8594

Szczegóły
Tytuł 8594
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

8594 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 8594 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8594 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

8594 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

STANIS�AW LEM PAMI�TNIK ZNALEZIONY W WANNIE WST�P Zapiski cz�owieka neogenu stanowi� jeden z najcenniejszych zabytk�w zamierzch�ej przesz�o�ci Ziemi. Pochodz� ze schy�kowego okresu kultury prechaotyckiej, kt�ra poprzedzi�a Wielki Rozpad. Jest ironicznym paradoksem dziej�w, �e o cywilizacjach wczesnego neogenu, o prakulturach Asyrii, Egiptu, Grecji wiemy daleko wi�cej ani�eli o czasach praatomistyki i astrogacji pierwotnej. Te archaiczne kultury pozostawi�y po sobie wszak�e trwa�e pomniki z ko�ci, kamienia, �upku i br�zu, podczas gdy w �rodkowym i p�nym neogenie do utrwalania ca�okszta�tu wiedzy s�u�y� tak zwany papyr. T� pochodn� celulozy, substancj� wiotk�, prawie bia��, walcowano i ci�to na czworoboczne arkusze, na kt�rych ciemn� farb� t�oczono wszelkiego rodzaju informacje, po czym sk�adano je razem i zszywano w specjalny spos�b. Aby poj��, jak dosz�o do Wielkiego Rozpadu, owej katastrofy, kt�ra w przeci�gu tygodni zniszczy�a dorobek wiek�w, trzeba cofn�� si� o trzy tysi�ce lat. W czasach tych nie istnia�a metamnestyka ani technika krystalizowania informacji. Wszystkie funkcje dzisiejszych mnemor�w i gnostron�w spe�nia� papyr. Istnia�y ju�, co prawda, pierwociny pami�ci mechanicznej, by�y to jednak machiny ogromne 1 k�opotliwe w obs�udze, u�ywane zreszt� do cel�w specjalnych i w�skich. Zwano je �elektrycznymi m�zgami�, dla tej samej, tylko z dystansu historycznego zrozumia�ej przesady, kt�r� powodowani budowniczowie Ma�ej Azji mieli wie�� �wi�tyni Baa-Bel za si�gaj�c� nieba. Nie wiemy dok�adnie, kiedy ani gdzie wybuch�a epidemia papyrolizy. Prawdopodobnie sta�o si� to w po�udniowych, pustynnych regionach �wczesnego pa�stwa Ammer-Ku, gdzie budowano pierwsze przystanie kosmiczne. Wsp�cze�ni nie poj�li zrazu zagra�aj�cego im niebezpiecze�stwa. Surowy os�d ich lekkomy�lno�ci, wypowiadany przez wielu p�niejszych historyk�w, trudno nam podzieli�. Papyr nie odznacza� si� istotnie szczeg�ln� trwa�o�ci�, nie mo�na jednak czyni� kultury prechaotyckiej odpowiedzialn� za to, �e nie przewidzia�a istnienia kataczynnika RV, znanego te� jako czynnik Harcjusza. Zreszt� rzeczywist� natur� tego czynnika wykry� Fo�ses Prodoktor Sz�sty dopiero w okresie galaktyjskim, ustaliwszy, i� kolebk� jego jest trzeci ksi�yc Urana. Zawleczony nie�wiadomie na Ziemi� przez jedn� z wczesnoorbitalnych wypraw odkrywczych (wed�ug Prognostora Phaa-Waaka by�a to �sma ekspedycja ma�a�dycka), wywo�a� czynnik Harcjusza lawinowy rozpad papyru na ca�ym globie. Szczeg��w kataklizmu nie znamy. Wed�ug ustnych przekaza�, skrystalizowanych dopiero w czwartym galaktium, ogniskami epidemii by�y wielkie zbiornice wiedzono�nych papyr�w, tak zwane bao-blyo-theki. Reakcja zachodzi�a prawie momentalnie. Na miejscu bezcennych z�o�y spo�ecznej pami�ci pozostawa�y stosy szarego, lekkiego jak popi� py�u. Uczeni prechaotyccy s�dzili, i� maj� do czynienia z atakuj�cym papyr zarazkiem, i wiele czasu stracili na daremnych poszukiwaniach. Trudno odm�wi� s�uszno�ci gorzkiej uwadze Histognostora Czwartego Taurydzkiego, �e lepiej przys�u�yliby si� ludzko�ci, gdyby �w zmarnowany czas po�wi�cili raczej przekuwaniu rozpadaj�cych si� tre�ci w kamieniu. P�ny neogen, okres katastrofy, nie zna� grawitroniki, kyberkonomiki ani syntefizyki. Gospodarka poszczeg�lnych grup etnicznych, zwanych nacyami, nosi�a charakter wzgl�dnie autonomiczny. By�a ona w bezwzgl�dny spos�b uzale�niona od kr��enia papyru. Od niego te� zale�a�a ci�g�o�� dostaw na Marsa, gdzie Tyberis Syrtyjska znajdowa�a si� w pierwszym stadium budowy. Papyroliza zrujnowa�a nie tylko �ycie gospodarcze. Czasy owe nazywa si�, nie bez s�uszno�ci, epok� papyrokracji. Papyr regulowa� i koordynowa� wszelkie zbiorowe czynno�ci ludzi, a nadto jeszcze okre�la�, w spos�b trudno dla nas zrozumia�y, losy jednostek (jako tak zwany ,,papyr osobisty�). Zreszt� u�ytkowych i rytualnych znacze� papyru w �wczesnym folk- lorze (a katastrofa przypad�a na okres najwy�szego rozkwitu kultury prechaotyckiego neogenu) dot�d ca�kowicie nie skatalogowano. Znaczenie jednych jego rodzaj�w znamy, z innych pozosta�y tylko puste nazwy (aphisse, para-gony, baun-knooty, doku-m�ty i in.). W epoce owej niepodobna si� by�o urodzi�, wzrasta�, kszta�ci�, pracowa�, podr�owa� ani zdobywa� �rodk�w utrzymania bez po�rednictwa papyru. W tym �wietle objawiaj� si� rozmiary katastrofy, jaka dotkn�a Ziemi�. Wszelkie �rodki zaradcze: kwarantanna, izolacja ca�ych miast i kontynent�w, budowa schron�w hermetycznych - zawiod�y. Nauka �wczesna by�a bezsilna wobec subatomowej struktury kataczynnika, kt�ry powsta� w toku ewolucji anabiotycznej. Po raz pierwszy w historii wi�ziom spo�ecznym zagrozi� ca�kowity rozpad. Jak g�osi napis, odcyfrowany na �cianie �a�ni w wykopaliskach Fri-Sco (jednego z najlepiej zachowanych miast po�udniowego Ammer-Ku), wyryty przez anonimowego piewc� kataklizmu, �niebo za�mi�o si� nad miastami od chmur rozpad�ego papyru, a potem przez czterdzie�ci dni i nocy pada� brudny deszcz, a tak z wiatrem i potokami b�ota sp�yn�a z oblicza Ziemi historia ludzka�. By� to, w samej rzeczy, okrutny cios, zadany dumie cz�owieka p�nego neogenu, kt�ry w swym mniemaniu si�ga� ju� do gwiazd. Koszmar papyrolizy wch�ania� w siebie wszystkie dziedziny �ycia. W miastach wybucha�a panika, pozbawieni indywidualno�ci ludzie tracili rozs�dek, za�amywa�y si� dostawy d�br, dochodzi�o do akt�w przemocy, technika, rozw�j nauk, szkolnictwo - rozpada�y si� i gin�y. Gdy centrale energetyczne stawa�y, nie mo�na ich by�o dla braku plan�w naprawi�. Gas�y �wiat�a elektryczne, a nasta�a ciemno�� rozwidnia�y p�omienie po�ar�w. Tak wkroczy� neogen w czasy chaotyckie. Trwa� mia�y one dwie�cie z g�r� �at. Pierwsze �wier�wiecze Wielkiego Rozpadu nie pozostawi�o �adnych pisanych kronik, z a� nadto dobrze