1968

Szczegóły
Tytuł 1968
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1968 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1968 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1968 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Paulo Coelho Alchemik Wydawca dedykuje t� ksi��k� Andrejowi i tym wszystkim kt�rzy nie bali si� p�j�� w�asn� drog�. Dla J. Alchemika kt�ry zna i wykorzystuje tajniki Wielkiego Dzie�a. W dalszej ich podr�y przyszed� do jednej wsi. Tam pewna kobieta imieniem Marta przyj�a Go do swego domu. Mia�a ona siostr� imieniem Maria, kt�ra siad�a u n�g Pana i przys�uchiwa�a si� Jego mowie. Natomiast Marta uwija�a si� ko�o rozmaitych pos�ug. Przyst�pi�a wi�c do Niego i rzek�a: "Panie, czy Ci oboj�tne, �e moja siostra zostawi�a mnie sam� przy us�ugiwaniu? Powiedz jej, �eby mi pomog�a". Pan odpowiedzia�: "Marto, Marto, troszczysz si� i niepokoisz o wiele, a ma�o potrzeba, albo jednego. Maria najlepsz� cz�stk� obra�a, kt�rej nie b�dzie pozbawiona". �ukasz, 10, 38-42 (wg Biblii Tysi�clecia) Prolog Alchemik wzi�� do r�ki ksi��k�, kt�r� przyni�s� ze sob� kto� z karawany. Tom nie mia� wprawdzie ok�adki, jednak bez trudu rozpozna� autora - by� to Oskar Wilde. Przerzucaj�c pobie�nie kartki natkn�� si� na histori� Narcyza. Alchemik dobrze zna� mit o Narcyzie, owym urodziwym m�odzie�cu, kt�ry chodzi� codziennie podziwia� w�asne odbicie w tafli jeziora. By� on tak poch�oni�ty swoim obrazem, �e pewnego dnia wpad� do jeziora i uton��. W miejscu, gdzie wpad� do wody, wyr�s� kwiat, kt�ry nazwano narcyzem. Ale Oskar Wilde nie zako�czy� na tym swej historii. On opowiedzia�, jak po �mierci Narcyza le�ne boginie, Oready, przyby�y nad brzeg tego s�odkiego ongi� jeziora i zasta�y je przemienione w czar� gorzkich �ez. - Dlaczego p�aczesz? - spyta�y Oready. - P�acz� za Narcyzem - odrzek�o jezioro. - Wcale nas to nie dziwi - powiedzia�y w�wczas. - Ca�ymi dniami ugania�y�my si� za nim po lasach, ale jedynie ty mog�e� z bliska rozkoszowa� si� jego urod�. - Narcyz by� zatem pi�kny? - zdziwi�o si� jezioro. - Kt� lepiej od ciebie m�g�by to wiedzie�? - wykrzykn�y zaskoczone Oready. - To przecie� nad twoim brzegiem pochyla� si� ka�dego dnia. Jezioro zamilk�o na chwil�, po czym rzek�o: - Op�akuj� Narcyza, ale nie dostrzeg�em nigdy, �e jest pi�kny. Op�akuj� Narcyza, bo za ka�dym razem, kiedy pochyla� si� nade mn�, mog�em dojrze� na dnie jego oczu odbicie mojej w�asnej urody. - Oto �adna opowie�� - powiedzia� Alchemik. 1. Nazywa� si� Santiago. Dzie� chyli� si� ku ko�cowi, kiedy dotar� ze swoim stadem do ruin starego, opuszczonego ko�cio�a. Strop dawno ju� si� zawali� i jedynie w miejscu, w kt�rym niegdy� sta�a zakrystia, wyr�s� teraz wielki sykomor. Tu postanowi� sp�dzi� noc. Wprowadzi� swoje owce przez rozpadaj�c� si� bram� i zagrodzi� wej�cie deskami tak, by w nocy nie mog�y si� wymkn��. Wprawdzie w okolicy nie by�o wilk�w, ale zdarzy�o si� kiedy�, �e uciek�o mu jedno ze zwierz�t i sp�dzi� ca�y dzie� na poszukiwaniu zab��kanej owcy. Rozes�a� na ziemi p�aszcz, po�o�y� si� i wsun�� pod g�ow� �wie�o przeczytan� ksi��k�. Zanim zasn��, pomy�la� sobie, �e powinien teraz wybiera� ksi��ki grubsze - na d�u�ej starczy�oby czytania a i na noc by�yby lepszymi podg��wkami. Gdy si� zbudzi�, dooko�a by�o jeszcze ciemno. Spojrza� w g�r� i przez szczelin� w sklepieniu zobaczy� migocz�ce gwiazdy. - Wola�bym pospa� troch� d�u�ej - pomy�la�. �ni�o mu si� to samo, co w zesz�ym tygodniu i zn�w obudzi� si� przed ko�cem. Podni�s� si� z legowiska i wypi� �yk wina. Wzi�� sw�j kij pasterski i zacz�� budzi� owce, kt�re jeszcze spa�y. Dawno ju� zauwa�y�, �e wi�kszo�� tych stworze� budzi�a si�, ledwie on otwiera� oczy. Jakby jaka� tajemna si�a zwi�za�a jego �ycie z �yciem stada, kt�re od dw�ch lat przemierza�o z nim kraj w poszukiwaniu wody i po�ywienia. - One tak ju� do mnie przywyk�y, �e znaj� m�j rytm dnia i nocy - rzek� z cicha. Po chwili namys�u wyda�o mu si� jednak, �e mog�o by� te� odwrotnie - to on przyzwyczai� si� do ich rytmu. Niekt�re owce budzi�y si� jednak wolniej. Tr�ca� kijem jedn� po drugiej, wo�aj�c ka�d� po imieniu. Zawsze wierzy�, �e owce rozumia�y wszystko, co do nich m�wi�. Dlatego czyta� im czasem na g�os urywki z ksi��ek, kt�re go oczarowa�y, opowiada� o samotno�ci i o rado�ciach w �yciu pasterza, albo o ostatnich nowinach zas�yszanych w mijanych po drodze miastach. Od dw�ch dni temat by� w�a�ciwie jeden - tamta dziewczyna, c�rka kupca w miasteczku, do kt�rego mia� dotrze� za cztery dni. By� tam tylko raz, w ubieg�ym roku. Kupiec by� w�a�cicielem sklepu z tkaninami i wola�, aby go nie oszukano, �eby owce strzy�ono pod jego okiem. Jaki� przygodny znajomy wskaza� pasterzowi ten sklep, wi�c pogna� tam swoje stado. - Chcia�bym sprzeda� troch� owczego runa - rzek� do kupca. W sklepie by�o t�oczno, wi�c kupiec poprosi�, �eby pasterz zaczeka� ze strzy�eniem do zmroku. Usiad� zatem na dziedzi�cu sklepu i wyj�� z worka ksi��k�. - Nie wiedzia�am, �e pasterze potrafi� czyta� ksi��ki - us�ysza� obok siebie kobiecy g�os. Sta�a przed nim typowa dziewczyna z Andaluzji. Czarne w�osy sp�ywa�y jej na ramiona, a w oczach tli�o si� jeszcze nik�e wspomnienie po dawnych arabskich naje�d�cach. - Od owiec mo�na czasem nauczy� si� wi�cej ni� z ksi��ek - odpar� m�ody pasterz. I gaw�dzili przez dwie godziny. Wyja�ni�a mu, �e jest c�rk� kupca i opowiedzia�a o �yciu swojego miasteczka, gdzie ka�dy dzie� do z�udzenia przypomina� poprzedni. Za� pasterz m�wi� o krajobrazach Andaluzji, o ostatnich nowinach z okolicznych miast i miasteczek. By� uszcz�liwiony, �e mo�e wreszcie porozmawia� z kim� innym ni� owce. - Gdzie nauczy�e� si� czyta�? - spyta�a w pewnej chwili dziewczyna. - Tam gdzie wszyscy - odpowiedzia� - w szkole. - Skoro umiesz czyta�, to dlaczego jeste� tylko pasterzem? M�odzieniec wykr�ci� si� od odpowiedzi. By� pewien, �e dziewczyna nie zrozumia�aby go. Snu� dalej opowie�ci z w�dr�wki, a ma�e, maureta�skie oczy to otwiera�y si� to zn�w zamyka�y z zachwytu i zadziwienia. Czas mija� i ch�opiec coraz bardziej pragn��, aby ten dzie� nigdy si� nie sko�czy�, aby ojciec dziewczyny zaj�ty by� jeszcze d�ugo i niechby mu nawet kaza� czeka� ze trzy dni. Zrozumia�, �e odczuwa co�, czego nigdy przedtem nie dozna� - ch�� pozostania na zawsze w jednym mie�cie. Z dziewczyn� o kruczych w�osach dni