241

Szczegóły
Tytuł 241
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

241 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 241 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

241 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Francuska poezja mi�osna" autor: Jadwiga Dackiewicz antologia PWZN Print 6 Lublin 1999 Przedruku dokonano na podstawie pozycji wydanej przez: ABC Future Sp. z o.o. Warszawa (?) 1997 * * * S�owo od t�umacza S�usznie chyba kto� kiedy� zauwa�y�, �e o poezji - mam na my�li poezj� autentyczn� - trudno orzeka�. Wyb�r poetyckich temat�w to oczywi�cie sprawa osobistych preferencji, kt�re nie ka�demu mog� przypa�� do gustu. Wszystko tu zale�y od rodzaju wra�liwo�ci odbiorcy owych tekst�w. Z wyborem francuskiej poezji mi�osnej wi��� si� ponadto problemy specjalnej natury, zrodzone z wyj�tkowej wielo�ci poetyckich w�tk�w. Bogactwo to ofiarowuje czytelnikowi ogromn� skal� prze�y�. Co wybra�, �eby przedstawi� mo�liwie najpe�niejszy obraz tego, co o mi�o�ci pisano we Francji w poetycki spos�b? Zacz�am tu od lat bardzo odleg�ych, Marie de France, pisz�ca na dworze Plantagenet�w, to pocz�tek �redniowiecza. Dostarczy�a ona wiele pie�ni trubadurom, akompaniuj�cym sobie wdzi�cznie na wioli. Znajd� si� te� tu poetki czas�w nieco p�niejszych, kt�re kontynuowa�y opisy mi�osnych turbacji w spos�b wcale kunsztowny. Pe�na blasku poezja renesansu to Ronsard. Odezwie si� te� tutaj m.in. nieco cyniczny Voltaire, Mirabeau, zapl�tany w Wielk� Rewolucj�, romantycy, staraj�cy si� zerwa� wszelkie formalne i tre�ciowe p�ta, symboli�ci. Kryteria mojego wyboru preferowa�y to wszystko, co wydawa�o mi si� sam� istot� poetyckiego pi�kna, kt�remu s�u�y�a mi�o��. A wi�c owemu nieodpartemu urokowi, zrodzonemu z autentycznego prze�ywania mi�osnych nastroj�w, obdarzonego nieraz znamieniem ponadczasowo�ci. Gwoli jednak odtworzenia pe�niejszego obrazu ca�ej tej poetyckiej w�dr�wki przez stulecia, zamie�ci�am tu tak�e kilka utwor�w, kt�re, cho� napisane przez poet�w znanych i cenionych, nie zawsze osi�gaj� szczyty poetyckiego liryzmu, �wi�c�cego triumf w poezji Marie de France, Ronsarda, Musseta czy Verlaine'a. A przecie� to �w liryzm w�a�nie, kt�ry stara�am si� najpe�niej ukaza�, stanowi o ponadczasowej sile pi�kna francuskiej poezji. Guillaume de Poitiers (1071-1127). Piosenka radosna Rad wielce, �e mi�uj�, niech�e pogr��� si� g��biej w mej szcz�liwo�ci, a poniewa� osi�gn�� pragn� rado�� doskona��, usi�uj� skierowa� moje afekty ku najdoskonalszej z dam. Czyli� mi si� pochwali� nie godzi, �em zdo�a� pochwyci� spojrzenia najdoskonalszej z nieskazitelnych? Pojmujecie zapewne, i� nie nale�� do pysza�k�w, kt�rzy lubi� sobie pochlebia� - je�li wszelako rado�� zdo�a�aby kiedy zakwitn��, ta moja winna wyda� owoce �wie�sze ni� ka�da inna, rozb�ysn�� blaskiem najgor�tszym �r�d pos�pnego dnia. Nigdy m�czyzna, o�ywiony moc� mi�osnej ��dzy, nie zazna�, czy to w my�lach, czy w zwidach sennych, lubo�ci, co by z moj� r�wna� si� mog�a. Nie ma podobnej na �wiecie, a �w, kto by zamy�la� o niej �piewa�, zmitr�y�by i rok ca�y, nim zdo�a�by to uczyni� w�a�ciwie. Wszelkie zadowolenie owej rado�ci ust�pi� musi, wszelka pot�ga kl�kn�� winna przed moj� dam�, ukorzy� si� przed niebia�sk� pogod� jej oczu, czarem jej �askawo�ci. Rado�� tego, kogo ona �askami obdarzy, bardziej mu cenna b�dzie ni� i sto lat �ywota. Szcz�cie, jakie tchnie z jej mi�o�ci, potrafi uzdrowi� chorego, jedno za� jej s�owo, rzucone w gniewie, i najzdrowszego powali� mo�e, najm�drszego przyprawi o pomylenie, najurodziwszy pi�kno�ci si� zb�dzie, z gbura uczyni wykwintnisia. Skoro tedy na ziemi nie znale��, skoro oczy ujrze� a usta nazwa� nie mog� urodziwszej niewiasty, przeto zamy�lam na zawsze zachowa� j� przy sobie, i�by o�ywia�a to, co kryj� w sercu, i�by przywraca�a m�odo�� cia�u mojemu i strzeg�a mnie przed niedo��stwem. A skoro pani moja mi�o�� m� odwzajemnia, w dom m�j j� powiod� i wdzi�czno�� moj� oka��. Potrafi� te� ustrzec sekretu mego szcz�cia, znale�� dla mi�ej s�owa miodem p�yn�ce, wszystko, co uczyni�, jej jeno ukontentowanie b�dzie mia�o na celu. Przymioty jej w�a�ciw� u mnie ocen� znajd�, a chwalbie ich nie b�dzie ko�ca! W l�ku, by si� nie rozd�sa�a, nie odwa�� si� prosi� jej o nic, w trwodze te�, bym nie pope�ni� niezdarno�ci jakowej�, nie odkryj� przed ni� mi�o�ci mojej do cna. Ona jedna wszak�e wzi�a mnie w podda�stwo! Bertran de Born (1140-1210). I�bym si� oczy�ci� z potwarzy Pani, pragn� oto z potwarzy si� oczy�ci� i da� wam, pani moja, dow�d mej niewinno�ci. Oczerni�y mnie bowiem przed tob� przeniewierce niegodne. Przez lito��, b�agam, pani moja, wierna i oddania pe�na, skromna, szczera, dworna i wdzi�czna, nie dozw�l, by oszczerce niezgod� czynili mi�dzy nami. Niechaj przy pierwszym rzucie wyrwie mi si� sok�, niech�e go rarogi na mej d�oni ubij�, niechaj go unios� i na d�oni mojej obedr� z pierza, je�li nie wol� wzdycha� jeno przy tobie ni�li po��da� innej, cho�by mi o�wiadcza�a swoj� mi�o�� i pragn�a zatrzyma� mnie w �o�u. A �eby s�owa moje, pani, przekona�y ci� dowodniej jeszcze, przywo�a� oto pragn� sromot� najniegodziwsz�: gdybym kiedykolwiek, cho�by i w my�lach, pope�ni� wobec ciebie, pani, jakow�� zdrad�, je�li sam si� znajd� z niewiast� w komnatce czy w ogrodzie, niech�e mnie nag�a niemoc chyci i wszelkiego dokazywania zabroni. Kiedy przed szachownic� zasi�d�, niech nie wygram ani denara, je�lim kiedykolwiek zabiega� o wzgl�dy innej ni� ty, o uwielbiana, upragniona pani moja! Niech�e si� stan� panem kasztelu jeno w �wierci, niech tam czterech dziedzic�w dzieli jedn� wie�� i za �by si� bior�, niech�e si� nie potrafi� obej�� bez medyka, kusznika, stra�nika, klucznika, wartownika - gdyby i kiedykolwiek serce inn� mi�owa� kaza�o. Niech�e mnie pani moja opu�ci dla innego rycerza, niech�e nie wiem, ku kt�remu �wi�temu si� zwr�ci�, niech�e �agle mi wichry stargaj� na morzu, niech�e mnie pacho�ki na dworze kr�la o�wicz�, niechaj zemkn� pierwszy z pola bitwy - je�li nie ze�ga� ten, kto ci o mnie bajdurzy� owe szkaradzie�stwa. Niech�e z tarcz� na ramieniu i kapturem, nadzianym na opak, padn� w konnej gonitwie ze strzemionami, co po ziemi si� wlok�, niech�e wej�cie moje