2605

Szczegóły
Tytuł 2605
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2605 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2605 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2605 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TADEUSZ MARKOWSKI Mutanci Kobieta wpatrywa�a si� jak urzeczona w metaliczn� plakietk� Si� Zbrojnych Uk�adu S�onecznego, kt�rej pi�� autentycznych diament�w, wie�cz�cych z�ot� spiral� odznaki pilota, hipnotyzowa�o jej wzrok od dw�ch godzin. Tyle trwa�a znajomo�� z jej posiadaczem, kt�ry z niezm�conym spokojem i �elazn� konsekwencj� upija� si� zawarto�ci� historycznych butelek Veuve Cliquot. W tym czasie zd��y�a dowiedzie� si�, �e jej rozm�wca ma na imi� Pet i �e w�a�nie wr�ci� na Ziemi�. To wyja�ni�o jego rozrzutno�� i niefrasobliwo�� w najdro�szym lokalu Genewy. Pet poinformowa� r�wnie�, �e zachwycony jest jej strojem, kt�ry sk�ada� si� z obcis�ych szort�w i czego�, co przys�ania�o praw� pier�, wystawiaj�c lew� na �er koneser�w. W Jaskini jednak znajdowali si� wy��cznie koneserzy. Fakt, �e byli zblazowani nadmiarem pieni�dzy i wolnego czasu w niczym nie zmniejsza� ich znajomo�ci pi�knego kobiecego cia�a. Pet tymczasem obj�� j� lew� r�k�, pozostawiaj�c praw� do obs�ugi kieliszka i butelki. Delikatnie wodzi� palcem po jej sutce, kt�ra nabrzmiewa�a za ka�dym razem pod jego uwa�nym i krytycznym wzrokiem. - Cudowne - mrukn��, powtarzaj�c t� operacj� po raz kolejny. - Nie mog� si� upi� - doda� nagle, kiwaj�c ze smutkiem g�ow�. Kobieta nie zareagowa�a, mimo �e nawet w Jaskini jego zachowanie by�o co najmniej ekstrawaganckie. Pilotom jednak uchodzi�o prawie wszystko. Po powrocie z dalekiego rejsu, kiedy ich konta by�y nabrzmia�e odsetkami uchodzi�o wszystko, a nawet jeszcze wi�cej. - Jak si� nazywasz? - zapyta� przypominaj�c sobie nagle o konwenansach. - Judith. - A dalej? - Nazywaj mnie Judith z Genewy - odpar�a z zalotnym u�miechem. - Kelner! Jeszcze raz to samo - zawo�a� na ca�� sal� nie przejmuj�c si� zupe�nie, czy go kto� us�yszy. W tym jednym z nielicznych lokali z autentycznymi kelnerami obs�uga zawsze s�ysza�a zam�wienia. Jak to robili, stanowi�o ich s�odk� tajemnic� i nikt z go�ci specjalnie si� tym nie przejmowa�. - Teraz p�jdziemy si� kocha�, moja pi�kna z Genewy. Wsta� i bez s�owa poci�gn�� j� za r�k� w stron� go�cinnych pokoi Jaskini, kt�re o wiele bardziej zwi�zane by�y z nazw� lokalu ni� jego g��wna sala. Dziewczyna nie opiera�a si�, ale te� nie wykazywa�a specjalnego entuzjazmu. Nie zwraca�a najmniejszej uwagi na mgliste spojrzenia m�czyzn, cho� rzucane spod oka iskry zazdro�ci innych kobiet wywo�ywa�y na jej twarzy cie� lekcewa��cego u�miechu. Jej czekoladowa sk�ra nie wyr�nia�a si� specjalnie kolorem od innych. Pet by� jednak bia�y i na dodatek by� pilotem. �adna kobieta nie mog�a wi�c przej�� obok niego oboj�tnie, a ju� z pewno�ci� nie mog�a ukry� zazdro�ci wobec takiego sukcesu innej kobiety. Tym bardziej, �e te inne kobiety zawsze posiadaj� tyle wad, kt�rych nie s� w stanie zauwa�y� za�lepieni m�czy�ni. Pet nie�wiadom tych spojrze� ani uczu�, jakie im towarzyszy�y kroczy� prawie r�wnym krokiem do jednego z pokoi go�cinnych. Po drodze zgarn�� sprawnym ruchem butelk� szampana z tacy przechodz�cego kelnera, co wywo�a�o kr�tkotrwa�y protest ze strony niedosz�ego w�a�ciciela, kt�ry jednak szybko zorientowa� si�, �e ma do czynienia z pilotem. Nie znaczy�o to, �e piloci byli zabijakami, czy czym� w tym rodzaju. Po prostu zwyczajowo wolno by�o im wiele. A ten akurat wyczyn nale�a�o potraktowa� jako �art. Kiedy sko�czyli si� kocha�, dziewczyna po�o�y�a g�ow� na ramieniu Peta i delikatnie wodzi�a r�k� po jego piersi. Pet sprawia� wra�enie nieobecnego. Dziewczyna podnios�a si� nieco na �okciu i w��czy�a ekran �ciennego telewizora. Akurat nadawano wiadomo�ci. - Jak dowiaduje si� nasz wys�annik - m�wi� spiker podnieconym g�osem - na kosmodromie australijskim wyl�dowa�a wyprawa powracaj�ca z Deneba. Ich statek, Archimedes, uleg� powa�nym uszkodzeniom i za�oga ponios�a du�e straty. Wracali ci�giem awaryjnym przez ostatnie siedem lat. W�r�d powracaj�cych znajduje si� tak�e profesor Alfred Hildor, znany przed laty jako ojciec mutant�w. Na razie brak bli�szych szczeg��w o wyprawie. Prezydent Federacji Ziemi, Alonso Borisov, go�ci� dzisiaj na kontynencie afryka�skim. Towarzyszyli mu... Obraz znikn�� wy��czony wolnym ruchem Peta. - Zawiod�a� si� na pilociku? - zapyta�, nie otwieraj�c oczu. Dziewczyna spojrza�a na niego uwa�niej. Jego ton, mimo, �e wci�� wyra�nie przes�czony alkoholem sta� si� jakby powa�niejszy. - By�e� tam? - zapyta�a, k�ad�c ponownie g�ow� na jego piersi. - Nie. - Sk�d wracasz? - Ju� wr�ci�em - odpar�, obejmuj�c j� ramieniem. - Ale sk�d? - Ze szko�y - mrukn��, ca�uj�c j�. - K�amiesz! Dziewczyna wyswobodzi�a si� z obj�� i usiad�a mu na brzuchu. - Chc� wiedzie� gdzie by�e�? - powt�rzy�a. - Naprawd� ze szko�y - odpar� wpatruj�c si� z uznaniem w jej kszta�ty. - Nigdy nie k�ami�. Wydawa�o mi si�, �e by�em w szkole. Musia�em za du�o wypi�. Rysy dziewczyny stwardnia�y. Znik�a wszelka kokieteria. Teraz wpatrywa�a si� w niego doros�a kobieta, kt�ra go nienawidzi�a. - Czy wszyscy biali musz� by� tacy sami? - sykn�a przez z�by. - Nienawidz� was chwilami - doda�a zeskakuj�c zgrabnie na ziemi�. Pet przypatrywa� si� jej w milczeniu przez ca�y czas, kiedy si� ubiera�a. �egnaj pi�kna z Genewy - odezwa� si� wreszcie - by�o mi z tob� bardzo dobrze. Je�eli zechcesz mnie kiedy� odwiedzi�, to adres znajdziesz u portiera. Cz�sto odwo�� mnie do domu. Dziewczyna spojrza�a na niego z nienawi�ci� i wysz�a nie zamykaj�c za sob� drzwi. Pet nie rusza� si� z ��ka. Le�a� tak z kwadrans, zanim wreszcie us�ysza� kobiecy g�os, kt�ry z wyra�nym zaniepokojeniem pyta�: - Czy co� si� sta�o? - Wejd�, je�li masz ochot� - odpar� nie patrz�c. - Kimkolwiek jeste�. * * * Pi�kna mulatka wysz�a z Jaskini, udaj�c �e nie dostrzega z�o�liwych spojrze�, jakimi odprowadza�y j� kobiety. Wsiad�a do zaparkowanego przed lokalem �migacza i ruszy�a ze �wistem spr�onego powietrza, wydostaj�cego si� spod fartuch�w. By� to najnowszy model poduszkowca wprowadzony do sprzeda�y zaledwie przed dwoma miesi�cami. Dziewczyna wy��czy�a automatycznego pilota i sama przej�a sterowanie, co by�o surowo wzbronione w mie�cie. Trzy kilometry za