4826

Szczegóły
Tytuł 4826
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4826 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4826 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4826 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DE SADE ZBRODNIE MI�O�CI Tw�rczo�� literacka i filozoficzna markiza de Sade jest w dziejach my�li ludzkiej zjawiskiem wyj�tkowym, i niezwyk�ym nie tylko ze wzgl�du na jej cechy immanentne, ale r�wnie� z powodu niezwyk�ej i dramatycznej ewolucji poj�� i ocen jej dotycz�cych, kt�ra nast�pi�a w sto lat po �mierci os�awionego pisarza i my�liciela. Za �ycia i przez ca�y wiek XIX Sade uchodzi� powszechnie za szale�ca ogarni�tego mani� Z�a, propagatora zbrodni, kt�rego imaginacja, wsparta reminiscencjami ze swoich rzekomych w�asnych prze�y� i do�wiadcze�, p�odzi�a odra�aj�ce wizje okrucie�stwa i upodlenia cz�owieka, celem perwersyjnego rozkoszowania si� kultem Z�a. Dzie�a Sade�a tropiono i niszczono ze zdumiewaj�c� zawzi�to�ci�, zepchni�te zosta�y do literackich podziemi i dzieli� musia�y losy utwor�w pornograficznych, do kt�rych po�piesznie je zaliczono. Co prawda, idee i wizje Sade�a fascynowa�y i niepokoi�y ludzi XIX wieku tak dalece, �e trudno by�o jego pisma skaza� po prostu na zapomnienie. W roku 1834 Jules Janin przestrzega� na �amach �Revue de Paris� przed niebacznym zainteresowaniem dzie�ami pot�pionego pisarza ubolewaj�c: �Nie oszukujcie si�, markiz de Sade jest wsz�dzie! Znale�� go mo�na we wszystkich bibliotekach, w ukryciu na p�kach pe�nych tajemnic; to jedna z tych ksi��ek, kt�re stawia si� zazwyczaj za �wi�tym Janem Chryzostomem, Traktatem o moralno�ci Nicole�a albo My�lami Pascala. Zapytajcie kt�regokolwiek z notariuszy, w ilu to inwentarzach sporz�dzanych po �mierci testator�w nie umieszczali dzie� markiza de Sade!� Dopiero w ostatnich latach wnikliwe studia nad tw�rczo�ci� wielu wybitnych pisarzy epoki romantyzmu i naturalizmu udowodni�y, jak szeroki i tw�rczo zap�adniaj�cy by� �wcze�nie wp�yw idei i koncepcji artystycznych Sade�a. Niemniej jednak przez ca�e prawie stulecie dzie�a markiza uchodzi�y powszechnie za rodzaj drastycznego curiosum literackiego, kt�rego traktowa� mogli powa�nie tylko psychiatrzy i seksuolodzy. Poza kilku mniejszymi utworami o drugorz�dnym znaczeniu dzie�a Sade�a nigdzie nie ukazywa�y si� legalnie; wznawiane by�y przez pok�tnych ksi�garzy jako przedmiot spekulacji i sprzedawane poufnie jako najskandaliczniejsza literatura obsceniczna. Zwrot ku powa�nemu zainteresowaniu koncepcjami filozoficznymi i wizj� artystyczn� Sade�a nast�pi� dopiero w pocz�tkach naszego stulecia. W roku 1909 Guillaume Apollinaire pisa�: �Wydaje si�, �e nadejdzie godzina dla tych idei, kt�re dojrzewa�y w nies�awnej atmosferze rozmaitych bibliotecznych piekie�, i cz�owiek ten, kt�ry by� niczym przez ca�y wiek XIX, mo�e zapanowa� nad wiekiem XX.� S�owa te mog�y si� wydawa� przekorn� demonstracj� subiektywnych pogl�d�w wielkiego poety, zirytowanego negatywnym stosunkiem opinii publicznej do spu�cizny cz�owieka, kt�rego uwa�a� za jednego z najwi�kszych my�licieli i pisarzy w dziejach ludzko�ci; jednak�e ju� w �wier� wieku p�niej przepowiednia ta zacz�a si� sprawdza�. Zainteresowanie �yciem i tw�rczo�ci� Sade�a � i to z wielu punkt�w widzenia: historii literatury, historii my�li spo�ecznej, stosunk�w spo�ecznych i obyczaj�w, filozofii, seksuologii, psychologii � rosn�� pocz�o w wielu krajach Europy i w Ameryce z niespodziewan� si��. W ci�gu ostatniego �wier�wiecza powsta�o kilkaset prac naukowych, po�wi�conych rozmaitym aspektom ideologii i tw�rczo�ci Sade�a oraz wp�ywom jego idei na rozw�j koncepcji literackich i filozoficznych XIX i XX wieku. Wok� warto�ci i sensu moralno- filozoficznego jego dzie� trwaj� ci�gle dyskusje, chocia� drastyczne obscena, zawarte w najwybitniejszych utworach markiza, utrudniaj�, a nawet zupe�nie uniemo�liwiaj� szersze ich upowszechnienie. Jednak�e spu�cizny literackiej Sade�a nikt ju� dzisiaj nie mo�e ignorowa�. I to w�a�nie jest najwi�kszym triumfem pisarza, kt�ry przed p�tora wiekiem umiera� w szpitalu w Charenton, skazany nie tylko na wzgard� i pot�pienie wsp�czesnych i potomnych, ale r�wnie� na wieczne � zdawa�o si� � zapomnienie, na ca�kowit� banicj� z historii francuskiej literatury. Donatien-Alphonse-Fran�ois markiz i hrabia de Sade urodzi� si� w Pary�u dnia 2 czerwca 1740 roku. Pochodzi� ze wspania�ego rodu prowansalskiego, korzeniami swoimi si�gaj�cego XIII wieku, bardzo ju� jednak zubo�a�ego. W czasie wojny siedmioletniej (1756- 1763) by� oficerem kawalerii i odby� paroletni� kampani�. Po powrocie do Pary�a zas�yn�� ze skandalicznego, rozpustnego trybu �ycia, a przede wszystkim z ostentacyjnego nonkonformizmu ideowego: by� zdecydowanym materialist� i ateuszem, drwi� z chrze�cija�skiej moralno�ci, jako zdecydowany libertyn uwa�a� poszukiwanie rozkoszy zmys�owej za istotny cel �ycia cz�owieka. By� jednocze�nie cz�owiekiem o usposobieniu filozoficznym i refleksyjnym; wcze�nie zacz�� tworzy� sw�j niezwyk�y, arcypesymistyczny system filozofii, kt�rego osi� b�dzie koncepcja okrutnej i niszczycielskiej Natury, inspiruj�cej cz�owieka (przez wszczepione w jego �wiadomo�� i pod�wiadomo�� pop�dy) przede wszystkim do z�a i zbrodni, sk�aniaj�cej ka�d� jednostk� ludzk� do szukania wok� siebie, w ka�dej dziedzinie (r�wnie� w dziedzinie stosunk�w seksualnych), nie partnera, ale ofiary... Pod naciskiem rodziny Donatien de Sade po�lubi� Renat� Pelagi� de Montreui (1763), c�rk� prezydenta jednej z izb s�dowych parlamentu paryskiego. Wszed� w rodzin� niedawno uszlachcon�, pe�n� �nuworiszowskich� kompleks�w i ambicji, bogat� i wp�ywow�, kt�ra z szacunkiem patrzy�a na tarcz� herbow� m�odego oficera. Ale pogl�dy i tryb �ycia markiza de Sade doprowadzi�y rych�o do konfliktu; najwi�kszego wroga zyska� w matce swej �ony, kobiecie do�� ograniczonej, ale energicznej i wp�ywowej; prezydentowa de Montreuil przez �wier� wieku b�dzie g��wn� inspiratork� wszystkich jego niedoli; ona to w�a�nie wyrobi dla niesfornego zi�cia kr�lewski lettre