1860

Szczegóły
Tytuł 1860
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1860 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1860 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1860 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wyb�r poezji opracowa�a: Ma�gorzata Ryl Przedsi�biorstwo Wydawnicze Zwi�zku Niewidomych "Print 6" Rok 1994 ISBN 83-85987-10-X Wst�p W okresie tak szybkiego rozwoju techniki, w kt�rym kr�luje video, komputer itd., gdy �atwiej obejrze�, zekranizowan� wersj� ksi��ki ni� j� przeczyta�, coraz mniej ludzi si�ga po poezj� dla w�asnej przyjemno�ci, satysfakcji nieliczni wyszukuj� nowo�ci wydawniczych spod znaku Kaliope. Czyta si� wiersze z przymusu szkolnego, dla stopni, dla nauczycieli, a ma�o jest nauczycieli pedagog�w, umiej�cych rozbudzi� zainteresowanie poezj�, uwra�liwi� na pi�kno j�zyka, problemy zawarte w utworach. W tej antologii znalaz�y si� utwory bardziej i mniej znane, r�wnie� z kanonu lektur szkolnych. Charakteryzuj� si� r�norodno�ci� pod wzgl�dem formy i tematyki, m�wi�ce o mi�o�ci, przyja�ni, smutku, rado�ci itd.. Zawieraj� pytania dotycz�ce sensu �ycia ludzkiego, cierpienia, miejsca cz�owieka we wsp�czesnym �wiecie, postaw moralnych etc., a wi�c bliskie wsp�czesnemu czytelnikowi. Mamy nadziej�, �e ka�dy znajdzie w tym zbiorze chocia� jeden utw�r dla siebie, kt�ry by� mo�e pozwoli zapomnie� o otaczaj�cej rzeczywisto�ci, o smutku, zrozumie� siebie i innych. Zach�camy r�wnie� do si�gni�cia po wiersze znane z lekcji j�zyka polskiego, kt�re czasami wydawa� si� mog�y nudne, banalne, bezsensowne i odczyta�, prze�y� je na nowo. Motto: "Czym jest poezja, kt�ra nie ocala Narod�w ani ludzi?" Czym jest poezja, je�li nie ocala narod�w ni ludzi, ani narod�w i ludzi przed samymi sob�, lecz tylko to co ludzie i narody potrafi� zniweczy�? Czym wi�cej by� mo�e, je�li nie trwo�nym jak bicie �miertelnego serca, silniejszym od l�ku przed n�dz� i �mierci� g�osem sumienia. Ryszard Krynicki opracowa�a: Ma�gorzata Ryl Bia�oszewski Miron (1922-1983) - poeta; liryka oparta na zasadach eksperymentu j�zykowo-poetyckiego: "Obroty rzeczy", "By�o i by�o"; utwory dramatyczne: "Pami�tnik z powstania warszawskiego"; "Do NN***" nagle wycinasz si� z pomieszanych form ulicy z wypuk�o�ci� n�g twarzy zbli�asz si� - p� mijam ci� - p� jak�e mi szkoda tej zawsze jednej strony nie widzianej! odchodzisz - p� ruch innych kroi ci� w coraz drobniejsze kawa�ki nic mi z ciebie nie zosta�o nagle Bogus�awska Teresa - ur. 13 VII 1929 r. - harcerka, uczestniczka akcji Ma�ego Sabota�u, wi�niarka Pawiaka, najm�odsza poetka warszawska czasu wojny; tom wierszy "Wo�anie nocy" - zm. 1 II 1945r. "�mieje si� do mnie ..." �mieje si� do mnie ziemia ca�a, Okryta mi�kkim �niegu szalem. Hen, w dal odesz�y �zy wraz z �alem, A pozosta�a rado�� bia�a. �miej� si� do mnie sople lodu I brylanciki - iskry �niegu, A nawet krzew tr�cony w biegu Chichocze patrz�c w g��b ogrodu. �mieje si� do mnie b��kit nieba, Dach domu �niegiem przyt�oczony, A nawet czarne, stare wrony Dziobi�ce z ziemi resztki chleba. �mieje si� do mnie s�up przy p�ocie I stary drut tr�cony nog�, I �awka zgi�ta ponad drog�, I staw zamarz�y, gro��c: - Trzpiocie! �miej� si� do mnie nawet ludzie, Kt�rzy mijaj� mnie po drodze, Cho� ich, nieznana, nie obchodz�, Ka�dy jest bliski w bia�ym cudzie. �mieje si� do mnie, hej! �wiat ca�y, W �nie�nych iskrz�cy si� kobiercach, I rado�� dziwna p�onie w sercach, Ju� dzi� niepomnych, �e p�aka�y... Bryll Ernest - ur. 1 III 1935 r. w Warszawie; poeta, prozaik, dramatopisarz; uko�czy� studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim; zbiorki: "Twarz nieods�oni�ta" (1963), "Sztuka stosowana" (1966), "Mazowsze" (1967), "Muszla" (1968), "Fraszka na dzie� dobry" (1969), "Zapiski" (1970), "Pio�unie pio�unowy" (1973), "Zwierz�tko" (1975), "Ta rzeka" (1977), "A kto si� odda w rado��" (1980), "Czasem spotykam siebie" (1981), "Sadza" (1982), "Pusta noc" (1983), obecnie jest ambasadorem w Irlandii; "Rekonstrukcja ch�ru Sofoklesowego" B�g, co ci� str�ci�, dzi� po ciebie si�ga... - Dr�ysz w jego palcach. Ju� k�usem ruszaj� poselstwa, ju� rozwarte bramy wszystkich raj�w, ju� op�ywasz w przyjaci�. Wielka jest pot�ga bo�ego tknienia - ono nam przywraca �renice zbyt po�piesznie niegdy� wy�upione, my�li przekl�te. Ona jednym gromem objawia, co� przeczuwa�. Po c� nasza praca, po c� bieg nieudolny, by pod bosk� d�oni� - ci�gn�c� cie� jak burza - umkn�� z�ego gradu, ocali� swoje. Po c� by�o jadu smakowa� tyle - aby dzisiaj lepiej wierzyli twym �renicom - w�a�nie kiedy� �lepy. Cz�owieku. Chocia� ziemi� lemieszami orzesz, konie ujarzmiasz i okrutne morze, starczy zaledwie jednej my�li bo�ej z�ego skinienia - by� tego dokona�, co nawet senne nie zwiastuj� zmory... St�d twoja r�ka - nie bo�a - skrwawiona, znie� teraz kary, przyucz si� pokory i b�d� szcz�liwy, gdy w dymi�ce trzewie �wiata, b�g d�o� zanurzy - by si�gn�� po ciebie - jak po Edypa si�gn��. Nie wszystkim Ateny na odrodzenie dano. Nie wszystkim gaj �wi�ty; b�g otrz�sn�� swe palce i schodzisz ze sceny ma�y jak resztka brudu. Nawet nie przekl�ty. xx***"�ni�em - a mo�e to by�o na jawie..." �ni�em - a mo�e to by�o na jawie �e szli�my noc�. Ka�dy trzyma� w d�oni �wieczk� swoj� i ognik przed potopem chroni� Deszcz hucza� tak ogromny jakby niebo ca�e Na nasze g�owy kamieniem pada�o �ni�em - a mo�e to by�o na jawie Kto� szepta� do mnie i ja co� szepta�em ale si� s�owa w deszczu rozmywa�y A r�ki nie m�g� nikt drugiemu poda� Bo �wieczki nasze zalewa�a woda Tak nas rozgoni� deszcz i wiatr. Szcz�liwi �e p�omie� ci�gle jeszcze palce parzy Przybli�ali�my �wieczk� do zsinia�ej twarzy Samotni w tej kotlinie ciemno�ci. Lecz �ywi �ni�em - a mo�e to by�o na jawie P�omie� z potopu burzy ocalony Zczernia� nagle i w popi� zosta� obr�cony Dopali�y si� �wieczki, a my�my ostali I na pr�no przyjaci� zginionych wo�ali. "To Szekspir winien, to Sofokles sprawi�" - To Szekspir winien, to Sofokles sprawi�: wm�wili w�adzom teatr. Odt�d zbrodnie nie s� jak sztylet czyste - z krwi otarty