2036

Szczegóły
Tytuł 2036
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2036 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2036 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2036 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lewis Carroll Po drugiej stronie Lustra prze�o�y� Robert Stiller Wydawnictwo "Alfa" Warszawa 1986 Po drugiej stronie Lustra i co tam Alicja zobaczy�a Dziecko bez jednej na czole chmurki, Z oczyma, w kt�rych dziwota! Czas wprawdzie z g�rki mknie na pazurki I dzieli nas p� �ywota, Lecz twarz ci u�miech mi�o�ci rozja�ni, Gdy mi�o�� wr�czy ci dar tej ba�ni. S�onecznej twojej nie znam twarzy Ni srebrzystego �miechu, Wspomnie� mnie ju� ci si� nie zdarzy W m�odzie�czych lat po�piechu: Wystarczy mi, �e teraz w�a�nie Trwasz, zas�uchana w moje ba�nie. Opowie��, w inny zacz�t� dzionek, W letniego s�o�ca spiece, D�wi�cz�c� w takt, jak do wt�ru dzwonek, Wios�om pluszcz�cym po rzece: Ich echa brzmi� mi coraz ogromniej, Cho� zawi�� lat wci�� m�wi: "Zapomnij." Pos�uchaj�e wi�c, nim g�os okrutny I gorzk� wie�ci� nabrzmia�y Ka�e, by ho�e panny sz�y w �o�e, Kt�rego bardzo nie chcia�y! My te�, jak starsze dzieci, kochanie, Boczymy si�, gdy snu pora nastanie. Na dworze mr�z, �nieg i zawierucha Pos�pne czyni� z�oczy�stwa, A tu z kominka rumiany �ar bucha W szcz�liwym gniazdku dzieci�stwa. Nie dbasz, gdy magia s��w ci� zachwyca, Co tam wyprawia �lepi�ca �nie�yca. A cho� w opowie�� mo�e si� wplata Westchnienia resztka nik�a Za tym, �e przesz�y "szcz�liwe dni lata" I �wietno�� lata ju� znik�a: Z�owr�bne tchnienie �adne nie dra�nie Rado�ci, jak� nam daj� te ba�nie. Od Autora Poniewa� problem szachowy, podany na nast�pnej stronie, zbija� z tropu niekt�rych czytelnik�w, mo�e nie od rzeczy b�dzie wyja�ni�, �e co si� tyczy ruch�w, jest on poprawnie skonstruowany. W kolejno�ci posuni�� Czerwonych i Bia�ych porz�dku nie przestrzega si� mo�e zbyt �ci�le, a rokowania z udzia�em trzech Kr�lowych to nie tyle staro�wiecka roszada, ile zwyk�e nawi�zanie do wie� pa�acu, w kt�rym si� znalaz�y: natomiast szach Bia�emu Kr�lowi w 6 posuni�ciu, bicie Czerwonego Rycerza w 7 oraz szach i mat Czerwonemu Kr�lowi �ci�le zgadzaj� si� z prawid�ami tej gry, co stwierdzi ka�dy, kto nie po�a�uje fatygi, aby ustawi� bierki i rozegra� j� wed�ug opisu. Bia�y Pionek (Alicja) zaczyna i wygrywa w 11 posuni�ciach. 1. Alicja spotyka CH 2. Alicja przez d3 (poci�giem) na d4 (Tirli Bom i Tirli Bim) 3. Alicja spotyka BH (z szalem) 4. Alicja d5 (sklep, rzeka, sklep) 5. Alicja d6 (Hojdy Bojdy) 6. Alicja d7 (las) 7. BS bije CS 8. Alicja d8H (koronacja) 9. Alicja staje si� Kr�low� 10. Alicja rokuje (uczta) 11. Alicja bije CH i wygrywa 1. CH h5 2. BH c4 (po szal) 3. BH c5 (zamienia si� w owc�) 4. BH f8 (k�adzie jajko na p�ce) 5. BH c8 (ucieka przed CS) 6. CG e7+ (szach) 7. BS f5 8. CH c8+ (egzamin) 9. Kr�lowa podejmuje rokowania 10. BH a6 (zupa) Rozdzia� I Dom odbity w Lustrze Jedno by�o pewne: �e bia�y kociak nie mia� z tym nic wsp�lnego, wszystkiego narobi�o czarne koci�tko. Bo stara kocica ju� od kwadransa my�a bia�emu kociakowi pyszczek (co on w ko�cu nienajgorzej znosi�): wi�c rozumiecie, �e nie m�g� przy�o�y� r�ki do tej psoty. Dina my�a swym dzieciom buzi� w nast�puj�cy spos�b: najpierw jedn� �ap� bra�a biedactwo za ucho i przyciska�a do ziemi, a potem drug� �ap� wyciera�a mu ca�y pysk, pod w�os, poczynaj�c od nosa: i w�a�nie trudzi�a si�, jak ju� powiedzia�em, nad bia�ym koci�tkiem, kt�re le�a�o ca�kiem spokojnie i usi�owa�o mrucze� - z pewno�ci� uwa�aj�c, �e to dla jego dobra. Natomiast czarnego kotka za�atwiono tego popo�udnia ju� wcze�niej, wi�c - podczas gdy Alicja siedzia�a skulona w rogu starego fotela, p� rozmawiaj�c sama ze sob�, a p� drzemi�c - kotek rozbaraszkowa� si� na ca�ego z k��bkiem we�ny, kt�r� Alicja pr�bowa�a namota�, i turla� go tam i z powrotem tak d�ugo, a� wszystko si� znowu porozwija�o: i le�a�o teraz na dywaniku przed kominkiem, ca�e popl�tane i w sup�ach, a kociak szala� w samym �rodku, goni�c sw�j w�asny ogon. "Och, ty niedobry, ty paskudny! - wykrzykn�a Alicja, chwytaj�c kotka i daj�c mu ca�uska, by zrozumia�, �e jest w nie�asce. - S�owo daj�, Dina powinna ci� lepiej wychowywa�! A ty dobrze o tym wiesz, Dino, nie udawaj!" doda�a najsurowszym g�osem, na jaki si� mog�a zdoby�, spogl�daj�c z wyrzutem na star� kotk� - po czym wdrapa�a si� z powrotem na fotel, bior�c ze sob� kociaka i we�n�, i wzi�a si� znowu do jej zwijania. Ale nie sz�o jej to zbyt szybko, bo wci�� gada�a, jak nie do koci�tka, to sama do siebie. Koci� siedzia�o skromniutko na jej kolanach, udaj�c, �e przygl�da si� jej post�pom w nawijaniu, wysuwaj�c od czasu do czasu �apk� i �agodnie dotykaj�c k��bka, jakby chcia�o jej pom�c. "Czy wiesz, co jutro mamy za dzie�, Kiciusiu? - przem�wi�a Alicja. - Gdyby� tak wlaz� na okno, jak ja, to by� wiedzia� - ale Dina my�a ci�, wi�c nie mog�e�. Przygl�da�am si�, jak ch�opcy znosz� patyki na ognisko... a potrzeba ich ca�e mn�stwo, Kiciusiu! Tylko zrobi�o si� tak zimno i spad� taki �nieg, �e musieli przerwa�. To nic, Kiciusiu, jutro p�jdziemy zobaczy� to ognisko." Tu Alicja okr�ci�a kilka razy we�n� szyj� koci�tka, ot tak, �eby zobaczy�, jak to b�dzie wygl�da�: i wynik�a z tego szamotanina, w kt�rej k��bek stoczy� si� na pod�og� i ca�e jardy prz�dzy znowu si� odwin�y. "Wiesz, Kiciusiu, by�am taka w�ciek�a - podj�a Alicja, gdy zn�w usadowi�y si� wygodnie - kiedy zobaczy�am, co napsoci�e�, �e o ma�o nie otworzy�am okna, �eby ci� wyrzuci� na �nieg! Zas�u�y�e� sobie na to, ty kochany, ma�y psotniku! Co masz na swoje usprawiedliwienie? Tylko mi nie przerywaj! - ci�gn�a, podnosz�c palec. - Wylicz� ci wszystkie twoje przewinienia. Po pierwsze: dwa razy pisn��e�, kiedy dzi� rano Dina my�a ci twarz. Nie pr�buj zaprzecza�, Kiciu: sama s�ysza�am! Co m�wisz? (udaj�c, �e koci�tko co� do niej m�wi) �e wsadzi�a ci �ap� do oka? No c�, sam sobie jeste� winien, bo nie zamkn��e� oczu... gdyby� je mocno zamkn��, to by si� nie zdarzy�o. A teraz si� nie wykr�caj, tylko s�uchaj! Po drugie: jak postawi�am przed �nie�yczk� spodeczek mleka, to j� odci�gn��e� za ogon! Co? chcia�o ci si� pi�! naprawd�? A sk�d wiesz, �e jej si� nie chcia�o? Teraz po