1981

Szczegóły
Tytuł 1981
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1981 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1981 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1981 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tytu�: "Opowiadania" Autor: Marek Ch�asko Brat czeka na ko�cu drogi. To by�o ma�e miasto i ma�a stacja. Poci�gi przychodzi�y rzadko, nikt tu prawie nie przyje�d�a�, a ludzie przesiaduj�cy z nud�w nocami w bufecie kolejowym znali si� ju� dobrze: pili tanie wina, piwo i ukradkiem przyniesiona w�dk�; rano szli do pracy ot�piali, z �elaznym b�lem pod rozpalona czaszk�. Kiedy pewnej letniej i dusznej nocy wszed� ten cz�owiek, wszyscy unie�li g�owy. Wygl�da� dziwnie: twarz jego by�a tak pomi�ta, �e nikt nie wyczyta�by z niej wieku, plecy mia� kab��kowate, a wyraz jego oczu mo�na by okre�li� jako szalone zdziwienie. Sta� na progu i - mn�c w r�kach czapk� - rozgl�da� si� z g�upkowatym u�miechem. Przest�powa� przy tym z nogi na nog� jak dzieciak, kt�ry ma zamiar sp�ata� figla. G�ow� trzyma� pochylon� nisko do przodu i dopiero kiedy obr�ci� si� do patrz�cych nieco bokiem, wszyscy zobaczyli, �e na karku jego wyr�s� pot�ny, do garbu podobny guz mi�ni. Tak czasem bywa z m�czyznami, kt�rzy bardzo wcze�nie - jako m�odzi ch�opcy - zacz�li ci�ko pracowa� fizycznie. Sta� tak d�ug� chwil� i rozgl�da� si� wci�� z tym samym u�miechem zaciekawienia. Potem pochyli� si� jeszcze bardziej i szybko podszed� do pierwszego z brzegu stolika, przy kt�rym siedzia�o dw�ch m�odych m�czyzn z kobiet�. Przystan�� przy nich; opar�szy si� d�oni� o kraw�d� sto�u, pochyli� si� ku kobiecie i patrzy� na ni� rozszerzonymi oczami. Kobieta odsun�a si� gwa�townie. - Czego pan chce? - zapyta� jeden z m�odych ludzi. By� to �adny ch�opiec o jasnych w�osach i ogorza�ej cerze; niebieska, szeroko przy szyi rozpi�ta koszula podkre�la�a kontrast tych barw. Czeka� chwil�, a kiedy zagadni�ty nie odpowiedzia�, powt�rzy� pytanie: - Czego pan tu chce? Zgarbiony cz�owiek milcza�. Wci�� patrzy� na kobiet� i u�miecha� si� rado�nie. - Czego pan chce? - pyta� dalej �adny ch�opiec. - Nie jeste�my samy, chyba pan to widzi. Id� pan st�d do diab�a. Cz�owiek wpatruj�cy si� w kobiet� nie drgn�� nawet, patrzy� prosto w jej twarz, a jego oczy z sekundy na sekund� stawa�y si� coraz bardziej okr�g�e. Wtedy drugi ch�opak szybkim ruchem str�ci� jego d�o� ze sto�u. - Uciekaj - powiedzia�. Uciekaj st�d, bo b�dzie �le. M�wi� ci: uciekaj st�d szybko. Pchn�� zgarbionego w plecy. Ten niech�tnie, z powolno�ci� nied�wiedzia, odszed�. Kr��y� chwil� po sali, rozgl�daj�c si� bacznie, potem zn�w przystan�� przy jakim� stoliku. Siedzia�a tam kobieta w jaskrawej sukni wraz z dwoma wojskowymi. Wszyscy troje byli troch� podpici, bawili si� mi�dzy sob� nie zwracaj�c uwagi na reszt� ludzi i kiedy zgarbiony podszed� do nich, nie wywo�a�o to u nikogo zdziwienia. - Chcesz si� napi� przyjacielu? zapyta� jeden z wojskowych. Nala� wina w kufel po piwie i poda� zgarbionemu. - Napij si� - powiedzia� - i wspominaj nas dobrze. Zgarbiony nie wzi�� kufla. Patrzy� na kobiet� i nie m�wi� nic. U�miechn�� si� szeroko, ods�aniaj�c bezz�bne dzi�s�a i kobieta odwr�ci�a g�ow�. - Zalany jest - powiedzia�a. - Dajcie mu spok�j. Sam widocznie wie, �e ma dosy�. - Nie, to nie - powiedzia� wojskowy. Odstawi� kufel. - Siadaj, kochany - rzek� do zgarbionego. - Siadaj i opowiedz co� o sobie. Sk�d jeste�? Zgarbiony milcza�, jego pomi�ta twarz zarumieni�a si� nagle jak po wypiciu du�ego kielicha w�dki. Kobieta zdenerwowa�a si� nagle. - Jaki� niemowa - powiedzia�a z