ma zn�w niewinno�� krzy�a... Ile wody posz�o na umywanie r�k, na pot, co karki ugi�te nad mapami ju� og�adza w marmur, chlupot manierek. Przecie� oni zwykle smakuj� kawy po okopach. Potemvvw namiotach swoich pasuj� si� z Bogiem: - im w oknach �wiat�o a� do p�nej nocy, - im dr�enie palc�w, im prawo do duch�w (po�lednich morderstw zjawy nie og�osz�) - imion, �e trutnie brz�cz� po historii... To Szekspir winien, to Sofokles sprawi� owe kurtyny od bitewnej chmury - jak trzeba - ci�sze. Pod dostojnym niebem wspieraj�c si� na szabli, albo kurz�c fajk� kr�le kszta�tuj� rozkaz. Ka�da jego zg�oska Fidiasza d�utem ci�ta... Kog� nie o�lepi boska nago�� decyzji. Ju� wnukowie b�d� jak my - w Cezarze przest�puj�c trupy powiada�: pi�kna kadencja. Z nasienia, co pocz�li�my tu� przed marszem, wzejdzie aktor wymowny - �e grobowy kamie� zap�acze - kiedy �kaj�c wy�piewa widowni, jak boli wysy�anie innych na �mier�... Kr�le, na ten czas obwo�ani, poducz� si� gestu �wiat�a ustawi� w oknach. Tak zakwitnie godne og�ady wiek�w zabijanie, gdzie tylko prostak n� jak Kain capnie. Ga�czy�ski Konstanty-Ildefons - ur. 23 I 1905 r.- poeta, satyryk, debiutem jest poetycka powie�� "Porfirion Osie�ek czyli Klub �wi�tokradc�w"; poematy: "Koniec �wiata" (1929), "Bal u Salomona" (1931), "Ludowa zabawa" (1934); okres przedwojenny Ga�czy�ski zamkn�� cyklem "Noctes Aninenses"; po wojnie trzy wybory wierszy wydane 1946 r. (w Polsce, Rzymie, Hanowerze); zbi�r "Zaczarowana doro�ka" (1948); w 1945 rozpocz�� cykl "Zielona g�" (groteska); utwory dotycz�ce roli sztuki: "Niobe" (1952), "Wit Stwosz" (1952); swoistym testamentem jest cykl 10 Pie�ni; d�u�sze utwory satyryczne, poemat: "Chryzostoma Bulwiecia podr� do Ciemnogrodu" (1954), farsa: "Babcia i wnuczek, czyli Noc cud�w" (1955) i in. - zm. 6 XII 1953 r. "Rozmowa liryczna" - Powiedz mi, jak mnie kochasz, - Powiem. - Wi�c? - Kocham ci� w s�o�cu. I przy blasku �wiec. Kocham ci� w kapeluszu i w berecie. W wielkim wietrze na szosie, i na koncercie. W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach. I gdy �pisz. I gdy pracujesz skupiona. I gdy jajko rozst�ukujesz �adnie - nawet wtedy, gdy ci �y�ka spadnie. W taks�wce. I w samochodzie. Bez wyj�tku. I na ko�cu ulicy. I na pocz�tku. I gdy w�osy grzebieniem rozdzielisz. W niebezpiecze�stwie. I na karuzeli. W morzu. W g�rach. W kaloszach. I boso. Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i noc�. I wiosn�, kiedy jask�ka przylata. - A latem jak mnie kochasz? - Jak tre�� lata. - A jesieni�, gdy chmurki i humorki? - Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki. - A gdy zima posrebrzy ramy okien? - Zim� kocham ci� jak weso�y ogie�. Blisko przy twoim sercu. Ko�o niego. A za oknami �nieg, wrony na �niegu. Le�nicz�wka Pranie, 1950. Grochowiak Stanis�aw - ur. 24 I 1934 r. w Lesznie Wielkopolskim - poeta, prozaik, dramatopisarz, publicysta; debiutowa� jako poeta w prasie; pierwsze ksi��ki: powie�� "Plebania z magnoliami" i zbi�r wierszy "Ballada rycerska" (1956); inne: "Menuet z pogrzebaczem" (1958), "Rozbieranie do snu" (1959), "Agresty" (1963), "Kanon" (1965), "Nie by�o lata" (1969), "Polowanie na cietrzewie" (1972), "Haiku-images" (1978); pisa� dla teatru, radia i telewizji - zm. 2 IX 1976 r. w Warszawie; "Dialog" Opowiedzia� mi cz�owiek, kt�ry pije w�dk�, �e nogi ma dosy� dobre, na staro�� te� nie narzeka; �e nawet wierzy w Boga, to znaczy w Co� po �mierci; �e owszem, �e od�o�y� Na Czarn� Godzin�. Odrzek�em cz�owiekowi, popijaj�c w�dk�, �e chmury je�li sine, to tak zwykle bywa pod jesie�, �e jest to rzecz normalna, i� drzewa krzywo rosn�, A ptaszki - krocz�c w �niegu - przezi�biaj� �apy. Potem Padli�my sobie W ramiona Z wielkim p�aczem. "Upojenie" Jest wiatr, co nozdrza m�czyzny rozchyla: Jest taki wiatr. Jest mr�z, co szcz�ki m�czyzny zmarmurza; Jest taki mr�z. Nie jeste� dla mnie tymianek ni r�a Ani te� "czu�a pod miesi�cem chwila" - Lecz ciemny wiatr, Lecz bia�y mr�z. Jest deszcz, co wargi kobiety: odmienia; Jest taki deszcz. Jest blask, co uda kobiety ods�ania; Jest taki blask. Nie szukasz we mnie silnego ramienia Ani ci w my�li "klejnot zaufania", Lecz s�ony deszcz, Lecz z�oty blask. Jest skwar, co cia�a kochank�w spopiela: Jest taki skwar. Jest �mier�, co oczy kochank�w rozszerza: Jest taka �mier�. Oto na ro�nych polanach wesela Z ko�ci s�oniowej unosi si� wie�a Czysta jak skwar, G�adka jak �mier�. Harasymowicz Jerzy - ur. 24 VII 1933 r. w Pu�awach; poeta, debiutowa� tomikiem "Cuda" w 1956 r.; inne tomiki: m.in. "Wie�a melancholii" (1958), "Przej�cie kopii" (1958), "Pastora�ki Polskie" (1966), "Madonny Polskie" (1969), "Polska weranda" (1973), "�aglowiec" (1974), "Polowanie z soko�em" (1977); otrzyma� Literack� Nagrod� Ministerstwa Kultury i Sztuki II stopnia w 1975 r.; "Kraina listopada" Daleko w mg�ach jak polem bawe�ny chodz� Daleko zostaje sylweta miasta niebieska Wiatr buszuje w �achach moich Rudzieje niebo w uko�nych deszczach Tu ksi�yc ma mord� spuchni�t� od miasta strony W norach przedmie�cia chuligan�w jak sus��w gwizdy Dalekie s� poci�g�w kontynentalne szlochy Lakierowane n�ki w�adzy zaro�lami przysz�y I tylko waciak kiedy� tu zostawiony Waciak cierpliwy w zaro�lach gnije ma szare sny W dalekich lasach dr�� nieokre�lone nadzieje Szumi ziemia niczyja pod krwaw� �un� rdzy Na polach w dymach niskich listopada Gdzie te dymi�ce jesieni wysypiska Wspominam kumpli starych bratnie grzywy M�odo�ci zgni�� koszul� dynastii lump�w przezwiska Herbert Zbigniew - ur. 29 X 1924 r. we Lwowie; poeta, dramatopisarz, eseista; studiowa� prawo i filozofi� na uniwersytetach w Krakowie, Toruniu, Warszawie; debiutowa� tomem wierszy pt. "Struna �wiat�a"; zbiory: "Hermes, pies i gwiazda" (1957), "Studium przedmiotu" (1961), "Napis" (1969), "Pan Cogito" (1974), "Raport z obl�onego miasta" (1983), "Elegia na odej�cie" (1990), "Rovigo" (1993); opublikowa� te� kilka utwor�w dramatycznych - "Dramaty" (1970), zbi�r esej�w - "Barbarzy�ca w ogrodzie" (1962); "Chcia�bym opisa�" Chcia�bym opisa� najprostsze wzruszenie rado�� lub smutek