trzecie: kiedy ja si� nie patrzy�am, rozwin��e� mi calutk� we�n�! To ju� trzy przewinienia, Kotku, i za �adne ci� jeszcze nie ukara�am. Wiedz, �e zbieram wszystkie kary, jakie ci si� nale��, i odk�adam je do nast�pnej �rody... A gdyby tak zbierali moje kary? - teraz ju� m�wi�a bardziej do siebie ni� do kotka. - Co zrobiliby ze mn� na koniec roku? Chyba posz�abym ju� do wi�zienia. Albo... zaraz... przypu��my, �e za ka�d� kar� mia�abym nie dosta� obiadu: to jakby ju� ten nieszcz�sny dzie� przyszed�, musia�abym nie dosta� pi��dziesi�ciu obiad�w na raz No, mo�e to i lepiej... a� tylu! Ju� wola�abym ich nie dosta�, ni� tyle zje��! S�yszysz, jak po szybach sypie �niegiem, Kiciusiu? Jaki to przyjemny i cichy szmer! Zupe�nie jakby kto� obca�owywa� okna tam od zewn�trz. Ciekawe, czy �nieg kocha drzewa i pola, �e je tak czule ca�uje? A potem je otula tak� bia�� ko�derk� i pewnie tak m�wi do nich: "�pijcie, kochane, a� zn�w przyjdzie lato." A jak w lecie si� obudz�, Kiciusiu, to ubieraj� si� ca�e na zielono i ta�cz� - ilekro� powieje wiatr - och, jakie to �adne ! - zawo�a�a Alicja i upu�ciwszy k��bek we�ny klasn�a w r�ce. - I tak bym chcia�a, �eby to by�a prawda! Lasy naprawd� maj� bardzo senny wygl�d w jesieni, kiedy li�cie ich br�zowiej�. Kiciu, czy umiesz gra� w szachy? No, czego si� u�miechasz, kochanie, ja m�wi� powa�nie! Bo jak dopiero co grali�my, ty si� tak przygl�da�a�, jakby wszystko by�o dla ciebie jasne: a jak powiedzia�am "Szach!" to ty, Kiciu, zacz�a� mrucze�. Owszem, to by� niez�y szach, Kiciusiu, i naprawd� mog�abym wygra�, gdyby nie ten paskudny Rycerz, ten skoczek, co tak wkr�ci� si� pomi�dzy moje figury. Wiesz, Kiciu? udawajmy, �e - " I gdybym tu m�g� opowiedzie� wam chocia� po�ow� tego, co Alicja wygadywa�a, zaczynaj�c od swego ulubionego powiedzonka: "Udawajmy, �e -" Cho�by i poprzedniego dnia d�ugo si� wyk��ca�y z siostr�, a wszystko dlatego, �e Alicja zacz�a: "Udawajmy, �e jeste�my kr�lowie i kr�lowe!" a jej siostra, z natury bardzo dok�adna, sprzeciwi�a si�, �e to niemo�liwe, bo ich jest tylko dwie, i wreszcie Alicja musia�a ust�pi�: "No dobrze, to ty b�d� jedn� z nich, a ja b�d� pozosta�ymi." Albo raz naprawd� przestraszy�a swoj� star� niani�, krzykn�wszy jej nagle do ucha: "Nianiu! udawajmy, �e ja jestem wyg�odzona hiena, a ty ko��!" Ale to nas odci�gn�o nieco od tego, co Alicja m�wi�a do koci�tka. "Udawajmy, �e jeste� Czerwon� Kr�low�, Kiciu! Wiesz, my�l�, �e jakby� usiad�a i za�o�y�a r�ce, to wygl�da�aby� ca�kiem jak ona. Spr�buj, bardzo ci� prosz�!" I wzi�wszy Czerwon� Kr�low� ze sto�u Alicja postawi�a j� przed koci�tkiem, jako wz�r do na�ladowania: jednak niezbyt si� to udawa�o, jak stwierdzi�a Alicja, g��wnie dlatego, �e kociak nie chcia� nale�ycie za�o�y� r�k. Wi�c aby go ukara�, podnios�a go do Lustra, �eby koci�tko zobaczy�o, jaki ma naburmuszony wygl�d: "i je�eli zaraz mi nie b�dziesz grzeczna - zapowiedzia�a - to wsadz� ci� tam do Lustrzanego Domu! i co na to powiesz? Wi�c je�eli raczysz pos�ucha�, Kiciu, zamiast tyle gada�, to powiem ci, co ja s�dz� o Lustrzanym Domu. Ot� po pierwsze, tam jest pok�j, kt�ry wida� za szk�em: taki sam jak nasz salon, tylko �e wszystko w nim jest na odwr�t. Widz� go w ca�o�ci, kiedy wejd� na krzes�o - opr�cz tego kawa�ka tu� za kominkiem. Och! jak ja bym chcia�a tam zajrze�! Tak bym si� chcia�a dowiedzie�, czy oni te� pal� w zimie ogie� w kominku: bo wiesz, nigdy nie ma tej pewno�ci, chyba �e u nas dymi, wtedy i tam r�wnie� dymi... ale to mo�e by� na niby, tylko �eby wygl�da�o, �e u nich si� pali. No, a poza tym ksi��ki s� podobne do naszych, tylko s�owa w nich s� na odwr�t: to wiem, bo podnios�am jedn� z naszych ksi��ek do Lustra i tam te� podnie�li. Chcia�by� mieszka� w Lustrzanym Domu, Kiciusiu? Ciekawe, czy te� dosta�by� mleka? Mo�e to lustrzane mleko si� nie nadaje do picia... ale wiesz, och! Kiciu! teraz mamy korytarz. Mo�na dojrze� w tym Lustrzanym Domu skraweczek... malutki... korytarza, je�li drzwi do salonu zostawi si� otwarte na o�cie�: i jest prawie taki jak nasz korytarz, to co wida�, tylko �e wiesz: dalej mo�e by� ca�kiem inny. Och, Kiciu, �eby si� tak przedosta� do Lustrzanego Domu! Tam na pewno s� takie pi�kne rzeczy, ach! udawajmy, Kiciu, �e mo�na si� tam jako� przedosta�. Udawajmy, �e szk�o robi si� wiotkie, jak mu�lin, tak �e mo�na si� przedosta�. Co to? ale� ono, s�owo daj�, naprawd� zmienia si� w taki rodzaj mgie�ki! Teraz �atwo si� b�dzie przedosta� - "M�wi�c to znajdowa�a si� na gzymsie kominka, cho� nie mia�a poj�cia, sk�d si� tam wzi�a. I rzeczywi�cie szk�o zaczyna�o si� rozp�ywa�, niby jasna, srebrzysta mgie�ka. W nast�pnej chwili Alicja by�a ju� po drugiej stronie szk�a i lekko zeskoczy�a do Lustrzanego Pokoju. Przede wszystkim spojrza�a, czy ogie� pali si� na kominku, i z przyjemno�ci� stwierdzi�a, �e si� pali! najprawdziwszy i buzuj�cy r�wnie jasno jak ten, kt�ry zostawi�a po tamtej stronie. "Wi�c b�dzie mi tu r�wnie cieplutko jak w tym starym salonie - pomy�la�a Alicja - a nawet cieplej, bo tu nie ma kto mnie strofowa�, �ebym si� trzyma�a dalej od ognia. Ach, to b�dzie uciecha, jak mnie tu zobacz� przez szk�o i nie b�d� mogli si� do mnie dosta�!" Potem zacz�a si� rozgl�da� i spostrzeg�a, �e to, co by�o wida� z tamtego pokoju, jest ca�kiem zwyczajne i nieciekawe, za to wszystko inne r�ni�o si� najbardziej, jak tylko mo�na! Na przyk�ad obrazy na �cianie przy kominku wszystkie by�y jak gdyby �ywe i nawet zegar na gzymsie (wiecie, �e w Lustrze mo�na go zobaczy� tylko od ty�u) mia� twarz ma�ego staruszka i wyszczerza� si� do niej w u�miechu. "W tym pokoju nie ma takiego porz�dku, jak w tamtym!" pomy�la�a sobie Alicja, widz�c kilka bierek szachowych w palenisku, mi�dzy bry�kami �u�lu - ale w nast�pnej chwili, wydawszy ciche "Och!" ze zdumienia, ju� na d�oniach i kolanach przypatrywa�a im si� z bliska. Figurki przechadza�y si� parami! "To Czerwony Kr�l i Czerwona Kr�lowa - rzek�a Alicja (szeptem, poniewa� ba�a si� je sp�oszy�) - a tam Bia�y Kr�l i Bia�a Kr�lowa siedz� na brzegu szufelki... a tu dwie Wie�e przechadzaj� si�, rami� w rami�... Chyba mnie nie s�ysz� - ci�gn�a, bli�ej ku nim nachylaj�c g�ow� - i prawie na pewno nie widz� mnie. Czuj� si� jakby