13093
Szczegóły |
Tytuł |
13093 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13093 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13093 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13093 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Oskar Wilde
M�ody kr�l
The Young King
T�um: Ewa Berberyusz
By�a to noc przed koronacj� i m�ody kr�l siedzia� samotnie w swojej pi�knej
komnacie.
Dworzanie odeszli, k�aniaj�c si� do ziemi zgodnie z przyj�tym w takich razach
obyczajem, i
udali si� do wielkiej sali, by wzi�� kilka ostatnich lekcji od mistrza
ceremonii, paru z nich
bowiem mia�o jeszcze ruchy ca�kiem naturalne, co u dworzanina � o czym chyba nie
potrzebuj�
m�wi� � jest bardzo powa�nym wykroczeniem.
Ch�opiec � bo by� tylko ch�opcem maj�c dopiero szesna�cie lat � nie zmartwi� si�
ich
odej�ciem, lecz z g��bokim westchnieniem ulgi rzuci� si� na mi�kkie poduszki
swego
haftowanego pos�ania. Le�a� tam, ze sp�oszonymi oczyma i otwartymi ustami,
niczym br�zowy
le�ny faun lub m�ode zwierz�tko z puszczy, �wie�o z�apane w potrzask przez
my�liwych. Bo
istotnie my�liwi znale�li go prawie przypadkiem, gdy bosy i z fujark� w r�ku
post�powa� za
stadem k�z biednego pasterza, kt�ry go wychowa� i uwa�a� za syna. By�o to
dziecko jedynej
c�rki starego kr�la z ma��e�stwa zawartego potajemnie z kim� nale��cym do
znacznie ni�szego
stanu � jak m�wiono, z cudzoziemcem, kt�ry dzi�ki cudownej, magicznej
umiej�tno�ci gry na
lutni zdoby� serce m�odej ksi�niczki; inni m�wili o arty�cie z Rimini, kt�remu
ksi�niczka
okazywa�a wiele, mo�e nawet zbyt wiele �aski i kt�ry nagle, pozostawiaj�c swoje
dzie�o w
katedrze nie sko�czone, znikn�� z miasta. Do��, �e dziecko, gdy liczy�o sobie
zaledwie tydzie�,
zosta�o porwane od matki w czasie snu i oddane pod opiek� prostych wie�niak�w,
kt�rzy nie
mieli w�asnych dzieci i �yli w zapad�ej cz�ci lasu oddalonej od miasta o z g�r�
dzie� drogi.
Smutek lub zaraza, jak stwierdzi� nadworny lekarz, lub mo�e, jak poszeptywali
inni, szybka w
dzia�aniu w�oska trucizna podana w kielichu korzennego wina zabi�a w godzin� po
przebudzeniu
bia�e dziewcz�tko, kt�re da�o mu �ycie. W tym samym czasie gdy zaufany
pos�aniec, kt�ry wi�z�
dziecko przed sob� na siodle, zsiada� ze zgrzanego konia i stuka� do ko�lawych
drzwi chatki
pasterza � cia�o ksi�niczki sk�adano do otwartego grobu. Gr�b wykopano na
zapomnianym
cmentarzu ko�cielnym poza bramami miasta; jak m�wiono, le�a�o w nim ju� inne
cia�o, cia�o
m�odego cz�owieka wspania�ej egzotycznej pi�kno�ci, kt�rego r�ce zwi�zane by�y z
ty�u
powrozem, a pier� pok�uta licznymi krwawymi ranami.
Taka przynajmniej by�a wie��, jak� szeptano z ucha do ucha; pewne jest to, �e na
�o�u �mierci
stary kr�l � czy to wstrz��ni�ty wyrzutami sumienia za sw�j wielki grzech, czy
po prostu
pragn�c, aby kr�lestwo zosta�o przy jego rodzie � kaza� pos�a� po ch�opca i w
obecno�ci Rady
Przybocznej og�osi� go swoim dziedzicem.
Niemal od pierwszej chwili swego znalezienia m�ody kr�l zdradza� oznaki jakiego�
dziwnego
umi�owania pi�kna, kt�re mia�o mie� tak wielki wp�yw na ca�e jego �ycie. Ci,
kt�rzy mu
towarzyszyli do przeznaczonych dla niego komnat, cz�sto wspominali okrzyk
rado�ci, jaki
wydar� mu si� z piersi na widok przygotowanych dla niego delikatnych szat i
kosztownych
klejnot�w. Podobno z dzik� niemal rado�ci� odrzuci� szorstk� sk�rzan� koszul� i
n�dzn� owcz�
opo�cz�. Chwilami brakowa�o mu oczywi�cie swobody le�nego �ycia i dra�ni�y go
nu��ce
dworskie ceremonie, kt�re zajmowa�y tyle czasu, lecz ten wspania�y pa�ac �
�Rado��, jak go
nazywano � kt�rego by� panem, zdawa� si� by� jakim� nowym �wiatem, dopiero co
stworzonym
specjalnie dla jego przyjemno�ci. Jak tylko m�g� si� wyrwa� z sali obrad lub z
sali przyj��, zaraz
zbiega� po ogromnych schodach z kolorowego porfiru strze�onych przez lwy ze
z�oconego br�zu
i b��ka� si� w�r�d komnat i korytarzy, jak kto�, kto spodziewa si� znale�� w
pi�knie z�agodzenie
b�lu i wybawienie od nudy.