nigdy nie by�yby podobne do siebie. Ale kupiec w ko�cu nadszed� i poleci� mu ostrzyc cztery owce. Zap�aci� sowicie i zaprosi� znowu za rok. I teraz dzieli�y go zaledwie cztery dni od powrotu do owego miasta. By� rozp�omieniony i zarazem pe�en obaw - mo�e dziewczyna ju� o nim zapomnia�a? Przechodzi�o przecie� tamt�dy tylu pasterzy sprzedaj�cych owcze runo. - Niewa�ne - powiedzia� do swoich owiec. - Ja te� znam wiele dziewcz�t w innych miastach. Ale w g��bi serca czu� jednak, jak bardzo jest to wa�ne. I �e pasterze, marynarze czy kupcy znaj� zawsze takie miasto, w kt�rym �yje kto�, kto sprawia, �e pewnego dnia zapominaj� o urokach beztroskiego w�drowania po �wiecie. Z pierwszym brzaskiem pop�dzi� swoje stado w stron� wschodz�cego s�o�ca. "Owce nigdy nie musz� podejmowa� decyzji - pomy�la�. - Mo�e dlatego nie odst�puj� mnie na krok? Jedyne czego potrzebuj� to woda i po�ywienie. Dop�ki pasterz b�dzie je prowadzi� przez najlepsze pastwiska Andaluzji, dop�ty b�d� mu towarzyszy�. Nawet je�li wszystkie dni b�d� takie same, a godziny d�u�y� si� od wschodu do zachodu s�o�ca, nawet je�li nigdy w swoim kr�tkim �yciu nie przeczytaj� ani jednej ksi��ki i nie poznaj� mowy ludzi, powtarzaj�cych plotki z okolicznych wiosek. Zadowalaj� si� wod� i po�ywieniem, i w istocie ca�kiem im to wystarcza. W zamian ofiarowuj� hojnie ciep�� we�n�, wierne przywi�zanie, a czasem te� swoje mi�so". "Gdybym przemieni� si� nagle w potwora i wyr�n�� po kolei, jedn� po drugiej, poj�yby to dopiero, gdy znik�oby ju� prawie ca�e stado - pomy�la�. - Poniewa� ufaj�c mi, przesta�y zawierza� w�asnym instynktom. A to dlatego tylko, �e prowadz� je po soczystych pastwiskach". W�asne my�li wyda�y mu si� dziwaczne. A mo�e ten ko�ci� z rosn�cym po�rodku sykomorem jest zakl�ty? Mo�e dlatego przy�ni� mu si� ponownie ten sam sen i wywo�a� w nim teraz uczucie w�ciek�o�ci na owce, zawsze przecie� tak wierne? Wypi� jeszcze �yk wina, kt�re zosta�o z wieczerzy i otuli� si� szczelnie p�aszczem. Wiedzia�, �e za par� godzin, kiedy s�o�ce si�gnie zenitu, skwar stanie si� tak wielki, �e nie b�dzie m�g� prowadzi� owiec przez otwarte pola. Latem o tej porze ca�a Hiszpania �pi. Upa� trwa a� do wieczora i przez ca�y ten czas pasterz b�dzie musia� d�wiga� sw�j p�aszcz na ramieniu. Lecz ilekro� my�la� o pozbyciu si� tego brzemienia, przypomina� sobie w por�, �e to dzi�ki niemu nie odczuwa ch�odu wczesnego poranka. "W ka�dej chwili powinni�my by� gotowi na niespodzianki pogody" - my�la� i czu� wtedy wdzi�czno�� dla ci�aru p�aszcza. P�aszcz mia� sw�j sens istnienia, tak jak i m�ody cz�owiek. Po dw�ch latach w��cz�gi po r�wninach Andaluzji zna� ju� na pami�� wszystkie jej zakamarki i w tym w�a�nie tkwi� sens jego �ycia - w w�dr�wce. Tym razem zamierza� opowiedzie� dziewczynie, dlaczego prosty pasterz potrafi czyta�. Do szesnastego roku �ycia pobiera� nauki w seminarium. Rodzice chcieli uczyni� z niego ksi�dza, co by�oby powodem do dumy dla prostej, wiejskiej rodziny, kt�ra podobnie jak jego owce pracowa�a jedynie na chleb i wod�. Studiowa� �acin�, hiszpa�ski i teologi�. Ale od dziecka marzy� o poznaniu �wiata i to w�a�nie by�o dla niego o niebo wa�niejsze ni� poznanie Boga i ludzkich grzech�w. Pewnego popo�udnia, kiedy odwiedzi� dom rodzinny, zebra� si� na odwag� i o�wiadczy� ojcu, �e nie chce by� ksi�dzem. Chce podr�owa�. - Synu, ludzie z zak�tk�w ca�ego �wiata przeszli ju� przez nasz� wiosk�. Poszukuj� tu rzeczy nowych, ale cho� je znajduj�, pozostaj� ci�gle tacy sami. Wchodz� na skarp� obejrze� zamek i wydaje im si�, �e przesz�o�� by�a lepsza od tera�niejszo�ci. Czy maj� jasne w�osy, czy ciemn� sk�r�, wszyscy s� tacy sami jak ludzie z naszej wioski. - Ale ja nie znam zamk�w w krainach, z kt�rych przybywaj� - odpar� m�odzieniec. - Ludzie ci widz�c nasze pola i nasze kobiety powiadaj�, �e chcieliby tu zosta� na zawsze - ci�gn�� ojciec. - Chc� zatem pozna� ich kobiety i kraje, z kt�rych przybyli - powiedzia� ch�opiec. - Gdy� oni nie zostaj� tutaj nigdy. - Ludzie ci maj� sakwy wypchane pieni�dzmi - doda� jeszcze ojciec. - U nas tylko pasterze mog� podr�owa� beztrosko. - Zostan� wi�c pasterzem. Ojciec nie powiedzia� ju� nic wi�cej. Nazajutrz da� mu sakiewk� z trzema starymi, z�otymi monetami. - Znalaz�em je kiedy� w polu i zamierza�em ofiarowa� Ko�cio�owi w dniu twoich �wi�ce�. Kup za nie stado i przemierzaj �wiat, a� zrozumiesz, �e nasz zamek jest najwa�niejszy ze wszystkich, a nasze kobiety najpi�kniejsze. I pob�ogos�awi� go. W oczach ojca odnalaz� to samo pragnienie przemierzania �wiata. Pragnienie ci�gle �ywe, cho� przez dziesi�tki lat zag�uszone trosk� o wod�, chleb i dach nad g�ow�. Horyzont zabarwi� si� na czerwono, a potem pojawi�o si� s�o�ce. M�odzieniec przypomnia� sobie tamt� rozmow� z ojcem i poczu� si� szcz�liwy. Pozna� ju� wiele zamk�w i wiele kobiet - �adna jednak nie mog�a si� r�wna� z t�, kt�ra czeka�a na niego o trzy dni drogi st�d. Mia� p�aszcz, ksi��k�, kt�r� m�g� wymieni� na inn�, i stado owiec. Najwa�niejsze by�o jednak to, �e ka�dego dnia spe�nia� wielkie marzenie swego �ycia - podr�owa�. Gdy znu�� go do cna r�wniny Andaluzji, b�dzie m�g� sprzeda� owce i zosta� marynarzem. A gdy b�dzie mia� po uszy morza, to i tak przecie� pozna ju� wiele miast, wiele kobiet i trafi mu si� do�� okazji, aby zazna� szcz�cia. "Doprawdy, jak w seminarium mo�na szuka� Boga?" - pomy�la� patrz�c na wschodz�ce s�o�ce. Zawsze, ilekro� by�o to mo�liwe, stara� si� obiera� nowe �cie�ki. Nigdy przedtem nie dotar� do tego ko�cio�a, cho� przechodzi� t�dy setki razy. �wiat by� wielki i nieogarniony, a gdyby tylko cho� przez chwil� pozwoli� prowadzi� si� owcom, odkry�by jeszcze wiele ciekawych rzeczy. - "S�k w tym, i� one nie zdaj� sobie sprawy z tego, �e codziennie id� now� drog�. Nie dostrzegaj�, �e wok� zmieniaj� si� pastwiska a pory roku s� inne. Bowiem bez reszty poch�ania je troska o wod� i po�ywienie". "A mo�e dzieje si� tak z nami wszystkimi? - pomy�la�. - Nawet ze mn�, bo nie my�l� o innych kobietach, odk�d pozna�em c�rk� kupca". Spojrza� w niebo. Wed�ug wszelkich oblicze� do Tarify dotrze jeszcze przed obiadem. Tam b�dzie m�g� zamieni� ksi��k� na grubsz�, nape�ni� butelk� winem, ogoli� si� i ostrzyc. Musia� by� got�w na spotkanie z dziewczyn�. Nie dopuszcza� do siebie my�li o tym, �e jaki� inny pasterz z wi�kszym stadem