ale nie tak jak robi�, to inni si�gaj�c po promienie deszczu albo s�o�ca Chcia�bym opisa� �wiat�o kt�re we mnie si� rodzi ale wiem �e nie jest ono podobne do �adnej gwiazdy bo jest nie tak jasne nie tak czyste i niepewne Chcia�bym opisa� m�stwo nie ci�gn�c za sob� zakurzonego lwa a tak�e niepok�j nie potrz�saj�c szklank� pe�n� wody inaczej m�wi�c oddam wszystkie przeno�nie za jeden wyraz wy�uskany z piersi jak �ebro za jedno s�owo kt�re mie�ci si� w granicach mojej sk�ry ale nie jest to wida� mo�liwe i aby powiedzie� - kocham biegam jak szalony zrywaj�c nar�cza ptak�w i tkliwo�� moja kt�ra nie jest przecie� z wody prosi wod� o twarz i gniew r�ny od ognia po�ycza od niego wielom�wnego j�zyka tak si� miesza we mnie to co siwi panowie podzielili raz na zawsze i powiedzieli to jest podmiot a to przedmiot zasypiamy z jedn� r�k� pod g�ow� a z drug� w kopcu planet a stopy opuszczaj� nas i smakuj� ziemi� ma�ymi korzonkami kt�re rano odrywamy bole�nie "Dom" Dom nad porami roku dom dzieci, zwierz�t i jab�ek kwadrat pustej przestrzeni pod nieobecn� gwiazd� dom by� lunet� dzieci�stwa dom by� sk�r� wzruszenia policzkiem siostry ga��zk� drzewa policzek zdmuchn�� p�omie� ga��� przekre�li� pocisk nad sypkim popio�em gniazda piosenka bezdomnej piechoty dom jest sze�cianem dzieci�stwa dom jest kostk� wzruszenia skrzyd�o spalonej siostry li�� umar�ego drzewa "Przes�anie Pana Cogito" Id� dok�d poszli tamci do ciemnego kresu po z�ote runo nico�ci twoj� ostatni� nagrod� id� wyprostowany w�r�d tych co na kolanach w�r�d odwr�conych plecami i obalonych w proch ocala�e� nie po to aby �y� masz ma�o czasu trzeba da� �wiadectwo b�d� odwa�ny gdy rozum zawodzi b�d� odwa�ny w ostatecznym rachunku jedynie to si� liczy a Gniew tw�j bezsilny niech b�dzie jak morze ilekro� us�yszysz g�os poni�onych i bitych niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpicl�w kat�w tch�rzy - oni wygraj� p�jd� na tw�j pogrzeb i z ulg� rzuc� grud� a kornik napisze twoj u�adzony �yciorys i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy przebacza� w imieniu tych kt�rych zdradzono o �wicie strze� si� jadnak dumy niepotrzebnej ogl�daj w lustrze sw� b�aze�sk� twarz powtarzaj: zosta�em powo�any - czy� nie by�o lepszych strze� si� osch�o�ci serca kochaj �r�d�o zaranne ptaka o nieznanym imieniu d�b zimowy �wiat�o na murze splendor nieba one nie potrzebuj� twego ciep�ego oddechu s� po to aby m�wi�: nikt ci� nie pocieszy czuwaj - kiedy �wiat�o na g�rach daje znak - wsta� i id� dop�ki krew obraca w piersi twoj� ciemn� gwiazd� powtarzaj stare zakl�cia ludzko�ci bajki i legendy bo tak zdob�dziesz dobro kt�rego nie zdob�dziesz powtarzaj wielkie s�owa powtarzaj je z uporem jak ci co szli przez pustyni� i gin�li w piasku a nagrodz� ci� za to tym co maj� pod r�k� ch�ost� �miechu zab�jstwem na �mietniku id� bo tylko b�dziesz przyj�ty do grona zimnych czaszek do grona twoich przodk�w: Gilgamesza Hektora Rolanda obro�c�w kr�lestwa bez kresu i miasta popio��w B�d� wierny Id� Hillar Ma�gorzata - ur. 19 XII 1930 r. w Piesienicy; poetka; uko�czy�a prawo na Uniwersytecie Warszawskim; debiutowa�a tomikiem "Gliniany dzbanek" (1957); inne zbiory: "Pro�ba do macierzanki" (1959), "Krople s�o�ca" (1961), "Czekanie na Dawida" (1967), "Poezje wybrane w opracowaniu autorki" (1972); "My z drugiej po�owy XX wieku" My z drugiej po�owy XX wieku rozbijaj�cy atomy zdobywcy ksi�yca wstydzimy si� mi�kkich gest�w czu�ych spojrze� ciep�ych u�miech�w Kiedy cierpimy wykrzywiamy lekcewa��co wargi Kiedy przychodzi mi�o�� wzruszamy pogardliwie ramionami Silni cyniczni z ironicznie zmru�onymi oczami Dopiero p�n� noc� przy szczelnie zas�oni�tych oknach gryziemy z b�lu r�ce umieramy z mi�o�ci "Zakochana" Idzie ulic� jakby ta�czy�a na baletowym popisie U�miecha si� do dziecka w w�zku do wr�bla kt�ry straci� ogon Te kropki na sukience my�li maj� kolor jego oczu Od rana powtarza najmilsze imi� i wychodzi z domu w jednej po�czosze Kozio� Urszula - ur. 20 VI 1931 r. w Rak�wce pod Bi�gorajem; poetka, powie�ciopisarka; uko�czy�a polonistyk� na Uniwersytecie Wroc�awskim; debiut w 1957, ("Gumowe klocki", "Nowe sygna�y", "Arkusz poetycki" nr 10); nast�pne utwory: "W rytmie korzeni" (1963), "Smuga i promie�" (1965), "Lista obecno�ci" (1967), "Poezje wybrane" (1969, w opracowaniu autorki), "W rytmie s�o�ca" (1974), "Wyb�r wierszy" (1976), "�alnik" (1989); powie�ci autobiograficzne: "Postoje pami�ci" (1964), "Ptaki dla my�li" (1971); "Inwokacja" Bi�goraju pajdo kraju le�na ziemio stokorodna w�ska Tanwio w �ni�tym Sanie sanno p�ozo ko�na ��ko i�y mu�y piachy lessy miedzo �ubin bosa groblo sito sosny rozstrzelanej bezimiennych imion pe�ne st�jcie przy mnie b�d�cie we mnie nie odprawcie w �wiat mnie samej na b��dzenie nadaremne w borykanie pylne rdzawe moje lite krajobrazy moje chude talizmany "Mi�o��" Jest czekaniem na niebieski mrok na zielono�� traw na pieszczot� rz�s Czekaniem na kroki szelesty listy na pukanie do drzwi Czekaniem na spe�nienie trwanie zrozumienie Czekaniem na potwierdzenie na krzyk protestu Czekaniem na sen na �wit na koniec �wiata "My�la�am, �e b�d� m�wi�" My�la�am wreszcie b�d� m�wi� Tyle si� we mnie s��w zebra�o Tyle s��w dojrza�ych i twardych jak ziarnka �yta cierpkich jak gruszki polne aksamitnych jak pszczo�y My�la�am dam ci te moje s�owa co� z nimi zrobisz Kiedy otworzy�am usta zamkn��e� je swoimi wargami Cofn�y si� s�owa moje schowa�y si� we mnie jak ptaki l�kliwe Teraz ju� tylko czasem wygl�daj� oczami "Nadnago��" Mia�am azyl sw�j w lesie - ju� go wyr�ba�e� W inne strony odesz�am - ju� sta�y si� twoje. Kt�r�dy bym nie bieg�a zabiega�e� drog� na przej�ciach czatowa�y uprzedzone domy. Mia� to by� pojedynek lecz wda�e� si� w zmowy teraz wszyscy jednego osaczaj� zwierza bez czasu ochronnego bez wyboru broni. Nie masz kto by m�g� dzisiaj dachu nie odm�wi� nie masz kto by nie wyda� m�g� nie wskaza� na mnie nie masz kto by nie tropi�. I ubiegasz �lady nim je zd��� odcisn�� w panicznym wybiegu. Tyle mi pozosta�o co w zmilczanym s�owie. Lecz ty� zdo�a� si� wedrze� w