5298
Szczegóły |
Tytuł |
5298 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5298 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5298 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5298 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
LARRY NIVEN JERRY POURNELLE STEVEN BARNES
DZIECI BEOWULFA
(Prze�o�y� Jan Pyka)
Dla Marilyn, Roberty i Toni
DRAMATIS PERSONAE
URODZENI NA ZIEMI
CADMANN WEYLAND - niegdy� pu�kownik si� zbrojnych Narod�w Zjednoczonych;
odpowiedzialny za bezpiecze�stwo kolonii na Avalonie
MARY ANN (EISENHOWER) WEYLAND - botanik i pierwsza �ona Cadmanna
Weylanda
SYLYIA (FAULKNER) WEYLAND - biolog i druga �ona Cadmanna Weylanda
ZACK MOSCOWITZ - gubernator kolonii na Avalonie
RACHEL MOSCOWITZ - psycholog kolonii i jedyna �ona Zacka
CARLOS MARTINEZ - historyk, rze�biarz i bohater wojen z grendelami
JOE SIKES - in�ynier, by�y kochanek Mary Ann Eisenhower i bohater wojen z
grendelami
HENDRIK SILLS - pilot, bohater wojen z grendelami
CHAKA MUBUTU (�WIELKI CHAKA") - biolog
CAROLYN MCANDREWS - by�a administratorka i agronom. Bohaterka wojen z
grendelami
JULIA CHANG HORTHA- agronom, piel�gniarka i pastor Towarzystwa Unitaria�sko-
Uniwersalistycznego
URODZENI W�R�D GWIAZD
MICKEY WEYLAND - in�ynier g�rniczy i le�niczy; najstarszy syn Cadmanna i Mary
Ann Weyland
LINDA WEYLAND-SIKES - c�rka Cadmanna i Mary Ann Weyland, matka Gadziego
Weylanda. Mieszka z Joem Sikesem i jest z nim zar�czona
RUTH MOSCOWITZ - c�rka Zacka i Rachel Moscowitz
Grendelowi skauci
JESSICA WEYLAND - pierwsze dziecko Cadmanna i Mary Ann Weyland
JUSTIN FAULKNER -jedyne dziecko Sylvii Faulkner i jej pierwszego m�a.
Zaadoptowany przez Cadmanna Weylanda
COLEEN MCANDREWS - starsza c�rka Carolyn McAndrews
KATYA MARTINEZ - uznane dziecko Carlosa Martineza
EVAN CASTANEDA - pilot skeetera
EDGAR SIKES - specjalista komputerowy; syn Joego Sikesa i jego pierwszej �ony
Dzieci z prob�wki
AARON TRAGON - nieoficjalny przyw�dca urodzonych w�r�d gwiazd
STU ELLINGTON - matematyk, pilot skeetera
CHAKA MUBUTU (�MA�Y CHAKA") - biolog; adoptowany syn Wielkiego Chaki
TRISH CHANCE - kulturystka
DERIK CRISP - my�liwy, naczelnik grendelowych skaut�w
TOSHIRO TANAKA - sensei urodzonych w�r�d gwiazd; instruktor karate i jogi
Grendelowe zuchy
CAREY LOU DAYIDSON
HEATHER MCKENNIE
SHARON MCANDREWS
INNI
CASSANDRA - komputer
STARA-grendel
D�UGA MAMA - niezupe�nie w�gorz
TARZAN, ZWIEBACKI I INNI - chamele
ZIMNA - grendel �nie�ny
PANI JEZIORA - kr�lowa grendeli buduj�cych tamy
AZJA - skryba
PROLOG
OGNISKO
- Dawno, dawno temu nasi rodzice i dziadkowie opu�cili planet� zwan� Ziemi�.
Statkiem
o nazwie Geographic wybrali si� do gwiazd i znale�li raj. Ale ten raj zmieni�
si� w piek�o...
Z ogniska strzeli� w g�r� bia�y p�omie�, gdy zaj�a si� k�oda z jednego z drzew,
kt�re
nazywali grzywiastymi, gdy� ich ga��zie uk�ada�y si� na kszta�t ko�skich grzyw.
Ogie� bucha�
wysoko przez prawie minut�, po czym znowu przygas�, kryj�c si� w�r�d
roz�arzonych w�gli. Z
ustawionego na krzemieniach �elaznego rondla dochodzi�o skwierczenie. Nag�y
powiew wiatru
pos�a� r�j iskier w stron� mglistego nieba i zastyg�ych wy�ej gwiazd.
Na ustawionych wok� gasn�cego ogniska prowizorycznych siedziskach z k��d i
kamieni
przysiad�o rami� przy ramieniu kilkunastu m�odych ludzi, wpatruj�cych si� w
ogie� szeroko
otwartymi oczami. Przez ca�e �ycie czekali na t� noc.
G�os Justina Faulknera to wznosi� si�, to opada�, raz pie�ci� �agodnymi tonami,
innym
razem pali� mocniej ni� gasn�ce p�omienie.
- Przybyli z gwiazd - ci�gn�� scenicznym szeptem. - Chcieli pobudowa� domy tam,
gdzie
jeszcze nigdy nie stan�a noga �adnego cz�owieka. Avalon by� nie okie�znanym
l�dem, kt�ry
rozci�ga� si� pod obcym cz�owiekowi niebem, rajem do wzi�cia. Te kobiety i ci
m�czy�ni byli
najlepsi, najbystrzejsi i najdzielniejsi ze wszystkich, kt�rych wyda�a Ziemia:
dwie�cie os�b
wybranych z o�miu miliard�w. Nasi rodzice. Urodzeni na Ziemi. Nie znali jednak
wtedy prawdy
o swoim nowym �wiecie, prawdy, kt�rej w a m... - D�ugimi, delikatnymi palcami,
palcami
rze�biarza, zacz�� wskazywa� dzieci, wykonuj�c przy tym tak gwa�towne gesty,
jakby ka�de z
nich by�o winne jakich� nieopisanych zbrodni - wam, urodzonym w�r�d gwiazd, nikt
jeszcze nie
przekaza�... a� do tej chwili. A� do tego tygodnia. A� do tego wieczoru.
W g�osie Justina s�ycha� by�o ca�y autorytet i niezmierzon� wiedz� jego
dziewi�tnastu lat.
�adne z dzieci nie sko�czy�o jeszcze trzynastu lat. Teraz byli m�odzikami,
grendelowymi
zuchami. Ten wiecz�r mia� by� ich pierwszym krokiem na drodze do zostania
grendelowymi
skautami. O �wicie opu�cili osad� Camelot i udali si� na w�dr�wk�, najpierw
przez r�wnin�,
potem wzd�u� rzeki Miskatonic, a nast�pnie, pod��aj�c wzd�u� jej ma�ego dop�ywu
zwanego
Amazonk�, wspi�li si� na zbocze Wielkiej Szarej G�ry. Na lunch i obiad dostali
po kilka �yk�w
wody ze strumienia.
Ich zaciekawione, wyra�aj�ce entuzjazm i zapa� oczy, czarne, br�zowe,
niebieskie,
zielone, �wiadczy�y o genetycznych darach wszystkich lud�w Ziemi. Ich gibkie
m�ode cia�a by�y
doskona�e jak gwiazdy na nocnym niebie, a marzenia przepe�niaj�ce ich umys�y
jarzy�y si�
jeszcze ja�niejszym �wiat�em. Byli m�odymi spadkobiercami nowego �wiata.
- ...rzeki by�y pe�ne ryb, kt�re nazwali �ososiami. �owili te ryby i jedli je...
- Justin wyj��
n� z pochwy przytroczonej do paska. D�gn�� nim dno dymi�cego rondla,
nadziewaj�c na czubek
kawa�ek skwiercz�cego mi�sa. Uni�s� go, po czym zacz�� odrywa� z�bami cz��,
kt�ra si�
przypali�a. Nast�pnie przekaza� zar�wno n�, jak i rondel na prawo, w r�ce
dziesi�cioletniej
dziewczynki o d�ugich do ramion blond w�osach.
Wbi�a z�bki w mi�so, najpierw ostro�nie, potem mocniej, staraj�c sieje rozgry��.
Sw�
struktur� przypomina�o raczej tward� wo�owin� ni� kawa�ek ryby. Zacz�a �u� - i
odnios�a
wra�enie, �e mi�so odpowiedzia�o tym samym. Chwyci�a si� za gard�o, z trudem
�api�c oddech,
ale zdo�a�a jeszcze przekaza� rondel oraz n� na prawo. Siedz�cy tam ch�opiec o
sk�rze ciemnej
jak noc wyda� odg�os, jakby si� d�awi�, po czym wyszepta�:
- Wody...
W ich oczach pojawi�y si� �zy. Niekt�rzy nie potrafili pohamowa� kaszlu, ale
nikt si� nie
poruszy�. Rondel kr��y� wok� ogniska, a� zosta� ca�kowicie opr�niony.
