8578
Szczegóły |
Tytuł |
8578 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8578 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8578 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8578 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Peter S. Beagle
Pie�� Ober�ysty
(The Innkeeper�s Song)
Przek�ad �ukasz Nicpan
Data wydania oryginalnego 1993
Data wydania polskiego 1996
Przyjecha�y trzy damy o s�o�ca zachodzie:
jedna by�a br�zowa jak piernik na miodzie,
druga czarna, o kroku szerokim �eglarza,
trzecia blada jak ksi�yc, gdy za dnia si� zdarza.
Bia�aska ze szmaragdem pier�cionek nosi�a,
lisa na srebrnym sznurku br�zowa wodzi�a,
a czarna mia�a lask� z r�anego drzewa
w kt�rej, przysi�gam pa�stwu, mieczyk si� podziewa.
Zaj�y moj� izb�, drzwi ryglem zapar�y,
ser i baranin� do cna mi wy�ar�y,
�piewki takie �piewa�y, �e co jedna obca,
po wino posy�a�y stajennego ch�opca.
Raz k��tni� by�o s�ycha�, dwakro� p�acz �a�osny �
ich �miechy si� po ca�ej okolicy nios�y,
sufit trz�s� si� i tynki ze �cian si� sypa�y,
a lis mi zjad� go��bie, tylko dwa zosta�y.
Odjecha�y o wschodzie, wynios�y si� z ciszka,
bia�aska jak kr�lowa, czarniawa jak mniszka,
br�zowa wznosz�c trele �piewu radosnego,
a ja musz� nowego szuka� stajennego.
Pie�� ober�ysty
PROLOG
Dla Padmy Hejmadi
nareszcie i na zawsze
Gdyby�my byli tylko przyjaci�mi,
kolegami po pi�rze, w tym samym j�zyku
i kraju w restauracji na obrusie nabazgranym,
dayenu - i tego by�oby dosy� - dayenu.
Ale my�my naprawd� sobie po�lubieni
I to jest najwi�ksza �aska, jaka znam.
Prolog
Dawno temu w pewnym kraju na po�udniu by�a nad rzek� wie�. Jej mieszka�cy
uprawiali kukurydz�, kartofle, pewn� odmian� zielononiebieskiej kapusty oraz pn�c� ro�lin�
sraczkowatej barwy, kt�rej owoce smakowa�y jednak lepiej ni� to zapowiada� ich wygl�d. W
czasie deszczu przecieka�y tam wszystkie dachy (z niekt�rych wprost si� la�o), dzieci ros�y
przewa�nie chude - w przeciwie�stwie do kr�w i �wi� - lecz nikt w tej wiosce nie cierpia�
prawdziwego g�odu. Pod r�k� mieszkali piekarz i m�ynarz, a czasu wolnego miano w sam raz
tyle, by si� sk��ci� w tylko dwa odr�bne ko�cio�y. Kora pewnego drzewa rosn�cego jedynie w
tamtych stronach, dodana do herbaty, sp�dza�a gor�czk�, odarta za� i ut�uczona na proszek
s�u�y�a do wyrobu barwnika koloru zielonego cienia.
We wsi tej mieszkali pewien ch�opiec i pewna dziewczyna, kt�rzy przyszli na �wiat w
odst�pie zaledwie kilku kwadrans�w, kochali si� od dziecka i zamierzali si� pobra� na wiosn�
w roku swych osiemnastych urodzin. Tego jednak roku deszcze pada�y wyj�tkowo d�ugo,
wiosna si� sp�nia�a, a rzek� sku� l�d, co za pami�ci najstarszych ludzi zdarzy�o si� wcze�niej
tylko raz. Tote�, gdy wreszcie nasta�y cieplejsze dni, zakochani wybrali si� na mostek poni�ej
m�yna, gdzie nie byli ju� od blisko p� roku. Mru��c oczy w popo�udniowym s�o�cu
rozmawiali o rzemio�le tkackim, kt�rego uczy� si� ch�opiec, oraz o tym, kogo nie zaprosz� na
swoje wesele.
Wtedy to w�a�nie dziewczyna wpad�a do rzeki. Z�ama�a si� pod jej ci�arem przegni�a
od zimowych deszczy por�cz barierki, o kt�r� si� opiera�a roze�miana narzeczona, i
biedaczka wpad�a do wody. Uda�o jej si� jeszcze zaczerpn�� tchu, ale krzykn�� ju� nie
zd��y�a.
Tylko nieliczni mieszka�cy wsi umieli p�ywa�, w ich liczbie �w ch�opiec. Skoczy� do
wody, zanim nad powierzchni� ukaza�a si� g�owa jego ukochanej. Dziewczyna obj�a go
ramieniem, po raz ostatni przytuli�a policzek do jego policzka - i rozdzieli�a ich niesiona
bystrym pr�dem k�oda. Kiedy dop�yn�� do brzegu, nie zobaczy� ju� swojej mi�ej. Rzeka
poch�on�a j� r�wnie �atwo jak kamyki, kt�re rzucali do niej z mostu, ca�e �ycie temu.
Kto �yw wzi�� udzia� w poszukiwaniach. M�czy�ni zepchn�li na wod� cz�na i
d�ubanki i odpychaj�c si� �erdziami od dna przez ca�y dzie� kr��yli po rzece jak �a�obne
wa�ki. Kobiety przeci�ga�y wzd�u� brzeg�w sieci rybackie, a wszyscy z wyj�tkiem niemowl�t
rozchlapywali wod� na p�yciznach powtarzaj�c znane ka�demu zakl�cia s�u��ce do
przywo�ywania topielc�w. Nie znaleziono jednak dziewczyny i po zmroku wr�cono do
dom�w.
Tylko ch�opiec zosta� nad rzek�, zbyt ot�pia�y z rozpaczy, by odczuwa� zimno, zbyt
o�lepiony �zami, by dostrzec, �e zrobi�o si� ciemno. P�aka� i p�aka�, a� zosta�y z niego tylko
dr�enie, lament i jakie� ciche pytaj�ce skamlenie, kt�re nie ucich�o nawet wtedy, gdy
nieborak usn�� w ko�cu w s�katych obj�ciach korzeni drzewa. Chcia� umrze�, a �e by�
przemoczony i s�aby jak noworodek w nocnej wichurze, jego pragnienie mog�oby istotnie
zi�ci� si� przed �witem, gdyby po wschodzie ksi�yca nie rozleg� si� niezwyk�y �piew.
Do dzi� dnia najstarsi ludzie we wsi, kt�rych pra-pra-dziadowie spali owej nocy w
przytulnych ko�yskach, opowiadaj� o tym �piewie tak, jakby ich samych obudzi�. Nie by�o we
wsi nikogo, kto nie zerwa�by si� w�wczas ze snu i nie podbieg� zdumiony do drzwi - cho�
niewielu tylko o�mieli�o si� przest�pi� pr�g - upierano si� jednak p�niej d�ugo, �e ka�dy
s�ysza� inn� melodi� i z innej dobiegaj�c� strony. Pierwszy, wedle zgodnej opinii, obudzi� si�
szewczyk, przekonany w p�nie mi�dzy snem a jaw�, �e to sk�ry dw�ch koz��w bagiennych,
kt�re jego ojciec rozwiesi� i oskrobywa� poprzedniego dnia, �piewaj� w szopie garbarni jakie�
zachwycaj�co pi�kne ko�ysanki. Szarpn�� starego za rami� i garbarz zaklina� si� potem, �e
zerwawszy si� z pos�ania us�ysza� g�osy zmar�ej �ony i brata przeklinaj�ce go na wyprz�dki
jak awanturuj�cy si� pod oknem podpici �o�nierze. Pewnego pasterza obudzi� na wzg�rzu za
wsi� nie ryk atakuj�cego sheknatha, ale szydercze i krn�brne pobekiwania jego stada.
Piekarza obudzi� nie �aden w og�le d�wi�k, ale kr�c�cy w nosie s�odki zapach, jakiego nigdy
wcze�niej nie wydziela�y gliniane piece. Kowalowi, kt�ry cierpia� na bezsenno��, zdawa�o
si�, �e s�yszy upiornych Ksi�ycowych �owc�w przybywaj�cych po niego na koniach ze
�wi�skimi ryjami i wykrzykuj�cych jego imi� g�osami wyg�odnia�ych dzieci. Natomiast
tkaczce, nauczycielce ch�opca, przy�ni� si� wz�r, jakiego wcze�niej nie by�aby sobie nawet w
stanie wyobrazi�. Nie budz�c si� podesz�a do krosna i a� do �witu tka�a z zamkni�tymi
oczami, b�ogo u�miechni�ta. Opowiadano ponadto, �e ma�e dzieci, kt�re jeszcze nie umia�y
m�wi�, siada�y w ko�yskach i wo�a�y co� t�sknie w nieznanych j�zykach, dojarki i g�siarki
pospiesza�y na spotkania z kochankami, zwiedzione nawo�ywaniem, dobiegaj�cym z
oplecionych winoro�l� altan, a cichy rynek wype�ni�y t�umy wiruj�cych niezdarnie na zadnich
�apach posiwia�ych borsuk�w. Na niebie �wieci�y tamtej nocy nie ogl�dane wcze�niej
gwiazdy, co pami�taj� wszyscy, nawet ci, kt�rych wtedy nie by�o jeszcze na �wiecie.
