16126
Szczegóły |
Tytuł |
16126 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16126 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16126 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16126 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Pelpl��ska jesie�
Ok�adk� projektowa� TADEUSZ CIESIULEWICZ
Zdj�cia i reprodukcje wykona� ZYGMUNT GRABOWIECKI
Redaktor Eugenia Kochanowska
Redaktor techniczny Halina Krzemkowska
Korektor Maria Dmochowska
WYDAWNICTWO MORSKIE GDA�SK 1971 Wydanie pierwsze. Nak�ad 5 000 + 250 egz. Ark. wyd. 8,11. Ark. druk. 9,75 + 1,5 ark. ilustr. Papieir druk. mat. V kl. 65 g z fabryki papieru we W�oc�awku. Oddano do sk�adania 30 XII 1970 r. Podpisano do druku i druk uko�czono w czerwcu 1971 .r. Zak�ady Graficzne w Gda�sku, ul. �wi�toja�ska 19/23. Zam. nr 124 � F-5 Cena z� 15.�
�Nigdy ju� polskim Pelplin nie b�dzie" (z przem�wienia Alberta Forstera Gauleitera Okr�gu Gda�sk�Prusy Zachodnie).
�Czego si� oci�gasz, Niemcze, Chwy� za or�, Walcz o niemieckie ognisko, Walcz o sw� spu�cizn� mieczem
i krwi�"
(�Der Geselliger" � z okazji zjazdu hakatysi�w w Malborku w 1906 r.).
I
Wizyia w cukrowni
Do cukrowni w Pelplinie poiszed�em wiedz�c w zasadzie wszystko o wypadkach, jakie wydarzy�y si� tam w pierwszych miesi�cach okupacji hitlerowskiej, jesieni� 1939 roku. Zna�em je do�� dok�adnie z kilku itom�w akt, sporz�dzonych w czasie wieloletniego �ledztwa przez Okr�gow� Komisj� Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gda�sku. Mia�em w pami�ci zeznania najwa�niejszych �wiadk�w zbrodni, opisy morderstw pope�nionych na tutejszych Polakach, dziesi�tki nazwisk ofiar i kat�w, z kt�rych wi�kszo�� wywodzi�a si� z parterowych lub zaledwie jednopi�trowych dom�w tego niepozornego miasteczka nad Wierzyc�.
Akta w swej specyficznej, lakonicznej formie zawiera�y � zdawa�o mi si� �� wszystko, co potrzebne by�o do zrozumienia tragedii mieszka�c�w Pelplina, a przecie� odczuwa�em jaki� niedosyt. Czego? Mo�e atmosfery tych czas�w, w kt�rych s�siad zdecydowa� si� strzela� do s�siada, a towarzysze z jednego miejsca pracy stawali si� �miertelnymi wrogami? Mo�e brakowa�o mi twarzy tych ludzi, normalnych i spokojnych w zwyk�ych czasach, a ca�kowicie odmienionych w chwili wybuchu wojny; ludzi, kt�rzy odrzucili dawne twarze jak zle�a�e maski, by � przywdziawszy brunatne .mundury � ukaza� skrywane dot�d oblicza zaci�te, m�ciwe i nie znaj�ce lito�ci.
Poszed�em wi�c do cukrowni, gdzie wielu z nich pracowa�o, stan��em przed dyrektorem W�adys�awem Bartosz-kiem, wy�o�y�em mu cel przybycia i zacz��em pyita�.
Zapyta�em najpierw o J�zefa Ligmainowskiego. Potem
0 Franciszka Szymanowskiego, Wincentego Kmiittera i So�eckiego, Franciszka So�eckiego.
� So�ecki? Zamordowali go jesieni� 1939 roku. Ligman�wskiego tak�e. A Knitter i Szymainowiski? Tych naizwisk nie spotka�em po wojnie...
In�ynier Bartoszek poidini�s� s�uichaiwk� i po chwili siedzia� obok mnie starszy m�czyzna w roboczym kitlu. By� nim g��wmy mechanik cukrowni Micha� Grabowski. Pracowa� tu przed wojn� i dobrze pami�ta tamte czasy:
� Knitter tak�e zgin�� jesieni� 1939 roku, razem z Franciszkiem Szymamowsfcim, Alfonsem Czarnowskim, W�adys�awem Ma�kowiSkim, Franciszkiem Satoowskim i innymi. Rozstrzelali ich Niemcy, kt�rzy pracowali razem z nimi w naszej cukrowni.
Dyrektor Bartoszek dostrzeg� moje zdumienie. Bo jak�e to, Niemcy w polskiej cukrowni na polskim Pomorzu?
1 dlaczego zamordowali tych, z kt�rymi sp�dzili ca�e lata przy obs�udze tych samych maszyn?!
In�ynier Bartoszek si�gn�� do szafy i poda� mi cienk� broszur� o zniszczonych kartach. Tytu�: �Sprawozdanie Cukrowni Pelplin S-ka Akic. za 1931/32". A na ostatniej stronie, kiedy wzi��em j� do r�ki, ten sam tytu� po niemiecku: �Geschaftsbericht der Cukrownia Pelplin iiber das Betriebsjahr 1931/32".
� Teraz niech pan spojrzy jeszcze tutaj � dyrektor wskaza� mi tekst na stronie pi�tej.
Przebieg�em szybko oczami rz�dki czarnych liter: �Zarz�d Cukrowni Pelplin, S-ka Akc." � i nieco ni�ej, w osobnej linii: �Eugen Ziehm � Joh. Dirksen � Eichholz � Goertz � J. Wiens � v. Kries". I jeszcze ni�ej: �Rada Nadzorcza � K. v. Maercker � przewodnicz�cy".
� A teraiz niech pan spojrzy jeszcze raz na ok�adk�. Na �polskiej" stronie broszury nieznana r�ka wypisa�a
kopiowym o��wkiem 'kilka nazwisk, jedno nad drugim, w przejrzystej kolumnie:
�Dyr.: 1. Wilems, 2. Rab�, 3. Guesewaelt, 4. Busch, 5. Kaczmarek, 6. Poichor owsiki".
Kiedy, sam sobie nie wierz�c, g�o�no powiedzia�em: �Niemcy, sami Niemcy!", Grabowski wtr�ci�:
� Tak, prosz� pana, prawie sami Niemcy! Tak by�o a� do wojny! Przed wojn� w naszej cukrowni robotnikami
byli prawie wy��cznie Polacy, chocia� i w�r�d robotnik�w by�o kilku Niemc�w. Za to nasze biuro i dyrekcja zosta�y prawie ca�kowicie zniemczane. G��wnym mechanikiem by� Lenschiner, dyrektorem technicznym in�ynier Kadereit �� syn w�a�ciciela m�yna ze Skarszew, wagowym Kowalski � oczywi�cie, Niemiec, kasjerk� panna Knoll, a jej ojciec �� zast�pc� mechanika, zmianowym Dablau, elektrykami Paul Drews, Kurt Drews i Oswald. Kr�tko przed wojn� g��wnym mechanikiem zosta� Niemiec Menser...
� A kto by� dyrektorem?
� Antoni Kaozmarek, pan Antoni Kaczmarek. Pochodzi� ze �l�ska, �on� mia� Niemk�. Podawa� si� za Polaka, ale kiedy przyjmowa� nowego pracownika, pyta� po niemiecku: Sprechen sie deutsch? Gzy m�wi pan po niemiecku? � Taki to by� z niego Polak, z naszego dyrektora Kaczmarka! �ona Niemka po niemiecku wychowywa�a mu syna Gunithera i dwie c�rki. Niemieccy ziemianie, kt�rzy obsadzili rad� nadzorcz� cukrowni, dobrze mu p�acili za t� wiern� s�u�b�. Prosz� spojrze�!
Poda� mi bloczek kasowy, odnaleziony w�r�d starych papier�w.
�Asygnata rozchodowa � Cukrownia Pelplin � 30.11.37 r. Kasa wyp�aci p. dyr. Kacizma-rkorwi
tyt. pobor�w za miesi�c listopad 1937 r. z�. 2057,50
s�ownie: dwa tysi�ce pi��dziesi�t siedem 50/100 i zapisze na rachunek pensji � pers. techn. . Powy�sz� kwot� otrzyma�em z kasy Cukrowni Pelplin
Pelplin, dnia 30.11.37 r. (�) Podpis."
� Kaczmarkowie? � ci�gnie dalej Micha� Grafooiwski. � O, to byli wielcy pa�stwo. Mieszkali w pi�trowej okaza�ej willi na terenie cukrowni.
Wida� j� z okien gabinetu dyrektora, otoczon� niedawno zbudowanymi halami, kt�re zast�pi�y stare, czerwone budynki ceglane, wzniesione tu w latach siedemdziesi�tych ubieg�ego wieku.
