nie za plecami Eryka, tak by Jonasz go nie dostrzeg�. TEKLA St�! ERYK Lampa! HARCERZ Wie�a! ISA Majtki! TEKLA Skarbonka! ERYK Samoch�d! HARCERZ ��ko! ISA Brzuch? ERYK But! TEKLA Nos! HARCERZ D�o�! ISA Udo! ERYK Pergamin! TEKLA Termometr! HARCERZ Fallus! ISA Vagina! Harcerz gwa�ci jakby Is� s�owami, ta mu si� poddaje, j�czy gwa�townie, wije si�. Pozostali nie zwracaj� na to uwagi. Jonasz przygl�da si� ca�ej scenie z os�upieniem ale i z rosn�cym zainteresowaniem. TEKLA Horoskop! ERYK Figura! HARCERZ Spr�yna! ISA Fontanna! Isa gwa�townie pada z rozstawionymi kolanami. Eryk i Tekla odwracaj� si� w jej stron�. Eryk ods�ania Harcerza, kt�ry stoi bezpo�rednio nad Is�. Dostrzega go Jonasz, b�ysk w jego oczach zdradza, i� zrozumia� sytuacj� � chowa si� z powrotem pod koc korzystaj�c z chwilowej nieuwagi rodziny. ERYK Co jej si� sta�o? ISA (z egzaltacj�)Potop! ulewa! deszcz! woda! woda! pot!... Zastyga z zamkni�tymi oczami. HARCERZ Eeee... panie�skie histerie! TEKLA Isa by�a zawsze taka zr�wnowa�ona... Ale dobrze, �e si� po�wi�ca dla ojca. ERYK Niemniej wszystko to nic nie da�o. Sp�jrzcie na tat� � zn�w si� schowa� pod koc. HARCERZSpr�bujmy jeszcze raz. Mo�e teraz zacznijmy od nazwisk. ERYK Jakich nazwisk? HARCERZNie wiem, wszystko jedno... Powiedzmy: Heraklit! ERYK Husserl! TEKLA eee... Hitler! Isa chwilowo milczy. HARCERZ H�lderlin! ERYK Hume! TEKLA Horacy! ERYK Heidegger! HARCERZ Hegel! TEKLA eee... nie wiem. ERYK (szeptem) Wszystko jedno! HARCERZ Hafiz! ERYK Holofernes! TEKLA Holandia! ISA (podnosz�c si� wolno � ze skruch� na twarzy) Habit! ERYK Histrion! TEKLA Hamak! ...albo nie... Henryk! HARCERZHipoteza! ISA Skrucha! Isa zapomina o niepisanej umowie m�wienia s��w na �h�, jest pe�na zapa�u i pokory, wyrywa si� wci�� z nowymi s�owami, a� wreszcie zmienia si� to w monolog bez przerwy. ERYK Hejna�! ISA Lilie! HARCERZ Hebanowski! TEKLA eee... ERYK Histeria! ISA Pokuta! HARCERZ Hobson! ISA �al! �zy! TEKLA ... ISAKlasztor! Kru�ganek! Konfesjona�! R�aniec!Ach spok�j czystych �wirowych alejek za cmentarnym murem! Wszyscy s� tak zaj�ci przekrzykiwaniem si�, �e nawet nie zauwa�aj�, �e Jonasz wstaje, od-rzuca koc i zasiada wygodnie na ��ku i ze spokojem obserwuj�c ca�� scen�. TEKLA ... ISA Biel, s�o�ce, �ab�dzie na stawie, praca i obowi�zek! ERYK Harcerz! HARCERZ Czemu harcerz?ERYKJak to czemu, no tak, bez powodu. HARCERZ Bez powodu, bez powodu... wypraszam sobie osobiste aluzje!Wszyscy s� ju� zm�czeni, dysz� ci�ko, przysiadaj� gdzie kto mo�e. Isa kl�czy wznosz�coczy do nieba, m�wi co� bezg�o�nie jakby si� modli�a. Przez chwil� cisza. TEKLA Mam, mam! ...cholera! ERYK Iiiiii... tam, cholera pisze si� przez �ch� TEKLA Niemo�liwe!? ERYK A jednak! Jonasz obserwuj�cy ca�� scen� bawi si� doskonale, wreszcie postanawia zareagowa�. JONASZ (�mieje si�) Ha, ha, ha ERYK O w�a�nie �ha, ha, ha� pisze si� przez samo �h� (zrozumiawszy �r�d�o �miechu) Tata, tata si� odezwa�!! Wszyscy odwracaj� si� w stron� Jonasza, Tekla biegnie ku niemu z otwartymi ramionami.TEKLAJonaszu, m�u m�j! Wi�c jednak przem�wi�e�! Jonasz �mieje si� dalej � ju� bezg�o�nie, �adnym gestem nie odpowiada na u�ciski �ony � takjakby jej nie dostrzega�.HARCERZ Niestety � on tylko kpi sobie z nas! �miech jako taki jest asemantyczny, mo�e �wiadczy� o nastroju, ale sam w sobie nic nie