- Jednak�e pewnego dnia rzeka, kt�ra da�a kolonii �ycie, przynios�a �mier�.
Nawet teraz,
tutaj, wysoko na zboczu Wielkiej Szarej G�ry, gdy wiatr si� uspokoi, w noc tak�
jak ta mo�ecie
us�ysze� wo�anie starego Miskatonicu...
Justin zawiesi� g�os. Jak na zawo�anie wiatr przycich�, zmieniaj�c si� w lekko
szemrz�cy
powiew. Tam, w oddali, rycza� pot�ny Miskatonic, rw�cy u st�p Wielkiej Szarej
G�ry... a mo�e
by�a to tylko Amazonka?
- �ososiom wyros�y nogi i z�by, nabra�y tak�e ochoty na ludzk� krew. Sta�y
si�...
grendelami. Wyczo�ga�y si� z rzeki, zaczerpn�y powietrza i stwierdzi�y, �e jest
dobre. Porusza�y
si� tak szybko, �e inne zwierz�ta wygl�da�y w por�wnaniu z nimi jak nieruchome
pos�gi.
Zabija�y wszystko, co znalaz�y na swej drodze. Nasi rodzice bronili si�, ale
bezskutecznie. Ob�z
by� stracony. Tych, kt�rzy tutaj ocaleli, Cadmann Weyland przywi�d� do swojej
warowni na
zboczu Wielkiej Szarej G�ry, gdzie postanowili stawi� op�r.
A tam... - Cienki palec Justina rzuci� chwiejny cie�, kt�ry wskaza� nieregularn�
bry��
skaln� zwan� G�ow� �limaka. - Tam zgin�� m�j ojciec, rozerwany na strz�py przez
�ar�oczn�
hord�. Powy�ej jest weranda, na kt�rej zosta�a zabita Phyllis McAndrews, do
ostatniej chwili
przekazuj�ca wiadomo�ci za�odze orbituj�cego Geographica. A tam... - Justina tak
porwa�a
w�asna opowie��, �e zacz�� traci� dech. -...inni byli �apani, rozdzierani na
sztuki, po�erani przez
oszala�e grendele, kt�re porusza�y si� tak szybko, �e nie mo�na by�o za nimi
nad��y� wzrokiem.
Ni�ej, przy kraw�dzi urwiska... - miejsce, kt�re wskaza�, skrywa�a ciemno�� - w
uszkodzonym
skeeterze tkwi�o dw�ch m�czyzn. Czekali na ratunek albo na to, a� grendele
przebij� g�owami
poszycie wirop�atu. A tam jest miejsce, sk�d Joe Sikes pos�a� na d� rzek�
ognia, zabijaj�c w
ko�cu grendele, ratuj�c ludzi...
Zapad�o milczenie. Wiatr si� wzm�g�. Kiedy znowu ucich�, s�ycha� by�o tylko szum
p�yn�cej wody.
- To by�o dawno, dawno temu. Czasem jednak w noce takie jak ta, je�li si�
przyci�nie
ucho do ziemi, mo�na wci�� us�ysze� krzyki rozszarpywanych i po�eranych �ywcem
ludzi. I
powinni�cie dzi�kowa� duchom zmar�ych, �e nie macie si� ju� czego ba�. Nie ma
ju� potwor�w,
nie ma grendeli... - Justin przerwa� na chwil�, chc�c zwi�kszy� napi�cie. - Ale
je�li s� duchy
zmar�ych ludzi, to jak� mamy pewno��, �e nie ma tak�e duch�w potwor�w?
Oczy jego m�odych s�uchaczy by�y szeroko otwarte i nieruchome. Ich klatki
piersiowe
prawie si� nie porusza�y: wszyscy z ca�ych si� starali si� zachowa� spok�j. Psy,
kt�re
przywi�zano z dala od obozowiska, wyczu�y l�k dzieci i zacz�y warcze� oraz
szarpa� smycze.
- Niekt�rzy m�wi�, �e tutaj, na Wielkiej Szarej G�rze, duchy zmar�ych tocz�
nocne boje.
Nasi zmarli rodzice i dziadkowie noc w noc przeciwstawiaj� karabiny, kusze i
no�e k�om,
pazurom i szybko�ci. Nie chc� tego... ale musz�. Je�li bowiem ulegn�, cho�
raz... cho� raz...
- Zmru�y� oczy i ze z�owrogim wyrazem twarzy kontynuowa�: - Grendele
przeczo�gaj� si� przez
wej�cie dziel�ce �ycie od �mierci i wr�c�, by jeszcze raz spustoszy� Avalon. I
nie tylko Avalon.
Przeb�d� drog� w�r�d gwiazd, jak my to zrobili�my, i dotr� na Ziemi�... - Czo�o
zrosi�y mu
kropelki potu. Jego g�os opad� do chrapliwego szeptu. - Co to by�o? Krzyk? To
brzmia�o prawie
jak krzyk, ludzki krzyk. Krzyk duszy cz�owieka ju� martwego, a mimo to znowu
umieraj�cego.
Krzyk duszy ci�ni�tej do jeszcze g��bszej, straszniejszej jamy. A czy to jeszcze
jeden? I jeszcze
jeden...?
Dzieci wstrzyma�y oddechy i poprzez �omot rozszala�ych w piersiach serc
usi�owa�y
uchwyci� ka�de jego s�owo.
- A je�li duchy ludzi umieraj� jeszcze raz, to...
Cisz� rozdar� okropny krzyk i z ciemno�ci poza kr�giem �wiat�a wypad�a
zakrwawiona
kobieta. Zatoczy�a si�, przyciskaj�c �a�osnym gestem d�o� do policzka. Jej jedno
oko zakrywa�a
zakrzep�a krew, a drugie, szeroko otwarte, b�yszcza�o szale�czo, jakby widzia�o
wszystkie
okropie�stwa piek�a.
Tu� za ni�, tak szybko, �e sprawia�o wra�enie rozmazanej, nieuchwytnej okiem
smugi,
pojawi�o si� co� nieludzkiego.
Dziesi�� st�p sycz�cego gadziego cielska wpad�o w kr�g �wiat�a wok� ogniska:
p�askie,
uzbrojone w straszliwe pazury �apy, kolczasty ogon, oczy martwe a� do granic
delikatno�ci lub
mi�o�ci, bezlitosne jak szk�o.
Potw�r powali� kobiet� na ziemi�, przysiad� na niej i zawy�...
Dzieci rozbieg�y si� we wszystkich kierunkach, krzycz�c i p�acz�c z
przera�enia...
Zapanowa�a cisza przerywana tylko trzaskiem ognia. Cia�o dziewczyny wci�� le�a�o
nieruchomo na ziemi, a tryumfuj�cy grendel siedzia� na niej...
A potem ona usiad�a i dusz�c si� ze �miechu, powiedzia�a:
- Prawdziwy z ciebie skurczybyk, Justin.
- To przez towarzystwo, w kt�rym si� obracani, Jessie. -Wyszczerzy� z�by jak
rekin. - W
porz�dku, sp�d�my dzieciaki z powrotem!
"Grendel" wyprostowa� si�, a z jego pustego brzucha wydosta� si� kr�py,
muskularny
ch�opak w wieku mniej wi�cej siedemnastu lat, o wyra�nie japo�skich rysach.
Twarz mia�
poczernion� w�glem drzewnym i �mia� si� tak bardzo, �e z trudem �apa� oddech.
Jessica klepn�a
go po plecach.
- Powiniene� zrobi� troch� malutkich budynk�w, miniaturowych dzia� i nakr�ci�
wielki
film o potworach, Toshiro.
- Godzilla kontra czterystustopowy grendel? - Zrzuci� z siebie sk�r� grendela. -
Wiesz co?
Gdyby�my nie musieli co sze�� miesi�cy odbudowywa� Tokio, Japonia w�ada�aby ca��
Ziemi�.
Wok� nich, tu� za kr�giem �wiat�a, wida� by�o sylwetki doros�ych, kt�rzy
sp�dzali z
powrotem do ogniska swoje m�odsze rodze�stwo.
- Wracajcie! - pokrzykiwali. - Siusiumajtki! Sp�oszeni i zawstydzeni
uciekinierzy wracali
pojedynczo lub dw�jkami. Cz�� z nich g�o�no protestowa�a, inni jednak skrywali
u�miechy i
ocierali z oczu �zy rozbawienia.
Pocz�tkowo nie�mia�o, potem z rosn�cym entuzjazmem zacz�li ogl�da� puste w
�rodku
cielsko grendela, jego grube przednie �apy, szerokie szcz�ki oraz kolczasty
ogon. Przesuwali
ma�e palce po �uskach, przy czym ka�de z nich wyobra�a�o sobie, �e tym kim�, kto
zabi� tego
smoka, by� jego ojciec lub jej babka.
Justin usiad� przy ognisku i tym razem przem�wi� swoim normalnym g�osem:
- W porz�dku, to by� �art. Ale nie bezsensowny. Chcieli�my was przestraszy�.
