8330

Szczegóły
Tytuł 8330
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8330 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8330 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8330 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

William Gibson - Johnny Mnemonic www.bookswarez.prv.pl Obrzyna schowa�em do torby Adidasa i ob�o�y�em czterema parami tenisowych skarpet. To nie m�j styl, ale tak to sobie w�a�nie zaplanowa�em: je�li my�l�, �e jeste� techniczny, id� w prymityw. A ja jestem ch�opakiem wyj�tkowo technicznym. Dlatego postanowi�em zagra� tak prymitywnie, jak to tylko mo�liwe. Ale �eby w dzisiejszych czasach aspirowa� do prymitywu, trzeba niez�ej techniki. Musia�em wytoczy� na obrabiarce obie mosi�ne �uski, dwunastki, a potem w�asnor�cznie je za�adowa�; musia�em wygrzeba� star� mikrofisz� z instrukcjami r�cznego przygotowywania naboi; musia�em zbudowa� pras�, �eby umie�ci� sp�onki. Wszystko to wymaga�o sprytu. Ale wiedzia�em, �e b�dzie dzia�a�. Spotkanie mia�em um�wione w "Drome" o 23.00, ale przejecha�em metrem trzy przystanki za najbli�sz� stacj� i wr�ci�em pieszo. Bezb��dna procedura. Sprawdzi�em siebie w niklowanej �ciance budki z kaw�: podstawowy typ kaukaski, ostre rysy, czupryna ciemnych, sztywnych w�os�w. Dziewczyny "Pod No�em" szala�y za Sony Mao i trudno by�o je powstrzyma�, �eby nie doda�y mi jakich� mongolskich fa�d. Wszystko to raczej nie oszuka Ralfiego Bu�ki, ale mo�e przynajmniej doprowadzi mnie bli�ej jego stolika. "Drome" to pojedyncza w�ska salka z barem pod jedn� �cian� i stolikami pod drug�. Pe�no tu alfons�w, paser�w i wszelkiej ma�ci handlarzy. Przy drzwiach sta�y dzisiaj Magnetyczne Psie Siostry i wcale nie podoba�a mi si� my�l, �e gdyby co� si� nie uda�o, b�d� musia� si� przez nie przebi�. Mia�y po dwa metry wzrostu i by�y chude jak charty; jedna czarna, druga bia�a, ale poza tym by�y tak podobne, jak to tylko mo�liwe dzi�ki chirurgii plastycznej. �y�y ze sob� od lat, a w b�jce lepiej na nie nie trafia�. Nie wiem, kt�ra pocz�tkowo by�a facetem. Ralfi siedzia� tam, gdzie zwykle. By� mi winien kup� forsy. Mia�em zadekowane w g�owie w trybie idioty/m�drca par�set megabajt�w informacji, do kt�rej nie mia�em �wiadomego dost�pu. Ralfi j� tam zostawi�. Ale nie zg�osi� si� po ni�. Tylko Ralfi m�g� odzyska� te dane przy pomocy has�a, kt�re sam wymy�li�. W og�le nie jestem tani, ale ceny za wyd�u�one sk�adowanie si�gaj� warto�ci astronomicznych. A Ralfi jest bardzo sk�py. Potem us�ysza�em, �e Ralfi Bu�ka chce zawrze� na mnie kontrakt. W�a�nie dlatego zorganizowa�em to spotkanie w "Drome". Um�wi�em si� z nim jako Edward Bax, nieoficjalny importer, ostatnio z Rio i Pekinu. "Drome" cuchn�o biznesem, metalicznym aromatem nerwowego napi�cia. Rozproszeni w t�umie mi�niacy pr�yli do siebie kluczowe cz�ci cia�a i pr�bowali zimnych u�mieszk�w. Niekt�rzy tak gin�li pod g�rami mi�niowych przeszczep�w, �e ich sylwetki straci�y ju� ludzkie cechy. Przepraszam bardzo. Przepraszam, koledzy. To tylko ja, Eddie Bax, Szybki Eddie Importer, z profesjonalnie nie rzucaj�c� si� w oczy sportow� torb�. Prosz�, nie zwracajcie uwagi na to rozci�cie, szerokie tylko na tyle, �eby wesz�a tam moja prawa d�o�. Ralfi nie by� sam. Obok siedzia�o osiemdziesi�t kilo kalifornijskiego blond mi�cha z wypisanymi na ca�ym ciele sztukami walki. Szybki Eddie Bax usiad� naprzeciwko, zanim mi�cho zd��y� unie�� r�ce ze sto�u. - Masz czarny pas? - spyta�em z zaciekawieniem. Kiwn�� g�ow�. B��kitne oczy odruchowo przebiega�y lini� skanu mi�dzy moimi oczami a d�o�mi. - Ja te� - oznajmi�em. - Mam go tu w torbie. - Wsun��em r�k� w rozci�cie i przerzuci�em bezpiecznik. - Podw�jna dwunastka ze spi�tymi cynglami. - To spluwa - wyja�ni� Ralfi, opieraj�c d�o� o napi�t� pier� ch�opaka, odzian� w b��kitny nylon. - Johnny ma w torbie antyczn� bro� paln�. To tyle, je�li chodzi o Eddiego Baxa. Przypuszczam, �e zawsze by� Ralfim Jako� Tam albo Inaczej, ale przezwisko zawdzi�cza� odrobinie pr�no�ci. Zbudowany jak przejrza�a gruszka, od dwudziestu lat nosi� s�awn� kiedy� twarz Christiana White'a. Christian White, Bia�y Chrze�cijanin z Aryjskiej Grupy Raggae, Sony Mao dla swego pokolenia, niezr�wnany mistrz wy�cigowego rocka. Jestem kopalni� takich drobnych ciekawostek. Christian White: klasyczna twarz popu, ostre rysy, rze�bione ko�ci policzkowe. W jednym �wietle anielska, w innym przystojnie zdeprawowana. Ale za t� twarz� �y�y ma�e, czarne oczka Ralfiego, zimne i wyrachowane. - Prosz� ci� - powiedzia�. - Porozmawiajmy jak ludzie interesu. Jego g�os odznacza� si� budz�c� groz�, lepk� szczero�ci�, a k�ciki ust zawsze mia� wilgotne. - Ten oto Lewis... - skin�� g�ow� na mi�niaka - ...to tylko mi�so. - Lewis przyj�� to