2530
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2530 |
Rozszerzenie: |
2530 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2530 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2530 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2530 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
FRANK HERBERT
MESJASZ DIUNY
Prze�o�y�a Maria Grabska
ZAPISKI Z CELI �MIERCI
PRZES�UCHANIE BRONSA Z IX
Pytanie: Co sk�oni�o ci� do podj�cia tej szczeg�lnej pr�by zanalizowania dziej�w Muad'Diba?
Odpowied�: Dlaczego mia�bym odpowiada� na twoje pytania?
Pytanie: Poniewa� utrwal� twe s�owa.
Odpowied�: Aaach! To dobry argument dla historyka!
Pytanie: B�dziesz wi�c wsp�pracowa�?
Odpowied�: Czemu nie? I tak nigdy nie zrozumiesz, co zainspirowa�o moj� "Analiz� historyczn�". Wy, kap�ani, macie zbyt wiele do stracenia, by...
Pytanie: Wypr�buj mnie.
Odpowied�: Wypr�bowa� ciebie? No dobrze... Czemu by nie? Zaintrygowa�a mnie powierzchowno�� obrazu tej planety w oczach mas, jaka zawdzi�cza swej popularnej nazwie: Diuna. Prosz� zauwa�y�: nie Arrakis, lecz Diuna. Historia cierpi na obsesj� Diuny - pustyni, kolebki Fremen�w. Koncentruje si� na egzotycznych zwyczajach, wynikaj�cych z niedostatku wody, z p�koczowniczego �ycia Fremen�w, kt�rzy nie zrzucaj� z grzbiet�w filtrfrak�w, niemal ca�kowicie odzyskuj�cych wilgo� wydalan� przez cia�o.
Pytanie: Czy to wszystko nie jest prawd�?
Odpowied�: To powierzchowne prawdy. Ignorowanie tego, co dzieje si� pod t� warstewk� jest r�wnie absurdalne, jak pr�ba zrozumienia mojej rodzimej planety, Ix, bez poznania rodowodu jej nazwy: �e jest dziewi�t� planet� naszego s�o�ca. Nie, nie. Nie wystarczy postrzega� Diun� jako miejsce okrutnych samum�w. Nie wystarczy m�wi� o grozie, jak� siej� gigantyczne czerwie pustyni.
Pytanie: Ale� to jest decyduj�ce dla charakteru Arrakis!
Odpowied�: Decyduj�ce? Oczywi�cie, ale tworzy jednostronny obraz, podobnie jak przyczyna, dla kt�rej Diuna sta�a si� monokultur� - bo jest jedynym i wy��cznym �r�d�em przyprawy, melan�u.
Pytanie: Tak. Pozw�l nam us�ysze� twe zdanie na temat �wi�tej przyprawy.
Odpowied�: �wi�tej! Jak wszystkie �wi�to�ci, tak i przyprawa jedn� r�k� daje, a odbiera drug�. Przed�u�a �ycie i pozwala postrzega� przysz�o��, ale bezlito�nie uzale�nia i pi�tnuje. Tak samo, jak naznaczy�a ciebie: b��kitne oczy bez �ladu bieli. Twoje oczy, tw�j narz�d wzroku sta� si� jedno�ci� bez �adnych kontrast�w, widz�c� jednostronnie. Pytanie: Ta herezja zaprowadzi�a ci� do tej celi!
Odpowied�: Do tej celi przyprowadzili mnie twoi kap�ani. Jak wszyscy kap�ani szybko nauczyli�cie si� nazywa� prawd� herezj�.
Pytanie: Jeste� tu, bo o�mieli�e� si� twierdzi�, �e Paul Atryda utraci� co� nieodzownego dla swego cz�owiecze�stwa, zanim m�g� sta� si� Muad'Dibem.
Odpowied�: Nie tylko to. Straci� tu r�wnie� ojca w wojnie z Harkonnenami. Tutaj te� poni�s� �mier� Duncan Idaho, kt�ry po�wieci� siebie, �eby Paul i lady Jessika mogli umkn��. Pytanie: Tw�j cynizm zostanie odpowiednio potraktowany.
Odpowied�: Cynizm! To bez w�tpienia jeszcze wi�kszy grzech ni� herezja. Ale, widzisz, tak naprawd� nie jestem cynikiem. Jestem jedynie obserwatorem i komentatorem. Ujrza�em w Paulu prawdziw� godno��, gdy ucieka� w pustyni� ze swoj� brzemienn� matk�. Ma si� rozumie�, ta kobieta by�a tak�e czym� warto�ciowym, nie tylko ci�arem.
Pytanie: Ca�y problem z wami, historykami, to to, �e tego, co dobre, nigdy nie zostawicie w spokoju. Widzisz prawdziw� godno�� w �wi�tym Muad'Dibie, lecz musisz doda� sw�j cyniczny komentarz. Nic dziwnego, �e Bene Gesserit r�wnie� ci� oskar�aj�.
Odpowied�: Wy, kap�ani, m�drze czynicie, por�wnuj�c si� z zakonem �e�skim Bene Gesserit. One te� trwaj� dzi�ki temu, �e dzia�aj� w ukryciu. Ale nie mog� ukry� faktu, �e lady Jessika by�a ich adeptk�. Wiesz, �e szkoli�a syna wedle ich metod. Moim przest�pstwem by�o poruszenie tego fenomenu, ujawnienie ich sztuki manipulowania umys�em i ich programu genetycznego. Nie chcecie, by opinia publiczna zwr�ci�a uwag� na fakt, �e Muad'Dib mia� by� upragnionym, oswojonym mesjaszem zakonu �e�skiego, �e by� ich Kwisatz Haderach, zanim sta� si� waszym prorokiem.
Pytanie: Gdybym mia� jeszcze w�tpliwo�ci, czy ci� skaza�, to teraz je rozwia�e�.
Odpowied�: Umiera si� tylko raz.
Pytanie: Lecz r�ne s� rodzaje �mierci.
Odpowied�: Strze�cie si�, bo zrobicie ze mnie m�czennika. Nie s�dz�, by Muad'Dib... Powiedz, czy Muad'Dib wiedzia�, co robicie w tych lochach?
Pytanie: Nie zaprz�tamy uwagi �wi�tej Rodziny b�ahostkami. Odpowied� (ze �miechem): I po to Paul Atryda walczy� o miejsce w�r�d Fremen�w! Po to nauczy� si� dosiada� i kierowa� czerwiem! B��dem by�o odpowiada� na twe pytania.
Pytanie: Obieca�em, �e uwieczni� twoje s�owa i dotrzymam obietnicy.
Odpowied�: Doprawdy? Wi�c s�uchaj mnie uwa�nie, freme�ski degeneracie, kap�anie nie maj�cy �adnego boga poza samym sob�! Spora odpowiedzialno�� na was ci��y. To freme�ski rytua� podsun�� Paulowi pierwsz� pot�n� dawk� przyprawy, umo�liwiaj�c mu widzenie przysz�o�ci. To przez freme�ski rytua� ta sama przyprawa obudzi�a nienarodzon� Ali� w �onie lady Jessiki... Czy zastanowi�e� si� kiedykolwiek, czym by�o dla niej przyj�cie na ten �wiat - w pe�ni �wiadomej, wyposa�onej we wszystkie wspomnienia i ca�� wiedz� swojej matki? �aden gwa�t nie m�g�by by� bardziej przera�aj�cy.
Pytanie: Bez �wi�tej przyprawy Muad'Dib nie sta�by si� wodzem wszystkich Fremen�w. Bez tego u�wi�caj�cego poznania Alia nie by�aby Ali�.
Odpowied�: A ty, bez waszego �lepego, freme�skiego okrucie�stwa nie by�by� kap�anem. Och, znam was, Fremeni. My�licie, �e Muad'Dib jest jednym z was, bo zwi�za� si� z Chani, bo przyj�� wasze zwyczaje. Ale najpierw by� Atryd� i by� szkolony przez adeptk� Bene Gesserit. Posiad� umiej�tno�ci zupe�nie wam nie znane. My�leli�cie, �e przyni�s� wam now� organizacj�, now� misj�. Obieca� przekszta�ci� wasz� pustynn� planet� w tryskaj�cy wod� raj. Ale kiedy zawr�ci� wam w g�owach t� wizj�, jednocze�nie odebra� wam dziewictwo!
Pytanie: Ta herezja nie zmienia faktu, �e Ekologiczna Transformacja Diuny post�puje.
Odpowied�: A ja jestem winien herezji �ledzenia �r�de� tej transformacji, zg��biania jej skutk�w. Bitwa, kt�ra rozegra�a si� tam, na R�wninie pod Arrakin nauczy�a zapewne wszech�wiat tego, �e Fremeni s� zdolni pokona� imperialnych sardaukar�w. Ale kiedy gwiezdne imperium rodu Corrin�w sta�o si� freme�skim imperium pod ber�em Muad'Diba, czym wi�cej sta�o si� Imperium? Wasza D�ihad trwa�a tylko dwana�cie lat, ale jak� przynios�a nauk�? Teraz Imperium rozumie, jaka blag� by�o ma��e�stwo Muad'Diba z ksi�niczk� Irulan�! Pytanie: O�mielasz si� oskar�a� Muad'Diba o nieszczero��?