Grendele
s� niebezpieczne. Urodzeni na Ziemi zabili wszystkie grendele, kt�re �y�y na tej
wyspie. Jako
dzieci byli�cie tu bezpieczni przez ca�e swoje �ycie. Teraz jednak nadszed�
czas, aby�cie
dowiedzieli si� wszystkiego o waszym �wiecie, o ca�ym �wiecie, a nie tylko tej
wyspie. Jeste�my
urodzonymi w�r�d gwiazd. Ten �wiat nale�y do nas.
Widzieli�cie martwego grendela - ci�gn��. - Teraz dorastacie i ju� nied�ugo
udacie si� na
kontynent, gdzie zobaczycie �ywe grendele. A nawet co� jeszcze. Najwy�szy zatem
czas, aby�cie
si� dowiedzieli, co si� sta�o z tymi dwustoma najlepszymi i
najinteligentniejszymi z Ziemian,
wybranymi spo�r�d wi�kszej liczby ludzi ni� jest gwiazd na niebie.
A� do tej pory �yli�cie zgodnie z prawami ustanowionymi przez urodzonych na
Ziemi -
m�wi� dalej. - Teraz nasta� czas, aby�cie si� dowiedzieli, dlaczego oni
ustanawiaj� prawa i
dlaczego my �yjemy zgodnie z nimi. Czas, by wyruszy� na kontynent, czas, by
dowiedzie� si�,
dlaczego urodzeni na Ziemi zachowuj� si� tak dziwnie, czas... dowiedzie� si�, co
zjada grendele.
A teraz id�cie spa�.
Dzieci niech�tnie ruszy�y w stron� swoich �piwor�w i mat do spania. Kilkoro z
nich
pr�bowa�o zadawa� pytania, ale grendelowi skauci nie odpowiadali.
- Czas spa�. Dowiecie si� wszystkiego, ale jeszcze nie dzisiejszej nocy.
- Dlaczego nie dzisiejszej nocy?
- Dowiecie si� wszystkiego. A teraz zmiata�!
- Czy Rascal mo�e spa� ze mn�?
- Jasne, tw�j pies mo�e z tob� spa�.
Dzieci poukrywa�y si� w �piworach, przyjemnie zm�czone i ca�kowicie gotowe do
snu.
Jessica skrzywi�a si�, gdy Justin wytar� z jej twarzy krew, kt�r� zdobyli w
rze�ni.
- Au. Wystarczy�by sos z pomidor�w.
- Taka my�l jest obraz� dla mojej duszy artysty.
- Spodoba�o mi si� to, �e doda�e� wasabi do wo�owych serc, Toshiro. Interesuj�cy
ma�y
akcencik. W zesz�ym roku tego nie zrobi�e�.
- Musashi mawia�: "Przywi�zuj wag� do najdrobniejszych nawet szczeg��w". -
Toshiro
przeci�gn�� si� tak mocno, �e a� zatrzeszcza�o mu w krzy�ach, i przysun�� nagie
stopy bli�ej
ognia.
- My�l�, �e to wypad�o zupe�nie dobrze - powiedzia�a Jessica. - Wszystko by�o
dopracowane i zgrane ze sob�. Justin, przyprowadzi�e� Sharon McAndrews. Ona nie
ma jeszcze
dwunastu lat.
- Jest bystra, zaciekawiona i pyta�a o swoj� matk� - odpar� Justin. - Musimy jej
powiedzie�.
- Zackowi to si� nie spodoba.
- Czniam go.
- Zgodzili�my si� co do zasad - powiedzia� Toshiro. - Nie mieszamy si�, dop�ki
grendelowe zuchy nie sko�cz� dwunastu lat.
- To by si� nie uda�o - odrzek� Justin. - Albo powiemy to Sharon teraz, albo
wyci�gnie t�
ca�� cholern� histori� z Cassandry i przeka�e j� reszcie zuch�w. Bez �adnego
przygotowania, po
prostu bum! - i wszystko wiedz�. I nie b�dzie to ostatni raz, kiedy ca�a sprawa
wyjdzie na jaw
zbyt wcze�nie. Nie tylko Sharon potrafi zadawa� w�a�ciwe pytania. - Wyszczerzy�
z�by w
u�miechu. - A poza tym co takiego Zack mo�e mi zrobi�?
- Urodzeni na Ziemi nie zawsze s� w b��dzie - powiedzia� Toshiro i przesun��
palcem
wskazuj�cym po bli�nie na szyi Jessiki. Mia�a ju� wiele lat i prawie wyblak�a, a
poza tym
wi�ksz� jej cz�� skrywa�y w�osy; ale wci�� by�o wida�, �e ci�gnie si� w d� jej
szyi a� do
lewego ramienia. Jessica chwyci�a jego d�o� i u�cisn�a j�.
- Bardziej interesowa�oby mnie to, co my�li o tym tata - odezwa�a si�. -A jakie
zdanie ma
o tym wszystkim Coleen?
- Uwa�a, �e nie mo�e ju� d�u�ej oszukiwa� swojej ma�ej siostry - odpar� Justin.
- I ja si� z
tym zgadzam. Znacie ich matk�.
Toshiro skin�� z powag� g�ow�.
- O tak. Macie, przynios�em troch� prawdziwego jedzenia.
Przysun�li si� do ogniska i zacz�li piec nad gasn�cym �arem kawa�ki piersi z
indyka.
Siedzieli, �artuj�c i rozmawiaj�c o r�nych wa�nych i niewa�nych sprawach: o
tym, ile ryb w
tym sezonie uzyskaj� ze staw�w hodowlanych;
0 wyprawach narciarskich na po�udniowe szczyty; o histerycznej debacie, kt�r�
tydzie�
wcze�niej odbyli Aaron Tragon i Hendrik Sills (postulowana teza: Badania nad
przyczynami i
natur� bogactwa narod�w Adama Smitha s� w gruncie rzeczy mylnie interpretowanym
esejem
satyrycznym); o modyfikacjach wielkiego sterowca, Robora; o perspektywach
surfingu w
przysz�ym miesi�cu. Rozmowa toczy�a si� przez kilka godzin, a� w ko�cu �miechy
ucich�y,
zast�pione ziewaniem.
Nale�eli do urodzonych w�r�d gwiazd. Elektroniczni s�udzy mogli ich zapozna� z
ca��
wiedz� ludzko�ci: histori�, nauk�, dramatem, wielk� literatur� kilkunastu kultur
i setkami oper
mydlanych; ale oni �yli w prymitywnym raju, ca�kowicie bezpieczni, uodpornieni
na wszelkie
choroby. Mieli wi�cej jedzenia, ni� potrzebowali, wykonywali interesuj�ce prace
I grozi�o im niewiele niebezpiecze�stw. Tworzyli r�d silnych i dobrze
zbudowanych
m�odych ludzi. Ich rodzice zostali wybrani po testach, w por�wnaniu z kt�rymi
stara procedura
selekcji astronaut�w wygl�da�a jak dziecinna zabawa. Fizycznie doskonali,
bystroocy, traktowali
si� nawzajem z poufa�o�ci� charakterystyczn� tylko dla ludzi, kt�rzy wyro�li w
zamkni�tych,
odizolowanych spo�eczno�ciach.
Nasta�o kilka minut pe�nej napi�cia ciszy, kiedy to ich spojrzenia spotyka�y si�
ponad
�wiat�em rzucanym przez �ar ogniska. Skinienia g��w poprzedzi�y delikatne
dotkni�cia,
wyra�aj�ce propozycje i akceptacje, po czym kolejne pary, obj�wszy si�
ramionami, znika�y w
ciemno�ci.
Na koniec zosta�o ich tylko czworo: Jessica, Justin, Toshiro i m�oda, rudow�osa
dziewczyna imieniem Gloria.
- Sukces? - Jessica ziewn�a, zadaj�c pytanie, kt�re nie by�o pytaniem.
- Sukces - zgodzi� si� Justin. Odpowiedzia�o mu kilka chichot�w.
- Czas na bieg kurczak�w - powiedzia�a Jessica.
Toshiro ziewn��.
- Ruth w dalszym ci�gu chce spr�bowa�.
Justin i Jessica wymienili spojrzenia i parskn�li jednocze�nie �miechem.
- Ruth? - powt�rzy� z niedowierzaniem Justin. Po czym oboje w tym samym czasie
powiedzieli g�osem ma�ej dziewczynki:
- Ale co powie tatu�?
Przerwali, a ich t�umiony �miech przeszed� w czkawk�.
- Daj� s�owo - wykrztusi� w ko�cu Justin. - Zack kompletnie zepsu� to dziecko.
- Prosi�a, �eby j� przyj�� do grendelowych skaut�w -powiedzia�a Gloria. - Pyta,
dlaczego
nie chcemy jej na to pozwoli�.
Pozostali pokr�cili jednocze�nie g�owami.
