4876
Szczegóły |
Tytuł |
4876 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4876 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4876 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4876 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DARIUSZ FILAR
PRZYBYSZE
Po�wiata w prawym rogu ekranu zwiastowa�a nadej�cie dnia. Czujne oko kamery
wy�awia�o z rzedn�cego mroku coraz wi�cej szczeg��w : czerwone od rdzy wraki
zniszczonych przed laty czo�g�w, ogromne, wype�nione b�otem leje, skr�cone rury
rozbitych wyrzutni, kolorowe od�amki min, k��bowiska przewod�w i ruiny pot�nych
konstrukcji, kt�rych przeznaczenia nikt ju� pewnie nie pami�ta�.
Siedz�cy przed ekranem m�czyzna podni�s� oczy na zawieszony wysoko zegar, a
p�niej nagi�� ku sobie szebrny pa��k mikrofonu.
- Kapral Jesse. Odcinek trzysta siedem - powiedzia�. Aktywno�� zerowa.
Znowu patrzy� na ekran. S�o�ce ju� wzesz�o i w jego jaskrawym �wietle zryta
wybuchami i zas�ana �elastwem r�wnina przybra�a jeszcze bardziej ponury wygl�d.
Wojna toczy�a si� nieprzerwanie od trzydziestu lat - dzie� po dniu przeciwnicy
kierowali przeciw sobie coraz doskonalsze bronie i coraz gro�niejszych �rodk�w
u�ywali do ich zniszczenia.
Jedna ze �cian rozsun�a si� bezszelestnie, do wartowni wszed� drugi m�czyzna i
zapyta�:
- Spok�j?
Jesse w milczeniu skin�� g�ow�.
- Ani drgnie - powiedzia� po chwili, wskazuj�c palcem r�g ekranu, w kt�rym wida�
by�o b��kitn� �cian� ochronnej tarczy nieprzyjaciela.
- Mo�esz ju� i�� - powiedzia� nowo przyby�y. Przejmuj� obserwacj�.
W swoim pokoju Jesse skre�li� jedn� z d�ugiego szeregu kresek, kt�rymi oznacza�
dni dziel�ce go od ko�ca s�u�by, a potem zwali� si� na ��ko i prawie
natychmiast zasn��. Wieczorem wr�ci� na posterunek. G��wny ekran zgaszono. Md��
mieszanin� zieleni i fioletu b�yszcza�o okienko noktowizora. Wsz�dzie panowa�
ca�kowity bezruch i Jesse wiedzia�, �e ma przed sob� kilka spokojnych godzin, bo
atak�w nigdy nie rozpoczynano noc�. Pogr��y� si� w zadumie. My�la� o tych
wszystkich m�czyznach, kt�rzy od lat sp�dzali tutaj bezsenne godziny - czarna
obudowa tablicy kontrolnej porysowana by�a d�ugim szeregiem wyrytych czubkiem
no�a inicja��w.
O �wicie Jesse w��czy� ekran g��wny i wbi� wzrok w wy�aniaj�ce-si� wolno z
porannych mgie� �elazne cmentarzysko. W nieruchomym krajobrazie zasz�a nagle
niedostrzegalna prawie zmiana: daleka p�yta ochronnej tarczy pocz�a zapada� si�
pod ziemi�. Jesse szarpn�� czerwon� d�wigni� systemu alarmowego. Jego rola by�a
sko�czona, teraz widowisko rozgrywaj�ce si� na ekranie obserwowa� z oboj�tno�ci�
przygodnego widza.
B��kitna tarcza ochronna znik�a ods�aniaj�c drug�, podobn�, a przed ni� rz�d
pojazd�w o kszta�tach przypominaj�cych ogromne �uki. Jesse widzia� wyra�nie
l�ni�ce powierzchnie pancerzy i stercz�ce nad nimi chybotliwe pr�ty, zapewne
anteny. "Czy to tylko sterowane automaty? - pomy�la�. Czy w �rodku nie ma
nikogo?"
�uki ruszy�y r�wnocze�nie i z ka�dym metrem nabiera�y szybko�ci. Jeden z nich
p�dzi� wprost na Jessego, r�s� coraz bardziej, wype�ni� sob� ca�y ekran, a w
chwil� p�niej obraz zgas� - pierwsza kamera by�a zniszczona. Jesse w��czy�
drug�, po�o�on� bli�ej wartowni. Znowu widzia� ogromniej�ce z ka�d� chwil�,
l�ni�ce pancerze, p�ki na ca��, ogarnian� okiem obiektywu przestrze� nie
powr�ci� spok�j - �uki min�y drug� kamer�. W��czy� trzeci�. P�kate cielska
maszyn by�y coraz bli�ej, zdawa�o si�, �e nic nie zdo�a ich powstrzyma�.