A ch�opiec? Co z ch�opcem p�acz�cym przez sen, marzn�cym nad rzek�? No c�,
obudzi� biedaka i doda� mu otuchy �miech zmar�ej kochanki. Zad�wi�cza� tak blisko, �e
policzek m�odzie�ca, gdy si� ockn�� i usiad�, by� jeszcze ciep�y od jej oddechu. Obudziwszy
si�, ch�opiec zobaczy� co�, czego nikt poza nim nie widzia�, bo nikt nie by� tak g�upi, �eby
patrze�: czarn� kobiet� na koniu. Ko� sta� w rzece, po stawy skokowe w nios�cej �nie�ne
bry�y bystrej wodzie i najwyra�niej nie wydawa� si� tym zachwycony, ale czarna kobieta bez
trudu osadza�a go na miejscu. Ch�opiec ujrza� j� z tak bliska, �e m�g� rozpozna� str�j dzikich
wojownik�w z g�rzystej krainy na po�udniowym zachodzie: sp�dniczk� i sztylpy ze sk�ry,
tak twarde, �e nie ima�o si� ich ostrze miecza. Nieznajoma nie nosi�a jednak �adnego or�a,
nie licz�c laski wisz�cej u ��ku siod�a. Twarz mia�a szerok�, o wydatnych ko�ciach
policzkowych, zw�aj�c� si� ku podbr�dkowi, oczy z�ociste jak odblask ksi�yca na wodzie.
To ona �piewa�a. Tyle o niej wiadomo; co wszak�e naprawd� �piewa�a i jak brzmia� jej g�os,
tego mieszka�cy wsi nie o�mielaj� si� wyjawi�. W ka�dym razie doro�li, dzieci bowiem do
tej pory wykrzykuj� podczas zabaw wyliczank�, kt�r� nazywaj� �Piosnk� Czarnej Damy�. Za
jej �piewanie obrywaj� lanie od rodzic�w, je�li ci us�ysz�. S�owa owej rymowanki s� takie:
Ciemno-widno, niebo-ska�a,
G�sienica, motyl, pa�a,
�lepy trup w mogile le�y,
Kto chce znale�� mnie, niech bie�y...
Dzisiaj wierszyk wydaje si�, oczywi�cie, nonsensowny, ale wtedy tak chyba nie
brzmia�, bo oto na oczach ch�opca woda wok� kolan konia wyg�adzi�a si� i znieruchomia�a
jak lustro sadzawki w bezwietrzny letni dzie�, a ksi�yc p�yn�� w�r�d wzburzonej rzeki
niczym talerzowaty cichy li�� gr��ela. I nagle z tego drugiego ksi�yca wychyn�a ukochana
ch�opca, martwa topielica. Stan�a przed czarn� kobiet� z ociekaj�cymi wod� w�osami i
patrzy�a na ni� szeroko otwartymi niewidz�cymi oczyma, jeszcze mrocznymi od rzecznej
ciemno�ci. Czarna niewiasta nie przestaj�c �piewa� pochyli�a si� w siodle, zdj�a z palca
wskazuj�cego pier�cie� i wsun�a go na palec wskazuj�cy martwej dziewczyny. Ledwo za� to
uczyni�a, w oczach topielicy obudzi�o si� zdumienie, a wtedy ch�opiec j� pozna� i wykrzykn��
jej imi�. Zmar�a zdawa�a si� go jednak nie s�ysze�; wyci�gn�a r�ce do czarnej amazonki, a ta
podnios�a j� i posadzi�a za sob� na koniu. Ch�opiec wo�a� i wo�a� (�yje dzi� w tamtych
stronach nazwany jego imieniem ma�y brunatnozielony ptaszek, kt�rego rozpaczliwy krzyk
rozdziera cisz� nocy narzekaniem przypominaj�cym brzmienie s��w: �Lukasso! Lukasso!�),
lecz zyska� tylko jedno przeci�g�e spojrzenie czarnej kobiety, kt�ra nast�pnie zwr�ci�a
wierzchowca ku przeciwleg�emu brzegowi rzeki. Ch�opiec pr�bowa� je goni�, ale by� tak
os�abiony, �e upad�, a gdy si� pod�wign��, b�ysn�� mu tylko w ciemno�ci zielon� iskr�
pier�cie� na palcu jego ukochanej i dobieg�y go z oddali g�osy obu kobiet z��czone we
wsp�lnym �piewie. Nieborak osun�� si� znowu na brzeg i przele�a� tam a� do �witu.
Nie spa� jednak, szybko te� przesta� p�aka�, a gdy wzesz�o s�o�ce i wla�o odrobin�
ciep�a w jego nogi i ramiona, usiad�, otar� zab�ocon� twarz i zamy�li� si� g��boko. Gdyby by�
tylko dzieckiem, pogr��y�by si� w bezdennej i bezp�odnej rozpaczy, lecz on ju� wyr�s� z lat
dziecinnych, zachowuj�c jednak m�odzie�czy up�r i spryt, nie podda� si� wi�c zw�tpieniu. Po
jakim� czasie wsta� i powl�k� si� do wsi, prosto do chaty wujostwa, u kt�rych mieszka� od
�mierci rodzic�w i m�odszego brata w czasie morowej zarazy przed siedmioma laty. Wszyscy
jeszcze spali. Ch�opiec zawin�� w w�ze�ek to, co by�o jego w�asno�ci�: koc, najlepsz�
koszul�, zapasow� par� but�w oraz n�, potrzebny do pokrojenia kawa�ka chleba i sera, jakie
r�wnie� pozwoli� sobie zabra�. By� m�odzie�cem kryszta�owej uczciwo�ci, a przy tym
honorowym, wi�c nigdy nie przyj�� od nikogo niczego ponad to, co mu si� s�usznie nale�a�o.
Jego dziewczyna wy�miewa�a si� z takiej dumy, nazywa�a go prostakiem, uparciuchem i -
czego ju� naprawd� nie pojmowa� - niewdzi�cznikiem, ale tak ju� zosta� wychowany i takim
zasadom ho�dowa� w osiemnastej wio�nie �ycia.
Z ci�kim wi�c sercem wyprowadza� ze stajni kowala ma�� kasztank�, najlepszego
konia we wsi. Zostawi� w jej boksie, wraz z karteczk� z przeprosinami, wszystkie
zaoszcz�dzone na wesele pieni�dze, po czym cichaczem sprowadzi� klaczk� na drog� nad
rzek�. Obejrza� si� za siebie tylko raz, akurat w chwili, gdy z komina chaty, gdzie mieszkali w
k��tliwej harmonii obaj wioskowi ksi�a, zacz�� unosi� si� dym. Sk��ceni kap�ani wstawali
wcze�nie, �eby mie� wi�cej czasu na spory, tote� zawsze pierwsi rozpalali ogie�.
I tak oto ch�opiec - dodajmy przy okazji, �e mia� na imi� Tikat - siedz�c na
kradzionym koniu po raz ostatni ogl�da� sw�j dom.
ROSSETH
Ja pierwszy je zobaczy�em, chyba najpierwszy z ca�ej okolicy. Marinesha by�aby
pierwsza, ale uciek�a do lasu, kiedy pr�bowa�em si� przed ni� wyt�umaczy�. Nie umiem z ni�
post�powa�; mo�e to zreszt� w og�le niemo�liwe. Ciekaw jestem, czy kiedy� si� naucz�.
Oczywi�cie o tej porze nie mia�em na go�ci�cu nic do roboty. By�o ju� p�no, po
zachodzie s�o�ca, czas wprowadza� konie do stajni. Trzeba odda� sprawiedliwo�� grubemu
Karshowi: z�ego obchodzenia si� ze zwierz�tami nie mo�na mu zarzuci�. Bez chwili wahania
odda�bym mu na przechowanie najlepszego konia najczystszej krwi lub ukochanego starego
�lepego psa - ale dziecka ju� nie. Na imi� mam Rosseth, o ile mi wiadomo, co w tutejszym
j�zyku oznacza rzecz ma�ej warto�ci, dorzucon� na os�od� przy dobiciu kiepskiego interesu.
Karsh mnie tak nazwa�.
Imi� Marineshy z kolei oznacza �zapach poranka�. Wdycha�em ten zapach przez ca�y
dzie� przy robocie, przekomarzaj�c si� z ni�, przyznaj�, a� prawie si� zgodzi�a spotka� ze
mn� po wieczornym udoju pod barciowym drzewem. Pszcz� tam ju� nie ma, dawno temu
opu�ci�y dziupl�, ale Marinesha wci�� tak nazywa drzewo - uwa�am to za bardzo
wzruszaj�ce, podobnie jak jej spos�b zaczesywania w�os�w nad czo�em.
