2245
Szczegóły |
Tytuł |
2245 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2245 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2245 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2245 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Armando Moore
Brat wilk
i siostrzyczka cykada
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1991
Prze�o�y�a -
Barbara Durbaj�o
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Pax",
Warszawa 1988
Pisa�a K. Pabian
Korekty dokona�y
L. Wi�ckowska
i D.Jagie��o
Historie te opowiadaj� o
jednym �wi�tym i wielu
zwierz�tach. O ptakach i
pszczo�ach, owcach i barankach.
Jest te� zaj�czek, wilk i w�,
osio�ek i sok�, no i oczywi�cie
cykada...
�wi�ty ma na imi� Franciszek i
urodzi� si� w roku 1181 w Asy�u
we W�oszech; bardzo kocha� Pana
Boga, wszystkich ludzi i
wszystkie, ale to wszystkie
zwierz�ta.
Ludzi i zwierz�ta stworzy� Pan
B�g. Wilka i cykad� tak�e...
�wi�ty Franciszek zawsze m�wi� o
stworzeniach �yj�cych na ziemi,
�e s� bra�mi i siostrami, bo s�
dzie�mi Bo�ymi.
B�d� to zatem opowie�ci o
bracie wilku i siostrze
cykadzie...
Nie ja je wymy�li�em.
Zaczerpn��em je z �ywota
�wi�tego Franciszka
opowiedzianego przez jego
najbli�szych towarzyszy, kt�rzy
znali go dobrze. S� wi�c
prawdziwe, a ja je tylko
opisa�em po swojemu i �adnych,
ale to �adnych fakt�w nie
zmieni�em...
W historiach tych �wi�ty
Franciszek przemawia do
zwierz�t, a one go s�uchaj� i
rozumiej� jego s�owa. Kiedy my
s�yszymy �wierkanie wr�bli, nie
wiemy, o czym tak rozprawiaj�,
ale �wi�ty wiedzia� i rozumia�
mow� wszystkich stworze�.
Wiedzia�, kiedy zwierz�ta by�y
weso�e, a kiedy smutne. Bo
owieczki te� czasami bywaj�
weso�e, czasami za� smutne. A
osio�ki czasem si� �miej�, a
czasem p�acz�.
My tego nie potrafimy
zauwa�y�...
Mo�e dlatego, �e nie do��
mocno kochamy naszych
braci_zwierz�ta. Mo�e dlatego,
�e nie jeste�my dostatecznie
�wi�ci?
Autor
Brat wilk
Kiedy �wi�ty Franciszek
przyby� do miasta Gubbio,
dowiedzia� si� od jego
mieszka�c�w, �e w okolicy
pojawi� si� wielki, okropnie z�y
i �ar�oczny wilk. Po�era� nie
tylko owce, kt�re pasterze
prowadzili na pastwiska, ale
cz�sto te� napada� na ludzi.
Mieszka�cy Gubbio dr�eli ze
strachu, zw�aszcza gdy z�y wilk
zbli�a� si� do miasta.
Wychodzili za mury ze
strachem, uzbrojeni w kije i
wid�y, jakby szli na wojn�. Ale
kiedy kto� napotka� sam na sam
tego straszliwego potwora, nie
m�g� go pokona� i gin��
rozszarpany na kawa�ki.
Wkr�tce nikt ju� nie wa�y� si�
wychodzi� z miasta, a nawet z
w�asnego domu.
�wi�temu Franciszkowi �al si�
zrobi�o nieszcz�snych
mieszka�c�w Gubbio. Postanowi�
wyj�� wilkowi na spotkanie.
Ludzie, kt�rzy go bardzo
kochali, starali si� go za
wszelk� cen� powstrzyma�:
- Na mi�o�� Bosk�! Nie id�!
Wilk ci� rozszarpie!
Ale �wi�ty Franciszek zrobi�
znak krzy�a i z kilkoma swymi
towarzyszami wyszed� za mury
miasta, ca�kowicie zdaj�c si� na
Pana Boga.
Ledwie uszli kawa�ek drogi,
bracia opu�cili Franciszka. Bali
si� tak strasznie, �e nie mogli
zrobi� ani kroku. �wi�ty nie
waha� si� jednak ani przez
chwil� i spokojnie szed� naprz�d
a� do miejsca, gdzie wilk mia�
swoj� kryj�wk�.
Wszyscy mieszka�cy miasta
wdrapali si� na mury okalaj�ce
miasto, by zobaczy�, jak si� to
spotkanie zako�czy. Niekt�rzy
m�wili ze smutkiem:
- Wilk na pewno rozszarpie nam
�wi�tego Franciszka.
Wilk us�ysza� wrzaw� i wyszed�
ze swej nory gro�nie szczerz�c
k�y. By� tak w�ciek�y, �e z
pyska ciek�a mu spieniona �lina.
Skoczy� w stron� �wi�tego
Franciszka. Gro�nie �ypa�
przekrwionymi z w�ciek�o�ci
oczyma.
�wi�ty Franciszek nie mia� ze
sob� �adnej broni. Nie wzi��
nawet kija. R�ce trzyma�
skrzy�owane na piersi.
Wilk stan�� naprzeciw
�wi�tego, kt�ry podni�s� r�k� i
zrobi� znak krzy�a, po czym
zdecydowanym g�osem przem�wi�:
- Chod� tu, bracie wilku!
Rozkazuj� ci, by� nigdy ju� nie
czyni� nic z�ego ani mnie, ani
nikomu.
Spojrza� wilkowi g��boko w
oczy. Wtedy wilk zamkn��
paszcz�, podkuli� ogon, ze
spuszczonym �bem podszed� do
�wi�tego Franciszka i �agodny
jak baranek po�o�y� si� u jego
st�p.
�wi�ty spokojnie mu t�umaczy�:
- Bracie wilku, wyrz�dzi�e�
wiele szk�d bez Bo�ego
pozwolenia. Zabi�e� mn�stwo Jego
stworze�. Po�era�e� nie tylko
zwierz�ta. O�mieli�e� si� nawet
zabija� m�czyzn, kobiety i
dzieci. T� niegodziwo�ci�
zas�u�y�e� sobie na stryczek jak
najgorszy zb�jca. Wszyscy
mieszka�cy okolicy nienawidz�
ci� i s� twoimi wrogami. Ale ja,
bracie wilku, chc�, by mi�dzy
tob� i lud�mi z Gubbio zapanowa�
pok�j. Je�li nie b�dziesz ju�
ich krzywdzi�, przebacz� ci
wszystkie dawne winy.
Stoj�cy wysoko na murach
mieszka�cy miasta, z ustami
szeroko otwartymi ze zdumienia,
s�uchali �wi�tego Franciszka.
Wilk machn�� ogonem, skuli�
uszy i sk�oni� �eb, jakby chcia�
pokaza�, �e zrozumia� s�owa
�wi�tego i obiecuje popraw�.
Franciszek m�wi� dalej:
- Bracie wilku, rozkazuj� ci,
by� teraz poszed� ze mn�, nie
obawiaj�c si� niczego. Musimy
zawrze� pok�j mi�dzy tob� i
mieszka�cami Gubbio.