m�g� przyj�� przed nim i poprosi� o jej r�k�. "To mo�liwo�� spe�nienia marze� sprawia, �e �ycie jest tak fascynuj�ce" - pomy�la�, i spogl�daj�c zn�w w niebo przyspieszy� kroku. Przypomnia� sobie, �e w Tarifie mieszka pewna stara kobieta, kt�ra potrafi t�umaczy� sny. A tej nocy przy�ni� mu si� po raz drugi ten sam sen. Staruszka poprowadzi�a m�odzie�ca w g��b domu, do izby oddzielonej od reszty zas�on� z kolorowych paciork�w. Sta� tam st�, dwa krzes�a, a na �cianie wisia� obraz Naj�wi�tszego Serca Jezusowego. Staruszka usiad�a i zaprosi�a go do sto�u. Uj�a d�onie ch�opca w swoje i modli�a si� szeptem. Wygl�da�o to na cyga�sk� modlitw�. Spotka� ju� na swej drodze wielu Cygan�w. Oni te� w�drowali, ale nie hodowali owiec. Ludzie m�wili, �e Cygan to kto�, kogo �ycie up�ywa na oszukiwaniu innych. M�wili te�, �e Cyganie podpisali pakt z Diab�em i �e porywaj� cudze dzieci, by uczyni� z nich niewolnik�w w swych tajemniczych obozowiskach. Kiedy by� ma�y, na my�l, �e zostanie porwany przez Cygan�w, umiera� ze strachu i ten dawny l�k powr�ci� w chwili, gdy staruszka trzyma�a jego d�onie w swoich. "Przecie� jest tu obraz Naj�wi�tszego Serca Jezusowego" - uspokaja� sam siebie. Nie chcia�, �eby zacz�y dr�e� mu d�onie, i �eby staruszka spostrzeg�a jego przera�enie. Zm�wi� pospiesznie w duchu pacierz. - Ciekawe... - powiedzia�a, nie odrywaj�c oczu od r�ki ch�opca. I znowu zamilk�a. Ogarnia� go coraz wi�kszy niepok�j. Mimowiednie zadr�a�y mu r�ce i staruszka to spostrzeg�a. Cofn�� je szybko. - Nie przyszed�em tu po to, by� mi wr�y�a z r�ki - powiedzia�, �a�uj�c gorzko, �e przekroczy� pr�g tego domu. Przez g�ow� przemkn�a mu my�l, �e lepiej by�oby zap�aci� i wyj�� nie dowiaduj�c si� niczego. Niepotrzebnie tyle wagi przywi�zywa� do tego snu. - Przyszed�e� zapyta� mnie o sny - rzek�a staruszka. - A sny s� j�zykiem Boga. Gdy B�g przemawia j�zykiem �wiata, mog� odgadn�� ich znaczenie. Je�li za� m�wi j�zykiem twojej duszy, to tylko ty jeden mo�esz je zrozumie�. Tak czy owak, nale�y mi si� zap�ata. "Jeszcze jedna sztuczka" - pomy�la� ch�opiec. Ale mimo to postanowi� zaryzykowa�. Pasterzowi zawsze zagra�aj� wilki albo susza i to w�a�nie sprawia, �e pasterskie �ycie jest tak ciekawe. - Dwa razy z rz�du �ni�o mi si� to samo. By�em z moim stadem na pastwisku - zacz�� opowiada� - kiedy pojawi�o si� jakie� dziecko i zacz�o bawi� si� z owcami. Nie lubi� kiedy kto� zbli�a si� do moich owiec, bo l�kaj� si� obcych. Ale dzieciom zawsze udaje si� podej�� do zwierz�t tak, �e te zwierz�ta si� ich nie boj�. Nie wiem dlaczego. Jak zwierz�ta mog� odgadn�� wiek ludzi? - Wr�� do swego snu - przerwa�a staruszka. - Zostawi�am garnek na ogniu. Poza tym masz ma�o pieni�dzy i nie mo�esz zabiera� mi zbyt wiele czasu. - Dziecko jeszcze czas jaki� bawi�o si� z owcami - ci�gn�� dalej sw� opowie�� lekko speszony. - Nagle chwyci�o mnie za r�k� i zaprowadzi�o do Piramid w Egipcie. Odczeka� chwil�, by przekona� si�, czy staruszka wie, co to s� egipskie piramidy. Ale ona milcza�a. - Tam przy Piramidach w Egipcie - trzy ostatnie s�owa wym�wi� powoli i wyra�nie, by staruszka mog�a dobrze zrozumie� - dziecko powiedzia�o mi: "Je�li dotrzesz tutaj, znajdziesz ukryty skarb". Ale nim zdo�a�o pokaza� mi dok�adne miejsce, obudzi�em si�. I za pierwszym, i za drugim razem. Staruszka milcza�a przez chwil�. Ponownie uj�a r�ce ch�opca i uwa�nie im si� przygl�da�a. - Teraz nie wezm� od ciebie nic - rzek�a. - Ale chc� dziesi�t� cz�� skarbu, je�li go kiedykolwiek odnajdziesz. Ch�opiec wybuchn�� �miechem. By� to �miech rado�ci. Oto zaoszcz�dzi t� odrobin� pieni�dzy, jak� posiada, tylko dlatego, �e mia� sen o ukrytym skarbie! Ta poczciwa kobieta musia�a by� rzeczywi�cie Cygank�. Cyganie s� g�upi. - Wi�c jak wyt�umaczysz ten sen? - spyta�. - Najpierw przysi�gnij, �e dasz mi dziesi�t� cz�� skarbu w zamian za to, co ci teraz powiem. Z�o�y� przysi�g�. Staruszka poprosi�a, �eby jeszcze raz przysi�g� - na obraz Naj�wi�tszego Serca Jezusowego. - Ten sen jest w J�zyku �wiata - powiedzia�a. - Mog� ci go obja�ni�, ale b�dzie to bardzo trudne. Dlatego uwa�am, �e nale�y mi si� cz�� tego, co znajdziesz. A jego przes�anie jest takie: powiniene� i�� do egipskich Piramid. Wprawdzie nigdy nic o nich nie s�ysza�am, ale je�li pokaza�o ci je dziecko, to na pewno istniej�. Tam odnajdziesz skarb, dzi�ki kt�remu staniesz si� bogaty. M�ody cz�owiek poczu� najpierw zdziwienie a potem z�o��. Niepotrzebnie przyszed� do tej starej. Ale przypomnia� sobie w por�, �e przecie� nic nie p�aci. - Je�li taka jest twoja rada, to szkoda by�o mojego czasu - powiedzia�. - Widzisz? Ostrzega�am ci� przecie�, �e tw�j sen jest trudny do wyja�nienia. Rzeczy proste s� zawsze najbardziej niezwyk�e i tylko m�drcy potrafi� je poj��. Nie jestem m�drcem, dlatego musz� zna� inne sztuki, takie cho�by, jak wr�enie z r�ki. - A jak mam doj�� do Egiptu? - Ja tylko t�umacz� sny. Nie potrafi� ich przemienia� w rzeczywisto��. Dlatego �yj� na �asce c�rek. - A je�li nigdy nie dotr� do Egiptu? - To ja nie dostan� zap�aty. Nie pierwszy to raz. I staruszka nie powiedzia�a ju� nic wi�cej. Kaza�a, �eby sobie poszed�, bo straci�a dla niego zbyt du�o czasu. Pasterz odszed� zawiedziony i powzi�� zamiar, by nigdy wi�cej nie dawa� wiary snom. Przypomnia� sobie, �e ma wiele rzeczy do zrobienia. Poszed� wi�c co� zje��, zamieni� ksi��k� na inn�, grubsz�, i usiad� na �awce na rynku, by skosztowa� wina, kt�re w�a�nie kupi�. Dzie� by� gor�cy a wino, za spraw� jednej z niezg��bionych tajemnic, orze�wia�o go. Owce sta�y bezpieczne w zagrodzie u nowego przyjaciela, na skraju miasta. Zna� wielu ludzi w tych stronach - dlatego tak lubi� w�drowa�. Zawsze bowiem mo�na spotyka� coraz to nowych przyjaci� i wcale nie trzeba z nimi stale przebywa�. Kiedy widzimy ci�gle tych samych ludzi - tak jak w seminarium - staj� si� oni w ko�cu cz�ci� naszego �ycia. A skoro s� ju� cz�ci� naszego �ycia, to chc� je zmienia�. Je�li nie stajemy si� tacy, jak tego oczekiwali, s� niezadowoleni. Poniewa� ludziom wydaje si�, �e wiedz� dok�adnie jak powinno wygl�da� nasze �ycie. Natomiast nikt nie wie, w jaki spos�b powinien prze�y� w�asne �ycie. Troch� tak jak ta kobieta od sn�w, kt�ra potrafi�a odgadn�� ich sens, ale nie umia�a ich urzeczywistnia�. Postanowi� zaczeka�, a� s�o�ce zni�y si� nieco i ruszy� z owcami w stron� ��k. Ju� za trzy dni ujrzy