ni� porusza� si� dok�adnie t� sam� drog� mniejszy �migacz, model 3354. Siedzia�o w nim dw�ch m�czyzn o wygl�dzie zdradzaj�cym od razu ich zaw�d. Tajniacy przez wszystkie wieki od czasu wynalezienia tej instytucji nie nauczyli si� stapia� z przeci�tnymi lud�mi. Mo�e dlatego, �e trzeba by�o by� bardzo przeci�tnym, �eby zaci�gn�� si� do tej s�u�by. W tym jednak przypadku nie przeszkadza�o to nikomu, jako �e obaj �ledzili wskazania automatycznego nadajnika zamontowanego potajemnie w samochodzie dziewczyny. Ca�� robot� odwala� za nich ich automat steruj�cy pojazdem. - No i zaliczy�a pilocika - mrukn�� ten, kt�ry siedzia� za kierownic�. - Co� jej nie wysz�o - odpar� drugi, parskaj�c przy tym skrywanym �miechem. - I tak b�dzie mia�a co opowiada� przyjaci�kom. - Sam bym j� zaliczy� - odpar� jego towarzysz z rozmarzeniem w g�osie. - Widzia�e� jej �migacz? - zapyta� drugi, pozornie bez zwi�zku. - Ciebie te� nie sta�. - Poczekam, a� szef ka�e nam zwin�� to towarzystwo. Jego towarzysz spojrza� na niego spod oka, w kt�rym b�ysn�� cie� zrozumienia. - Wiesz, �e to zakazane? - Po prostu dam pe�n� swobod� swoim Wolnym Genom - odpar� drugi, �miej�c si� przy tym jak g�upi. - Jeste� kawa� sukinsyna - stwierdzi� jego towarzysz z wyra�nym uznaniem. Przez chwil� jechali w milczeniu. Ka�dy z nich pogr��y� si� w rozmy�laniach nad sposobem zaliczenia swojej klientki bez naruszenia regulaminu. Jako dobrzy tajniacy nie robili sobie z�udze�, co do mo�liwo�ci zdobycia jej normaln� drog�. �ledzony �migacz zatrzyma� si� nagle ko�o luksusowej rezydencji w okolicy jeziora. �ledz�cy zwolnili nieco i jeden z nich przej�� kierowanie pojazdem. Powoli przejechali obok luksusowego �migacza udaj�c, �e nie zagl�daj� do wn�trza. - St�j - zawo�a� nagle siedz�cy obok kierowcy. - Uciek�a, cholera. Pojazd zatrzyma� si� gwa�townie bokiem, tarasuj�c przejazd. Obaj m�czy�ni wyskoczyli na ulic� i pobiegli do nagle opustosza�ego poduszkowca. Po dziewczynie nie by�o nawet �ladu. Jeden z nich podni�s� do ust ma�y nadajnik. - Patrol jeden dwa alfa do kwatery g��wnej. Priorytet zero. Obiekt znikn�� w kwadracie delta osiem. Zgodnie z poleceniem Brytan zalecamy natychmiastowe poszukiwania obiektu. Odnale�� i kontynuowa� obserwacj�. Nast�pnie obaj siedzieli w ponurym milczeniu, oczekuj�c przybycia ekipy �ledczej. * * * Cherlawe chaty rezerwatu afryka�skiego w pobli�u Kongo dziwnym trafem wytrzymywa�y strugi tropikalnego deszczu, kt�ry rozmy� ju� wszystkie drogi dojazdowe i zamieni� okolice w bagno. Rezerwat by� utrzymywany przez Federacj� Afryka�sk� jako atrakcja turystyczna. Tak brzmia�a oficjalna wersja. W rzeczywisto�ci, w okolicznych lasach mo�na by�o spotka� wszelkiego rodzaju bandy odszczepie�c�w, kt�re odrzuca�y dobrodziejstwa cywilizacji technicznej i �y�y dok�adnie wed�ug zalece� ich dalekich przodk�w. Rz�d Federacji z sobie tylko wiadomych wzgl�d�w udawa�, �e nic o tym nie wie. Kongo III, bo tak nazywa�a si� ta zbieranina bambusowych budowli, le�a�o w samym sercu rezerwatu i sk�ada�o si� z czterdziestu o�miu chat zamieszka�ych g��wnie przez murzyn�w afryka�skich i hindus�w. Aktualnym szefem wioski, w wyniku czterodniowych walk na no�e, zosta� ponury murzyn, dwa metry dziewi�� wzrostu, o twarzy pooranej bliznami, kt�rych nigdy nie chcia� usun�� operacyjnie i d�oniach wielko�ci st�p s�onia, kt�re potrafi�y by� r�wnie delikatne, jak r�ce chirurga lub �ama� inne r�ce z niesamowit� precyzj�. Zawsze w dw�ch miejscach, co z czasem sta�o si� jego podpisem r�wnie wiarygodnym jak ka�dy inny. Na imi� mia� Han i nikt, nawet szef federalnej policji nie zna� jego nazwiska. W zale�no�ci od sytuacji potrafi� by� inteligentny i mi�y, lub g�upi i brutalny. Humory nachodzi�y go z r�n� cz�stotliwo�ci�, ale w czasie takiej pogody jak tego dnia, nikt nie odwa�y�by si� wej�� bez zaproszenia do jego chaty, stoj�cej dok�adnie w �rodku wioski. Pomieszczenie to by�o wyra�nie wi�ksze ni� pozosta�e budowle i posiada�o a� dwie izby, co stanowi�o wymowny wyr�nik w tych okolicach. Jedna izba s�u�y�a za jadalni�, sal� przyj�� i pok�j bawialny. Druga by�a sypialni� urz�dzon� ze starowschodnim przepychem. Ca�� powierzchni� zajmowa�o wielkie �o�e przykryte zawieszonym pod sufitem baldachimem w kolorze przezroczystego b��kitu. Przykryte by�o narzut� ze sk�r lamparcich lub raczej z ich imitacji, bo zwierz�ta te spotka� by�o r�wnie trudno, co samotnych turyst�w z innych kraj�w Federacji Ziemi. W tych okolicach nic nie by�o jednak pewne. Bia�e poduszki rozrzucone wzd�u� �cian mile kontrastowa�y z pozosta�ymi kolorami, ale trudno by�o m�wi� o jakim� szczeg�lnym wyrafinowaniu w smaku ich w�a�ciciela. Na ��ku le�a�a w niedba�ej pozie bia�a kobieta o kruczych w�osach rozrzuconych bezw�adnie za g�ow�, o pi�knych rysach, wyra�nie ska�onych perwersj� przebijaj�c� z jej zielonych oczu. Kobieta by�a wspaniale zbudowana. Musia�a mie� oko�o metra osiemdziesi�ciu wzrostu, cho� le��c wydawa�a si� ni�sza. Klasycznie d�ugie nogi przechodzi�y p�ynnie w biodra mog�ce niejednego m�czyzn� doprowadzi� do szale�stwa. P�aski brzuch lekko falowa� wprawiaj�c w dr�enie piersi r�wnie doskona�e co reszta cia�a. W przeciwie�stwie do innych wysokich kobiet, jej piersi by�y du�e, i pe�ne i mimo niedba�ej pozy ich w�a�cicielki prawie wcale si� nie odkszta�ci�y. To falowanie zosta�o wywo�ane przez r�wnie wspania�� mulatk�, kt�ra bezwstydnie kl�cz�c ty�em do wej�cia ofiarowa�a wchodz�cym widok swoich bioder i ud w pozie, kt�ra dawnych mieszka�c�w tych obszar�w doprowadza�a do sza�u po��dania. Jej usta zaj�te by�y ca�owaniem bia�ych ud partnerki. Smutna hinduska, o wiele ni�sza ni� obie pozosta�e kobiety, zadowala�a si� wodzeniem d�o�mi o niespotykanie d�ugich palcach po cia�ach obu kole�anek. Robi�a to jednak ze znawstwem �wiadcz�cym o doprowadzonej do rutyny wirtuozerii. �adna z kobiet nie wydawa�a z siebie �adnego d�wi�ku, jakby wszystkie by�y niemowami. Ta cisza czyni�a t� scen� w jaki� niewyt�umaczalny spos�b odart� z czegokolwiek ludzkiego, je�li nie liczy� trzech wspania�ych pow�ok cielesnych, kt�re bra�y w niej udzia�. Han wsta� nagle od sto�u, przy kt�rym dot�d siedzia� pij�c bimber p�dzony z okolicznych ro�lin i ruszy� w stron� sypialni, jak cz�owiek, kt�ry podj�� ci�k�, ale nieuchronn� decyzj�. Nawet alkohol nie zniszczy� kociej mi�kko�ci ruch�w