�wi�ty odwr�ci� si� i ruszy� w
stron� miasta, a wilk szed� za
nim pos�usznie jak wierny pies.
- Och! - Z ust ogl�daj�cych t�
scen� mieszka�c�w Gubbio wyrwa�
si� pe�en zachwytu okrzyk.
Wie�� o cudownym wydarzeniu
szybko rozesz�a si� po mie�cie.
Ludzie, kt�rzy ze strachu
siedzieli w domach, wyszli teraz
na dw�r i wszyscy pobiegli na
plac miejski. Otoczyli kr�giem
�wi�tego i wilka. Dzieci, jak
zwykle ciekawe, sta�y oczywi�cie
w pierwszym rz�dzie, by zobaczy�
z bliska wielkiego, strasznie
z�ego i �ar�ocznego wilka.
�wi�ty Franciszek zwr�ci� si�
do zebranych:
- Pos�uchajcie mnie, bracia
najmilsi. Ten oto stoj�cy przed
wami brat wilk, obieca� mi, �e
zawrze pok�j z wami wszystkimi,
ale musicie mi przyrzec, �e
codziennie b�dziecie dawa� mu tyle
jedzenia, by nie chodzi� g�odny.
A ja r�cz�, �e m�j brat wilk
dotrzyma obietnicy i nigdy ju�
was nie skrzywdzi.
Wszyscy zacz�li klaska� i
jednog�o�nie przyj�li warunki
pokoju. Wtedy �wi�ty odwr�ci�
si� do wilka, kt�ry przez ca�y
czas ze spuszczonym �bem le�a� u
jego st�p.
- A ty, bracie wilku, czy
przyrzekasz uroczy�cie, �e
dotrzymasz obietnicy? Czy
przyrzekasz, �e nie b�dziesz ju�
nigdy krzywdzi� ani ludzi, ani
zwierz�t, ani �adnego �ywego
Bo�ego stworzenia?
Wilk ugi�� przednie �apy i
ukl�k� przed Franciszkiem.
Stuli� uszy, kilka razy kiwn��
g�ow�, pomacha� ogonem. Tak jak
potrafi�, pokaza�, �e szczerze
pragnie przestrzega� warunk�w
umowy.
�wi�ty Franciszek poprosi� go
jeszcze:
- Bracie wilku, a teraz
chcia�bym, aby� tu, wobec
wszystkich ludzi da� mi jaki�
dow�d, �e na pewno zachowasz
pok�j.
S�ysz�c t� pro�b� wilk wsta�,
podni�s� praw� �ap� i poda� j�
�wi�temu Franciszkowi.
�wi�ty mocno u�cisn�� �ap�
wilka. Wszyscy wok� g�o�no
klaskali, a dzieci podesz�y do
wilka i zacz�y go g�aska�. Wilk
za� liza� ich r�ce zupe�nie tak
samo jak domowy piesek.
Niekt�re, co odwa�niejsze dzieci
siada�y wilkowi na grzbiecie.
Od tego dnia wilk mieszka� w
mie�cie Gubbio. Wchodzi� do
dom�w, w�drowa� od drzwi do
drzwi i ch�tnie bawi� si� z
dzie�mi. Nikt mu nie dokucza� i
on te� nie krzywdzi� nikogo. Nie
by� z�y nawet wtedy, gdy dzieci
dla zabawy ci�gn�y go za ogon.
Nawet psy za nim nie szczeka�y.
Mieszka�cy Gubbio zawsze
pami�tali, by zgodnie z dan�
�wi�temu Franciszkowi obietnic�
codziennie jad� do syta.
Po kilku latach brat wilk
umar� ze staro�ci. Znaleziono go
pewnego ranka przed bram�
miejsk�.
Kiedy wie�� o jego �mierci
rozesz�a si� po okolicy,
wszystkim by�o bardzo smutno, bo
bardzo kochali brata wilka.
Wiele os�b p�aka�o. Zw�aszcza
dzieci.
Siostrzyczka cykada
Nie opodal Asy�u sta� ma�y
przez wszystkich opuszczony
ko�ci�ek w Porcjunkuli. Przy
jednej z jego wal�cych si� �cian
ros�o du�e roz�o�yste drzewo
figowe.
M�ody Franciszek wszed�
kt�rego� dnia do ko�cio�a
�wi�tego Damiana i ukl�k� przed
drewnianym krzy�em, kt�ry wisia�
nad o�tarzem.
Wtedy Jezus z krzy�a przem�wi�
do niego:
- Franciszku, odbuduj m�j
ko�ci�ek w Porcjunkuli.
Franciszek spe�ni� pro�b� Pana
Jezusa i odbudowa� ko�ci�ek.
Nie �ci�� jednak drzewa
figowego, kt�re przy nim ros�o.
P�niej Franciszek opu�ci�
rodzic�w i z mi�o�ci do
Ukrzy�owanego Jezusa postanowi�
�y� dalej w biedzie. Pod��y�o za
nim wielu m�odych ludzi. Zostali
jego pierwszymi towarzyszami.
�wi�ty Franciszek w�drowa� ze
swymi bra�mi i g�osi� ludziom
pok�j. Co pewien czas wraca�
odpocz�� do Porcjunkuli.
Wybudowa� tam dla siebie i dla
swych braci ma�e chatki, ubogie
niczym cele klasztorne.
Kt�rego� roku Franciszek
sp�dza� lato w Porcjunkuli razem
z bratem Idzim i bratem Leonem.
By�o bardzo gor�co. Na drzewie
figowym siedzia�a cykada i
wygrywa�a sw�j koncert. Cykady
�piewaj� pi�knie i z ochot�,
kiedy jest bardzo upalnie.
S�o�ce napawa je rado�ci�.
Siedz�cej na drzewie figowym
cykadzie odpowiada�y inne.
Jakby na r�wninie wok� Asy�u
gra�a wielka orkiestra
smyczkowa.
�wi�ty Franciszek, brat Idzi i
brat Leon z rado�ci� s�uchali
koncertu. Cykady wygrywa�y stale
t� sam� nut�. Bardzo szybko wi�c
sen zmorzy� i brata Idziego i
brata Leona. Spali smacznie w
cieniu wielkiego figowca. Ale
�wi�ty Franciszek nie usn��.
P�g�osem, tak �eby nie zbudzi�
swych braci, zawo�a� do cykady:
- Siostro cykado, siostro
cykado!
Cykady boj� si� ludzi. Gdy
kto� zbyt blisko do nich
podejdzie, milkn� natychmiast.
Ledwie wi�c cykada z drzewa
figowego us�ysza�a, �e kto� j�
wo�a, przerwa�a sw�j �piew i
ukry�a si� po�r�d li�ci.
- Siostro cykado, siostro
cykado! - zawo�a� znowu �wi�ty
Franciszek.
