1858

Szczegóły
Tytuł 1858
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1858 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1858 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1858 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anne McCaffrey Je�d�cy Smok�w przek�ad : Teodor Panasi�ski Anne McCaffrey Je�d�cy Smok�w . 1 . Bijcie w b�bny, dmijcie w tr�by Harfiarz w struny, je�dziec w chmury. Niechaj p�omie� siecze trawy A� przeminie czas ten krwawy. Gdy Lessa przebudzi�a si�, poczu�a przenikliwe zimno. Nie by� to jednak wy��cznie ch��d wiecznie wilgotnych �cian. Dziewczyna czu�a ca�ym cia�em gro��ce niebezpiecze�stwo. Podobne uczucie prze�y�a dziesi�� Obrot�w temu. W�wczas, skowycz�c z przera�enia, skry�a si� w �mierdz�cym legowisku wher-stra�nika. Teraz le�a�a na s�omie w pomieszczeniu s�u��cym za sypialni�. Dzieli�a j� wraz z innymi kuchennymi popychad�ami. Wsz�dzie pachnia�o �wie�ym serem. W z�owieszczym przeczuciu tkwi�o ponaglenie, jak�e niepodobne do czegokolwiek, co zna�a. Dociera�y do niej odg�osy wher-str�a cz�api�cego na swych ogromnych �apach. Charcza� g�o�no, gdy� �a�cuch, kt�rym by� przywi�zany wrzyna� mu si� w szyj�. Niespokojnie kr��y�, nie�wiadom jeszcze �adnego niezwyk�ego zagro�enia czyhaj�cego w ciemno�ci ko�cz�cej si� nocy. Lessa skuli�a si� w k��bek. Pr�bowa�a odgadn��, czym jest owo nieuchwytne zagro�enie, kt�re tak bardzo j� niepokoi�o, cho� nie zosta�o odebrane przez wyczulonego na niebezpiecze�stwa wher-str�a. Zagro�enie nie tkwi�o jednak w obr�bie schronienia Ruatha. Nie nadci�ga�o tak�e od strony wybrukowanego podgrodzia, gdzie nieust�pliwa trawa wci�� odnajdywa�a do�� si�, by przebi� si� przez staro�ytn� zapraw� ��cz�c� kamienie. Zielony dow�d s�abo�ci niegdy� monolitycznego kamiennego grodu. Niebezpiecze�stwo nie nadci�ga�o tak�e z ma�o ucz�szczanej drogi w dolinie. Nie przyczai�o si� r�wnie� w�r�d kamiennych gospodarstw rzemie�lnik�w osiad�ych u st�p schronienia. Zagro�enia nie ni�s� te� wiatr dm�cy od zimnych wybrze�y Tilleku. A jednak, niebezpiecze�stwo ostro przenika�o jej umys�, pobudza�o ka�dy nerw jej smuk�ego cia�a. Wybieg�a my�lami na zewn�trz, ku prze��czy. To co stanowi�o niebezpiecze�stwo nie znajdowa�o si� w obr�bie posiad�o�ci... jeszcze nie. Nie mia�o znajomego posmaku. Nie by� to wi�c Fax. Lord Fax nie pokaza� si� w posiad�o�ci ju� od trzech pe�nych Obrot�w. Dzier�awcy, zniech�ceni rzemie�lnicy, siedziba chyl�ca si� ku upadkowi, a nawet pokryte zieleni� kamienie wyprowadza�y Faxa z r�wnowagi. Samozwa�czy Pan Dalekich Rubie�y by� got�w zapomnie� o racjach, kt�re nim kierowa�y, gdy ujarzmia� t� niegdy� dumn� i przynosz�c� dochody krain�. Podenerwowana Lessa szuka�a po omacku sanda��w. Odruchowo strz�sn�a s�om� z popl�tanych w�os�w, kt�re nast�pnie zawi�za�a w niezbyt staranny w�ze�. Ostro�nie przemyka�a pomi�dzy �pi�cymi kuchtami le��cymi bez�adnie w zbitych grupkach, by wzajemnie si� ogrza�. Przebieg�a po wytartych stopniach do kuchni. Na d�ugim stole, zwr�ceni pot�nymi plecami do �aru wielkiego paleniska, le�eli kucharz i jego pomocnik. Przemkn�a przez przepastn� kuchni� ku drzwiom prowadz�cym przez stajni� na dziedziniec. Otworzy�a je jedynie na tyle, by si� przecisn��. Przez cienkie podeszwy sanda��w czu�a ch��d kamieni, kt�rymi wy�o�ono dziedziniec. Zadr�a�a, gdy lodowaty powiew przed�witu przenikn�� przez jej po�atane odzienie. Na widok dziewczyny wher-str� zaskomla�, by spu�ci�a go z �a�cucha. Lessa spojrza�a niemal z czu�o�ci� na jego szkaradny pysk. Dusi� si� na ko�cu swego �a�cucha, gdy pod��y�a dalej, ku wy��obionym stopniom wiod�cym do kamiennej antresoli. Znajdowa�a si� tu� ponad masywn� bram� schronienia. Wdrapa�a si� na wie�� i popatrzy�a na wsch�d, ku kamiennemu masywowi prze��czy. Jej czarna bry�a rysowa�a si� na tle rozja�nionego brzaskiem nieba. Spojrza�a bardziej w lewo. Instynktownie czu�a, �e r�wnie� z tego kierunku nadci�ga�o niebezpiecze�stwo. Zadar�a g�ow� do g�ry. Wzrok jej przyci�gn�a purpurowa gwiazda, kt�ra od niedawna g�rowa�a na porannym niebosk�onie. Gdy patrzy�a na ni�, gwiazda b�ysn�a szkar�atem po raz ostatni. Potem jej blask rozp�yn�� si� w promieniach wschodz�cego nad Pernem s�o�ca. Przez umys� Lessy przemkn�y chaotyczne fragmenty ba�ni i ballad o pojawiaj�cej o brzasku Czerwonej Gwie�dzie. Przemkn�y zbyt szybko, by mia�y jakiekolwiek znaczenie. Cho� zagro�enie mog�o r�wnie� nadci�gn�� z innego kierunku, to instynkt podpowiada� jej, �e nadchodzi w�a�nie od wschodu. Lessa westchn�a. Nie dosy�, �e brzask nie rozproszy� �adnej z w�tpliwo�ci, ale w dodatku je kompletnie popl�ta�. Musi poczeka�. Najwa�niejsze, �e przyj�a ostrze�enie. Lessa by�a przyzwyczajona do czekania. Przenikliwo��, wytrwa�o�� i podst�p by�y jej wypr�bowan� broni�. Pierwsze promienie s�o�ca roz�wietli�y podupad�� krain�. W le��cej poni�ej dolinie rozci�ga�y si� zapuszczone pola. �wiat�o poranka pada�o te� na zaro�ni�te sady, gdzie nieliczne stadka mlekodajnych stwor�w ry�y, poszukuj�c po�ywienia. Lessa zastanowi�a si�. Trawa mia�a tu dziwny zwyczaj rosn�� tam, gdzie nie powinna, podczas gdy gin�a w miejscach, gdzie wszyscy oczekiwali, �e bujnie b�dzie rozkwita�. Z trudem potrafi�a przypomnie� sobie dawn�, kwitn�c� �yciem i rado�ci� dolin�. Tak by�o, nim przyby� tu Fax. Dziewczyna u�miechn�a si� gorzko. Naje�d�ca nie uzyska� �adnych korzy�ci podbijaj�c Ruatha i nie b�dzie ich mia� p�ki Lessa �yje. Fax nawet nie podejrzewa�, dlaczego poni�s� kl�sk�. A mo�e wiedzia�, kto kryje si� za ci�g�ym pasmem jego niepowodze�? Jej umys� odbiera� bowiem przeczucie zagro�enia. Na zachodzie le�a�y