2240

Szczegóły
Tytuł 2240
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2240 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2240 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2240 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

George Bidwell �ab�d� z Avonu Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1991 Prze�o�y�a Anna Bidwell. T�oczono w nak�adzie 10 egz. pismem punktowym dlaniewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9. Pap. kart. 140 g kl. III_B�, Przedruk z Wydawnictwa "Nasza Ksi�garnia" Pisa�a Katarzyna Jurczyk Korekty dokona�y: B. Krajewska i K. Kruk Przedmowa Og�lnie wiadomo, �e do naszych czas�w przetrwa�a znikoma ilo�� dokument�w �r�d�owych dotycz�cych �ycia Williama Szekspira. Nie pozostawi� �adnego diariusza, list�w ani notatek czy wskaz�wek scenicznych do sztuk. Nie przygotowa� osobi�cie do druku ani jednego tomu swoich dramat�w i poezji, jak na przyk�ad wsp�czesny mu dramaturg, o kilka lat m�odszy Ben Jonson. Metryka chrztu, wpis w rejestrze ko�cielnym o maj�cym si� odby� ma��e�stwie Williama Szekspira (Shaxpere'a) z Ann� Whateley, drugi wpis z dat� nast�pnego dnia, o ma��e�stwie tego samego m�odzie�ca (pisownia nazwiska tym razem: Shaxpear) z Ann� Hathaway, kilka dokument�w dotycz�cych nabycia nieruchomo�ci, kilka wzmianek, pochlebnych lub krytycznych, we wsp�czesnym pi�miennictwie i wreszcie testament. Oto w�a�ciwie wszystko, na czym mo�e si� oprze� biograf. Dlatego te�, chocia� ca�y �wiat zna szekspirowskie dramaty, ma�o kto jest w stanie uzmys�owi� sobie Szekspira_cz�owieka i jego �ycie. Biografie wielkiego dramaturga s� zazwyczaj hipotetyczne i w �cis�y, naukowy spos�b wyszczeg�lniaj� r�norakie mo�liwo�ci, dotycz�ce tego czy innego okresu jego �ycia. W g�szczu tych mo�liwo�ci - gdzie jedni szekspirolodzy sk�aniaj� si� ku jednej alternatywie, inni ku innej - gubi si� i znika posta� cz�owieka �ywego. Wielu wybitnych specjalist�w pow�tpiewa, czy Szekspir rzeczywi�cie o�eni� si� z Ann� Hathaway. Mo�e raczej z Ann� Whateley; niekt�re zn�w poszlaki zdaj� si� wskazywa�, �e chodzi o jedn� i t� sam� osob�. Czarnej Damy z sonet�w nie zidentyfikowano po dzi� dzie�. W roku 1963 ukaza�a si� naukowo udokumentowana biografia, pi�ra s�ynnego angielskiego historyka, znawcy czas�w el�bieta�skich, w kt�rej autor oznajmia, �e rozstrzygn�� definitywnie tajemnic� osoby patrona i przyjaciela Szekspira - by� nim m�ody hrabia Southampton. W odpowiedzi na t� biografi� wybitny angielski szekspirolog o�wiadczy� natychmiast, r�wnie autorytatywnie, �e patronem i przyjacielem wcale nie by� Southampton, lecz hrabia Pembroke. Jak wi�c doj�� do zrozumienia cz�owieka, kt�rego czcimy jako najwi�kszego dramaturga wszystkich czas�w? Uzna�em, �e najlepszym rozwi�zaniem b�dzie po��czenie sk�pego, ale pewnego materia�u �r�d�owego z tym, co mo�na jako materia� autobiograficzny zaczerpn�� z tw�rczo�ci Szekspira. Autor zbeletryzowanej biografii mo�e w�wczas korzysta� z prerogatywy pos�ugiwania si� wyobra�ni� i cho�by najprostsz� interpretacj� psychologiczn�, by pokusi� si� o wyja�nienia, kt�re nie s� dozwolone biografowi_naukowcowi, bo ten zobowi�zany jest przedstawi� r�wnie� inn� alternatyw� lub, po rozwa�eniu wszelkich mo�liwo�ci, uzna� problem za nierozwi�zaln� tajemnic�, jedn� z wielu w �yciu Szekspira. Tego rodzaju zbeletryzowan� biografi� oddaj� do r�k czytelnik�w. Ka�dy incydent, ka�dy aspekt charakteru ma podstaw� - chocia�by pod postaci� najkr�tszej wzmianki - w czym�, co jest wiadome o Szekspirze. Ale do os�awionych spornych problem�w i tajemnic zastosowa�em te same zasady interpretacji, kt�re stosuje si� przy pisaniu powie�ci do fikcyjnych bohater�w - twor�w wyobra�ni i obserwacji autora. Fakt�w stara�em si� nie przeinacza�. Natomiast �wiadomie korzysta�em z licencji poetyckiej, interpretuj�c fakty i wskaz�wki autobiograficzne z tw�rczo�ci Szekspira; �wiadomie wybiera�em mi�dzy mo�liwo�ciami, kt�rych wyboru do tej pory nie przeprowadzi�a nauka. Je�li w rezultacie czytelnik niniejszej ksi��ki zyska ja�niejsze wyobra�enie o Szekspirze na tle jego czas�w, o Szekspirze �ywym, z krwi i ko�ci, o jego s�abo�ciach i sile, z�ych i dobrych cechach, m�dro�ci i szale�stwie - kt�rym podlegaj� nawet ludzie genialni - wysi�ek m�j nie p�jdzie na marne. Autor Prolog By� dzie� �wi�tego Jerzego Roku Pa�skiego 1611. M�czyzna w �rednim wieku i m�oda dziewczyna przystan�li patrz�c na flag� z patronem Anglii, powiewaj�c� na ratuszu miasta Stratford nad Avonem. Oczy m�czyzny, podkr��one, na wp� przys�oni�te ci�kimi, z lekka opuchni�tymi powiekami, zdradza�y znu�enie; twarz, poznaczona g��bokimi zmarszczkami, �wiadczy�a o trudnych