Cykady s� ciekawe, zupe�nie
jak ma�e dzieci. Cykada z drzewa
figowego wystawi�a wi�c z
kryj�wki najpierw czu�ki, a
potem ca�� g��wk�, by zobaczy�,
kto j� tak wo�a. Patrzy i widzi
dw�ch �pi�cych braci. Po chwili
zobaczy�a �wi�tego Franciszka.
Nie boi si� �wi�tego. Wygodnie
siada na swym ulubionym li�ciu i
cykaniem, kt�re tylko �wi�ty
Franciszek rozumie, pyta:
- Czego chcesz ode mnie?
Franciszek u�miecha si�.
- Chcia�bym wiedzie� - m�wi -
co takiego �piewa�a�.
- Dzi�kujemy naszemu ojcu
s�o�cu - odpowiada cykada
cykaniem, kt�re tylko �wi�ty
Franciszek rozumie.
- Siostrzyczko cykado - m�wi
�wi�ty. - Prosz� ci�, przyfru�
tu do mnie, �ebym ci� lepiej
s�ysza�, i usi�d� mi na d�oni.
- Dlaczego nazywasz mnie
siostrzyczk�? - pyta cykada
cykaniem, kt�re tylko Franciszek
rozumie.
Nie l�ka si� go wcale. Otwiera
szeroko przezroczyste skrzyde�ka
i szykuje si� do lotu.
�wi�ty u�miecha si�.
- Siostrzyczko moja, cykado,
prosz� ci�, chod� tu do mnie.
Cykada wzbija si� do lotu,
zatacza ko�o wok� figowca,
jakby chcia�a sprawdzi�, czy
wszystko jest w porz�dku, i
ufnie siada na otwartej d�oni
�wi�tego Franciszka.
�wi�ty g�adzi j� koniuszkiem
palca i m�wi:
- Nazywam ci� siostr�, bo
wszyscy jeste�my dzie�mi Bo�ymi.
Naszym Ojcem nie jest, tak jak
my�lisz, s�o�ce. Nasz prawdziwy
Ojciec, moja siostrzyczko
cykado, jest w niebie. To On ci
da� �ycie. I On da� ci te
przezroczyste skrzyde�ka i
skrzypce, na kt�rych tak
wspaniale potrafisz gra�.
Cykada nastawi�a czu�ki i
s�ucha�a uwa�nie.
- A teraz - ci�gnie �wi�ty
Franciszek - za�piewajmy razem z
innymi cykadami hymn ku chwale
naszego Pana i Stworzyciela.
Powiedz o tym wszystkim siostrom
cykadom.
�wi�ty Franciszek budzi
delikatnie brata Idziego i brata
Leona.
- Bracia moi - m�wi -
za�piewajmy teraz z siostrami
cykadami hymn ku chwale Pana.
Dwaj bracia przecieraj� z
niedowierzaniem oczy, widz�c
�wi�tego Franciszka i cykad�,
kt�r� trzyma w otwartej d�oni.
- Dobrze - odpowiadaj� brat
Idzi i brat Leon, kt�rzy zawsze
okazuj� pos�usze�stwo �wi�temu.
- Za�piewajmy hymn ku chwale
Pana.
I rozlega si� pi�kniejszy ni�
kiedykolwiek �piew cykady, a
odpowiadaj� mu inne cykady,
r�wnie� pi�kniejszym ni�
kiedykolwiek �piewem. �wi�ty
Franciszek, brat Idzi i brat
Leon razem z siostrami cykadami
chwal� Pana.
Franciszek jest szcz�liwy.
�wi�ci zawsze czuj� si�
szcz�liwi, gdy chwal� Pana.
�piewaj� d�ugo, bo nikt nie
chce przerwa�. Ale s�o�ce
zaczyna chyli� si� ku zachodowi.
Cie� drzewa figowego robi si�
coraz d�u�szy i d�u�szy...
�wi�ty Franciszek m�wi:
- A teraz, moi bracia i moje
siostry cykady, ju� wystarczy.
Pora troch� odpocz��.
Cykada pos�usznie odfrun�a na
sw�j ulubiony li��. Umilk�y te�
inne cykady. I wszystkie zacz�y
szykowa� si� na spoczynek.
Dop�ki bracia byli w
Porcjunkuli, ka�dego popo�udnia
siostra cykada �piewa�a, siedz�c
na d�oni �wi�tego Franciszka, a�
kt�rego� dnia Franciszek
powiedzia�:
- Musimy ju� st�d odej��.
Umila�a� nam �piewem pobyt
tutaj, rozwesela�a� nas i
cieszy�a�. Teraz i ty mo�esz ju�
i�� dok�d tylko chcesz.
Cykada rado�nie porusza
czu�kami, bo jest szcz�liwa, �e
rozwesela�a �wi�tego. �egna go
jeszcze �piewem i odlatuje. I
nigdy od tamtej pory nikt ju�
jej nie widzia� na drzewie
figowym.
Kazanie do ptak�w
�wi�ty Franciszek szed� z
bratem Maciejem dolin�, gdzie
mieszka�o mn�stwo ptak�w i ros�o
bardzo du�o kwiat�w. P�yn�� tam
te� strumyk o przejrzystej
wodzie. �wi�ty Franciszek i brat
Maciej id�c �piewali, bo byli
szcz�liwi. Kiedy jeste�my
szcz�liwi, cz�sto mamy ochot�
�piewa�.
Na drzewach siedzia�y ca�e
chmary ptak�w: wr�bli, zi�b,
rudzik�w, szczygie�k�w. Tak�e
ptaki �piewaj�, kiedy s�
szcz�liwe.
Co pewien czas �wi�ty
Franciszek i brat Maciej
przystawali. Franciszek k�ad�
palec na ustach i nakazywa�
bratu Maciejowi milczenie, by
lepiej mogli s�ysze� �piew
ptak�w.
- S�yszysz, to g�os braci
wr�bli - m�wi� Franciszek. - O,
a teraz �piewaj� bracia
szczyg�y.
Nagle ptaki zacz�y �wiergota�
ca�kiem innym tonem, jak gdyby
k��ci�y si� mi�dzy sob�.
�wi�ty Franciszek zajrza�
mi�dzy ga��zie drzewa. Malutki
wr�belek trzyma� w dziobku
okruszek chleba. Inne ptaki
goni�y go w�r�d ga��zi, dzioba�y
i za wszelk� cen� stara�y si�
wyrwa� mu okruszyn�. Franciszek
uni�s� r�ce nakazuj�c ptakom
cisz� i niemal surowym g�osem
zapyta�:
- Braciszkowie moi, dlaczego
si� k��cicie?
Ptaki natychmiast ucich�y i
przysiad�y nieruchomo na
ga��ziach. Przycupn�� r�wnie�
wr�belek z okruszyn� chleba w
dziobku.
G�os �wi�tego Franciszka
brzmia� niemal surowo i ptaki
poczu�y si� nieswojo. Uczepi�y
si� pazurkami ga��zi i z szeroko
otwartymi dziobkami wygl�da�y na
bardzo zmieszane.
A �wi�ty m�wi� dalej:
- Nie powinni�cie si� tak
zachowywa�, moi braciszkowie.