niewidzialna -" Tu co� raptem zacz�o piszcze� na stole za Alicj�, wi�c odwr�ci�a g�ow�, w sam� por�, �eby dostrzec, jak jeden z Bia�ych Pionk�w przewraca si� i zaczyna wierzga�: przygl�da�a mu si� z du�� ciekawo�ci�, co z tego wyniknie? "To g�os mego dziecka! - krzykn�a Bia�a Kr�lowa i pu�ci�a si� biegiem, tak gwa�townie potr�ciwszy Kr�la, �e a� przewr�ci�a go w popi�. - Moja najdro�sza Lili! Moje cesarskie koci�tko!" i zacz�a jak szalona wspina� si� po kracie kominka. "Cesarskie knoci�tko!" burkn�� Kr�l, rozcieraj�c sobie st�uczony w upadku nos. Mia� prawo by� troch� z�y na Kr�low�, wytarzany w popiele od st�p do g��w. Alicja bardzo chcia�a si� im przys�u�y�, a �e biedna Lili rozrycza�a si� niemal do spazm�w, wi�c z�apa�a Kr�low� i postawi�a j� na stole obok rozwrzeszczanej c�reczki. Kr�lowa a� si� zach�ysn�a i siad�a: od nag�ej podr�y w powietrzu dech jej zapar�o i przez par� minut by�a do niczego niezdolna poza tym, �e w milczeniu ho�ubi�a sw� Lili. Gdy troch� odzyska�a oddech, krzykn�a do Bia�ego Kr�la, kt�ry nad�sany siedzia� w popiele: "Uwa�aj na wulkan!" "Co za wulkan?" zapyta� Kr�l, z niepokojem zerkaj�c w ogie�, jak gdyby s�dzi�, �e najpr�dzej tam m�g�by go znale��. "Wy-sa-dzi�-mnie!" wysapa�a Kr�lowa, ci�gle jeszcze troch� bez tchu. "Jak b�dziesz tu w�azi�- uwa�aj - �eby zwyczajn� drog� - i - nie daj mu si� - wysadzi�!" Alicja przygl�da�a si�, jak Bia�y Kr�l mozolnie gramoli si� po kracie, z pr�ta na pr�t, wreszcie powiedzia�a: "Ale� to b�dzie trwa�o godzinami, zanim wleziesz na st�, przy tej szybko�ci. Mo�e bym ci jednak pomog�a?" ale Kr�l nie zwr�ci� uwagi na jej pytanie: by�o ca�kiem oczywiste, �e nie s�yszy jej i nie widzi. Wi�c Alicja go bardzo delikatnie uj�a w palce i przenios�a, du�o wolniej, ni� przedtem Kr�low�, �eby mu tchu nie odebra�o; ale zanim go umie�ci�a na stole, pomy�la�a, �e warto go troch� odkurzy�, taki by� upaprany w popiele. Opowiada�a p�niej, �e w �yciu nie widzia�a takiej miny, jak� zrobi� Kr�l, czuj�c, �e go niewidzialna d�o� unosi w powietrze i otrzepuje: by� o wiele zanadto zdumiony, a�eby krzycze�, tylko oczy i usta robi�y mu si� coraz wi�ksze i wi�ksze, coraz bardziej okr�g�e, a� jej r�ka si� zacz�a tak trz��� ze �miechu, �e omal nie upu�ci�a go na pod�og�. "Och, b�agam ci�, nie r�b takich min! - zawo�a�a, najzupe�niej zapominaj�c, �e Kr�l jej nie s�yszy. - Roz�mieszasz mnie tak, �e nie mog� ci� utrzyma�! I nie rozdziawiaj tak ust! Ca�y popi� ci do nich powpada... no, ju� chyba jeste� czysty!" doda�a i przyg�adziwszy mu w�osy, postawi�a go na stole ko�o Kr�lowej. Kr�l natychmiast upad� na wznak i le�a� tak ca�kiem bez ruchu, a� Alicja zl�k�a si� troch�, co zrobi�a, i obesz�a ca�y pok�j w poszukiwaniu wody, �eby go obla�. Ale znalaz�a tylko butelk� atramentu i kiedy wr�ci�a z nim, okaza�o si�, �e Kr�l ju� odzyska� przytomno�� i w�a�nie rozmawiaj� trwo�nym szeptem z Kr�low�, tak cicho, �e Alicja ich prawie nie rozumia�a. Kr�l m�wi�: "Kochana, zapewniam ci�, �e zdr�twia�em a� po czubki w�s�w!" A na to Kr�lowa: "Przecie� ty nie masz w�s�w." "Nigdy, przenigdy - m�wi� dalej Kr�l - nie zapomn� tej strasznej chwili!" "Zapomnisz - powiedzia�a Kr�lowa - chyba �e zanotujesz." Zaciekawiona tym Alicja zobaczy�a, �e Kr�l wyjmuje z kieszeni olbrzymi notes i zaczyna pisa�. Nagle tkn�a j� my�l i z�apawszy za koniec o��wka, kt�ry stercza� mu sponad ramienia, zacz�a pisa� za niego. Biedny Kr�l, zaskoczony i nieszcz�liwy z wygl�du, nic nie m�wi�c, walczy� chwil� z o��wkiem, lecz Alicja okaza�a si� dla niego zbyt silna i wreszcie wysapa�: "Kochanie! naprawd� musz� si� postara� o cie�szy o��wek. Z tym zupe�nie sobie nie mog� poradzi�: wypisuje mi r�ne rzeczy, kt�rych w og�le nie mia�em zamiaru -" "Co za rzeczy ci wypisuje? - spyta�a Kr�lowa, zagl�daj�c mu do notesu (w kt�rym Alicja napisa�a: Bia�y Skoczek zje�d�a po pogrzebaczu. Nie mo�e utrzyma� r�wnowagi) - Ale� to wcale nie jest zapis twoich uczu�!" Na stole ko�o Alicji le�a�a ksi��ka, wi�c kiedy tak siedzia�a, obserwuj�c Bia�ego Kr�la (bo wci�� troch� si� o niego l�ka�a i trzyma�a w pogotowiu atrament, �eby go obla�, gdyby jeszcze raz zemdla�), przewraca�a sobie kartki w poszukiwaniu czego�, co by mog�a przeczyta�: "bo wszystko to w jakim� nieznanym j�zyku!" powiedzia�a do siebie. Zastanawia�a si� nad tym przez jaki� czas, a� b�ysn�a jej genialna my�l. "Przecie� to jest, oczywi�cie, Lustrzana Ksi��ka! i jak na ni� popatrz� w Lustrze, to s�owa zn�w b�d� takie, jak trzeba." I odczyta�a nast�puj�cy wiersz: �abro�aki By� czas mruszt�awy, �libkie skr�twy Na wa�zach wiercz�c �wiryp�y, A mizg�e do cna borogl�twy I zdomne �wiszczury zgrzyp�y. "M�j synu, �abro�aka si� strze�, Co szponem drze, w paszcz chapa! I dziubdziuba si� b�j! Zgro�liwego te� Unikaj Bandroch�apa!" Sw�j miecz �ar�acki j�wszy w d�o�, Na wra�ych �miard�k�w �arty, Szed� w noc, trwa� w dzie� o pampamu pie� Wychliwych my�lach wsparty. A w my�lach onych trwi�c, czuj duch! �abro�ak z p�ogniem w oku �wisz�ap! i brnie przez to�szczy pnie I grzbyka na� w pokroku. Raz, dwa! Raz, dwa! R�b, klingo z�a, �ar�acka, opak zbrodom! Na �mier� go w ziem! I zr�b�, i z �bem Pogalopyszni� do dom. "Ty� �abro�aka zr�b�? P�jd�, p�jd�, Promie�cze, w me obj�cia! O, �wi�kny dniu! Wycz hej! Wycz hu! Krztuchotal do dzieci�cia. By� czas mruszt�awy, �libkie skr�twy Na wa�zach wiercz�c �wiryp�y, A mizg�e do cna borogl�twy I zdomne �wiszczury zgrzyp�y. "Wydaje si� to bardzo �adne - powiedzia�a, sko�czywszy - tylko �e do�� trudne do zrozumienia!" (Jak widzicie, nie mia�a ochoty si� przyzna�, nawet sama przed sob�, �e w og�le nic z tego nie rozumie.) "Jakby nasuwa�o mi to jakie� my�li... tylko nie wiem dok�adnie, jakie! W ka�dym razie �e kto� zabi� co�: przynajmniej to jest oczywiste - Ale... ojej! - pomy�la�a Alicja, zrywaj�c si� nagle - je�eli si� nie po�piesz�, b�d� musia�a wraca� przez Lustro, zanim zd��� zobaczy�, jak wygl�da reszta tego domu! Przede wszystkim popatrzmy na ogr�d!" W jednej chwili wypad�a z pokoju i zbieg�a po schodach - a przynajmniej - nie by� to mo�e bieg, ale jaki� nowy wynalazek, jak pr�dko i �atwo znale�� si� po schodach na dole, powiedzia�a sobie Alicja. Po prostu czubkami palc�w dotyka�a por�czy i mi�kko sp�ywa�a w