do�wiadczeniach �yciowych i mo�e o niedawno przebytej chorobie. Ale pomimo znu�enia trzyma� si� prosto i wygl�da� okazale w ciemnym, bogato haftowanym kaftanie, widocznym pod adamaszkowym p�aszczem; a gdy si� spojrza�o na dziewczyn� w czarnej, aksamitnej narzutce, bardzo szczup�� i zgrabn�, o jasnej cerze i ciemnych, �ywych oczach - podobie�stwo tych dwojga przykuwa�o uwag�. Te same regularne �uki brwi, ostro rze�bione nozdrza, czysto zarysowany podbr�dek. - Chod�, ojczulku, chc� ci kupi� par� �adnych r�kawic. U�miechn�� si� do niej, zdradzaj�c w tym u�miechu g��bokie, serdeczne przywi�zanie. - Twoja matka nie pami�ta�a, �e to dzi� moje urodziny - rzek�. Po�o�y�a na jego ramieniu r�k� o d�ugich, cienkich palcach, w jasno��tej r�kawiczce. - Mo�e i ty rzadko kiedy dawa�e� jej pow�d, by serdecznie o tobie my�la�a i pami�ta�a? - powiedzia�a z odcieniem wyrzutu, ale zarazem spojrza�a na niego ze zrozumieniem i mi�o�ci�. - Celny strza� - przyzna�. - Ale czy ty nie za ma�o wiesz o sprawach, w kt�rych zabierasz g�os? - Chcia�abym wiedzie� wi�cej - odrzek�a. Stratford, dostatnie miasteczko targowe, le�a�o na skrzy�owaniu ruchliwych szlak�w - z Warwick do Gloucester i z Banbury do Worcester. Przepyszne wi�zy i jesiony zaczyna�y si� zieleni� na tle pi�knego, przyozdobionego z�oceniami ratusza, wysokich wie�, krytych budynk�w hal targowych. �wi�to patrona Anglii nie by�o powodem do przerwania handlu. Muzykant przygrywa� na skrzy�owaniu ulic, przekupie� przeciska� si� w gwarnym t�umie, nawo�uj�c m�odzie�c�w, by kupowali koronki i wst��ki dla swoich ukochanych. Na ulicy Owczej t�oczy�y si� we�niste stada, a w�r�d nich kr��yli kupcy, powa�nie kiwaj�c g�owami. Ulica Drzewna zapchana by�a s�gami polan, przywiezionych z lasu. Konie sta�y uwi�zane do s�up�w w pobli�u ko�cio�a. W trzech ober�ach na ulicy Mostowej - "Pod Nied�wiedziem", "Pod �ab�dziem" i "Pod Anio�em" - piwo p�yn�o strumieniami. Z dziedzi�c�w dolatywa�y nag�e wybuchy oklask�w i ochryp�e g�osy m�czyzn, kt�rzy przypatrywali si� krwawym walkom kogut�w. I wci�� nadje�d�a�y nowe �adowne wozy, nadchodzi�y nowe stada zwierz�t przez most u wylotu ulicy - most, kt�ry by� dum� Stratfordu: dwunastoma �ukami spinaj�cy brzegi rzeki Avon, wybudowany przed przesz�o stu laty na zlecenie i kosztem Sir Hugha Cloptona, kt�ry ubogim ch�opcem opu�ci� rodzinny Stratford, a wr�ci� z Londynu jako zamo�ny kupiec. Ojciec i c�rka przystan�li przed halami targowymi. - Niejedn� par� r�kawic sprzeda�em tutaj - powiedzia� ojciec, gdy dziewczyna ogl�da�a jedn� po drugiej r�kawiczki, kt�re jej pokazywa� sprzedawca. - Tu w�a�nie tw�j dziadek mia� sw�j kram. Pi�knie wykonane by�y te r�kawice. Dzi� takich ju� si� nie widuje. Za moich m�odych lat - to by�y r�kawice... Sprzedawa� te� mi�ciutko wyprawione safiany. - Jak ci si� te podobaj�, ojczulku? - zapyta�a dziewczyna podaj�c mu par� sk�rkowych, br�zowych r�kawic z kr�tkimi mankietami wyko�czonymi bia�� fr�dzl�. Nie interesowa�a si� szczeg�lnie losami swego dziada. Ka�dy w Stratfordzie zna� jego histori�. Gdyby tak mog�a dowiedzie� si� czego� wi�cej o przygodach ojca! - Moje dziecko, s� �liczne - odrzek�. - Widzisz, nie mam dzi� r�kawic, chocia� jest ch�odno. W�o�� je od razu; patrz, le�� jak ula�! Przybra� bohatersk� poz�, jedn� ur�kawiczon� r�k� opieraj�c na biodrze, drug� unosz�c w g�r�. - Hamlet na tarasie Elzynory! - za�mia�a si� dziewczyna. - Ca�e szcz�cie, �e kapelusz skrywa moj� �ysin� - zauwa�y� dotykaj�c brzegu szerokoskrzyd�ego kapelusza o wysokiej g��wce z bobrowego futra. Odst�pi� o krok, sk�oni� si� i przybieraj�c wyraz przestraszonego niedowierzania, zacz�� deklamowa� d�wi�cznym g�osem: "Ojcze m�j, w�adco Danii, odpowiadaj!@ Nie pozostawiaj mi� w nie�wiadomo�ci!@ Powiedz, dlaczego �wi�te ko�ci twoje,@ na wieki w trumnie z�o�one, przebi�y@ �miertelny ca�un; dlaczego grobowiec,@ w kt�ry widzielim ci� zst�puj�cego,@ podni�s� swe ci�kie marmurowe wieko,@ �eby ci� wr�ci� ziemi?"@ (Wszystkie przek�ady wed�ug wydania "Dzie� dramatycznych" Szekspira, Piw 1958.) Dziewczyna klasn�a w d�onie. Sprzedawcy przy��czyli si� do oklask�w. - �wietnie powiedziane! Doskonale, panie Will! Jeszcze, jeszcze! - Co, �eby mnie pan burmistrz aresztowa� kaza� za brewerie i spro�no�ci! - Istotnie, dooko�a robi�o si� ju� zbiegowisko. - Zapominacie, �e nasi miejscowi dygnitarze zabronili kompaniom aktorskim zabawia� was przedstawieniami. Inaczej bywa�o przed czterdziestu laty, gdy by�em jeszcze smarkaczem. Aktor�w witano rado�nie. Ale pod�wczas purytan�w by�o ma�o i nie mieli takich wp�yw�w. - Ha�ba im! - krzykn�� kt�ry� z kramarzy. - Nasz krajan to s�awny aktor i autor sztuk - dorzuci� jaki� strojny