zatajone wn�trze i ju� nawet ze sob� nie mam dzi� przymierza. Cho� j�zyk zaniem�wi� trzewia mam stug�bne. Wydaj� mnie gruczo�y dech si� mnie zapiera ci�nienie krwi spiskuje z t�tnem na m� zgub� Tyle� wzi��. Wszak�e� jeszcze nie pojma� mnie ca�ej. Chcesz mnie dosta� - �mier� zabierz. W niej jeszcze mam azyl. "Przes�anie" Nie wyr�czysz mnie z b�lu nie wyr�czysz z rado�ci szcz�cia nie wyr�czysz my�lenia pami�ci narodzin �mierci tworzenia nie wyr�czysz z czasu chwili dnia pojedy�czo jeste�my jeste�my o tyle o ile odnajdujemy si� w sobie pojedy�czo wracamy w siebie zwracamy si� ku sobie w b�lu rado�ci szcz�ciu w my�leniu pami�ci �mierci w narodzinach mi�o�ci pojedynczo - ka�dy dzie� istnieje o tyle o ile odnajdujemy w nim chwil� siebie Mo�esz za mnie wykona� tylko cudze. Wyr�czamy si� z cudzego z nie "my" z nie "ja". Ka�de cudze przeszkadza nam i ci��y ono jest do zwalenia na kogo innego Zepchnij je. D�wignij siebie pomna�aj sw�j zasi�g tyle masz �wiata ile go przyswoisz tworzy - co pojedy�cze. Reszta jest postronna. "W rytmie korzeni" Cokolwiek czynisz gdziekolwiek nie jeste� sam W �wiecie pozbawionym nawiasu nie staniesz poza w �wiecie bez obramowa� nie staniesz obok gdziekolwiek staniesz b�dziesz punktem centralnym na kuli Twoja samotno�� nigdy tylko twoja przenie� spojrzenie z siebie do miejsc w kt�rych jeste� dop�ki jeste� Hewel hawolim kuloj hewel (Marno�� i tylko marno��) - ale oszcz�dzaj korzeni u �r�de� Niech skrzyd�o pliszki jak p�atek popio�u samo przywr� czarnoziemu b�dzie a cienia swojej r�ki nie wypalaj na li�ciu brzozy jemu ziele� s�uszna tak jak mieszkaniom s�uszna zamieszka�o�� Gdziekolwiek kiedykolwiek odtaj� szyfry naszych dni pod s�o�cem I cho� tam nie o tobie tak�e o tobie b�dzie I cho� nie o mnie tak�e o mnie b�dzie sprasowani z t�em pozbawieni twarzy i swego "tak" "nie" jedn� tylko zostawimy wkl�s�o�� �ladu. "Z rozm�w o deszczu" Ta zwyk�a ta ma�a kropla deszczu na twojej otwartej d�oni nie z tej godziny i nie z tego nieba nie z tej rzeki nie z tamtego �wiat�a nie chmur� ma za sob� ale odysej� Ilu beczkom obr�czom pazurkom ilu kurzym �apkom czasu wywin�o si� z ilu oddech�w w istnym salto mortale uskoczy�a w ostatnim momencie do lustra ile przew�drowa�a �wiat�w od korzenia po chmur� od komina po kamie� w jakie z czym wchodzi�a zwi�zki roz��ki podawana z ust do ust ile� to wyrok�w wymazywa�o j� ju� nieodwo�alnie z powierzchni w jakich przeistoczeniach mimo to ocala�a cudownie z niejednego morza katastrof. Wieczny tu�acz jest od niej m�odszy o miliardy lat. Syzyf zwil�a� ni� wargi Wraz z potem Prometeusza zbieg�a ze ska�y, Tu�a�a si� z Odysem. By�a wieprzem u Kirke i kwiatem molly. Nie zna swojej Itaki. Nie zna Penelopy. By� mo�e zna anonimow� �z� jakiego� dziecka by� mo�e wyruszy�a na pustyni� po wod� dla niego ale j� zabito. W og�le rozstrzeliwano j� kilkaset razy to tu to tam. Trudno jej wszystko spami�ta�. Mog�a by� kropl� kt�ra przebiera�a miar�. Niewykluczone �e od niej jednej zale�a�o kiedy� czy ilo�� przejdzie w jako��. Mo�e to w�a�nie j� przelewano z pustego w pr�ne Wiele razy uratowa�a - nie uratowa�a nikogo. Wiele razy dobieg�a - nie dobieg�a do tych czy tamtych warg do tych czy tamtych korzeni. Ugasi�a - nie ugasi�a niczego. A mo�e to nie by�a ona. Mo�e by�a wtedy zaledwie motylem lub jask�k� ryb� czy chrab�szczem lub zal��kiem jeszcze innego pragnienia wschodzi�a na kraty czyjego� wi�zienia. Ta ma�a zwyk�a kropla deszczu tak czy owak zas�u�y�a na marmurowy sarkofag na swoj� piramid� lub przynajmniej na osobn� gablot� w pierwszym muzeum �wiata Wa�ysz j� w r�ku k�adziesz jej wielk� niczyjo�� na swoje wargi jak �wi�t� piecz��. Pod jej obron� uciekniesz si� w godzin� suszy. "***" Jeste� za blisko za naocznie jeste� �ebym ci� mog�a zobaczy� raz wt�ry. Oto li�� jeden przyby� w naszym drzewie a nie wiem - kt�ry. Tak zacieramy si�. Im bli�ej siebie jeste�my dalsi wci�� od zobaczenia. Zbyt ods�oni�te mamy twarze. Przecie� co� pozosta�o w nich do odgadnienia. Zatem jed� wyjed� i b�d� mi z powrotem bowiem gdzie oczy za blisko s� oczom b�ogos�awiony rozjazd - i powroty. A tak si� w�a�nie do obrazu wgl�da cofaj�c kroki. Mi�osz Czes�aw - ur. 30 VI 1911 r. w Szetejniach (Litwa); poeta, eseista, t�umacz, historyk sztuki; przed 1939 r. wyda� dwa zbiory wierszy: "Poemat o czasie zastyg�ym" (1933), "Trzy zimy" (1936); zwi�zany by� przed wojn� z grup� "�agary"; zbi�r wierszy: "Ocalenie" (1945), poemat: "Trakt moralny" (1948), "Toast"; nast�pny zbi�r wierszy: "�wiat�o dzienne" (1953), "Trakt poetycki" (1957), "Kr�l Popiel" i inne wiersze (1962), "Gucio zaczarowany" (1965), "Miasto bez imienia" (1969), "Gdzie wschodzi s�o�ce i k�dy zapada" (1974), "Hymn o perle" (1981), "Nieobj�ta ziemia" (1984), "Kroniki" (1987), "Dalsze okolice"; g�osi� eseje na tematy literacki, filozoficzne, og�lnokulturalne , m.in. "Ziemia Ulro" (1977); przet�umaczy� m.in. "Ziemi� ja�ow�" Thomasa L. Eliota; t�umacz tekst�w biblijnych ("Ksi�ga psalm�w", "Ksi�ga Hioba" etc.); 1980 r. otrzyma� nagrod� Nobla; doktorat honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego; przy wsp�udziale Czes�awa Mi�osza powsta� "pami�tnik m�wiony" Aleksandra Wata pt. "M�j wiek"; "Dar" Dzie� taki szcz�liwy, Mg�a opad�a wcze�niej, pracowa�em w ogrodzie, Kolibry przystawa�y nad kwiatem kapryfolium, Nie by�o na ziemi rzeczy, kt�r� chcia�bym mie�, Nie zna�em nikogo, komu warto by�oby zazdro�ci�, Co przydarzy�o si� z�ego, zapomnia�em, Nie wstydzi�em si� z�ego, zapomnia�em, Nie wstydzi�em si� my�le�, �e by�em kim jestem, Nie czu�em w ciele �adnego b�lu Prostuj�c si�, widzia�em niebieskie morze i �agle. "Mi�o��" Mi�o�� to znaczy popatrze� na siebie, Tak jak si� patrzy na obce nam rzeczy, Bo jeste� tylko jedn� z rzeczy wielu. A kto tak patrzy, cho� sam o tym nie wie, Ze zmartwie� r�nych swoje serce leczy, Ptak mu i drzewo m�wi�: przyjacielu. Wtedy i siebie i rzeczy chce uczy�, �eby stan�y w wype�nienia �unie. To nic, �e czasem nie wie, czemu s�u�y�: Nie ten najlepiej s�u�y, kto rozumie. "Nadzieja" Nadzieja, bywa je�eli kto� wierzy, �e