13135

Szczegóły
Tytuł 13135
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13135 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13135 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13135 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Edward Guziakiewicz KULIG Zapowiada�a si� wy�mienita zabawa, na kt�r� od dawna liczyli. Szczerze m�wi�c, ju� od pierwszych dni grudnia. Kulig? Czemu nie? Rzucony na lekcji wychowawczej pomys� uznali za przebojowy i momentalnie si� pod nim podpisali. Wszystko zale�a�o od aury, a ta wydawa�a si� w�a�nie im sprzyja�. Po kilku dniach styczniowej odwil�y i pluchy zima nieoczekiwanie wr�ci�a, okrywaj�c bia�ym p�aszczem ziemi�. Obficie sypn�o �niegiem, za� s�upek rt�ci zatrzyma� si� poni�ej zera. Sanna, sanna, sanna... Wyjechali z miasteczka. �wie�y puch pokry� pola i drogi, dachy dom�w i obej��, ogrody i sady. Drobne kryszta�ki lodu skrzy�y si� w z�otym s�o�cu na ga��ziach drzew. Gdzieniegdzie wyziera�y spod �niegu zamarzni�te bruzdy, ods�oni�te przez nag�e porywy nocnego wichru. Wje�d�ali w g�sty las, w kt�rym kr�lowa�y sosny, �wierki, buki i jod�y. Droga do le�nicz�wki by�a ju� przetarta, ale nie zd��ono posypa� jej piaskiem. Sanie wi�c lekko sun�y, a posiwia�y wo�nica dziarsko pokrzykiwa� na parskaj�ce klacze, kt�re pos�usznie rwa�y do przodu. Nie wypuszcza� lejc z r�k. D�wi�cza�y dzwonki. Od czasu do czasu spoziera� za siebie na sznur ma�ych sanek, wij�cych si� jak w�� jego �ladem. Kasia ciekawie wygl�da�a zza plec�w Marka. Spod futrzanej czapki by�o wida� tylko jej ciemne b�yszcz�ce oczy. Ch�opak zabra� j� na swoje sanki. Te mia�y szeroko rozstawione p�ozy i nie grozi�y im przewrotki. W zar�owione policzki szczypa� j� mr�z, ale przej�ta jazd� prawie tego nie czu�a. Podnios�a ko�nierz p�ko�uszka. We�niane r�kawiczki jej przemok�y, bo po drodze kilka razy si� zatrzymywali, �eby rozprostowa� ko�ci, a postoje prowokowa�y do dzikich harc�w. Ocieplane botki jako� wytrzymywa�y, bo na kozaczki si� nie zdecydowa�a. Obrzucali si� ga�kami ze �niegu, gonili za sob�, gin�c w zaspach i nieomal ta�czyli, znacz�c za sob� g��bokie �lady. Ulepili poka�nego ba�wana, nie mog�c si� potem z nim rozsta� i �egnaj�c go z �alem. Biedaczyna stercza� osamotniony z boku drogi z nosem z d�ugiej szyszki na kwint�. Nie mia� n�g, wi�c nie m�g� za nimi pogna�, by zd��y� na kolacj�, cho� wo�ali, �eby si� przy��czy�. Marek nie by� tak uradowany jak Kasia. Skrycie liczy� na to, �e zabierze si� z Dian�, ale ten diabe� w sp�dnicy zrezygnowa� z jego towarzystwa. Cwaniaczka wybra�a du�e sanie i poczesne miejsce obok wo�nicy, zakopuj�c si� w wilczych sk�rach. Mia�a stamt�d lepszy widok na drog� i okolic�. Zawsze umia�a si� urz�dzi�. Chwilami podnosi�a si�, obraca�a do ty�u i rado�nie pokrzykiwa�a do koleg�w, wymachuj�c zdj�tym szalikiem jak flag�. Gdy doje�d�ali do le�nicz�wki, s�o�ce by�o nisko, a czerwieniej�ca kula dotyka�a prawie szczyt�w sosen. Cinquecento wychowawcy sta�o ju� przed wej�ciem. Granatowy furgon