2338
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2338 |
Rozszerzenie: |
2338 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2338 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2338 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2338 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Stefan �eromski
Wis�a
Wiatr od morza
Mi�dzymorze
PWZN
"Print 6"
Lublin 1995
Adaptacja na podstawie
ksi��ki pod tym samym
tytu�em wydanej przez
Wydawnictwo "Czytelnik"
Warszawa 1967
Wis�a
Nowy l�d
Suchy wiatr spali� ju� wielkie �niegi. Gor�cy podmuch wyni�s� je w
przezroczyste niebiosa. P�yn� teraz w widnokr�gach dalekich z�ote zarazem i
bia�e, �niade i rumiane, puszyste i bujaj�ce jak w�osy czteroletniej
dziewczynki. Po �nie�nym panowaniu w g��bokich lasach jeszcze si� nie
wyprostowa�y zesch�e trawy i zmartwia�e byliny. Le�� wygniecione przez
ucisk zasp, na p�ask rozpostarte po ziemi, oczywiste uprzytomnienie ci�aru
zlodowacia�ych pok�ad�w. Blask s�o�ca wszystko z martwych wskrzeszaj�cy tu
i tam na nie przypada - poprzedzierany przez fioletowe cienie �niat�w
bukowych i pni�w �wierka, jakby �aski pe�ne spojrzenie poprzez palce
przes�aniaj�ce boskie oczy. Gdziekolwiek wpo�r�d rudych porost�w strumyczek
wiosenny w nizin� si� przes�cza, tam ��t� smug� rodzina jaskr�w wytryska.
Spomi�dzy zesch�ych badyl�w l�ni tu i �wdzie przylaszczka podobna do barwy
kwietniowych niebios. Ledwie dos�yszalny szmer wiosennej wody podnosi� si�
zdaje, przypomina� i uwydatnia� tajemniczy zapach zi� ledwie rodz�cych si�
w owej chwili. Jak czarodziejskie m�odo�ci natchnienie, ja�niej� w dalekiej
puszczy sosnowej brzozy owiane nie roztulonymi listkami. Spojrzenie w ka�d�
stron� jest odkryciem cudu i zwiastowaniem o nim czuj�cej duszy. Ka�de
takie powzi�cie pe�n� miar� zapomnienia si� od szcz�cia podnosi do warg
zeschni�tych, do gard�a �ci�ni�tego od �ez. Na wz�r rozkwitaj�cej
przylaszczki serce wita si� z niebiosami jak za dzieci�cych dni, jak przed
straszliw� zim� do�wiadcze�. Polotny wiatr wywiewa z niego i zabiera na
b�ogos�awione swe skrzyd�a nieprzezwyci�on� noc udr�czenia.
Daleko, dok�d wzrok nie si�ga, za b��kitnymi mg�ami �ni swe przedwio�nie
d�uga, szeroka, nieprzemierzona, nieobesz�a, nieogarniona ziemia. Trawi
sw�j pokarm i nap�j wysysa. Dr�y w wiosennym oparze. Zapad�y si� w jej
g��boko�� tysi�ce tysi�cy cia� przychodni�w z dalekich stron - zza siedmiu
g�r, zza dziewi�ciu rzek. Tysi�ce tysi�cy n�g depta�y j� i tratowa�y,
przemierzy�y jej kr�te, w�skie i mylne dro�yny - brn�y w b�otach,
zarabia�y si� w piaskach i wi�z�y w glinach - t�uk�y si� i zbija�y o jej
kamienie, id�c naprz�d i w ty�, wci�� w sin� dal - od zaoranych do
rozgrodzonych jej granic. Brali j� w posiadanie chciwymi oczami, przezywali
jej niedol� zel�ywym s�owem, przyw�aszczali sobie jej odwieczn� bied� nigdy
tutaj nie s�yszanymi nazwami. Setki tysi�cy zwierzy�y jej ostatni sw�j j�k
i ostatnie mi�osne s�owo, gdy upad�szy nisko le�a�y krzy�em na m�czennicy -
gdy gruntowa�y najdok�adniejsz�, nieomyln�, w�asn� miar� g��bok� otch�a�
cierpienia.
Wch�on�a ich jako swoj� zdobycz wojenn� chciwa z g�odu ziemia niewoli.
Zapuszczaj� si� teraz wyl�k�e nici m�odocianych korzeni w jej g��bin� i
pe�nymi �aski zwojami oplataj� tajemnic� straszliw�. Kwiaty wiosenne nie
znaj�ce nigdy o niczym pami�ci, po to tylko potrzebne, �eby wiekuiste na
nic nikomu pi�kno kszta�towa� - pi� poczynaj� soki zdrowe i wydycha� wo�
czarodziejsk� z tajemnicy straszliwej. Jak przez kwiat wiosny, kt�ry
lito�ci nie zna, �alu nie czuje - p�yn�� poczyna zdrowie duszy poprzez si�y
cielesne pokolenia nowego. Pot�pione przez nie zostanie, zapomniane,
wzgardzone, nast�pni�te stop� nieszcz�dn� truch�o zapad�e w ziemi�, gn�j
podglebny, pr�chnica wo�aj�ca o lemiesz i kilof.
Przyp�yw i odp�yw oceanu nie jest tak nieprzezwyci�ony, to� jego nie
jest tak niezgruntowana, jak wielk� by�a otch�a� ha�by i przepa��
cierpienia zalewaj�ca t� ziemi�. Bezdenny ci�ar martwego oceanu sto lat ta
ziemia d�wiga�a na sobie. A� oto anio� straszliwy poruszy� go do dna -
pocz�� ko�ysa�, rozdziela�, rozk�ada� na ludy wolne, na ludy w sobie samych
za�lepione, od pychy swej oszala�e. Pchni�te skrzyd�em anielskim poci�gn�y
g�uche wody na wsch�d - na zach�d. Pozna�y ziemie s�oneczne, l�dy
szcz�liwe, ci�ar przyp�ywu cierpienia. Zrozumia�y ludy wynios�e m�czarni�
niewolnicy milcz�cej. W s�o�cu wiosny ods�ania� si� pocz�� wielki,
zapomniany, nowy l�d.
Stane nawroty w�d wy��obionymi d���c szlakami jeszcze si� po nim tarzaj�.
Jeden z nawrot�w wydar� milion m�odzie�c�w kwitn�cych i m��w pot�nych ze
�rodka miast i si� - pod znakiem odwiecznego tyrana postawi� ich pier�
przeciw piersi w bratob�jczym boju na ojczystej r�wninie lub wymi�t� w g�ry
Kaukazu, w doliny Azji, ponad przepa�cie morza. Drugi - bezimiennych trup�w
polskich setki tysi�cy rozrzuci�, rozmi�t�, rozwl�k� po obliczu ziemi - u
wr�t fortecy Verdun, kt�ra na swej bramie wyry�a napis r�wnie niez�omny jak
ona: S'ensevelir sous tes ruines plut�t que se soumettre, na drogach
Francji, Belgii, Serbii, Rumunii, w b�otach Rygi, w lasach Litwy, w g�rach
Albanii, w dolinach Macedonii, nad krwaw� rzek� Isonzo, w przepa�ciach
Tyrolu i w piaskach Palestyny. Trzeci ze sk��bionych odm�t�w swej burzy, z
�ona tego trz�sienia ziemi, kt�re w�asn� jego natur� przewr�ci�o na nice,
wydaje milion zrabowanych dusz, milion serc i milion prawic m�skich, kt�re
or�a wolno�ci przyciska j� do piersi spalonych t�sknot�. Czwarty z
najg��bszej, najurodzajniejszej gleby wy�ama� p� miliona pracownik�w,
a�eby z nich uczyni� sanskryckie dwipada, poci�gowego dwunoga, starogreckie
andrapodon, bydl� robocze z ludzkimi nogami, rzymskie manicipiun't, czyli
to, co si� r�k� w jarzmo ima. Inny - pokona� dzieci w ko�yskach, wytraci�
chorobami podros�e, nauczy� pokolenie odziewa� si� mrozem i deszczem,
opasywa� g�odem, podpiera� na drogach swej ojczyzny krzywd� i zniewag�.
Lecz ka�da noc, kt�ra kona, ods�ania coraz dalsze zarysy nowego l�du.
Ka�dy dzie�, kt�ry si� z nocy rodzi, ukazuje przestrze� coraz dalsz�...
B�d� pozdrowiona, przenajdro�sza ziemio nasza, kt�r� czcili�my mi�o�ci�
bezdenn�, gdy� by�a pod otch�aniami w�d niewoli. B�d� pozdrowiona teraz i o
ka�dej porze mow� nasz� tysi�cletni� i na wieki wiek�w �wi�t�! B�d�
pozdrowiona w sercu pokolenia, co si� jeszcze morduje i cierpi - oraz w
sercu przysz�ych, szcz�liwych i radosnych!