ziemia nie jest snem, lecz �ywym cia�em I �e wzrok, dotyk ani s�uch nie k�amie, A wszystkie rzeczy, kt�re tutaj zna�em, S� niby ogr�d, kiedy stoisz w bramie Wej�� tam nie mo�na. Ale jest na pewno, Gdyby�my lepiej i m�drzej patrzyli, Jeszcze kwiat nowy i gwiazdk� niejedn� W ogrodzie �wiata by�my zobaczyli. Niekt�rzy m�wi�, �e nas oko �udzi I �e nic nie ma, tylko si� wydaje, Ale ci w�a�nie nie maj� nadziei. My�l�, �e ka�dy cz�owiek si� odwr�ci, Ca�y �wiat za nim zaraz by� przestaje Jakby porwa�y go r�ce z�odziei. "Wiara" Wiara jest wtedy, kiedy kto� zobaczy Listek na wodzie albo kropl� rosy I wie, �e one s� - bo s� konieczne. Cho�by si� oczy zamkn�o, marzy�o, Na �wiecie b�dzie tylko to, co by�o, A li�� unios� dalej wody rzeczne. Wiara jest tak�e, je�eli kto� zrani Nog� kamieniem i wie, �e kamienie S� po to, �eby nogi nam rani�y. Patrzcie, jak drzewo rzuca d�ugie cienie, I nasz, i kwiat�w cie� pada na ziemi�: Co nie ma cienia, istnie� nie ma si�y. Rymkiewicz Aleksander (1913-1983); poeta; cz�onek poetyckiej grupy �agary; liryka refleksyjno-krajobrazowa; utwory: "Promie� dla artysty", "Krajobrazy i ludzie"; "Hymn na cze�� pierwszej mi�o�ci" W wieku sonet�w czu�ych i wst��ek nad czo�em, pierwsza mi�o�ci, pi�knie ciebie nazwano, dzi� nie wierz�cy w tamte kobiece anio�y, chmur czy gwiazdozbior�w s�ysz�c huk za �cian�, le�� przy swych kochankach, a w pustym kieliszku brzask �z� pierwsz� b�yska. A w kinach wieczorami po mozole we dnie syc� ma�e swe serca wielkich serc tragedi� nie wierz�cy w anio�y kobiece. Stocz si�, b�stwo z sonet�w, jak my�my stoczyli. Widz� - rozkosz oplata jej dziewcz�ce plecy r� jak �mij�. I zn�w nad pustyni� serca, gdy id� ju� z kina nie wierz�cy w anio�y kobiece, niebo te� odludne, ch�odna hen pustynia i owoc ksi�yca rozci�ty jak mieczem. Do nich, pierwsza mi�o�ci, powr�� ozdrowie�cza, nie wiedz�c o tym, oni niezabudek pragn�, kt�re r�czka podaje, a serce si� zar�cza, gdy las rozci�ga si� krzykiem �urawi od bagna. Obmyj ich dawnym szmerem s�owiczych strumieni. Sp�jrz - nawet wybra�c�w losu s�awa nie pociesza, w czarn� noc z czarnymi sercami zmierza czarna rzesza po miejskim zagonie z kamienia. Ty jedna masz t� moc tajemn� i wznios�� przemiany, jak �w miesi�c, co przez sosny z�oci bujne trawy, i widzisz: oto kwiaty paproci w�r�d mozaikowych cieni wyros�y. Stachura Edward - ur. 18 VIII 1937 r. Charvien (Francja); poeta, prozaik; studia romanistyczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i Uniwersytecie Warszawskim; zbi�r wierszy: "Du�o ognia" (1963); poematy: "Po ogrodzie niech hula szara�cza" (1968), "Przyst�puj� do ciebie" (1968), "Piosenki" (1973); zbiory opowiada�: "Jeden dzie�" (1962), "Faluj�c na wietrze" (1966); powie�ci: "Ca�a jaskrawo��" (1969), "Siekierezada albo zima le�nych ludzi" (1971), "Si�" (1977); dialog filozoficzno-poetycki "Tabula rasa. Rzecz o egoizmie" (1979) - zm. 24 VII 1979 r. w Warszawie (samob�jstwo); po�miertnie wydano "Poezje wybrane" (1980); "Czas p�ynie i zabija rany" Pos�uchaj, porzucony przez ni�. Nieznany m�j przyjacielu: W rozpaczy swojej Nie wychod� na balkon, nie wychod�; Do bruku z g�ry nie przychod�, nie przychod�; Na smug� cienia nie wybiegaj; Zaczekaj, troch� zaczekaj. Pos�uchaj, porzucona przeze�, Nieznana ma przyjaci�ko; W rozpaczy swojej Nie wychod� na balkon, nie wychod�; Do bruku z g�ry nie przychod�, nie przychod�; Na smug� cienia nie wbiegaj, Zaczekaj, troch� zaczekaj. Przysi�gam wam, �e p�ynie czas! �e p�ynie czas i zabija rany! Przysi�gam wam, przysi�gam wam, Przysi�gam wam, �e p�ynie czas, �e zabija rany - przysi�gam wam. Tylko dajcie mu czas, Dajcie, czasowi czas (Zw�lcie czarnym potoczy� si� chmurom Po was, przez was, mi�dzy ustami, I oto dzie� przychodzi, nowy dzie�, One ju� daleko, daleko za g�rami.) Tylko dajcie mu czas, Dajcie czasowi czas, Bo bardzo, bardzo, Bardzo szkoda By�oby nas! "Dooko�a mg�a" Jak d�uga pisana mi jeszce w��cz�ga? Ech, gwiazdo - ogniku, ty b��dny mych dni, Spraw, by sko�czy�a si�, wreszcie ta m�ka, I zap�d�, do czu�ych zakulaj mnie drzwi, Lecz gdzie jest ten dom, jak tam idzie si� do�? Gdzie jest ta stanica, gdzie progi te s�? Tam most jest na rzece, za rzek� jest sad; Tam pr�nia si� ko�czy, zaczyna si� �wiat. Lecz, gdzie rzeka ta, gdzie rzucony jest most? Gdzie sad jest ten bia�y, jab�onki gdzie s�? Na drzewach owoce i str�ca je wiatr, Do kosza je zbiera ta r�ka jak kwiat, Te strony gdzie� s�, gdzie� daleko za mg��, Wi�c id� i dalej przedzieram si� wci��! Zbieraj� si� ptaki, ruszaj� na szlak, Ju� lec�, wprost lec�, nie b��dz� jak ja, Jak d�uga pisana mi jeszcze w��cz�ga? Ech, gwiazdo - ogniku ty b��dny mych dni, Spraw, by sko�czy�a si� wreszcie ta m�ka, I zap�d�, do czu�ych zakulaj mnie drzwi. "Dwadzie�cia lat p�niej" czyli spotkanie ze szkolnym koleg� w mie�cie IKS gdzie czas jaki� si� zatrzyma�em w drodze na pewien p�askowy� andyjski Wi�c tutaj, stary, w twoim mie�cie goszcz�; Niedu�y pok�j, ale lubi� go; Poddasze, widzisz, siadaj tam przy oknie; Przestronny widok, jasna dzisiaj noc, Ja ju� musz� i��... Spokojnie stary nie ma tu pobudki, Przyszli�my ledwie, ju� ucieka� chcesz? Herbaty zrobi�, dobra rzecz po w�dce. No a w og�le nie tak p�no jest. Ja ju� musz� i��.... Pami�tasz stary, dawne czasy szkolne; Najlepszy by�e�, w ca�ej si�dmej B; Pot�ga w b�jce i w nauce, orze�, R�j dziewuch wtedy w tobie durzy� si�, Ja ju� musz� i��... Co z tob�, stary? Jak papuga trujesz; Pijany jeste�, masz herbat�, pij; Odpoczniesz chwilk�, troch� wyparujesz, A potem, bracie, gdzie Ci� p�dzi, mknij. Ja ju� musz� i��.... do �ony Bo mnie ca�kiem z domu przegoni Ty p�aczesz stary, Niech to licho trza�nie! kapelusz popraw, prosz�; nie p�acz ju�, Ju� nie wiem zreszt�, mo�e pop�acz w�a�nie, A jakby co� tak, no to wracaj tu. P�aka� jak dziecko ten, kt�ry dwadzie�cia lat przedtem zapowiada� si� na to czym sta� si� dwadzie�cia lat potem, Sprowadzi�em go na d� po skrzypi�cych kr�tych schodach, klepn��em w plecy i poszed� sk�po o�wietlon� ulic� tej dzielnicy tego miasta, kt�re od tej chwili znielubi�em