oboj�tnie. Wygl�da�, jakby kto� go zbudowa� z zestawu do samodzielnego monta�u. - Ty nie jeste� mi�sem, Johnny. - Ale� jestem, Ralfi. Kawa�kiem mi�sa wypchanym implantami, w kt�rych mo�esz chowa� swoje brudy, kiedy sam wychodzisz poszuka� kogo�, kto by mnie zabi�. Z mojego ko�ca tej torby, Ralfi, wydaje si�, �e powiniene� co� wyt�umaczy�. - To ta ostatnia porcja towaru, Johnny. - Westchn�� g��boko. - Jako handlowiec... - Paser - poprawi�em. - Jako handlowiec, staram si� zwykle zachowywa� daleko id�c� ostro�no�� w kwestii pochodzenia towaru. - Kupujesz tylko od tych, kt�rzy kradn� to, co najlepsze. Rozumiem. - Westchn�� znowu. - Staram si� - podj�� - nie kupowa� od g�upc�w. Tym razem, obawiam si�, to w�a�nie zrobi�em. Trzecie westchnienie by�o sygna�em dla Lewisa, �eby w��czy� blokad� neuraln�, przyklejon� ta�m� pod blatem po mojej stronie. Wszystko, co mi jeszcze pozosta�o, w�o�y�em w pr�b� zgi�cia wskazuj�cego palca prawej r�ki, ale mia�em wra�enie, �e nie jestem ju� do niego pod��czony. Czu�em metal strzelby i piankow� ta�m�, kt�r� owin��em kr�tk� kolb�, ale r�ce by�y jak zimny wosk, daleki i bezw�adny. Mia�em nadziej�, �e Lewis to prawdziwe mi�cho, dostatecznie g�upi, �eby si�gn�� po torb� i szarpn�� za m�j sztywny palec... Ale nic z tego. - Martwili�my si� o ciebie, Johnny. Bardzo si� martwili�my. Widzisz, to, co tam masz, jest w�asno�ci� Yakuza. Jaki� dure� im to zabra�. Martwy dure�. Lewis zachichota�. Wszystko wtedy nabra�o sensu. Paskudnego sensu, jak worki mokrego piasku spadaj�ce mi na g�ow�. Zabijanie nie by�o w stylu Ralfiego. Nawet Lewis nie by� w stylu Ralfiego. Ale wpakowa� si� mi�dzy Syn�w Neonowej Chryzantemy a co�, co do nich nale�a�o... a raczej ich towar, kt�ry nale�a� do kogo� innego. Ralfi, naturalnie, m�g� wypowiedzie� has�o i wprowadzi� mnie w tryb idioty/m�drca, a ja wyplu�bym ich gor�cy program, nie pami�taj�c ani �wiartki. Takiemu paserowi jak Ralfi zwykle to wystarcza�o. Ale nie wystarczy to Yakuza. Przede wszystkim Yakuza z pewno�ci� s�yszeli o M�twach i woleli si� nie martwi�, �e jedna z nich wyci�gnie mi z g�owy te niewyra�ne, ale trwa�e �lady, pozostawione przez ich program. Sam niewiele o M�twach wiedzia�em, ale dochodzi�y do mnie r�ne historie, kt�rych nigdy nie powtarza�em swoim klientom. Nie, Yakuza by si� to nie spodoba�o; za bardzo przypomina�o dowody. Nie dotarliby na sam szczyt, tam gdzie s� teraz, pozostawiaj�c jakiekolwiek dowody. Zw�aszcza �ywe. Lewis u�miecha� si�. Przypuszczam, �e wyobra�a� sobie punkt tu� za moim czo�em i to, jak m�g�by tam dotrze� w mo�liwie bolesny dla mnie spos�b. - Cze�� - odezwa� si� cichy g�os kobiecy gdzie� zza mojego prawego ramienia. - Widz�, ch�opcy, �e nie za dobrze si� bawicie. - Spadaj, dziwko - rzuci� Lewis. Opalona twarz znieruchomia�a. Ralfi patrzy� t�po. - U�miechnijcie si�. Chcecie kupi� troch� czystego �niegu? - Odsun�a krzes�o i usiad�a szybko, zanim kt�ry� z nich zdo�a� jej przeszkodzi�. Znalaz�a si� na samej granicy mojego pola widzenia: szczup�a dziewczyna w lustrzanych okularach, ciemne, kr�tko �ci�te w�osy. Mia�a na sobie rozpi�t� czarn� sk�r�, a pod ni� koszulk� w uko�ne czarne i czerwone pasy. - Osiem kawa�k�w za gram. Lewis prychn�� zirytowany i spr�bowa� zrzuci� j� z krzes�a. Jako� jej nie dotkn��, a ona ruszy�a d�oni� i tak jakby musn�a jego nadgarstek. Jasna krew trysn�a na st�. Zaciska� przegub, a� zbiela�y mu kostki, a krew s�czy�a si� spomi�dzy palc�w. Ale przecie� r�ce mia�a puste. B�dzie mu potrzebny spinacz �ci�gna. Wsta� ostro�nie, nie dbaj�c o to, �eby najpierw odsun�� krzes�o. Przewr�ci�o si�, a on bez jednego s�owa wyszed� poza pole mojego widzenia. - Powinien znale�� lekarza, �eby mu to obejrza� - powiedzia�a. - Paskudne rozci�cie. - Nie masz poj�cia - odezwa� si� Ralfi bardzo nagle zm�czonym g�osem - w jak g��bokie g�wno w�a�nie wdepn�a�. - Powa�nie? Tajemnica? Podniecaj� mnie tajemnice. Na przyk�ad: dlaczego tw�j przyjaciel jest taki cichy. Zamro�ony czy co? Albo do czego to s�u�y? - Pokaza�a ma�y sterownik, kt�ry jako� odebra�a Lewisowi. Ralfi wygl�da�, jakby nagle zrobi�o mu si� niedobrze.