- Kontynent nie jest odpowiednim miejscem dla najstarszej dziewicy na Camelocie
-
podsumowa�a Jessica. - Najpierw musia�aby si� zerwa� ze smyczy.
Justin przeci�gn�� si� leniwie.
- Musisz jednak przyzna�, �e jest wspania�� treserk� chameli.
Skin�a g�ow�.
- Chamele s� zabawne. Urodzeni na Ziemi prowadzili kiedy� badania tej planety,
Justin.
Pami�tam ten dzie�, kiedy przywie�li z kontynentu pierwsze chamele.
- I stracili Josefa Smedsa, kiedy napad�y na nich grendele - doda� ostro�nie
Toshiro.
- Tak, ale... - Wbi�a wzrok w przestrze� nad p�nocnym horyzontem. - Nie powiem,
�e to
si� op�aci�o, ale nie mo�na prowadzi� bada� bez ryzyka. A ka�da podr� czego�
nas uczy. Uczy
mnie wi�cej o mnie samej.
- Chc� tylko...
- Wiem - przerwa�a mu cicho. Splot�a palce z palcami Toshiro i lekko �cisn�a
jego d�o�.
Nast�pnie uda�a szerokie ziewni�cie. - My�l�... �e ju� czas spa�.
Wstali i oddalili si� razem od ogniska. Po chwili z ciemno�ci dobieg�o g�o�ne
sapni�cie,
kt�remu towarzyszy� d�ugi, dziewcz�cy chichot.
Justin odprowadzi� j� wzrokiem, po czym, z pewnym op�nieniem, poczu� ci�ar
kobiecej g�owy na swoim ramieniu.
- Za nami - odezwa�a si� Gloria. - Geographic w�a�nie wstaje.
Odwr�cili si�. Geographic wygl�da� jak srebrna kreska z kropk� na ko�cu. Nie
by�o
wida� �adnych szczeg��w, ale sprawia� wra�enie czego� ogromnego. Pojawi� si�
w�a�nie nad
lini� oceanu.
Dwadzie�cia cztery lata temu... Bo�e.
- Kiedy wszed� na orbit�, mia� dziesi�ciokrotnie wi�ksz� mas�. Mi�dzygwiezdne
hamulce! Chcia�bym mie� fotografi�. Mo�esz sobie wyobrazi�, jak jasny musia� by�
ten
p�omie�?
- Nie by�o tu �adnych ludzi, kt�rzy mogliby to widzie�. Mo�e o�lepi� kilka
grendeli. -
Gloria by�a prawie dok�adnie za nim i bawi�a si� jego w�osami. - Naprawd� by�
tego chcia�?
Zobaczy� to na w�asne oczy!
- Chcia�bym... �eby dzisiejsza noc by�a Noc� Spe�nionych �ycze�.
- To mo�e by� ka�da noc, kiedy tylko zechcesz - wyszepta�a. Unios�a r�ce,
czubkami
palc�w odwr�ci�a jego g�ow� i poca�owa�a go gor�co.
Jego r�ce odnalaz�y te wszystkie ciep�e, mi�kkie miejsca jej cia�a i osun�li si�
na ziemi�
przy ognisku. Nie musieli si� szarpa� z odzie��; sprz�czki i paski pu�ci�y jak
za dotkni�ciem
magicznej r�d�ki.
Je�li kto� ich tam widzia�, nie skomentowa� tego. Nie by�o jednak �adnych
podgl�daczy,
gdy ich cia�a oz�ocone �wiat�em �arz�cych si� w�gli i bli�niaczych ksi�yc�w
le�a�y splecione
przez prawie godzin�, do chwili, gdy wyzwolona w ko�cu fala rozkoszy ostatecznie
ich
uspokoi�a.
Obejmowali si� jeszcze przez jaki� czas, szepcz�c do siebie, po czym,
zzi�bni�ci, wsun�li
si� do ogrzewanych �piwor�w.
Nad obozowiskiem zapad�a cisza, kt�r� przerywa� jedynie szum p�yn�cej w oddali
wody i
krzyki jakiego� nocnego stworzenia. Nikt tego nie s�ucha�. Ogie� strawi� resztki
drewna i zacz��
gasn��. Nikt tego nie widzia�.
Jedynie oczy grendela pozosta�y otwarte. Uwa�nie patrz�ce, szkliste.
Martwe oczy.
Oczy, kt�re widzia�y wszystko i nie wyra�a�y absolutnie �adnych uczu�.
DWADZIE�CIA CZTERY LATA WCZE�NIEJ...
Powinien by� �rodek nocy. Jej cia�o to wiedzia�o, chocia� ca�y �wiat ja�nia� w
srebrnoniebieskim blasku padaj�cym z nieba. Raz spr�bowa�a spojrze� w g�r� i
przez wi�kszo��
dnia by�a �lepa. �lepa, z g�ow� rozdzieran� przenikliwym b�lem i oczami, kt�re
widzia�y tylko
kontury rzeczy; �lepa na tyle d�ugo, by zgin��, ale bestia z jeziora jej nie
zabi�a.
Od tego czasu ani razu nie spojrza�a w g�r�, chocia� do ko�ca �ycia mia�a si�
zastanawia�
nad t� smug� ognia na niebie.
Przez d�ugi, d�ugi czas nie czu�a niczego opr�cz tego okropnego b�lu w g�owie.
Teraz
nieco zel�a�. Teraz mog�a ju� my�le� o tym, �e jest g�odna. Os�abiona z g�odu.
Jak mia�a zdoby�
po�ywienie, je�li by�a zbyt s�aba, by walczy�?
I jak to si� sta�o, �e nigdy dot�d nie nachodzi�y jej podobne my�li? Nigdy nie
walczy�a z
besti� z jeziora, ale nie dlatego, �e powstrzymywa� j� g��d. Zawsze by� to
strach, tylko strach.
Na po�udniowym kra�cu rozleg�ego jeziora, gdzie wody wylewa�y si� do p�yn�cej
leniwie, mulistej rzeki, �y�a jako p�ywaj�ce. Tam po raz pierwszy zaczerpn�a
powietrza i zabi�a
dla po�ywienia jedno ze swojego rodze�stwa. Zacz�a sobie przypomina�, teraz,
jak bardzo
zawsze by�a g�odna. Ona i jej siostry walczy�y ze sob� o miejsce do p�ywania i
miejsce do
ucieczki, o miejsce dla w�asnych p�ywaj�cych i zjada�y to, co uda�o im si�
zabi�, a� zosta�y z
nich tylko trzy lub cztery. Pami�ta�a siostr�, kt�ra rzuci�a wyzwanie bestii z
jeziora i zgin�a w
mgnieniu oka.
Bestia z jeziora czai�a si� przy zachodnim brzegu, tam gdzie kamieniste, pokryte
mu�em
p�ycizny ust�powa�y miejsca grzywiastym drzewom. Dalej na po�udnie r�s� inny
las, utworzony
przez spl�tan� mas� pn�czy, krzak�w i drzew, zbitych w g�stwin�, kt�ra sama w
sobie by�a
pu�apk�. Bestia z jeziora czasem zaczaja�a si� w�r�d grzywiastych drzew, nigdy
jednak nie
zapuszcza�a si� w t� nieprzebyt� puszcz�. A na po�udnie od tego lasu �y�a ona,
jej siostry i
nieprzeliczone mn�stwo ich potomstwa.
Jej siostry zgin�y i pozosta�a tylko ona, jeden grendel, i jej potomstwo. I
ci�gle jej to nie
wystarcza�o. Zbytnio uros�a. Zjadanie w�asnego potomstwa by�o czym� z�ym,
odpychaj�cym, ale
jeszcze nie najgorszym ze wszystkiego. Brakowa�o miejsca dla niej i jej dzieci.
Gdy pr�bowa�y
si� rozprzestrzeni�, pada�y ofiar� bestii z jeziora. Zbyt ma�o miejsca oznacza�o
zbyt ma�o
po�ywienia dla potomstwa, zbyt ma�o glon�w, ro�lin wodnych i owad�w, a to z
kolei znaczy�o,
�e dzieci nie zdo�aj� na tyle urosn��, by wy�ywi� matk�. Musia�a si� stamt�d
wynie��.
Mulista rzeka wp�ywa�a w tym miejscu do jeziora. Wykorzystuj�c srebrnoniebieskie
�wiat�o tej rzeczy na niebie, rzeczy, kt�ra nie pasowa�a do �adnego wzorca,
spojrza�a na
po�udnie. Wspomnienia u�o�y�y si� w jej umy�le w przejrzyste schematy, dzi�ki
kt�rym
u�wiadomi�a sobie, jakie to niezwyk�e, �e uda�o jej si� prze�y� i dotrze� w to
miejsce. Wtedy
by�a jak �lepa. Gdziekolwiek spojrza�a, by� tylko strach, a jej umys� nie
potrafi� wy�owi� z tego
chaosu �adnych wzor�w.
Widzia�a, jak szybka jest w wodzie bestia z jeziora.