rodowe dobra Faxa, jego jedyna prawowita posiad�o��. Na p�nocnym-wschodzie rozci�ga�y si� ma�e, lecz strome kamieniste g�ry. W�r�d nich le�a� Weyr, kt�ry ochrania� Pern. Lessa wyprostowa�a si�, wci�gn�a g��boko w p�uca �wie�e, poranne powietrze. Na dziedzi�cu przed stajni� zapia� kur. Lessa zn�w sta�a si� czujna, rozejrza�a si� po dziedzi�cu holdu. Nie chcia�a, �eby j� kto� zauwa�y�. Przebywanie na wie�y obserwacyjnej, by�o co najmniej podejrzane. Rozpu�ci�a w�osy, tak aby zas�oni�y jej twarz. Skuli�a si� i z g�uchym �oskotem sanda��w zbieg�a schodami w d�. Wher �a�o�nie wy�, mru��c swe ogromne �lepia przed coraz ostrzejszym �wiat�em poranka. Nie zwa�aj�c na od�r jego oddechu, przytuli�a do siebie pokryty �uskami �eb. Mrucza� z rado�ci. Tylko on jeden wiedzia�, kim Lessa by�a naprawd�. Dla niej by� jedynym stworzeniem na Pernie, kt�remu bezgranicznie ufa�a od chwili, gdy na o�lep szuka�a schronienia w jego cuchn�cej norze. Ucieka�a wtedy przed spragnionymi krwi mieczami naje�d�c�w, kt�rzy bez lito�ci mordowali mieszka�c�w schronienia. Wolno wyprostowa�a si�. Nakaza�a mu, by w obecno�ci innych nie okazywa� jej przesadnej czu�o�ci. Z pewnym oci�ganiem obiecywa� jej pos�usze�stwo. Pierwsze promienie s�o�ca przebija�y zza zewn�trznych mur�w holdu. Wher rycz�c pomkn�� w ciemn� otch�a� swej nory, a Lessa przemkn�a cicho przez kuchni� i powr�ci�a do serowni. nast�pny Anne McCaffrey Je�d�cy Smok�w . 2 . Z Weyr i z Bowl Spi�owe i brunatne, b��kitne i zielone Wznosz�ce si� ku g�rze smoki Hen wysoko, w locie, widziane i niewidziane F'lar na ogromnym spi�owym smoku, jako pierwszy pojawi� si� nad posiad�o�ci� Faxa, samozwa�czego Pana Dalekich Rubie�y. Za nim, w odpowiednim szyku, pojawili si� pozostali je�d�cy skrzyd�a. Gdy Mnementh szybowa� w kierunku holdu - F'lar z narastaj�cym gniewem szacowa� stopie� zniszczenia krainy. Jamy na smoczy kamie� by�y puste, a wychodz�ce z nich promieni�cie kamienne rynny pokryte by�y omsza�ymi porostami. Czy cho� jeden w�adca przestrzega odwiecznych praw, nakazuj�cych utrzymywa� fortyfikacje w stanie gotowo�ci? F'lar z gniewu zacisn�� usta. Niech tylko Poszukiwania zako�cz� si� sukcesem, a w�wczas b�dzie musia�a si� odby� w Weyr uroczysta i zarazem karz�ca rada. I na z�ot� skorup� jaja kr�lowej, on, F'lar b�dzie jej przewodniczy�. Oczy�ci wy�yny Pernu z niebezpiecznych p�d�w, usunie zielone �d�b�a z kamiennych budowli. Ziemia nie b�dzie le�a�a od�ogiem, a do pustego skarbca zaczn� sp�ywa� dziesi�ciny, bezwzgl�dnie egzekwowane przez poborc�. Musi przywr�ci� dawn� �wietno�� smoczemu Weyr. Mnementh g�o�nym rykiem wyrazi� sw� aprobat�. Machaj�c skrzyd�ami �agodnie wyl�dowa� na dziedzi�cu wy�o�onym kamiennymi p�ytami zaro�ni�tymi traw�. F'lar us�ysza� d�wi�k ostrzegawczego sygna�u z wie�y schronienia. Na znak F'lara Mnementh pochyli� si�, by je�dziec m�g� zsi���. Czuj�c powiew powietrza, kt�ry uderzy� go w plecy, domy�li� si�, �e wyl�dowali pozostali je�d�cy. By� pewien, �e F'nor zrz�dzeniem losu jego przyrodni brat - jak zawsze wyl�dowa� po jego lewej stronie, dok�adnie o d�ugo�� smoka za nim. K�tem oka zauwa�y�, jak F'nor obcasem buta mia�d�y k�pki trawy. Zza rozwartych wr�t dobieg� st�umiony szept, kt�rym wydawano polecenia. Niemal w tej samej chwili pojawi�a si� grupa ludzi, kt�rej przewodzi� silnie zbudowany m�czyzna w �rednim wieku. Mnementh pochyli� sw�j �eb. Fasetowe oczy smoka znajdowa�y si� na wysoko�ci g�owy F'lara i spogl�da�y z niepokojem na zbli�aj�cych si� m�czyzn. Smoki nie mog�y poj��, dlaczego budz� w�r�d posp�lstwa takie przera�enie. Tylko raz w swoim �yciu smok m�g� zaatakowa� cz�owieka, a i to wynika�o raczej z ludzkiej niewiedzy. Flor nie by� w stanie wyja�ni� smokowi powod�w, dla kt�rych powinien wzbudza� groz� w�r�d dzier�awc�w, pan�w, jaki w�r�d rzemie�lnik�w. Czu� jednak, �e zdziwienie i obawa, maluj�ce si� na twarzach zbli�aj�cych si� ludzi, sprawiaj� mu przyjemno��. - Pozdrowienia od Faxa, Pana Dalekich Rubie�y, dla spi�owego je�d�ca. Jest on do waszej dyspozycji. - M�czy�ni zasalutowali z szacunkiem. U�ycie w pozdrowieniu bezosobowej formu�y mog�o �wiadczy� zarazem o skrupulatno�ci pozdrawiaj�cego, jak i o zamaskowanej zniewadze. Dla F'lara by�o to potwierdzenie jego wcze�niejszego mniemania o Faxie, wi�c zignorowa� skryt� obelg�. Zauwa�y� tak�e, �e informacje o chciwo�ci Faxa nie by�y przesadzone. Bystre oczy m�czyzn b��dzi�y chciwie po ka�dym szczeg�le ubioru F'lara, a gdy spocz�y na misternie grawerowanej r�koje�ci miecza, towarzyszy�o temu lekkie zmarszczenie brwi. F'lar z kolei zauwa�y� kilka drogocennych pier�cieni b�yszcz�cych na palcach lewej r�ki Faxa, podczas gdy prawe przedrami� suwerena by�o lekko uniesione ku g�rze w nawyku charakterystycznym dla zawodowego szermierza. Tunika wykonana z bogatego materia�u by�a poplamiona i niezbyt �wie�a. M�czyzna nosi� sk�rzane wysokie buty. Sta� w rozkroku, lekko ko�ysz�c si� na stopach. Takiego cz�owieka nie wolno lekcewa�y� - pomy�la� F'lar - nale�y by� czujnym wobec zdobywcy pi�ciu posiad�o�ci. A swoj� drog�, tak wielka zach�anno�� by�a czym� zdumiewaj�cym. Co wi�cej, w�eni� si� w sz�st� ...i legalnie, cho� w dziwnych okoliczno�ciach, odziedziczy� si�dm�. Mia� opini� hulaki i rozpustnika. W�r�d tych siedmiu posiad�o�ci F'lar chcia� dokona� Poszukiwa�. R'gul poleci na po�udnie, by przeprowadzi� je tak�e w�r�d tamtejszych leniwych, cho� �licznych kobiet. Obecnie Weyr potrzebuje przede wszystkim silnej kobiety. Jora by�a zupe�nie bezu�yteczna dla Nemorth. F'lar chcia� znale�� zdecydowan� i inteligentn� kobiet�, kt�ra zostanie now� w�adczyni� Weyr. - Udajemy