2351

Szczegóły
Tytuł 2351
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2351 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2351 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2351 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MARGIT SANDEMO Zauroczenie I tom Sagi o Ludziach Lodu ROZDZIA� I By�a p�na jesie� 1581 roku. Unosz�ca si� w powietrzu mg�a nie zdo�a�a przes�oni� widocznej na niebie krwistoczerwonej �uny ognia. W taki wiecz�r dwie kobiety, nie wiedz�c nic o sobie, przemierza�y ulice Trondheim. Jedn� z nich by�a Silje, niespe�na siedemnastoletnia dziewczyna, o oczach patrz�cych teraz oboj�tnie, przepe�nionych wyrazem samotno�ci i g�odu. Sz�a skulona, chroni�c si� przed mrozem, sine z zimna d�onie wsun�a pod ubranie, przypominaj�ce raczej pozszywane worki. Schodzone buty obwi�za�a skrawkami sk�ry, a na pi�kne, orzechowobr�zowe w�osy naci�gn�a we�niany szal, kt�ry s�u�y� jej te� za przykrycie, gdy ju� zdo�a�a znale�� jakie� miejsce do spania. Wymin�a zw�oki le��ce na w�skiej ulicy. Jeszcze jedna ofiara moru, pomy�la�a. Dwa, trzy tygodnie temu ta zaraza - nie wiedzia�a ju�, kt�ra z kolei w tym stuleciu - zabra�a jej ca�� rodzin�, a j� zmusi�a do wyruszenia i poszukiwania jedzenia. Ojciec Silje by� kowalem w wielkim dworze po�o�onym na po�udnie od Trondheim. Kiedy on, matka i rodze�stwo pomarli, wygnano j� z male�kiej chaty, w kt�rej mieszkali. Jaki� bowiem po�ytek mog�a przynie�� dziewczyna w ku�ni? W�a�ciwie Silje opu�ci�a dw�r z ulg�. Mia�a swoj� g��boko skrywan� w sercu tajemnic�, z kt�rej nigdy nikomu si� nie zwierza�a. Na po�udniowym zachodzie widoczne by�y g�ry, kt�re nazywa�a "Krain� Cieni" lub "Krain� Mroku". Przez ca�e dzieci�stwo g�ry przera�a�y j� swym ogromem, a zarazem rzuca�y na ni� jaki� osobliwy urok. Znajdowa�y si� tak daleko, �e z trudem mo�na je by�o dostrzec, lecz kiedy promienie wieczornego s�o�ca k�ad�y si� na wierzcho�ki, nabiera�y nagle dziwnej ostro�ci i wyrazisto�ci, pobudzaj�c �yw� wyobra�ni� dziewczyny. Mog�a wpatrywa� si� w nie d�ugo, zal�kniona i jednocze�nie zafascynowana. Wtedy te� zdarza�o si�, �e widywa�a jakie� bezimienne sylwetki, kt�re zamieszkiwa�y ow� dalek� krain�. Wy�ania�y si� z dolin mi�dzy szczytami, unosi�y powoli w powietrzu, ko�owa�y, jakby szukaj�c jej domu, zbli�a�y si� coraz bardziej, a� napotyka�a wzrokiem ich z�e �lepia. W takich chwilach Silje zwykle gdzie� si� chowa�a. W�a�ciwie nie by�y bezimienne. Ludzie z dworu zawsze o dalekich g�rach m�wili szeptem i chyba to ich s�owa wywo�ywa�y jej l�k i pobudza�y wyobra�ni�. - Nie chod� tam nigdy - przestrzegali zazwyczaj. - Tam s� tylko czary i z�o. Ludzie Lodu to nie s� prawdziwi ludzie, sp�odzeni zostali z zimna i ciemno�ci. Biada temu, kto zbli�y si� do ich siedzib! Ludzie Lodu... Tak, imi� by�o znane, ale tylko Silje widywa�a ich sylwetki... Nigdy nie by�a pewna, jak ma je nazwa�. Nie trolle, o nie, to nie by�y trolle ani upiory. Diab�y - to te� niedobre okre�lenie. Jakie� niesamowite stwory, mo�e duchy przepa�ci? Pewnego razu s�ysza�a, jak gospodarz nazwa� konia demonem. To by�o dla niej nowe s�owo, ale uzna�a, �e do nich by pasowa�o. Jej fantazje wok� "Krainy Cieni" by�y tak silne, �e potrafi�a �ni� o nich podczas niespokojnych nocy. By�o wi�c ca�kiem naturalne, �e gdy opuszcza�a dw�r, odwr�ci�a si� do g�r plecami. Wiedziona jakim� pierwotnym instynktem, skierowa�a si� do Trondheim w nadziei, �e znajdzie tam pomoc i nie b�dzie tak bole�nie odczuwa�a swej samotno�ci. Szybko jednak przekona�a si�, �e kiedy ludziom w w�dr�wkach po kraju towarzyszy zaraza, nikt nie chce przyj�� obcych do domu. A gdzie� bardziej mog�a panoszy� si� choroba, je�li nie w�r�d w�skich, brudnych ulic, w domach stoj�cych tak blisko siebie? Musia�a ukradkiem przemkn�� si� przez bram� i to zaj�o jej ca�y dzie�. W ko�cu si� uda�o. Do��czy�a do rodzin powracaj�cych do dom�w, ukry�a si� po drugiej stronie wozu i prze�lizgn�a obok stra�nika, ale kiedy by�a ju� w mie�cie, i tak nie znajdowa�a znik�d pomocy. Czasem tylko kto� rzuci� jej przez okno par� kawa�k�w suchego chleba. Akurat tyle, by utrzyma� j� na granicy �ycia. Od strony rynku i katedry cz�sto dochodzi�y pijackie wrzaski i ha�as. W swej naiwno�ci skierowa�a si� tam kiedy�, szukaj�c towarzystwa innych nocnych w�drowc�w. Pr�dko jednak spostrzeg�a, �e nie jest to miejsce dla m�odej, �adnej dziewczyny. Spotkanie z mot�ochem by�o wstrz�sem, kt�rego nie zdo�a�a ca�kiem wymaza� z pami�ci. Po ca�ym dniu w�dr�wki bola�y j� nogi. D�uga, daleka droga do Trondheim mocno nadwer�y�a jej si�y, a kiedy jeszcze nie znalaz�a schronienia w mie�cie, ogarn�o j� uczucie bezradno�ci. Z bramy, ku kt�rej skierowa�a si� w nadziei, �e znajdzie tam miejsce, by przespa� cho� par� godzin, dobieg�y j� piski szczur�w. Zawr�ci�a, nawet si� nie zatrzymuj�c. Pod�wiadomie ruszy�a w stron� blasku ognia, widniej�cego nad wzg�rzem poza miastem. Ogie� oznacza ciep�o. Nawet je�li pali si� zw�oki. Wielkie ognisko p�on�o ju� trzy dni i trzy noce. A obok - plac egzekucji... Szybko wymamrota�a modlitw�: - Panie Jezu, uchowaj mnie przed wszystkimi zb��kanymi duchami, kt�re kr��� wok�. Daj mi odwag� i si�� Twej wiary, abym odwa�y�a si� p�j�� tam cho� na chwil�! Tak bardzo potrzebuj� ciep�a tego ogniska! Zal�kniona, ze wzrokiem utkwionym w kusz�ce p�omienie ci�ko powlok�a si� ku zachodniej bramie. W tym samym czasie m�oda szlachcianka, Charlotta Meiden, wymkn�a si� potajemnie na ulic�. Przera�ona, uwa�nie st�pa�a w swych jedwabnych trzewiczkach. Mr�z zatka� odp�ywy rynsztok�w i ulice pe�ne by�y r�nych odchod�w i brudu. W ramionach �ciska�a starannie zawini�ty tobo�ek. Ostro�nie przekrada�a si� z ojcowskiego pa�acu do bram miasta i zdesperowana nuci�a melodi� pawany, by za wszelk� cen� odwr�ci� my�li od tego, co w�a�nie robi�a. Sz�a z trudem. Wargi jej zbiela�y, pot perli� si� na czole i nad g�rn� warg�, a w�osy lepi�y si� do skroni. Nadal nie rozumia�a, jak uda�o si� jej ukry� sw�j odmienny stan podczas tych d�ugich, wype�nionych niezno�nym strachem miesi�cy. Zawsze by�a drobna i szczup�a, pewnie dlatego nie by�o po niej nic wida�. Panuj�ca moda te� jej w tym pomog�a - obcis�y stanik, stercz�ca na halkach suto marszczona sp�dnica, zarzutka narzucona na ramiona i