de cachet i spowoduje jego kilkunastoletnie uwi�zienie. Prezydentowej de Montreuil zawdzi�cza� Donatien de Sade, �e jego ekscesy � na tle obyczaj�w epoki w ko�cu nie tak niezwyk�e � zyska�y w ca�ej Francji ponury rozg�os. W roku 1768 zwabi� do swojej willi w Arcueil pod Pary�em niejak� R�� Keller, trzydziestosze�cioletni� kobiet� o dwuznacznej reputacji, i podda� j� wyrafinowanej ch�o�cie. Sta�o si� do w dzie� Wielkanocy, oskar�ony wi�c zosta� o blu�niercze parodiowanie M�ki Pa�skiej. Musia� opu�ci� Pary� i zamieszka� w swoim prowansalskim maj�tku, La Coste. Ale w roku 1772 zosta� (zreszt� zupe�nie bezpodstawnie) oskar�ony w Marsylii o �sodomi� i otrucie kilku prostytutek. Skazano go zaocznie na kar� �mierci, musia� zbiec za granic�, ukrywa� si� we W�oszech; wskutek stara� pani de Montreuil zosta� aresztowany i uwi�ziony w alpejskiej twierdzy Miolans, sk�d zreszt� uciek� po kilku miesi�cach. Podr�owa� po W�oszech, wr�ci� wreszcie do Francji. W roku 1777 osadzony zosta� w kr�lewskiej twierdzy Vincennes. Przesiedzia� w wi�zieniu (od roku 1784 w Bastylii) a� do pierwszych lat Rewolucji. W wi�zieniu zacz�� pisa�. Tw�rczo�� jego wyrasta�a z najbardziej radykalnego nurtu francuskiego O�wiecenia, nawi�zywa�a do idei i postaw moralnych, kt�re nazywano wtedy najog�lniej libertynizmem, do najdalej id�cych koncepcji materialistycznych. By�a zarazem negacj� tego wszystkiego, co Wiek O�wiecony uzna� za sw�j najwa�niejszy drogowskaz ideowy. Koncepcje Sade�a by�y skrajnie pesymistyczne, pozostawa�y w zasadniczej sprzeczno�ci z wizj� Natury pogodnej, dobroczynnej i sprzyjaj�cej rodzajowi ludzkiemu, kt�ry doprowadziwszy sw� egzystencj� do zgodno�ci z jej zasadami m�g�by dzi�ki temu osi�gn�� pe�n� szcz�liwo�� � jak to g�osili najs�awniejsi filozofowie epoki O�wiecenia. Wyk�ad doktryny filozoficznej i moralnej markiza de Sade nastr�cza zreszt� powa�ne trudno�ci. Sade prawie nigdy nie przemawia� wprost od siebie; zasadnicze wypowiedzi wk�ada� w usta swoich bohater�w, z regu�y postaci moralnie odra�aj�cych i przedstawionych w sytuacjach doszcz�tnie je kompromituj�cych; z wypowiedziami ich podejmowa� (przynajmniej pozornie) zasadnicz� polemik�. Nikt dot�d nie zdo�a� jeszcze wykaza�, jak dalece pisarz solidaryzowa� si� z doktrynami swoich bohater�w i po dzi� dzie� pozostaje kwesti� sporn�, czy idee im przypisane mo�na bez zastrze�e� uzna� za jego w�asne, za wyraz jego rzeczywistych pogl�d�w. Wszystkie dyskusje filozoficzne; przedstawione w najwa�niejszych dzie�ach Sade�a, obraca�y si� wok� idei Natury, pojmowanej jako zesp� czynnik�w biologicznych, fizycznych i po cz�ci spo�ecznych, determinuj�cych bezwzgl�dnie egzystencj� wszystkich istot �yj�cych, a przede wszystkim cz�owieka. Odrzucaj�c ide� Boga jako nierozumn� i spo�ecznie szkodliw� fikcj�, Sade przyznawa� jego rol� w �wiecie w�a�nie wszechmocnej Naturze. Natura ta jest � z punktu widzenia cz�owieka � okrutna i zbrodnicza, ale jakikolwiek op�r wobec jej wskaza� i nakaz�w jest bezcelowy i bezsensowny. Natura d��y do utrzymania nieustannego ruchu i zmienno�ci w �wiecie; unicestwianie byt�w ju� istniej�cych, aby ze sk�adaj�cej si� na nie materii tworzy� byty nowe, jest istot� jej aktywno�ci. Dlatego te� cz�owiek podejmuj�cy dzie�o zniszczenia spe�nia w�a�nie wol� Natury i idzie za jej wskazaniami. Nagrod� za pos�usze�stwo tej wszechmocnej inspiracji, kt�r� otrzymuje z r�k Natury, jest indywidualna satysfakcja, kt�rej najwy�szym stopniem jest fizyczna rozkosz. Poszukuj�c owej rozkoszy, bez wzgl�du na jej spo�eczn� cen�, a raczej w�a�nie za cen� gwa�cenia norm �ycia spo�ecznego, istota ludzka, zdolna poj�� najwy�sze wskazania Natury, s�u�y najlepiej jej woli. Zreszt� z punktu widzenia Natury wszystkie czyny ludzkie � cnotliwe czy zbrodnicze � s� jednak oboj�tne i nie maj� �adnej moralnej warto�ci. Natura jest �okrutn� macoch�� ludzko�ci, ale w�a�nie dlatego wszystkie sk�onno�ci i pop�dy cz�owieka trzeba uzna� za ca�kowicie r�wnouprawnione. Natura nie mo�e dzia�a� przeciwko samej sobie; cz�owiek nie mo�e mie� w swojej psychice niczego, co by od niej nie pochodzi�o; a wi�c zaspokojenie wszystkich potrzeb i realizacja wszelkich pop�d�w cz�owieka � cho�by najdziwniejszych i najbardziej szokuj�cych � jest nakazem Natury. Natura inspiruje cz�owieka do z�a i zbrodni; na tym polega tragiczny dylemat losu ludzkiego. Id�c za wskazaniami Natury cz�owiek wyzwala si� wewn�trznie i spe�nia swoje powo�anie, ale musi wej�� w konflikt z prawami spo�ecze�stwa, opartymi po cz�ci na niewiedzy ludzkiej, po cz�ci za� na spisku indywidu�w s�abych i przeci�tnych przeciwko tym nielicznym, kt�rzy poj�li sens �wiata. Szanuj�c prawa spo�eczne cz�owiek staje w sprzeczno�ci z Natur� i sam siebie unieszcz�liwia... Zreszt� szanowa� te prawa cz�owiek mo�e tylko w takim stopniu, w jakim zezwala mu na to Natura; albowiem wszystkie czyny ludzkie s� absolutnie zdeterminowane przez Natur� i jednostka ludzka nie mo�e ponosi� za nie �adnej odpowiedzialno�ci. Idea wolnej woli i indywidualnej odpowiedzialno�ci za swoje czyny jest w tym uk�adzie poj�� absurdalna i bezsensowna. Z tej og�lnej, bardzo zreszt� rozbudowanej i nie zawsze jednoznacznej doktryny filozoficznej wynika konsekwentnie g�oszona przez bohater�w Sade�a koncepcja seksualizmu. D���c do wprowadzenia w �wiecie zewn�trznym zmian o najwi�kszym nasileniu, istota ludzka osi�ga maksimum satysfakcji seksualnej dzi�ki najg��bszemu poruszeniu jestestwa partnera. A wra�eniem, kt�re wstrz�sa najsilniej, jest prze�ycie b�lu. Dlatego te� �r�d�em najg��bszych prze�y� seksualnych jest okrucie�stwo. Prze�ycia te osi�gaj� swoje apogeum w momencie wprowadzenia do �wiadomo�ci istot ludzkich, po��czonych jakimkolwiek kontaktem o charakterze seksualnym, pierwiastka okrucie�stwa, terroru, grozy, l�ku, przymusu, gwa�tu. Zjawiska te s� �r�d�em najg��bszych wzrusze� przede wszystkim dla ich sprawcy, kt�ry osi�gaj�c pe�ni� w�adzy karz�cej czy niszczycielskiej nad drug� istot� wyzwala si� ca�kowicie i realizuje najwy�sze wskazania Natury. Ale mog� by� r�wnie� �r�d�em ekscytacji