- Mo�e... no... mo�e wzi�aby� �wier� miliona za oddanie mi tej zabawki i wyj�cie na spacer? Jego t�usta d�o� zacz�a g�adzi� blad�, szczup�� twarz. - Wzi�abym raczej... - Pstrykn�a palcami, a sterownik zakr�ci� si� i zamigota�. - Prac�. Robot�. Tw�j ch�opta� zrani� sobie r�k�. Ale �wiartka wystarczy na zaliczk�. Ralfi g�o�no wypu�ci� z p�uc powietrze i wybuchn�� �miechem. Ods�oni� przy tym z�by, kt�re nie dor�wnywa�y standardom Christiana White'a. A potem ona wy��czy�a blokad�. - Dwa miliony - powiedzia�em. - Lubi� takich - stwierdzi�a ze �miechem. - Co jest w tej torbie? - Spluwa. - Prymitywne. - To m�g� by� komplement. Ralfi milcza�. - Nazywam si� Milion. Molly Milion. Chcesz st�d wyj��, szefie? Ludzie zaczynaj� si� gapi�. Wsta�a. Mia�a sk�rzane d�insy koloru zakrzep�ej krwi. A ja po raz pierwszy zauwa�y�em, �e te jej lustrzane okulary by�y chirurgicznymi wszczepami. Srebro wyrasta�o g�adko z wysokich ko�ci policzkowych i zamyka�o oczy w oczodo�ach. I zobaczy�em w nich bli�niacze odbicia mojej nowej twarzy. - Jestem Johnny - przedstawi�em si�. - We�miemy ze sob� pana Bu�k�. By� na zewn�trz. Czeka�. Wygl�da� jak typowy technik na turystycznej wyprawie, w plastykowych sanda�ach i idiotycznej hawajskiej koszuli z nadrukiem powi�kszenia najpopularniejszego mikroprocesora jego firmy. Tacy go�cie zwykle upijaj� si� sake w barach podaj�cych ry�owe ciasteczka z wodorostami, �piewaj� hymn swojej korporacji i p�acz�, a barmanowi bez ko�ca �ciskaj� r�k�. Alfonsi i handlarze zostawiaj� ich w spokoju, uznaj�c za nieuleczalnych konserwatyst�w: nie maj� wielkich wymaga�, a je�li ju� maj�, to bardzo uwa�aj� na swoj� kart� kredytow�. P�niej doszed�em do wniosku, �e musieli mu amputowa� cz�� lewego kciuka, gdzie� za pierwszym stawem. Zast�pili go protez�, wydr��yli kikut, wprowadzili szpulk� i gniazdo uformowane z jakiego� analogonu diamentu produkcji Ono--Sendai. A potem bardzo ostro�nie nawin�li na szpulk� trzy metry monomolekularnego w��kna. Molly wda�a si� w jak�� rozmow� z Magnetycznymi Psimi Siostrami, daj�c mi szans� wypchni�cia Ralfiego za drzwi, z torb� przyci�ni�t� lekko do podstawy jego plec�w. Mia�em wra�enie, �e je zna. Us�ysza�em, �e ta czarna si� �mieje. Zerkn��em w g�r�, pchni�ty jakim� ulotnym impulsem. Mo�e dlatego, �e nigdy nie przyzwyczai�em si� do tych szybuj�cych �uk�w �wiat�a i cieni geodezyjnych nad nimi. Mo�e to mnie uratowa�o. Ralfi szed� dalej, ale nie przypuszczam, �eby chcia� ucieka�. My�l�, �e ju� zrezygnowa�. Prawdopodobnie domy�la� si� ju�, z czym pr�bujemy walczy�. Opu�ci�em wzrok na czas, �eby zobaczy�, jak eksploduje. Pami�� odtwarzana z pe�n� moc� ukazuje id�cego naprz�d Ralfiego i tego ma�ego technika, kt�ry z u�miechem wynurza si� znik�d. S�aba sugestia uk�onu, potem lewy kciuk odpada. To tylko sztuczka... Kciuk wisi w powietrzu. Lustra? Druciki? Ralfi zatrzymuje si� plecami do nas... ciemne p�ksi�yce potu pod pachami jego jasnego letniego garnituru. Wie. Musi wiedzie�. A potem ten czubek kciuka ze sklepu z gad�etami, ci�ki jak o��w, b�yskawicznie zatacza �uk w g�r�, a niewidzialna ni� ��cz�ca go z d�oni� zab�jcy przechodzi poziomo przez czaszk� Ralfiego tu� powy�ej brwi, wznosi si�, opada, przecina groszkowaty tors po przek�tnej od ramienia do dolnych �eber. Tnie tak precyzyjnie, �e nie p�ynie nawet krew, dop�ki nie wypalaj� synapsy i pierwsze drgawki nie poddaj� cia�a grawitacji. Ralfi rozpad� si� w czerwonym ob�oku p�yn�w organicznych; trzy nie dopasowane ju� cz�ci potoczy�y si� po p�ytach chodnika. W absolutnej ciszy. Poderwa�em torb� i konwulsyjnie zacisn��em palce. Odrzut niemal zgruchota� mi nadgarstek. Musia�o pada�; wst��ki wody sp�ywa�y z potrzaskanej geodezyjnej i rozpryskiwa�y si� na p�ycie obok nas. Wcisn�li�my si� w w�sk� szczelin� mi�dzy sklepem z narz�dziami chirurgicznymi a antykwariatem. Wysun�a za r�g jedno okryte lustrem oko i zameldowa�a, �e przed "Drome" stoi pojedynczy modu� volksa z czerwonymi �wiat�ami na dachu. Zmiatali z chodnika Ralfiego. Zadawali pytania. Pokrywa�a mnie nadpalona bia�a wata: tenisowe skarpety.Torba by�a poszarpan� plastykow� bransolet� na przegubie. - Nie rozumiem, do diab�a, jak mog�em spud�owa�. - Bo on jest szybki. Strasznie szybki. - Obj�a r�kami kolana i na obcasach ko�ysa�a si� w prz�d i w ty�. -Ma podrasowany system nerwowy. Produkt na zam�wienie. - U�miechn�a si� i pisn�a cicho z rado�ci. - Za�atwi� tego ch�opaczka. Jeszcze dzisiaj. Jest najlepszy, numer jeden, sam top, dzie�o sztuki. - To, co masz za�atwi� za dwa miliony od tego ch�opaczka tutaj, to wyci�gn�� st�d jego dup�. Tego twojego faceta z knajpy wyhodowali w pojemnikach Chiba City. To zab�jca Yakuza. - Chiba. Tak. Widzisz, Molly te� by�a w Chibie. Pokaza�a mi d�onie z lekko rozcapierzonymi palcami. Palce mia�a smuk�e, kszta�tne, bardzo bia�e w por�wnaniu z paznokciami koloru burgunda. Z gniazd pod tymi paznokciami wyskoczy�o nagle dziesi�� ostrzy - dziesi�� w�skich, obosiecznych skalpeli z b��kitnej stali. Nigdy nie przebywa�em d�u�ej w Mie�cie Nocy. Nikt st�d nie p�aci� mi za pami�tanie, a wi�kszo�� regularnie p�aci�a sporo za zapominanie swoich spraw. Pokolenia strzelc�w od�upywa�y neony, a� w ko�cu zespo�y naprawcze zrezygnowa�y. Nawet w po�udnie �uki by�y czarne jak sadza na bladoper�owym tle. Gdzie mo�na uciec, kiedy najbogatsza przest�pcza organizacja �wiata szpera za cz�owiekiem ch�odnymi, daleko si�gaj�cymi palcami? Gdzie mo�na si� ukry� przed Yakuza, tak pot�n�, �e ma w�asne satelity komunikacyjne i przynajmniej trzy promy? Yakuza to prawdziwa ponadnarodowa korporacja, jak ITT czy Ono-Sendai. Pi��dziesi�t lat przed moim urodzeniem wch�on�a ju� Triady, mafi� i Union Corse. Molly mia�a na to odpowied�: trzeba si� schowa� w Dziurze, najni�szym kr�gu, gdzie ka�da zewn�trzna ingerencja wzbudza szybkie, koncentryczne kr�gi czystej przemocy. Schowa� si� w Mie�cie Nocy. A jeszcze lepiej schowa� si� nad Miastem Nocy, poniewa� Dziura jest odwr�cona i dno jej misy si�ga nieba - tego nieba, kt�rego Miasto Nocy nigdy nie ogl�da, poc�c si� pod w�asnym firmamentem akrylowych �ywic. Tam, w g�rze, Lo Tekowie czaj� si� w mroku jak maszkarony, z czarnorynkowymi papierosami wisz�cymi u warg. Zna�a te� inn� odpowied�. - Czyli jeste� zatrza�ni�ty na dobre, Johnny-san? Nie da si� wyci�gn�� tego programu bez has�a? Prowadzi�a mnie w cie� za jasnym peronem metra. Betonowe �ciany pokrywa�o graffiti, wieloletnie warstwy skr�cone w jeden metazygzak gniewu i frustracji. - Zmagazynowane dane podaje si� przez szereg mikrochirurgicznych protez kontrautystycznych. - Zacz��em prymitywn� wersj� standardowej mowy reklamowej. - Kod klienta trafia do specjalnego chipu. M�twy, o kt�rych w naszym fachu nie lubimy rozmawia�, to jedyny spos�b odczytania has�a. Nie mo�na go wydoby� narkotykami, torturami, nie da si� wyci��. Nie znam go, nigdy nie zna�em. - M�twy? Takie �liskie, z mackami? Wyszli�my na pusty targ uliczny. Jakie� ciemne postacie obserwowa�y nas przez skwerek za�miecony rybimi �bami i gnij�cymi owocami. - Metakwantowe trasery wibracji amagnetycznych. U�ywali ich podczas wojny, �eby szuka� okr�t�w podwodnych i bada� cybersystemy przeciwnika. - Powa�nie? W marynarce? Z wojny? M�twa odczyta ten tw�j chip? Zatrzyma�a si�. Czu�em na sobie jej wzrok zza tych podw�jnych luster. - Nawet prymitywne modele potrafi�y mierzy� pole magnetyczne o mocy jednej miliardowej si�y geomagnetycznej. To tak, jak wy�owi� szept na rycz�cym stadionie. - Gliny ju� to potrafi�, z parabolicznymi mikrofonami albo laserami. - Ale dane nadal s� bezpieczne. - Duma zawodowa. - �aden rz�d nie da M�tw glinom, nawet tym z bezpieki. Za du�e ryzyko mi�dzywydzia�owych zabaw. Za du�a szansa, �e zaczn� wik�a� szef�w w jakie� watergate.- Sprz�t z marynarki... - powt�rzy�a, a jej u�miech b�ysn�� w p�mroku. - Marynarka... Mam tu kumpla, kt�ry s�u�y� w marynarce. Nazywa si� Jones. Powiniene� go chyba pozna�. Tyle �e to �pun. No wi�c musimy co� dla niego zabra�. - �pun? - Delfin. By� czym� wi�cej ni� delfinem, chocia� z delfiniego punktu widzenia m�g� si� wydawa� czym� mniej. Przygl�da�em si�, jak kr��y leniwie w galwanizowanym zbiorniku. Woda chlapa�a na boki i moczy�a mi buty. Pochodzi� z demobilu po ostatniej wojnie. Cyborg. Wyskoczy� z wody, ukazuj�c nam pociemnia�e p�yty na bokach - rodzaj wizualnego �artu. Gracja gin�a pod sztuczn� zbroj�. By� niezgrabny i prehistoryczny. Bli�niacze wypuk�o�ci po obu stronach czaszki zosta�y wbudowane jako pow�oka zestaw�w czujnik�w. Srebrzyste blizny po�yskiwa�y na ods�oni�tych fragmentach szarobia�ej sk�ry. Molly gwizdn�a. Jones machn�� ogonem i przez kraw�d� zbiornika chlusn�o wi�cej wody. - Co to za miejsce? Spojrza�em na niewyra�ne kszta�ty w ciemno�ci, na rdzewiej�ce �a�cuchy i jakie� przedmioty pod brezentem. Nad zbiornikiem wisia�a prosta drewniana rama z rz�dami zakurzonych choinkowych lampek. - Weso�e miasteczko. Zoo i kolejki g�rskie. "Rozmowa z wojennym waleniem". Takie rzeczy... Ten wale� to Jones. Jones znowu wysun�� g�ow� i skierowa� na mnie swe smutne, stare oko. - Jak on m�wi? Nagle zachcia�o mi si� wyj��. - W tym w�a�nie tkwi hak. Powiedz "cze��", Jones. Wszystkie �ar�wki zapali�y si� r�wnocze�nie. B�yska�y czerwono, bia�o, niebiesko. CBNCBNCBN CBNCBNCBN CBNCBNCBN CBNCBNCBN CBNCBNCBN - Jest dobry w symbolach, rozumiesz, ale kod ma ograniczony. W marynarce pod��czali go do systemu audiowizualnego. - Z kieszeni kurtki wyci�gn�a w�ski pakunek. - Czysty proch, Jones. Chcesz? - Znieruchomia� w wodzie i zacz�� opada� na dno. Poczu�em fal� paniki. Nagle przypomnia�em sobie, �e nie jest ryb�, �e mo�e si� utopi�. - Potrzebujemy klucza do banku Johnny'ego, Jones. Potrzebujemy szybko. �wiat�a b�ysn�y i zgas�y. - No spr�buj, Jones! N N NNNNNNN N N N N N Niebieskie �ar�wki, krzy�. Ciemno��. - Czysty! Jak �nieg. No dalej, Jones. BBBBBBBBB BBBBBBBBB BBBBBBBBB BBBBBBBBB BBBBBBBBB Bia�e sodowe �wiat�o oblewa�o jej surowo monochromatyczne rysy z cieniami padaj�cymi od ko�ci policzkowych. C CCCCC C C CCCCCCCCC C C CCCCC C Ramiona czerwonej swastyki skr�ca�y si� w jej