c�rk� kupca. Si�gn�� po ksi��k�, kt�r� dosta� od ksi�dza w Tarifie. By� to gruby tom i od pierwszej strony by�a w nim mowa o pogrzebie. Poza tym, imiona bohater�w by�y wyj�tkowo trudne do zapami�tania. Pomy�la�, �e gdyby napisa� kiedy� ksi��k�, to wprowadza�by ka�d� posta� pojedynczo, aby ten kto czyta nie musia� uczy� si� na pami�� wszystkich imion na raz. A gdy w ko�cu czytanie go wci�gn�o - bo ceremonia pogrzebowa odbywa�a si� na �niegu, co dawa�o mu wra�enie ch�odu pod tym pal�cym s�o�cem - usiad� obok niego jaki� starzec i pr�bowa� nawi�za� rozmow�. - Co ci ludzie robi�? - zagadn�� go, wskazuj�c t�um na rynku. - Pracuj� - odpowiedzia� ch�opiec oschle, udaj�c, �e jest zaj�ty czytaniem. Tak naprawd� my�lami by� zupe�nie gdzie indziej. Strzyg� w�a�nie owce pod okiem c�rki kupca, a ona dziwi�a si�, �e potrafi� robi� tyle ciekawych rzeczy. Nie pierwszy ju� raz wyobra�a� sobie t� scen� i za ka�dym razem dziewczyna by�a zdumiona, gdy jej wyja�nia�, �e owce powinno si� strzyc pod w�os. Pr�bowa� te� przypomnie� sobie zajmuj�ce historie, kt�re m�g�by jej opowiada� podczas strzy�enia. Wi�kszo�� z nich wyczyta� w ksi��kach, ale opowie tak, jakby sam je prze�y�. Dziewczyna nigdy si� o tym nie dowie, bo przecie� nie potrafi czyta�. Starzec jednak nie dawa� za wygran�. Skar�y� si�, �e jest zm�czony, spragniony i poprosi� o �yk wina. Ch�opiec poda� mu butelk� - mo�e go w ko�cu zostawi w spokoju. Ale starzec chcia� rozmawia�. Spyta� o tytu� ksi��ki, kt�r� pasterz czyta�. Przez chwil� m�ody cz�owiek mia� ochot� odburkn�� co� niegrzecznie i przenie�� si� na inn� �awk�, ale ojciec nauczy� go szacunku dla starszych. Nie odpowiedzia� nic, tylko poda� starcowi ksi��k�, bo po pierwsze - nie potrafi� wym�wi� tytu�u, a po drugie, je�li starzec nie umie czyta�, to sam zawstydzony przeniesie si� na inn� �awk�. - Hmm... - powiedzia� staruszek, ogl�daj�c ksi��k� ze wszystkich stron, jakby chodzi�o o jaki� dziwaczny przedmiot. - To znana ksi��ka, ale bardzo nudna. Pasterz zdziwi� si�. A wi�c nie do��, �e starzec umia� czyta�, to na dodatek zna� t� ksi��k�. I je�li naprawd� jest tak nudna, jak twierdzi�, to by� jeszcze czas, by zamieni� j� na inn�. - Ta ksi��ka m�wi o tym, o czym m�wi� prawie wszystkie ksi��ki - ci�gn�� starzec. - O niezdolno�ci ludzi do wybierania swojego w�asnego losu. A na koniec pozwala uwierzy� w najwi�ksze k�amstwo �wiata. - A jakie jest najwi�ksze k�amstwo �wiata? - spyta� zaciekawiony m�odzieniec. - To mianowicie, �e nadchodzi taka chwila, kiedy tracimy ca�kowicie panowanie nad naszym �yciem i zaczyna nim rz�dzi� los. W tym tkwi najwi�ksze k�amstwo �wiata. - Ze mn� tak si� nie sta�o - powiedzia� ch�opiec. - Wprawdzie chciano ze mnie zrobi� ksi�dza, a ja postanowi�em by� pasterzem. - I dobrze wybra�e� - rzek� staruszek. - Bo lubisz podr�owa�. "Jakby odgad� moje my�li" - pomy�la�. Starzec tymczasem wertowa� ksi��k�, jakby wcale nie mia� zamiaru jej zwr�ci�. Pasterz dostrzeg� co� osobliwego w jego stroju, cho� wygl�da� na Araba, co w tym regionie nie nale�a�o do rzadko�ci. Afryka le�a�a zaledwie o par� godzin drogi od Tarify. Wystarczy�o przep�yn�� statkiem w�sk� cie�nin�. Arabowie cz�sto pojawiali si� w mie�cie po sprawunki i odmawiali kilka razy w ci�gu dnia swoje dziwaczne modlitwy. - Sk�d jeste�? - spyta�. - Z r�nych stron. - Nikt nie mo�e pochodzi� z r�nych stron - odpar� ch�opiec. - Ja jestem pasterzem i bywam w wielu miejscach, ale pochodz� z jednego, z miasta le��cego w pobli�u pewnego bardzo starego zamku. Tam si� urodzi�em. - Wobec tego, powiedzmy, �e ja urodzi�em si� w Salem. Pasterz nie mia� poj�cia, gdzie le�y Salem, ale wola� nie pyta�, by przypadkiem nie wysz�a na jaw jego niewiedza. Przez chwil� patrzy� na plac. Ludzie przychodzili i odchodzili. Wszyscy wydawali si� bardzo zaj�ci. - Jak wygl�da Salem? - zapyta� ch�opiec, szukaj�c jakiego� tropu. - Tak jak zawsze od zarania dziej�w. To nie by� jeszcze trop. Wiedzia� przynajmniej, �e Salem nie le�y w Andaluzji. Gdyby tak by�o, zna�by je. - A co robisz w Salem? - pr�bowa� dalej. - Co robi� w Salem? C� za niedorzeczne pytanie! - staruszek po raz pierwszy wybuchn�� g�o�nym �miechem. - Ale� ja jestem Kr�lem Salem! "Ludzie wygaduj� przedziwne rzeczy - pomy�la� m�odzieniec. - Czasem lepiej obcowa� z owcami, bo one przynajmniej milcz� i zadowalaj� si� szukaniem wody i po�ywienia. Albo z ksi��kami, bo opowiadaj� niewiarygodne historie, kiedy mamy ochot� ich s�ucha�. Ale kiedy rozmawia si� z lud�mi, opowiadaj� tak niestworzone rzeczy, �e czasem nie wiadomo doprawdy, co powiedzie�". - Nazywam si� Melchizedech - powiedzia� starzec. - Powiedz mi, ile masz owiec? - Tyle, co trzeba - uci�� pasterz. Ten starzec zdecydowanie za du�o chcia� o nim wiedzie�. - I w tym ca�y szkopu�. Nie mog� ci pom�c, dop�ki s�dzisz, �e masz owiec tyle, ile trzeba. Ch�opiec rozsierdzi� si�. Nie prosi� nikogo o pomoc. To staruszek poprosi� go o wino, chcia� porozmawia� i zaciekawi�a go jego ksi��ka. - Oddaj mi ksi��k� - powiedzia�. - Musz� i�� po owce i rusza� w drog�. - Daj mi co dziesi�t� owc� z twego stada - rzek� staruszek. - A ja powiem ci, jak dotrze� do ukrytego skarbu. Pasterz przypomnia� sobie sw�j sen i nagle wszystko sta�o si� jasne. Wprawdzie ta stara wied�ma nie wzi�a nic, ale on - kto wie, mo�e jej m��? - stara� si� wy�udzi� od niego o wiele wi�cej w zamian za wskaz�wki, kt�re nijak si� nie mia�y do rzeczywisto�ci. Na pewno te� jest Cyganem. Nim zd��y� cokolwiek powiedzie�, starzec pochyli� si�, podni�s� z ziemi patyk i zacz�� nim pisa� na piasku jakie� s�owa. A gdy si� pochyla�, co� na jego piersi b�ysn�o tak mocno, �e niemal o�lepi�o ch�opca. I ruchem zbyt raptownym jak na osob� w s�dziwym wieku, �piesznie zakry� si� p�aszczem. O�lepienie min�o i ch�opiec m�g� odczyta� bez trudu, co pisa� starzec. Na piasku g��wnego placu ma�ego miasta przeczyta� imiona swojego ojca i swojej matki. Ca�� histori� swojego �ycia, a� do chwili obecnej, o zabawach z dzieci�stwa, o ch�odnych nocach w seminarium. Przeczyta� imi� c�rki kupca, cho� tego imienia nie zna�. Przeczyta� to, o czym nigdy nikomu nie m�wi� - o dniu, w kt�rym ukrad� ojcu strzelb�, by polowa� na sarny i o swoim pierwszym, samotnym erotycznym doznaniu. - Jestem Kr�lem Salem - powt�rzy� starzec. - Dlaczego kr�l rozmawia z pasterzem? - spyta� ch�opiec onie�mielony i zauroczony