i rozkoszy dla istoty zagro�onej unicestwieniem, poddanej m�ce i b�lowi, kt�ra w ten w�a�nie spos�b zdolna jest ze swej strony wype�ni� nakaz Natury, oddaj�cej zawsze istot� moralnie s�absz� na pastw� istoty psychicznie silnej, doskonalszej... Studia nad zachowaniem seksualnym istot ludzkich b�d� przez ca�e �ycie jedn� z g��wnych pasji Sade�a a elementy seksu przepajaj� w mniejszym lub wi�kszym stopniu wszystkie jego dzie�a, dochodz�c czasami do takiego nasilenia, �e po dzi� dzie� s� � w po��czeniu zreszt� z problemami �ci�le moralnymi i etycznymi � przyczyn� powa�nych kontrowersji i w�tpliwo�ci dotycz�cych wp�ywu i sensu udost�pniania szerszemu og�owi dzie� Sade�a. Poza kilkudziesi�ciu opowiadaniami i utworami dramatycznymi oraz pierwszymi zarysami swoich s�ynnych p�niej powie�ci Sade napisa� w wi�zieniu g�o�ne wyznanie wiary ateisty: Dialog mi�dzy ksi�dzem a umieraj�cym (wydany dopiero w 1926 roku) oraz niezwyk�e stu- dium psychpatologii seksualnej � 120 dni Sodomy, czyli Szko�a libertynizmu (wyd. 1905). R�kopis tego ostatniego dzie�a utraci� zreszt� w chwili opuszczenia Bastylii i przekonany by�, �e zosta�o ono zniszczone; uwa�a� to za strat� niepowetowan� i przez reszt� �ycia stara� si� odtwarza� elementy tego utworu w swoich nast�pnych dzie�ach. Markiz de Sade uwolniony zosta� z wi�zienia (przez ostatni rok przebywa� w zak�adzie specjalnym w Charenton) dopiero w kwietniu 1790 roku. Przez ca�y okres Rewolucji przebywa� w Pary�u. chocia� synowie jego emigrowali. W roku 1791 wyda� pierwsz� wersj� swojej s�ynnej powie�ci filozoficznej Justyna, czyli Nieszcz�cia cnoty. �y� w niedostatku, chroni� si� przed prze�ladowaniami politycznymi, demonstruj�c swoje patriotyczne uczucia w broszurach politycznych i wyst�pieniach na jednym ze zgromadze� dzielnicowych ludu Pary�a, tzw. Sekcji Pik. Mimo to nie unikn�� uwi�zienia. Aresztowany zosta� 8 grudnia 1793 roku i przez kilka miesi�cy wisia�a nad nim gro�ba gilotyny. Nale�a� do grupy wi�ni�w, kt�rzy stan�� mieli przed rewolucyjnym trybuna�em w dniu 27 lipca 1794 roku czyli 9 termidora roku II... Ocali� go przed �mierci� dokonany w tym dniu antyjakobi�ski zamach stanu, ko�cz�cy epok� rewolucyjnego terroru we Francji. Wyszed� na wolno�� w pa�dzierniku 1794 roku. Przez kilka nast�pnych lat �y� z pi�ra. Wyda� powie�� filozoficzn� Alina i Valcour (1795), w kt�rej przedstawi� mi�dzy innymi wizj� idealnego ustroju spo�ecznego, opartego na zasadach swojego rodzaju utopijnego socjalizmu oraz zbi�r dialog�w pt. Filozofia w buduarze (1795). Przyst�pi� wreszcie do pracy nad now� wersj� Justyny, znacznie poszerzon� i wzbogacon� o drug� cz��, Histori� Julietty. Nowa Justyna i Historia Julietty ukaza�y si� anonimowo w roku 1797, w dziesi�ciu niewielkich tomach. Jest to najwi�ksze i najwa�niejsze dzie�o w ca�ym dorobku literackim markiza de Sade. Ta okrutna opowie�� o dziejach dw�ch si�str � uparcie wyznaj�cej �wiatopogl�d chrze�cija�ski, usi�uj�cej i�� zawsze drog� cnoty, i w�a�nie dlatego nieszcz�liwej i prze�ladowanej Justyny oraz triumfuj�cej zawsze zbrodniarki Julietty � zawiera wyk�ad ca�ej filozofii Sade�a przedstawionej w wypowiedziach poszczeg�lnych bohater�w prze�ladowc�w Justyny i wsp�lnik�w Julietty. Zawiera r�wnie� olbrzymie bogactwo studi�w i obserwacji z zakresu psychopatologii seksualnej, przedstawionych z obsceniczn� brutalno�ci�, ale wplecionych integralnie w struktur� dzie�a. Jest to utw�r szokuj�cy i drastyczny, a jednocze�nie przewrotny i sugestywny, pe�en niezwyk�ych, zaskakuj�cych wizji, oscyluj�cych cz�sto na granicy realizmu i nadrealizmu... Nowa Justyna i Historia Julietty cieszy�y si� w czasach Dyrektoriatu znaczn� poczytno�ci�, p�niej jednak zosta�y skazane na zej�cie do literackich podziemi; dopiero w ostatnich latach sta�y si� przedmiotem powa�nego zainteresowania historyk�w i krytyk�w literatury. Sade nied�ugo przebywa� na wolno�ci; w marcu 1801 roku zosta� znowu aresztowany. Przypuszczano do niedawna, �e powodem tego uwi�zienia by� przypisywany mu drastyczny pamflet obyczajowy pt. Zoloe i jej dwie akolitki, wymierzony przeciw �onie Pierwszego Konsula, J�zefinie Beauharnais, ale w �wietle nowszych bada� hipoteza ta okaza�a si� b��dna. Sade nie mia� nic wsp�lnego z tym utworem i o jego autorstwo nie by� �wcze�nie podejrzewany. Jednak�e na wolno�� ju� nie wyszed�; reszt� �ycia sp�dzi� w wi�zieniu, pocz�tkowo w Sainte-P�lagie i Bicetre, a od kwietnia 1803 roku w zak�adzie specjalnym w Charenton. By� to oficjalnie dom zdrowia dla umys�owo chorych, w rzeczywisto�ci za� co� w rodzaju obozu dla os�b, kt�re ze wzgl�d�w politycznych czy obyczajowych nie powinny � zdaniem w�adz � pozostawa� na wolno�ci, ale kt�rym trudno by�o wytoczy� proces kryminalny. Regulamin w Charenton by� stosunkowo �agodny. Korzystaj�c z tego Sade kontynuowa� prac� pisarsk�, zajmowa� si� r�wnie� teatrem, organizuj�c przedstawienia amatorskie, na kt�re przybywali cz�sto go�cie z Pary�a. Jednak�e zbytni rozg�os tych imprez i jaki� skandal, wywo�any przez jedno z przedstawie� latem 1808 roku, sk�oni�y administracj� zak�adu do pozbawienia markiza dotychczasowej wzgl�dnej swobody. Od tej chwili otoczony zosta� surowym nadzorem, kt�ry utrzymano a� do chwili jego �mierci. Donatien de Sade zmar� w Charenton dnia 2 grudnia 1814 roku. Po jego �mierci zniszczono wi�kszo�� pozostawionych w r�kopisach dzie�, kt�re stworzy� w ci�gu kilkunastu lat internowania. Syn markiza, Donatien-Claude-Armand de Sade, stara� si� za wszelk� cen� zatrze� pami�� o �yciu i tw�rczo�ci swojego ojca. Wsp�cze�ni i potomni uznali jego dzie�a za haniebn� pornografi� i dow�d zbrodniczego wynaturzenia umys�u, zara�onego straszliwymi doktrynami materializmu i ateizmu, za przejaw szale�stwa imaginacji, podsycanej okropnymi wspomnieniami z w�asnego �zbrodniczego� �ycia. W ca�ym dorobku pisarskim Sade�a tw�rczo�� nowelistyczna ma znaczenie drugorz�dne, ale warta jest na pewno wnikliwego zainteresowania. Sade dzieli� wyra�nie swoje dzie�a na dwa rodzaje: w jednych (wydawanych wy��cznie anonimowo albo zachowanych w