9
Nie najlepiej powodzi�o si� cukroiwini za rz�d�w dyrektora Kaczmarka i jego niemieckich zwierzchnik�w z rady nadzorczej.
Produkcja spada�a z roku na rok. W 1927 roku wyprodukowano prawie 140 tysi�cy ton cukru, w 1934 roku � 80 tysi�cy ton.
� Na dole � m�wi mechanik Grabowski � Kaczmar-kowie mieli czitery pokoje i kuchni�, na g�rze sypialnie i pokoje go�cinne. Dwa pokoje � jadalnia i pok�j przyj�� � mia�y po 50 metr�w kwadratowych. S�u�ba mieszka�a na poddaiszu. Do pani dyrektorowej, tej Niemki, trzeba by�o m�wi� �gnddige Frau", �askawa pani. Listonosz i ka�dy inny zwyk�y �miertelnik m�g� dochodzi� jedynie do furtki, i tam musia� czeka� na przybycie kogo� ze s�u�by. Willa otoczona by�a p�otem i niedost�pnym dla robotnik�w ogr�dkiem. Je�li komu� uda�o si� dosta� do �rodka, musia� wdziewa� na nogi filcowe �apcie, by nie porysowa� podsadzek. Kaczmarek bra� z polskiej kasy po dwa tysi�ce z�otych miesi�cznie. W czasie wojny, jak przyszli Niemcy, zmieni� nazwisko ma Karsten!
Polskim robotnikom daleko by�o do dyrektorskiej pensji. Maszynista Juliusz Dunikowski w itym samym czasie kwitowa� dwie�cie z�otych, zwykli robotnicy po sto � ale tylko w sezonie, kiedy cukrownia pracowa�a � brygadzi�ci po sto pi��dziesi�t. Byli tylko Polakami!
Przewracani kartki kwitariusza i trafiam na tych w�a�nie, kt�rych szukani. Jest podpis kierownika produkcji Franciszka Szymanowskiego, jest podpis budowniczego Franciszka So�eckiego, a tak�e Wincentego Knittera, pra-cowinika administracyjno-biurowego (tak wszyscy okre�lani s� na kwitach w oficjalnej nomenklaturze cukrowni)-. Sto dwadzie�cia z�otych �za robocizn�" kwitowa� te� niejaki Horst Voegele w�asnor�cznym podpisem.
� Niemiec?
� Jesaoze jaki! SA-mann, jeden z tych, kt�rzy dokonywali tu aresztowa� i rozstrzeliwali pelpli�skich Polak�w. Takich mieli�my wi�cej: Drews, Blaschke...
Obok biur cukrowni wydzielono przed wojn� mieszkanie dla in�yniera, Niemca Kadereita. By� to cz�owiek rzeczowy i spokojny � m�wili o nim robotnicy � niczego z�ego nie mo�na by�o na niego powiedzie�, tylko � nikt ju� nie pami�ta, dlaczego � kilka miesi�cy przed wojn�
zacz�to m�wi�, �e jest jednym z przyw�dc�w tutejszych Niemc�w i �e buntuje ich przeciwko Polsce.
W cukrowni mieszka� te� Niemiec Felt i bracia Drew-sowie, Paul i Kurt. Obaj, podobnie jak wtedy Grabowski, byli elektrykami. Mieli po dwadzie�cia par� lat; Paul dobrze m�wi� po polsku i nie stroni� od rozm�wek z Polakami.
Na pi�trze nad warsztatami � ten budynek ju� nie istnieje, zbudowano w tym miejscu po wojnie wielk� hal� � znajdowa�a si� salka, pe�ni�ca funkcj� szatni, umy-w.alni i jadalni r�wnocze�nie. Ka�dy mechanik mia� tani swoij� szafk� i tam r�wnie� razem, na jednej �awie i przy jednym stole, jedli swoje �niadania Niemcy i Polacy, elektryk Drews obok �lusarza Ligmainorwiskiego.
Drewis by� szczup�ym, w�t�ym szatynem o bladej, poci�g�ej twarzy, a Ligmainowski m�odym, weso�ym ch�opakiem poni�ej dwudziestki. Mo�e to by� maj, mo�e czerwiec 1939 roku, do�� �e o wojnie m�wi�o si� ju� wtedy g�o�no. Robotnicy zaciskali pi�ci na wiadomo��, �e Niemcy chc� zabiera� Pomorze. Liigmanowski nosi� ze sob� du�y drukowany obrazek; widnia�y na nim cztery t�uste �winie, ale kiedy obrazek ten z�o�y� w jaki� przemy�lny spos�b, �winie zamienia�y si� w g�ow� Hitlera.
Kt�rego� dnia w czaisie �niadania, mi�dzy jednym kawa�kiem chleba a drugim popijanym czarn� kaw� z palonego �yta, Ligmanowski pokaza� Drewsowi sw�j czarodziejski obrazek. Polacy wybuchn�li �miechem, a Drews zblad�, zacisn�� z�by i wyszed� bez s�owa. Z zemst� zaczeka� do pa�dziernika � wyko�czy� wtedy Ligmanow-skiego i kilkunastu innych. A oni, Polacy, uwa�ali go za spokojnego, normalnego cz�owieka, tyle �e m�wi�cego po niemiecku i nosz�cego niemieckie nazwisko!
Chcecie wi�cej nazwisk, wi�cej Niemc�w, takich samych jak Drews?! Prosz�: � Oto restaurator Otto Lutz, u kt�rego pelpli�scy Polacy pili piwo tylko dlatego, �e by�o im �po drodze", chocia� mieli w mie�cie pi�� innych, czysto polskich restauracji! Oto Emil Tghart, weso�y rozrabiak� i swawolny piwosz, nazywany przez Polak�w �czartem"; oto Brunon Czerwi�ski z elektrowni, w czasie wojny � kanalia � zmieni� nazwisko na Scherwald; oto stolarz Rosenke, kierownik niemieckiego banku sp�dzielczego Reifeisen Boinus, kierowiniiik niemieckiego m�y-
11
��^UKagg^,
na Netzel, kierownik spichi-za zbo�owego Erwin Talwi-tzer... Ale przerwijmy ju� wyliczanie tej galerii kat�w i zbrodniarzy, wyros�ych z tej ziemi tak samo jak tamci aresztowani, zakaitowani na �mier�, zbezczeszczeni polscy robotnicy, rolnicy, nauczyciele, kupcy i ksi�a... Czas pokaza� ich w akcji.
S�siedzi i przyjaciele
Ze swego mieszkania, kt�re znajdowa�o si� na pierwszym pi�trze nad mleczarni�, Byczkowscy widzieli wszystko, co dzieje si� w cukrowni po przeciwnej stronie ulicy. Dla dwunastoletniego Wac�awa w panoramie fabryki najwa�niejsze by�y go��bie wielu kolor�w i ras, kt�rych liczne stado grucha�o wok� okaza�ego go��bnika. By�y one w�asno�ci� in�yniera Kadereita z cukrowni, Niemca. Najpi�kniejsze by�y pawiki; rozk�ada�y swe ogony w barwne, bogate wachlarze i pr꿹c nape�nione powietrzem szyjki wydawa�y z siebie dumne pogruchiwania.
Cz�sto przelatywa�y na dach mleczarni i ca�ymi godzinami przesiadywa�y na rynnie obok oikien Byczkow-skich, budz�c nieustaj�ce po��danie ch�opca, kt�rego stadko by�o niepor�wnanie skromniejsze.
Pani Byczkowska zna�a nami�tno�� syna, tote� na wiosn� kiedy z rozpalonymi oczyma przygl�da� si� igraszkom Kadereitowych pawik�w, powiedzia�a:
�- Id�, Wacek, do Kadereita, niech ci sprzeda park�.
� Kiedy si� wstydz�...
� Jak przyniesiesz dobre �wiadectwo, zatelefonuj� do niego, �eby ci park� sprzeda�. Dostaniesz ode mnie pieni�dze i kupisz sobie.
�wiadectwo ucznia czwartej gimnazjalnej nie okaza�o si� najlepsze, ale maitka mimo to dotrzyma�a s�owa.
W ko�cu czerwca 1934 roku ch�opiec poszed� do in�yniera Kadereita. In�ynier pochodzi� ze Skarszew, gdzie weterynarzem by� dr Felicjan Bernacki, m�� najstarszej
panny Byczkowskiej. Weterynarz by� znamy wszystkim mieszka�com bez r�nicy, czy byli to Polacy czy Niemcy. W tym czasie ludzie zachowywali si� jak te Kade-reitowe, zakupione w Gda�sku go��bie, kt�re nie rozr�nia�y dach�w polskich od niemieckich.