lu�no sp�ywaj�ca na biodra - ukrywa�y wszystko. Poza tym zawsze dba�a, by sznurowa� si� samodzielnie - mocno i bole�nie. Nikt niczego nie podejrzewa�, nawet jej w�asna pokoj�wka. G��boko znienawidzi�a �ycie, kt�re si� w niej rozwija�o, �ycie b�d�ce wynikiem przypadkowego zwi�zku z przystojnym du�skim dworzaninem kr�la Fryderyka, na dodatek �onatym, o czym dowiedzia�a si� p�niej. Jeden jedyny wiecz�r zapomnienia - i za kar� ca�e to straszne poni�enie. A on dalej hula� bezkarnie! Pr�bowa�a wszystkiego, by pozby� si� tej istoty, kt�ra nieproszona wdar�a si� w jej �ycie. �yka�a silne mikstury, skaka�a z wysokich mebli, bra�a gor�ce k�piele, a nawet posz�a na cmentarz w pewn� letni�, czwartkow� noc i czyni�a tam rzeczy tak okropne, �e zaraz potem wymaza�a je ze swej pami�ci. Nic jednak nie pomog�o. Ma�a istota w jej ciele uczepi�a si� �ycia z diabelsk� zaciek�o�ci�. Najgorsze by�y ostatnie trzy miesi�ce. Teraz, cho� ba�a si� nadal, o dziwo, nie czu�a ju� takiej nienawi�ci do tego nowego, nie chcianego �ycia. Pojawi�o si� natomiast w jej sercu co� innego: ciep�o, przejmuj�cy �al i jakby uczucie t�sknoty... Nie, nie wolno tak si� rozczula�. Musi i�� szybko i unika� nielicznych przechodni�w. Och, jak bardzo zimno. Biedne ma�e... Nie, nie! W jednej z bocznych ulic spostrzeg�a m�od� dziewczyn�, prawie dziecko jeszcze. Szybko skry�a si� w bramie. Dziewczyna przesz�a obok, nie zauwa�ywszy jej. Wydawa�a si� taka samotna! Serce Charlotty wype�ni�o gor�ce wsp�czucie. Wyprostowa�a si�. Takich uczu� powinna teraz unika� za wszelk� cen�. Nie mo�e by� s�aba! Musi si� pospieszy�, by wr�ci� przed dziewi�t�, zanim zamkn� bram�. Nie ba�a si� stra�nika. Gdyby zapyta� - mia�a gotow� odpowied�. A p�aszcz, kt�ry zarzuci�a na siebie nale�a� do jednej ze s�u��cych. Nikt by nie rozpozna� panny z zacnego domu. Nareszcie, jest brama. No tak, stra�nik zatrzyma� j�. Wyci�gn�a przed siebie tobo�ek i wymamrota�a: - Jeszcze jeden zmar�y. Chc� go tylko... Stra�nik cofn�� si�, wi�cej na ni� nie patrz�c. Teraz widzia�a przed sob� las. Wierzcho�ki �wierk�w rysowa�y si� ostro na tle rozja�nionego ogniem nieba. Ksi�yc o�wietla� drog�, tak �e nietrudno by�o j� znale��. Gdyby tylko nie by�a tak zm�czona! Chwilami czu�a, �e lepka wilgo� moczy r�cznik, kt�ry sobie pod�o�y�a, by zatamowa� krwawienie. Urodzi�a na strychu nad stajni�. Mocno zaciska�a z�by na drewnianym klocku, aby powstrzyma� krzyk. Potem, przez d�ugie, straszne minuty le�a�a wycie�czona, a� w ko�cu stan�a na dr��cych nogach i nie patrz�c na male�stwo, zawin�a je. Nie podwi�za�a p�powiny, nie zatroszczy�a si� o dziecko, nie chcia�a mie� z nim nic wsp�lnego. Ciche, �a�osne kwilenie noworodka przyt�umi�a skrawkiem p��tna. �y�o jeszcze. Od czasu do czasu czu�a jego s�abiutkie ruchy. Dobrze, �e nie zap�aka�o przy miejskiej bramie! By�a przekonana, �e na strychu usun�a wszystkie �lady. Gdyby jeszcze tylko uda�o si� jej pozby� tego wstydliwego ci�aru i niepostrze�enie wr�ci� do pa�acu. By�aby wolna, wolna! Nareszcie! Wesz�a ju� dostatecznie g��boko w las. Tam, pod tym du�ym �wierkiem, daleko od �cie�ki... Dr�a�y jej r�ce, gdy k�ad�a t�umoczek na zamarzni�tej, go�ej ziemi. Powstrzymuj�c gwa�towny p�acz owin�a ostro�nie male�k� istotk� w skrawek we�nianej materii i szal, a przy buzi postawi�a kubek z mlekiem. Tak naprawd� zdawa�a sobie spraw�, �e dziecko nigdy nie dosi�gnie pokarmu, ale odp�dzi�a od siebie t� my�l. Zatrzyma�a si� na chwil� z nieoczekiwanym uczuciem bezgranicznej t�sknoty i zw�tpienia. Potem na sztywnych nogach powlok�a si� zn�w w kierunku miasta. Silje b��ka�a si� dalej, wdzi�czna ksi�ycowi za delikatne �wiat�o, kt�re rzuca� na ulic�. Dzi�ki niemu widzia�a, gdzie idzie, unika�a wystaj�cych wykuszy i innych dziwnych dobud�wek. Sz�a jakby we �nie, mechanicznie posuwaj�c si� krok za krokiem. Gdyby nie by�a taka ot�pia�a, poczu�aby zimno, g��d i zm�czenie, u�wiadomi�aby sobie ca�� beznadziejno�� sytuacji. Gdzie� w pobli�u rozleg� si� p�acz. Silje stan�a. Znajdowa�a si� w ciasnym przej�ciu prowadz�cym do zachodniej bramy. Wok� by�o ciemno, nie dociera�o tu �wiat�o ksi�yca. Szloch dobiega� z tylnego podw�rza. Zauwa�y�a uchylone drzwi. To p�aka�o dziecko. Tak �a�o�nie, �e serce si� kraja�o. Dziewczyna z wahaniem wesz�a na podw�rze. Tu by�o widniej. Na ma�ej, odkrytej przestrzeni, otoczonej niskimi domami, �wiat�o ksi�yca wydawa�o si� ja�niejsze. Niedu�a, mo�e dwuletnia dziewczynka kl�cza�a obok zmar�ej kobiety i szarpa�a ni�, potrz�sa�a, jakby j� chcia�a zbudzi�. Silje sama by�a jeszcze dzieckiem, cho� stawa�a si� ju� tak�e kobiet�. Ujrzawszy dziewczynk� uczu�a skurcz w sercu, a jednocze�nie cofn�a si� na widok zw�ok. Twarz, piana na ustach, wszystko wyra�nie wskazywa�o, �e zaraza zn�w zaatakowa�a. Zaraza ci�ko do�wiadcza�a Trondelag. W�a�ciwie [Trondelag - jedna z krain geograficznych w Norwegii] by�y to dwa rodzaje morowego powietrza, tylko �e tutaj wszystko nazywano zaraz�. Tym razem jedna z nich przysz�a z Danii, cho� niekiedy nazywano j� tak�e "hiszpa�skim piskiem". Objawia�a si� katarem, gor�czk�, b�lem g�owy i b�lami w piersiach. Jednocze�nie ze Szwecji przywleczono inn� chorob�, odmian� d�umy, wywo�uj�cej ropne guzy, ostre b�le w bokach i tak silne b�le g�owy, �e doprowadza�y ludzi do szale�stwa. Silje zna�a dobrze objawy; widzia�a je tyle razy. Dziewczynka nie zauwa�y�a jej. Wyczerpana Silje my�la�a powoli, ale jedno wiedzia�a na pewno. Jako jedyna w domu prze�y�a zaraz�. Nie zachorowa�a te� mimo d�ugiego przebywania w mie�cie po�r�d umar�ych. Nie ba�a si� o siebie. Ale dziecko? Nie mia�a wielkiej nadziei, �e prze�yje. Je�li jednak zostanie tu samo z matk�, z pewno�ci� nie b�dzie mie� �adnych szans. Silje przykl�k�a obok. Dziecko odwr�ci�o zap�akan� twarzyczk� w jej stron�. By�a to �liczna, dobrze zbudowana dziewczynka o ciemnych lokach, ciemnych oczach i silnych d�oniach. - Twoja matka nie �yje - powiedzia�a Silje �agodnie. - Nie mo�e ju� z tob� rozmawia�. Teraz musisz i�� ze mn�. Usta dziewczynki dr�a�y, ale przera�enie sprawi�o, �e przesta�a p�aka�. Silje wsta�a i spr�bowa�a otworzy� drzwi wychodz�ce na podw�rko. Wszystkie by�y zamkni�te. Kobieta z pewno�ci� tu nie mieszka�a. By� mo�e schroni�a si� tu tylko po to, by umrze�. Silje wiedzia�a