r�kopisach), kt�rych autorstwa do ko�ca �ycia si� wypiera�, wyk�ada� ca�� swoj� doktryn�; w innych za�, dzi�ki kt�rym spodziewa� si� pozyska� uznanie literackiej opinii publicznej, przedstawia� bardzo z�agodzon� wersj� swojego systemu filozoficznego. Do pierwszej grupy nale�� wszystkie wielkie powie�ci Sade�a (z wyj�tkiem Aliny i Valcoura), do drugiej za� utwory dramatyczne (pozbawione zreszt� wi�kszej warto�ci) oraz opowiadania r�nego rodzaju, kt�rych w ci�gu �ycia napisa� ponad 50, z czego zachowa�o si� do dzisiaj 37. Wszystkie prawie opowiadania Sade�a (a przynajmniej pierwsze ich zarysy) powsta�y w Bastylii w latach 1785�1789. Po odzyskaniu wolno�ci markiz zamierza� wyda� je w dw�ch lub trzech zbiorach, kt�re mia�y nosi� tytu�y: Contes et Fa bliaux du XVIIIe si�cle par un tromes de l�Amour. Za �ycia autora ujrza� �wiat�o dzienne jedynie zbi�r oznaczony tym ostatnim tytu�em (1800). Wesz�o do� 11 opowiada� � obszerniejszych i osnutych wok� dramatycznych w�tk�w fabularnych � kt�rym dzisiaj przys�ugiwa�oby raczej miano nowel. Reszta pozosta�a w r�kopisach przez ca�e stulecie. W roku 1881 staraniem Anatola France�a og�oszono ubadour proven�al, Le Portefeuille d�un homme de lettres, Le Boccace fran�ais lub Les Crijedno z nie publikowanych dot�d opowiada� Sade�a, Dorci OU la Bizarrerie du sort. Reszt�, 25 pozycji, wyda� dopiero w 1926 roku znakomity badacz �ycia i tw�rczo�ci markiza de Sade, Maurice Heine, pt. Historittes, Contes et Fabliaux. Nowele ze zbioru Zbrodnie mi�o�ci s� studiami psychologicznymi, ukazuj�cymi tragizm los�w cz�owieka uwik�anego w konflikt mi�dzy w�asnymi nieokie�znanymi nami�tno�ciami a wskazaniami przyj�tego w spo�ecze�stwie systemu norm etycznych i moralnych. Warto�� artystyczna tych utwor�w jest zreszt� nier�wna, a og�lnie stwierdzi� mo�na, i� opowiadania osnute na tle anegdot historycznych (jest ich w tym zbiorze cztery) znacznie ust�puj� nowelom o tematyce wsp�czesnej, osiemnastowiecznej, w�r�d kt�rych dwie uchodz� dzisiaj za warte w��czenia do ka�dej wi�kszej antologii nowelistyki �wiatowej. S� to w�a�nie Floryille i Courval oraz Eugenia de Franval. We wszystkich prawie swoich dzie�ach Sade po�wi�ca� wiele uwagi problemowi umowno�ci wszystkich znanych z historii my�li ludzkiej system�w moralnych. System norm moralnych, kt�remu zmuszeni jeste�my si� podporz�dkowa�, nie ma � zdaniem Sade�a � �adnego obiektywnego uzasadnienia, ani transcedentnego, ani racjonalnego. Jest po cz�ci zupe�nie przypadkowym, po cz�ci za� ukszta�towanym historycznie zbiorem nakaz�w i zakaz�w, kt�re dziedziczymy z pokolenia na pokolenie, nie mog�c oprze� si� sile tradycji, chocia� � jak wyobra�a� sobie markiz � rozumnego uzasadnienia dla wi�kszo�ci tych norm znale�� nie spos�b. Najlepszym na to dowodem jest fakt rozbie�nej oceny moralnej tych samych postaw lub czyn�w ludzkich w rozmaitych spo�ecze�stwach, zale�nie od miejscowych warunk�w naturalnych ich egzystencji i w�asnej tradycji historycznej. Reguluj�cy �ycie spo�eczne system norm moralnych (Sade atakowa� tu przede wszystkim moralno�� chrze�cija�sk�) prowadzi nieuchronnie ku unieszcz�liwieniu znacznej liczby istot ludzkich. Teza ta jest puent� obu przedstawionych poni�ej opowie�ci Sade�a. �Czemu nieszcz�sna Florille � pyta autor � istota najcnotliwsza i godna prawdziwego szcz�cia, przez niepoj�ty zbieg fatalnych okoliczno�ci musi okaza� si� najpotworniejszym monstrum, jakie kiedykolwiek stworzy�a Natura�? To retoryczne pytanie nie znajduje w noweli odpowiedzi i � jak wyra�nie sugeruje autor � znale�� jej w og�le nie mo�e. Jest bowiem tragicznym skutkiem obowi�zuj�cego w naszym �wiecie, zupe�nie konwencjonalnego systemu moralnego, �e bohaterka opowie�ci, dziewczyna dotkni�ta w �yciu wielu nieszcz�ciami, ale przecie� godna szacunku i wsp�czucia, okazuje si� nagle w oczach w�asnych i w poj�ciu najbli�szych potworn� zbrodniark�, kt�ra nie mo�e ju� d�u�ej ud�wign�� ci�aru egzystencji � dlatego jedynie, �e wysz�y na jaw utajone dot�d zwi�zki rodzinne, ��cz�ce j� z innymi postaciami noweli, chocia� jej czyny i prze�ycia w istocie swojej pozosta�y niezmienione. Inny aspekt tego zagadnienia przedstawiaj� dzieje Franvala i jego c�rki Eugenii. Kazirodczy zwi�zek tej pary, utworzony przez oboje z ca�� �wiadomo�ci� i przekonaniem. jest �r�d�em ich najwi�kszej i jedynej osobistej satysfakcji, wszelako przyj�ty spo�ecznie system poj�� uniemo�liwia egzystencj� takiego zwi�zku, prowadzi nieuchronnie do zbrodni i tragicznego ko�ca trojga bohater�w. Sade nie anga�uje si� bynajmniej w obron� Franvala i jego wyst�pnej c�rki Eugenii; przeciwnie � wyst�puje jako rzecznik przyj�tych powszechnie konwencji moralnych, przymierza ich czyny do skali poj��, uznanej w �wiecie chrze�cija�skim. Autorskie moralizatorstwo jest jednak przesadnie natr�tne, zgroza i oburzenie s� wyra�nie nieszczere, ko�cowa puenta d�wi�czy fa�szyw� nut�... Sade osi�gn�� zamierzony cel: zasia� w duszy czytelnika zw�tpienie w istotn� warto�� norm i poj��, do kt�rych przywyk� od najwcze�niejszego dzieci�stwa. W poj�ciu ludzi epoki O�wiecenia �wiat by� maszyneri� stosunkowo prost� i nietrudn� do zrozumienia, a recepta na szcz�cie powszechnie wydawa�a si� �atwa do zrealizowania. Nale�a�o pozna� prawa Natury i zgodnie z nimi kszta�towa� �ycie spo�eczne, nale�a�o i�� drog� Cnoty, kt�ra w ko�cu � bez wzgl�du na przypadkowe niepowodzenia tej czy innej jednostki � w skali spo�ecznej musia�a doprowadzi� do pomno�enia ludzkiego szcz�cia. Tej radosnej i optymistycznej ideologii epoki Sade przeciwstawi� swoj� wizj� � pesymistyczn� i okrutn�. Jako �rodek osi�gni�cia powszechnego uszcz�liwienia Cnota okazywa�a si� nie wi�cej warta ni� Wyst�pek, a poddanie si� woli Natury musia�o prowadzi� do skutk�w zupe�nie odmiennych od pogodnych wyobra�e� filozof�w Wieku O�wieconego. Ale uzasadnienia i og�lnej dyskusji nad t� tez� nie znajdziemy w nowelach markiza de Sade. Przedstawi� nam j� mog� tylko prze�ladowcy Justyny i towarzysze zbrodni Julietty i do nich musimy si� zwr�ci�, je�li chcemy w pe�ni zrozumie�, jakie w�a�ciwie