16102
Szczegóły |
Tytuł |
16102 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16102 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16102 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16102 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
cz�� 2:
Prze�o�y�a Lucyna Chomicz-D�browska
/
Tytu� oryginalny serii: Arvesynd
Tytu� orygina�u: Hemmeligheten
T�umaczenie z orygina�u: Lucyna Chomicz-D�browska
Ilustracja na ok�adce: Harald Nygard
Projekt ok�adki: Media Express Sp. z o.o.
Korekta: Maciej Korbasi�ski
Sk�ad: Elipsa Sp. z o.o.
Copyright � 2006 Anne-Lise Boge
Published by arrangement with N. W. Damm & S0n AS, Norway
Copyright � for this edition by Elipsa Sp. z o.o.
Ali rights reseired
ISBN 83-60446-03-2
ISBN 978-83-60446-03-4
Elipsa Sp. z o.o.
01-673 Warszawa, ul. Podle�na 4
tel./fax +48 (22) 833 38 22
Printed in EU
Wydarzenia przedstawione w serii powie�ciowej �Grzech pierworodny" rozgrywaj� si� w gospodarstwie nale��cym do rodziny mojej matki. Dw�r, przyroda, postaci i t�o kulturowe s� autentyczne. Chcia�abym jednak zaznaczy�, �e ani ludzie, ani cala hi�storia opisana w serii nie maj� �adnego zwi�zku z rzeczywisto�ci�. To powsta�o w mo�
jej wyobra�ni.
Dzi�kuj� wszystkim, kt�rzy we mnie wierzyli, wspierali mnie i pomagali w czasie pracy nad �Grzechem pierworodnym"
- przede wszystkim mojej rodzinie.
Bez was marzenie nigdy nie sta�oby si� rzeczywisto�ci�. Anne-Lise Boge
ROZDZIA� 1
Tego roku dwudziesty dzie� lipca przypada� w czwartek, na sobot� wi�c po tej dacie zaplanowano redyk, gromadny wy-p�d byd�a i owiec na g�rskie pastwiska. Przez wiele dni pa�kowano �ywno��, odzie� i wyposa�enie niezb�dne podczas dw�ch d�ugich miesi�cy w g�rach i mocowano to wszystko na saniach, kt�re ko� mia� wci�gn�� na g�r� przez rozleg�e, ale na szcz�cie niezbyt grz�skie torfowiska. �adunek by�o naj�atwiej przetransportowa� na p�ozach, przynajmniej ze Stornes. W wi�kszo�ci innych dwor�w objuczano konie, ale wtedy cz�sto trzeba by�o obr�ci� dwa razy, by zabra� ze so�b� wszystko.
Tego lata zaszczytne zaj�cie gospodarowania na hali zn�w przypad�o Ane. Zwykle w po�o�onych na odludziu pa�sterskich sza�asach przebywa�y po dwie kobiety, kt�re zaj�mowa�y si� obrz�dkiem byd�a i przetworem mleka na sery. Poniewa� jednak w�a�ciciele du�ych dwor�w s�siaduj�cych ze Stornes wybudowali g�rskie sza�asy blisko siebie na roz�leg�ej hali, wystarczy�a jedna s�u��ca w ka�dym sza�asie. W razie potrzeby we cztery zawsze si� wzajemnie wspiera�y. Zreszt� ka�dej towarzyszy� pastuszek. Zaj�cie to przypada�
� �o zwykle wyrostkom ze dwor�w. W Stornes nie by�o ch�op�ca w takim wieku, dlatego do pomocy brano kt�rego� z sy�n�w komornik�w. Pasterz codziennie wyprowadza! krowy i owce na pastwiska i wraca� przed por� wieczornego doje�nia. W g�rach grasowa�y nied�wiedzie i inne drapie�niki, kt�re poczyni�yby niepowetowane straty w�r�d stada, gdy�by nie pilnowano zwierz�t przez ca�y czas. Z tego samego powodu trzeba je by�o na noc zagania� pod dach, krowy do obory, a owce do owczarni. W zamkni�tych pomieszcze�
niach nie grozi� im atak drapie�nik�w. Zdarza�o si� wszak��e przy �adnej pogodzie, �e owce wdrapywa�y si� wysoko na skalne rumowiska pod szczytem Stortind i tam pozwalano im zosta� na noc, nast�pnego za� dnia najcz�ciej wraca�y ze stadem.
W dni poprzedzaj�ce redyk Ane mia�a pe�ne r�ce robo�ty i pracowa�a bez chwili wytchnienia. Gospodarowanie let�ni� por� na g�rskim pastwisku wi�kszo�� s�u��cych trakto�wa�a jako wielkie wyr�nienie. Wysoko w g�rach m�ode kobiety mog�y odpocz�� od codziennego nadzoru i mono�tonnych zaj��, kt�re wykonywa�y we dworze. Razem by�o im zwykle bardzo weso�o i przyjemnie. Poza tym, co wszy�scy wiedzieli, w niedziele zachodzili tam m�odzi m�czy�ni,
by�y wi�c �arty, �miech i ukradkowe poca�unki. Takie od�wiedziny stanowi�y cz�sto pocz�tek bli�szych zwi�zk�w, kt�re ko�czy�y si� ma��e�stwem.
Ustalono, �e Sivert b�dzie powozi� saniami z �adunkiem i we�mie do pomocy Olava. Zamierzali obr�ci� w ci�gu jed�nego dnia i by� z powrotem we dworze przed wieczorem, je��li wszystko p�jdzie zgodnie z planem. Jednak na kilka dni przed ustalon� dat� dotar�a do Stornes wiadomo��, �e umar� wuj Beret i jego pogrzeb odb�dzie si� w�a�nie w so�bot�. Oznacza�o to, �e Sivert z Beret musz� jecha� na po�
grzeb do odleg�ej wsi i wr�c� dopiero w niedziel�, poniewa� przyjdzie im tam przenocowa�.
- Kto to widzia� umiera� w najgor�tszym okresie prac polowych, na dodatek w porze redyku - mrucza� pod nosem Sivert, pilnuj�c si� wszak, by nie us�ysza�a tego Beret.
Mali dobrze wiedzia�a, �e nie ma nic z�ego na my�li, po prostu nag�a zmiana plan�w wyprowadzi�a go z r�wnowagi. Zawsze si� denerwowa�, gdy co� uk�ada�o si� inaczej, ni� wcze�niej ustalono. Ostatecznie zdecydowano, �e za�ado�wane sprz�ty i �ywno�� zawiezie w g�ry Johan razem z Ola�vem. A poniewa� sianokosy uda�o im si� zako�czy�, mi�dzy innymi dzi�ki pomocy uwijaj�cego si� za dw�ch Jo, Johan postanowi� przenocowa� na hali. D�uga zima poczyni�a w dachach g�rskiej obory i w sza�asie spore szkody. Johan uzna�, �e skoro ju� b�dzie na miejscu, ze spokojem wszyst�ko naprawi.
Wysz�o wi�c na to, �e we dworze zosta� mia�a tylko Ma�li, babcia i Jo, kt�ry na t� lipcow� sobot� i niedziel� zn�w przyby� do Stornes, aby Ingeborg mog�a pojecha� do domu.
- Przecie� poradz� sobie z przygotowaniem strawy dla trzech os�b - o�wiadczy�a Mali, gdy Beret zastanawia�a si� g�o�no, czy wszystko b�dzie dopilnowane pomimo jej nie�obecno�ci.
Mali nie wspomnia�a nikomu, �e panicznie obawia si� zosta� we dworze w towarzystwie Jo. Pr�bowa�a uciszy� niepok�j, t�umacz�c sobie, �e jest przecie� babcia. Odwiedzi j� po kolacji, a potem wcze�nie po�o�y si� spa�.
- Oczywi�cie, jed� spokojnie, Beret - uspokaja�a synow� staruszka. - Co tu by mia�o p�j�� nie tak, jak powinno?
Podczas obiadu Mali stara�a si� nie patrze� na Jo. Po ich spotkaniu w pralni trzyma�a si� od niego z daleka. Ale wy�dawa�a si� bezradna, czuj�c wci�� na sobie jego spojrzenia. Jakkolwiek przemawia�a sobie do rozs�dku, nie potrafi�a zapanowa� nad uczuciami, jakie wobec niego �ywi�a.
Pomog�a babci po�o�y� si� do ��ka oko�o godziny dzie�si�tej i posz�a na g�r� do sypialni na poddaszu. Gdzie by� Jo, nie mia�a poj�cia. Ostatni raz widzia�a go na kolacji, podczas kt�rej jedli kasz�. Niewykluczone, �e wybra� si� do
� kt�rego� z pobliskich dwor�w. W tym kr�tkim czasie, gdy pracowa� w Stornes, sw� pogod� ducha i otwarto�ci� zjed�na� sobie wielu przyjaci�.
Mali otworzy�a okno i poczu�a powiew cieplej letniej no�cy. Lekka bryza nios�a s�ony zapach morza i wodorost�w. Pomy�la�a, �e nie uda jej si� zasn��, nawet je�li si� po�o�y. Poza tym by� to pierwszy wiecz�r od �lubu, gdy Johana nie by�o w domu i nie on decydowa� o tym, kiedy �ona powin�na p�j�� spa�.