Pan B�g, wasz Stw�rca, ubra� was
w pi�ra. Wam, wr�belki, da�
ubranko przypominaj�ce mnisi
habit. Jeste�cie braciszkami
dobrego Pana Boga. Was, rudziki,
Stw�rca naznaczy� czerwon�
plamk� na piersi, by�cie
przypomina�y wszystkim ludziom
ran� Ukrzy�owanego Chrystusa.
Wam za�, zi�bom i szczyg�om, da�
Stw�rca pi�ra tak kolorowe jak
kwiaty, kt�re rosn� tutaj, w
lesie. A wszystkim wam da�
skrzyde�ka, by�cie lata�y po
b��kitnym niebie.
Ptaki popatrzy�y uwa�nie na
swoje pi�ra i szeroko
rozpostar�y skrzyde�ka. Ale
�aden nawet nie pisn��.
Wr�belek, kt�ry trzyma� w
dziobku okruszyn� chleba,
upu�ci� sw� zdobycz. Le�a�a
teraz nie opodal bosych st�p
�wi�tego Franciszka.
�wi�ty podni�s� okruszek i na
d�oni podzieli� go na wiele
jeszcze mniejszych drobin.
- Sp�jrzcie, moi braciszkowie
- powiedzia� �agodnym g�osem. -
Dla ka�dego z was jest okruszek.
Nie siejecie ani nie mielecie
ziarna, nie pieczecie te�
chleba, a jednak Pan karmi was.
Macie te� w tym strumyku
przejrzyst� wod� do picia, w
drzewach mo�ecie si� bawi�,
odpoczywa� i spa�. Czeg� wam
jeszcze brakuje?
Zawstydzone ptaki milcza�y.
�wi�ty Franciszek wyci�gn�� ku
nim d�o�, na kt�rej le�a�y
okruszki i powiedzia�:
- Obiecajcie mi, �e ju� nigdy
nie b�dziecie si� k��ci� o
jedzenie.
Wr�ble, zi�by, rudziki i
szczyg�y spu�ci�y g�owy na znak,
�e ju� nigdy nie b�d� si� k��ci�
ze sob�.
- Teraz - ci�gn�� dalej �wi�ty
Franciszek - chod�cie tu do mnie
i zjedzcie te okruszyny.
Wszystkie ptaki trzepocz�c
skrzyd�ami sfrun�y z ga��zi i
zjada�y okruszki prosto z d�oni
�wi�tego Franciszka.
Gdy sko�czy�y, �wi�ty
powiedzia�:
- Teraz, drodzy braciszkowie,
wracajcie na drzewa i �piewajcie
dalej.
Ptaki pos�usznie usiad�y na
ga��ziach, rz�dem jak uczniowie,
i zacz�y �piewa�, ka�dy po
swojemu, pochwa�� Stw�rcy.
A �wi�ty Franciszek razem z
bratem Maciejem ruszyli lasem w
dalsz� drog�, tak�e �piewem
chwal�c Pana. Uszed�szy kawa�ek,
Franciszek przystan�� zamy�lony
i rzek� bratu Maciejowi:
- Zupe�nie o tym nie
pomy�la�em. Do tej pory
g�osili�my kazania jedynie
ludziom, a to za ma�o. Musimy
nauczy� wszystkie stworzenia
Bo�e, jak maj� chwali� Pana.
- Masz racj�, �wi�ty ojcze -
odpowiedzia� brat Maciej. -
Musimy g�osi� pok�j wszystkim
stworzeniom na ziemi.
I od tego dnia, ilekro� �wi�ty
Franciszek spotyka� po drodze
swych braci zwierz�ta, czy to
wiewi�rki i lisy, czy �limaki i
zaj�ce, zatrzymywa� si� i
prosi�, by razem z nim chwali�y
Pana.
Miejsce dla brata osio�ka
�wi�ty Franciszek w�druj�c po
drogach i miasteczkach
zatrzymywa� si� cz�sto wraz ze
swymi towarzyszami nie opodal
Asy�u w miejscowo�ci zwanej
Rivotorto. Mieszkali tam w
opuszczonej przez wszystkich
szopie, gdzie zawsze mogli si�
schroni� przed burz� i zimnem.
Odpoczywali tu po codziennych
trudach. Cz�sto brakowa�o im
nawet chleba i jedli tylko
rzep�, o kt�r� chodzili �ebra�
na asy�a�skiej r�wninie.
Szopa by�a tak ma�a, �e
zm�czeni bracia mogli odpoczywa�
jedynie siedz�c na go�ej ziemi.
�wi�ty Franciszek rozpalonym w
ogniu �elazem wypali� na belkach
szopy imiona braci, aby ka�dy
m�g� bez trudu znale�� swoje
miejsce, gdy b�dzie chcia�
modli� si� lub odpocz��.
Pewnego dnia, gdy wszyscy
schronili si� w szopie przed
szalej�c� burz�, kt�ra rozp�ta�a
si� nad okolic�, �wi�ty
Franciszek powiedzia�:
- Jak lito�ciwy jest Pan nasz,
bracia! Gdy tyle stworze� moknie
na deszczu, my mamy przytulne
schronienie i dach nad g�ow�.
B�ogos�awiony Jezus nie mia� tak
wspania�ego mieszkania. Nie mia�
nawet nory, jak� maj� lisy, ani
kamienia, na kt�rym m�g�by
z�o�y� g�ow�.
I m�wi�c to, �wi�ty Franciszek
p�aka� ze wzruszenia. Nast�pnie
ukl�k� i zacz�� si� modli�, a
wszyscy bracia poszli w jego
�lady.
Burza wok� nadal szala�a.
Nagle, mi�dzy jednym i drugim
grzmotem bracia us�yszeli stukot
kopyt i �a�osne porykiwania
osio�ka.
�wi�ty Franciszek podni�s� si�
z kolan i otworzy� drzwi szopy.
Zobaczy� mokn�cego na deszczu
wie�niaka, kt�ry trzyma� na
sznurku osio�ka.
Wie�niak otar� r�kawem mokr�
twarz i zapyta�:
- W imi� Bo�e, czy pozwolicie
mi schroni� si� tutaj, dop�ki
burza nie ucichnie?
- Wejd�, wejd� - zaprosi� go
Franciszek. - �ci�niemy si�
troch� i zrobimy ci miejsce. Ale
co b�dzie z osio�kiem?
- Och, mo�e zosta� na dworze -
odpowiedzia� wie�niak - to
przecie� tylko zwierz�.
Wtedy �wi�ty skarci� go
surowym g�osem:
- Brat osio�ek jest tak�e
stworzeniem Bo�ym. Jak mo�esz
traktowa� z takim okrucie�stwem
zwierz�, kt�re s�u�y ci tak
pokornie i wiernie?
Wie�niak ze wstydu
poczerwienia� na twarzy. Bracia
�cisn�li si� i zrobili dla niego
miejsce, ale kiedy pr�bowali
wpu�ci� do szopy tak�e osio�ka,
okaza�o si� to zupe�nie
niemo�liwe.