te� z do�wiadczenia, �e gdyby zapuka�a, i tak nikt by jej nie otworzy�. Szybkimi ruchami oderwa�a skrawek materia�u ze swego ubrania, zwi�za�a go w co�, co mog�o przypomina� kukie�k�, w�o�y�a j� w d�onie zmar�ej, by jej dusza nie mog�a niepokoi� dziecka i pomodli�a si� za ni� chwil�. - Chod� - powiedzia�a do ma�ej. - Musimy i��. Dziewczynka nie pos�ucha�a. Kurczowo trzyma�a si� matczynego p�aszcza, pi�knego i niezbyt zniszczonego. Sama te� by�a dobrze ubrana; bez zbytku, ale �adnie. Matka musia�a by� kiedy� ol�niewaj�co pi�kna. Teraz w jej czarnych, martwych oczach odbija� si� blask ksi�yca. Silje nie przysz�o nawet do g�owy, by wzi�� p�aszcz zmar�ej i w ten spos�b ochroni� si� przed dokuczliwym zimnem. By�oby to dla niej nie do przyj�cia, taki czyn uzna�aby za ohydny. - Chod� - powt�rzy�a, bezradna wobec p�aczu dziecka. Ostro�nie rozlu�ni�a r�czki ma�ej i podnios�a j�. - Spr�bujemy znale�� dla ciebie troch� jedzenia. Nie mia�a nawet poj�cia, gdzie go szuka�, ale ju� samo s�owo "jedzenie" podzia�a�o magicznie. Dziewczynka podda�a si� z westchnieniem i pozwoli�a wynie�� z podw�rza. Rzuci�a tylko matce spojrzenie tak pe�ne �alu i rozpaczy, �e Silje wiedzia�a, i� nigdy tego nie zapomni. Przez ca�� drog�, kiedy nios�a j� ulicami a� do bramy, ma�a cicho p�aka�a. Prawdopodobnie by�a zbyt wycie�czona, by sprzeciwia� si� w jakikolwiek inny spos�b. Silje mia�a teraz dodatkowy problem. By�a odpowiedzialna za drug� istot�, za dziecko, kt�re wedle wszelkiego prawdopodobie�stwa umrze za kilka dni. Do tego czasu ona musi zadba�, by nie g�odowa�o. Zbli�a�a si� teraz do bram miasta, mi�dzy domami widzia�a ju� blask ogniska, gdzie palono zw�oki. Ostatnio by�o tak zimno, �e ludzie nie mogli grzeba� swoich zmar�ych, musieli pali� cia�a. I by�a jeszcze zbiorowa mogi�a... Nie, Silje nie chcia�a teraz my�le� o tak tragicznych sprawach. Zobaczy�a kobiet�, kt�ra ledwo sta�a oparta o �cian� domu. Wygl�da�a, jakby mia�a zaraz upa��. Silje z wahaniem podesz�a do niej. - Czy mog� w czym� pom�c? - zapyta�a ostro�nie. Kobieta zwr�ci�a w jej kierunku matowe oczy. By�a to m�oda dama, z wygl�du bardzo wytworna, teraz trupio blada. Pot sp�ywa� jej po twarzy. Na widok Silje zebra�a wszystkie si�y i ruszy�a przed siebie. - Mnie ju� nikt nie pomo�e - wymamrota�a, znikaj�c za rogiem. Silje spojrza�a w �lad za ni�. To chyba zn�w zaraza, pomy�la�a, a je�li tak, to c� ja mog� zrobi�. Zatrzyma�a si� przy bramie. Zaczeka�a jeszcze chwil� do czasu, gdy mieli j� zamkn��. Nie chcia�a zosta� w mie�cie. Wiedzia�a, �e nie znajdzie tu pomocy ani dla siebie, ani dla dziecka. Musi poszuka� jakiej� stodo�y. Oby tylko nie spotka� dzikich zwierz�t! Cho� nie by�y one gorsze od bezdomnej t�uszczy kr���cej po mie�cie. Tych pijanych m�czyzn i innych pozbawionych sumienia typ�w, kt�re usi�owa�y j� zaczepi�. Tych, kt�rzy przeczuwali, �e ich czas si� ko�czy i by�o im wszystko jedno czy si� zara��, czy nie. Pragn�li tylko uciech �ycia, zanim nie b�dzie za p�no. Stra�nik zapyta�, dok�d si� wybiera o tej porze. Naprawd� jednak mniej interesowali go wychodz�cy, bardziej ci, kt�rzy przybywali do miasta. Wyja�ni�a, �e wyrzucono j� ze wzgl�du na oznaki choroby, a on przyj�� to wyt�umaczenie. Wskaza� r�k�, �e mog� i��. Nawet nie pomy�la�, �e przecie� roznosz� w ten spos�b zaraz�. Dla niego najwa�niejsze by�o, �e nie pozostan� w tym mie�cie. Ciep�o ogniska wabi�o z oddali. Silje przyspieszy�a, by zd��y�, nim ogie� zga�nie. Najpierw jednak musia�a przej�� przez las oddzielaj�cy miasto od placu egzekucji. Ju� kiedy� zabrn�a w to okropne miejsce, na wzg�rze szubienic. By�o to wkr�tce po jej przybyciu do Trondheim. Szybko jednak wtedy uciek�a, przera�ona smrodem i wszystkim, co ujrza�a. Tym razem potrzeba ciep�a by�a zbyt silna, by j� powstrzyma�. Wyci�gn�� do ognia przemarzni�te d�onie, odwr�ci� si� do niego plecami i poczu�, jak ca�e cia�o przenika rozkoszne ciep�o - o tym marzy�a, kiedy zzi�bni�ta i g�odna snu�a si� bez celu. Las... Zatrzyma�a si� na skraju. Podobnie jak wszyscy ludzie z wiosek po�o�onych na otwartej przestrzeni, Silje zawsze ba�a si� lasu. Kry�o si� w nim wiele niezwyk�ych tajemnic. By�a ju� zm�czona. Dziecko, kt�re nios�a przez ca�� drog�, ci��y�o jej coraz bardziej. Postawi�a ma�� na ziemi. - Czy mo�esz i�� sama? - zapyta�a. - Za chwil� zn�w ci� ponios�. Dziewczynka nie odpowiedzia�a, ale sta�a pos�usznie, cicho pop�akuj�c. Ten mroczny cie� wok�. Oczy Silje przyzwyczai�y si� do ciemno�ci, ale zn�w ogarn�� j� strach. Wydawa�o si� jej, �e drzewa skrywaj� tajemnicze sylwetki o p�on�cych oczach. Teraz odkry�a, �e czer� nigdy nie jest tylko czerni�. Widzia�a ca�� skal� odcieni czarnego, a� do szaro�ci. Dziewczynka te� si� ba�a. Ze strachu przesta�a nawet p�aka�. Tuli�a si� teraz coraz mocniej do swej opiekunki i tylko po cichu wzdycha�a. Silje poczu�a sucho�� w ustach, spr�bowa�a prze�kn�� �lin�. Nie mog�a opanowa� l�ku, a przecie� musia�y i�� dalej. Usi�owa�a skupi� uwag� na blasku ognia, prze�wituj�cym mi�dzy drzewami. To troch� pomaga�o. Nie �mia�a jednak odwr�ci� si�; ca�y czas odnosi�a wra�enie, �e bezkszta�tne sylwetki depcz� jej po pi�tach... By�y ju� chyba w samym �rodku lasu, gdy Silje poczu�a, jak krew nagle z niej odp�ywa. Nie mog�a z�apa� oddechu. Znowu us�ysza�a jaki� p�acz, a raczej cichutkie kwilenie. Serce wali�o jej jak oszala�e. P�acz dziecka w lesie �a�osne popiskiwanie niemowl�cia. Ta mog�o oznacza� tylko jedno - wyrodzeniec. Silje wprost do szale�stwa ba�a si� wyrodze�c�w. S�ysza�a o nich mn�stwo przer�nych historii i zawsze obawia�a si� zetkni�cia z nimi. M�wiono, �e s� �miertelnie niebezpieczne, �e wyrodze�ce to upiory-duchy dzieci urodzonych w tajemnicy dawno temu i porzuconych. Nawiedzaj� ka�dego, kto znajdzie si� do�� blisko ich sekretnego grobu. Cz�sto opowiadano, co sta�o si� z lud�mi, kt�rzy zanadto zbli�yli si� do takiego miejsca. S�ysza�a historie o niemowl�ciu wielkim jak dom, kt�re z g�o�nym krzykiem pod��a�o za cz�owiekiem, st�paj�c przy tym ci�ko, i wczepia�o si� w plecy nieszcz�nika, a� ten zapada� si� w ziemi� po kolana. Utrzymywano te�, �e owe upiory potrafi� przybiera� r�ne postacie: czarnych ps�w, trup�w dzieci bez gard�a, kruk�w i gad�w - wszystkie r�wnie z�o�liwe. Silje sta�a jak