Wacek m�wi� po polsku i Kaidereit po polsku, cho� z niemieckim akcentem, wi�c porozumieli si� bez trudno�ci. In�ynier poszed� z ch�opcem do go��bnika.
� Jakie chcesz?
� Chcia�bym park� z tych pawik�w, ale ile b�d� kosztowa�?
� Poka� najpierw, kt�re ci si� podobaj�.
Wskaza� park� wielkich ptak�w o fascynuj�cej, szarob��kitnej barwie.
In�ynier z�apa� je, wsadzi� do klatki ch�opca i nie wzi�� ani grosza. W ten spos�b niemieckie pawiki trafi�y do go��bnika Byczkowiskich, symbolizuj�c do samej wojny zgodne wsp�ycie pelpli�skich Polak�w i Niemc�w.
Niedaleiko Byczkowskich mieszka� pan Bonus, (kierownik niemieckiego banku Reifeisen, zwanego potocznie �bankiem Bonusa". Mia� ogr�d, a w nim sprawnie dzia�aj�c� maszynk� do strzy�enia trawy. Ogr�d mieli r�wnie� Bycz-kowsey, tote� zdarza�o si�, �e matka m�wi�a do kt�rego� z trzech syn�w: Id� do pana Bonusa i po�ycz maszynk�.
I Bonus po�ycza�.
Wprawdzie mleczarnia kierowana przez Alojzego Bycz-kowskiego by�a polska, jednak w jej radzie nadzorczej zasiada�o, podobnie jak w cukrowni, wielu okolicznych Niemc�w, kt�rzy mieli w mleczarni wiele udzia��w, a to z tej prostej przyczyny, �e wi�kszo�� okolicznych maj�tk�w i wielkich, bogatych w byd�o gospodarstw nale�a�a do Niemc�w i oni stanowili prawie po�ow� dostawc�w, mleka.
W�r�d Niemc�w nie by�o biedak�w. Najlepiej by�o to wida� w niedziel�. Polacy z okolicznych wsi. pod��ali do katedry pieszo i rowerami, a gospodarze skromnymi po-w�zkami ci�gnionymi przez jednego lub dwa nie najlepsze konie, rzadko zdarza�a si� prawdziwa, dziedzicowa kareta. Ale sp�jrzcie tylko, co dzieje si� w tym samym czasie przed zborem ewangelickim na ulicy Ko�ciuszki! P� godziny przed rozpocz�ciem nabo�e�stwa ze wszystkich
14
stron p�dz� tam, zaprz�one w wypasione rumaki, czarne, l�ni�ce powozy, niemieckich gospodarzy i dziedzic�w z Ja-niszewka, Garca, z podmiejskich wybudowa�. Stangreci � oczywi�cie Polacy � trzaskaj� z bicz�w, podci�gaj�c ko�skie �by ku g�rze dobrze napr�onymi lejcami.
G�o�ny turkot s�ycha� by�o w ca�ym miasteczku, ale nie budzi� on niczyjej zawi�ci. Mieszka�cy Pelplina po prostu przywykli do tego. Niemcy, m�wili, te� ludzie, tacy jak i my. Uwa�ano, �e teraz, kiedy po I wojnie �wiatowej Polska powsta�a i rozwija si�, a z pruskiego panowania niewiele pozosta�o �lad�w, nie ma potrzeby traktowa� ich inaczej.
Byczfcowsey mieli trzech syn�w i dwie c�rki. Wszyscy synowie, jak przysta�o na dzieci poilskich mieszczan, chodzili do Collegium Marianum i siedzieli na jednych �awkach z synami niemieckich mieszczuch�w. Taki Helmut Lutz, syn Ottona Lutza, w�a�ciciela restauracji i hotelu �Pod Or�em", przez kilka lat kolegowa� z Polakami, chocia� z powodu miernych zdolno�ci do�� wcze�nie opu�ci� mury gimnazjum.
Synowie Byczkowskiago k�aniali si� urz�dnikom niemieckim z banku Bonusa, k�aniali si� panu dyrektorowi Kaczmairkowi z cukrowni i jego niemieckiej �onie, a panny Knast�wny, pomagaj�c ojcu w sklepie tekstylnym, niemieckim klientom podsuwa�y krzes�a, by na siedz�co mogli rozmawia� z ojcem o interesach � byli wszak jego bardzo dobrymi, a mo�e nawet najlepszymi klientami.
Restauracji by�o w miasteczku chyba z pi��, je�li nie liczy� dzier�awionej na dworcu przez Lewandowskiego. Najwi�ksza i najbardziej elegancka nale�a�a do Teodora Rruiszaka. Radziejewski mia� kawiarni�, Slizewski kawiarni� i restauracj�, Wojaik restauracj�; na ulicy Dworcowej dawn� restauracj� i hotel Teodora Sikorskiego prowadzi� teraz Brunon Zawadzki. Nie mo�na te� pomin�� restauracji Ottona Lutza na Placu Wolno�ci, w centralnym punkcie miasteczka. Kiedy Polacy wracali z odbywanych dwa razy w tygodniu �wicze� gimnastycznych miejscowego �Soko�a" lub z pr�by ch�ru i mieli pragnienie, wst�powali na piwo raz do Pruszaka, innym razem do Zawadzkiego, Wojaka lub Lutza, jalk wypad�o po drodze. Kiedy Pancierzy�ski, emerytowany oficer z Tczewa,
15
wydzier�awi� od Wojaka sal� i za�o�y� tam kino � po seansie chodzi�o si� na piwo do Wojaka, kiedy za� Luiz jako pierwszy w PelpMinie zainstalowa� u siebie bilard, wszyscy chodzili do Lutza.
Atrakcji w Pelplinie by�o wi�cej. Mo�na by�o np. gra� w kr�gle. Jedna kr�gielnia by�a u Luitza w ogrodzie, drug� mieli klerycy; by�o te� sze�� kant�w tenisowych, rozrzuconych na strzelnicy, u Pruszaka, w cukrowni i w gimnazjum i ze wszystkich na r�wni korzystali Polacy i Niemcy. Panny Knast�wny grywa�y w tenisa ze s�abo m�wi�c� po polsku c�rk� dyrektora Kaczmarka, rodzice koleguj�cych z sob� uczni�w odwiedzali si� wzajemnie, zapraszali na imieniny i uroczysto�ci rodzinne. W Bractwie Kurkowym, tak popularnym wtedy na zachodzie Polski, Polacy z Niemcami, w zielonych mundurach i z bia�ymi pi�ropuszami na kapeluszach, maszerowali rami� w rami� prizez miasto do strzelnicy. Ba, kr�lami kurkowymi zostawali co peiwien czas Niemcy: raz by� nim papa Otto Lutz, innym raizem Retzel i wtedy, zgodnie ze starym zwyczajem, kr�l urz�dza� dla kurkowych braci przyj�cie. Polacy pili wtedy u Niemc�iw, albo odwrotnie, Niemcy u Polak�w. Jednakowo kurzy�o im si� z g��w, a gwar dobrze podpitych ludzi stwarza� jedyn� w swoim rodzaju poilsko-niemieck� mieszanin� j�zykoiw�.
Razem je�dzili na polowania, a zim� Niemcy po�yczali z mleczarni Byczkowskiego konie na kuligi. Z kolei, kiedy Byczkowsiki wydawa� najstarsz� c�rk� za skarszewskieigo weterynarza doktora Bernackieigo (kt�rego braft, kanonik kapitu�y gnie�nie�skiej, mia� im w katedrze udziela� �lubu), po�yczy� od okolicznych dziedzic�w niemieckich dwadzie�cia powoz�w z ko�mi i stangretami. By� to jodyny w dziejach Pelplina dzie�, w kit�rym kawalkada powoz�w z trzaskaniem bicz�iw i klekotem kopyrt p�dzi�a po kocich �bach w innym, ni� do zboru, kierunku.
Uwa�ny oihseriwatoir dostrzeg�by na peiwno, �e w stosunkach z Niemcami Polacy nie wyzbyli si� ca�kowicie pozosta�ego im z czas�w pruskich konTipleksu i mimo up�ywu lat raz po raz dawa�a o sobie zna� tkwi�ca w nich g��boko �wiadomo�� materialnej pozycji Niemc�w, kt�rzy tu przez tyle lat rz�dzili. Co� z tego wszystkiego pozosta�o u Polak�w prawie do samej wojny, skoro ich �yczliwo�� i ust�pliwo�� wobec Niemc�w posuwa�a si� a� tak
16
daleko, �e kiedy do grupki Polak�w podchodzi� nie umiej�cy po polsku znajomy Niemiec � zaczynali m�wi� po niemiecku, by nie czu� si� w�r�d nich obco. By wiszystko m�g� zrozumie� � by� przecie� ich s�siadem, dobrym s�siadem, jakimi i oni byli dla niego.