nabytej w genach przodk�w. By�o w nim co� pi�knego i strasznego, co�, co kaza�o tym wszystkim strace�com tworz�cym jego lud ba� si� go i podziwia�. Stan�� na progu sypialni i przez chwil� kontemplowa� dziej�c� si� tam scenk�. Jego nagie cia�o zacz�o wkr�tce odpowiada� na ten widok, przed kt�rym musia� ulec ka�dy normalny samiec. A przecie� jego nienormalno�� by�a zupe�nie innej natury. Jeszcze chwil� wybiera� w milczeniu swoj� ofiar�, by wreszcie zdecydowa� si� na mulatk�. Nie zd��y� si� jednak zbli�y� do niej. W izbie nic si� w�a�ciwie nie zmieni�o. Tyle, �e mulatka wyprostowa�a si� i odwr�ci�a g�ow� w jego stron�, przygl�daj�c mu si� oboj�tnie. Hinduska nie przesta�a pie�ci� piersi swej bia�ej partnerki, kt�ra nie otworzy�a nawet oczu, jakby widzia�a wszystko nie patrz�c. Han natomiast pad� na kolana pod wp�ywem niewidzialnej si�y usi�uj�c krzykn�� co�, co s�dz�c po nienawi�ci bij�cej z jego oczu musia�o odnosi� si� do bia�ej kobiety. Mulatka natomiast wsta�a z r�wnie murzy�sk� gracj� i podesz�a do niego, jakby kierowana nies�yszalnym rozkazem. Delikatnie przywi�za�a obie d�onie do otwor�w w murze, kt�re uwi�zi�y m�czyzn� w pozycji kl�cz�cej. Spojrza�a pytaj�co na bia�� towarzyszk� i si�gn�a po ukryty pod jedn� z poduszek pejcz, kt�rym pocz�a smaga� murzyna z automatyczn� miarowo�ci�. Kiedy wreszcie Han zacz�� krzycze� przesta�a go bi� i rzuci�a niedbale pejcz na ��ko. Han zawis� bezw�adnie na uwi�zionych r�kach. Wygl�da� jak �ywa wizja murzy�skiego Jezusa. Mulatka natomiast powr�ci�a do poprzednio wykonywanej czynno�ci nie po�wi�caj�c mu ju� najmniejszej uwagi. Bia�a kobieta u�miechn�a si� przez zamkni�te powieki i delikatnie odda�a jej pieszczot� swoj� wypiel�gnowan� r�k�. Han ockn�� si� wreszcie z omdlenia i patrz�c z nienawi�ci� na le��ce przed nim kobiety wychrypia� z trudem przez obola�e wargi: - Zabij� ci�, Anno Bor. Kiedy� ci� wreszcie zabij�. Nie by�o w jego s�owach nienawi�ci. Wprost przeciwnie, wypowiedzia� swoj� gro�b� spokojnym tonem cz�owieka, kt�ry oznajmia rzecz dawno i nieodwo�alnie postanowion�. Ta niesamowicie rzeczowa gro�ba powinna przyprawi� jej adresata o czysty strach. W pokoju jednak nic si� nie zmieni�o. Jedyn� odpowiedzi� na jego s�owa by� g�o�ny j�k rozkoszy, kt�ry wyrwa� si� wreszcie z ust bia�ej kobiety pod wp�ywem dzia�a� jej partnerek. Tak si� przynajmniej mog�o wydawa�, patrz�c na wygi�te w spazmie cia�o. Anna Bor, cybernetyk i pilot V Wyprawy na Proxim�, od trzech lat na urlopie wypoczynkowym po powrocie na Ziemi�, nie raz ju� zaskakiwa�a wszystkich. Han nie by� pierwszym. Byli przed nim lepsi od niego i tacy, kt�rym to si� tylko wydawa�o. Niekt�rzy mieli si� o tym przekona� za p�no. Pilotom jednak uchodzi�o wiele. Niekt�rzy s�dzili, �e zbyt wiele i to stanowi�o jedn� z przyczyn pobytu Anny w tym zapad�ym zak�tku Afryki. B��d Hana polega� na tym, �e nie mia� o tym zielonego poj�cia. * * * Alfred Hildor sko�czy� roczny urlop po powrocie z Deneba. Z ch�ci� wylegiwa�by si� jeszcze w Australii, ale ostatnie informacje nadchodz�ce z Genewy by�y na tyle niepokoj�ce, �e zdecydowa� si� na powr�t. Kto� wyci�gn�� jego stare eksperymenty genetyczne sprzed stu osiemdziesi�ciu lat. W obecnej sytuacji politycznej na Ziemi trudno by�o s�dzi�, �e sta�o si� to przypadkiem. Ludzko�� potrzebowa�a silnych wra�e� i z braku wojny co jaki� czas kolejni prezydenci rzucali jej na po�arcie co bardziej kontrowersyjne jednostki. Dobrzy fachowcy od socjologii i psychologii masowej potrafili ci�gn�� takie sprawy do dziesi�ciu lat, utrzymuj�c mocno znudzone miliardy w ci�g�ym napi�ciu i podnieceniu. Fina�em by�a jaka� pokazowa egzekucja w wyniku kilkuletniego procesu. Hildor nie mia� najmniejszego zamiaru s�u�y� za lekarstwo dla mas. Prawd� m�wi�c, w ci�gu swego ponad dwustuletniego �ycia czasu ziemskiego, co odpowiada�o czterdziestu pi�ciu latom czasu biologicznego, ju� cztery razy pr�bowano wykorzysta� jego stare zainteresowania genetyk� w tym w�a�nie celu. Mia� wi�c przygotowane pewne metody zaradcze, kt�re mo�e niewiele mia�y wsp�lnego z legalno�ci�, ale za to jak dot�d gwarantowa�y niezawodny skutek. Posiadane przez niego informacje nie wykazywa�y niczego, co mog�oby uniemo�liwi� zastosowanie ich i tym razem. W tym celu musia� jednak dolecie� do Genewy i przejrze� pewne dokumenty oraz odby� kilka rozm�w. Kobieta imieniem Judith siedzia�a w niewygodnym fotelu stanowi�cym jeden z niewielu mebli tego skromnego mieszkania w slumsach genewskich. W rogu �wieci� si� niewyra�nie ekran telewizora, kt�rego w�a�cicielowi najwyra�niej brakowa�o pieni�dzy na wymian� zu�ytych podzespo��w. Na prostym, plastykowym stole wala�y si� w nie�adzie opakowania po �ywno�ci. Tapczan stoj�cy pod oknem sprawia� wra�enie, jakby nikt nigdy nie zada� sobie trudu sprz�tni�cia le��cej na nim po�cieli w kolorze ciemnobr�zowym, kt�ra niemile kontrastowa�a z jasnoniebiesk� wyk�adzin� pod�ogow� z niepalnego danexu, stanowi�c� w tego typu tanich blokach ponury standard. Kobieta trzyma�a w r�ku plastykowy pojemnik z alkoholem, z kt�rego wolno popija�a wpatruj�c si� bezwyrazowymi oczyma w g�uchy telewizor. Z s�siedniego pokoju wyszed� nagle niski, oty�y m�czyzna o wygl�dzie urz�dnika. Przygl�da� si� przez chwil� dziewczynie i ba�aganowi. Wreszcie podszed� do sto�u i zaczai sprz�ta�, mrucz�c pod nosem, ale na tyle g�o�no, �eby go us�ysza�a. - Mo�na by� c�rk� prezydenta i mimo wszystko posprz�ta� po sobie od czasu do czasu. My�lisz, �e nasze zadania ograniczaj� si� tylko do przygotowania zamach�w i odgrywania incognito roli luksusowej dziwki? - S�uchaj, Vlado - dziewczyna podnios�a g�ow� i z trudem st�umi�a w�ciek�o�� - kt�rego� pi�knego dnia tak to za�atwi�, �e ludzie starego sprz�tn� ci� i pies z kulaw� nog� nie zorientuje si�, �e wielki M�ciciel, szef Wolnych Gen�w, zgin�� jak szczur na pustej ulicy. - Sk�d znasz moje imi�? - m�czyzna przerwa� sprz�tanie i gro�nie przygl�da� si� dziewczynie. - My�lisz, �e dla c�rki prezydenta jest to za trudne zadanie? - My�l�, �e rzeczywi�cie mog�aby� mnie sprz�tn�� - zauwa�y� Vlado ju� spokojnym tonem. - Przypominam, �e za dwa lata tw�j tatu� ko�czy kadencj�... - Stary wie, jak wygrywa si� wybory. - Je�eli przegra, to zabij� ci� w�asnor�cznie. Judith patrzy�a na niego pogardliwie, wyzywaj�co rozchylaj�c nogi. - W�tpi�, czy