gniewem. Zwr�ci�a si� do jednego z wojskowych: - Powiedzcie mu, �eby st�d poszed�. Czy nie mo�na nawet par� minut posiedzie� w spokoju? Niech on sobie st�d idzie. Milcz�cy dot�d drugi wojskowy powiedzia� nagle: - Tak, tak, niech pan sobie st�d idzie. A kiedy zgarbiony cz�owiek mimo to nie odchodzi�, pochyli� ku niemu poczerwienia�� twarz i sykn��: - Wynocha, rozumiesz? Zgarbiony sta� jeszcze przez chwil�, potem odszed� krok i z tego miejsca patrzy� na kobiet�. Tym, kt�rzy obserwowali go z boku, zdawa�o si�, �e nie widzi nic poza ni�, tak jakby jego oczy mog�y przyswaja� sobie ten tylko jedyny obraz. By�o to przykre. Towarzystwo przy stoliku siedzia�o przez chwil� w milczeniu, potem jeden z wojskowych powiedzia� bardzo g�o�no do swego towarzysza: - Nie rozumie widocznie po ludzku. - Zawo�aj milicjanta - rzek�a kobieta odwracaj�c g�ow�. - Je�li nie ma innej rady, zawo�aj milicjanta. - Tutaj, na tej stacji? �atwiej zadzwoni� na Boga. - Czekaj - o�ywi� si� drugi. - Ja go postrasz�. Si�gn�� do pasa i - udaj�c, �e wyjmuje pistolet - wymierzy� w zgarbionego palec i krzykn�� g�o�no: - Puff, paff. Zgarbiony cz�owiek zas�oni� oczy r�kami i niezdarnie pocz�� cofa� si� ty�em. W drzwiach potkn�� si� o pr�g i run��. Potem zerwa� si� nagle i uciek� nie zamykaj�c nawet drzwi. Wszyscy zachichotali. - Jaki� dziwak - powiedzia�a kobieta. - Niecz�sto si� taki trafia w ka�dym razie. - Mo�e wariat? - Diabli wiedz�. - Ma�o wariat�w chodzi po �wiecie? Podobno ka�dy jest w jakim� tam stopniu zwariowany... - Wiecie co robi wariat, kiedy chce zobaczy� nag� kobiet�? - No? - �eni si�. - �wintuch. Ale tamten nie wygl�da� na wariata. - Ci, co si� �eni�, tak�e nie wygl�daj�. - Je�li jeszcze raz tak powiesz, to odejd� od was. - W tym mie�cie nie znajdziesz innego towarzysza. Si�� rzeczy jeste� skazana na nasze. - O kt�rej przychodzi nasz poci�g? - Jeszcze czas. O pi�tej. Bo�e, on zn�w przyszed�... Wszyscy troje odwr�cili g�owy. Zgarbiony cz�owiek sta� w drzwiach i rozgl�da� si� bacznie, a pierwsze co zauwa�yli to u�miech, kt�ry nie znik� z jego twarzy. Sta� bez ruchu kilka sekund; kiedy zrozumia�, �e nikt z obecnych nie ma zamiaru go wyrzuca�, przeszed� wolno na �rodek sali. Stan�� obok jakiego� stolika, gdzie siedzia�o liczne towarzystwo; ilo�� pustych butelek stoj�cych przed nimi �wiadczy�a, �e nie marnowali czasu od rana. Nikt nie zwr�ci� na niego uwagi; sta� wychylony jak bocian. W pewnym momencie wyci�gn�� r�k� i dotkn�� ramienia jednej z kobiet, przesun�� po nim d�oni� w spos�b jaki� bardzo pieszczotliwy. Kobieta powoli odwr�ci�a g�ow�, lecz kiedy zobaczy�a przed sob� obcego cz�owieka, krzykn�a i przytuli�a si� do m�czyzny. Ten wsta� purpurowy z pasji. - Co jest, do jasnej cholery? - powiedzia� - Co jest, ty �obuzie? Co ty sobie my�lisz?... - zacz�� si� nagle krztusi� ze z�o�ci i nie doko�czy�. Z ca�ej si�y uderzy� zgarbionego pi�ci� w usta. Zgarbiony nie odsun�� si� i nie spojrza� nawet na m�czyzn�. Obliza� krew z warg i w dalszym ci�gu patrzy� na kobiet�; trzyma� przy tym uniesion� r�k�, tak jakby raz jeszcze chcia� dotkn�� jej ramienia. Ten u�miech i gest rozj�trzy� m�czyzn�. Uderzy� go teraz dwa razy, o wiele silniej: raz w twarz, raz w �o��dek. Zgarbiony zwin�� si� z b�lu; wtedy m�czyzna b�yskawicznie kopn�� go w twarz. Teraz dopiero zgarbiony rozci�gn�� si� jak d�ugi. - Masz dosy�? - zapyta� m�czyzna. Zasapa� si� i pocz�� ociera� spocone czo�o; jego wielka, kraciasta chustka sta�a si� momentalnie mokra. Od stolika stoj�cego w rogu podnios�o si� dw�ch kolejarzy. Podeszli do le��cego i pochylili si� nad nim. - Teraz ma