W tych odkrywczych podr�ach, jak zwyk� je nazywa� � bo rzeczywi�cie by�y to
wspania�e
podr�e przez zadziwiaj�ce l�dy � towarzyszyli mu czasami jasnow�osi dworscy
paziowie w
lu�nych p�aszczach i turkocz�cych wst��kach. Lecz cz�ciej b��ka� si� sam
przeczuwaj�c
wyostrzonym instynktem, co by�o prawie jasnowidzeniem, �e tajemnic sztuki
najlepiej uczy� si�
w skryto�ci i �e pi�kno, podobnie jak m�dro��, kocha samotnych wielbicieli.
Kr��y�o o nim wiele ciekawych historii z owego czasu. M�wiono, �e t�usty
burmistrz, kt�ry
przyby�, aby wyg�osi� kwiecist�, wiernopodda�cz� oracj� w imieniu mieszka�c�w
miasta, ujrza�
go kl�cz�cego w prawdziwym uwielbieniu przed wielkim obrazem sprowadzonym z
Wenecji;
wydawa�o si�, �e oddaje cze�� jakim� nowym bogom. Innym razem znikn�� na kilka
godzin i po
d�ugich poszukiwaniach znaleziono go w ma�ej komnacie na jednej z p�nocnych
wie�yczek
pa�acu, patrz�cego w zachwyceniu na greck� kame� wyobra�aj�c� Adonisa. Widziano
go � jak
wie�� niesie � przyciskaj�cego swe gor�ce wargi do marmurowego cia�a
staro�ytnego pos�gu,
kt�ry znaleziono w �o�ysku rzeki przy budowie kamiennego mostu; na pos�gu wyryte
by�o imi�
niewolnika z Bityny nale��cego do Hadriana. Innym zn�w razem sp�dzi� ca�� noc
przygl�daj�c
si� grze �wiat�a ksi�ycowego na srebrnym wizerunku Endymiona.
Fascynowa�y go wszelkie rzadkie i cenne rzeczy i chc�c je posiada� wysy�a� w
�wiat licznych
kupc�w: jednych po zakup bursztynu od barbarzy�skich rybak�w z p�nocnych m�rz,
drugich do
Egiptu na poszukiwania przedziwnego zielonego turkusu, kt�ry mo�na znale�� tylko
w
grobowcach kr�l�w i kt�ry podobno posiada w�asno�ci magiczne; innych jeszcze do
Persji po
jedwabiste kobierce i malowane naczynia gliniane, a jeszcze innych � do Indii po
gaz�,
upstrzone plamami o barwie ko�ci s�oniowej kamienie ksi�ycowe, bransolety z
jaspisu, drzewo
sanda�owe, niebiesk� emali� i chusty z kosztownej we�ny.
Lecz najbardziej zajmowa�a go szata, kt�r� mia� w�o�y� na koronacj�, szata
przetykana
z�otem, korona wysadzana rubinami i ber�o l�ni�ce rz�dami pere�. Tak, o tym
my�la� dzisiejszej
nocy le��c na przepysznym �o�u i patrz�c na pie� sosnowy dopalaj�cy si� na
otwartym palenisku.
Wiele miesi�cy temu przed�o�ono mu projekty najwi�kszych artyst�w jego czas�w i
rozkazano
rzemie�lnikom, �eby dniem i noc� pracowali nad ich wykonaniem, a ca�y �wiat mia�
poszukiwa�
klejnot�w godnych tego dzie�a. Widzia� siebie oczyma wyobra�ni, stoj�cego przy
wysokim
o�tarzu katedralnym w jasnych szatach kr�lewskich, a u�miech b��ka� si� i igra�
na jego
ch�opi�cych wargach i zapala� �ywym blaskiem jego ciemne p�ochliwe oczy.
Po pewnym czasie wsta� i opieraj�c si� o rze�bione obramowanie kominka rozejrza�
si� po
nikle o�wietlonej komnacie. �ciany pokryte by�y obiciem przedstawiaj�cym, triumf
pi�kna.