Po cichu zesz�a po schodach i przez stary sad, po�r�d ja�b�oni, przemkn�a w kierunku szopy, w kt�rej przechowy�wano �odzie i sprz�t do po�owu ryb. Usiad�a na mi�kkiej trawie, poluzowa�a ciasno spleciony warkocz i potrz�sn�a g�ow�, pozwalaj�c w�osom opa�� swobodnie. Potem opar�a si� o �cian� szopy i przymkn�a oczy, ws�uchuj�c si� w plusk fal przyp�ywu.
Zauwa�y�a Jo nagle, gdy by� ju� ca�kiem blisko. Na od�g�os mokrych st�p na ciep�ej skale wzdrygn�a si� przestra�szona. Jo najwyra�niej wcze�niej przyszed� na cypel i wy�k�pa� si�, bo by� w samych spodniach, koszul� trzyma� w jednej r�ce, a but�w chyba w og�le nie wzi�� ze sob�. Wil�gotne czarne w�osy kr�ci�y mu si� na karku jeszcze mocniej ni� zazwyczaj. Mali czu�a, �e serce wali jej m�otem. Przez moment przesz�a j� my�l, czy nie uciec do domu, ale on by� zbyt blisko.
- Siedzisz tu sama? - zapyta�, podchodz�c do niej. - Mo�g� ci przez chwil� potowarzyszy�?
Skin�a tylko g�ow�. Widok jego opalonego torsu wpra�wi� j� w zak�opotanie, ale chyba tego nie zauwa�y�, bo nie uczyni� �adnego gestu wskazuj�cego na to, �e chce si� ubra�. Przez chwil� siedzieli w milczeniu, ws�uchuj�c si� w �piew samotnego kosa.
- Nie jeste� szcz�liwa, prawda, Mali? - zapyta� znienac�ka. - Wiem, �e uwa�asz, �e to nie moja sprawa, i pewnie masz racj�, ale... Ale tak bardzo bym chcia� widzie� ci� szcz�liw�.
Mali nie odpowiedzia�a. Wtedy dotkn�� jej w�os�w, po�g�adzi� je ciep�� d�oni�, a potem nabra� ca�� gar�� zmierz�wionych z�otych lok�w i ukry� w nich sw� twarz. Drgn�a i mocniej opar�a si� o �cian� szopy.
- Nie chcesz, �ebym ci� dotyka�? - zapyta� cicho. - Wo�lisz, bym sobie poszed�?
Powinna przytakn��, tymczasem bez s�owa podnios�a r�k�, by go odsun��. Kiedy jednak ich d�onie si� zetkn�y, palce w przedziwny spos�b same splot�y si� ze sob�. Mali wstrzyma�a oddech, a przez jej cia�o przesz�a fala nami�t�no�ci, jakiej do�wiadczy�a tylko raz, podczas pami�tnego spotkania w pralni. Nie pami�ta�a p�niej, czy to on poca��owa� j� pierwszy, czy te� ona zbli�y�a wargi do jego ust. W g�rze niebo l�ni�o odcieniami miedzi i z�ota, ona za� po�woli osun�a si� na mi�kk� traw� i podda�a si� pragnie�niom.
Wiedzia�a, �e to szale�stwo, ale nie by�a w stanie nad tym zapanowa�. Zreszt� nawet nie chcia�a. Sprawy posunꭳy si� za daleko. Jo delikatnie wsun�� ciep�� d�o� pod jej bluzk� i dotkn�� piersi. Rozpi�� wszystkie guziczki i rozchyli� materia�. Mali j�kn�a, gdy lekka bryza owia�a jej nag� sk�r�, a Jo uj�� wargami stercz�c� tward� brodawk�.
O Bo�e, pomy�la�a oszo�omiona. To tak mo�e by�? Kiedy p�niej o tym my�la�a, nie potrafi�a sobie samej wyja�ni�, jak mog�o do tego doj��. Jo uosabia� m�czyzn�,
o kt�rym zawsze marzy�a. Instynktownie, nie znaj�c go przecie� wcale, czu�a, �e to on powinien by� jej przeznaczo�ny. Nie kry�o si� za tym �adne sensowne wyt�umaczenie, ale porzuci�a wtedy wszelki rozs�dek. Dusz� i cia�em odczuwa��a, �e to, co si� dzieje, jest nieuniknione i w�a�ciwe. Wszyst�ko inne wydawa�o jej si� nieistotne.
Odpowiedzia�a mu ca�� swoj� t�sknot� i nami�tno�ci�, kt�r� skrywa�o jej cia�o i kt�rej Johan nie zdo�a� skutecznie zniszczy�, jak s�dzi�a. P�on�a niczym ogie� pod jego deli�katnymi d�o�mi, pod palcami, kt�re wiedzia�y, jak jej doty�ka�. Przylgn�a do niego, zag�uszaj�c w sobie g�os rozs�d�ku. Liczy�o si� tylko tu i teraz, owo cudowne misterium, kt�re si� dokonywa�o. Wydawa�o jej si�, �e jest �wiadkiem jakiego� cudu, uczestnikiem �wi�tego rytua�u. Otworzy�a si� przed nim jak pozbawiona przez wiele lat wody pustyn�na ro�lina, kt�ra wreszcie do�wiadczy�a �yciodajnego desz�czu, pozwalaj�cego jej o�y� i rozkwitn�� pe�nym kwieciem. Krzykn�a, gdy w ni� wszed�, ale nie z b�lu, lecz z gwa�tow�nej, niewstrzymywanej ��dzy i rado�ci. Zamkn�� poca�un�kiem jej usta i wprowadzi� w krain� rozkoszy, o kt�rej ist�nieniu nie mia�a poj�cia. Nigdy nie przypuszcza�a, �e tak mo�e wygl�da� mi�osne zbli�enie, i zdawa�o jej si�, �e otwo�rzy�o si� przed ni� niebo.
Le�a�a z twarz� wtulon� w jego nag� pier�, a z oczu p�y-n�y jej �zy. Jo uni�s� si� na �okciach i spojrza� na ni�.
- P�aczesz, Mali, najdro�sza moja? - wyszepta�. - Czy sprawi�em ci b�l?
Zarzuci�a mu ramiona na szyj� i za�mia�a si� cichutko, uszcz�liwiona.
- Dozna�am od ciebie wy��cznie rozkoszy - odpar�a �a�godnie. - Zgrzeszy�am i by� mo�e zostan� za to ukarana, ale warto by�o. Bo ja w�a�ciwie nigdy naprawd� nie kocha�am, Jo. Zosta�am wzi�ta sil� i my�la�am ju�, �e na zawsze znisz�czono we mnie zdolno�� odczuwania. Nie wiedzia�am, �e mo�e by� tak pi�knie. Niewa�ne, co si� stanie, jestem ci wdzi�czna za to, co mog�am z tob� prze�y�.
Le�eli przytuleni, przez d�ug� chwil� nie wypowiadaj�c �adnego s�owa.
- Chc�, �eby� wiedzia�a, �e nie nale�� do m�czyzn, kt�rzy je�d�� od dworu do dworu i uwodz� cudze �ony - ode�zwa� si� nagle Jo. - Gdyby tak by�o, ju� dawno rozesz�yby si� na ten temat plotki i nie pozwolono by nam rozbija� obozo�wiska w okolicy. Poza tym nie le�y to w mojej naturze.
Przez chwil� milcza�, jakby co� dusi� w sobie. Mali z czu��o�ci� g�adzi�a wargami jego tors, jakby nie mog�a si� nim nasyci�. Wiedzia�a ju�, �e ta chwila nie potrwa d�ugo, i dla�tego pragn�a j� prze�y� jak najpe�niej.
- Mia�em kogo� - wyszepta� znienacka. - To by�a wspa�nia�a kobieta. Ale ona umar�a i razem z ni� co� we mnie umar�o. Po jej �mierci nie mia�em �adnej innej... Dopiero ty...
Mali nie odpowiedzia�a, ale nie przestawa�a g�adzi� jego klatki piersiowej. Nagle pod lew� brodawk� odkry�a co�, co w p�mroku wyda�o jej si� jakim� paprochem, ale gdy chcia�a go strzepn��, przekona�a si�, �e to znami�.
- To moje dodatkowe serce - wyja�ni�, u�miechaj�c si� �ekko.
Mali przyjrza�a si� uwa�nie plamce i zobaczy�a, �e fak�tycznie ma kszta�t serca. - To znami� przynale�ne mojemu rodowi, cho� nigdy nie wiadomo, kto zostanie nim obdarzo�ny. Czasami nie pojawia si� przez dwa pokolenia, by potem zn�w da� o sobie zna�. M�j ojciec mia� takie znami�, ja te� mam.
Odgarn�� w�osy Mali i uj�� w d�onie jej twarz. - Spotka�nie z tob� by�o takie niezwyk�e. Ju� wtedy w Gjelstad wyda�wa�o mi si�, jakbym ci� zna� od zawsze. Jakbym to ciebie szuka� przez wszystkie moje dni - doda� cicho.