Strza�ka dalmierza wskazywa�a, �e �uki zbli�a�y si� na odleg�o�� szesnastu
kilometr�w, gdy jeden z pojazd�w zatrzyma� si� raptownie i rozb�ysn�� czerwieni�
wybuchu. Potem to samo sta�o si� z drugim i trzecim... wreszcie na ca�ym ekranie
zapanowa� szalej�cy bez�ad p�omieni, dymu i raz po raz wzbijanego z ziemi kurzu.
Atak zosta� odparty.
Kilka miesi�cy p�niej skierowano Jessego do nowych zada� - rozpocz�� szkolenie
skierowanych na front rekrut�w.
- Czerwony kr�g oznacza nasze pozycje - m�wi� Jesse, wskazuj�c p�tl�, kt�r�
tworzy�y nakre�lone na mapie linie. B��kitna plama na �rodku kr�gu to plac�wka
nieprzyjaciela. Walk� rozpocz�to przed trzydziestu laty, wkr�tce po og�oszeniu
komunikatu o zbli�aj�cym si� ku Ziemi obcym statku. Wyl�dowa� w�a�nie tutaj, w
samym sercu pustyni. Patrole, kt�re wys�ali�my na powitanie, zosta�y zaatakowane
i zmuszone do odwrotu.
- Pr�by porozumienia podejmowano wiele razy - ci�gn�� Jesse. - Niestety, bez
rezultatu. Obecno�� obcych na naszej planecie i ich wrogie wobec nas nastawienie
rodzi powszechny niepok�j, ale nie mo�emy u�y� broni, kt�ra przynios�aby
przybyszom zag�ad�. Wojowniczy statek stanowi nasz� jedyn� szans� nawi�zania
kontaktu z obc� cywilizacj�, a znaczenia tej szansy nie musz� chyba nikomu
wyja�nia�. Nawet je�eli wedrzemy si� do wn�trza statku si��, nie mo�emy dokona�
nadmiernych zniszcze�. Przybysze pozwalaj� nam zbli�y� si� na odleg�o�� nie
mniejsz� ni� sto kilometr�w, pojazdy, kt�re usi�owa�y dotrze� bli�ej, zosta�y
rozbite. Nie atakowano jedynie automatycznych w�zk�w. na kt�rych poruszaj� si�
kamery obserwacyjne. Statek kontroluje wszystkie wiod�ce do� drogi, jego pociski
trafia�y i niszczy�y nasze patrole na l�dzie, pod ziemi� i w powietrzu. Rakiety,
kt�re wystrzelili�my, pragn�c przebi� chroni�c� statek tarcz�, nigdy nie dotar�y
do celu. W pierwszych miesi�cach po l�dowaniu statku zamkni�to wok� p�tl�
plac�wek - obserwacja prowadzona jest dniem i noc�.
W rok po zamkni�ciu p�tli przeciwnik podj�� pierwsz� pr�b� jej rozerwania.
Jesse nacisn�� klawisz w��czaj�cy projektor. Na ekranie ukaza�a si� rozp�dzona
�awa czarnych �uk�w.
- Ataku nie oczekiwano - komentowa� obrazy Jesse. Nim oddano pierwsze strza�y do
�uk�w, dwa z nich zdo�a�y ju� prze�ama� obron� i nadal gna�y przed siebie.
Postanowiono zepchn�� je do szerokiego korytarza wysch�ego przed laty kana�u i
tam uwi�zi�. �ywiono nadziej�, �e zbadanie czarnych pojazd�w pozwoli przenikn��
sekret kosmicznych przybysz�w. Akcja rozwija�a si� pomy�lnie �uki zosta�y
otoczone, wydawa�o si�, �e nie zdo�aj� si� wymkn��. Gdy czo�gi zacz�y
zacie�nia� pier�cie� ob�awy, w obu �ukach nast�pi�a eksplozja. Nie wiemy, kto
podj�� samob�jcz� decyzj� - o�rodek na statku czy zamkni�ta w pojazdach za�oga.
Si�a wybuchu by�a tak wielka, �e przy najbardziej drobiazgowych badaniach terenu
nie znaleziono �adnej cz�stki, kt�r� mo�na by uzna� za pochodz�c� z rozerwanych
maszyn. Podobne wybuchy nast�pi�y tak�e w �ukach trafionych pociskami naszej
obrony - przybysze pragn�li pozosta� zagadk� i dbali, by nie dosta� si� w r�ce
ludzi �aden szczeg� mog�cy pos�u�y� do jej rozwik�ania. Filie sko�czy� si� i
Jesse pocz�� zbiera� notatki zmierzaj�c do zako�czenia wyk�adu.