Wielka komoda inkrustowana agatem i lapis lazuli wype�nia�a jeden r�g,
naprzeciwko okna sta�a
gablota kunsztownej roboty, lakierowana i pokryta mozaik� ze z�ota, na kt�rej
ustawiono kilka
delikatnych czarek z weneckiego szk�a oraz fili�ank� z �y�kowanego ciemnego
onyksu. Zdawa�o
si�, �e blade matki na jedwabnej kapie ��ka wysun�y si� ze zm�czonych r�k snu.
Smuk�e
trzciny inkrustowane ko�ci� s�oniow� podtrzymywa�y aksamitny baldachim, z
kt�rego, niczym
bia�a piana, strzela�y kity strusich pi�r ku bladosrebrnemu rze�bionemu
sufitowi. Roze�miany
Narcyz z zielonkawego spi�u trzyma� nad g�ow� polerowane zwierciad�o. Na stole
sta�a niska
waza z ametystu.
W oddali widnia�a ogromna kopu�a katedry zawieszona niczym ba�ka mydlana nad
majacz�cymi domami, a znu�eni stra�nicy przechadzali si� tam i na powr�t po
zamglonych
tarasach nad rzek�. Gdzie� daleko w sadzie �piewa� s�owik. Delikatna wo� ja�minu
p�yn�a z
otwartego okna. M�ody kr�l odgarn�� br�zowe loki z czo�a, uj�� lutni� i palcami
przesun�� po
strunach. Ci�kie powieki opad�y mu na oczy. i ogarn�o go dziwne znu�enie.
Nigdy dot�d nie
odczuwa� tak �ywo i z tak dojmuj�c� rado�ci� czaru i tajemnicy zawartej w
rzeczach pi�knych.
Gdy zegar na wie�y wybi� p�noc, poci�gn�� za dzwonek, weszli paziowie i
rozebrali go z wielk�
ceremoni�, skrapiaj�c mu r�ce wod� r�an� i stroj�c kwiatami poduszk�. W kilka
chwil po ich
odej�ciu zapad� w sen.
Gdy spa�, �ni� mu si� sen, a sen ten by� taki:
Zdawa�o mu si�, �e stoi na d�ugim w�skim poddaszu, w�r�d klekotu i huku wielu
warsztat�w
tkackich. W�t�e �wiat�o dzienne przeziera�o przez zakratowane okna ukazuj�c
cherlawe postaci
tkaczy pochylonych; nad osnow�. Mizerne, chorowite dzieci czo�ga�y si� na
pot�nych belkach
pod�ogi. Gdy cz�enka przebiega�y przez osnow�, tkacze podnosili ci�kie p�ochy,
a gdy
cz�enka zatrzymywa�y si�, spuszczali p�ochy na d� i w ten spos�b schodzi�y si�
cia�niej nitki
tkaniny. Twarze ich naznaczone by�y g�odem, a r�ce dygota�y i dr�a�y. Kilka
wyn�dznia�ych
kobiet siedzia�o przy stole szyj�c. Okropny od�r unosi� si� w izbie. Powietrze
by�o ci�kie i
smrodliwe, a na �cianach widnia�y zacieki wilgoci.
M�ody kr�l podszed� do jednego z tkaczy, stan�� za nim i obserwowa� go.
Lecz tkacz spojrza� na� gniewnie i spyta�:
� Dlaczego na mnie patrzysz? Czy jeste� szpiegiem nas�anym przez naszego pana?
� Kt� jest waszym panem? � spyta� m�ody kr�l.
� Nasz pan?! � wykrzykn�� tkacz z gorycz�. � Jest takim samym cz�owiekiem jak
ja!
Zaiste, istnieje tylko jedyna r�nica mi�dzy nami, ta, �e on nosi pi�kne szaty,
a ja chodz� w
�achmanach, �e ja s�abn� z g�odu, a jemu ob�arstwo niema�o daje si� we znaki.
� Kraj jest wolny � powiedzia� m�ody kr�l � i nie jeste� niczyim niewolnikiem.
� W czasie wojny s�aby jest niewolnikiem silnego, a w czasie pokoju � bogaty
bierze w
niewol� biedaka. Musimy pracowa�, �eby �y�, lecz oni p�ac� nam tak n�dznie, �e
mrzemy.
Harujemy na nich jak dzie� d�ugi, a oni gromadz� z�oto w kufrach, podczas gdy
nasze dzieci
wi�dn� przed czasem, a twarze tych, kt�rych kochamy, staj� si� twarde i z�e. My
wyciskamy sok
z winoro�li, lecz inni spijaj� wino. My siejemy zbo�e, lecz nasze spichrze s�
puste. Nosimy
�a�cuchy, chocia� ich nie wida�; jeste�my niewolnikami, chocia� m�wi�, �e
jeste�my wolni.
� I tak dzieje si� ze wszystkimi? � spyta� m�ody kr�l.