Unios�a lekko g�ow� i musn�a ustami jego wargi.
- Ja czu�am to samo - wyszepta�a. - I chocia� wkr�tce minie rok od mojego zam��p�j�cia, wydaje mi si�, �e jeste� moim pierwszym m�czyzn�, bo �adnemu nie odda�am si� wcze�niej dobrowolnie. I zawsze pozostaniesz dla mnie tym jedynym. To, co ��czy mnie z Johanem... nie ma �adnego znaczenia. Niczego nie �a�uj�, cho� mo�e powinnam. Ale wspomnienia tej nocy b�d� towarzyszy� mi przez reszt� mo�ich dni. Wydaje mi si�, �e na ni� zas�u�y�am. Ka�dy cz�o�wiek powinien prze�y� tak� mi�o��, przynajmniej raz w �y�ciu. Nawet ja.
- Tak bardzo jeste� nieszcz�liwa? - zapyta� powoli.
Wybuch�a p�aczem. Przytuli�a si� do niego z ca�ych si� i szlocha�a wtulona twarz� w jego szyj�. G�aska� j� pieszczotli�wie, p�ki si� nie uspokoi�a, a jej cia�o zn�w nie zap�on�o.
J�kn�a z rozkoszy i nieopisanej t�sknoty. Nigdy dot�d nie czu�a si� tak intensywnie blisko �ycia jak w�wczas, gdy po raz drugi przyj�a go do swego pulsuj�cego nami�tno�ci� �ona.
- Wyjed� ze mn�! - poprosi� gor�co. - Jeste� moj� kobiet�, Mali. Nie mog� ci zapewni� takiego dobrobytu jak ten, w kt�rym �yjesz dzi�ki ma��e�stwu z dziedzicem, ale na pewno uda mi si� kupi� jak�� niewielk� zagrod� i tam mogliby�my za�mieszka�. Daliby�my sobie rad�, bo ja si� pracy nie boj�.
Mali nie odezwa�a si�. Le�a�a pod jego ci�arem w b�o�gim nasyceniu, ich palce splot�y si� ze sob�. Ca�� sob� prag�n�a si� zgodzi� na t� propozycj�, ale powstrzymywa�a j� niewidzialna bariera. Wiedzia�a, �e zostanie tu, w Stornes, w obawie przed skandalem, kt�ry by wybuch� po jej wyje��dzie z Jo. Gdyby tylko dotyczy� jej osoby, pewnie by si� nie zastanawia�a. Ale nie wolno jej zrujnowa� �ycia rodzicom i rodze�stwu. Nie znios�aby, �eby musieli p�aci� za jej uczy�nek. Nawet za cen� mi�o�ci.
- Chc�, ale nie mog�, Jo - powiedzia�a, siadaj�c. - Odpo�wiedzialno�� za to spad�aby na moich najbli�szych, a z tym nie potrafi�abym �y�. - Pog�adzi�a Jo po twarzy i spojrza�a mu w oczy. - Da�e� mi ciep�o i mi�o�� na ca�e �ycie. Wyda�je mi si�, �e teraz przetrwam wszystko, poniewa� pokaza�e� mi, jak niesko�czenie pi�kne mo�e by� uczucie mi�dzy ko�biet� a m�czyzn�. Pozostaniesz w moim sercu, nawet kie�dy wyjedziesz ze Stornes. Bo ja tu zostan� - doda�a cicho.
Siedzieli przytuleni, oparci o �cian� szopy, w obj�ciach cichej, letniej nocy. Mali wiedzia�a, �e odt�d zawsze zapach morza i wo� polnych kwiat�w b�dzie jej przypomina� w�a��nie t� noc. W my�lach przyrzek�a sobie, �e wspomnienie tych chwil chroni� j� b�dzie w trudach �ycia, do kt�rego zo�sta�a sprzedana.
- Nie wolno ci nikomu zdradzi�, co si� mi�dzy nami zdarzy�o! - rzek�a gwa�townie, kiedy wstali. - Mam nadzie�j�, �e mnie nie zapomnisz, ale nikomu o mnie nie m�w! Przyrzekasz?
Przygarn�� j� gor�co, a jego twarz by�a mokra od �ez.
- Jak zdo�am chodzi� tu w obej�ciu, patrze� na ciebie, nie mog�c ci� nawet dotkn��? - wyszepta� udr�czony. -Przecie� jeszcze na razie nie wyje�d�am.
-Tej nocy jeste�my we dworze sami. Drugi raz si� to nie powt�rzy - rzek�a Mali. - Pami�taj, by nie uczyni� niczego, co pozwoli�oby Johanowi na jakiekolwiek domys�y. Ja te� nie wiem, jak zdo�am to znie��...
Przerwa�a. Na sam� my�l, �e Johan mia�by jej dotyka� po tym, co prze�y�a z Jo, zrobi�o jej si� s�abo.
- Je�li mnie kochasz, Jo, nigdy nie pozwolisz, by ktokol�wiek si� domy�li� - powt�rzy�a z moc�. - To cena, jak� mu�simy zap�aci� za te cudowne chwile. Nikt nie mo�e nabra� podejrze�, nikt nie mo�e odkry�...
Kiedy Mali po cichutku przemyka�a si� po schodach do sypialni na g�rze, us�ysza�a, �e wo�a j� babcia. Przera�ona pr�bowa�a otrzepa� si� z trawy i ga��zek, nerwowo popra�wi�a w�osy.
-�l e si� czujesz, babciu? - wyszepta�a, uchyliwszy drzwi do izby staruszki. Babcia popatrzy�a na ni�, mru��c oczy, gdy tak sta�a w drzwiach z rozpalon� twarz� i w�osami w nie�adzie.
Poczu�a uk�ucie w piersiach, bo jeszcze nigdy nie wi�dzia�a Mali w takim stanie. Domy�li�a si�, co si� zdarzy�o, a jej gard�o �cisn�� lodowaty strach.
- Nie, nic mi nie jest - odpar�a staruszka i po�o�y�a si� z powrotem. - S�ysza�am tylko, �e wr�ci�a� i... Na moment ich spojrzenia spotka�y si� i Mali zrozumia��a z l�kiem, �e babcia wie o wszystkim.
- Straci�am poczucie czasu - wyszepta�a dziewczyna. �To by� taki pi�kny wiecz�r. Zupe�nie straci�am poczucie czasu - powt�rzy�a zdyszana i zamkn�a drzwi.
ROZDZIA� 2
Mali nigdy nie prze�y�a r�wnie trudnych dni jak te, kt�re nast�pi�y po owej niezwyk�ej nocy. Dziewczyna usycha�a z t�sknoty, by cho� dotkn�� Jo, a r�wnocze�nie dr�a�a ze strachu, �e kto� m�g�by przejrze� jej uczucia b�d� zdema�skowa� Jo. Wci�� czu�a na sobie jego spojrzenie, ale rzadko mia�a odwag� mu odpowiedzie� i ba�a si� nawet zerkn�� w jego stron�, zw�aszcza w obecno�ci innych.
Czasami na moment spotykali si� bez �wiadk�w w pral�ni, w oborze albo za w�g�em domu, a wtedy �adne z nich nie by�o w stanie zapanowa� nad gwa�townymi uczuciami, kt�re przepe�nia�y ich oboje. W tych kr�tkich osza�amiaj��cych chwilach wtulali si� w siebie desperacko spragnieni blisko�ci.
- Ja tego nie wytrzymam - wyszepta� Jo kt�rego� wie�czoru, gdy spotka� Mali wychodz�c� z piwnicy, gdzie prze�chowywano ziemniaki.
Zapewne widzia�, jak sz�a w t� stron� z pustym wiadrem, i przybieg� za ni�. Po�piesznie wci�gn�� j� za sob� z powro�tem do piwnicy i zamkn�� drzwi. Serce Mali bi�o jak szalo�ne z mi�o�ci, ale i ze strachu przed w�cibskimi spojrzenia�mi, kt�re, jak s�dzi�a, �ledzi�y ka�dy jej krok. Kiedy jednak
. Jo przytuli� j� gwa�townie, zapomnia�a na kr�tk� chwil�
o wszystkim. Ich usta odnalaz�y si� w ciemno�ciach piwni�cy, przesi�kni�tej st�ch�� woni� starych ziemniak�w i na p�l zgni�ej rzepy. Niecierpliwe d�onie pie�ci�y jej cia�o, przyprawiaj�c j� o zawr�t g�owy. Czu�a, jak nogi ugi�y si� pod ni�.
- Nie, Jo - wyszepta�a bezbarwnie, usi�uj�c go odsu�n��. - Kto� tu mo�e wej��. Jo, kochany...
Kiedy jednak poczu�a mi�dzy udami jego delikatne pal�ce, ca�kowicie mu si� podda�a. Wzi�� j� na r�ce, a ona uda�mi obj�a jego biodra i odchyliwszy g�ow�, j�cza�a z rozko�szy. Nigdy by nie pomy�la�a, �e w ciemnej piwnicy, oparta plecami o ch�odny mur, znajdzie si� tak blisko nieba.