A wi�c by�o tak: pog�aska�em t� niedotykalsk� po w�osach, nic wi�cej, przysi�gam,
nie zd��y�em nawet wykrztusi� pierwszego niezr�cznego k�amstwa (prawd� m�wi�c nie
s�dzi�em, �e przyjdzie, nigdy nie dotrzymuje s�owa), a jej ju� nie by�o, pierzcha�a mi�dzy
drzewami jak �ma, zostawiwszy mi na r�kach swoje �zy. Najpierw chwyci� mnie gniew,
potem strach: nie zd��� wr�ci� w por� do gospody, �eby Karsh nie odkry� mojej
nieobecno�ci, cho� bowiem wi�kszo�� jego cios�w chybia�a, te nieliczne, kt�re dochodzi�y
celu, bola�y dotkliwie. Sta�em wi�c na �rodku drogi, �ami�c sobie g�ow�, jak� by tu wymy�li�
bajd�, w kt�r� Karsh by�by sk�onny w przyp�ywie dobrego humoru uwierzy�, kiedy
us�ysza�em stukot kopyt trzech koni.
Id�c obok siebie st�pa wy�oni�y si� zza zakr�tu drogi za �r�de�kiem, z kt�rego nikt nie
pije. Dosiada�y ich trzy kobiety: jedna czarna, druga br�zowa jak Marinesha (cho� o wiele
mniej �adna), a trzecia tak blada, �e nazwanie jej �bia��� niewiele m�wi. Je�li bia�e s� lilie,
nieboszczycy i duchy, dla okre�lenia koloru jej sk�ry nale�a�oby u�y� ca�kiem innego s�owa.
Kiedy tak wytrzeszcza�em na ni� oczy, przysz�o mi na my�l, �e ta barwa sk�ry pochodzi od
czego� w jej wn�trzu, od jakiego� gor�cego, szalonego �ycia, kt�re w niej t�tni i p�onie bez
�adnego wzgl�du dla cia�a, �adnej troski o nie i �adnej dla niego lito�ci. Odnios�em wra�enie,
�e nawet ko� si� jej boi.
Czarna jecha�a nieco w przodzie. �ci�gn�wszy wodze zatrzyma�a konia tu� przede
mn� i przez chwil� przygl�da�a mi si� w milczeniu pod�u�nymi, szeroko rozstawionymi
oczami. Gdyby mo�na uzyskiwa� z�oto z dymu, mia�by� jakie� wyobra�enie o ich kolorze.
Sta�em przed ni� niczym ciel�, z rozdziawion� g�upkowato g�b�. Dzi� wiem ju�, �e gdzie
indziej bywa zupe�nie inaczej, ale tam, sk�d pochodz�, niewiasty nie wyje�d�aj� konno bez
eskorty, nawet w gromadzie. Ponadto Lal (jej imi� pozna�em p�niej, lecz nie nauczy�em si�
go nigdy wymawia� poprawnie) by�a pierwsz� czarn� kobiet�, jak� widzia�em na oczy.
Czarnych m�czyzn owszem, widywa�em, i to nawet cz�sto: w�drownych kupc�w, czasem
poet�w recytuj�cych dla chleba wiersze na jarmarkach, ale kobiet - nigdy. Podobnie jak
wi�kszo�� moich wsp�ziomk�w s�dzi�em, �e czarne kobiety w og�le nie istniej�.
- Niechaj s�o�ce o�wietla ci drog� - zdo�a�em w ko�cu wybe�kota� s�owa
pozdrowienia. G�os mi zgrubia� ju� kilka lat wcze�niej, ale w owym momencie nie pozna�by�
tego.
- I twoj� tak�e - odpowiedzia�a czarna kobieta.
Przyznaj� szczerze, cho� ze wstydem, �e us�yszawszy j� przemawiaj�c� w mym
ojczystym j�zyku jeszcze szerzej rozdziawi�em jadaczk�, mniej bym si� bowiem zdziwi�,
gdyby zaszczeka�a jak pies lub zatrzepota�a r�kami i zakwili�a jak jastrz�b. Dama tymczasem
spyta�a:
- Ch�opcze, czy nie znasz w tych stronach jakiej� karczmy lub zajazdu?
G�os mia�a niski i chrapliwy, a jej s�owa wznosi�y si� i opada�y jak fale.
- Ka-karczmy... - wyj�ka�em. - A, chodzi pani o gospod�!
Lal wyzna�a mi potem, i� by�a przekonana, �e ich babskie szcz�cie postawi�o im na
drodze sko�czonego gamonia.
- I owszem! - zawo�a�em. - Jest tu gospoda, czemu nie? Pracuj� tam. Jako ch�opiec
stajenny. Na imi� mi Rosseth.
J�zyk pl�ta� mi si� w g�bie jak r�g ko�skiej derki i dwa razy si� we� bole�nie
ugryz�em wyrzucaj�c z siebie te s�owa.
- Znalaz�oby si� tam dla nas miejsce? - Wskaza�a towarzyszki, a potem swoj� osob�,
zwracaj�c si� do mnie jak do ci�kiego kretyna.
- Jasne! - wykrzykn��em. - Na pewno! Mamy du�o pokoi, a ma�y ruch o tej porze...
(Karsh by�by mnie zabi�, gdyby to us�ysza�)... wolne boksy w stajni, gor�cy mesz...
Nagle zobaczy�em, jak torba przy siodle br�zowej kobiety porusza si�, wybrzusza i
odgina z jednego rogu, zupe�nie jak moje usta nieszcz�snego przyg�upa, wi�c s�owa �gor�cy
mesz� powt�rzy�em jeszcze kilkakrotnie.
Najpierw wy�oni� si� ostry, u�miechni�ty pyszczek z czarnym w�sz�cym nosem,
potem rudy �epek ze spiczastymi uszami, z�ocistobia�a szyja, pier� i �opatki (po �opatki tylko
wychyn�� wtedy z torby) ciemniejsze ni� g�owa i poro�ni�te futerkiem, na kt�rym gra mi�ni
wzbudza�a migotliwe cienie. Widzia�em w �yciu wiele lis�w, przewa�nie ju� martwych lub
zdychaj�cych w sid�ach, ale nigdy takiego, kt�ry podr�owa�by w torbie przy siodle niczym
kogut bojowy albo u�ywany do polowa� shukri, a ju� na pewno nie takiego, kt�ry patrzy�by
na mnie tak, jakby zna� moje imi�, moje prawdziwe imi�, kt�rego ja sam nie zna�em.
- Karsh - wybe�kota�em. - M�j gospodarz... Pan Karsh nie pozwoli...
- Przekonajmy si� wi�c, jak ma�y jest ruch o tej porze - postanowi�a czarna kobieta i
da�a mi r�k� znak, �ebym wsiad� na konia za kt�r�� z jej towarzyszek. Widz�c za�, �e stoj�
jak w ziemi� wkopany (oblecia� mnie bowiem nagle prawdziwy strach, a� obla�em si�
rumie�cem wstydu), u�miechn�a si� pob�a�liwie. Ja nie mia�em jednak zamiaru dzieli� siod�a
z lisem, nie by�bym te� w stanie uczyni� nawet kroku w stron� p�on�cej bia�ym ogniem
dziewczyny. Lal u�miechn�a si� nieco szerzej, co sprawi�o, �e k�ciki jej oczu si� unios�y.
- A wi�c siadaj za mn� - powiedzia�a, wi�c wdrapa�em si� na wierzchowca, kt�rego
dosiada�a, i tak mocno przywar�em do jej plec�w, jakbym nigdy wcze�niej nie siedzia� na
koniu. Sk�rzany ubi�r Lal pachnia� zm�czeniem i morzem, a spod tej woni przebija� zapach
kobiecego cia�a.
- Trzy mile do krzy��wki, a potem mil� na zach�d - wskaza�em drog�, zapominaj�c na
reszt� dnia o Marineshy.
OBER�YSTA
Nazywam si� Karsh. Nie jestem z�ym cz�owiekiem.
�eby tak szczeg�lnie dobrym, te� nie powiem, ale raczej do�� uczciwym w swoim
fachu. Nie mam te� za grosz odwagi - gdybym j� mia�, zosta�bym �o�nierzem lub �eglarzem.
A gdybym umia� u�o�y� piosenk�, nawet tak g�upi� jak ta o trzech kobietach, kt�r� kto�
podpisa� moim imieniem, zosta�bym tw�rc� pie�ni i bardem, bo ani chybi nie nadawa�bym si�
do niczego innego. Jednak do tego, czym si� zajmuj�, nadaj� si� pod ka�dym wzgl�dem.
Ober�ysta Karsh. Gruby Karsh.