Odpowied�: Mo�ecie mnie za to zabi�, ale to nie herezja Ksi�niczka zosta�a mu po�lubiona, lecz nie jest jego �on�. Chani, jego ma�a freme�ska go��beczka - ona jest �on�. Wszyscy o tym wiedz�. Irulan� by�a kluczem do tronu, niczym wi�cej.
Pytanie: �atwo dostrzec, dlaczego ci, kt�rzy spiskuj� przeciwko niemu, u�ywaj� twojej "Analizy historycznej" jako koronnego argumentu.
Odpowied�: Nie przekonam ci�, wiem o tym. Konspiratorzy dostali do r�ki argument, zanim jeszcze ukaza�a si� moja "Analiza". Zrodzi�a go dwunastoletnia D�ihad. To ona zjednoczy�a dawne grupy nacisku, ona wznieci�a spisek przeciw Muad'Dibowi.
Tak g�sty welon mitu spowija Paula Muad'Diba, Imperatora - mentata i jego siostr� Ali�, te trudno jest dojrze� ludzi z krwi i ko�ci poza t� zas�on�. Ale przecie� byli nimi: on - �ywym m�czyzn� Paulem Atryd� i ona - �yw� kobiet� Ali�. Ich cia�a podlega�y wp�ywom przestrzeni i czasu. I nawet je�li dar widzenia przysz�o�ci pozwala� im przekracza� zwyk�e limity czasoprzestrzenne, nale�eli do rodzaju ludzkiego. Do�wiadczali rzeczywistych zdarze� pozostawiaj�cych �lady w rzeczywistym wszech�wiecie. By ich zrozumie�, trzeba dostrzec, �e ich tragedia by�a tragedi� ludzko�ci. To dzie�o jest wi�c po�wi�cone nie Muad'Dibowi czy jego siostrze, ale ich spadkobiercom - nam wszystkim.
Dedykacja do Konkordatu Muad'Diba
spisana z Tabla Memorium
Kultu Ducha Mahdiego
Okres rz�d�w imperialnych Muad'Diba sp�odzi� wi�cej historyk�w ni� jakakolwiek inna epoka w historii ludzko�ci. Wi�kszo�� z nich toczy�a zawistne i sekciarskie spory, co r�wnie� �wiadczy o szczeg�lnym wp�ywie cz�owieka, kt�ry wywo�a� tyle uniesie� na tak wielu r�nych planetach.
Rzecz jasna, jego wizerunek sk�ada si� z pierwiastk�w historycznych, idealnych i wyidealizowanych. Ten cz�owiek, urodzony jako Paul Atryd�, pochodz�cy ze staro�ytnego wysokiego rodu, otrzyma� gruntowne wyszkolenie prana-bindu od swojej matki, Bene Gesserit - lady Jessiki. Dzi�ki temu m�g� sprawowa� pe�n� kontrol� nad swymi mi�niami i nerwami. Posiada� jednak co� wi�cej: by� mentatem, dysponowa� intelektem, kt�rego zdolno�ci przy�miewa�y mo�liwo�ci mechanicznych komputer�w u�ywanych przez staro�ytnych, zanim zakaza�a tego religia.
Ponad wszystko jednak Muad'Dib by� Kwisatz Haderach, istot�, kt�ra by�a celem realizowanego przez tysi�ce pokole� programu doboru genetycznego zakonu �e�skiego.
By� Kwisatz Haderach, "tym, kt�ry mo�e by� w wielu miejscach naraz", prorokiem, cz�owiekiem, poprzez kt�rego Bene Gesserit spodziewa�y si� kontrolowa� ludzkie przeznaczenie - i ten cz�owiek zosta� Imperatorem Muad'Dibem, wymusiwszy polityczne ma��e�stwo z c�rk� pokonanego przez siebie Padyszacha Imperatora.
Rozwa�cie ten paradoks: zaczyn kl�ski ukryty w chwili zwyci�stwa. Z pewno�ci� czytali�cie inne opracowania i znacie powierzchowne fakty. Dzicy Fremeni Muad'Diba rzeczywi�cie zwyci�yli Padyszacha Szaddama IV. Zmietli legiony sardaukar�w, po��czone si�y wysokich rod�w, armi� Harkonnen�w i wojska zaci�ne op�acane z funduszy przyznanych przez Landsraad. Atryda rzuci� na kolana Gildi� Planetarn� i posadzi� sw� siostr� Ali� na tronie religijnym, kt�ry Bene Gesserit uwa�a�y dot�d za w�asny.
Dokona� tego wszystkiego i jeszcze wi�cej.
Misjonarze Muad'Diba, Kwizaraci, ponie�li w kosmos religijn� wojn�, wielk� D�ihad, kt�rej g��wny impet trwa� dwana�cie standardowych lat. To niewiele, ale w tym czasie religijny kolonializm zagarn�� niemal ca�y ludzki wszech�wiat pod jednym ber�em.
Dokona� tego, poniewa� w�adza nad Arrakis, planet� znan� bardziej jako Diuna, dawa�a monopol na najwa�niejsz� monet� kr�lestwa - przypraw� geriatryczn�, melan�, trucizn� daj�c� �ycie.
I oto nast�pny sk�adnik historii idealnej: materia, kt�rej psychotropowa chemia odkrywa Czas. Bez melan�u Wielebne Matki zakonu �e�skiego nie mog�yby dokonywa� obserwacji i kontroli ludzi. Bez melan�u Nawigatorzy Gildii nie mogliby przemierza� przestrzeni kosmicznej. Bez melan�u miliardy miliard�w obywateli Imperium zmar�yby z narkotycznego g�odu.
Bez melan�u Paul Muad'Dib nie m�g�by widzie� przysz�o�ci.
Wiemy, �e �w moment najwy�szej pot�gi ni�s� w sobie upadek. Wyja�nienie mo�e by� tylko jedno: w pe�ni dok�adne i ca�kowite przewidywanie przysz�o�ci niesie �mier�.
Inne �r�d�a twierdz�, �e Muad'Dib zosta� pokonany przez zwyczajny spisek Gildii, Bene Gesserit i amoralnych naukowc�w z Bene Tleilax, pos�uguj�cych si� niemo�liwymi do rozpoznania Tancerzami Oblicza. Jeszcze inne wskazuj� na istnienie szpieg�w w otoczeniu Muad'Diba. Podkre�laj� wp�yw Tarota Diuny, za�miewaj�cego jego prorocze wizje. Niekt�rzy podkre�laj� fakt, �e Muad'Dib zosta� zmuszony do przyj�cia s�u�by gholi, cia�a wskrzeszonego z martwych i przygotowanego, by go zniszczy�. Z ca�� pewno�ci� wiedz� oni, �e owym ghol� by� Duncan Idaho, oficer Atryd�w, kt�ry zgina�, ratuj�c �ycie m�odego Paula.
Opisywano r�wnie� spisek w �onie Kwizaratu, kt�remu przewodzi� panegirysta Korba. Analizowano kolejne etapy planu Korby, zmierzaj�cego do uczynienia z Muad'Diba m�czennika i obci��enia win� Chani, jego freme�skiej konkubiny.
Czy kt�rekolwiek z tych twierdze� mo�e wyja�ni� fakty, jakie ujawni�a historia? To niemo�liwe. Tylko przez zab�jcz� natur� jasnowidzenia mo�emy t�umaczy� upadek tak wielkiej i dalekowzrocznej pot�gi.
�ywi� nadziej�, �e inni historycy wyci�gn� wnioski z tego odkrycia.
"Muad'Dib: Analiza historyczna"
pi�ra Bronsa z Ix
Nie istnieje granica mi�dzy bogami a lud�mi; niekiedy jedni przeistaczaj� si� niepostrze�enie w drugich.
"Przys�owia Muad'Diba"
Na my�l o morderczej intrydze, kt�r� spodziewa� si� uknu�, Scytalus, tleilaxariski Tancerz Oblicza, odczuwa� wyrzuty sumienia. "B�d� �a�owa�, �e sta�em si� przyczyn� cierpienia i �mierci Muad'Diba" - powtarza� sobie. Starannie ukrywa� przed wsp�spiskowcami t� delikatno�� uczu�. Wskazywa�a ona jednak wyra�nie, �e �atwiej identyfikowa� si� z ofiar� ni� z katem, co zreszt� by�o charakterystyczne dla Tleilaxan.
Scytalus sta� w pewnym oddaleniu od innych, milcz�cy i zamy�lony. Od pewnego ju� czasu spierano si� o przydatno�� trucizny psychotycznej. Sp�r by� o�ywiony i gwa�towny, lecz prowadzony w spos�b kulturalny, co obowi�zywa�o wychowank�w Wielkich Szk�, omawiaj�cych sprawy bliskie ich dogmat�w.