z ich baga�ami by� schowany za w�g�em, dwa kroki od drzwi kuchennych. Okaza�y drewniany dom z niedawno dobudowanym pi�trem okala�y strzeliste modrzewie. Wygl�da� imponuj�co. Pr�bowali wedrze� si� z piskiem jak psiarnia do przepastnej sieni, ale nauczyciel fizyki zagrodzi� im przej�cie. Musieli najpierw zrzuci� za�nie�one obuwie. Wyfroterowane pod�ogi l�ni�y jak nowe, a w ogromnej sali na parterze czeka� ju� na nich posi�ek. Sta�y tam dzbanki z gor�c� herbat�, le�a�y talerze i tace z chlebem. W powietrzu unosi�a si� smakowita wo� bigosu. Z kasetonowej powa�y lustrowa�y ich czerepy dzikich zwierz�t, nied�wiedzi, dzik�w i wilk�w. Na pi�trze by�y pokoje sypialne. Marek zr�cznie lawirowa�, licz�c na to, �e nadrobi straty. Czeka� na sprzyjaj�c� okazj�. Marzy� o tym, �eby usi��� ko�o Diany i wreszcie mu si� to uda�o. Mia� uszcz�liwion� min� i czu�, �e z�apa� wiatr w �agle. Widzia�, �e Kasia b�agalnie zezuje w jego stron� i �e obok niej zosta�o wolne miejsce jakby dla niego, ale to go nie wzrusza�o. Z zapa�em zaj�� si� prze�liczn� s�siadk�, pr�buj�c podtrzymywa� rozmow�, kt�ra si� jednak dziwnie nie klei�a. Z�o�nica wydawa�a si� go nie zauwa�a�. Rozgl�da�a si� na wszystkie strony, s�ucha�a dowcip�w, kt�re pada�y z drugiego ko�ca d�ugiego d�bowego sto�u, a jej ko�ski ogon fruwa� to w prawo, to w lewo. Wreszcie obrzuci�a nagabuj�cego j� ch�opaka niech�tnym spojrzeniem, a w jej zielonych oczach zamigota�y z�e b�yski. Wkurzy� bogini� �ow�w, las�w, g�r i ksi�yca. � Spadaj na drzewo, palancie, musisz mi ci�gle miesza� szyki? � sykn�a ze zniecierpliwieniem, strofuj�c go jak brzd�ca. Oniemia� z wra�enia, a bigos nagle przesta� mu smakowa�. Spu�ci� g�ow�. Zamilk�, niemrawo grzebi�c widelcem w talerzu. Z precyzj� florecisty d�gn�a go w serce. Zatka�o go na amen. Takiej perfidii po niej si� nie spodziewa�. "No, nie, przeholowa�a!" � pomy�la� z odraz�. Uchodzi�a za najgustowniej si� nosz�c� lask� w klasie, a ch�opacy zabiegali o jej wzgl�dy, ci�gn�c za ni� niby w dworskim orszaku. Jej modne ciuchy wywo�ywa�y cich� zazdro�� kole�anek. Ostatnio faworyzowa�a Marka, wyr�niaj�c go z grona adorator�w i daj�c mu do zrozumienia, �e tylko on si� liczy. Wysun�� si� prawie na czo�o peletonu, nie spodziewaj�c si� tego, �e tu� przed met� raptem dojdzie do katastrofy. Nie pojmowa�, co j� ugryz�o. � Ty �mijo! � pogardliwie odmrukn�� pod nosem, ale tak �eby nie us�ysza�a. Wiedzia�, �e jej tego nie wybaczy. Po kolacji Diana wyfrun�a z wdzi�kiem na dw�r i goni�a si� z ch�opakami, obrzucaj�c ich �nie�kami. �miechu by�o co niemiara. Puszczony kantem i odtr�cony, zerka� za ni� przez zamglone szybki w jadalni, nie maj�c ochoty nigdzie si� wyprawia�. Wodzi� po szkle palcem, maluj�c esy- floresy i obmy�laj�c zemst�. Zreszt�, buty mu troch� przemok�y i postawi� je w du�ej kuchni ko�o piekarnika. Nie pomy�la�, �eby zabra� drug� par� na zmian�. Straci� te� nadziej� na to, �e zaplanowana na wiecz�r pota�c�wka poprawi mu humor. Niebo stawa�o si� powoli granatowe, a d�ugie