sparali�owana. Nogi odmawia�y jej pos�usze�stwa. Natomiast ma�a, kt�ra dot�d mocno si� do niej tuli�a, zareagowa�a zupe�nie inaczej. M�wi�a co�, czego Silje nie rozumia�a. Powtarza�a w k�ko jedno s�owo, czy mo�e imi�? Brzmia�o to jak "Nadda" lub podobnie. Mo�e mia�a braciszka, a mo�e siostrzyczk�, kt�ra w�a�nie umar�a? Nie mo�na by�o tego wykluczy�. Zniecierpliwiona, chwyci�a Silje za r�k� i zacz�a ci�gn�� w bok od �cie�ki, mi�dzy drzewa, w stron�, sk�d dobiega� p�acz dziecka. Silje opiera�a si�, najch�tniej uciek�aby st�d natychmiast. Dziewczynka powt�rzy�a s�owo czy imi� jeszcze raz. W jej g�osie zadr�a� p�acz. - To niebezpieczne - zaprotestowa�a Silje. - Musimy szybko st�d odej��! Uciec st�d? A ogromny upi�r b�dzie depta� im po pi�tach? Nie, to jeszcze gorzej. Przypomnia�a sobie, co m�wiono o wyrodze�cach i ich rozpaczliwym pragnieniu, aby zosta�y ochrzczone. Dlatego przywo�ywa�y matk�. Co trzeba zrobi�, by wyrodzeniec zazna� spokoju? Odprawi� mod�y? Przecie� ona nie jest ksi�dzem. Albo... zaraz! By�o przecie�... zakl�cie. �eby je sobie tylko przypomnie�! To by�o co� jak "ja ciebie chrzcz�...". Najlepiej zrobi� wszystko naraz. Silje wzi�a g��boki oddech i zacz�a odmawia� wszystkie modlitwy jakie tylko zna�a, na przemian katolickie i protestanckie. Niekt�re pami�ta�a jeszcze z dzieci�stwa, innych wyuczy�a si� u ksi�dza. Powoli i niepewnie, gotowa w ka�dej chwili do ucieczki, zbli�a�a si� do wyrodze�ca. P�acz ucich�. Modlitwy wida� pomog�y! Poczu�a si� nieco pewniej i przyspieszy�a. W my�lach stara�a si� u�o�y� jaki� rytua� chrztu, pasuj�cy do tych okoliczno�ci. Dziewczynka ra�no ci�gn�a j� dalej, zmuszaj�c do po�piechu. Przedziera�y si� po�r�d ga��zi, a Silje cichym, dr��cym g�osem mamrota�a: - Znalaz�am ci� noc� w ciemno�ci. Dlatego chrzcz� ci� Dag, je�eli jeste� ch�opcem. [Dag - norweskie imi� m�skie; znaczy r�wnie� 'dzie�'] By�e� przeznaczony na �mier�, jak dawno temu, nie wiem. Dlatego, je�eli jeste� dziewczynk�, chrzcz� ci� Liv. [Liv - norweskie imi� �e�skie; znaczy r�wnie� '�ycie'] Czy brzmi to g�upio? Czy taki chrzest wystarczy? Dla pewno�ci doda�a jeszcze: "W imi� Jezusa Chrystusa. Amen", cho� nie by�a przekonana, czy mo�e wypowiada� tak �wi�te s�owa. Mogli je wymawia� tylko ksi�a. Ale czy nie jest niebezpiecznie nazywa� dziecko Liv? Wyrodzeniec mo�e naprawd� o�y� i powstanie ogromny... Nie, nie wolno jej tak my�le�. Zrobi wszystko jak umie najlepiej i pozostanie tylko modli� si�, by to wystarczy�o. Dziewczynka koniecznie chcia�a odnale�� wyrodze�ca i to umacnia�o Silje w przekonaniu, �e na pewno mia�a m�odsze rodze�stwo. Powstrzymywanie jej nie mia�o sensu, trzeba za ni� i��. Powinien by� gdzie� tutaj. Zatrzyma�a si� i schyli�a, szukaj�c po omacku mi�dzy drzewami. Serce wali�o jej ze strachu, sztywne z zimna palce dr�a�y. Dotkn�� wyrodze�ca? Jakie to b�dzie uczucie? Czy w og�le cokolwiek poczuje? Mo�e tylko wyschni�te ko�ci? Albo mo�e to b�dzie co� ohydnego, o�lizg�ego? A mo�e co� z�apie j� �elaznym chwytem za r�k�? Marzy�a tylko, by m�c uciec. Nagle drgn�a. Dziewczynka najwyra�niej co� znalaz�a, bo zacz�a szybko i niezrozumiale o czym� m�wi�. Teraz Silje us�ysza�a stukni�cie, jakby uderzenie w drewno. Pomaca�a. Jej d�onie natrafi�y na drewnian� r�czk�. Wygl�da�o to na kubek do piwa z przykrywk�. Nie jest to chyba takie niebezpieczne, pomy�la�a. Szuka�a dalej. P��tno... Cieplejsze ni� zamarzni�ta ziemia. Ma�e zawini�tko. Gdy go dotkn�a, znowu us�ysza�a p�acz. Zebra�a si� na odwag� i ostro�nie zacz�a rozwija� grub� materi�. Ciep�a sk�ra. To by�o dziecko. �ywe dziecko, nie �aden duch. Dziecko pozostawione, by dopiero sta� si� duchem. - Dzi�kuj� ci - szepn�a do dziewczynki. - Uratowa�a� dzi� ludzkie �ycie. Dziewczynka rado�nie dotyka�a male�stwa. - Nadda - powt�rzy�a i Silje nie mia�a serca jej odepchn��, mimo �e ma�a zetkn�a si� z zaraz�. Kubek. Potrz�sn�a nim. Zachlupota�o. Wsun�a palec do �rodka i poczu�a co� mokrego, co nie zd��y�o jeszcze zamarzn��. Poliza�a. - Mleko! - �wi�ty Bo�e, to mleko! Otrz�sn�a si� z oszo�omienia, kiedy spostrzeg�a, �e przytkn�a ju� kubek do ust, gotowa wypi� wszystko duszkiem. Dzieci. Musi pami�ta� o nich! Mo�e cho� jeden �yczek? Nie, nie b�dzie w stanie przesta�. Najpierw dziewczynka. Musi dosta� trzeci� cz��. Ma�a pi�a �apczywie, wydaj�c przy tym r�ne odg�osy, jakby pomrukiwa�a z zadowolenia. Odebranie jej kubeczka okaza�o si� trudne, ale, cho� z �alem, musia�a to zrobi�. Dziewczynka zareagowa�a ostro, z wielk� z�o�ci�, kt�ra przerazi�a Silje. - Nadda te� musi dosta� - szepn�a i to uspokoi�o ma��. Poza tym mleko zasyci�o ju� chyba pierwszy g��d dziewczynki. Nie trzeba wiele takiej ma�ej istotce. A niemowl�? Co z nim zrobi�? Male�stwo by�o owini�te w kilka warstw materii, a z wierzchu w kawa�ek p��tna, kt�re lekko po�yskiwa�o mimo otaczaj�cej ciemno�ci. Silje schwyci�a r�g materia�u, zwin�a, zanurzy�a w kubku i w�o�y�a dziecku do buzi. Ma�a istotka nie chcia�a pi�. Silje nie mia�a �adnego do�wiadczenia w post�powaniu z noworodkami, nie wiedzia�a, �e cz�sto w pierwszym dniu swego �ycia nie s� g�odne i nie potrzebuj� jedzenia, ani te� tego, �e nie wszystkie maj� od razu rozwini�ty instynkt ssania. Czu�a si� zrozpaczona i bezradna. Mimo jej usilnych stara� dziecko nie chcia�o mleka. W ko�cu podda�a si�. Musia�y i�� dalej, a ona nie mog�a nie�� i male�stwa, i kubka; mia�a tylko dwie r�ce. Z g��bokim poczuciem winy wypi�a reszt� sama. Teraz, gdy wiedzia�a, �e zabiera je komu� innemu, mleko ju� jej tak nie smakowa�o. Wsta�a, wzi�a niemowl� w obj�cia i uj�a dziewczynk� za r�k�. Ogarn�� j� nagle pusty �miech. C� ona, na Boga, w�a�ciwie robi? Ot, wi�d� �lepy kulawego; pomy�la�a sobie. Nie b�dzie zbyt du�� pomoc� dla dzieci, o nie. Wypite mleko nasyci�o i nieco wzmocni�o zar�wno j�, jak i dziewczynk�. Oswoi�a si� tak�e z ciemno�ci�, mo�e dlatego, �e blask ognia wida� by�o teraz wyra�nie mi�dzy pniami drzew. Zatrzyma�a si� na skraju lasu, przypatruj�c si� temu strasznemu miejscu. Z wielkiego ogniska wydobywa�y si� chmury cuchn�cego dymu i p�yn�y w jej kierunku. W blasku czerwonych p�omieni zobaczy�a czarne kontury szubienic. Dalej sta�y narz�dzia tortur - �wiadectwo fantazji, kt�r� cz�owiek odkrywa� w sobie, gdy mia� mo�liwo�� zadawania m�k innym. Obok