---------------------------
Wis�a I
Pocz�cie Wis�y dokonywuje si� w�r�d �wistu-po�wistu wiatr�w po�udnia i
wiatr�w zachodu, przypadaj�cych na jasne mg�y w kwiecistych tatrza�skich
dolinach i na wilgotne ob�oki ledwie powsta�e spomi�dzy koron sosnowych w
szerokiej puszczy Beskidu.
W �onie chmury czaruj�cej, kt�rej kszta�t nieprzerwanie nowy ju� si�
nigdy nie powt�rzy, a pi�kno�� jedyna ju� nigdy drugi raz nie przep�ynie w
niebiosach, staje si� Wis�y istnienie.
Nadranna rosa wiosny, ciep�y letni deszcz, r�any szron jesieni i szad�
okrywaj�ca martwymi kolcami bezlistne drzewa, d�ugotrwa�e zimowe ulewy,
�lepa zawieja i grad wszystko wyniszczaj�cy wci�� odnawiaj� nieprzeliczone
jej �r�d�a.
Ze �niegowic klinem wciosanych w szczeliny skalne mi�dzy trzonami
szczyt�w podniebnych, na kt�rych roztrzaskuje si� w�ciek�y huragan, wyj�
furie burzy ci�arne w zaspy �niegu i kamienie gradowe - s�cz� si� w �leby
zawalone mokrymi piargami wysokie wody do staw�w.
Ze skalnych jezior, zawieszonych jakoby lutnie zawsze nowe pie�ni
samograj�ce, z kotlin wysiedzianych u podn�a krzesanic przez cielska
lodowc�w, kt�re odesz�y by�y przed szesnastoma tysi�cami lat w p�nocne
strony - uciekaj� strumienie wieczy�cie �wawe wy�omami w morenach przez
milion lat uzgarnianych.
Z pieczar dr��onych przez kamienne pok�ady wskutek wzdrygnienia bezdennej
wapiennej skaliny, gdzie czarne powierzchnie jezior podziemnych trwaj�
nieruchomo w mroku przenigdy nie rozdartym spojrzeniem oczu istoty �yj�cej
- skradaj� si� wody czarne chodnikami wykapanymi w granicie lub wy�artymi w
wapieniu do przepa�ci g��bokiej, kt�r� bia�y ich wodospad nape�nia powabem
niewys�owionym.
Z �an�w le�nych, sianych wytrwale przez zamierzch�o�� stuleci po garbach
nieprzebytych wzg�rz �l�ska, z trz�sawisk torfowych, ponad kt�rymi
najobfitszy m�y deszcz, spo�r�d gnat�w korzennych wieloramiennego buka i
d�bu-niepo�oma, z po�cieli mch�w otulaj�cych stopy jode� i �wierk�w, z
zagaja m�odej olszyny, paproci i podbia��w - �ciekowiskiem wykapu ze
smereku wylewa si� Czarna Wis�a.
G��bokimi w�wozy, po wielkich z�omach kamieni i k�odach zwalonych drzew,
na dnie pe�nym grubego �wiru, w cieniu ga��zi i bujnych traw, z hukiem i
gwa�tem pieni si� Bia�a Wis�a.
Czarne i bia�e rami�, dwa potoki, spadaj� z wynios�o�ci, aby z��czywszy
si� toczy� zakolem - zakolem, w g��bokich parowach, w�r�d g�r i las�w,
wsp�lne wi�la�skie fale.
Niezliczone dzikie strumienie jak w��kna i nici oplot�y i przepoi�y
rozleg�y �l�ska kraj, a�eby jego wodne zasoby Wi�le darowa�.
Sid�a i w�owiska ich si�gaj� do �r�de� Olzy i Ostrawicy w Odrze
ton�cych, podobnie jak szlak graniczny naszej mowy chwiej�c si� i
zaplataj�c od przemocy tonie w obcym zalewie.
Szumne, przezroczyste, zielone i fioletowe strumienie po�udnia wielkich
Tatr, kt�re na��cz� cudn� opasali wch�ania w siebie Poprad pienisty,
obfitowody, wierny szlak Spisza - w Wi�le uj�cie znajduj�.
Le�ny San darowuje p�nocy to, co by Dniestr na po�udnie wyni�s�.
B��kitny, unicki Bug, bystra podlaska Narew podbieraj� skarb wodny g�rnej
Prypeci.
Ss�ce w��kna Wis�y si�gaj� do w�d Odry, do w�d Dniestru, do w�d Dniepru i
do w�d Niemna.
Jedne z nich, jako ca�kowite rzeki, wytryskuj� z wapieni�w Pienin, ze
wzg�rz krakowskich - inne s�cz� si� ze �wirowisk i wywierzysk,
rozmywaj�cych zbocza p�askowzg�rz i pag�rk�w, albo przeczystymi baniami
nieprzerwanie pulsuj� k�dy� w r�wninie barwistej ��ki, a�eby p�niej toczy�
si� przez ni� niedostrzegalnym ponikiem w nakryciu li�ci wikl�w i kaliny, w
�o�ysku wys�anym niezapominajkami.
Z nizinnych b�ot, z rudawic, p�ytkich jezior i stawisk ci�gn� ze wszech
stron ku Wi�le wody oci�a�e, osnute rz�s� porost�w, w mi�kko�ci
jedwabistych moczar�w, w�r�d tataraku i trzciny, w cieniu wierzb i olch
pochy�ych.
Bujaj� nad nimi b��kitne wa�ki, wielobarwne motyle i s�upy komar�w;
naj�ywsz� melodi� �ycia wydzwania chy�e skrzyd�o dzikiej kaczki; w
wysoko�ci ob�ok�w zanosi si� dudnienie lotu bekasa; przerzyna jasne
powietrze pokrzyk czajki, a po chwiejnych trzcinach unosz� si� z miejsca na
miejsce stada szpak�w gwarliwych.
Wszystkie wody wi�la�skie - prza�ne i s�odkie, zaprawne wyssan� z g��bin
ziemi sol� lub siark�, �elazem lub przer�nymi szczaw odmianami - sp�ywaj�
od wielkich g�r, co zosta�y za nimi w oddali jak gdyby ob�oki
znieruchomia�e, b��kitne i liliowe, z r�anego powietrza utworzone o
poranku, a o zachodzie szkar�atne - po jednosk�onie p�nocnym w zamglone
polskie r�wniny.
Wyszed�szy z las�w i spomi�dzy g�r skr�ca si� Wis�a na wsch�d wielkim
�ukiem, wije w�r�d pag�rk�w, uroczych ska� z wapienia i p�l krakowskich,
d���c w sw�j ���b pozadunajcowy, trzy razy szerszy, ni�by wymaga�a obfito��
jej wodnego zasobu - le��cy w piaszczystych wybrze�ach, mi�dzy pszennymi
glinami sandomierskiej i lubelskiej ziemi.
Wymija przedtem ska�� Wawelu, kt�rego pocz�tek nieznany jest i tajemny
jako tej rzeki pocz�tek - gniazdo mocy i s�awy - gruz w�adzy przed wiekami
wygas�ej - �lad wielko�ci, niby piszczele szkieletu �wiadcz�ce o �yciu,
kt�re niegdy� je odziewa�o.
Opu�ciwszy prawi�lisko lubelskie, po rozdarciu przed laty nieprzejrzanymi
kredowego kazimierskiego progu, p�ynie ku mazowsza�skim polom mi�dzy
wzg�rzami Janowca i Pu�aw.
Wznosz� si� nad jej wartem wzorzyste d�browy, za�cie�aj�ce p�askowzg�rza
i zbocza wygrzane w s�o�cu, koralowe od berberysu, pachn�ce ja�owcem i
macierzank�.
Tarniny i dzikie r�e zwieszaj� si� tam nad �cianami bia�ych w�woz�w, w
kt�rych g��bi dwukolejowe, w�skie dro�yny chy�kiem zd��aj� do widnych,
bia�ych mieszka� wspania�ego ludu.
Sady rumiane od jab�ek i rdzawe od �liwek splataj� jakoby wieniec
niesko�czony wzd�u� si�.
Stoj� tam nad wi�lan� wst�g� olbrzymie czartoryskie topole i wielkie
Pu�aw drzewa, kt�re mia�y to szcz�cie, i� pod ich cieniem wszystka si�
ojczyzna chroni�a w z�e swe godziny.