si� na Poszukiwania - F'lar cicho cedzi� s�owa i zwracamy si� z pro�b� o go�cin� w twojej posiad�o�ci, lordzie Fax. Na wie�� o Poszukiwaniach oczy Faxa zrobi�y si� wi�ksze, porzuci� nagle bezosobowe zwroty, jakimi wcze�niej zwraca� si� do F'lara. - Dosz�y mnie s�uchy, �e Jora nie �yje - rzek� Fax. - A zatem Nemorth sk�ada kr�lewskie jajo, hmm? - ci�gn�� dalej, podczas gdy jego oczy szybko przebiega�y po szyku skrzyd�a, odnotowuj�c karno�� je�d�c�w i gro�ny wygl�d smok�w. F'lar nie zamierza� w �aden spos�b przydawa� Faxowi powagi, zlekcewa�y� wi�c jego pytanie. - A wi�c panie... - g�os Faxa zawis� w powietrzu, podczas gdy g�owa lekcewa��co sk�oni�a si� w kierunku je�d�ca na smoku. Przez moment, kt�ry nie trwa� d�u�ej ni� uderzenie serca, F'lar stara� si� rozstrzygn��, czy czasem cz�owiek ten rozmy�lnie nie prowokuje go rzucanymi subtelnie zniewagami. Przecie� ka�dy na Pernie zna imiona spi�owych je�d�c�w tak samo dobrze, jak imi� kr�lowej smok�w i w�adczyni Weyr. Mimo tych gor�czkowych my�li twarz F'lara pozostawa�a kamienna. Leniwym krokiem, nie pozbawionym arogancji, z szeregu wyszed� F'nor. Podszed� wolno do Mnementha. Niedbale po�o�y� r�k� na pysku smoka i odezwa� si� do Faxa. - Spi�owy je�dziec, lord F'lar, ��da kwatery dla siebie. Ja, F'nor, brunatny je�dziec, pragn� by� ulokowany wraz z pozosta�ymi. Skrzyd�o sk�ada si� z dwunastu je�d�c�w. F'lar s�ucha� z zadowoleniem, gdy� F'nor podkre�li� si�� skrzyd�a. Dla postronnego �wiadka jego s�owa mog�y �wiadczy� jedynie o ignorancji Faxa w tych sprawach. - Lordzie F'lar - wycedzi� Fax przez z�by, jednocze�nie zmuszaj�c si� do �miechu - Dalekie Rubie�e s� zaszczycone obj�ciem ich Poszukiwaniami. - Nie zapomnimy tego Dalekim Rubie�om - z u�miechem odpowiedzia� F'lar - szczeg�lnie, gdy jedna z mieszkanek tych ziem zasili Weyr. - Ku jego wiecznej chwale - r�wnie uprzejmie odpowiedzia� Fax - w dawnych czasach wiele szlachetnych w�adczy� Weyr pochodzi�o z moich d�br. - Z pa�skich d�br? - uprzejmie u�miechn�� si� F'lar, podkre�laj�c w pytaniu liczb� mnog�. - Aha, rozumiem, jest pan obecnie w�adc� Ruatha, czy� nie? Tak, z tej posiad�o�ci wysz�o wiele kobiet, kt�re sta�y si� mieszkankami Weyr. Nerwowy grymas przemkn�� po twarzy Faxa, szybko jednak zosta� wyparty wymuszonym u�miechem. Odsun�� si� na bok i uprzejmym gestem zaprosi� F'lara, by wszed� do rezydencji. Dow�dca �o�nierzy Faxa wyda� rozkaz. �o�nierze uformowali b�yskawicznie dwuszereg, a� ich podkute �elazem buciory skrzesa�y iskry na bruku. Na nie wypowiedziany rozkaz smoki unios�y si� nad ziemi�, wywo�uj�c wiry powietrza i k��by kurzu. F'lar nonszalancko kroczy� wzd�u� witaj�cych go szereg�w wojska. Zgromadzeni ludzie z przera�eniem patrzyli ku g�rze, gdzie szybowa�y bestie. Z wysokiej wie�y rozleg� si� przera�aj�cy wrzask, gdy Mnementh znalaz� si� naprzeciw obserwatora, kt�ry si� tam ulokowa�. Skrzyd�a smoka wt�acza�y nasycone fosforem powietrze na wewn�trzny dziedziniec. Olbrzym manewrowa� swym cielskiem, by wyl�dowa� w niewygodnym miejscu. Na poz�r nieczu�y na konsternacj� i przera�enie, jakie wywo�a�y smoki, w rzeczywisto�ci by� rozbawiony i zadowolony z efektu, jaki wywiera�y. Dzier�awcy potrzebowali takiej nauczki. Winni pami�ta�, �e maj� do czynienia nie tylko z je�d�cami, zwyk�ymi �miertelnikami, kt�rych mo�na zamordowa�, ale przede wszystkim ze smokami. Dawny szacunek, jakim darzono ludzi zwi�zanych ze smoczym gatunkiem, musi odrodzi� si� na nowo. - Dw�r w�a�nie wsta� od sto�u, lordzie F'lar, zatem... - Prosz� przekaza� wyrazy szacunku dla pa�skiej ma��onki odpar� F'lar. Z nieukrywan� satysfakcj� zauwa�y�, jak to ceremonialne �yczenie wywo�a�o nowy grymas na twarzy Faxa. F'lar bawi� si� przez ca�y czas znakomicie. Nie by�o go jeszcze na �wiecie, gdy odby�o si� ostatnie Poszukiwnie. Nie by�o udane, gdy� doprowadzi�o do wyboru niezdarnej Jory. Zapozna� si� jednak z relacjami z jeszcze wcze�niejszych Poszukiwa� spisanymi na starych zwojach. Zawiera�y one subtelne sposoby umo�liwiaj�ce pokrzy�owanie plan�w tym dzier�awcom, kt�rzy ukrywali swe kobiety, gdy pojawiali si� je�d�cy smok�w. - Czy nie chcieliby�cie obejrze� swych kwater? - rzek� Fax. F'lar, strzepuj�c nie istniej�cy py�ek ze swego r�kawa, odm�wi� ruchem g�owy. - Najpierw obowi�zek - rzek� i wzruszy� ramionami. - Oczywi�cie - prawie �e warkn�� Fax i �wawo ruszy� przed siebie, gniewnie trzaskaj�c podkutymi butami. F'lar i F'nor wolno pod��yli ku wej�ciu. Pot�ne podw�jne wrota z metalowymi �wiekami i kasetonami prowadzi�y do wielkiej izby wykutej w skale. S�u�ba nerwowo krz�ta�a si�, co rusz upuszczaj�c i t�uk�c jakie� naczynie. Gdy je�d�cy wchodzili do �rodka, Fax ju� by� w najdalszym kra�cu izby i sta� niecierpliwie przy otwartych, wykonanych z kamiennych p�ytek drzwiach, kt�re by�y jedynym wej�ciem do pozosta�ych pomieszcze�. Jak wszystkie posiad�o�ci, tak i ta, wykuta by�a g��boko w skale. W okresie zagro�e� by�o to doskona�e schronienie dla mieszka�c�w. - Nie�le jadaj� - mrukn�� F'nor na widok resztek po�ywienia pozostawionego na stole. - Na pewno lepiej ni� mieszka�cy Weyr - sucho odpowiedzia� F'lar zas�aniaj�c d�oni� usta, by nie us�yszeli ich przechodz�cy s�u��cy, kt�rzy uginali si� pod ci�arem tacy, z na wp� zjedzon� olbrzymi� sztuk� mi�sa. - Wygl�da na m�ode i delikatne mi�so - m�wi� dalej F'nor podczas gdy nam podrzucaj� �ylaste. - Masz racj�. - Tak, pi�kna izba - g�o�no rzek� F'nor, gdy dotarli wreszcie do niecierpliwie czekaj�cego na nich Faxa. F'nor rozmy�lnie zwr�ci� si� do niego plecami i zacz�� rozgl�da� si� po ozdobionej flagami izbie. Wskaza� F'larowi g��boko osadzone