zrozumia�ych wzgl�d�w. Tak wi�c domy�la� si� tylko mo�emy, w jakich warunkach usi�owa� rz�d przed p�wieczem powsta�ej Federacji Ziemskiej zapobiec rozpado- wi spo�ecze�stwa. Im wy�sza cywilizacja, tym �ywotniejsze staje si� dla niej podtrzymanie kr��enia informacji, tym wra�liwsza jest na ka�de tego kr��enia zak��cenie. �w krwiobieg spo�eczny ustawa�. Jedyn� skarbnic� wiedzy by�a pami�� �yj�cych fachowc�w, j� wi�c trzeba by�o utrwali� przede wszystkim. Problem, Z pozoru wzgl�dnie prosty, okaza� si� nie do rozwi�zania. Wiedza p�nego neogenu by�a tak rozcz�onkowana, �e �aden specjalista nie ogarnia� ca�o�ci swej dziedziny. Odtworzenie wymaga�o wi�c �mudnej, d�ugotrwa�ej wsp�pracy grup specjalistycznych. Gdyby podj�to j� natychmiast - twierdzi Laa Bar Polignostor �smy z Bermandzkiej Szko�y Historycznej - cywilizacja neogenu zosta�aby rych�o zrekonstruowana. Znakomitemu tw�rcy systematyki chronologicznej neogenu trzeba odpowiedzie�, �e by� mo�e postulowane przeze� dzia�anie doprowadzi�oby do nagromadzenia g�r wiedzy, ale - po spe�nieniu zadania - nie mia�by z nich kto korzysta�. Nie by�yby do tego zdolne hordy koczownik�w opuszczaj�ce ruiny zdewastowanych miast, a zdzicza�e ich dzieci nie zna�yby ju� wcale sztuki czytania ani pisania. Cywilizacj� przychodzi�o ratowa� w chwili, gdy rozprz�ga� si� przemys�, ustawa�o budownictwo, zastyga� transport, kiedy o pomoc wo�a�y g�oduj�ce rzesze kontynent�w i pozbawione dostaw, zagro�one w swym bycie kolonie Marsa. Specjali�ci nie mogli pozostawi� ludzko�ci jej losowi, aby w odosobnieniu tworzy� nowe techniki zapis�w. Podejmowano wysi�ki rozpaczliwe. Ca�� produkcj� niekt�rych ga��zi przemys�u rozrywkowego, np. tak zwanych film�w, obr�cono na dora�ne notowanie nap�ywaj�cej infor- macji o ruchu statk�w i rakiet, bo mno�y�y si� ich katastrofy. Z pami�ci odtwarzane plany sieci energetycznych odciskano na tkaninach odzie�owych. Wszystkie zapasy zdatnych do pisania sztucznych tworzyw rozprowadzano w�r�d szk�. Uczeni fizycy dogl�dali gro��cych wybuchem stos�w atomowych. Ratownicze ekipy fachowc�w mkn�y z jednego punktu globu w drugi. Wszystko to by�o jednak okruchami �adu, atomami organizacji, topniej�cymi w oceanie rozprzestrzeniaj�cego si� chaosu. Miotan� nieustannymi wstrz�sami, w ci�g�ej walce z zalewem analfabetyzmu, ignorancji, uwstecznienia, stoj�c� kultur� chaotyck� os�dza� nale�y nie wed�ug tego, co uroni�a z dorobku dziej�w, ale wed�ug tego, co, mimo wszystko, umia�a ocali�. Powstrzymanie pierwszej fali Wielkiego Rozpadu wymaga�o ofiar najwi�kszych. Uratowano przycz�ki ziemskie Marsa i zrekonstruowano technologi� - ten kr�gos�up cy- wilizacji. Ta�moteki i mikrofony zast�pi�y zbiornice zniszczonego papieru. Niestety w innych dziedzinach straty poniesiono okrutne. Poniewa� produkcja nowych �rodk�w zapisu nie zaspokaja�a potrzeb najpilniejszych, po�wi�cano - aby ocali� zr�by kultury - wszystko, co im bezpo�rednio nie s�u�y�o. Najwi�ksz� kl�sk� ponios�y nauki humanistyczne. Wiedz� przekazywano ustnie - � pod postaci� wyk�ad�w, a s�uchacze ich stali si� potem wychowawcami nast�pnego pokolenia. By� to jeden ze zdumiewaj�cych prymityw�w kultury chaotyckiej, kt�ry sprawi�, �e Ziemia wychyn�a z katastrofy, poni�s�szy niepowetowane straty w zakresie historii, historiografii, paleologii i paleoestetyki. Ocalono ledwie drobny u�amek pu�cizny literackiej. W proch obr�ci�y si� miliony wolumin�w kronik historycznych, bezcenne relikty �rodkowego i p�nego neogenu. Przysz�o wreszcie - u schy�ku okresu chaotyckiego - do jednego z najparadoksalniejszych stan�w, kiedy to, przy wzgl�dnie rozwini�tej technice, wobec dzia�aj�cych pierwocin grawitroniki i technobiotyki, po sukcesach masowego transportu cis galaktycznego - ludzko�� nic albo prawie nic nie wiedzia�a o w�asnej przesz�o�ci. To co do naszych dni prze- trwa�o z olbrzymiego dorobku neogenicznego, stanowi ledwo porozrzucane lu�no szcz�tki, relacje o faktach pozmieniane do niezrozumia�o�ci, poprzekr�cane wskutek wielokrotnego przekazywania w tradycji ustnej, i taka w�a�nie historia, z niepewn� po dzi� dzie� chronologi� najwa�niejszych wydarze�, pe�na luk, bia�ych plam w kryszta�ach poznania, sta�a si� naszym dziedzictwem. Mo�na tylko powt�rzy� za Subgnostorem Nappro Leisem, �e papyroliza okaza�a si� w skutkach historioliz�. Na takim tle dopiero we w�a�ciwych proporcjach ukazuje si� dzie�o Prognostora Wid-Wissa, kt�ry, w samotnej pracy, sk��cony Z historiografi� oficjaln�, odkry� Zapiski cz�owieka neogenu - poprzez otch�a� wiek�w przemawiaj�cy do nas g�os jednego z ostatnich mieszka�c�w zaginionego pa�stwa Am-mer-Ku. Zabytek to wagi tym wi�kszej, �e nie ma sobie r�wnych, albowiem nie da si� go zestawi� z papyrantowymi znaleziskami, kt�re ekspedycja archeologiczna Paleognostora Mnemonity Bradraha Syrtyjskiego wydoby�a z marglowych i��w dolnego preneogenu. Odnosz� si� one do wierze� panuj�cych w Ammer-Ku za czas�w VIII Dynastii, a mowa w nich o r�nego rodzaju Niebezpiecze�stwach, jak Czarne, Czerwone, ��te - s� to prawdopodobnie zakl�cia �wczesnej kabalistyki zwi�zane z zagadkowym b�stwem Ras-Sa, kt�remu sk�adano rzekomo ofiary z ludzi. Ale interpretacja ta pozostaje spraw� sporu mi�dzy szko�ami Transade�sk�, Wielko-syrtyjsk� i grup� uczni�w znakomitego God-Waada. Przewa�aj�ca cz�� historii neogenu pozostanie - nale�y si� obawia� - na zawsze okryta tajemnic�, gdy� najistotniejszych szczeg��w o �yciu spo�ecznym nie mog� dostarczy� nawet metody chronotrakcji. Przedstawienie tego odcinka dziej�w, kt�ry uda�o si� cz�stkowo odtworzy�, wykracza poza ramy niniejszego wst�pu. Ograniczymy si� jedynie do gar�ci uwag wprowadzaj�cych w istot� Zapisk�w. Ewolucja wierze� staro�ytnych przebiega�a dwucz�onowa. W okresie pierwszym (archeocredon) istnia�y rozmaite religie zasadzaj�ce si� na uznawaniu pierwiastka nadnaturalnego, niematerialnego, sprawczego w stosunku do wszystkiego, co istnieje. Z archeocredonu pozosta�y, jako trwa�e pomniki, piramidy (wyda� je neogen wczesny) oraz wykopaliska mezogeniczne (ko�czyste chramy gotickie Lafransji). W okresie drugim, neocredonie, wiara przybra�a