� Ze wszystkimi � odpowiedzia� tkacz. � Tak samo z m�odymi jak ze starymi, z
kobietami
i z m�czyznami, z ma�ymi dzie�mi i z posuni�tymi w latach. Kupcy uciskaj� nas,
lecz musimy
by� im pos�uszni. Ksi�dz je�dzi i klepie pacierze, ale nikt nie dba o nas. Przez
nasze ja�owe ugory
pe�za Bieda o wyg�odnia�ych oczach, a Grzech z krety�sk� g�b� post�puje tu� za
ni�. N�dza
budzi nas z rana, a Wstyd przesiaduje z nami w nocy. Lecz co znacz� te sprawy
dla ciebie? Nie
jeste� jednym z nas. Masz twarz zbyt szcz�liw�. � Odwr�ci� si� ze z�o�ci� i
przerzuci�
cz�enko, a m�ody kr�l zobaczy�, �e nitki tkaniny s� ze z�ota.
I ogarn�� go wielki strach i spyta� tkacza:
� Co to za szata, kt�r� tkasz?
� To jest szata na koronacj� m�odego kr�la � odpowiedzia� tkacz. � Co ci do
tego?
A m�ody kr�l wyda� okrzyk grozy i obudzi� si�, i ach! by� w swojej w�asnej
komnacie, a przez
okno przeziera� ogromny ksi�yc o kolorze miodu zawieszony na zamglonym niebie.
Zn�w zapad� w sen i �ni�, a sen ten by� taki: �ni�o mu si�, �e le�y na pok�adzie
wielkiej galery
poruszanej wios�ami przez stu niewolnik�w. Przy nim, na kobiercu, siedzia�
w�a�ciciel statku.
By� czarny jak heban, a turban mia� z purpurowego jedwabiu. Ogromne srebrne
kolczyki zwisa�y
mu z t�ustych uszu, a w r�kach trzyma� dwie szalki z ko�ci s�oniowej.
Niewolnicy mieli tylko obszarpane przepaski na biodrach i skuci byli �a�cuchami
po dw�ch.
�ar s�oneczny pali� ich niemi�osiernie, a Murzyni biegali tam i na powr�t
�rodkiem galery
ok�adaj�c ich rzemiennymi powrozami. Niewolnicy wyci�gali chude ramiona i
zanurzali ci�kie
wios�a w wodzie. S�ona piana bryzga�a z pi�r wiose�.
Wreszcie dotarli do ma�ej zatoki i zacz�li sondowa� wod�. Od brzegu d�� lekki
wiatr i
zasypywa� pok�ad i g��wny �agiel ostrym czerwonym py�em. Od l�du wynurzyli si�
trzej
Arabowie na dzikich os�ach i pocz�li godzi� w za�og� galer oszczepami.
W�a�ciciel statku napi��
malowany �uk i przeszy� gard�o jednemu z napastnik�w, kt�ry spad� ci�ko w
nadbrze�ne fale, a
jego towarzysze pok�usowali z powrotem. Kobieta w ��tym kwefie wolno pod��a�a
za nim na
wielb��dzie, ogl�daj�c si� od czasu do czasu i spogl�daj�c na martwe cia�o.
Gdy tylko zarzucili kotwic� i spu�cili �agiel, Murzyni przynie�li spod pok�adu
d�ug� drabin�
sznurow�, obci��on� o�owiem. W�a�ciciel galery, umocowawszy j� najpierw do dw�ch
�elaznych
hak�w, przerzuci� j� przez burt�. W�wczas Murzyni schwycili najm�odszego z
niewolnik�w,
zerwali kr�puj�ce go wi�zy, zatkali mu nozdrza i uszy woskiem i uwi�zali mu
wielki kamie� u
pasa. Pe�za� mozolnie po drabinie w d�, a� znik� w wodzie. W miejscu gdzie si�
zanurzy�,
ukaza�y si� na wodzie p�cherzyki. Kilku z niewolnik�w wpatrywa�o si� w to
miejsce z
zaciekawieniem. Na dziobie zasiad� zaklinacz ryb bij�c monotonnie w b�ben.
Po pewnym czasie nurek wy�oni� si� z wody i ci�ko dysz�c przywar� do drabiny.
Na prawej
jego r�ce spoczywa�a per�a. Murzyni pochwycili per�� i rzucili go do wody z
powrotem.
Niewolnicy posn�li nad wios�ami.
Nurek wy�ania� si� raz po raz, a za ka�dym razem przynosi� pi�kn� per��.
W�a�ciciel galery
wa�y� je i k�ad� do ma�ej torebki z zielonej sk�ry.
M�ody kr�l pr�bowa� m�wi�, lecz wydawa�o si�, �e j�zyk przysech� mu do
podniebienia, a
wargi nie chcia�y si� porusza�. Murzyni gaw�dzili z sob� i nawet zacz�li wie��
sp�r o sznur
kolorowych paciork�w. Klucze �urawi zatacza�y kr�gi nad statkiem.