srebrnych szk�ach. - Daj mu - poleci�em. - Mamy. Ralfi Bu�ka... �adnej wyobra�ni. Jones opar� o kraw�d� zbiornika sw�j opancerzony tu��w, a ja my�la�em ju�, �e metal nie wytrzyma. Molly z rozmachu wbi�a mi�dzy p�yty ig�� strzykawki. Sykn�� gaz wypychaj�cy. �wietlne wzory eksplodowa�y, spazmami obj�y ram�, potem �ciemnia�y a� do czerni. Kiedy odchodzili�my, dryfowa�, przewraca� si� leniwie w ciemnej wodzie. Mo�e �ni� o swojej wojnie na Pacyfiku, o cyberminach, kt�re skasowa�, wsuwaj�c si� delikatnie w ich obwody t� M�tw�, kt�rej u�y�, �eby z chipa zaszytego w mojej g�owie odczyta� �a�osne has�o Ralfiego. - Rozumiem, �e si� waln�li przy demobilizacji i wypu�cili go ze sprawnym wyposa�eniem. Ale jak uzale�nili cybernetycznego delfina od proch�w? - Wojna - odpowiedzia�a. - Wszyscy wtedy brali. Marynarka tego pilnowa�a. Jak inaczej by ich zmusili, �eby dla nich pracowali? - Nie jestem pewien, czy to si� kwalifikuje jako dobry interes - stwierdzi� pirat. Chcia� wyci�gn�� wi�cej forsy. - Specyfikacja namiaru na komsata, kt�rego nie ma nawet w spisach... - Nie marnuj mojego czasu, bo sam nie zakwalifikujesz si� ju� do niczego - o�wiadczy�a Molly. Pochyli�a si� nad porysowanym biurkiem i d�gn�a go palcem. - To mo�e kupicie swoje mikrofale gdzie indziej? Pod t� swoj� g�b� Mao by� twardym dzieciakiem. Prawdopodobnie urodzi� si� w Mie�cie Nocy. D�o� Molly mign�a tylko na tle marynarki i odci�a klap�, nie powoduj�c najmniejszej zmarszczki na materiale. - Umowa stoi czy nie? - Stoi - potwierdzi�. Patrzy� na zniszczon� marynark� z czym�, co wed�ug niego mia�o by� zapewne tylko uprzejmym zaciekawieniem. Kiedy sprawdza�em dwa kupione niedawno rejestratory, ona wyj�a z zapinanej kieszeni kurtki pomi�ty �wistek papieru, kt�ry sam jej da�em. Rozwin�a go i przeczyta�a, bezg�o�nie poruszaj�c wargami. Wzruszy�a ramionami. - To wszystko? - Wal - poleci�em, wciskaj�c ZAPIS na obu dekach r�wnocze�nie. - Christian White - wyrecytowa�a. - I jego Aryjska Grupa Reggae. Wierny Ralfi, fan a� do �mierci. Przej�cie w tryb idioty/m�drca jest zawsze bardziej powolne, ni� tego oczekuj�. Piracka radiostacja udawa�a skromne biuro podr�y w pastelowym pudle, mieszcz�cym biurko, trzy krzes�a i wyblak�y plakat szwajcarskiego uzdrowiska orbitalnego. Para ptaszk�w o tu�owiach z dmuchanego szk�a i n�kach ze srebrnej folii monotonnie pi�a ze styropianowego kubka na p�ce za ramieniem Molly. Kiedy przefazowywa�em si� w tryb, przyspiesza�y stopniowo, a� ich fosforyzuj�ce pierzaste czubki zmieni�y si� w jednolite �uki barw. LED-y wskazuj�ce sekundy na plastykowym �ciennym zegarze sta�y si� bezsensownymi pulsuj�cmi kratkami, a Molly i ch�opak z twarz� Mao rozmyli si� i tylko ich r�ce miga�y czasem w szybkich jak u owad�w widmach gest�w. A potem wszystko rozp�yn�o si� w ch�odn� szaro�� i niesko�czony �piewny poemat w sztucznym j�zyku. Siedzia�em przez trzy godziny i �piewa�em kradziony program martwego Ralfiego. Ci�g handlowy ma od ko�ca do ko�ca prawie czterdzie�ci kilometr�w - nier�wne, zachodz�ce na siebie kopu�y, os�aniaj�ce co�, co by�o kiedy� podmiejsk� arteri�. Je�li w pogodny dzie� zgasz� �uki, przez warstwy akrylu s�czy si� szaro�� zbli�ona do s�onecznego �wiat�a: widok jak na wi�ziennych szkicach Giovanniego Piranesi. Ostatnie trzy kilometry ci�gu od po�udnia okrywaj� Miasto Nocy. Miasto Nocy nie p�aci �adnych czynsz�w ani podatk�w. Neonowe �uki s� tam martwe, geodezyjne poczernia�e po dziesi�tkach lat dymi�cych ognisk. Kto w Mie�cie Nocy, w ca�kowitej niemal ciemno�ci po�udnia zdo�a zauwa�y� ukryte w krokwiach kilkadziesi�t szalonych dzieci? Wspinali�my si� od dw�ch godzin: po betonowych schodach i �elaznych drabinach z perforowanymi szczeblami, mijaj�c opuszczone pomosty i pokryte kurzem narz�dzia. Wyruszyli�my z czego�, co wygl�da�o na nie u�ywany warsztat remontowy, zastawiony tr�jk�tnymi segmentami dachu. Wszystko tu pokrywa�a taka sama jednolita warstw� graffiti: nazwy gang�w, inicja�y, daty si�gaj�ce pocz�tku wieku. Graffiti nie opuszcza�o nas przez ca�� drog�, bledn�c stopniowo, a� tylko jeden tekst powtarza� si� co pewien czas. LO TEK. Grubymi czarnymi literami. - Kto to jest Lo Tek? - Nie my, szefie. - Wspi�a si� na aluminiow� drabink� i znikn�a w otworze w arkuszu pogi�tego plastyku. - Low Technology, niska technika. - Plastyk t�umi� jej s�owa. Szed�em za ni�, oszcz�dzaj�c bol�cy nadgarstek. Lo Tekowie. Tw�j numer z obrzynem uznaliby za dekadencj�. Godzin� p�niej podci�gn��em si� do kolejnej dziury, tym razem wyci�tej nier�wno w opadaj�cej p�ycie sklejki i spotka�em swojego pierwszego Lo Teka. - Nie ma sprawy - rzuci�a Molly, muskaj�c mnie d�oni� po ramieniu. - To tylko Pies. Siemanko, Pies. W w�skim promieniu jej oklejonej