Szeroko rozla�a si� Wis�a wymin�wszy trupie mury tyra�skiej twierdzy
D�blina, w poprzek wielomilowych piaszczystych przestwor�w, w kt�rych
jednostajnej, mglistej g�uszy �pi� zagrzebane pod dzia�kami ziemniak�w i
owsa, lichego �yta i tatarki - maciejowickie i wawerskie, raszy�skie i
grochowskie pola.
Rozci�gaj� si� nad jej po�yskliw� fal� wilgotne ��gi, bogatym rokrocznie
ut�uszczane namu�em i same si� bia�� koniczyn� zasiewaj�ce, a wielkie
bia�odrzewy i grube pnie wierzbowe, zielonymi koronami pr�t�w wci�� na nowo
m�odocianych zawsze ozdobne, ci�gn� szeregiem lub k�pami wzd�u� jej
strumieni i p�tlic, gdy stare porzucaj�c szlaki szuka sobie przej�� nowych
mi�dzy �achami piask�w, stokro� przesypanych z miejsca na miejsce.
Pieni si� go�ciniec g��wny wielkiej rzeki w wi�zad�ach most�w z kamienia
i �elaza u st�p miasta Warszawy - cytadeli ziemskiego okr�gu - stolicy
wolno�ci �wiata, gdzie przez stulecie tkwi�o kowad�o wbite w ziemi� g��boko
m�otami kowali wprawnych w sztuce ciemi�stwa, na kt�rym nieub�agana a
niewidzialna zemsta losu ku�a zarazem kajdany dla lud�w uciemi�onych i
idei zakutych w dyby - mrowisko prac zawsze spiskowych, gdzie si� ukrywa�,
wi� i pr�y� olbrzymi zamys� wysi�u wielkiego plemienia, sztuk� w chwili
nieszcz�liwej w �elazne potrzaski schwytany.
D�ugimi smugami, wolnymi zakr�ty i liczb� odn�g sieci�, w�r�d bezp�odnych
hak�w, k�p okrytych chrustem i ostrow�w z dawna zaros�ych d�bem i topol�, a
w g��bokim rozsianych korycie, odchodzi w dal po�yskliwe zwierciad�o wodne,
a�eby op�yn�� Modlin, trzeci� piecz�� niewoli, przemoc� tyra�sk� wyci�ni�t�
na ziemi polskiej.
Przegl�daj� si� w g��binie Wis�y stare miasta o s�awie zagas�ej i Toru�
wieczy�cie s�awny, gdy� w jego murach sta�a kolebka genialnego dzieci�cia
Polski, odkrywcy, co powzi�� najprzenikliwsz�, najsubtelniejsz� i
naj�mielsz� my�l o wszech�wiecie i obrocie niebieskich cia�.
Dalej, uj�ta w tamy, przy brzegach wkl�s�ych zaopatrzona w ochronne
nasypy, przy wypuk�ych w groble poprzeczne, wt�oczona w �o�ysko rokrocznie
prostowane i pog��biane, �ywi Wis�a pos�usznie siedem port�w handlowych i
p�ynie r�wno a cicho.
Mi�dzy Gniewem i Tczewem jednolita jej masa rozdziela si� na trzy
ramiona. Jedno z nich, Nogat, niegdy� samoistna w �u�awach struga a od
szesnastego stulecia pierwszorz�dne wielkiej rzeki rami� - odchodzi w
z�owrogi cie� Malborga i w dalekie, zimne morze.
Dwa inne rzn� na wskro� urodzajne namu�y z polskich wydarte i uniesione
gleb.
Wis�a �mia�a, przedar�szy w po�owie dziewi�tnastego stulecia podczas
wielkiego zatoru wydmy piaszczyste, wlewa si� mn�stwem uj�� w najg��bsz�
zatok� Ba�tyku mieszaj�c s�odkie polskie wody ze s�onym nurtem, g��bi�
morza id�cym z oceanu.
Z�ote wi�lane smugi nios� si� daleko w zielonawy przestw�r morza, w
b��kitnawy jego widnokr�g, co z niebiosami niesko�czonymi si� spaja.
W niebiosa znowu, tam sk�d przysz�a, odchodzi Wis�a.
A nim zaginie w niedocieczonej morza tajemnicy, wykre�la kierunek
westchnieniu polskiemu, t�sknej �renicy pokazuje cel, wspomina szlak
zaginiony, zapomniany, wzgardzony, jakoby �lad bruzdy po�r�d morskiego
odm�tu wyoranej przez sztuk� Jana z Kolna, najdzielniejszego �eglarza
Ba�tyku i naj�mielszego syna Polski, co w pi�tnastym stuleciu na ubogim
statku waregskim pierwszy z ludzi europejskich na gruncie Ameryki stop�
postawi�, op�yn�� wybrze�a Labradoru i odkry� cie�nin� Anianu.
---------------------------
Ii
Niegdy�, w otch�ani czas�w, w prawiekach, po odej�ciu na p�noc
skandynawskich lodowc�w, z obszar�w le�nych i przez le�ne obszary
samow�adnie i samowolnie toczy� si� pocz�y wi�lane fale.
Kt� wie, jaki cz�owiek, przychodzie� z suchych zachodu stron w krainy
uwolnione od lod�w, pierwszy j� ujrza� lasy dziel�c� - bra� w posiadanie
oczyma m�tne i dzikie jej piany, nazywa� swoj� w mowie i pie�ni-
kto pierwszy brodzi� po jej wybrze�u i w cz�nie z drzewnej kory
przeprawia� si� na jej brzeg drugi?
Ko�ci jego potomk�w �pi� dot�d wzd�u� rozleg�ej doliny, po s�onecznych
pag�rkach krakowskiej, sandomierskiej i lubelskiej ziemi, pod piaszczystymi
wzg�rzami Mazowsza i w nizinach dolnego biegu, z�o�one w skrzyniach
kamiennych, nakrytych p�asko �upanym g�azem, stopami na wsch�d s�o�ca
zwr�cone.
Bro� i narz�dzia z g�adzonego krzemienia, g��bokie, kuliste lub wysmuk�e
naczynie z gliny, w kt�rym �al i trwoga potomnych przy wezg�owiu zmar�ego
stawia�a bogu niewiadomemu obiat�, na zawsze zosta�y w tych ziemiach.
Czarne �lady okr�g�ych popielisk, przesi�k�e krwi�, resztkami po�ywienia,
nawozem i okruchem naczynia, pe�ne ko�ci zwierz�t, w�gla i popio�u, wielkie
i g��bokie donice t�ustego i�u w jasno��tej, zwiewnej glinie lubelskiej
osadzone znacz� �lad domostw prawiecznego sio�a.
Garbata jab�o� i roz�o�ysta czere�nia dzisiejszego sio�a obfity wydaje
owoc, nie b�d�c w stanie przez wiek�w tyle wyssa� sok�w �ywota z popieliska
naddziad�w.
Gliniane za� naczynie mieszka�ca dzisiejszego sio�a ubo�sze jest i
brzydsze ni� owo spoczywaj�ce w ziemi od siedmiu tysi�cy lat.
Taj� si� w �onie tych ziem wielkie cmentarze, pe�ne naczynia z br�zu i -
p�niejsze - z �elaza, pe�ne mis i urn, �wiadcz�c o kulcie innym i nowym
obyczaju.
Stoj� wzd�u� szlaku ma�opolskiej Wis�y wynios�e kopce, mogi�y-grodziska,
strome podwaliny drewnianych zamk�w, warstwami szkliwa jak zbroj� z
wierzchu nakryte.
Ba�� lotna i zwiewna jak nadrzeczna mg�a, a nigdy nie wyczerpana i
niezmienna jako jej wody, jedna jedyna dobrze wie i pami�ta o rycerzach, co
na te szklane g�ry wdzierali si� z mi�o�ci lub nienawi�ci, walczyli i
konali.
W ga��ziach Wis�y, w�r�d sieci jej bujnych, g�rskich ruczaj�w,
odwiecznego traktu ��cz�cego ciep�e morza
Po�udnia z ch�odnym morzem Ba�tyku, ponad brzegami Bugu ��cz�cego zach�d
z Wo�yniem i Dniepru �r�d�ami, na p�nocnej Tatr i Karpat pochylni, mi�dzy
szerokim wielkiej rzeki �o�yskiem i nieprzebytymi Polesia b�otami, le�a�a
dziedzina, kt�ra by�a gniazdem s�owia�skiego plemienia i s�owia�skiej mowy.
Tutaj si� wyko�ysa�o le�ne pradziadowisko S�owian rodu, sk�d szczepy jego
wysz�y na wsch�d i po�udnie, na zach�d i nad morze.
Kopce pe�ne szkielet�w �wiadcz� o naj�ciu i podboju Got�w, dokonanym na
tej ludno�ci prastarej.