dosy� - powiedzia� jeden z nich. Zwr�ci� si� do stoj�cego wci�� m�czyzny. - Wyprowadz� go na peron. �wie�e powietrze dobrze mu zrobi. - Bydl� - mrukn�� m�czyzna. Usiad�. Kolejarze wzi�li le��cego pod ramiona i wyprowadzili go na peron. Noc by�a duszna, brakowa�o im oddechu, uciska�y sztywne ko�nierzyki. Pachnia�o czadem i li��mi nagrzanymi za dnia. Daleko, nad zielonymi �wiat�ami semafor�w, b�yszcza�y bledn�ce gwiazdy Wielkiego Wozu. - Lepiej? - zapyta� jeden z kolejarzy zgarbionego. Kiwn�� g�ow�. - Wiesz ju�, gdzie jest tw�j brat? Nic nie odpowiedzia� ani nie uczyni� �adnego ruchu g�ow�. Kolejarz odpi�� z rzemienia latark� i o�wietli� sobie ni� twarz. - Rozumiesz, co b�d� m�wi� do ciebie? - Tak - powiedzia� zgarbiony. - Wiesz, gdzie mieszka tw�j brat? - Nie. Nie wiem. Milczeli przez chwil�. Kolejarz uni�s� nieco wy�ej latark�. - S�uchaj - powiedzia�. - Widzisz ten tor? - Tak - rzek� zgarbiony. - Id� prosto tym torem. To kilometr, mo�e dwa. Widzia�em si� dzisiaj z twoim bratem. Powiedzia�, �e b�dzie na ciebie czeka�. Spotkasz go. M�wi� mi, �e we�mie ci� do siebie. Rozumiesz? - Tak - powiedzia� zgarbiony. - To id� ju�, czas. Chcesz papierosa? - Nie - powiedzia� zgarbiony. - Musz� i��. Je�eli on na mnie czeka, to musz� i��. Przyjad� do was kiedy� z bratem. Odszed�. Patrzyli za nim, jak biegnie �rodkiem toru potykaj�c si� na podk�adach. - Za dziesi�� minut tym torem b�dzie szed� poci�g - powiedzia� milcz�cy dotychczas kolejarz. Drugi spojrza� na o�wietlony zegar. - Za osiem. - S�o�ce ju� wschodzi. Mo�esz zgasi� latark�. - Ju� za par� dni b�dzie wschodzi� p�niej. - On nic nie s�yszy? - Jest g�uchy jak pie�. Mo�esz strzela� o krok za nim. - Og�uch� tam, w wi�zieniu? - Tak. Mo�e zreszt� jeszcze wcze�niej. - Musieli pewnie z nim co� robi�. - Nie mam poj�cia. Pewnie przes�uchiwali go na sw�j spos�b. - Ja nie chc� nic na ten temat s�ysze�, rozumiesz? Mnie toto wszystko nic nie obchodzi. Ja nie chc� o tym s�ysze�. - Nie s�uchaj. Zn�w milczeli chwil�. Czerwona kula s�o�ca ukaza�a si� na horyzoncie. Mokre tory l�ni�y jak dwa pasma s�o�ca. Gdzie� daleko bieg� mi�dzy nimi pochylony cz�owiek. - Ile siedzia�? - Jedena�cie lat. Mia� jakie� sprawy z partyzantki. Teraz go wypu�cili. - Nie ma nikogo? - Nikogo - powiedzia� kolejarz. - I troch� mu si� pomiesza�o w g�owie. Kiedy tam trafi�, by� jeszcze dzieckiem. Mia� kiedy� brata i ci�gle czeka na niego, ci�gle szuka. Ten brat ju� dawno umar�, ale on nie chce w to uwierzy�. Jedena�cie lat w wi�zieniu to przecie� co� znaczy. - Sk�d wiesz o tym wszystkim? - Trzy dni temu wraca� z tamtymi. Wypu�cili go z amnestii. Na tamtych czeka�y rodziny, �ony i tak dalej. Na niego nikt. Wczoraj okradli go ze wszystkich pieni�dzy. Jedena�cie lat nie widzia� �adnej kobiety, dlatego im si� tak przygl�da. Ci�gle obrywa po mordzie. Przysiedli na �aweczce pod zegarem. - Nie znalaz�by i tak swego brata - powiedzia� jeden. - Przecie� nie �yje. - Racja. Mo�e by go wzi�li do jakiego� przytu�ku? - Mury na mury? Zreszt�... masz czas zaj�� si� tym? - Nie. - Tak b�dzie najlepiej. - Jasne. To ju� za dwie minuty... - Zwr�ci� si� nagle do kolegi. - S�uchaj - powiedzia� - to gdyby oni tam, w poczekalni, m�wi�c do niego, patrzyli mu w oczy czy tam prosto w twarz, nie potrzebowaliby go bi�? - Oczywi�cie - powiedzia� drugi. - Oczywi�cie... - Z hukiem przejecha� poci�g, a kiedy usta�o ju� dudnienie, kolejarz rzek�: - Pu�cili o minut� za wcze�nie. - Kopn�� jaki� kamyk i u�miechn�� si� kwa�no. - Ba - powiedzia�. - Gdyby wszyscy nam mogli patrze� w twarz... Marek H�asko - Opowiadania - Brat czeka na ko�cu drogi Strona 1