charakter odmienny. Pierwiastek metafizyczny wcieli� si� niejako w �wiat materialny, ziemski. Dominowa� w�wczas, jako jeden Z g��wnych, kult b�stwa Kap-Eh-Thaalu (albo Kappi-Thaa w transkrypcji palimpsestycznych notowa� kremo�skich). B�stwo to czczone by�o na ca�ym obszarze Ammer-Ku, nadto kult jego ogarnia� Australoindi� i cz�� P�wyspu Europejskiego. Zwi�zek znajdowanych na terenie Ammer-Ku podobizn s�onia i os�a z kultem Kap-Eh-Thaalu wydaje si� w�tpliwy. Samego imienia Kap-Eh-Thaalu nie wolno by�o wymawia� (zakaz analogiczny do Iz- Raelskich); w Ammer-Ku nazywano to b�stwo g��wnie Thoo-Llar. Mia�o zreszt� bardzo wiele innych nazw liturgicznych, kt�rych bie��cym warto�ciowaniem zajmowa�y si� specjalne zakony (np. Makk- Le-r�w). Fluktuacja rynkowej warto�ci poszczeg�lnych imion (czy te� przymiot�w?) b�stwa Kap-Eh-Thaalu pozostaje dot�d zagadk�. Trudno�� zrozumienia istoty tej ostatniej z prechaotyckich religii polega na tym, �e Kap-Eh-Thaalowi odmawiano bytu ponadnaturalnego, nie by� wi�c duchem, nie uwa�ano go te� w og�le za istot� (�wiadczy�oby to o totemicznych rysach tego kultu, niezwyk�ych w erze rozwini�tych nauk �cis�ych) i uto�samiano go, przynajmniej w dzia�alno�ci praktycznej, z ruchomymi i nieruchomymi dobrami materialnymi. Poza nimi bytu nie posiada�. Jednak�e udowodniono, �e sk�adano mu ofiary ze zbior�w trzciny cukrowej, kawy i zbo�a, i to w okresach upadku gospodarczego, jak gdyby dla przeb�agania tego okrutnego b�stwa. Sprzeczno�� powy�sz� pog��bia jeszcze fakt istnienia w kulcie Kap-Eh-Thaalu element�w objawienia: zgodnie z nim, �wiat wspiera� si� na tak zwanej �w�asno�ci �tej�. Pr�by naruszenia tego dogmatu podlega�y surowym karom. Jak wiadomo, epok� kyberkonomiki globalnej poprzedzi�y, u schy�ku neogenu, pierwociny socjostazy; w miar� jak zorganizowany w zawi�e rytua�y korporacyjne i obrz�dy instytucjonalne kult Kap-Eh-Thaalu traci� z biegiem czasu jedno ziemskie terytorium po drugim na rzecz zwolennik�w �wieckiej gospodarki socjostatycznej, narasta� konflikt mi�dzy obszarem panowania tej zamierzch�ej wiary a �wiatem pozosta�ym. O�rodkiem wiary najbardziej fanatycznej pozosta�o do ko�ca, tj. do powstania Ziemskiej Federacji, pa�stwo Ammer--Ku, rz�dzone przez kolejno po sobie nast�puj�ce dynastie Presynid�w. Nie byli to w �cis�ym tego s�owa znaczeniu kap�ani Kap-Eh- Thaalu. Presynidzi (albo Press-Denn-Thy-dzi, wg s�ownictwa szko�y tyrryjskiej) zbudowali w czasach XIX Dynastii Pentagon. Czym by�a ta, pierwsza z szeregu kamiennych gigant�w, budowla schy�kowego neogenu? Prehistorycy szko�y akwili�skiej uwa�ali je zrazu za grobowce Presynid�w, przez analogi� do piramid egipskich. Hipoteza ta jednak upad�a w �wietle dalszych odkry�. Pada�y przypuszczenia, �e by�y to �wi�tynie Kap-Eh-Thaalu, w kt�rych planowano krucjaty przeciw ludom niewiernym i strategie skutecznego ich nawracania. Przy braku �r�d�owych fakt�w, kt�re pozwoli�yby rozstrzygn�� ten problem, niew�tpliwie kluczowy dla zrozumienia ostatniej fazy rz�d�w XXIV i XXV Dynastii, historycy zwr�cili si� o pomoc do Instytutu Temporystyki. Wobec �yczliwej postawy Instytutu okaza�o si� mo�liwe wykorzystanie najnowszych odkry� technicznych z zakresu chronotrakcji w celu wyja�nienia zagadki Pentagon�w. Instytut dokona� dwustu dziewi��dziesi�ciu sondowa� w g��b czasu przesz�ego, zu�ywaj�c 17 trylion�w erg�w mocy zmagazynowanej w czasoch�onach satelitarnych Ksi�yca. Zgodnie z teori� chronotrakcji, porusza� si� wstecz w czasie mo�na praktycznie tylko z dala od wielkich mas materialnych, ka�de bowiem zbli�enie do nich poch�ania niesamowite ilo�ci energii. Dlatego obserwacje czasu przesz�ego dokonywane by�y przez sondy zawieszone wysoko w stratosferze. Ich nag�e pojawianie si� na niebie i r�wnie nag�e znikanie musia�o stanowi� nie lada jak� zagadk� dla ludzi neogenu. Jak twierdzi Prodoktor Sturlprans Drugi, wylot retrochronalnej sondy wy�ania si� w przesz�o�ci jako obiekt podobny do wypuk�ego dysku, przypominaj�cego dwa z�o�one, swobodnie unosz�ce si� w przestrzeni talerze. Chronosondy wsteczne da�y obfity materia�, mi�dzy innymi zdobyli�my przy ich pomocy autentyczne fotografie Pierwszego Pentagonu z okresu jego budowy. Gmach �w, o kszta�cie regularnego pi�ciok�ta, kt�rego jeden bok d�ugi by� na 460 inf�w, by� istnym labiryntem z kamienia i betonu. D�ugo�� jego korytarzy oblicza Histognostor Ser Een na 17 do 18 �wczesnych mil. Wej�� do gmachu strzeg�o dzie� i noc dwustu ni�szych kap�an�w. Kroniki, odkopane w ruinach Was-En-Tonu, pozwoli�y, dzi�ki zastosowaniu dalszych czasowierce�, odkry� Pentagon Drugi, mniej okaza�y od Pierwszego, gdy� znaczna jego cz�� wpuszczona by�a w ziemi�. Pewne ust�py wspomnianych wy�ej kronik wskazywa�y na istnienie nast�pnego, Trzeciego z kolei Pentagonu, kt�ry mia� stanowi� obiekt ca�kowicie samodzielny, niejako pa�stwo w pa�stwie, dzi�ki specjalnemu kamufla�owi i ogromnym zapasom �ywno�ci, wody i spr�onego powietrza. Gdy jednak systematyczne sondowania chronaksjalne nad ca�ym teryto�um XX-wiecznego Ammer-Ku nie odkry�y �adnych �lad�w tej budowli, wi�kszo�� historyk�w przechyli�a si� na rzecz tezy, �e w odkopanych kronikach mowa jest o Pentagonie Trzecim w sensie tylko przeno�nym, �e gmach ten zosta� zbudowany - jako tw�r wiary, imaginacji - w umys�ach wyznawc�w, a rozprzestrzenianie s�uch�w o jego istnieniu s�u�y� mia�o pokrzepieniu serc malej�cej liczby wyznawc�w b�stwa Kap-Eh-Thaalu. Taka by�a oficjalna wersja historiografii ziemskiej, kiedy m�ody pod�wczas Prognostor Wid-Wiss rozpocz�� dzia�alno�� archeologiczn�. Po przestudiowaniu w�asn� metod� wszystkich dost�pnych materia��w opublikowa� on prac�, w kt�rej utrzymywa�, i� w miar� jak zmierzcha�a pot�ga Presynid�w i kurczy�o si� opanowane przez nich terytorium, podj�li oni budow� nowego o�rodka w�adzy z dala od siedzib ludzkich, w kt�rym� Z g�rskich pustkowi Ammer-Ku, i to g��boko pod ska�ami, aby uczyni� t� ostatni� przysta� b�stwa niedost�pn� dla niewtajemniczonych. Wid-Wiss uwa�a�, �e hipotetyczny Pentagon Ostatniej Dynastii stanowi� rodzaj zbiorowego m�zgu wojennego, a zadaniem jego by�o