b�dziesz w stanie. Vlado przez chwil� przypatrywa� si� jej w milczeniu. Wreszcie zmieni� temat. - Jak robota? - Ustali�am miejsca pobytu ca�ej trzydziestki. Z wyj�tkiem trzech, wszyscy na Ziemi. - Kogo nie ma? - Kir Jeni dowodzi Soko�em w rejsie �wiczebnym i wr�ci za rok. Bella Det jest jego pilotem, a Ewa Bonov siedzi na Marsie i prowadzi jakie� badania. Wraca na Ziemi� za cztery miesi�ce. - A pilocik? - Pet? - dziewczyna u�miechn�a si� lekcewa��co. - Pije. - Mia�a� si� nim zaj��, a tymczasem on ma ci� gdzie�. M�wi�em, �eby� nie laz�a mu od razu do ��ka. - A ty mia�e� za�atwi�, �eby nie deptali mi po pi�tach. Ju� czwarty raz musia�am gubi� facet�w z bezpieki. - Oni pilnuj� Peta, a nie ciebie. Ka�dy pilot po powrocie na Ziemi� jest pod czasow� obserwacj�. Prewencja przeciwko takim, jak my. - �atwo ci m�wi�. �ledzili mnie a nie ciebie. - Twoje zadanie to zdoby� zaufanie Peta. Nic wi�cej. Jak dot�d uda�o ci si� tylko z nim przespa�. - Mo�e mi wreszcie wyt�umaczysz, dlaczego mam podrywa� tego pijaka, a nie na przyk�ad Jeniego czy Ogaz�. Obaj s� starsi od niego i o ile wiem, Hildor bardziej si� z nimi liczy. - Po pierwsze, u �adnego z nich nie masz cienia szans. Po drugie, Pet z Ann� Bor s� ulubie�cami Hildora i mog� si� od niego dowiedzie� nawet tego, czego nigdy nie dowie si� taki Jeni. Jasne? - Mo�e �atwiej b�dzie zacz�� od tej Bor? To chyba lesbijka. - Jeste� o wiele za ma�o perwersyjna. No i za g�upia. Bor rozpracuje ci� w kilka godzin. Temu, jak go nazywasz, pijakowi, zajmie to kilka dni, je�eli zacznie ci� podejrzewa�. Staram si� nie nara�a� ci� za bardzo. Judith zrobi�a ruch, jakby chcia�a rzuci� w rozm�wc� pojemnikiem z alkoholem, ale w ostatniej chwili rozmy�li�a si�. Vlado nawet nie drgn��. - Anna Bor wyko�czy�a w swoim d�ugim �yciu wi�cej m�czyzn i kobiet, kt�rzy uwa�ali j� za g�upsz� od siebie ni� ty mia�a� kochank�w - doda� oboj�tnie, udaj�c �e nie dostrzega w�ciek�o�ci Judith. - Niby mam ci by� wdzi�czna? - zapyta�a jadowicie. - W�a�nie. - Jeste� wi�kszym skurwysynem ni� my�la�am. - Daj� ci jeszcze tydzie�. Potem mo�esz i�� puszcza� si� na ulicy, albo na przyj�ciach rz�dowych. Z nami nie znajdziesz kontaktu. Je�eli wykonasz zadanie, skontaktuj� si� z tob� przez ��cznika. Vlado strzepn�� resztki okruch�w ze sto�u, rozejrza� si� z niesmakiem po pomieszczeniu i bez s�owa wyszed�. Judith wzruszy�a lekcewa��co ramionami i wypi�a do dna zawarto�� pojemnika, kt�ry potem rzuci�a w k�t. * * * Alfred Hildor siedzia� w swoim tajnym laboratorium w dawnej Bazie Lot�w Za�ogowych na Florydzie. Mie�ci�o si� ono w opuszczonej cz�ci l�dowiska. Przed stu pi��dziesi�ciu laty zosta�o og�oszone stref� zaka�on� po pami�tnym starcie Wilka Gwiezdnego, kt�ry wyparowa� wraz z ca�� za�og� w trzeciej sekundzie lotu. Specjalna komisja zbada�a spraw�, nie dochodz�c do �adnych ustale�, poniewa� wraz ze statkiem wyparowa�a po�owa urz�dze� rejestruj�cych. Jako przyczyn� podano awari� reaktora, bo logicznie rzecz bior�c co� z�ego musia�o si� sta� ze stosem. �eby za� wypa�� konstruktywnie zakazano u�ywania tej cz�ci l�dowiska na czterysta lat. Hildor mia� w tych czasach pewne wp�ywy w Ministerstwie Lot�w Pozauk�adowych i mocno przyczyni� si� do ustalenia owego czterystuletniego okresu kwarantanny. W ci�gu czterech lat wybudowa� tu podziemne laboratorium, wykorzystuj�c cz�� instalacji startowych, a zw�aszcza star� sztolni� dojazdu awaryjnego, kt�ra po wypadku zosta�a uznana przez komisj� za nieodwracalnie ska�on�. Przeni�s� tu wi�kszo�� swoich urz�dze� oraz ca�y zapas materia�u genetycznego. Oficjalne laboratorium w Pary�u by�o zamkni�te od osiemdziesi�ciu lat, a zapasowe w Genewie pozostawa�o pod ci�g�� obserwacj� agent�w Borisova, kt�ry liczy�, �e w ten spos�b uda mu si� znale�� jakie� dowody winy Hildora. Przez ostatni tydzie� odbywa� rozmowy sonduj�ce z wszystkimi w�a�ciwie szefami pion�w Ministerstwa Lot�w Pozauk�adowych oraz z kilkoma odpowiedzialnymi lud�mi z Rz�du �wiatowego. Wynik tych rozm�w by� przera�aj�cy. Borisov zamierza� na serio wyko�czy� nie tylko jego, ale r�wnie� wszystkich mutant�w. Trzydzie�ci os�b. Od czas�w II Wojny Klon�w obowi�zywa� na Ziemi zakaz jakichkolwiek eksperyment�w genetycznych na ludziach. Pok�j Genewski z 3263 roku zawiera� na ten temat specjaln� klauzul�, gro��c kar� �mierci za jakiekolwiek do�wiadczenia genetyczne, a wszyscy prezydenci utworzonej wtedy Federacji Pa�stw Ziemi zawsze starannie przestrzegali tego niebezpiecznego jak antymateria punktu. Nie znaczy to wcale, �e problem mutant�w zosta� raz na zawsze zlikwidowany. Przeciwnie, �rednio co czterdzie�ci trzy lata nast�powa�a seria urodze� zmutowanych dzieci. To by�o nie do unikni�cia w sytuacji, kiedy przez pi�tna�cie wiek�w, �rednio co sto dwadzie�cia pi�� lat, �wiat znajdowa� si� w stanie wojny. Ostatnie pi�� wiek�w drugiego tysi�clecia, znanych jako wieki ciemno�ci, stanowi�o za kr�tki okres na oczyszczenie rasy z nalecia�o�ci poprzednich wojen atomowych. Katastrofa Ekologiczna z 2995 roku i Apel Genetyk�w o Wolne Geny z 3001 roku wraz z nast�puj�cymi potem klonowaniami na wielk� skal�, wywo�a�y odwrotny skutek w sferze psychicznej. Powsta� podzia� na ludzi prawdziwych i na mutant�w. To musia�o doprowadzi� do star�. Od trzech wiek�w udawa�o si� jednak uchroni� ludzi od wojen. Dzia�o si� to kosztem kilku wybitnych, acz kontrowersyjnych jednostek po�wi�canych t�umom raz na kilkadziesi�t lat. Tym razem Borisov poszed� na ca�o��. Pi�tna�cie lat temu powsta�a po raz trzeci organizacja Wolne Geny. M�wi�o si� otwarcie, �e prezydent �yczliwie przymyka oko na t� jedyn� podziemn� organizacj� na Ziemi. Powag� sytuacji wzmaga� fakt, �e by�a to pierwsza pr�ba odrodzenia tego tworu od 3445 roku. Wolne Geny powsta�y w 3270 roku po II Wojnie Klon�w jako obywatelski ruch kontroli naukowc�w, dokonuj�cych wci�� potajemnych klonowa�. W 3302 roku rozbito t� organizacj� ostatecznie, nie mog�c d�u�ej tolerowa� okrucie�stwa jej wyrok�w. Poza tym problem przesta� w�a�ciwie istnie�. Jej nag�e odrodzenie musia�o nast�pi� za cichym b�ogos�awie�stwem Borisova. W pokoju, w kt�rym siedzia� Hildor cicho zad�wi�cza� dzwonek. Profesor spojrza� przelotnie na kilka wska�nik�w i nie podnosz�c si� mrukn�� w pustk�: - Wejd�, wejd�. Do pokoju wszed� Admira� Sonorov, by�y pilot i dow�dca floty. Obecnie