- W latach p�niejszych - doda� jeszcze - przybysze wielokrotnie ponawiali
ataki. lecz czarne �uki zawsze napotyka�y nasz op�r.
- Jaki by� cel atak�w? napyta� jeden z rekrut�w. - Czy �uki zabija�y naszych
�o�nierzy?
- �uki nigdy nie u�ywa�y �adnej broni poza szybko�ci� i si�� swoich pancerzy -
odpar� Jesse. - Usi�owa�y zawsze wyrwa� si� z okr��enia, ale nie zdo�ano
ustali�, dok�d i po co. Niekt�rzy utrzymuj�, �e mog�y dzia�a� bez wrogich
zamiar�w, ale ta teza znajduje niewielu zwolennik�w.
Kolejne miesi�ce zn�w przynios�y Jessemu zmian� funkcji zosta� wcielony do
kompanii wartowniczej. czuwaj�cej nad spokojem sztabu. Pot�ne bunkry dow�dztwa
szeregiem kondygnacji opada�y w g��b ziemi. jedyna droga do nich prowadzi�a
przez szyb z kursuj�c� w nim wind�.
Koszary wartownik�w mie�ci�y si� na niewielkiej g��boko�ci, okre�lonej mianem
poziomu drugiego, i �o�nierze je�dzili t� sam� wind�, kt�r� zje�d�ano na ni�sze
kondygnacje, ale wst�p do g��wnej kwatery by� im surowo wzbroniony.
Pewnego dnia Jesse pomyli� guziki wprawiaj�ce w ruch wind� i kabina zatrzyma�a
si� dopiero na poziomie trzecim. Jesse nie zauwa�y� niczego, wysiad� i ruszy�
przed siebie. Po kilkudziesi�ciu krokach spostrzeg� �e zab��dzi�. wi�c zawr�ci�
ku windzie. Na pomo�cie czekali dwaj oficerowie.
- Co tutaj robisz? - zapyta� jeden z nich.
- Zab��dzi�em - powiedzia� Jesse. - Pomyli�em poziomy.
- Unikaj takich omy�ek! - powiedzia� z naciskiem drugi oficer. - Natychmiast
wracaj na g�r�!
Gdy nadjecha�a winda, oficerowie kazali wsi��� Jessemu do �rodka ale nie
zamierzali mu towarzyszy�.
W kilka dni po tym wydarzeniu w sztabie zapanowa�o niezwyk�e o�ywienie -
meldunki nap�ywa�y bez przerwy. ��te wory ��cznik�w o ka�dej porze wyrusza�y we
wszystkich kierunkach. Przygotowywano now� akcj�: skonstruowane przed kilkoma
tygodniami pociski mia�y przebi� ochronn� tarcz� statku przybysz�w. W dniu ataku
ca�a armia zgromadzi�a si� przy kontrolnych ekranach.
W napi�ciu patrzono na nieruchom� �cian� tarczy w kt�rej kierunku automatyczne
wyrzutnie salwa za salw�, posy�a�y dziesi�tki pocisk�w. Po kilku chwilach
ostrza�u na tarczy pojawi�a si� rysa, kt�ra wolno pocz�a rosn�� w poka�n�
szpar�. Wsz�dzie rozlega�y si� krzyki tryumfu, ale w�a�nie wtedy ogniem
odpowiedzia� statek. Nim zdo�ano wyda� rozkaz przej�cia do obrony, wyrzutnie
by�y rozbite a szpara na powierzchni tarczy zasklepiona. Raz jeszcze nie uda�o
si� przenikn�� tajemnicy przybysz�w, wr�ci�y jednostajne dni oczekiwania. W
nudzie, kt�ra znowu nasta�a, przypadkowa wyprawa na ni�sze poziomy nie dawa�a
Jessemu spokoju. Dziwi� go gniew oficer�w i rozkaz natychmiastowego powrotu.
"Ukrywaj� co� - my�la�. - C� to mo�e by�?"
Pe�ni�c warty, Jesse pocz�� liczy� przewijaj�cych si� przez sztab oficer�w i
przekona� si� wkr�tce. i� niekiedy �aden z nich nie pozostawa� na noc w
podziemiach. Cicha pustka niezliczonych korytarzy coraz hardziej kusi�a Jessegu.