zar�wno czuwa� nad czysto�ci� wiary w Kap-Eh-Thaalu, jak i nawraca� narody, kt�re t� wiar� porzuci�y. Hipotez� Wid-Wissa przyj�y ko�a fachowe ch�odno, gdy� sprzeczna by�a z wi�kszo�ci� znanych fakt�w. W szczeg�lno�ci krytycy, w osobach Supergnostor�w Yoo Na Waka, Quirlsto i Pisuovo z marsja�skiej szko�y paleografii por�wnawczej, wykazali sprzeczno�ci wewn�trzne w postulowanym przez Wid-Wissa chronologicznym uk�adzie wydarze�. Rzecz w tym, �e wed�ug analizy Wid-Wissa Ostatni Pentagon zbudowany zosta� na kilkadziesi�t ledwo lat przed katastrof� papyrow�. Gdyby - podnosi�a krytyka - Pentagon Trzeci istnia� rzeczywi�cie, ukryci w nim Presynidzi usi�owaliby bez w�tpienia skorzysta� z warunk�w anarchii, jaka zapanowa�a po katastrofie, i si�gn�liby, na samym zaraniu czas�w chaotyckich, po w�adz� nad Ziemi�. Je�liby nawet taki zamach na w�adz� Federacji zosta� zd�awiony, pozosta�by po nim chocia� �lad w ustnych podaniach. Historiografia niczego podobnego jednak nie zanotowa�a. Wid-Wiss broni� swej hipotezy twierdzeniem, i� podczas kiedy ludno�� pa�stwa Ammer-Ku przesz�a na stron� �niewiernych� i zla�a si� z reszt� Federacji, w�adcy Ostatniego Pentagonu nakazali ca�kowite jego zamkni�cie. Podziemny moloch, oddawszy si� w ten spos�b od ca�ej ludzko�ci, dotrwa� do katastrofy papyrowej i czas�w chaotyckich, nie posiadaj�c �adnego kontaktu z tym, co dzia�o si� na powierzchni globu. Wid-Wiss przyznawa�, �e tak doskonale, hermetyczne odci�cie si� hipotetycznej spo�eczno�ci kap�an�w i wojennych s�ug Kap-Eh-Thaalu od �wiata zewn�trznego wydaje si� nieprawdopodobne. Posun�� si� do twierdzenia, �e Pentagon Ostatni posiada� jakie� sposoby podpatrywania tego, co zachodzi�o na Ziemi, uwa�a� jednak, �e �w wojenny m�zg zbiorowy Ostatniej Dynastii nie by� ju� zdolny do �adnych napastniczych czy cho�by dywersyjnych tylko poczyna�. Nie potrafi� podj�� ataku ani zamachu na Federacj�, albowiem, raz zakopawszy si� we wn�trzu ska�, oderwany od dalszego toku historii, zamkn�� si� nie tylko murami, ale uk�adem stosunk�w wewn�trznych, �yj�c samym mitem, sam� legend� o zamierzch�ej pot�dze Kap-Eh-Thaalu, i bada�, kontrolowa�, zwalcza� herezj� sam w sobie. Te ostatnie tezy Wid-Wissa pomin�a historiografia milczeniem. Badacz nie da� jednak za wygran�. Przez dwadzie�cia siedem lat wraz Z gar�ci� wiernych wsp�pracownik�w dokonywa� systematycznych poszukiwa� wzd�u� ca�ego �a�cucha G�r Skalistych. Up�r jego zatriumfowa� wreszcie, kiedy prawie o nim zapomniano. 28 Maa 3146 roku grupa czo�owa archeolog�w, odwaliwszy wieleset ton skalnego osypiska u st�p g�ry Haar-Vurda, stan�a przed zamaskowan� ochronnym kolorem, doskonale zachowan�, wypuk�� tarcz� metalow� - wej�ciem do Ostatniego Pentagonu... Badania podziemnego gmachu okaza�y si� przedsi�wzi�ciem wymagaj�cym nadzwyczajnych si� i �rodk�w, albowiem w siedemdziesi�tym drugim roku odci�cia od �wiata nawiedzi� Pentagon Ostatniej Dynastii naturalny kataklizm. Wskutek nieznacznego przesuni�cia w granitowym trzonie g��wnego masywu g�rskiego dosz�o do p�kni�cia warstwy dennej i powsta�o bezpo�rednie po��czenie z g��bokim pok�adem magmy. Wparta w g��b wykutych ska� betonowa skorupa ochronna nie wytrzyma�a naporu. P�ynna lawa wtargn�a do budowli, wype�niaj�c j� od spodu po szczyty; tak owo mrowisko podziemnej, zagadkowej dzia�alno�ci ostatnich Presynid�w obr�ci�o si� w martw� skamielin�, kt�ra przez tysi�c sze��set osiemdziesi�t lat czeka�a swojego odkrywcy. Nie jest nasz� rzecz� przedstawienie bezmiernego bogactwa wykopalisk Trzeciego Pentagonu. W tym przedmiocie odsy�amy czytelnika do prac specjalnych. Nale�y tylko dorzu- ci� kilka uwag dla wprowadzenia w lektur� Zapisk�w. Odkryto je w trzecim roku prac wykopaliskowych na czwartorz�dowej kondygnacji, w systemie korytarzy wewn�trznych, gdzie znajduj� si� pomieszczenia �aziebne. W jednym z nich, wype�nionym, jak wszystkie, skamienia�� law� odnaleziono cz�ci dwu ludzkich szkielet�w, a pod nimi - zw�j papyru stanowi�cy orygina� Zapisk�w. Jak przekona si� czytelnik, �mia�e przypuszczenia Histo-gnostora Wid-Wissa okaza�y si� w przewa�aj�cej mierze prawdziwe. Zapiski przedstawiaj� los zamkni�tej w podziemiu zbiorowo�ci, kt�ra, nie dopuszczaj�c do siebie wiedzy o rzeczywistych wypadkach, udawa�a, i� stanowi m�zg i sztab mocarstwa rozci�gaj�cego si� po najdalsze galaktyki - a� udanie to sta�o si� wiar�, a wiara - pewno�ci�. Czytelnik b�dzie �wiadkiem tego, jak fanatyczni s�udzy Kap-Eh-Thaalu stworzyli mit tak zwanego � Anty gmachu�, jak trawili �ycie na wzajemnym podpatrywaniu, na badaniach prawowiemo�ci i oddania legendarnej ,,Misji�, nawet w�wczas, kiedy ostatni cie� realno�ci owej ,,Misji� zd��y� si� ju� ulotni� z ich umys��w, tak �e pozosta�o im jedynie coraz g��bsze pogr��anie si� w otch�ani zbiorowego op�tania. Nauka historyczna nie wypowiedzia�a jeszcze ostatniego s�owa o Zapiskach, nazywanych te�, dla miejsca, w kt�rym je odkryto, Pami�tnikiem znalezionym w wannie. Nie ma te� zgody co do czasu powstania poszczeg�lnych cz�ci manuskryptu - pierwszych jedena�cie stron maj� Gnostorowie Hyberiadzcy za apokryf lat p�niejszych - dla czytelnika jednak te specjalistyczne spory nie s� istotne i pora nam zamilkn��, aby przem�wi� w�asnym g�osem ten ostatni, jaki dotar� do naszych czas�w, przekaz neogenicznej epoki papyrowej. I ...pokoju o numerze, na kt�ry opiewa�a przepustka, nie mog�em znale��. Trafi�em najpierw do Wydzia�u Werystycznego, potem do Wydzia�u Dezinformacji, gdzie jaki� urz�d- nik z Sekcji Ci�nie� poleci� mi uda� si� na �sme pi�tro, lecz tam nikt nie chcia� nawet ze mn� m�wi�; b��dzi�em po�r�d mn�stwa szar�, ka�dy korytarz pe�en by� energicznego st�pania, strzelania drzwiami i obcasami, a w te marsowe odg�osy wnika�y szklan� muzyk� dalekie dzwoneczki, jakby sankowych janczar�w. Od czasu do czasu wo�ni przenosili paruj�ce imbryki, wchodzi�em omy�kowo do toalet, w kt�rych malowa�y si� spiesznie sekretarki, przebrani za windziarzy agenci ucinali ze mn� pogaw�dki - jeden ze sztuczn� protez� inwalidzk� wozi� mnie tyle razy z pi�tra na pi�tro, �e kiwa� mi ju� z daleka, a nawet przesta� mnie