Nurek wynurzy� si� po raz ostatni; per�a, kt�r� przyni�s�, by�a pi�kniejsza od
wszystkich pere�
Ormuza, gdy� mia�a kszta�t ksi�yca w pe�ni i by�a bielsza ni� jutrzenka. Lecz
twarz nurka by�a
przedziwnie blada i gdy pad� na pok�ad, krew rzuci�a mu si� uszami i nosem.
Drga� jeszcze, lecz
po chwili zesztywnia�. Murzyni wzruszyli ramionami i wyrzucili cia�o za burt�.
W�a�ciciel za�mia� si� i wyci�gn�wszy r�k� wzi�� per��, a gdy j� ujrza�,
przycisn�� j� do skroni
i pok�oni� si�.
� Ta b�dzie do ber�a m�odego kr�la � powiedzia� i da� znak Murzynom, by
podnie�li
kotwic�.
A gdy to m�ody kr�l us�ysza�, wyda� okrzyk grozy i obudzi� si�, i dojrza� przez
okno, jak
d�ugie szare palce �witu przywieraj� do gasn�cych gwiazd.
Zn�w zasn�� i �ni�, a sen ten by� taki: Zdawa�o mu si�, �e b��ka si� w ciemnym
lesie, gdzie na
drzewach wisia�y dziwne owoce i gdzie ros�y pi�kne truj�ce kwiaty. �mije sycza�y
na niego, gdy
przechodzi�, a pstre papugi przelatywa�y z piskiem z ga��zi na ga���. Olbrzymie
��wie le�a�y
u�pione w gor�cym b�ocie. Na drzewach pe�no by�o ma�p i pawi. Szed� dalej i
dalej, a� doszed�
do skraju lasu. Ujrza� tam wielki t�um ludzi pracuj�cych w �o�ysku wyschni�tej
rzeki. Roili si� na
urwisku jak mr�wki., Wykopali w ziemi g��bokie do�y i weszli do nich. Jedni
szczerbili ska�y
wielkimi kilofami, inni grzebali si� W piasku. Wyrywali z korzeniami kaktusy i
tratowali
kwiecie. Spieszyli si� nawo�uj�c jedni drugich � nikt si� nie leni�.
�mier� i Chciwo�� patrzy�y na nich z ciemnej jaskini. �mier� rzek�a:
� Jestem zm�czona; daj mi trzeci� cz�� tego t�umu i pozw�l mi odej��.
Lecz Chciwo�� potrz�sn�a g�ow�.
� To moi s�udzy � odpar�a.
�mier� spyta�a:
� Co masz w r�ku?
� Trzy ziarnka �yta. Co ci do tego?
� Daj mi jedno � zawo�a�a �mier� � a zasadz� je w moim ogrodzie. Tylko jedno, a
odejd�
st�d!
� Nie dam ci nic � powiedzia�a Chciwo�� i ukry�a r�k� w fa�dach odzienia.
�mier� za�mia�a si�, wzi�a kielich i zatopi�a go w sadzawce; z kielicha
podnios�a si� Febra.
Przechadza�a si� w�r�d t�umu i co trzeci cz�owiek pada� martwy. Towarzyszy�y jej
zimne opary,
a wodne w�e pe�za�y u jej boku.
A gdy Chciwo�� ujrza�a, �e co trzeci z t�umu pada martwy, uderzy�a si� w pier� i
zap�aka�a.
Uderzy�a si� w swoj� such� pier� i krzykn�a g�o�no:
� Zabi�a� trzeci� cz�� moich s�ug. Odejd�! Jest wojna w g�rach Tartaru i
kr�lowie po obu
stronach wzywaj� ciebie. Afganowie zabili czarnego wo�u i ruszaj� w b�j.
Uderzyli o tarcze
w��czniami i w�o�yli he�my z �elaza. Czym�e jest dla ciebie moja dolina, �e si�
tu
zatrzymujesz?! Odejd� i nie wracaj wi�cej!
� Nie � odrzek�a �mier�. � Dop�ki nie dasz mi ziarnka �yta, nie odejd�.
Lecz Chciwo�� zamkn�a d�o� i zacisn�a z�by.
� Nie dam ci nic � mrukn�a.
�mier� za�mia�a si�, podnios�a czarny kamie� i rzuci�a go w las, a z g�szcza
dzikiej cykuty
wysz�a Gor�czka w szacie z p�omienia. Przechadza�a si� w�r�d t�umu i dotyka�a
ludzi, a ka�dy
cz�owiek, kt�rego dotkn�a, umiera�. Kt�r�dy przesz�a, trawa sch�a pod jej
stopami. Chciwo��
wstrz�sn�a si� i posypa�a g�ow� popio�em.