Nadesz�a noc, gdy ostatni �mig�owiec dow�dztwa odlecia� ku spokojniejszym
stronom, a Jesse podj�� decyzj�: postanowi� zbada� strze�one zakazem wst�pu
poziomy.
Czeka�, a� wszyscy udadz� si� na spoczynek, po czym wymkn�� si� ze swojej
sypialni. Po chwili by� w windzie. Nacisn�� guzik oznaczaj�cy poziom trzeci, ale
kabina pozosta�a nieruchoma. Spr�bowa� kilka razy, p�niej nacisn�� guzik
poziomu czwartego, ale pod�oga windy wci�� tkwi�a w tym samym miejscu. Pojecha�
ku g�rze, na poziom, gdzie rozmieszczano posterunki warty. Znowu nacisn�� guzik
z wyt�oczon� na �rodku owalu tr�jk�. Winda ruszy�a w d�, ale osi�gn�wszy poziom
drugi znieruchomia�a. Jesse zrozumia�, �e pod nieobecno�� oficer�w dolnych
poziom�w pilnuje mechanizm wstrzymuj�cy ruch windy. Spojrza� na zegarek: do
nadej�cia dow�dc�w mia� jeszcze trzy godziny. Biegiem wr�ci� do swojej kwatery.
Z szafy w �cianie wyci�gn�� grube r�kawice i okute, przeznaczone do g�rskiej
wspinaczki buty. Do kieszeni kombinezonu wsun�� pakiet z kompletem narz�dzi.
Znowu by� przy windzie. Odes�a� kabin� na g�r� i poci�gn�� za uchwyt u wiod�cych
do szybu drzwi. Zamek nie ust�powa�. Jesse wydoby� z kieszeni cieniutkie d�uto i
wsun�� je w szpar� przy uchwycie, pr�buj�c podwa�y� z�b zatrzasku.
Po kilku pr�bach drzwi by�y otwarte. Jesse naci�gn�� r�kawice i zacisn�� d�onie
na jednej z wisz�cych w szybie lin, a potem czubkiem buta szarpn�� ku sobie
drzwi zamkn�y si� z g�uchym �oskotem. Przesuwaj�c d�onie w d� liny i odbijaj�c
si� nogami od betonowych �cian Jesse ruszy� w g��b szybu. Zamierza� dotrze� na
samo dno i stamt�d dosta� si� do pomieszcze� sztabu. Min�� drzwi wiod�ce na
trzeci i czwarty poziom. Pot zalewa� mu oczy, ramiona poczyna�y dr�twie�, ale
nie przerywa� w�dr�wki. Musia� zd��y� wydosta� si� z szybu, nim pierwsi
oficerowie uruchomi� wind� opadaj�ca w d� kabina mog�a z �atwo�ci� str�ci� go w
czarn� czelu��. "A je�li nie zdo�am otworzy� drzwi od wewn�trz szybu''"
pomy�la�. Ogarn�o go przera�enie. Wyobrazi� sobie zbli�aj�c� si� szybko pod�og�
kabiny i siebie samego, uwi�zionego na dnie szybu jak w cylindrze, ku kt�rego
kra�com pod��a nieub�aganie ci�ki t�ok. Schodzi� dalej. W pewnej chwili jego
nogi nie napotka�y oporu �ciany, ca�ym ci�arem cia�a wychyli� si� mocno do
przodu. Zapali� zaczepion� na piersi latark�: przed nim otwiera� si� niczym nie
zabezpieczony, niski chodnik. Jesse odbi� si� od przeciwleg�ej �ciany i skoczy�.
Skulony run�� w g��b chodnika, padaj�c kilkakrotnie uderzy� g�ow� i ramionami o
ostre wypuk�o�ci, ale nie my�la� o b�lu - by� bezpieczny. Odpocz�� troch�, a
p�niej ruszy� przed siebie. Chodnik stawa� si� coraz ni�szy i po kilku minutach
Jesse m�g� ju� tylko pe�za�. Doko�a panowa�a zupe�na ciemno��. Za �agodnym
zakr�tem Jesse dostrzeg� migoc�ce daleko �wiat�o. Pocz�� czo�ga� si� szybciej i
wkr�tce dotar� do ko�ca chodnika - w owalnym otworze obraca�o si� z furkotem
�mig�o wentylatora. Jesse wydosta� z pakietu szerokie ostrze i obci�� wiruj�ce
ramiona �mig�a, a p�niej rozebra� reszt� instalacji. Droga by�a wolna. Jesse
podci�gn�� si� na �okciach i wystawi� g�ow� przez otw�r. Wentylator umieszczony
by� pod samym sufitem, ponad trzy metry dzieli�y go od pod�ogi biegn�cego tutaj
korytarza. Jesse pope�zn�� z powrotem ku szybowi. Dotar� do wy�szej cz�ci
chodnika, wsta�, a p�niej po�o�y� si� znowu. ale g�ow� w stron� szybu. a nogami
do otwartego przed chwil� wyj�cia. Szybko czo�ga� si� w ty�. Po pewnym czasie
namaca� czubkami but�w kraniec otworu. Wolno wysun�� si� z ciasnego pier�cienia,
zawisn�� na r�kach, a p�niej rozlu�ni� palce i skoczy� w d�. By� w sztabie.