pr�gierza pali� si� ma�y ogie�, gdyby kto� �yczy� sobie roz�arzonych szczypiec lub miecza. Wielkie, mocne haki do zawieszania na nich przest�pc�w i inne wymy�lne narz�dzia tortur, porozk�adane wok�, sprawia�y tak okropne wra�enie, �e Silje j�kn�a na sam ich widok. Najbardziej rzuca�o si� w oczy ko�o, na kt�rym �amano ko�ci, i... - Och, nie! - wyszepta�a. - Och, nie, nie! Po�r�d tych okrutnych narz�dzi zobaczy�a poruszaj�ce si� sylwetki. W czarnym kapturze skrywaj�cym odci�te uszy sta� kat. Jego pomocnik, najbardziej pogardzany cz�owiek w ca�ym Trondheim, kr�ci� si� gorliwie. Wsz�dzie pe�no by�o �o�nierzy w�jta, zarz�dcy prowincji. Jej uwag� przyci�gn�� m�ody, jasnow�osy m�czyzna. Zwi�zano mu r�ce z ty�u i w�a�nie przygotowywano do �amania ko�em. - Nie, nie r�bcie tego - wyszepta�a znowu. Ogie� o�wietli� na chwil� jego profil i Silje zobaczy�a, �e by� bardzo m�ody i pi�kny. Serce skurczy�o si� jej z b�lu, jakby bra�a na siebie m�ki przeznaczone dla niego. Sta� tam obok narz�dzia, kt�re zaraz zgniecie ka�d� ko�� w jego ciele, a kat - niewa�ne, oprawca czy egzekutor - chodzi� doko�a, powoli, trzymaj�c w r�ku top�r o szerokim ostrzu. Wi�zie� mia� wi�c by� najpierw torturowany, a potem stracony. Silje nie chcia�a, by umar�. Nie spotka�a w swym �yciu zbyt wielu m�czyzn, ale ten wyda� si� jej wyj�tkowy. Kim m�g� by�? Z�odziejem? Nie, nie by�oby przy tym tylu �o�nierzy i stra�nik�w. Musia� by� kim� du�o wa�niejszym. Sta�a tak zamy�lona, �e gdy z ty�u dobieg� j� z lasu czyj� mocny g�os, a� drgn�a. - Co tu robisz, kobieto? Silje i dziewczynka odwr�ci�y si� nagle. Ma�a zacz�a krzycze�. Silje mia�a ochot� zrobi� to samo, ale si� opanowa�a. Mi�dzy drzewami ujrza�a wysok� posta�, kt�ra wydawa�a si� jej czym� po�rednim mi�dzy zwierz�ciem a cz�owiekiem. Po chwili dopiero spostrzeg�a, �e by� to po prostu m�czyzna ubrany w p�-d�ugi p�aszcz z wilczej sk�ry, a futrzana czapa nasadzona na g�ow� upodabnia�a go do zwierz�cia. Jej uwag� zwr�ci�y nieproporcjonalnie szerokie i pot�ne ramiona, niczym nied�wiedzie bary. W�skie oczy b�yszcza�y w jego wyrazistej twarzy, zarazem pi�knej i nieprzyjemnej. B�ysn�� z�bami w dziwnym grymasie niczym wilk. Sta� zupe�nie nieruchomo a migotliwe �wiat�o raz po raz wydobywa�o jego twarz z otaczaj�cego mroku. Dr��cym g�osem odpowiedzia�a na jego pytanie: - Chcia�am tylko ogrza� si� troch� przy ogniu, panie. - To twoje dzieci? - zapyta� g��bokim, twardym g�osem. - Moje? - powt�rzy�a, u�miechaj�c si� nerwowo, zesztywnia�a z zimna. - Mam dopiero szesna�cie lat. Znalaz�am t� dw�jk� dzi� wieczorem. Pozostawiono je same. D�ugo spogl�da� na ni� zamy�lony. Ogarn�� j� strach, instynktownie spu�ci�a wzrok. Ma�a te� si� przerazi�a i schowa�a si� za Silje. - A wi�c uratowa�a� je? - zapyta�. - Chcesz dzi� w nocy ocali� jeszcze jedno �ycie? Spojrzenie jego p�on�cych oczu sprawi�o, �e poczu�a si� nieswojo. Odpowiedzia�a zmieszana i zawstydzona: - Jeszcze jedno �ycie? Nie wiem... Nie rozumiem... - Twoja twarz nosi �lady g�odu i wyrzecze�, mo�esz wi�c uchodzi� za dwa-trzy lata starsz�. Mog�aby� uratowa� �ycie mojemu bratu, ale czy zechcesz? Pomy�la�a, �e nigdy jeszcze nie widzia�a dw�ch braci, kt�rzy byliby tak do siebie niepodobni. Pi�kny, jasny ch�opak tam na dole i ten potw�r z ciemn�, sztywn� grzyw� zwisaj�c� nad czo�em. - Nie chc�, �eby on umar� - powiedzia�a z wahaniem. - Ale w jaki spos�b w�a�nie ja mog�abym go uratowa�? - Ja sam nie mog� tego zrobi� - powiedzia� m�czyzna. - Jest ich zbyt wielu, poza tym mnie te� szukaj�. Pojmaliby mnie, a to by mu na pewno nie pomog�o. Ale ty... - Wyj�� z kieszeni ma�y, zwini�ty papier. - Masz. We� ten list z piecz�ci� kr�lewsk�. Powiedz im, �e jeste� jego �on�, a to s� wasze dzieci. Mieszkacie tu w okolicy, on nazywa si� Niels Stierne i jest pos�a�cem kr�la. Ale, ale, jak masz na imi�? - Silje. Zirytowany skrzywi� si�. - Cecilie, g�upia dziewczyno. Nie mo�esz mie� na imi� Silje jak nieokrzesana ch�opka! Jeste� hrabin�, pami�taj o tym! Musisz niezauwa�enie ukry� ten list w jego ubraniu, a p�niej udawa�, �e go tam znalaz�a�. To jest niezwykle �mia�e, pomy�la�a Silje. - Ale jak�e mog� uchodzi� za hrabin�? Nikt w to nie uwierzy. - Nie widzia�a� dziecka, kt�re trzymasz na r�ku? - spyta� kr�tko. Opu�ci�a wzrok i przerazi�a si�. - Nie, ale�... - �wiat�o ognia by�o teraz tak silne, widzia�a wszystko wyra�nie. Dziecko by�o otulone w szal utkany z najlepszej we�ny, lekkiej i cieniutkiej jak paj�czyna. Silje nigdy jeszcze nie widzia�a czego� podobnego. Wplecione w materia� z�ote nitki tworzy�y nieopisanie pi�kny wz�r. Francuskie lilie, chyba tak to si� nazywa, pomy�la�a. Ze �rodka wystawa�o bielutkie p��tno; to w�a�nie kawa�ek tego p��tna zanurzy�a w mleku. M�czyzna post�pi� krok do przodu, a ona instynktownie cofn�a si�. Otacza�a go aura zamierzch�ej, poga�skiej przesz�o�ci, nadprzyrodzonej tajemnicy, zwierz�cej zmys�owo�ci, a przy tym promieniowa�a z niego niezwyk�a, niemal majestatyczna si�a. - Dziecko ma zakrwawion� twarz - powiedzia� i skrawkiem tkaniny otar� krew. - Jest nowo narodzone. Na pewno nie jest twoje? Silje poczu�a si� g��boko ura�ona. - Jestem porz�dn� dziewczyn�. Jego usta wykrzywi�y si� w lekkim u�miechu, spojrza� niespokojnie na plac egzekucji. Nie byli jeszcze gotowi, w�a�nie ksi�dz usi�owa� przekona� jego brata, by wyzna� swe grzechy. - Gdzie znalaz�a� dziecko? - Tutaj, w lesie, pozostawione, by umar�o. Zmarszczy� czarne brwi. - Razem z dziewczynk�? - zapyta� niedowierzaj�co. - Nie, nie, j� znalaz�am w mie�cie, przy zmar�ej matce. - Zaraza? - Tak. Spogl�da� to na ni�, to na dziecko. - Jeste� naprawd� odwa�na - powiedzia� powoli. - Nie boj� si� zarazy. Towarzyszy mi od wielu dni. Uderza wok� mnie, ale nigdy we mnie. Na jego diabolicznej twarzy pojawi�o si� co�, co mog�o przypomina� u�miech. - We mnie te� nie. A wi�c zejdziesz tam? Waha�a si� z odpowiedzi�. On tymczasem m�wi� dalej: - Dzieci ci� ochroni�. Ale musz� mie� jakie� imiona. - Nie wiem, czy to male�stwo to dziewczynka, czy ch�opiec. Ale ochrzci�am je Liv albo Dag. S�dzi�am, �e to wyrodzeniec i dlatego odwa�y�am si� ochrzci� je sama. - To zrozumia�e. A dziewczynka? Zastanowi�a si�. - Obydwoje s� dzie�mi nocy. Kiedy je znalaz�am, otacza�y je ciemno�� i �mier�. My�l�, �e