fioletowe cienie k�ad�y si� wok� le�nicz�wki. Przygn�biony nawet nie zauwa�y�, �e kto� bliski mu za nim stoi. Drgn��, s�ysz�c ciche kas�anie. � To ty, Kasiu? � obejrza� si� za siebie. � W tym rozgardiaszu i ha�asie nikogo nie s�ycha�. Przyj�a milcz�co jego usprawiedliwienie. W mi�dzyczasie zd��y�a si� przebra� i przyp�yn�a do niego w kr�ciutkiej sp�dniczce i seksownym obcis�ym sweterku w kolorowe pasy. Nie ta dziewczyna. Do szko�y nie przychodzi�a tak wystrojona. � Wiesz, co? � rzek�a po chwili. � W naszym pokoiku na pi�trze, w tym ostatnim po lewej w g��bi korytarza, odb�dzie si� spotkanie modlitewne. Planujemy ewangeliczn� rewizj� �ycia. A mo�e kr�g biblijny. Nie mia�by� ochoty si� przytelepa�? � Ja?! Czemu ja? � bardzo si� zdziwi�. Nigdy nie wyje�d�a� na oazy wakacyjne, cho� o nich s�ysza�. Nie poci�ga�y go te� dzia�aj�ce w parafii grupy apostolskie, ani s�u�ba liturgiczna. � Przytocz si�, nie b�d� frajerem � rzek�a ciep�o. � Zobaczysz, nie po�a�ujesz. U nas jest ca�kiem fajnie. � Zerkn�a przez okno na dziedziniec, gdzie rozhasana Diana nadal wodzi�a rej. � Tu p�ki co nic ciekawego si� nie zapowiada. Gdy schodzi� po spotkaniu modlitewnym na dyskotek�, brzmia�y mu jeszcze w uszach s�owa z Listu �w. Paw�a do Koryntian: "Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwa�� Bo�� czy�cie!" Ogarn�� go b�ogi spok�j i zapomnia� o tamtej egoistce i jej nieobliczalnych numerach. Ta�czy� z innymi dziewcz�tami, ciesz�c si�, �e w ten spos�b wielbi Stw�rc�. Le�na bogini upomnia�a si� jednak o swoj� zdobycz. Podprowadzi�a m�okosa, z kt�rym akurat kr�ci�a si� po parkiecie, i staromodnym zwyczajem zarz�dzi�a odbijanego. Zr�cznie wsun�a si� w ramiona Marka. � Ale z ciebie palant. Dlaczego za mn� nie wybieg�e�? � surowo zapyta�a. � Gdzie? Kiedy? � No, po kolacji przed le�nicz�wk� � rzek�a. Muzyka nie by�a za g�o�na, wi�c od biedy dawa�o si� rozmawia�. � Tak?! � zdziwi� si�. � Te� co�? � A potem wykrzywi� usta w podk�wk�. � Zaczynasz mnie coraz bardziej zaskakiwa� � wycedzi� niech�tnie. � Co? � nie dos�ysza�a. � Mia�em mokre buty! � na odczepne hukn�� jej wykr�tnie przy uchu. Do ko�ca ta�ca prawie si� nie odzywa�, cho� stara� si� by� uprzejmy i mi�y, a odpowiada� jej tylko monosylabami. Gdy muzyka umilk�a, chcia� odturla� si� pod �cian�, ale go nie pu�ci�a. Wynio�le przytrzyma�a go za r�k�, �ciskaj�c mu palce. � Jeszcze ten kawa�ek � oznajmi�a, dziwi�c si�, �e nie ma ochoty na wi�cej. Puszczono romantyczn� ko�ysank� i zarzuci�a mu ramiona na szyj�, przywieraj�c do niego ca�ym cia�em. Czy chcia�, czy nie chcia�, musia� j� niby to tkliwie przycisn�� do serca. Poczu� na sobie jej drobne piersi. Nie podda� si� jednak nastrojowi i kr�ci� si� z ni� ozi�ble, nie odwzajemniaj�c uczu�. Potem bez s�owa odp�yn�� na drugi koniec sali do sto�u z zimnymi napojami. By�a jeszcze pepsi-cola. Omal si� zderzy� z posiwia�ym wo�nic�, kt�ry akurat wyprowadza� ze stajni klacze. Przy�wieca�o s�o�ce, trzyma� lekki mr�z, a powietrze by�o przejrzyste, wi�c wybra� si� po �niadaniu na kr�tk� przechadzk�. Odwr�cony plecami wie�niak nie zwr�ci� na niego uwagi. Konie parska�y, przeczuwaj�c, �e czeka je jazda i wyci�ga�y �by do owsa. Zagadywa� si� do nich ciep�o i serdecznie jak do starych wypr�bowanych przyjaci�. � Kocha je pan? � Marek odwa�y� si� i zapyta�, chc�c jako� usprawiedliwi� swoj� obecno��. Wo�nica powoli si� obejrza�. Wzrok mia� przenikliwy, a spojrzenie g��bokie. Wydawa�o si�, �e przewierci� ch�opca na wylot. � Jak�eby inaczej... � niespiesznie odpar�. � Charakterne s�. Czu� by�o �wie�ymi ko�skimi odchodami. � Nadaje pan do nich jak na randce do dziewczyny... � roze�mia� si�, chc�c podtrzyma� rozmow�. Nie bardzo wiedzia�, jak nale�y gaw�dzi� ze starym. Urodzi� si� przecie� i wychowa� w mie�cie. Przypomnia� sobie, �e nauczyciel wuefu zwraca� si� do niego per "Panie J�zefie". Ch�op si� nie obrazi�. Jak si� okaza�o, Marek trafi� w dziesi�tk�. � One s� jak kobity � potwierdzi� z najwy�sz� powag�. � I jedna, i druga! � Wyj�� poz�acan� papiero�nic�, otworzy� j�, wyci�gn�� jednego klubowego i zapali�. Nie cz�stowa� Marka. G�wniarzom si� nie dawa�o. � Ta z prawej, z d�u�sz� grzyw� � wskaza� na klacz, kt�ra cicho zar�a�a, jakby wiedz�c, �e o niej mowa � jest niespokojna, a bywa �e narowista. Jej trzeba wi�cej serca. A ta z lewej � znowu wskaza� � �agodna. O, t� mo�na sam� zostawi�. Nie wymaga za wiele � ci�gn�� bez po�piechu � ale lubi jak jest ko�o niej cicho... Marek przytakn��, godz�c si� z wywodem. C� zreszt� innego m�g� uczyni�? � Ta pierwsza jest �adniejsza � pr�bowa� rzuci� kolejn� trafn� uwag�. Tym razem jednak chybi�. Stary zaci�gn�� si�, zerkaj�c na niego spode �ba. Potem obr�ci� si� do koni. � Wi�cej jest warty charakter ni�li uroda � powiedzia� z naciskiem. � Bo� uroda przemija, a charakter zostaje... Marek pochyli� si� i kopn�� ga��zk� so�niny. Pomy�la� o Dianie i o Kasi, i nie wiadomo dlaczego wyp�yn�� mu nagle na twarz rumieniec wstydu. Obejrza� si� na plac przed le�nicz�wk�. Pierwsza w�a�nie wybieg�a, wymachuj�c zielonym szalikiem niby znakiem rozpoznawczym. Nigdy nie traci�a energii. Bez wahania wskoczy�a na sanie, zajmuj�c miejsce wo�nicy. Zacz�a trzaska� batem. Ujrza�a stercz�cego w oddali ch�opaka. � Chod�! � krzykn�a do niego. � Jeszcze si� zmie�cisz. Poczu� w sobie rosn�cy op�r. Mimowolnie zacisn�� pi�ci. � Nie! � odkrzykn��, staraj�c si�, by to wypad�o po m�sku. Postanowi� zmy� si� jej z oczu. W�o�y� r�ce do kieszeni i skr�ci� za zabudowania gospodarcze. Kto� mu m�wi�, �e z ty�u s� karmy dla saren. Dotar� przez g�sty �nieg do niewielkiej polanki i zapar�o mu dech z wra�enia. Ujrza� jelenia i trzy dorodne �anie. Nadszed� czas powrotu. Kiedy ruszyli z miejsca, krusz�c �nieg i wiwatuj�c, odwr�ci� si� na chwil� do Kasi. � Wiesz?!.. � zawaha� si�. � Ch�tnie bym przyszed� jeszcze raz do was... na takie jak tu spotkanie. Z Pismem �wi�tym � dorzuci�, �eby nie mia�a w�tpliwo�ci. Dziewczyna chyba go rozumia�a. Przytakn�a, nic nie m�wi�c, a potem naraz przytuli�a si� do niego.