Korytarz, do kt�rego dotar�, sprawia� wra�enie od dawna nie u�ywanego - pod�oga
zas�ana by�a grub� warstw� �mieci, spo�r�d wielu umieszczonych pod sufitem lamp
�wieci�y tylko kilka. Po obu stronach korytarza ci�gn�y si� szeregi drzwi, na
ka�dych umieszczona by�a tabliczka ze stopniem i imieniem oficera. Po kilku
krokach Jesse spostrzeg� gabinet oficera. kt�ry ka�dego dnia przychodzi� do
sztabu. Jesse pchn�� drzwi, nie by�y zamkni�te na klucz. W gabinecie panowa�
porz�dek, ale tu tak�e czu�o si� d�ug� nieobecno�� ludzi. Przy ka�dym nieco
gwa�towniejszym ruchu ze wszystkich mebli podnosi�y si� tumany kurzu. Jesse
poszed� dalej. Korytarz sta� si� szerszy, a p�niej, za kolejnym zakr�tem,
ukaza�a si� p�aszczyzna podestu. W g�r� i w d� wybiega�y st�d w�skie, �elazne
schody. Jesse wybra� zej�cie. Ka�da ni�sza kondygnacja by�a pocz�tkiem nowego
korytarza, we wszystkich uderza�y przybysza �lady ba�aganu i opuszczenia. Dotar�
na samo dno.
Najg��biej po�o�ony korytarz by� sprz�tni�ty i jasno o�wietlony, ale i tutaj nie
by�o niczego godnego uwagi. Jesse zawr�ci� ku g�rze. Znowu mija� pogr��one w
p�mroku, puste korytarze, na jasne �wiat�a i czyste �ciany natrafi� dopiero u
szczytu schod�w. Z przykr�conej do por�czy tabliczki pozna�. �e osi�gn�� poziom
trzeci. Najistotniejsz� cz�� tego rejonu stanowi�a sala odpraw. w kt�rej
kilkadziesi�t foteli skupia�o si� wok� wielkiego modelu pola bitwy. Setki
kolorowych �wiate�ek oznacza�y pozycje poszczeg�lnych jednostek, ich
nieprzerwany pier�cie� otacza� spor� b��kitn� lamp� - statek przeciwnika. Oczko
pier�cienia stanowi�a du�a, ��ta �ar�wka, oznaczaj�ca po�o�enie sztabu. Obok
sali odpraw mie�ci�y si� kabiny oficer�w dy�urnych obserwacji powietrznej,
naziemnej i podziemnej. Tutaj zbiega�y si� meldunki od wszystkich tkwi�cych na
posterunkach wartownik�w. W bocznej odnodze korytarza by�o jeszcze kilka pokoj�w
mieszcz�cych bibliotek� i archiwum.
"Jak oni mog� tutaj pracowa�'' - pomy�la� Jesse. Ka�dego dnia przybywa do sztabu
oko�o dw�ch tysi�cy oficer�w. Na poziomie trzecim mo�e pracowa� stu, tyle� samo
na poziomie ostatnim, ale gdzie podziewa si� reszta? Przecie� na innych
poziomach na pewno od lat nie by�o nikogo. Czy s� jeszcze inne pomieszczenia,
kt�rych nie zauwa�y�em?
Zastanawia� si� jeszcze nad szczup�o�ci� pozostawionego do. dyspozycji sztabu
miejsca. gdy z g��bi korytarza dobieg� go st�umiony odg�os krok�w. Gor�czkowo
my�la� o kryj�wce. ale nie potrafi� si� zdecydowa� na �aden z zakamark�w, kt�re
zapami�ta�. Zawr�ci� wi�c ku schodom i zbieg� na podest ni�szego poziomu.