Od czasu jak pomieszkiwa�y u nas te baby, ludziska plot� rozmaite bzdury na m�j
temat. Od czasu tej pie�ni. Sta�em si� zagadk�, cz�owiekiem znik�d; teraz rzeczywi�cie
powinienem zosta� �o�nierzem, t�uc si� po �wiecie, ogl�da� potworno�ci, dopuszcza� si�
potworno�ci, zmieni� imi� i odmieni� �ycie, �eby uciec od w�asnej przesz�o�ci. Brednie!
Jestem Karsh, ober�ysta, jak m�j ojciec i ojciec mojego ojca, a jedynym obcym krajem, kt�ry
znam, jest rolniczy region Sharan-Zek, gdzie przyszed�em na �wiat. Od blisko czterdziestu lat
mieszkam jednak tutaj, od trzydziestu za� prowadz� ober�� �Pod Tasakiem i O�cieniem�, co
ka�demu wiadomo. Bzdury!
Za�o�� si�, �e huncwot sprowadzi� te babska, �eby mi zrobi� na z�o��, albo po to,
�ebym nie spostrzeg�, �e znowu lata za t� durnowat� Marinesh�. Ch�opak ma nosa na takich
cudak�w - przynajmniej tyle wzi�� po mnie - zaraz zmiarkowa�, �e owe trzy nieznajome to ni
pies, ni wydra; sprowadzi� je, cho� wiedzia�, �e nie �ycz� sobie mie� do czynienia z
podobnymi klientkami, cho�by nie wiem jak hojnie p�aci�y. Do�� mam na co dzie� urwania
g�owy z pijanymi wie�niakami jad�cymi na jarmark do Limsatty. M�g� by�, �ajdak, skierowa�
je tych siedem, osiem mil dalej na po�udnie do klasztoru Si�str Cieniaszek, jak go nazywamy,
ale nie - musia�, ladaco, przyprowadzi� lisa i ca�� band� pod moje drzwi! O tym cholernym
zwierzaku te� wspomina pie��.
Kiedy wjecha�y na podw�rze, czy�ci�em w�a�nie szk�o i porcelan�; musz� to robi�
sam, bo w ca�ym domu nie ma ani jednej osoby, kt�rej mo�na by tak� robot� powierzy�.
Wyszed�em, uwa�nie si� im przyjrza�em i m�wi�:
- Nie mamy miejsc, ani jednego wolnego miejsca, nawet w stajni, bardzo mi przykro.
Jak ju� m�wi�em, nie nale�� do �mia�k�w, czy te� do ludzi chytrych na zarobek,
jestem po prostu cz�owiekiem, kt�ry przez ca�e �ycie prowadzi� zajazd przydro�ny.
Ta czarna u�miechn�a si� do mnie i m�wi:
- Powiedziano mi co innego.
S�ysza�em ju� kiedy� podobny akcent, bardzo dawno temu; dwa oceany dziel� pr�g
mojej gospody od krainy, gdzie mieszkaj� ludzie maj�cy tak� wymow�. M�j gagatek zsun��
si� z siod�a, zadbawszy na wszelki wypadek, �eby przedziela� nas ko�. Czarna doda�a:
- Wystarczy nam jedna izba. Mamy czym zap�aci�.
Nie w�tpi�em w to, patrz�c na trzy zmordowane podr� postacie w postrz�pionych
strojach. Ka�dy karczmarz wart swej zap�aty rozpoznaje takie rzeczy na pierwszy rzut oka,
podobnie jak umie przewidzie� k�opoty, kiedy prosz� si� o nocleg pod jego dachem i chc� si�
karmi� jego skopowin�. Przez tego huncwota wyszed�em na domiar z�ego na k�amc�, a nale��
do ludzi upartych.
- Owszem - powiedzia�em - mamy kilka wolnych pokoi, ale dla pa� nieodpowiednich,
w zesz�� zim� ich �ciany przegni�y od deszczu. Niech panie spr�buj� szcz�cia w klasztorze
albo pojad� do miasta, gdzie mo�na przebiera� w gospodach.
Cokolwiek sobie teraz o mnie pomy�lisz, mia�em nosa, �e wtedy sk�ama�em i
sk�ama�bym tak samo jeszcze raz.
Tyle �e postara�bym si� ju� lepiej. Czarna nie przestawa�a si� u�miecha�, a bawi�a si�
przy tym od niechcenia d�ug�, le��c� w poprzek siod�a lask� z r�anego drzewa, wyj�tkowo
pi�kn�, jakich si� w naszych stronach nie wyrabia. W pewnej chwili rze�biona r�czka
przekr�ci�a si� o �wier� obrotu i ze �rodka �ysn�o na mnie �wier�calowe stalowe ostrze.
Czarna kobieta powiedzia�a jakby nigdy nic:
- We�miemy, co pan ma.
No i czy nie sprawdzi�o si� co do joty? Ostrze ukryte w lasce przes�dza�o oczywi�cie
spraw�, mimo to spr�bowa�em kolejnego wykr�tu; pr�bowa�em, w pewnym sensie, broni�
w�asnej uczciwo�ci, cho� w�tpi�, aby� rozumia�, o czym m�wi�.
- Stajnie nie nada�yby si� nawet dla sheknatha - powiedzia�em. - Dach przecieka,
s�oma zamok�a, nie godzi mi si� umieszcza� tak pi�knych rumak�w w tak n�dznym
pomieszczeniu.
Nie pami�tam, co mi odpowiedzia�a - zreszt� czy nie wszystko jedno? - po pierwsze
dlatego, �e gromi�em wzrokiem mojego ch�opaka, �eby si� nie powa�y� zaprzeczy� tym
s�owom, po drugie dlatego, �e w nast�pnej chwili z torby przy siodle br�zowej towarzyszki
czarnej damy wyskoczy� na ziemi� lis i pomkn�� prosto na p�noc, chwyciwszy po drodze w
z�by jedn� z moich kur. Rykn��em jak zarzynany, zlecia�y si� psy i s�u�ba, a ten huncwot
rzuci� si� w po�cig za lisem z takim zapa�em, jakby to nie on go tu sprowadzi�, �eby zagryza�
mi kury! Przez kilka nast�pnych minut odbywa�a si� na podw�rku bezcelowa bieganina w
k��bach kurzu. Pami�tam, �e ko� bia�ej dziewczyny sp�oszy� si� i omal jej nie zrzuci�.
�ajdak mia� jednak odwag� wr�ci�, musz� mu to przyzna�. Br�zowa kobieta
powiedzia�a:
- Przykro mi z powodu tej kury. Zap�ac� panu za ni�.
G�os mia�a ni�szy od czarnej, �piewniejszy, bardziej nosowy. Z po�udnia, jak
oceni�em, ale nie urodzona w tamtych stronach.
- Spodziewam si�! - wrzasn��em. - To by�a m�oda kura, warta na ka�dym jarmarku co
najmniej dwadzie�cia miedziak�w.
Przeceni�em jej warto�� najmarniej o jedn� trzeci�, ale bo te� tak i trzeba, inaczej
ludzie nigdy nie uszanuj� cudzej w�asno�ci. Ponadto dostrzeg�em w tym zdarzeniu szans� na
wypl�tanie si� z g�upiej przygody. Zapowiedzia�em br�zowej:
- Je�eli jeszcze raz zobacz� tego lisa, ukatrupi� drania! Ma�o mnie obchodzi, czy to
pani ulubieniec czy nie. Ta kura te� by�a czyj�� ulubienic�.
Bo i prawda, Marinesha by�a do niej bardzo przywi�zana. Pasowa�y do siebie jak ula�.
Br�zowa sprawia�a wra�enie w�ciek�ej jak sto diab��w, a mnie b�ysn�a nadzieja, �e
cisn� mi po prostu w twarz dwadzie�cia miedziak�w i odjad� razem ze swoimi gro�bami. Ale
tymczasem odezwa�a si� czarna, nie przestaj�c si� bawi� lask� ze sztyletem, na kt�r� zreszt�
ani razu nie spojrza�a:
- Nie zobaczy go pan, obiecuj�. A teraz chcia�yby�my obejrze� nasz pok�j.
No i nici z mojego planu! Ch�opak odprowadzi� ich konie do stajni, Gatti Jinni - Gatti
Bielmo, jak go wo�aj� dzieciaki, m�j pos�ugacz - wzi��, co tam mia�y z baga�u, a ja
zaprowadzi�em je do izby na pi�trze, kt�r� trzymam g��wnie dla garbarzy i handlarzy
sk�rami. Wiedzia�em z g�ry, �e m�j zamys� spali na panewce, wi�c jak tylko czarna unios�a
ze zdziwieniem brew, zaprowadzi�em je do pokoju, gdzie przez jeden sezon uprawia�a sw�j
proceder pewna dziwka z Tazinary. Regu�a kontrastu, pojmujesz; go�cie przewa�nie rzucaj�
si� na ten pok�j po obejrzeniu tamtego. Przysi�gnij na swoich bog�w, �e ty nie praktykujesz
podobnych sztuczek, a t� kolacj� ja stawiam, zgoda?