� Jeste� okrutna! � krzykn�a. � Jeste� okrutna! W warownych miastach Indii
panuje g��d i
woda wysch�a w zbiornikach Samarkandy. W warownych miastach Egiptu panuje g��d,
a z
pustyni nadci�ga szara�cza. Nil nie wyst�pi� z brzeg�w i kap�ani przekl�li Izyd�
i Ozyrysa.
Odejd� do tych, kt�rzy ci� potrzebuj�, a zostaw mnie z mymi s�ugami.
� Nie � odpowiedzia�a �mier� � dop�ki nie dasz mi ziarnka �yta, nie p�jd�.
� Nie dam ci nic � odrzek�a Chciwo��.
�mier� za�mia�a si�, gwizdn�a przez palce, a z powietrza nadlecia�a posta�
kobiety. �Zaraza�
� by�o napisane na jej czole, a stado zg�odnia�ych s�p�w wirowa�o nad jej g�ow�.
Roztoczy�a
nad dolin� swe skrzyd�a i nikt nie uszed� �mierci.
Chciwo�� z krzykiem uciek�a do lasu, a �mier� dosiad�a swego krwawego rumaka i
pop�dzi�a
w dal. a p�d ten by� szybszy ni� wiatr.
Z szlamu doliny wype�z�y smoki i ohydne potwory pokryte �usk�, a szakale
przebiega�y piaski
wietrz�c nozdrzami powietrze.
M�ody kr�l zap�aka� i spyta�:
� Co to byli za ludzie i czego tu szukali?
� Rubin�w do korony kr�la � odpowiedzia� kto�, kto sta� za nim.
M�ody kr�l drgn�� i obr�ciwszy si� ujrza� cz�owieka w szacie pielgrzymiej,
trzymaj�cego w
r�ku srebrne zwierciad�o.
Poblad� gwa�townie i spyta�:
� Dla jakiego kr�la?
� Sp�jrz w zwierciad�o, a ujrzysz go � odpowiedzia� pielgrzym.
I spojrza� w zwierciad�o, a widz�c swoj� w�asn� twarz wyda� krzyk grozy i
obudzi� si�;
promienne �wiat�o s�oneczne zala�o pok�j, a z ogrod�w przyp�yn�� �piew ptak�w.
Przybyli kanclerz i najwy�si dostojnicy pa�stwa, by z�o�y� mu ho�d, paziowie
przynie�li szat�
tkan� z�otem, a koron� i ber�o z�o�yli przed nim.
M�ody kr�l spojrza� na jedno i drugie i spostrzeg�, �e s� niezwykle pi�kne.
Pi�kniejsze ni�
wszystko, co widzia� dotychczas. Lecz pomny na swoje sny powiedzia� do
wielmo��w:
� Zabierzcie to precz, nie w�o�� tego.
Dworzanie os�upieli, a kilku z nich pocz�o si� �mia� my�l�c, �e �artuje.
Lecz on powt�rzy� powa�nie:
� Zabierzcie to precz: niech tego wi�cej nie widz�. Chocia� to dzie� mojej
koronacji, nie
w�o�� tej szaty, bo utka�y j� bia�e r�ce B�lu na warsztacie Smutku. A w tym
rubinie jest krew, tak
jak w sercu per�y jest �mier�.
I opowiedzia� im swoje trzy sny. A wys�uchawszy ich dworzanie spojrzeli po sobie
i pocz�li
szepta�:
� Zaiste, jest szalony. Bo czym�e jest sen, jak tylko snem, a widzenie � tylko
widzeniem?
Nale�y si� troszczy� tylko o rzeczywisto��. C� nam do �ycia tych, kt�rzy dla
nas pracuj�? Czy�,
�eby je�� chleb, musi cz�ek wprz�d ogl�da� siewc� lub, �eby pi� wino, trzeba� li
wprz�d
rozmawia� z winogradnikiem?
I kanclerz ozwa� si� tymi s�owy do m�odego kr�la:
� Panie m�j, b�agam, odp�d� od siebie te czarne my�li i przywdziej t� pi�kn�
szat�, a koron�
w�� na g�ow�. Bo po czym�e ludzie poznaj�, �e� kr�lem, skoro nie b�dziesz mia�
na sobie
kr�lewskiego stroju? M�ody kr�l spojrza� na niego.
� Czy� tak jest istotnie? � zapyta�. � Nie poznaj�, �em kr�lem, gdy nie w�o��
kr�lewskiego
stroju?
� Nie poznaj�, m�j panie! � wykrzykn�� kanclerz.
� My�la�em, �e bywali ludzie kr�lewskiego oblicza � powiedzia� � lecz by� mo�e,
jest tak,
jak m�wisz. A jednak nie w�o�� tej szaty ani tej korony, lecz wyjd� z pa�acu
tak, jak do niego
przyby�em.