i postanowi�em niebawem je opu�ci�. Patrzy�em jaki� czas za dawnym szkolnym koleg�, na jego wstrz�sane �kaniem przygarbione plecy, a� wsi�kn�� w ciemno��. Wi�cej go nie widzia�em, Ty - dobrze si� zapowiadaj�cy, m�odszy kolego - Uwa�aj. I na zakr�tach: wolnego! "Nie brookli�ski most" Rozdzieraj�cy Jak tygrysa pazur antylopy plecy Jest smutek cz�owieczy. Nie brookli�ski most, Ale przemieni� W jasny, nowy dzie� Najsmutniejsz� noc, - To jest dopiero co�! Przera�aj�cy Jak ozdoba �wiata Co w malignie bredzi jest ob��d cz�owieczy. Nie brookli�ski most, Lecz na drug� stron� G�ow� przebi� si� Przez ob��du los - To jest dopiero co�! B�dziemy smuci� si� starannie B�dziemy szale� nienagannie B�dziemy naprz�d nies�ychanie Ku polanie! "Odezwij si�" �wieci�o s�o�ce, potem pada� deszcz Jak w s�o�cu szli�my wr�cz pod deszczem Tak samo w nocy, jak i w bia�y dzie� P�on�y oczy nam do siebie Sko�czy�o si� Mia�o wiecznie trwa� Sko�czy�o si� Ju� nie ma ci� Ach, jaka szkoda nas Ju� nie ma mnie M�wi�a�: nigdy, nigdy nikt i nic Rozdzieli� w �yciu nas nie zdo�a M�wi�em: zawsze, zawsze b�d� �y� Pot�nie zawsze, �y� bo kocham Sko�czy�o si� Mia�o wiecznie trwa� Sko�czy�o si� Ju� nie ma ci� Ach, jaka szkoda nas Ju� nie ma mnie Co robi� gdy si� z w�asnych spad�o chmur Na wielkie w�asne te� pustynie Co robi� gdy si� sko�czy� niby cud Szukajmy tego co nie ginie Niech zacznie si� Ale wiecznie ju� Niech zacznie si� Czy s�yszysz mnie Po�r�d g�r i m�rz Odezwij si� Odezwij si� Odezwij si� "�ycie to nie teatr" �ycie to nie teatr, m�wisz ci�gle, opowiadasz; Maski coraz inne, coraz mylne si� nak�ada; Wszystko to zabawa, wszystko to jest gra Przy otwartych i zamkni�tych drzawiach. To jest gra! �ycie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam; �ycie to nie tylko kolorowa maskarada, �ycie jest straszniejsze i pi�kniejsze jeszcze jest; Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama �mier�! Ty i ja - teatry to s� dwa. Ty i ja! Ty - ty prawdziwej nie uronisz �zy, Ty najwy�ej w g�r� wznosisz brwi, Nawet kiedy �le ci jest, to nie jest �le. Bo ty grasz! Ja - dusz� na ramieniu wiecznie mam, ca�y jestem zbudowany z ran, Lecz kalek� nie ja jestem, tylko ty, Dzisiaj bankiet u artyst�w, ty si� tam wybierasz; Go�ci b�dzie du�o, nieodst�pna tyraliera; Flirt i alkohole, mo�e tanie b�d� te�, Drzwi otwarte zamkn� potem si�, No i cze��! Wpadn� tam na chwil�, zanim spuchnie atmosfera; W�dki dwie wypij�, potem cicho si� pozbieram, Wyjd� na ulic�, przy fontannie zmocz� �eb; Wyjd� na przestworza, przecudowny stworz� wiersz. Ty i ja - teatry to s� dwa. Ty i ja! Ty prawdziwej nie uronisz �zy, Ty najwy�ej w g�r� wznosisz brwi; I nie zara�liwy wcale jest tw�j �miech. Bo ty grasz! Ja - dusz� na ramieniu wiecznie mam, Ca�y jestem zbudowany z ran, Lecz gdy �miej� si�, to w kr�g si� �mieje �wiat! Szymborska Wis�awa - ur. 2 VII 1923 r. w Bninie w Pozna�skiem; poetka; studiowa�a filologi� polsk� w Krakowie i socjologi� na Uniwersytecie Jagiello�skim, autorka zbior�w wierszy: "Dlatego �yjemy" (1952), "Pytania zadawane sobie" (1954), "Wo�anie do Jeti" (1957), "S�l" (1962), "Sto pociech" (1967), "Wszelki wypadek" (1972), "Wielka liczba" (1976), "Ludzie na mo�cie" (1986), "Koniec i pocz�tek" (1993); dwa tomy felieton�w pt. "Lektury nadobowi�zkowe" (1973, 1981) "Allegro ma........." Jeste� pi�kne - m�wi� �yciu - bujniej ju� nie mo�na by�o, bardziej �abio i s�owiczo, bardziej mr�wczo i nasiennie. Staram si� mu przypodoba�, przypochlebi�, patrze� w oczy. Zawsze pierwsza mu si� k�aniam z pokornym wyrazem twarzy. Zabiegam mu drog� z lewej zabiegam mu drog� z prawej, i unosz� si� w zachwycie, i upadam od podziwu. Jaki polny jest ten konik, jaka le�na ta jagoda - nigdy bym nie uwierzy�a, gdybym si� nie urodzi�a. Nie znajduj� - m�wi� �yciu - z czym mog�abym ci� por�wna�. Nikt nie zrobi drugiej szyszki ani lepszej, ani gorszej. Chwal� hojno��, pomys�owo��, zamaszysto�� i dok�adno��, i co jeszcze - i co dalej - czarodziejstwo, czarnoksi�stwo. Byle tylko nie urazi� nie rozgniewa�, nie rozp�ta�. Od dobrych stu tysi�cleci nadskakuj� u�miechni�ta. Szarpi� �ycie za brzeg listka: przystan�o? dos�ysza�o? Czy na chwil�, cho� raz jeden, dok�d idzie - zapomnia�o? "Mi�o�� od pierwszego wejrzenia" z tomiku "Koniec i pocz�tek" Oboje s� przekonani, �e po��czy�o ich uczucie nag�e. Pi�kna jest taka pewno��, ale niepewno�� pi�kniejsza. S�dz�, �e skoro nie znali si� wcze�niej, nic mi�dzy nimi nigdy si� nie dzia�o. A co na to ulice, schody, korytarze, na kt�rych mogli si� od dawna mija�? Chcia�abym ich zapyta�, czy nie pami�taj� - mo�e w drzwiach obrotowych kiedy� twarz� w twarz? jakie� "przepraszam" w �cisku? g�os "pomy�ka" w s�uchawce? - ale znam ich odpowied�. Nie, nie pami�taj�. Bardzo by ich zdziwi�o, �e od d�u�szego ju� czasu bawi� si� nimi przypadek. Jeszcze nie ca�kiem got�w zamieni� si� dla nich w los, zbli�a� ich i oddala�, zabiega� im drog� i t�umi�c chichot odskakiwa� w bok. By�y znaki, sygna�y, c� z tego, �e nieczytelne. Mo�e trzy lata temu albo w zesz�y wtorek pewien listek przefrun�� z ramienia na rami�? By�o co� zgubionego i podniesionego. Kto wie, czy ju� nie pi�ka w zaro�lach dzieci�stwa? By�y klamki i dzwonki, na kt�rych zawczasu dotyk k�ad� si� na dotyk. Walizki obok siebie w przechowalni. By� mo�e pewnej nocy jednakowy sen, natychmiast po zbudzeniu zamazany. Ka�dy przecie� pocz�tek to tylko ci�g dalszy, a ksi�ga zdarze� zawsze otwarta w po�owie. "Mi�o�� szcz�liwa" Mi�o�� szcz�liwa. Czy to jest normalne, czy to powa�ne, czy to po�yteczne - co �wiat ma z dwojga ludzi, kt�rzy nie widz� �wiata? Wywy�szeni ku sobie bez �adnej zas�ugi, pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani, �e tak sta� si� musia�o - w nagrod� za co? za nic; �wiat�o pada znik�d - dlaczego w�a�nie na tych, a nie innych? Czy to obra�a sprawiedliwo��? Tak. Czy narusza troskliwie pi�trzone zasady, str�ca ze szczytu mora�? Narusza i str�ca. Sp�jrzcie na tych szcz�liwych; gdyby si� chocia� maskowali troch�, udawali zgn�bienie krzepi�c tym przyjaci�! S�uchajcie jak