m�odzian. - Dajcie spok�j, ja zawsze by�em po stronie prawa i �adu. Do widzenia, przyjaciele, �ycz� wam wszelkiej pomy�lno�ci! Chod�, moje dziecko. Ojciec i c�rka poszli ulic� Mostow�, kt�ra dzieli�a si� na G�rn� i Doln�, i skr�cili w ulic� Henley. - Prawd� powiedziawszy, sztuki te� bywa�y inne za moich m�odych lat - rzek� ojciec. - Najcz�ciej grywano moralitety, w kt�rych wyst�powa�y takie postacie, jak Duma, Zbytek, Niewierno��, �wiadomo�� Grzechu. A ka�da zbrodnia zawsze by�a ukarana na ko�cu. �adna matka nie mia�a nic przeciwko temu, by jej ch�opiec przypatrywa� si� tym widowiskom. - Ten zakaz dawania przedstawie� w Stratfordzie tak mnie z�o�ci, �e nawet m�wi� o tym spokojnie nie mog� - rzek�a dziewczyna kr�c�c w irytacji g�ow�, a� zadygota� bia�y czepeczek. - To samo dzieje si� w wielu miastach w ca�ej Anglii - doda� ojciec. Na ulicy Henley doszli do pi�knego domu o harmonijnych proporcjach, z pruskiego muru na kamiennej podbudowie. Mi�dzy ciemnymi, d�bowymi belkami ja�nia�y bielone �ciany; na drugim pi�trze widnia�y okienka facjatek w �cianach szczytowych, a we wszystkich oknach po�yskiwa�y drobne, oprawne w o��w szybki. - Dom, w kt�rym si� urodzi� wielki cz�owiek - odezwa�a si� dziewczyna z �obuzerskim u�miechem. - Zachowaj we wszystkim umiar - skarci� j� ojciec, ale r�wnie� z u�miechem i zdj�wszy kapelusz w bardzo niskim uk�onie, dorzuci�: - Dom, w kt�rym si� urodzi�a moja czaruj�ca c�rka. - Komplementy od rodzonego ojca - za�mia�a si�. - Musia�y ci te twoje urodziny do g�owy uderzy� jak wino. Idziemy do domu? - O, nie! Musimy koniecznie wst�pi� do ciotki Joanny. Moja kochana siostrunia nigdy by nie darowa�a, gdybym jej dzi� nie odwiedzi�. O pi�� lat m�odsza od brata Joanna Hart, �ona kapelusznika, by�a okr�glutka, rumiana i zawsze pogodna. Wyca�owa�a serdecznie go�ci, w urodzinowym podarunku ofiarowa�a modn� lask�, pocz�stowa�a bratanic� s�odyczami w�asnego wypieku i postawi�a pojemny kufel piwa przed bratem, kt�ry przechadza� si� tam i z powrotem po wyk�adanej kamiennymi p�ytami posadzce obszernej bawialni; chodzi� drobnymi, chwiejnymi kroczkami, z min� z lekka wzgardliw�, podkr�caj�c ko�ce w�sik�w palcami lewej r�ki, a praw� z przesadn� wytworno�ci� wywijaj�c lask�. - Patrz, ciociu! Malwolio z "Wieczoru Trzech Kr�li"! - zawo�a�a dziewczyna, a ojciec potwierdzi� jej domys�, m�wi�c: "Jedni rodz� si� wielkimi; inni w pocie czo�a do wielko�ci przychodz�; jeszcze innych wielko�� szuka sama." - Zawsze bywa� troch� dziwny w dzie� swoich urodzin - zauwa�y�a Joanna pob�a�liwie. - Judytko, kochanie, spr�buj tego ciasteczka! - Wy�mienite! - m�wi�a dziewczyna chrupi�c ciastko. - A je�li bywa zawsze taki w dzie� swoich urodzin, chcia�abym, �eby codziennie by�y mego najdro�szego ojca urodziny! - Urodziny! Urodziny! - powiedzia� solenizant i ustawiwszy lask� w rogu bawialni, usiad� wygodnie. - Zebra�o mi si� na wspomnienia. Czy pami�tasz, Joanno, naszych s�siad�w z czas�w, gdy�my byli dzie�mi: starego Wedgwooda, krawca, kt�ry o�eni� si� tu, w Stratfordzie, a pono� mia� gdzie� drug� �on�? A w g�rze ulicy �awnik Whateley - bardzo szanowny jegomo��, ale wiem z pewno�ci�, �e pomaga� si� ukrywa� dw�m swoim braciom, kt�rzy byli katolickimi ksi�mi... Jego pszczo�y porz�dnie mnie kiedy� poci�y, gdy chcia�em im troch� miodu podebra�... A ni�ej nad strumieniem - ku�nia Hornby'ego... - Jakie ty b�ahostki pami�tasz, Will! - pokiwa�a g�ow� siostra. - Wiesz, musz� - odpar�. - Nigdy nie mia�em obfito�ci klasycznych cytat�w na ko�cu j�zyka, by zapycha� dziury w moich sztukach. Musia�em pos�ugiwa� si� tym, co widzia�em i co zapami�ta�em. A, jak si� zdaje, ludziska lubili takie szczeg�y z codziennego �ycia, jakie czerpa�em w�a�nie z moich stratfordzkich wspomnie�. A wi�c stary Wedgwood i Hornby. Pami�tam jednego z no�ycami w r�ku, stoj�cego przed ku�ni� drugiego i plotkuj�cego zawzi�cie, i przypomnia�o mi si� to, gdy pisa�em "�ycie i �mier� kr�la Jana": "Tak, z m�otem w r�ku kowala widzia�em,@ sta�, a �elazo styg�o na kowadle,@ on za� po�yka� rozdziawion� g�b�@ nowiny krawca, kt�ry z no�ycami@ i miar� w r�ku, w pantoflach w�o�onych@ w strasznym po�piechu na przeciwne nogi,@ wylicza� zbrojne tysi�ce Francuz�w,@ szykiem bojowym w Kent ju� ustawione."