No wi�c, czarna i br�zowa rozejrza�y si� po izbie, a potem spojrza�y na mnie, ale co
mi mia�y do powiedzenia, tego si� nigdy nie dowiem, bo skoczy�a na mnie bia�a - dos�ownie
skoczy�a, rozumiesz, jak przedtem lis na kur�. Od przyjazdu nie odezwa�a si� ani s�owem -
tyle �eby uspokoi� sp�oszonego konia, tote� nie mia�bym ci wiele do powiedzenia na jej temat
poza tym, �e nosi�a na palcu szmaragdowy pier�cie�, a w siodle siedzia�a tak, jakby nawyk�a
raczej je�dzi� oklep na chabecie od p�uga. A� tu nagle, szybciej od lisa - jego ruchy
przynajmniej widzia�em - znalaz�a si� tu� przede mn� i zasycza�a ognistym szeptem:
- Czuj� w tym pokoju �mier�, ob��d i znowu �mier�. Jak �miesz proponowa� nam tu
nocleg?
Oczy mia�a br�zowe, koloru ziemi, pospolite oczy wie�niak�w, podobne do oczu
mojej matki, zreszt� do wi�kszo�ci znanych mi oczu. Wygl�da�y bardzo dziwnie w tej
niesamowicie bladej twarzy, w kt�rej p�on�y.
By�a w�ciek�a jak durli, gdy zaczyna swoje toki. Nie powiem, �ebym si� jej
przestraszy�, ale na pewno przestraszy�em si� tego, co powiedzia�a, bo sk�d niby mog�a to
wiedzie�? Ober�a �Pod Tasakiem i O�cieniem�, jeszcze zanim j� kupi�em, cieszy�a si� z��
s�aw� z powodu morderstwa pope�nionego w tym w�a�nie pokoju oraz drugiego w piwnicy.
No i faktycznie, zdarzy�a si� tu kiedy� przykra historia, gdy wynajmowa�a ten pok�j tamta
kurwa z Tazinary. Jeden z jej klient�w, m�ody �o�nierz, wpad� w sza� - szale�cem, moim
zdaniem, musia� by� zreszt� ju� wcze�niej - i pr�bowa� zastrzeli� j� z kuszy. Chybi� o w�os,
po czym wyskoczy� oknem i skr�ci� sobie ten sw�j g�upi kark. No jasne, znasz ca�� histori�,
znaj� j� przecie� wszyscy w trzech okolicznych powiatach - jak�e by inaczej gruby Karsh
m�g� tak tanio kupi� t� gospod�? - ale blada dziewczyna, s�dz�c po wymowie pochodzi�a z
po�udnia, mo�e z Grannach Harbor, mo�e z innych stron, a ju� na pewno nie mog�a wiedzie�,
o kt�ry pok�j chodzi. Nie mog�a go zna�.
- To by�o dawno - odrzek�em. - Od tamtego czasu wysprz�tano i dwa razy wykadzono
ca�� gospod�.
Nie powiedzia�em tego z tak� bogobojno�ci�, z jak� by nale�a�o, wspomniawszy
wydatki, kt�re musia�em ponie�� na tych zawodz�cych, j�cz�cych klech�w. Dobre dwa lata
trwa�o, nim z zas�on i prze�cierade� wywietrza�a wo� ich cwanych bo�k�w. Gdybym mia� tyle
rozumu co pluskwa, zdo�a�bym pewnie pozby� si� tych kobiet, podkre�laj�c moje oburzenie z
powodu poniesionej straty - ale gdzie tam! Jestem, jak ci ju� m�wi�em, cz�owiekiem upartym,
co �ci�ga mi czasem na g�ow� najdziwniejsze k�opoty. Powiedzia�em wi�c:
- Mog� panie wzi�� m�j pok�j, je�li wola, widz� bowiem, �e nale�ycie do os�b
nawyk�ych do wszelkich wyg�d, jakie mo�e zaoferowa� przyzwoita gospoda, nie bacz�cych
na koszty. Ja b�d� spa� tutaj, jak ju� nieraz bywa�o.
G�upia przewrotno�� - nie cierpi� tego pokoju i wola�bym raczej spa� w piwnicy na
kartoflach albo na drwach do pieca. Tak im jednak powiedzia�em. Bia�aska ju� otwiera�a usta,
�eby co� powiedzie�, ale br�zowa dotkn�a lekko jej ramienia, czarna za� stwierdzi�a:
- B�dziemy zadowolone, jestem pewna.
Za jej plecami dojrza�em wtedy mojego huncwota. Sta� w progu i rozdziawia� g�b� jak
piskl� w gnie�dzie. Rzuci�em we� �wiec� - i nawet trafi�em - a potem pu�ci�em si� za nim w
pogo� po schodach.
TIKAT
Dziewi�tego dnia zacz�� mi doskwiera� g��d.
Zabra�em ze sob� o wiele za ma�o jedzenia. Czy� zreszt� mog�o by� inaczej, skoro
by�em przekonany, �e dogoni� czarn� kobiet� jeszcze przed zachodem s�o�ca i zmusz� j� do
oddania mi Lukassy? Jeszcze i dzi� nie mog� si� nadziwi�, �e pomy�la�em nawet o wzi�ciu
koca na wypadek ch�od�w, jakie mo�emy napotka� wracaj�c szcz�liwie do domu.
Biedactwo, tak d�ugo le�a�a w wodzie, �e musia�a przemarzn�� do szpiku ko�ci. Tylko o tym
jednym my�la�em przez ca�e dziewi�� dni.
Teraz ju� wiem oczywi�cie, �e nic bym nie zyska�, gdybym ukrad� nawet tuzin koni (a
nie by�o ich a� tylu w naszej wiosce!) i objuczy� je zapasem jedzenia, picia i odzienia, nie
uda�o mi si� bowiem ani razu zbli�y� do uciekinierek na odleg�o�� mniejsz� ni� p� dnia
konnej jazdy, mimo �e mojej klaczce p�k�o w czasie po�cigu jej dzielne serce. Widzia�em
stale obie jad�ce na linii horyzontu, nie wi�ksze od mojego kciuka, nie bardziej materialne od
dymu z komin�w w miasteczkach, kt�re obje�d�a�y szerokim �ukiem. Co pewien czas
natrafia�em na resztki ogniska, starannie zawsze rozrzuconego, co oznacza�o, �e musia�y k�a��
si� czasem na spoczynek; niezale�nie jednak od tego, czy r�wnie� odpoczywa�em czy
galopowa�em przez ca�� noc, o �wicie znajdowa�y si� zawsze poza zasi�giem mojego wzroku
i dopiero w po�udnie udawa�o mi si� do�cign�� ruchliwy mira� znikaj�cy na zboczu
najdalszego wzg�rza, migotliwy cie� w�r�d ska�, tak odleg�y, i� wygl�da� jak po�ysk ka�u�y
na drodze. Nigdy nie czu�em si� bardziej samotny ni� wtedy.
G��d potrafi jednak odwraca� my�li od zatracania si� w samotno�ci i smutku.
Pocz�tkowo bardzo dokucza, lecz szybko sprowadza sny, niezwykle przyjemne, chyba
najprzyjemniejsze, jakie mia�em w �yciu. Nie zawsze widzia�em w nich jad�o i napoje, jak
sk�onny by�by� zapewne przypuszcza�: najcz�ciej �ni�em, �e jestem ju� stary i siedz� w
domu z naszymi dzie�mi i moj� dziewczyn�, kt�ra wci��, po tylu latach, nosi znak po
mocnym u�cisku mojego ramienia, kiedy j� obj��em, jak z�ama�a si� ta por�cz na mostku. �ni�
mi si� tak�e m�j ojciec i moja nauczycielka, kt�ra by�a r�wnie� jego nauczycielk�; �ni�o mi
si�, �e jestem ma�y, siedz� na kupie trocin i wi�r�w i bawi� si� nie�yw� myszk�. Wszystkie te
sny by�y mi bardzo drogie, wi�c coraz usilniej stara�em si� nie budzi�.
Nie pami�tam ju�, kiedy po raz pierwszy zauwa�y�em �lady drugiego konia. Grunt z
ka�d� mil� stawa� si� twardszy i bardziej kamienisty, wi�c cz�sto przez ca�y dzie� - albo
nawet d�u�ej - nie natrafia�em na nic wi�cej, tylko kilka rys po podkowie na przewr�conym
kamieniu. Musia�o to by� jednak wkr�tce potem, jak zacz�y si� sny, �mia�em si� bowiem i
p�aka�em z rado�ci widz�c, �e Lukassa ma wreszcie w�asnego konia. Kiedy byli�my jeszcze
dzie�mi wymog�a na mnie obietnic�, i� kupi� jej kiedy� prawdziwego damskiego
wierzchowca, nie �adn� z tych koby� od p�uga, ma�o co si� r�ni�cych od wo��w, ale
rasowego rumaka, r�wnie dla mnie nieosi�galnego wtedy jak dzisiaj, w naszym za�
�wczesnym �yciu tak bezu�ytecznego jak bransolety na wieprzu. Mimo to przyrzek�em jej to
- tak drobna wyda�a mi owa pro�ba; Lukassa wyra�a�a j� ca�� sw� postaci�, od kt�rej oczu nie
mog�em oderwa�. Mieli�my wtedy po jakie� siedem, osiem lat, a ju� by�em w niej bez
pami�ci zakochany.