zarazem. - Jest wiele po temu powod�w. Ale powiedzmy, �e najwa�niejszy jest ten, i� jeste� zdolny spe�ni� W�asn� Legend�. M�odzieniec nie mia� poj�cia, co to by�a "W�asna Legenda". - To jest to, co zawsze pragn��e� robi�. Ka�dy z nas we wczesnej m�odo�ci wie dobrze, jaka jest jego W�asna Legenda. - W tym okresie �ycia wszystko jest jasne, wszystko jest mo�liwe, ludzie nie boj� si� ani pragnie� ani marze� o tym, co chcieliby w �yciu osi�gn��. Jednak w miar� up�ywu czasu jaka� tajemnicza si�a stara si� dowie�� za wszelk� cen�, �e spe�nienie W�asnej Legendy jest niemo�liwe. Wszystko, co m�wi� starzec, wydawa�o si� m�odemu pasterzowi jakby troch� pozbawione sensu. A]e chcia� dowiedzie� si� czego� wi�cej o owych "tajemniczych si�ach" - c�rka kupca s�ucha�aby tego z zapartym tchem. - To s� si�y, kt�re na pierwszy rzut oka wydaj� si� z�e, ale tak naprawd� ucz� ci�, jak tworzy� W�asn� Legend�. Przygotowuj� twojego ducha i twoj� wol�, bo na tej planecie istnieje jedna wielka prawda: kimkolwiek jeste�, cokolwiek robisz, je�li naprawd� z ca�ych si� czego� pragniesz, znaczy to, �e pragnienie owo zrodzi�o si� w Duszy Wszech�wiata. I spe�nienie tego pragnienia, to twoja misja na Ziemi. - Nawet je�li chce si� tylko podr�owa�? Albo po�lubi� c�rk� kupca? - Albo znale�� skarb. Dusza Wszech�wiata �ywi si� szcz�ciem ludzi. Albo ich nieszcz�ciem, zawi�ci�, zazdro�ci�. Spe�nienie W�asnej Legendy jest jedyn� powinno�ci� cz�owieka. Wszystko jest bowiem jedno�ci�. I kiedy czego� gor�co pragniesz, to ca�y wszech�wiat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu. Czas jaki� siedzieli w milczeniu, spogl�daj�c na rynek i przechodni�w. Pierwszy odezwa� si� starzec. - Dlaczego zajmujesz si� owcami? - Bo lubi� podr�owa�. Staruszek wskaza� na sprzedawc� pra�onej kukurydzy, kt�ry sta� na rogu placu ze swoim czerwonym w�zeczkiem. - Ten cz�owiek te� pragn�� podr�owa�, gdy by� dzieckiem. Ale wola� kupi� male�ki kramik na k�kach by sprzedawa� pra�on� kukurydz� i ciu�a� latami pieni�dze. Kiedy ju� b�dzie stary, sp�dzi miesi�c w Afryce. Nigdy nie zrozumia�, �e zawsze mamy mo�liwo�� robienia tego, o czym naprawd� marzymy. - Powinien by� zosta� pasterzem - pomy�la� g�o�no ch�opiec. - Pewnie, �e o tym my�la� - rzek� starzec. - Ale sprzedawcy pra�onej kukurydzy licz� si� bardziej ni� pasterze. Maj� dach nad g�ow�, a pasterze �pi� pod go�ym niebem. I ludzie wol� wydawa� swoje c�rki za sprzedawc�w pra�onej kukurydzy ni� za pasterzy. M�ody cz�owiek poczu� uk�ucie w sercu my�l�c o c�rce kupca. W jej mie�cie te� jest pewnie jaki� sprzedawca pra�onej kukurydzy. - W ko�cu to, co ludzie my�l� o sprzedawcach pra�onej kukurydzy i o pasterzach, staje si� dla nich wa�niejsze ni� ich W�asna Legenda. Starzec przegl�da� ci�gle ksi��k� i od niechcenia przeczyta� jedn� stron�. Pasterz odczeka� chwil�, a potem przerwa� mu lektur� w ten sam spos�b, w jaki uczyni� to wcze�niej starzec. - Dlaczego rozmawiasz o tym ze mn�? - Bo ty pr�bujesz �y� swoj� W�asn� Legend�. Ale jeste� o krok od porzucenia jej. - I zawsze pojawiasz si� w takich chwilach? - Nie zawsze w tej samej postaci, ale nigdy mnie wtedy nie zabrak�o. Czasem pojawiam si� jako dobry pomys�, albo zr�czny spos�b wydobycia si� z tarapat�w. Innym zn�w razem, w kluczowym momencie, sprawiam, �e rzeczy staj� si� �atwiejsze. I tak b�dzie do ko�ca �wiata. Tyle �e wi�kszo�� ludzi tego nie widzi. Opowiedzia� mu o tym, jak przed tygodniem musia� pojawi� si� pewnemu badaczowi pod postaci� zwyk�ego kamienia. Cz�owiek ten porzuci� wszystko i ruszy� na poszukiwanie szmaragd�w. Przez pi�� lat pracowa� w korycie rzeki i roz�upa� dziewi��set dziewi��dziesi�t dziewi�� tysi�cy dziewi��set dziewi��dziesi�t dziewi�� kamieni, pr�buj�c odkry� bodaj jeden szmaragd. I chcia� ju� da� za wygran�, w chwili gdy brakowa�o jednego kamienia - zaledwie jednego jedynego kamienia - aby odkry� sw�j wymarzony klejnot. Poniewa� m�czyzna ten wiernie pod��a� �ladem W�asnej Legendy, starzec postanowi� przyj�� mu z pomoc�. Przemieni� si� w kamie� i potoczy� wprost pod stopy poszukiwacza, kt�ry w przyp�ywie gniewu i rozgoryczenia za pi�� straconych lat, cisn�� nim przed siebie. Jednak z tak� si��, �e kamie� roz�upa� inny, ukazuj�c jego oczom najpi�kniejszy szmaragd �wiata. - Ludzie bardzo wcze�nie poznaj� sens swojego istnienia - powiedzia� staruszek z nutk� goryczy w g�osie. - Mo�e dlatego te� wcze�nie si� go wyrzekaj�. Ale taki jest ten �wiat. Wtedy m�odzieniec przypomnia� sobie, �e rozmow� zacz�li od ukrytego skarbu. - Strumienie wody wydobywaj� z wn�trza ziemi ukryte skarby i te same strumienie je poch�aniaj� - wyja�ni� starzec. - Je�li chcesz dowiedzie� si� czego� wi�cej o twoim skarbie, musisz odda� mi co dziesi�t� owc�. - A mo�e jedn� dziesi�t� skarbu? Starzec by� wyra�nie zawiedziony. - Je�li odejdziesz przyobiecawszy co�, czego jeszcze nie masz, stracisz ochot�, by to zdoby�. W�wczas pasterz skruszony wyzna�, �e obieca� jedn� dziesi�t� skarbu Cygance. - Cyganie s� przebiegli - westchn�� starzec. - I by�oby dobrze, gdyby� wiedzia� na przysz�o��, �e wszystko w �yciu ma swoj� cen�. Tego w�a�nie pr�buj� uczy� Wojownicy �wiat�a. Starzec odda� mu ksi��k�. - Jutro, o tej samej porze, przyprowadzisz mi co dziesi�t� owc� z twojego stada. Wyt�umacz� ci wtedy, jak znale�� ukryty skarb. Do zobaczenia. I znikn�� w jednym z zau�k�w miasta. Ch�opiec pr�bowa� zn�w czyta�, ale nijak nie m�g� si� skupi�. By� bardzo przej�ty i rozgoryczony zarazem, bo wiedzia� w g��bi serca, �e starzec m�wi� prawd�. Podszed� nawet do sprzedawcy pra�onej kukurydzy i kiedy j� kupowa�, d�ugo waha� si�, czy powinien mu opowiedzie� o tym, co m�wi� starzec. "Lepiej czasem pozostawi� rzeczy samym sobie" - pomy�la� i nie odezwa� si� ani s�owem. Gdyby cokolwiek powiedzia�, sprzedawca pra�onej kukurydzy przez trzy dni bi�by si� z my�lami, czy nie rzuci� precz wszystkiego, a przecie� by� przywi�zany do swego male�kiego kramu. Postanowi� oszcz�dzi� mu tych bolesnych rozterek. W��czy� si� bez celu po mie�cie, a� dotar� do portu. Sta� tam niewielki budynek z kantorem, w kt�rym sprzedawano bilety na statek. Egipt znajdowa� si� w Afryce. - �yczysz sobie czego�? - spyta� cz�owiek za lad�. - Mo�e jutro - powiedzia� ch�opiec, odchodz�c. Gdyby sprzeda� jedn� zaledwie owc�, m�g�by za to przedosta� si� na drugi brzeg cie�niny. Ta my�l go