@ Joanna znowu potrz�sn�a g�ow� w koronkowym czepeczku. - Doprawdy, nie wiem, jak ty to robisz - wyzna�a. - To brzmi tak �adnie, ale je�li ktokolwiek z nas spr�bowa�by powt�rzy� rzecz w�asnymi s�owami, by�aby zwyczajnie nudna. Ale ty zawsze potrafi�e� zgrabnie rymy sk�ada�. Pami�tam, by�am takim ma�ym szkrabem, kiedy napisa�e� wiersz dla mnie. Ach, Willu, jakie to dawne czasy! - Je�li podliczy� minione zdarzenia... tak, to by�o dawno - odrzek� jej brat spogl�daj�c w zamy�leniu na belki sufitu. Ojciec nie jest w�a�ciwie bardzo urodziwy - rozmy�la�a dziewczyna - ale bez w�tpienia ma interesuj�c� twarz, nawet w jej oczach, a ona przecie� przywyk�a do niego. To sklepione wysoko czo�o, spojrzenie bystre, wszystko widz�ce, wargi wra�liwe, nawet zmys�owe, wygi�te w "�uk Kupidyna", rysy wyraziste, ruchliwe, tak szybko uk�adaj�ce si� w �lad za u�miechem czy b�yskiem w oczach. Oczywi�cie, na tym jego urzekaj�cy urok polega� - po��czenie inteligencji oczu i czo�a ze zmys�owo�ci� ust. U�miechn�a si� do swoich my�li: g�rna cz�� twarzy nale�a�a do autora, dolna - do aktora. Opu�ciwszy go�cinny dom na ulicy Henley, ojciec i c�rka przeszli znowu przez rynek, odpowiadaj�c na wiele serdecznych powita�, a czasem na sztywne uk�ony umiarkowanych purytan�w i u�miechem kwituj�c odwracaj�ce si� g�owy najbardziej rygorystycznych spo�r�d nich. Wyczulonych uszu Judyty dolecia�y ochryp�ym szeptem wypowiadane s�owa jakiej� bezz�bnej staruchy, plotkuj�cej z drug�: - On podobno w tym Londynie... kobiety... gorzej ni� stary kr�l Harry (mowa tu o kr�lu Henryku VIII)... a ta biedna �ona... tyle czasu w�a�ciwie bez m�a! Kieruj�c si� w stron� domu, szli ulic� Wysok�, gdzie mie�ci�y si� kamienice najzamo�niejszych kupc�w i mieszczan. Wiele z tych dom�w odbudowano niedawno, w latach 1594 i 1595, po wielkich po�arach. Wydawa�y si� cz�stokro� wspanialsze w nowej szacie - z wysuni�tymi ponad ulic� wykuszami, ozdobione p�askorze�bami - pi�kniejsze od tych, kt�re ojciec Judyty pami�ta� z czas�w swej m�odo�ci. Oto w tym domu mieszkali Quineyowie, b�awatnicy z dziada pradziada. Richard Quiney zmar� w roku 1602 wskutek rany odniesionej w zwadzie na jarmarku. A tu by� sklep, w kt�rym Bayntonowie sprzedawali wszystko - od g��w cukru do prochu strzelniczego. Philip Rogers, aptekarz, mia� zwyczaj zachwala� specyfiki, pochodz�ce - jak podkre�la� z doskona�ym wyczuciem atrakcyjnej dla kupuj�cego nowo�ci - z Nowego �wiata. I Henry Walker te� tutaj mieszka� - jego syn William by� chrze�niakiem ojca Judyty i po nim otrzyma� imi�. Szli w milczeniu; starszy m�czyzna pogr��y� si� we wspomnieniach, dziewczyna spogl�da�a na niego z ukosa, pr�buj�c odgadn�� my�li ojca. Pochwyciwszy jej spojrzenie, u�miechn�� si� z czu�o�ci�. Urodzona z kobiety, kt�rej nie kocha�, ta c�rka sta�a si� jednak jego idea�em kobieco�ci i wdzi�ku; piel�gnowa�a go w chorobie przed paru laty i wyleczy�a nie tyle specyfikami doktor�w, ile czu�� troskliwo�ci� i opiek�, kt�rych tym bardziej potrzebowa�, �e choroba jego pochodzi�a przede wszystkim z przepracowania. Weszli w ulic� Ko�cieln�, gdzie na rogu Owczej znajdowa� si� ratusz. Tu odbywa�y si� narady �awnik�w i tu mie�ci�a si� szko�a, zwana "gramatyk�". Na nast�pnym rogu sta� ich dom, New Place, najwi�kszy w ca�ym Stratfordzie, cofni�ty nieco w g��b od ulicy, z dziedzi�cem od frontu i ogrodami oraz budynkami gospodarczymi od ty�u. Jak most o dwunastu �ukach, tak i ten dom kaza� zbudowa� Sir Hugh Clopton na sw�j w�asny u�ytek. - Ty te� wyjecha�e� ze Stratfordu ubogim i nieznanym m�odzikiem, ojczulku, a wr�ci�e�... - Nie zdobywszy tak wielkiej fortuny, jak Sir Hugh - przerwa� ojciec. - Ale dostateczn�, by kupi� New Place - przypomnia�a. - Jeszcze jako wyrostek marzy�em, �eby w tym domu zamieszka� - wyzna�. - A p�niej, gdy je�dzi�em wzd�u� i wszerz Anglii z kompani� aktorsk�, doszed�em do wniosku, �e �adne miasto tak mi do serca nie przypada, jak w�a�nie Stratford. Czasem si� zastanawia�em: czy to umi�owanie rodzinnego partykularza, czy takie szcz�cie, �e przyszed�em na �wiat we w�a�ciwym mie�cie? Popatrzmy na morw�, nim wejdziemy. By� szczeg�lnie dumny z tego drzewka, kt�re zasadzi� w�asnor�cznie przed dwoma laty - jedna morwa w ca�ej okolicy! Ros�o dobrze, w miejscu starannie wybranym, os�oni�tym od wiatru, z po�udniow� wystaw�. Ale dzi� my�li jego szybko odbieg�y od drzewka. Rzek�: - Moi towarzysze z teatru pozak�adali sobie ogniska domowe w Londynie, tam pracuj�, mieszkaj� i dorabiaj� si�. Dla mnie Londyn by� tylko czym� przej�ciowym. Zawsze marzy�em o dniu, kiedy nazbieram do�� pieni�dzy, by m�c �y� w Stratfordzie. Ju� czterna�cie lat mija, od kiedy kupi�em New Place. A teraz wreszcie jestem tutaj, by si� cieszy� moim domem... no, i towarzystwem niekt�rych z jego mieszka�c�w. Weszli do wn�trza i po pi�knych schodach na pierwsze pi�tro. - Nie ma potrzeby przeszkadza� matce - rzek�. - Chod� do mnie. Z okna pokoju roztacza� si� widok na ulic�, gwarn� dzisiaj, zape�nion� t�umami �piesz�cymi na targ. Judyta zdj�a narzutk� i czepeczek i r�koma przyg�adzi�a bujne, z�ociste w�osy