�wi�ty Franciszek powiedzia�:
- Musimy znale�� schronienie
tak�e dla brata os�a. Wyjd� na
dw�r, niech osio�ek zajmie moje
miejsce.
Brat Sylwester za�o�y� kaptur
na g�ow� i rzek�:
- Ja te� mog� posta� na
dworze, nie boj� si� deszczu.
Brat Leon za�o�y� kaptur na
g�ow�.
- Ja te� mog� wyj�� na dw�r,
burza ju� cichnie.
I gdy wszyscy bracia za�o�yli
kaptury na g�owy i jeden po
drugim wyszli z szopy, osio�ek z
�atwo�ci� si� w niej zmie�ci�.
Kiedy burza ucich�a, wie�niak
i osio�ek ruszyli w dalsz�
drog�. Zza chmur wyjrza�o
s�o�ce. Bracia ca�kiem przemokli
stoj�c na deszczu. �wi�ty
Franciszek powiedzia� wtedy:
- A teraz brat s�o�ce wysuszy
nasze ubrania.
Wieczorem tego samego dnia
Franciszek zwr�ci� si� do braci:
- Synowie moi, je�li brat
osio�ek tutaj wr�ci, musi mie�
na sta�e w�asne miejsce.
Roznieci� ogie� i rozgrza� w
nim �elazo. Rozgrzanym do
czerwono�ci ko�cem wymaza� z
belki swoje imi� i wypali� na
drewnie imi� brata osio�ka.
Biedne wiewi�rki
Franciszek w�drowa� z bratem
Maciejem. Brat Maciej szed�
przodem, Franciszek kilka krok�w
za nim. Kiedy znale�li si� na
rozstaju dr�g, sk�d mo�na by�o
i�� i do Florencji, i do Sieny,
a tak�e do Arezzo, brat Maciej
zatrzyma� si� i spyta� �wi�tego:
- Ojcze, kt�r� drog� mamy i��?
A �wi�ty Franciszek
odpowiedzia�:
- T�, kt�r� B�g dla nas
wybierze.
- A jak poznamy wol� Bo��? -
spyta� brat Maciej.
�wi�ty Franciszek odpar�:
- Gdy dam ci znak, zaczniesz
obraca� si� w k�ko, jak to
robi� dzieci podczas zabawy.
Brat Maciej pos�usznie zacz��
kr�ci� si� w k�ko. Po chwili
�wi�ty Franciszek powiedzia�:
- A teraz zatrzymaj si� i ju�
si� nie ruszaj!
Brat Maciej stan�� w miejscu,
a �wi�ty Franciszek spyta� go:
- W kt�r� stron� jeste�
zwr�cony twarz�?
- W stron� Sieny -
odpowiedzia� brat Maciej,
kt�remu kr�ci�o si� troch� w
g�owie.
- Wi�c to t� drog� B�g dla nas
wybra�.
I ruszyli do Sieny. Ko�o
po�udnia doszli do po�o�onej
w�r�d p�l wioski. �wi�ty
Franciszek powiedzia� do brata
Macieja:
- Teraz rodzielimy si� i ka�dy
z nas p�jdzie puka� do drzwi
dom�w i w imi� Bo�e prosi� o co�
do jedzenia.
Franciszek i brat Maciej
ruszyli w r�ne strony wioski.
Franciszek by� niski i drobny, a
habit mia� ca�y w �atach.
Wygl�da� jak prawdziwy n�dzarz.
Id�c od drzwi do drzwi uzbiera�
ledwie kilka kawa�eczk�w suchego
chleba.
Natomiast brat Maciej, kt�ry
by� przystojnym i dobrze
zbudowanym m�czyzn�, dosta� od
ludzi nie tylko du�e kawa�ki
chleba, ale i ca�e bochenki.
Kiedy sko�czyli �ebra�,
spotkali si� poza granicami
wioski w miejscu, gdzie przy
drodze le�a� du�y kamie�.
Po�o�yli na nim uzbieran�
ja�mu�n�.
Wtedy �wi�ty Franciszek
zobaczy�, �e brat Maciej
uzbiera� du�o wi�cej chleba ni�
on.
- O bracie Macieju -
powiedzia� - widz�, �e Pan
wskaza� nam dobr� drog�. Ale nie
jeste�my godni takiego skarbu.
Brat Maciej odpar�:
- Ojcze, jak mo�na m�wi� o
skarbie, kiedy jeste�my tak
ubodzy. Nie mamy nic, ani domu,
ani sto�u, ani obrusa, ani no�a,
ani nawet miski.
�wi�ty Franciszek spyta� go
wtedy:
- Czy widzisz, bracie Macieju,
to drzewo? Siedz� tam dwie
wiewi�rki. Nie maj� tyle
szcz�cia co my. Nie maj� domu,
ani sto�u, ani obrusa, ani no�a,
ani nawet miseczki. Nie maj� te�
tych wspania�ych kawa�k�w chleba
ani tego wygodnego kamienia. Sam
widzisz, one s� biedniejsze od
nas.
Brat Maciej spojrza� na
drzewo, kt�re wskaza� mu �wi�ty
Franciszek. Na jednej z ga��zi
dwie wiewi�reczki, samiczka i
samczyk, jad�y jeden orzech.
Samczyk odgryza� kawa�eczek i
oddawa� orzech samiczce, kt�ra
po kilku k�sach zn�w mu go
podawa�a.
�wi�ty powiedzia�:
- Widzisz, bracie Macieju,
nasze wiewi�rki maj� we dw�jk�
tylko jeden orzech. A my we
dw�jk� mamy nie tylko du�o
kawa�k�w chleba, ale tak�e ca�e
bochny. Dlatego, prosz� ci�,
odnie� je dobrym ludziom, kt�rzy
ci je dali. Nam wystarcz� te
kawa�ki.
Brat Maciej, jak zwykle
pos�uszny, wzi�� bochenki chleba
i ruszy� z powrotem do wioski.
�wi�ty Franciszek za�
przysiad� na kamieniu i czeka�
na niego.
Kiedy brat Maciej wr�ci� z
pustymi r�koma, �wi�ty
Franciszek nadal siedzia�, a tu�
przy nim na wielkim kamieniu
przycupn�y dwie wiewi�rki i
chrupa�y, ka�da po jednym
kawa�eczku chleba.
Franciszek powiedzia� z
u�miechem:
- Czeka�em na ciebie, synu,
ale nasze siostrzyczki wiewi�rki
by�y tak g�odne, �e musia�em im
da� ju� je��.
Nast�pnie �wi�ty Franciszek
zrobi� znak krzy�a nad
kawa�eczkami chleba, jakie
jeszcze zosta�y, i razem z
bratem Maciejem zabrali si� do
jedzenia.
Baranki i nowy p�aszcz
Pewnego razu �wi�ty Franciszek
w�drowa� wiejsk� drog� razem z
bratem Paw�em. By� to mro�ny
zimowy dzie�. Na ziemi le�a�o
mn�stwo �niegu, ale dwaj bracia
szli po nim boso. Brat Pawe�
narzuci� na tunik� stary
p�aszcz, lecz �wi�ty Franciszek
mia� na sobie tylko po�atan�
tunik�.