I na l�dzie... ale nie na po�udniowo-zachodnim brzegu. Wydarzy�o si� tam co�
osobliwego, co�, czego wspomnienie pozosta�o �ywe a� do teraz.
Sta�o si� to nied�ugo po przemianie jej i jej siostry, kt�r� musia�a przep�dzi�.
Siostra,
pokonana, wycofa�a si� na l�d. Przebieg�a po �asze b�otnistego �wiru i wpad�a do
rosn�cej dalej
puszczy spl�tanych drzew. �adna sie� ro�lin nie zdo�a powstrzyma� p�dz�cego
niczym mszcz�ca
si�a grendela. Jej siostra mog�a jeszcze znale�� sobie nowe terytorium.
Obserwowa�a j� z po�udniowego brzegu. Jedzenia by�o tam niewiele, a poza tym
musia�a
si� jeszcze liczy� z besti� z jeziora.
W pewnej chwili zauwa�y�a, �e jej siostr�, kt�ra w�a�nie znalaz�a si� w
g�stwinie drzew,
otacza chmura jakiego� py�u lub mgie�ka. Wrzasn�a raz, po czym wypad�a z lasu w
deszczu
porwanych pn�czy i ga��zi. Nawet bestia z jeziora nigdy nie porusza�a si� tak
szybko. Mkn�a
wzd�u� brzegu niczym g�owa ci�gn�cej za sob� warkocz z py�u komety.
Bestia z jeziora unios�a sw�j straszliwy �eb - i przepu�ci�a j�.
By�a ju� prawie poza zasi�giem wzroku, kiedy zwolni�a i potkn�wszy si� kilka
razy,
pad�a. Widziana z du�ej odleg�o�ci, wygl�da�a na niewiele wi�cej ni� stos ko�ci.
Nigdy nie odwa�y�a si� podje�� bli�ej, aby lepiej si� przyjrze� temu, co zosta�o
z siostry,
tym bardziej �e troch� dalej by� ulubiony rewir �owiecki bestii z jeziora.
Nie, zachodni brzeg by� wykluczony nawet dla bezrozumnego stworzenia, kt�rym
wtedy
by�a. Natomiast droga wzd�u� wschodniego by�a dwa razy d�u�sza, co dwukrotnie
zwi�ksza�o
prawdopodobie�stwo, �e bestia z jeziora j� znajdzie...
Nawet wtedy musia�a posiada� pewn� zacz�tkow� umiej�tno�� uk�adania plan�w.
Poczeka�a na ulewny deszcz, po czym ruszy�a l�dem, obchodz�c szerokim �ukiem
wschodni
brzeg. Zwierz�ta, na kt�re tam natrafia�a, by�y szybkie i czujne. Aby je z�apa�,
musia�a
przechodzi� w szybko��. Kiedy deszcz przesta� pada�, zmuszona by�a zanurza� si�
w jeziorze,
�eby odda� ciep�o. Wpada�a do wody i wyskakiwa�a z niej, zanim zd��y�a si�
pojawi� bestia z
jeziora...
I tak �y�a do czasu, a� dotar�a do miejsca, gdzie do jeziora wp�ywa�a rzeka.
To rzeki szuka�a. Kiedy tam przyby�a, by�a zupe�nie zag�odzona. �yj�ce przy dnie
stworzenia sta�y si� na wiele dni �r�d�em jej po�ywienia. Potem jej trzewia
ogarn�a choroba,
kt�ra przenios�a si� do g�owy i jeszcze bardziej rozwin�a. Przez d�ugi czas nie
zna�a niczego
opr�cz przejmuj�cego b�lu g�owy.
A teraz by�o jej zimno, czu�a si� dziwnie, jej sk�ra ciasno opina�a ko�ci, a
umys� tworzy�
coraz to nowe plany i odkrywa� wzorce w otaczaj�cym j� �wiecie.
Tam, daleko, widoczne w srebrnoniebieskim �wietle: cz�� jeziora i skrawek l�du,
jej
dawne terytorium, na kt�rym brakowa�o �ywno�ci dla niej samej i jej potomstwa.
Bestia zapewne
oczy�ci�a ju� z niego wod�. Tamto miejsce mia�o tylko jedn� korzystn� cech�.
B�d�c tam, mog�a
wyczu� w wodzie smak bestii, przez co mia�a jakie� poj�cie ojej ruchach. Bli�ej:
jezioro po
lewej, a na prawo od �wirowatego b�ota i g�stwiny lasu, w kt�rym jej siostra
zamieni�a si� w
mg�� podczas nap�dzanego szybko�ci� biegu.
Jeszcze bli�ej: wi�cej �ach �wirowatego b�ota oraz rosn�cych za nimi
grzywiastych
drzew, z kt�rych jedno, stare i ogromne, stoi tu� przy wodzie. Bestia z jeziora
sp�dza wi�kszo��
czasu z dala od brzegu, ale kiedy lasy s� wilgotne, kryje si� tak�e w nich.
Potomstwo grendeli
mo�e si� zmieni� w doros�e grendele gdziekolwiek w jeziorze i ich zaskoczenie
jest tym wi�ksze
(cho� kr�tkie), gdy bestia rzuca si� na nie spomi�dzy drzew.
Tutaj: widzi mulist� rzek� i wie o po�ywieniu, kt�re znajduje si� pod jej
powierzchni�.
Rzeka niesie �yj�ce przy dnie stworzenia. Ma jedzenie... ale bestia z jeziora
wyczuwa teraz z dala
jej smak i wie, �e ona tu jest. Gdyby wtedy widzia�a wszystko tak jak teraz,
nigdy by tu nie
przyby�a.
Teraz jednak obraz �wiata uk�ada� si� w jej umy�le w zupe�nie inny schemat.
T�umi�c uczucie g�odu, obserwowa�a lasy oraz wod�. Nie zobaczy�a nawet �ladu
zdobyczy, nie by�o te� �adnego znaku obecno�ci bestii z jeziora. Srebrna smuga
�wiat�a nie
wsta�a na niebie, ale uczucie, �e otaczaj�cy j� �wiat jest dziwny i jaki� obcy,
nie opu�ci�o jej.
Tak min�� dzie� i noc.
Rano nast�pnego dnia ruszy�a w stron� wielkiego drzewa otoczonego ze wszystkich
stron
b�otem.
�adnego �ladu bestii z jeziora.
W chwili, kt�r� wybra�a na chybi� trafi�, zacz�a biec.
To by�a pierwsza �amig��wka, jak� kiedykolwiek rozwi�za�a i nie mia�a �adnego
zaufania
do swoich wniosk�w. Bieg�a, ale nie przesz�a jeszcze w szybko��. Kiedy w
miejscu, gdzie woda
powinna by� spokojna, pojawi�a si� fala, ogarn�o j� uczucie przera�enia i
podniecenia, i
wtedy dopiero przesz�a w szybko��. Mkn�a po g�adkim mule, kieruj�c si� w stron�
samotnego drzewa, kt�re ros�o w miejscu, gdzie przybrze�na p�ycizna przechodzi�a
w warstw�
b�ota i �wiru.
Bestia z jeziora wychyn�a na powierzchni�, wykrzycza�a wyzwanie i przesz�a w
szybko��.
Uciekinierka skr�ci�a w prawo i zary�a �apami w dno. Chcia�a min�� drzewo z
prawej
strony. Je�li bestia z jeziora wpadnie na ni� z boku, zostanie rozerwana na
strz�py, zmia�d�ona,
zginie. Widzia�a, czu�a swoj� �mier� w schemacie wydarze�! Ale odrobin� wi�ksza
szybko��
zmieni�a to, wynios�a j� do przodu i teraz wszystko wskazywa�o na to, �e bestia
z jeziora uderzy
w drzewo.
Bestia z jeziora dostrzeg�a niebezpiecze�stwo. Skr�ci�a gwa�townie w lewo,
zamierzaj�c
powali� ofiar� po mini�ciu drzewa.
Ha! Uciekinierka rzuci�a si� w lewo. Min�a drzewo o w�os, tu� za kolczastym
ogonem
bestii z jeziora, kt�ra ju� zakr�ca�a w fontannie �wiru i b�ota, ale pozosta�a
nieco w tyle.
Zwolni�o j� to tylko na chwil�. Ona jad�a, kiedy choroba pozbawia�a jej c�rk�
si� i cia�a.
Kiedy mkn�a wzd�u� brzegu, p�on�c w �rodku, �wiadoma, �e jej wr�g jest
zdecydowanie
za blisko, spo�r�d spl�tanych drzew wylecia�a chmura py�u. Bestia z jeziora
wpad�a w t� chmur�,
kt�ra pod��y�a za ni� jak ogon komety.
Wystarczy! Skr�ci�a gwa�townie w stron� jeziora. Je�li porusza�aby si�
wystarczaj�co
szybko, mog�aby biec po wodzie, ale szybko�� pra�y�a j� od �rodka. Spojrza�a raz
za siebie i
zobaczy�a to, co mia�a nadziej� zobaczy�. Pochyli�a g�ow�, rzuci�a si� do wody i
zanurzy�a si� w
niej, ch�odz�c cia�o.