Inna ni� ongi, przemy�lnym, greckim i rzymskim kszta�tem kuta bro� lub
ozdoba kobieca m�wi� o w�dr�wkach kupc�w z radosnych kraj�w Po�udnia
poprzez puszcze i w�wozy g�r, wzd�u� wi�lanego rozdo�u i grod�w Krakowa
oraz Kalisza.
Pieczara pustelnicza �wi�tego �wierada przy uj�ciu bujnych Dunajca w�d,
schronienie niewygas�� otoczone klechd�, gdzie w zaraniu jedenastego
stulecia przebywa� �w cz�owieczy cud, aposto� s�owia�ski wyros�y spo�r�d
owoczesnego ch�opstwa polskiego "jako r�a spo�r�d cierni", anachoreta,
kt�ry przez trzy dni tygodnia nic nie jad�, a na post wielki id�c w g��bsz�
puszcz� bra� ze sob� na czterdzie�ci dni czterdzie�ci orzech�w - w ci�gu
dnia modli� si� lub bra� siekier� i r�ba� lasy dooko�a pustelni - zamiast
�o�a mia� pie�, p�otem z ostrej trzciny otoczony, aby go k�u�a, gdyby si�
we �nie na bok przechyla� - na g�ow� zasie k�ad� koron� drewnian�
obwieszon� g�azami, aby go bi�y po czaszce, gdyby znu�ona przechyli�a si� w
kt�r� b�d� stron�.
Gruzy Ty�ca zadumane, prastare a na stokro� starszych wzniesione
popio�ach, dla dzisiejszych ludzi niepoj�te gruzy, co si� sta�y tak
niez�omnymi, i� czas, n�dza i zapomnienie ju� ich bardziej zniweczy� nie
mog�.
Dziurami okien, jak �lepe oczy, patrz� w nurt �ywej wody, co u st�p ska�y
bia�ej wieczyst� sw� toczy beztrosk�, przynosi z dala i unosi w sin� krain�
niewyczerpane swoje wesele - i patrz� w otch�a� zamar�ych czas�w, nie
docieczon� dla nikogo na ziemi, w zdarzenia, z kt�rych pozosta� taki
jedynie �lad jak �lad jastrz�bia, kt�ry w powietrzu przep�yn��, �niady na
ziemi� rzuci� cie� rozpostartych skrzyde� i odlecia� - powie�� o
wiaro�omnym w�adcy, o ksi���ciu na Wi�lech...
Przed secinami lat sadzone drzewa i winny szczep nas�onecznych
Sandomierza pag�rkach, w miejscach, gdzie dzisiejsza bieda i dzisiejsza
ciemnota rozpo�ciera panowanie wok� roma�skiego pi�kna �wi�tego Jakuba.
Wi�lica, Kazimierz - murowane legendy o wielkim niegdy� w�r�d nas
marzycielu, o mocnym w�adcy, o pot�nym rozumie i niez�omnej woli.
Wa�y �ciskaj�ce Wis�y koryto, z rozkazu wieczno trwa�ego kr�la sypane,
pocz�tek pracy, do kt�rej potomno�� nie do�o�y�a prawie nic.
Na prost Solca ko�cio�ek Piotrawina z kamieniem po prawej stronie
o�tarza, niemo�liwym do odczytania, niemy, tajemniczy �wiadek zatargu
�mia�ej pot�gi z Piastowego wyros�ej �ona z niszcz�c� zewn�trzn� moc�...
Wzd�u� zakr�t�w i poszarpanych Wis�y osypisk, kt�re ods�aniaj�
tysi�cletnie dzieje przemian tej gleby, na przestrzeni stu pi��dziesi�ciu
mil usiad�y wsie niezliczone.
Wci�� kwietniowe swe suknie wdziewaj� ich sady, wci�� stada ptactwa
rzucaj� j� pod jesie� i wracaj� na te same drzewa, pola i ��ki l�d wiosn�,
wci�� nowe szemranie li�ci, budz�ce rado�� i mi�o��, m�odociane wita
pokolenia.
Nieprzeliczone pok�ady zw�ok i ko�ci naddziad�w przesycaj� niestrudzenie
gliny i piaski, �ywi� wielowieczne lipy i brzozy, otulaj�ce pradawne mury,
skarpy i wie�e ko�cio��w.
Gdy �niegi, spalone na wielkog�rach marcowym halnym wiatrem, ruszaj� z
posady zlepy szkliwa igie� lodowych, szrony podwodne, progi lodowe,
przywieraj�ce do i��w dennych i grub� skorup� okuwaj�ce kamienie -
nabrzmiewaj� od wir�w spienionych szumne skalne potoki i podg�rskie
ruczaje.
Z p�dem ciec poczyna "krakowska" kra g��wnym rzeki korytem, wype�nionym
po brzegi.
Lody okrywaj�ce szerokie Wis�y rozlewisko kruszej� i p�kaj�.
P�dz�ce wody coraz wy�ej wynosz� na sobie zmursza�� skorup� lodow�,
podbit� t�ok� rozmok�ej �nie�ycy, a� wszystka zrywa si� z miejsca do biegu.
S�ycha� w�wczas trzask i szum tafli, kt�re druzgoc� si� wzajem, wida�
wywracanie si� ich wspak i na nice, zanurzanie jednych przez drugie,
gonitwy i walki p�yt wegnanych przez wart p�dz�cy na miejsca p�ytkie, gdzie
tworz� zwa�y i pok�ady rozleg�e.
Masa w�d wyrzuca si� z brzeg�w i zalewa niziny.
Po wt�re, gdy jasne s�o�ce i ciep�e d�d�e nepe�ni� mleczem k�osy
pszeniczne, �ytnie i j�czmienne, ledwie z szypu�ek wychodz�ce, gdy
wielobarwn� rozkosz� oczu okryj� si� bezgranicza ��g�w nad Wieprzem, nad
Narwi� i Bugiem, gdy woni� bz�w i kwiat�w nape�ni si� powietrze, a
czaruj�ca s�owicza pie�� w jasn� noc ksi�ycow� przerzuca d�wi�ki z olszyn
do olszyn i z brzegu na brzeg wi�lany - wznosz� si� znowu i szalej� bujnie
�wi�toja�skie wody.
Zwarte lasanki czere�ni pod Janowcem, rubinowe od owocu, stoj� w nurtach
zm�conych, przez parki starych pa�ac�w i przez wyhodowane ogrody dwor�w
p�yn� szumne pop�awy, na pniach i ga��ziach wieszaj� si� pokosy zmulonego
siana i k�py wyrwane zb�.
Wielkimi, p�askimi taflami osuwa si� i wje�d�a w p�dz�cy odm�t namu�
tysi�cletni, najurodzajniejszy, w oczach na pieniste mleko si� rozpuszcza i
ginie w toni, a�eby u�o�y� si� k�dy� daleko jako hak ja�owy, �acha
bezp�odna, kt�rej nago�� ledwie przes�ania chwiejna wiklina.
Zapad� si� w Wis�� i zgin�� w niej wysoki przedmostowy szaniec
Sokolnickiego w Ostr�wku, a� do g��bi row�w swoich i wa��w przepojony
bezcenn� polsk� krwi� i wieczn� s�aw�.
Pop�yn�� z wod�.
Ucieka coraz wy�ej z urodzajnego w�do�u wioska za wiosk� na ja�owe wydmy
Mazowsza.
Drzewa, obci��one nadmiarem �liw, grusz i jab�ek, rozdziera i unosi
bystra woda.
Mo�na widzie�, jak mrowie ludzkie, przez trwog� z setki nizinnych si�
przygnane w ostatnim terminie podnoszenia si� fal, buduje samoswoj� tam�
lewego brzegu, ostatkiem si� zwozi, znosi i sypie piasek i �wir,
zas�aniaj�c rodzime niziny.
I mo�na widzie�, jak rybak beztroskliwy, siedz�c we wid�ach g�owicy
wierzby rosochatej, �apie podrywk� okonie i p�ocie, pluskaj�ce si� �wawo w
�anie przebogatej, dorodnej pszenicy, po bujne a ledwie rozwini�te k�osy
zalanej zmulonymi m�tami.
Skoro sroga g�rska zima zape�nia� pocznie strumienie zielonawymi ig�ami
lodu, okryje g�azy i �wiry ich dna seledynowym ko�uchem szkliwa, a fale
przepe�ni miazg� kryszta��w �ryzu, wkr�tce i na dnie wielkiej rzeki tworzy
si� masa lodowa kilkustopowej grubo�ci, przyrastaj�ca do bry� i�u dennego,
okuwaj�ca podwodne kamienie i pnie gnij�cej pr�dowiny.