w szczelinach skalnych okna, zwr�ci� uwag� na ci�kie, wykonane z br�zu okiennice, poprzez kt�re by�o wida� jaskrawe niebo. - Skierowane s� na wsch�d, tak jak powinny by�. Ta nowa izba w posiad�o�ci Telgar, wyobra� sobie, skierowana jest ku po�udniu. Powiedz mi lordzie Fax, czy stosujesz si� do tradycji, kt�ra nakazuje utrzymywa� stra� do �witu? Fax marszcz�c brwi stara� si� poj�� zamys� F'nora skryty w pytaniu. - O ka�dej porze dnia na wie�y znajduje si� stra�. - A czy stra� od wschodu tak�e? Oczy Faxa gwa�townie skierowa�y si� ku oknom, a nast�pnie z powrotem prze�lizn�y si� po twarzach je�d�c�w. - Stra�e s� przy ka�dym doj�ciu do holdu - odpar� ostro. - Rozumiem, na doj�ciach - powt�rzy� F'lar i spojrza� na F"nora potakuj�c g�ow�. - A gdzie jeszcze maj� by�? - zaniepokojony Fax pr�bowa� uzyska� informacje od je�d�c�w, spogl�daj�c to na jednego, to na drugiego. - Musz� zapyta� pana o harfiarza. Ma pan bieg�ego harfiarza w swojej posiad�o�ci? - Oczywi�cie. Nawet kilku - wymawiaj�c to Fax wyprostowa� swe ramiona. - Lord Fax jest panem na jeszcze sze�ciu posiad�o�ciach przypomnia� swemu dow�dcy F'nor . - Oczywi�cie - potwierdzi� F'lar z udawanym roztargnieniem - jak dobrze ujrze� cho� jedn� posiad�o��, w kt�rej przestrzega si� staro�ytnych praw. Jest wielu, kt�rzy porzucaj� bezpieczne lite ska�y i poszerzaj� schronienie do niebezpiecznych rozmiar�w. Nie mog� im tego darowa�. - To oni ryzykuj�, lordzie F'lar, a inni maj� z ich ryzyka zyski Fax parskn�� szyderczo. - Zyski? W jaki spos�b? - Pobudowany na powierzchni hold jest �atwy do zdobycia. Ten cz�owiek nie zwyk� rzuca� s��w na wiatr - pomy�la� F'lar. Nawet w okresie pokoju nie zaniedba� �adnych obowi�zk�w, nie zapomnia� o trzymaniu silnych stra�y pod broni�. Posiad�o�� sw� utrzymywa� w stanie gotowo�ci bojowej, bynajmniej nie z powodu szacunku dla tradycji, ile z roztropno�ci. Op�aca� harfiarza nie dlatego, �e tak m�wi�y staro�ytne prawa, ale by udowodni� innym sw� m�dro�� i roztropno��. Dopu�ci� jednak do zniszczenia do��w ochronnych i pozwoli�, by je zaros�a trawa. Uwa�a�, �e nie s� potrzebne. Wprawdzie obdarzy� je�d�c�w szacunkiem, ale jednocze�nie nie omieszka� obrzuca� ich misternie konstruowanymi obelgami. Taki cz�owiek by� bardzo niebezpieczny. Pomieszczenia kobiet zosta�y przeniesione z wewn�trznych korytarzy do tych, kt�re przylega�y do �ciany urwiska. Przez trzy g��boko wykute w skale, potr�jne okna przedostawa�y si� promienie s�oneczne. F'lar zauwa�y�, �e wykonane z br�zu zawiasy, na kt�rych osadzono okna, by�y dobrze naoliwione, a parapety mia�y przepisow� d�ugo�� w��czni, jak nakazywa�y prawa. Fax nie umniejszy� grubo�ci �cian ochronnych. Komnata ozdobiona by�a tradycyjnymi scenami przedstawiaj�cymi kobiety podczas rozmaitych prac domowych. Po dw�ch stronach komnaty znajdowa�y si� drzwi, kt�re prowadzi�y do mniejszych sypialni. Na znak dany przez Faxa z pomieszcze� tych zacz�y wychodzi� kobiety. Na jego skini�cie podesz�a odziana w b��kitny str�j kobieta, o w�osach przeplatanych bia�ymi pasmami. By�a w ci��y. Podesz�a boja�liwie, zatrzymuj�c si� o kilka st�p od swego pana. - Lady z Crom, matka moich dziedzic�w - rzuci� osch�ym g�osem. - Pani... - F'lar zawiesi� g�os oczekuj�c, a� poda swe imi�. Kobieta spojrza�a boja�liwym wzrokiem na Faxa, szukaj�c u niego przyzwolenia. - Gamma - warkn�� szorsko Fax. W odpowiedzi F'lar, szarmanckim gestem, pok�oni� si� kobiecie i rzek�: - Lady Gammo, je�d�cy z Weyr s� na Poszukiwaniach i prosz� o go�cin�. - Lordzie F'lar - cicho rzek�a Lady Gamma - jeste� tu mile widziany. Nie usz�a uwadze je�d�ca niepewno�� w g�osie lady. U�miechn�� si� do niej serdeczniej ni� wymaga�a tego etykieta. Spojrza� na towarzysz�ce jej kobiety i pomy�la�, �e Fax sypia� z wieloma i cz�sto. Niekt�rych z nich lady Gamma pozby�aby si� na pewno szybko, gdyby tylko mog�a. Fax szybko mamrota� imiona pozosta�ych kobiet, ale F'lar uprzejmie nalega�, by wyra�nie i wolno powt�rzy� mu je ponownie. Na my�l, �e Faxowi zale�a�o na ukryciu kobiet F'nor u�miechn�� si�. F'lar mia� zamiar porozmawia� p�niej z nim o przedstawionych im kobietach, ale ju� na pierwszy rzut oka wida� by�o, �e nie ma w�r�d nich �adnej godnej zabrania do Weyr. W ca�ym orszaku nie by�o �adnej, kt�r� by mo�na by�o nazwa� dam�. Nawet je�li kiedy� tu trafi�a, to i tak dawno by ju� przesta�a ni� by�. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e Fax potrzebowa� kobiet do p�odzenia dziedzic�w, a nie do admirowania. Niekt�re z nich nie u�ywa�y wody przez ca�� zim�, co wida� by�o po ilo�ci wonnego oleju zje�cza�ego w ich w�osach. Ze wszystkich kobiet, o ile F'lar widzia� wszystkie, tylko lady Gamma dba�a o siebie, ale i ona nie by�a ju� pierwszej m�odo�ci. Po wymianie grzeczno�ci Fax poprowadzi� niezbyt mile widzianych go�ci do kwater. Pomieszczenie F'lara znajdowa�o si� poni�ej zamieszkiwanych przez kobiety i nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e by�o godne je�d�ca. F'nor pod��y� do pomieszcze� zajmowanych przez pozosta�ych. W pomieszczeniu przydzielonym F'larowi �ciany przyozdobione by�y draperiami, na kt�rych umieszczono obrazy przedstawiaj�ce krwawe bitwy, pojedynki, smoki w locie i p�on�cy smoczy kamie�; by�a tu przedstawiona ca�a historia Permu. - Ca�kiem przyjemne pomieszczenie - stwierdzi� F'lar zdejmuj�c r�kawiczki i tunik� wykonan� ze sk�ry whera i niedbale rzucaj�c j� na st�. - Musz� odwiedzi� swoich �o�nierzy i dojrze� bestii. Prosz� o zgod� na swobodne poruszanie si� po posiad�o�ci. Niezbyt ch�tnie, ale w ko�cu Fax wyrazi� zgod� na to, co by�o tradycyjnym przywilejem go�ci. - Nie