2176
Szczegóły |
Tytuł |
2176 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2176 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2176 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2176 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
EDGAR RICE BURROUGHS
PRZYGODY TARZANA
CZ�OWIEKA LE�NEGO
T�UMACZY�A J. COLONNA-WALEWSKA
CZʌ� IV: KORAK SYN TARZANA
ROZDZIA� I
W KT�RYM ODNAJDUJEMY STARYCH ZNAJOMYCH
Wielka ��d� ratunkowa, nale��ca do parowca "Mariorie W", p�yn�a z pr�dem po szerokiej rzece Ugambi. Za�oga rozkoszowa�a si� leniwie chwilowym wypoczynkiem po ci�kim wysi�ku wios�owania przeciw pr�dowi. O trzy mile stamt�d, w dole rzeki, sta� sam parowiec "Mariorie W" got�w do podr�y, oczekuj�cy tylko na powr�t za�ogi i na przyczepienie �odzi. Wreszcie uwaga ludzi w cz�nie wyt�y�a si� w jednym kierunku; jedni przerwali pogaw�dk�, drudzy otrz�sn�li si� z zamy�lenia, wszyscy za� spogl�dali w stron� p�nocnego wybrze�a rzeki. Tam, wydaj�c rozpaczliwe okrzyki piskliwym g�osem, z wyci�gni�tymi, wychud�ymi ramionami, sta�a dziwna zjawa ludzka.
- A to co za licho!? - zawo�a� jeden z za�ogi.
- Bia�y cz�owiek! - mrukn�� podszyper - dalej, do wiose� ch�opcy! - krzykn��. - Podp�yniemy ku niemu i dowiem si� czego ��da.
Skoro zbli�yli si� do brzegu, ujrzeli wyn�dznia�e stworzenie z rzadkimi, bia�ymi k�dziorami, sko�tunionymi i spl�tanymi na �ysej czaszce. Zgarbione, chude cia�o by�o nagie, za wyj�tkiem szmaty na biodrach. Cz�owiek �w wybe�kota� co� do nich w obcej gwarze.
- Po rosyjsku gada - zauwa�y� podszyper. - Czy rozumiesz po angielsku? - zawo�a� do nieznajomego.
Potrafi� zrozumie� i w tym�e j�zyku, krztusz�c z wolna z przestankami wyrazy, jak gdyby ju� dawno nie mia� tej mowy w u�yciu, j�� ich prosi�, aby go zabrali z tej okropnej krainy. Skoro ju� znalaz� si� na pok�adzie "Mariorie W", cudzoziemiec opowiedzia� swoim wybawcom smutne dzieje swej n�dzy, swych przyg�d i m�czarni, obejmuj�ce przesz�o dziesi�� lat swego �ycia.
W jaki spos�b dosta� si� do Afryki, nie wspomnia� im wcale pozostawiaj�c ich w mniemaniu, �e straszliwe jego prze�ycia wyniszczy�y go tak duchowo jak i fizycznie, zacieraj�c w nim pami�� o wszystkim, co si� z nim dzia�o przed jego tutaj przybyciem. Nie wyjawi� im nawet swego prawdziwego nazwiska. Przedstawi� im si� jako Micha� Sabrow, co prawda trudno by�oby odnale�� co� wsp�lnego mi�dzy t� ruin� ludzka, a postaci� Aleksego Paulwiera, awanturnika bez czci i wiary, niemniej jednak pe�nego energii pomys�owo�ci.
Dziesi�� lat ju� min�o, odk�d Aleksy Paulwier uszed� ca�e strasznemu niebezpiecze�stwu, kiedy to zgin�� jego przyjaciel chytry i zaci�ty Rokow, i nieraz ju� podczas tych dziesi�ciu lal przeklina� �w los, kt�ry przecinaj�c pasmo dni Rokowa, oszcz�dzi� mu wszelkich cierpie�, Paulwiera za� skaza� na straszliwe przygody, tu�aczk� znacznie gorsz� od �mierci, zdaj�cej si� go stale unika�.
Paulwier, ujrzawszy zwierz�ta Tarzana, wraz ze swym dzikim w�adc� zalegaj�ce pok�ad parowca "Kincaid", zemkn�� w stron� d�ungli i, w przera�eniu przed mo�liw� pogoni� z jego strony, zag��bi� si� w dziewicze lasy, po to tylko, aby wreszcie wpa�� w r�ce jednego z dzikich, ludo�erczych plemion, kt�remu da�a si� odczu� z�o�liwa i brutalna przemoc Rokowa. Dziwny kaprys wodza tego plemienia oszcz�dzi� Paulwierowi �mierci, skazuj�c go w zamian na �ycie pe�ne m�czarni i n�dzy. Przez dziesi�� lat by� po�miewiskiem osady dzikich: kobiety i dzieci bi�y go i ciska�y w mego kamieniami, wojownicy smagali go i k�uli, zapada� na z�o�liwe, malaryczne gor�czki. Nie umar� jednak�e. Czarna ospa nawiedzi�a go r�wnie�, zostawiaj�c niezatarte �lady brzydoty na jego obliczu. �lady te i dokuczliwe obchodzenie si� z nim szczepu dzikich, zmieni�y go tak, �e nawet rodzona matka nie by�aby w stanie rozpozna� ani jednego rysu w tej ohydnej masce, kt�ra dawniej by�a twarz� przystojnego m�czyzny. Rzadkie, spl�tane, siwo��tawe k�dziory, zast�powa�y bujn�, niegdy� krucz� czupryn�. Cz�onki jego by�y powykr�cane, chodzi� niepewnym, trwo�liwym krokiem, z pochylonym korpusem. Z�b�w nie posiada�, wybili mu je okrutni w�adcy. Nawet jego umys� by� tylko smutn� parodi� dawnych zalet i zdolno�ci.
Zabrano go tedy na pok�ad "Mariorie W", karmili go tam i piel�gnowali starannie. Odzyska� nieco si�, ale wygl�d jego nie zmieni� si� na lepsze - znale�li go, jako wyrzutka rozbitego i um�czonego, takim wyrzutkiem mia� pozosta� a� do �mierci. Chocia� zaledwie dobiega� do czterdziestki. Aleksy Paulwier m�g�by z �atwo�ci� uchodzi� za osiemdziesi�cioletniego starca.
Niezbadane wyroki natury na�o�y�y na wsp�lnika zbrodni znacznie sro�sz� kar�, ni� na g��wnego winowajc�.
W duszy Aleksego Paulwiera nie by�o innych pragnie�, pr�cz ch�ci zemsty, tkwi�a tam tylko �lepa nienawi�� do cz�owieka, kt�rego obaj z Rokowem bezskutecznie starali si� pokona�. Nie chcia� pami�ta� te� Rokowa, jako tego, kt�ry go wpl�ta� w te straszliwe przygody. Nienawidzi� te� policji tych wszystkich miast, z kt�rych musia� ucieka�. Nienawi�� wzgl�dem prawa, wzgl�dem porz�dku spo�ecznego, nienawi�� wzgl�dem wszelkiej rzeczy. Ka�da chwila jego istnienia po ocaleniu by�a przesycona gor�czkow� potrzeb� zemsty, jego istota duchowa, tak jak i ca�a jego zewn�trzna posta� by�a uosobieniem w�ciek�ej nienawi�ci. Niewiele mia�, a raczej nic nie mia� wsp�lnego z lud�mi, kt�rzy go ocalili. By� za s�aby, aby wzi�� si� do pracy, za pos�pny, aby sta� si� po��danym w towarzystwie, wkr�tce tedy pozostawili go w spokoju z w�asnymi my�lami.
Parowiec "Mariorie W" by� zakontraktowany przez syndykat zamo�nych fabrykant�w, zaopatrzony w laboratorium, w sztab uczonych specjalist�w, wys�anych na poszukiwanie pewnej ro�liny, kt�ra to dotychczas sprowadzana by�a wielkim nak�adem z Po�udniowej Ameryki. Co to by�a za ro�lina, tego nikt na pok�adzie statku nie wiedzia� pr�cz uczonych. Nie zale�y wam na tej wiadomo�ci, wystarczy, gdy dowiecie si�, �e ekspedycja udawa�a si� w stron� pewnej wyspy, le��cej na wybrze�u Afryki, w chwili, gdy Aleksy Paulwier zosta� przyj�ty na pok�ad parowca.