1 - Pelpl��ska jesie�
Mur
Sytuacja goispiodaincza Niemc�w na wsi pomorskiej przedstawia�a si� nader korzystnie. Ilo�� posiadanej przez nich ziemi by�a nieproporcjonalnie wielka w stosunku, do ich liczby, co zmusza�o niemieckich w�a�cicieli do uprawiania roli r�koma polskich robotnik�w i r�wnocze�nie dawa�o im uprzywilejowan� wobec nich pozycj� pana i chlebodawcy.
Powiat tczewski, na kt�rego obszarze znajdowa� si� Pelplin, by� pod tym wzgl�dem najbardziej zniemczony z ca�ej p�nocnej cz�ci Pomorza. Na og�ln� liczb� 136 tysi�cy hektar�w grunit�w ornych w r�kach niemieckich znajdowa�o si� tam prawie 55 tysi�cy hektar�w, czyli ponad 40%, podczas gdy na ca�ym Pomorzu przypada�o na Niemc�w p�tora miliona hektar�w, czyli oko�o 24%. W�a�nie w powiecie tczewskim najwi�cej gospodarstw
0 powierzchni od 75 do 250 hektar�w i powy�ej 250 hektar�w nale�a�o do Niemc�w, gospodarstwa za� kar�owate
1 biedne (poni�ej p�tora hektara) nale�a�y wy��cznie do Polak�w.
Sytuacja ta nie zadowala�a Niemc�w. Hans Kohnert � po II wojnie �wiatowej przewodnicz�cy ziomkostw w Niemczech zachodnich, a przed wojn� jeden z czo�owych dzia�aczy wojuj�cej niemczyzny w Polsce � tak pisa� w 1932 roku w swej doktorskiej pracy na ten temat:
�...jeszcze dzisiaj � mimo wielkiej utraty ziemi wskutek antyniemieckich posuni�� rz�du polskiego � po�o�enie w�asno�ci niemieckiej mo�na okre�li� jako wzgl�dnie korzystne. Ka�dy co �smy Niemiec [na Pomorzu � przyp. autora] jest w�a�cicielem ziemi. Na obszarze Po-
18
morza ziemia w�asno�ci niemieckiej stanowi 23,6%, w szczeg�lno�ci na ka�de 1000 hektar�w przypada 238 hektar�w" [nale��cych do Niemc�w � przyp. autora].
By w�a�ciwie oceni� samopoczucie narodowe Polak�w mieszkaj�cych w powiecie tczewskim, dodajmy, �e wed�ug statystyki z 1938 roku w powiecie tym zarejestrowano 2,5 tysi�ca bezrobotnych, tj. 3,5% og�u zatrudnionych. Statystyka ta nie uwzgl�dnia�a os�b pracuj�cych dorywczo oraz m�odzie�y nie chodz�cej do szk�, jak r�wnie� os�b pracuj�cych sezonowo.
Chyba najbardziej typow� wsi� by�o pod tym wzgl�dem Rudino, le��ce przy szosie z Tczewa do Bydgoszczy. Najwi�kszy, bo 900-hektairowy maj�tek nale�a� tam do niemieckiej rodziny Strehlk�w i zarz�dzany by� przez jednego z syn�w, Reinharda. Brat jego, Artur, mia� du�e gospodarstwo pod Rajkowami. Inne wielkie gospodarstwa w Rudnie nale�a�y do Niemc�w: Wernera Wiensa, Giin-thera Wiensa, Waltera Rulbitscha, Reinholda Kiepa i Herberta Weicha. Najmniejsze, bo �jedynie" kiilkudziesi�cio-hoktarowe gospodarstwo niemieckie by�o w�asno�ci� Na-do�nego.
Najaktywniejszym rudnia�skim dziedzicem iby� Reinhard Stireihlke, gospodaruj�cy na bardzo dobrej ziemi. Z sze�ciorga dzieci Strehlikego-seniora Walter pad� na polach Francji w czasie I wojny �wiatowej, reszta za� rozproszy�a si� po Polsce i Niemczech.
Gospodarstwo Strehlkego by�o najlepiej utrzymane. Z przodu niewielkiego dworku znajdowa� si� starannie utrzymany ogr�d kwiatowy, za podw�rzem � warzy-wnik. Chlewy i istajnie Strehlkego by�y najwi�ksze w ca�ej okolicy. Mieszkaj�cy w Rudnie W�adys�aw Wielopolski by� przez wiele lat stangretem Strehlkego i tamte czasy wspomina dzi� bezstronnie, niemal sucho-, bo przecie� praca u Niemca Strehlkego nie r�ni�a si� od pracy tysi�cy takich Wielopolskich u innych dziedzic�w, polskich i niemieckich. I w�a�nie dlatego Wielopolski, opisuj�c autorowi gospodarstwo swego niemieckiego^ pana, nie u�y� ani jednego s�owa pot�piaj�cego. Takie by�o witedy �ycie robotnika rolnego, po prostu takie. Pos�uchajmy:
�� Strehlke by� bogaty, mia� osiem �fornalek" po cztery konie, dwa konie wyjazdowe i jednego pod wierzch, na
19
kt�rym je�dzi� na pole dogl�da�. robotnik�w. W czworakach mieszka�o siedemna�cie rodzin, kit�re u niego pracowa�y � z ka�dej musia�y wychodzi� na pole co najmniej dwie osoby. Poza tym wynajmowa� dwudziestu robotnik�w sezonoiwyich, a na �niwa dodatkowo o�miu, a nawet dziesi�ciu m�czyzn. A do przerywania burak�w chodzi�y na jego pola ca�e klasy szkolne...
Wielopolski pracowa� u Strehlkego od dziewi�tego roku �ycia, kt�re ca�e, a� do zako�czenia wojny, zwi�zane by�o z maj�tkiem pana dziedzica. Miesi�cznie pobiera� 15 z�otych wynagrodzenia i jako roczny deputat 24 cetnary �yta, 6 cetnar�w pszenicy, 7 cetnar�w j�czmienia, 2 cetnary grochu, ponadto 3 litry mleka dziennie i raz na rok 70 cetnar�w w�gla, kt�ry m�g� zamieni� na drzewo � 1 metr sze�cienny drzewa za 5 cetnar�w w�gla.
Wielopolski by� �kuczerem" i ca�e swoje zawodowe �ycie sp�dzi� na ko�le.
� Kiedy Streh�ke jecha� do Pelplina na zebranie, wioz�em go i tam staja�em przed sal�. Dwadzie�cia sze�� lat by�em u niego za kuczera! �Kuezerefc-pies" � tak si� wtedy m�wi�o. Pain jecha� w zamkni�tej karecie, a kuczer na przodzie, pada czy nie pada, mr�z czy pogoda. Dawniej nawet do Gda�ska je�dzi�o si� ko�mi, trwa�o to 5.godzin. R�ce mi zamiera�y od trzymania lejc�w, ale jemu to by�o oboj�tne. Nieraz, kiedy by�o ju� p�no i chcia�em i�� spa�, przychodzi�a s�u��ca od Strehlkego i wo�a�a przez drzwi: Wielopol, zaprz�gaj, Streh�ke chce jecha� do kina!
Kino znajdowa�o si� w Pelplinie, najcz�ciej jednak Streh�ke je�dzi� do Pelplina na piwo, by sobie pogada�.
Niemcy spotykali si� w restauracji Lutza. Tam te� na podw�rzu, �pi�c na ko�le, sp�dzi� Wielopolski wiele godzin owego �ycia. � Mog�em sobie iwtedy liczy� kamienie na bruku... � opowiada.
A Streh�ke popija� w restauracji piwo i radzi� z takimi jak on sam. W wielkiej sali Lutza cz�sto odbywa�y si� niemieckie zebrania, ale do wn�trza nie wpuszczano nikogo obcego i �aden Polak nie wiedzia�, o czym radzili. Im bli�ej wojny, tym dok�adniej pilnowali tajno�ci swych zgromadze�.
Polsko-niemiecka zgoda, czy raczej � patrz�c na to z perspektywy lat � zawieszenie broni trwa�o w Pelplinie do 1938 roku. Pierwsze podboje Hitlera � po�kni�cie
Austrii i zatargi z Czechos�owacj� � wywo�ywa�y u Niemc�w rosn�ce przyp�ywy dumy i nadziei na powr�t starych, pruskich stosunk�w, w Polakach za� budzi�y nieufno�� i uzasadniony niepok�j.