I rozkaza� wszystkim si� oddali�, pr�cz jednego pazia, kt�rego mia� do
towarzystwa, ch�opca
m�odszego od siebie o rok. Zatrzyma� go, by mu us�ugiwa� przy ubieraniu.
Najpierw wyk�pa� si�
w zwyk�ej wodzie, po czym otworzy� wielk� malowan� skrzyni�, wyj�� stamt�d
sk�rzan� koszul�
i szorstk� owcz� opo�cz�, kt�re nosi� pas�c na zboczach wzg�rz kud�ate barany
pasterza. W�o�y�
to na siebie; a w r�k� uj�� chropawy pasterski kij.
Ma�y pa� otworzy� swe wielkie niebieskie oczy ze zdziwienia i u�miechaj�c si�
powiedzia�:
� Panie m�j, widz� szat� i ber�o, lecz gdzie� korona? A m�ody kr�l urwa� ga���
g�ogu pn�c�
si� na balkonie, zgi�� j� w kszta�cie wie�ca i w�o�y� na g�ow�.
� To b�dzie moja korona � powiedzia�; tak ubrany uda� si� do wielkiej sali,
gdzie
oczekiwali na� wielmo�e.
Pocz�li ze� szydzi�, a kilku z nich wykrzykn�o:
� W�adco, lud czeka na kr�la, a zobaczy �ebraka.
Inni sarkali w z�o�ci:
� Okrywa wstydem nasz stan, nie godzien jest by� naszym panem!
Nie odrzek� im ani s�owa, lecz przeszed�szy mimo uda� si� na d� po kolorowych
schodach z
porfiru, wyszed� bram� z br�zu, dosiad� konia i ruszy� w stron� katedry, a ma�y
pa� bieg� u jego
boku. A ludzie �miali si� i drwili:
� Czy to jedzie b�azen kr�lewski?
Lecz on �ci�gn�� uzd� i rzek�:
� Nie, to ja jestem kr�lem � i opowiedzia� im swoje trzy sny.
A z t�umu wyst�pi� cz�owiek i ozwa� si� z gorycz�:
� Czy� nie wiesz, panie, �e ze zbytk�w bogacza �yje biedak? �ywimy si� waszym
przepychem, a wasze wyst�pki daj� nam chleb. Gorzko jest pracowa� dla pana, lecz
bardziej
gorzki jest brak pana, kt�ry daje prac�. Czy� my�lisz, �e kruki b�d� nas karmi�?
Jak mo�esz nam
pom�c? Czy� powiesz kupuj�cemu: �Masz p�aci� tyle�, a sprzedaj�cemu: �Masz
sprzedawa� za
tyle�? Na pewno nie! Wi�c wr�� do swojego pa�acu i przyodziej si� w purpur� i
delikatn�
bielizn�. C� ci do nas i naszych cierpie�?
� Czy� bogaci i biedni nie s� bra�mi? � spyta� m�ody kr�l.
� A jak�e � odpowiedzia� cz�owiek � a imi� bogatego brata: Kain.
Oczy m�odego kr�la nape�ni�y si� �zami, gdy tak jecha� w�r�d szemrania t�umu, a
ma�y pa�,
zdj�ty trwog� uciek� i opu�ci� go.
A gdy wreszcie dojecha� do wr�t katedry, �o�nierze zagrodzili mu drog�
halabardami i
krzykn�li:
� Czego tu szukasz?! Tylko kr�l mo�e wej�� tymi drzwiami.
Twarz jego zap�on�a gniewem i powiedzia�:
� Ja jestem kr�lem. � Odsun�� halabardy i wszed� do �rodka.
A gdy stary biskup ujrza� go wchodz�cego w stroju pasterza, powsta� z
zadziwienia ze swego
tronu i wyszed� mu naprzeciw, i rzek�:
� Synu m�j, czy� to jest str�j kr�lewski? Jak�� koron� ci� ukoronuj� i jakie
ber�o w�o�� do
twej r�ki? Zaiste, dzie� ten winien by� dla ciebie dniem rado�ci, a nie
poni�enia.
� Czy� rado�� ma si� stroi� w to, co stworzy�a zgryzota? � spyta� m�ody kr�l i
opowiedzia�
mu swoje trzy sny.