- Ju� my�lisz, �e go przyszpili�e�, a w�a�nie wtedy odkrywasz, �e jest nietkni�ty!
To rzek�a stara Matka Wielebna Bene Gesserit, Gaius Helena Mohiam, goszcz�ca ich tutaj, na Waliach IX: sztywna posta� w czarnym habicie, stara wied�ma, unosz�ca si� w krze�le grawitacyjnym na lewo od Scytalusa. Odrzucony na plecy kaptur aby ods�ania� pomarszczon� twarz w wie�cu siwych w�os�w, wpadni�te oczy patrzy�y z twarzy podobnej do obci�gni�tej sk�r� czaszki.
Pos�ugiwali si� j�zykiem Mirabhasa - pe�nym ostro punktowanych sp�g�osek i s�siaduj�cych samog�osek - doskona�ym do przekazywania najbardziej wyrafinowanych, emocjonalnych subtelno�ci. Edric, Nawigator Gildii, zareplikowa� w�a�nie s�ownym reweransem, pi�knym sztychem pogardliwej uprzejmo�ci.
Scytalus spojrza� na wys�annika Gildii. Edric unosi� si� o kilka krok�w od niego w kapsule wype�nionej pomara�czowym gazem. Pojemnik umieszczono wewn�trz przezroczystej kopu�y, zbudowanej przez Bene Gesserit specjalnie na to spotkanie. Gildianin by� wyd�u�onym, zaledwie w przybli�eniu humanoidalnym stworzeniem o p�etwopodobnych stopach i du�ych, wachlarzowatych, b�oniastych d�oniach. Ryba w dziwacznym morzu. Z wentyli zbiornika unosi� si� bladopomara�czowy ob�ok, rozsiewaj�cy zapach geriatrycznej przyprawy - melan�u.
- Je�li dalej b�dziemy i�� t� drog�, pozdychamy z g�upoty!
To by�a czwarta z obecnych os�b - potencjalny cz�onek spisku, ksi�na Irulana, �ona /"Cho� tylko z nazwy" - przypomnia� sobie Scytalus/ ich wsp�lnego wroga. Sta�a u naro�a kapsu�y, wysoka, jasnow�osa pi�kno�� w sukni ze sk�ry wala b��kitnego i dobranym kapeluszu. W jej uszach b�yszcza�y z�ote kolczyki. Nosi�a si� z arystokratyczn� wynios�o�ci�, ale co� w napi�tej g�adko�ci jej rys�w zdradza�o dzia�anie hamulc�w wpojonych przez Bene Gesserit
Scytalus zaprzesta� analizowania niuans�w j�zyka i otaczaj�cych go twarzy i rozejrza� si� dok�adnie wok�. Kopu�a tkwi�a w�r�d wzg�rz zbrukanych topniej�cym �niegiem, w kt�rym odbija� si� mokry b��kit ma�ego, b��kitnobia�ego s�o�ca, stoj�cego w zenicie.
"Dlaczego w�a�nie to miejsce?" - zastanawia� si�. Bene Gesserit rzadko pozostawia�y co� przypadkowi. We�my otwart� konstrukcj� kopu�y: bardziej konwencjonalny, zabudowany gmach m�g�by wprawi� Gildianina w klaustrofobiczny l�k. Jego psyche n�ka�y zahamowania wynikaj�ce z faktu narodzin i �ycia w otwartym kosmosie, z dala od jakiejkolwiek planety. Ale zbudowa� to wszystko specjalnie dla Edrica - c� za finezyjny spos�b wytkni�cia mu jego s�abo�ci! "Co tutaj - duma� Scytalus - zosta�o przygotowane dla mnie?"
- A ty nie masz nic do powiedzenia, Scytalusie? - zagadn�a go Matka Wielebna.
- Chcesz mnie wci�gn�� w t� b�aze�sk� potyczk�? - spyta� Scytalus. - Dobrze wi�c. Mamy do czynienia z potencjalnym mesjaszem.
Na kogo� takiego nie przypuszcza si� frontalnego ataku. Jego m�cze�stwo by�oby nasz� kl�sk�.
Wszystkie oczy zwr�ci�y si� ku niemu.
- Uwa�asz, �e to jedyne niebezpiecze�stwo? - spyta�a Matka Wielebna �wiszcz�cym g�osem.
Scytalus wzruszy� ramionami.
Na to spotkanie wybra� sobie dobrotliwe, okr�g�e oblicze, weso�e rysy z ckliwymi, pe�nymi ustami oraz opas�e cia�o t�paka Teraz, gdy przygl�da� si� wsp�konspiratorom, wiedzia�, �e - by� mo�e instynktownie - dokona� idealnego wyboru. Jako jedyny z obecnych zdolny by� manipulowa� wygl�dem zewn�trznym, dowolnie zmieniaj�c twarz i sylwetk�. By� Tancerzem Oblicza - ludzkim kameleonem, a jego aktualna posta� prowokowa�a innych do lekcewa�enia go.
- No wi�c? - naciska�a Matka Wielebna.
- Napawa�em si� cisz� - rzek� Scytalus. - Lepiej, by nasze wzajemne animozje pozosta�y nie wypowiedziane.
Matka Wielebna cofn�a si� i Scytalus poj��, �e starucha zmienia swoj� opini� o nim. Wszyscy tutaj byli produktem morderczego szkolenia prana - bindu, kt�re dawa�o dost�pn� tylko dla niewielu ludzi kontrol� mi�ni i nerw�w. Ale organizm Tancerza Oblicza wyposa�ony by� w ��cza mi�niowe i nerwowe, o kt�rych inni nie mogli nawet marzy�, a co wi�cej - w sympatico, mimetyczny dar, pozwalaj�cy mu przybiera� nie tylko cudzy wygl�d, lecz i cudz� psychik�.
Scytalus da� Matce Wielebnej czas na dokonanie przewarto�ciowali i rzek�:
- Trucizna! - atonalne brzmienie s�owa mia�o sygnalizowa�, �e tylko on rozumie jego utajone znaczenie.
Gildianin wzdrygn�� si�.
- M�wimy o psychotycznej truci�nie, nie fizycznej - rozleg�o si� z g�o�nika, kr���cego wok� naro�a zbiornika, tu� nad g�ow� Irulany.
Scytalus roze�mia� si�. �miech w Mirabhasa mia�d�y� przeciwnika, nie pozostawiaj�c mu �adnego atutu.
Irulana u�miechn�a si� z uznaniem, ale w k�cikach oczu Wielebnej Matki czai� si� �lad gniewu.
- Przesta�! - wychrypia�a Mohiam.
Scytalus zamilk�, ale ju� zd��y� przyku� ich uwag�: milcz�cego Edrica, gniewnej i czujnej Matki Wielebnej oraz Irulany - ubawionej, lecz nieco zmieszanej.
- Nasz przyjaciel Edric sugeruje - podj�� - �e dwie czarownice Bene Gesserit, szkolone tajemnymi metodami, nie nauczy�y si� robi� rzeczywistego u�ytku z oszustwa
Mohiam odwr�ci�a si�, by spojrze� na zimne wzg�rza �wiata Bene Gesserit. "Zaczyna wreszcie docenia� sytuacj� - zorientowa� si� Scytalus. - To dobrze. Ale z Irulana to ca�kiem inna sprawa"
- Jeste�, czy nie jeste� jednym z nas, Scytalusie? - zapyta� wprost Edric, wytrzeszczaj�c swe ma�e, szczurze oczka
- Nie o mojej lojalno�ci tu dyskutujemy - odpar� Scytalus. Skoncentrowa� uwag� na Irulanie. - Zastanawiasz si�, ksi�no, czy s�usznie przeby�a� tyle parsek�w, podejmuj�c takie ryzyko?
Skin�a g�ow� potwierdzaj�co.
- Czy podr�owa�a� po to, aby �onglowa� frazesami z cz�ekokszta�tn� ryb� albo dyskutowa� z t�ustym tleilaxa�skim Tancerzem Oblicza? - dr��y� Scytalus.
Odsun�a si� od zbiornika i potrz�sn�a g�ow�, zirytowana silnym odorem melan�u. Edric wykorzysta� t� chwil�, by wrzuci� sobie do ust pastylk�. Scytalus zauwa�y�, �e Gildianin zjada� przypraw�, wdycha� j� i bez w�tpienia r�wnie� j� pi�. By�o to zrozumia�e, skoro przyprawa wzmaga�a zmys� jasno widzenia Nawigatora, umo�liwiaj�c prowadzenie galeonu Gildii bezdro�ami kosmosu z ponad�wietlnymi pr�dko�ciami. Wyostrzona przez melan� �wiadomo�� pozwala�a mu znale�� tak� lini� przysz�o�ci statku, kt�ra pozbawiona by�a niebezpiecze�stw. Edric wietrzy� teraz inny rodzaj zagro�enia lecz nawet wykorzystuj�c jasnowidzenie, m�g� go nie rozpozna�.