Brat Pawe� poprosi� �wi�tego
Franciszka:
- Ojcze �wi�ty, id� za mn� i
stawiaj stopy na �ladach, jakie
zostawiam, to nie b�dzie ci tak
zimno.
Szed� wi�c �wi�ty Franciszek
za bratem Paw�em. Brat Pawe�
ponownie zwr�ci� si� do niego:
- Ojcze �wi�ty, we� m�j
p�aszcz i owi� si� nim przed
zimnem. Ja jestem m�ody i silny
i nie zmarzn�.
Ale �wi�ty Franciszek
odpowiedzia� mu:
- Nie, nie zdejmuj p�aszcza.
Zobaczysz, �e B�g zatroszczy si�
o nas.
Nied�ugo potem zobaczyli
id�cego im naprzeciw cz�owieka.
Wygl�da� bardzo zamo�nie. Mia�
na sobie ci�ki, ca�kiem nowy
p�aszcz.
M�czyzna zatrzyma� si� na
widok braci i od razu pozna�
�wi�tego Franciszka.
- Jestem ju� prawie w domu -
zwr�ci� si� do niego. - Prosz�
ci�, we� m�j nowy p�aszcz i
os�o� si� nim przed zimnem.
�wi�ty Franciszek podzi�kowa�
mu:
- Jestem biedny i nie mog�
nosi� takiego p�aszcza, ale
poniewa� dobry B�g ci� tu
przys�a�, po�ycz� go od ciebie.
Gdy tylko b�d� m�g�, natychmiast
oddam.
- Niech i tak b�dzie - zgodzi�
si� m�czyzna.
Zdj�� z ramion nowy p�aszcz i
otuli� nim �wi�tego Franciszka,
po czym oddali� si� zadowolony,
�e spe�ni� dobry uczynek.
Bracia w�drowali dalej drog�.
Brat Pawe� przodem, Franciszek
za nim.
�wi�ty Franciszek odezwa� si�:
- Teraz nie jest mi ju� zimno.
Widzisz, jaki dobry jest Pan
B�g.
- Pan B�g nie zapomina o
swoich biedakach - odpowiedzia�
brat Pawe�.
Szli powoli dalej. Nagle
us�yszeli beczenie owiec i
niebawem zobaczyli pasterza,
kt�ry ni�s� na targ dwa baranki.
Przewieszone przez rami�, nogi
mia�y zwi�zane i rozpaczliwie
becza�y.
S�ysz�c ich beczenie, �wi�ty
Franciszek wzruszy� si�
serdecznie. Podszed� i pog�aska�
je, tak jak matka g�aszcze
p�acz�ce dzieci. Spyta�
pasterza:
- Dlaczego tak m�czysz braci
moich, baranki, i niesiesz je
zwi�zane i przerzucone przez
rami�?
- Nios� je na targ, na
sprzeda� - odpar� wie�niak.
�wi�ty Franciszek pyta� go
dalej:
- Co si� potem stanie z tymi
barankami?
Pasterz wyt�umaczy� mu:
- Ci, co je kupi�, zabij� je i
zjedz�.
S�ysz�c to �wi�ty Franciszek
zawo�a� ze zgroz�:
- Przenigdy! We� jako zap�at�
ten nowy p�aszcz i daj mi
baranki.
Pasterz ch�tnie zgodzi� si� na
t� zamian�, bo p�aszcz mia� du�o
wi�ksz� warto�� ni� dwa ma�e
baranki. Pozby� si� wi�c ich bez
�alu, wzi�� p�aszcz i ruszy� w
drog� powrotn� zadowolony, �e
zrobi� dobry interes.
Wzi�wszy baranki na r�ce,
�wi�ty Franciszek zacz�� si�
zastanawia�.
- A jak teraz, bracie Pawle,
zdob�dziemy dom i jedzenie dla
naszych braci barank�w?
Brat Pawe� odpowiedzia�:
- NIe mo�emy ich zatrzyma�.
Radz� ci odda� je w�a�cicielowi,
pod warunkiem, �e ich nie
sprzeda, �e b�dzie je karmi� i
troskliwie chowa�.
- Masz racj� - przyzna� �wi�ty
Franciszek. - Zawo�aj go szybko
z powrotem.
I �wi�ty Franciszek odda�
baranki pasterzowi m�wi�c:
- Zostawi� ci te baranki, ale
musisz mi obieca�, �e nie
sprzedasz ich na targu i b�dziesz
si� o nie troszczy�. Mo�esz te�
zatrzyma� nowy p�aszcz. Pasterz
zgodzi� si� z najwi�ksz� ch�ci�,
bez chwili wahania. Zabra�
baranki i ruszy� w drog�
powrotn� do domu, my�l�c przy
tym:
- To dopiero dobry interes! Za
nic dosta�em nowy p�aszcz!
A �wi�ty Franciszek i brat
Pawe� poszli w swoj� stron�.
Brat Pawe� przodem, �wi�ty za
nim.
Franciszek bardzo zmarz� w
starej po�atanej tunice, ale
by� szcz�liwy, �e uratowa�
�ycie dw�m stworzeniom Bo�ym. I
w sercu czu� ogromne ciep�o.
Rozgadane jask�ki
Pewnego razu �wi�ty Franciszek
poszed� z bratem Idzim wyg�osi�
kazanie w jednej z okolicznych
wiosek.
By� pi�kny wiosenny dzie�. Na
b��kitnym niebie a� roi�o si� od
jask�ek. Fruwa�y tam i z
powrotem, i co pewien czas
przelatywa�y nad sam� drog�.
Nurkowa�y ku ziemi, dziobkami
chwyta�y r�ne owady i zn�w
wzbija�y si� w g�r�, by zanie��
pokarm swoim male�stwom, kt�re
z szeroko otwartymi dziobkami
czeka�y w gniazdach kwil�c z
g�odu.
Kiedy �wi�ty Franciszek zjawi�
si� w wiosce, ludzie szybko
wybiegli z dom�w i zebrali si�
na rynku. Wszyscy chcieli
pos�ucha� tego, co im powie.
�wi�ty Franciszek mia� g�os
�agodny i pe�en s�odyczy, ale
niezbyt silny. Czasami zm�czony
m�wi� cicho i ludzie musieli
dobrze nastawia� uszu, by go
us�ysze� i zrozumie�.
Ale Franciszek m�wi� tak
pi�knie, �e podczas jego kazania
panowa�a absolutna cisza. NIkt
nie �mia� nawet kaszln��, �eby
nie uroni� ani s�owa. �wi�ty
stan�� na podwy�szeniu, �eby
ludzie lepiej go s�yszeli.
Zacz�� m�wi� i wszyscy
wstrzymali oddechy.
Ale pod b��kitnym niebem
jask�ki nadal przekrzykiwa�y
si� nawzajem. R�wnie� ich
piskl�ta w gniazdach uczepionych
rynien dom�w popiskiwa�y, jak
tylko potrafi�y najg�o�niej, bo
by�y bardzo g�odne.