Gdybym by� przy zdrowych zmys�ach, z pewno�ci� zada�bym sobie pytanie, sk�d si�
wzi�� drugi ko� na tym pustkowiu i czy rzeczywi�cie ni�s� Lukass�, czy kogo� zupe�nie
innego. Kobieta, kt�ra potrafi�a �piewem wyci�gn�� moj� ukochan� z dna rzeki, mog�a z
pewno�ci� r�wnie �atwo przywo�a� konia; lecz czemu zrobi�a to dopiero teraz, gdy tyle ju�
drogi przeby�y siedz�c na jednym wierzchowcu, i to najwyra�niej niestrudzonym? W tym
jednak czasie prawie tyle samo szed�em pieszo, co jecha�em wierzchem. Uczepiony
zwieszonej nisko szyi mojej k�aczki b�aga�em j�, �eby jeszcze nie zdycha�a, �eby po�y�a
jeszcze troch�, cho� p� dnia, p� mili. Nie zgad�by�, kt�re z nas dwojga podpiera i ci�gnie
drugie, a ode mnie by� si� tego nie dowiedzia�, poniewa� unosi�em si� nad ziemi�
za�miewaj�c si� z �art�w, jakie mi opowiada�y kamienie. Czasem spotyka�em zwierz�ta -
wielkie bezbarwne w�e, dzieci z ptasimi twarzami - a czasem nikogo. Niekiedy, gdy czarna
kobieta nie patrzy�a, bra�em Lukass� na barana.
Jedenastego, dwunastego, a mo�e pi�tnastego dnia pad�a pode mn� k�aczka.
Wyczu�em, �e zdycha, i zd��y�em w por� zeskoczy�, �eby mnie nie przygniot�a swym cia�em.
Gdybym mia� do�� si�, aby j� zakopa�, zrobi�bym to, a poniewa� nie mia�em, usi�owa�em j�
zje��, nie uda�o mi si� jednak przeci�� jej sk�ry, wi�c tylko podzi�kowa�em mojej
towarzyszce podr�y i poprosi�em o wybaczenie, a potem rzuci�em si� na pierwszego ptaka,
kt�ry wbi� w ni� szpony, i udusi�em go. Smakowa� jak krwawy kurz, mimo to siedzia�em
obok martwej k�aczki, �u�em �ykowate mi�so i powarkiwa�em na inne ptaki przygl�daj�ce mi
si� z bliska. Nawet po moim odej�ciu nie o�mieli�y si� od razu na ni� rzuci�.
Mi�so ptaka podtrzymywa�o mnie na si�ach przez dwa nast�pne dni; my�li rozja�ni�y
mi si� na tyle, �e zda�em sobie wreszcie spraw� z tego, gdzie si� znajduj�. Otacza�y mnie
P�nocne Pustkowia; cho� nie pustynia w dos�ownym tego s�owa znaczeniu, okolica prawie
r�wnie niego�cinna. Jak okiem si�gn�� widzisz tylko ziemi� - sp�kan� i spieczon�, poci�t�
szczelinami i naje�on� skalnymi uskokami. To zagradza ci drog� usypisko g�az�w, z kt�rych
najmniejszy przewy�sza rozmiarami cz�owieka na koniu, to koryto rzeki, tak dawno temu
wysch�e, �e wyros�y w nim kar�owate pokr�cone drzewka, to skalne rumowiska, kt�re mog�y
by� kiedy� g�r�, zanim nie zwali�y jej �apy jakiego� olbrzyma. �adnej drogi, �adnego traktu.
Gdybym by� przy zdrowych zmys�ach, szuka�bym przej�cia w�r�d tego pustkowia modl�c si�
do bog�w, �eby nie z�ama� nogi albo nie wpa�� na zawsze w jak�� dziur�. P�ob��kany z
g�odu, par�em przed siebie z pie�ni� na ustach, spokojny i nieustraszony. Przy�ni�a mi si�
w�asna �mier�, co mi zapewnia�o bezpiecze�stwo.
W jednym ze sn�w zobaczy�em starego cz�owieka. Mia� szare, b�yszcz�ce oczy i bia�e
w�sy, kt�rych koniuszki zagryza� w ustach, a ubrany by� w sp�owia�y szkar�atny p�aszcz
podobny do �o�nierskiego szynela. Wjecha� w m�j sen galopem na karym koniu. Siedzia� tak
blisko szyi wierzchowca, �e prawie dotyka� policzkiem ko�skiego ucha i co� przy nim
szepta�. Kiedy przelatywali obok, staruszek spojrza� na mnie i wtedy zobaczy�em jego
roze�miane oczy; nie spodziewam si� ju� ujrze� w �yciu podobnej rado�ci. Ten widok mnie
zbudzi� wydaj�c na m�ki samotnej �mierci na pustkowiu, z dala od Lukassy. Upad�em z
p�aczem na ziemi� i przywo�ywa�em tego starca, dop�ki znowu nie zasn��em, tym razem
prawdziwym snem, skulony jak ma�e dziecko. �ni�o mi si�, �e przebiegaj� obok mnie konie,
kt�rych dosiadaj� ogromne psy.
Kiedy si� obudzi�em, s�o�ce w�a�nie zachodzi�o, niebo nabra�o aksamitnej g��bi i wia�
s�aby wiatr. Sen i nadzieja na deszcz doda�y mi si�. Ruszy�em �wawo przed siebie i po jakim�
czasie stan��em na skraju nie tyle nawet kotliny, ile kamienistego leja, na kt�rego dnie l�ni�o
bajorko stoj�cej wody. Psy by�y tam w dole, zaj�te sw� ofiar�.
Czterech Mildas�w, s�dz�c po sztyletach i kr�tko ostrzy�onych w�osach. Tylko dwa
razy widzia�em wcze�niej Mildas�w; na szcz�cie rzadko zapuszczaj� si� dalej na po�udnie.
Otoczyli ko�em starego cz�owieka w szkar�atnym p�aszczu i ciosami pi�ci przekazywali go
jeden drugiemu, kopi�c przy tym tak mocno, a� ga�ki oczne wywraca�y si� biedakowi
bia�kami do g�ry i zatacza� si� jak pijany. Kiedy w ko�cu upad� skulony, podawali go sobie
kopni�ciami niczym szmacian� pi�k�, przeklinaj�c go przez ca�y czas i zapowiadaj�c, �e
jeszcze sro�sze m�ki czekaj� bezmy�lnego g�upca, kt�ry o�mieli� si� ukra�� im konia. Nie
rozumiem co prawda ani s�owa w j�zyku Mildas�w, ale gesty dr�czycieli by�y dostatecznie
wymowne. Ko�, o kt�rego chodzi�o, sta� nie opodal z wisz�cymi lu�no wodzami i
wygrzebywa� kopytem osty spod kamieni. Ma�y, kosmaty i czarny, prawie kucyk, nale�a� do
rasy, kt�r� Mildasi hoduj� - tak przynajmniej twierdz� - od tysi�ca lat. Koniki te jedz�
wszystko, co wyrasta z ziemi, i s� niezwykle wytrzyma�e.
Mildasi nie dostrzegli mnie. Sta�em oparty o ska�� i usi�owa�em zebra� my�li. By�o mi
�al staruszka, ale m�j �al wydawa� si� r�wnie przyt�umiony i daleki, jak reszta moich uczu�,
nawet g��d, nawet �wiadomo��, �e umieram. M�j ko� umar� ju� jednak naprawd�, natomiast
w pobli�u sta�y cztery wierzchowce Mildas�w i czeka�y na swych pan�w nie sp�tane,
podobnie jak kary kuc, ja za� zdawa�em sobie spraw�, �e potrzebuj� jednego z nich, �eby
dotrze� tam, dok�d dotrze� musz�. Nie pami�ta�em, po co ani dlaczego musz� si� tam dosta�,
pami�ta�em jednak, �e to bardzo wa�ne, wa�niejsze ni� g��d. Przygl�daj�c si� napastnikom,
starcowi i zachodz�cemu s�o�cu u�o�y�em wi�c najlepszy plan, na jaki by�o mnie w moim
�wczesnym po�o�eniu sta�.
Wiedzia�em o Mildasach tyle co wszyscy: �e urz�dzaj� �upie�cze wycieczki ze swych
siedzib na pustkowiach, nigdy si� nie poddaj�, a w�asne wierzchowce ceni� wy�ej ni� �ycie.