- My�l�, �e pope�ni�am b��d, przybywaj�c tutaj - stwierdzi�a Irulana
Wielebna Matka odwr�ci�a si�, otworzy�a oczy i zamkn�a je natychmiast w spos�b przypominaj�cy zachowanie gada.
Scytalus przeni�s� spojrzenie z Irulany na zbiornik, jakby zapraszaj�c ksi�n� do p�j�cia za jego wzrokiem. Wiedzia�, �e dla niej Edric wygl�da odpychaj�co: wy�upiaste �lepia, potworne r�ce i stopy, poruszaj�ce si� wolno po�r�d otaczaj�cych go matowopomara�czowych wir�w. Z pewno�ci� zastanawia�a si� nad jego zwyczajami seksualnymi, my�l�c, jak niesamowite musi by� zbli�enie z czym� takim. Tych dwoje dzieli� nawet generator pola antygrawitacyjnego, stwarzaj�cy Edricowi niewa�ko�� kosmosu.
- Ksi�no - odezwa� si� Scytalus - obecno�ci Edrica tutaj zawdzi�czamy, �e prorocza wizja twojego m�a nie zdo�a natkn�� si� na pewne wydarzenia, nie wy��czaj�c tego... przypuszczalnie.
- Przypuszczalnie - powiedzia�a Irulana.
Matka Wielebna pokiwa�a g�ow�, nie otwieraj�c oczu.
- Fenomen jasnowidzenia jest tylko w cz�ci rozumiany, nawet przez tych, kt�rzy go dost�pili - powiedzia�a.
- Jestem pe�noprawnym Nawigatorem Gildii i w�adam Moc� - zauwa�y� Edric.
Matka Wielebna zn�w otwar�a oczy. Tym razem przygl�da�a si� Tancerzowi Oblicza, mierz�c go wzrokiem z t� szczeg�ln� intensywno�ci� Bene Gesserit. Wa�y�a najdrobniejsze szczeg�y.
- Nie, Wielebna Matko - zamrucza� Scytalus - nie jestem takim prostaczkiem, jakim si� wydaj�.
- Nie rozumiemy Mocy jasnowidzenia - rzek�a Irulana. - O to w�a�nie chodzi. Edric m�wi, �e m�j m�� nie jest w stanie zobaczy�, dowiedzie� si�, b�d� przewidzie�, co dzieje si� wewn�trz sfery oddzia�ywania Nawigatora. Ale jak daleko rozci�ga si� ta sfera?
- W naszym Wszech�wiecie istniej� ludzie i rzeczy, kt�re znam tylko ze skutk�w ich dzia�ania. - Edric zacisn�� rybie usta w cienk� Uni�. - Wiem, �e by�y tu, tam... gdzie�. Jak wodne stworzenie p�yn�c roztr�ca pr�dy, tak samo jasnowidzenie roztr�ca Czas. Widzia�em miejsca, w kt�rych by� tw�j m��. Nigdy nie widzia�em jego samego ani te� oddanych mu ludzi, kt�rzy d��yli do wyznaczonych przez niego cel�w. To jest os�ona, jak� jasnowidz ofiarowuje tym, kt�rzy s� z nim.
- Irulana nie jest z tob� - rzuci� Scytalus, zerkaj�c k�tem oka na ksi�n�.
- Wiemy wszyscy, dlaczego konspiracyjne zebrania mog� odbywa� si� tylko w mojej obecno�ci - powiedzia� Edric.
- Najwyra�niej masz swoje zastosowania - stwierdzi�a Irulana, jak gdyby m�wi�a o maszynie.
Teraz widzi w nim to, czym jest w istocie - pomy�la� Scytalus. - Nie�le!"
- Przysz�o�� jest rzecz�, kt�r� mo�na kszta�towa� - powiedzia� g�o�no. - Rozwa� t� my�l, ksi�no.
Irulana spojrza�a na niego.
- Ludzie, kt�rzy d��� do obranych przez Paula cel�w - powt�rzy�a. - A wi�c z pewno�ci� pod tym p�aszczem kryj� si� niekt�rzy z jego freme�skich legionist�w. Widzia�am, jak przepowiada� im przysz�o��, s�ysza�am wykrzykiwane pochlebstwa dla ich Mahdiego, ich Muad'Diba.
"Zorientowa�a si� - pomy�la� Scytalus - �e jest tu na przes�uchaniu, �e zostanie wydany wyrok, kt�ry j� zachowa lub zniszczy. Widzi pu�apk�, jak� na ni� zastawili�my."
Jego wzrok napotka� spojrzenie Matki Wielebnej. Odni�s� dziwne wra�enie, �e my�l� o tym samym. Oczywi�cie Bene Gesserit pouczy�y swoj� ksi�n�, dostarczy�y jej zr�cznych k�amstewek. Ale zawsze nadchodzi� ten moment, w kt�rym Bene Gesserit musia�a zaufa� raczej w�asnemu instynktowi i wyszkoleniu.
- Ksi�no, wiem, czego najbardziej pragniesz od Imperatora - odezwa� si� Edric.
- Kt� to mo�e wiedzie�? - rzuci�a Irulana
- Pragniesz by� matk�, za�o�ycielk� kr�lewskiej dynastii - ci�gn�� Edric, jak gdyby jej nie s�ysza�. - Je�li nie przy��czysz si� do nas, nie stanie si� to nigdy. Daj� ci na to s�owo jasnowidza. Imperator po�lubi� ci� ze wzgl�d�w politycznych, ale nigdy nie b�dziesz dzieli� z nim �o�a.
- Zatem jasnowidzenie jest r�wnie� podgl�dactwem - zakpi�a Irulana.
- Silniejszy �lub wi��e Imperatora z jego freme�sk� konkubin� ni� z tob�! - warkn�� Edric.
- Ale jednak ona nie daje mu nast�pcy - powiedzia�a Irulana.
- Rozs�dek jest pierwsz� ofiar� silnych emocji - wtr�ci� cicho Scytalus, czuj�c, jak gniew zaczyna ponosi� ksi�n�. Stwierdzi�, �e jego uwaga odnios�a skutek.
- Nie daje mu nast�pcy - Irulana odmierza�a s�owa z wymuszonym spokojem - poniewa� bez jej wiedzy karmi� j� �rodkiem antykoncepcyjnym. Czy to wyznanie chcieli�cie ode mnie us�ysze�?
- Nie jest to rzecz, kt�r� Imperator powinien odkry� - powiedzia� Edric u�miechaj�c si�.
- Mam dla niego gotowe k�amstwa - powiedzia�a Irulana. - Mo�e mie� zmys� prawdopoznania, ale istniej� k�amstwa o wiele bardziej wiarygodne ni� najprawdziwsza prawda.
- Musisz dokona� wyboru, ksi�no - rzek� Scytalus - ale musisz r�wnie� zrozumie�, co jest dla ciebie tarcz�.
- Paul post�puje ze mn� uczciwie - powiedzia�a. - Zasiadam w jego Radzie.
- W ci�gu tych dwunastu lat, odk�d jeste� jego Kr�lewsk� Ma��onk� - indagowa� Edric - czy okaza� ci chocia� cie� uczucia?
Irulana potrz�sn�a g�ow�.
- Z pomoc� tej nikczemnej freme�skiej hordy zrzuci� z tronu twojego ojca, po�lubi� ci�, aby utwierdzi� swoje w�asne pretensje, a jednak nigdy nie koronowa� ci� na w�adczyni�...
- Edric pr�buje gra� na twych emocjach, ksi�no - zauwa�y� Scytalus. - Czy to nie ciekawe?
Irulana spojrza�a na niego i uniesieniem brwi odpowiedzia�a na bezczelny �miech Tancerza Oblicza. Scytalus zauwa�y�, �e by�a teraz w pe�ni �wiadoma, �e je�li pozwoli, by Gildianin gra� pierwsze skrzypce podczas tego spotkania, to jego przebieg, ich intryga, b�d� mog�y pozosta� ukryte przed prorocz� wizj� Paula. Gdyby jednak wycofa�a sw�j akces...
- Czy nie wydaje ci si�, ksi�no - zapyta� Scytalus - �e Edric otrzyma� niezas�u�one fory w naszej konspiracji?
- Zgodzi�em si� ju� - powiedzia� Edric - �e podporz�dkuj� si� najrozs�dniejszej propozycji przed�o�onej na tej naradzie.
- A kto wybierze najrozs�dniejsz� propozycj�? - zainteresowa� si� Scytalus.
- Chcia�by�, �eby ksi�na opu�ci�a to miejsce, nie przy��czaj�c si� do nas? - spyta� Gildianin.
- On chcia�by, �eby jej zaanga�owanie by�o prawdziwe! - rzuci�a ostro Matka Wielebna. - Nie powinni�my si� wzajemnie zwodzi�.