ta�m� latarki przygl�da� si� nam swoim jednym okiem i wysuwaj�c szary j�zyk, wolno oblizywa� pot�ne k�y. Nie by�em pewien, jakim cudem przeszczepy zal��k�w z�bowych mo�na uzna� za niski poziom techniki. Immunosupresanty zwykle nie rosn� na drzewach. - Moll. - Eskalacja uz�bienia utrudnia�a mu wymow�. Pasemko �liny zwisa�o z wykrzywionej dolnej wargi - S�ysza�em, �e idziesz. Dawno. M�g� mie� z pi�tna�cie lat, ale k�y i jaskrawa mozaika blizn po��czona z pustym oczodo�em tworzy�a mask� bestii. Zestawienie takiej twarzy wymaga�o czasu i pewnych zdolno�ci tw�rczych, a jego postawa �wiadczy�a, �e lubi z ni� �y�. Nosi� rozpadaj�ce si� d�insy, czarne od brudu i wy�wiecone na szwach. Pier� mia� nag�, stopy bose. Wykona� wargami grymas lekko przypominaj�cy u�miech. - Kto� lezie. Za tob�. Daleko w dole, w Mie�cie Nocy, sprzedawca wody zachwala� sw�j towar. - Nitki skacz�. Pies? Skierowa�a latark� w bok i zobaczy�em cienkie sznurki przywi�zane do �rub, sznurki biegn�ce do kraw�dzi i znikaj�ce w dole. - Zga� to pieprzone �wiat�o! Zgasi�a. - Dlaczego ten, co za tob� lezie, nie ma �wiat�a? - Nie potrzebuje. Ten go�� to z�e wie�ci, Pies. Je�li twoi stra�nicy go rusz�, wr�c� do domu w �atwych do przenoszenia cz�ciach. - To przyjaciel. Moll? - Zaniepokoi� si� chyba. S�ysza�em, jak przesuwa stopy po wytartej sklejce. - Nie. Ale jest m�j. A ten... - Klepn�a mnie w rami�. - Ten to przyjaciel. Jasne? - Pewno - potwierdzi� bez wielkiego entuzjazmu. Przeszed� na skraj platformy, gdzie tkwi�y �ruby, i wygra� na napi�tych sznurkach jak�� wiadomo��. Miasto Nocy rozci�ga�o si� pod nami jak tekturowa wioska dla szczur�w. Male�kie okna l�ni�y �wiat�em �wiec; widzia�em tylko kilka ostrych, jasnych prostok�t�w roz�wietlonych lampami bateryjnymi i karbidowymi. Wyobrazi�em sobie staruszk�w pochylonych nad nie sko�czonymi partiami domina, pod ciep�ym deszczem kapi�cym z prania wywieszonego na dr�gach mi�dzy budami ze sklejki. A potem wyobrazi�em sobie jego, jak wspina si� cierpliwie przez ciemno�� w swoich sanda�ach i brzydkiej koszuli turysty, oboj�tnie i bez po�piechu. Jak potrafi� nas �ledzi�? - Dobrze - stwierdzi�a Molly. - Czuje nas. - Zapalisz? Pies wyci�gn�� z kieszeni pogniecion� paczk�, z kt�rej wy�owi�em sp�aszczonego papierosa. Kiedy podawa� mi ogie� zapa�k�, dostrzeg�em napis. Yeheyuany z filtrem. Beijing Cigarette Factory. Uzna�em, �e Lo Tekowie dzia�aj� na czarnym rynku. Pies i Molly wr�cili do swojego sporu, kt�ry bra� si� z tego, �e Molly mia�a ch�� skorzysta� z pewnego konkretnego fragmentu nieruchomo�ci Lo Tek�w. - Sporo dla was zrobi�am, ch�opie, i chc� tego podestu. Razem z muzyk�. - Nie jeste� Lo Tekiem. Trwa�o to prawie przez ca�y kr�ty kilometr. Pies prowadzi� nas po rozchwianych pomostach i sznurowych drabinkach. Lo Tekowie przysysaj� swoje sieci i kryj�wki do osnowy miasta bry�ami epoksyd�w; sypiaj� w hamakach. Ich kraina jest miejscami tak wytarta, �e sk�ada si� prawie wy��cznie z uchwyt�w dla d�oni i st�p, przymocowanych do geodezyjnych konstrukcji. Zab�jczy Podest - tak to nazwa�a. Pe�zn�c za ni�, czuj�c, jak buty Eddiego Baxa ze�lizguj� si� na �liskim metalu i wilgotnej sklejce, my�la�em, �e przecie� nie mo�e by� bardziej niebezpieczny ni� pozosta�a cz�� terytorium. A r�wnocze�nie wyczuwa�em, �e protesty Psa by�y raczej rytualne, �e spodziewa�a si� dosta� to, czego ��da. Gdzie� pod nami Jones kr��y pewnie wok� zbiornika i odczuwa pierwsze sygna�y g�odu. Policja zam�cza sta�ych bywalc�w "Drome" pytaniami o Ralfiego. Czym si� zajmowa�? Z kim rozmawia�, zanim wyszed�? A Yakuza zawiesza swoje widmowe cielsko nad bankami danych miasta, poszukuj�c moich bladych wizerunk�w odbitych w numerowanych kontach, zabezpieczanych transakcjach, rachunkach. �yjemy w gospodarce informatycznej. Tego ucz� w szkole. Nie m�wi� tylko, �e nie mo�na si� ruszy�, nie mo�na dzia�a� na �adnym poziomie, nie pozostawiaj�c �lad�w, strz�pk�w, pozornie pozbawionych znaczenia fragment�w osobistej informacji. Fragment�w, kt�re da si� odzyska�, powi�kszy�... Ale w tej chwili pirat ju� pewnie przes�a� nasz� wiadomo�� do bufora czarnej skrzynki i wkr�tce nast�pi transmisja do komsatu Yakuza. Prosta wiadomo��: odwo�ajcie psy go�cze, bo nadamy wasz program otwartym kodem. Program... Nie mia�em poj�cia, co zawiera. I nadal nie mam. Ja tylko �piewam, przy zerowym zrozumieniu. Prawdopodobnie chodzi o dane badawcze, bo Yakuza zajmuje si� zaawansowanym szpiegostwem przemys�owym. Dyskretny biznes: typowa kradzie� z Ono-Sendai i trzymanie danych dla okupu. Pod gro�b� publikacji, kt�ra musia�aby wp�yn�� na zachwianie technicznej przewagi firmy. Ale dlaczego inni nie mog� si� w��czy�? I czy Yakuza nie byliby szcz�liwsi, gdyby mieli czym pohandlowa� z