b�d� d�u�ej pana zajmowa�, lordzie. Jak s�dz� jest pan bardzo zaj�ty zarz�dzaniem siedmioma posiad�o�ciami - i w�adczym gestem F'lar odprawi� Faxa. Odczeka� chwil�, by si� upewni�, �e Fax odszed� i ruszy� ku wielkiej sieni. Krz�taj�ca si� dot�d s�u�ba siedzia�a na koz�ach, zerkaj�c na przybysz�w. Zm�czone twarze, zniszczone r�ce, schorowani; wygl�dali na tych, kim byli - na s�u�b�, kt�rej ca�e �ycie wype�nia�a ci�ka i brudna praca. F'nor i pozostali je�d�cy zamieszkali w opuszczonym po�piesznie przez s�u�b� baraku. Smoki przycupn�y na skalistej grani nad holdem. Wybra�y takie miejsce, by ca�� okolic� mie� na oku. Nakarmiono je nim opu�cili Weyr. Ka�dy je�dziec trzyma� smoka w stanie pogotowia. Poszukiwania mia�y przebiega� bez �adnych incydent�w. Do izby wszed� F'lar. Na jego widok wszyscy powstali. - �adnych niespodzianek ani k�opot�w. Musicie jednak by� czujni - rzuci� lakonicznie. - Powr�t o zachodzie s�o�ca. Ka�dy z was przywiezie imi� kandydatki nadaj�cej si� do zabrania do Weyr. - Gdy m�wi�, zauwa�y� na twarzy F'nora u�miech. Je�dziec przypomnia� sobie, �e Fax stara� si� nie wymawia� pewnych nazwisk. - Lista ma by� przedstawiona zgodnie z przynale�no�ci� do cech�w i zgodnie z w�a�ciw� kolejno�ci�. Je�d�cy potakn�li. Ich b�yszcz�ce z emocji oczy m�wi�y, �e byli pewni sukcesu Poszukiwa�. Jednak to co widzia� F'lar mocno przyt�umi�o jego pocz�tkowy optymizm. Zgodnie z wszelk� logik� kwiat Dalekich Rubie�y powinien zamieszkiwa� g��wny hold Faxa - ale tak nie by�o. Mimo i� pozosta�o jeszcze do zlustrowania wiele du�ych gospodarstw, nie wspominaj�c jeszcze o pozosta�ych sze�ciu holdach, to jednak... Bez s�owa F'lar i F'nor opu�cili barak. Pozostali pod��yli za nimi. Wychodzili parami lub pojedynczo, by lustrowa� gospodarstwa i fermy. Przebywanie poza Weyr sprawia�o im rado��. By�y czasy, gdy goszczeni byli wsz�dzie z wszelkimi nale�nymi im honorami. Niezale�nie czy by� to po�o�ony na po�udniu Fort, czy na p�nocy Igen. To �e ten obyczaj podupad� by�o namacalnym dowodem upadku szacunku wobec Weyr... F'lar poprzysi�g� sobie zmieni� to. Kroniki, jakie przechowywa�a ka�da w�adczyni Weyr, by�y namacalnym dowodem stopniowego upadku w ci�gu ostatnich setek Obrot�w. F'lar by� jednym z tych nielicznych mieszka�c�w Pernu, kt�rzy wierzyli zar�wno kronikom, jak i balladom. Sytuacja mog�a si� wkr�tce diametralnie zmieni�, je�li wierzy� starym przepowiedniom. F'lar by� przekonany, �e ka�de z praw obowi�zuj�cych w Weyr ma swoje uzasadnienie. I to pocz�wszy od Pierwszego Naznaczenia, a sko�czywszy na smoczym kamieniu; od pozbawionych traw p�l do kamiennych rynien; od niepozornych fakt�w, takich jak kontrolowanie apetyt�w smok�w, po ograniczon� liczb� mieszka�c�w Weyr. Dlaczego jednak pi�� pozosta�ych Weyr�w zosta�o opuszczonych, tego F'lar nie by� w stanie zrozumie�. Daremnie rozmy�la�, czy w opuszczonych Weyrach pozostawiono zakurzone i rozsypuj�ce si� zapiski. Musi to sprawdzi� w trakcie nast�pnego patrolu. Na pewno odpowiedzi nie znajdzie w Weyr Benden. - Pracuj� dobrze cho� bez entuzjazmu - stwierdzi� F'nor zwracaj�c uwag� F'larowi na ruch w gospodarstwach. Schodzili wy��obionym zboczem z holdu, ku w�a�ciwej osadzie. Zbli�ali si� do szerokiej drogi, obramowanej kamiennymi domkami, a ko�cz�cej si� okaza�ymi kamiennymi gospodarstwami. Uwadze F'lara nie usz�y zatkane mchem rynny na dachach i winoro�l oplataj�ca �ciany. By�o to ewidentne zaniedbanie elementarnych zasad bezpiecze�stwa. Uprawianie ro�lin w pobli�u pomieszcze� zamieszkiwanych przez ludzi by�o zakazane. - Plotki rozchodz� si� szybko - stwierdzi� F'nor, wskazuj�c na szybko biegn�cego w kitlu piekarza, kt�ry na ich widok wymamrota� pozdrowienie - nigdzie nie wida� kobiet. - S�uszna uwaga. O tej porze kobiety powinny przebywa� na zewn�trz domostw, robi�c zakupy albo pior�c bielizn� w rzece dzie� by� bowiem s�oneczny - czy te� obrabiaj�c pole. - Zazwyczaj mile nas przyjmowano - zauwa�y� ironicznie F'nor. - Najpierw odwied�my cech tkaczy. Je�li pami�� mnie nie myli... - A zawsze tak jest... - wtr�ci� F'nor. Nie wykorzystywa� na og� swego pokrewie�stwa ze spi�owym je�d�cem, cho� w rozmowie z nim by� bardziej swobodny. F'lar w relacjach z innymi utrzymywa� dystans. Dowodzi� zdyscyplinowanym skrzyd�em, a i je�d�cy starali si� dosta� pod jego komend�. Jego skrzyd�o zawsze wyr�nia�o si� w manewrach. Nikt nie pozosta� w pomi�dzy, by znikn�� na zawsze, a i �aden smok z jego skrzyd�a nie chorowa� i nie pozbawi� je�d�ca cz�ci siebie, skazuj�c go na wieczne wygnanie i kalectwo. - To L'tol tu osiad� - kontynuowa� F'lar. - L'tol? - Zielony je�dziec ze skrzyd�a S'lela. Pami�tasz? �le wyliczony skr�t w czasie wiosennych gier zani�s� L'tola i jego smoka wprost pod pe�ny fosfiny wyziew z pyska brunatnego Tuentha S'lela. L'tol zosta� zrzucony ze smoka, gdy ten pr�bowa� umkn�� przed ogniem. Inny je�dziec pr�bowa� z�apa� go, ale zielony smok ze zwichni�tym lewym skrzyd�em i popalonym cia�em zaczadzi� si� wyziewami fosfiny. - L'tol przyda�by si� nam w trakcie Poszukiwa� - stwierdzi� F'nor, gdy podchodzili do wykonanych ze spi�u drzwi cechu tkaczy. Zatrzymali si� na progu, by przyzwyczai� wzrok do przy�mionego �wiat�a we wn�trzu. �ary poumieszczane by�y we wg��bieniach �cian, zwisa�y te� ki�ciami nad wi�kszymi warsztatami tkackimi, na kt�rych tkane by�y najpi�kniejsze gobeliny i tkaniny, przez prawdziwych mistrz�w w swoim zawodzie. Panowa�a tu atmosfera spokoju i �adu. Nim wzrok ich zaadaptowa� si� do panuj�cego we wn�trzu pomieszcze� mroku, zbli�y�a si� do nich jaka� posta�, kt�ra grzecznie, cho� stanowczo nakaza�a im pod��y� za