Scytalus obserwowa� Irulan�, kt�ra rozlu�ni�a si�, przyjmuj�c postaw� medytacyjn�, z d�o�mi ukrytymi w r�kawach szaty. "Z pewno�ci� zastanawia si� nad przyn�t� zarzucon� przez Edrica - my�la�. - Za�o�y� kr�lewsk� dynasti�! Pr�buje odgadn��, jakie �rodki przedsi�wzi�li spiskowcy, by im nie mog�a zagrozi�. Zapewne rozwa�a wiele r�nych spraw."
- Scytalusie - Irulana zwr�ci�a si� do niego - m�wi si�, �e wy, Tlei - laxanie, macie szczeg�lny kodeks honorowy: wasze ofiary musz� mie� zawsze mo�liwo�� ucieczki.
- Je�eli tylko potrafi� j� znale�� - zgodzi� si� Scytalus.
- Czy ja jestem ofiar�? - zapyta�a wprost
Tancerz Oblicza wybuchn�� �miechem. Wielebna Matka prychn�a.
- Ksi�no - w g�osie Edrica brzmia�a �agodna perswazja - mo�esz si� nie obawia�, ju� jeste� jedn� z nas. Czy� nie szpiegujesz Dworu Imperialnego dla swoich zwierzchniczek z Bene Gesserit?
- Paul wie, �e sk�adam raporty moim nauczycielkom - odpar�a.
- I czy nie dostarczasz im materia��w do prowadzenia nasilonej propagandy przeciwko waszemu Imperatorowi? - nie rezygnowa� Edric.
"Nie: naszemu Imperatorowi - odnotowa� w duchu Scytalus - lecz: waszemu Imperatorowi. Irulana za bardzo jest Bene Gesserit, by przeoczy� ten lapsus."
- Pytanie dotyczy wy��cznie si� i schematu ich u�ycia - powiedzia� g�o�no, przysuwaj�c si� do zbiornika - My, Tleilaxanie, wierzymy, �e
w ca�ym wszech�wiecie istnieje tylko niezaspokajalny g��d materii, za to energia jest jedyn� rzecz� decyduj�c�. Energia gromadzi wiedz�. S�uchaj mnie uwa�nie, ksi�no: energia gromadzi wiedz�. To nazywamy pot�g�.
- Nie przekonali�cie mnie, �e mo�emy pokona� Imperatora - rzek�a Irulana.
- Nie przekonali�my jeszcze nawet siebie samych - odpar� Scyta - lus.
- Gdziekolwiek si� zwr�cimy - m�wi�a Irulana - natrafiamy na jego si��. On jest Kwisatz Haderach, ten, kt�ry mo�e by� w wielu miejscach naraz. Jest Mahdim, kt�rego najb�ahszy kaprys jest nieodwo�alnym rozkazem dla jego kwizarackich misjonarzy. Jest mentatem, kt�rego kalkulacyjne zdolno�ci umys�u przewy�szaj� najwi�ksze antyczne komputery. Jest Muad'Dibem, na kt�rego s�owo freme�skie legiony pustosz� planety. Do�wiadcza proroczych wizji, ods�aniaj�cych przed nim przysz�o��. Ma ten zapis genetyczny, jakiego my, Be - ne Gesserit, po��damy dla...
- Znamy jego mo�liwo�ci - przerwa�a Matka Wielebna. - Wiemy te�, �e ten sam zapis genetyczny jest w�asno�ci� Paskudztwa, jego siostry Alii. Ale oboje s� tak�e istotami ludzkimi. I jako tacy nie s� wolni od s�abo�ci.
- A gdzie s� owe ludzkie s�abostki? - zapyta� Tancerz Oblicza. - Czy mamy ich szuka� w religijnym aspekcie jego D�ihad? Czy Kwizarzy Imperatora mog� zosta� zwr�ceni przeciwko niemu? Co z w�adz� cywiln� wysokich rod�w? Czy Landsraad sta� na cokolwiek wi�cej poza tym s�ownym rwetesem, kt�ry podnosi?
- Proponowa�bym Konsorcjum Honnete Ober Advancer Mercanti - les - powiedzia� Edric, przekr�caj�c si� w zbiorniku. - KHOAM to interes, a interes jest tam, gdzie zyski.
- Lub mo�e matk� Imperatora - podda� Scytalus. - Rozumiem, �e lady Jessika pozostaje na Kaladanie, ale regularnie kontaktuje si� z synem.
- To fa�szywa suka - powiedzia�a Mohiam g�osem nie zdradzaj�cym emocji. - Da�abym sobie obci�� r�ce, kt�re pomaga�y j� wyszkoli�.
- Nasz spisek wymaga oparcia - o�wiadczy� Scytalus.
- Jeste�my kim� wi�cej ni� spiskowcami - sprzeciwi�a si� Matka Wielebna.
- O, tak - zgodzi� si� Scytalus. - Jeste�my energiczni i szybko si� uczymy. To czyni z nas jedyn� nadziej� na zbawienie ludzko�ci.
M�wi� tonem wyra�aj�cym absolutne przekonanie, co w j�zyku Mirabhasa mog�o by� odczytane jako najwy�sze szyderstwo, je�li - tak jak teraz - zosta�o wypowiedziane przez Tleilaxanina. Tylko Wielebna Matka zdawa�a si� pojmowa� t� subtelno��.
- Dlaczego? - pytanie skierowane by�o do Scytalusa.
Nim Tancerz Oblicza zdo�a� odpowiedzie�, wmiesza� si� Edric:
- Nie przerzucajmy si� filozoficznymi nonsensami - rzek� odchrz�kn�wszy. - Wszystkie pytania mo�na sprowadzi� do jednego: "Dlaczego jest cokolwiek?" Ka�da kwestia religijna, gospodarcza czy polityczna niesie tylko jedno pytanie: "Kto zdob�dzie w�adz�?" Alianse, konsorcja, kompleksy - wszystkie goni� za mira�ami, je�li nie walcz� o w�adz�. Wszystko inne jest nonsensem, co wi�kszo�� istot my�l�cych zaczyna sobie u�wiadamia�.
Scytalus wzruszy� ramionami, patrz�c na Matk� Wielebn�. Edric wyr�czy� go w odpowiedzi. Ten napuszony g�upiec by� ich najs�abszym punktem.
- S�uchaj�c pilnie nauczyciela, zdobywa si� wiedz� - oznajmi�, chc�c si� upewni�, �e Matka Wielebna go zrozumia�a.
Mohiam wolno pokiwa�a g�ow�.
- Ksi�no - m�wi� Edric - dokonaj wyboru. Zosta�a� obrana narz�dziem przeznaczenia, najdoskonalszym...
- Zachowaj komplementy dla tych, kt�re b�d� si� z nich cieszy� - uci�a Irulana. - Wspomnia�e� poprzednio o duchu, widmie, z pomoc� kt�rego, by� mo�e poni�ymy Imperatora. Wyja�nij to.
- Atryda pokona samego siebie! - wydusi� z siebie Edric.
- Przesta� m�wi� zagadkami - wypali�a Irulana - Co to za duch?
- To bardzo niezwyk�y duch - rzek� Edric. - Posiada cia�o i imi�. Posta� jego jest cia�em s�awnego mistrza miecza, znanego jako Duncan Idaho. Imi�...
- Idaho nie �yje - przerwa�a Irulana. - Nieraz by�am �wiadkiem, jak Paul bola� nad jego strat�. Sardaukar mojego ojca zabi� Idaho na jego oczach.
- Nawet w obliczu kl�ski - rzek� Edric - sardaukar twojego ojca nie straci� g�owy. Z��my, �e m�dry oficer sardaukar�w rozpozna� mistrza miecza w ciele rozsiekanym przez swoich ludzi. Co wtedy? Istniej� sposoby spo�ytkowania takiego cia�a i takiego wyszkolenia... je�eli dzia�a si� szybko.
- Tleilaxa�ski ghola... - wyszepta�a Irulana, zerkaj�c na Scytalusa.
Widz�c jej zaciekawienie, Tancerz Oblicza wykorzysta� swoje mo�liwo�ci. Jego posta� rozmy�a si�, cia�o, organizuj�c si� ponownie, p�ynnie przybra�o nowy kszta�t. Po chwili sta� przed nimi szczup�y m�czyzna, kt�rego twarz pozosta�a zaokr�glona, ale by�a teraz ciemniejsza, o lekko sp�aszczonych rysach i wydatnych ko�ciach policzkowych. Oczy osadzone by�y w wyra�nych, sko�nych fa�dach. Oblicze Scytalusa okala�y ciemne i kr�cone w�osy.
- Ghola o tej powierzchowno�ci - powiedzia� Edric.
- Czy po prostu kolejny Tancerz Oblicza? - spyta�a Irulana
- �aden Tancerz Oblicza - odpar� Edric. - Tancerz ryzykowa�by wykrycie przy d�u�szej obserwacji. Nie. Za��my, �e nasz m�dry oficer nakaza� przechowa� cia�o Idaho w aksolotlowym zbiorniku. Czemu nie? Zw�oki zawiera�y wszak tkanki i nerwy jednego z naj�wietniejszych szermierzy w historii, doradcy Atryd�w, militarnego geniusza. C� za marnotrawstwem by�oby utraci� ca�� t� maestri� i talent, kiedy m�g� on zosta� o�ywiony jako instruktor sardaukar�w.