Odt�d Niemcy ju� nie o wszystkich sprawach rozmawiali z Polakami szczerze. Stopniowo wy��czana by�a 7. rozm�w polityka, coraz cz�ciej bowiem Niemcy i Polacy zajmowali w tej dziedzinie kra�cowo odmienne, przeciwstawne stanowiska. W po�owie 1938 roku, kiedy do pelpli�-skiego szpitala przyby� z Torunia m�ody zdolny chirurg dr Uepner, odbywane dotychczas w restauracji Lutza zebrania Zwi�zku Oficer�w Rezerwy przeniesiono do restauracji Pruszaka. W czasie imienin marsza�ka Rydza �mig�ego � w 1938 roku obchodzono je w ca�ej Polsce bardziej uroczy�cie ni� zwykle �� na rynku odby� isi� capstrzyk, na kt�rym dr Hepner przemawia� w mundurze oficerskim. Odt�d niekt�rzy Niemcy nie dostrzegali doktora lub nadawali swym uk�onom ostentacyjnie ch�odny charakter.
Zasadnicz� zmian� przyni�s� rok 1939. Wi�kszo�� Niemc�w ozi�bi�a sw�j stosunek do Polak�w, a ci z kolei czytaj�c w �Pielgrzymie" i w innych gazetach o zaj�ciu Czechos�owacji, o napa�ciach hitlerowc�w na gda�skich Polak�w i o niemieckich ��daniach eksterytorialnej autostrady przez Pomorze, na ch��d niemieckich s�siad�w odpowiadali sztywn� postaw� i jawnym podkre�laniem swej polsko�ci.
Z zebra� u Lutza Niemcy wychodzili podnieceni i butni. Za dnia w restauracji, do kt�rej ci�gle jeszcze chodzili Polacy, rozpierali si� przy sto�ach, demonstracyjnie odgradzaj�c si� od Polak�w szerokimi p�achtami niemieckiich gazet, a kiedy sobie podpili, �piewali po niemiecku. Dra�ni�o to polskich klient�w knajpy Ottona Lutza, a od wiosny pocz�o budzi� najpierw t�umion� z�o��, a potem nieprzepart� ch�� utarcia niemiaszkom nosa.
J�zef Chmielecki � mo�e by� ju� maj 1939 roku? � w�a�nie w takiej sytuacji wszed� wieczorem do Lutza na piwo. Przy stolikach Niemcy za gazetami, przy bufecie Niemcy rycz� szwaibsikie pie�ni. Nie wytrzyma�. Podszed� do najbli�szego, trzasn�� pi�ci� w st� i krzykn��: Tu jest Polska i w miejscach publicznych nale�y czyta� polskie gazety!
21
1
W cukrowni m�ody Ligmainowski w czasie posi�k�w demonstracyjnie podsuwa� niemieckim kolegom drukowane w gazetach karykatury Hitlera i opowiada� kawa�y o�mieszaj�ce Wielk� Rzesz�.
Mi�dzy obu grupaimi zacz�� wzrasta� mur coraz jawniej-szej nienawi�ci. Niemcy i Polacy przygl�dali si� sobie coraz baczniej � i zapami�tywali ka�d� zniewag�, ka�d� najl�ejsz� zaczepk�, traktuj�c je jako obraz� dumy narodowej.
Precz z Hitlerem!
Do pierwszej antyhitlerowskiej demonstracji dosz�o dopiero w lipcu w rocznic� bitwy pod Grunwaldem. Uroczysto�� zorganizowana przez Zwi�zek Powsta�c�w i Wojak�w wsp�lnie z Polskim Zwi�zkiem Zachodnim przypad�a na okres regularnie powtarzaj�cych si� napad�w hitlerowskich boj�wek na gda�skich Polak�w. Hitler od kilku miesi�cy potrz�sa� pi�ci�, ale Polacy czuli si� mo-oni. Wierzyli w swoj� si��, w wojskow� pomoc Francji �i Anglii i � w papierowe czo�gi Hitlera.
Uroczysto�� odby�a si� na ogrodzonym murem dziedzi�cu gimnazjalnym. Do zebranych w imieniu Zwi�zku Powsta�c�w i Wojak�w przem�wi� najpierw w�a�ciciel restauracji, podporucznik rezerwy Marian Wojak, a potem nauczyciel gimnazjalny Zacharewiez.
'Przypomnieli wszystkie prowokacje hitlerowskie z os-ia.tni�h kilku miesi�cy, po�wi�caj�c widie mieijisca wyrzuceniu przez Niemc�w z poci�gu pod Or��wem polskiego kolejarza Wininickiego. Uznali ten fakt za przyk�ad prowokacyjnego stosunku hitlerowc�w do Polski.
�Nie mo�emy biernie patrzy� na te napa�ci � wo�a� Zacharewicz � nie b�dziemy d�u�ej bezczynnie przygl�da� si� gwa�ceniu przee hitlerowc�w praw polskich w Wolnym Mie�cie Gda�sku! Na ka�d� napa�� na Polaka, na prawa Polski i jej dost�p do morza b�dziemy odpowiadali czynem i dzia�aniem. Nie oddamy Niemcom naszej ukochanej ziemi pomorskiej!"
Po tych przem�wieniach przed gimnazjum uformowa� .si� poch�d, na czele sz�a orkiestra Zwi�zku Powsta�c�w i Wojak�w, a przed maszeruj�cymi szeregami pelpli�skich
zwi�zk�w i stowarzysze� syn wdowy po polskim kolejarzu Roman Werner ni�s� wymalowan� na dykcie przez Alojzego Byczkoiwskiiego karykatur� Adolfa Hitlera wisz�cego na szubienicy.
Tak szli przez miasto, gromadz�c coraz wi�cej mieszka�c�w, kt�rych liczba wkr�tce przekroczy�a tysi�c. Najpierw maszerowali ulic� pod g�r�, potem skr�cili w stron� placu pod restauracj� Pruszaka, sk�d przeszli w kierunku dworca, by za cukrowni� zawr�ci� na rynek. Orkiestra gra�a marsze, kuk�a Hitlera ko�ysa�a si� nad g�owami, a chodnikami, z obu stron pochodu, bieg�y grupy ch�opc�w. Kiedy poch�d zbli�a� si� do okien niemieckiego mieszkania lub sklepu, ch�opcy wyci�gali z kieszeni uzbierane nad Wierzyc� kamienie i rzucali nimi w okna.
W ten spos�b wylecia�y iszyfoy w restauracji Lutza, w budynku biurowym cukrowni, w banku Bomusa, u rze�nika Janza. Niemieckie szyby lecia�y z brz�kiem, budz�c spontaniczn� rado�� t�umu. Niech hitlerowcy maj� za swoje, niech wiedz�, �e z nami nie p�jdzie im �atwo! Nie oddamy ani pi�dzi polskiej ziemi! Precz z Hitlerem!
Na rynku poch�d zatrzyma� si� i kiedy orkiestra gra�a polski hymn narodowy, pod kuk�� Hitlera pod�o�ono ogie�, kt�ry przy owacjach t�umu strawi� j� wkr�tce bez siadu.
Niemcy, rzecz jasna, wnie�li do w�adz miejskich skarg� ju� nast�pnego dnia, dok�adnie wyliczyli poniesione straty i podali w�adzom nazwiska sprawc�w. Znali ich dobrze z widzenia, niemieccy ch�opcy siedzieli przecie� z Polakami na jednych �awkach szkolnych!
Z polecenia burmistrza dra Chmieleekiego komendant posterunku policji Jarczewski wezwa� na komisariat wszystkich winowajc�w. Przed obliczem starszego przodownika stan�li wtedy dwaj bracia Alojzy i Wac�aw Byczko-wscy, bracia Marty�scy � synowie in�yniera z elektrowni, syn kierownika drukarni Anikiewicza, Romain Werner, Lech i Zbigniew So�eccy, kt�rych ojciec pracowa� w cukrowni, Czarneeki, Kleiister i kilku innych. Ra�eni by�o ich pi�tnastu.
Komendant by� �agodny. O nic nie pyta�, o nic nie oskar�a�, o�wiadczy� tylko, �e wybijanie szyb jest zabronione i rodzice ich b�d� musieli zap�aci� za szkody przez nich wyrz�dzone.
I
Do zap�acenia Nienicoim za szyby nie dosz�o, gdy� w�adze zatuszowa�y spraw� w sobie tylko wiadomy spos�b i przez jaki� czas panowa� w mie�cie spok�j; m�odzie� pol-:<ka wyra�nie przycich�a. M�wiono jej w szkole: Nie prorokowa� Niemc�w! Zachowa� spok�j, Hitler tylko czeka n;i zaczepk�.