znaczenie maj� pogl�dy Franvala czy wypowiedzi przewrotnej opiekunki Florville, pani de Verquin. Jerzy �ojek FLORVILLE I COURVALL Pan de Courval uko�czy� pi��dziesi�t pi�� lat; rze�ki, dobrze si� trzymaj�cy, m�g� jeszcze liczy� na przynajmniej dwadzie�cia lat �ycia. Ze sw� pierwsz� �on� do�wiadczy� jeno zgryzoty; porzuci�a go przed laty, aby bez �enady po�wi�ci� si� libertynizmowi; na podstawie niepewnych sk�din�d �wiadectw by� przekonany, �e istota ta od dawna le�y ju� w grobie, postanowi� wi�c zwi�za� si� po raz drugi z osob� rozs�dn�, kt�ra zaletami charakteru i nieskazitelno�ci� obyczaj�w mog�aby umo�liwi� mu zapomnienie dawnych niedoli. R�wnie� i dzieci nie przynios�y szcz�cia panu de Courval; mia� ich tylko dwoje, dziewczynk�, kt�r� utraci� w wieku niemowl�cym, i ch�opca, kt�ry maj�c pi�tna�cie lat opu�ci� go za przyk�adem matki, wyznaj�c niestety te same rozpustne zasady. Przekonany, i� �adne wi�zy nie ��cz� go ju� z tym niegodziwcem, pan de Courval zamierza� syna wydziedziczy�, a ca�� fortun� pozostawi� w spadku dzieciom, kt�re mia� nadziej� sp�odzi� z nowo po�lubion� ma��onk�. Mia� pi�tna�cie tysi�cy liwr�w rocznej renty; zajmowa� si� kiedy� interesami, by�y to owoce jego w�asnej pracy, a korzysta� z nich � wzorem uczciwego cz�owieka � razem z kilku przyjaci�mi, kt�rzy wszyscy cenili go, powa�ali i odwiedzali cz�sto w Pary�u, gdzie zajmowa� �adne mieszkanie przy ulicy Saint-Marc, a zw�aszcza w ma�ej, a uroczej posiad�o�ci ziemskiej w pobli�u Nemours, gdzie pan de Courval sp�dza� zazwyczaj dwie trzecie roku. Szlachetny �w cz�owiek zwierzy� si� przyjacio�om ze swoich zamiar�w, a widz�c ich aprobat� prosi� usilnie, aby poszukali w�r�d swoich znajomych osoby w wieku trzydziestu do trzydziestu pi�ciu lat, wdowy lub panny, kt�ra mog�aby by� dla niego stosown� parti�. Nazajutrz jeden z koleg�w o�wiadczy�, i� znalaz� kandydatk�, kt�ra powinna mu odpowiada�. � Panna, kt�r� ci swatam � m�wi� �w przyjaciel � ma dwie zasadnicze wady, od kt�rych powinienem zacz��, aby potem m�c ci� pocieszy�, opowiadaj�c o wszystkich jej zaletach. Nie ma niestety ani ojca, ani matki i nie wiadomo nawet, kim byli jej rodzice i kiedy ich utraci�a. Wiemy tylko � kontynuowa� przyjaciel � �e jest kuzynk� pana de Saint-Pr�t, cz�owieka szeroko znanego, kt�ry j� otacza opiek�, powa�a a z pewno�ci� wyg�osi bezstronn� i w pe�ni zas�u�on� pochwa�� jej zalet. Nie odziedziczy�a niczego po rodzicach, ma jednak cztery tysi�ce frank�w pensji dzi�ki panu de Saint-Pr�t, w kt�rego domu wychowa�a si� i sp�dzi�a m�odo��. To jej pierwsza wada; przejd�my do drugiej � m�wi� znajomy pana de Courval. � Ot� w wieku szesnastu lat prze�y�a przygod�, wynikiem kt�rej by�o dziecko, zreszt� ju� nie�yj�ce; ojca tego dzieci�cia nigdy ju� potem nie widzia�a. To wszystko, co mo�na o niej z�ego powiedzie�; teraz par� s��w o zaletach... � Panna de Florville ma lat trzydzie�ci sze��, a wygl�da najwy�ej na dwadzie�cia osiem; trudno by znale�� buzi� wdzi�czniejsz� i milsz�; rysy �agodne i delikatne; liliowa karnacja; w�osy � a jest szatynk� � sp�ywaj� niemal do ziemi; �wie�e i pi�knie ukszta�towane usta s� wizerunkiem wiosennej r�y. Jest bardzo wysoka, ale �adnie zbudowana, a w ruchach ma tyle gracji, i� nie spos�b zarzuci� niczego jej figurze, chocia� bez tego wdzi�ku wydawa�aby si� mo�e troch� zbyt surowa. Jej ramiona, piersi i nog� s� pi�knie ukszta�cone, a odznacza si� tym szczeg�lnym rodzajem urody, kt�ra niepr�dko si� starzeje. Co do jej konduity, to nie spodoba ci si� mo�e skrajna surowo�� obyczaj�w. Nie lubi wielkiego �wiata, �yje w odosobnieniu; jest bardzo pobo�na, bardzo oddana praktykom klasztoru, w kt�rym zamieszkuje; a je�li budzi podziw ca�ego otoczenia swoimi religijnymi cnotami, to r�wnie� zachwyca wszystkich wdzi�kiem swojego umys�u i s�odycz� charakteru... Jednym s�owem, jest to anio� zes�any na ziemi�, kt�rego niebiosa zachowa�y dla uszcz�liwienia twojej staro�ci. Pan de Courval by� zachwycony tak� okazj� i natarczywie uprasza� przyjaciela, aby przedstawi� go osobie, o kt�rej opowiada�. � Nie dbam o jej urodzenie � m�wi�. � Skoro ma w sobie czyst� krew, czy wa�ne jest, po kim j� odziedziczy�a? Przygoda w wieku szesnastu lat r�wnie� mnie nie trwo�y; odpokutowa�a ten b��d latami rozs�dku. Po�lubi� j� po prostu jako wdow�; skoro zdecydowa�em si� wzi�� kobiet� trzydziesto- czy trzydziestopi�cioletni�, by�oby trudno i �miesznie stawia� warunek dziewictwa. Tak wi�c w twojej propozycji nie ma niczego, co by mnie odstr�cza�o; pozostaje mi jedynie prosi� ci�, aby� pokaza� mi t� pann�. Przyjaciel pana de Courval rych�o spe�ni� jego ��danie; w trzy dni potem wyda� u siebie obiad, na kt�ry zaprosi� pann� de Florville. Trudno by�o pozosta� oboj�tnym po pierwszym spotkaniu z t� zachwycaj�c� dziewczyn�; mo�na by s�dzi�, �e oto Minerwa we w�asnej postaci zechcia�a ukry� sw� wynios�o�� i powag� pod �agodnym wdzi�kiem. Poniewa� wiedzia�a, jaki by� cel tego spotkania, zachowywa�a si� z tym wi�ksz� rezerw�; jej pow�ci�gliwo��, opanowanie i szlachetno�� gestu, po��czone z tak� urod�, z usposobieniem tak �agodnym, z umys�owo�ci� tak zr�wnowa�on� i bogat�, do tego stopnia zawr�ci�y w g�owie biednemu Courvalowi, �e b�aga� przyjaciela, aby jak naj�pieszniej doprowadzi� do ostatecznego porozumienia. Spotkali si� jeszcze par� razy, w tym samym domu, potem u pana de Courval i pana de Saint-Pr�t, wreszcie panna de Florville o�wiadczy�a po usilnych naleganiach, �e nic nie mog�oby bardziej jej pochlebi� ni� honor, kt�rym chce j� zaszczyci� pan de Courval, ale delikatno�� nie pozwala jej przyj�� tej propozycji, p�ki nie zostanie on przez ni� sam� powiadomiony o ca�ej historii jej �ycia. � Nie o wszystkim jeszcze panu wiadomo � m�wi�a ta czaruj�ca dziewczyna � a ja nie mog� zgodzi� si� na zwi�zek z panem, p�ki nie dowiesz si� reszty. Zbyt jest mi drogi pa�ski szacunek, abym mog�a ryzykowa� jego utrat�; z pewno�ci� bym na� nie zas�ugiwa�a, gdybym korzystaj�c z pa�skiego za�lepienia zgodzi�a si� zosta� twoj� �on�, zanim sam nie os�dzisz, czy jestem godna tego tytu�u. Pan de Courval