d�, stopami w og�le nie dotykaj�c stopni: p�niej przep�yn�a tak samo przedpok�j i w ten sam spos�b znalaz�aby si� za drzwiami, gdyby si� nie chwyci�a framugi. Troch� si� jej w g�owie zakr�ci�o od tego unoszenia si� w powietrzu i z przyjemno�ci� stwierdzi�a, �e zn�w idzie sobie w zwyczajny spos�b. Rozdzia� II Ogr�d �ywych kwiat�w "Du�o lepiej zobaczy�abym ten ogr�d - powiedzia�a sobie Alicja - z tamtego pag�rka: a oto �cie�ka, kt�ra wiedzie pro�ciutko na jego szczyt... a przynajmniej... nie, wcale tam nie prowadzi - (kiedy usz�a ni� kilka jard�w i ju� zd��y�a wzi�� szereg ostrych zakr�t�w) - ale w ko�cu chyba doprowadzi! Ale� ona niesamowicie si� kr�ci. Po prostu korkoci�g, a nie �cie�ka! No, ten zakr�t chyba ju� nas wyprowadzi na pag�rek... nie, wcale nie! Zawraca w kierunku domu! Dobrze, wobec tego spr�buj� w przeciwn� stron�." I spr�bowa�a: to pod g�rk�, to z g�rki, bior�c jeden zakr�t po drugim i wci��, kt�r�dy by nie posz�a, wychodz�c na dom. A raz na niego dos�ownie wpad�a, wzi�wszy zakr�t szybciej ni� zwykle, tak �e ju� si� nie mog�a zatrzyma�. "Szkoda gada� - o�wiadczy�a Alicja, podnosz�c oczy na dom i udaj�c, �e on jej robi wym�wki. - Jeszcze nie wchodz� i koniec! Wiem, �e wtedy musia�abym przej�� z powrotem przez Lustro - do tamtego salonu - i to by�by koniec moich przyg�d!" Po czym stanowczo odwr�ci�a si� do niego plecami i zn�w ruszy�a przed siebie �cie�k�, zdecydowana i�� prosto, a� dojdzie do pag�rka. Przez kilka minut wszystko sz�o, jak nale�y, i ju� m�wi�a sobie: "No, tym razem nareszcie -" kiedy nagle �cie�ka zn�w zawin�a i wzdrygn�a si� (tak ona to p�niej opisywa�a), i w nast�pnej chwili okaza�o si�, �e Alicja maszeruje wprost w same drzwi. "Nie, tego ju� za wiele! - krzykn�a. - W �yciu nie widzia�am, �eby jaki� dom tak w�azi� pod nogi! Ani razu!" A pag�rek widnia� przed ni� w ca�ej okaza�o�ci, wi�c nie mia�a innego wyj�cia ni� zacz�� jeszcze raz, od pocz�tku. Tym razem wysz�a na ogromny klomb, otoczony rabatk� ze stokrotek, z rosn�c� po�rodku wierzb�. "O, Lilio Tygrysia! - rzek�a Alicja, zwracaj�c si� do jednej z nich, wdzi�cznie ko�ysz�cej si� na wietrze. - Gdyby tak kwiaty umia�y m�wi�!" "Umiemy - odrzek�a Lilia Tygrysia - je�eli trafi si� kto�, z kim warto gada�." Alicj� tak to zaskoczy�o, �e na chwil� j� zamurowa�o: dos�ownie jej tchu zabrak�o. Wreszcie, gdy Tygrysia Lilia tylko si� dalej ko�ysa�a, o�mieli�a si� zn�w odezwa�, l�kliwie, niemal�e szeptem: "A czy wszystkie kwiaty umiej� m�wi�?" "Nie gorzej ni� ty - odpowiedzia�a Lilia Tygrysia. - Tylko o wiele g�o�niej." "Przecie� nie wypada, �eby�my si� odzywa�y pierwsze - odezwa�a si� R�a - i naprawd� ju� si� zastanawia�am, kiedy ty si� odezwiesz! Powiedzia�am sobie: "Troszk� rozumu jak gdyby wida� w jej twarzy, cho� za bystra na pewno nie jest." Ale przynajmniej kolor masz odpowiedni, a to ju� du�o." "Co tam kolor - zauwa�y�a Lilia Tygrysia. - Jakby p�atki mia�a troch� mocniej wywini�te, to ju� by usz�o." Alicja nie lubi�a, �eby j� krytykowa�, wi�c zacz�a je wypytywa�. "Czy nie boicie si� czasami tak tu rosn��, kiedy nikt o was nie dba?" "Po�rodku stoi drzewo - odpowiedzia�a R�a - a do czeg� ono si� poza tym nadaje?" "A c� ono mo�e zrobi�, gdyby co� zagra�a�o?" spyta�a Alicja. "Mo�e na przyk�ad wierzbn�� - albo �wierzbn�� - w og�le uje��!" odrzek�a R�a. "Tak, mo�e ujada�! - zawo�a�a kt�ra� ze Stokrotek. - I miaucze�! Bo ma na ga��ziach tak zwane kotki!" "Nie wiedzia�a� o tym?" wykrzykn�a inna Stokrotka. I zacz�y si� wszystkie na raz przekrzykiwa�, a� w powietrzu zrobi�o si� g�sto od ich przenikliwych g�osik�w. "Cisza, wy, jedna z drug�!" rykn�a Lilia Tygrysia, zako�ysawszy si� w podnieceniu na boki. "One wiedz�, �e ja nie mog� si� do nich dosta�! - rzek�a zdyszana, chyl�c rozdygotan� g�ow� ku Alicji - inaczej by si� nie odwa�y�y!" "Nie przejmuj si�," powiedzia�a uspokajaj�co Alicja i nachyliwszy si� do Stokrotek, kt�re w�a�nie zn�w zaczyna�y, szepn�a: "Buzie na k��dk�, albo was pozrywam!" Z miejsca zapanowa�a cisza, a kilka r�owych Stokrotek a� zbiela�o. "W porz�dku! - powiedzia�a Lilia Tygrysia. - Stokrotki s� najgorsze. Jak tylko si� co� m�wi, to one zaczynaj� wszystkie na raz: i mo�na zwi�dn��, jak s�yszy si� ten ich jazgot." "Jak to si� dzieje, �e wszystkie tak �adnie m�wicie? - zapyta�a Alicja, w nadziei, �e pochwa�a wprawi j� w lepszy nastr�j. - Bywa�am ju� w wielu ogrodach, ale �aden kwiat nie umia� m�wi�." "Przy�� d�o� do ziemi - powiedzia�a Tygrysia Lilia - to si� dowiesz." Alicja uczyni�a to. "Jest bardzo twarda - stwierdzi�a - ale nie wiem, co to ma do rzeczy?" "W ogrodach - wyja�ni�a Tygrysia Lilia - grz�dki si� na og� za bardzo spulchnia, jak poduszki, no i kwiaty przewa�nie �pi�." Brzmia�o to do�� przekonuj�co, wi�c Alicja ucieszy�a si�, �e nareszcie wie. "Nigdy o tym nie pomy�la�am!" rzek�a. "Bo wed�ug mnie ty w og�le o niczym nie my�lisz!" oznajmi�a do�� surowo R�a. "Nie widzia�em jeszcze, �eby kto� wygl�da� na g�upszego," odezwa� si� jaki� Fio�ek, tak nagle, �e Alicja wzdrygn�a si�, bo przedtem si� wcale nie odzywa�. "Ty te� zamknij buzi�! - krzykn�a Lilia Tygrysia. - Czy ty w og�le kogo� widzia�e�? Trzymasz g�ow� ca�y czas pod li��mi i nic, tylko chrapiesz, i akurat tyle wiesz o �wiecie, jakby� jeszcze by� w p�czku." "Czy opr�cz mnie s� w tym ogrodzie jacy� ludzie?" spyta�a Alicja, postanawiaj�c, �e nie us�yszy ostatnich s��w, jakie wyrzek�a R�a. "Jest w ogrodzie jeszcze jedna ro�lina, umiej�ca si� tak porusza� jak ty - odpowiedzia�a R�a. - Zastanawiam si�, jak wy to robicie? - ("Ty nic, tylko si� zastanawiasz!" wtr�ci�a Lilia Tygrysia) - ale ona jest bardziej krzaczasta." "Podobna do mnie?" spyta�a czym pr�dzej Alicja, bo jej przelecia�o przez my�l: "Gdzie� tu w ogrodzie jest druga taka dziewczynka!" "Owszem, kszta�t ma tak samo niezgrabny jak ty - odrzek�a R�a - ale jest czerwie�sza... i p�atki ma chyba kr�tsze." "I u�o�one g�adko, jak u dalii - rzek�a Lilia Tygrysia - a nie rozrzucone, jak twoje." "Ale to nie twoja wina - doda�a �yczliwie R�a - po prostu zaczynasz wi�dn��, a wtedy ju� p�atki si� robi� nieporz�dne, nic na to nie poradzisz." Alicji wcale si� to nie spodoba�o: wi�c zapyta�a, �eby zmieni� temat: "Czy ona si� tu pokazuje?" "Nie