Okr�t zarzuci� kotwic� na wybrze�u, na przeci�g kilku tygodni. Jednostajno�� �ycia na pok�adzie zacz�a stawa� si� uci��liw� dla za�ogi. Majtkowie cz�sto docierali na wysp�, wreszcie i Paulwier poprosi�, aby go wzi�li ze sob�. I jemu r�wnie� sprzykrzy� si� monotonny tryb dnia na okr�cie. Wyspa by�a obficie zadrzewiona. G�sta d�ungla rozci�ga�a si� nieomal do samego wybrze�a. Uczeni zapu�cili si� w jej g��b, w poszukiwaniu cennej ro�liny, o kt�rej s�yszeli, �e si� tu znajduje w wielkiej obfito�ci. Marynarze �owili ryby, polowali i zwiedzali okolice. Paulwier w��czy� si� wzd�u� wybrze�a lub le�a� w cieniu wielkich drzew. Pewnego dnia, gdy ludzie z za�ogi zebrani byli niedaleko od brzegu, podziwiaj�c olbrzymi� panter�, upolowan� przez jednego z my�liwych w g��bi wyspy, Paulwier le�a� pod drzewem, pogr��ony w g��bokim �nie. Przebudzi�o go dotkni�cie czyjej� r�ki. Zerwa� si� strwo�ony i ujrza� obrzymi� antropoidaln� ma�p�, samca z gatunku goryli, przypatruj�c� mu si� bacznie. Rosjanin przerazi� si� nie na �arty. Spojrza� w kierunku marynarzy, kt�rzy znajdowali si� w oddaleniu od niego. Ma�pa dotkn�a znowu jego ramienia, skoml�c �a�o�nie. Paulwier nie zauwa�y� gro�by w pytaj�cym wzroku, ani w postawie zwierz�cia. Podni�s� si� z wolna i stan��. Ma�pa stan�a obok niego.
Nie bardzo pewny siebie, Paulwier j�� sun�� ostro�nie w stron� marynarzy. Ma�pa ruszy�a razem z nim, bior�c go pod r�k�: Doszli ju� blisko do gromadki ludzi, zanim zostali spostrze�eni. Paulwier w�wczas przekona� si�, �e zwierz� nie mia�o z�ych intencji. Samiec by� widocznie przyzwyczajony do obcowania z istotami ludzkimi. Rosjanin u�wiadomi� sobie, �e ma�pa przedstawia�a znaczn� warto�� pieni�n� i zanim doszli do marynarzy postanowi�, �e to musi wykorzysta�. Gdy marynarze spostrzegli dziwacznie dobran� par�, zbli�aj�c� si� do nich, ogarn�o ich wielkie zdumienie i j�li biec ku nim spiesznie. Ma�pa nie okaza�a najmniejszej trwogi. Ka�dego z marynarzy chwyta�a za rami�, patrz�c mu w oczy d�ugo i powa�nie. Po dokonanej inspekcji, ma�pa wr�ci�a do Paulwiera, bolesny zaw�d odbija� si� na jej twarzy i postawie.
Marynarze byli uradowani z przybysza. T�oczyli si� wszyscy do Paulwiera, zarzucaj�c go pytaniami i przygl�daj�c si� jego towarzyszowi. Rosjanin oznajmi� im, �e ma�pa jest jego w�asno�ci�. Nie by� w stanie zdoby� si� na inne s�owa i tylko powtarza� ustawicznie: - Ma�pa jest moja, ma�pa jest moja!
Jednemu z marynarzy, znudzonemu tym gl�dzeniem, przyszed� figiel do g�owy. Stan�wszy za ma�p� uk�u� j� w grzbiet szpilk�. W mgnieniu oka zwierz� rzuci�o si� z b�yskawiczn� szybko�ci� na swego prze�ladowc� i w jednej chwili spokojne, dobrotliwe stworzenie przemieni�o si� w demona z�o�ci. Na twarzy marynarza, kt�ry ju� szczerzy� z�by do u�miechu, uciecha z konceptu ust�pi�a miejsca rozpaczliwej trwodze, objawiaj�cej si� bolesnym skrzywieniem. Stara� si� unikn�� obj�cia kosmatych ramion, wyci�gaj�cych si� do niego, widz�c jednak�e, �e uj�� im nie zdo�a, pochwyci� sztylet wisz�cy mu u pasa. Jednym szarpni�ciem ma�pa wyrwa�a bro� z r�ki majtka, zatapiaj�c swoje ��te k�y w jego rami�. Pozostali marynarze rzucili si� na zwierz� z pa�kami i no�ami, podczas gdy Paulwier kr�ci� si� rozpaczliwie ko�o wzburzonej, roznami�tnionej gromady miotaj�cej przekle�stwa i gro�by. Widzia� on swoje marzenia o bogactwie, rozpryskuj�ce si� pod no�ami marynarzy.
Ma�pa jednak�e nie okaza�a si� �atw� do pogn�bienia ofiar�. Oderwawszy si� od sprawcy ca�ego zaj�cia, potrz�sn�a swymi olbrzymimi ramionami, uwalniaj�c si� w ten spos�b od dw�ch marynarzy, kt�rzy przywarli jej do plec�w.
Kapitan i podszyper, wy�adowuj�cy w�a�nie z parowca, byli z daleka �wiadkami walki. Wkr�tce te� Paulwier ujrza� ich, biegn�cych z wyci�gni�tymi rewolwerami, za nimi za� po�pieszali dwaj marynarze. Ma�pa sta�a, jak gdyby rozgl�daj�c si� po spustoszeniu jakie wywo�a�a. Paulwier jednak nie m�g� odgadn�� czy oczekiwa�a ona nowego ataku, czy te� namy�la�a si�, kt�rego ze swych wrog�w zg�adzi� najpierw. W ka�dym razie zdawa� on sobie dobrze spraw� z tego, �e skoro tylko dwaj oficerowie znajd� si� niedaleko zwierz�cia, strza�y ich po�o�� szybko kres jego �yciu, o ile im w tym zamiarze nie przeszkodzi. Ma�pa me uczyni�a najmniejszego ruchu zaczepnego w stron� Rosjanina, nie m�g� on jednak�e r�czy� czy w razie, gdy si� do niej zbli�y, nie napadnie na niego. Zawaha� si� chwil� i znowu marzenia o bogactwie, jakie m�g�by osi�gn�� za pomoc� antropoidalnej ma�py, przywo��c j� do Londynu, wzi�y g�r� nad strachem.
Kapitan wo�a� na niego, rozkazuj�c mu zej�� z drogi, chcia� bowiem wycelowa� do ma�py; zamiast pos�ucha� go Poulwier przysun�� si� do niej i chocia� r�ka mu dr�a�a ze wzruszenia, opanowa� trwog� i chwyci� zwierz� za rami�.
- P�jd� tu! - rozkaza� i szarpn�� zwierz�, chc�c je odci�gn�� od marynarzy, z kt�rych kilku siedzia�o na ziemi, kilku za� pe�za�o na czworakach, aby umkn�� przed gniewem zwyci�zcy.
Ma�pa pozwoli�a si� odprowadzi� na bok, nie objawiaj�c najmniejszej ch�ci pokrzywdzenia Rosjanina. Kapitan zatrzyma� si� w odleg�o�ci paru krok�w od dziwacznej pary.
- Usu� si� na bok, Sabrow! - rozkaza�. - Przep�dz� besti�, tam, gdzie nie znajdzie ludzkiego mi�sa na swoje z�by.
- To nie by�a jej wina, kapitanie - wstawia� si� Paulwier. - Prosz�, nie strzelaj pan. To oni zacz�li pierwsi. Wszak pan widzi, �e ona ze mn� jest potulna, zreszt� to moja w�asno��, najzupe�niej moja. Nie dam panu jej zabija�! - doda�, maj�c znowu na my�li wszystkie rozkosze, kt�rych si� nie m�g� spodziewa�, o ile nie skorzysta�by z tak szcz�liwego trafu, jaki dla niego przedstawia�o posiadanie ma�py.
Kapitan opu�ci� bro�.
- Czy�by to moi ludzie zaczepili j� pierwsi, czy tak? - powt�rzy�. - Jak si� to wszystko sta�o? - Tu zwr�ci� si� do marynarzy, kt�rzy przez ten czas podnie�li si� z ziemi, bez szwanku, pr�cz sprawcy awantury, kt�ry otrzyma� dotkliw� ran� na ramieniu.
- To Simpson narobi� wszystkiego - odezwa� si� jeden z ludzi. - Wpakowa� ma�pie szpilk� w grzbiet i ona rzuci�a si� na niego, co mu si� zreszt� nale�a�o, napad�a i na nas, w czym nie ma nic dziwnego, bo� przecie� napadli�my wszyscy na ni�.
Kapitan spojrza� na Simpsona, kt�ry ze wstydem przyzna� si� do winy. Podszed� do ma�py, jak gdyby chcia� zbada� sam jej usposobienie, trzymaj�c przy tym ci�gle nabity rewolwer w pogotowiu. Przem�wi� jednak�e uspakajaj�co do zwierz�cia, kt�re kucn�o obok Rosjanina i rozgl�da�o si� wko�o. Skoro kapitan zbli�y� si�, ma�pa powsta�a i podesz�a ku niemu. Na jej twarzy odmalowa�o si� znowu zaciekawienie, ch�� rozpoznania kogo�, jaka si� da�a ju� zauwa�y� przy zbli�eniu si� jej do marynarzy. Stan�a bliziutko oficera i po�o�y�a mu jedn� �ap� na ramieniu, przygl�daj�c mu si� badawczo przez d�ug� chwil�. Ten sam wyraz bolesnego zawodu odmalowa� si� na jej twarzy, wyda�a przy tym nieomal ludzkie westchnienie, wreszcie zwr�ci�a si� na takie same ogl�dziny do podszypra i do dw�ch przyby�ych z kapitanem majtk�w. Za ka�dym razem wzdycha�a nad doznanym zawodem, wreszcie znowu kucn�a obok Paulwiera nie okazuj�c ju� zainteresowania wzgl�dem nikogo z za�ogi, jakby niepomna niedawnej utarczki.