fotografowa� aparatem zatkni�tym w klap� jako go�dzik. Ko�o po�udnia zacz�� mnie ju� tyka� i pokaza� swoj� s�abostk� - schowany pod pod�og� windy magnetofon - ale, w coraz gorszym humorze, nie mia�em do tego g�owy. Chodzi�em uparcie od pokoju do pokoju i jak naj�ty zadawa�em pytania, na kt�re udzielano mi fa�szywych odpowiedzi; znajdowa�em si� wci�� na zewn�trz o�ywiaj�cej Gmach nieustannej cyrkulacji tajno�ci, ale musia�em przecie�, u licha, wnikn�� w ni� w kt�rym� miejscu - dwa razy dosta�em si� mimo woli do podziemnego skarbca i przerzuci�em le��ce na wierzchu tajne akta, ale i w nich nie odnalaz�em najmniejszej dla siebie wskaz�wki. Po kilku godzinach, porz�dnie ju� rozdra�niony i g�odny, bo min�a pora obiadowa, a nie uda�o mi si� znale�� nawet kantyny, postanowi�em zastosowa� taktyk� odmienn�. Pami�ta�em, �e najwi�cej wysokich, siwych szar� przebywa�o na czwartym pi�trze, pojecha�em wi�c tam, przez drzwi z napisem TYLKO PO ZAMELDOWANIU dosta�em si� do podsekretariatu, chwilowo pustego, z niego - przez boczne wyj�cie, opatrzone has�em PUKA� - do sali pe�nej schn�cych plan�w mobilizacyjnych, i tu stan��em wobec problemu, bo wiod�o z niej dwoje drzwi - jedne z tabliczk� WY��CZNIE DLA BALANSJER�W, na drugich widnia� napis NIE MA PRZEJ�CIA. Po namy�le otwar�em te drugie i okaza�o si�, �e dobrze zrobi�em, znalaz�em si� bowiem w sekretariacie g��wnodowodz�cego, komendera�a Kashenblade. Poniewa� wszed�em owymi drzwiami, oficer dy�urny, o nic nie pytaj�c, zaprowadzi� mnie prosto do dow�dcy. I tu drga� w powietrzu szklany, �agodny d�wi�k. Kashenblade miesza� herbat�. By� to pot�ny, �ysy starzec. Twarz obwis�ymi jak fartuch policzkami i fa�dzist� sk�r� spod brody spoczywa�a na wy�ogach munduru o naszywkach w kszta�cie galaktyk. Na biurku sta�y przed nim dwoma szeregami telefony, po ich bokach - aparaty zwiadowcze, po�rodku za� - s�oje nosz�ce etykiety rozmaitych okaz�w, wszelako opr�cz spirytusu niczego w nich nie dostrzeg�em. Z nabrzmia�� �y�ami �ysin� zaj�ty by� naciskaniem guzik�w, kt�re powodowa�y zamilkni�cie rozdzwaniaj�cego si� akurat telefonu. Gdy odzywa�y si� po kilka naraz, uderza� pi�ci� w ca�� klawiatur�. Na m�j widok paln�� we wszystkie. Nasta�a cisza, w kt�rej czas jaki� pod�wi�kiwa� �y�eczk�. - A, to wy! - rzuci�. G�os mia� pot�ny. - Tak jest, to ja - odpar�em. - Czekajcie, nie m�wi�, ju� ja mam pami�� - mrukn��, przypatruj�c mi si� spod krzaczasto nawis�ych brwi. - X-27 retranspulsja kontrastellarna Cygni Eps, h�? - Nie - powiedzia�em. - Nie? A! No! Ba!! Morbilatrynx B-KuK osiemdziesi�t jeden, koma, operacja Gw�zdek? Bi jak Bipropoda? - Nie - powiedzia�em, pr�buj�c podsun�� mu przed oczy moje wezwanie, lecz odtr�ci� je niech�tnie. - Nnnie?... - mrukn��. Wygl�da� na ura�onego w swej dumie. Zamy�li� si�. Zamiesza� herbat�. Telefon d�wi�kn��. Zd�awi� go lwim ruchem. - Plastykowy? - rzuci� mi nagle w twarz. - Niby ja? - spyta�em. - Nie, raczej nie - zwyczajny... Kashenblade jednym uderzeniem zdusi� ha�asuj�ce od chwili telefony i przyjrza� mi si� raz jeszcze. - Operacja Hyperb�g... Mammacyklogastrozaur... en-ta-ma, penta-kla... - pr�bowa� jeszcze, nie chc�c pogodzi� si� z niespodzian� luk� w swej nieomylno�ci, a gdy nie odpowiada�em, opar� si� pot�nymi d�o�mi o klawisze i hukn��: - Jazda!!! Wygl�da�o na to, �e i on wyrzuca mnie za drzwi, ale by�em zbyt zdeterminowany - a tak�e zbyt cywilny - aby us�ucha� bez sprzeciwu. Sta�em dalej z wyci�gni�t� przed siebie r�k�, w kt�rej trzyma�em wezwanie. Kashenblade wzi�� je wreszcie, nie patrz�c, niby niechc�cy wrzuci� do szczeliny stoj�cego przy nim aparatu, ten zaszumia� i zaczai do� szepta�. Kashenblade s�ucha�, s�ucha�, chmury sz�y mu przez twarz, b�yski migota�y w �renicach. Zerkn�� na mnie spode �ba i j�� naciska� guziki. Najpierw rozdzwoni�y si� telefony w takiej liczbie, �e powsta�a z tego konkretna muzyka; wyciszy� j� i dalej naciska�. Okalaj�ca go brygada aparat�w na wy�cigi przekrzykiwa�a si� cyframi i kryptonimami. Trwa�, nas�piony, ws�uchany, z drgaj�c� powiek�, ale widzia�em ju�, �e burza posz�a bokiem. Zesup�a� brwi i warkn��: - Dawajcie ten wasz �wistek! - Da�em ju�... - Komu? - Warn. - Nam? - Panu komendera�owi. - Kiedy, gdzie?! - Przed sekund�, tu go pan wrzu... - zacz��em, ale ugryz�em si� w j�zyk. Komendera� �ypn�� na mnie i wyszarpn�� spodni� szufladk� aparatu. -By�a pusta. B�g raczy wiedzie�, dok�d zaw�drowa� ju� m�j dokument; oczywi�cie ani mi w g�owie posta�o, �e wrzuci� go tam nieopatrznie. Ju� od pewnego czasu podejrzewa�em, �e Dow�dztwo Okr�gu Kosmicznego, najwidoczniej zbyt rozros�e, aby pilotowa� indywidualnie ka�d� z tryliona prowadzonych spraw, przesz�o na system dzia�a� losowych, wychodz�c z za�o�enia, i� kr���c mi�dzy miriadami jego biurek, ka�dy akt musi wreszcie trafi� na w�a�ciwe. Podobn� metod�, czasoch�onn�, ale i niezawodn�, dzia�a sam Kosmos; dla instytucji r�wnie jak on nieprzemijalnej - a tak� by� przecie� Gmach - tempo owych obrot�w i perturbacji nie mog�o si� naturalnie liczy�. Jakkolwiek mia�y si� rzeczy, wezwanie znik�o. Kashenblade, zatrzasn�wszy z impetem szufladk�, patrza� na mnie czas jaki�, mrugaj�c. Sta�em bez ruchu, z opuszczonymi r�kami, nieprzyjemnie odczuwaj�c ich pustk�. Mruga� coraz natarczywiej - ja nic; zamruga� z pasj� - odmrugn��em w�wczas, i to go jakby uspokoi�o. - Nna... - zamrucza�. Zacz�� naciska� guziki. W aparatach zakot�owa�o si�. R�nokolorowe ta�my j�y wype�za� z nich na biurko. Oddziera� z nich po kawa�ku, odczytywa�, a czasem nie patrz�c, ciska� do innych aparat�w, kt�re robi�y kopie, orygina�y za� sz�y do automatycznego kosza. Nareszcie z jednego wylaz�a bia�a folia z nadrukiem DO INSTRUKTA�U B - 66 - PAPRA - �EB� - z�o�onym tak wielkimi literami, �e odczyta�em je poprzez biurko. - B�dziecie... delegowani... w Misji... Specjalnej - rzuca� miarowo komendera�. - G��boka penetracja, sprawa o robot� wywrotow�; byli�cie tam ju�? - spyta� i mrugn��. - Gdzie? - Tam. Podni�s� g�ow� i raz jeszcze zatrzepota� powiekami. Nie odzywa�em si�. Popatrza� na mnie z pogard�. - Ajent - powiedzia� wreszcie. - Ajent, co?... Ajent... dzisiejszy