znaczy. To tak jakby kichn�� albo kaszln��. On musi powie-dzie� s � o w o! Jonasz przys�uchuje si� z najwy�szym zainteresowaniem. Tekla zra�ona jego brakiem reakcji zaprzestaje swych u�cisk�w. TEKLAS�uchajcie! Z nim dzieje si� co� niedobrego! Zachowuje si� tak jakby mnie nie poznawa�... Bochyba nie chce si� nas wyrzec? HARCERZAle� droga pani... (bierze ja pod r�k� i prowadzi na prz�d sceny, reszt� kwestii wypowiadaszeptem, tak, �e Jonasz nic nie mo�e us�ysze�, mimo i� wyci�ga szyj� i strzy�e uchem) ...noprzecie� m�wi�em pani, i� milczenie m�a wynika z najg��bszego wewn�trznego postanowie-nia! Motywy rodzinne, uczuciowe czy jakiekolwiek inne nie maj� tu �adnego znaczenia. M��pani nie zrezygnowa� tylko i wy��cznie z m�wienia. On po prostu nie chce w og�le w �adenspos�b oddzia�ywa� na �wiat zewn�trzny... ERYK (zbli�aj�c si�)Ale c� mamy robi�, c� mamy robi�... HARCERZMusimy chyba u�y� podst�pu. B�d�my konsekwentni. Poniewa� Jonasz musia� wzi�� nas zanienormalnych � widz�c nasze zachowanie tu� po przebudzeniu, musimy dalej zachowywa�si� jak ludzie niespe�na rozumu. Jego interesuje bezsens i mo�e w jakim� bezsensownymprzedsi�wzi�ciu zechce wzi�� udzia�. TEKLA Ale jak pan sobie wyobra�a takie �bezsensowne przedsi�wzi�cie�? HARCERZZaimprowizujemy jak�� sytuacj�... Zaraz, zaraz... gdzie jest w�a�ciwie Isa? Isa popad�a w tzw. �mi�dzyczasie� w religijn� egzaltacj� pokuty. Zrzuci�a sukienk� i w kocu, kt�ry opad� z l�ka wyci�a dziur� zak�adaj�c ten str�j na nagie cia�o, przepasawszy si� sznurkiem, kt�ry podaje jej Jonasz. Tak przebrana dziewczyna kl�czy i modli si�. Isa musi wykona� to wszystko mi�dzy kwesti� Eryka �Harcerz!� a pytaniem Harcerza. ERYK Tam, modli si�... TEKLA Nieszcz�sne dzieci�... pewnie prosi o szcz�cie taty. HARCERZ (decyduj�c si�)Niewa�ne! Powiedzmy, �e pani jest star� przeorysz�... TEKLA Jaaa...? HARCERZ...a my z Erykiem barbarzy�cami, kt�rzy wdarli si� do klasztoru i chc� zgwa�ci� t� oto nie-szcz�sn� nowicjuszk�. Pani musi jej broni�! Jonasza b�dziemy traktowali jak starego zramo-la�ego pustelnika, kt�ry nie jest w stanie nam przeszkodzi�. Jasne? ERYK Jasne! TEKLA Wszystko chyba zrozumia�am, ale przecie� to zupe�nie bez sensu... HARCERZI o to w�a�nie chodzi, �askawa pani, o to chodzi! ERYKDzia�ajmy, kolego, dzia�ajmy, podziwiam pa�sk� energi� i pomys�owo��. A w og�le to ch�t-nie wypi�bym z panem bruderszafta, tylko �e nie ma czym... HARCERZPrzyjdzie na to pora, na razie mo�esz mi m�wi� po imieniu, �e tak powiem � na kredyt. Ateraz � do dzie�a (krzyczy g�o�no) Haaa, wi�c tu ukrywasz t� �licznotk� stara wied�mo? TEKLA (cofaj�c si� gwa�townie, autentycznie przera�ona)Ale� drogi panie, to jest chcia�am powiedzie� � niecny barbarzy�co, nie wa�ysz si� chybapodnie�� d�o� na t� niewinn� istotk�. ERYKHaaa, wa�ymy si�, wprost ociekamy ��dz� i pragnieniem zniszczenia wszystkiego co bia�e,czyste i niewinne... HARCERZUst�p nam z drogi starucho, pilnuj r�a�ca i konfesjona�u, czy nie widzisz, �e nasze sztyletyjeszcze dysz� krwi�? TEKLANo, no, wypraszam sobie t� staruch�, to jest chcia�am powiedzie�, �e... eee... cnota i niewin-no�� dro�sze s� mi nad �ycie, kt�re ch�tnie z�o�� na o�tarzu wiary... Isa przez ca�y czas kl�czy w og�le nie zwracaj�c uwagi na to co si� dzieje za jej plecami. Jo-nasz ogl�da ca�y spektakl jakby patrza