Nast�pnie wszyscy powr�cili na pok�ad "Mariorie W". Paulwierowi towarzyszy�a ma�pa obawiaj�ca si� roz��czenia z nim. Kapitan nie opiera� si� temu i wielki antropoid z rodu goryli sta� si� cz�onkiem za�ogi parowca. Gdy znalaz� si� na pok�adzie, zbada� raz jeszcze szczeg�owo ka�d� now� twarz, okazuj�c ten sam zaw�d, jakiego dozna� ju� przedtem zapoznaj�c si� z innymi. Oficerowie i uczeni, b�d�cy na okr�cie, cz�sto rozprawiali mi�dzy sob�, nie byli jednak w stanie wyt�umaczy� sobie dziwacznych ogl�dzin odbywanych przez ma�p� po pojawieniu si� ka�dego nieznanego cz�owieka. Gdyby zosta�a znaleziona na kontynencie Afryki albo w jakiej� innej miejscowo�ci mo�na by�oby przypuszcza�, �e zosta�a oswojona przez ludzi, tu jednak na tej odludnej i nieznanej wyspie trudno by�o co� podobnego podejrzewa�. Ma�pa zdawa�a si� kogo� ci�gle szuka�. W pierwszych dniach podr�y powrotnej widziano j� cz�sto w�sz�c� po r�nych cz�ciach parowca; skoro jednak przyjrza�a si� dobrze wszystkim twarzom i zbada�a wszystkie k�ty na okr�cie, zapad�a w najzupe�niejsz� oboj�tno�� na wszystko, co si� woko�o niej dzia�o. Nawet Rosjanin nie wzbudza� w niej zainteresowania, o�ywia�a si� tylko, gdy jej przynosi� �ywno��. Nieraz zdawa�o si�, �e ledwie go znosi. Nigdy mu nie okazywa�a przywi�zania, zreszt� zachowywa�a si� z t� sam� oboj�tno�ci� wzgl�dem wszystkich innych ludzi na okr�cie, ani razu r�wnie� nie objawi�a podobnie dzikich wybuch�w jak w�wczas, gdy zosta�a zaczepiona przez marynarzy.
Najcz�ciej przesiadywa�a na pok�adzie wpatrzona w widnokr�g, jak gdyby przeczuwaj�c, �e okr�t udaje si� do portu, gdzie znajd� si� inne ludzkie twarze do ogl�dania. B�d� co b�d� Ajax, takie bowiem mu dali imi�, by� uwa�any za najm�drzejsz� ma�p�, jaka kiedykolwiek podr�owa�a na pok�adzie "Mariorie W". Nie tylko cechowa�a j� nadzwyczajna inteligencja, ale te� jej postawa i budowa fizyczna by�y jak na ma�p� godne podziwu, wzbudza�y lawet pewien przestrach. Wida� by�o, �e by�a ona w podesz�ym wieku, si�y jednak fizyczne i spryt dopisywa�y jej pod ka�dym wzgl�dem.
Skoro wreszcie "Mariorie W" przyp�yn�� do Anglii, oficerowie i uczeni pe�ni wsp�czucia dla nieszcz�snego rozbitka, znalezionego w�r�d d�ungli, obdarowali Paulwiera pewn� sum� pieni�dzy, �ycz�c szcz�cia jemu i Ajaxowi. W porcie i podczas podr�y do Londynu Rosjanin mia� sporo k�opotu z ma�p�. Ka�da nowa twarz, spo�r�d tysi�ca pojawiaj�cych si� ci�gle, musia�a by� przez ni� starannie badana, ku wielkiemu przera�eniu badanych osobnik�w, w ko�cu jednak, widocznie po daremnym dopatrywaniu si� tego kogo szuka�, wielki Ajax popad� w smutn� oboj�tno��, od czasu do czasu tylko zwracaj�c uwag� na przesuwaj�c� si� przed nim now� osob�.
W Londynie Paulwier uda� si� natychmiast do znanego trenera zwierz�t. Cz�owiek ten, zachwycony Ajaxem. zgodzi� si� wyuczy� go popisowych sztuk za znaczny udzia� w zyskach, oraz podj�� si� utrzymywa� przez ten czas tak w�a�ciciela jak i ma�p�.
Oto jak Ajax dosta� si� do Londynu i jak zosta�o ukute nowe ogniwo w �a�cuchu dziwnych okoliczno�ci, kt�re mia�y wywrze� wp�yw na losy wielu os�b.
ROZDZIA� II
K�OPOTY PANA MOORE
Pan Harold Moore by� m�odzie�cem o melancholijnym wyrazie twarzy, rozmi�owanym w nauce. Przej�ty sob�, zapatrywa� si� powa�nie na �ycie i na sw� prac�, polegaj�c� na kszta�ceniu synka angielskiego arystokraty. Czu�, �e jego ucze� nie robi takich post�p�w, jakich rodzice mogli si� spodziewa� i obecnie stara� si� z ca�� sumienno�ci� wyt�umaczy� swoje skrupu�y matce ch�opca.
- Nie zbywa mu wcale na zdolno�ciach - m�wi� - gdyby tak by�o, mia�bym nadziej� powodzenia, gdy� z ca�� energi� zabra�bym si� w�wczas do prze�amania jego t�poty; ca�y k�opot tkwi w tym, �e jest on wyj�tkowo inteligentny, uczy si� lekcji tak szybko, �e nie mog� znale�� najmniejszej usterki w ich przygotowaniu. Co mnie jednak�e trapi, to jego brak zainteresowania przedmiotami, kt�rych go ucz�. Odrabia on po prostu ka�d� lekcj�, jak nudny obowi�zek, kt�rego si� chce pozby� jak najpr�dzej i pewien jestem, �e my�l o nauce nigdy nie za�wita mu w g�owie, dop�ki nie nadejdzie czas do odrabiania zada�. Zajmuj� go jedynie objawy fizycznego m�stwa oraz czytanie wszystkiego, co si� tyczy dzikich zwierz�t lub �ycia i obyczaj�w pierwotnych plemion; szczeg�lniej jednak interesuj� go zwierz�ta. Got�w przesiadywa� ca�e godziny nad dzie�em jakiego� afryka�skiego podr�nika i ju� dwa razy przy�apa�em go na czytaniu dzie�a Karla Hagenbecka o dzikich szczepach i zwierz�tach.
Matka ch�opca poruszy�a si� niespokojnie.
- Stara si� pan to zapewne zwalczy�? - zapyta�a nie�mia�o. Nauczyciel zmiesza� si� nieco.
- Ja, hm... stara�em si� odebra� mu ksi��k�, ale, hm... syn pani ma na sw�j m�ody wiek nader wyrobione musku�y.
- Nie pozwoli� odebra� sobie ksi��ki? - zagadn�a matka.
- Nie pozwoli� - przyzna� nauczyciel. - Nie uni�s� si� zreszt� wcale, twierdzi� tylko, �e jest gorylem, ja za� szympansem, skradaj�cym si� po jego �up. Chwyci� mnie na r�ce, uni�s� wysoko ponad swoj� g�ow�, rzuci� mnie na swoje ��ko i wykonawszy pantonim� wyra�aj�c�, �e grozi mi �mier� przez uduszenie, wyda� straszliwy okrzyk, kt�ry, jak mi to obja�ni�, jest okrzykiem zwyci�skim ma�py samca. W�wczas zani�s� mnie do drzwi i wypchn�� do przedpokoju, zamykaj�c drzwi na klucz.
Nast�pi�o par� minut milczenia, wreszcie matka ch�opca odezwa�a si� znowu.
- Jest to nieodzown� konieczno�ci� panie Moore - rzek�a - aby pan czyni� wszystko to, co le�y w pa�skiej mocy, by przezwyci�y� w Jacku t� sk�onno��, on... - nie doko�czy�a jednak�e. Przeci�g�e "hooop", dolatuj�ce od strony okna, zerwa�o oboje na r�wne nogi.
Pok�j, w kt�rym siedzieli, znajdowa� si� na drugim pi�trze domu, za� naprzeciw okna ros�o wielkie drzewo, si�gaj�ce jedn� ze swych ga��zi nieomal do samego gzymsu. Na tej ga��zi w�a�nie spostrzegli przedmiot swej rozmowy, dobrze zbudowanego, s�usznego ch�opca, ko�ysz�cego si� swobodnie jak na hu�tawce i wydaj�cego okrzyki rado�ci bez wzgl�du na przera�enie, maluj�ce si� na twarzach widz�w. Matka i nauczyciel rzucili si� ku oknu, zanim jednak znale�li si� na �rodku pokoju, ch�opiec skoczy� zwinnie na gzyms i znalaz� si� mi�dzy nimi.