przera�a�a. - Jeszcze jeden marzyciel - odezwa� si� cz�owiek w kantorze do swojego pomocnika, patrz�c za oddalaj�cym si� m�odzie�cem. - Nie ma grosza przy duszy, a w g�owie roj� mu si� dalekie podr�e. Kiedy sta� przed kas� kantoru, przypomnia� sobie o swoich owcach i poczu� dziwny l�k przed powrotem do nich. Przez ca�e dwa lata poznawa� tajniki pasterskiego rzemios�a. Umia� dzisiaj strzyc, dogl�da� brzemienne owce, chroni� je przed wilkami. Zna� wszystkie pola, ��ki i pastwiska Andaluzji. Wiedzia� dok�adnie, ile warta by�a ka�da z owiec w jego stadzie. Postanowi� wr�ci� do zagrody swojego przyjaciela okr�n� drog�. W tym mie�cie te� sta� zamek, wspi�� si� wi�c na skarp� i usiad� na jednym z kamiennych mur�w. Z g�ry mo�na ju� by�o dojrze� brzeg Afryki. Kto� mu kiedy� m�wi�, �e stamt�d w�a�nie przybyli Maurowie, kt�rzy przez wiele lat ciemi�yli niemal ca�� Hiszpani�. Nienawidzi� Maur�w. To oni przywiedli ze sob� Cygan�w. Ze skarpy roztacza� si� rozleg�y widok na prawie ca�e miasto i plac, na kt�rym niedawno rozmawia� ze starcem. "Niech b�dzie przekl�ta chwila, w kt�rej go spotka�em" - pomy�la�. Przecie� wybra� si� tylko do kobiety, kt�ra t�umaczy sny. Ale ani owa kobieta, ani starzec, nie zwa�ali na to, �e by� pasterzem. Byli to ludzie samotni, nie wierzyli ju� w nic i nie �ni�o im si� nawet, �e pasterze przywi�zuj� si� do swoich owiec. Zna� tak dobrze ka�d� z nich, wiedzia�, kt�ra kuleje, kt�ra nied�ugo b�dzie mia�a m�ode i kt�ra jest najbardziej leniwa. Wiedzia� te�, jak je strzyc i jak je zabija�. Gdyby je porzuci� - cierpia�yby. Zerwa� si� wiatr. Zna� go dobrze. Ludzie nazywali go Lewantem, to wraz z tym wiatrem przyby�y hordy niewiernych. Nim dotar� do Tarify, nawet nie podejrzewa�, �e Afryka znajduje si� a� tak blisko. By�o to niebezpieczne, bo Maurowie zn�w mogli podbi� jego kraj. Wiatr wia� coraz silniej. "I oto mam rozdart� dusz� pomi�dzy owce i skarb" - my�la�. Musia� wybra� mi�dzy czym�, do czego przywyk�, i czym� nieznanym, co pragn��by mie�. Wprawdzie istnia�a jeszcze c�rka kupca, ale nie znaczy�a tyle co owce, bo ona nie by�a od niego zale�na. Mo�e ju� zreszt� go nie pami�ta�a? By� pewien, �e gdyby nie pojawi� si� za trzy dni, dziewczyna nawet nie odczu�aby jego braku. Dla niej wszystkie dni by�y jednakowe. A wszystkie dni staj� si� takie same wtedy, kiedy ludzie przestaj� dostrzega� to wszystko, czym obdarowuje ich los, podczas gdy s�o�ce w�druje po niebie. "Zostawi�em ojca, matk�, zamek w moim mie�cie. Przywykli jako� oni i ja przywyk�em. Z czasem owce tak samo przyzwyczaj� si� do tego, �e mnie nie ma" - my�la�. Spojrza� z g�ry na plac. Uliczny kramarz ci�gle jeszcze sprzedawa� pra�on� kukurydz�. A na �awce, na kt�rej niedawno rozmawia� ze starcem, ca�owa�o si� teraz dwoje m�odych ludzi. "Sprzedawca pra�onej kukurydzy..." - powiedzia� sam do siebie, nie ko�cz�c zdania. Lewant zacz�� wia� teraz jeszcze mocniej i ch�opiec poczu� jego podmuch na twarzy. To prawda, �e ni�s� ze sob� bolesne wspomnienie o Maurach, ale ni�s� te� zapach pustyni i wo� kobiet o zas�oni�tych czarczafami twarzach. Ni�s� ze sob� wszystkie trudy i marzenia m�czyzn, kt�rzy wyruszyli niegdy� w nieznane, szukaj�c z�ota, przyg�d i piramid. M�ody cz�owiek pozazdro�ci� wiatrowi swobody i zrozumia�, �e sam m�g�by by� jak wiatr. Nie powstrzymywa�o go nic, poza nim samym. Owce, c�rka kupca, pola Andaluzji, to tylko etapy jego W�asnej Legendy. Nast�pnego dnia w samo po�udnie m�ody cz�owiek przyby� na spotkanie ze starcem. Przywi�d� ze sob� sze�� owiec. - Jestem zdumiony - oznajmi�. - M�j przyjaciel bez namys�u kupi� moje stado. Powiedzia�, �e ca�e �ycie marzy� o tym, aby by� pasterzem. To dobra wr�ba. - Zawsze tak jest - powiedzia� staruszek. - Nazywamy to Zasad� Przychylno�ci. Zwykle, gdy grasz w karty po raz pierwszy, wygrywasz. To szcz�cie pocz�tkuj�cego. - Ale dlaczego? - Bo los gor�co pragnie, by� pod��a� �ladem twojej W�asnej Legendy. Potem j�� ogl�da� przyprowadzone owce i zauwa�y�, �e jedna z nich kuleje. Ch�opiec wyja�ni�, �e to bez znaczenia, bo jest ona najrozumniejsza ze wszystkich i daje du�o we�ny. - Gdzie jest skarb? - zapyta� niecierpliwie. - W Egipcie, w pobli�u piramid. M�odzieniec zadr�a�. Staruszka powiedzia�a s�owo w s�owo to samo, tyle �e nic w zamian nie wzi�a. - Aby tam doj��, musisz uwa�a� na znaki. B�g wyznaczy� na �wiecie dla ka�dego z nas szlak, kt�rym musimy pod��a�. Wystarczy tylko odczyta�, co zapisa� dla ciebie. Nim ch�opiec zd��y� cokolwiek powiedzie�, pomi�dzy nim i starcem zatrzepota�a �ma. Przypomnia� sobie, �e kiedy by� dzieckiem, jego dziadek mawia� cz�sto, �e �my przynosz� szcz�cie. Podobnie jak �wierszcze, zielone pasikoniki, srebrne jaszczurki i czterolistna koniczyna. - W�a�nie - rzek� starzec, kt�ry czyta� w my�lach ch�opca. - Dok�adnie tak, jak ci� uczy� tw�j dziad. To s� te znaki. Po czym rozchyli� po�y p�aszcza, kt�rym by� okryty. M�ody cz�owiek by� pod wra�eniem tego co ujrza� i przypomnia� sobie blask, kt�ry o�lepi� go poprzedniego dnia. Starzec mia� na sobie szczeroz�oty napier�nik, wysadzany drogimi kamieniami. By� to rzeczywi�cie kr�l. A chodzi� w przebraniu tylko po to, by nie pa�� �upem rabusi�w. - We� to na drog� - rzek�, wyjmuj�c bia�y i czarny kamie� ze swojego napier�nika. - Nazywaj� si� Urim i Tumim. Czarny oznacza "tak", a bia�y "nie". Przyjd� ci z pomoc�, kiedy nie b�dziesz umia� sam odczyta� znak�w. Zadawaj im zawsze jasne pytania. A na przysz�o�� staraj si� jednak sam podejmowa� wszelkie decyzje. Skarb jest w pobli�u piramid i to ju� wiedzia�e�. Ale to ja pomog�em ci podj�� decyzj� i za to musia�e� zap�aci� sze�cioma owcami. Ch�opiec schowa� kamyki do worka. Od tej chwili sam b�dzie rozstrzyga� o w�asnym losie. - Pami�taj, �e wszystko jest jednym. Pami�taj o j�zyku znak�w. Ale nade wszystko pami�taj, �e musisz i�� do kresu swojej W�asnej Legendy. Na koniec chcia�bym ci opowiedzie� pewn� histori�. Raz pewien kupiec pos�a� swego syna po Tajemnic� Szcz�cia do najm�drzejszego z ludzi. Przez czterdzie�ci dni ch�opiec w�drowa� przez pustyni�, a� dotar� do pi�knego starego zamczyska na szczycie wzg�rza. Mieszka� w nim ten, kt�rego szuka�. Lecz zamiast spotka� tam wielkiego m�drca, ujrza� sal�, w kt�rej panowa�a atmosfera ogromnego poruszenia: wbiegali i wybiegali kupcy, po k�tach, gor�czkowo gestykuluj�c, rozprawiali go�cie, w tle