A gdy ich biskup wys�ucha�, zmarszczy� brwi i rzek�:
� Synu m�j, jestem starym cz�owiekiem u schy�ku swych dni i wiem, �e wiele z�a
dzieje si�
na szerokim �wiecie. Dzicy rozb�jnicy schodz� z g�r, by porywa� dzieci i
sprzedawa� je
Maurom. Zaczajone lwy czyhaj� na karawany, by rzuci� si� na wielb��dy. Dzik ryje
w ziemi, by
wyrwa� korzenie zb� w dolinie, a lisy �ami� winoro�l na wzg�rzu. Piraci grasuj�
wzd�u�
wybrze�a, pal� kutry rybak�w i zabieraj� im sieci. W�r�d s�onych bagnisk �yj�
tr�dowaci w
chatach z wyplatanej trzciny i nikt nie mo�e si� do nich zbli�a�. �ebracy
wa��saj� si� po miastach
�ywi�c si� razem z psami. Czy� mo�esz si� temu przeciwstawi�? Czy� we�miesz
tr�dowatego do
swego �o�a, a �ebraka do swego sto�u? Czy� lew b�dzie ci pos�uszny lub czy� dzik
wykona tw�j
rozkaz? Czy� ten, kt�ry dopu�ci� do n�dzy, nie jest m�drszy od ciebie? Przeto
nie chwal� twego
post�pku, lecz nakazuj�: wr�� do pa�acu, rozwesel twarz, w�� szaty, jakie
przystoj� kr�lowi, a
ukoronuj� ci� z�ot� koron�, i do twej r�ki w�o�� ber�o wysadzane per�ami. A o
swych snach nie
my�l wi�cej. Brzemi� tego �wiata jest zbyt ci�kie na barki jednego cz�owieka, a
smutki jego
zbyt wielkie, by jedno serce mog�o im podo�a�.
� M�wisz to w tym miejscu? � spyta� m�ody kr�l. Przeszed� obok biskupa i
wst�piwszy na
stopnie o�tarza stan�� przed wizerunkiem Chrystusa.
Stan�� przed wizerunkiem Chrystusa, a po jego prawej i lewej r�ce znajdowa�y si�
wspania�e
z�ote naczynia: kielich z ��tawym winem i ampu�ka z �wi�tymi olejami. Ukl�k�
przed
wizerunkiem Chrystusa, a wielkie �wiece p�on�y rz�si�cie przy zdobnym w
klejnoty o�tarzu i
dymy kadzidlane pi�y si� w cienkich b��kitnawych smu�kach ku kopule. Pochyli�
si� w
modlitwie, a kap�ani w swych sztywnych kapach odsun�li si� od o�tarza.
Nagle od ulicy wszcz�� si� wielki tumult, a do katedry wtargn�li wielmo�e z
obna�onymi
mieczami, powiewaj�cymi pi�ropuszami i w zbrojach z b�yszcz�cej stali.
� Gdzie jest ten marzyciel, co mu si� �ni�y sny?! � wo�ali. � Gdzie� jest kr�l w
�achmanach
�ebraka?! Ten m�okos, co przyni�s� wstyd naszemu stanowi! Zaiste, zg�adzimy go,
bo nie
godzien jest rz�dzi� nami!
M�ody kr�l pochyli� si� znowu w modlitwie, a gdy sko�czy�, podni�s� si� i
obr�ciwszy g�ow�
spojrza� na nich ze smutkiem.
I o dziwo! � przez malowane okna pad�y na niego strumienie �wiat�a, a promienie
s�o�ca
utka�y na nim z�ocist� szat�, bardziej promienn� ni� szata, kt�r� zrobiono dla
jego przyjemno�ci.
Obumar�y kij zakwit� liliami bielszymi nad per�y, a suchy cier� � r�ami
czerwie�szymi nad
rubin. Lilie by�y bielsze ni� cudne per�y, a �odygi mia�y ze szczerego srebra,
r�e by�y
czerwie�sze ni� rubiny, a listki mia�y szczeroz�ote.
I sta� tak w odzieniu kr�la, a� drzwiczki zdobnego w klejnoty o�tarza otworzy�y
si�, a z
promienistej monstrancji sp�yn�o cudowne, mistyczne �wiat�o. I sta� tak w
kr�lewskich szatach,
a� chwa�a bo�a wype�ni�a przybytek, a �wi�ci stoj�cy w rze�bionych niszach
zdawali si�
porusza�. Sta� przed nimi w jasnych szatach kr�lewskich, i organy zagra�y,
tr�bacze zad�li w
tr�by, a ch�ry ch�opi�ce pocz�y �piewa�.
Lud upad� na kolana, zdj�ty trwog�, rycerze schowali miecze i z�o�yli kr�lowi
ho�d, a twarz
biskupa poblad�a i r�ce mu zadr�a�y.
� Wi�kszy ode mnie ukoronowa� ci�! � zawo�a� i ukl�k� przed nim.
A m�ody kr�l zst�pi� ze schod�w g��wnego o�tarza i szed� �rodkiem t�umu, lecz
nikt nie
odwa�y� si� spojrze� mu w twarz, bo by�a to jakby twarz anio�a.
Prze�o�y�a Ewa Berberyusz