Niemcy tymczasem stawali si� z ka�dym dniem butniej -i. Tak dalece, �e Polacy musieli t�umi� w sobie naturalne 'druchy gniewu z powodu bezczelnych gr�b Hitlera i je-1,0 pelpli�skich zwolennik�w.
W sierpniu do id�cego ulic� przodownika policji Jar-r^ewskiego podszed� Jan Szatkowski, robotnik z niemieckiego m�yna Deutsches Kornhaus i zg�osi� mu swoje pre-lonsje z powodu bezczynno�ci w�adz: Panie Jarczewski, I >owiedzia� wzburzony, czy tym pieroinom wolno �piewa� ii Lutza po niemiecku talk g�o�no, �e a� okna si� trz�s�? Czy oni mog� w naszej Polsce robi�, co chc�?
Jarczewiski roz�o�y� tylko r�ce: Panie Szatko wski, przecie� to s� obywatele, maj� obywatelstwo polskie. Mog� �piewa� po niemiecku. Ja nic na to nie mog� zrobi�...
I, kln�c na czym �wiatt stoi, rozeszli si�.
Ale Jarczewski by� obowi�zkowym policjantem i dobrym Polakiem. Zna� swoje obowi�zki. Dzia�a� zgodnie �/. poleceniem tczewskiej powiatowej komendy policji: nie zadra�nia� sytuacji wobec Niemc�w, interweniowa� jedynie w wypadkach jaskrawych i koniecznych, ale o wszystkich przejawach hitlerowskiej bezczelno�ci meldowa� natychmiast. I obserwowa� Niemc�w, zbiera� i matowa� ka�d� informacj� o nich: o czym m�wi� w domach, na zebraniach, gdiaie i z kim si� zbieraj� i co robi�? Raporty winny by� szczeg�owe. Przesy�a� je do Tczewa natychmiast!
Widmo V Kolumny Adolfa Hitlera stawa�o si� na Pomorzu coraz wyrazistsze. W pomorskich lasach Niem-ry gromadzili bro� i odbywali nocne �wiczenia pod kierunkiem niemieckich, dziedzic�w wsz�dzie tam, gdzie w ich posiad�o�ciach znajdowa�y si� lasy, zdolne uchroni� przysz�ych dywersaint�w przed podejrzliwym okiem Polak�w. Tak dzia�ali Niemcy w okolicach Skarszew pod dow�dztwem dziedzica Modrowa, tak by�o pod Starogar-dem, gdzie jednym z przyw�dc�w by� w�a�ciciel m�yn�w Wiechert, tak by�o pod Swaro�ynem, Wejherowem i Puc-
25
1
kiem, tak by�o na ca�ym polskim Pomorzu �� w gnie�dzie V Kolumny Hitlera.
Obserwacja Niemc�w sta�a si� pierwszoplanowym zada- : niem policji, kt�ra wype�nia�a je uczciwie i � w miar� j swych mo�liwo�ci � dyskretnie. Policjanci wiedzieli z po- ;� ufnych instrukcji, �e wojna w gruncie rzeczy ju� si� za- i cz�a. Co jaki� czas u Niemc�w znajdowano bro� przemycon� z Niemiec, m�odzie� niemiecka nielegalnie wyje�d�a�a z Polski do Niemiec przez Gda�sk na przeszkolenie wojskowe, a m�odzi Niemcy wyszkoleni w polskim wojiskiu uciekali przez granic� do armii hitlerowskiej. W mieszkaniach niemieckich odbywa�y si� tajne odprawy i zebrania, o kt�rych przebiegu nie informowano nawet starszych Niemc�w, bardziej ugodowo nastrojonych wobec Poldk�w.
Luitzowie na przyk�ad nie chcieli zap�aci� zaleg�ych podatk�w, liczyli zapewne na szybkie nadej�cie Hitlera, ale zarz�d miejski przekaza� spraw� egzekutorowi i oto pewnego 'letniego dnia 1939 roku na progu restauracji stan�� policjant Jarczewski w towarzystwie egzekutora i pod gro�b� zaj�cia mebli zmuszono Lutzow� do wp�acenia pe�nej sumy, nale�nej pa�stwu polskiemu. Na widok granatowego munduru Luteowa przygryz�a wargi nie mog�c ukry� nienawi�ci, kt�ra jak chmura pokry�a jej twarz. Obie strony zapami�ta�y to sk�pe w s�owa spotkanie, za kt�re ju� w ci�gu najbli�szych miesi�cy przedstawicielowi polskiej w�adzy restauratoirka wystawi�a wysoka, krwawy rachunek.
Restauracja Luitz�w znajdowa�a si� w centrum Pelplina, na placu przy skrzy�owaniu g��wnych ulic � dzisiaj mie�ci si� tam Miejski Dom Kultury. Z ulicy wchodzi�o si� do du�ej sali, powsta�ej z po��czenia dw�ch pokoi. Z prawej pod oknem znajdowa� si� bufet, za kt�rym od rana do p�nego wieczora trwa� na posterunku brzuchaty Otto Lutz na zmian� z �on� Olg�, chocia� jej w�a�ciwym kr�lestwem by�a restauracyjna kuchnia. Luitzowie mieli syna He�muta i dwie c�rki: osiemnastoletni�' Mairgaret�, przez rodzic�w i znajomych nazywan� po prostu Ditt� i o rok starsz� od niej Elisabeth zwan� potocznie Sisi, kt�ra � cho� r�wnie� nie oidznacza�a si� uroid� � by�a mimo wszystko �adniejsza od grubawej i niezgrabnej Ditty, zamkni�tej w sobie, pami�tliwej i obdarzaj�cej niech�ci�
26
ka�dego, kto nie okaza� jej do�� zainteresowania i �yczliwo�ci.
W Ityle, za drug� cz�ci� sali zwan� Weinstube, czyli winiarni�, ukryte za kotar� drzwi prowadzi�y do du�ej sali, w kt�rej Niemcy odbywali swe cotygodniowe zebrana. Pocz�wszy od 1938 roku nikt niepowo�any nie m�g� :;i� tam dosta�.
Do sali wiod�y -dwie pilnowane starannie drogi: albo przez restauracj�, albo od podw�rza, odgrodzonego wysokim murem i w czasie zebra� pe�nego powoz�w z drzemi�cymi na koz�ach �kuiczeratmi". Kiedy oba wej�cia strze�one by�y przez m�odych Niemc�w, wiadomo by�o, �e wewn�trz m�wi si� o czym� szczeg�lnie wa�nym i niezbyt zgodnym z polskim prawodawstwem.
Sala zebraniowa u Luitz�w by�a dla pelpli�skich Polak�w owiana tajemnic�, chocia� � prawd� m�wi�c � niekt�re r�bki tych tajemnic co jaki� czais uchyla�y si� wbrew intencjom w�a�cicieli i to na tyle, by mo�na by�o domy�li� si� dziej�cych si� we wn�trzu wydarze�.
W sierpniu 1939 roku w�r�d Polak�w skupionych wok� Polskiego Zwi�zku Zachodniego zacz�to poufnie m�wi�, �e Voegele, Hinz i Rosenke z Pelplina, Hacker z Wielkiego Garca, Eichhiolz z Pomyj�w i Dirkus z M�ciwierz� wraz z Ottonem i Olg� Lutzanii i Reinhardem Strehlke na czele w czasie takiego zebrania wymieniali nazwiska Polak�w i spisuj�c je na kartce spierali si�, kto z nich jest bardziej niebezpieczny dla �Wielkich Niemiec" i bardziej wrogo wobec nich nastawiony.
Wi�kszo�� ludzi nie wierzy�a w te pog�oski; m�wili, �e lo niemo�liwe, a starszy przodownik Jarczewski udawa�, i� nic o tym wszystkim nie wie. Jedynie Panicierzy�ski, gorliwy dzia�acz Polskiego Zwi�zku Zachodniego, dawny oficer �dw�jki" wiadomo�� t� potwierdza� zaufanym ludziom. Pancierzy�ski mia� kontakty z w�adzami w Tczewie i w tych sprawach iby� dobrze zorientowany.
Spadaj� przyjacielskie maski
29 sierpnia starszy przodownik Jarc�ewiski, pe�ni�cy obowi�zki, komendanta posterunku policji, wezwa� do siebie kilkunastu ch�opc�w. Byli to ci sami, kt�rzy stan�li przed obliczeni komendanta przed kilkoma tygodniami pod zarzutem wybijania szyb w niemieckich domach i sklepach. Jarczewski wr�czy� ka�demu plik kart mobilizacyjnych:
� Ch�opcy, musicie to natychmiast roznie��. Trzeba to robi� bez przerwy, nawet w nocy, je�li nie zd��ycie wcze�niej. Og�oszono mobilizacj�! Ci ludzie musz� stawi� si� jutro w koszarach.