- Nie dotar�y do mnie nawet pog�oski o tym, a przecie� by�am powiernic� ojca - powiedzia�a Irulana.
- Aach, przecie� tw�j ojciec by� cz�owiekiem pokonanym, a ty w przeci�gu paru godzin zosta�a� sprzedana nowemu Imperatorowi.
- Czy tak zrobiono? - spyta�a.
- Za��my - ci�gn�� zadowolony z siebie Edric - �e nasz m�dry sardaukar, znaj�c potrzeb� po�piechu, natychmiast przekaza� zakonserwowane cia�o w r�ce Bene Tleilax. Za��my dalej, �e on i jego ludzie polegli, nim zdo�ali powierzy� t� informacj� twojemu ojcu, dla kt�rego zreszt� i tak nie mia�a ona wielkiej warto�ci. Pozosta�by zatem fizyczny fakt, cia�o, kt�re zosta�o przekazane Tleilaxanom. Jedyny pojazd, jakim mog�o zosta� przetransportowane, to galeon. Naturalnie my, Gildia, znamy ka�dy przewo�ony przez nas �adunek. Dowiaduj�c si� o tej przesy�ce, czy nie uznaliby�my za rozs�dne zakupi� ghol� jako dar stosowny dla Imperatora?
- A zatem zrobili�cie to - powiedzia�a Irulana.
- Jak przedstawi� to nasz gadatliwy przyjaciel, sta�o si� tak - przyzna� Scytalus, kt�ry zd��y� ju� odzyska� pierwotn�, puco�owat� aparycj�.
- Jak uwarunkowany zosta� Idaho? - spyta�a Irulana.
- Idaho? - zdziwi� si� Edric, spogl�daj�c na Tleilaxanina. - S�ysza�e� o jakim� Idaho, Scytalusie?
- Sprzedali�my wam istot� zwan� Hayt - stwierdzi� Scytalus.
- Aaach, Hayt - przytakn�� Edric. - Dlaczego go nam sprzedali�cie?
- Poniewa� kiedy� sami wyhodowali�my w�asnego Kwisatz Haderach - powiedzia� Scytalus.
Matka Wielebna spojrza�a na niego, b�yskawicznie poderwawszy siw� g�ow�.
- Nie powiedzieli�cie nam o tym! - rzuci�a oskar�ycielsko.
- Nie pyta�y�cie - odpar� Scytalus.
- Jak zapanowali�cie nad waszym Kwisatz Haderach? - zainteresowa�a si� Irulana.
- Istota, kt�ra przez ca�e �ycie tworzy�a pewne okre�lone wyobra�enie swojej osoby, zginie raczej, ni� stanie si� antytez� tego wyobra�enia - rzek� Scytalus.
- Nie rozumiem - odwa�y� si� przyzna� Edric.
- Zabi� si� - warkn�a Matka Wielebna.
- S�uchaj mnie dobrze. Matko Wielebna - ostrzeg� Scytalus u�ywszy modulacji informuj�cej: - Nie jeste� obiektem seksualnym, nigdy nie by�a� obiektem seksualnym, nie mo�esz by� obiektem seksualnym.
Odczeka�, a� dotrze do niej ra��ca emfaza tych s��w. Musi w�a�ciwie zrozumie� jego intencje. Poprzez gniew musi doj�� do jej �wiadomo�ci, �e Tleilaxanin z pewno�ci� nie wyg�osi�by tego zarzutu, nie znaj�c wymog�w hodowlanych zakonu �e�skiego. Znaczenie jego s��w kry�o si� pod rynsztokow� zniewag�, ca�kiem obc� stylowi Tleilaxan.
- Powiedzia�e�, �e sprzedali�cie Hayta, bo podzielacie nasz� ch�� wykorzystania go tak, jak to zamierzamy zrobi� - po�piesznie, pos�uguj�c si� trybem koj�cym Mirabhasa, Edric usi�owa� zatuszowa� nietakt.
- Edric, b�dziesz milcza�, dop�ki nie udziel� ci g�osu - uci�� Scytalus.
Gildianin zacz�� protestowa�, lecz Matka Wielebna osadzi�a go oschle:
- Edric, zamknij si�!
Edric cofn�� si� w g��b zbiornika, posapuj�c ze wzburzenia.
- Przelotne osobiste emocje nie maj� zwi�zku z rozwi�zaniem naszego wsp�lnego problemu - powiedzia� Scytalus. - M�c� tok rozumowania, poniewa� jedyn� istotn� emocj� jest pod�wiadomy strach, kt�ry sprowadzi� nas na to zebranie.
- Rozumiemy - potwierdzi�a Irulana, zerkaj�c na Matk� Wielebn�.
- Musicie poj�� niebezpieczne ograniczenia naszej tarczy - podkre�li� Scytalus. - Jasnowidz�cy nie mo�e porywa� si� na to, czego nie potrafi zrozumie�.
- Jeste� przebieg�y, Scytalusie - powiedzia�a Irulana.
"Nie wolno jej odgadn��, jak bardzo przebieg�y - my�la� Scytalus. - Kiedy to si� uda, zyskamy Kwisatz Haderach, nad kt�rym b�dziemy panowa�. Tamci nie b�d� mieli nic."
- Jakie by�o pochodzenie waszego Kwisatz Haderach? - zagadn�a Wielebna Matka.
- Bawili�my si� rozmaitymi czystymi esencjami - odpowiedzia� Scytalus. - Czystym dobrem i czystym z�em. Stuprocentowy �ajdak, rozkoszuj�cy si� jedynie zadawaniem b�lu i sianiem terroru, mo�e by� ca�kiem dobrym przyk�adem.
- Czy�by stary baron Harkonnen, dziadek naszego Imperatora, by� wytworem Tleilaxan? - spyta�a Irulana.
- Nie, nie naszym - odpar� Scytalus - ale natura cz�sto rodzi stworzenia r�wnie mordercze jak nasze. My hodujemy je tylko w warunkach, w kt�rych mo�emy je bada�.
- Nie pozwol� odsuwa� si� na bok i traktowa� w ten spos�b! - zaprotestowa� Edric. - Kto os�ania to spotkanie przed...
- Widzicie? - zapyta� Scytalus. - Kto domaga si� najwi�kszego uznania?
- Chcia�bym przedyskutowa� nasz plan przekazania Hayta Imperatorowi - nalega� Edric. - Jest on uciele�nieniem dawnej moralno�ci, jakiej Atrydzi ho�dowali na swej rodzinnej planecie. B�dzie si� od niego oczekiwa�, �e u�atwi Imperatorowi umocnienie jego natury, u�atwi zorientowanie si� w pozytywnych i negatywnych stronach �ycia i religii.
Scytalus u�miechn�� si�, wodz�c pob�a�liwym spojrzeniem po obecnych. Byli tacy, jakich kazano mu si� spodziewa�. Stara Matka Wielebna, dzier��ca swe emocje jak kos�. Irulana - niedoskona�y tw�r Bene Gesserit, �wietnie wyszkolona do zadania, kt�rego nie zdo�a�a wykona�. Edric, b�d�cy niczym wi�cej /i niczym mniej/Jak r�k� czarodzieja - mog�cy ukrywa� lub rozprasza�. W tej chwili zlekcewa�ony przez wszystkich Gildianin zapad� w ponure milczenie.
- Czy dobrze rozumiem, �e ten Hayt ma zatru� psychik� Paula? - zapyta�a Irulana.
- Mniej wi�cej - powiedzia� Scytalus.
- A co z Kwizaratem?
- Kwizarat wymaga tylko lekkiego nacisku, rozbudzenia emocji, by zazdro�� zmieni�a si� we wrogo��.
- AKHOAM?
- B�d� goni� za zyskiem.
- A inne grupy nacisku?
- Mo�na pos�u�y� si� mianem rz�du - stwierdzi� Scytalus. - Mniej pot�nych pozyskamy w imi� moralno�ci i post�pu. Opozycja wyginie w pl�taninie w�asnych uk�ad�w.
- Alia tak�e?
- Hayt jest wielofunkcyjnym ghol� - powiedzia� Tleilaxanin. - Siostra Imperatora jest w wieku, w kt�rym mo�e straci� g�ow� dla czaruj�cego samca, specjalnie w tym celu stworzonego. B�dzie j� poci�ga� zar�wno jego m�sko�� jak i zdolno�ci mentata.
Mohiam pozwoli�a starym oczom rozszerzy� si� ze zdziwienia.
- Ghola jest mentatem? To ryzykowne posuni�cie.
- �eby by� dok�adnym - zaznaczy�a Irulana - mentat musi mie� dok�adne dane. A je�li Paul ka�e mu okre�li� cel stoj�cy za naszym darem?