- Dziki cz�owiek z Borneo przyjecha� dzi� do miasta! - wy�piewywa�, wykonuj�c przy tym rodzaj wojennego ta�ca ko�o swej przera�onej matki i zgorszonego pedagoga, na zako�czenie za� rzuci� si� matce na szyj� i uca�owa� j� w oba policzki.
- Ach, mamo! - zawo�a�. - Tak� cudown�, uczon� ma�p� pokazuj� teraz w jednym z cyrk�w. Willie Grinsby widzia� j� wczoraj. Twierdzi, �e umie ona wszystko i tylko brak jej mowy. Je�dzi na bicyklu, przy jedzeniu u�ywa no�a i widelca, liczy do dziesi�ciu i wykonuje wiele jeszcze innych nadzwyczajno�ci, czy mog� r�wnie� p�j�� j� zobaczy�? Ach, mateczko, prosz� ci�, pozw�l mi i��!
Matka pog�adzi�a pieszczotliwie syna po twarzy, potrz�saj�c jednak�e przecz�co g�ow�:
- Nie Jacku - powiedzia�a - wiesz dobrze, �e nie pochwalam takich widowisk.
- Nie rozumiem dlaczego, mamo - odpar� ch�opiec. - Wszyscy inni ch�opcy chodz� do cyrku, zwiedzaj� te� ogr�d zoologiczny, a ty mi i tego bronisz. M�g�by kto my�le�, �e jestem dziewczyn� albo jakim niedo��g�. Ach, tatku - zawo�a�, gdy w drzwiach ukaza� si� wysoki, o stalowych oczach m�czyzna. - Ach, tatku czy� ja nie mog� tam i��?
- I��? Dok�d m�j synu? - zapyta� nowo przyby�y.
- Chce i�� do cyrku, aby tam zobaczy� uczon� ma�p� - wyja�ni�a matka, rzucaj�c ostrzegawcze spojrzenie na m�a.
- Zobaczy� Ajaxa? - wypytywa� dalej ojciec. Ch�opiec skin�� twierdz�co g�ow�.
- No, nie widz� powodu gani� twej ch�ci synku - powiedzia� ojciec - sam nic bym nie mia� przeciw temu, aby go zobaczy�. M�wi�, �e jest on bardzo osobliwy i olbrzymiego wzrostu, jak na antropoidaln� ma�p�. P�jd�my wszyscy Janko, co o tym my�lisz? - Tu zwr�ci� si� do �ony, ta jednak�e potrz�sn�a przecz�co g�ow�, bardzo stanowczym ruchem, i zwracaj�c si� do pana Moore spyta�a go, czy nie pora, aby on i Jack udali si� do szkolnego pokoju dla odbycia porannych lekcji. Gdy syn z nauczycielem opu�cili pok�j zwr�ci�a si� do m�a.
- Janie - rzek�a - nale�y czyni� wszystko, co mo�liwe, aby zwalczy� w Jacku sk�onno�� do tego, co mog�oby pobudzi� w nim pragnienie dzikiego, awanturniczego �ycia, kt�re, l�kam si�, �e odziedziczy� po tobie. Wiesz z w�asnego do�wiadczenia, jak silnym bywa poci�g do tego �ycia. Wiesz, ile trzeba ci by�o wysi�k�w nad sob� samym, aby przem�c t� nieomal chorobliw� ��dz�, ogarniaj�c� ci� od czasu do czasu, nawo�uj�c� ci� do pogr��enia si� w d�ungli, gdzie przep�dzi�e� tyle lat �ycia, a zarazem zdajesz sobie chyba spraw�, co za straszny los czeka�by Jacka, gdyby sk�onno�ci jego by�y w nim rozwijane.
- W�tpi�, czy Jackowi grozi niebezpiecze�stwo dziedzictwa tych moich upodoba� do �ycia w d�ungli - odpar� m��. - Nie mog� sobie wyobrazi�, aby podobne cechy mog�y by� przekazywane z ojca na syna. Czasami jednak�e my�l�, Janko, �e w twej matczynej trosce o jego przysz�o�� przesadzasz nieco. Poci�g malca do zwierz�t, chocia�by ta jego ch�� zobaczenia uczonej ma�py, jest tylko naturalnym objawem w zdrowym, normalnie rozwini�tym ch�opcu w jego wieku. Dlatego, �e chce on zobaczy� Ajaxa, nie dowodzi to bynajmniej, �e pragn��by bli�szych zwi�zk�w z ma�pim rodem, a nawet, gdyby tak by�o, kto jak kto, ale ty w�a�nie, Janko, nie mia�aby� prawa si� tym gorszy�! - tu Jan Clayton, lord Greystoke, obj�� �on�, roze�mia� si� do niej weso�o i, pochyliwszy si� nad ni�, poca�owa� j� czule. Wreszcie, nieco powa�niejszym tonem, ci�gn�� dalej. - Nigdy nie opowiada�a� Jackowi o moim dawniejszym �yciu, ani nie pozwoli�a� mi wspomnie� mu o tym. Uwa�am, �e nie mia�a� s�uszno�ci. Gdybym m�g� opowiedzie� mu o przygodach Tarzana w�r�d ma�p, by�bym z pewno�ci� potrafi� rozproszy� w jego wyobra�ni wiele z�udze� co do uroku �ycia w d�ungli, kt�re to z�udzenia tkwi� w umy�le tych, co tego �ycia nigdy nie zaznali. M�g�by wtedy skorzysta� z mego do�wiadczenia; a tak, gdyby go kiedy� ��dza przyg�d poci�gn�a do d�ungli, nie b�dzie mia� �adnego przewodnika, opr�cz w�asnych pop�d�w, wiem za� jak takich pop�d�w s�uchaj�c mo�na zabrn�� �atwo w niew�a�ciwym kierunku.
Lady Greystoke jednak�e potrz�sn�a przecz�co g�ow� tak, jak to zwyk�a czyni� by�a ju� nieraz, gdy sprawa ta poruszana by�a mi�dzy ni� a m�em.
- Nie, Janie - powt�rzy�a znowu - nigdy si� nie zgodz� na zaszczepienie w Jacku jakichkolwiek wiadomo�ci o �yciu w d�ungli, od kt�rego oboje pragniemy go ochroni�.
Przedmiot tej rozmowy zosta� podj�ty dopiero wieczorem przez samego Jacka. Siedzia� on w fotelu, poch�oni�ty czytaniem i nagle, podni�s�szy g�ow�, zwr�ci� si� do ojca.
- Dlaczego - zagadn��, poruszaj�c j�dro kwestii - dlaczego nie mog� i�� zobaczy� Ajaxa?
- Twoja matka jest temu przeciwna - odpar� ojciec.
- A ty, ojcze?
- To nie ma nic do rzeczy - odpowiedzia� wymijaj�co lord Greystoke. - Powinno ci wystarczy�, �e mama sobie tego nie �yczy.
- A ja i tak p�jd� go zobaczy� - oznajmi� ch�opiec po chwili namys�u. - Nie r�ni� si� przecie� od Willa Grimsby, ani od wszystkich innych ch�opc�w, kt�rzy go widzieli. Nie zaszkodzi�o im to wcale, wi�c i mnie tak samo nie zaszkodzi. M�g�bym p�j��, nie opowiadaj�c ci si� wcale, ale tak post�pi� nie chc�, oznajmiam ci wi�c zawczasu, �e p�jd� zobaczy� Ajaxa.
Nic nie by�o uchybiaj�cego ani wyzywaj�cego w tonie mowy, ani w zachowaniu si� ch�opca. Stwierdza� fakt po prostu, bez uniesienia. Ojciec zaledwie m�g� powstrzyma� si� od u�miechu lub od okazania swego podziwu na ten i�cie m�ski spos�b wyra�ania si� syna.
- Podziwiam twoj� szczero��, Jacku - powiedzia�. - Pozw�l mi odp�aci� ci si� r�wn� szczero�ci�. Je�eli p�jdziesz ogl�da� Ajaxa bez pozwolenia, zostaniesz za to ukarany. Nigdy nie zada�em ci cielesnej kary, ostrzegam ci� jednak, �e gdyby� przekroczy� zakaz matki, kara taka spotka ci� niechybnie.
- Rozumiem, ojcze - odpar� ch�opiec, a po chwili doda� - powiem ci zatem o wszystkim, po zobaczeniu Ajaxa.
Pok�j pana Moore'a znajdowa� si� tu� obok sypialni Jacka i co wiecz�r nauczyciel zagl�da� do ch�opca, aby si� przekona�, czy �pi spokojnie. Tego w�a�nie wieczoru nauczyciel postanowi� podwoi� czujno��, pod wp�ywem rozmowy z rodzicami pupila, podczas kt�rej szczeg�lny nacisk zosta� po�o�ony na niedopuszczenia malca do cyrku, gdzie odbywa�y si� pokazy Ajaxa. Skoro wi�c otworzy� drzwi oko�o wp� do dziesi�tej, dozna� niemi�ego wra�enia, chocia� nie zdziwi� si� zbytnio, widz�c przysz�ego lorda Greystoke'a ubranego do wyj�cia i wymykaj�cego si� przez otwarte okno na ulic�.