Ono-Sendai, zamiast zosta� z jednym martwym Johnnym z Memory Lane? Ich program by� ju� w drodze pod pewien adres w Sydney, gdzie trzymaj� listy dla klient�w i nie zadaj� pyta�. Wystarczy wp�aci� niewielk� zaliczk�. Zwyk�y list, nawet nie lotniczy. Wykasowa�em wi�ksz� cz�� drugiej kopii i w wolne miejsca nagra�em nasz� wiadomo��. Zostawi�em tyle, �eby mogli stwierdzi� autentyczno�� programu. Bola� mnie nadgarstek. Mia�em ochot� zatrzyma� si�, po�o�y�, zasn��. Wiedzia�em, �e d�ugo ju� nie wytrzymam, �e spadn�, �e l�ni�ce czarne buty, kt�re kupi�em na wieczorny wyst�p w roli Eddiego Baxa, strac� kontakt z pod�o�em i ponios� mnie w d�, do Miasta Nocy. Ale on pojawia� si� w moich my�lach niczym tani religijny hologram - jarzy� si� widmowo, a powi�kszony chip na jego koszuli unosi� si� nade mn� niby satelitarne zdj�cie jakiego� skazanego na zag�ad� miasta. Dlatego wchodzi�em za Psem i Molly przez niebo Lo Tek�w, prowizorycznie sklecone z odpadk�w, kt�rych nie chcia�o nawet Miasto Nocy. Zab�jczy Pomost by� kwadratem o boku o�miu metr�w. Jaki� olbrzym przewleka� stalow� lin� tam i z powrotem przez sk�adowisko z�omu, a potem naci�gn�� j� mocno. Pomost trzeszcza�, gdy si� porusza�, a porusza� si� bez przerwy. Ko�ysa� si� i falowa�, gdy publiczno�� Lo Tek�w zajmowa�a miejsca na otaczaj�cej go drewnianej p�ce. Drewno by�o srebrzyste ze staro�ci, wypolerowane przez d�ugie u�ytkowanie, pokryte g��boko rze�bionymi inicja�ami, gro�bami, deklaracjami nami�tno�ci. P�ka wisia�a na osobnych linach, gin�cych w ciemno�ci za ostrym, bia�ym blaskiem dw�ch antycznych, umocowanych wysoko reflektor�w. Dziewczyna z z�bami jak Pies wyl�dowa�a na Pode�cie na czworaka. Piersi mia�a wytatuowane w ciemno-niebieskie, spirale. A potem skoczy�a na drug� stron� i �miej�c si�, natar�a na ch�opaka, kt�ry pi� jaki� cie�my p�yn z litrowej butelki. Moda Lo Tek�w wymaga�a blizn i tatua�y. I z�b�w. Elektryczno��, kt�r� kradli, �eby o�wietli� Zab�jczy Podest, by�a chyba jedynym wyj�tkiem od panuj�cej tu estetyki, dopuszczanym dla... rytua�u, sportu, sztuki? Nie wiedzia�em, ale rozumia�em dobrze, �e Podest jest czym� szczeg�lnym. Wygl�da�, jakby montowa�y go pokolenia. Trzyma�em pod marynark� bezu�ytecznego obrzyna. Ci�ar i twardo�� uspokaja�y, mimo �e nie mia�em ju� naboi. I przysz�o mi do g�owy, �e w�a�ciwie nie mam poj�cia, co si� tu dzieje i co powinno si� zdarzy�. Taka zwykle by�a natura mojej gry, poniewa� przez wi�ksz� cz�� �ycia s�u�y�em za �lepy odbiornik, wype�niany wiedz� innych ludzi,a potem opr�niany, tryskaj�cy strugami sztucznych j�zyk�w, kt�rych nigdy nie rozumia�em. Techniczny ch�opak. Pewno. I wtedy zauwa�y�em, �e Lo Tekowie ucichli. Sta� tam, na samej granicy �wiat�a, ze spokojem turysty obserwuj�c Zab�jczy Podest i galeri� milcz�cych Lo Tek�w. Po raz pierwszy spojrzeli�my sobie w oczy i rozpoznali�my si�. W pami�ci rozb�ys�o nagle wspomnienie Pary�a i d�ugich elektrycznych mercedes�w, sun�cych w�r�d deszczu ku Notre Dame niby ruchome cieplarnie. A za szybami japo�skie twarze i setki nikon�w unosz�cych si� w �lepym odruchu fototropizmu, jak kwiaty ze stali i kryszta�u. Za jego oczami, kiedy mnie odnalaz�y, brz�cza�y takie same migawki. Obejrza�em si� za Molly Milion, ale znikn�a. Lo Tekowie rozst�pili si�, �eby m�g� wej�� na �awk�. Uk�oni� si� z u�miechem i g�adko zsun�� sanda�y, zostawi� je ustawione obok siebie, idealnie r�wno. A potem wst�pi� na Zab�jczy Pomost. Ruszy� do mnie przez ten faluj�cy batut z odpadk�w r�wnie pewnie, jak turysta id�cy po syntetycznym chodniku korytarzem typowego hotelu. Molly z rozp�du wskoczy�a na Podest. Podest zawy�. Mieli wzmacniacze i mikrofony: cztery szerokopasmowe tkwi�y na czterech grubych spr�ynach w rogach, a kontaktowe poprzyklejali przypadkowo do rdzewiej�cych element�w maszyn. Lo Tekowie pod��czyli do tego wzmacniacz i syntetyzer. Dopiero teraz zauwa�y�em nad g�ow�, za okrutnym blaskiem reflektor�w, kszta�ty g�o�nik�w. Zabrzmia� perkusyjny rytm, elektroniczny, podobny do wzmocnionych uderze� serca, r�wnomierny jak metronom. Zrzuci�a sk�rzan� kurtk� i buty. Mia�a na sobie koszulk� bez r�kaw�w, a delikatne �lady obwod�w z Chiba City wyznacza�y linie na jej ramionach. Sk�rzane d�insy l�ni�y w �wietle reflektor�w. Zacz�a taniec. Ugi�a kolana, bose stopy nacisn�y sp�aszczony zbiornik gazu, a Zab�jczy Podest zafalowa� w odpowiedzi. Wydawa� d�wi�k, jakby �wiat si� ko�czy�, jakby liny podtrzymuj�ce niebiosa p�ka�y i zwija�y si� na niebie. On unosi� si� przez kilka uderze� serca, a potem ruszy�, perfekcyjnie oceniaj�c ruchy Podestu, niczym cz�owiek w wypiel�gnowanym ogrodzie, przechodz�cy z jednego p�askiego kamienia na drugi. Zdj�� czubek kciuka z gracj� kogo� wykonuj�cego