- Hayt powie prawd� - rzek� Scytalus. - Ale to niczego nie zmienia.
- Wi�c zostawiacie Paulowi otwart� furtk� - zauwa�y�a Irulana.
- Mentat! - mrukn�a Mohiam.
Tancerz Oblicza rzuci� okiem na star� Matk� Wielebn�, dostrzegaj�c odwieczn� nienawi��, barwi�c� jej reakcje. Od czas�w D�ihad Butlerjanskiej - gdy wymieciono "my�l�ce maszyny" z ca�ego niemal wszech�wiata - komputery budzi�y nieufno��. Tamte emocje k�ad�y si� cieniem r�wnie� na ludzkie komputery.
- Nie podoba mi si� spos�b, w jaki si� u�miechasz - odezwa�a si� Mohiam tonem przepe�nionym absolutn� pewno�ci� siebie, podnosz�c na niego wzrok.
- Ma�o zwa�am na to, co ci si� podoba - odpar� Scytalus, u�ywaj�c tej samej modulacji - ale musimy pracowa� razem. Wszyscy to rozumiemy. - Zerkn�� na Gildian�na. - Czy� nie, Edric?
- Udzielasz bolesnych lekcji - powiedzia� Edric. - S�dz�, �e chcia�e� da� mi jasno do zrozumienia, �e nie powinienem wyst�powa� przeciwko po��czonej opinii wsp�konspirator�w.
- A widzicie, jednak mo�na go czego� nauczy�! - za�mia� si� Scytalus.
- Rozumiem te� co� innego - mrukn�� ponuro Edric. - Atrydzi maj� monopol na przypraw�. Bez przyprawy nie b�d� m�g� zagl�da� w przysz�o��. Bene Gesserit utrac� zmys� prawdopoznania. Mamy zapasy, ale ograniczone. Melan� to pot�na waluta.
- Nasza cywilizacja ma wi�cej ni� jedn� walut� - rzek� Scytalus. - Dlatego prawo popytu i poda�y upada.
- Zamierzacie wykra�� tajemnic� melan�u! - sykn�a Mohiam. - I to z planety strze�onej przez jego szalonych Fremen�w!
- Fremeni s� uprzejmi, zar�wno ci wykszta�ceni, jak pro�ci - powiedzia� Scytalus. - Nie s� szaleni. Nauczono ich wierzy�, a nie wiedzie�. Wiar� mo�na manipulowa�. Tylko wiedza jest niebezpieczna
- Ale czy zostanie mi co�, abym mog�a za�o�y� kr�lewsk� dynasti�? - spyta�a Irulana.
Wszyscy us�yszeli �arliwo�� w jej g�osie, lecz tylko Edric si� u�miechn��.
- Co� - powt�rzy� Scytalus. - Co�.
- To oznacza koniec Atryd�w jako si�y panuj�cej - stwierdzi� Edric.
- Podejrzewam, �e inni, mniej utalentowani prorocy ju� to przewidzieli - powiedzia� Scytalus. - Dla nich mektub al mellach, jak m�wi� Fremeni.
- Rzecz by�a napisana sol� - przet�umaczy�a Irulana.
S�uchaj�c jej, Scytalus wreszcie odkry�, co Bene Gesserit przygotowa�y dla niego - pi�kn� i inteligentn� kobiet�, kt�rej nigdy nie m�g�by mie�.
"No c� - pomy�la�. - Mo�e j� dla kogo� skopiuj�."
Ka�da cywilizacja �ciera si� z bezwiedn� si�� zdoln� zablokowa�, sprowadzi� na manowce lub wr�cz wymaza� jakiekolwiek �wiadome d��enie spo�eczno�ci
Teoremat Tleilaxan (niedowiedziony)
Paul przysiad� na skraju ��ka i zacz�� �ci�ga� pustynne buty. �mierdzia�y zje�cza�ym smarem u�atwiaj�cym dzia�anie nap�dzanych pi�tami pomp filtrfraka. By�o p�no. Przed�u�y� dzi� swoj� nocn� przechadzk�, przysparzaj�c zmartwienia tym, kt�rzy go kochali. Przez zami�owanie do spacer�w nara�a� swe �ycie, ale lubi� ten rodzaj niebezpiecze�stwa, potrafi� b�yskawicznie rozpozna� i stawi� mu czo�a. By�o co� kusz�cego i podniecaj�cego we w��czeniu si� incognito po nocnych ulicach Arrakin.
Kopn�� buty w o�wietlony kul� �wi�toja�sk� k�t pokoju i szarpn�� szczelne zamki filtrfraka. Bogowie g��bin, jaki� by� zm�czony! Znu�enie dotyczy�o jednak wy��cznie mi�ni - w jego g�owie wrza�o. Przygl�danie si� zwyk�ej, codziennej krz�taninie nape�ni�o go niewypowiedzian� zazdro�ci�. Ca�e to bezimienne �ycie kipi�ce wok� mur�w jego Cytadeli nie mog�o sta� si� udzia�em Imperatora, a jednak... c� za przywilej - m�c chodzi� ludnymi ulicami, nie zwracaj�c na siebie uwagi! Mija� ha�a�liwe grupki �ebrz�cych pielgrzym�w, s�ysze�, jak Fremen pomstuje na handlarza krzycz�c: "Masz mokre r�ce!"
Paul u�miechn�� si� na to wspomnienie i zrzuci� z siebie filtrfrak.
Sta� nagi, przedziwnie dostrojony do swojego �wiata. Diuna by�a teraz �wiatem paradoksu - obl�onym, a jednak skupiaj�cym wszelk� w�adz�. Obl�enie, zadecydowa�, by�o nieuchronnym losem pot�gi. Spojrza� w d�, na zielony dywan, kt�rego faktur� czu� pod nogami.
Ulice a� po kostki zasypane by�y piachem przeniesionym ponad Murem Zaporowym przez wiatr. Stopy przechodni�w zmieli�y go w dusz�cy py�, zatykaj�cy wloty filtrfraka. Wci�� jeszcze, mimo wydmuchiwaczy zainstalowanych w portalu Cytadeli, czu� ten py�, jego zapach pe�en pustynnych wspomnie�.
Inne czasy... inne niebezpiecze�stwa.
W por�wnaniu z tamtymi czasami to, co grozi�o mu podczas samotnych przechadzek, by�o doprawdy b�ahostk�. Ale wk�adaj�c filtrfrak, wk�ada� na siebie pustyni�. Filtrfrak, z ca�ym swym oprzyrz�dowaniem odzyskuj�cym wilgo� cia�a, w szczeg�lny spos�b kierowa� jego my�lami, nadawa� ruchom pustynny rytm. Paul stawa� si� w�wczas dzikim Fremenem. B�d�c czym� wi�cej ni� przebraniem, filtrfrak przeciwstawia� go jego miejskiemu wcieleniu. W�o�ywszy go, Imperator porzuca� my�l o bezpiecze�stwie i przywo�ywa� dawn� zr�czno�� w walce. Pielgrzymi i mieszczuchy omijali go ze spuszczonymi oczyma. Roztropno�� nakazywa�a im trzyma� si� z dala od gwa�townik�w. Je�li pustynia mia�a twarz, to dla ludzi z miasta by�a ni� twarz Fremena - skryta za ustno-nosowymi filtrami fraka.
W rzeczywisto�ci ma�e by�y szans� na to, by jaki� znajomy z dawnych czas�w, gdy mieszka� w siczy, m�g� go rozpozna� po chodzie, zapachu czy kszta�cie oczu. A i wtedy ryzyko spotkania wroga by�o minimalne.
Rozmy�lania przerwa� mu szelest portiery i b�ysk �wiat�a. Wesz�a Chani, nios�c serwis do kawy na platynowej tacy. Za ni� poszybowa�y dwie niewolnicze kule �wi�toja�skie i szybko rozbieg�y si� na swoje miejsca:, jedna u wezg�owia �o�a, druga nad Chani, by �wieci� jej przy pracy.
Chani porusza�a si� z delikatn� si�� wiecznej m�odo�ci - wra�liw�, skupion� w sobie. Co� w ge�cie, gdy pochyli�a si� nad serwisem do kawy, przypomnia�o Paulowi ich pierwsze wsp�lne dni. Jej twarz pozosta�a �niada, o urodzie elfa, na poz�r nietkni�ta przez te wszystkie lata - chyba, �e kto� przyjrza�by si� zewn�trznym k�cikom jej pozbawionych bieli oczu i dostrzeg�by tam delikatne kreski - "piaskowe �cie�ki", jak nazywali je Fremeni.
K��b pary ulecia� z dzbanka, gdy podnosi�a pokrywk�, trzymaj�c j� za uchwyt z hagalskiego szmaragdu. M�g�by si� za�o�y�, �e kawa
nie jest jeszcze zaparzona, obserwuj�c spos�b, w jaki Chani opu�ci�a pokrywk�. Imbryk - w kszta�cie brzemiennej kobiety, wykonany z cienkiej srebrnej blachy - dosta� si� w jego r�ce jako ghanima, �up bitewny, kiedy zabi� w pojedynku poprzedniego w�a�ciciela. D�amis, tak si� nazywa� ten cz�owiek... D�amis.