Pan Moore da� szybkiego susa przez pok�j, ta energia jednak�e okaza�a si� bezcelow�, skoro bowiem ch�opiec zrozumia�, �e zamiar jego zosta� ujawniony, zawr�ci�, jak gdyby rezygnuj�c z zamiaru.
- Dok�d si� to wybiera�e�? - zawo�a� mocno podniecony pan Moore.
- Id� zobaczy� Ajaxa - odpar� spokojnie ch�opiec.
- Dziwi� si� bardzo! - krzykn�� pan Moore; jednak�e chwil� p�niej poczu� si� jeszcze bardziej zdziwiony, gdy� ch�opiec, zbli�yszy si� do niego, schwyci� go nagle wp�, podni�s� go i rzuci� na ��ko, zag��biaj�c mu twarz w poduszk�.
- Prosz� o spok�j - przestrzeg� zwyci�zca - inaczej zadusz� pana.
Moore usi�owa� si� broni�, ale jego wysi�ki by�y daremne. Jakiekolwiek cechy Tarzan m�g� przekaza� synowi, obdarzy� go w ka�dym razie nadzwyczajn� sprawno�ci� fizyczn�, jaka cechowa�a go w tych samych ch�opi�cych �atach. Nauczyciel by� tylko manekinem w r�kach ch�opca. Kl�cz�c na nim, Jack szmatami rozdartego w tym celu prze�cierad�a, zwi�za� mu r�ce z ty�u. Obr�ci� go na plecy i wpakowa� mu w usta knebel z tego� prze�cierad�a, kt�ry umocowa� banda�em, zwi�zanym w tyle g�owy swej ofiary. Przez ca�y ten czas przemawia� do niego z cicha i rozs�dnie.
- Ja jestem Waja ze szczepu Waj�w - t�umaczy�. - Pan za� jest Mohamedem Dubnem, szejkiem arabskim, kt�ry mordowa� mi ludzi i wykrada� moj� ko�� s�oniow� - tu zr�cznie raz jeszcze zwi�za� mocno obie pi�ci i nogi Moore'a. - Ach, n�dzniku! Mam ci� nareszcie w mej mocy. Id�, lecz powr�c� niebawem! - I syn Tarzana przemkn�� przez pok�j, wyskoczy� przez otwarte okno, zsuwaj�c si� wzd�u� rynny na ulic�.
Moore rzuca� si� bezsilnie na ��ku. By� przekonany, �e si� zadusi, o ile pomoc szybko nie nadejdzie. W szale przera�enia uda�o mu si� wykona� szereg ruch�w i spa�� z ��ka. Wstrz��nienie i b�l doznany przy spadaniu oprzytomni�y go ze strachu i nieco spokojniej rozpatrywa� si� w po�o�eniu. Przysz�o mu wreszcie do g�owy, �e pok�j, w kt�rym przebywali lord i lady Greystoke, gdy si� z nimi rozsta�, znajdowa� si� pod sypialni� Jacka. U�wiadomi� sobie, �e up�yn�o ju� troch� czasu od tej pory i mogli ju� uda� si� na spoczynek, zdawa�o mu si� bowiem, �e ju� wieki up�yn�y, odk�d le�a� na ��ku, staraj�c si� daremnie zrzuci� swoje wi�zy. Trzeba by�o zwr�ci� uwag� innych, daj�c zna� o swym po�o�eniu tak, aby go us�yszano na dole. Po pewnym zatem wysi�ku uda�o mu si� przybra� tak� postaw�, by m�c zastuka� nog� w pod�og�. Czyni� to w ma�ych odst�pach i po d�ugiej chwili zosta� wynagrodzony odg�osem czyich� krok�w na schodach, wreszcie kto� zapuka� do drzwi. Moore zastuka� znowu energicznie butem w pod�og�, nie m�g� bowiem odpowiedzie� w inny spos�b. Pukanie w drzwi powt�rzy�o si�. I ponownie Moore zastuka� jak poprzednio. Czy� oni nie domy�la si� otworzy� drzwi? Potoczy� si� z wysi�kiem w stron� progu. Pukanie rozleg�o si� znowu, nieco g�o�niejsze i nareszcie jaki� g�os zawo�a�: - Panie Jacku!
By� to jeden ze s�u��cych, Moore rozpozna� jego g�os. Nat�y� si�. aby krzykn�� "prosz� wej��", nara�aj�c si� nieomal na p�kni�cie struny g�osowej. Po chwilce s�u��cy znowu zapuka�, tym razem g�o�niej i zn�w zawo�a� imi� ch�opca. Nie otrzymuj�c odpowiedzi, poruszy� klamk� i w tej chwili nauczyciel przypomnia� sobie z przera�eniem, �e sam przecie� wchodz�c do ucznia, zamkn�� drzwi na klucz.
Pos�ysza� jak s�u��cy daremnie pr�bowa� otworzy� drzwi i odszed�, w�wczas Moore popad� w omdlenie.
Przez ten czas Jack doznawa� zakazanej przyjemno�ci w cyrku. Dosta� si� do tej �wi�tyni wesela w�a�nie w chwili, gdy Ajax zaczyna� sw�j wyst�p. Kupiwszy krzes�o w lo�y, przechyli� si� za balustrad�, �ledz�c ze wzruszeniem, z szeroko otwartymi oczami, za ka�dym ruchem wielkiej ma�py. Trener zauwa�y� niebawem �adna, rozpalon� ciekawo�ci� twarzyczk� ch�opca, �e za� jedn� z g��wnych sztuk Ajaxa by�o wchodzenie do r�nych l�, najwidoczniej w celu odszukania dawno utraconego krewnego, jak t�umaczy� trener, ten ostatni u�wiadomi� sobie nadzwyczajne wra�enie, jakie b�dzie mo�na wywo�a�, posy�aj�c ma�p� do lo�y ch�opca, kt�ry nie omieszka si� przerazi�, widz�c tak blisko siebie t� pot�n� i gro�n� posta�.
Skoro wi�c nadesz�a pora, aby Ajax, wywo�ywany przez publiczno��, ukaza� si� na bis, trener zwr�ci� uwag� ma�py na ch�opca, kt�ry sam jeden zajmowa� lo��. Jednym susem wielkie zwierz� z widowni znalaz�o si� w lo�y, trener jednak�e nie wywo�a� �miesznej sceny przera�enia, jakiej si� spodziewa�. Rozradowany u�miech rozja�ni� oblicze ch�opca, kt�ry po�o�y� r�k� na ramieniu swego olbrzymiego go�cia. Ma�pa, chwyciwszy Jacka za oba ramiona, przypatrywa�a mu si� d�ugo i z przej�ciem, podczas gdy ten g�adzi� j� po g�owie i co� do niej cicho przemawia�.
Nigdy Ajax nie po�wi�ci� tyle czasu na przygl�danie si� nowej twarzy, jak tym razem. Wygl�da� jak zmieszany skoml�c, mamrocz�c co� do ch�opca i g�adz�c go pieszczotliwie, tak, jak dotychczas nie g�adzi� nikogo. Wreszcie usiad� sobie w lo�y tu� przy boku Jacka.
Publiczno�� by�a rozradowana, rado�� og�lna wzmog�a si� jeszcze, gdy trener chcia� wyperswadowa� Ajaxowi, aby wyszed� z lo�y. Ma�pa nie chcia�a si� ruszy� z miejsca. Dyrektor cyrku, niezadowolony z zaj�cia, nalega� na po�piech, lecz gdy trener wszed� do lo�y, aby odci�gn�� opornego Ajaxa, zosta� przyj�ty b�yskiem k��w i gro�nym zaci�ni�ciem �ap.
Widownia szala�a z uciechy. Oklaskiwano ma�p� oraz jej towarzysza, drwi�c przy tym niemi�osiernie z trenera i z samego dyrektora, kt�ry mia� niefortunny pomys� wej�cia do lo�y, aby pom�c trenerowi w wyprowadzeniu zwierz�cia.
Wreszcie trener, przyprowadzony do ostateczno�ci u�wiadamiaj�c sobie, �e taki up�r Ajaxa mo�e przeszkodzi� dalszym jego wyst�pom, pobieg� do ubieralni po bicz, gdy jednak zagrozi� tym narz�dziem kary ma�pie, znalaz� si� w obliczu dw�ch wrog�w, ch�opiec bowiem zerwa� si� na nogi i chwytaj�c za krzes�o, stan�� obok ma�py, got�w do obrony nowego przyjaciela. U�miech ust�pi� z jego �adnej twarzy. Jego stalowe oczy miota�y b�yski, kt�re powstrzyma�y natarcie trenera. Olbrzymi zwierz, pomrukuj�c gro�nie, gotowa� si� do ataku.