Przystan�� i nas�uchiwa� t�umi�c oddech. Po chwili na �elaznych stopniach
zatupota�y wojskowe buty. Jesse znowu pop�dzi� w d�, nieznany napastnik r�wnie
szybko pod��a� za nim. Jesse dotar� na najni�szy poziom. Bieg� korytarzem
szukaj�c schronienia, ale drzwi wszystkich pokoj�w by�y zamkni�te. Min�� wej�cie
do windy i kilka dalszych niedost�pnych pomieszcze�. Nieco dalej korytarz
zakr�ca� ostro i stawa� si� bardzo w�ski. Tutaj by�y ju� tylko nagie �ciany.
Jeszcze kilka krok�w i Jesse dostrzeg�, �e korytarz si� ko�czy. Dalsz� drog�
udaremnia�y grube drzwi, przypominaj�ce swym wygl�dem szczelne pokrywy �odzi
podwodnych. Jesse poci�gn�� drzwi ku sobie - by�y otwarte. Przest�pi� bez
wahania wysoki pr�g i zatrzasn�� drzwi za sob�. Wewn�trz pomieszczenia by�a
jeszcze sedna klapa i przy tej Jesse tak�e mocno zakr�ci� zamykaj�ce przej�cie
�ruby. Dopiero teraz poczu�, �e dygoce ze zm�czenia. Usiad� w ustawionym pod
�cian� wygodnym fotelu.
"Nie uciekn� - my�la�. - Znajd� mnie... Na pewno ju� wiedz�, gdzie jestem!
Dostan� si� do mnie bez trudu... Co ze mn� zrobi�?" Gdy och�on��, poczu�, �e
�ciany pomieszczenia i pod�oga raz po raz delikatnie dr��. "Bombarduj� mnie!" -
przemkn�a przez jego �wiadomo�� niepokoj�ca my�l. Rzuci� si� do klapy, kt�r�
przed chwil� zamkn��, i spr�bowa� odkr�ci� �ruby przytrzymuj�ce ci�kie rygle,
ale te nawet nie drgn�y. Odwr�ci� si� szybko i pobieg� w przeciwnym kierunku.
Po kilkudziesi�ciu krokach przekona� si�, �e nie zdo�a umkn�� - drog� zamyka�a
przed nim druga klapa, kt�rej �ruby tak�e nie chcia�y ust�pi�. Ich grubo��
sprawia�a, �e narz�dzia, kt�re zabra� ze sob�, okaza�y si� zupe�nie
nieprzydatne.
Wstrz�sy nie ustawa�y, ale tak�e i nie przybiera�y na sile. Jesse usiad� znowu i
spokojnie oczekiwa� dalszego rozwoju wypadk�w - nic wi�cej nie m�g� zrobi�. Gdy
po kilkunastu minutach wstrz�sy usta�y, Jesse wr�ci� do pierwszej klapy, ale
znowu nie zdo�a� jej otworzy�. Przeszed� do drugiej i teraz z �atwo�ci�
przesun�� rygle, otwarcie zewn�trznych drzwi te� nie przysporzy�o mu k�opotu.
Wkroczy� do jasno o�wietlonego tunelu, w kt�rym porusza�y si� nieustannie ta�my
ruchomych schod�w. Wszed� na utopie�, a ten zani�s� go na podest, kt�ry stanowi�
pocz�tek kolejnych korytarzy. Jesse postanowi� zbada� wszystkie.
W ka�dym znajdowa�y si� drzwi prowadz�ce do laboratori�w, sal wype�nionych
maszynami licz�cymi, pokoj�w zastawionych deskami kre�larskimi i warsztatami
modelarzy. Wsz�dzie zna� by�o, �e trwaj� tutaj intensywne prace, kt�re przerwano
tylko na kr�tko. Jeden z korytarzy ko�czy� si� wysok� bram�. Jesse pchn��
uchylone skrzyd�o i wszed� do rozleg�ego hangaru. Wielka hala wyda�a mu si�
pusta i ju� zamierza� j� opu�ci�, kiedy nagle z jego ust wyrwa� si� cichy
okrzyk. Zatrzyma� si� i wlepi� przera�one oczy w odleg�y, ciemny k�t. Sta�y tam
b�yszcz�ce czerni� polerowanych pancerzy - trzy nieprzyjacielskie �uki.
W chwil� p�niej Jesse rzuci� si� do szalonej ucieczki. Serce bi�o mu szybko, na
czo�o wyst�pi�y grube, zimne krople potu. .,Porwali mnie - szepta� do siebie. -
Jestem w r�kach wrog�w, obcych przybysz�w". Pojmanie przez oficer�w sztabu
wydawa�o mu si� teraz czym� zwyczajnym, nawet mi�ym. Obawa przed spotkaniem
przera�aj�cych, nieznanych stwor�w d�awi�a go coraz mocniej.