w�tpi�, �e j� wkr�tce zobaczysz - odrzek�a R�a. - Ona jest z tego gatunku, co ma dziewi�� kolc�w." "A gdzie je ma?" spyta�a nieco zdziwiona Alicja. "No jak to, wiadomo, �e dooko�a g�owy! - odpowiedzia�a R�a. - Zastanawia�am si�, dlaczego ty ich nie masz. My�la�am, �e to u was normalne." "Idzie! - krzykn�a Ostr�ka. - S�ysz� jej kroki, �up, �up, po �wirze �cie�ki." Alicja czym pr�dzej obejrza�a si� i patrzy, a to Czerwona Kr�lowa. "Ale uros�a!" to by�o jej pierwsze spostrze�enie. Bo rzeczywi�cie: kiedy j� Alicja pierwszy raz ujrza�a w popiele, mia�a raptem trzy cale wzrostu: a teraz okaza�a si� nawet wy�sza o p� g�owy od Alicji! "To od �wie�ego powietrza - wyja�ni�a R�a. - Mamy tu cudowne powietrze." "Chyba jej wyjd� naprzeciw!" rzek�a Alicja: bo chocia� kwiaty by�y do�� interesuj�ce, s�dzi�a, �e o wiele wspanialej b�dzie porozmawia� z prawdziw� Kr�low�. "To ci si� nie uda - stwierdzi�a R�a. - Radzi�abym ci p�j�� w odwrotnym kierunku." Alicji wyda�o si� to bez sensu, wi�c nie odpowiadaj�c ruszy�a wprost ku Czerwonej Kr�lowej. Ku swemu zaskoczeniu ju� po chwili straci�a j� z oczu i okaza�o si�, �e znowu wchodzi drzwiami od frontu. Nieco zirytowana cofn�a si� i porozgl�dawszy si� wsz�dzie za Kr�low� (kt�r� wreszcie zdo�a�a wypatrzy�, w du�ej odleg�o�ci), pomy�la�a, �e tym razem spr�buje i�� w odwrotnym kierunku. Uda�o si� znakomicie. Sz�a kr�cej ni� minut� i stan�a nos w nos z Czerwon� Kr�low�, jak r�wnie� z pag�rkiem, do kt�rego tak d�ugo usi�owa�a trafi�. "Sk�d przybywasz? - zagadn�a j� Czerwona Kr�lowa. - I dok�d idziesz? Patrz mi w oczy, odpowiadaj grzecznie i nie baw si� ca�y czas palcami." Alicja zastosowa�a si� do tych polece� i wyja�ni�a, jak tylko umia�a, �e co stara si� i�� swoj� drog�, to gdzie� zab��dzi. "Nie wiem, co masz na my�li, m�wi�c o swojej drodze - odpar�a Kr�lowa - wszystkie drogi tu w okolicy s� moje: ale po co si� tu w og�le zapu�ci�a�? - doda�a ju� �agodniej. - Kiedy zastanawiasz si�, co powiedzie�, dygnij. Zyskasz troch� czasu." Alicj� to nieco zdziwi�o, ale Kr�lowa napawa�a j� takim szacunkiem, �e nie �mia�aby w�tpi�. "Wypr�buj� to, jak wr�c� do domu - pomy�la�a sobie - kiedy si� najbli�szym razem troch� sp�ni� na obiad." "Najwy�szy czas, �eby� mi odpowiedzia�a - rzek�a Kr�lowa, patrz�c na zegarek. - Jak m�wisz, otwieraj usta troszeczk� szerzej i zawsze zwracaj si� do mnie: Wasza Kr�lewska Wysoko��." "Chcia�am tylko zobaczy� ten ogr�d, Wasza Kr�lewska Wysoko�� -" "Tak jest dobrze - powiedzia�a Kr�lowa i poklepa�a j� po g�owie, co nie by�o dla Alicji przyjemne - tylko �e, skoro m�wisz: ogr�d, to ja widzia�am ogrody, przy kt�rych ten wygl�da�by jak pustynia." Alicja nie �mia�a o tym z ni� dyskutowa�, tylko m�wi�a dalej: "i pomy�la�am sobie, �e spr�buj� wej�� na ten pag�rek -" "Skoro ju� m�wisz: pag�rek - przerwa�a Kr�lowa - to ja bym ci pokaza�a pag�rki, przy kt�rych ten mog�aby� nazwa� dolin�." "Nie mog�abym - powiedzia�a Alicja, dziwi�c si� sobie, �e wreszcie o�miela si� jej sprzeciwi�. - Przecie� pag�rek nie mo�e by� dolin�. To by�by nonsens." Czerwona Kr�lowa potrz�sn�a g�ow�. "Nazywaj to sobie: nonsens, je�eli chcesz - powiedzia�a - ale ja s�ysza�am ju� takie nonsensy, przy kt�rych to by�oby sensowne jak s�ownik!" Alicja znowu dygn�a, bo zl�k�a si�, s�dz�c po tonie wypowiedzi, �e Kr�lowa jest troszk� ura�ona: i tak sz�y w milczeniu, a� znalaz�y si� na szczycie pag�rka. Przez kilka minut Alicja sta�a, nic nie m�wi�c, i rozgl�da�a si� po ca�ej okolicy: a by�a to bardzo dziwna okolica. Wiele drobnych strumyczk�w p�yn�o ca�kiem prosto z jednej strony na drug�, a mi�dzy nimi ziemia podzielona by�a na kwadraty ma�ymi, zielonymi �ywop�otkami, kt�re si�ga�y od jednego strumyczka do drugiego. "Powiedzia�abym, �e to wygl�da jak wielka szachownica! - rzek�a wreszcie Alicja. - Gdzie� tu powinny si� porusza� figurki... o! s�! - zawo�a�a z uciech� i serce jej zacz�o szybciej bi� z podniecenia, gdy m�wi�a dalej. - Tu si� gra w takie ogromne szachy... wielkie na ca�y �wiat... oczywi�cie, je�eli to jest �wiat. Ach, jaka to �wietna zabawa! Tak bym chcia�a by� jedn� z tych figur! albo i Pionkiem, �ebym tylko mog�a wzi�� udzia�... chocia� najbardziej odpowiada�oby mi, oczywi�cie, �ebym by�a Kr�low�." To m�wi�c zerkn�a nie�mia�o na prawdziw� Kr�low�, ale jej towarzyszka tylko si� mile u�miechn�a i rzek�a: "To si� da za�atwi�. Je�eli chcesz, mo�esz zosta� Bia�ym Pionkiem Kr�lowej, bo Lili jest jeszcze za m�oda: i zaczynasz od Drugiego Pola, ale jak dojdziesz do �smego, zostaniesz Kr�low�." I w tej samej chwili, nie wiadomo dlaczego, obie si� poderwa�y do biegu. Alicja nie mog�a poj�� ani wtedy, ani p�niej, gdy si� nad tym zastanawia�a, jak to si� w�a�ciwie zacz�o: tylko tyle pami�ta, �e bieg�y, trzymaj�c si� za r�ce, i Kr�lowa p�dzi�a tak szybko, �e ledwie mog�a za ni� nad��y�: a Kr�lowa i tak ci�gle wo�a�a: "Pr�dzej! Pr�dzej!" Alicja za� czu�a, �e ju� pr�dzej nie mo�e, chocia� brakowa�o jej tchu, �eby o tym powiedzie�. A co najdziwniejsze, drzewa ani te� inne otaczaj�ce je przedmioty nie rusza�y si� z miejsca: cho�by najszybciej bieg�y, nie mija�y niczego. "Czy�by wszystko si� porusza�o razem z nami?" dziwi�a si� w my�li biedna Alicja. Kr�lowa za� jakby odgad�a jej my�li, bo zawo�a�a: "Pr�dzej! Nie gadaj!" Co Alicji w og�le do g�owy nie przysz�o. Wydawa�o jej si�, �e ju� nigdy nie zdo�a z siebie wydoby� g�osu, taka by�a zdyszana! a Kr�lowa ci�gle krzycza�a: "Pr�dzej! Pr�dzej!" i wlok�a j� za sob�. "Czy to daleko jeszcze?" wydysza�a wreszcie Alicja. "Czy daleko? - powt�rzy�a Kr�lowa. - Przecie� min�y�my to dziesi�� minut temu! Pr�dzej!" I przez jaki� czas bieg�y nie odzywaj�c si�, a wiatr gwizda� Alicji w uszach i zdawa�o si�, �e omal jej w�os�w nie zerwie z g�owy. "No! No! - krzycza�a Kr�lowa. - Pr�dzej! Pr�dzej!" I p�dzi�y z tak� szybko�ci�, �e zdawa�o si�, jakby pomyka�y w powietrzu, stopami prawie nie dotykaj�c ziemi, a� nagle, gdy Alicja traci�a ju� resztk� si�, zatrzyma�y si� i stwierdzi�a, �e siedzi na ziemi, bez tchu i w g�owie jej si� kr�ci. Kr�lowa j� opar�a o drzewo i �agodnie odezwa�a si�: "Teraz mo�esz chwil� odpocz��." Alicja rozejrza�a si� zdumiona. "Jak to, przecie� my chyba ca�y czas by�y�my pod tym drzewem! Wszystko