ajent... Z wolna zas�pia� si�. Przeci�ga� to s�owo tak i owak, szydzi� nim, po�wistywa�, przepuszcza� przez dziur� w z�bie, zn�ca� si� nad zg�oskami, naraz zd�awi� nerwowo telefony i wybuchn��: - Wszystko trzeba wam t�umaczy�! Gazet nie czytacie?! Gwiazdy! No! Co gwiazdy? Co robi�? No?! - �wiec� - rzek�em niepewnie. - I to ma by� ajent!!! �wiec�! Ba! Jak?! Jak �wiec�? Co? No?! Dawa� mi znaki powiekami. - M...mrugaj� - rzek�em, zni�aj�c mimo woli g�os. - Jaki domy�lny! Nareszcie! Mrugaj�! Tak! Podmraguj�! A kiedy? Co?! Nie wiecie?! Naturalnie!!! Taki materia� mi tu przysy�aj�! Noc�! Noc�!!! Mrugaj�, trz�s� si�, po ciemku! Co to jest? Kto mruga?! Kto noc�?! Kto si� trz�sie?! Rycza� jak lew. Sta�em blady, wyprostowany jak struna, czekaj�c, a� burza przejdzie, ale nie przechodzi�a. Kashenblade, posinia�y, obrz�k�y, z napuczon� �ysin�, grzmia� na ca�y gabinet, na ca�y gmach: - A ucieczka mg�awic?! Co?! Nie s�yszeli�cie?! Ucieczka!!! Co to jest?! Kto ucieka?! To jest podejrzane, wi�cej - to jest przyznanie si� do winy!!! Zdruzgota� mnie wzrokiem, bez tchu, nareszcie opu�ci� ci�ko powieki i cisn�� zdecydowanie stalowym g�osem: - Ba�wan! - Pan si� zapomina, panie komenderale! - wypali�em. - Co? Co?! Pan si�... a? Pan si� zapo... Co to jest? A! Has�o! Has�o, dobrze. Tak - to co innego. Has�o - to has�o... Pocz�� gwa�townie wbija� palce w klawiatur�. Aparaty zaszumia�y jak deszcz na blaszanym dachu. Wylatywa�y z nich wst�gi zielone i z�ote, dr��c, skr�ca�y si� w zwoje na biurku. Starzec czyta� je zach�annie. - Dobrze! - zakonkludowa�, mn�c wszystkie. - Wasza misja: zbada� na miejscu, sprawdzi�, przeszuka�, ewentualnie sprowokowa�, donie��. Kropka. W dniu N o godzinie entej, w entym sektorze entego rejonu zostaniecie wyen-towani z pok�adu jednostki N. Kropka. Grupa uposa�eniowa kryptonim Berbe�, diety planetarne z culag� tlenow�, rozrachunek sporadyczny, w zale�no�ci od wagi doniesie�. Meldowa� bie��co. ��czno�� en- lu-meniczna, maskownik formatu Lyra-PiP, je�li polegniecie w akcji - po�miertne odznaczenie Orderem Tajnego Stopnia, pe�ne honory, salut, p�yta ku czci, z wci�gni�ciem pochwalnym do akt... B�dzie?! - cisn�� ostatnie s�owo. - A je�li nie polegn�?... - spyta�em. Szeroki, pob�a�liwy u�miech rozja�ni� twarz komen-dera�a. - Rezoner - powiedzia�. - Rezoner, co? H�, h�... rezoner... je�li tego, to ten... Do��! U mnie nie ma �je�li�! Misj� dosta�e�? Dosta�e�! Basta! A wiesz ty, co to jest? H�?! - wyrzuci� z szerokiej piersi. Policzki zafalowa�y mu �agodnie, blask przeszed� przez z�ote czworoboki order�w. - Misja - to wielka rzecz! No, a Specjalna - ba! Specjalna! No! W dobrej entej godzinie! Ruszaj, ch�opcze, a nie daj si� zgnoi�! - B�d� si� stara� - odpar�em - a moje zadanie? Nacisn�� kilka guzik�w, zas�ucha� si� w dzwonki telefon�w, wygasi� je. Pociemnia�a przedtem �ysina r�owia�a powoli. Patrza� na mnie dobrotliwie jak ojciec. - Nader! - rzek�. - Nader niebezpieczne! Ale nic to! Nie dla siebie! Nie ja wysy�am! Og�! Dobro! Oj, ty, ty... enty... trudna sprawa... trudne cia�o dosta�e�! Zobaczysz! Trudne, ale trzeba, bo, bo ten... - S�u�ba - podda�em szybko. Rozpromieni� si�. Wsta�. Zako�ysa�y si� u piersi ordery, zadzwoni�y, aparaty i telefony umilk�y, �wiate�ka zgas�y. Ci�gn�c za sob� spl�tane r�nokolorowe kabelki, podszed� do mnie i poda� mi pot�n�, ow�osion�, starcz� d�o� stratega. Nawierca� mnie oczami, pr�bowa�, brwi zesun�y mu si�, tworz�c wypuk�e wzg�rki, podparte fa�dami mniejszymi nieco, i tak stali�my, spojeni u�ciskiem - g��wnodowodz�cy i tajny kurier. - S�u�ba! - rzek�. - Twarda. S�u�ba, m�j ch�opcze! S�u�ba... bywaj!!! Zasalutowa�em, zrobi�em zwrot w ty� i wyszed�em, s�ysz�c jeszcze u drzwi, jak pije wyzi�b�� herbat�. Pot�ny to by� starzec - Kashenblade... II Jeszcze pod wra�eniem rozmowy z g��wnodowodz�cym wszed�em do sekretariatu. Sekretarki malowa�y si� i miesza�y herbat�. Z rury pneumatycznej poczty wypad� plik papier�w z moj� nominacj�, podpisan� znakiem ko-mendera�a. Jedna z urz�dniczek przybi�a na nich kolejno piecz�� �ci�le tajne i przekaza�a je drugiej, kt�ra wci�gn�a ca�y fascyku� do kartoteki, po czym kartoteka zosta�a zaszyfrowana na podr�cznej maszynie, klucz szyfru komisyjnie zniszczony, wszystkie orygina�y za� spalone; popi�, po przesianiu i zarejestrowaniu, zamkni�to w zalakowanej kopercie z moj� cyfr�. Przes�ano j� wyci�giem do podziemnego skarbca. Wszystko to, cho� dzia�o si� tu� przy mnie, obserwowa�em z dystansu oszo�omienia, wywo�anego tak niespodzianym obrotem losu. Zagadkowe uwagi komen- dera�a odnosi�y si� niechybnie do spraw tak tajnych, �e dopuszczalne by�y wobec nich tylko aluzje. Pr�dzej czy p�niej musiano mnie wprowadzi� w ich tre��, bo inaczej nie m�g�bym wype�ni� Misji. Nie wiedzia�em nawet, czy ma ona co� wsp�lnego z zagubionym wezwaniem, ale rzecz ta blad�a wobec mej, jak�e nag�ej, kariery. Rozmy�lania te przerwa�o zjawienie si� m�odego bruneta w mundurze i przy szabli; przedstawi� si� jako tajny adiutant komendera�a, porucznik Blanderdash, i u�cisn�wszy mi znacz�co r�k� powiedzia�, �e jest przydzielony do mej osoby. Poprosi� mnie do gabinetu mieszcz�cego si� po przeciwnej stronie korytarza, pocz�stowa� herbat� i j�� unosi� si� nad mymi zdolno�ciami, niecodziennymi, w jego mniemaniu, skoro Kashenblade powierzy� mi taki orzech do zgryzienia. Zachwyca� si� te� naturalno�ci� mojej twarzy, szczeg�lnie nosa, a� zorientowa�em si�, �e jedno i drugie ma za przyprawione. Miesza�em w milczeniu herbat�, uwa�aj�c, �e jak najbardziej na miejscu b�dzie pow�ci�gliwo��. Jako� po kwadransie porucznik przeprowadzi� mnie oficerskim przej�ciem do s�u�bowej windy, kt�r� odpiecz�- towali�my wsp�lnie i pojechali na d�. - Ale, ale - rzuci�, kiedy stawia�em ju� nog� na korytarzu - czy pan sk�onny jest do poziewania? - Nie zauwa�y�em... a co? - Ach, nic... ziewaj�cemu mo�na po prostu zajrze� do �rodka, wie pan... a nie chrapie pan aby? - Nie. - O, to dobrze. Przez chrapanie ko�czy si� tylu naszych ludzi... - Co si� z nimi sta�o? - rzuci�em niepotrzebnie. U�miechn�� si�, dotykaj�c futera�u, kt�ry okrywa� mundurowe