nazw� j�... Sol. [Sol - norweskie imi� �e�skie; znaczy r�wnie� 's�o�ce'] Jeszcze raz spojrza� na ni� swymi dziwnymi oczyma, kt�re bardziej przypomina�y pod�u�ne, �wiec�ce szczeliny. - Jeste� m�drzejsza ni� wi�kszo�� ludzi. Wi�c jak, p�jdziesz? Silje zarumieni�a si�, s�ysz�c pochwa��. Te s�owa doda�y jej otuchy. - Nie zaprzecz�, �e si� l�kam, panie. - Otrzymasz nagrod�. Potrz�sn�a g�ow�. - Pieni�dze mi nie pomog�. Ale... - Tak? Dzieci doda�y jej odwagi. Unios�a g�ow� i powiedzia�a: - Dzisiaj nikt nie przyjmie obcych w�drowc�w. Jestem teraz odpowiedzialna za dzieci, a sama przemarz�am ju� do szpiku ko�ci. Gdyby�cie, panie, mogli zdoby� dla nas po�ywienie i jakie� schronienie, gdzie by�oby ciep�o, ch�tnie zaryzykuj� �ycie dla m�odego hrabiego. Ogie� nie by� ju� tak silny i twarz m�czyzny zn�w znalaz�a si� w cieniu. Szybko rozwa�y� swoje mo�liwo�ci. - Mog� to zrobi� - obieca�. - Dobrze. A wi�c p�jd�. Ale moje odzienie? �adna hrabina nie chodzi w takich szmatach. - Pomy�la�em o tym. Zobacz, we� to. Zdj�� szat� z ciemnob��kitnego aksamitu, kt�r� nosi� pod p�aszczem z wilczej sk�ry. Jemu si�ga�a do bioder, jej a� do st�p. Wysun�a r�ce przez rozci�cia. - No, okrywa najgorsze. Otul si� ni� mocno. I �ci�gnij te szmaty z trzewik�w! Zrobi�a, jak kaza�. - A moja mowa? - Tak - odpowiedzia� z wahaniem. - Zdziwi�a mnie. Nie m�wisz tak jak biedota. Mo�e nawet b�dziesz mog�a uchodzi� za hrabin�. Postaraj si� jak tylko potrafisz! Wzi�a g��boki oddech. - �yczcie mi szcz�cia, panie. Pos�pnie pokiwa� g�ow�. Zamkn�a oczy i jeszcze raz g��boko odetchn�a, jak gdyby si� koncentrowa�a. Mocniej schwyci�a dziewczynk� za r�k� i z noworodkiem przy piersi, czuj�c w sercu �miertelny strach, zacz�a schodzi� w d�. Sz�a w kierunku placu, gdzie �o�nierze przywi�zywali w�a�nie m�czyzn� do ko�a tortur. Czu�a na plecach przenikliwy, pal�cy wzrok zwierzocz�eka. C� za przedziwna, tajemnicza noc, pomy�la�a. A przecie� dopiero si� zacz�a! ROZDZIA� II Kiedy Silje znalaz�a si� na otwartej przestrzeni, przyspieszy�a tak, �e ma�a ledwo mog�a za ni� nad��y�. Ju� z daleka krzycza�a �ami�cym si� g�osem: - Na mi�o�� bosk�, co robicie? Nie musia�a udawa� poruszonej. By�a naprawd� wstrz��ni�ta, gotowa zaryzykowa� swoje m�ode �ycie dla nieszcz�liwego hrabiego. I pomy�le�, �e by� kr�lewskim pos�a�cem. Tak, ale czy� od razu nie przeczuwa�a, �e jest lepszy od innych? M�czy�ni odwr�cili si� w jej stron�. Kat mrukn�� co� i mocniej schwyci� za top�r. Jakby si� ba�, �e straci swoj� ofiar�. - Czy ju� ca�kiem postradali�cie zmys�y, nikczemni pacho�kowie? - krzykn�a. - Cz�owiek, kt�rego traktujecie w taki spos�b, jest moim m�em! Rzuci�a szybkie spojrzenie przywi�zanemu ju� do ko�a m�odzie�cowi. Twarz mia� �ci�gni�t� i blad�. Pod mask� zaci�to�ci kry�o si� przera�enie. Nigdy jeszcze nie widzia�a, by kto� tak dobrze potrafi� ukry� paniczny strach! By� tak samo zaskoczony jej przybyciem jak oprawcy, ale szybko si� zreflektowa�. - Nie! - zawo�a�. - Nie powinna� tu przychodzi�! W dodatku z dzie�mi! Dow�dca �o�nierzy skrzywi� si� pogardliwie i chcia� j� odepchn��. - Nie wiecie, panie, kim on jest? - zapyta�a, ci�gle bardzo wzburzona. Pomimo strachu naprawd� bawi�o j� odgrywanie �ony m�odego hrabiego. - Kim on jest? To wiemy a� za dobrze! - A wi�c wiecie? I mimo to traktujecie kr�lewskiego pos�a�ca w tak pod�y spos�b? Tymczasem m�odzieniec zacz�� wykrzykiwa� rozz�oszczony: - Nie masz prawa mnie demaskowa�! Odwr�ci�a si� do niego: Teraz, gdy patrzy�a z bliska, uderzy�a j� jego pi�kno�� i wytworno��, cho� w oczach mo�na by�o jeszcze dostrzec strach. - O, tak. Oddasz raczej �ycie, ni� przyznasz si� do czego� - przerwa�a mu, r�wnie rozz�oszczona. - Nie my�lisz wcale o nas, o �onie i dzieciach. Ale ja nie mam zamiaru ci� straci�. Panie komendancie, jestem hrabina Cecilie Stierne, a to pos�aniec Jego Wysoko�ci Niels Stierne. M�j m�� pochodzi z tych okolic i dlatego w�a�nie jest tutaj zwykle wysy�any. - Cecilie! - wrzasn�� jej "m��". - Milcz! To ja siedz� sama w domu i czekam na znak �ycia od ciebie a� tu nagle dowiaduj� si�, �e jacy� nikczemnicy spo�r�d ludzi kr�la pojmali ci� i przywiedli tutaj. Wyruszy�am natychmiast i c� widz�? Podesz�a bli�ej do dow�dcy i szepn�a: - Przys�ano go tu w tajemnicy. - Nie wierzcie jej! - krzykn�� wi�zie�. - Ona k�amie! Dow�dca spu�ci� troch� z tonu. - W takim razie dlaczego nic nie powiedzia�? - zapyta� szyderczo. - Musicie chyba wiedzie�, panie, �e kurier kr�lewski nigdy, przenigdy, nie ujawni swego zadania. P�jdzie raczej na �mier�. W powietrzu unosi� si� kwa�ny, dusz�cy od�r. Odblask ognia po�yskiwa� na he�mach �o�nierzy, a kat niecierpliwie wywija� swym ci�kim toporem, kt�ry ze �wistem przecina� powietrze. Wygl�da�o, jakby dow�dca traci� nieco pewno�� siebie. Widocznie gra Silje by�a dosy� przekonywuj�ca. Mimo to powiedzia� ostro: - Wiemy, kim jest ten cz�owiek. To Heming, zab�jca kr�lewskiego w�jta; za jego g�ow� wyznaczono cen�. Silje spostrzeg�a le��ce niedaleko �ruby do �amania kciuk�w i kleszcze pokryte rdzawoczerwonymi plamami, kt�rych nie spos�b by�o nie rozpozna�. Musia�a powstrzyma� gwa�towny przyp�yw md�o�ci. Stan�a tu� przed dow�dc�. Teraz ju� naprawd� wesz�a w swoj� rol�. Pomog�a jej w tym �wiadomo��, �e dziwne, jakby zwierz�ce, ��te oczy �ledzi�y j� z g�ry, z lasu. - Czy on wygl�da na zab�jc� w�jta? Jest rzeczywi�cie brudny i wyczerpany, ale po konnej przeprawie przez g�ry te� by�cie tak wygl�dali, panie. Popatrzcie na te szlachetne rysy. Sp�jrzcie na dzieci, na jego c�rki! Czy to s� dzieci mordercy? Umy�lnie powiedzia�a "c�rki", bo gdyby jej nie uwierzyli, mo�liwe, �e chcieliby zabi� r�wnie� m�odsze dziecko. Nie pozostawiliby przy �yciu syna mordercy. Mia�a nadziej�, �e nie b�d� go dok�adnie ogl�da�. Gdyby jednak postanowili sprawdzi�, pozostawa�o si� tylko modli�, by by�a to dziewczynka. inaczej przejrzeliby jej gr�. - A moje c�reczki, Sol i Liv, czy maj� zosta� sierotami bez ojca? Jak s�dzicie, co na to powie kr�l Fryderyk? Dow�dca patrzy� na ni� wzrokiem pe�nym pogardy. - A jakie� jest to jego wa�ne zadanie, je�li wolno spyta�? - O nie, panie! Czy s�dzicie, �e m�j m�� zdradzi�by to nawet mnie? Jest tak nieugi�cie lojalny w stosunku do swego kr�la, �e raczej by umar�, ni� pokaza� list. Za