przygrywali grajkowie, a na suto zastawionych sto�ach sta�y najwspanialsze tamtejsze przysmaki. Sam za� m�drzec zaj�ty by� rozmow� i ch�opiec musia� cierpliwie czeka� bite dwie godziny, nim nadesz�a jego kolej. M�drzec wys�ucha� go wprawdzie uwa�nie, ale powiedzia�, �e teraz nie ma czasu, by odkry� przed nim Tajemnic� Szcz�cia. Zaprosi� go do obejrzenia pa�acu i przykaza� wr�ci� za dwie godziny. - Chcia�bym ci� jednak o co� prosi� - doda� na koniec, podaj�c ch�opcu �y�k�, kt�r� nape�ni� dwoma kroplami oleju. - Kiedy b�dziesz przechadza� si� po moim pa�acu nie� t� �y�k� tak, aby ani krzty z niej nie uroni�. Ch�opiec wchodzi� i schodzi� po schodach pa�acu, nie odrywaj�c oczu od �y�ki. Po dw�ch godzinach zn�w stan�� przed obliczem M�drca. - A wi�c widzia�e� ju� perskie dywany w mojej sali biesiadnej? - pyta�. - Zachwyci� ci� ogr�d, kt�ry z g�r� dziesi�� lat tworzy� Mistrz Ogrodnik�w? Podziwia�e� pi�kne pergaminy w mojej bibliotece? Zawstydzony ch�opiec wyzna�, �e nie widzia� nic. Dba� bowiem tylko o to, by nie uroni� ani kropli oliwy, kt�r� powierzy� mu M�drzec. - Wobec tego wracaj i poznaj cudowno�ci mego �wiata - powiedzia� M�drzec. - Nie wolno nigdy ufa� cz�owiekowi, kt�rego domu nie znasz. Teraz ju� spokojniejszy, ch�opiec wzi�� �y�k� i zn�w zacz�� spacerowa� po pa�acu, tym razem przygl�daj�c si� bacznie wszystkim p��tnom wisz�cym na �cianach i malowid�om na sklepieniu. Podziwia� g�ry wok�, ogrody, delikatno�� kwiat�w i smak, z jakim u�o�ono tu ka�de dzie�o. Wr�ciwszy za� przed oblicze M�drca opowiedzia� dok�adnie o wszystkim, co zobaczy�. - A gdzie s� dwie krople oleju, kt�re powierzy�em twojej pieczy? - zapyta� M�drzec. Ch�opiec spojrza� na �y�k� i ujrza�, �e po oliwie nie zosta�o ani �ladu. - Oto jedyna rada jak� mog� ci da� - rzek� M�drzec nad M�drcami. - Tajemnica Szcz�cia jest ukryta w tym, by widzie� wszystkie cuda �wiata i nigdy nie zapomnie� o dw�ch kroplach oleju na �y�ce. M�odzieniec milcza�. Poj�� bowiem sens opowie�ci starego kr�la. Pasterz mo�e do woli w�drowa� po �wiecie, ale nigdy nie zapomina o potrzebach swoich owiec. Starzec przygl�da� mu si� d�ugo i potem obiema d�o�mi wykona� nad jego g�ow� kilka tajemniczych gest�w. W ko�cu zabra� owce i ruszy� swoj� drog�. Nad miasteczkiem Tarifa g�ruje stara forteca postawiona niegdy� przez Maur�w, a kto usi�dzie na jej murach, mo�e zobaczy� plac, sprzedawc� pra�onej kukurydzy i skrawek Afryki w oddali. Melchizedech, Kr�l Salem, usiad� tego wieczora na murze fortu i poczu� na twarzy podmuch Lewantu. Obok owce przebiera�y nogami wystraszone nowym w�a�cicielem i podniecone wszystkimi zmianami tego dnia. Przecie� im potrzebne by�o jedynie po�ywienie i woda. Melchizedech �ledzi� wzrokiem ma�y statek wyp�ywaj�cy z portu. Nigdy nie zobaczy ju� ch�opca, tak jak nigdy nie zobaczy� Abrahama, po tym, gdy wzi�� od niego dziesi�cin�. A przecie� by�o to jego dzie�o. Bogowie nie powinni mie� pragnie�, bo nie maj� W�asnej Legendy. Jednak�e Kr�l Salem w g��bi serca pragn��, �eby ch�opcu si� powiod�o. "Szkoda, �e wkr�tce zapomni o moim imieniu - pomy�la�. - Powinienem by� powt�rzy� mu je przynajmniej jeszcze raz. I kiedy opowiada�by o mnie, m�wi�by, �e jestem Melchizedech - Kr�l Salem". Potem spojrza� w niebo skruszony. "O! Wiem dobrze, �e to pr�no�� nad pr�no�ciami, Panie. Ale czasem stary kr�l te� potrzebuje czu� si� dumny sam z siebie". "Jaka dziwna jest ta Afryka" - pomy�la� ch�opiec. Siedzia� w gospodzie takiej samej, jak wiele innych napotkanych w w�skich uliczkach miasta. Kilka os�b pali�o olbrzymi� fajk� podawan� z r�k do r�k. W ci�gu niespe�na paru godzin zobaczy� m�czyzn trzymaj�cych si� za r�ce, niewiasty z zakrytymi twarzami i kap�an�w, kt�rzy wspinali si� na wysokie wie�e, a kiedy zaczynali �piewa�, wszyscy wok� kl�kali i bili g�ow� o ziemi�. - Poga�skie obyczaje - powiedzia� sam do siebie. Kiedy by� jeszcze dzieckiem zawsze w ko�ciele w jego parafii patrzy� na obraz �wi�tego Santiago, Pogromcy Maur�w. Siedzia� on na bia�ym koniu z obna�on� szabl� w d�oni. U jego st�p gromadzili si� ludzie tacy sami, jak teraz ci wok� niego. Poczu� si� �le i przera�aj�co samotnie. Poganie rzucali mu z�owrogie spojrzenia. W gor�czce podr�y zapomnia� zupe�nie o pewnym drobnym szczeg�le, jedynym, kt�ry m�g�by go na d�ugo oddali� od skarbu: w tym kraju wszyscy m�wili po arabsku. Zbli�y� si� w�a�ciciel gospody i ch�opiec na migi wskaza� na nap�j, kt�ry akurat podano na s�siedni st�. By�a to gorzka herbata, a on mia� wielk� ochot� napi� si� wina. Ale teraz nie by�o czasu na b�ahostki. Musia� my�le� wy��cznie o swym skarbie i o tym, jak go zdoby�. Sprzeda� owiec przynios�a mu sporo pieni�dzy, a on wiedzia�, �e pieni�dze maj� czarodziejsk� moc: z nimi nikt nie jest samotny. Wkr�tce, mo�e ju� za par� dni, znajdzie si� w pobli�u piramid. Starzec, z ca�ym swym z�otem na piersi, nie potrzebowa� przecie� ucieka� si� do k�amstwa, by zdoby� sze�� owiec. Starzec m�wi� mu o znakach i m�odzieniec my�la� o nich du�o na pok�adzie statku przep�ywaj�cego cie�nin�. Tak, teraz rozumia� naprawd�. W czasach gdy w�drowa� jeszcze po polach Andaluzji, nauczy� si� czyta� ze znak�w na niebie i na ziemi, jaka b�dzie droga, kt�ra si� przed nim rysowa�a. Wiedzia�, �e pewien ptak oznacza obecno�� w�a w pobli�u, a jeden krzew zwiastuje �r�d�o wody w promieniu paru kilometr�w. To owce nauczy�y go wszystkich tych tajemnic. "Skoro B�g tak rozumnie prowadzi owce, poprowadzi te� cz�owieka" - pomy�la� i uspokoi� si� nieco. I herbata wyda�a mu si� mniej gorzka. - Kim jeste�? - zapyta� go kto� po hiszpa�sku. Ch�opiec odczu� ogromn� ulg�. Akurat my�la� o znakach i oto kto� si� pojawi�. - Jak to mo�liwe, �e m�wisz tak dobrze po hiszpa�sku? - spyta�. Nowo przyby�y by� m�odym ch�opakiem ubranym na spos�b europejski, ale kolor jego sk�ry zdradza�, �e pochodzi� st�d. By� mniej wi�cej jego r�wie�nikiem. - Niemal wszyscy m�wi� tu po hiszpa�sku. Od Hiszpanii dzieli nas zaledwie dwie godziny drogi. - Usi�d� i zam�w sobie co� na moje konto - powiedzia� ch�opiec. - I popro� o wino dla mnie. Nie smakuje mi ta herbata. - W tym kraju nie ma wina - odpar� przybysz. - Religia zabrania. Wtedy m�odzieniec opowiedzia� mu, �e pragnie dotrze� do piramid. Ju� mia� napomkn�� co� o skarbie, ale w ostatniej chwili ugryz� si� w j�zyk. Arab got�w by� jeszcze za��da� swojej cz�ci za