Ptasia wrzawa zag�usza�a cichy
g�os �wi�tego Franciszka. Ludzie
zadzierali g�owy i gniewnie
spogl�dali na jask�ki.
Nagle �wi�ty przerwa� kazanie
i zwr�ci� si� do ptak�w:
- Siostry moje, jask�ki,
dajcie mi m�wi�. Teraz moja
kolej. Wy�cie si� ju� dosy�
nagada�y, wi�c p�ki nie sko�cz�,
s�uchajcie w milczeniu i spokoju
S�owa Bo�ego.
�wi�ty Franciszek m�wi� bez
cienia gniewu, nie podni�s�
nawet g�osu.
I nagle jask�ki
znieruchomia�y, a po chwili
odfrun�y i przysiad�y na
rynnach dach�w, ka�da tu� obok
swego gniazda. Wygl�da�y jak
uczennice, kt�re w czarnych
fartuszkach i bia�ych
bluzeczkach siedz� w szkolnych
�awkach.
R�wnie� jask�cze piskl�ta,
widz�c, �e mamy s� takie
spokojne, ucich�y i przesta�y
upomina� si� o jedzenie.
Wyobra�cie sobie zdumienie
wszystkich zebranych na placu. I
cho� �wi�ty Franciszek znowu
m�wi�, nie mogli uwa�a�. Byli
zbyt poruszeni. Coraz
cia�niejszym ko�em otaczali
�wi�tego.
- Uciszy� jask�ki! To cud! -
krzyczeli.
I robili wi�ksz� wrzaw� ni�
przedtem ptaki. Wszyscy chcieli
dotkn�� tuniki �wi�tego
Franciszka, a matki podnosi�y do
g�ry dzieci, by �wi�ty je
pob�ogos�awi�.
Na pr�no brat Idzi stara� si�
powstrzyma� cisn�cy si� do
Franciszka t�um.
- Odsu�cie si�! - wo�a�. -
Dajcie m�wi� �wi�temu
Franciszkowi. Jeste�cie gorsi
ni� jask�ki!
W ko�cu wrzawa ucich�a i
�wi�ty Franciszek m�g� sko�czy�
kazanie. A jask�ki przez ca�y
ten czas siedzia�y rz�dem na
rynnach, nieruchome, jakby
rozumia�y s�owa �wi�tego.
Kiedy Franciszek sko�czy�,
zwr�ci� si� do ptak�w:
- Siostrzyczki moje, teraz ju�
mo�ecie zaj�� si� waszymi
piskl�tami, kt�re czekaj� na
jedzenie.
I wszystkie jask�ki wzbi�y
si� do lotu i poszybowa�y w
r�nych kierunkach, przecinaj�c
b��kitne niebo.
A ich piskl�ta rozdziawia�y
gardzio�ka i podnosi�y wrzaw�,
jakby zn�w wo�a�y:
- Szybciej, szybciej, mamusiu
i tatusiu! Przynie�cie nam co�
do jedzenia, bo jeste�my bardzo
g�odne!
Uwi�ziony zaj�czek
Zaj�ce to bardzo p�ochliwe
zwierz�ta. Ledwo us�ysz�
najmniejszy szelest, a ju�
uciekaj�, by nikt ich nie
z�apa�. Dlatego w�a�nie Pan B�g
da� im takie d�ugie uszy, by z
daleka s�ysza�y ka�dy
najdrobniejszy nawet ha�as, i
szybkie �apy, by �atwo mog�y
ucieka�.
Pewna mama zaj�czyca mia�a
�licznego zaj�czka. Uczy�a synka
wszystkiego, co konieczne, by
m�g� d�ugo i szcz�liwie �y�.
Uczy�a go wi�c rozr�nia�
z�owieszcze ha�asy od zupe�nie
niegro�nych odg�os�w.
Zaj�czek siedzia� na tylnych
�apkach i pilnie s�ucha� lekcji
mamy.
Zaj�czek wyr�s� i w
poszukiwaniu smakowitych k�sk�w
biega� ju� po lesie sam, bez
mamy.
Pewnego dnia zobaczy� sid�a z
pyszn� przyn�t�.
- Co za smako�yk! - pomy�la�
zaj�czek, zupe�nie zapominaj�c o
przestrogach mamy.
Zrobi� krok do przodu, jeden
tylko krok, i pu�apka nagle si�
zatrzasn�a.
Wydarzy�o si� to tak szybko,
�e biedny zaj�czek nie zd��y�
si� nawet zorientowa�, �e wpad�
w sid�a. Szarpie si�, ale
pu�apka nie chce si� otworzy�.
Zaj�czek coraz bole�niej kaleczy
sobie uwi�zion� �apk�. Zaczyna
wi�c krzycze�, ile si� w
p�ucach:
- Mamo, mamo! Chod� tu szybko
i uwolnij mnie, bo nie mog� ju�
biega�. Co� mnie trzyma za
n�k�!
Ale mama zaj�czyca by�a
daleko. Przestrzeg�a zaj�czka
przed wszelkimi
niebezpiecze�stwami i pe�na
zaufania do synka pozwala�a mu
biega� samemu po lesie.
Wo�ania zaj�czka us�ysza�
natomiast my�liwy, kt�ry
zastawi� pu�apk�. Przyszed�
wi�c, wypl�ta� zaj�czka z side�,
zwi�za� mu sznurkiem �apy,
przewiesi� go sobie przez rami�
i ruszy� w drog� powrotn� do
domu.
Id�c przez las spotka� dw�ch
braci, kt�rzy szli do �wi�tego
Franciszka. Jeden brat rzek� do
drugiego:
- Popatrz, my�liwy. Popro�my
go, by da� nam zaj�czka, to
b�dziemy mieli prezent dla
�wi�tego Franciszka.
Bracia podeszli do my�liwego i
poprosili:
- Znasz z pewno�ci� �wi�tego
Franciszka. Dobrze by�oby, gdyby
m�g� zje�� troch� mi�sa. Czy
m�g�by� ofiarowa� nam tego
zaj�ca, kt�rego niesiesz na
ramieniu?
My�liwy, kt�ry bardzo kocha�
�wi�tego Franciszka, wzi��
zaj�ca i ch�tnie odda� go
braciom. Bracia zanie�li
zaj�czka Franciszkowi, kt�ry
modli� si� w grocie.
Po�o�yli zaj�czka �wi�temu na
kolanach i powiedzieli:
- Ojcze �wi�ty, przynie�li�my
ci zaj�czka. Je�li chcesz,
oprawimy go i przygotujemy dla
ciebie piecze�.
Ale �wi�ty Franciszek rzek� im
na to:
- Bracia moi, mam nadziej�, �e
to nie wy schwytali�cie to
biedne stworzenie Bo�e. Czy nie
widziecie, jak ca�y dr�y? Ma
spuchni�t� �apk�. Czy nie
s�yszycie, jak rozpaczliwie wo�a
mam�? Rozwi��cie natychmiast
sznurek, kt�rym jest skr�powany.
Dwaj bracia nie s�yszeli
p�aczu zaj�czka, ale pos�uszni
�wi�temu Franciszkowi uwolnili
go.