t� lojalno�� chcecie go zabi�! - List? - za�mia� si� dow�dca. - Nie ma �adnego listu. Sk�d wiesz, pani, �e ma go teraz przy sobie? - Zawsze ma go przy sobie. Sama uszy�am schowek w jego odzieniu. - Przeszukali�my go. - Niedok�adnie. Silje szybko jak b�yskawica odwr�ci�a si� do sp�tanego m�czyzny i ukrywszy list w d�oni zacz�a "obszukiwa�" pas, a� uda�o si� jej wsun�� papier pod podszewk�. Robi�a to troch� niezdarnie, bo przeszkadza�o jej dziecko, kt�re mia�a na r�ku. W po�piechu i zdenerwowaniu przycisn�a je mocniej do siebie. Wi�zie� zaprotestowa� dziko: - Cecilie, nigdy ci tego nie wybacz�! Rzucili si� na ni� jak s�py, ale jednym ruchem oderwa�a podszewk� i "znalaz�a" list. Dow�dca wyrwa� jej go z r�k. - Nie odwa�ycie si� z�ama� piecz�ci Jego Wysoko�ci! - wykrzykn�li jednocze�nie hrabia i Silje. - Oczywi�cie, �e tego nie zrobimy - twardo odpowiedzia� dow�dca. Badawczo przygl�da� si� piecz�ci i obraca� list na wszystkie strony. - Jest prawdziwa - powiedzia� kr�tko, ze �le skrywanym zawodem. Odwr�ci� si� do swoich ludzi. - Kto twierdzi�, �e to jest Heming Zab�jca W�jta? Jeden z �o�nierzy wypchni�ty zosta� do przodu. - M�g�bym przysi�c... - zacz��. - Jak dobrze go zna�e�? - Widzia�em go raz. - Z bliska? Rozmawia� z tob�? - No, nie. Widzia�em go z g�ry, kiedy jecha� konno przez prze��cz. Ale mia� takie same blond w�osy i ta... twarz. By� bardzo podobny do tego m�czyzny, panie. - Podobny? Czy to jedyny dow�d, jaki mia�e�? �o�nierz zwiesi� g�ow�. Nie znalaz� odpowiedzi. Wielki, gro�ny cie� pada� na ziemi� obok Silje, ale ona nie mia�a odwagi spojrze� w to miejsce. Teraz skierowa�a tam przelotnie wzrok i ostatkiem si� uda�o jej si� utrzyma� na nogach. Sta�a tam jeszcze jedna szubienica, na kt�rej kogo� powieszono. Cia�o na stryczku ko�ysa�o si� powoli tam i z powrotem. W�a�nie w tej chwili odwr�ci�o si� i Silje ujrza�a twarz wisielca. Zdusi�a w sobie krzyk. Instynktownie usi�owa�a stan�� tak, aby ma�a tego nie widzia�a, ale dziecko przypatrywa�o si� zupe�nie spokojnie okropnej postaci zwisaj�cej na sznurze. Dziewczynka nawet lekko si� u�miecha�a, jakby bawi� j� fakt, �e doros�y m�czyzna wisi w g�rze hu�taj�c si�. Nie rozumie tego, pomy�la�a z ulg�. Dow�dca w strojnym mundurze, w pancerzu i szerokich spodniach do kolan, zwr�ci� si� do hrabiego. - My te� jeste�my lud�mi kr�la. Dlaczego nic nam nie powiedzieli�cie, panie? - Szpiedzy i zdrajcy s� wsz�dzie. Wa�niejsze od mojego �ycia jest, by list nie dosta� si� w niepowo�ane r�ce. Czy zechcecie teraz rozwi�za� moje r�ce? - Oczywi�cie. By� wolny. Prostowa� zesztywnia�e cia�o. - Pozwolicie, panie, �e zabior� swoj� �on� i dzieci, �e wype�ni� powierzone mi zadanie? Dow�dca drgn��, oderwany od w�asnych my�li, i zwr�ci� list z lekkim uk�onem. - Prosz� o wybaczenie, panie hrabio. To wszystko by�o nieporozumieniem. M�czyzna nawet na niego nie spojrza�. - Chod�, Cecilie! Bardzo jestem z ciebie niezadowolony! Wyda�a� mnie, to ci�ki cios dla mojego honoru. - Wasza ma��onka post�pi�a nadzwyczaj rozs�dnie, ja�nie panie - powiedzia� dow�dca s�u�alczo. - Pi�kny gest, kt�ry przystoi �onie. Mo�ecie ca�kowicie liczy� na nasz� dyskrecj�. Czaruj�ce dzieci - doda� i pog�aska� dziewczynk� po g�owie. Najwyra�niej bardzo zale�a�o mu na tym, by zachowa� �ask� wielkiego pana. Wi�zie� zabra� swoj� "rodzin�" i skierowa� si� z ni� w stron� lasu. - Musz� niezw�ocznie kontynuowa� podr�! To op�nienie drogo kosztowa�o kraj - rzuci� w�ciekle przez rami�. Silje us�ysza�a za sob� jaki� pomruk i odwr�ci�a si�. Kat sta� nieruchomo i wpatrywa� si� w ni� wzrokiem pe�nym nienawi�ci, nie pr�buj�c nawet ukry� zawodu. Ona jednak odetchn�a z ulg�. Dow�dca uwierzy� w jej s�owa. Na szcz�cie dla niej �o�nierze nie byli zbyt dobrze zorientowani w tym, co rozgrywa�o si� wok� du�skiego tronu, w przeciwnym razie zdziwiliby si� na pewno, �e kr�lewski pos�aniec jest Norwegiem i w dodatku m�wi dialektem z okolic Trondheim. Fryderyk II by� dobrym kr�lem, lecz nie bardzo interesowa� si� Norwegi�. Ostatni raz przebywa� w tym kraju w roku 1548, jeszcze jako nast�pca tronu, na d�ugo przed swoj� koronacj�. O jego dobra troszczyli si� namiestnicy. Tak by�o od czasu, gdy Norwegia dosta�a si� pod panowanie du�skie w roku 1537. Obecny namiestnik w Trondheim nazywa� si� Jacob Huitfeldt. Gdyby dowiedzia� si� od swego w�jta o poczynaniach Silje, oszala�by z w�ciek�o�ci. �aden z jego dow�dc�w nie mia� prawa do tego stopnia nie orientowa� si� w sytuacji. Silje wiedzia�a jeszcze mniej. Ale by�a bardzo dumna, �e uratowa�a tak wa�nego pos�a�ca. Du�czycy pozostawili wi�ksz� cz�� w�adzy mianowanym w�jtom, wybieranym spo�r�d Norweg�w. Przeciwko nim skierowa�a si� teraz ca�a nienawi�� ludu. Podatki by�y straszliwe, op�aty ros�y, towary wa�ono na fa�szywych wagach i zmuszano ch�op�w, by sprzedawali je za bezcen, du�o poni�ej ceny ich wyprodukowania. Dodatkowo nak�adano na nich wysokie daniny. Wszystkie dochody, pochodz�ce z nieuczciwego wyzysku, sz�y wprost do kieszeni w�jta. Oczywi�cie taki stan rzeczy prowadzi� do bunt�w. B��dem by�o jednak to, �e ogranicza�y si� one terytorialnie do pojedynczych dzielnic. Dlatego nigdy nie by�y skuteczne. Sze�� lat temu, kiedy �wczesny namiestnik, Ludvig Munk, uciska� lud zbyt mocno, powstali ch�opi w okolicach Trondheim, a przewodzi� im Rolf Lynge. Teraz, w odczuciu Silje, w prowincji by�o do�� spokojnie, ale przecie� dziewczyna wiedzia�a raczej niewiele... Serce wali�o jej ze szcz�cia, �e ocali�a tego wspania�ego m�czyzn�. Ukradkiem zerka�a na niego z boku w niemym podziwie. Kiedy tylko dotarli do skraju lasu, m�ody m�czyzna pospiesznie wszed� mi�dzy drzewa. Nie uszli daleko, gdy ogromny cie� pojawi� si� przed nimi. - Przekl�ty idiota! - powiedzia� sapi�c m�czyzna w p�aszczu z wilka i uderzy� hrabiego w twarz. M�odzieniaszek, dotkni�ty do �ywego, uskoczy� w bok. - Bijecie swego brata, panie? - Silje by�a przera�ona. - On nie jest moim bratem. - Ale m�wili�cie... - C� mia�em robi�? - odpar� kr�tko. - Wyja�nia� wszystko? Nie by�o na to czasu. - Nie podoba mi si�, �e k�amiecie - powiedzia�a Silje zachmurzona, odbieraj�c z jego r�k sk�rzane strz�py i obwi�zuj�c nimi na powr�t nogi. Niemowl� po�o�y�a na ziemi; nie mog�a si� przem�c, by poda� dziecko temu zwierzocz�ekowi. Jego