zapewnia� j�, �e wie ju� o wszystkim, �e podejmuje si� uspokoi� wszystkie jej obawy; a skoro mia� szcz�cie jej si� spodoba�, nie powinna o nic wi�cej si� troszczy�. Panna de Florville obstawa�a jednak przy swoim; o�wiadczy�a stanowczo, �e nie zgodzi si� na ma��e�stwo, p�ki pan de Courval nie zostanie dok�adnie powiadomiony o wszystkim, cokolwiek jej dotyczy. Trzeba by�o na to przysta�. Pan de Courval zdo�a� tylko wym�c zgod� panny de Florville na przyjazd do swego maj�teczku ko�o Nemours; postanowi� rozpocz�� zaraz przygotowania do upragnionego �lubu, a skoro panna de Florville zwierzy mu si� z ca�ej swojej historii, nazajutrz p�jd� do o�tarza. � Skoro wszystkie te przygotowania mog� jednak okaza� si� niepotrzebne � m�wi�a dziewczyna � po co je podejmowa�? Je�eli przekonam pana, �e si� bynajmniej na twoj� �on� nie nadaj�? � Tego jednego nie zdo�asz, o pani, nigdy mi dowie�� � odpowiedzia� szlachetny Courval. � Got�w jestem za�o�y� si�, �e nie potrafisz mnie przekona�. Jed�my, zaklinam pani�: prosz� nie sprzeciwia� si� moim zamierzeniom... W tej sprawie nie spos�b by�o z nim dyskutowa�; wszystko zosta�o za�atwione, wyjechali do maj�tku Courvala. Wszelako udali si� tam tylko we dwoje, panna de Florville stanowczo tego za��da�a. Sprawy, o kt�rych mia�a opowiedzie�. mog�y by� ujawnione jedynie cz�owiekowi, kt�ry chcia� si� z ni� zwi�za�; nie dopuszczono wi�c nikogo obcego. Nazajutrz po przyje�dzie ta niezwyk�a dziewczyna poprosi�a pana de Courval, aby zechcia� jej wys�ucha� � i tak oto zacz�a opowiada� dzieje swojego �ycia: HISTORIA PANNY DE FLORVILLE Zamiary, kt�re �ywi pan wobec mojej osoby; nie pozwalaj� mi w czymkolwiek ci� zwodzi�; pozna�e� pana de Saint-Pr�t, o kt�rym powiedziano ci, �e jest moim krewnym; on sam r�wnie� to potwierdzi�, a jednak w tej w�a�nie kwestii zosta� pan przez wszystkich wprowadzony w b��d. Nie znam swojego pochodzenia, nie uda�o mi si� dowiedzie�, komu zawdzi�czam swe istnienie; gdy mia�am zaledwie kilka dni, znaleziono mnie w ko�ysce z zielonej tafty pod bram� domu pana de Saint-Pr�t razem z listem anonimowym przyczepionym do ko�derki, w kt�rym by�o napisane tylko tyle: �W ci�gu dziesi�ciu lat swego ma��e�stwa nie doczeka� si� pan dzieci, a nieustannie ich pragniesz. Zaadoptuj t� dziewczynk�; jest czystej krwi, to owoc najuczciwszego hymenu, bynajmniej nie liberty�skiej rozwi�z�o�ci; pochodzi z prawego �o�a. Je�eli dzieci� to ci si� nie spodoba, ka� je odnie�� do sieroci�ca. Nie czy� �adnych poszukiwa�, pozostan� bezskuteczne, nie zdo�asz niczego wi�cej o niej si� dowiedzie�.� Szlachetni ludzie, u kt�rych zosta�am podrzucona, przyj�li mnie, wychowali, otoczyli najstaranniejsz� opiek� i mog� powiedzie�, �e zawdzi�czam im doprawdy wszystko. Poniewa� nie mo�na by�o ustali� mojego prawdziwego nazwiska, pani de Saint-Pr�t nada�a mi to, kt�re nosz�: Florville. Ko�czy�am w�a�nie pi�tnasty rok �ycia, kiedy spotka�o mnie nieszcz�cie: �mier� mojej opiekunki. Trudno wyrazi� b�l, kt�rym przej�a mnie ta strata. By�am jej tak droga, �e umieraj�c b�aga�a m�a, aby zapewni� mi cztery tysi�ce liwr�w renty i nigdy mnie nie porzuci�; pan de Saint-Pr�t spe�ni� skwapliwie obie te pro�by, a do swoich dobrodziejstw doda� i t� �ask�, �e uzna� mnie za kuzynk� swej zmar�ej �ony i w tym charakterze przyj�� do swojej rodziny. Nie mog�am jednak pozosta� d�u�ej w tym domu; pan de Saint-Pr�t da� mi to wyra�nie do zrozumienia. � Jestem wdowcem i m�czyzn� jeszcze m�odym � powiedzia� �w cnotliwy cz�owiek. � Gdyby� zamieszka�a ze mn� pod jednym dachem, da�oby to pow�d do podejrze�, na kt�re nie zas�ugujemy. Twoje szcz�cie i reputacja s� mi zbyt drogie, nie chc� ich wystawia� na niebezpiecze�stwo. Musimy si� rozsta�, Florville; oczywi�cie nie opuszcz� ci� do ko�ca �ycia i nie chc�, aby� straci�a kontakt z moj� rodzin�; mam w Nancy owdowia�� siostr�, po�l� ci� do niej; r�cz� za jej przyja��. W ten spos�b pozostaniesz pod moj� opiek�, b�d� m�g� nadal czuwa� nad tob�, zapewni� ci edukacj� i ustali� potem tw�j los. S�owa te wycisn�y mi �zy z oczu; ten nadmiar niedoli da� mi tym bole�niej odczu� strat�, jak� ponios�am wskutek �mierci swej opiekunki. Przekonana wszelako o s�uszno�ci uwag pana de Saint-Pr�t, postanowi�am p�j�� za jego rad�. Wyjecha�am do Lotaryngii pod opiek� pewnej damy, zamieszka�ej w tej prowincji, kt�rej zosta�am zarekomendowana i kt�ra przekaza�a mnie w r�ce pani de Verquin, siostry pana de Saint-Pr�t; u niej w�a�nie mia�am zamieszka�. Dom pani de Verquin r�ni� si� wielce od domu pana de Saint-Pr�t; o ile w tamtym panowa�a pow�ci�gliwo��, wiara i dobre obyczaje, o tyle tutaj p�ocho��, upodobanie w rozkoszach i niezale�no�� my�li mia�y swoje prawdziwe kr�lestwo. Ju� po kilku dniach pani de Verquin powiedzia�a mi wprost, �e m�j wygl�d skromnisi wcale jej si� nie podoba, �e to nies�ychane przyje�d�a� z Pary�a z u�o�eniem tak niezgrabnym... z tak �miesznym upodobaniem do cnoty; �e je�eli chc� �y� z ni� w zgodzie, powinnam ca�kiem si� zmieni�. Taki pocz�tek wielce mnie zaniepokoi�; nie usi�uj� bynajmniej przedstawi� si� w pa�skich oczach lepsz�, ni� jestem naprawd�, ale wszelkie odst�pstwo od religii i dobrych obyczaj�w przez ca�e �ycie tak mn� wstrz�sa�o, by�am zawsze tak� nieprzyjaci�k� ka�dego, kto gardzi� cnot�, a zb��dzenia, w kt�re mimo woli popad�am, wtr�ci�y mnie w tak wielkie wyrzuty sumienia, �e � wyznaj� to szczerze � kto� usi�uj�cy wprowadzi� mnie w wielki �wiat odda�by mi doprawdy z�� przys�ug�. Nie jestem stworzona do takiego �ycia, jestem dzika i nietowarzyska; najdalsze odludzie odpowiada�oby najbardziej i stanowi mej duszy; i dyspozycjom umys�u. Refleksje te, jeszcze nie uformowane, jeszcze niedojrza�e w wieku, w kt�rym w�wczas si� znajdowa�am, nie by�y w stanie uchroni� mnie przed niebezpiecznymi skutkami rad pani de Verquin ani przed z�em, w jakie jej uwodzicielskie starania musia�y mnie wtr�ci�. �wiat, kt�ry wok� siebie widzia�am, z�udne rozkosze, kt�rymi by�am otoczona, przyk�ad, jaki mia�am przed oczami, rozmowy, wszystko to w ko�cu mnie uwiod�o. Zapewniano mnie, �e jestem �adna, a ja na swoje nieszcz�cie o�mieli�am si� w to uwierzy�. W Nancy stacjonowa� w�wczas regiment normandzki. Dom pani de Verquin by� miejscem spotka� jego oficer�w; wszystkie m�ode damy r�wnie� u niej si� zjawia�y i tutaj w�a�nie zawi�zywano, zrywano i znowu podejmowano g�o�ne w ca�ym mie�cie mi�osne intrygi. Prawdopodobnie pan de Saint-Pr�t nie mia� poj�cia o tej stronie �ycia pani de Verquin; przy swojej surowo�ci obyczaj�w jak�e m�g�by si� zgodzi� na wys�anie mnie do niej, gdyby to wszystko by�o mu wiadome? My�l ta powstrzyma�a mnie przed napisaniem do niego listu ze skarg�; czy nale�a�o go o tym u�wiadamia�?! Zreszt� i sama coraz mniej si� trapi�am; nieczyste powietrze, kt�rym zmuszona by�am oddycha�, pocz�o bruka� m� dusz�; jak Telemak na wyspie nimfy Calypso nie by�am ju� zdolna s�ucha� rad Mentora. Bezwstydna pani de Verquin, od dawna usi�uj�ca mnie zdeprawowa�, zapyta�a wreszcie pewnego dnia, czy rzeczywi�cie przyjecha�am do Lotaryngii z czystym sercem, czy nie wzdycham za jakim� kochankiem pozostawionym w Pary�u? � Doprawdy � odrzek�am � nie mam nawet poj�cia o grzechach, kt�re pani we mnie podejrzewa, a szanowny tw�j brat mo�e za�wiadczy� o mojej konduicie... � Nie masz poj�cia o grzechach! � przerwa�a mi pani de Verquin. � Dopu�ci�a� si� jednego, i to ci�kiego: w tym wieku jeste� ci�gle tak naiwna! Mam jednak nadziej�, �e si� poprawisz. � O pani! Nie pojmuj�, co mog� znaczy� te s�owa w ustach osoby tak szanownej? � Szanownej? Moja droga, zapewniam ci�, �e ze wszystkich sentyment�w, kt�re mog� w kimkolwiek wzbudzi�, najmniej mi zale�y w�a�nie na szacunku. Wol� wznieca� mi�o��... W moim wieku, mam nadziej�, jeszcze nie jestem skazana na szacunek. Id� w moje �lady, kochanie, a znajdziesz szcz�cie... A propos, czy zauwa�y�a� pana de Senneval? � dorzuci�a ta zwodnicza syrena, wspominaj�c pewnego m�odego, siedemnastoletniego ledwo oficera, kt�ry cz�sto j� odwiedza�. � Tak, pani � odrzek�am, ale upewniam ci�, �e patrz� na� zupe�nie oboj�tnie. � Ale�, moje dziecko, tego w�a�nie musisz si� wystrzega�; chcia�abym, aby�my odt�d dzieli�y si� swymi zdobyczami... Musisz mie� tego Sennevala; to moja sprawa, postaram si� go przysposobi�, kocha ci�; trzeba wi�c, aby� go mia�a... � O pani! Gdyby� zechcia�a uwolni� mnie od tego zadania! Doprawdy, na nikim mi nie zale�y... � To konieczne; postanowili�my tak z pu�kownikiem, kt�ry, jak ci wiadomo, pe�ni teraz funkcj� mojego d y � u r n e g o amanta. � Zaklinam pani�, racz pozostawi� mi swobod� decydowania w tych sprawach o w�asnym losie! Nie odczuwam �adnych sk�onno�ci ku rozkoszom, kt�re tak bardzo cenisz! � O, to si� zmieni; pewnego dnia polubisz je nie gorzej ode mnie; trudno ceni� co�, czego si� w og�le nie zna. Ale nie wolno r�wnie� odrzuca� okazji poznania tego, co stworzone jest, aby da� nam najwy�sze upojenie. Jednym s�owem, to sprawa przes�dzona; Senneval, moja panno, dzi� wieczorem wyzna ci swoj� mi�o��, a ty, z �aski swojej, nie pozwolisz, aby zbyt d�ugo wzdycha� bez pocieszenia. Inaczej si� pogniewamy... tym razem powa�nie. Przyj�cie by�o wyznaczone na pi�t� po po�udniu; poniewa� dzie� by� bardzo upalny, go�cie zasiedli w ogrodzie do kart; wszystko zosta�o tak u�o�one, aby�my z panem de Senneval pozostali jedynymi osobami, kt�re nie bra�y udzia�u w grze; musieli�my wi�c rozmawia�. Nie chc� przed panem ukrywa�, �e skoro tylko �w m�odzian tak mi�y i pe�en zalet umys�u zwierzy� mi si� z nami�tno�ci, jak� w nim wzbudzi�am, poczu�am do� sk�onno�� trudn� do opisania; kiedy chcia�am zda� sobie spraw� z istoty tej sympatii, nie mog�am znale�� dla niej w�a�ciwego wyt�umaczenia; zdawa�o mi si�, �e poci�g ten nie m�g� by� skutkiem zwyk�ego uczucia, jaka� mg�a przes�oni�a mi oczy i nie pozwoli�a rozezna� si� we wszystkim, co si� na� sk�ada�o. Z drugiej strony, w tej samej chwili, gdy serce wyrywa�o mi si� ku panu de Senneval, jaka� przemo�na si�a zdawa�a si� je powstrzymywa�; w tym tumulcie... w tym wirze przyp�yw�w i odp�yw�w sprzecznych uczu� i my�li, nie mog�am poj��, czy powinnam kocha� Sennevala, czy te� uciec od niego jak najdalej. Dano mu dosy� czasu, aby m�g� spokojnie wyzna� mi swoj� mi�o��... niestety! dano mu tego czasu nawet za wiele! Wyda�am mu si� czu�� i wra�liw�, umia� skorzysta� z mego zak�opotania, ��da�, abym wyzna�a swe uczucia; okaza�am si� tak s�aba, �e zdo�a� wyrwa� mi wyznanie, i� nie budzi we mnie bynajmniej odrazy. W trzy dni p�niej m�g� si� ju� cieszy� swoim pe�nym nade mn� zwyci�stwem. Szczeg�lna jest doprawdy ta z�o�liwa rado��, kt�r� objawia wyst�pek, gdy uda mu si� zatriumfowa� nad cnot�; trudno opisa� uniesienie pani de Verquin, skoro tylko dostrzeg�a, �e wpad�am w zastawion� przez ni� pu�apk�; drwi�a ze mnie, bawi�a si� moim kosztem, a wreszcie zapewni�a, �e czyn, kt�rego si� dopu�ci�am, jest w rzeczy samej najzwyklejszy i arcyrozs�dny, �e mog� co noc w jej domu przyjmowa� bez obawy swojego kochanka... �e przymknie na wszystko oczy... Zreszt� b�dzie nadal podziwia� moj� cnot�, gdy� jest bardzo prawdopodobne, �e ogranicz� si� do tego jednego amanta; ona sama, zmuszona dawa� sobie rad� z trzema kochankami, okaza�aby si� na pewno daleka od mojej rezerwy i skromno�ci! Kiedy o�mieli�am si� odpowiedzie�, �e taka swoboda wydaje mi si� ohydna, �e trudno zachowa� przy tym wra�liwo�� i uczucia, �e w ten spos�b p�e� nasza spada do poziomu najnikczemniejszych bestii, pani de Verquin wybuchn�a �miechem. � O ty galijska heroino! � powiedzia�a. � Podziwiam ci� i wcale nie gani�. Rozumiem, �e w twoim wieku delikatno�� i uczucia s� b�stwami, na kt�rych o�tarzu po�wi�ca si� ch�tnie fizyczn� rozkosz. W moim natomiast wszystko wygl�da inaczej; gdy pozbywamy si� z�udze�, widma te trac� nad nami swoj� w�adz�, realne przyjemno�ci przek�ada si� nad g�upstwa, kt�re tak ci� entuzjazmuj�. I po c� to mia�yby�my zachowywa� wierno�� wobec ludzi, kt�rzy na pewno nie odp�ac� si� nam wzajemno�ci�? Skoro i tak jeste�my s�abe, czy musimy by� r�wnie� naiwne? Szalona by�aby kobieta, kt�ra pragn�aby subtelno�ci w stosunkach z m�czyznami. M�wi� ci, kochanie, szukaj