Po chwili wysun�a chrapy. A potem, ostro�nie, wyjrza�a na powierzchni�.
Bestia z jeziora by�a komet� kurzu p�dz�c� prosto ku niej po wodzie.
Gdyby bestia teraz zanurkowa�a, uwolni�aby si� od tej mg�y oraz p�on�cego w jej
wn�trzu
ognia, ale pad�aby ofiar� czaj�cej si� w g��binie c�rki. Nie zanurkowa�a.
Prawdopodobnie nawet
o tym nie pomy�la�a. Kiedy si� zatrzyma�a, otacza�a j� tak g�sta, ciemna chmura,
�e nie by�o jej
wida�. Chmura odlecia�a. Czerwone ko�ci matki opada�y wolno na dno jeziora.
C�rka ogryza�a je
�apczywie, ci�gle g�odna. G�odna i tryumfuj�ca. Teraz, gdy bestia ju� nim nie
w�ada�a, jezioro
nale�a�o do niej. B�dzie mog�a polowa� na ca�ej d�ugo�ci brzegu.
CZʌ� I
L�D W M�ZGU
M�odo�� nie znosi towarzystwa smutku.
Eurypides
1
POWR�T
Optymista twierdzi, �e �yjemy na najlepszym z mo�liwych
�wiat�w, a pesymista boi si�, �e to prawda.
James Branch Cabell, Srebrny ogier
- Co to jest, do diab�a?
Jessica Weyland us�ysza�a te s�owa, ale nie rozpozna�a g�osu. Dobiega� gdzie�
spoza �cian
�azienki dla go�ci, w kt�rej my�a w�a�nie twarz lodowat� wod�, doprowadzon�
rurami ze
strumienia, kt�ry nazwali Amazonk�.
�azienka by�a cz�ci� go�cinnego apartamentu Posiad�o�ci, przylegaj�c� do
sypialni,
kt�ra nale�a�a do niej, zanim zbudowa�a sw�j w�asny dom w Surf's Up. Toshiro
Tanaka, jej
partner z poprzedniego wieczoru, wci�� spa� rozci�gni�ty w poprzek ��ka.
R�nice w cyklach
snu i aktywno�ci uniemo�liwia�y im stworzenie czego�, co wykracza�oby poza
wsp�lnie
sp�dzane od czasu do czasu noce. Szkoda. Jak wielu muzyk�w mia� takie wspania�e
d�onie...
- Na zmro�one �ajno nietoperza! Czy wy to widzicie?
Jessica rzuci�a si� biegiem w stron� bawialni, nim jeszcze pomy�la�a o tym, co
us�ysza�a.
Jej d�ugie, mocno opalone, muskularne nogi pokona�y odleg�o�� dziel�c� sypialni�
od bawialni w
dziewi�ciu krokach. Jej umys� pracowa� jeszcze szybciej od n�g. Dzieciaki
ogrywaj� si� na nas
za ostatni� noc? - pomy�la�a. Tak? Nie. Udawa�yby przera�enie, a nie zabarwion�
zdumieniem
ciekawo��. Nie, to musi by� co� innego.
Jessica by�a wysoka, niebieskooka i tak nordycka jak lodowiec. Mia�a si�gaj�ce
ramion
blond w�osy, wysoko osadzone ko�ci policzkowe i szerokie, ch�odne usta.
Porusza�a si� jak
atletyczne zwierz�, kt�rym zreszt� by�a. Mi�nie jej �ydek gra�y harmonijnie
przy ka�dym kroku.
By�a naga, ale zupe�nie nie zwraca�a na to uwagi; zabrak�o jej czasu, by chwyci�
r�cznik.
Jej ojciec, Cadmann Weyland, pu�kownik Cadmann Weyland, zbudowa� Posiad�o�� jak
fortec�, zanim jeszcze zrozumia� niebezpiecze�stwo gro��ce im ze strony
grendeli. Pozostali
nazywali go paranoikiem i gorzej, a nawet oskar�ali o to, �e stwarza pozory
zagro�enia, by
zdoby� w�adz� w kolonii. Pos�dzali go wr�cz o to, �e chce dokona� wojskowego
zamachu stanu.
Zgorzknia�y i osamotniony, opu�ci� ich wtedy i zbudowa� sw�j dom na wysokim
wyst�pie
skalnym, wgryzaj�c si� w zbocze Wielkiej Szarej G�ry. Wi�kszo�� domostwa
znajdowa�a si�
pod ziemi�, dzi�ki czemu by�o tam ch�odno latem i ciep�o w czasie avalo�skich
zim. Dzi�ki
nastawnym �aluzjom, kt�re pokrywa�y dach, mo�na by�o dowolnie regulowa� ilo��
�wiat�a
wpadaj�cego do �rodka. Sama bawialnia by�a istnym rajem.
Przez jego �rodek ci�gn�� si� wy�o�ony zielonymi kafelkami kana�. P�yn�a nim
lodowata
woda Amazonki. Kana� mia� stop� g��boko�ci i cztery szeroko�ci. Kiedy� by�
g��bszy i w�szy,
ale Jessica tego nie pami�ta�a. By� to jeszcze jeden z tych fakt�w, kt�re
pozna�a z opowie�ci i w
kt�re wierzy�a tak samo jak w to, �e gdzie� tam jest uk�ad s�oneczny z gwiazd�
bardziej ��t� ni�
Tau Ceti i planet� o nazwie Ziemia.
Wzd�u� cz�ci strumienia ci�gn�a si� �agodnie pochylona p�ka, tak�e wy�o�ona
kafelkami. Reszta by�a ogrodzona �ywop�otem, kt�ry r�s� tu� przy wodzie. Na ten
�ywop�ot
sk�ada�y si� ro�liny zar�wno z wyspy Camelot, jak i najdalszych zak�tk�w
Avalonu, tak �e samo
pomieszczenie by�o w r�wnej mierze arboretum, jak miejscem zamieszkania.
Ponad po�owa tych dziwacznie ukszta�towanych ro�lin mia�a kolce i ciernie. Nie
by�y tak
naprawd� kaktusami, ale ze wszystkich ziemskich ro�lin w�a�nie je przypomina�y
najbardziej.
�ycie ro�linne na Avalonie potrzebowa�o ochrony. Ka�da bezbronna forma �ycia
stawa�a si�
natychmiast po�ywieniem grendeli. Niekt�re z ro�lin chroni�y si� inaczej. By�y
w�r�d nich istne
cuda o fioletowych p�atkach, wydzielaj�ce bogat� w kwas �ywic�, malutkie,
granatowe bulwy
owocowe z zadziwiaj�co mocn� trucizn�, mi�so�erne lilie, kt�re w ci�gu
czterdziestu o�miu
godzin mog�y zamieni� stworzenie wielko�ci ropuchy w pust� sk�r�. Ogr�d stawa�
si� coraz
bardziej niebezpieczny w miar� up�ywu lat, gdy dzieci �yj�ce w Posiad�o�ci
Cadmanna ros�y i
uczy�y si� odpowiednio w nim zachowywa�. Ro�liny pochodzi�y z najrozmaitszych
miejsc - z
wy�yn na wyspie Camelot, z innych wysp, a nawet z kontynentu. Wszystkie zwo�ono
tutaj i
sadzono wzd�u� strumienia - i mimo �e �miertelnie niebezpieczny, ogr�d stawa�
si� coraz
pi�kniejszy.
Od swych najm�odszych lat Jessica uwa�a�a, �e Posiad�o�� jest najpi�kniejszym
zak�tkiem na �wiecie. Cadmann, Mary Ann i Sylvia wybrali si� w�a�nie do
kolczastego lasu na
po�udniu wyspy, gdzie zbierali r�ne okazy miejscowej fauny. Posiad�o�� i
Urwisko Cadmanna
przez nast�pne p�tora dnia by�o do wy��cznej dyspozycji Jessiki i Justina. Mimo
ogrodu by�o to
miejsce ca�kowicie bezpieczne. Idealne, by rozpocz�� w nim inicjacj�
grendelowych skaut�w.
P�niej zostan� przewiezieni na kontynent, gdzie czeka ich prawdziwy egzamin
dojrza�o�ci.
Tutaj, w tym raju, nie by�o �adnych w�y czy skorpion�w.
Kto zatem tak wrzeszczy?
Otwiera�a w�a�nie drzwi frontowe, kiedy zobaczy�a to za sob�. To c o � ukaza�o
si� w
dolnej cz�ci szmaragdowego koryta Amazonki. Wij�c si� pod pr�d strumienia,
przesun�o si�
pod kraw�dzi� po�udniowej �ciany bawialni i wpe�z�o do arboretum. Co� �ywego.
Co� o
mocnym, grubym ciele. Jego g�owa przypomina�a troch� ko�sk�, tyle �e by�a
bardziej masywna.