naszywki. - Je�eli to pana interesuje, mo�e obejrzy pan nasze kolekcje? Akurat na tym pi�trze... gdzie te kolumny... to jest Wydzia� Zbior�w... - Jak najch�tniej - odpar�em - ale nie wiem, czy mo�emy dysponowa� tak swobodnie czasem? - Ale� naturalnie - odpar�, wskazuj�c mi z lekkim uk�onem w�a�ciwy kierunek - to nie b�dzie zreszt� proste zaspokojenie ciekawo�ci... Im wi�cej si� w naszym fachu wie, tym lepiej.... Otworzy� przede mn� zwyk�e, bia�o lakierowane drzwi. Za nimi l�ni�y pancerne. Po ustawieniu cyfrowego zamka rozsun�y si� i tajny adiutant przepu�ci� mnie pierwszego. Znale�li�my si� w wielkiej, suto o�wietlonej, pozbawionej okien sali. Kasetonowy strop wspiera� si� na kolumnach, �ciany pokryte by�y pysznymi gobelinami i makatami, utrzy- manymi g��wnie w tonach czerni, z�ota i srebra. Podobnych jeszcze nie widzia�em; materia�, z jakiego je wykonano, przypomina� futro. Pomi�dzy kolumnami sta�y na wywoskowanej posadzce oszklone gabloty, witryny na smuk�ych n�kach i zamczyste, z uniesionymi wiekami skrzynie. Najbli�sz� wype�nia�y przedmiociki po�yskuj�ce jak klejnoty; pozna�em w nich spinki od koszul. By�y ich chyba miliony. Z drugiej skrzyni wznosi� si� kopiec pod�ugowatych pere�. Porucznik poprowadzi� mi� ku witrynom; za szklanymi p�ytami spoczywa�y, por�cznie o�wietlone, na aksamitnej wy�ci�ce, sztuczne uszy, mostki, nosy, imitacje paznokci, brodawek, rz�s, fa�szywe fluksje i garby, niekt�re ukazane pogl�dowo w przekroju, aby widoczna by�a ich wewn�trzna struktura; spotyka�o si� nadymane, dominowa� wszak�e w�osie�. Cofaj�c si� potr�ci�em skrzyni� z per�ami i zadr�a�em. To by�y z�by - rosochate i ma�e jak pere�ki, �opatko-wate, z dziurk� i bez, mleczne, trzonowe, m�dro�ci. Podnios�em oczy na mego przewodnika, kt�ry z pow�ci�gliwym u�miechem wskaza� mi najbli�szy gobelin. Przyjrza�em mu si� z bliska. Uszyty by� z s��nistych br�d, faworyt�w, peruk, nanizanych na nylonow� osnow� z takim zamys�em, i� z�otow�ose tworzy�y na tle ca�o�ci wielki herb pa�stwa. Przeszli�my do nast�pnej sali. By�a jeszcze wi�ksza. Pod niklowymi reflektorami sta�y witryny, wype�nione sztucznymi podarkami, taliami kart, serem, z kaseton�w modrzewiowego stropu zwiesza�y si� fa�szywe protezy, gorsety, ubrania, nie brak by�o i podrabianych owad�w - te ostatnie, wykonane z precyzj�, na jak� zdoby� si� mo�e tylko pot�ny, dysponuj�cy wszelkimi �rodkami wywiad, zajmowa�y poczw�rny rz�d szklanych szaf. Adiutant nie narzuca� si� z obja�nieniami, jakby w przekonaniu, �e zgro- madzone corpora delicti m�wi� ju� same za siebie, czasem tylko, kiedy got�w by�em po�r�d mnogo�ci eksponat�w przeoczy� kt�ry� godny obejrzenia, czyni� w jego kierunku dyskretny ruch r�k�. W ten spos�b skierowa� moj� uwag� na znaczn� ilo�� maku, umieszczonego na bia�ym jedwabiu pod szk�em oszlifowanym tak sztucznie, i� bezpo�rednio nad kopczykiem makowych ziaren przezroczysta tafla przechodzi�a zgrubieniem w mocn� soczewk�, dzi�ki kt�rej ujrza�em, �e mak by�, ziarenko po ziarenku, wydr��ony. Zdumiony, zwr�ci�em si� z niemym zapytaniem do porucznika, kt�ry u�miechn�� si� tylko ubolewaj�ce i roz�o�y� r�ce na znak, �e nic nie mo�e mi powiedzie�, a jego ocienione w�sikiem pe�ne wargi z�o�y�y si�, bez wydania g�osu, w s�owo tajne. Dopiero przy nast�pnych drzwiach, otwieraj�c je przede mn�, rzuci�: - Ciekawe mamy trofea... prawda? Echo naszych krok�w wype�ni�o sal� jeszcze �wietniej-sz�. Podnios�em g�ow�. Ca�� �cian� na wprost zajmowa� gobelin; misterna kompozycja, utrzymana w barwach rudych i kruczych, przedstawia�a akt pa�stwowotw�rczy. Adiutant, nie bez pewnego oci�gania, pokaza� mi przystrzy�one czarne baczki, kt�re tworzy�y cz�� delii jednego z dostojnik�w, daj�c do zrozumienia, i� pochodz� ze zdemaskowanego przeze� agenta. Ci�gn�cy zza kolumn ch�odny powiew zwiastowa� blisko�� szerokiej amfilady. Nie przypatrywa�em si� ju� eksponatom; zagubiony, os�upia�y, kroczy�em w �lad za mym przewodnikiem przez ich skrz�ce si� od lamp rojowiska, mija�em dzia�y otwierania kas, kuszenia, wiercenia mur�w, przebijania g�r d m�rz osuszania, podziwia�em wielopi�trowe machiny do zdalnego kopiowania plan�w mobilizacyjnych, do zmieniania nocy w sztuczny dzie� lub na odwr�t; pod olbrzymi� kryszta�ow� kopu�� przeszli�my przez aul� fa�szowania plam s�onecznych i planetarnych tor�w; wprawione w p�yty drogocennego jakiego� materia�u l�ni�y, opatrzone etykietami z obja�niaj�cym szyfrem, imitacje gwiazdozbior�w i falsyfikaty galaktyk; pod �cianami pracowa�y bezszelestnie pot�ne pompy pr�niowe, utrzymuj�c wysokie rozrzedzenie i w�a�ciw� moc promieniowania, w kt�rych jedynie trwa� mog�y podrobione atomy i elektrony. W g�owie wirowa�o mi od nadmiaru wra�e�; Blander- dash orientowa� si� niew�tpliwie w mym stanie, bo poprosi�, bym uda� si� z nim ku wyj�ciu. Przed drzwiami, opatrzonymi zegarowym zatrzaskiem, odpiecz�towali�my g�rn� kiesze� jego munduru, z kt�rej doby� kopert� z has�em, i odczytali�my je. Gdzie� mniej wi�cej w po�owie drogi przez Wydzia� Zbior�w pocz��em uk�ada� sobie w g�owie komplementy, jakie wypowiem po ogl�dzinach ca�ej kolekcji, teraz jednak nie by�em zdolny wykrztusi� s�owa. Blanderdash rozumia� wida� i moje milczenie, nie przerywa� go bowiem; tak doszli�my do windy, przy kt�rej zbli�y�o si� do nas dwu m�odych, jak on tajnych oficer�w. Zasalutowawszy, przeprosili mi� uprzejmie i odwo�ali adiutanta na stron�. Nast�pi�a kr�tka wymiana zda�, kt�r� obserwowa�em, dotykaj�c ramieniem framugi. Blanderdash wydawa� si� z lekka zaskoczony - z uniesionymi brwiami m�wi� co� do star- szego oficera, ale ten wykona� zakazuj�cy gest, kieruj�c nieznacznie �okie� w moj� stron�. Na tym scena si� zako�czy�a. Adiutant, nie po�egnawszy si� ze mn�, odszed� ze starszym oficerem, m�odszy za� zbli�y� si� do mnie i wyja�ni� z uprzedzaj�co grzecznym u�miechem, i� ma mnie zaprowadzi� do Wydzia�u N. Nie dostrzeg�em przyczyny, dla kt�rej mia�bym mu si� sprzeciwi�. Wsiadali�my ju� do odpiecz�towanej windy, kiedy spyta�em go o mego dotychczasowego cicerone. - Jak prosz�? - spyta� oficer, zbli�aj�c ucho do mych ust. Zarazem przycisn�� r�k� do