o rudawym odcieniu, kt�re tak pi�knie harmonizowa�y z ciemn� barw� jej oczu. Ojciec starannie powiesi� kapelusz i p�aszcz w szafie, nowe r�kawice w�o�y� do szuflady, lask� opar� najpierw w jednym k�cie pokoju, potem w drugim, zanim wybra� najodpowiedniejsze dla niej miejsce. Dopiero potem usiad� w krze�le o wysokim, d�bowym oparciu, przed wielkim biurkiem za�o�onym manuskryptami. Judyta wiedzia�a, �e nie nale�y pyta�, po co ojciec j� zabra� do swego pokoju. Powie jej sam o tym, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila. Wzi�a ze stolika broszur� - "Odkrycie Bermud�w, przez Im� Pana Thomasa Gate i innych opisane" - wydan� niedawno, mo�e przed rokiem. Siedz�c na niskim taborecie ko�o biurka, przegl�da�a ksi��eczk�, a ojciec uk�ada� zapisane karty i zbiera� je razem. Broszura przedstawia�a dzieje statku "Sea Venture", kt�ry wi�z� kolonist�w i gubernatora do Wirginii. U wybrze�y ameryka�skich spotka�a go burza. Podr�nych przerazi�y "ognie �wi�tego Elma", po�yskuj�ce na masztach, przeskakuj�ce z �agla na �agiel. Statek znios�o na nieznane brzegi i chocia� wszyscy si� uratowali, przekonani byli, �e l�d, na kt�rym si� znale�li, zamieszkuj� z�e duchy. Okaza�o si� jednak, �e wyspa, nale��ca do archipelagu Bermud�w, nadawa�a si� do zamieszkania - pod dostatkiem tu by�o ryb, ptactwa, jadalnych jag�d i korzeni. Cz�� za�ogi si� zbuntowa�a, a nawet uknu�a zamach na �ycie gubernatora; jednak�e bunt u�mierzono, a zamachowca rozstrzelano. Ojciec podni�s� kilka kart manuskryptu i wskaza� nimi na broszur� w r�ku Judyty. - Z tego w�a�nie zaczerpn��em szczeg�y. - Zacz��e� pisa� nowy...? - Tak, nowy... i ostatni - westchn��. - Och?! - W jej okrzyku mie�ci�o si� zdumienie, rozczarowanie i zrozumienie jednocze�nie. - O czym to jest, ojczulku? - O tobie. - Przecie� ty nigdy nie piszesz o ludziach, kt�rych znasz! - Zawsze pisa�em o ludziach, kt�rych znam. Czasem sami poznawali siebie, czasem inni ich poznawali. Tylko nie u�ywa�em ich w�a�ciwych imion. To nie jest wa�ne - imi�. - A jak ten dramat b�dzie si� nazywa�? - Nie wiem jeszcze. Mo�e "Burza"? Podoba ci si� ten tytu�? - Pod warunkiem, �e to nie ja b�d� t� burz�. Roze�mia� si� i oczy mu zab�ys�y. - Nie, ty w tej sztuce b�dziesz moj� c�rk�. Mirand�, urocz� Mirand�. - �adne imi�. I nie przedstawisz mnie jako jednej z twoich z�o�liwych, oczekuj�cych m��w kobiet? - Nie by�aby� sob�. Poza tym nie masz m�a, kt�rego by� mog�a oszukiwa�. - Nie, nie mam m�a - odrzek�a w zamy�leniu. - A ju� dobiegam dwudziestu sze�ciu lat. Pi�tna�cie lat min�o, od kiedy zmar� Hamnet, m�j najukocha�szy brat, bli�niak mojej duszy i mego cia�a. Powiedzia�am wtedy, �e nigdy za m�� nie wyjd�. - Czas ju�, �eby� zmieni�a zdanie, moja droga. - Dop�ki mam ciebie, ojcze, nie potrzebuj�... - Ojciec to nie m��... i rzadko kiedy �yje r�wnie d�ugo. Rzuci�a mu spojrzenie na wp� wystraszone i rzek�a pr�dko: - Ale ten dramat? M�wmy o dramacie. Ja jestem w dramacie twoj� c�rk� Mirand�. A ty kim jeste�? - Jestem Prosperem... i jestem sob�. Nie umiem tego rozdzieli�. Prospero jest monarch� bez pa�stwa, mistrzem sztuk tajemnych, pot�nym czarnoksi�nikiem. I ma w swojej s�u�bie ducha, Ariela, kt�ry potrafi na jego rozkaz wywo�ywa� burze i katastrofy okr�t�w, bra� w niewol� wrog�w, budzi� mi�o�� w sercach kochank�w; ale moc jego b�dzie u�yta tylko w celach szlachetnych. Odchyli� si� na krze�le i patrzy� na ni� z u�miechem. Potem uj�� pi�ro, umacza� w ka�amarzu, przekre�li� wyraz w manuskrypcie, wpisa� inny. Judyta liczy�a na palcach lewej r�ki, podniesionej do g�ry. - Zaraz. Prospero to ty. Mistrz sztuk tajemnych - tak; czarnoksi�nik trzymaj�cy ludzi w zakl�ciu przez wiele godzin przedstawienia - tak! S�u�y mu duch pomocny, twoja wyobra�nia tworz�ca na tw�j rozkaz - tak. Ale czy swoich mocy u�ywasz zawsze tylko w celach szlachetnych? - Tym razem tak. Zobaczysz. - Jak d�ugo mam czeka�? - Mo�emy zaraz zacz��. - Co? Przeczytasz mi ten dramat? - Tylko jeden akt, dwie sceny, kt�re na razie istniej�. Wczorajszej nocy pisa�em, kiedy� ju� spa�a. Wi�c chcesz? - Czy chc�? Czy chc� pierwsza us�ysze� tw�j nowy dramat?! Ale czekaj. Powiedz mi najpierw, ojczulku, czy� d�ugo rozmy�la� o tym dramacie, planowa�, zastanawia� si� nad tematem? My�la�am sobie kiedy�, �e musisz du�o ksi��ek przestudiowa�, nim si� do pisania zabierzesz. Twoje dramaty tyle zawieraj� uczonych wiadomo�ci. - Nie s�dz� tak pisarze, kt�rzy studiowali na uniwersytetach. Jeden z nich - Robert Greene - nazwa� mnie "plebejsk� wron�". W�a�ciwie m�wi�c, moja droga, ma�o pos�ugiwa�em si� ksi��kami. Do tego dramatu przeczyta�em tylko broszur� o Bermudach. I przypomnia�a mi si�, gdy