jest tak samo, jak by�o!" "Oczywi�cie! - powiedzia�a Kr�lowa. - A jak ma by�?" "No, bo w naszym kraju - rzek�a Alicja, ci�gle jeszcze troch� zadyszana - na og� by�oby si� gdzie indziej, gdyby si� bardzo d�ugo i pr�dko bieg�o, tak jak my�my bieg�y." "To jaki� powolny kraj! - rzek�a Kr�lowa. - Bo widzisz, u nas trzeba biec z ca�� szybko�ci�, na jak� ty w og�le mo�esz si� zdoby�, a�eby pozosta� w tym samym miejscu. A gdyby� si� chcia�a gdzie indziej dosta�, musisz biec przynajmniej dwa razy szybciej." "To ja wol� ju� nie pr�bowa�! - poprosi�a Alicja. - Mnie si� ca�kiem podoba tutaj... tylko si� okropnie zgrza�am i chce mi si� pi�." "Wiem, na co masz ochot�! - rzek�a dobrotliwie Kr�lowa, wyjmuj�c z kieszeni ma�e pude�ko. - Biszkopta?" Alicja pomy�la�a, �e by�oby niegrzecznie odm�wi�, chocia� wcale nie na to mia�a ochot�. Wzi�a wi�c biszkopta i zmusi�a si� do zjedzenia go, mimo �e by� strasznie wyschni�ty i zdawa�o jej si�, �e nigdy w �yciu nie by�a tak bliska ud�awienia si�. "Ty si� tu orze�wiaj - powiedzia�a Kr�lowa - a ja sobie pomierz�." I wyj�t� z kieszeni miark� krawieck� o calowej podzia�ce zacz�a wymierza� grunt, wbijaj�c tu i �wdzie ko�eczki. "Kiedy znajd� si� w odleg�o�ci dw�ch jard�w - powiedzia�a, zaznaczaj�c j� wbiciem ko�eczka - udziel� ci wskaz�wek. Mo�e jeszcze biszkopta?" "Nie, dzi�kuj� - odpar�a Alicja - jeden mi a� nadto wystarczy!" "Mam nadziej�, �e zaspokoi�a� pragnienie?" spyta�a Kr�lowa. Alicja nie wiedzia�a, co na to odpowiedzie�, ale na szcz�cie Kr�lowa nie czekaj�c na jej odpowied� podj�a: "W odleg�o�ci trzech jard�w powt�rz� je, na wypadek, gdyby� zapomnia�a. W odleg�o�ci czterech jard�w po�egnam si�. A w odleg�o�ci pi�ciu - wezm� i znikn�." W mi�dzyczasie powbija�a wszystkie ko�eczki i Alicja przygl�da�a si� z ciekawo�ci�, jak wraca do drzewa, a potem zn�w idzie z wolna wzd�u� ich rz�du. Przy ko�ku na drugim jardzie odwr�ci�a si� i powiedzia�a: "Pionek w pierwszym ruchu, jak wiesz, posuwa si� o dwa pola. Musisz wi�c przeby� jak najszybciej Trzecie Pole - najlepiej poci�giem - i ju� b�dziesz na Czwartym Polu. To pole nale�y do Tirli Boma i Tirli Bima... Pi�te sk�ada si� g��wnie z wody... Sz�ste zajmuje Hojdy Bojdy... Nie robisz jako� �adnych uwag?" "Bo... bo ja nie wiedzia�am, �e mam je robi�... w�a�nie wtedy..." wyb�ka�a Alicja. "Nale�a�o powiedzie�: To nadzwyczaj uprzejme, �e Wasza Kr�lewska Mo�� raczy mi to wszystko wyja�nia� - rzek�a Kr�lowa tonem surowej nagany. - Ale mniejsza o to, przypu��my, �e powiedzia�a�. Si�dme Pole jest poro�ni�te lasem... ale jeden z Rycerzy wska�e ci drog�... a na �smym Polu b�dziemy ju� obie Kr�lowymi: i b�dzie wielka uczta i uciecha!" Tu Alicja wsta�a, dygn�a i z powrotem usiad�a. Przy nast�pnym ko�ku zn�w odwr�ci�a si� Kr�lowa i tym razem rzek�a: "M�w po francusku, je�eli nie pami�tasz, jak co� nazywa si� po angielsku - i nie stawiaj st�p do �rodka, jak chodzisz - i pami�taj zawsze, kim jeste�!" Tym razem ju� nie czeka�a, a� Alicja dygnie, tylko szybko podesz�a do nast�pnego ko�ka, przy kt�rym odwr�ci�a si� na chwil�, m�wi�c jej: "Do widzenia!" i po�pieszy�a do ostatniego. Alicja sama nie wiedzia�a, jak to si� sta�o, ale dok�adnie w chwili, gdy podesz�a do ostatniego ko�ka, znik�a. Czy si� rozp�yn�a w powietrzu, czy tak pr�dko wbieg�a do lasu ("a biega� to ona umie!" pomy�la�a Alicja), nie spos�b by�o zgadn��, w ka�dym razie znik�a, Alicja za� przypomnia�a sobie, �e jest Pionkiem i �e ma wkr�tce wykona� ruch. Rozdzia� III Lustrzane owady Oczywi�cie najpierw trzeba by�o dokona� generalnego przegl�du okolicy, kt�r� mia�a do przebycia. "To jakby taka lekcja geografii," pomy�la�a Alicja, wspinaj�c si� na palce w nadziei, �e dalej si�gnie wzrokiem. "Najwi�ksze rzeki - brak. Najwy�sze g�ry - ja stoj� w�a�nie na najwy�szej, ale ona chyba nie ma nazwy. G��wne miasta - ale c� to za stworzenia tam zbieraj� mi�d? To nie mog� by� pszczo�y - przecie� nikt nie dojrzy pszcz� w odleg�o�ci mili -" i sta�a przez jaki� czas w milczeniu, przygl�daj�c si� jednej z nich, jak si� krz�ta mi�dzy kwiatami, wsuwaj�c w nie tr�bk�: "Ca�kiem jak zwyk�a pszczo�a!" pomy�la�a Alicja. Ale mog�o to by� wszystko, tylko nie zwyk�a pszczo�a: i rzeczywi�cie by� to s�o�, o czym Alicja wkr�tce si� mia�a przekona�, cho� na sam� my�l o tym z pocz�tku dech jej zapar�o. "Jakie� to musz� by� ogromne kwiaty! - to by�a jej nast�pna my�l. - Zupe�nie jakby kto� z chat pozdejmowa� dachy i umie�ci� je na �odygach... a ile� one musz� dawa� miodu! Chyba pobiegn� tam i - Nie, na razie jeszcze si� wstrzymam!" podj�a, zatrzymuj�c si� w p� kroku, gdy zacz�a ju� zbiega� z pag�rka, i szukaj�c jakiej� wym�wki, �e tak raptem si� zl�k�a. "To na nic, �ebym si� pomi�dzy nimi znalaz�a bez porz�dnej ga��zi do op�dzania si� - ale� to b�dzie przyjemno��, jak zapytaj� mnie, czy mi si� uda�a przechadzka? a ja odpowiem: Owszem, by�a dosy� przyjemna, tylko �e - (tu nast�pi�o ulubione potrz��ni�cie g��wk�) - by� taki kurz i upa�, i te s�onie by�y takie dokuczliwe! Mo�e lepiej zejd� z przeciwnej strony - rzek�a po chwili - a do s�oni wybior� si� p�niej. Zreszt� tak bym chcia�a ju� si� znale�� na Trzecim Polu!" Po czym, korzystaj�c z tej wym�wki, zbieg�a z pag�rka i przeskoczy�a pierwszy z sze�ciu strumyczk�w. "Poprosz� bilety!" rzek� Konduktor, wsadzaj�c g�ow� przez okno. I natychmiast wszyscy wyci�gn�li bilety: by�y one niemal tak du�e jak pasa�erowie i prawie wype�ni�y przedzia�. "No... poka� bilet, dziewczynko!" podj�� Konduktor, spogl�daj�c gniewnie na Alicj�. I ca�e mn�stwo g�os�w r�wnocze�nie zawt�rowa�o mu ("jak ch�ralny refren w piosence," pomy�la�a Alicja): "Nie ka� mu czeka�, dziewczynko! S�uchaj, jego czas kosztuje po tysi�c funt�w za minut�!" "Kiedy ja nie mam biletu - powiedzia�a trwo�nie Alicja. - Tam, sk�d jad�, wcale nie by�o kasy." I zn�w rozleg� si� ch�r g�os�w: "Tam, sk�d ona jedzie, nie by�o miejsca na kas�. Ziemia tam kosztuje po tysi�c funt�w za cal." "Nie wykr�caj si� - powiedzia� Konduktor - trzeba by�o kupi� bilet u maszynisty." I znowu ch�r g�os�w podj��: "U cz�owieka, co prowadzi parow�z. Przecie� sam dym kosztuje po tysi�c funt�w za k��b." Alicja pomy�la�a: "W takim razie nie ma o czym gada�." Tym razem g�osy si� nie w��czy�y, bo