Nie wiadomo jak sko�czy�oby si� zaj�cie, gdyby nie przerwano na czas rozprawy, w ka�dym razie trener nie wyszed�by ca�o z tej przygody: �wiadczy�a o tym wymownie postawa obu sprzymierze�c�w.
Blady z przera�enia s�u��cy wpad� do biblioteki lorda Greystoke'a oznajmiaj�c, �e zasta� drzwi pokoju Jacka zamkni�te na klucz i nie m�g� otrzyma� innej odpowiedzi na kilkakrotne pukanie i wo�anie pr�cz g�uchego stukania i odg�osu, powodowanego najwidoczniej ci�arem wij�cego si� po pod�odze cia�a.
Przeskakuj�c po cztery stopnie naraz John Clayton znalaz� si� na g�rze. Jego �ona wraz ze s�u��cym po�pieszyli za nim. Zawo�a� syna g�o�no po imieniu, nie otrzymuj�c �adnej odpowiedzi, wywa�y� drzwi swoim pot�nym korpusem i zapora z trzaskiem usun�a si�, padaj�c na ziemi�.
U drzwi le�a� zemdlony Moore, na kt�rego przewali�y si� one z ha�asem. Przez otw�r wskoczy� do pokoju Tarzan i zapali� elektryczno��.
Up�yn�o par� minut zanim odnale�li nauczyciela, drzwi bowiem nakry�y go zupe�nie; wyci�gni�to go wreszcie, wyj�to mu knebel z ust i zerwano wi�zy, przywo�uj�c go do przytomno�ci za pomoc� zimnej wody.
- Gdzie jest Jack? - By�o to pierwsze pytanie Jana Claytona, a potem - Kto to zrobi�? - przyszed� mu bowiem na my�l Rokow i jego sztuczki.
Moore z wysi�kiem podni�s� si� na nogi. Pow�drowa� spojrzeniem po pokoju. Wreszcie powr�ci� do siebie, a ostatnie smutne do�wiadczenie stan�o mu w pami�ci.
- Prosz� pana o zwolnienie mnie natychmiast z posady - by�y to jego pierwsze s�owa. - Nie trzeba nauczyciela pa�skiemu synowi, nale�a�oby go odda� raczej pod opiek� trenera dzikich zwierz�t.
- Ale gdzie� on jest? - zawo�a�a lady Greystoke.
- Poszed� ogl�da� Ajaxa - brzmia�a odpowied�.
Z wielkim wysi�kiem Tarzan powstrzyma� u�miech i przekonawszy si�, �e nauczyciel by� wi�cej przera�ony ni� pokrzywdzony, uda� si� w stron� cyrku.
ROZDZIA� III
TARZAN ODNAJDUJE SWEGO DRUHA,
A PAULWIER OBMY�LA ZEMST�
Podczas gdy trener stal z podniesionym biczem, niepewny co pocz��, na progu lo�y naprzeciw dw�ch gotowych do obrony zapa�nik�w, wysoki, barczysty m�czyzna odsun�� go na bok i stan�� mi�dzy nimi. Ch�opiec, spojrzawszy na przybysza, zarumieni� si� z lekka.
- Ojciec! - zawo�a�.
Ma�pa obrzuci�a spojrzeniem angielskiego lorda i podskoczy�a ku niemu be�koc�c co� niewyra�nie, ten za� stan�� skamienia�y w swym zdumieniu.
- Akut! - wyrwa�o mu si� nagle.
Ch�opiec spogl�da� ze zdziwieniem to na ojca, to na ma�p�, trener za� rozdziawi� szeroko usta z przera�enia, us�ysza� bowiem najwyra�niej, jak �w angielski d�entelmen wymawia� gard�owe, urywane d�wi�ki, na kt�re olbrzymia ma�pa dawa�a w taki sam spos�b odpowied�, tul�c si� pieszczotliwie do przybysza.
Za kulisami zgarbiony starzec przypatrywa� si� scenie w lo�y, podczas gdy jego rysy zeszpecone osp� odbija�y kolejno ca�� gam� uczu�: od rado�ci do trwogi.
- D�ugom ci� szuka�, Tarzanie - rzek�a ma�pa - teraz, gdym ci� znalaz�, udam si� do twojej d�ungli i zamieszkam z tob� na zawsze.
Lord Greystoke g�adzi� zwierz� po g�owie. W jego pami�ci zamajaczy� ca�y szereg wspomnie� unosz�cych go w niesko�czone g��bie dziewiczej puszczy afryka�skiej, gdzie owa olbrzymia, o ludzkim wygl�dzie ma�pa walczy�a obok niego przed laty. Ujrza� znowu czarnego Mugambi, wywijaj�cego swoj� s�kat� pa�k�, za� ko�o nich straszn� Szit�, z wyszczerzonymi k�ami i nastroszonym w�sem, a dalej za Murzynem i za z�owrog� czarn� panter�, potworne ma�py Akuta. Lord Greystoke westchn�� g��boko. T�sknota do d�ungli, kt�r� uwa�a� za raz na zawsze wygas��, odezwa�a si� zn�w w jego sercu. Ach! Gdyby tak m�g� tam powr�ci� bodaj na miesi�c, poczu� szorstkie dotkni�cie ga��zi le�nych na obna�onej sk�rze, wch�ania� w siebie zapach zgni�ych ro�lin, stanowi�cy upajaj�c� wo� dla rodowitego mieszka�ca d�ungli, ws�uchiwa� si� w bezha�a�liwe kroki wielkich drapie�nik�w tropi�cych po ludzkim �ladzie, polowa� na nie i by� przez nie �ciganym, jak zwierzyna mierzy� si� z nimi, zabija�...
Pon�tny by� to obraz, wnet jednak w pami�ci stan�a mu posta� m�odej i pi�knej �ony, grono przyjaci�, ognisko domowe, ukochany syn... Lord Greystoke wzruszy� barczystymi ramionami: - Tak by� nie mo�e, Akucie, lecz co do ciebie, o ile by� tam chcia� powr�ci�, postaram si� ci u�atwi� podr�. Ty nie b�dziesz szcz�liwy tutaj, ja m�g�bym ju� nie znale�� szcz�cia tani.
Trener przybli�y� si�, ma�pa wyszczerzy�a k�y mrucz�c z�owrogo.
- Id� z nim. Akucie - rzeki Tarzan - przyjd� ci� tu jutro odwiedzi�.
Zwierz� niech�tnie podesz�o do trenera. Ten ostatni, na pro�b� Clayton'a obja�ni�, gdzie ich mo�na odnale��. Tarzan zwr�ci� si� do syna.
- Chod� ze mn�! - rzek� i obydwaj wyszli z cyrku. Wsiedli do samochodu, gdzie chwil� siedzieli w milczeniu, ch�opiec przem�wi� pierwszy.
- Ma�pa ci� pozna�a, ojcze - powiedzia� - i rozmawiali�cie obaj w ma�piej gwarze. Co to znaczy, �e ona ciebie zna, i w jaki spos�b ty� nauczy� si� jej mowy?
W�wczas po raz pierwszy Tarzan opowiedzia�, w skr�ceniu, synowi histori� ca�ego swego �ycia - o swoich narodzinach w d�ungli, o �mierci swych rodzic�w, o Kali, wielkiej ma�pie samicy, kt�ra go wykarmi�a i wychowa�a nieomal do lat dojrza�ych. Przedstawi� mu r�wnie� niebezpiecze�stwa i okropno�ci d�ungli, wspomnia� o drapie�nych zwierz�tach, czyhaj�cych dniem i noc� na ofiary, o ulewnych deszczach padaj�cych ca�ymi tygodniami, o tropikalnych upa�ach, o g�odzie, n�dzy, o niemo�no�ci zaspokajania najpierwszych potrzeb. Opowiedzia� mu o tym wszystkim, co mog�oby zrazi� cywilizowana istot�, w nadziei, �e �wiadomo�� tego wykorzeni w ch�opcu wszelki, budz�cy si� w nim, poci�g do przyg�d. A jednak to wszystko w�a�nie wytwarza�o owo pe�ne dla Tarzana uroku �ycie w d�ungli. W opowiadaniu swoim zapomnia� o jednym, o tym mianowicie, �e ch�opiec, s�uchaj�cy go teraz z nami�tn� ciekawo�ci�, by� jego rodzonym synem, dzieckiem Tarzana, wzros�ego w�r�d ma�p.
Skoro ch�opiec zosta� u�o�ony do snu, nie otrzymawszy zapowiedzianej kary, Jan Clayton opowiedzia� �onie zaj�cia owego wieczoru dodaj�c, �e nareszcie zaznajomi� syna z dziejami swego �ycia w d�ungli. Matka, kt�ra przewidywa�a, �e z czasem trzeba b�dzie wyjawi� synowi t� tajemnic� dziej�w ojca, jako dzikiego zwierz�cia w puszczy, westchn�a g��boko, usi�uj�c wm�wi� w siebie nadziej�, �e urok d�ungli, tak silnie jeszcze dzia�aj�cy na m�a, nie zosta� przekazany w dziedzictwie ch�opcu.