Dobieg� ju� do ruchomych schod�w, gdy us�ysza� tupot licznych n�g. "Nadchodz� -
pomy�la�.- Wielonogie potwory!" Zawr�ci� i pobieg� do hangaru. Zd��y� si� ukry�
w ciemnym k�cie, gdy z oddali znowu pocz�� dobiega� szybki stukot. Jesse
przesta� panowa� nad strachem i krzykn�� g�o�no. Stukot by� coraz bli�ej. Jesse
wlepi� oczy w bram�, a jego krzyk zmieni� si� w wysoki, histeryczny pisk. Kto�
popchn�� mocno jedno z wysokich skrzyde� drzwi do hangaru wesz�o kilku ludzi.
M�czyzna, na kt�rego naramiennikach b�yszcza�y oficerskie gwiazdy, wysun�� si�
na czo�o.
- Kapralu Jesse, p�jdziesz z nami - powiedzia�. - Jeste� aresztowany.
Zamkni�to Jessego w ciasnej, pozbawionej lamp celi, tylko przez szpar� mi�dzy
kraw�dzi� drzwi a pod�og� wpada�a w�ska smuga �wiat�a. Zza drzwi dolatywa�
odg�os miarowych krok�w wartownika.
"Gdzie jestem? - my�la� Jesse. - Czy w sztabie? Zdobyli trzy �uki, nie umieli
pozna� ich konstrukcji i trzymaj� sw� niewiedz� w tajemnicy. U obcych?
Aresztowa�y mnie podobne do ludzi automaty. Nie! Widzia�em ich twarze! Sk�d
znaj� moje imi�? Zdobycie �uk�w nie mog�o pozosta� nie zauwa�one. Jestem u
obcych! Tunel z zakr�canymi klapami m�g� by� ich pojazdem... Dlaczego przybyli w
czasie mojej ucieczki?"
Po kilku godzinach drzwi celi otwar�y si� gwa�townie.
- Chod�! - powiedzia� wartownik. Zaprowadzi� Jessego do du�ej sali, gdzie przy
okr�g�ym stole siedzia�o kilkunastu oficer�w. Na �cianach umieszczone by�y du�e,
p�koliste ekrany.
- Kapralu Jesse - powiedzia� jeden z oficer�w. Zdecydowali�my si� wyjawi� ci
tajemnic�.
Podni�s� do ust le��cy na stole mikrofon. - Zapalcie ekrany - powiedzia�.
Na szarych p�aszczyznach ukaza� si� dobrze znany Jessemu widok - zarzucona
szcz�tkami broni pustynia.
- Zauwa�y�e�? - spyta� oficer.
- Nie.
- Patrz uwa�nie.
Jesse wyt�y� wzrok: Rozbite czo�gi, leje, ruiny wyrzutni... Szare bunkry!
- Przed nami we wszystkich kierunkach s� jednostki nale��ce do pier�cienia! -
wykrzykn�� Jesse. - Jestem w �rodku kr�gu?!
- Tak - powiedzia� oficer.
- W statku obcych?
- Oni nigdy nie przybyli. To w�a�nie nasza tajemnica.
Jesse milcza�.
- Dlaczego? - wykrztusi� wreszcie. - Dlaczego to zrobili�cie?
W odpowiedzi podsun�li mu cienk�, bia�� ksi��eczk�. "Dwa podstawowe problemy
wsp�czesno�ci" - g�osi� b��kitnymi literami tytu�, poni�ej kt�rego czernia�
wybity drobnym drukiem dopisek: "Raport Sekretarza Generalnego Organizacji
Narod�w Zjednoczonych".
- Raport opublikowano przed czterdziestu laty, ale zapewne s�ysza�e� o nim?
Jesse potakuj�co skin�� g�ow�.
- Przypomn� ci podstawowe problemy, o kt�rych mowa w tytule - powiedzia� oficer.