g�os zabrzmia� ochryple i twardo. - By�em zmuszony do k�amstwa. Musia�em go ratowa�, inaczej zdradzi�by nas wszystkich, tak bardzo boi si� b�lu. Poza tym potrzebujemy go. Silje w g��bi duszy zainteresowa�o, kim s� owi "my". - A wi�c nie jeste�cie hrabi�, panie? Skoro nie jeste�cie bra�mi?... - On te� wcale nie jest hrabi� - za�mia� si� cicho w ciemno�ci. - Co? Uwierzy�am w wasze s�owa. S�dzi�am, �e ratuj� jednego z kr�lewskich kurier�w. - Musia�a� mi wierzy�. Nie b�d� tak naiwna, Silje. To mo�e ci� kosztowa� cnot� i honor, nie m�wi�c ju� o �yciu. Jego odpowied� zrobi�a na niej du�e wra�enie. Jaka� zmys�owa si�a, kt�ra promieniowa�a od tego cz�owieka, sprawia�a, �e Silje by�a dziwnie niespokojna. - O cnot� si� nie boj� - powiedzia�a podnosz�c si�. - Walczy�am o ni� wiele razy i zawsze wygrywa�am. Wydawa�o si�, �e jej s�owa uspokoi�y go. Us�ysza�a to w tonie jego g�osu, gdy oddawa�a mu szat� z aksamitu, kt�rej zreszt� nie chcia� przyj��. - B�dziesz z niej mia�a wi�cej po�ytku ni� ja. I... odzienie niemowl�cia... zachowaj je, Silje! Mo�e ci si� kiedy� przyda�. A teraz chod�! Pewnie s�dzi, �e b�d� je mog�a sprzeda�, gdy przyci�nie mnie bieda, pomy�la�a i ruszy�a za nim. W otaczaj�cej ich ciemno�ci wydawa� si� taki ogromny, ale mo�e sprawia�a to sk�ra wilka. By�o dla niej zagadk�, w jaki spos�b odnajdywa� drog� noc� w ciemnym lesie, cho� w�a�ciwie nie powinna si� dziwi�. Po tym cz�owieku mo�na by�o spodziewa� si� wszystkiego. Z �atwo�ci� mog�a przyj��, �e posiada� zwierz�cy instynkt i zmys� orientacji. - Prosz� nie i�� tak szybko - zawo�a�a. - Ma�a nie mo�e nad��y�. Zaczeka� na nie, wydawa� si� nieco zniecierpliwiony. - S�ysza�em, jak rozmawia�a� z t� krwio�ercz� ha�astr�, tam w dole - powiedzia� - kiedy ca�kiem dobrze potrafi�a� odegra� hrabin�. Teraz m�wisz raczej jak wiejska dziewczyna. Kim jeste� naprawd�? Sk�d pochodzisz? - Jestem po prostu Silje. My�l�, �e powinni�cie zwa�a� bardziej na me odzienie ni� mow�. Potrafi� m�wi� pi�knie kiedy chc�, ale to d�uga historia i zbyt wiele zaj�aby czasu. Dostosowa� swoje kroki do ich i pilnowa�, by nie zostawa�y w tyle. Dziewczynka by�a ju� wyra�nie zm�czona. My�li Silje skupi�y si� wok� postaci m�odzie�ca. - On jest taki pi�kny - powiedzia�a zachwycona, nie my�l�c o tym, do kogo m�wi. M�czyzna zachichota�. - Tak, dziewcz�ta tak uwa�aj�. W�a�nie z powodu kobiety omal nie straci� �ycia. Zapomnia� o czujno�ci. Silje zmiesza�a si�. - No tak, on ma chyba wiele panien? - W ka�dym razie nie jest dla ciebie. Zatrzyma� si� na moment. Kiedy ruszy� zn�w, szed� jeszcze wolniej. - Cho� w�a�ciwie przyda�aby mu si� taka jak ty - powiedzia� sucho. - Taka jak ja? - Tak, silna, odwa�na i bystra kobieta, pe�na serdecznego ciep�a. Da�aby mu to, czego jemu brakuje. - Nie jestem silna ani w og�le taka, jak m�wicie, panie! Nagle odwr�ci� si� w jej stron� i mimo ciemno�ci wyczu�a bij�ce od niego ciep�o i wielk� si�� osobowo�ci. - Zajmujesz si� dzieckiem, kt�re prawdopodobnie dotkni�te jest zaraz�, i drugim, kt�re wzi�a� za wyrodze�ca. Bez sprzeciw�w ryzykujesz �ycie dla obcego, wyst�puj�c jako jego �ona, jakby� nigdy nie by�a nikim innym. Albo jeste� niezwykle silna, albo te� za g�upia, by dostrzec niebezpiecze�stwo. Zaczynam przychyla� si� do tego drugiego. Nie odezwa� si� wi�cej. Szli w g��b lasu, w przeciwnym ni� miasto kierunku a� dotarli do jakiej� drogi. Zaprz�one do wozu konie niecierpliwie grzeba�y kopytami ziemi�, obok sta�a milcz�ca grupka je�d�c�w. W blasku ksi�yca Silje spostrzeg�a jasne loki "wi�nia". Nie mia� konia, czeka� obok wozu. Serce zabi�o jej szybciej na jego widok. Zacz�a j� bowiem gn�bi� my�l, �e nie zobaczy go ju� nigdy wi�cej. Zwierzocz�ek, jak w my�lach nazywa�a m�czyzn� w p�aszczu z wilczej sk�ry, podszed� do wo�nicy i d�ugo z nim rozmawia�. Potem wskoczy� na konia i wszyscy je�d�cy znikn�li wraz z nim. Wo�nica pom�g� wsi��� jej i dzieciom, a m�ody, pi�kny ch�opak wskoczy� na ty� wozu. Zaskrzypia�y ko�a, ruszyli. Ca�a dotychczasowa si�a woli Silje zacz�a wyra�nie przygasa�, jakby przesta�a ju� otrzymywa� po�ywk� z zewn�trz. Mimo �e m�ody "wi�zie�" by� tu� obok, czu�a si� tak, jakby jakie� rzucone na ni� czary straci�y nagle sw� moc i zn�w sta�a si� samotn�, bezradn� Silje, zm�czon�, przemarzni�t� i wyg�odnia��. By�a zupe�nie pusta w �rodku. Teraz nie mia�aby odwagi nawet na chwil� stan�� przed �o�nierzami. Uparcie stara�a si� zwalczy� ogarniaj�c� j� apati�. Siedzia�a wyprostowana, otulaj�c dziecko w�asnym ubraniem, by tylko da� mu jak najwi�cej swojego ciep�a, je�eli jeszcze w og�le je mia�a. Dziewczynka, przykryta owcz� sk�r�, zasn�a na jej kolanach. Silje owin�a si� pi�kn� aksamitn� szat�, kt�ra by�a tak obszerna, �e okrywa�a r�wnie� dzieci. Rami� podtrzymuj�ce niemowl� ca�kiem jej zdr�twia�o, ale nie mog�a si� podda�. By�a bardzo zm�czona, czu�a piasek pod powiekami, a cia�o zesztywnia�o jej z zimna. Chwilami wydawa�o si�, �e ju� zamarz�a, i dlatego trzyma si� tak prosto. W�z toczy� si� szybko, ko�ysz�c niemi�osiernie na wszystkie strony. Musia�a trzyma� si� mocno, by nie wypa��. - �wiat�o ksi�yca po�yskiwa�o mi�dzy drzewami, gdy opuszczali gmin� Trondheim kieruj�c si� na wsch�d. - Dok�d jedziemy? - zapyta�a Silje po pewnym czasie. By�a tak zzi�bni�ta, �e nie mog�a nawet wyra�nie m�wi�. - Jedziesz na dw�r, gdzie zaraza zabra�a ju� wszystkich, kt�rych chcia�a tym razem. Ja jad� gdzie indziej. - Przepraszam, �e pytam - powiedzia�a nie�mia�o. - Ale jest jedna rzecz, kt�rej nie rozumiem... - Tylko jedna? Jeste� naprawd� bystra! Nie podoba�o jej si�, �e kpi. Tak jakby by�a nie�wiadomym niczego dzieckiem! - Ten list z piecz�ci� kr�lewsk�... powiedzieli, �e by� prawdziwy? - Zgadza si�, ale jest bardzo stary. Ju� wiele razy nam si� przydawa�. - Ale jak znalaz� si� w waszym posiadaniu? - Za du�o chcesz wiedzie� - powiedzia�, �miej�c si� d�wi�cznie. - Ale powinienem ci chyba podzi�kowa� za pomoc. Najwy�szy czas, pomy�la�a w duchu, cho� tak naprawd� nie spodziewa�a si� �adnego podzi�kowania. Spogl�da�a na niego z boku. Siedzia� uko�nie, z nogami opartymi na desce, tu� ko�o niej. Znajdowali si� teraz na otwartej przestrzeni. Ksi�yc rzuca� �wiat�o na m�od�, pi�kn� twarz o okr�g�ych, j�drnych policzkach. Jej nast�pne pytanie zgasi�o u�miec