Gdy za� i niziny obejmie ostry polski mr�z i zewn�trzne zwierciad�o rzeki
�cina si� w skorup�, podwodne sowy lodowe wstaj� z dna d�wigaj�c w szponach
swych ci�kie nieraz kamienie, kt�re w sobie zamkn�y, ��cz� si� z lodem
powierzchni i zmarzaj� w jedn� warstw� niez�omn�.
W�wczas staje Wis�a na przeci�g siedemdziesi�ciu pi�ciu dni.
Lis sandomierski bezkarnie przebywa granic� dziel�c� Kongres�wk� od
Galicji, nawet zaj�c trwo�liwy staje si� natr�tnym cudzoziemcem i
bezczelnie wkracza w Pozna�skie, a srogi wiatr nocny te same przez stulecia
polskie zaspy przerzuca tam i sam, zanosz�c s�upy graniczne i zamazuj�c na
nich rozmaite obcoj�zyczne napisy.
Lecz gdy w po�udniowych krakowskich stronach przygrzewa� pocznie d�u�ej
s�o�ce bardziej radosne, a na p�nocnej, zimnej po�aci Wis�y wci�� jeszcze
stoj� lody grube, w powyginanym jej korycie nowa si� wszczyna burza.
Samow�adnie w�owaty kierunek brzeg�w i swawola samicy g��wnego wartu,
mn�stwo martwych odn�g, p�ytkich, stoj�cych jeziorzysk poprzegradzanych
�achami, wci�� na nowo tworz�ce si� drogi wodne i strumienie, niezmierna
nier�wno�� dna, gdzie obok mielizn czyhaj� studnie i jamy bezdenne,
wywiercone przez wiry, sprawiaj�, i� tafle kry p�dzonej nurtem wzburzonym,
wepchni�te pod nakryw� lodow�, napierane jedne przez drugie, zaoruj� si� w
mu�y i piachy, wgniataj� na si� i szybko tworz� wielki poprzeczny wa�,
zatamowuj�cy odp�yw niewyczerpanego potoku w�d.
G�ra lodowa ro�nie wszerz i na wysoko��, a si�ga nieraz na kilkana�cie
wiorst w g��b rzeki.
Wielkim wybuchem rzuca si� zastawiona Wis�a poza swe szerokie �o�ysko,
zrywa brzegi, wlewa na niziny z dzikim p�dem, zasypuj�c je piaskiem i
zanosz�c mu�em.
Mn�stwo siedzib ludzkich staje pod wod�.
Ucieka wie�niak na dach domostwa - belki stod� i zabudowa�, sterty zbo�a
i stogi siana p�yn� w�r�d kry ta�cz�cej na fali.
Spustoszenie i niedola zalega wielkie przestwory.
Hula i bawi si� Wis�a jak przed tysi�cami lat, jak w�wczas, gdy pierwszy
przychodzie� z suchych zachodu stron ujrza� j� lasy dziel�c�...
Dopiero na r�wninie pozna�skiej ustaje Wis�y szale�stwo.
Od trzynastego wieku ujmowana w tamy, p�ynie uspokojona w poprzek tej
ziemi spokoju, ziemi milczenia i ziemi pracy.
W tamecznym jej nurcie kryje si� zas�b niezmierzonej si�y, tak samo
niewidzialny, jak niewidzialn� jest pot�ga ukryta w �onie pozna�skiego
od�amu naszego rodu.
R�wne i niepowabne sta�y si� tam jej bujne i pi�knie bez�adne wybrze�a,
jak r�wna i nisko ku ziemi nachylona jest my�l i praca tamecznych ludzi.
Trzysta kilkadziesi�t parowych pomp i wiatrak�w pracuje nad uregulowaniem
szumnych w�d, nad pog��bianiem dna i usuwaniem zator�w.
Na setk� kilometr�w rozwin�� si� ku zachodowi brzeg morski od uj�cia
Wis�y po Jezioro �ebskie i Gardzie�skie, dziedzin� S�owi�c�w nad uj�ciem
�eby i �upawy.
Przerzynaj� ten l�d wartkie strumienie, a w g��bi sosnowych las�w
b�yszcz� jasne jeziora.
Wzg�rza i ��ki szerokie zni�aj� si� ku piaszczystemu wybrze�u, gdzie
szalej� straszliwe jesienne wichury nadmorskie i hucz� �nie�ne burze.
Na piaszczystych wydmach helskiego mi�dzymorza stoj� chaty ze s�omian�
strzech�, mieszkanie ludu rybackiego, kt�ry nasz� m�wi mow� i nasz� �piewa
pie��.
Opu�ci�a go Rzeczpospolita i opu�cili go panowie.
Na tym morskim pustkowiu zosta� sam jeden, zosta� tam, gdzie by�y jego
praszczury.
Odwala p�ugiem wilgotne skiby ziemi i s�ucha �wistu wichru, w kt�rym ongi
ponad Puck� Zatok� trzepa� si� znak: r�ka po rami�, trzymaj�ca miecz, lub
orze� bia�y w czerwonym polu.
Patrzy sam jeden w te sine, dalekie wody, po kt�rych p�ywa�y okr�ty w
Gda�sku Sobies�awowicz�w zbijane, flota gardziny Krzywoustego w dwunastym
wieku, id� ca na wypraw� wojenn� do Danii, statki Zygmunta Augusta i
W�adys�awa Czwartego, wypuszczane z fortecy w Pucku.
Kiedy w te niziny zst�pili ludzie polskiego szczepu, wie tylko pie��,
gadka ludowa, kt�r� us�ysza� by� i zapisa� w zaraniu dwunastego stulecia
wielki nasz pisarz narodowy, zwany Gallusem, Sallustiusz pa�stwowej
Boles�aw�w pot�gi:
Inni niegdy� nam s�on� ryb� truli zdrowie,@ Na cuchn�cych swych wozach
dowo��c j� zgraj�,@ Teraz po ni� na miejsce trafiaj� synowie@ I w znak
�ycia skacz�ce u st�p ryby drgaj�.
Gdy ojc�w mniej pochopnych hamowa�y grody,@ Syn�w morskie spi�trzone nie
zastrasz� wody,@ Za jeleniem lub dzikiem w trop chodzi�y sfory,@ Ci poluj�
na skarby z morza i potwory.
---------------------------
Iii
Wielki przestw�r, blisko dwie�cie tysi�cy kilometr�w kwadratowych, le��cy
w ni�owym Europy l�dzie, zajmuje Wis�y dorzecze.
Ponad brzegami jej dop�yw�w ci�gn� si� ziemie t�uste - proszowskie i
kujawskie, urodzajne - lubelskie i sandomierskie, ziemie chude - kieleckie
i radomskie, p�one - mazowieckie i piotrkowskie, le�� b�ota i wydmy piask�w
bezp�odnych.
Ponad brzegami jej dop�yw�w orze i sieje, kosi i �nie jeden jedyny lud.
Nad niemym g�osem jej strumieni rozbrzmiewa �ywy gwar mowy tej samej
przez tysi�c lat, tej samej ponad g��wnym ich nurtem i nad wszystkimi
�r�d�ami, tej samej w g�rach �l�ska, w ska�ach Tatr, nad ss�cymi w��knami,
kt�re si�gaj� do �r�de� Odry, Dniepru i Niemna, tej samej w dolinach i na
p�aszczyznach, tej samej nad Nogatem i nad Wis�� �mia�� - i ponad morzem.
Bo i tam, daleko w morzu, o cztery wiorsty od paszczy g��wnego uj�cia,
gdzie wynurzaj� si� wci�� nowe wyspy, z naszych przyniesione ma�opolskich,
mazowieckich i wielkopolskich brzeg�w, do kt�rych to wysp zawijaj� okr�ty -
wzd�u� martwych �o�ysk w piaszczystych mieliznach i nowych bystrzyn
wyoranych w ziemi, ten, kto splata faszyny, kto przerzuca namu�, tapla si�
w b�ocie i tworzy groble urodzajnej �u�aw krainy, kto najci�sze,
najbardziej nie ud�wignione z miejsca na miejsce przenosi - nasz� m�wi
mow�.
�wiadectwa i pomniki pracy tego ludu le�� przed oczyma �wiata, stoj�
rozsypane jak d�uga i szeroka ta ziemia.
Nar�d polski nie prowadzi� nigdy wojen zaborczych.
Zas�ania� w ci�gu wielu stuleci wolno�� i dobro Europy od barbarzy�c�w
nawa�y.
Je�eli szed� na wsch�d, to nie po dobro cudze, lecz po to, �eby ziemie
niczyje, dzikie pola, w pustyni� zamieniane raz wraz przez tatarskie
zagony, wci�� na nowo zaorywa� i zasiewa�, uzbraja� w zamki, zak�ada�
miasta i sio�a, wznosi� ko�cio�y i szko�y.