do karczmy gniew w ober�y�cie obudzi, je�li nie ze�ga� ten, co ci gada� owe s�owa bezecne. Pani, jako �e posiadam jastrz�bia dobrego na kaczki, �ywego, �wie�o wypierzonego, pos�usznego, nieustraszonego w pogoni za zdobycz�, zdolnego przewy�szy� w przymiotach inne ptaki, tak �ab�dzie jak �urawie, czaple czarne czy bia�e, niech�e mi ptaka mego zamieni� na jastrz�bia lada jakiego, t�ustego, leniwego, niezdolnego fruwa�, zdatnego jeno do polowa� na kury. K�amce, oszczerce, zawistnicy, fa�szywcy, kt�rzy�cie prowadzili mnie z pani� moj�, ostawcie mnie w spokoju! Marie de France (XII w.). Pow�j Panowie mili, pos�uchajcie, Zawierzcie, prosz�, memu s�owu I �yczliwego ucha dajcie Historii, co si� zowie "Pow�j". A b�dzie w opowie�ci owej Rzecz o Tristanie i kr�lowej, Co si� nieszcz�ni nap�akali, Jako si� pi�knie mi�owali, A� i mi�o�ci tej rozkazem Jednego dnia pomarli razem. Kr�l Marek strasznym gniewem gorze, Tristana �cierpie� kr�l nie mo�e I precz wygania go surowo: Siostrzan pokocha� �mia� kr�low�. Do Sutwal uszed� wyp�dzony, Gdy� tam rodzinne jego strony: Rok min��, odk�d spad�a kara, Do Tyntagielu wr�ci� wara, Wi�c zadumany �a�o�liwie W rozpaczy ledwie przecie �ywie. Kiedy, kto wiernie, zacnie kocha, A szcz�cia nie zna ani trocha, Temu usycha� w �zach, zgryzotach, To� to, panowie, nie dziwota. A �e Tristana zmog�y znoje, Przeto opu�ci� strony swoje, Do kornwalijskich zmierza granic, W Kornwalii mieszka jego pani. W las si� zapu�ci� gwoli temu, By nikt go z ludzi zoczy� nie m�g�, I w lesie kry� si� do wieczora. Spoczynku wreszcie przysz�a pora, Tedy w wie�niacze wst�pi� progi, Tam da� mu �o�e cz�ek ubogi. Tristan zapyta� o nowiny, Zapyta�, co kr�l Marek czyni, A na to mu odrzek�o wielu, �e sprosi� kr�l do Tyntagielu Baron�w, na turnieje, w go�ci. Rzekli mu jeszcze ludzie pro�ci, I�, jako kr�la pana wola, W Zielone �wi�tki ta swawola, �e pono� na zebranie owo Kr�l Marek przyby� ma z kr�low�. Mi�e to Tristanowi s�owa, Bo� przecie pozna go kr�lowa, Pomy�li sobie o Tristanie, Kiedy jej w pobok konia stanie. �witkiem bledziuchnym Tristan chy�o W las pomkn��, czeka, a� si� zbli��, Spojrzy, a przy nim tu� leszczyna, Rwie ga���, z czterech stron przycina, W ziemi� j� wetknie, tnie za chwil� Imi� swe na niej, jeno tyle. Kr�lowa, patrz�c w le�n� steczk�, Pozna graniast� t� laseczk�, Wspomni, gdy ujrzy j� z oddali, Jak znaki sobie ni� dawali. Przybywa pani, widzi, staje, Zielony dr��ek rozpoznaje, Rycerzom �wity w g�os si� �ali, �e s�abnie, chce, by si� wstrzymali, �e wielce si� strudzona czuje. Spe�niaj�, co im rozkazuje. Potem oddala si� kr�lowa, Do wiernej s�u�ki ciche s�owa Szepce, po�pieszne stawia kroki, Wst�puje wreszcie w las g��boki. Tam drzewa le�ne ukrywa�y, Kogo mi�uje nad �wiat ca�y. I zaton�li, pojednani, W rozkoszy cudnej, a bez granic. D�ugo jej Tristan m�wi� b�dzie, �e pani� swoj� widzi wsz�dzie, Z dawna mu oczy we �zach stoj�, Z dawna chcia� ujrze� pani� swoj�. Czy w nocnej porze, czy o �wicie, Straszne dla niego bez niej �ycie. �e oni, jak powoju kwiecie, Gdy na leszczynie si� oplecie, Po�r�d zielonych kwitnie pn�czy. Lecz niech je tylko kto roz��czy, Splecione p�dy porozdziera, Schnie drzewko, pow�j te� umiera. Roz��czy� dwoje nas daremnie, C� ja bez ciebie, ty beze mnie? Tak oto m�wi� jej do woli, Ona o szcz�snej teraz doli, A potem rzek�a, �e mu trzeba Z kr�lem si� jedna�, a nie gniewa�, �e m�ki wycierpia�a tyle, Gdy roz��czenia przysz�y chwile, Gdy Tristan z kr�lem si� powadzi�. Wszystko sna� kto� kr�lowi zdradzi�. Ju� oto z sob� po�egnani. Odesz�a Tristanowa pani. Na my�l, �e znowu b�d� sami, Gorzkimi zap�akali �zami. On w Galii teraz oczekuje, A� mu przewiny kr�l daruje. Szcz�liw, �e ujrza� swoj� mi��, Wy�piewa�, co im si� zdarzy�o, Jej s��w od niepami�ci broni�c, Z cicha o struny harfy dzwoni�c. Goatlef nazwali Bryta�czycy T� opowiastk� o Tristanie, Chevrefeuille zowi� zn�w w Bretanii Ca�e nieszcz�sne to kochanie, O kt�rym s�owo prawd� wie�ci W owej prze�licznej opowie�ci. Marie de France. S�owik Breto�ska to opowie�� stara, Kt�r� wam prawi� b�d� zaraz, Nightingale zw� j� na Albionie, W Bretanii Laustic m�wi� o niej. W Saint-Malo, s�awnym na �wiat ca�y, Dwa zamki, dwie fortece sta�y. W zamkach tych �yj� dwaj rycerze. Saint-Malo od nich s�aw� bierze. Z jednym z rycerzy mieszka �ona, Nadobna, wdzi�cznie przystrojona A� dziw, jak wielkie ma staranie, By wszystko pi�kne by�o na niej. Drugi za� rycerz nie mia� �ony. Ten bywa� dla swych cn�t wielbiony, Gdy� wielka prawo�� w nim mieszka�a. Czci�a go wi�c baronia ca�a, Gdy w turniejowe szranki stawa�. W sakiewce to, co mia�, oddawa�. �w rycerz marzy tylko o niej, O s�siadowej pi�knej �onie, Takie zanosi� te� b�agania, Tak serce jej ku swemu sk�ania�. Dusza gorza�a, jak kwiat w s�o�cu, A� go i pokocha�a w ko�cu. Zasi� pocz�a go mi�owa� Nie tylko za mi�osne s�owa I za oddane serce wszystko, Lecz za to te�, �e by� tak blisko. Taili ka�de swe spotkanie, By nikt baczenia nie mia� na nie, Zaskoczy� nie m�g�, dojrze� czego Z tego kochania sekretnego. �e zamki obok siebie sta�y, Przeto si� schadzki udawa�y, Z okna komnaty, gdzie mieszka�a, Z najukocha�szym rozmawia�a, A on, po swojej stoj�c stronie, S�a� poca�unki, s�owa do niej. Czasami si� te� zabawiali, Ot, z okna w okno przerzucali Podarki drobne, a �wiadcz�ce, �e serca by�y wci�� gor�ce. �adne ich licho nie dr�czy�o, Spokojnie tedy kwit�a mi�o��, Jeno mo�no�ci wci�� nie mieli By� z sob� tyle, ile chcieli. Przeto starali si� oboje, By widzie� cho� u�miechy swoje. Gdy tylko mogli, w oknie stali, Z dala na siebie spogl�dali. Tak trwa�oby do ko�ca �wiata, A� si� zacz�a pora lata. ��ki i pola ju� zielone, Drzewa kwiatami rozpachnione, �piewaj� po�r�d li�ci krzak�w Najbardziej roz�piewane z ptak�w. Kto kocha, kocha tym gor�cej, Z tego przybywa wiosny wi�cej. Rycerz i jego mi�a pani Bardziej ni� zwykle rozkochani, Owe wiosenne zachwycenia B�yszcza�y w s�owach i spojrzeniach. Gdy ksi�yc zal�ni� w ca�ej krasie, A pan i m�� ju� zasn��, zda si�, Ona opuszcza �o�e swoje, W p�aszcz si� okrywa i zawoje, U okna staje - on ju� czeka, Znowu u�miecha si� z daleka. Zakl�ci przez wiosenne moce, Nie �pi�, czuwaj� ca�e noce, Ka�demu serce przypomina, �e to ich