piersi, jakby go zabola�o serce. - No, Blanderdash,.. odwo�a�a go zapewne s�u�ba? Wiem, �e nie powinienem w�a�ciwie pyta�... - doda�em. - Ale� sk�d�e, co znowu - pospieszy� oficer. Powolny, osobliwy u�miech rozci�gn�� jego cienkie wargi. - Jak pan powiedzia�? - rzek� z zastanowieniem. - Prosz�? - To nazwisko... - Blanderdash? No, jak�e... tak przecie� nazywa si� ten adiutant, nieprawda�? Czy�bym si� omyli�?... - O, na pewno nie, na pewno nie - rzuci� szybko, ale u�miech jego stawa� si� coraz bardziej zamy�lony. - Blanderdash... - mrukn��, gdy winda zwolni�a, by si� zaraz zatrzyma�. - Blanderdash... phi... Blanderdash... prosz�... Nie wiedzia�em, do kogo odnosi�o si� to �prosz� - mo�e do mnie, bo w�a�nie otwiera� drzwi - i wiele bym da�, �eby si� dowiedzie�, ale ju� szli�my szybko korytarzem, zmierzaj�c ku jednym z szeregu l�ni�cych, bia�ych drzwi. Oficer otworzy� je, wpu�ci� mnie do �rodka i natychmiast zamkn��. Sta�em w d�ugim, w�skim pokoju bez okien, na czterech biurkach pali�y si� nisko opuszczone reflektory, pracowali przy nich oficerowie w sile wieku; a �e by�o gor�co, pozdejmowali kurtki mundurowe, kt�re wisia�y na krzes�ach, i �l�czeli nad stertami papier�w w koszulach z podwini�tymi mankietami. Jeden wyprostowa� si� i utkwi� we mnie czarne, b�yszcz�ce za okularami oczy. - Pan w jakiej sprawie? Prze�kn��em momentalny odruch zniecierpliwienia. - Misja Specjalna - z polecenia komendanta Ka-shenblade. Je�li s�dzi�em, �e pozostali oficerowie podnios� g�owy na d�wi�k tych s��w, omyli�em si�. - Jak si� pan nazywa? - spyta� mnie tym samym twardym, rzeczowym tonem oficer w okularach. Mia� muskularne r�ce sportowca, opalone, z ma�ym szyfrowanym tatua�em. Wymieni�em moje nazwisko. Nieomal r�wnocze�nie nacisn�� klawisze ma�ej maszynki na swoim biurku. - Charakter Misji? - Specjalna. - Jej cel? - Mia�em go tu pozna�. - Tak? - powiedzia�. Zdj�� kurtk� z krzes�a, w�o�y� j�, zapi��, poprawi� nakrywki epolet�w i skierowa� si� do nast�pnych drzwi. - Prosz� za mn�. Ruszy�em za nim i wtedy dopiero, zerkn�wszy w bok, upewni�em si�, �e oficer, kt�ry mnie tu przyprowadzi�, w og�le nie wszed� do �rodka, lecz zosta� na korytarzu. Nowy m�j przewodnik za�wieci� reflektor na biurku i przedstawi� mi si� stoj�c: - Podszyfrowy Dasherblar. Prosz�, zechce pan usi���. Nacisn�� dzwonek; m�oda dziewczyna, zapewne sekretarka, wnios�a dwie herbaty i postawi�a je przed nami. Dasherblar usiad� naprzeciw mnie i jaki� czas bez s�owa porusza� �y�eczk� w szklance. Oczekuje pan wprowadzenia w istot� swojej Misji, co? - Tak. - Hm. To trudna i skomplikowana Misja... tak... osobliwa raczej, panie... przepraszam, jak si� pan nazywa? - Wci�� tak samo - odpar�em z nieznacznym u�miechem. Oficer odpowiedzia� u�miechem. Mia� przepi�kne z�by; jego twarz promieniowa�a w tej chwili swobod� i szczero�ci�. - Ha, ha, doskonale, doskonale. Dzi�kuj� panu. Tak wi�c... papierosa? - Dzi�kuj�, nie pal�. - To dobrze, to bardzo dobrze. Cz�owiek nie powinien mie� na�og�w, �adnych na�og�w, tak... jeden moment. Wsta� i zapali� g�rn� lamp�; zobaczy�em w�wczas olbrzymi� kas� pancern� barwy o�owiu, zajmuj�c� ca�� szeroko�� �ciany. Dasherblar nastawi� kolejno siedem cyfrowych wa�k�w, a gdy masywna stalowa p�yta uchyli�a si� bezg�o�nie, pocz�� przek�ada� pliki teczek spoczywaj�cych w metalowych przegr�dkach. - Dam panu instrukcj� - odezwa� si�; na basowy d�wi�k brz�czyka urwa�, odwr�ci� si� i spojrza� na mnie. - Przepraszam... co� pilnego wida�. Zechce pan zaczeka�? To potrwa najwy�ej pi�� minut... Skin��em g�ow�. Oficer wyszed�, cicho opuszczaj�c klamk�. Zosta�em sam, w �wietle reflektora, naprzeciw uchylonych drzwi skarbca. Czy�by chcieli podda� mnie pr�bie? W tak naiwny, prostacki spos�b? - pomy�la�em nie bez oburzenia. Siedzia�em jak�� chwil� spokojnie, a� co� wykr�ci�o mi po trosze g�ow� w kierunku kasy. Natychmiast spojrza�em w przeciwn� stron�, ale tam zn�w napotka�em lustro odbijaj�ce rz�dy p�ek z tajnymi aktami. Postanowi�em liczy� klepki parkietu. Niestety pod�og� pokrywa�o linoleum. Splot�em d�onie i wpatrywa�em si� usilnie w pobiela�e kostki palc�w, a� ogarn�� mnie gniew. Dlaczego nie mog� patrze� tam, gdzie mi si� podoba? Teczki by�y czarne, zielone i r�owe, ledwo kilka ��tych. Z tych w�a�nie zwisa�y sznurki, obci��one talerzykowatymi piecz�ciami. Jedna teczka, le��ca na wierzchu, mia�a o�le uszy. - Jest te� czego si� pilnowa� - my�la�em - w ko�cu Misj� powierzy� mi sam g��wnodowodz�cy, w razie potrzeby mog� si� na niego powo�a� - ale 0 jakiej potrzebie my�l� w�a�ciwie? Zerkn��em na zegarek. Od wyj�cia oficera up�yn�o ju� dziesi�� minut. Do pokoju nie dobiega� najl�ejszy szmer; krzes�o, na kt�rym siedzia�em, by�o twarde - z ka�d� chwil� odczuwa�em to wyra�niej. Prze�o�y�em nog� na nog�, ale tak by�o jeszcze gorzej. Wsta�em, podci�gn��em spodnie, aby nie zmi�� si� kant, i pospiesznie usiad�em na powr�t. Teraz uwiera�o mnie ju� nawet biurko, o kt�re opar�em si� �okciem. Zliczy�em teczki na p�kach, wzd�u� i w poprzek. Znowu si� przeci�gn��em. Minuty mija�y. Odczuwa�em coraz dotkliwiej g��d. Wypi�em resztki herbaty i wydrapa�em �y�eczk� cukier z dna szklanki. Patrze� ju� nie mog�em na otwart� kas� pancern�. By�em po prostu w�ciek�y. Rzut oka na zegarek wyjawi�, �e min�a niemal godzina. Po nast�pnej j��em traci� nadziej� na powr�t oficera. Co� musia�o mu si� przytrafi�. Co? By� mo�e to samo, co spowodowa�o nag�e odwo�anie Blariderdasha. Czy te� nazywa� si� mo�e Kashlerblad? Alderklarsh? Dalder-blarl? Baldaklash? Nie mog�em sobie w �aden spos�b przypomnie� - chyba z g�odu i z�o�ci. Wsta�em i pocz��em przechadza� si� nerwowo po pokoju. Prawie trzy godziny sam na sam z otwart� kas�, pe�n� tajnych akt - to pachnia�o gard�ow� spraw�. �adnie mnie urz�dzi� ten... ten - jak�e si� ten znowu nazywa�?! Gdyby mnie tak kto� spyta�, na kogo czekam... Postanowi�em wyj��. Dobrze, ale kt�r�dy? Wr�ci� do tego pokoju, przez kt�ry tu si� dosta�em? Zaczn� mnie pyta�. Moja historia zabrzmi nieprawdopodobnie. Czu�em to. Widzia�em ju� twarze s�dzi�w. �Oficer

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!