J�zykiem cywilizacji na wschodzie by� j�zyk polski, jak �wiadcz�
chocia�by dzieje Akademii Kijowsko-Mohila�skiej.
Kszta�ci si� dot�d Kij�w na ksi�gozbiorach Porycka i Wilna, a Petersburg
na ksi�gozbiorze Za�uskich.
Nar�d polski ma w swym dorobku przywilej: "Neminerrt nobilem
captivabimus", kt�ry o dwa stulecia wyprzedzi�a jedynie wielkiej Anglii
Magna Charta. Dopiero po up�ywie dwustu lat od daty polskiego przywileju
Anglia posiad�a Habeas corpus.
Litwa przez uni� horodelsk� dobrowolnie przy��czy�a si� do Polski.
Stany pruskie wypowiedzia�y pos�usze�stwo Krzy�akom i szuka�y ��czno�ci z
narodem polskim.
Inflanty uczyni�y to samo.
W wieku szesnastym, gdy ludy zamiera�y w systematach absolutyzmu, Polska
ka�dego monarch� wst�puj�cego na tron zobowi�zywa�a do przysi�gi, i�
przestrzega� b�dzie praw narodu.
Polska uznawa�a wszystkie wyznania za r�wnouprawnione, otwiera�a swe
granice i go�cinny dom dla zbieg�w z ca�ego �wiata, gdy w Europie p�on�y
stosy herezjarch�w i wyznawc�w wolno�ci sumienia.
W jej to miastach, dzisiaj zbiednia�ych i zapomnianych, w wiejskich
domostwach otoczonych niewygas�� legend�, w �wi�tyniach, kt�rych ruiny
jeszcze bielej� tam i sam w lasach i na pag�rkach, wyhodowa�y si� kulty
religijne zachwycaj�ce po dzi� dzie� dusz� nowoczesnego cz�owieka sw�
szlachetno�ci� g��bok� i nieskalanym dotrzymaniem s�owa g�oszonej prawdzie,
za�wiadczonym pi�knem �ywota wyznawc�w.
Polska by�a ogrojcem, gdzie wykwit�y najbardziej czyste kwiaty mi�o�ci
ojczyzny, naj�ywsza ��dza pracy dla bli�nich, dla dalekiej przysz�o�ci, dla
szcz�cia potomnych, dla wszechdzieci plemienia nie narodzonych jeszcze,
pracy tak bezinteresownej i ofiarnej, i� sta�� i niew�tpliw� za ni� nagrod�
by�o wi�zienie, wygnanie i niep�akana, samotna �mier�.
Nar�d polski ma w swej przesz�o�ci szar�e najbardziej zdumiewaj�c,
szalone a owocne: pod Kircholmem, pod K�uszynem, pod Wiedniem, pod
Somo-Sierr�, pod D�bem Wielkiem.
W swym przyczajonym ogromie dzisiejszym ma on najg��bsz� ze wszystkich
narod�w �wiata t�sknot� do wielkiej szar�y swego ducha.
Nie pragnie on i nie po��da niczyjej roli ani domu, ani si�y, ani
szcz�cia, ani s�awy.
Pragnie on tylko pracy na swej w�asnej roli, szcz�cia w swym w�asnym
domu, rozwini�cia swej w�asnej si�y i czci dla swojej s�awy.
Wyspana i wypocz�ta jego moc skupia si� teraz i zrasta w jedn� jedyn�
energi� wysi�u, kt�r� by� w swym lochu nadwi�la�skim wysiedzia�, wyczeka�,
wytworzy� niestrudzonymi my�lami, wymarzy� i wy�ni� na bezczynno�� skazany
Walgierz Uda�y.
Jakie� s�owo zdo�a wyrazi� dzieje zakucia w dyby �ywego narodu, dzieje
kl�ski rozszarpania �ywej, jednej jedynej mowy i obyczaju, i dzieje stu
kilkudziesi�ciu lat istnienia w niewolie.
Jak rzeka Wis�a, by� polski lud czyj� i niczyj, nie sw�j, bezpa�ski,
bezu�yteczny.
Nie tworzy�y mu ongi prawa narodziny kr�la, lecz gdy dla ratowania swego
bytu takie prawo, na wz�r innych, na swe barki dobrowolnie chcia� w�o�y�,
usi�owano go unicestwi� i zniweczy� w samej istocie bytowania na ziemi.
Lecz on wtedy stuletnie swe �ycie w przedziwny, jedyny na ziemi spos�b
stworzy� dla siebie.
W jamie czasu, ciemnej i d�ugiej jak wi�zienny loch, ci�gn�� i stwierdza�
swe stuletnie bezkr�lewie z ducha, rozplenia� i zasila� sw� jedyn� na
ziemi, tajn�, tr�jjedyn�, zawsze t� sam� Rzeczpospolit�.
Wgryza�a si� w jego r�ce i nogi rdza �a�cuch�w, gni�o tam i sam cia�o i
wygina�y si� ko�ci, bi�y we� m�oty i kusi�o go odst�pstwo - sypa�a piasek w
oczy straszliwa ohyda nies�awy i niesko�czona d�ugo�� cierpienia.
Sta�o si� w istocie, i� odszczepy narodu, jak dawno przepowiedzia� w
chwili jasnowidzenia prorok nieul�k�y - "w obcy si� nar�d, kt�ry nas
nienawidzi, obr�ci�y".
Bo oto - nie ma stu lat - jak stwierdza w Uwagach swych Hugo Ko���taj,
dostrzegacz pilny i �wiadek �arliwy, we wszystkich �wi�tyniach miasta
Wroc�awia wyg�aszano kazania jednej niedzieli po polsku, drugiej po
niemiecku - a na zach�d od tego miasta, daleko, bo a� po kraj �u�ycki,
mo�na by�o rozm�wi� si� z wiejsk� ludno�ci� �amanym polskim j�zykiem.
Gdyby si� tam dzi� znalaz� w pustyni otaczaj�cej grobowce ksi���t
Piastowskich, w obr�bie katedry biskupstwa, kt�re jedno z trzech w swoim
polskim kr�lestwie fundowa� kr�l Krzywousty - jak�eby przeszed� przez to
miasto ze swym sercem p�on�cym, w�r�d "obcego narodu, kt�ry nas
nienawidzi"?
Lecz wielkie dzie�o budowniczych i pracownik�w istoty, zakresu,
bezgranicza bytu narodu polskiego: Chrobrego, Krzywoustego, Smia�ego,
Kazimierza, Stefana, ��kiewskiego, Czarnieckiego, Ko�ciuszki, Mickiewicza
- po tylu zamachach, ciosach i kl�skach stoi niepokonane, rozro�ni�te i
m�ode na nowo.
Wiedza i praca pozna�ska, jak hak d�wigaj�cy, czeka na chwil�, a�eby
zarzuci� si� na ogniwa wielkiego kr�lewiackiego �a�cucha.
Mi�o�� i entuzjazm, dwa ziarna cudowne wyhodowane w moskiewskiej niewoli,
czekaj� na chwil� siewu w wyhodowane, lecz bezduszne skiby Galicji.
T�skni� do siebie te same cnoty kresowe - �l�skie i polsko-litewskie.
Czekaj� ja�owe wydmy, b�ota i ugory, martwe pag�ry i wyboiste drogi,
puste szko�y i n�dzne cha�upy, na wiedz�, do�wiadczenie i energi�
emigrant�w.
O Wis�o, Wis�o!
�ywa pie�ni l�du polskiego, nigdy nie przerwana wie�ci o tym, co si�
dokona�o za dni, kt�re le�� w zamierzch�ej dali czas�w - i wieczny pozwie
ku przysz�o�ci bez ko�ca!
Podnios�o si� nad wszystkimi twymi wodami, gdziekolwiek brzmi polska
mowa, jedno westchnienie i w poprzek rozdzielonych krain jako �ywi�cy wiatr
przep�ywa.
Przed tysi�cami lat z�o�y� szcz�liwy los u wezg�owia Wis�y, tam gdzie
si� jej sp�awno�� zaczyna, w �l�sko-Krakowskim Zag��biu, skarby w�gla,
kt�rych przez p� tysi�ca lat nie wyczerpie najbardziej wyt�ona i
najbardziej obfita praca ca�ego plemienia.
Po��da pracy polski lud!
Jego pot przez tysi�c lat przepoi� powierzchni� ziemi i przesi�k� a� do
skarbu w g��binie.
Polskiego ludu to skarb.
W�giel, s�l, nafta.
Ujmie nareszcie brzegi wi�lane plemi� w jedno zro�ni�te.