rado�� jest jedyna. A� kt�rej� nocy przebudzony M�� gniewnie pocz�� pyta� �ony, Czemu tak cz�sto z �o�a wstaje I dok�d zwykle si� udaje. - "Panie - odpowie ona na to - Nic nie wie o rozkoszach �wiata, Kto o s�owiczych pie�niach nie wie. Zaczarowana moc w tym �piewie. S�owika s�ucham, jego czekam, Jego muzyka mnie urzeka, Ach, one daj� szcz�cia wiele Przecudne te s�owicze trele, Wielka nami�tno�� ma, g��boka, Noc� i tak nie zmru�� oka." Gdy gro�ny pan wys�ucha� �ony, Za�mia� si� straszny, rozsierdzony, Poduma� chwil�, wreszcie kaza� Schwyta� s�owika w ��k z �elaza. Ju� niegodziwe te pu�apki Czyhaj� na ptasz�ce �apki, Nie ma leszczyny ni kasztana Bez side� - taki rozkaz pana. Schwyc� stworzenie nieszcz�liwe I do barona nios� �ywe. Porwa� s�owika ucieszony, Pod��y� do komnaty �ony - "Bywaj mi, pani, p�jd�, a skoro, Rzek� ci jeno s��w kilkoro. Sp�jrz, oto teraz w mojej mocy Ptak, co ci kaza� czuwa� w nocy. Skoro si� dosta� w moje r�ce, Ju� on ci� nie obudzi wi�cej!" Kiedy to us�ysza�a �ona, Odebra� ptaka chce, strwo�ona, I zgrozy pe�na d�onie sk�ada, On jednak �mier� ptaszkowi zada. D�o�mi obiema szyjk� �ciska, Ukr�ca j�, ju� krew z niej tryska, Zaiste, trudno m�wi� o tym, Co srogi pan uczyni� potem, Ptasz�ce cia�ko rzuci� z si�� Na �on� - sukni� zakrwawi�o I krew gwia�dzist� trys�a plam� Pod piersi�, tam, gdzie serce samo. Potem po�piesznie wyszed� z sali. Nieszcz�sna s�ania si� i �ali, I tuli ptaszka, �ka rozpacznie, Ca�a we �zach, przeklina� zacznie Oprawc�w, kt�rzy skradli skrycie Jej szcz�cie, a ptaszkowi �ycie. "Jaki� mi serce b�l przenika, Teraz, gdy nie ma ju� s�owika, U okna ju� nie b�dziem dalej Z dala na siebie spogl�dali. M�j ukochany - serce czuje - Pomy�li, �e go mniej mi�uj�. Po�l� s�owiczka, w li�cie powiem Wszystko, o wszystkim niech si� dowie." I na kawa�ku z�otog�owia Spisa�a te �a�osne s�owa, Bij�ce serce przycisn�a, W �w list s�owika owin�a, Paziowi rozkaza�a swemu Ten dar nieszcz�sny nie�� mi�emu. Rycerz wi�c teraz wie o wszystkim. Z rozpaczy, zda si�, sza�u bliski. Lecz nie zachowa� si� niegodnie, Gdy ow� wie�� otrzyma� o niej. Rozkaza� rze�bi� wnet ze z�ota - Przecudna by�a to robota - Szkatu�k� ma��, z�oto szczere Zdobi�y nadto grona pere�. Tam w�a�nie z�o�y� pan s�owika. Gdy potem wieczko sam domyka�, Zapiecz�towa� szkatu�eczk�. Zamkni�cie takie bywa wieczne... Odt�d, czy w zdrowiu, czy w chorobie, Zawsze szkatu�k� mia� przy sobie. Taka si�, moi mili, mie�ci Tre�� w tej przesmutnej opowie�ci, O kt�rej pami�� nie utonie. W Bretanii Laustic m�wi� o niej. Madame de Die (koniec XII w.). Skarga i zaproszenie Mi�o�� rycerza to wielka turbacja nieraz. Pragn�, by zawsze wiedziano, jaki afekt wzbudzi� we mnie m�j rycerz. I oto zosta�am porzucona, a pow�d jakoby by� taki, �e nie darzy�am go mi�o�ci�. Kiedy wi�c pob��dzi�am? W �o�u, czy wtedy, gdy szatki mia�am na sobie? Jak�ebym pragn�a tuli� w ramionach wieczorem mojego rycerza! Ile�by ukontentowania znalaz� w chwili, gdybym mu z piersi mojej uczyni�a poduszk�! Rozmi�owa�am si� w nim bardziej ni� Flora w Blanchefleur. Ofiarowuj� mu serce moje, my�li moje, oczy me, �ywot m�j. O przyjacielu, pi�kny, mi�y, wdzi�czny, je�liby� si� kiedy we w�adaniu moim znalaz�, je�li by�oby mi dane legn�� przy tobie wieczorem i ofiarowa� ci poca�unek, jako wyraz mego fektu, wielka by�aby to rado��, wiedz o tym, cisn�� w ramionach ciebie miast mojego ma��onka, gdyby� przyrzek� jeno, �e uczynisz wszystko, czego za��dam. Anonim (XIII m.) * * * Kiedy Zach�d p�onie Jak pochodnia Diany, W srebrzysto�ci tonie Ca�y blask r�any, Powiewy wietrzyka Chmury z nieba zgarn�, A ta ich muzyka Koi chwil� czarn�. Serce �al m�j zmienia W mi�osne marzenia. Blask zmierzchu pierzchliwy Wdzi�k przydaje rosie, A ludziom przynosi Sen jak�e szcz�liwy. Sen niby balsamy, Kt�re troski koj�, I b�le, i burze Spokojno�ci� swoj�, Gdy si� pod zamknione Dostaje powieki, Serce si�, szalone, Oddaje na wieki. Morfeusz to wietrzyk �agodnie wiej�cy, Zasiewy dojrza�e Do �ycia budz�cy. Oto szumi potok Skro� czystego piasku, P�ynie m�y�ska woda Skro� s�onecznych blask�w Oj, znu�y Wenera, Trza odpocz�� teraz, A na powiek tratwie Snom p�yn�� naj�atwiej. S�odko, gdy mi�o�� koi snem pieszczoty dreszcze, Lecz gdy zn�w si� mi�o�ci� staje - s�odziej jeszcze. Tam, gdzie t�sknie s�owik �piewa, Tam, gdzie si� zieleni� drzewa, Mi�o pi�knym snom folgowa�, Milej z lub� baraszkowa�. Kiedy zapach zi� odurza, Kiedy da pos�anie r�a, Mi�o, je�li na znu�onych Mi�osnym igraniem owym Sp�ynie sen pokrzepiaj�cy. Christine de Pisan (1369-1430). W ukryciu zabrzmi ta piosenka W ukryciu zabrzmi ta piosenka, Lecz lepiej mi wyp�aka� oczy, Ni�liby mia� kto kiedy zoczy� T� �z�, w niej ca�a moja m�ka. M�j �al jam winna �ywi� skrycie, W niczyich piersiach nie odd�wi�czy, Tym mniej przyja�ni niesie �ycie, Im wi�cej b�lu serce dr�czy. Nie znana �wiatu ta udr�ka, Przez kt�r� dni me rozpacz toczy, �zom ch�tne, �miej� si� me oczy, Rwie si� melodia, struna p�ka, W ukryciu zabrzmi ta piosenka. Na twarzy mej smutku odbicie Cnot� mi �ycia nie uwie�czy, Wy mnie o ob��d pom�wicie, O wy, do kt�rych los si� wdzi�czy. Gdy oto si� ukaza� l�kam B�lu, co kirem mnie otoczy, Trza mi schronienia pr�g przekroczy�, Zatai� czarn� my�l, co n�ka, W ukryciu zabrzmi ta piosenka. Francois Villon (1431-1480) Ballada, jak� Villon obdarzy� szlachetnie urodzonego m�odego �onkosia, i�by j� swojej ma��once przekaza� raczy� Niby o �wicie g�uszce tokuj�ce, A ��dzy pe�ne, jak to w ich zwyczaju, Pieszczoty sobie nie sk�pi�c gor�cej, Gdy si� skrzyd�ami chciwie ob�apiaj�, Niech�e my wzajem, pani moja mi�a, Mi�osnych igr�w za�yjem dowoli, By nas radosna chu� w jedno spoi�a, Gwoli gor�cej krwi, mi�o�ci gwoli. Ja w�adzy twojej powolnym si� stan�, Po �mier�, co kiedy� do drzwi zako�acze, Honorem ty�e� mi, na ka�d� ran� Balsamem, kiedy �r�d zgryzoty p�acz�. Rzecze mi rozum, a b�d� go s�ucha� Ochotnie, i�bym nie szcz�dzi� mozo�u, S�u��c ci wiernie wszystk� moc� ducha, A wi�c nasz �ywot trza nam wie�� pospo�u. Kiedy na� plagi spadn� i katusze, Kiedy bole�ci� srog� rozgorzeje, Wzrok tw�j w szcz�liw� przemieni m� dusz�, Jak wiatr, co ka�d� czarn� mg�� rozwieje. A wi�c nie strac� ziarna, zasianego W tw� gleb�, dana