konwencjonalny gest bez znaczenia. Rzuci� w Molly. W blasku reflektor�w w��kno by�o za�amuj�c� �wiat�o nici� t�czy. Pad�a na p�ask, przetoczy�a si� i wsta�a jednym skokiem, kiedy przemkn�a nad ni� monomoleku�a. Stalowe szpony wystrzeli�y na zewn�trz w odruchowej zapewne reakcji obronnej. B�ben przyspieszy�, a ona podskakiwa�a w jego rytmie ciemne w�osy powiewa�y wok� pustych srebrnych szkie� zacisn�a usta i w skupieniu �ci�gn�a wargi. Zab�jczy Podest grzmia� i hucza�, a Lo Tekowie wrzeszczeli z podniecenia. Zwin�� w��kno, pozostawiaj�c metrowy kr�g upiornego polichromu. Utrzymywa� go, poruszaj�c d�oni� bez kciuka na wysoko�ci mostka. Tarcza. A w Molly jakby co� p�k�o... co� w jej wn�trzu. Teraz dopiero zacz�a prawdziwie w�ciek�y taniec. Skoczy�a, przekr�ci�a si�, rzuci�a w bok i wyl�dowa�a obiema nogami na bloku silnika pod��czonego bezpo�rednio do jednej ze spr�yn. Zas�oni�em uszy i przykl�kn��em w wirze d�wi�k�w. Mia�em wra�enie, �e Podest i �awki spadaj�, �e p�dz� do Miasta Nocy. Widzia�em ju�, jak �amiemy dachy bud i krwawym prysznicem eksplodujemy na p�ytach chodnika jak przegni�e owoce. Ale liny wytrzyma�y, a Zab�jczy Podest wzni�s� si� i opad� niby ob��kane metalowe morze. A po nim ta�czy�a Molly. Tu� przed ko�cem, zanim ostatni raz machn�� w��knem, zobaczy�em co� na jego twarzy: jaki� wyraz, kt�ry mnie zaskoczy�, kt�rego tam by� nie powinno. Nie by� to strach ani gniew. My�l�, �e by�o to chyba niedowierzanie, oszo�omienie zmieszane z czysto estetycznym obrzydzeniem wobec tego, co widzia� i s�ysza�... tego, co si� z nim dzia�o. Skr�ci� w��kno i widmowy dysk zmala� do rozmiaru talerza. Wtedy wyrzuci� r�k� nad g�ow� i szarpn�� ni� w d�; czubek kciuka skr�ci� za Molly jak �ywa istota. Podest odsun�� j� w d�, monomoleku�a przemkn�a tu� nad ni�; Podest zafalowa� i uni�s� go na �cie�k� napi�tego w��kna. Powinno przelecie� mu bezpiecznie nad g�ow� i wsun�� si� do twardego jak diament gniazda... Odci�o mu r�k� powy�ej nadgarstka. W Pode�cie by�a szczelina, tu� przed nim. Skoczy� w ni� jak nurek, z przedziwn� gracj� - pokonany kamikaze w drodze do Miasta Nocy. Po cz�ci, tak mi si� wydaje, rzuci� si� w d�, �eby zyska� kilka sekund godno�ci ciszy. Zabi�a go szokiem kulturowym. Lo Tekowie krzykn�li, ale kto� wy��czy� wzmacniacz i Molly wjecha�a na Zab�jczym Pode�cie w cisz�. Twarz mia�a blad� i martw�... Usta�o ko�ysanie i s�ycha� by�o tylko ciche trzaski udr�czonego metalu i zgrzyt rdzy o rdz�. Bezskutecznie szukali�my na Pode�cie odci�tej d�oni. Trafili�my tylko na g�adki �uk w kawa�ku przerdzewia�ej stali, w miejscu, gdzie przesz�a monomoleku�a. Kraw�d� by�a b�yszcz�ca jak nowy chrom. Nigdy si� nie dowiedzieli�my, czy Yakuza przyj�li nasze warunki, ani nawet czy otrzymali nasz� wiadomo��. O ile wiem, ich program wci�� czeka na Eddiego Baxa na zapleczu sklepu z pami�tkami na trzecim poziomie Sydney Central-5. Prawdopodobnie ju� par� miesi�cy temu sprzedali orygina� Ono-Sendai. Ale mo�e dotar�a do nich ta piracka transmisja, bo min�� ju� prawie rok, a nikt dot�d na mnie nie polowa�. Je�li przyjd�, czeka ich d�uga wspinaczka w ciemno�ci, obok wartownik�w Psa, a ja ostatnio nie wygl�dam ju� jak Eddie Bax. Molly si� tym zaj�a - ze znieczuleniem miejscowym. A nowe z�by ju� si� prawie przyj�y. Postanowi�em zosta� tu na g�rze. Kiedy patrzy�em na Zab�jczy Podest - zanim jeszcze przyszed� on - zrozumia�em, jaki by�em pusty. I wiedzia�em, �e mam ju� do�� roli wiadra. Dlatego teraz prawie ka�dej nocy schodz� na d� i odwiedzam Jonesa. Jeste�my teraz wsp�lnikami, Jones i ja. I Molly Milion, kt�ra prowadzi nasze interesy w "Drome". Jones nadal tkwi w weso�ym miasteczku, ale teraz ma wi�kszy zbiornik i raz na tydzie� �wie�� morsk� wod�. I ma swoje prochy, kiedy ich potrzebuje. Dalej gada do dzieciak�w �ar�wkami w ramie, ale ze mn� rozmawia przez nowy zestaw wizyjny zamontowany w szopie, kt�r� tam wynajmuj�. Lepszy zestaw ni� mia� w marynarce. I wszyscy zarabiamy du�e pieni�dze. Wi�ksze ni� zarabia�em poprzednio, bo M�twa Jonesa potrafi odczyta� �lady wszystkiego, co kiedy� we mnie przechowywali. Przekazuje to na ekranie w j�zykach, kt�re rozumiem. Dzi�ki temu wiele si� dowiaduj� o swoich by�ych klientach. Pewnego dnia ka�� chirurgowi wygrzeba� sobie z m�zgu ca�y krzem i b�d� �y� ze swoimi i tylko swoimi wspomnieniami, jak wszyscy ludzie. Ale to dopiero za jaki� czas. A p�ki co, jest tu naprawd� nie�le: na g�rze, w ciemno�ci. Pal� chi�skie papierosy z filtrem i s�ucham, jak z geodezyjnych �ciekaj� krople. Cisza... Chyba �e para Lo Tek�w, postanowi zata�czy� na Zab�jczym Pode�cie. I wiele mo�na si� nauczy�. Maj�c Jonesa, kt�ry pomo�e mi si� we wszystkim po�apa�, b�d� chyba najbardziej technicznym ch�opakiem w okolicy.