Tarzan odwiedzi� nazajutrz Akuta; nie wzi�� ze sob� syna, pomimo usilnych b�aga� malca. Zobaczy� tym razem ospowatego w�a�ciciela ma�py, lecz nie pozna� w nim dawnego Paulwiera. Pod wp�ywem nalega� Akuta, zaproponowa� staremu sprzeda� ma�py. Paulwier jednak�e nie chcia� wymieni� ceny, m�wi�c, �e musi si� nad t� spraw� zastanowi�,
Gdy Tarzan powr�ci� do domu, Jack by� w stanie ciekawego podniecenia i chciwie s�ucha� szczeg��w o wizycie ojca u ma�py.
Prosi� wreszcie, aby ojciec j� kupi� i przywi�z� do domu. Lady Greystoke przerazi�a si� t� my�l�. M�� obja�ni�, �e chcia� naby� Akuta i odes�a� go do ojczystej d�ungli, na to lady Greystoke zgodzi�a si� w zupe�no�ci. Jack znowu j�� prosi�, by mu pozwolono odwiedzi� ma�p�, na to wszak�e otrzyma� stanowcz� odmow�. Pami�taj�c jednak�e adres, wskazany ojcu przez trenera, zdo�a� w dwa dni p�niej zmyli� czujno�� nowego nauczyciela, nast�pcy pokonanego Moore'a, i po d�ugim b��dzeniu w nieznanej dzielnicy Londynu trafi� nareszcie do ciemnego, dusznego mieszkanka ospowatego w�a�ciciela ma�py. Stary sam otworzy� drzwi na jego pukanie, a gdy oznajmi�, �e przyszed� odwiedzi� Ajaxa, wpu�ci� go do izdebki zajmowanej wsp�lnie z olbrzymi� ma�p�.
W dawnych czasach Paulwier by� wykwintnym �otrzykiem, jednak�e dziesi�� lat straszliwego �ycia w�r�d kanibali Afryki wykorzeni�y z niego wszelkie �lady kulturalnych obyczaj�w. Mia� na sobie wygniecione i poplamione ubranie, jego r�ce by�y zasmolone, rzadkie k�dziory nie czesane. Izdebka, w kt�rej zamieszkiwa�, by�a uosobieniem niechlujstwa i nie�adu. Ch�opiec, wchodz�c za pr�g, ujrza� wielk� ma�p� siedz�c� na rozgrzebanym ��ku, na stosie brudnych �mierdz�cych ko�der. Na widok Jacka ma�pa zeskoczy�a z ��ka podchodz�c ku niemu. Paulwier, nie poznaj�c swego go�cia, stan�� mi�dzy nimi, a l�kaj�c si� napa�ci ze strony zwierz�cia, rozkaza� przy tym ma�pie, aby wr�ci�a na ��ko.
- Ajax mi nie zrobi krzywdy! - zawo�a� ch�opiec. - Jeste�my przyjaci�mi, a dawniej jeszcze by� on przyjacielem mego ojca. Znali si� jeszcze w d�ungli. M�j ojciec jest lordem Greystoke. Nie wie, �e tutaj przyszed�em. Mama mi tego zakaza�a, ale ja chcia�em koniecznie zobaczy� Ajaxa i wynagrodz� pana, je�eli mi pan pozwoli cz�sto go odwiedza�.
Na wspomnienie nazwiska Greystoke, �renice Paulwiera przymru�y�y si� z doznanego wra�enia. Od kiedy ujrza� Tarzana za kulisami cyrku, w jego zamar�ym m�zgu zakie�kowa�o pragnienie zemsty. Jest to cech� szczeg�ln� s�abych i zbrodniczych ludzi, �e przypisuj� innym nieszcz�cia wyp�ywaj�ce z ich zdro�nego post�powania, dlatego te� Aleksy Paulwier przypomnia� sobie teraz zdarzenia ze swej przesz�o�ci, zasadzki, kt�re on i Rokow czynili na �ycie Tarzana i wszystkie kl�ski, jakie go dotkn�y po tych nieudanych zamachach.
Nie wiedzia� jeszcze, w jaki spos�b b�dzie m�g� wykorzysta� znajomo�� z ch�opcem, aby zem�ci� si� na Tarzanie, u�wiadamia� sobie jednak, �e znajomo�� ta jest dla jego cel�w bardzo wa�na, postanowi� tedy zaprzyja�ni� si� z Jackiem. Opowiedzia� ch�opcu wszystkie szczeg�y tycz�ce si� �ycia ojca w d�ungli. Kiedy dowiedzia� si�, �e wszystko to by�o utrzymane w najwi�kszej tajemnicy przed ch�opcem, kt�remu nawet zwiedzanie ogrod�w zoologicznych by�o wzbronione, �e musia� on zwi�za� i zakneblowa� swego nauczyciela, aby m�c wyrwa� si� do cyrku, by zobaczy� Ajaxa, odgad� natychmiast, �e rodzice l�kaj� si� poci�gu ch�opca do awanturniczych przyg�d �ycia w d�ungli, odziedziczonego po ojcu.
Tak wi�c Paulwier zach�ca� Jacka do odwiedzania go cz�sto i rozwodzi� si� szeroko nad szczeg�ami �ycia w d�ungli, kt�re mu a� nadto by�y znane. Zostawia� go samego z Akutem przez d�u�sze chwile i pewnego dnia zdziwi� si� niepomiernie s�ysz�c jak ch�opiec porozumiewa si� z ma�p�, Jack bowiem przyswoi� sobie wkr�tce wiele s��w z prymitywnej gwary antropoid�w.
Ze swej strony Tarzan bardzo cz�sto odwiedza� Paulwiera. Okazywa� on wielk� ch�� kupienia Akuta, w ko�cu zwierzy� si� staremu szczerze, i� opr�cz pragnienia, aby u�atwi� ma�pie powr�t do rodzimej d�ungli, idzie mu o uspokojenie �ony l�kaj�cej si�, aby syn ich nie odkry� miejsca przebywania zwierz�cia i nie nabra� ch�ci do poznania d�ungli oraz do przyg�d, kt�rymi by�o przepe�nione �ycie ojca.
Rosjanin zaledwie zdo�a� powstrzyma� si� od u�miechu na te s�owa lorda Greystoke'a, poniewa� dopiero przed p� godzin� przysz�y lord Greystoke siedzia� w�a�nie na jego bar�ogu be�kocz�c co� do Ajaxa tak p�ynnie, jak gdyby by� sam urodzon� ma�p�.
Podczas tej w�a�nie rozmowy Paulwier u�o�y� sobie w my�li pewien plan, w my�l kt�rego zgodzi� si� przyj�� za ma�p� bardzo wyg�rowan� sum�, po odebraniu kt�rej mia� dostawi� Akuta do portu i umie�ci� go na okr�cie odp�ywaj�cym z Duvru do po�udniowej Afryki w dwa dni p�niej. Mia� on podw�jny cel na my�li przyjmuj�c propozycj� Clayton'a. Po pierwsze n�ci�y go bardzo pieni�dze, ma�pa bowiem odk�d zobaczy�a Tarzana stale odmawia�a wyst�powania w cyrku, przestaj�c tym sposobem by� �r�d�em dochodu. Zdawa� by si� mog�o, �e ma�pa zgodzi�a si� opu�ci� d�ungl� i pozwoli�a si� wystawia� na widok publiczny jedynie po to, aby odszuka� swego dawno utraconego przyjaciela i pana. obecnie za� odnalaz�szy go nie chcia�a ju� obcowa� z t�umem ludzkich istot obcych dla niej. W ka�dym razie opiera�a si� stanowczo dalszym wyst�pom, za� gdy trener chcia� pewnego razu zniewoli� j� do tego si�� znalaz�by si� w niema�ych opa�ach, gdyby nie Jack, kt�ry si� zjawi� w sam� por�, aby powstrzyma� rozgniewanego Akuta od wymownego okazania swej przewagi fizycznej .
Opr�cz nadziei zarobienia pieni�dzy Paulwier, przez ci�g�e rozpami�tywanie swego n�dznego �ycia, podnieca� w sobie ch�� wywarcia zemsty na Tarzanie, s�dzi� przy tym, �e to Tarzan zniech�ci� Akuta do cyrku.
Pomimo �e Paulwier, na skutek ci�kich przej�� �yciowych, zatraci� nieco zmys� kombinacyjny, jednak�e plan jego zemsty by� do�� przebieg�y. Postanowi� on, otrzymuj�c um�wion� kwot� od Greystoke'a, ukara� lorda za urojone winy, pozbawiaj�c go ukochanego syna. Nie by�o w owym brutalnym planie finezji, cechuj�cej sztuczki dawnego Paulwiera, wsp�lnika arcymistrza �otrostwa Miko�aja Rokowa, w ka�dym jednak razie spos�b wykonania szelmowskiego pomys�u zapewnia� mu bezkarno��, gdy� pos�dzenie o ohydny mord mia�o by� rzucone na Akuta, kt�ry w ten spos�b mia� zosta� ukarany za sw�j op�r.