si� �miej� - obra�liwie. Jakim j�zykiem m�wi� - zrozumia�ym na poz�r. A te ich ceremonie, ceregiele, wymy�lne obowi�zki wzgl�dem siebie - wygl�da to na zmow� za plecami ludzko�ci! Trudno nawet przewidzie�, do czego by dosz�o, gdyby ich przyk�ad da� si� na�ladowa�. Na co liczy� by mog�y religie, poezje, o czym by pami�tano, czego zaniechano, kto by chcia� zosta� w kr�gu. Mi�o�� szcz�liwa. Czy to jest konieczne? Takt i rozs�dek ka�� milcze� o niej, jak o skandalu z wysokich sfer �ycia. Wspania�e dziatki rodz� si� bez jej pomocy. Przenigdy nie zdo�a�aby zaludni� ziemi, zdarza si� przecie� rzadko. Niech ludzie nie znaj�cy mi�o�ci szcz�liwej twierdz�, �e nigdzie nie ma mi�o�ci szcz�liwej. Z t� wiar� l�ej im b�dzie i �y�, i umiera�. "Nic dwa razy" Nic dwa razy si� nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodzili�my si� bez wprawy i pomrzemy bez rutyny. Cho�by�my uczniami byli najt�pszymi w szkole �wiata, nie b�dziemy repetowa� �adnej zimy ani lata. �aden dzie� si� nie powt�rzy, nie ma dw�ch podobnych nocy, dw�ch tych samych poca�unk�w, dw�ch jednakich spojrze� w oczy. Wczoraj, kiedy twoje imi� kto� wym�wi� przy mnie g�o�no, tak mi by�o, jakby r�a przez otwarte wpad�a okno. Dzi�, kiedy jeste�my razem, odwr�ci�am twarz ku �cianie. R�a? Jak wygl�da r�a? Czy to kwiat? A mo�e kamie�? Czemu ty si�, z�a godzino, z niepotrzebnym mieszasz l�kiem? Jeste� - a wi�c musisz min��. Miniesz - a wi�c to jest pi�kne. U�miechni�ci, wp�obj�ci spr�bujemy szuka� zgody, cho� r�nimy si� od siebie jak dwie krople czystej wody. "Niekt�rzy lubi� poezj�" Niekt�rzy - czyli nie wszyscy. Nawet nie wi�kszo�� wszystkich ale mniejszo��. Nie licz�c szk�, gdzie si� musi, i samych poet�w, b�dzie tych os�b chyba dwie na tysi�c. Lubi� - ale lubi si� tak�e ros� z makaronem, lubi si� komplementy i kolor niebieski, lubi si� stary szalik, lubi si� stawia� na swoim, lubi si� g�aska� psa. Poezj� - tylko co to takiego poezja. Niejedna chwiejna odpowied� na to pytanie ju� pad�a. A ja nie wiem i nie wiem i trzymam si� tego jak zbawiennej por�czy. "Obmy�lam �wiat" Obmy�lam �wiat, wydanie drugie, wydanie drugie, poprawione, idiotom na �miech, melancholikom na p�acz, �ysym na grzebie� psom na buty, Oto rozdzia�: Mowa Zwierz�t i Ro�lin, gdzie przy ka�dym gatunku masz s�ownik odno�ny. Nawet proste dzie� dobry wymienione z ryb� ciebie, ryb� i wszystkich przy �ywych umocni. Ta dawno przeczuwana, nagle w jawie s��w, improwizacja lasu. Ta epika s��w. Te aforyzmy je�a uk�adane, gdy jeste�my przekonani �e nic tylko �pi. Czas (rozdzia� drugi), ma prawo do wtr�cania si� we wszystko czy to z�e, czy dobre. Jednak�e - ten, co kruszy g�ry, oceany przesuwa i kt�ry obecny jest przy gwiazd kr��eniu, nie b�dzie mie� najmniejszej w�adzy nad kochankami, bo zbyt nadzy, bo zbyt obj�ci, z nastroszon� dusz� jak wr�blem na ramieniu. Staro�� to tylko mora� przy �yciu zbrodniarza. Ach, wi�c wszyscy s� m�odzi! Cierpienie (rozdzia� trzeci) cia�a nie zniewa�a. Smier�, kiedy �pisz, przychodzi. A �ni� b�dziesz, �e wcale nie trzeba oddycha�, �e cisza bez oddechu to niez�a muzyka, jeste� ma�y jak iskra i ga�niesz do taktu. �mier� tylko taka. B�lu wi�cej mia�e� trzymaj�c r�� w r�ce i wi�ksze czu�e� przera�enie widz�c, �e p�atek spad� na ziemi�. �wiat tylko taki. Tylko tak �y�. I umiera� tylko tyle, A wszystko inne - jest jak Bach chwilowo grany na pile. "Sto pociech" Zachcia�o mu si� szcz�cia, zachcia�o mu si� prawdy, zachcia�o mu si� wieczno�ci, patrzcie go! Ledwie rozr�ni� sen od jawy, ledwie domy�li� si�, �e on to on, ledwie wystruga� r�k� z p�etwy rodem krzesiwo i rakiet�, �atwy do utopienia w �y�ce oceanu za ma�o nawet �mieszny, �eby pustk� �mieszy�, oczami tylko widzi, uszami tylko s�yszy, rekordem jego mowy jest tryb warunkowy, rozumem gani rozum, s�owem; prawie nikt, ale wolno�� mu w g�owie, wszechwiedza i byt poza niem�drym mi�sem, patrzcie go! Bo przecie� chyba jest, naprawd� si� wydarzy� pod jedn� z gwiazd prowincjonalnych. Na sw�j spos�b �ywotny i wcale ruchliwy. Jak na m�drego wyrodka kryszta�u - do�� powa�nie zdziwiony. Jak na trudne dzieci�stwo w konieczno�ciach stada - nie�le ju� poszczeg�lny. Patrzcie go! Tylko tak dalej, dalej cho� przez chwil�, bodaj przez mgnienie galaktyki ma�ej. Niechby si� wreszcie z grubsza okaza�o, czym b�dzie, skoro jest. A jest - zawzi�ty. Zawzi�ty, trzeba przyzna� bardzo. Z tym k�kiem w nosie, w tej todze, w tym swetrze. Sto pociech, b�d� co b�d�. Niebo�e. Istny cz�owiek. "Zakochani" Jest nam tak cicho, �e s�yszymy piosenk� za�piewan� wczoraj: "Ty p�jdziesz g�r�, a ja dolin�..." Chocia� s�yszymy - nie wierzymy. Nasz u�miech nie jest mask� smutku, a dobro� nie jest wyrzeczeniem. I nawet wi�cej, ni� s� warci, nie kochaj�cych �a�ujemy. Tacy�my zadziwieni sob�, �e c� nas bardziej zdziwi� mo�e? Ani t�cza w nocy. Ani motyl na �niegu. A kiedy zasypiamy, we �nie widzimy rozstanie. Ale to dobry sen, ale to dobry sen, bo si� budzimy z niego. �liwonik Roman - 28 VIII 1930 r. w Puszczy Maria�skiej pod �yrardowem; poeta, prozaik; zbiory poezji: "�ciany i dna" (1958), "Rdzewienie r�k" (1961), "Zapisy z codzienno�ci" (1966), "Wyprzeda�" (1971), "Z pami�ci" (1977), "Za �alem" (1979), "Poezje wybrane" (1980), "Oddech" (1980), "Pot�gowanie dramatu" (1983) opowiadania: "Bezimienni" (1970), "Frajer" (1974), "Tr�jk�t liryczny" (1978), "Wyb�r opowiada�" (1984); "Nikle o mi�o�ci" z tomiku "Koturn" Mo�na przetopi� zwyk�o�� na poezj� je�li czuwa nad tob� nie�miertelno�� twojej godziny Najm�drzejsi wy�oni� sens z bezsensu lub z czego� co dla innych nie istnieje ale w co przemieni� mo�na mi�o�� jest w tobie i widzisz jej g�upie i pi�kne �wiat�o i widzisz siebie w tym pi�knym i g�upim bezradny bo w co j� przemienisz w sto�ek W dom W my�l W wiersz nieprzydatna trwa w tobie nie przemienisz mi�o�ci w nic tyIko w mi�o�� bardzo wytrawni mozolnie niszcz� j� w sobie cz�� po cz�ci w��kno po w��knie nik�o�� po nik�o�ci czasem wygrywaj� i maj� ju�, dzie� jak zwyk�� ulg� noce bez sn�w przestrze� oczyszczon� oczekiwaniem w kt�rym po jakim� czasie b�d� j� w sobie sk�ada� z