Szef Dzia�u Lot�w Za�ogowych Si� Zbrojnych Uk�adu. Cz�owiek, kt�ry przed dwustu czterdziestu laty osobi�cie skontaktowa� go z prezydentem Howardem w sprawie rozpocz�cia tajnych bada� nad stworzeniem specjalnych ludzi, przeznaczonych od pierwszych dni klonowania do lot�w kosmicznych. Sonorov by� ostatnim z �yj�cych, opr�cz Hildora i jego trzydziestu dzieci, kt�rzy wiedzieli o tym projekcie. By�a to jedyna osoba, na kt�rej Hildor polega� bez skomplikowanych zabieg�w hipnotycznych. Sonorov trzyma� si� dobrze, mimo �e od dwudziestu lat nie lata�. Siwe w�osy nadawa�y jego twarzy senatorski wygl�d, ale na jego stanowisko takie prze�ytki nie uchodzi�y za ekstrawagancj�, nawet w dobie powszechnego dost�pu do salon�w regeneracyjnych. Cia�o zachowa�o jeszcze spr�ysto�� m�odo�ci, ale to by�a cecha wsp�lna wszystkim wojskowym. - Jest o wiele gorzej ni� s�dzi�em - zacz�� na wst�pie, sadowi�c si� naprzeciw Hildora na fotelu. - Ca�a trzydziestka jest pod obserwacj� opr�cz Bor, kt�ra siedzi w rezerwacie Afryka�skim. - Borisov? - Nie. Ci wariaci od Wolnych Gen�w. M�ciciel. Tak si� nazywa ich szef. - Pretensjonalnie - zauwa�y� Hildor, krzywi�c si� z niesmakiem. - W ci�gu tygodnia powiem ci o nim co� wi�cej. Musz� by� ostro�ny. Samo pytanie o Wolne Geny wprowadza we w�ciek�o�� naszego przyjaciela Boko. - Szef Wydzia�u Specjalnego powinien przecie� co� o tym wiedzie�. - Alfred Boko jest najbardziej zaufanym cz�owiekiem Borisova i nie zrobi niczego, co mog�oby si� nie spodoba� prezydentowi. - Video na razie milczy. To znaczy, �e nie szykuj� si� do generalnej rozprawy w najbli�szym czasie. - Czego si� dowiedzia�e� od swoich ludzi? - Cz�� zosta�a usuni�ta ze swoich stanowisk w ci�gu ostatnich pi�ciu lat. - Kto� zdradzi�? - Raczej nie. Po prostu zanalizowano spos�b mojej obrony przed poprzednimi atakami. Kto� inteligentny odkry�, �e pewni ludzie, kt�rzy pozornie nie maj� ze mn� nic wsp�lnego nagle zaczynaj� mi pomaga�. Da� to na komputer i ekstrapolowa� na dzisiejsz� hierarchi�. Zosta�o mi jeszcze oko�o dwudziestu ludzi, kt�rych i tak mog� ruszy� dopiero w ostateczno�ci. - Hildor wzruszy� z rezygnacj� ramionami i si�gn�� do biurka wyjmuj�c butelk� i kieliszki. - Zapomnia�em na �mier� - u�miechn�� si� przepraszaj�co. - Nerwy. Prawdziwa brandy. Jeszcze z czas�w nielegalnych bimbrowni - wyja�ni� nalewaj�c ostro�nie dwa ma�e kieliszki. - Stary zbere�nik - u�miechn�� si� Sonorov w�chaj�c z lubo�ci� bukiet - wieki nie pi�em czego� takiego. Te syntetyki nie przechodz� mi przez gard�o. Jak ty to przechowujesz? - Tajemnica. Hildor wzni�s� sw�j kieliszek do g�ry. - Za pomy�lno��! - Za szcz�cie - odpar� Sonorov na�laduj�c gest tamtego. - B�dziesz go bardziej potrzebowa�. Przez chwil� ka�dy z nich delektowa� si� trunkiem. - Skontaktowa�e� si� z dzieciakami? - zapyta� wreszcie Sonorov. - Dzieciaki?! Mog�yby ciebie i mnie nauczy� ju� wielu rzeczy. - Hm. Pami�tam, jak wyjmowa�e� je z inkubator�w. - Stare czasy. Howard mia� jednak troch� racji. - Teraz rz�dzi Borisov. Za dwa lata b�dzie mia� wybory na g�owie. - Dlatego s�dz�, �e przez najbli�szy rok nas nie ruszy. Zacznie tu� przed kampani� wyborcz�. - Chyba, �e go sprowokujemy. - Przez ostatni tydzie� dowiadywa�em si� na wszystkie strony, co mo�e nam grozi�. Zasi�ga�em opinii ekspert�w od psychologii masowej. Odpowied� jest jedna: proces i wyrok. W tej sytuacji musi zacz�� ca�� spraw� jako cz�� kampanii wyborczej. - Chyba, �e go sprowokujemy - powt�rzy� Sonorov. - O czym my�lisz? - Za rok stocznie Saturna opuszcza Feniks. Prototypowa jednostka typu dziewi�� dziewi�tek po zerze. Najszybszy z ca�ej floty. Trzeba go b�dzie wys�a� w jaki� d�u�szy rejs dla wytestowania. - Tu chodzi o trzydzie�ci os�b - przypomnia� Hildor w�chaj�c z lubo�ci� bukiet ulatuj�cy z kieliszka. - Proponuj� powt�rzy� - doda� si�gaj�c po butelk�. - Feniks mo�e pomie�ci� za�og� stuosobow� - wyja�ni� Sonorov podaj�c przyjacielowi kieliszek do nape�nienia. Zabiera r�wnie� cztery rakiety patrolowe i ma zasi�g teoretyczny do tysi�ca parsek�w. W praktyce oczywi�cie mo�e dolecie� co najwy�ej na jakie� trzysta parsek�w z jedn� za�og�, ale tobie to powinno wystarczy�. - W chwili kiedy przedstawisz wniosek o sk�ad za�ogi b�dziesz sko�czony. - Trzeba to dok�adnie przemy�le�. W sprzyjaj�cej sytuacji mo�e mnie czeka� awans. Je�eli przedstawi� to jako najlepszy spos�b na pozbycie si� problemu mutant�w i jednnocze�nie na wykorzystanie ich dla potrzeb Borisova, to mo�ecie nawet uzyska� daleko id�c� pomoc ze strony tak zwanych czynnik�w. - Borisov musia�by dosta� pewniaka wyborczego. Kollombo nie zrezygnuje z kandydowania tylko dlatego, �e Borisov go o to poprosi. Mo�na by spr�bowa� porozmawia� z nim, jako ze znanym kandydatem na prezydenta, ale jego wp�ywy s� jeszcze zbyt ma�e. Sam by si� rzuci� na nasz proces. - Sebastian Kollombo nie jest gro�nym przeciwnikiem dla prezydenta. Prawdziwym kandydatem b�dzie Billy Oconnor. - Wiceprezydent? - To wiem na pewno. Borisov podejrzewa go zreszt�, ale nie ma �adnych dowod�w. Poza tym nie bardzo mo�e przeskoczy� Parlament, w kt�rym Oconnor ma du�e poparcie. - W takim razie mo�e uda�oby si� podsun�� mu my�l o procesie? Sonorov przez chwil� delektowa� si� bukietem s�czonego trunku, zastanawiaj�c si� nad propozycj� swojego przyjaciela. - Wtedy Borisov zostanie zmuszony opowiedzie� si� po jego stronie lub zacz�� z nim otwart� walk� - stwierdzi� z uznaniem - cho� nie jest wykluczone, �e jednak si� dogadaj�. Wtedy mo�e si� okaza�, �e obaj byli�my za cwani. - Oconnor rzuci si� na ten proces z zamkni�tymi oczyma. Bez wzgl�du na zwolennik�w w Parlamencie potrzebne s� g�osy wyborc�w, a nie pos��w. Musi sta� si� popularny. - Borisov zawsze b�dzie m�g� go wykluczy� z tej sprawy. Alfred Boko z przyjemno�ci� wyka�e po raz kolejny, �e mo�na na nim polega�. - Ile os�b dzisiaj naprawd� wie, czym s� dzieciaki? My dwaj. Mo�e Borisov? Na pewno nie wie wszystkiego. Oconnor mo�e co najwy�ej podejrzewa�, �e co� si� szykuje. Z pewno�ci� s�ysza� ju� o tych wariatach z Wolnych Gen�w, ale w�tpi�, �eby kojarzy� kogo� jeszcze opr�cz mnie. - Borisova nie interesuj� szczeg�y. Chce tylko zachowa� fotel. - Kt�rego nie zachowa, je�eli Oconnor pierwszy wyst�pi z procesem przeciwko nam. Wtedy Borisov b�dzie musia� zrobi� wszystko, �eby nie dopu�ci� do procesu. Ja