mi od Boga ona, Owoc wyro�nie na niej dnia pewnego, Posp�lno�� tedy nasza nam s�dzona! Przes�anie Pos�ysz, ksi�niczko zacna, co ci gadam, Serce me tobie w niewol� oddaj�, I w twej sk�onno�ci ufno�� m� pok�adam, Trza nam wi�c przecie mi�owa� si� wzajem! Francois Villon. Ballada do ukochanej Mi�o�ci, ty�e� okrutn�, zwodnico, Ob�udy� pe�na, s�odycze twe k�ami�, A gdy �elazne kleszcze twe pochwyc�, Morderczym ciosem biedne serce �ami�. Czar tw�j �mier� niesie po�r�d s�odkich marze�, A pycha wszystkie czyny twe przenika, Oczy okrutne, mi�osierdzie ka�e Nie gn�bi�, jeno koi� nieszcz�nika. Czyli� nie lepiej by o pomoc wo�a� W przystani inszej, gdzie lubo�� pieszczoty? Nic z w�adztwa twego zwolni� mnie nie zdo�a, Trza mi dozgonnej za�ywa� sromoty. M�czyzna ze mnie wi�c czy drobne dzieci�? Zgin�, gdy� nadto wielka ma udr�ka, Lito�ci zda si� do cna brak na �wiecie, Gdy miast rado�ci, sroga jeno m�ka. Lecz c�, po d�ugim przecie lat szeregu, Niejedna zmarszczka na twym liczku si�dzie, Ja si� za�miej� wonczas, lecz nie, przeb�g, I dla mnie staro�� nie�askaw� b�dzie. Zgrzybialcem stan� si�, jak ty zgrzybia�a, �yj zdrowo! Skoro mnie nie by�a� mi��, Trza, by� si� innym milsz� okaza�a, Wspiera� mnie, nie za� dr�czy� trzeba by�o. Przes�anie Mi�ujesz, ksi���, a wi�c l�k mnie bierze, I�e �le pojmiesz, co z mych s��w wynika, Lecz przecie� �askaw, tedy zechcesz szczerze Pocieszy�, nie za� n�ka� nieszcz�nika. Clement Marot (1493-1544). Do pi�knego cycuszka Pi�kny cycuszku, bielszy� ni�li jajo, Bia�e at�asy przy tobie si� staj� Czarne, a r�a ze wstydu si� p�oni. Nic ci� w urodzie twojej nie dogoni! Twardy� te� w twojej nadobnej kr�g�o�ci, A kr�g�o�� owa ze s�oniowej ko�ci, Po�rodku kt�rej sekretnie utkwiona Poziomka, mo�e czere�nia czerwona, Obcy jej widzie� ani tkn�� nie mo�e, Lecz �e istnieje, o to si� za�o��. Ty, o r�owym, prze�licznym koniuszku, Znieruchomia�e�. Nie wolno�, cycuszku, Wyrusza� w podr�, czy puszcza� si� w tany, Ju�e� na zawsze w miejscu zatrzymany. Ty� nieporadny, a miluchny tyle, Od towarzysza daleki o mil�, �wiadectwo tak�e zawar�o si� w tobie O tej, na kt�rej zakwitasz osobie. Kiedy ci� widz�, serce ch�tk� p�onie, I�by ci� dotkn��, i�by uj�� w d�onie, Nadto wszelako takowa my�l zdro�na, Gdy� zbyt daleko tu pob��dzi� mo�na. O ty, ni du�y nadto, ni za ma�y, Nieuskromione pobudzasz zapa�y, I dniem i noc� s�ysz� twe wo�ania: "Ach, mi�owania pragn�, utulania!" A kiedy wzbierasz i opadasz z wolna, Gdy ci� pieszczota w dreszcze wprawi� zdolna, Zaprawd�, szcz�snym stanie si� cz�owiekiem, Kto�, kto potrafi nape�ni� ci� mlekiem, Sprawi, i� stanie si� dziewcz�tko owo Kusz�ce, jakim bywa �ra�y owoc! Marguerite de Valois (1533-1615). Prawili�cie, �e wielkie jest wasze kochanie Prawili�cie, �e wielkie jest wasze kochanie, Jam s�dzi�a, �e przecie wierzy� wam wypada, Lecz w czas kr�tki do inszej rzekli�cie tak, panie, Przy mnie si� dokona�a zasi� ona zdrada. Nie nadto� to fatygi, mi�o�ciwy panie, Kiedy si� dwom niewiastom wyznaje kochanie? Niechaj�e mi�dzy nami wszystkie struny p�kn�. Tamta czeka. Mnie nie trza fa�szywej sk�onno�ci. Starczy mi jeno cz�stka waszej �askawo�ci, Mi�ujcie si�, niech szcz�cie przysz�o�� da wam pi�kn�. Pernette de Guillet (1521-1545). Przyrzek�am ci, najmilszy Przyrzek�am ci, najmilszy, kiedy� o wieczorze, Na dow�d pos�usze�stwa twej usilnej woli, �e przybiegn� do ciebie o wiadomej porze, Los mi m�j tego jednak czyni� nie dozwoli. Pos�uchaj mnie, najdro�szy, pragn� szcz�snej doli Przebywania wraz z tob� nie dzie�, �ywot ca�y, Chc�, �eby twoje oczy zawsze mnie czeka�y, My�l podobnie - ja o to wnosz� dzi� b�aganie - Pom�e mi uwierzy� w szcz�cie to niema�e Ca�ym twym wdzi�kiem, cnot� i rozumem, panie. Pernette de Guillet. Jedno mi wszystko Jedno mi wszystko. Nie l�kam si� wcale, Czy to �wit, czy to dzie� zmierzchem umiera, Czyli si� wok� czer� nocy roz�ciela, Ju� mnie nie dr�czy, co dr�czy�o nieraz. �wiat�o�ci moja, jasno�� rozpo�cierasz Przede mn� wielk�, t� jasno�ci� wzbiera Wszelki mrok wok�, dusza mo�e zoczy� To, czego nigdy nie widzia�y oczy. Pernette de Guillet. Przemo�na ��dza rozkoszy czarownej Przemo�na ��dza rozkoszy czarownej Niech�e si� �ywi rozt�sknion� cisz�, Ukryt� w my�li s�odkiej niewymownie, Kt�r� marzenia �agodne ko�ysz�. To, co si� stanie, szcz�cia objawieniem Winno by�, skoro pragniesz �r�d kochania Umrze�, gdy zwleka z nadej�ciem spe�nienie, Lecz z owej �mierci �ycie si� wy�ania. Pierre Ronsard (1524-1585). Piosenka Mocniej ni� wi�zu ga��zka szalona, Gdy z winogradem si� splot�, Niechaj mnie twoje owin� ramiona Najczarowniejsz� pieszczot�. Niech si� twa senna twarzyczka pochyli Na czo�a mego znoje, Tchnij we mnie czar tw�j w tej cudownej chwili, Niech serce nim ukoj�. Piersi twe pie�ci� teraz chc� i musz�, Wszelki ukoj� frasunek, Przytul mnie mocniej, zwr�� mi moj� dusz�, Zakl�t� w poca�unek. Gdy to uczynisz, na cudne twe oczy Poprzysi�c by�bym w stanie, �e mnie w ramionach twoich nie uroczy Inne oczarowanie. S�odkie mi twoje jarzmo, cho� nie minie Uczu� najsro�sza dola, Jeden nas czeka okr�t, co pop�ynie Na Elizejskie Pola. Pierre Ronsard. Do Kassandry Pieszczotko, sp�jrz, to ta r�a, Co o poranku odurza W s�o�cu szkar�atne liczko... Czy teraz, w zmierzch, b�y�nie przed nami Gorej�cymi p�atkami Jak sk�rka twoich policzk�w? Biada! Sp�jrz na ni�, opada! Pieszczotko, to jej zag�ada, Cho� tego nikt nie przeczu�... Natury zbrodniczy sza� Sprawi�, �e kwiatek trwa� Od ranka tylko po wiecz�r... A wi�c pos�uchaj, pieszczotko, P�ki twa m�odo�� tak s�odko Kwitnie m�odymi laty, Szcz�liwo�� niech w tobie go�ci, Zwarzy ci� tchnienie staro�ci, Niby szron kwiaty... Pierre Ronsard. Sonet Sp�jrz, majowa ga��zka rozkwit�a r�ami W krasie najpierwszych p�k�w, w urokach m�odo�ci, �ywego jej rumie�ca i niebo zazdro�ci, Kiedy ledwo zbudzony �wit zrosi j� �zami. W p�atkach jej czaruj�cych mi�o�� gniazdko wije, Zapach odurza ca�y ogr�d, poi drzewa, Lecz gdy si� rozszaleje burza, grad, ulewa, R�a opada, listek po listku, nie �yje. Tak zga�nie �wie�o�� twoja, jutrzenkowe lata, Kiedy ho�d ci sk�adaj� wszystkie moce �wiata, W py� si� rozwiejesz, Parki wiernie �mierci s�u��. A gdy ci� grzeba� b�d�, wraz z �alem i �zami, Przyjm mleka pe�en