- Tak nie powinno by� - odezwa� si� cicho Jo, kiedy Ma�li dr��cymi r�koma poprawia�a ubranie. - Czemu musimy si� ukrywa�? Nie takiej mi�o�ci pragniemy oboje. Kiedy pa�trz� na ciebie, dotykam twej d�oni, czuj� tw�j zapach, chc� by� blisko ciebie. A przecie� mi nie wolno. Nie wytrzymam tego d�u�ej!
Mali pog�adzi�a go po�piesznie po policzku. Cho� by�a tak intensywnie blisko niego, przez ca�y czas nas�uchiwa�a czujnie, czy nie s�ycha� jakich� g�os�w lub krok�w.
Je�li kto� zobaczy nas razem w piwnicy, b�dziemy stra�ceni, my�la�a przera�ona. Nie pomog� �adne wyja�nienia.
- Kocham ci�, Jo! - wyszepta�a zdyszana - Ale to, co si� tu zdarzy�o, nie mo�e si� wi�cej powt�rzy�. W tym dworze �ciany maj� oczy i uszy. Przyrzek�e� mi...
Wyszli z piwnicy osobno. Gdy Mali z wiadrem pe�nym ziemniak�w znalaz�a si� za w�g�em, us�ysza�a, �e Jo zamy�ka za sob� drzwi. Po�piesznie wyg�adzi�a w�osy i wesz�a do kuchni.
- A co ty, na mi�o�� bosk�, robi�a� w piwnicy - roze�mia��a si� na jej widok Ingeborg. - We w�osach masz pe�no pia�chu i brudn� sp�dnic� z ty�u!
Mali poczerwienia�a, ale w duchu dzi�kowa�a Bogu, �e poza Ingeborg akurat nikogo innego nie by�o w izbie.
- Zosta�o ju� tak ma�o ziemniak�w, �e trzeba wej�� na stert� w schowku, �eby si�gn�� - odpowiedzia�a, wytrzepuj�c grudki ziemi z w�os�w. - Kiedy ju� nabra�am pe�ne wiadro, potkn�am si� i upad�am. Pewnie dlatego mam brudn� sp�dnic�. Tam jest tak ciemno - doda�a zdyszana i postawi��a wiadro pod zlewem. - No, ale przynajmniej starczy teraz ziemniak�w na jutrzejszy obiad - doda�a, nie patrz�c w stron� Ingeborg. - P�jd� na g�r� i si� troch� ogarn�, a ty mo�esz tymczasem nastawi� kasz� na kolacj�.
Kiedy dotar�a do sypialni na g�rze, opad�a roztrz�siona na krzes�o. To by�o szale�stwo, pomy�la�a. Nie s�dzi�a na�wet, �e mo�na si� kocha� przy piwnicznej �cianie, i na to wspomnienie przeszy� j� s�odki dreszcz. R�wnocze�nie z ci�kim jak o��w serce u�wiadomi�a sobie, �e tabor Jo mo��e nadjecha� lada dzie�. By� ostatni tydzie� lipca, �niwa prawie zako�czone. Pozosta�y wprawdzie jeszcze sianokosy na g�rskich ��kach, ale z tym dworscy parobkowie ju� sobie sami poradz�. Jo zrobi� to, co do niego nale�a�o, pomy�la�a Mali i �cisn�� j� strach, co by si� sta�o, gdyby we dworze si� dowiedzieli, co jeszcze uczyni�. Czym pr�dzej si� wi�c prze�bra�a i wr�ci�a do swych zaj��.
Tego wieczoru Johan dopad� j�, kiedy wk�ada�a nocn� koszul�. Wzdrygn�a si� i pr�bowa�a si� odsun��. Po nocy sp�dzonej z Jo przy szopie na brzegu Johan jej jeszcze nie dotyka�. Min�o co prawda raptem par� dni, ale dla niej za�cz�o si� jakby nowe �ycie.
- Co to, m�oda �onka nie ma ochoty? - zapyta� Johan pogardliwie i �cisn�� j� mocniej za ramiona.
Poczu�a od niego bimber. Zdziwi�a si�, bo od d�u�szego czasu nie pi�. Ciekawe, co sk�oni�o go tym razem do si�gni�cia po butelk�.
- Nie... nie czuj� si� zbyt dobrze - wymamrota�a i od�wr�ci�a g�ow�, gdy m�� usi�owa� j� poca�owa�.
Wszystko w niej gwa�townie protestowa�o. Nie mog�a znie�� nawet my�li, �e Johan mia�by j� teraz posi���. Je�stem kobiet� Jo, my�la�a zrozpaczona, ale zaraz przypo�mnia�a sobie, �e Jo wnet wyjedzie, a jej pozostanie nadal dzieli� st� i lo�e z Johanem. I tak up�ywa� b�dzie rok za ro�kiem...
- Nie dzi�, Johan - ponowi�a pro�b�.
By� mo�e �atwiej by�oby jej �cierpie� blisko�� m�a, gdy�by up�yn�o troch� wi�cej czasu, gdyby Jo nie by�o ju� w Stornes.
Johan nie pr�bowa� nawet niczego t�umaczy�, popchn�� Mali na ��ko i wzi�� j� na sw�j spos�b ostro, z jak�� gwa��town� desperacj�, bez jednej pieszczoty ani dobrego s�owa.
Nast�pnego dnia przyby� do dworu tabor Jo. Mali po�czu�a, jak krew odp�ywa jej z twarzy, gdy zobaczy�a cyga�skie wozy skr�caj�ce na podw�rze. A wi�c to koniec, pomy��la�a. Mo�e to i lepiej?
Mali nie znios�aby wi�cej takich nocy jak miniona, maj�c �wiadomo��, �e gdzie� blisko �pi Jo. Przygnieciona cia�em m�a, czu�a si� tak, jakby zdradzi�a Jo i najlepsz� cz�stk� samej siebie, cho� obiektywnie to Johanowi nie do�chowa�a wierno�ci.
Tabor cyga�ski nie zosta� nawet do nast�pnego dnia. Jo otrzyma� nale�n� zap�at� od Siverta. Wszyscy si� z nim po��egnali i �ciskaj�c d�o�, dzi�kowali za pomoc. Sivert zapew�nia�, �e nigdy nie zapomn� tego, co zrobi� dla dworu Stor�nes. Nawet Johan poda� Jo r�k� i wyrazi� podzi�kowanie. Na u�amek sekundy spojrzenia Jo i Mali spotka�y si� nad g�ow� Johana.
Gdyby wiedzia�, za co dzi�kuje Cyganowi, pomy�la�a Mali, czuj�c, jak strach �ciska j� w piersi. A Jo obszed� wszystkich i ka�demu poda� r�k� na po�eg�nanie, dzi�kuj�c za mi�e dni i dobre traktowanie.
-�yj dobrze, Mali - powiedzia� i uj�wszy jej d�o� w obie r�ce, wcisn�� jej jaki� ch�odny, twardy przedmiot.
- Dzi�kuj� i wzajemnie - odpowiedzia�a Mali zduszo�
nym g�osem i zacisn�a d�o�. - Ty tak�e �yj dobrze. No i Jo odjecha�. Mali wymkn�a si� z domu i znalaz�a spokojny k�t na strychu pralni. Dopiero tam, zamkn�wszy za sob� dok�ad�nie drzwi, sprawdzi�a, co trzyma w d�oni. Oszo�omiona pa�trzy�a na pi�knie cyzelowan� srebrn� obr�czk�. Powoli wsun�a j� na �rodkowy palec lewej r�ki, bo na palec ser�deczny by�a za lu�na, i �zy nap�yn�y jej do oczu. Musn�a ustami l�ni�c� obr�czk�, kt�r� Jo zapewne sam zrobi�, i wzruszona przyrzek�a sobie, �e na zawsze zachowa wspo�mnienia o m�czy�nie swojego �ycia, a obr�czk� od niego b�dzie nosi� po kres swych dni. Musi tylko wymy�li�, co od�powiedzie�, gdy kto� o ni� zapyta. Ostatecznie mo�e powie�dzie�, �e to pami�tka od mamy, nikt przecie� nie b�dzie te�go sprawdza�.
Lato min�o i nadesz�a jesie�. Szpaki zbiera�y si� do odlotu, a zbocza g�r ustroi�y si� w jesienne barwy. Mali przechwy�tywa�a raz po raz badawcze spojrzenia babci, kt�ra jednak
o nic nie pyta�a. Noce i dni po wyje�dzie Jo zla�y si� Mali w jedno. Wymyka�a si� tak cz�sto, jak tylko mog�a, do ci�chej sypialni na poddaszu, ale najch�tniej siada�a wieczora�mi przy drewnianej szopie na �odzie. Z zamkni�tymi ocza�mi ws�uchiwa�a si� w odg�osy faluj�cego morza. W sercu czu�a dziwn� mieszank� g��bokiego smutku i bezmiernej t�sknoty za Jo, za mi�o�ci�, z kt�rej zrezygnowa�a, i cichym szcz�ciem, kt�re dzi�ki niemu pozna�a. My�la�a o nim w ka�dej godzinie dnia, a noc� przychodzi� do niej we snach.