doprowadzenie go na miejsce. Przypomnia� sobie to, co starzec m�wi� mu o obietnicach. - Chcia�bym, �eby� mnie zaprowadzi� do piramid. Mog� ci� naj�� za przewodnika. Czy wiesz, jak tam doj��? Zauwa�y� w�wczas, �e w�a�ciciel gospody stoi blisko i bacznie przys�uchuje si� rozmowie. Czu� si� troch� nieswojo w jego obecno�ci. Ale znalaz� ju� przewodnika i nie zamierza� przepu�ci� takiej okazji. - Trzeba przej�� przez ca�� Sahar� - powiedzia� nowo przyby�y. - A na to potrzebujemy pieni�dzy. Najpierw musz� wiedzie�, czy masz ich dosy�. Pytanie to wyda�o si� ch�opcu podejrzane. Ale ufa� staruszkowi, a ten powiedzia� przecie�, �e kiedy si� czego� mocno pragnie, to ca�y wszech�wiat dzia�a potajemnie na nasz� korzy��. Wyj�� z kieszeni pieni�dze i pokaza� przybyszowi. W�a�ciciel gospody podszed� bli�ej i obserwowa� ich uwa�nie. Obaj wymienili mi�dzy sob� kilka s��w po arabsku. Ober�ysta wydawa� si� niezadowolony. - Chod�my st�d - powiedzia� nowo przyby�y. - On nie �yczy sobie, �eby�my zostali tu d�u�ej. Ch�opiec odetchn�� z ulg�. Podni�s� si�, by ui�ci� nale�no��, ale gospodarz chwyci� go za rami� i d�ugo co� gor�czkowo t�umaczy�. Wprawdzie m�odzieniec by� silny, ale znajdowa� si� na obcej ziemi. Nowy przyjaciel odepchn�� na bok w�a�ciciela gospody i poci�gn�� ch�opca na zewn�trz. - Chcia� zabra� ci pieni�dze - wyja�ni�. - Tanger nie jest taki sam jak reszta Afryki. To port, a w portach jest zawsze masa z�odziei. M�g� mie� zaufanie do nowego przyjaciela. To on przecie� pom�g� mu wybrn�� z tarapat�w. Wyj�� wi�c pieni�dze z kieszeni i przeliczy� je. - Je�li tylko chcesz, to do piramid mo�emy dotrze� ju� jutro - powiedzia� m�ody Arab i wzi�� pieni�dze. - Ale najpierw musz� kupi� dwa wielb��dy. Spacerowali w�skimi uliczkami Tangeru. Wsz�dzie sta�y stragany wype�nione po brzegi mnogo�ci� towar�w. Dotarli w ko�cu do placu, na kt�rym odbywa� si� targ. Tysi�ce ludzi gestykulowa�o, sprzedawa�o, kupowa�o. Warzywa le�a�y obok sztylet�w, dywany obok fajek wszelkiego rodzaju. Ch�opiec nie spuszcza� z oczu swego nowego przyjaciela. W ko�cu trzyma� on w kieszeni ca�y jego dobytek. Chcia� poprosi� o zwrot pieni�dzy, ale uzna�, �e by�oby to niedelikatne. Nie zna� jeszcze obyczaj�w tej obcej ziemi. "Wystarczy nie spuszcza� go z oka" - ostrzega� w duchu sam siebie. By� przecie� silniejszy. Nagle, po�r�d ca�ego tego rozgardiaszu, dostrzeg� najpi�kniejsz� szabl�, jak� kiedykolwiek ogl�da�y jego oczy. Futera� by� posrebrzany, a czarna r�koje�� misternie wysadzana kamieniami. Ch�opiec obieca� sobie solennie, �e po powrocie z Egiptu zaraz j� sobie kupi. - Spytaj prosz�, ile ona kosztuje - odezwa� si� do przyjaciela. I z przera�eniem zda� sobie spraw�, �e przygl�daj�c si� szabli na dwie sekundy odwr�ci� od niego uwag�. Serce zamar�o mu w piersi. Ba� si� spojrze� w bok, bo przewidywa�, co go spotka. Jeszcze chwil� przygl�da� si� pi�knej szabli, a� w ko�cu zebra� si� na odwag� i obejrza� za siebie. Wok� niego by�o to samo targowisko. Ludzie przepychali si� w ci�bie, przekupnie przekrzykiwali si� nawzajem, kupowano dywany, orzeszki i sa�aty le��ce po�r�d miedzianych mis, m�czy�ni trzymali si� za r�ce, kobiety zawoalowane by�y czarczafami, a dooko�a unosi� si� zapach nieznanych potraw... I nigdzie, doprawdy nigdzie, nie by�o �ladu po jego towarzyszu. Usi�owa� �udzi� si� jeszcze, �e stracili si� z oczu przypadkiem. Postanowi� nie rusza� si� z miejsca i czeka� cierpliwie na powr�t towarzysza. Po chwili jaki� cz�owiek wszed� na jedn� z wie� minaretu i zacz�� �piewnie nawo�ywa� do modlitwy. Wszyscy ukl�kli, bili czo�em o ziemi� i modlili si� razem z nim. Potem, jak rodzina pracowitych mr�wek, z�o�yli swoje stragany i odeszli. S�o�ce te� odchodzi�o. M�odzieniec patrzy� d�ugo, a� skry�o si� ca�kowicie za bia�ymi domami otaczaj�cymi plac. U�wiadomi� sobie, �e kiedy to samo s�o�ce wschodzi�o dzisiejszego ranka, on znajdowa� si� na innym kontynencie, by� pasterzem, mia� sze��dziesi�t owiec i um�wione spotkanie z dziewczyn�. Dop�ki w�drowa� po polach i pastwiskach, ju� z rana wiedzia�, co przyniesie mu dzie�. Tymczasem s�o�ce kry�o si� za widnokr�giem, a on by� ju� w innym kraju, obcy na obcej ziemi, nie rozumiej�cy ani s�owa z j�zyka, jakim si� tu m�wi�o. Nie by� ju� pasterzem i nie mia� ani grosza, by wr�ci� i rozpocz�� wszystko na nowo. "A wszystko to sta�o si� mi�dzy wschodem i zachodem tego samego s�o�ca" - pomy�la�. Rozczuli� si� sam nad sob�, rozmy�laj�c nad tym, �e pewne rzeczy w �yciu, nim jeszcze zd��ymy si� do nich przyzwyczai�, zmieniaj� si� w czasie kr�tszym od jednego krzyku. Wstydzi� si� swoich �ez. Nigdy dot�d nie p�aka�, nawet przed w�asnymi owcami. Tymczasem targ opustosza� zupe�nie, a on by� daleko od swojej ojczyzny. Zap�aka�. P�aka�, bo B�g nie by� sprawiedliwy. Czy�by w ten spos�b nagradza� za wiar� we w�asne marzenia? - "Z moimi owcami by�em szcz�liwy, rozsiewa�em wok� siebie pogod� ducha, a ludzie widz�c, �e nadchodz�, go�cili mnie ch�tnie. Dzi� jestem smutny i nieszcz�liwy. Co mam pocz��? Stan� si� zgorzknia�y i strac� zaufanie do ludzi, bo zawi�d� mnie jeden cz�owiek. B�d� zia� nienawi�ci� do tych, co odnale�li swoje skarby, bo ja sam nie dotar�em do mojego. I zawsze b�d� dba� tylko o t� odrobin�, kt�r� posiadam, bo jestem za maluczki by mie� ca�y �wiat". Otworzy� worek, by zobaczy�, co jest w �rodku. Mia� nadziej� znale�� tam cho� okruch chleba, kt�ry jad� na statku. Ale natrafi� tylko na grub� ksi��k�, p�aszcz i dwa kamyki, kt�re podarowa� mu starzec. Gdy na nie spojrza�, poczu� ogromn� ulg�. Wymieni� sze�� owiec na te dwa drogocenne klejnoty ze z�otego napier�nika kr�la. Zawsze m�g� je przecie� sprzeda� i kupi� sobie bilet powrotny. "Na przysz�o�� b�d� m�drzejszy - postanowi� ch�opiec wyjmuj�c kamienie z worka i chowaj�c je g��boko do kieszeni. - Jestem w porcie, a tamten w jednym przynajmniej nie sk�ama� - porty s� zawsze pe�ne z�odziei". Teraz dopiero sta�o si� dla niego jasne wzburzenie w�a�ciciela gospody, kt�ry na pewno pr�bowa� go ostrzec przed tamtym cz�owiekiem. - "Okazuje si�, �e jestem taki jak wszyscy ludzie - widz� �wiat nie takim jaki jest, lecz jakim chcia�bym go widzie�". Ogl�da� kamyki. Dotyka� delikatnie raz jednego, raz drugiego wyczuwaj�c ich ciep�o i g�adk� powierzchni�. One by�y jego skarbem. Sam ich dotyk ukoi� go. Przypomina�y mu starca. "Kiedy czego� gor�co pr