Obwa�uje je wreszcie niez�omnymi tamami, zabezpieczy na zawsze z�otodajne
niziny, wielkimi pracami wymiecie nier�wno�ci dna, rozleg�e mielizny,
bruzdy i wzg�rza, fa�dy i jamy ze stromymi �cianami, studnie kilkus��niowej
g��biny wywiercone przez nag�e wiry.
Powi�kszy i unormuje g��boko�� �eglown�, u�atwi ruch lod�w.
Zaginie w Wi�le odwieczna, bezp�odna �acha i odwieczny, rokroczny zator -
czterokrotna co roku pow�d�, samopas i niewolniczo, niszczycielsko i
ob��dnie chodz�ca masa w�d.
Podj�te znowu zostanie dzie�o Wielkiego Kazimierza.
Ugn� si� swawolne nurty pod setkami tysi�cy szkut i komi�g, bez przerwy,
dzie� i noc, darmo i szybko wioz�cych w�giel do Warszawy i Gda�ska.
Przysz�e �ycie Polski otrzyma za cen� pracy plemienia dwie pot�gi:
bezmiar w�gla, dostawiany do miast i wsi przez rzek� pos�usznie pracuj�c� w
ci�gu stuleci.
Rozrosn� si� od tysi�cy fabryk stare grody: Krak�w, Sandomierz, Warszawa,
P�ock, Toru�, Gda�sk.
Nienastarczona a niewyczerpana masa w�glowa narzuci prac� pokoleniom,
wy�ywi i zbogaci prowincje.
Stanie Warszawa na linii skrzy�owania kolei z Londynu do Kalkuty, z
Pary�a do W�adywostoku, z Gda�ska do Triestu.
W obr�bie miasta, w jego �onie olbrzymim le�e� b�dzie czcigodne pole
wolskie i czcigodne pole grochowskie - cytadela, szko�a marze� o Polsce
wolnej i Wilan�w, pami�tka po wodzu, kt�ry uczy� wspiera� po polsku s�siada
w niedoli.
U bram miasta znajdzie si� czcigodne pole raszy�skie i czcigodne pole
wawerskie.
Na placu Saskim, tam gdzie Wilczek i �laski rzucali w twarz tyranowi
moskiewskiemu najprawowitsze i najszlachetniejsze wyzwanie na pojedynek,
przeszywaj�c swe nieul�k�e serca rycerskie szpadami w obronie honoru swego
i narodu - wolny lud str�ci dzwonnic�, kt�ra Polsce wieczn� niewol�
wydzwania� mia�a, i zetnie z�ote kopu�y cerkwi, kt�re jej w oczy wieczn�
sromot� przy�wieca� mia�y.
Kad�ub cerkiewny, dzie�o artyzmu, zdobiony cennymi Wasniecowa freskami,
zosta� powinien, gdy� nie pope�nia Polak barbarzy�stwa.
Na znak skwitowania i wyr�wnania rachunk�w ten kad�ub zawrze w sobie
cywilny skarbiec narodu.
Tam, pod stra�� �o�niersk� a na oczach pokole�, spocz�� powinien
Szczerbiec Chrobrego i korona odebrana z Petersburga, serce Ko�ciuszki
przeniesione z Rapperswilu, bu�awa Czarnieckiego, kt�r� pod �owiczem w roku
1806 Jan Henryk D�browski otrzyma�, sztandary spod Byczyny, spod Wiednia,
spod Rac�awic, spod Raszyna, spod Stoczka, spod Ma�ogoszcza - r�kawica
��kiewskiego, szable wodz�w i postronki, na kt�rych zawis� Traugutt z
towarzyszami.
---------------------------
Wiatr od morza
Ofiaruj� ten utw�r Monice@ z gor�cym �yczeniem, a�eby@ gdy doro�nie
nie znalaz�a ju� �lad�w Sm�tka@ na ulubionym jej wybrze�u.
Napad Jut�w
Ujrzeli nareszcie bielej�ce brzegi. W�r�d nocy ciemnej �nili o tym widoku
na dnie dwu�aglowych statk�w obitych sk�r� fok i bia�ych nied�wiedzi,
jeleni, ody�c�w i byk�w - po�r�d tarcic napuszczonych smo��, gdy woda
zamarzaj�ca ig�ami k�u�a golenie, a wicher morski zapiera� oddech w
gardzielach. W kolisku rozbestwionej burzy, gdy nag�e ryki i ponure �oskoty
wybiega�y z przepa�ci mi�dzy wynios�ymi ba�wany, jak gdyby �ono ziemi, pod
niewol� wiekuist� w�d g��biny zawarte, przychodzi�o do g�osu, �ni�a im si�
- kt�rej jeszcze nie deptali - garbata i od las�w rozchwianych faluj�ca
susza.
Gdy wa�y niezmierne, chytrze jak rozjuszone i z zemsty oszala�e
zwierz�ta, sz�y z niesko�czonej oddali, a�eby pod burty z nag�a si�
podsadza� i na p�ask rozpo�ciera� czarne �agle po przepa�cistej wodzie, nie
dr�a�o serce wojownik�w i r�ka ich nie popu�ci�a szuta, liny przywi�zanej
do �agla. Gdy wyspy trz�s�y si� w posadach od uderze� jakoby m�ota
stolem�w, gdy huk i �wist powietrza p�oszy� sen z oczu ludzi pod niskimi
powa�y w ciemnych izbach rybackich, najezdnicy drzemali spokojnie na dnie
�odzi, uko�ysani od rzut�w z g�ry na d�, od smaku soli i zapachu smo�y.
Uszy ich og�uszone od huku zaczyna�y s�ysze� teraz na nowo oczy przyuczone
do barwy trupiobladej fali wch�ania�y z niewys�owion� rozkosz� sta�e smugi
ziemi nad k�towiskiem zatoki - p�uca ich, przywyk�e do wch�aniania
olbrzymiego powietrza w morskich przestworzach, oddycha�y z ulg� w niemych
okr�gach ma�ego morza.
Radosny okrzyk fruwa� teraz z �odzi do �odzi jak z�owieszcza rybitwa.
Pokaza�y si� dalekie, p�askie doliny, ��te smugi urwisk wysokich, g�ry
piaskowe, strome gliny, kt�re odziewa porost prastarego lasu - i bia�e,
go�e cyple wchodz�ce daleko w wody.
Chytrze chwytaj�c w szaty �agli wiatry sprzeczne, szerokie i ciasne, na
ka�dy nastawione podmuch, i ze wszech si� pracuj�c paczynami, dotarli do
lodu, co opancerza haki i niskie piach�w osady. Dzioby korabi�w wora�y si�
mi�dzy lody, kt�re rozgarn�a na strony s�odka woda strumienia z l�du
id�cego zakosem i w zatory strzy�y posk�adanej przez p�nocn� flag�.
Wyd�wign�wszy czo�a �odzi na lodozwa�y brzegowe, przywi�zali je mocno do
obmarzni�tych pni�w nadbrze�nych linami z kr�conego rzemienia. Wdziali
he�my wysokie. Forwali ze swych statk�w d�ugie topory, przypasali
naostrzone miecze, zaw�ci�gn�li pasy czerwonych puklerz�w i ku l�dowi
pobiegli.
D�wi�cza� nareszcie pod ich zdobywczym sanda�em l�d zasklepiaj�cy niziny!
Pi�ta uderza�a o grud� calizny! W prawo i w lewo s�a�y si� gliny rozmazane
przez zawieje i pluty, o�linione przez piany ba�wan�w, a w czasie upa�u
zesch�e w twarde skorupy. Badyle porost�w i korzenie �arnowca wymarzni�te
do ziemi, krzaki g�ogu dzikiego, iwiny i tarek pl�ta�y si� pod stop�
p�dz�c�. Wysoko nad odpluczyska poziomem wznosi�y si� brzegi barwione
��tymi i �niadymi wst�gami uwarstwie�. Strome p�kni�cia rozdziera�y tam, w
g�rze, jednolit� wynios�o�ci calizn�. Pieczary i jamy, kt�re morze w ci�gu
stuleci wyjad�o, otwiera�y si� w brzeg�w martwicy jako go�cinne koleby. Na
szczycie g�ry, tak wynios�ym, �e szum morza do po�owy os�ab�y ku niemu
przypada, szamota�y si� w wichrze barwne sosny. Czerwone ich pnie by�y
strzeliste i g�adkie, czuby ubarwione najczarowniejsz� zieleni�. Zdawa�o
si� p�dz�cym wzg�r�, �e te puszcz czatownice i wys�anki cichych las�w
�pi�cych w spokoju l�dowej zimy podaje has�a na trwog�, �e swe korzenie
chc� wysiepa� znad przepa�ci i �e krzyk niemy szamoce si� i wyp�ywa :ku
swoim w ich spl�tanych ga��ziach.