puchar i dzbany z kwiatami, �eby�, r�o, po �mierci tak�e by�a r�. Pierre Ronsard. Do Heleny Po latach, gdy o zmierzchu �wieczka b�y�nie skromnie, U kominka zasi�dziesz, w prz�dk� zamieniona, Zanucisz pie�ni moje i szepniesz, wzruszona: Kiedy�, gdy by�am pi�kna, Ronsard �piewa� o mnie. S�u�ebna, cho� przy pracy sen j� ukolebie, Zerwie si�, kiedy tak� nowin� us�yszy, Zbudzi j� imi� moje, wyrwie z sennej ciszy, By w s�owach nie�miertelnych b�ogos�awi� ciebie. Ja wtedy proch ju� b�d�, bezcielesna zjawa, Co si� w�r�d cienia mirt�w spoczynkiem napawa, Ty, siedz�c u kominka, skulona i siwa, Po�a�ujesz mych uczu� i w�asnej niech�ci. Wierzaj mi, niech ci� dzisiaj a nie jutro n�ci, Dzisiaj si� r�e �ycia najpi�kniejsze zrywa. Jacques Tahuerau (1527-1555). Poca�unek Gdy kto o nagiej Wenus pos�ysza�, Jak to mi�ego jej Adonisa S�odkim u�ciskiem p�ta, Tul�c do niego powabne cia�o, Leciutko k�sa go w szyj� bia��, Rozkosz� ow�adni�ta. Kto czyta�, jak to Tibullus kocha�, Jak to Katullus, pieszcz�c, zaszlocha� (Tak dusz� mia� w rzewno�� bogat�), Kto poj�� dotyk ust Owidiusza, Gdy delicjami karmiona dusza Podobna sta�a si� kwiatom! Kogo wr�belek, kwil�c, czarowa�, Gdy �wiatem wiosna p�yn�a nowa, A ptak skrzyd�ami trzepoc�c, Wiedzia�, �e biedna samiczka czeka, A� on do gniazda wr�ci z daleka, Do niej, tak ch�tnej pieszczotom! Kiedy go��bka pi�rka nastroszy, Rozmi�owana, dr��ca z rozkoszy, Ca�uje ukochanego, Tyle z niej mi�o�� czaru dob�dzie, �e jej zazdro�ci� mog� �ab�dzie �wiata ca�ego! Kochaj� bogi, ludzie i ptaszki, A �w, kto s�odkie owe igraszki Pojmowa� umie, Dzi�, kiedy w boskich twoich ramionach Takim szcz�liwy, kocham i konam, Ten mnie zrozumie! Jacques Tahueral. Piosenka dla uwielbianej Jam k�ama�, moja uwielbiona, �e� naga dr�a�a w mych ramionach W miodnej nocy upale, Biada mi! Burzy tej szalonej Jeszczem nie zazna� wcale. To my�l, �e zmys�y me ukoj�, Sk�pa�a poematy moje W udawanej pustocie, Kaprysem by�a sn�w i roje� O fa�szywej pieszczocie. Marzenia ba�amutne snuj�c, �e i ty, tak�e mnie mi�uj�c, Oddasz mi serce, mi�a, Nadtom uczucie w�asne zbroi� W rozpacz, co mnie dr�czy�a. Jam wierzy�, �e skrywaj�c mi�o��, Co z wielk� ow�ada�a si�� Moj� zbola�� dusz�, Ukoj� wszystko, co dr�czy�o, Co budzi�o katusze. Ale ta mi�o��, kt�ra zwodzi, Z kt�rej si� smutk�w moc wywodzi, Cho� w niej i sen m�j z�oty, O, jarzma swego nie z�agodzi Dla udanej pustoty. Jean Passerat (1534-1602). Piosenka Starczy�a drobna nieobecno��, By� serce swoje odebra�a, Lecz ja, gdym poj�� t� bezecno��, Tak�em pokocha� inn�, ma�a. Ju� najgor�tsz� nawet chwilk� Serc naszych w jedn� noc nie skujesz, A zobaczymy, m�j motylku, Kto pierwszy tego po�a�uje! Kiedym ja p�aka�, t�skni�, szlocha�, Przeklinaj�cy b�l rozstania, Zdrajca Rosette innego kocha�, Przyzwyczajony do kochania. I zawieruchy �adna si�a Tak z chor�giewk� nie ta�cuje, Lecz zobaczymy, moja mi�a, Kto pierwszy tego po�a�uje! Gdzie� wi�c s� te przysi�gi �wi�te, S�owa t�sknot� rozszala�e, To� to, dalib�g, niepoj�te, Lecz skoro serce tak niesta�e... Skazan na niespokojno�� wieczn� Ten, kto uwierzy� ci spr�buje! A zobaczymy, pastereczko, Kto pierwszy tego po�a�uje! �w, kt�ry miejsce moje zaj��, Kocha� jak ja nie b�dzie w stanie, Ta za�, co dzisiaj moj� pani�, Milsza urod� i kochaniem! Strze� teraz celu twoich marze�, Ja w�asnej zguby nie zgotuj�, K�amczucho, kiedy� si� oka�e, Kto pierwszy tego po�a�uje! Agrippa d'Aubigne (1552-1630). Stance W o�lepiaj�cym blasku, co twarz tw� spromienia, �miertelny, ugodzony niebia�sk� pi�kno�ci�, Zakosztowa�em �mierci i unicestwienia, By na nowo nacieszy� si� nie�miertelno�ci�. Tw�j boski p�omie� wszystko, co �miertelne, skruszy�, Niebia�sko�� twa porywa ku niebia�skim progom, Dusza twoja bosko�ci� krzewi si� w mej duszy, Bogini, uczyni�a� mnie r�wnego bogom. Wargi me ust twych szkar�at tkn�y, rozkochane, Owo zaziemskie pi�kno po�r�d ziemskich los�w, I nektar i ambrozja s� mi teraz dane, Smakowa�em najs�odsze delicje niebios�w! Ja, pe�en ��dzy w�ciek�ej, w�r�d bog�w zazdrosnych, Ja, �w b�g utajony, wzbudzi�em ich zawi��, Pr�no palili swoje kadzid�a mi�osne, Przeobrazi�em niebo, gdym si� w nim pojawi�. Ten za� b�g, po�r�d innych, co szpetne ma lica, Pom�ci� chcia� gniew bezsilny strasznym ciosem m�ota, Gdy jedna nam przypad�a mi�osna �o�nica, A �r�d niej szcz�cia mego szczyt, twoja pieszczota. I ludzie - zawistnicy - wydali mi wojn�, Wspi�li si� po drabinie losu a� do nieba, Gardz� nimi, gdy� w raju wiod� dni spokojne, W pobok twojej pi�kno�ci nic mi nie potrzeba! Charles Vion de Dalibran (1600-1650) Sk�ada�em wiersze �ycie ca�e I ca�e �ycie mi�owa�em, Lecz weny mojej wysch�y zdroje I serce teraz ju� nie moje. Panie jasno�ci i istnienia, Dumny, pragn��em i�� za tob�. Roi�em te�, �e me marzenia Nigdy nie stan� si� �a�ob�. Gdym dzi� staro�ci pod�ej blisko, Tysi�c utrapie� jak mrowisko Osacza �ycie z wszystkich stron. Podli to zdrajcy: Feb i Amor, Niech si� me wiersze �wiadkiem stan�, �e to nienawistnicy s�. Tristan l'Hermite (1601?-1655). Pi�kna �ebraczka Rzek�by�: "To cud", kolorowo, Z tysi�ca wdzi�k�w utkany, Przecz�cy brudnym jej s�owom, Przecz�cy n�dznym �achmanom, Rzek�by�, �e los jej si� �mieje, Cho� tak si� zdaje ponury, Pere�ki z�bk�w ja�niej� W ustach, szkatu�ce z purpury. Jej oczy - szafiry �r�d rosy, Gdy p�onie z�oto jej w�os�w, Jak�e bogata w tej chwili! Wi�c gdzie� owa n�dza, z�e �ycie, Gdy z�otem sypie obficie, Jak tylko g��wk� pochyli... Pierre Corneille (1606-1684). Stance Markizo, wiem, po mojej g�bie Spostrzegasz, i�e latka lec�, C�, kiedy w moim wieku b�dziesz, Ty tak�e powi�dniejesz nieco. Czas, filut, o tym jeno marzy, I�by psikusy p�ata� liczne, Jak wyry� zmarszczki na mej twarzy, Tak zwarzy liczko twoje �liczne. Niezmienny planet bieg w przestworzach, Wszystkim wyznacza los jednako, Wiem, �e cho� dzisiaj wdzi�czna, ho�a, Jak ja i ty si� staniesz tak�. A jednak pono� mam przymioty, Kt�re �wiat zacnie dzi� ocenia, Nie nadto tedy dumam o tym, �e czas poczyni� spustoszenia. Gdy tak wysoko mnie wynie�li, Z zapa�em �wiadcz�c powa�anie, Powaby twe pochwa��, je�li Podobne znajd� moje zdanie. Markizo, pomy�l tedy o tym, Gdy staro�� przestrach w tobie budzi, Prosz� wi�c, nie sk�p mi