cz�ci z w��kien z nik�o�ci to oni bezgrzeszni stoj� zamkni�ci w g��bi wszystkich okien �wiata tak z�owrogo zionie zwyci�stwo "***" Je�li kto� nie potrafi wr�ci� w miejsce dla niego urodzone gdzie� A przede wszystkim w kim� w�dr�wka jego przez �ycie b�dzie po nic drogi puste domu �adnego nie oswoi nie spe�ni si� jego serce nie pojmie �e je ma i jakie jest naprawd� bo nieprawda �e takiego miejsca gdzie� Lub w kim� nie ma �e mo�na go znale�� ka�demu odnalezienie przeznaczone jest tylko niewielu rozpocznie i zrozumie �e to jest w�a�nie to miejsce ten cz�owiek I nie rozpoznawszy Odchodzi wtedy w�a�nie na zawsze mija si� z sob� jest moment �e jeszcze mo�na ocale� wr�ci� i zgodzi� si� na t� piecz�� losu przeznaczenie to wielkie s�owo jedyne kt�re nas wyr�nia I m�wi kim jeste�my trzeba w tym miejscu urodzonym dla nas zosta� �eby za wcze�nie nie umrze� za �ycia nic nam wyboru nie u�atwia tej konieczno�ci nic nie u�atwia i nie s�yszymy samych siebie dlatego tak rzadko ludzie umieraj� w godzinie jednej ko�cz�cej mi�o�� i �ycie tak rzadko zgadzamy si� na los tak rzadko pozwalamy mu zdumie� si� jednak nami Twardowski Jan - ur. 1 VI 1915 r. w Warszawie; poeta, kaznodzieja; debiutowa� w 1935 r. jako poeta na �amach pisma "Ku�nia M�odych"; zbi�r wierszy: "Powr�t Andersa" (1937); w czasie wojny jako �o�nierz Armii Krajowej bra� udzia� w powstaniu warszawskim; uko�czy� polonistyk� na Uniwersytecie Warszawskim, seminarium duchowe; zbiory powojenne: "Wiersze" (1959), "Znaki ufno�ci" (1970), "Niebieskie okulary" (1980), "W kolejce do nieba" (1980), "Rachunek dla doros�ego" (1980), "Kt�ry stwarzasz jagody" (1983), "Rwanie prosto z krzaka" (1983), "Na osio�ku" (1986); wyb�r poezji pt. "Nie przyszed�em pana nawraca�. Wiersze 1973-85" (1986); opublikowa� te� zbi�r pogadanek o sprawach wiary i modlitwy pt. "Zeszyt w kratk�. Rozmowy z dzie�mi i nie tylko z dzie�mi" (1973); "Bliscy i oddaleni" Bo widzisz tu s� tacy kt�rzy si� kochaj� i musz� si� spotka� aby si� omin�� bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze pisz� do siebie listy gor�ce i zimne rozchodz� si� jak w �miechu porzucone kwiaty by nie wiedzie� do ko�ca czemu tak si� sta�o s� inni co si� nawet po ciemku odnajd� lecz przejd� obok siebie bo nie �mi� si� spotka� tak czy�ci i spokojni jakby �nieg si� zacz�� byliby doskonali lecz wad im zabrak�o bliscy boj� si� by� blisko �eby nie by� dalej niekt�rzy umieraj� - to znaczy ju� wiedz� mi�o�ci si� nie szuka jest albo jej nie ma nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek s� i tacy co si� na zawsze kochaj� i dopiero dlatego nie mog� by� razem jak ba�anty co nigdy nie chodz� parami mo�na nawet zab��dzi� lecz po drugiej stronie nasze drogi poci�te schodz� si� z powrotem "Przyrost ludno�ci" szkoda dla jednej tylko osoby deszczu buk�w bo najch�odniej przy nich w�r�d upa�u �awki nad rzek� szcz�cia co zamyka usta �amig��wki serca mi�o�ci co ostrzy n� p�ywania �abk� motylkiem i delfinem kataru po kt�rym jednym uchem s�yszy si� p�niej a drugim wcze�niej cia�a co si� nie dzieli tylko na ducha i popi� jask�ki wzruszaj�cej ramionami wszystkiego po kolei i dlatego pchaj� si� na ten smutny �wiat nowi ludzie drzwiami i oknami "Sprawiedliwo��" Gdyby wszyscy mieli po cztery jab�ka gdyby wszyscy byli silni jak konie gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w mi�o�ci gdyby ka�dy mia� to samo nikt nikomu nie by�by potrzebny Dzi�kuj� Ci �e sprawiedliwo�� Twoja jest nier�wno�ci� to co mam i to czego nie mam nawet to czego nie mam komu da� zawsze jest komu� potrzebne jest noc �eby by� dzie� ciemno �eby �wieci�a gwiazda jest ostatnie spotkanie i roz��ka pierwsza modlimy si� bo inni si� nie modl� wierzymy bo inni nie wierz� umieramy za tych co nie chc� umiera� kochamy bo innym serce wych��d�o list przybli�a bo inny oddala nier�wni potrzebuj� siebie im naj�atwiej zrozumie� �e ka�dy jest dla wszystkich i odczytywa� ca�o�� "�pieszmy si�" Annie Kamie�skiej �pieszmy si� kocha� ludzi tak szybko odchodz� Zostan� po nich buty i telefon g�uchy tylko to, co niewa�ne, jak krowa si� wlecze najwa�niejsze tak pr�dkie, �e nagle si� staje potem cisza normalna, wi�c ca�kiem niezno�na jak czysto�� urodzona, najpro�ciej z rozpaczy kiedy my�limy o kim� zostaj�c bez niego Nie b�d� pewny �e czas masz bo pewno�� niepewna zabiera nam wra�liwo�� tak jak niepewne ka�de szcz�cie przychodzi jednocze�nie jak patos i humor jak dwie nami�tno�ci wci�� s�absze od jednej tak szybko st�d odchodz� jak drozd milkn� w lipcu jak d�wi�k troch� niezgrabny lub jak suchy uk�on �eby widzie� naprawd� zamykaj� oczy chocia� wi�kszym ryzykiem rodzi� si� ni� umrze� kochamy wci�� za ma�o i stale za p�no Nie pisz o tym zbyt cz�sto lecz pisz raz na zawsze a b�dziesz tak jak delfin �agodny i mocny �pieszmy si� kocha� ludzi tak szybko odchodz� a ci co nie odchodz� nie zawsze powr�c� i nigdy nie wiadomo m�wi�c o mi�o�ci czy pierwsza jest ostatni� czy ostatnia pierwsz� "�al" Zofii Ma�ynicz �al �e si� za ma�o kocha�o �e si� my�la�o o sobie �e si� ju� nie zd��y�o �e by�o za p�no cho�by si� teraz pobieg�o w przedpokoju szura�o nios�o serce osobne w telefonie szuka�o s�uchem szerszym od s�owa cho�by si� spokornia�o g�upi� min� stroi�o jak lew na muszce cho�by si� chcia�o ostrzec �e pogoda niesta�a bo t�cza zbyt czerwona a s�l zwilgotnia�a cho�by si� chcia�o pom�c w�asn� g�b� podmucha� w ros� za s�ony wszystko ju� potem za ma�o cho�by si� �zy wyp�aka�o nagie niepewne Wierzy�ski Kazimierz - ur. 27 VIII 1894 r. w Drohobyczy - poeta, prozaik, eseista; debiutowa� 1913r. wierszami drukowanymi w pismach m�odzie�owych; debiutem w�a�ciwym by� tomik "Wiosna i wino" (1919); zbi�r "Wr�ble na dachu" (1921), "Laur olimpijski" (1925) - pionierskie podj�cie tematyki sportowej w poezji; "Wolno�� tragiczna" (1936), "Kurhany" (1938), "Ziemia-Wilczyca" (1941), "R�a wiatr�w" (1942), "Siedem podk�w" (1954), "Tkanka ziemi" (1960), "Kufer na plecach" (1964), "Czarny polonez" (1968), "Sen-mara" (1969); zbiory esej�w: "Cyga�skim wozem", "Miasta, ludzie, ksi��ki" i "Moja Pryw