mu zaoferuj� pomoc mutant�w. �aden prezydent nie mia� jeszcze takich poplecznik�w. - Trzeba wi�c sprowokowa� Oconnora do dzia�ania. - M�wi�em ci, �e zosta�o mi jeszcze oko�o dwudziestu ludzi, kt�rych mog� wykorzysta�. Jeden z nich wyst�pi jako nasz wr�g. * * * Wiceprezydent Oconnor pogr��ony by� w zadumie. Siedz�cy naprzeciw niego Hans Vir - szef departamentu ochrony rz�du - pali� w milczeniu narkotyzowanego papierosa oczekuj�c a� jego szef i przyjaciel przetrawi otrzymane informacje. - Jakie masz dowody? - zapyta� wreszcie Oconnor. - Z twoich akt nie wynika, �eby Borisov macza� w tym palce. Wolne Geny dzia�aj� od lat i jak dot�d nikt nie traktuje ich powa�nie. To, �e �ledz� jakiego� pilota, kt�ry niedawno powr�ci� na Ziemi� o niczym jeszcze nie �wiadczy. - Po pierwsze, pilotem jest nie kto inny jak Peter Hol. Najm�odszy z mutant�w Hildora. Po drugie, poleci�em przynie�� sobie hologramy wszystkich znanych aktywist�w tej organizacji i cz�owieka, kt�ry �ledzi Hola. To dziewczyna. Zielona teczka, zdj�cie numer trzy zero dwa jeden. Radz� na nie spojrze�. Oconnor bez s�owa si�gn�� po wskazany dokument. - No i co z tego. Dziewczyna jak... - Przerwa� nagle, przypatruj�c si� uwa�nie zdj�ciu - Bo�e! - szepn�� z niedowierzaniem. - To autentyk - zapewni� go Vir. - W organizacji nosi pseudonim Judith z Genewy. - Alicja - Oconnor wci�� nie by� przekonany - Borisov nigdy by na to nie pozwoli�. �ledzi ka�dy jej ruch. - Mi�dzy innymi dlatego twierdz�, �e Wolne Geny powsta�y za jego cichym przyzwoleniem i �e ma zamiar wykorzysta� je przeciw mutantom Hildora. Inaczej nigdy nie dopu�ci�by do tego, �eby jego c�rka zosta�a zamieszana w t� histori�. - To jednak straszny skurwysyn - stwierdzi� Oconnor z mieszanin� uznania i dezaprobaty. - Wykorzystywa� w�asn� c�rk�... - Zadanie jest niebezpieczne. Piloci z regu�y nie patyczkuj� si� z lud�mi, kt�rzy im nadepn� na odcisk. Mutanci znani s� ze szczeg�lnej bezwzgl�dno�ci. Na dodatek robi� to tak, �e nigdy niczego nie uda�o si� im udowodni�. W tym wypadku Alicj� kto� wyra�nie os�ania. Hol jest najmniej gro�ny z ca�ej trzydziestki. Zabija tylko w razie absolutnej konieczno�ci. Poza tym jest na tyle pr�ny, �e do g�owy mu nie przyjdzie, �e dziewczyna nie leci na niego, tylko wykonuje czyje� polecenie. - Masz informacje na temat tego M�ciciela, kt�ry nimi kieruje? - Prawie �adnych. Brak danych w Centralnym Spisie. Nazwisko sfa�szowane. Numer identyfikacyjny nale�y do zmar�ego przed pi�tnastu laty in�yniera g�rnictwa. Poniewa� nigdy nie odnaleziono cia�a, w ewidencji pozostawiono jego numer i przys�uguj� mu wci�� wszystkie uprawnienia. Staram si� sprawdzi� to do ko�ca, ale Boko szaleje na sam d�wi�k nazwy Wolne Geny. To te� jest jaki� dow�d. - Skoro �yje, to musi by� gdzie� zarejestrowany. Nie wmawiaj mi, �e nie potrafisz tego sprawdzi�. - Potrafi�, ale musz� to zrobi� tak, �eby Boko nigdy si� o tym nie dowiedzia�. Podejrzewam, �e to kt�ry� z jego agent�w, ale nie mog� oficjalnie wyst�pi� o wgl�d w dokumenty osobowe Wydzia�u Specjalnego. To domena prezydenta. - Mo�esz sprawdzi�, jakie informacje wymazywano z Centralnego Rejestru w ci�gu ostatnich czterdziestu lat. Kopie s� w tajnym sekretariacie Prezydentury. Dam ci polecenie s�u�bowe. - Wola�bym mniej oficjaln� drog�. - Udost�pni� ci wi�c sw�j gabinet jutro w czasie bankietu u burmistrza Genewy. Moja konsola ma priorytet zero. - A je�eli kto� mnie tam zaskoczy? - Chyba potrafisz to zaaran�owa�... Vir skin�� w milczeniu g�ow� i pochyli� si�, �eby zgasi� papierosa. Twarz mia� zamy�lon�. - Skoro ju� b�d� si� grzeba� w dokumentach Prezydentury, to mo�e sprawdzi� jeszcze Alicj�? Z pewno�ci� r�wnie� ma sfa�szowane papiery... - To idiotka z przekonaniami. My�l�, �e warto mie� co�, co nap�dzi jej stracha - zgodzi� si� Oconnor. - Chcia�bym, �eby� najdalej za dwa miesi�ce dysponowa� pe�nym materia�em M�ciciela przeciwko mutantom. Je�eli mamy im zrobi� proces stulecia, to trzeba si� do tego przygotowa� odpowiednio wcze�niej. * * * Noc tropikalna w lecie jest parna i pozbawiona tlenu. Jedynie gor�cy wiatr owiewaj�cy spocone cia�a przynosi odrobin� ulgi. Ale to zd��a si� niezbyt cz�sto. Kongo III pogr��one by�o we �nie. Ponure bambusowe chaty przypomina�y swoim wygl�dem staro�ytne kurhany strzeg�ce spokoju m�nych wojownik�w. By�o to jednak z�udzenie w tej osadzie nieudacznik�w. Cisza przerywana dot�d �wiergotem cykad zosta�a zm�cona �wistem silnik�w bojowego stratu. Pojazd osiad� na �rodku placu centralnego i natychmiast wystrzeli� pierwsze flary zamieniaj�ce noc w o�lepiaj�cy dzie�. Od tej chwili flary mia�y by� wystrzeliwane przez automat r�wno co cztery sekundy. Z pojazdu wyskoczy�a grupa Komandos�w Si� Zbrojnych Uk�adu i podczas gdy jej mniejsza cz�� zajmowa�a pozycje obronne wok� pojazdu, reszta skierowa�a si� do najbli�szej chaty. �o�nierze w skafandrach pok�adowych otoczyli j� i w sz�stej sekundzie po wyl�dowaniu ich dow�dca wkroczy� do �rodka za trzema lud�mi, kt�rzy go ubezpieczali. W �wietle latarek dostrzegli ledwo przebudzone dwie pary le��ce na matach zast�puj�cych im ��ka. Krzywi�c si� z powodu unosz�cego si� w powietrzu zapachu potu i gnij�cego jedzenia dow�dca skierowa� latark� na twarz jednego z m�czyzn. Nieogolony mulat mru�y� oczy pod wp�ywem o�lepiaj�cego �wiat�a, ale bynajmniej nie sprawia� wra�enia przera�onego. - Szukamy bia�ej dziewczyny o imieniu Anna, kt�ra mieszka tu z facetem o imieniu Han, zwanym r�wnie� Han R�czka. Gdzie oni mieszkaj�? - Odwalcie si� - mrukn�� mulat pluj�c w k�t flegm�. - Rezerwat jest pod ochron� Federacji i �aden komandos nie b�dzie nam m�wi�, co mamy robi�. - Masz trzy sekundy na odpowied� - zauwa�y� spokojnie dow�dca, wycelowywuj�c sw�j pistolet w stron� m�czyzny. - Odwalcie si�! - powt�rzy� mulat z wyra�nym znudzeniem w g�osie. Dow�dca doliczy� spokojnie do trzech i strzeli� m�czy�nie w g�ow�. Mulat wydawa� si� patrze� na niego z niedowierzaniem, ale by�o to tylko z�udzenie wywo�ane gr� �wiate� latarek, o czym ka�dego mog�a �atwo przekona� okr�g�a dziura mi�dzy oczyma. �o�nierz wykona� swoj� gro�b� sumiennie i bez nienawi�ci. M�czyzna zacz�� opada� na mat� w ramiona swojej niedawnej partnerki, kt�ra dopiero teraz zdawa�a si� zrozumie�, co zasz�o. �wiat�o latarki spocz�o na jej twarzy o czarnej, pomarszczonej sk�rze i