pieszczoty, Skorom jest najgodniejszym z ludzi! Piron (1689-1779). Utrapienia mi�osne Waszmo�cie, ale� z was ba�wany! Za spraw� mi�osnego licha, Z pocz�tku ka�dy zestrachany, Potrafi jeno �zawo wzdycha�. Wyznaje wreszcie, co go n�ka, Ona si� d�sa, on wci�� swoje, Jaka� to nuda, co za m�ka, Owe sercowe niepokoje! Wreszcie wzajemno�� - i tym gorzej, Teraz dopiero ambarasy, Bo pani cz�sto nie w humorze, Z rodzink� te� niejakie kwasy... Aha, wszak pozostaje honor, Honor - rado�ci przeciwie�stwo, I spory - kogo zwyci�ono, Kto komu przyzna� ma zwyci�stwo! Zjawia si� rywal - znowu bieda, Wnet pop�och w sercu za�omoce, I zazdro�� k�sa, zasn�� nie da, I niespokojne dni i noce. Zmo�e oboje gra i zwada, Chc� poca�unku, w nim ucieczki, Lecz �ar zgas�, niesmak si� zakrada - Czyli gra ca�a warta �wieczki? Voltaire (1694-1778). "Pani" i "Ty" Gdzie� owa dawna noc upojna, Gdy nieopatrzna Filia moja, We w�asne jeno wdzi�ki strojna, Gdy w stroju, to w niedba�ym stroju, Kontenta z kolacyjek skromnych, Kt�re� w ambrozj� zamienia�a, Mnie w poca�unkach nieprzytomnych Uszcz�liwia�a i zdradza�a! M�odo�ci twojej skarby z�udne, Serca i my�li lot niedba�y, Pier� z alabastru, oczy cudne Kamie� by rozamorowa�y! Z tyloma zasi� przymiotami Kt�by na serio �ycie trawi�? Mi�o�ci, zmi�uj si� nad nami, Jam ciebie tak� b�ogos�awi�! Ach, pani, nasze dni dzisiejsze, Zaszczyt�w pe�ne i splendor�w, Jak inne s� ni� niegdysiejsze! �w drab u bram twojego dworu To obraz czas�w! Jak ponury! Przegania rado�� i swawole, Dla kt�rych twoich �cian marmury Niedobr� by wr�y�y dol�. C�, zdro�no�ciami �wiata tego Los ci� obdarzy� hojn� r�k�, Widzia�em, jak do gniazdka twego Wpada�y rade przez okienko, Nie, pani, wszystkie te kobierce, Utkane najzr�czniejsz� d�oni� (To� Pers w nie w�o�y� ca�e serce), Kryszta�y twe, cho� wdzi�cznie dzwoni�, Kiedy je tkn��, i srebro ca�e, Cyzelowane przez Germaine'a Owe dostojne, okaza�e Sprz�ty, a wielka dzi� ich cena, Wazy, gdzie� w Chinach utoczone, Krucho�ci� swoj� wzruszaj�ce, I te diamenty roziskrzone U twoich uszu �yskaj�ce, Te sznury kolii brylantowych, Przepych, co twoje �ycie mo�ci, Mniej wart jest, pani, ni�li owy Jeden tw�j ca�us w czas m�odo�ci! Vade (1719-1757). Piosenka - Ach, ani chybi, prosz� pana, Kto� tu nas zoczy w tym momencie, Oczernia� b�dzie nas zawzi�cie. Natychmiast fama rozpasana Opowie, �e oboje tu Mieli�my rendez-vous! - Lucidas wszak�e niezra�ony Amint� wiedzie do gaiku, G�osem mi�o�nie ucukrzonym S��w czu�ych szepcz�c bez liku, A i przysi�ga po wielekro�, I� skoczy za ni� cho�by w piek�o! - Ach, kto� tu ujrzy nas oboje! Naj�ywsze �ywi� niepokoje, I� g�osi� pocznie, gadzina, �e pan niezdarnie poczyna! - Na to wi�c galant ho�dy swoje Najogni�ciej potroi, Zasi� zuchwa�a d�o� nago�ci Pie�ci i dr�y z niecierpliwo�ci, �wiadk�w si� wiele nie boi. - Ach, je�li teraz, prosz� pana, Kto� tu nas ujrza� w tym gaiku, Bredni nagada bez liku, Rozpowie, �e ma pan ochot� Zwyci�y� moj� cnot�! - On coraz �wawszy w obrotach, Coraz mu wzbiera ochota, Podwaja mi�� uczynno��, A� spe�ni� swoj� powinno��. (Dowiedzcie� si� te�, bez urazy, �e ust�pi�a dwa razy.) Szepn�a za�, pokonana: - Ach, gdyby nas, prosz� pana, Jaka� niecnota dostrzeg�a, Nak�amie owo ladaco, Nie wiedzie� po co i na co, �em ci uleg�a! Mirabeau (1749-1791). Do Zofii Sofijko ma, o ma mi�o�ci, Pr�no rz�dz�cych ciemna si�a, Niby w bajoro nieczysto�ci W kloak� wi�zie� nas wrzuci�a! Ty�e� skruszona, omamiona, Pr�no ha�biono ci� ulic�, O p�jd�, ty moja zbezczeszczona, Cudowna moja nierz�dnico! W lochu tym, w smutku tkwi�c bezdennym, Mimo i� stra�y widz� zbroj�, Mimo �elastwa krat wi�ziennych, Mimo wszelakiej n�dzy mojej, Mimo i� bar��g, moje �o�e, Zimnej posadzki nie okry�o, Nikt tu pokona� mnie nie mo�e, Wolno�� tu ze mn� jest i mi�o��! Evariste Parny (1753-1814). Dwie piosenki malgaskie Pi�kna Nehale! Poprowad� tego m�odzie�ca do s�siedniego sza�asu, rozci�gnij mat� na ziemi, niech�e na tej macie li�cie �o�e u�ciel�. Pozw�l opa�� na ziemi� z bioder opasce, ukrywaj�cej twe wdzi�ki. Je�li ujrzysz w jego oczach pragnienie mi�osne, je�li jego r�ka twojej poszuka, i �agodnie przyci�gnie ci� do siebie, je�li ci powie: "P�jd�, pi�kna Nehale, sp�dzimy razem noc", wtedy si�d� na jego kolanach. Niech jego noc stanie si� pe�na szcz�cia, a twoja czaruj�ca. I nie opuszczaj go a� do chwili, gdy powstaj�cy dzie� pozwoli ci wyczyta� z jego oczu ca�� rozkosz, jaka by�a jego udzia�em. Nahandove, o pi�kna Nahandove! Ptak nocny rozpocz�� swoje wo�ania, pe�nia ksi�yca zal�ni�a na mojej g�owie, a g�stniej�ca rosa zwil�a moje w�osy. Nadszed� czas! Kt� mo�e ci� zatrzyma�, Nahandove, o pi�kna Nahandove! Odetchnij swobodnie, m�oda przyjaci�ko moja, odpocznij na moich kolanach. Niech ujrz� zachwyt w oczach twoich! Niech piersi twoje o�yj� najrozkoszniej pod r�k�, kt�ra je pie�ci! U�miechasz si�, Nahandove, o pi�kna Nahandove! Pieszczoty twoje przenikaj� do dna duszy, poca�unki twoje rozpalaj� moje zmys�y. Przesta�, bo zgin� zaraz. Czy ��dza potrafi zabija�, Nahandove, o pi�kna Nahandove? Rozkosz pojawia si� jak b�yskawica, s�odko tw�j oddech zamiera, przymykaj� si� twe wilgotne oczy, g��wka pochyla si� mi�kko, uniesienia twoje gasn� w t�sknocie. Nigdy nie by�a� tak pi�kna, Nahandove, o pi�kna Nahandove! Jak�e cudowny jest sen w ramionach kochanki! Mniej jednak uroczy ni� przebudzenie. Odchodzisz, a ja b�d� t�skni� w�r�d �alu i pragnienia, b�d� t�skni� a� po wiecz�r, a ty o zmierzchu zjawisz si� znowu, o pi�kna Nahandove! Marcelina Desbordes-Valmore (1785-1859). Mi�o��, boski w�drowiec Mi�o�� jest to w�drowiec, co niepostrze�enie W�lizn�� si� z woli Boga ogromnym p�omieniem Mi�dzy ludzi, b��dz�cych w �yciu jak w potrzasku. Ka�dy wzrok niespokojny pe�en jest tych blask�w. Wi�c ratuj si�, kto mo�e! Precz, �zawe nastroje! Kocha� to nie jest wszystko, mi�o�� nosi zbroj�, Ona jest w�adc�, kr�lem, �eby go rozbroi�, Trzeba si� jej spodoba�, nie za� s�odko roi�! Marcelina Desbordes-Valmore. R�e Saadi Chcia�am ci tego ranka przynie�� moje r�e, Ale bukiety jednak sta�y si� tak du�e, �e p�k�y wst��ki, w kt�re chcia�am je owin��, I wszystkie r�e z mojej ulecia�y d�oni Ku morzu, wiatr wraz z fal� w nieznane je goni I przecie� nie