j� czyta�em, legenda, kt�r� kiedy�, dawno, s�ysza�em: o pewnym w�adcy wygnanym z malutk� c�reczk� gdzie� w lasy; w wiele lat p�niej uzurpator jego tronu, poluj�c w tych lasach wraz ze swoim synem, zosta� czarodziejsk� sztuk� wci�gni�ty w pu�apk�. Mego w�adc� zdradzieccy dworzanie wy�l� �odzi� na morze wraz z ma�� c�reczk�; ale szcz�liwie dostanie si� na wysp�, ujarzmi jej ducha i podobny do zwierza stw�r, pomiot diab�a. A imi� b�stwa, kt�re tam w�ada�o, wzi��em z Magellana "Podr�y do po�udniowego bieguna": Setebos. Nadchodzi burza i wyrzuca na brzegi tej wyspy rozbitk�w, kt�rymi s� wrogowie wygna�ca. Przystojny m�odzian, jeden z rozbitk�w, pojmie za �on� jego c�rk�... - Ach! Ale przeczytaj mi to, ojczulku - przerwa�a Judyta. Akt pierwszy Scena pierwsza. Okr�t na morzu. Burza, pioruny i b�yskawice. Wchodz� Kapitan i Bosman. Kapitan: Bosman! Bosman: Jestem, kapitanie. Co robi�? Kapitan: Przem�w do majtk�w, a manewruj �wawo; inaczej wpadniemy na ska�y. �wawo, tylko �wawo! (Wychodzi. Wchodzi kilku majtk�w.) Bosman: Dalej, moje dzieci! �mia�o i �wawo, moje serduszka! Zwin�� g��wny �agiel! Baczno�� na kapita�sk� �wistawk�! Dmij�e, a� p�kniesz! Nie tylko czyta� - gra� ka�d� rol�, jakby znajdowa� si� na scenie. Wsta� z krzes�a. Komnata przeobrazi�a si� w teatr: oto wchodzi kr�l Neapolu z dworzanami - tymi samymi, kt�rzy niegdy� wygnali z kraju prawowitego w�adc�, a bosman rozprawia si� z nimi bez ceremonii, ka��c wraca� do kajut; rozbicie okr�tu, trwoga, zamieszanie - i ostatnie s�owa sceny pierwszej, wym�wione przez zacnego Gonzala: "Da�bym teraz tysi�c �an�w morza za jedno staje nieurodzajnego gruntu, ugoru nieu�ytku z �arnowcem, byle czego. Niech si� stanie wola bo�a! Wola�bym jednak umrze� such� �mierci�". Judyta siedzia�a cicho, ledwie wa��c si� oddycha�, aby nie przerwa� natchnienia, jakie zdawa�o si� ogarnia� jej ojca, autora_aktora, kt�ry tworzy� te postacie i wciela� si� w nie, w jedn� po drugiej. S�ucha�a, jak na wyspie Prospero opowiada swej c�rce Mirandzie, i� niegdy�, jako ksi��� Mediolanu, zag��biony w ukochanych ksi�gach, nie dba� o w�adz� i rz�dy odda� swemu bratu; jak ten brat w�adz� zagarn�� dla siebie, podporz�dkowa� Mediolan pot�dze Neapolu, a jego wygna�. I jak zacny Gonzalo umie�ci� �ywno��, s�odk� wod�, odzie� i ukochane ksi�gi Prospera w owej �odzi, kt�ra wreszcie szcz�liwie dobi�a do brzegu. Min�y lata po�wi�cone studiowaniu sztuki czarnoksi�skiej i kszta�ceniu jedynej c�rki, a� wreszcie: "Dziwnym zrz�dzeniem tak hojna Fortuna,@ or�downiczka moja dzi� �askawa,@ wszystkich mych wrog�w przygna�a do wyspy."@ Wkr�tce zas�uchana Judyta pozna�a Ariela, pokracznego Kalibana ujarzmionego czarami Prospera, i Ferdynanda, kt�ry - z dala od swego ojca, kr�la Neapolu, i dworzan - przypuszcza, �e jest jedynym ocalonym rozbitkiem. W tym mniemaniu utwierdza go Ariel: "Ojca morskie tul� fale;@ z ko�ci jego s� korale,@ per�a l�ni, gdzie oko by�o;@ ka�da cz�stka jego cia�a@ w drogi klejnot si� przebra�a@ oceanu dziwn� si��.@ Nimf pogrzebny s�yszysz dzwon?"@ Gdy scena dobieg�a ko�ca, a Judyta otrz�sn�a si� z wra�enia, �e jest naprawd� na wyspie Prospera, spostrzeg�a, i� ojciec nie jest wcale wyczerpany, jak mog�a si� spodziewa�. Usiad� z powrotem na krze�le, r�kopis rzuci� na st� i powiedzia� z u�miechem: - Oczywi�cie, niekt�rzy z moich kompan�w z ober�y "Pod Syren�" powiedz�, �e zdziecinnia�em. Mog� sobie wyobrazi� sarkastyczne uwagi zacnego Bena Jonsona o ujarzmionych duchach i potworach zrodzonych przez czarownice. - Czy ci� to obchodzi, co oni m�wi�? - Obchodzi mnie tylko to, co m�wi i s�dzi moja publiczno��. - Publiczno�� b�dzie si� zachwyca�. Ale dlaczego m�wisz, ojczulku, �e to tw�j ostatni dramat? - Bo teraz nadszed� dla mnie pogodny wiecz�r, tu w Stratfordzie, z tob�, moja droga. Mo�na w pogodnym nastroju ducha napisa� dramat, ale tylko jeden: po�egnanie. Czasem mo�e b�d� pomaga� m�odemu Fletcherowi, kt�ry obj�� po mnie obowi�zek dostarczania tekst�w dla naszej kompanii. Ale nie napisz� ju� nic w�asnego. W uniesieniach m�odo�ci, moja Judyto, pisa�em dramaty. W szale�stwie zazdro�ci, chocia� zabrak�o mi si�y, by odepchn�� niewiern�, nawet gdym ju� wiedzia� o jej winie - pisa�em; w pasji zbrukanej, sponiewieranej przyja�ni, chocia� nie mog�em wyzwa� na pojedynek niewiernego przyjaciela_arystokraty - pisa�em, nawet jeszcze lepsze dramaty. Ale gdym osiad� w tej ciszy i spokoju? Nie. Po "Burzy" oswobodz� ujarzmione widownie i jak Prospero wyrzekn� si� na przysz�o�� mej czarnoksi�skiej si�y. - My�l�, �e zawsze b�d� widownie ujarzmione zakl�ciem twoich sztuk. - Sztuk� pisze si� dla publiczno�ci: zagra si� j� i zapomina si� o niej, bo s� inne, nowsze - odpowiedzia�. - Ufam, �e moje poematy zachowaj� moje nazwisko w pami�ci przysz�ych pokole�. Ale dramaty?... Judyta szepn�a jakby sama do siebie: - Nie p�jd� w zapomnienie. Ojciec nie s�ysza� jej. Schowa� r�kopis do szuflady i rzek�: - Wr�cimy do tego, gdy napisz� dalsze sceny. A teraz... jak sp�dzimy m�j urodzinowy wiecz�r? Dziewczyna nie odpowiedzia�a od razu. Siedzia�a ze spuszczonymi oczami, a palce jej przesuwa�y si� lekko po rze�bionych ozdobach taboretu. Nagle rzek�a: - Gdy Prospero opowiada� Mirandzie o swoim �yciu, pomy�la�am sobie, �e tak bym chcia�a... Zawaha�a si� i spojrza�a na ojca spod oka. - Abym ja ci opowiedzia� o moim �yciu? - doko�czy�. - Tak. - Trudno ci przyjdzie niekt�re sprawy zrozumie�. - Nie jestem dzieckiem. A mi�o�� pozwala zrozumie� wszystko. - Wi�c naprawd� chcesz us�ysze� histori� mojego �ycia? - Czemu to ciebie dziwi? Znam tylko urywki, a i te otoczone s� tajemnic�. - A czy wiesz, �e w�a�ciwie wszystko, co chcia�aby� o mnie wiedzie�, zawar�em w moich sztukach? Nami�tny Romeo, oddychaj�cy mi�o�ci� i poezj�; Jakub, melancholijny obserwator wielkiego widowiska �ycia; Hamlet, filozof wzdragaj�cy si� przed gwa�towno�ci� czynu... Gdy kre�li�em te postacie, zdawa�y mi si� tworami mojej wyobra�ni - ale mo�e by�y odzwierciedleniem mnie samego, takiego, jakim wtedy by�em? Chcesz zatem pozna� �ycie n�dznego aktora, kt�ry swoj� rol�@ przez par� godzin wygrawszy na scenie,@ w nico�� przepada...@ ("Makbet") Cz�� pierwsza~ Hamlet_Will Rozdzia� I - Jad�! Jad�! �cigajmy si� do skrzy�owania, Ryszardzie! Dwinastoletni Will Szekspir i o dwa lata starszy Ryszard Field stali pewnego majowego popo�udnia na mo�cie nad Avonem w Stratfordzie. W oddali, mi�dzy bogat� zieleni� drzew, dostrzegli barwnie przystrojonych je�d�c�w i kryty w�z zaprz�ony w ci�kie perszerony, wzbijaj�ce tumany bia�ego py�u w blaskach zachodz�cego s�o�ca. M�ody Will - kr�tkie, jasnobrunatne w�osy mocno rozczochrane, pasiaste spodnie do kolan, �ci�ni�ty w pasie kaftan, wyk�adany ko�nierzyk i mankiety, bynajmniej ju� nie bia�e - podskakiwa� z radosnego podniecenia. Jego przyjaciel, solidniejszej budowy i spokojniejszej natury, bardziej zwa�a� na to, by nie zabrudzi� albo nie podrze� swego porz�dnego ubrania. Will go znacznie wyprzedzi�, nim dobiegli do skrzy�owania dr�g. Pierwsi je�d�cy zbli�ali si� ju� do nich go�ci�cem od Warwick. Jeden by� w b��kitnym kaftanie i spodniach, w pasy ciemnoczerwone; drugi nosi� str�j r�owy, ozdobiony szamerunkiem. - Jutro b�d� grali w ratuszu - m�wi� Will. - Musz� dosta� najpierw zezwolenie. Jak to dobrze, �e m�j ojciec jest �awnikiem! Zabierze mnie z sob� na pr�bne przedstawienie do ratusza. - Po czym doda� ze szczerym �alem, ale nie bez pewnej wy�szo�ci: - Szkoda, �e tw�j ojciec te� nie jest �awnikiem. Poszliby�my razem! - Ja ich zobacz� na dziedzi�cu ober�y, kiedy ju� b�d� mieli zezwolenie - broni� si� Ryszard. - M�j ojciec powiada, �e aktorzy zawsze lepiej graj� przed prawdziw� publiczno�ci� ni� przed burmistrzem i rajcami! Z ulicy Mostowej, z Southam, ze wszystkich stron nadbiegali do skrzy�owania nowi ch�opcy. - Jad�! - Aktorzy! B�dzie teatr! - Odsu� si�, szczeniaku! Gdy kawalkada dotar�a do skrzy�owania, gdzie musia�a skr�ci� w ulic� Mostow�, by dojecha� do ratusza, trzy srebrne tr�by unios�y si� do g�ry i ostre d�wi�ki rozdar�y powietrze. Tuzin kolorowo odzianych je�d�c�w wymachiwa� weso�o r�kawicami w odpowiedzi na wrzaskliwe i entuzjastyczne powitania ch�opc�w. - Witajcie w Stratfordzie! - krzykn�� Will i wskoczy� na skrzyni� wystaj�c� z ob�adowanego wozu; zawiera�a jakie� niewiadome, ale z pewno�ci� cudowne kostiumy i dekoracje. - Z przyjemno�ci� tu znowu przyje�d�amy! Zobaczymy si� jutro na dziedzi�cu ober�y! - wo�ali aktorzy odkas�uj�c kurz o�miomilowej podr�y z Warwick. Ryszard, zasapany, bieg� obok wozu z tuzinem ch�opc�w, kt�rzy trzymali si� strzemion je�d�c�w; inni wybiegli naprz�d, by zobaczy�, jak kawalkada b�dzie wje�d�a�a na rynek. Z okien wygl�da�y niewie�cie twarze, powiewa�y chusteczki; na ulicach g�o�ne okrzyki wita�y wje�d�aj�cych. Nie cz�ciej ni� raz lub dwa razy do roku kompanie aktor�w przyje�d�a�y do Stratfordu, a ich niecierpliwie wyczekiwane odwiedziny by�y �r�d�em rado�ci dla wszystkich, pr�cz purytan�w. By uspokoi� ich ewentualne skrupu�y, jeden z aktor�w, wymachuj�c r�k� w karmazynowym r�kawie, wo�a�: - Bywajcie, zacni mieszczanie! Jeste�my kompani� "S�ug Hrabiego Worcester"! W ka�dej sztuce, kt�r� odgrywamy, z�o zostaje pogn�bione, a cnota triumfuje! Przed ratuszem dwaj aktorzy zsiedli z koni, a Will znalaz� si� akurat pod r�k�, by je potrzyma�. Burmistrz umy�lnie przyszed� tego wieczoru do ratusza, by