Stworzenie sun�o uparcie pod pr�d, wpe�zaj�c coraz dalej do bawialni. G�owa
przechodzi�a w
szerok�, pot�n� szyj�, kt�ra ci�gn�a si�, ci�gn�a si�...
- Do diaska! To w�gorz! - us�ysza�a g�os za sob�. Toshiro ukl�k� przy brzegu
Amazonki,
aby si� lepiej przyjrze� zwierz�ciu, kt�re wytrwale walcz�c z pr�dem, przesuwa�o
d�ugie, jakby
gumowe cia�o w g�r� strumienia. Mijaj�c Jessik�, ochlapa�o jej nagie stopy wod�.
Nie zwraca�o
najmniejszej uwagi na przygl�daj�cych mu si� ludzi. W ko�cu wpe�z�o ca�e do
bawialni. Jego
cia�o mia�o szesna�cie st�p d�ugo�ci i by�o tak grube jak g�rna cz�� nogi
konia.
Z trzaskiem otworzy�y si� drzwi frontowe i do �rodka wbieg�o dwoje zasapanych
dzieci.
Jedno z nich, ma�a, ciemna dziewczynka, Sharon McAndrews, wymachiwa�a
zaostrzonym kijem.
Z szeroko otwartymi ustami i oczami przygl�da�a si� w�gorzowi, kt�ry wij�c si�
sinusoidalnie,
sun�� ku g�rnemu wyj�ciu z bawialni. Drugie z nich, rudow�osy, piegowaty
czternastolatek, kt�ry
nazywa� si� Carey Lou Davidson, najpierw zagapi� si� na nagie piersi Jessiki, a
dopiero potem,
raczej niech�tnie, przeni�s� wzrok na w�gorza.
- Trzymajcie si� z dala - powiedzia�a szybko Jessica. Odwr�ci�a si� w stron�
Toshiro i
doda�a: - Obserwuj tego stwora i pilnuj dzieciaki. Id� co� na siebie narzuci�.
- Ale co to jest? - zapyta� Carey Lou.
Toshiro roze�mia� si�.
- My�l�, �e to pani w�gorzowa, kt�ra pr�buje si� dosta� w g�r� strumienia.
- Na tarlisko? - zapyta�a Jessica.
Skin�� g�ow�.
- Pami�tasz zesz�omiesi�czny wyk�ad Chaki? Teraz, gdy na Camelocie nie ma
grendeli,
wraca tu �ycie biologiczne. To musi by� cz�� tego procesu. O rany!
Podskakiwa� na jednej nodze i wci�ga� spodnie, ryzykuj�c, �e w swym entuzjazmie
uszkodzi intymn� cz�� cia�a. Jessica by�a ju� w po�owie drogi do sypialni dla
go�ci.
Wpad�a do pokoju jak blondw�osa tr�ba powietrzna i nie robi�c ani chwili
przerwy,
w�o�y�a majtki oraz sanda�y na rzemiennych paskach i chwyci�a bluzk�. By�a z
powrotem w
salonie, jeszcze zanim w�gorz zdo�a� znikn�� za p�nocn� �cian�.
Z zewn�trz dobiega�y teraz gwizdy i inne odg�osy �wiadcz�ce o podnieceniu.
Jessica
wybieg�a z domu, wk�adaj�c po drodze bluzk�. Nie zawraca�a sobie przy tym g�owy
guzikami,
tylko zwi�za�a rogi, robi�c z niej prowizoryczny biustonosz. Tu� za drzwiami
omal nie wpad�a na
Justina.
- Co widzisz? - zapyta�a, biegn�c dalej.
- Kieruje si� pod g�r�. Czy tata zostawi� jak�� holokamer�?
- Mam chyba l�d w m�zgu! Nie sprawdzi�am. Justin pogna� po zboczu w g�r�, a
Jessica
szybko dogoni�a grup� rozwrzeszczanych grendelowych zuch�w.
- Trzymajcie si� od tego z daleka! - krzykn�a.
- To nie zrobi nam krzywdy- odpar�a Sharon McAndrews. - Nie mo�e, jest zbyt
powolne.
- Nigdy nie widzieli�cie jeszcze niczego w szybko�ci - powiedzia�a Jessica.
- Nie ma n�g! - krzykn�o jedno z dzieci.
- No dobrze, to prawda, ale i tak macie si� trzyma� z dala. Nie chcemy
przestraszy� tego
stworzenia. - Widzia�a filmy wideo pokazuj�ce, jak przekszta�caj�cym si� w
grendele �ososiom
wyrastaj� nogi, ale to trwa�o wiele godzin, nie mog�o si� sta� w ci�gu minuty.
Mimo to... -
Trzymajcie si� od tego z daleka.
Znad kraw�dzi urwiska dobieg� przenikliwy wizg wirnika. Jessica odwr�ci�a si� i
zobaczy�a skeeter numer sze��, kt�ry w�a�nie nad ni� przelecia�. Przes�oni�a
d�oni� oczy i
wyt�y�a wzrok, staraj�c si� zajrze� do kabiny. Za sterami srebrno-niebieskiego
wirop�atu
siedzia� Evan Castaneda o klasycznych latynoskich rysach. Miejsce na fotelu dla
pasa�era zaj�a
pi�tnastoletnia, ale wygl�daj�ca dojrzalej Coleen McAndrews. Do prawego ramienia
mia�a
przymocowan� holokamer�.
Jessica pomacha�a do Evana, nakazuj�c mu, by zszed� ni�ej. Skeeter opad� i
zahucza�
jeszcze g�o�niej, jakby by� odurzony lotem.
Wskoczy�a na p�oz�, okr�ci�a pas bezpiecze�stwa wok� r�ki, przypi�a do swojego
paska
lin� bezpiecze�stwa i uniesionym kciukiem da�a znak, �e mog� ju� lecie�.
Skeeter sze�� wzni�s� si� b�yskawicznie na dwie�cie st�p i zawis� w miejscu.
Widziane z
tej perspektywy ranczo Cadmanna Weylanda wygl�da�o jak prawdziwe arcydzie�o
ludzkiej
pracowito�ci i wysi�ku. Ca�y teren pokrywa�a szachownica zagon�w soi, kukurydzy
i lucerny.
By�y tam tak�e zagrody dla �wi� i k�z oraz klatki ma�ych, pokrytych futrem
torbaczy, kt�re
nazwali oposami.
W dole l�ni�a w porannym s�o�cu srebrzysta wst�ga Amazonki. Wzd�u� jej brzeg�w
bieg�a gromada dzieci, kt�re �mia�y si� i pogania�y, zmuszaj�c si� do wi�kszego
wysi�ku. Justin
zdecydowanie prowadzi� w tym wy�cigu.
- Widzisz to?! - wrzasn�� Evan, przekrzykuj�c huk turbiny.
Promienie s�o�ca odbija�y si� od strumienia. Jessice wyda�o si�, �e dostrzeg�a
smuk�y
cie�, ale... - Jeszcze nie!
- Spr�buj przez to! - Coleen poda�a jej komputerowy zestaw optyczny: lornetk�
sprz�on�
z kamerami, kt�re by�y pod��czone do centralnego systemu komputerowego kolonii.
- Cassandra, przekazuj� gogle bojowe Jessice.
- Jestem gotowa, Jessico - odpowiedzia� komputer. Na�o�y�a gogle bojowe -
przypomina�y ci�kie okulary przeciws�oneczne - i zosta�a nagrodzona wzmocnionym
przez
Cassandr� widokiem z kamer. Wyregulowa�a je tak, �e prawa soczewka sta�a si�
przezroczysta, a
lewa dawa�a jej obraz termiczny z komputera.
Zmru�y�a prawe oko.
Taaak... tam jest ten smok. Migocz�cy fluoryzuj�cymi odcieniami czerwieni i
b��kitu
w�gorz p�yn�� w g�r� strumienia, zmagaj�c si� z pr�dem.
- Cassandra, wy�wietl dane na temat rozmiar�w.
D�ugo��: 647 cm
Szacunkowa masa: 27 kg
Cassandra pokaza�a im drog� przebyt� przez w�gorza.
Jessica wyszepta�a:
- Powi�kszenie.
W�gorz wype�ni� pole widzenia.
- Kto og�osi� alarm?
- Ma�y Chaka albo jego stary - odpar�a Coleen. - Jeden z Mubut�w zauwa�y� to w
rzece.
Nigdy nie by�o tu nic tak wielkiego, nigdy.
Przynajmniej od dwudziestu lat, kt�re tu sp�dzili�my, pomy�la�a Jessica, i od...
Zacz�a
rozwa�a� implikacje. Kiedy ludzie przybyli na Camelot, �ycie biologiczne na
wyspie by�o
niewiarygodnie ubogie: �ososie i zielony mu� w rzekach, oposy i pterozaury w
wysokich partiach
g�r oraz kilka rodzaj�w ciernistych ro�lin porastaj�cych r�wniny. Wszystko inne
zjad�y grendele.