si� nie odezwa�a, a ku jej wielkiemu zaskoczeniu wszyscy pomy�leli ch�rem (mam nadziej�, �e wiecie, co znaczy "my�le� ch�rem" - bo ja musz� si� przyzna�, �e nie wiem): "Lepiej si� nie odzywaj. M�wienie kosztuje po tysi�c funt�w za s�owo." "Ten tysi�c funt�w mi si� dzi� na pewno przy�ni!" pomy�la�a Alicja. Przez ca�y ten czas Konduktor si� jej przypatrywa�, z pocz�tku przez teleskop, potem przez mikroskop, a potem przez lornetk� teatraln�. Wreszcie oznajmi�: "Jedziesz w niew�a�ciwym kierunku." Po czym zamkn�� okno i odszed�. "Takie ma�e dziecko - rzek� pan, siedz�cy naprzeciwko (ca�y ubrany w bia�y papier) - powinno wiedzie�, w kt�r� stron� ma jecha�, nawet je�li nie wie, jak si� nazywa." Siedz�cy obok pana w bieli Kozio� przymkn�� oczy i g�o�no oznajmi�: "Powinna zna� drog� do kasy, nawet je�eli nie zna liter." Przy Ko�le siedzia� �uk (w tym przedziale byli w og�le dziwni pasa�erowie) i zgodnie z zasad�, �e widocznie ka�dy ma si� odzywa� po kolei, teraz on si� odezwa�: "Trzeba b�dzie j� odes�a� st�d jako baga�." Alicja nie mog�a dojrze�, kto siedzi za �ukiem, ale jako nast�pny rozleg� si� schrypni�ty g�os: "Niech ich pcha -" tu si� zakrztusi� i ju� nie wiadomo, co chcia� powiedzie�. "G�os ma jak gdyby ko�ski," pomy�la�a Alicja. Tu jaki� niezwykle drobny g�osik rzek� jej prosto do ucha: "Mog�aby� to obr�ci� w �art: wiesz, co� w tym rodzaju, �e stary ko�, a nie ko�czy." Potem z daleka dobieg� jaki� bardzo �agodny g�os: "Trzeba na niej umie�ci� nalepk�: Ostro�nie, pstro! �e w g�owie, rozumiecie, bo to dziewczynka." I rozleg�y si� nast�pne g�osy ("Ale� mn�stwo podr�nych jest w tym wagonie!" pomy�la�a Alicja), m�wi�ce: "Ma z�bki, to trzeba j� nalepi� i wys�a� poczt� -" "Przekaza� j� telegraficznie - " "Jak ju� z�apa�a poci�g, to niech go ci�gnie -" i tym podobne. Ale pan w bia�ych papierzyskach nachyli� si� do niej i szepn�� jej w ucho: "Nie przejmuj si�, co tam oni wygaduj�, kochana! byle� kupowa�a bilet powrotny za ka�dym razem, jak poci�g si� zatrzyma na stacji." "Ani mi si� �ni! - rzek�a ju� zniecierpliwiona Alicja. - Ja z t� podr� nie mam w og�le nic wsp�lnego! Dopiero co by�am w lesie - i zn�w chc� si� tam znale��!" "Mog�aby� to obr�ci� w �art - powiedzia� jej w ucho male�ki g�osik - wiesz, co� w tym rodzaju, �e co chce si�, to w lesie." "Nie przekomarzaj si�! - ofukn�a go Alicja, daremnie rozgl�daj�c si�, sk�d �w g�osik dobiega. - Skoro ci tak zale�y na �artach, dlaczego sam si� nie wysilisz?" G�osik bole�nie westchn��. Najwyra�niej by� wielce nieszcz�liwy i Alicja ch�tnie by go pocieszy�a jakim� wyrazem wsp�czucia, "byle tylko wzdycha� jak wszyscy!" pomy�la�a. Ale i westchnienie by�o tak nadzwyczajnie malu�kie, �e w og�le by go nie us�ysza�a, gdyby nie tak bliziutko, w samo ucho. A skutek by� taki, �e okropnie �askota�o j� w ucho i to zupe�nie odwraca�o jej uwag� od nieszcz�cia biednego stworzonka. "Wiem, �e mam w tobie przyjaci�k� - ci�gn�� malutki g�osik - drog� i star� przyjaci�k�. I �e nie skrzywdzisz mnie, cho� jestem tylko owadem." "Jakim owadem jeste�?" zapyta�a z niepokojem Alicja. Tak naprawd� chcia�a si� dowiedzie�, czy on k�uje lub ��dli, ale s�dzi�a, �e nie by�oby to grzeczne pytanie. "Jak to, wi�c nie - zacz�� malutki g�osik; wtem zag�uszy� go przera�liwy ryk lokomotywy i wszyscy zerwali si�, przera�eni, Alicja te�. Ko� wychyli� g�ow� przez okno, spokojnie cofn�� j� i powiedzia�: "To nic, po prostu b�dziemy przeskakiwali strumyk." Wszystkich to jak gdyby uspokoi�o, cho� Alicja poczu�a si� nieco zdenerwowana na sam� my�l, �e poci�g w og�le skacze. "Ale znajdziemy si� przynajmniej na Czwartym Polu, to ju� nie tak �le!" powiedzia�a sobie. Po chwili poczu�a, �e wagon si� unosi prosto w powietrze i z�apa�a si� w przestrachu za pierwsze, co jej wpad�o pod r�k�: a by�a to akurat broda Koz�a. Ale broda si� jakby rozp�yn�a, ledwie zd��y�a jej dotkn��, i okaza�o si�, �e siedzi najspokojniej pod drzewem: a Komar (poniewa� to on by� owadem, z kt�rym gaw�dzi�a) ko�ysa� si� na ga��zce tu� ponad jej g�ow� i wachlowa� j� skrzyde�kami. Niew�tpliwie by� to ogromny Komar: "wielko�ci mniej wi�cej kurczaka," pomy�la�a Alicja. Jednak nie mog�o to ju�, po tak d�ugiej rozmowie, zaniepokoi� jej. "- wi�c nie wszystkie owady lubisz?" ci�gn�� Komar, jakby w og�le nic si� nie sta�o. "Owszem, lubi�, je�li umiej� m�wi� - rzek�a Alicja. - Tam, sk�d ja jestem, �aden owad nie m�wi." "Wi�c jaki rodzaj owad�w sprawia ci przyjemno�� tam, sk�d jeste�?" dopytywa� si� Komar. "Przyjemno�ci - wyzna�a Alicja - nie sprawiaj� mi �adne owady, bo troch� si� ich boj�: zw�aszcza tych wi�kszych. Ale mog� ci powiedzie�, jak niekt�re si� nazywaj�." "One oczywi�cie odpowiadaj�, kiedy si� do nich tak zwraca�?" rzek� od niechcenia Komar. "Nigdy o czym� podobnym nie s�ysza�am." "To po co si� nazywaj� - zapyta� Komar - skoro nie odpowiadaj�, gdy je zawo�a�?" "Im to po nic - rzek�a Alicja - ale my�l�, �e przydaje si� to ludziom, kt�rzy wymy�laj� im nazwy. Bo inaczej po co rzeczy w og�le by si� nazywa�y?" "Nie wiem - odpowiedzia� Komar. - Tam dalej, w lesie, nic si� nie nazywa. Ale prosz�, wyliczaj nazwy tych owad�w, bo tylko marnujesz czas." "Wi�c jest Pasikonik," zacz�a Alicja, odliczaj�c na palcach. "W porz�dku - powiedzia� Komar. - Sp�jrz na tamten krzak, wy�ej, tak mniej wi�cej w po�owie: tam �azi Pasikonik Nabiegunik. Jest ca�y zrobiony z drzewa i porusza si� chybni�ciami z ga��zi na ga���." "A czym si� �ywi?" zapyta�a ciekawie Alicja. "�ywic� i trocinami - wyja�ni� Komar. - Wyliczaj dalej." Alicja przyjrza�a si� Nabiegunikowi z wielk� ciekawo�ci� i dosz�a do wniosku, �e musia� by� �wie�o odmalowany, taki mia� �ywy i lepi�cy si� wygl�d; po czym m�wi�a dalej. "Potem jest Wa�ka." "Sp�jrz na ga��� nad swoj� g�ow� - powiedzia� Komar: - to Nierozwa�ka Wigilijna. Tu��w ma z budyniu wigilijnego, skrzyd�a z li�ci ostrokrzewu, a g�ow� z pal�cego si� rodzynka namoczonego w spirytusie." "A czym si� �ywi?" zapyta�a znowu Alicja. "Budyniem z manny i pasztecikami na s�odko - wyja�ni� Komar - a gnie�dzi si� w glinianej skarbonce." "I s� jeszcze �my," rzek�a Alicja, przyjrzawszy si� dok�adnie owadowi z p�on�c� g�ow�, przy czym pomy�la�a: "Ciekawe, czy to dlatego owady tak