Jak dziwacznie �mier� unie�miertelni�a D�amisa. Wiedz�c, �e �mier� jest nieunikniona, czy trzyma� w r�ku t� w�a�nie czark�?
Chani rozstawi�a fili�anki. B��kitna porcelana przycupn�a jak �wita wok� du�ego imbryka. Fili�anek by�o trzy: po jednej dla nich i jedna dla wszystkich poprzednich w�a�cicieli.
- Jeszcze tylko chwila - powiedzia�a.
Spojrza�a na niego i Paul zacz�� si� zastanawia�, jak wygl�da� w jej oczach. Czy nadal by� egzotycznym poza�wiatowcem, szczup�ym i �ylastym, charakterystycznie nap�cznia�ym od wody, gdy por�wna�o si� go do Fremena? Czy pozosta� tym, kogo plemi� nazywa�o Usulem i kto posiad� j� w czasie fremenskiej tau, kiedy oboje byli uciekinierami w pustyni?
Paul zerkn�� w d�, na swoje cia�o: smuk�e, o twardych mi�niach... kilka blizn wi�cej, lecz w zasadzie to samo mimo dwunastu lat na tronie. Podni�s� wzrok i dostrzeg� swoj� twarz odbit� w stoj�cym lustrze: b��kitne w b��kicie oczy - oznaka przyprawowego uzale�nienia, ostry nos Atryd�w. Imperator wygl�da� jak godny wnuk tego Atrydy, kt�ry zgin�� na arenie w walce z bykiem, wyst�puj�c przed swoim ludem.
Przez umys� Paula przemkn�a my�l, kt�r� kiedy� wypowiedzia� dziadek: "Ten, kto w�ada, przyjmuje nieodwo�aln� odpowiedzialno�� za poddanych. Jeste� gospodarzem. A to czasami wymaga bezinteresownego aktu mi�o�ci, kt�ry mo�e wyda� si� �mieszny tylko tym, kt�rymi w�adasz." Ludzie nadal wspominali z mi�o�ci� tego starego cz�owieka.
"A co ja zrobi�em dla imienia Atryd�w? - zastanowi� si� Paul. - Wpu�ci�em wilka pomi�dzy owce." Przez chwil� rozmy�la� o �mierci i przemocy zadawanych w jego imieniu.
- Natychmiast do ��ka! - zakomenderowa�a Chani ostrym tonem, kt�ry przyprawi�by o wstrz�s jego imperialnych poddanych.
Pos�usznie po�o�y� si�, podk�adaj�c r�ce pod g�ow� i pozwoli� si� usypia� znanemu rytmowi ruch�w Chani.
Wygl�d pokoju nagle go roz�mieszy�. Nie by� podobny do tego, co posp�lstwo musia�o wyobra�a� sobie jako sypialni� Imperatora. ��ty blask ku� �wi�toja�skich tworzy� ruchome cienie w�r�d rz�d�w s�oi z barwnego szk�a na p�ce powy�ej Chani. Paul zacz�� bezg�o�nie wymienia� ich zawarto�� - suche sk�adniki pustynnej farmakopei, ma�ci, kadzid�a, pami�tki... szczypta piachu z siczy Tabr, pukiel w�os�w ich pierworodnego... martwego od tak dawna... ju� od ponad dwunastu lat... niewinnej ofiary bitwy, kt�ra wynios�a Paula na imperialny tron.
Bogaty aromat zaprawionej przypraw� kawy nape�ni� komnat�. Paul wci�gn�� go w p�uca, spogl�daj�c na ��t� mis� obok tacy, gdzie Chani parzy�a kaw�. Naczynie pe�ne by�o orzeszk�w ziemnych. Zamontowany pod sto�em wykrywacz trucizny w�szy�, rozci�gaj�c nad nimi swe owadzie ramiona. Urz�dzenie wprawia�o Paula we w�ciek�o��. Na pustyni nigdy nie potrzebowali czego� takiego!
- Kawa gotowa - powiedzia�a Chani. - Jeste� g�odny?
Jego gniewne "nie" uton�o w �wiszcz�cym ryku lichtugi przyprawowej, d�wigaj�cej si� w g�r� z l�dowiska pod Arrakin. Mimo to Chani spostrzeg�a jego z�o��. Nala�a kaw� i postawi�a fili�ank� blisko jego r�ki. Usiad�a w nogach ��ka, odkry�a nogi Paula i zacz�a masowa� je tam, gdzie mi�nie zesztywnia�y od chodzenia w filtrfraku.
- Porozmawiajmy - powiedzia�a cicho, przybrawszy oboj�tn� min�, kt�ra jednak i tak go nie zwiod�a. - Irulana pragnie mie� dziecko.
Paul otworzy� zdziwiony oczy. Przyjrza� si� Chani z uwag�.
- Irulana wr�ci�a z Waliach nieca�e dwa dni temu - zauwa�y�. - Ju� u ciebie by�a?
- Nie m�wi�y�my o jej frustracjach - powiedzia�a Chani.
Paul zmusi� sw�j umys� do wzmo�onej czujno�ci. Bada� twarz Chani wedle Metody Bene Gesserit, kt�rej nauczy�a go matka, �ami�c �lub pos�usze�stwa. Nie lubi� tego robi� w stosunku do Chani. Cz�� w�adzy, jak� mia�a nad nim, zawdzi�cza�a temu, �e rzadko przy niej potrzebowa� wywo�uj�cych napi�cie mocy. Chani zazwyczaj unika�a niedyskretnych pyta�. Jej w�tpliwo�ci dotyczy�y najcz�ciej spraw praktycznych. Tym, co interesowa�o Chani, by�y fakty, mog�ce zaci��y� na pozycji jej m�czyzny - powa�anie jego osoby w Radzie, lojalno�� jego legion�w, mo�liwo�ci i umiej�tno�ci sojusznik�w. Jej pami�� zawiera�a katalog imion i powi�zanych z nimi szczeg��w. Mog�a wyrecytowa� wa�niejsze s�abostki ka�dego ze znanych wrog�w, rozmieszczenie potencja�u nieprzyjacielskich si�, bitewne plany ich dow�dc�w wojskowych, wyposa�enie i mo�liwo�ci produkcyjne podstawowych ga��zi przemys�u.
"Czemu teraz - zastanawia� si� Paul - napomkn�a o Irulanie?"
- Zmartwi�am ci� - powiedzia�a Chani. - Nie taki by� m�j zamiar.
- A co by�o twoim zamiarem?
U�miechn�a si� nie�mia�o, podnosz�c na niego wzrok.
- Je�li si� gniewasz, kochany, prosz�, nie ukrywaj tego. Paul opar� si� z powrotem o wezg�owie.
- Mam j� oddali�? - spyta�. - Jej przydatno�� jest teraz ograniczona, a nie podoba mi si� to, czym pachnie jej wycieczka do domu, do zakonu �e�skiego.
- Nie oddalisz jej - powiedzia�a rzeczowo Chani, nadal masuj�c mu nogi. - Wiele razy twierdzi�e�, �e dzi�ki niej masz kontakt z naszymi wrogami, �e mo�esz odczyta� ich plany poprzez jej dzia�ania.
- Ale co kogo obchodzi jej g��d macierzy�stwa?
- My�l�, �e mog�oby to pomiesza� szyki nieprzyjacio�om, a Irulan� postawi� w niezr�cznym po�o�eniu, gdyby� uczyni� j� brzemienn�.
Z ruch�w jej d�oni, masuj�cych mu nogi wyczyta�, ile kosztowa�o j� to stwierdzenie. Poczu� ucisk w gardle.
- Chani, ukochana - powiedzia� mi�kko - przysi�g�em, �e nigdy nie wezm� jej do mojego �o�a. Dziecko da�oby jej zbyt wielk� w�adz�. Chcia�aby�, �eby zaj�a twe miejsce?
- Ja nie mam miejsca.
- Nieprawda, Sihajo, moja pustynna wiosenko. Sk�d ta nag�a troska o Irulan�?
- To troska o ciebie, nie o ni�! Je�li b�dzie nosi� dziecko Atrydy, jej przyjaciele zw�tpi� w jej lojalno��. Im mniej zaufania b�d� pok�ada� w niej nasi wrogowie, tym mniej b�dzie nam zagra�a�.
- Jej dziecko mog�oby oznacza� twoj� �mier� - rzek� Paul. - Znasz tutejsze intrygi - gestem r�ki ogarn�� Cytadel�.
- Musisz mie� potomka! - powiedzia�a matowym g�osem. - Oooch! - j�kn��.
A wi�c o to chodzi. Chani nie da�a mu dziecka. W takim razie kto� inny musia� to zrobi�. Dlaczego nie Irulana? Takim to torem bieg�y my�li Chani. A dokona� si� to