sob�. Poproszeni zostali do ma�ego pomieszczenia na prawo od wej�cia, oddzielonego od g��wnej hali kurtyn�. Gdy przewodnik ich odwr�ci� si�, zobaczyli jego twarz. By�o w niej co�, co nieomylnie �wiadczy�o, �e by� niegdy� je�d�cem. Twarz jego by�a poorana bruzdami i bliznami po oparzeniach. Oczy pe�ne by�y jakiej� dziwnej t�sknoty. Mruga� nimi stale. - Teraz nazywaj� mnie Lytol - powiedzia� ochryp�ym g�osem. F'lar skin�� potakuj�co g�ow�. - Ty jeste� F'lar - ci�gn�� dalej - a ty F'nor. Podobni jeste�cie do swoich ojc�w. F'lar raz jeszcze potakn�� g�ow�. Lytol prze�kn�� �lin�. Obecno�� je�d�c�w bole�nie u�wiadomi�a mu gorycz jego wygnania. Pr�bowa� u�miecha� si�. - Czy to prawda, �e Jora nie �yje? - Lytol spyta� g�osem pe�nym zainteresowania. F'lar skin�� g�ow�. Lytol skrzywi� si� gorzko. - Przydzielono wam na Poszukiwaniach Dalekie Rubie�e? Ca�e? - zapyta�, akcentuj�c ostatnie s�owo. F'lar przytakn��. - Widzieli�cie ich kobiety? - przez s�owa Lytola przebija� niesmak. By�o to bardziej stwierdzenie faktu ni� pytanie. - Wi�c nie ma lepszych w ca�ych Dalekich Rubie�ach? kontynuowa� g�osem pe�nym pogardy. - Czego� innego oczekiwali�cie, nieprawda�? M�wi� zbyt wiele i zbyt szybko. By� nieuprzejmy, a wynika�o to z niskiego poczucia warto�ci. Co� strasznego tkwi�o w samotno�ci osoby wygnanej z Weyr, co skrywa� nadmiern� gadatliwo�ci�. Zadawa� sobie szybko pytania, by r�wnie szybko na nie sam sobie odpowiedzie� . Nie zale�a�o mu na uzyskaniu odpowiedzi. Wreszcie zacz�� m�wi� o rzeczach, kt�re interesowa�y je�d�c�w. - Fax lubi t�uste i �agodne - papla� dalej Lytol. - Nawet lady Gamma podda�a mu si�. By�oby lepiej, gdyby Fax nie musia� si�ga� po jej rodzin�. By�oby zupe�nie inaczej. Ci�gle jest brzemienna, a Fax �udzi si�, �e umrze w trakcie kt�rego� z porod�w. Zabije j�. Zabije. Lytol �mia� si� nieprzyjemnie. - Kiedy Fax ur�s� w si��, ka�dy maj�cy olej w g�owie ojciec odes�a� swe c�rki poza Dalekie Rubie�e lub oszpeci� ich twarze. A ja g�upiec my�la�em, �e pozycja jak� mam gwarantuje mi bezpiecze�stwo. Lytol wyprostowa� si� i spojrza� na przybysz�w. Twarz jego przybra�a m�ciwy wygl�d. M�wi� g�osem, w kt�rym czu�o si� napi�cie. - Zabijcie tego tyrana dla dobra i bezpiecze�stwa Pernu. Weyru. Kr�lowej. On tylko czeka, by si�gn�� po wi�cej. Sieje niezadowolenie i ferment w�r�d lord�w. On - w �miechu Lytola zad�wi�cza�y z�owrogie nuty - on uwa�a si� za r�wnego je�d�com. - Wi�c s�dzisz, �e w posiad�o�ci nie ma w�a�ciwych kandydatek-rzuci� F'lar g�osem dostatecznie ostrym, by przerwa� tyrad�. Lytol spojrza� na niego. - Czy� nie m�wi�em tego? Lepiej by�o uciec ni� pozosta� pod w�adz� Faxa. Ci co pozostali to po�a�owania godne kreatury, nic nie warte. S�abe, bezmy�lne, g�upie i pr�ne. Takie jakimi otacza si� Jora. Ona... - jego usta zamar�y, by wym�wi� nast�pne s�owo. Potrz�sn�� g�ow�, a rozpacz i udr�ka zago�ci�a na jego twarzy. - A w innych posiad�o�ciach ? -To samo. Albo uciek�y, albo nie �yj�. - A co w Ruatha? Lytol przecz�co potrz�sn�� g�ow�. - �udzisz si�, �e znajdziesz drug� Toren� czy Moret� skryt� gdzie� w ska�ach holdu Ruatha? No c�, spi�owy je�d�cu, wszyscy z tej krwi ju� nie �yj�. Ostrze miecza Faxa by�o bardzo spragnione krwi tego dnia. Doskonale zna� tre�� pie�ni harfiarzy g�osz�cej, �e to panowie z Ruatha s� ostoj� dla je�d�c�w i �e r�d rz�dz�cy Ruatha stanowi oddzielny gatunek ludzi. Ale, jak wiesz - g�os Lytola przeszed� do cichego szeptu - byli to wygnani z Weyr je�d�cy tak jak ja. F'lar skin�� potakuj�co g�ow�, nie maj�c w sobie do�� si�, by przeciwstawi� si� �a�osnej pr�bie podniesienia samooceny przez Lytola. - Bardzo niewiele pozosta�o w tej dolinie. Kobiety, kt�re Fax zwyk� bezceremonialnie bra� - w g�osie jego pojawi�a si� nutka okrucie�stwa - no c�, kr��� pog�oski, �e po takich orgiach stawa� si� na ca�e miesi�ce impotentem. - A wi�c powiadasz, �e nikt kto ma w �y�ach krew Ruatha nie pozosta� przy �yciu? - spyta� F'lar. - Nikt. - �adna farmerska rodzina, cho�by cz�ciowo spokrewniona z Weyr? Lytol zmarszczy� brwi, patrz�c ze zdziwieniem na F'lara. W zamy�leniu pociera� d�oni� pokiereszowan� cz�� twarzy. - By�y - przyzna�. - By�y, ale w�tpi�, by ktokolwiek z tych rodzin �y�. - Raz jeszcze pomy�la�, a nast�pnie kategorycznie potrz�sn�� g�ow�. - Mieszka�cy stawili tak zaci�ty op�r, �e naje�d�cy byli wobec nich bezlito�ni. Fax nie szcz�dzi� nawet kobiet i dzieci. Pojma� i straci� ka�dego, kto wspiera� Ruatha. F'lar wzruszy� ramionami. To by�a jedynie niejasna my�l. Fax surowo kara� op�r i nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e r�wnie bezwzgl�dnie potraktowa� rzemie�lnik�w i �o�nierzy. To by wyja�nia�o, dlaczego rzeczy wytwarzane w Ruatha s� tak niskiej jako�ci i �e krawcy z Dalekich Rubie�y s� najlepsi w swym fachu. - Chcia�bym wam przekaza� lepsze wiadomo�ci, ale nie ma ich - mamrota� Lytol. - Nie przejmuj si� tym - pociesza� go F'lar z jedn� r�k� wzniesion� ku g�rze, by odsun�� zas�on� w drzwiach. Lytol szybko podszed� do niego. - Zwa� na to, co powiedzia�em. Fax jest zbyt ambitny. Zmu� R'gula, czy kogokolwiek, kto b�dzie przyw�dc� Weyr, by czujnym okiem patrzy� na Dalekie Rubie�e. - A czy Fax wie, co ty o nim s�dzisz? W�ciek�o�� wykrzywi�a twarz Lytola. Po chwili opanowa� si� i powiedzia� bez emocji: - Jestem pod opiek� gildii. On mnie nie dosi�gnie. Na pewno zauwa�yli�cie, �e wsz�dzie rozplenia si� ziele� - doda�, jakby chc�c zmieni� temat. F'lar skrzywi� si�. - Nie tylko to zauwa�yli�my. Fax wprowadza odmienne obyczaje... - W swoim post�powaniu kieruje si� jedynie wojskowymi zasadami. S�siedzi jego zbroili si�, podczas gdy on