podkr��onych oczach. Nikt z obecnych w chacie nie krzycza�. - Gdzie oni mieszkaj�? - powt�rzy� �o�nierz tym samym spokojnym g�osem. Na przeciwko. Najwi�ksza chata - wyszepta�a kobieta, kt�rej cera przybra�a teraz szary kolor. �o�nierze b�yskawicznie opu�cili chat� i biegiem skoczyli we wskazanym kierunku. Operacja powt�rzy�a si� z t� r�nic�, �e w drzwiach sta� ogromny murzyn z karabinem w r�ku. - Spr�buje �e mnie dosta�, skurwysyny - krzycza� z nienawi�ci�. Patrol b�yskawicznie rzuci� si� na ziemie, bior�c na muszki przeciwnika. - Nie strzela�! - pad�a komenda. - Odejd�! - krzykn�� dow�dca - szukamy Anny. Do ciebie nic nie mamy. M�czyzna nie s�uchaj�c go podni�s� karabin do ramienia, sk�adaj�c si� do strza�u. Nagle przerwa� swoj� czynno�� i run�� na kolana wypuszczaj�c z r�k bro�. - Nie strzela�! - krzykn�� dow�dca, skacz�c do przodu. W �lad za nim pobieg�o czterech ludzi. Reszta ich os�ania�a. W progu stan�li na chwil�, przygl�daj�c si� cia�u. Murzyn by� nietkni�ty, wygl�da� na sparali�owanego. Tylko w oczach czai�a si� nieludzka nienawi��. - Pilnuj go! - rozkaza� dow�dca jednemu z �o�nierzy i sam wszed� z pozosta�ymi do �rodka. Wn�trze chaty wyra�nie go zaskoczy�o. Jeszcze bardziej zaskoczy� go widok nagiej dziewczyny stoj�cej bez ruchu w ponurym salonie tego pomieszczenia. Bezwstydno�� jej nago�ci na chwil� go zmiesza�a, zaraz jednak si� opanowa� i ruchem lufy poleci� �o�nierzom sprawdzenie s�siedniego pomieszczenia. - Anna Bor? - Czego szukasz �o�nierzyku? - Masz natychmiast stawi� si� w Centrum Lot�w Za�ogowych. Og�oszono Alarm Systemowy - odpar� kr�tko, rzuciwszy wcze�niej okiem na mini zdj�cie wyci�gni�te z kieszeni. Alarm Systemowy oznacza� zagro�enie Systemu S�onecznego. Personel lataj�cy zobowi�zany by� stawi� si� natychmiast na swoich stanowiskach s�u�bowych. Bez wzgl�du na to gdzie i z kim si� znajdowa�. Anna bez s�owa zabra�a tunik� le��c� w sypialni i ubieraj�c si� w ni� po drodze bieg�a z �o�nierzami. Oddzia� nawet teraz posuwa� si� w szyku bojowym, starannie os�aniaj�c Ann�, kt�r� mieli dostarczy� bez wzgl�du na straty w�asne. Piloci kosztowali zbyt drogo, �eby ryzykowa� ich �mier� w bezu�ytecznych starciach na Ziemi. Ich zadaniem by�o zgin�� w kosmosie. Po to w�a�nie wydawano miliony na ich ci�g�e szkolenie. W zamieszaniu stracono na chwil� z oczu murzyna, kt�ry na pocz�tku nie chcia� ich wpu�ci� do chaty. Wykorzystuj�c fakt, �e uwaga �o�nierzy skupi�a si� na doprowadzeniu Anny do statku, skoczy� po odtr�cony wcze�niej na bok karabin i mi�kko w locie z�o�y� si� do strza�u. Mia� minimaln� szans�, �eby trafi� Ann� z odleg�o�ci czterdziestu metr�w w g�ow� - jedyny fragment jej osoby pojawiaj�cy si� czasami mi�dzy mundurami. Noc by�a jednak jego sprzymierze�cem. Zapomnia� jedynie o �o�nierzach ochrony stratu. Kt�ry� z nich zauwa�y� niebezpiecze�stwo i strzeli� seri� - raczej na wyczucie ni� �wiadomie celuj�c. Chcia� przede wszystkim zwr�ci� uwag� swoich koleg�w na niebezpiecze�stwo. Murzyn nie da� si� zastraszy� t� dywersj� i mimo wszystko strzela, ale pod�wiadomie drgn�a mu jednak r�ka. Pocisk przeszed� mi�dzy �o�nierzami rani�c jednego z nich w nog�. Anna by�a ju� jednak uprzedzona. Zupe�nie niepotrzebnie. Trzech komandos�w porwa�o j� do przodu, podczas gdy reszta odwr�ci�a si�, tworz�c �ywy mur strzelaj�cy ci�g�ymi seriami z laser�w bojowych. Natychmiast przy��czy� si� do nich laser stratu. Chata wraz z murzynem zamieni�a si� w p�on�cy stos. Ponad narastaj�cy tumult krzyk�w przedar� si� g�os m�wi�cy przez g�o�nik stratu. - Nie rusza� si�! Ka�dy ruch karany b�dzie �mierci�. Anna niesiona przez �o�nierzy odwr�ci�a g�ow� w kierunku p�on�cej chaty. Z jej kamiennej twarzy niczego nie mo�na by�o wyczyta�. Jedynie w oczach zab�ys�o co� na kszta�t uznania i podziwu. Trudno to by�o jednak dostrzec w tym zamieszaniu. W czasie drogi nie zadawa�a �adnych pyta�. Oficer dowodz�cy akcj� mia� rozkaz dostarczy� j� �yw� na kosmodrom i nic poza tym. * * * Pet siedzia� na stanowisku dowodzenia Soko�a - �redniej wielko�ci statku zwiadowczego - monotonnym g�osem powtarzaj�c procedur� startow�. Czekali na drugiego pilota, kt�ry mia� zjawi� si� lada moment. Wie�a nie interesowa�a si� zreszt� zbytnio jego statkiem, zaj�ta odprawianiem pozosta�ych jednostek Floty. Wszystko, co by�o w stanie wej�� na orbit� startowa�o w tej chwili z Ziemi. Telewizja od godziny przerwa�a nadawanie normalnego programu relacjonuj�c wydarzenia na kosmodromie. Za dwie godziny prezydent mia� wyg�osi� przem�wienie. Na jednym z ekran�w zewn�trznych, pokazuj�cych p�yt� dojazdow� kosmodromu dostrzeg� wojskowy strat l�duj�cy z wyra�nym brakiem zapasu pr�dko�ci. - Idiota - skomentowa� cicho ten wyczyn. Czu� si� podle. Komandosi przerwali mu milutkie spotkanie w Jaskini z Judith, z kt�r� od kilku miesi�cy przyja�ni� si� bardziej ni� z innymi dziewczynami. Mia� kaca i nie powinien siada� do �adnego statku. - Meldunek do dow�dcy - zabrzmia�o w g�o�nikach bez �adnego ostrze�enia, wywo�uj�c w jego g�owie niesamowite wra�enie ataku bombowego. - Kapitan Pet Hol. Meldowa� - odpar� chrapliwie. - Porucznik Logan melduje dostarczenie pilota Anny Bor. - Dzi�kuj� poruczniku - odpar� ju� prawie normalnym g�osem. Obecno�� Anny, kt�ra od kilku lat by�a na urlopie i o kt�rej chodzi�y s�uchy, �e si� wypi�a na wszystkich �wiadczy�a, �e kto� na wysokim szczeblu traktowa� te manewry nadzwyczaj powa�nie. Tylko raz dot�d zdarzy�o si�, �eby dw�ch mutant�w umieszczono na jednym statku. Pet mimo wszystko nie wierzy� w zbiegi okoliczno�ci. W tej samej chwili wbieg�a Anna w czerwonej tunice ledwo spi�tej w pasie. Ubi�r ten wyra�nie kontrastowa� z granatowymi kombinezonami reszty za�ogi. - Pilot Bor - burkn�� z�y na Ann� i na reszt� za�ogi, kt�rej siedmioosobowa cz�� siedzia�a przed nim przy r�nych stanowiskach. - Czekam na meldunek. - Pilot Anna Bor melduje przybycie na Soko�a - us�ysza� g�os, w kt�rym wyra�nie przebija�a kpina. Jednocze�nie w jego g�owie zabrzmia�a dalsza cz�� wypowiedzi, przeznaczona ju� tylko dla niego, telepatyczna. - Cze��, alkoholiku. Tobie te� nie dali si� wy�y� do ko�ca? - Zajmijcie swoje stanowisko i przygotujcie Soko�a do startu - poleci� g�o�no. - Zamknij si�. Mam kaca - doda� w my�lach. - Powiadomcie wie�� o gotowo�ci do startu za... - zawiesi� g�os wpatruj�c si� pytaj�co w