- Jeste� jaka� inna - stwierdzi� kt�rego� wieczoru Jo�han, kiedy uk�adali si� do snu.
- Inna? - zdziwi�a si� Mali, czuj�c, jak strach �ciska j� w piersi. - Co masz na my�li? Jak to inna? - No, nie wiem dok�adnie - odpar� Johan niepewnie. �� Wydajesz si� troch�... Czy czasem si� co� nie szykuje, hm? -
doda� z r�wn� niepewno�ci� i popatrzy� na �on�. W pierwszej chwili nie zrozumia�a, o co mu chodzi, ale
wnet obla�a si� rumie�cem. Johan s�dzi�, �e ona spodziewa si� dziecka! Ju� mia�a stanowczo zaprzeczy�, gdy nagle do�zna�a ol�nienia. Przecie� ju� dawno min�� termin jej comie�si�cznej przypad�o�ci! Zaraz... kiedy ostatnio krwawi�a? Gor�czkowo cofn�a si� my�lami i przypomnia�a sobie, �e pra�a p��cienne opaski tego dnia, gdy Jo przyby� do dworu �si�dmego lipca. Potem ju� nie mia�a miesi�czki. Od ponad dw�ch miesi�cy!
Johan po�o�y� d�o� na ramieniu Mali i powoli obr�ci� j� do siebie. Uwa�nie przyjrza� si� �onie, kt�ra spu�ci�a wzrok i poczerwienia�a.
- Spodziewasz si� dziecka, Mali, prawda? - wyszepta� chrapliwie. - Dobry Bo�e, jeste� brzemienna? Dlaczego nic mi nie powiedzia�a�?
Przytuli� j� mocno do siebie i zaszlochal. Oparta niewy�godnie o jego pier�, policzkiem wyczuwa�a gwa�towne bicie serca.
Dobry Bo�e, co ja uczyni�am, pomy�la�a przera�ona, bo nawet przez chwil� nie mia�a w�tpliwo�ci, �e m�� ma racj�: wreszcie zasz�a w ci���. R�wnie pewna by�a tego, kto jest ojcem tego dziecka. Co prawda spala z Johanem kilkakrot�nie w tym okresie, ale intuicja podpowiada�a jej, �e male�kie �ycie, kt�re w niej ro�nie, pocz�� Jo. W jej oszo�omionej g�owie szala�y emocje, bezgraniczna rado�� z powodu dziec�ka, kt�re nosi�a w swym �onie, i blady strach, �e kto� odgad�nie prawd�.
Chocia�... czy to mo�liwe?
Mali pomy�la�a o babci i poczu�a ucisk w �o��dku. Tak, staruszka domy�li si� wszystkiego, cho� na pewno nikomu nie zdradzi. Nie potrafi�aby tego zrobi� Johanowi! Zreszt� jak powiedzie�, �e dziedzic, kt�ry jest w drodze, nie ma w sobie nawet kropli krwi rodu Stornes�w? Tym bardziej, �e nie mo�na tego wiedzie� na pewno, rozmy�la�a Mali. Prze�cie� mimo wszystko utrzymujemy z Johanem kontakty ma���e�skie ju� od ponad roku. Nie, babcia raczej b�dzie mil�cze�, bez wzgl�du na to, co o tym s�dzi i czego si� domy�la.
- Och, Mali, Mali - wyszepta� Johan i delikatnie j� odsu�n��. - Pomy�l, �e b�dziemy... �e ty wreszcie...
Jego oczy zal�ni�y od �ez, a g�os zdradza� wielkie wzru�szenie. Obejmowa� j� ostro�nie, jakby by�a z porcelany. Ni�gdy jeszcze nie widzia�a go tak szcz�liwego, a zarazem tak uroczystego. Dla Mali sta�o si� jasne, �e odt�d musi odgry�wa� swoj� rol� najlepiej, jak potrafi, by Johan nigdy nie na�bra� podejrze�, �e �ona nosi pod sercem nie jego dziecko.
Tyle jestem winna swojemu m�owi, my�la�a. Nie wolno mi zniszczy� rado�ci, jak� odczuwa!
Domy�la�a si�, �e i jemu nie zawsze by�o lekko. Nie jest w stanie go pokocha�, ale mo�e kiedy urodzi im si� dziecko, po��czy ich mi�o�� do male�stwa? Bo Mali ani przez chwi�l� nie w�tpi�a, �e zar�wno Johan, jak i te�ciowie b�d� ub�stwia� dziecko, kt�re si� narodzi.
Tyle mog� po�wi�ci�, my�la�a oszo�omiona now� sytu�acj�. Pozwol� im kocha� swoje dziecko. W ko�cu to ono zo�stanie kiedy� dziedzicem Stornes, mimo �e tak naprawd� nie b�dzie mia�o do tego �adnych praw.
A je�li kiedy� wyjdzie na jaw, �e to dziecko Jo? Na my�l
o tym przeszed� j� dreszcz. Dobry Bo�e, spraw, by dziecko by�o podobne do mnie, modli�a si� desperacko. Niech niko�mu nie przyjdzie do g�owy, by poda� w w�tpliwo�� ojcostwo Johana.
- Dlaczego nic nie powiedzia�a�? - zapyta� Johan po�nownie i troskliwie pom�g� jej si� u�o�y� w ��ku.
- Nie by�am... Chcia�am mie� ca�kowit� pewno�� - wy�szepta�a Mali. - Wiedzia�am przecie�, �e ty... Uwa�a�am, �e nie powinnam ci robi� przedwczesnych nadziei - doda�a i zamkn�a oczy.
K�amstwo jej doskwiera�o. Nie s�dzi�a, �e b�dzie sobie co� z tego robi�, ale teraz czu�a si� po prostu okropnie. Johan nie zas�u�y� na to, my�la�a ze smutkiem. Tylko �e
teraz ju� na to za p�no. Czasu nie da si� cofn��. Jedyne, co mog� zrobi�, to postara� si� by� dla niego lepsz� �on�. Po�zwol� mu na rado�� i dum� z potomka.
Johan delikatnie odgarn�� pozlepiane potem kosmyki z jej czo�a. Nie wiedzia�a, �e jego d�onie potrafi� dotyka� z tak� czu�o�ci�.
- Chyba nie czujesz si� chora? - zapyta� z l�kiem. �Chyba wszystko... wszystko jest normalnie? - doda� z lek�kim zak�opotaniem i poczerwienia�.
- Wszystko jest normalnie - odpar�a Mali cicho. - Mo��esz by� spokojny.
Uj�a go za r�k� i przy�o�y�a do swego policzka, a potem musn�a wargami spracowan� d�o�. Nigdy wcze�niej tego nie robi�a, nigdy dobrowolnie nie okaza�a mu pieszczoty. Gdy Johan pochyli� si� i j� poca�owa�, nie odwr�ci�a g�owy. Nie mog�a go ca�kiem odsun��, dr�czy�o j� zbyt du�e po�czucie winy. Poza tym mia�a nadziej�, �e teraz, by nie za�szkodzi� dziecku, Johan pozostawi j� przez d�u�szy czas w spokoju.
Lepiej okaza� mu wi�cej dobrej woli, pomy�la�a z bij��cym sercem. Zn�w uderzy�a j� my�l, �e w �yciu wszystko ma swoj� cen�.
Kiedy po r�wnym oddechu pozna�a, �e Johan zasn��, wy�sun�a si� po cichu z ��ka i podesz�a do okna. W wieczor�nym mroku zamajaczy�y w oddali kontury drewnianej szopy.
Co ja zrobi�am? - pomy�la�a ze strachem, kt�rego powa�g� dopiero teraz tak naprawd� sobie u�wiadomi�a.
To dziwne, ale nie wpad�o jej do g�owy, �e chwile prze�y�te z Jo mog� mie� konsekwencje. W jego obecno�ci w�a�ci�wie w og�le nie by�a w stanie jasno my�le�.
Zreszt� po wyje�dzie wcale nie by�o lepiej, pomy�la�a z ironi�. Miesi�czne krwawienia pojawia�y si� u niej regularnie, powinna wi�c ju� dawno zrozumie�, �e zasz�a w ci���. I na�
gle przepe�ni�a j� wielka rado��, �e spodziewa si� dziecka m�czyzny, kt�rego kocha ponad wszystko na �wiecie. Cho� post�pi�a niegodziwie wobec prawowitego ma��onka, kt�ry spal obok, wszystko w niej �piewa�o z rado�ci.
-Nosz� pod sercem twoje dziecko, Jo - wyszepta�a w nocny mrok.
On nigdy nie spotka tego dziecka, ale ona b�dzie je ko�cha�a za dwoje. Odt�d ju� na zawsze b�dzie przy niej cz�st�ka Jo, mimo �e Mali b�dzie zmuszona pos�u�y� si� k�am�stwem i dzieli� si� dzieckiem z tymi, kt�rzy uwa�a� je b�d� za potomka rodu, krew ze swej krwi.