podbi� ich zdrad�. Pami�taj o tym. I jeszcze jedno - Lytol wskaza� palcem na schronienie - jawnie drwi z opowie�ci o Niciach. Szydzi z harfiarzy, m�wi, �e prawi� dyrdyma�y, a ze starych ballad kaza� usun�� fragmenty m�wi�ce o smokach. Nowe pokolenie wychowa si� bez wiedzy o obowi�zkach, tradycji i ostro�no�ci... F'lara nie zdziwi�o to, co tu us�ysza�, cho� zaniepokoi�o go bardziej ni� wszystko inne. Co gorsza, tak�e inni zacz�li w�tpi� w s�owa harfiarzy, a Czerwona Gwiazda pojawi�a si� ju� na niebie. I nied�ugo nadejdzie czas, gdy mieszka�cy Pernu zaczn� histerycznie ba� si� zagro�enia. - Czy patrzy�e� wczesnym porankiem na niebo... - spyta� F'nor z�owieszczym g�osem. - Patrzy�em - wydysza� Lytol ochryp�ym, zduszonym szeptem. - Patrzy�em... - z piersi jego wydar� si� j�k. Odwr�ci� twarz. Id�cie ju� - powiedzia� przez zaci�ni�te z�by. F'lar szybko wyszed� z pokoju. F'nor pod��y� za nim. Spokojnym krokiem przeszli przez izb� i wyszli na zewn�trz, w o�lepiaj�cy blask s�onecznego �wiat�a. - Tyle samo czasu b�dziemy musieli po�wi�ci� na pobyt w innych izbach - oznajmi� F'lar. - �y� bez smoka... - wymamrota� ze wsp�czucia F'nor. Rozmowa z Lytolem wywar�a na nim przygn�biaj�ce wra�enie. - Nie ma innego sposobu, by znale�� odpowiedni� kandydatk�... I wiesz o tym doskonale - zmusi� sw�j g�os, by nabra� surowego tonu. nast�pny Anne McCaffrey Je�d�cy Smok�w . 3 . Chwa�a tym, co dbaj� o smoki My�l� i czynem, s�owem i wzgl�dem. �wiaty albo gin�, albo s� chronione. Dzielne smoki obroni� przed niebezpiecze�stwem. Je�d�cy na smokach, �yjcie w umiarze. Zach�anno�� niesie tylko strapienie; Pomy�lno�� tkwi w staro�ytnych prawach, Szcz�cie z wami, smoczy ludzie. F'lar by� rozbawiony, ale jednocze�nie i troch� zasmucony. To by� ju� czwarty dzie� pobytu u Faxa. Potrafi� jeszcze zapanowa� nad sob� i w ryzach utrzyma� skrzyd�o, by zapobiec niekontrolowanemu wybuchowi agresji je�d�c�w. Wreszcie jest pretekst - rozmy�la� F'lar, gdy Mnementh powoli szybowa� w kierunku Prze��czy Piersi, kt�ra wiod�a ku Ruatha - by porzuci� Dalekie Rubie�e. Prowokuj�ce zachowanie Faxa mog�oby przynie�� sukces w wypadku S'lana lub D'nola, kt�rzy byli zbyt m�odzi, by posi��� cnot� cierpliwo�ci i rozwagi. Natomiast S'lel, gdy tylko pojawia� si� jaki� problem, szuka� samotno�ci. By�o to r�wnie niebezpieczne dla Weyr jak bezsensowna walka. Powinien ju� wcze�niej zda� sobie spraw� z przyczyn upadku Weyr. Tkwi�y one bowiem w nim samym. Niew�tpliwie by� to rezultat nieudolnych rz�d�w kr�lowych. Podupadaniu Weyr by� r�wnie� winien R'gul, kt�ry nie chcia� naprzykrza� si� lordom. A w samym Weyr k�adziono zbyt wielki nacisk na treningi, na doskonalenie umiej�tno�ci je�dzieckich, kt�re sta�y si� celami samymi w sobie. Lordowie nie bez powodu zaprzestali nagle dostarczania tradycyjnej dziesi�ciny. Musia�o to przebiega� stopniowo i co wi�cej, przyzwolenie na to pochodzi�o z samego Weyr. Dosz�o nawet do tego, �e zacz�to pow�tpiewa� w potrzeb� jego istnienia. Byle jaki parweniusz chcia� dor�wnywa� je�d�com. Zarzucono najprostsze �rodki obrony Pernu przed Ni�mi. Gdyby tylko Weyr by� w stanie utrzyma� swoj� dawn� dominacj�, Fax na pewno nic m�g�by przeprowadzi� swej grabie�czej polityki. Ka�da posiad�o�� winna mie� jednego lorda, kt�ry broni�by doliny i ludu przed Ni�mi. Jedna posiad�o�� - jeden lord, a nie jeden lord panuj�cy nad siedmioma posiad�o�ciami. K��ci si� to ze staro�ytnymi prawami, a ponadto jest to niebezpieczne. W jaki bowiem spos�b jeden cz�owiek jest w stanie dobrze ochroni� przed zagro�eniem siedem dolin r�wnocze�nie? Cz�owiek - za wyj�tkiem je�d�ca na smoku - jest w stanie w danym momencie by� tylko w jednym miejscu. I gdyby nawet dosiada� smoka, to i tak potrzebowa�by wielu godzin, by przeby� tras� mi�dzy jedn� a drug� posiad�o�ci�. �aden z dawnych w�adc�w Weyr nie pozwoli�by lordom na tak skandaliczne lekcewa�enie staro�ytnych praw. F'lar ujrza� �lady po ogniu wzd�u� nieu�ytk�w le��cych na szczytach prze��czy. Mnementh pos�usznie zmieni� tor lotu, by je�dziec m�g� lepiej im si� przyjrze�. Rozkaza�, aby po�owa skrzyd�a utworzy�a szyk bojowy. Nier�wny teren by� doskona�ym poligonem dla �wiczebnego lotu. Wyda� je�d�com rozkaz, by potraktowali lot jako treningowy. Powinno to uprzytomni� zar�wno Fanowi, jak i jego �o�nierzom, jakie przera�aj�ce umiej�tno�ci posiada smoczy r�d. Zwyk�y lud Pernu dawno o tym zapomnia�, cho� kiedy� z pami�ci recytowa� opisy bitew z Ni�mi. P�on�ca fosfina wydzielana przez smoki by�a �wietnym ukoronowaniem lotu. R'gul daremnie m�g�by dowodzi� bezu�yteczno�ci �wicze� przy u�yciu smoczego kamienia, kt�rego kawa�ki wzi�li ze sob� je�d�cy, m�g�by te� przywo�ywa� przyk�ady rozmaitych wypadk�w takich jak ten, kt�ry spowodowa� wygnanie Lytola. Ka�dy je�dziec ze skrzyd�a F'lara musia� u�y� smoczego kamienia w trakcie �wicze�, albo opu�ci� szeregi. I jak dot�d nikt nie sprawi� mu zawodu. Opary fosfiny dzia�a�y jak narkotyk: rozwesela�y i dawa�y poczucie si�y. Cz�owiek panuj�cy nad pot�g� i majestatem smoka! �adne inne ludzkie do�wiadczenie nie dor�wnywa�o temu. Od momentu Pierwszego Naznaczenia je�d�cy tworzyli ju� na zawsze oddzieln� kast�. Lot na walcz�cym smoku - czy to b��kitnym, zielonym, brunatnym czy spi�owym - wart by� ogromnego ryzyka. Pozwala� cho� na chwil� porzuci� problemy �ycia codziennego. Mnementh zapikowa� w d�, by przemkn�� przez w�sk� rozpadlin� w prze��czy, kt�ra prowadzi�a z Crom do Ruatha. W momencie kiedy przekraczali granic� pomi�dzy posiad�o�ciami, r�nica mi�dzy nimi by�a a� nadto widoczna. F'lar by� wr�cz zaszokowany. Po dokonanej inspekcji czterech