lubi� wlatywa� w p�omie� �wiecy: �eby zmienia� si� w Nierozwa�ki!" "Ko�o twoich n�g w�a�nie pe�za - powiedzia� Komar (Alicja wzdrygn�wszy si� podkurczy�a nogi) - Ciu�ma Podwieczork�wka. Ma skrzyd�a z cieniutkich kromek chleba z mas�em, tu��w ze sk�rki, a g�ow� z kostki cukru." "A ta czym si� �ywi?" "S�ab� herbatk� ze �mietank�." Alicji przysz�a na my�l nowa trudno��. "A co b�dzie, jak ich nie znajdzie?" zagadn�a. "To naturalnie umrze." "Ale to na pewno zdarza si� bardzo cz�sto," zastanowi�a si� Alicja. "Regularnie," odpowiedzia� Komar. Na to Alicja umilk�a i zaduma�a si� na minut� czy dwie. Komar si� tymczasem zabawia�, bzykaj�c w k�ko wok� jej g�owy: wreszcie znowu usiad� i zauwa�y�: "Ty chyba nie chcia�aby� straci� swego imienia?" "Oczywi�cie, �e nie!" odpar�a lekko zaniepokojona Alicja. "A jednak nie wiem - podj�� jak od niechcenia Komar - ale zastan�w si�, jakie to by�oby wygodne, gdyby ci si� uda�o wr�ci� do domu bez imienia. Na przyk�ad kiedy guwernantka chcia�aby ci� zawo�a� do lekcji, to zawo�a�aby: "Chod� tutaj - " i musia�aby przerwa�, bo ju� nie mog�aby ci� zawo�a� po imieniu: i oczywi�cie nie musia�aby� nigdzie i��". "Na pewno nic by to nie pomog�o - odrzek�a Alicja - przecie� z takiego powodu guwernantka nie zwolni�aby mnie od lekcji. Gdyby zapomnia�a, jak si� nazywam, to by zawo�a�a: "Panienko!" tak jak s�u�ba mnie wo�a." "Je�eli jak s�u�ba, to nie musia�aby� wcale by� do jej us�ug - powiedzia� Komar - i nie by�oby lekcji. To taki �arcik. Szkoda, �e nie ty go wymy�li�a�." "A dlaczego chcia�e�, �ebym go ja wymy�li�a? - zapyta�a Alicja. - To bardzo marny dowcip." Ale Komar tylko g��boko westchn�� i dwie du�e �zy sp�yn�y mu po policzkach. "Lepiej nie dowcipkuj - rzek�a Alicja - skoro to dla ciebie a� takie przykre." Rozleg�o si� jeszcze jedno z tych cichych, �a�osnych westchnie� i tym razem biedny Komar najwidoczniej si� gdzie� odwestchn��, bo kiedy Alicja podnios�a oczy, nikogo ju� nie by�o na ga��zce: a �e ca�kiem zzi�b�a od d�ugiego siedzenia bez ruchu, wsta�a i posz�a sobie. Wkr�tce wysz�a na otwarte pole, za kt�rym by� las: wygl�da� o wiele mroczniej ni� poprzedni, tak �e Alicja poczu�a odrobin� l�ku, �e mia�aby tam wej��. Ale po namy�le postanowi�a, �e jednak wejdzie: "bo przecie� nie zawr�c�!" pomy�la�a, a innej drogi do �smego Pola nie by�o. "To na pewno ten las - powiedzia�a sobie zastanowiwszy si� - gdzie rzeczy si� nie nazywaj�. Ciekawe, co si� stanie z moim imieniem, kiedy tam wejd�? Nie chcia�abym straci� imienia: bo wtedy musieliby mi nada� inne i prawie na pewno by�oby ono brzydkie. Ale to by�aby zabawa: szuka�, kto dosta� moje dawniejsze imi�! To jak w tych og�oszeniach, wiecie, jak komu� zginie pies: "wabi si� Rozb�j, ma obro�� z mosi�dzu..." wyobra�cie sobie, �eby wo�a� na wszystko, co tylko si� spotka: "Alicjo!" a� kt�re� odpowie! Tylko �e jak by�oby m�dre, to po prostu udawa�oby, �e nie s�yszy." I tak sobie papla�a, id�c, a� dosz�a do lasu: wygl�da� on bardzo zimno i mrocznie. "Ale przynajmniej to jest dobre powiedzia�a, wchodz�c mi�dzy drzewa - �e by�o mi gor�co, a tu panuje taki mi�y... taki... co tu panuje? - ci�gn�a, troch� zdziwiona, �e nie mo�e znale�� odpowiedniego s�owa. - Chodzi o to, �e pod tymi... pod... no, pod tymi! - po�o�y�a r�k� na pniu drzewa - jak�e to si� nazywa? Zdaje si�, �e w og�le si� nie nazywa... no tak, nie nazywa i koniec!" Sta�a przez chwil� nie odzywaj�c si�, zamy�lona, i nagle zn�w zacz�a: "Wi�c to si� naprawd� sta�o! A ja w takim razie kim jestem? Przypomn� sobie, je�eli potrafi�! Musz� to zrobi�!" Ale to, �e musi, wiele jej nie pomog�o i po wielkim zachodzeniu w g�ow� zdo�a�a tylko powiedzie�: "L... wiem, �e zaczyna si� to na L!" W�a�nie wtedy przechodzi� Jelonek i spojrza� na Alicj� wielkimi, �agodnymi oczyma, ale jakby wcale si� nie przestraszy�. "Chod� tu! Chod�!" zawo�a�a Alicja i wyci�gn�wszy r�k� usi�owa�a go pog�aska�, a on tylko troszk� odskoczy� i znowu stan��, przypatruj�c si� jej. "Jak ty si� nazywasz?" zapyta� wreszcie Jelonek. Jaki� on mia� s�odki i �agodny g�osik! "�ebym to ja wiedzia�a!" pomy�la�a biedna Alicja. I odrzek�a ze smutkiem: "Teraz wcale si� nie nazywam." "Zastan�w si� - rzek� Jelonek. - To �adna odpowied�." Alicja zastanawia�a si�, ale nic z tego nie wynik�o. "A czy m�g�by� mi powiedzie�, jak ty si� nazywasz? - zapyta�a nie�mia�o. - Mo�e to by nam co� pomog�o." "Powiem ci, je�li podejdziesz kawa�eczek - zgodzi� si� Jelonek. - Tutaj nie pami�tam." Pow�drowali wi�c razem przez las, Alicja sz�a obj�wszy czule mi�kk� szyj� Jelonka, a� wyszli zn�w na otwart� przestrze� i tu Jelonek raptem skoczy� w powietrze i wyrwa� si� z jej u�cisku. "Jestem Jelonkiem! - wyda� okrzyk zachwytu. - A ty jeste�, o Bo�e! ludzkim dzieckiem!" Tu nag�y wyraz przera�enia pojawi� si� w jego pi�knych, br�zowych oczach i natychmiast - galopem uciek�. Alicja sta�a patrz�c za nim, ju� gotowa si� rozp�aka� z �alu, �e tak nagle straci�a mi�ego, kochanego towarzysza w�dr�wki. "Ale przynajmniej wiem, jak si� nazywam - powiedzia�a - to ju� pewna pociecha. Alicja... Alicja... odt�d ju� nie zapomn�. No a teraz: wedle kt�rego z tych drogowskaz�w mam si� kierowa�?" Odpowied� nie by�a zbyt trudna, bo tylko jedna droga prowadzi�a przez las i oba drogowskazy w�a�nie j� wskazywa�y. "Zdecyduj� si� - powiedzia�a sobie Alicja - kiedy ta droga si� rozwidli i drogowskazy nie b�d� si� zgadza�." Ale na to si� wcale nie zanosi�o. Sz�a i sz�a, usz�a ju� kawa� drogi, ale gdziekolwiek droga si� rozwidla�a, tam niezmiennie sta�y dwa drogowskazy i oba wskazywa�y ten sam kierunek, jeden z napisem: Tam dom ma tirli bom a drugi: Tam dom ma tirli bim "Co� mi si� wydaje - rzek�a wreszcie Alicja - �e oni mieszkaj� w tym samym domu! Ciekawe, �e nie przysz�o mi to wcze�niej do g�owy. Ale d�ugo u nich nie zabawi�: tylko wst�pi�, przywitam si� i zapytam, kt�r�dy wydosta� si� z tego lasu. �ebym tylko zd��y�a na �sme Pole, zanim si� �ciemni!" Wi�c sz�a dalej, rozmawiaj�c ze sob� po drodze, a� za kt�rym� ostrym zakr�tem wpad�a na dw�ch ma�ych t�u�cioch�w, tak nagle, �e nie mog�a si� powstrzyma� i a� odskoczy�a, ale po chwili opanowa�a si�, bo dotar�o do niej, �e to s� przed domem swym. Rozdzia� IV Tirli Bom i Tirli Bim Stali p