Ale dam rad�, pomy�la�a. Wreszcie �ycie nabra�o sensu, teraz poradz� sobie ze wszystkim.
W tym osobliwym nastroju u�o�y�a si� wreszcie do snu. D�ugo tak le�a�a wpatrzona w ciosane belki powa�y, roz��wietlone ksi�ycowym blaskiem. W ko�cu zasn�a z d�o�mi u�o�onymi na ciep�ym p�askim brzuchu.
ROZDZIA� 3
Kiedy po obiedzie Johan wzi�� Mali za r�k� i chrz�kn��, by zwr�ci� na siebie uwag�, w izbie powoli ucich�y rozmowy. Wszyscy skierowali spojrzenia na niego i t�, kt�ra sta�a obok ze spuszczonym wzrokiem.
Wielu zapewne zachodzi�o w g�ow�, co si� �wi�ci, bo Jo�han ju� od rana promienia� niczym s�o�ce. Chodzi� z dum�nie uniesion� g�ow� i, co niecz�sto mu si� zdarza�o, rozda�wa� mile s�owa, kt�re wprawia�y wszystkich w zdumienie. Johan bowiem nie nale�a� do tych, kt�rzy odzywaj� si� bez powodu.
- Zr�czna z ciebie dziewczyna, Ane - rzek�, kiedy s�u���ca nalewa�a mu kaw� przy �niadaniu. - Zreszt� Ingeborg tak�e uwija si� jak fryga.
Ane os�upia�a i omal nie upu�ci�a mu na kolana dzban�ka z kaw�. Sp�on�a rumie�cem z rado�ci i niedowierzania, bo we dworze rzadko s�ysza�o si� pochwa�y. Co si� dzieje z tym dziedzicem? Na og�l ciska� si� po dworze jak w�ciek�y byk, przynajmniej odk�d si� o�eni�. Tego dnia by� jednak ca�kiem odmieniony.
Mo�e nie jest jednak taki z�y, skoro potrafi si� u�mie�cha� i przyja�nie odnosi� do ludzi, pomy�la�a Ane. Szkoda, �e tak rzadko.
Beret tak�e spojrza�a na Johana badawczo, a u nasady jej nosa pojawi�a si� g��boka zmarszczka.
- Co jest? - zapyta�a podniesionym g�osem. - Zjad�e� co�, co ci zaszkodzi�o?
Ale Johan tylko si� u�miechn�� i wsta� od �niadania, a kiedy znikn�� w drzwiach, na twarzach wszystkich zago��ci�a ciekawo��. Nikt nie wiedzia� te�, gdzie jest Mali.
Przy obiedzie Johan posila� si� z apetytem i pilnowa�, by p�miski wraca�y wci�� do Mali, kt�ra jednak nie wykazy�wa�a r�wnej ch�ci do jedzenia. Grzeba�a sztu�cami w tale�rzu i tylko raz po raz bra�a do ust jaki� k�s.
- Powinna� je��, chyba rozumiesz - zwr�ci� si� do niej przyja�nie Johan i poklepa� po d�oni.
Mali zaczerwieni�a si� po cebulki w�os�w, a pozostali sto�ownicy popatrzyli zaintrygowani. Nie s�yszeli, by Jo�han kiedykolwiek zamieni� z �on� cho� s�owo przy posi��kach, odk�d ta pojawi�a si� we dworze. Tymczasem teraz zdoby� si� nawet na czu�y gest wobec niej, a kiedy oboje wstali od sto�u, chwyci� Mali za r�k� i odchrz�kn�� zna�cz�co.
- No c�, chcia�em tylko oznajmi�, �e czekaj� nas tu we dworze wielkie wydarzenia - o�wiadczy� i dumny rozej�rza� si� wok�. - Mali spodziewa si� dziecka! Dziedzic Stornes jest w drodze. Przyjdzie na �wiat w okolicach kwietnia. Prawda? - zwr�ci� si� do �ony i obj�� j� ramie�niem, a ona tylko skin�a g�ow�, nie podnosz�c wzroku.
Na kr�tk� chwil� w izbie zaleg�a kompletna cisza, a twa�rze zebranych wyra�a�y prawdziwe zaskoczenie, ale zaraz potem wybuch�a rado�� i gratulacjom nie by�o ko�ca. Na�wet Beret podesz�a do ma��onk�w i �ciskaj�c d�o� syna, po�patrzy�a na� ze �zami w oczach i rzek�a:
- Ale� z was odmie�cy! �eby nic wcze�niej nie powie�
dzie�, gdy my tu wszyscy czekamy i czekamy... Rzuci�a Mali wymowne spojrzenie. - Dobrze ju�, dobrze - odpar� Johan zak�opotany. -
Chcieli�my po prostu by� pewni, prawda? Teraz ju� wiado�mo, �e dziedzic urodzi si� w kwietniu.
Nawet nie przysz�o mu do g�owy, �e mo�e urodzi� si� dziewczynka.
Beret sta�a przed Mali troch� zak�opotana, ale przemog��a si� i j� obj�a. Mali z wra�enia omal nie zemdla�a. Nigdy nie przypuszcza�a, �e te�ciowa j� kiedy� przytuli. Zawsty�dzi�a si�, wiedz�c, �e rado�� Beret opiera si� na fa�szywych przes�ankach, i jeszcze bardziej poczerwienia�a. Nie czu�a si� dobrze, ok�amuj�c ludzi, z kt�rymi mieszka�a pod jed�nym dachem.
- Teraz, moja droga, musisz na siebie uwa�a� - orzek�a Beret. - Odt�d nie b�dziesz wykonywa� �adnych ci�kich prac. Nie pozwol�, by co� z�ego si� sta�o naszemu przysz�e�mu dziedzicowi teraz, gdy wreszcie jest w drodze.
Kiedy Mali podnios�a wzrok, napotka�a spojrzenie Si�verta, kt�re nabra�o jakiego� nowego blasku. Zabola�o j� i zasmuci�o, �e robi g�upca z tak dobrego cz�owieka. Babcia tak�e wsta�a i przytuli�a j� mocno, a kiedy ju� wypu�ci�a z obj��, mia�a �zy w oczach.
- Co za rado��! - rzek�a cicho. - Wszyscy tu, we dworze, cieszymy si�, ale chyba Johan najbardziej. Zas�u�y� na po�tomka, ch�opaczyna.
W izbie hucza�o od g�o�nych rozm�w. Mali uj�a d�o� staruszki i przytuli�a mocno do swego policzka. Nikt nie zwraca� uwagi na te dwie kobiety, kt�re dzieli�a du�a r�ni�ca wieku.
- Tak, zas�u�y� na potomka - odpar�a cicho Mali i doda��a: - To jest i b�dzie jego dziecko. Wiesz o tym, babciu, prawda?
Staruszka nie od razu odpowiedzia�a, ale pog�aska�a Mali po policzku i nachyliwszy si�, szepn�a jej do ucha:
- Tak, wiem. Nigdy nie pozw�l na to, by mia� cho� cie� w�tpliwo�ci, dziecino! Mali obla�a si� rumie�cem, ale babcia zd��y�a si� od�
wr�ci� i poku�tyka�a w stron� drzwi. Pog�oska o tym, �e w Stornes wreszcie spodziewaj� si� potomka, rozesz�a si� b�yskawicznie. Do dworu zacz�li si� zje�d�a� go�cie: jedni, by �yczy� m�odym rodzicom szczꭜcia, inni spragnieni sensacji. Takie wra�enie mia�a przynaj�mniej Mali, gdy wypytywali j� o szczeg�y i udzielali do�brych rad. Ona sama oby�aby si� bez tego ca�ego rozgardiaszu, ale Johan sprawia� wra�enie, jakby nie m�g� si� tym wszyst�kim nasyci�. Z rozpromienion� twarz� kr��y� w�r�d go�ci dumny jak paw, cz�sto obejmowa� Mali ramieniem w obec�no�ci innych, jakby chcia� j� os�oni�. Pozwala�a mu na to, stara�a si� jak nale�y odgrywa� sw� rol�, cho� przychodzi�o jej to z trudem.
Dla Mali by� to przedziwny czas oczekiwania. Przera�o�na i zrozpaczona wyrzuca�a sobie, �e oszukuje dobrych lu�dzi, zw�aszcza Siverta, cho� i Johan, jej zdaniem, na to nie zas�ugiwa�. G��wnie jednak m�czy�a j� w�asna nieuczci�wo��. Nie powinna korzysta� z tego, co jej si� nie nale�y. Wychowa�a si� w przekonaniu, �e co innego by� biednym, a co innego nieuczciwym.