powr�c� ju�, bo wszystkie zgin�. Fale sta�y si� przez nie czerwone jak p�omie�, Sukienka moja tylko pachnie tak jak one, Pooddychaj wi�c nimi wieczorn� godzin�... Victor Hugo (1802-1885). Do pewnej pani Dziecko! Gdybym by� kr�lem, twoje by si� sta�o Kr�lestwo, ber�o, lud m�j, korny niesko�czenie, Da�bym okr�ty, kt�rym wszystkich m�rz za ma�o, Koron� i porfir�w kunsztowno�� wspania�� - Za jedno twoje spojrzenie! Gdybym by� bogiem, da�bym powietrze wraz z ziemi�, Z�o i dobro, gdy na nie w�adz� moj� run�, Chaos i wspania�o�ci, co w chaosie drzemi�, wieczno�� i niesko�czono�� - to wszystko zamieni� Na jeden tw�j poca�unek! Victor Hugo. Do kobiety Kiedy ju� zasn�, podejd� do mnie, moja mi�a, Tak, jak si� przed Petrark� Laura zjawi�a, A kiedy mnie tw�j oddech mu�nie cho� przez chwil�, Usta rozchyl�! W�r�d my�li moich czarnych w �alu i w mozole Zbyt d�ugo go�ci troska na pos�pnym czole, Gdy nad nim twe spojrzenie jak gwiazda zawi�nie, Ono rozb�y�nie! A wtedy poca�unek z�� na moich wargach, Jego czysto�ci teraz �aden grzech nie starga, Cho� moja mi�o�� w tobie kobiet� przywo�a, Nie za� Anio�a! Victor Hugo. Skoro pi�em... Skoro pi�em z twojego pe�nego kielicha, Skoro uj�a� w d�onie me poblad�e czo�o, Skoro ju� wiem, jak s�odko potrafi oddycha� Dusza twoja, cho� �yciem twoim b��dne ko�o, Skoro by�o mi dane s�ysze�, jak m�wi�a� S�owa tajemne, kt�re serce twoje roi, Widzie� twe �zy, gdy w u�miech smutek ustroi�a�, Usta twe na mych ustach, oczy twe na moich, Skoro widzia�em promie� gwiazdy twej z ukrycia Nieustannego mroku, co jasno�� jej chmurzy, Skoro upad� na samo dno mojego �ycia Z �ycia twego wyrwany p�atek twojej r�y, Krzykn� dniom, kt�re p�dz� niby r�cze konie: Mijajcie, ja si� teraz staro�ci nie boj�! Mijajcie, kwiat wasz zwi�dnie, w nico�ci utonie, Kwiaty w mej duszy b�d� zawsze tylko moje! Cho� je stargacie, szkoda waszego mozo�u, W wazonie mym nic barwy ni woni nie zmienia, W duszy mej wi�cej ognia ni�li w was popio�u, W sercu wi�cej mi�o�ci ni� w was zapomnienia! Aloysius Bertrand (1807-1841). Madame de Montbazon "Madame de Montbazon by�a prze�liczn� kobiet�, kt�ra zmar�a z mi�o�ci - co nale�y rozumie� dos�ownie - do kawalera de la Rue, gdy� jej nie kocha�." Saint-Simon, |Pami�tniki S�u��ca ustawi�a na stoliku z laki wazon z kwiatami i woskowe �wiece, kt�rych odblaski migota�y ��to i czerwono na b��kitnym jedwabiu po�cieli chorej. "Czy s�dzisz, Marietto, �e on przyb�dzie?" - "Och, prosz�, niech pani za�nie cho� na chwil�, madame." "Tak, usn� wkr�tce, by marzy� o nim przez ca�� wieczno��!" W tej chwili da�y si� s�ysze� kroki na schodach. "Ach, gdyby� to by� on!" - szepn�a z u�miechem. By� to ma�y pa�, kt�ry przyni�s� pani de Montbazon od kr�lowej konfitury, ciasteczka i napoje na srebrnej tacy. "Ach, on nie przyszed� - wyszepta�a - on ju� nie przyjdzie! Marietto, daj mi jeden z tych kwiat�w, kt�rymi oddycham i kt�re mi�uj� z mi�o�ci do niego!" I pani de Montbazon, zamkn�wszy oczy, z ustami dotykaj�cymi kwiat�w, znieruchomia�a. Umar�a z mi�o�ci, oddaj�c dusz� zapachowi hiacynt�w. Gerard de Nerval (1808-1855). To dziewcz�tko przesz�o z bliska To dziewcz�tko przesz�o z bliska Szybko i od ptaka l�ej, A w jej r�ku kwiatek b�yska, Piosnka d�wi�czy w ustach jej. Tak, to ona, bez w�tpienia, wymarzon� by�a "ni�" Jeden promyk jej spojrzenia Ciemno�� by roz�wietli� z��... Lecz nie! M�odo�� ma sko�czona, Dar nie mnie, promyczku, nie�... Muzyka, ta wo�, ta ona, Ten czar - wszystko pierzch�o gdzie�! Gerard de Nerval. El Desdichado* (* nieszcz�sny) To ja, tajemnic pe�en, samotny przesmutnie, Ja, Ksi��� Akwitanii na strzaskanym tronie, Zmar�a mi gwiazda, inne zdobi� moj� lutni�, Na kt�rej czarne s�o�ce melancholii p�onie. Ty, co� w mroku grobowym pociech� mi by�a, Zwr�� mi morze italskie, Pauzylipu ska�y, Kwiat, mi�y sercu, kiedy rozpacz je trawi�a, Altan�, gdzie winoro�l r�e oplata�y. Lusignan ze mnie? Byron? Febus? Mo�e mi�o��? Kr�lowa ca�owa�a moje czo�o, ono Pami�ta grot� syren, pieszczot� minion�... Dwa razy przed korabiem moim morze l�ni�o, Gdy lira Orfeusza rozbrzmiewa�a tonem Podobnym szeptom �wi�tej i krzykom szalonej. Alfred de Musset (1810-1857). �ucja A kiedy mi nadejdzie kres, Niech�e mnie wierzba uko�ysze, Kocham jej li�cie pe�ne �ez, I melancholi� jej, i cisz�, Chc�, by si� lekko cie� jej s�a� Na ziemi�, tam, gdzie b�d� spa�. Siedzieli�my w ten wiecz�r obok siebie sami. Marz�c schyli�a g��wk� i po klawesynie Rozperli�y si� palce. Bia�a r�ka p�ynie Jak szept, rzek�by�, �e oto trzepoc� nad nami Zefirowe skrzyde�ka, trzciny dotykaj� I z l�ku, �e pobudz� ptasz�ta, pierzchaj�. Melancholijnych nocy parne niepokoje Woko�o unosi�y si�, ulatywa�y Z kwiat�w. D�by, kasztany wszystkie li�cie swoje Ko�ysz�c, sta�y w parku �a�osne. P�aka�y. Ws�uchani w moc cudownych, wiosennych urok�w, Co przez otwarte okno wion� zapachami, Nie s�yszeli�my wiatru, tylko pustk� wok�. Mieli�my lat pi�tna�cie i byli�my sami. Ja patrzy�em na �ucj�, w�osy jak len mia�a, Nigdy �adne ocz�ta nie stan� si� s�odsze, Do �adnych czystszy b��kit niebios�w nie dotrze. I tylko ona dla mnie na �wiecie istnia�a. Kocha�em po bratersku ach to oczywiste, To� wszystko, co p�yn�o od niej, by�o czyste! D�ugo trwa�o milczenie. Dotkn��em jej r�ki I widzia�em na czole jasnym zamy�lenie, I czu�em, �ledz�c ka�de �ucji poruszenie, Jak bardzo leczy� mo�e z wszelkiej udr�ki Co�, co si� w �yciu cieszy bli�niacz� urod�: M�odo�� czyjego� serca i oblicza m�odo��. Wysoko zal�ni� ksi�yc na bezchmurnym niebie I w srebrn� sie� je uj�� - noc ju� srebrna ca�a, Zobaczy�a w mych oczach ja�niej�c� siebie I lekko u�miechn�a si� i za�piewa�a. Harmonio, o harmonio, ty c�ro �a�o�ci! Ciebie geniusz uczyni� j�zykiem mi�o�ci! Z Italii przysz�a� ku nam, do Italii z nieba! O s�odka mowo serca, ty jedna wyra�asz L�kliw� my�l, ty my�li niczym nie zniewa�asz, Przed oczami ludzkimi kry� ci si� nie trzeba! Kt� wie, co m�odo�� mo�e us�ysze� z twych wzdycha�, Gdy tob�, boska, �yje, i tob� oddycha, Gdy, jak ty smutna, jasnym twoim g�osem �piewa? Ujrze� mo�na wzrok tylko i �z�, kiedy p�ynie, Wi�cej t�um nie zobaczy, tajemnica ginie Jak tajemnica morza, nocy, sekret drzewa! Patrz� na ni�. Ws�uchani jeste�my ogromnie W nas samych, t�tni