ostatnich posiad�o�ci by� pewien, �e cel Poszukiwa� musi le�e� w�a�nie tu. Niska brunetka, kt�rej ojciec by� garderobianym w Nabol, mog�a by� wprawdzie celem Poszukiwa�, ale... r�wnie� wysoka i smuk�a, o ogromnych oczach, c�rka zwyk�ego stra�nika w Crom by�a niczego sobie. Gdyby na miejscu F'lara znajdowa� si� S'nol, K'net czy D'nol, to dokonaliby ju� wyboru, bior�c je jako partnerki dla smoka, cho� najprawdopodobniej �adna z nich nie zosta�aby w�adczyni� Weyr. Od samego pocz�tku Poszukiwa� utwierdza� si� w przekonaniu, �e prawdziwy ich cel le�y na po�udniu. Obecnie, gdy przygl�da� si� ruinie, jak� by�a Ruatha, jego nadzieje prys�y. Poni�ej ujrza� pod��aj�c� w szyku chor�giew Faxa. Rozczarowany bezowocnym lotem, nakaza� Mnementhowi l�dowa�. Czy dobrze post�pi� zarz�dzaj�c poszukiwania w pozosta�ych posiad�o�ciach lorda Faxa? - Ju� na pierwszy rzut oka wida�, dlaczego w�o�ci Dalekich Rubie�y ciesz� si� takimi wzgl�dami Faxa - udzieli� sobie odpowiedzi F'lar. Mnementh gwa�townie rykn�� i je�dziec musia� ostro przywo�a� go do porz�dku. Spi�owy smok wyrazi� sw� niech��, granicz�c� wr�cz z nienawi�ci�, wobec Faxa. Taka antypatia jest czym� rzadkim u smoka. - Nie mam �adnych korzy�ci z Ruatha - oznajmi� Fax g�osem, kt�ry by� prawie warkni�ciem. Ostro szarpn�� cuglami swej bestii, a� na jej pysku pojawi�a si� zabarwiona �wie�� krwi� piana. Wierzchowiec odrzuci� g�ow� do ty�u, by z�agodzi� b�l, jaki wywo�a�o w�dzid�o. Fax w odpowiedzi grzmotn�� pi�ci� mi�dzy jego uszy. Uderzenie, jak zauwa�y� F'lar, nie by�o adresowane do biednej bestii, lecz jedynie podkre�la�o s�owa Faxa o bezu�yteczno�ci Ruatha. - Jestem suwerenem. Mojego panowania nie zakwestionowa� nikt z Rodu. Nale�y mi si� ona legalnie. Ruatha musi zap�aci� danin� prawowitemu w�adcy... - I g�odowa� potem do ko�ca roku - zauwa�y� oschle F'lar, przygl�daj�c si� rozleg�ej dolinie. Tylko nieliczne z p�l by�y zaorane. Ma�e stada pas�y si� na pastwiskach. Nawet sady wygl�da�y na zapuszczone. Kwitn�ce drzewa w Crom, a tutaj, w s�siedniej dolinie, nieliczne kikuty. Tak, jakby p�ki nie chcia�y rozkwitn�� w tym pos�pnym miejscu. I mimo i� s�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie, na farmach nie by�o wida�, by ktokolwiek si� krz�ta�. Nad dolin� zawis�a pos�pna rozpacz. - Ruatha przeciwstawia si� mojemu panowaniu. F'lar spojrza� z ukosa na Faxa; g�os pe�en zawzi�to�ci i ponura twarz nie wr�y�y nic dobrego buntownikom z Ruatha. M�ciwo�� wobec Ruatha i jej mieszka�c�w, kt�ra przepaja�a Faxa, zabarwiona by�a jeszcze inn� siln� emocj�, kt�rej F'lar nie by� w stanie okre�li�. Czu� jednak, �e by�a wyra�nie adresowana do niego od czasu, gdy zr�cznie zasugerowa� ten rajd po posiad�o�ciach. Nie by� to l�k, gdy� Fax by� go po prostu pozbawiony. Ba, by� wr�cz dra�ni�co pewny siebie. Czy by� to mo�e gniew? Niepok�j? Czy mo�e niepewno��? F'lar nie by� w stanie okre�li� powod�w niech�ci Faxa, aby odwiedzi� Ruatha. Fax kr��y� wok� je�d�ca - jedna r�ka zawis�a nad r�koje�ci� miecza, a w oczach pali� si� ogie�. F'lar czeka�, czy uzurpator nie spr�buje go przypadkiem sprowokowa� do walki. By� prawie rozczarowany, gdy ten opanowa� si�, mocno chwyci� cugle swego wierzchowca i kopn�� go, by zmusi� do szalonego biegu. - A jednak musz� go zabi� - rzek� F'lar do siebie, a Mnementh na dow�d aprobaty rozpostar� skrzyd�a. F'nor posuwa� si� obok swego przyw�dcy. - Czy zauwa�y�e�, �e chcia� ci� sprowokowa�? - F'nor kwa�no si� u�miechn��. - A� do momentu, gdy u�wiadomi� sobie, �e dosiadam smoka. - Radz� ci, uwa�aj na niego! - Niech tylko spr�buje tacza�! - To niebezpieczny wojownik - z twarzy F'nora znik� u�miech. Mnementh i Canth, brunatny smok F'nora, zacz�y �agodnie opada�, -zmuszaj�c je�d�c�w do wi�kszej uwagi. Wzrok F'lara przyci�gn�y wielkie smocze oczy, po�yskuj�ce jak opale w s�o�cu, kt�re patrzy�y na je�d�ca. - W tej dolinie tkwi ledwo uchwytna moc - mrukn�� F'lar, odbierajac od smoka przekaz, kt�ry poruszy� jego umys�em. - Jaka� dziwna moc. Nawet m�j brunatny smok to czuje odpowiedzia� F'nor i twarz mu si� o�ywi�a. - Uwa�aj! - ostrzega� F'lar. - Ca�e skrzyd�o do g�ry rozkaza�. - Przeszuka� dok�adnie t� dolin�! Powinienem zrobi� to dawno. Nie mog� si� da� zaskoczy�. nast�pny Anne McCaffrey Je�d�cy Smok�w . 4 . Schronienie zaryglowano, Sie� jest pusta A ludzi nie ma Gleba ja�owa Ska�a jest go�a Porzu� nadziej�. Lessa wygarnia�a w�a�nie popi� z paleniska, gdy podniecony pos�aniec wpad� do Wielkiej Izby. Skuli�a si� tak, jak mog�a najbardziej. Pragn�a by� zupe�nie niewidoczn�, by zarz�dca nie odes�a� jej gdzie indziej. Wiedzia�a, �e chce wych�osta� g��wnego garderobianego za nie�wie�e produkty w transporcie dla Faxa. - Fax nadci�ga! Z je�d�cami na smokach! - wysapa� pos�aniec, wpadaj�c do mrocznego pomieszczenia Wielkiej Izby. Zarz�dca skamienia�. Wypu�ci� sw� ofiar�, kt�r� mia� zamiar w�a�nie wysmaga� batem. Kurierem by� farmer zamieszkuj�cy na skraju Ruatha. - Jak �miesz opuszcza� sw� farm�! - zarz�dca wycelowa� batem w oszo�omionego gospodarza. Si�a pierwszego uderzenia zwali�a m�czyzn� z n�g. - Je�d�cy na smokach, powiadasz! Fax? Ha! On unika Ruatha. A masz! - Ka�de zaprzeczenie by�o podkre�lone ciosem. Na zako�czenie kopn�� bezradnego nieszcz�nika. Zarz�dca skierowa� si� ku drzwiom prowadz�cym na zewn�trz Wielkiej Izby. Chwyta� w�a�nie za �elazn� klamk�, gdy drzwi otwar�y si� z hukiem. Do izby wpad�, omal nie przewracaj�c zarz�dcy, dow�dca stra�y. Twarz jego barw� przypomina�a popi�. - Je�d�cy! Smoki! Nad ca�� Ruatha! - be�kota� m�czyzna wymachuj�c ramionami. Chwyci� zarz�dc� za rami� i ci�gn�� w kierunku wewn�trzneg