Cz�sto my�la�a o tym, �e nie powinna nadu�ywa� dobrej woli w�a�cicieli Stornes. Wszyscy, ��cznie z Beret, chodzili ko�o niej, pilnowali, by nie d�wiga�a, aby si� odpowiednio od�ywia�a i nie zrywa�a o �wicie. Troszczyli si�, by mia�a jak najwi�cej spokoju. Mali nie przypuszcza�a nawet, �e czas oczekiwania na przyj�cie na �wiat dziedzica Stornes wpro�wadzi tyle zmian w codziennym �yciu we dworze. Wola�aby, aby nie robiono wok� jej ci��y tyle zamieszania, by nie pil�nowano jej na ka�dym kroku, mimo �e czyniono to w dobrej wierze. Cho� rozumia�a ich intencje, ca�a ta dobra wola i troska by�a trudna do zniesienia. Cich� rado��, kt�r� od�czuwa�a w g��bi serca, ka�dego dnia m�ci�a �wiadomo��, �e wszystkich oszuka�a, i to w taki perfidny spos�b.
Zdarza�o si�, �e Mali nie spa�a po nocach, rozwa�aj�c, czy nie powiedzie� prawdy. Zastanawia�a si�, czy tak nie b�dzie lepiej, zar�wno dla niej samej, jej nienarodzonego dziecka, jak i w�a�cicieli Stornes. Ale w takich momentach wpada�a w panik�. U�wiadamia�a sobie, jaki smutek, gorycz i nienawi�� wywo�a taka nowina, i wiedzia�a, �e nie jest w stanie tego ud�wign��. Zreszt� konsekwencje ponios�aby nie tylko ona, ale i jej rodzina, wreszcie nienarodzone dziec�ko. A o nim musia�a teraz my�le� przede wszystkim. Gdyby wyzna�a prawd�, zosta�aby wyrzucona wraz z dzieckiem na pastw� losu. I cho� na pewno w Buvika przygarni�to by j� pomimo ha�by, jak� na siebie �ci�gn�a, nie�atwo by�oby jej zapewni� dziecku godne �ycie. Do ko�ca swych dni musia��aby cierpie� upokorzenie za to, �e odda�a si� Cyganowi, b�d�c �on� dziedzica Stornes. W oczach �udzi nie ma gorsze�go grzechu, nigdy wi�c by jej to nie zosta�o zapomniane.
W takie noce przywo�ywa�a wci�� Jo, zreszt� i za dnia nie opuszcza�y jej my�li o ukochanym. Jednak w nocnej ci�szy mog�a si� ca�kiem podda� t�sknocie, smutkowi i gory�czy. Zaraz po wyje�dzie Jo Mali usi�owa�a wymaza� go ze swej pami�ci, bo ka�de wspomnienie wywo�ywa�o w niej dotkliwy b�l. Kiedy jednak zrozumia�a, �e te cudne chwile prze�yte razem przynios�y owoc i �e to Jo jest ojcem dziec�ka, kt�re Mali nosi pod sercem, wspomnienia, t�sknota i mi�o�� wybuch�y w niej z now� sil� i nie potrafi�a prawie my�le� o niczym innym. Widzia�a Jo ko�o siebie, zar�wno we �nie, jak i na jawie; wspomina�a jego cudowne oczy ze z�otymi plamkami, jego g�os i gor�ce, delikatne d�onie. Wszystko wr�ci�o do niej z tak� si��, �e czasami pod wp�y�wem owych wspomnie� czu�a w podbrzuszu lepk� wilgo�.
Wci�� na nowo pyta�a sam� siebie, czy nie powinna wy�jecha� wraz z Jo, cho� przecie� ju� w�wczas, gdy j� o to pro�si�, wiedzia�a, �e to niemo�liwe. Tyle �e wtedy nie mia�a jeszcze poj�cia o dziecku. Czasami odzywa� si� w niej �al i udr�ka. Przecie� Jo powinien pomy�le� o tym, �e ich zbli��enia mog� mie� powa�ne konsekwencje. Nie powinien jej zostawi� samej we dworze. Ale potem przypomina�a sobie, �e przecie� sama dokona�a wyboru, bo Jo do samego ko�ca b�aga�, by z nim wyjecha�a. A to, �e nie dawa� znaku �ycia, oznacza�o, �e dotrzymuje s�owa, jakie na nim wymusi�a. Czasami marzy�a o tym, by wr�ci�, mimo �e mu zakaza�a. By przyby� przystojny i silny i zabra� j� ze sob�. Zdj�� z niej wszelkie troski, po�o�y� kres k�amstwom i upokorzeniom. Przytuli� j� do siebie i powiedzia�, �e nale�� do siebie. Bu�dzi�a si� z takich sn�w nieprzytomnie szcz�liwa, p�ki nie u�wiadomi�a sobie, �e to tylko senne marzenia, i wtedy zn�w ogarnia�o j� rozgoryczenie. Nawet je�li Jo nic nie wie
o dziecku, my�la�a, powinien si� domy�li�, �e po tym, co ra�zem prze�yli, �ycie z Johanem, ka�da sp�dzona z nim noc, b�dzie dla niej piek�em. Przecie� jej serce na zawsze nale�y do Jo! Jak mo�e wi�c j� skazywa� na tak� udr�k� i upoko�rzenie, skoro zapewnia� o swoim wielkim uczuciu? A mo�e tylko jej si� wydawa�o, �e m�wi� o mi�o�ci? Mo�e znalaz� so�bie ju� kogo� innego?
Podczas ciemnych nocy zazdro��, przemieszana z t�sk�not� i rozpacz�, powodowa�a b�l w ka�dym skrawku cia�a Mali. Jej my�li pl�ta�y si� w kompletnym chaosie. Najczꭜciej wtedy nakrywa�a si� ko�dr� i p�aka�a.
Budzi�a si� co rano zm�czona, z zaczerwienionymi oczami. Johan otula� j� dok�adnie futrzan� narzut� i patrzy� na ni� zatroskany.
- Czy ci czasem co� nie dolega? - pyta� pe�en obaw.
Mali tylko kr�ci�a g�ow� i odpowiada�a, �e �le spala, co zreszt� by�o zgodne z prawd�. Jakie by�y prawdziwe powo�dy bezsenno�ci, nie wspomina�a.
- Pole� sobie jeszcze troch� - m�wi� Johan. - Zejdziesz, jak si� lepiej poczujesz. Nie ma po�piechu.
Dobry Bo�e, my�la�a Mali zrozpaczona. Dlaczego nagle sta� si� taki mi�y i dobry? By�oby jej �atwiej, gdyby Johan pozosta� draniem i brutalem, kt�ry upokarza� j� od po�lub�nej nocy. Stara�a si�, jak tylko mog�a, odwzajemni� trosk�, jak� otacza� j� od chwili, gdy dowiedzia� si� o jej ci��y, by w ten spos�b uciszy� wyrzuty sumienia. On za� przyjmowa� ka�dy jej u�miech z blaskiem w oczach, wzruszony i szczꜭliwy.
Nie znaj�c prawdy, przynajmniej nie cierpi, my�la�a Ma�li zm�czona. Przeciwnie, rozsadza go duma i rado��, jak jeszcze nigdy dot�d.
No i by�o jeszcze co�. Johan przesta� j� zmusza� do zbli��e�, co go z pewno�ci� wiele kosztowa�o. Raz po raz pie�ci� jej pier� lub przytula� j� mocno i ca�owa� intensywnie, ale dalej si� nie posuwa�. Ba� si� histerycznie, �e przez niego Mali mog�aby straci� dziecko.
Mali za� ch�tnie utwierdza�a go w tym przekonaniu, mi�mo �e dobrze wiedzia�a, i� ma��e�skie igraszki nie mog� zaszkodzi� dziecku. Tyle przynajmniej dowiedzia�a si� z opowie�ci innych m�odych m�atek, kt�re dzieli�y si� do��wiadczeniami z okresu ci��y. W wi�kszo�ci ich m�owie nie trzymali si� na uboczu i dopiero w ostatnim miesi�cu powstrzymywali si� od wsp�ycia. A niekt�re kobiety przy�znawa�y z rezygnacj�, �e m�owie prawie do dnia porodu korzystali ze swych praw. Dla Mali za� by�o wybawieniem, �e Johan w og�le jej nie dotyka�.
Le�a�a przykryta po sam� brod� w sypialni na cichym poddaszu i nas�uchiwa�a odg�os�w jesiennego sztormu ude�rzaj�cego z wielk� sil� w budynki dworu. Nie pozwolono jej pomaga� przy myciu owiec, a tym bardziej nie wolno jej by��o si� schyla� przy strzy�eniu. Uczestniczy�a jednak w ubo�ju, ale musia�a przyrzec, �e nie b�dzie d�wiga� nic ci�kie�go. Wzi�a te� tak jak zwykle udzia� w odlewaniu �wiec, chocia� Beret pilnowa�a, by co jaki� czas odpoczywa�a. Mia��a wi�c mniej pracy ni� zazwyczaj i czas cz�sto jej si� d�u��y�. Postanowi�a zaj�� si� tkaniem. Wybra�a si� do babki Jo�hana mieszkaj�cej w oddzielnej cz�ci budynku, do kt�rej
�przenosili si� zawsze gospodarze po przekazaniu dworu
w r�ce swoich nast�pc�w. Siedz�c przy krosnach, zastanawia�a si�, czy nie powinna
porozmawia� z babci� i poradzi� si�, jak post�pi�, ale nie mog�a si� na to zdoby�.