Wiedzia�em i jeszcze co�, co mi o nich opowiada� wujek Vyan. Wujek je�dzi� za m�odu z
karawanami i od niego wiem, �e Mildasi s� na sw�j spos�b ludem religijnym. Wierz�, �e
s�o�ce jest bogiem, kt�ry nie pojawia�by si� ka�dego ranka, gdyby nie ofiarowywali mu
daniny z krwi. Zwykle sk�adaj� ofiary ze zwierz�t, kt�re specjalnie w tym celu hoduj�, ale
poniewa� ich b�g woli krew ludzk�, dostarczaj� mu jej, ilekro� nadarzy si� okazja. Je�li m�j
wujek m�wi� prawd�, zabij� starca, ledwo tarcza s�o�ca dotknie wzg�rz na horyzoncie.
Powoli, jak wyd�u�aj�cy si� cie�, obszed�em ska��.
Konie spojrza�y na mnie, lecz �aden nie zar�a�, nawet gdy zbli�y�em si� na ma��
odleg�o��. Nie mam podej�cia do koni jak niekt�rzy; przypuszczam, �e nabra�y do mnie
zaufania dzi�ki mojemu szale�stwu. Wujek Vyan opowiada� mi, �e konie Mildas�w s�
niczym psy - wierne i czasem dzikie, i nie�atwo je przestraszy�. Chcia�em zanie�� mod�y do
bog�w, �eby si� myli�, ale nie by�o czasu na modlitwy. Mildasi stali odwr�ceni do mnie
plecami i przygotowywali si� do z�o�enia ofiary. Nie bili ju� staruszka i nawet z niego nie
drwili: wydawali si� r�wnie powa�ni jak obaj ksi�a z naszej wsi, kiedy b�ogos�awi� nowo
narodzone dziecko lub prosz� o deszcz. Najpierw oprawcy pomazali policzki staruszka czym�
��tym, a potem starannie wyrysowali palcami na tych plamach jakie� znaki. Nast�pnie innym
mazid�em umalowali mu na czarno usta. Biedak sta� nieruchomo, nic nie m�wi� i nie wyrywa�
si� ju�. Potem jeden z Mildas�w zacz�� �piewa� wysokim wibruj�cym g�osem, jakby to jego
miano zamordowa�. Tylko kilka nut, w k�ko i w k�ko. Kiedy przesta� �piewa�, mi�dzy
tarcz� s�o�ca a wierzcho�kami wzg�rz l�ni�a szczelina cienka jak pasemko wiatru.
�piewak umilk�; wzi�� teraz od jednego z kompan�w d�ugi n� i podsun�� starcowi
pod nos, �eby go sobie dobrze obejrza�, wskaza� na ostrze, potem na r�koje��, znowu na
ostrze, jak moja nauczycielka, kiedy pr�buje mi wyja�ni� ukryt� zasad� jakiego� wzoru.
Pozna�bym ten n�, gdybym go jeszcze kiedy� zobaczy�.
Ko�, kt�rego sobie upatrzy�em - przed wielu godzinami, przed wieloma dniami? - by�
siwy jak kr�lik. Pozwoli� mi si� dotkn��. �piewak Mildas�w zn�w zacz�� zawodzi�, a wtedy
wskoczy�em na siwka wrzeszcz�c i wymachuj�c r�kami, �eby sp�oszy� pozosta�e. Wygl�da�y
na zaskoczone, jakby nieco rozczarowane moim zachowaniem; zata�czy�y na tylnych nogach
i spojrza�y w stron� swoich pan�w, kt�rzy dopiero teraz odwracali g�owy i wyba�uszali oczy
w niemym zdumieniu. Dwaj zd��yli ju� jednak wyci�gn�� swoje toporki, kt�rymi Mildasi,
jak zapewnia� mnie wujek Vyan, potrafi� noc� str�ca� ptaki w locie.
Nagle kary konik si� sp�oszy�, stan�� d�ba, zar�a� i pu�ci� si� galopem zbijaj�c z n�g
�piewaka i tratuj�c Mildasa z no�em, kt�ry skoczy� kompanowi na pomoc. Dwaj pozostali
rzucili si� do cugli karego, ten jednak przemkn�� obok nich kieruj�c si� ku swoim
towarzyszom. Tymczasem i pozosta�e wierzchowce ogarn�a panika, jakby p�omie� pochodni
przywi�zanej do karego podpali� im ogony. M�j siwek - Kr�lik, jak go tamtego dnia
nazwa�em - wyskoczy� w g�r� odbijaj�c si� wszystkimi czterema kopytami, po czym poni�s�
mnie prosto na dw�ch Mildas�w, kt�rzy z furkocz�cymi toporkami w r�kach zagradzali nam
drog�. Rozp�aszczy�em si� na grzbiecie Kr�lika, obj�wszy go za szyj� tak mocno jak Lukass�
wtedy nad rzek�. Staruszek tymczasem gdzie� znikn��.
Jeden z topork�w �wisn�� mi ko�o nosa, obcinaj�c jedynie kosmyk siwej grzywy mego
wierzchowca. Drugiego nawet nie dostrzeg�em, ale biedny Kr�lik zar�a� rozdzieraj�co i,
zwyczajem prawdziwych kr�lik�w, raptownie skr�ci� w biegu. Koniuszek jego prawego ucha
znikn��, a z rany zacz�a kapa� mi na r�ce krew.
Obejrza�em si� za siebie tylko raz i zobaczy�em, jak wszyscy czterej Mildasi - dw�ch
z nich utyka�o - usi�uj� na gwa�t chwyta� konie, kt�rym jednak wcale nie by�o pilno zmienia�
si� na powr�t w zr�wnowa�one i pos�uszne wierzchowce. Wci�� jeszcze odwraca�em g�ow�,
gdy nagle, jedn� r�k� chwyciwszy si� siod�a, drug� za� mego paska, wskoczy� na Kr�lika za
moimi plecami staruszek w czerwonym p�aszczu, omal nie zrzucaj�c mnie na ziemi�. St�kn��,
�wisn�� i za�mia� si� jak wiatr.
- P�d�, ch�opcze! - zaskrzecza� mi do ucha. - P�d� co ko� wyskoczy!
Potem odwr�ci� si� i krzykn�� do Mildas�w:
- G�upcy, niedorozwini�te p�taki! S�dzili�cie, �e zdo�acie mnie zabi�? Mnie! Tylko
dlatego, �e zachcia�o mi si� troch� z wami poigra�, ju� my�leli�cie, �e...
Kr�lik przesadzi� nagle g��bok� szczelin�, staruszek krzykn��, wczepi� si� we mnie i
nie doko�czy� przechwa�ki, co mnie zreszt� bynajmniej nie zmartwi�o. Gdyby ucich� cho� na
chwil�, m�g�bym udawa�, �e w og�le nie istnieje.
Lecz on nawet pi�ciu minut nie potrafi� wytrzyma� w milczeniu. Kiedy nie pomstowa�
na g�upot� Mildas�w i nie che�pi� si� swym sprytem, dzi�ki kt�remu im uciek�, zach�ca�
mnie, bym b�d� ostrog� Kr�lika i zwi�kszy� dystans dziel�cy nas od po�cigu. Nie mia�em
ochoty z nim gada�. Odburkn��em, �e jest ciemno i musimy posuwa� si� ostro�nie, na co
parskn�� ironicznym �miechem:
- Te kuce Mildas�w maj� �lepia w kopytach! On mo�e tak gna� ca�� noc i nie potknie
si� ani razu. Podobnie, niestety, jak konie tych, kt�rzy nas goni�!
Od jego g�osu rozbola�a mnie g�owa, poza tym, mimo che�pliwych przechwa�ek
�mierdzia� mi tch�rzem.
Mildasi nas nie dogonili. Nie mam zreszt� nawet pewno�ci, czy w og�le pu�cili si� za
nami w pogo�, bo nie zwraca�em uwagi ani na jazgotliwe pokrzykiwania staruszka, ani w
og�le na nic, z wyj�tkiem trudnego zadania, by utrzyma� si� w siodle i - wi�kszego jeszcze
wysi�ku - pami�tania o tym, po co si� w nim utrzymuj�. Mo�liwe, �e pod��ali�my nadal
tropem Lukassy i czarnej kobiety, cho� niewykluczone, �e zatoczywszy ko�o wracali�my tam,
sk�d przyby�em. By�em u kresu si�, u kresu wytrzyma�o�ci, u kresu wszystkich uczu�, pr�cz
woli utrzymania si� w siodle. W g�owie mia�em pustk�, my�la�em tylko o tym jednym.