Wszystko zdawa�o si� sprzyja� zamiarom Paulwiera. Jack pos�ysza� jak ojciec opowiada� matce o swoim zamiarze odes�ania Akuta do rodzinnej d�ungli i j�� prosi�, by raczej ma�p� sprowadzi� do domu jako towarzysza zabaw dla niego. Tarzan nie by�by mo�e sprzeciwia� si� ��daniu ch�opca, lady Greystoke jednak przerazi�a si� na sam� my�l o podobnej mo�liwo�ci i pomimo usilnych pr�b syna nie chcia�a na to pozwoli�. Wreszcie ch�opiec da� sobie wyperswadowa�, �e jego kosmaty przyjaciel musi powr�ci� do Afryki, on za� pojedzie do szko�y, w kt�rej przebywa� dotychczas, ko�czy� si� bowiem czas wakacji.
Tego dnia nie odwiedzi� ju� Paulwiera, ale zaj�ty by� pilnie robieniem jakich� tajemniczych sprawunk�w, kt�re starannie ukryte przyni�s� ukradkiem do domu. Mia� on zawsze sporo "kieszonkowych" pieni�dzy, tak �e z �atwo�ci� m�g� poczyni� r�ne zakupy.
Nazajutrz rano, tu� po powrocie ojca od Paulwiera, kt�remu wr�czy� um�wion� sum� pieni�dzy, ch�opiec pobieg� do kwatery Rosjanina. Nie znaj�c go dobrze l�ka� si� zwierzy� mu ze swego planu, aby czasem ca�a rzecz nie zosta�a wyjawiona ojcu przez starego. Poprosi� go tylko, aby to on w�a�nie m�g� odwie�� Ajaxa do Duvru. Wyt�umaczy� mu, �e to oszcz�dzi�oby m�cz�cej dla niego podr�y, przysparzaj�c mu nieco pieni�dzy, chcia� bowiem sowicie wynagrodzi� w�a�ciciela ma�py.
- Widzi pan - ci�gn�� dalej - nie ma obawy wykrycia mojego planu, mam przecie� wyjecha� dzi� po po�udniu do szko�y. Tymczasem, gdy mnie rodzice odwioz� na dworzec i wr�c� do domu umie�ciwszy mnie w poci�gu, ja wyskocz� z wagonu po ich odej�ciu i przybiegn� tutaj. B�d� m�g� odwie�� Akuta do Duvru i przyjad� do szko�y z jednym dniem op�nienia. Nikomu przez to krzywda nie stanie, a ja si� przez ten ca�y dzie� Akutem naciesz�, zanim go na zawsze utrac�.
Projekt ten zgadza� si� z projektem Paulwiera, gdyby jednak zna� prawdziwe zamiary Jacka, by�by niew�tpliwie popiera� plan ch�opca, rezygnuj�c z morderstwa Paulwier nie m�g� jednak przewidzie� przysz�o�ci.
Nazajutrz po po�udniu lord i lady Greystoke, umie�ciwszy synka w przedziale I-szej klasy i u�ciskawszy go serdecznie, powr�cili do domu uspokojeni, �e malec za kilka godzin znajdzie si� w szkole. Zaledwie si� z nim rozstali, Jack wyskoczy� z poci�gu i - zabrawszy walizki - wsiad� do doro�ki, kt�ra zawioz�a go do mieszkania Paulwiera.
By�o ju� szaro, gdy si� tam zjawi�. Paulwier oczekiwa� go, chodz�c nerwowymi krokami po izdebce. Ma�pa by�a przywi�zana mocnym sznurem do ��ka. Jack po raz pierwszy zobaczy� sp�tane zwierz�. Spojrza� pytaj�co na Paulwiera. Ten obja�ni� go mrukliwie, �e zwierz� odgad�o, i� ma by� odes�ane i �e chcia� si� zabezpieczy� przed jego mo�liw� ucieczk�.
Paulwier trzyma� w r�ku d�ugi, r�wnie gruby sznur, u kt�rego ko�ca zwiesza�a si� wielka p�tla, bawi� si� ni� przechadzaj�c si� po pokoju. Jego ospowate rysy kurczy�y si� pod wp�ywem jakiego� wysi�ku, mamrota� co� do siebie cicho. Ch�opiec nigdy go takim nie widzia�, zaniepokoi�o go to troch�. Wreszcie Paulwier zatrzyma� si� na przeciwleg�ym kra�cu pokoju, daleko od ma�py.
- Chod� no tu - rzek� do ch�opca - poka�� ci, jak masz wi�za� ma�p�, gdyby ci si� przypadkiem zbuntowa�a w drodze.
Ch�opak roze�mia� si�.
- Nie b�dzie to wcale potrzebne - odpar� - Ajax b�dzie mnie we wszystkim s�ucha�.
Stary tupn�� gniewnie nog�. - Chod� tu, kiedy ci m�wi� - powt�rzy�. - Je�eli nie b�dziesz mnie s�ucha�, nie pojedziesz z ma�p� do Duvru, bo nie b�d� si� stara� ci dopom�c.
Ch�opiec z u�miechem na ustach podszed� do Rosjanina.
- Obr�� no si� ty�em do mnie - dyrygowa� stary - chc� ci pokaza�, w jaki spos�b mo�esz szybko zwi�za� zwierz�.
Jack pos�ucha� natychmiast, zak�adaj�c r�ce na plecach wedle wskaz�wek Paulwiera. W tej samej chwili, stary za�o�y� p�tl� na jedn� z r�k ch�opca, przewlek� sznur przez drug� r�k� i zwi�za� na par� mocnych w�z��w.
Skoro tylko ch�opiec zosta� skr�powany, zachowanie Paulwiera uleg�o zmianie. Miotaj�c przekle�stwa, j�� tarmosi� swego wi�nia, powali� go o ziemi�, kopi�c go przy tym zawzi�cie. Ma�pa przywi�zana do ��ka mrucza�a z�owrogo, szarpi�c swoje wi�zy. Ch�opak ani pisn�� - odzywa�a si� w nim dzika natura ojca, kt�rego d�ugie lata w d�ungli, po �mierci mlecznej matki, wielkiej ma�py Kali, nauczy�y, �e nikt nie przybywa na pomoc zwyci�onym.
Palce Paulwiera j�y szuka� gard�a Jacka. Wykrzywi� si� strasznie, zagl�daj�c w oczy swej ofiary.
- Tw�j ojciec mnie zrujnowa� - zacharcza�. - To mu b�dzie zap�at�. B�dzie my�la�, �e ci� zamordowa�a ma�pa. Ja mu powiem, �e to zrobi�a ma�pa, gdy j� zostawi�em na par� minut sam�, �e� ty si� wkrad� do pokoju i �e ona ci� zamordowa�a. Jak tylko ci� zadusz�, rzuc� twoje cia�o na ��ko, a je�eli sprowadz� twego ojca, zobaczy on ma�p� siedz�c� na nim - tu okropny starzec zani�s� si� od z�owrogiego �miechu. Jego palce zacisn�y si� na gardle ch�opca.
W g��bi izdebki pomruki rozw�cieczonego zwierz�cia odbija�y si� g�uchym echem o �ciany. Ch�opiec zblad�, ale nie by�o �ladu strachu na jego twarzy, wszak�e by� synem Tarzana! Palce starca zacie�nia�y si� na jego szyi, oddycha� z trudem, sapi�c ci�ko. Ma�pa nag�ym ruchem wyskoczy�a na ca�� d�ugo�� sznura i owin�wszy go sobie na r�kach, ca�ym ci�arem rzuci�a si� w ty�: pot�ne jej musku�y wypr�y�y si� w tym wysi�ku. Wtem da� si� s�ysze� nag�y trzask, sznur nie rozerwa� si�, ale cala po�owa drewnianego ��ka, do kt�rego by� przywi�zany, oderwa�a si� z hukiem, uwalniaj�c Akuta.
Paulwier obejrza� si� na ten odg�os, twarz mu zbiela�a z przera�enia. Zwierz� jednym susem rzuci�o si� na niego. Stary j�� gwa�townie krzycze�, ma�pa za� oderwa�a go od ch�opca, potworne palce uj�y go, ��te k�y rozwar�y si� tu� nad jego gard�em. Stary daremnie pr�bowa� stawi� op�r, skoro za� k�y owe zatopi�y si� w jego szyi, n�dzna dusza Aleksego Paulwiera dosta�a si� w posiadanie demon�w czyhaj�cych na ni� od dawna.
Ch�opiec podni�s� si� z ziemi przy pomocy Akuta, kt�ry przez dwie godziny, wed�ug wskaz�wek przyjaciela, pracowa� nad rozwi�zaniem wi�z�w na jego r�kach. Wreszcie uda�o mu si� je rozlu�ni� i ch�opiec odzyska� swobod� ruch�w. W�wczas Jack odci�� sznur, zwieszaj�cy si� jeszcze z bioder ma�py, otw