Ann�, kt�ra gor�czkowo przegl�da�a wskazania r�nych wska�nik�w. - Za dwie minuty - burkn�a nie odwracaj�c g�owy. S�yszeli�cie? - stwierdzi� Pet i ponownie si� skrzywi�. Odda�by wiele za odrobin� koniaku. Poza tym Judith wyko�czy�a go fizycznie. Mia� wra�enie, �e ta dziewczyna nigdy nie ma dosy�. Czy to chodzi�o o mi�o��, czy o alkohol, czy o cokolwiek innego. - Wie�a do Soko�a. Zaczynam odliczanie. Start na zero. Kierunek Baza Za�ogowa Mars II. Ci�g awaryjny. Parametry przekaza�em do komputera nawigacyjnego. Stan pogotowia trzeciego stopnia. He�m�w mo�ecie nie zak�ada�. W g�o�nikach szumia� monotonnie g�os odliczaj�cego, a na pok�adzie wszyscy sposobili si� do kilku minut przykrego przeci��enia. Jedynie Anna do ostatniej chwili zaj�ta by�a kontrolowaniem r�nych wska�nik�w. Od czasu do czasu sprawdza�a co� przez intercom w r�nych dzia�ach Soko�a. Jednostka by�a niewielka, zaledwie siedemdziesi�t metr�w d�ugo�ci, ale z uwagi na swoje przeznaczenie mia�a liczn� za�og�, sk�adaj�c� si� z dwudziestu jeden os�b. Wystartowali zbyt szybko. Anna wyra�nie nie by�a w formie. Kiedy tylko weszli na kurs bojowy Pet zarz�dzi� wzmocnion� obsad� mostka i poszed� do swojej kabiny. Musia� si� wyspa�. Gdyby cokolwiek zaatakowa�o ich na powa�nie, to i tak Flota nie mia�aby czasu na sformowanie si�. Zd��y� w�a�nie u�o�y� si� wygodnie na koi i za�y� podw�jn� aspiryn�, kiedy kto� zapuka� do drzwi i nie czekaj�c na zezwolenie wszed� do �rodka. We framudze zamigota�a czerwona tunika Anny. - O co chodzi? - zapyta�a bez wst�p�w, sadowi�c si� wygodnie na jego koi. - Odczep si�! Mam kaca i chce mi si� spa�. Nic nie wiem. Wyrwali mnie z ��ka. - Pet ostentacyjnie odwr�ci� si� twarz� do �ciany, udaj�c �e nie widzi Anny. - Przebierz si� wreszcie w mundur - mrukn��, uznaj�c rozmow� za zako�czon�. - Jutro b�dziemy na Marsie - Anna udawa�a, �e nie dostrzega zachowania Peta. - W ca�ej historii Floty taki alarm og�oszono dopiero trzy razy. Zawsze kto� mia� wcze�niej jakie� przecieki na ten temat. Tym razem zosta�am zaskoczona. Komando wyrwa�o mnie z domu, spali�o chat� i zamordowa�o czworo ludzi. - Kobieto - Pet podni�s� si� i opar� na �okciu, patrz�c na ni� zm�czonymi, przekrwionymi oczyma. - Boli mnie g�owa, mam kaca i ka�dy inny opr�cz ciebie ju� dawno wyszed�by st�d na kopach. Wiem, �e co� jest nie tak, ale nie ��daj ode mnie, �ebym b�yszcza� intelektem. Za bardzo chce mi si� spa�. Porozmawiamy jutro. Przypadkiem wiem, �e Bonov i Hildor ju� s� na Marsie. Pomy�l nad tym przed snem. Po tym wyczerpuj�cym monologu zwali� si� bezw�adnie na koj� i zanim Anna zd��y�a cokolwiek odpowiedzie� ju� spa�. Przez chwil� przygl�da�a mu si� z niepokojem, po czym delikatnie wsta�a i wysz�a. Pet nie by� tym samym cz�owiekiem co przed kilku laty. Nie chodzi�o nawet o alkohol. Zna�a go zbyt dobrze, �eby nie dostrzec lekko przybrudzonego kombinezonu, niedbale przypi�tych dystynkcji, brudnych w�os�w i wielu innych szczeg�lik�w, kt�re zdradza�y, �e kapitanowi Holowi wszystko wisi. Wolno dosz�a do swojej kabiny i d�ugo przygl�da�a si� sobie w lustrze. Zobaczy�a wysok�, kruczow�os� kobiet� oko�o trzydziestki, o twarzy naznaczonej per - wersj�. W jej oczach b�yszcza�o co�, co musia�o wzbudza� respekt i strach. Rozpi�a tunik�, zsun�a j� i przez chwil� trzyma�a w r�kach przygl�daj�c si� jej bezmy�lnie. Wreszcie cisn�a j� niedbale na koj�. Spojrza�a raz jeszcze na swoje doskonale kszta�tne odbicie w lustrze. Tym razem jej humor nie polepszy� si�. By�a pi�kna i co z tego? Stoj�c pod prysznicem, w strugach letniej wody zrozumia�a, �e wszyscy mutanci musieli prze�ywa� to samo co ona i Pet. Byli o krok od zniszczenia psychicznego i moralnego. Poczu�a nienawi�� do Hildora. Za to, �e j� stworzy� tak doskona�� i nieludzk�. Nie tylko, �e byli bia�ymi w �wiecie mulat�w, ale na dodatek uosabiali sob� wyobra�enia o bia�ym bogu - doskona�ym wzorze pi�kno�ci i pot�gi. Mogli wiele, jako piloci. Jako jedyni na Ziemi telepaci byli najbardziej samotnymi stworzeniami wszech�wiata. Dlatego w pewnym momencie zacz�li si� prawie nienawidzie�. Nie mogli przebywa� razem z wielu powod�w. Przede wszystkim z uwagi na podejrzliwo�� ludzi. I zwyk�� zawi��. Osobno mogli mie� ka�dego m�czyzn� i kobiet� na Ziemi. W grupie stanowili tylko band� konspiruj�cych mutant�w. W�a�nie dlatego ka�de z nich w pewnym momencie zacz�o szuka� ucieczki od prawdy o sobie. Anna wy��czy�a wod� i mokra po�o�y�a si� na koi. Pijany Pet mia� mimo wszystko racj�. Nale�a�o si� wyspa� i rano przemy�le� wszystko na �wie�o. Co� si� dzia�o. Pod�wiadomie czu�a, �e ma to zwi�zek z nimi. * * * Hans Vir, Szef Departamentu Ochrony Urz�du Prezydenta od rana by� w bardzo radosnym nastroju. Prezydent Borisov od czasu niespodziewanego og�oszenia przed trzema miesi�cami Alarmu Systemowego, r�wnie� znajdowa� si� nieprzerwanie w dobrym humorze. Nawet Oconnor bywa� cz�ciej ni� zwykle u�miechni�ty. Ka�dy z tych trzech m�czyzn cieszy� si� z innego powodu. Borisov pozby� si� wszystkich mutant�w z Ziemi i spokojnie przygotowywa� ich powr�t. Razem z nim przygotowywa�a si� armia prawnik�w i spec�w od propagandy. Wielki M�ciciel rozsy�a� ulotki i sia� plotki o zepsuciu mutant�w, o ich praktykach seksualnych, alkoholizmie i o strasznym ryzyku na jakie by�aby z ich powodu nara�ona Ziemia w przypadku rzeczywistego ataku Obcych. Departament Obrony Kosmicznej wyda� komunikat o przebiegu manewr�w, w kt�rym na marginesie stwierdzi�, �e rzeczywi�cie niekt�re za�ogi wystartowa�y z op�nieniem z uwagi na trudno�ci w dotarciu do cz�ci cz�onk�w personelu lataj�cego. Prasa genewska publikowa�a wspomnienia z Jaskini, w kt�rych powtarza�o si� z dziwn� regularno�ci� imi� Peta, lansowanego wyra�nie na kr�la lekkoduch�w. Kollombo z podziwu godnym brakiem wyczucia wypowiada� si� przeciwko pomawianiu nieobecnych, ostrzegaj�c ludzi przed machinacjami prezydenta. W stosownym momencie, kiedy proces b�dzie w pe�nym toku, Borisov wypomni mu to mimochodem, pogr��aj�c ostatecznie w niebycie jego sny o wyborze. Oconnor natomiast z podziwu godn� intuicj� popiera� prezydenta, uwa�aj�c jego niespodziewany manewr z Alarmem Systemowym za jedno z g�upszych posuni�� w historii walk wyborczych. By� pewien, �e pozwolenie wszystkim mutantom na zebranie si� legalnie w jednym miejscu, bez cienia mo�liwo�ci oskar�enia ic