Uratowa� mnie staruszek, co do tego nie mam w�tpliwo�ci. Podtrzymywa� mnie, kiedy
spa�em kiwaj�c si� z boku na bok, a noc� prowadzi� Kr�lika przez poci�te szczelinami
bezdro�e i niechybnie przez ca�y czas pl�t� mi co� nad uchem, nie bacz�c na to, �e go nie
s�ucham. Nie zachowa�em z owej nocy �adnego wspomnienia, nie pami�tam �adnych sn�w,
w og�le nic. Obudzi�em si� na twardym stoku wzg�rza otulony szkar�atnym p�aszczem
starego. Wysoko na niebie sta�o jaskrawe s�o�ce, a Kr�lik tr�ca� mnie chrapami, chc�c si�
dobra� do rosn�cych pod mym ramieniem kolczastych ro�lin. Staruszek gdzie� znikn��.
Na szyi siwka wisia� buk�ak z wod�; napi�em si� chciwie, lecz w miar�. By�em bardzo
os�abiony, ale przy zdrowych zmys�ach, jak mniemam. Poranne niebo l�ni�o bladawo, niemal
bia�o, a w powietrzu czu�o si� zapach �nieg�w, zimne tchnienie dalekich g�r. Opar�em si� o
Kr�lika, zapatrzy�em na ko�uj�ce nad Pustkowiem ptaki, podobne do tego, jakiego po�ar�em, i
o�wiadczy�em kucowi:
- B�d� �y�! W tej krainie musi by� woda i ja j� znajd�, musi by� zwierzyna �owna i
jadalne korzonki w ziemi, inaczej Mildasi by tu nie przetrwali. Nie umr�! Pospiesz� za
Lukass� za g�ry i nawet dalej, je�li b�dzie trzeba, i nie spoczn�, p�ki si� z ni� nie rozm�wi� i
nie dotkn� jej cia�a. Dopiero kiedy nie zechce wr�ci� ze mn� do domu, dopiero wtedy
wyzion� ducha, nie wcze�niej.
Kr�lik skuba� m�j wystrz�piony r�kaw.
Lisa zwietrzy� pierwszy; dopiero kiedy zar�a�, targn�� �bem i zastrzygl uszami,
dostrzeg�em go i ja. Zwierzak bieg� �mia�o w g�r� po stoku, kieruj�c si� w nasz� stron�. Z
jego pyska zwisa� lu�no ptak niemal tak du�y jak on sam. Ma�y lisek, ale spr�ysty i �adny, z
b�yszcz�cymi jak gwiazdy �lepiami. Umy�lnie poczeka�, chc�c si� upewni�, �e na niego
patrz�, dopiero wtedy si� przemieni�.
Ujrza�em tylko b�ysk niczym migotanie powietrza nad p�omieniem i oto podchodzi� do
mnie staruszek z martwym ptakiem w r�ku. Kr�lik uderzy� kopytami, prychn�� i odbieg�
kawa�ek w bok, lecz ja by�em zbyt zm�czony, �eby si� przestraszy�, spyta�em wi�c tylko:
- Cz�owieku, kt�ry zmieniasz si� w lisa, lisie, kt�ry zmieniasz si� w cz�owieka, kt�rym
z tych stworze� naprawd� jeste�?
Sute bia�e w�sy z�agodzi�y chytry u�mieszek przechery.
- Ten oto ptaszek mo�e zaraz zmieni� si� w nasze jad�o. I tylko to si� liczy.
Ra�no, jakby niedawno nie obija�y go ku�aki Mildas�w, nie porani�y do krwi, jakby
nie s�ysza� nad sob� �miertelnej pie�ni, usiad� obok mnie i zabra� si� do skubania ptaka.
Ofiarnicza farba znikn�a z oblicza staruszka, a si�ce na rumianych policzkach przyblad�y.
Skuba� pi�ra nie przestaj�c si� do mnie u�miecha�, ja za� przygl�da�em mu si� ciekawie.
- Je�li oczekujesz, �e zaraz wywal� j�zor i zaczn� ziaja� - mrukn�� - nie doczekasz si�,
nie mam takiego zwyczaju. Nie po�r� te� na surowo tego ptaka krusz�c w z�bach ko�ci. W tej
postaci jestem takim samym cz�owiekiem jak ty.
Wybuchn��em tak serdecznym �miechem, �e omal nie przewr�ci�em si� na plecy, po
czym wyst�ka�em:
- Ale �w cz�owiek taki sam jak ja rozpru� z�bami tyle brzuch�w, co ka�dy normalny
lis!
Nie mog�em tego wiedzie�, lecz tak to wtedy odczu�em. Staruszek odpowiedzia�:
- Mo�e by� tak jednak rozpali� ognisko, gdy� ludzie zwykli piec swoj� straw�, je�li
tylko mog�.
Ze sk�rzanego trzosa, jaki nosi� u pasa, wyj�� i poda� mi krzemie� i krzesiwo.
Nie opodal le�a�o troch� suchego chrustu, nie wi�cej ni� nar�cze. Szcz�liwy traf,
inaczej nie zdo�a�bym bowiem zebra� nawet tak ma�ej wi�zki. Samo po�amanie ga��zek na
podpa�k� zaj�o mi tyle czasu, �e m�j dziwny towarzysz zd��y� oskuba� i pi�knie oczy�ci�
ptaka, nim rozpali�em ogie�. P�omienia ledwo starczy�o na przypieczenie mi�sa, jako� nam
si� to jednak uda�o i spo�yli�my posi�ek jak ludzie, cho� je�li o mnie chodzi, tylko resztk� si�
powstrzyma�em si� od po�kni�cia mojej po��wki niedopieczonego ptaka, a potem r�wnie�
porcji starca. Tymczasem on papla� beztrosko i wyci�gn�� ze mnie moje imi�, w�asnego nie
zdradzaj�c. O�wiadczy� tylko, �e towarzyszy pewnej wielkiej damie z dalekiego wybrze�a.
Zapyta�em, czy jest czarna, na co pokr�ci� przecz�co g�ow�.
- Br�zowa, owszem, ale z pewno�ci� nie czarna. Nazywa si� Nyateneri i jest bardzo
m�dra.
- To dla niej ukrad�e� tego konia Mildas�w - stwierdzi�em. - Na m� dusze, chcia�bym
mie� takiego wiernego i dzielnego s�ug�!
Moje s�owa go ubod�y, zgodnie zreszt� z moj� intencj�.
- Jeste�my towarzyszami, r�wnymi sobie, zapami�taj! Nie jestem na posy�ki u mej
pani, za�atwiam w�asne sprawy, jakie chc� i kiedy mi si� podoba!
Naprawd� si� w�ciek�, a� po��k�y mu szare oczyska.
- Nie jestem byle s�ug�!
- Na co ko� komu�, kto potrafi, gdy zechce, podr�owa� na w�asnych czterech
nogach?
Mia�em nadziej�, �e gniew uczyni go nieostro�nym, tymczasem starzec opanowa� si�
szybko i u�miecha� do mnie, celowo zwlekaj�c z odpowiedzi�.
- Chcia�em si� tylko zabawi� z tymi g�upimi Mildasami. Dziwi ci�, �e mam inny ni� ty
pogl�d na rozrywk�?
- Omal nie zat�ukli ci� na �mier� - stwierdzi�em - i byliby poder�n�li ci gard�o, gdyby
nie ja. I to ma by� zabawa?
- Nie grozi�o mi �adne niebezpiecze�stwo - oznajmi� z ca�� wynios�o�ci�, do jakiej
zdolny jest cz�owiek maj�cy pe�ne usta i t�uszcz na wargach. - Twoja interwencja by�a �mia�a,
acz zupe�nie zb�dna. Wtr�ci�e� si� w nie swoj� spraw�.
- Zabiliby ci� jak nic. Ocali�em ci �ycie.
Tym razem zmilcza� i obr�ciwszy g�ow� spoziera� na mnie z ukosa.
- Cz�owieku czy lisie, jeste� moim d�u�nikiem - o�wiadczy�em. - I doskonale o tym
wiesz.
W�sy mu si� zje�y�y; przyg�adzi� je j�zykiem.
- Podobnie jak ty moim, ch�opcze, wszak to ja nakarmi�em ci� i napoi�em. Je�li mnie
nawet ocali�e�, uczyni�e� to przypadkiem, i doskonale o tym wiesz, tymczasem ja pomog�em
ci �wiadomie, mog�c ci� zostawi� na pastw� d�ugich m�k konania. Nie poluj� dla nikogo, dla
ciebie uczyni�em wyj�tek, wi�c jeste�my kwita, zar�wno w twoim, jak i w moim �wiecie.
Co powiedziawszy zamilk� i milcza� dop�ty, dop�ki nie zjedli�my ptaka i nie
zakopali�my resztek, by nie zostawia� �lad�w dla Mildas�w.
- Je�li chcesz umy� pyszczek i �apy, mog� si� odwr�ci� - powiedzia�em ziewaj�c,
gdy� posi�ek przyprawi� mnie o senno��.
Staruszek siedzia� opl�t�szy r�kami kolana nieruchomy jak g�az i przypatrywa� mi si�
przeci�gle. Wygl�da� na dobrodusznego dzia