udzieli� pozwolenia na wyst�py w mie�cie Stratfordzie. Aktorzy musieli najpierw okaza� "list gwarancyjny" od patrona, hrabiego Worcester - bez tego dokumentu traktowano by ich jak w��cz�g�w. By�a to oznaka ich profesji, zabezpieczenie ich sposobu zarobkowania i nawet ich osobistej wolno�ci. Magnaci patronowali kompaniom aktorskim, kt�re w ich zamkach i pa�acach zabawia�y go�ci wyst�pami podczas bankiet�w i r�nych uroczysto�ci. Dwaj aktorzy wyszli z ratusza. - Gramy przed burmistrzem i rajcami miasta Stratfordu jutro po po�udniu - oznajmi� jeden z nich dono�nym, d�wi�cznym g�osem. - A je�li udziel� nam swej aprobaty i pozwolenia... - Na pewno udziel�, znaj� was! - Byli�cie tutaj ju� nieraz! - wo�ano z t�umu. - ...to wieczorem odb�dzie si� przedstawienie na dziedzi�cu ober�y "Pod Nied�wiedziem"! - doko�czy� aktor i natychmiast odpowiedzia�y mu radosne okrzyki: - Hura! - Przyjdziemy! - A grajcie tak, �eby�my si� mogli u�mia� i pop�aka�! - I �eby by�y walki i du�o trup�w! Z radosnym podnieceniem na �ywej, bystrej twarzy Will poda� cugle starszemu z aktor�w. Ten si�gn�� do sakiewki. - Nie, dzi�kuj� - rzek� �piesznie Will. - Prosz� mi nic nie dawa�. M�j ojciec jest �awnikiem. I jest zamo�ny. Aktor u�miechn�� si� i poklepa� ch�opca po ramieniu. - A ja - ci�gn�� Will z przej�ciem - te� b�d� kiedy� aktorem! - Pos�uchaj mojej rady i wybierz sobie mniej m�cz�cy zaw�d - rzek� aktor; ale m�wi� to bez wielkiego przekonania, jakby tylko dlatego, �e zwyczaj nakazuje narzeka�. Razem z Ryszardem Will poszed� ulic� G��wn� za odje�d�aj�c� kawalkad�, w kierunku swego domu na ulicy Henley. - Za�o�y�bym si�, �e to b�dzie �wietne przedstawienie - rzek� Ryszard. - Za�o�y�bym si�, �e widzia�em lepsze - odrzek� wyzywaj�co Will. - Oczywi�cie! Zaraz znowu us�ysz� o Kenilworth - mrukn�� Field. - Czego burczysz? To naprawd� by�o co� wspania�ego. Za�o�y�bym si�, �e nigdy w �yciu nie widzia�e� nic, co by si� umywa�o... - Dobranoc. Id� do domu. * * * Rok ju� mija� od chwili, kiedy ojciec zabra� Willa z sob�, posadziwszy go z ty�u na koniu, do odleg�ego o dwana�cie mil zamku Kenilworth, wspania�ej siedziby hrabiego Leicester, faworyta kr�lowej El�biety. Mi�o�ciwa pani wraz z ca�ym dworem przyjecha�a w go�cin� do Kenilworth. Opowiadano, �e hrabia mia� pod�wczas podj�� ostatni�, decyduj�c� pr�b� nam�wienia kr�lowej, by go polubi�a. W ka�dym razie festyny i uroczysto�ci wyprawi� takie, �e jeszcze oko ludzkie podobnych cud�w nie widzia�o. Odbywa�y si� wspania�e pochody i �ywe obrazy na wodzie z syren� i delfinami, poruszanymi specjaln� maszyneri�. Potem da�a przedstawienie trupa aktorska hrabiego z Jamesem Burbage - a ka�dy, kto cho� co�kolwiek s�ysza� o �wczesnych kompaniach aktorskich, musia� wiedzie�, �e zesp� Burbage'a by� jednym z najlepszych w ca�ej Anglii. Od muzykant�w a� si� roi�o, w ka�dym zak�tku gra�a jaka� kapela, a Will uwielbia� muzyk�. Wieczorem - ognie sztuczne. Tak, to by�o wspania�e. A na zako�czenie cudownego dnia ch�opiec przenocowa� w ober�y wraz z ojcem, nim powr�cili do Stratfordu, gdzie got�w by� opowiada� kolegom o wszystkich cudach, kt�re widzia� - z upi�kszeniami. Gdy po przyje�dzie i powitaniu aktor�w Will dotar� do domu, zasta� rodzin� ju� przy kolacji. Ojciec i matka siedzieli na dw�ch ko�cach sto�u; dalej, w kolejno�ci starsze�stwa, m�odszy brat Willa Gilbert, Joanna i s�abowita Anna, spogl�daj�ca z niesmakiem na pe�en talerz przed sob�. Najm�odszy, Ryszard, spa� ju� w dziecinnym pokoju na g�rze. Rumianolica s�u��ca biega�a do jadalni i z powrotem do kuchni z szelestem nakrochmalonych sp�dnic. - Znowu si� sp�ni�e�, Will - upomnia�a ch�opca matka, ale bez gniewu; najstarszy syn by� jej oczkiem w g�owie. Pochodz�ca z zamo�nej, szlacheckiej rodziny, Mary Arden w 1557 roku po�lubi�a stratfordzkiego r�kawicznika. Straci�a dwie c�reczki, nim 23 kwietnia 1564 roku urodzi� si� Will. Prze�y�a te� wielk� trwog�, bo w tym samym roku epidemia d�umy nawiedzi�a miasto. Przera�aj�cy, czerwony znak pojawi� si� na drzwiach wielu dom�w, a cmentarz nad rzek� przyj�� wielu nowych lokator�w. Strwo�ona matka wywioz�a niemowl� do domu swoich rodzic�w o kilka mil od Stratfordu. Dzi�ki Bogu, wychowa�a go zdrowo. P�niej urodzi�a jeszcze czworo dzieci i niema�o z nimi mia�a k�opot�w, ale Will - taki zdolny, poj�tny i �ywy - pozosta� jej ulubie�cem. Co prawda nie przyznawa�a si� do tego nawet sama przed sob�. Tylko mo�e wi�cej okazywa�a mu pob�a�liwo�ci ni� gromadce m�odszych dzieci. "On jest najstarszy" - usprawiedliwia�a si�. - Przepraszam, mamo - powiedzia� Will ca�uj�c j� serdecznie. - Chodzi�em wita� aktor�w. - Tak te� my�la�em, �e� na pewno b�ki gdzie� zbija� -