coraz to nowych rozkoszy, skoro twe lata i wdzi�ki na to pozwalaj�, i od�� na bok swoj� chimeryczn� sta�o��, swoj� ponur� i dzik� cnot�, kt�ra z pewno�ci� nawet ciebie samej nie usatysfakcjonuje, a innych nie przekona. Zadr�a�am s�ysz�c te pogl�dy, ale zda�am sobie spraw�, �e nie mam ju� prawa z nimi dyskutowa�. Zbrodnicze starania tej niemoralnej kobiety by�y mi teraz niezb�dne, musia�am si� z ni� liczy�. Jednym z najfatalniejszych skutk�w wyst�pku jest fakt, �e skoro si� go dopu�cimy, popadamy w zale�no�� od ludzi, kt�rymi inaczej mogliby�my g��boko pogardza�. Zgodzi�am si� wi�c na wszelkie wzgl�dy pani de Verquin; ka�dej nocy Senneval darzy� mnie nowymi dowodami swej mi�o�ci i sze�� miesi�cy up�yn�o pr�dko w takim upojeniu, �e ledwo mia�am czas, aby si� nad wszystkim zastanowi�. Fatalne nast�pstwa tego trybu �ycia otworzy�y mi wreszcie oczy; zasz�am w ci��� i my�la�am, �e umr� z rozpaczy widz�c si� w stanie, z kt�rego pani de Verquin jawnie szydzi�a. � Wszelako � powiedzia�a � trzeba ratowa� pozory; poniewa� nie przystoi, aby� rodzi�a w moim domu, pu�kownik regimentu Sennevala i ja podj�li�my odpowiednie starania. Da on urlop temu m�odemu cz�owiekowi; wyjedziesz do Metzu na kilka dni przed nim, on po�pieszy za tob�; tam pod jego opiek� wydasz na �wiat ten niepotrzebny owoc swojej czu�o�ci; potem wr�cicie tutaj jedno po drugim, podr�uj�c w podobny spos�b jak w tamt� stron�. Musia�am by� pos�uszna; m�wi�am ju� panu, �e skoro zdarzy�o si� komu� nieszcz�cie, i� raz jeden da� fa�szywy krok, musi si� odt�d zda� na �ask� ludzi i hazard sytuacji; prawa do jego osoby przechodz� na w�asno�� ca�ego �wiata; staje si� niewolnikiem wszystkiego, co �yje i oddycha, skoro zapomnia� si� do tego stopnia, �e zosta� niewolnikiem swoich nami�tno�ci. Sprawy u�o�y�y si� tak, jak m�wi�a pani de Verquin; po trzech dniach spotka�am si� w Metzu z Sennevalem i zamieszka�am u pewnej akuszerki, kt�rej adres wzi�am ze sob� opuszczaj�c Nancy. Tutaj urodzi�am ch�opca. Senneval, kt�ry nie przesta� okazywa� mi swoich nami�tno�ci i subtelnych uczu�, zdawa� si� mi�owa� mnie jeszcze gor�cej, skoro � jak powiada� � istnia�am odt�d w dw�ch osobach; cieszy�am si� wszelkimi jego wzgl�dami. Prosi� mnie, abym zostawi�a mu syna, zaprzysi�g�, �e do ko�ca �ycia otacza� go b�dzie najstaranniejsz� opiek� i nie wr�ci do Nancy, p�ki nie spe�ni danego mi przyrzeczenia, i� zabezpieczy nale�ycie los dziecka. Dopiero w chwili jego wyjazdu o�mieli�am si� da� mu do zrozumienia, jak bardzo unieszcz�liwi� mnie wyst�pek, kt�rego by� wsp�winowajc�, zaproponowa�am mu, aby�my naprawili sw�j b��d ��cz�c si� u st�p o�tarza. Senneval, kt�ry nie oczekiwa� chyba tej propozycji, wielce si� zak�opota�. � Niestety � powiedzia� � jak�e m�g�bym si� na to zdecydowa�? Jestem jeszcze niepe�noletni, musia�bym uzyska� najpierw zgod� ojca. Czym okaza�oby si� nasze ma��e�stwo bez tej niezb�dnej formalno�ci? A zreszt�, trzeba by si� najpierw zastanowi�, czy jestem dla ciebie odpowiedni� parti�. Jako siostrzenica pani de Verquin (tak przedstawiono mnie w Nancy) mo�esz liczy� na co� znacznie lepszego. Wierz mi, Florville, lepiej b�dzie pu�ci� w niepami�� nasze zb��dzenia; mo�esz by� pewna mojej dyskrecji. S�owa te, kt�rych doprawdy nie oczekiwa�am, w okrutny spos�b u�wiadomi�y mi ca�y ogrom mojego wyst�pku. Duma nie pozwoli�a mi odpowiedzie�, ale cierpienie moje sta�o si� tym bole�niejsze. Je�li cokolwiek �agodzi�o dot�d groz� mojej sytuacji, to by�a ni� � szczerze panu wyznaj� � nadzieja naprawienia kiedy� swego b��du przez ma��e�stwo z kochankiem. �atwowierna dziewczyno! Nie wyobra�a�am sobie, mimo ca�ej przewrotno�ci pani de Verquin, kt�ra bez w�tpienia winna by�a mnie w tej mierze o�wieci�, i� mo�na uczyni� sobie zabaw� z uwiedzenia nieszcz�liwej dziewczyny, a potem beztrosko j� porzuci�; nie rozumia�am, �e honor, ten skarb w oczach m�czyzny tak bezcenny, nie ma wobec nas �adnego zastosowania, i �e nasza s�abo�� mo�e usprawiedliwi� zniewag�, kt�r� m�czy�ni mi�dzy sob� op�aciliby cen� krwi. By�am wi�c nie tylko skrzywdzona, ale i oszukana przez cz�owieka, za kt�rego po tysi�ckro� odda�abym swe �ycie; nie wiele brakowa�o, by ten straszny wstrz�s wp�dzi� mnie do grobu. Senneval nie opu�ci� mnie zreszt�, troskliwo�� jego bynajmniej si� nie zmniejszy�a, ale nie wspomina� ju� ani razu o mojej propozycji, a ja by�am zbyt dumna, by po raz drugi m�wi� mu o swojej nadziei. Odjecha� w ko�cu, gdy wr�ci�am do zdrowia. By�am zdecydowana nie wraca� ju� do Nancy i przeczuwa�am, �e po raz ostatni widz� swego kochanka, tote� wszystkie rany mej duszy otworzy�y si� w chwili rozstania; mia�am jednak do�� si�y, aby znie�� i ten ostatni cios. Okrutny! Wyjecha�, wyrwa� si� z mych obj��, a ja nie dostrzeg�am w jego oczach nawet jednej �zy... Oto co pozostaje z tych przysi�g i mi�osnych zakl��, w kt�re tak ob��dnie zazwyczaj wierzymy! Im bardziej jeste�my wra�liwe, tym pr�dzej opuszczaj� nas uwodziciele... Przewrotni! Porzucaj� nas w�a�nie z powodu wysi�k�w, kt�rych nie szcz�dzimy, aby ich przy sobie zatrzyma�. Senneval zabra� ze sob� dziecko i zostawi� je na wsi, w okolicy, kt�rej nie uda�o mi si� odszuka�. Chcia� mnie pozbawi� szcz�cia ogl�dania i wychowywania w�asnym staraniem tego ukochanego owocu naszego zwi�zku. Podobno �yczy� sobie, bym zapomnia�a o wszystkim, cokolwiek mog�o nas jeszcze ze sob� wi�za�; zapomnia�am wi�c, a mo�e raczej wm�wi�am sobie, �e ju� nie pami�tam... Postanowi�am wyjecha� natychmiast z Metzu i nie wraca� wcale do Nancy; nie chcia�am jednak obrazi� pani de Verquin; b�d� co b�d� by�a blisk� krewn� mego dobroczy�cy i dlatego chcia�am oszcz�dza� j� do ko�ca �ycia. Napisa�am wi�c do niej list w tonie mo�liwie najserdeczniejszym; aby wyt�umaczy� jako� odmow� powrotu do jej miasta, powo�a�am si� na wstyd z powodu ha�by, kt�r� si� tam okry�am; prosi�am w ko�cu o pozwolenie na wyjazd do Pary�a, do domu jej brata. Odpisa�a mi niezw�ocznie, �e mog� robi�, co zechc�, i zapewni�a i� zachowa dla mnie na zawsze najszczersz� przyja��. Doda�a r�wnie�, �e Senneval jeszcze nie wr�ci�, �e