echem romans ju� sko�czony. Zaci��y�a jej g��wka, opar�a j� o mnie. Us�ysza�a� w swym sercu j�ki Desdemony, Dziecko biedne! P�aka�a�, przysta�a� w�r�d skargi, By moje usta twoje ca�owa�y wargi, Na twoim b�lu wtedy poca�unek k�ad�em. Tak� ci� te� tuli�em, zimn� i poblad��, Uk�adaj�c do trumny w dwa miesi�ce potem. Zgas�a�, r�yczko krucha, w naj�wie�szym rozkwicie, Twoja �mier� mia�a u�miech tak s�odki, jak �ycie. Tak, w ko�ysce oddano ci� Bogu z powrotem. Tajemnico �cian czystych jak niewinne szaty, Piosenki, zadurzenia i dziewcz�ce s�owa O tajemny uroku, co� �wiat zawojowa�, Co� targn�� Faustem w progu domku Ma�gorzaty, Prostoto lat najm�odszych, c� si� sta�o z wami? Pok�j, dziecko, twym cieniom i wieczystej ciszy. �egnaj! Twoje paluszki nie dotkn� klawiszy Nigdy ju�, tak jak kiedy�, letnimi nocami... A kiedy mi nadejdzie kres, Niech�e mnie wierzba uko�ysze, Kocham jej li�cie pe�ne �ez, I melancholi� jej, i cisz�, Chc�, by si� lekko cie� jej s�a� Na ziemi� - tam, gdzie b�d� spa�. Alfred de Musset. Do pani G. W podr�y, zdaniem moim, dotkliwie uwiera Sytuacja, gdy pada i wiatr wok� j�czy, Gdy budzisz si�, wymi�ta, martwi ci� z�a cera, A w omnibusie s�siad, prostak, no c�, dr�czy. Moim zdaniem na istne szale�stwo zakrawa Wysy�anie mi�o�ci w podr�, kt� to zdzier�y? Z Heloiz� si� owa uda�a zabawa, Lecz czy bywa si� pi�kn� w lusterku ober�y? Sukienka bia�a, wed�ug mnie, czy szal z po�yskiem, G�adka po�czoszka, tak�e i paznokcie czyste To, rzek�bym, w czas mi�o�ci dopiero wiek z�oty! Pani si� mym wywodom przychyli, sprzeciwi? Jedno tylko w tym wszystkim ogromnie mnie dziwi: Gdy si� kocha, nie starcza czasu my�le� o tym. Alfred de Musset. Piosenka Barberiny B��dny rycerzu, kt�ry w dal wyruszasz, C� ciebie zmusza I�� a� po sam kres? Nie wiesz to, mi�y, �e noc blaski zmiecie I �e na �wiecie Nie ma nic pr�cz �ez? Ty, kt�ry s�dzisz, �e mi�o�� zdradzona I w sercu skona, Sk�d�e o tym wiesz? Niestety, mi�y, i z twojej wyprawy Po laur s�awy Py� zostanie te�... Pi�kny rycerzu, kt�ry w dal wyruszasz, C� ciebie zmusza, By� porzuca� mnie? B�d� p�aka�a, b�d� wspomina�a, �e� powiedzia�: "Ma�a, Kocham oczy twe"... Alfred de Musset. Piosenka Fortunia Pewnie s�dzicie, �e si� dowiecie, Kim ona jest. Nie zdradzi tego za nic na �wiecie �aden m�j gest. Zata�czmy w ko�o, po��czmy g�osy, Ot, w refren ten, �e j� mi�uj� i �e ma w�osy Jasne jak len. Uczyni� wszystko, co mi rozka�e, Jeden jej znak, I �ycie nawet oddam jej w darze, Gdy zechce tak. Gdy odtr�cona mi�o�� zrani�a, Miecz w sercu tkwi, Dusza rozdarta b�dzie krwawi�a Po wszystkie dni. Nikt si� nie dowie, czyj to czar sprawi�, �em kocha� �le, Raczej mi umrze�, ale wyjawi� Sekret m�j - nie. Teofil Gautier (1811-1872). Do r�owej sukni Jak�e mi si� podobasz w tej sukience, kt�ra Rozbiera ci� beztrosko, Ods�ania piersi twoje o kr�g�ych konturach, Rami� wyziera z niej bosko! Zwiewna si� te� wydaje jak pszczele skrzyde�ko, �wie�a jak kwiat pomara�czy, Materia jej cudowna jest r�ow� mgie�k�, Co wok� ciebie ta�czy! Z nask�rka twego na jedwab si� �lizga Srebrzystym zda si� dreszczem, Tkanina owa zdaje si� umizga� Po�yskiem srebrzystszym jeszcze. Sk�d�e u ciebie ta przedziwna szata Z cia�em twoim w jedno�ci? �w �ywy w�tek, co z tw� sk�r� zbrata� Odblaski r�owo�ci? Czy� barwy wzi�a swe od barwy zorzy, Czy muszli, co Wenus zrodzi�a, Czy p�czka piersi, kiedy si� otworzy, Sk�d ta r�owo�� tak mi�a? Mo�e tkanin� t� pomalowano R�ami wstydliwo�ci? Nie. Po sto razy kolor jej zmieniano Gwoli doskona�o�ci! Odrzu� precz sukni� t�, bo chocia� nowa, Ci��y ci tak natr�tnie, Staniesz si� ksi�n� Borghese, Canova Rze�bi�by ciebie ch�tnie! Fa�dy materii s� to usta moje, Co piek�o ��dzy wieszcz�, A boskie cia�o twe owin� zwoje Tuniki moich pieszczot. Teofil Gautier. Ostatnia pro�ba Kocha� ci� zacz��em dawno ju�, Kocham ci� od osiemnastu lat, Czas m�j min��, gdy ty r� r�, Zima ze mnie, gdy ty ci�gle kwiat. Ja ju� tylko bia�e lilie cmentarne Ujrz� wok� siebie dooko�a, Wkr�tce trawa grobu mnie zagarnie, �eby ukry� fa�dy mego czo�a. Blade moje s�o�ce w zmierzch si� nurza I za horyzontem znikn�� mo�e, Tam, na szczycie pos�pnego wzg�rza, B�dzie wkr�tce me ostatnie �o�e. Och, gdyby� z ust twoich sp�yn�� m�g� Poca�unek, cho� sp�niony, na me wargi, Zabra�bym go w m� ostatni� z dr�g, Aby wreszcie spocz�� m�c bez skargi. Charles Baudelaire (1822-1867). Egzotyczny zapach Widz� wysp� leniw�, gdzie natura rodzi Drzewa wiecznie szcz�liwe, owoce soczyste, Tam, gdzie m�czyzna, pr�ny i gibki, uwodzi Kobiety, kt�rych oczy zuchwa�e, lecz czyste. Zapach mnie tw�j prowadzi w klimat-cud i nagle Widz� port, w nim k��bi�ce si� maszty i �agle, Kt�rych tam fala morska spoczynkiem nie darzy, Widz� tamaryndowca, jak w zieleni tonie, Nozdrza moje chwytaj� chciwie jego wonie, Pomieszane w mej duszy z pie�ni� marynarzy. Gdy w ciep�y zmierzch jesienny, zamkn�wszy powieki, W zachwyt wprawia mnie zapach piersi twej gor�cej, Widz� beztrosk� brzeg�w faluj�cej rzeki, Kt�rej blaskiem zachwyca si� znu�one s�o�ce. Charles Baudelaire. �mier� kochank�w B�dziemy mieli �o�e, pe�ne w�t�ych woni, Tak przepastne jak grobu przesmutne otch�anie Oto na eta�erce kwiat ku nam si� k�oni, Tak smutny, jak dalekie jego zakwitanie. Serca, gdy po�egnalnych �akn�ce po�ar�w, Zakl�te w jedno, jednym stan� si� p�omieniem, Jak bli�niacze zwierciad�a mi�osnego �aru My�li naszych, gdy czu�o�� wo�a o spe�nienie. O zmroku, co barwami opalu zachwyca, Po��czy nas jedyna owa b�yskawica, Jak d�ugi szloch, nad kt�rym rozstanie zawi�nie. A potem w uchylonych drzwiach Anio� si� zjawi, Wierny, pe�en rado�ci, owa rado�� sprawi, �e lustra znowu zal�ni�, a p�omie� zn�w try�nie. Charles Baudelaire. Klejnoty Najdro�sza by�a naga. Zna�a serce moje - Klejnoty jeno na niej dysza�y rozkosz�, D�wi�cz�ce ich bogactwo d�wiga�a jak zbroj�, Kt�r� maureta�scy niewolnicy nosz�. Snop iskier brylantowych blask rozsiewa dziki, Klejnoty zda si� ta�cz� i szyderczo brz�cz�, Ca�y ten amalgamat �wiat�a i muzyki Budzi� i budzi we mnie ekstaz� szale�cz�. Leg�a na �o�u wreszcie. Wreszcie pozwoli�a, Bym j� kocha�. W u�miechu rozkoszy nie kry�a, S�odycz mi�o�ci mojej uparcie kruszy�a Kaprysy jej - w nadmorsk� ska�� fala bi�a. Utkwi�a we mnie oczy.