Ale jak d�ugo trwa�a ta sytuacja?
- Czy wiesz, co to znaczy? - zapyta�a. - Grendele nie w�ada�y t� wysp� od
tysi�cy lat. Nie
mog�y, bo gdyby tak by�o, w�gorze by tu nie wraca�y...
- Jeste� pewna?
- Nie, ale jest to co�, co warto przemy�le�. Nie stra�cie tego stworzenia z
oczu!
- Zadam ci inne pytanie - powiedzia�a Coleen. - Co mog�o spowodowa� ten powr�t
po
tylu latach?
- To jest naprawd� interesuj�cy problem. Granitowy majestat Wielkiej Szarej G�ry
wyr�s� im na powitanie. Jej szczyty stale otula�a mg�a. Kilka zirytowanych
pterozaur�w
wylecia�o ze swoich gniazd, aby przyjrze� si� skeeterowi. Ludzie nie polowali na
pterozaury.
Przez dwie dekady, kiedy to plaga ludzko�ci opanowa�a Avalon, te wielkie, jakby
zrobione ze
sk�ry stworzenia straci�y ca�y l�k i teraz uwa�a�y, �e skeetery s� �miechu
warte. Wirop�aty by�y
szybkie, ale ma�o zwrotne, z trudem dogania�y pterozaury w locie po linii
prostej i ca�kowicie im
ust�powa�y w powietrznych akrobacjach.
W�gorz wytrwale p�yn�� w g�r� strumienia. Przedziera� si� z wysi�kiem przez
p�ycizny,
walcz�c z pr�dem tak energicznie, jak robi�by to ka�dy ziemski �oso�.
�oso�.
�oso�.
Jessica st�umi�a dreszcz, kt�ry j� nagle przeszed�.
To stworzenie by�o z pewno�ci� mi�so�erne - ale ogranicza�o si� w swych
polowaniach
do �rodowiska wodnego. Mog�o by� r�wnie niebezpieczne jak murena i w pe�ni
zdolne do
wyrwania kawa�ka cia�a wielko�ci pi�ki baseballowej z po�ladka jakiego�
nieostro�nego
cz�owieka, ale nie powinno m�c zrobi� nic innego. Nie mog�o wyj�� z wody.
Mimo to...
- Gdyby mia�o zdolno�� przechodzenia w szybko��, ju� by to zrobi�o - podyktowa�a
Jessica. - Cassandra, przeszukanie bazy danych. Dopasuj ten obraz do czego�.
- Nie ma dok�adnego dopasowania. Jedna podobna forma �ycia o d�ugo�ci dwustu
dziewi��dziesi�ciu centymetr�w zosta�a zaobserwowana w strumieniu na wyspie
Blackship.
W polu widzenia Jessiki natychmiast pojawi�a si� mapa:
Wyspa Blackship by�a jedn� z mniejszych, nie zamieszkanych wysp u wybrze�y
kontynentu.
- Co�, co �wiadczy�oby o zdolno�ci do przej�cia w szybko��? - zapyta�a.
- Nic - odpowiedzia�a Cassandra. - Nie wida� gruczo��w szybko�ci, nic tak�e nie
�wiadczy o tym, by jego cia�o dostosowa�o si� do szybkiego ch�odzenia.
Prawdopodobie�stwo
bliskie zeru.
- Dzi�kuj�.
- Prosz� bardzo.
W ka�dym ze skeeter�w znajdowa�a si� gotowa do strza�u strzelba pora�aj�ca,
jeden z
element�w uzbrojenia skonstruowanego na wypadek powrotu grendeli. To si� nigdy
nie zdarzy�o,
ale ka�dy i tak przeszed� trening bojowy i potrafi� pos�ugiwa� si� t� broni�.
Strzelby te mog�y
miota� liczne, specjalnie zaprojektowane pociski: g��wnie strza�ki z �adunkiem
elektrycznym,
kt�ry parali�owa� grendele, lub ze specjalnie opracowan� biotoksyn�, kt�ra
powodowa�a co� w
rodzaju przeci��enia w ich gruczo�ach szybko�ci. "Szybko��" by�a nadtlenion�
hemoglobin�,
kt�ra umo�liwia�a grendelom przyspieszanie do ponad stu dziesi�ciu kilometr�w na
godzin� w
ci�gu mniej wi�cej trzech sekund. Trucizna wprawia�a grendele w absolutne
szale�stwo,
podsycane ich w�asn� "adrenalin�". Pijane szybko�ci� produkowa�y tyle ciep�a, �e
w ci�gu
siedemdziesi�ciu sekund gin�y, ugotowane niejako we w�asnym sosie.
Evan postuka� si� w ucho.
- Odebra�em!
- Co powiedzieli?! - odkrzykn�a Coleen.
- Mamy to zabi�! Obowi�zuj�cy rozkaz sto czterdzie�ci dwa Rady Miejskiej.
Najpierw
zabi�, a potem stwierdzi�, czy stworzenie jest niebezpieczne.
- Nie ma n�g - powiedzia�a Jessica. - Ledwie mo�e funkcjonowa� na l�dzie.
Cassandra
twierdzi, �e nie mo�e przechodzi� w szybko��. Poczekajmy.
- Otrzyma�em rozkaz - odpar� ponuro Evan.
- Czy skeeter sze�� jest przygotowany do przewo�enia delfin�w?
- Pewnie... wczoraj przetransportowali�my Quand� i Hipshota.
- �wietnie.
W�gorz tymczasem sun�� z jakim� �lepym po�piechem coraz wy�ej i wy�ej, osi�gaj�c
zaskakuj�co dobre tempo. Justin dotrzymywa� mu kroku, ale wi�kszo�� dzieci
zosta�a z ty�u.
Jessica prze��czy�a si� na kana� Justina.
- Tu Jessie. Jak to wygl�da z bliska?
- Paskudny stw�r. Ale zupe�nie nas ignoruje. Jakie polecenia z g�ry?
- Mamy go zabi�.
- Co o tym my�lisz?
- We�my go �ywcem.
- Podoba mi si� tw�j spos�b rozumowania. Zack ma l�d w m�zgu.
Rozleg� si� trzask zak��ce�, po czym do rozmowy w��czy� si� inny g�os. Nale�a�
do
Zacka Moscowitza, gubernatora Avalonu.
- Stwierdzam, �e ta uwaga by�a bardzo nieelegancka, m�ody cz�owieku. A teraz
mnie
pos�uchajcie, oboje... wasz ojciec zostawi� obowi�zuj�ce wszystkich rozkazy...
- Naszego ojca tu nie ma, Zack.
- ��dam, �eby�cie zabili tego stwora. Nie wiemy...
- S�usznie, nie wiemy. Zabij� go, kiedy b�d� gotowa.
- Do diab�a, Jessico!
Postuka�a kciukiem w mikrofon i wyda�a odg�os przypominaj�cy szum zak��ce�.
- Rany, Zack. Coraz s�abiej ci� s�ysz�. Koniec.
Przerwa�a po��czenie, gdy Evan zacz�� sprowadza� skeeter na ziemi�, zamierzaj�c
posadzi� go tu� obok wielkiego stawu. Wirop�at wyl�dowa� na ska�ach, wydaj�c
przy tym g�uchy
odg�os. Jessica chwyci�a strzelb� i wyskoczy�a z kabiny.
W�gorz, kt�ry wygi�� si� w�a�nie w g�r�, pokonuj�c skalny pr�g, obrzuci� j�
niewidz�cym spojrzeniem i w�lizn�� si� w�owym ruchem do stawu.
Coleen przysun�a si� nieco bli�ej, nagrywaj�c ca�e wydarzenie holokamer�. Za
ka�dym
razem, gdy w�gorz si� poruszy�, przed lewym okiem Jessiki migota�o staccato
komputerowo
wzmocnionych obraz�w. Program bada� pozaziemskich form �ycia Cassandry mia� sw�j
wielki
dzie�.
- Podejd� jeszcze bli�ej, Coleen - powiedzia�a Jessica.
W�gorz kr�ci� si� tam i z powrotem w krystalicznie czystej wodzie. Jessica
wdrapa�a si�
na ska��, aby uzyska� lepszy widok. Stoj�ca obok niej Coleen wyszepta�a w pewnej
chwili:
- Cassandra: M-D Coleen W�GORZ. - Otworzywszy w ten spos�b sw�j osobisty zbi�r,
zacz�a dyktowa�: - W�gorzowaty. Prawdopodobnie mi�so�erny. D�ugo�� pi�� metr�w.
Szacunkowa maksymalna szybko�� poruszania si� dwadzie�cia w�z��w. To nie jest
m�ody
osobnik. Na jego ciele wida� stare blizny. Ma minimum rok, prawdopodobnie ponad
dziesi��, a
mo�e jeszcze wi�cej. To doros�e zwierz�, kt�re poszukuje tarliska.
Justin drugi przedosta� si� przez ska�y. Zostawi� w tyle