Kt�rego� popo�udnia, kiedy razem pi�y kaw�, babcia spojrza�a na ni� nagle i zapyta�a cicho:
- Jak si� czujesz, moje dziecko?
Mali natychmiast si� zorientowa�a, �e babcia nie pyta
o ci���, lecz po prostu ciekawi j�, jak si� jej �yje z k�am�stwem, kt�rego si� dopu�ci�a. Mali dr��c� r�k� odstawi�a fi�li�ank� i odwa�y�a si� spojrze� w patrz�ce z powag� szare oczy staruszki.
-Wiesz, babciu, o wszystkim - powiedzia�a, szarpi�c nerwowo paznokie�. - Wiedzia�a� to przez ca�y czas, praw�da? Ale przecie� nie mo�na mie� absolutnej pewno�ci! Sy�piam w jednym �o�u z Johanem od ponad roku i oczywi�cie wielokrotnie pr�bowa�...
Obla�a si� rumie�cem i spu�ci�a wzrok. Babcia przez chwil� si� nie odzywa�a, ale wreszcie zapyta�a:
- Masz w�tpliwo�ci?
Mali pokr�ci�a g�ow� w milczeniu, a do oczu nap�yn�y jej �zy.
- Nie, chyba nie. Nigdy jednak nie s�dzi�am, babciu, �e tak si� stanie. Spotka�am Jo w Gjelstad na kr�tko przed tym, gdy zosta�o postanowione, �e po�lubi� Johana. Wtedy nic si� mi�dzy nami nie wydarzy�o, ale czu�am co�... - Ode�tchn�a g��boko i szlochaj�c, spojrza�a staruszce w oczy. �Uwierz mi, �e nie k�ami�, m�wi�c, �e nie chcia�am, by tak si� sta�o. Ale kiedy Jo si� tu pojawi� i pozosta� we dworze przez jaki� czas, to... - zamilk�a i zas�oni�a d�oni� oczy. �Nie zrobi�am tego, by si� zem�ci� na Johanie, babciu. To �wi�ta prawda. Ale to by�o co�... co�, nad czym nie potrafi��am zapanowa�.
- Tak, widzia�am - odpar�a staruszka, a jej spojrzenie wyra�a�o bezgraniczny smutek. - Zdziwi�o mnie tylko, �e nikt inny tego nie zauwa�y�. Ale za to mo�emy tylko dzi�kowa� Bogu. Ja nie wyjawi� nikomu tego, co wiem. �ywa
dusza nie dowie si� ode mnie prawdy. Bo co by z tego wy�sz�o? Nigdy nie widzia�am jeszcze Johana tak szcz�liwego i dumnego. Nie mog�abym go tego pozbawi�! Cho� pragnꭳabym ca�ym sercem, aby to by�o jego dziecko - doda�a ci�cho. - Jemu te� nie dane by�o prze�y� zbyt wiele szcz�cia w tym �yciu.
Przez chwil� zaleg�a mi�dzy nimi cisza.
- Pami�tasz, jak ci kiedy� powiedzia�am, �e Johan nie potrafi� zapanowa� nad uczuciami do ciebie? Dlatego mu�sia� ci� zdoby� za wszelk� cen�, mimo �e przekonywa�am go, i� z tego b�dzie tylko nieszcz�cie? Ale to by�o silniejsze od niego. Pami�tasz moje s�owa? - powt�rzy�a.
Mali w milczeniu pokiwa�a g�ow�.
- Wtedy chyba nie rozumia�a�, co to znaczy. Ale teraz ju� wiesz, jak to jest, gdy uczucia pozbawi� normalnego cz�owieka rozumu i zdrowego rozs�dku. Kiedy si� nie kon�troluje swoich uczu�, mo�na kogo� mimowolnie zrani�. Jo�han uciek� si� do podst�pu, by zdoby� kobiet�, kt�rej po���da� nade wszystko. I skrzywdzi� ciebie. Uczyni� to dlatego, �e nie potrafi� oprze� si� uczuciom, tak jak ty.
Babcia poklepa�a dr��c� r�k� Mali, kt�ra skuba�a serwe�t� na stole.
- Prosz� ci�, Mali, zapami�taj, �e nie jeste� wcale lepsza od Johana. Ju� nie...
Mali siedzia�a w milczeniu, a po policzkach p�yn�y jej �zy. Nie zgadza�a si� ze staruszk�. Przecie� odda�a si� z mi��o�ci komu�, kto j� r�wnie mocno kocha�. Do Johana nigdy nic nie czu�a i nie s�dzi�a, by go cho� troch� obchodzi�a. Chcia� j� tylko posi��� na w�asno��. Jak mo�na wi�c robi� takie por�wnania? Mi�o��, kt�rej uleg�a, by�a mi�o�ci� za�kazan�, poniewa� odda�a si� Jo, b�d�c prawowit� �on� Johana. Zgrzeszy�a �wiadomie, ale nic nie mog�o jej po-
�wstrzyma�. Mo�e wi�c rzeczywi�cie, uwzgl�dniaj�c to wszyst�ko, nie jest wiele lepsza od swego m�a?
- By� mo�e w tym, co m�wisz, tkwi odrobina racji - od�rzek�a cicho. - Obiecuj�, �e b�d� o tym pami�ta�. Wiesz, �e nie mog� pokocha� Johana, nigdy nie potrafi�am obudzi� w sobie gor�cego uczucia do niego. Teraz za� mam pew�no��, �e moj� najwi�ksz� i jedyn� mi�o�ci� jest Jo. To on jest mi przeznaczony tu na ziemi, babciu. Ale jego ju� nigdy wi�cej nie zobacz�, a on nie wie o dziecku - doda�a. - Tylko ty i ja znamy prawd�.
Przez chwil� siedzia�y w milczeniu zas�uchane we w�as�ne my�li. W ko�cu Mali wyprostowa�a si� i uj�a d�o� sta�ruszki.
- Od teraz postaram si� by� lepsz� �on� dla Johana -doda�a i wytar�a mokr� twarz chusteczk�, kt�r� poda�a jej babcia. - Uczyni� wszystko, co w mojej mocy, by nasze wza�jemne stosunki jako� si� u�o�y�y. Dziecko, kt�re si� urodzi, b�dzie wy��cznie jego dzieckiem. Przynajmniej tyle jestem Johanowi winna, skoro to dziecko ma odziedziczy� kiedy� Stornes.
Stary stoj�cy zegar wybi� siedem razy. Za oknami by�o ciemno jak w nocy, deszcz siek� o szyby. - A mo�e lepiej, �ebym wyzna�a ca�� prawd�, babciu? -zapyta�a nieoczekiwanie Mali. - My�la�am o tym...
-Nie , ta prawda zrani�aby bole�nie wielu niewinnych i obudzi�a nienawi�� trudn� do st�umienia w przysz�o�ci -odpar�a cicho babcia. - Przez chwil� ba�am si�, �e uciek�niesz z tym Cyganem. Ciesz� si�, �e tego nie zrobi�a�, ale wiem, �e nie b�dzie ci lekko, dziecko. Nigdy nie jest dobrze, gdy �ycie i przysz�o�� buduje si� na k�amstwie i zdradzie. A ty b�dziesz musia�a zatai� przed dzieckiem, kim ono jest naprawd�. Przyjdzie ci d�wiga� ci�kie brzemi� w ca�kowi�tej samotno�ci. Ale to pewnie kara...
- Czasami mi si� wydaje, �e nie dam rady - wyszepta�a Mali udr�czona. - T�skni� za Jo i boj� si�, �e kto� odkryje prawd�. Poza tym dr�cz� mnie wyrzuty sumienia, �e oszu�kuj� dobrych ludzi. Nie chcia�am tego, babciu. Uwierz mi!
Staruszka kiwa�a si� na fotelu zapatrzona gdzie� w dal.
- Wierz�, �e nie zrobi�a� tego celowo, Mali, bo nie jeste� z�ym cz�owiekiem. Po prostu ty tak�e nie potrafi�a� zapano�wa� nad uczuciami. B�dziesz wi�c musia�a wzi�� sw�j krzy� i nie�� go przez �ycie najlepiej, jak potrafisz, dziecino. I nie ma co o tym wi�cej m�wi�. To cena za mi�o��, kt�rej posma�kowa�a� tylko odrobin�. Nie mo�esz by� z tym, kt�rego ko�chasz. Mo�e to dla ciebie najci�sza kara...
Mali wsta�a, powoli prostuj�c kr�gos�up, kt�ry jej troch� dokucza� ostatnimi czasy.
- Tak, dla mnie to najwi�ksza kara - powiedzia�a i mija�j�c staruszk�, pog�aska�a j� po policzku. - Moje �ycie bez niego nie jest pe�ne.
- Wszystko ma swoj� cen�, dziecino - powiedzia�a po�woli babcia.
Mali przyj�a jej s�owa w milczeniu, bo a� nazbyt dobrze pozna�a ich sens. Po cichu zamkn�a za sob� drzwi i ode�sz