Nosili przez popo�udnie i wiecz�r, sko�czyli kr�tko po p�nocy. Wsz�dzie �egna�y ich zdecydowane, zaci�te twarze m�czyzn i p�acz kobiet. Gimnazjali�cie Wac�awowi Byczkowskieniu utkwi� w pami�ci p�acz pani P�czkowej, �ony gimnazjalnego pedla. Tak by�o niemal w ka�dym domu.
Na rozkaz Tczewa nad ranem policjanci aresztowali kilkunastu Niemc�w, m.in. Ottona Luiza, in�yniera Kaderei-ta, stolarza Rosenke i kierownika banku Bonusa. Pocz�tkowo trzymano ich w areszcie miejskim, a nast�pnego dnia poprowadzono szois� w kierunku Sk�rcEa.
Pierwsze godziny wojny przesz�y w Pelplinie w ca�kowitym spokoju � na miasto nie spad�a ani jedna bomba, tylko wysoko, ponad rzadkimi chmurami, przelatywa�y co pewien czas nie zidentyfikowane samoloty. Dopiero ko�o po�udnia od strony Tczewa d�ug� kawalkad� zacz�y zaje�d�a� wype�nione lud�mi i tobo�ami samochody, p�niej wozy, a potem r�czne w�iziki uciekinier�w.
W Tczewie o gadainie 4.45 hitlerowskie samoloty zrzuci�y bomby na �pi�ce miasto. Rozbi�y w gruzy po�ow� ko-ssar, kilka dom�w mieszkalnych, zniszczy�y cz�� dworca
23
I. olej owego. Nag�ym, barbarzy�skim atakiem z powietrza 11 i tlerowiCy pragn�li uniemo�liwi� Polakom wysadzenie mostu na Wi�le, jedynego na p�noc od �wiecia.
Nie uda�o si�. Kiedy poci�g pancerny prowadzony przez li i Uerowskich �o�nierzy w polskich mundurach kolej ar-! ich po wyje�dzie z Malborka mija� stacj� w Ka�dowie, iMisterunek polskich inspektor�w celnych zaalarmoiwa� sta-i iq w Szymankowi�, gdzie inspektor celny, podchor��y : ii razy Granicznej Stanis�aw Szarak wystrzeli� w powie-I i ze czerwon� rakiet�. By� to znak dla dy�urnego oficera i,i wschodnim przycz�ku tczewskiego mostu, �e Niemcy wkroczyli na terem Wolnego Miasta. Szarek zap�aci� za i o �yciem :� trafiony hitlerowskim pociskiem, z rakieitni-i� w r�ku zawis� na parapecie stacyjnej facjaltki.
W tym czasie kiedy hitlerowski poci�g z wojskiem za-rzyma� si� nad brzegiem Wis�y, ze zbombardowanego Tczewa pod gradem niemieckich kul p�dzi� na rowerze, /.is�ainiany g�st� kratownic� mostowych prz�se�, porucznik Antoni Lebieid�, wioz�c dla za�ogi przycz�ka rozkaz wycofania si�.
Most wylecia� w powietrze, kiedy ostatni polski �o�nierz wr�ci� do miasta.
Ch�opcy z II Baonu Strzelc�w pod dow�dztwem pu�kownika Janika rozpocz�li planow�, dobrze przygotowan� obron� umocnie� otaczaj�cych miasto z p�nocy i wschodu. Hitlerowskie oddzia�y Obersturmfuhrera Goetza z SS--ileimwehr-Danzig przez ca�y pierwszy dzie� wrze�nia nie posun�y si� naprz�d ani o krok. Zm�czeni ca�odzienn� walk�, upojeni pierwszym oczywistym sukcesem �o�nierze p�ka Janika "nie wiedzieli, �e losy ich okap�w decyduj� �M� isto pi��dziesi�t kilometr�w na po�udnie, gdzie hitlerowskie zagony pancerne w krwawych, zaci�tych walkach rozbija�y �zgrupowania armii �Pomorze", gro��c jej odci�ciem od kraju.
Wieczorem 1 wrze�nia p�k Janik otrzyma� ze sztabu armii rozkaz natychmiastowego wycofania si� w kierunku Starogairdu. Wykonuj�c rozkaz w nocy z 1 na 2 wrze�nia oderwa� si� od nieprzyjaciela, szybkim marszem zd��aj�c w Bory Tucholskie.
2 wrze�nia hitlerowskie oddzia�y pocz�y zajmowa� opuszczony teren. Robi�y to niezwykle ostro�nie, co krok po-(1 oj rzewaj �c zasadzk�.
29
Nie wsz�dzie wkraczano do martwych wisi i osad. W niekt�rych zza op�otk�w wita�y ich r�ce wyci�gni�te w hitlerowskim pozdrowieniu i histeryczne wo�ania Heil Hitler! To miejscowi Niemcy, dla kt�rych fta chwila by�a spe�nieniem marze� nie ukrywanych od kilku co najmniej miesi�cy. Z okien niemieckich domostw sp�ywa�y z drzew-c�w czerwone flagi ze swastykami. W wielu osiedlach hitlerowskie wojska znajdowa�y �yczliwe przyj�cie i starannie przygotowany grunt. Ju� w pierwszych godzinach okupacji obok �o�nierzy w mundurach feldgirau pojawi�y si� na ulicach sylwetki uzbrojonych niemieckich cywil�w. Symbolem przej�tej przez nich w�adzy by�y wydobyte ze schowk�w karabiny, a na r�kawach czerwone opaski z napisem Deutscher Selbstschutz.
W Rudnie, przy g��wnej szosie z Tczewa do Bydgoszczy, hitlerowskimi flagami wita� niemieckie wojska dom pana dziedzica Reinharda Strehlkego i stoj�ce w pewnym oddaleniu od szosy domy Wernera i Giiinthera Wiens�w, domy Rubiitseha, Reinholida Kiepa, Weieha i Nadolnego. Opasik� Selbstschutzu za�o�y� na raimi� dziedzic z Rajko-w�w Malks Kuli i piekarz Kurt Schroeder; w Szlacheckich Ligmowach zrobili to: Gerhatrd Liirudau, Reich, Jan-sen i Koimorowski, kt�ry zreszt� wkr�tce zmieni� swe polskie nazwisko na Kummer. W Wielkim Garcu hitlerowsk� flag� wywiesi� w�a�ciciel maj�tku Albert Hacker, w Janiszewku � Kippa. Dalszych przyk�ad�w dostarcza�a prawie ka�da wie� pomorska.
Nie inaczej by�o w Tczewie, kt�ry 2 wrze�nia powr�ci� do pruskiej nazwy Diirschaiu. Nie inaczej by�o w niedziel�, 3 wrze�nia 1939 roku, w Pelplinie, gdzie Niemcy rz�dzili nie tylko w cukrowni, ale stanowili prawie po�ow� udzia�owc�w r�wnie� w sp�dzielczej polskiej mleczarni. Do niemieckiej sp�ka nale�a� stoj�cy przy torach kolejowych m�yn, kt�rego kierownikiem by� Niemiec Netzel. Niemiecki by� spichrz zbo�owy Kornhaus, kierowany przez Niemca Erwina Ta�wiitzeira. Do sp�ki niemieckiej Reijei-sen nale�a� sp�dzielczy bank, kt�rego dyrektorem by� Bonus. Do niemieckiej rodziny Lutz�w nale�a�a restauracja i hotel �Pod Or�em" przy g��wnym placu miasteczka. Wielka stolarnia- stanowi�a w�asno�� Niemca Rudolfa Ro-sen-ke, Niemiec Walter Hinz prowadzi� piekarni�, a Janz rze�nietwo.
30
Niemcy mieszkali na ka�dej ulicy. Starzy pelp�inianie twierdz�, �e � je�li dobrze si� zastanowi�' � �yli wtedy w otoczeniu Niemc�w i ci bez wi�kszego trudu mogli ob-nerwowa� ka�dy krok Polak�w.
Pierwsze ranne godziny w niedziel� 3 wrze�nia nie
n'/.yniiois�y niczego nowego � ludzie, jak zwykle, zd��a-
kierunku katedry. I dopiero, kiedy wierni wyszli z jej
itrza po g��wnym nabo�e�stwie, zauwa�yli u Lutza
lerowsk� flag�. Druga zwisa�a z cukrowni, trzecia
warta z banku Boinusa i z najwy�szego pi�tra Kornhau-
a rogu ulicy, obok wej�cia do restauracji Lutza, sta�o
i ch cywil�w z karabinami: kierownik m�yna Netzel
i.: Talwilt�er i Brunon Gzenwi�ski. Na r�kawach mieli
ski Selbstschutzu, na g�owach granatowe, sukienne cza-
z daszkiem i stoj�cymi bokami, z kszta�tu podobne do
ucuskiego czaka. Stali w milczeniu, wyprostowani
i-zujmi, wpatrzeni w zbli�aj�cych si� od katedry, zasko-
oiiych ludzi, kt�rizy najpierw zwalniali, a potem przy-
1'ieBzali kroku, z l�kiem omijaj�c ich i schodz�c z choidni-
l.a na jezdni�.