Otworzy� ksi��eczk� i zacz�� czyta� : - "Gwa�towny rozw�j ludzkiej wiedzy usun��
sprzed naszych oczu problemy, kt�re jeszcze przed niewielu laty uwa�ali�my za
nierozwi�zalne. G��d, choroby, wojny i wiele innych plag, kt�re przez stulecia
n�ka�y ludzko��, nale�� do bezpowrotnej przesz�o�ci. Epoka, w kt�rej �yjemy, nie
jest jednak wolna od trosk, si�y pozwalaj�ce przezwyci�a� k�opoty odwieczne
sta�y si� �r�d�em budz�cych niepok�j zjawisk. Pierwszy z problem�w to rosn�ca z
ka�dym rokiem bierno�� nauki. Ogromna liczba odkry� i wynalazk�w, jakie
zanotowa�a historia minionego stulecia, sprawi�a, �e we wszystkich dziedzinach
wiedzy pojawi� si� stan bliski nasycenia - coraz trudniej znale�� zagadnienia,
kt�rych nie zd��ono rozwik�a�. Wt�rny, z konieczno�ci, charakter bada�, zalew
zawieraj�cych drobiazgowe analizy publikacji, oboj�tne przyjmowanie wszelkich
sukces�w przez nawyk�e do ich powszechno�ci spo�ecze�stwo - oto przyczyny
zamieraj�cej aktywno�ci �wiata naukowego. Liczne rzesze uczonych porzuci�y
tw�rcze rozwa�ania, wbrew przewidywaniom ubieg�owiecznych futurolog�w kroki na
drodze ku pe�ni poznania s� coraz rzadsze i kr�tsze. Dok�adna ocena
przedstawionego wy�ej zjawiska oraz obrazuj�ce jego rozw�j i obecne rozmiary
dane statystyczne zawarte s� w dw�ch pierwszych rozdzia�ach raportu. Drugi
podstawowy problem wsp�czesno�ci zrodzi�y wyniki bada� przestrzeni kosmicznej.
Ludzko��, mimo podj�cia niezliczonych wysi�k�w, nie zdo�a�a nawi�za� kontaktu z
inn� cywilizacj�. Milczenie dalekich planet i nieobecno�� istot rozumnych w
�adnej z poznanych galaktyk zrodzi�y w naszym spo�ecze�stwie uczucie g��bokiego
osamotnienia. Prze�wiadczenie o daremno�ci poszukiwa� i teorie uznaj�ce
istnienie cz�owieka za jednorazowy wybryk przyrody uros�y, na przek�r
twierdzeniom naukowym, do roli g��wnego motywu w sztuce. Najpe�niej nastroje
�rodowisk tw�rczych odbija pr�d intelektualny zwany patonaturyzmem.
Niebezpiecze�stwa, jakie niesie rosn�ca popularno�� patonaturyzmu,
scharakteryzowano w trzecim rozdziale raportu. Sekretarz Generalny pragnie
wyrazi�..."
Oficer przerwa� czytanie i zamkn�� ksi��eczk�.
- Ju� przed czterdziestu laty nie brakowa�o ludzi, kt�rzy rozumieli, i�
konieczny jest bodziec - powiedzia�. Sygna�, kt�ry wyrwie ludzko�� z
ogromniej�cego wci�� odr�twienia i wyzwoli na nowo jej u�pion� energi�.
- Sygna�em m�g� by� statek? - spyta� Jesse.
- Tak, przed trzydziestu laty zbudowano tutaj twierdz�, kt�ra do dzi� pe�ni rol�
statku. Sto kilometr�w dalej ukryto w ziemi bunkry przysz�ego sztabu. Oba
obiekty po��czy� podziemny kana� i kursuj�cy w nim wagon. Gdy wszystko by�o
gotowe, og�oszono komunikat o l�dowaniu obcych... Sam wiesz, co zdarzy�o si�
p�niej... Wszystkie osi�gni�cia ostatnich lat zwi�zane s� z istnieniem statku,
tysi�ce uczonych szuka �rodk�w, kt�re ods�oni� tajemnic�...
- Ale bez rezultatu ! - przerwa� Jesse.
- Tak - zgodzi� si� oficer - bez rezultatu. Ka�dy wynalazek przekazywany jest
nam, a wtedy natychmiast podejmujemy przeciwdzia�anie, do tego s�u��
laboratoria, kt�re tutaj widzia�e�.
- A �uki?
- To efektowna dekoracja, przybysze musz� by� aktywni. - Kiedy wyjawicie �wiatu
prawd�?
- Nie wiem - powiedzia� zm�czonym g�osem oficer. Czy mo�na j� wyjawi�?
Pozostali wzruszyli ramionami.
- Je�eli przyleci prawdziwy statek - doda� kto� z siedz�cych przy stole.
- Co b�dzie ze mn�? - spyta� Jesse.
- Nie masz wyboru. Nale�ysz teraz do wtajemniczenia i musisz pracowa� dla nas i
z nami.
- Tak - powiedzia� w zamy�leniu Jesse i patrzy� na ja�niej�c� na ekranach
pustyni�. - Tak - powt�rzy�. Musz�.