Gdy napastnicy gromad� dzikich i ponurych atlet�w na stromy wierzcho�ek
wypadli, szukali na wsze strony oczyma mieszka� ludzkich. Nienawidzili
osiedzicieli tej strony, zanim ujrzeli dym ich ogniska. Nienawidzili ich
pracy i ich snu pod odymionymi belkami i pod szczernia�ym sosr�bem, kt�ry
praszczur�w dzieci�stwo, �ycie i zgon zamierzeh�y pami�ta. Nienawidzili ich
pokory i wybiegaj�cych z pokory wzgl�dem ludzi - podst�p�w niesko�czonych
wzgl�dem zwierz�t, ryb, ptak�w i owad�w.
Ujrzeli widne z dala na cyplu Oksywia grodzisko.
Czuli pod zdyszanymi �ebrami ssanie ��dzy. Jak rude or�y wlepili oczy
chciwe rzezi i zwyci�stwa w strze listy widok zamku, w drewniane wie�e i
strzechy, ostroko�y, o�cienie i zasieki stercz�ce na k�py kraw�dziach,
ponad morzem zielonym i ponad szeroko rozpostartym na ty�ach moczarem. Oto
pochwycili nareszcie oczyma cel swej drogi dalekiej poprzez wicher, mr�z,
deszcz i przez niezliczone morskie denegi. Otrok pos�uszny, huragan
zdradziecko wegnany i zagarni�ty w �agle, przypchn�� ich do przyciesi i
dach�w, kt�re niewolnicza praca �ci�a w boru, obrobi�a i ku obronie
d�wign�a. Jaskrawa p�nocy gwiazda wskazywa�a im w mroku szlak prosty na
morzu do tego urwiska kl�ski niechybnej le�nych �az�g�w, rolnik�w,
pastuch�w i rybak�w.
Sprzymierze�cy oceanu dzikiego ju� widzieli w posp�lnym marzeniu
wielobarwny ogie� szybuj�cy chor�gwianymi przeguby ponad krzepi� Oksywia.
Zapragn�li wraz wszyscy rozkoszy morderstwa i widoku m�ki pobitych, gdy
mo�na b�dzie ze �miechem polowa� na uciekaj�c� trzod� mieszka�c�w, dopada�
mieczem dziad�w struchla�ych, jak prosi�ta zak�uwa� dzieci, ciosem skraca�
p�acz matek szpetnych, a mo�e wlec za w�osy - gdy na ofiar� p�nocnym bogom
b�dzie mo�na zarzn�� dziesi�t� cz�� je�c�w, a z�upiwszy wszystko, odp�yn��
w �unie wspania�ego po�aru domostw i las�w, w�r�d pie�ni tryumfalnej, ku
innym, nowym, nieznanym wybrze�om. Popadli w niszczycielskie rozjuszenie.
Dali si� porwa� furu krwio�erczego instynktu. Pancerze z b�ota walki krwi�
obmywa�! Wyrywa� szponami wn�trzno�ci z brzuch�w no�em rozdartych! Wyk�uwa�
starannie �renice omdla�e, z l�ku o�lep�e, b�agalne! Od�amywa� �ebra a� do
bioder jako badyle, a�eby rana piersi tworzy�a podobizn� rozpostartych
skrzyde� or�a! Mieczem p�ata� przy�bice i �ywcem skalpy zdziera� z czaszek
wojennik�w pojmanych!
Ostrym toporem odcina� prawice wzniesione do walki jako odszczepy drzewa
w boru! Oszczepem z w�t�ego drzewa wi�zu o grocie zatrutym otwiera� rany
kwitn�ce jak r�e! S�ucha� dzikiego pisku niedoros�ych dziewcz�t na ziemi�
mi�dzy zdobywc�w rzuconych! Spa� g�ucho w zapachu krwi gor�cej, co zaleje
pod�ogi i skrzepnie pod progami zdobytego grodziszcza, spa� g�ucho na
j�cz�cych �onach kobiet z powi�zanymi r�kami! Gdy ze wzg�rza w p�ask�
dolin� run�li i przebiegli pa�yc� szerok� moczarem czarnym i grz�skim
zalan�, rozleg�a si� w ich szeregach saga skalda m�odego.
Wrza�o w tej piersi m�stwo nieustraszone wszego wojska i pasja wszystkich
wiking�w, szukaj�ca niebezpiecze�stw najazdu i podboju, zwyci�stw w
�miertelnych zapasach i samej nawet kl�ski. Pieni�a si� w jego pie�ni
nieposkromiona si�a, dziko wy�a rozpacz pokonanych i bezmy�lnie szala�a
rado��. Wyrywa�o si� z jego pie�ni ponad wszystko dumne pi�kno �amania
wszelkiego zakazu, niweczenia przeszkody, imania nieul�k�� prawic�
wszystkiego, co istnieje. S�yszeli wszyscy w tej pie�ni pochwa�� wilka
id�cego po straw� na pole ludzkiej walki i pochwa�� ptaka kruka, kt�ry za
zdobywcami polata na pobojowiska pe�ne trup�w bezw�adnych, bezsilnych i
�miesznych.
Porywa�, podnieca�, unosi� i gna� znowu p�dz�cych Jut�w, ni to bat
�wiszcz�cy, �piew skalda m�odego.
Wiekuista m�odo�� i zawsze ta sama a nigdy nie ubywaj�ca ��dza w nim
p�on�a. S�yszeli z zewn�trz przylatuj�c� a wewn�trz siebie samych na
wezwanie zaczajon� furi�, a�eby s�u�y� wiernie rzemios�u swemu, morderstwu,
a�eby zwyci�a� ludzi dla samego zwyci�stwa, a kl�sk� dla samej kl�ski
ponosi�. Pili z tej pie�ni nie nap�j, lecz samo nigdy nienasycone
pragnienie widoku wiekuistej walki cz�owieka z cz�owiekiem.
Przyskoczywszy za� do samego p�askowzg�rza, stromymi taflami zlatuj�cego
w piany morza, ujrzeli ludzi zaczajonych nad urwiskiem. W�dz Rorik,
utworzywszy, w oczach S�owian r�wny zast�p ze swych wojownik�w na p�askim
brzegu, kaza� na wroga uderzy�. Le��c na skraju g�ry w zaszczycie swych
tarcz sk�r� obci�gnionych, obro�cy rzucili na zdobywc�w olbrzymie g�azy,
�niaty drzewa, wylewali wrz�c� smo�� i ukrop. Pod zas�on� puklerz�w Jutowie
ust�pili a� do rzeczki. Wtedy obro�cy, rozwar�szy bramy grodziszcza i
wisz�ce mosty spu�ciwszy, rzucili si� w pogo� za nimi. Lecz tu w gwa�townym
natarciu pobici zostali na g�ow�.
Wtedy to jeden z Kaszub�w wyst�pi� poprzed szeregi i wyzywa� Jut�w do
walki jednego przeciw jednemu. By� to wr� czy czarownik, osobliwy w�r�d
innych ze wzgl�du na wzrost. i budow� cia�a. W�osy jego by�y w warkocz
splecione. Na sobie mia� bia�e sk�ry wy prawne, pancerz na piersi z rog�w
kopyt ko�skich jako �uska karaceny naszytych, a w r�ku m�ot olbrzymi,
kamienny. W�dz Rorik przysta� na spotkanie z umow�, �e skutkiem zwyci�stwa
S�owianina b�dzie odst�pienic od zamku, a w razie zwyci�stwa rycerza Jut�w
nast�pi oddanie grodu. Na spotkanie kaszubskie wyszed� najm�niejszy,
najdzielniejszy, niezwyci�ony m�odzieniec Oleg, bohater.
S�owia�ski wr� czy czarownik podbieg� ku niemu, podni�s� sw�j m�ot
kamienny i od jednego ciosu zabi� Dana. S�owianie przyczajeni na wa�ach
grodziszcza gdzie za nasypami ludzk� rzuconymi r�k� tai�a si� woda
wyniesiona a� do po�owy urwiska - wydali okrzyk rado�ci. Jutowie stoj�cy na
brzegu wok� wielkiej �odzi Rorika wydali okrzyk zgrozy i zemsty. W�r�d
wrzawy dwu wojsk, wyzwisk i zniewag czarownik przechadza� si� tryumfuj�c.
W�wczas z zast�p�w Rorika wyst�pi inny wojownik, Fortinbras znaj�cy czary.
Wr� s�owia�ski wyci�gn�� r�ce i skin�� przytakuj�co. Pocz�� przed wojskiem
swym ta�czy� rado�nie, tupa� i skaka� na miejscu, klaskaj�c w d�onie. W�r�d
uwagi dw