Po godainie wjecha�a do Pelplina czo��wka oddzia��w hitlerowskich. Najpierw kilka samochod�w pancernych naje�anych karabinami maszynowymi, potem ci�ar�wki wype�nione �o�nierzami. Kilka pojazd�w pancernych zatrzyma�o si� na rynku, pozosta�e pop�dzi�y w kierunku Rudna i tam stoj�cy za p�otami fornale ujrzeli nieoczekiwany obraz: z w�azu jad�cego na czele samochodu pancernego wystawa�a �ysawa g�owa m�odego pana dziedzica Reinharda Strehlkego, kt�ry jako doiw�dca Selbstschutzu odbywa� triumfalny wjazd do �swojej" wisi.
W Pelplinie tymczasem samochody zablokowa�y drogi wyjazdowe, a jeden, wyposa�any w megafon, wzywa� mieszka�c�w do wys�uchania wa�nych komunikat�w. Dowiedzieli si� z nich, i� wojska niemieckie zaj�y miasto i odt�d pod kar� �mierci mieszka�cy winni wype�nia� wszelkie ich polecenia, jak r�wnie�, �e nale�y natychmiast przekaza� w�adzom wojskowym wszelk� posiadan� bro� i aparaty radiowe, a kto tego nie uczyni, temu grozi kara �mierci.
Teraz, na oczach oficera czytaj�cego komunikaty,, na oczach Polak�w patrz�cych z okien dom�w stoj�cych przy
31
rynku, Lutz�wna, ta gruba, brzydka Ditita Lufe�wna, ta pokraka, jaik j� nazywali polscy ch�opcy, wypad�a z domu z jakim� zawini�tkiem pod pach�. Podbieg�a w pobli�e samochodu i rozejrzawszy si� woko�o prowokacyjnie rozpostar�a to, co z sob� przynios�a � polsk� bia�o-czer-won� flag� i z w�ciek�� nienawi�ci�, z dzik� rado�ci� zacz�a j� drze� na strz�py, a potem d�ugo, demonstracyjnie depta�a podarte resztki, wo�aj�c kilkakrotnie: Patrzcie, oto co zosta�o z waszej Polski!
Strehlke nie zabawi� d�ugo w Rodnie, bo w kilka godzin p�niej dostrze�ono go znowu w Pelplinie, gdzie � ubrany w ciemny, sk�rzany p�aszcz, z czerwon� opask� na ramieniu � uda� si� w towarzystwie Netzla na Plac Wolno�ci, gdzlie zastuka� do mieszkania wiceburniistrza Teodora Pruszaka. Sprowadzili go na d�, do powozu zaprz�onego w dwa komie. St�d przez wymar�e ulice pojechali do katedry po ksi�dza kanonika. Partyk�. Portem w towarzystwie nieznajomego Niemca o nazwisku Seadig, kt�ry zosta� pierwszym okupacyjnym burmistrzem Pelplina, je�dzili po mie�cie, ka��c sobie pokazywa� wszystkie budynki publiczne: magistrat, areszt miejski, szko�� podstawow� oraz redakcj� i drukarni� �Pielgrzyma". Interesowali si� sklepami i restauracjami, wysiedli nawet z powozu, by zajrze� do ich wn�trz, a� wreszcie pojechali pod katedr�, gdzie z najwi�kszym zainteresowaniem zlustrowali pusty budynek seminarium duchownego i stoj�ce po drugiej stronie katedralnego gmachu gimnazjum. W seminarium mieszka� na pi�trze nieobecny akurat ksi�dz rektor Roiskwitalski, ale to nie przeszkodzi�o w niczym, aby wieczorem zakwaterowa� tam oddzia� dwudziestu przyby�ych z Gda�ska SA-man�w. St�d, spod wiekowej kolegiaty prowadzono odt�d planow� akcj� opanowywania miasta i niszczenia w nim ka�dego przejawu polskiego �ycia. Ksi�dzu i wiceburniiistrizowi wieczorem, kazali uda� si�
do dom�w.
� Niech si� nie boj� � powiedzia� do nich po niemiecku Strehlke. � Mo�ecie spokojnie spa�. Nic si� wam nie stanie. Ale � zwr�ci� si� do Piruszaka � jutro rano o �smej niech pan przyjdzie do magistratu!
Odt�d codziennie rano wiceburmistrz Teodor Pruszak, jeden z najbogatszych kupc�w Pelplina, maszerowa� do
Magistratu i tam przygarbiony siada� za biurkiem, po-i /.jdkuj�c papiery dla Herr Biirgemeistra Seediga. By�y U) przede wszysitkim wykazy zaleg�o�ci podatkowych oby-�li i spisy polskich sklep�w. Ze �ci�ni�tym sercem, upokarzaj�c� bezsilno�ci� pomaga� im w rabowaniu majtku miejskiego, nie orientuj�c si� jeszcze, �e rabunek
dotknie wkr�tce i jego. Do domu wraca� p�nym wieczorem, wyczerpany, mil-s�cy, z�amany wewn�trznie. Ani z matk�, ani z �adn� si�str nie dzieli� si� swoimi my�lami. Raz tylko, zanim Buci� si� na ��ko, wydoby� z siebie zd�awiony szept: To rszystko si� bardzo �le sko�czy...
Powiedzia� te prorocze s�owa, chocia� w�a�nie tego ua Seedig znowu go uspokaja�: Mo�e pan spa� spokojnie, iie Pruszak, nic z�ego pana nie spotka... Pruszak wiedzia�, �e nie by�o ito powiedziane bez powo-Przywiezione na niemieckich czo�gach widmo terroru rype�iz�o z ukrycia i wciska�o si� do coraz wi�kszej liczby >]iskiich mieszka�, budz�c postrach, �zy i rozpacz.
32
jesie�
Pierwsze aresztowania
Byczikowscy wyjechali z Pelplina oko�o p�nocy. Wo�nica Lange zaprz�g� dwa gniadosze do wielkiej platformy, s�u��cej do rozwo�enia mleka po mie�cie, ustawi� na niej kilka foteli, zamocowa� �awki � i tak pojechali w kie-riuiniku Sk�rcza: Byczkowscy z trzema synami i c�rk�, rodzina wo�nicy Laingego, Niemiec Reimain z banku Bo-nusa z �on� Polk� z domu Pironobis i z dzie�mi, �ona oficera pani S�awoiszewska z dzie�mi � razem oko�o 20 os�b. Po drodze min�� ich wype�niony po brzegi samoch�d ksi�dza redaktora Chiudzi�skiego iz �Pielgrzyma", kt�ry jecha� ze star�, niedo��n� matk�, nieco p�niej samoch�d siostry ksi�dza pani Buszkiewiczowej z dzie�mi i rektorem seminarium duchownego ksi�dzem Roskwital-skirn, potem Knastowie. Przed nimi i za nimi toczy�a si� milcz�ca, przemieszana z oddzia�ami wojskowymi fala uciekinier�w.
Platforma Byiczkowskich zatrzyma�a si� w Sk�rczu przed mleczarni�, gdzie przyj�� uciekinier�w kierownik Zieli�-ski. Siedzieli tam dwa dni, z niepokojem s�uchaj�c radia i z rado�ci� wy�awiaj�c wieczorne �informacje o sukcesach polskich lotnik�w i kawalerii, kt�ra wdar�a si� na teren Prus Wschodnich w kierunku Kr�lewca. Wtedy w�a�nie jak grom z jasnego nieba spad�a na nich wiadomo�� o zaj�ciu przez Niemc�w Pelplina.
Natychmiast pojechali dalej. Zaszyli si� w lasach, biwakuj�c w stodole nadle�nictwa Osiek, otoczeni zwart� mas� drzewnych ost�p�w. Nast�pnego dnia � by� to 4 wrze�nia � us�yszeli o przebiciu si� oddzia��w hitlerowskich z Niemiec do Prus Wschodnich. Byli wi�c odci�ci od reszty Polski!
Postanowili wr�ci� do Pelplina. T� sam� platform�, ,v tym samym sk�adzie.
Kiedy ulic� Starogaindzk� wje�d�ali do miasta, wysiad� najstarszy syn Byczkowsfcich z narzeczon�. Nast�pnie wysiedli Reimanowie, milcz�c