Byli przekonani, �e
natychmiast, ile si� w nogach,
zerwie si� do skoku i czmychnie,
ale zaj�czek nadal siedzia� na
kolanach �wi�tego Franciszka
wtulony w fa�dy jego tuniki i
wcale nie mia� zamiaru ucieka�.
�wi�ty g�aska� mu uszy i g��wk�
i t�umaczy�:
- Bracie m�j, zaj�czku,
dlaczego da�e� si� z�apa�?
Uciekaj teraz, bo mama na pewno
ju� ci� szuka i bardzo si�
niepokoi.
M�wi�c to Franciszek
delikatnie po�o�y� zaj�czka na
ziemi, ale zwierz�tko, kic,
znowu wskoczy�o mu na kolana.
Bracia nie wierzyli w�asnym
oczom. Stali z otwartymi ustami,
a w r�ku nadal trzymali
niepotrzebny ju� sznurek.
�wi�ty Franciszek g�aska�
zaj�czka i m�wi�:
- Bracie zaj�czku, rozkazuj�
ci, uciekaj!
I po raz drugi postawi�
zaj�czka na ziemi. Ale zaj�czek
zn�w wskoczy� na kolana
�wi�tego.
Wtedy Franciszek poprosi�
braci:
- Zanie�cie zaj�czka na skraj
lasu.
Bracia spe�nili oczywi�cie
pro�b� i tym razem zaj�czek
pobieg� do lasu, gdzie czeka�a
ju� na niego zaniepokojona mama.
Kula� troch�, bo bola�a go
spuchni�ta �apka.
Nim znikn�� w g�stwinie,
odwr�ci� si� jeszcze do �wi�tego
Franciszka i g��wk� i uszami
poruszy� tak, jakby obiecywa�,
�e ju� nigdy nie b�dzie
niepos�uszny.
Ucieczka kr�lika
�wi�tego Franciszka i brata
Leona zmrok zasta� na drodze.
- Ojcze, nie mo�emy i�� dalej.
Niebawem zapadnie noc i nie
b�dziemy nawet widzieli, gdzie
stawiamy nogi - powiedzia� w
pewnej chwili brat Leon.
- Masz racj�, synu -
odpowiedzia� �wi�ty. - Czy
widzisz tamt� chat�? P�jdziemy
tam i w imi� Najwy�szego
poprosimy o go�cin� na noc.
W chacie mieszka�a stara
gburowata wie�niaczka. NIe zna�a
�wi�tego Franciszka i mia�a si�
na baczno�ci przed nieznajomymi
pielgrzymami. Przywita�a wi�c
braci nieprzyja�nie:
- W domu nie ma miejsca.
Mo�ecie najwy�ej, je�eli wam to
odpowiada, sp�dzi� dzisiejsz�,
ale tylko dzisiejsz�, noc w
oborze. Nie ma tam kr�w.
Mieszkam sama i nie mog�abym si�
nimi zajmowa�.
Szykowali si� wi�c bracia do
sp�dzenia nocy w malutkiej i
wilgotnej oborze. Podzi�kowali
Bogu, po czym brat Leon u�o�y�
si� na wi�zce siana i od razu
zasn��. �wi�ty Franciszek
natomiast, nim po�o�y� si� spa�,
d�ugo jeszcze modli� si� do
Boga.
W k�cie obory sta�a ciasna i
cuchn�ca klatka z bielutkim
kr�likiem o czerwonych �agodnych
i smutnych oczach.
Rankiem nast�pnego dnia, gdy
tylko wzesz�o s�o�ce, bracia
wyszli z obory przecieraj�c
oczy. Co za wspania�y wiosenny
dzie�! Przed cha�up� zobaczyli
skrawek �wie�ej trawy, na kt�rej
perli�a si� rosa.
Wie�niaczka by�a ju� na nogach
i czerpa�a wod� ze studni.
�wi�ty Franciszek grzecznie si�
do niej zwr�ci�:
- Dzi�kujemy za t� noc. Ale
prosz�, powiedz mi, dlaczego
trzymasz kr�lika zamkni�tego w
oborze?
Wie�niaczka burkn�a:
- A gdzie powinnam go trzyma�,
mo�e w kuchni?
�wi�ty Franciszek bardzo
uprzejmie m�wi� dalej:
- To biedne zwierz�tko nigdy
chyba nie widzia�o s�o�ca. Na
pewno by�oby szcz�liwe, gdyby
mog�o troch� pobiega� po ��ce.
Kobiecie a� wiadro wpad�o do
studni, sama za� wzi�a si� pod
boki i gniewnie spyta�a:
- A c� wy, biedni
braciszkowie, wiecie o
zwierz�tach? Gdybym wypu�ci�a
kr�lika na wolno��, zaraz by
uciek�.
- Obiecuj� ci - zapewni�
�wi�ty Franciszek - �e nie
ucieknie.
- Chcia�abym to zobaczy� -
kobieta z pow�tpiewaniem
potrz�sn�a g�ow�. - Ale je�li
ucieknie, por�biecie mi siekier�
ca�y ten stos drewna.
- Dobrze - z u�miechem zgodzi�
si� �wi�ty Franciszek. - Bracie
Leonie, przynie� tu kr�lika.
Brat Leon pobieg� do obory i
po chwili wr�ci� z kr�likiem,
kt�rego trzyma� za uszy.
- Ostro�nie, ostro�nie -
prosi� �wi�ty. - Daj mi go.
�wi�ty trzyma� przera�one i
dr��ce ze strachu zwierz�tko w
ramionach. D�ugo je g�aska�, po
czym ostro�nie po�o�y� na trawie
na skraju ��ki.
Kr�lik urodzi� si� i wychowa�
w klatce. Nigdy nie widzia�
��ki. Pow�cha� traw�, zanurzy� w
niej pyszczek i po chwili
czmychn�� prosto przed siebie.
Kobieta krzykn�a:
- No i przepad�! Czy� nie
m�wi�am? Straci�am kr�lika!
Ale kr�lik przebieg�szy ��k�
wzd�u� i wszerz, wr�ci�. I
zdyszany, ale szcz�liwy,
przycupn�� u st�p �wi�tego.
Wie�niaczka nie mog�a si�
nadziwi�, a �wi�ty Franciszek
zwr�ci� si� do niej:
- Prosz� ci�, dobra kobieto,
by� codziennie pozwala�a bratu
kr�likowi pobiega� troch� po
��ce.
I kobieta pokornym tonem
szybko wyszepta�a:
- Obiecuj� ci, obiecuj�!
- Teraz za� - rzek� �wi�ty
Franciszek do brata Leona - nim
ruszymy w dalsz� drog�, we�miemy
siekiery i nar�biemy drew tej
dobrej kobiecie.
Historia nowej tuniki
�wi�tego Franciszka
Tego dnia �wi�ty Franciszek
szed� z bratem Paw�em do miasta
Osimo. Gdy w�drowali drog�
wiod�c� przez ��ki, zobaczyli
pasterza i du�e stado baran�w i
k�z, w�r�d kt�rych