12821
Szczegóły |
Tytuł |
12821 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12821 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12821 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12821 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Fox_George
Amok
Background color: black white
Font family: Tahoma Georgia Times
George FoxAmokPrze�o�y� Jerzy �migielGda�sk 1991
Spis tre�ci1. Nota Autora
2. Rozdzia� pierwszy
3. Rozdzia� drugi
4. Rozdzia� trzeci
5. Rozdzia� czwarty
6. Rozdzia� pi�ty
7. Rozdzia� sz�sty
8. Rozdzia� si�dmy
9. Rozdzia� �smy
10. Rozdzia� dziewi�ty
11. Rozdzia� dziesi�ty
12. Rozdzia� jedenasty
13. Rozdzia� dwunasty
14. Rozdzia� trzynasty
15. Rozdzia� czternasty
16. Rozdzia� pi�tnasty
17. Rozdzia� szesnasty
18. Rozdzia� siedemnasty
19. Rozdzia� osiemnasty
20. Rozdzia� dziewi�tnasty
21. Rozdzia� dwudziesty
22. Rozdzia� dwudziesty pierwszy
Dla Steve'a
� po raz ostatni
Nota Autora [top] Zwrot �szalej�cy amok� na sta�e utrwali� si� w j�zyku
an�giel�skim pod ko�niec ubie�g�ego stule�cia. Sto�so�wano go, aby opi�sa�
dzi�kie, pe�ne mor�der�czej furii walki bo�jow�ni�k�w Fili�pin z
ame�ry�ka�skimi si��ami oku�pa�cyj�nymi. Jed�nak w j�zyku ma�laj�skim, amok
jest rze�czowni�kiem.
Rozdzia� pierwszy [top] A wi�c by� po�now�nie w doli�nie Ca�gayan � w miej�scu,
w kt�rym wszystko si� za�cz�o. Po�ni�ej wy�so�kiego grzbietu g�r�skiego
zna�laz� do�godny punkt ob�ser�wa�cyjny. Sie�dzia� tam teraz zu�pe��nie
nie�ru�chomo ze skrzy�o�wa�nymi po tu�recku no�gami. Z mie�czem, u�o��o�nym
tro�skli�wie na ma�syw�nych udach wpa�try�wa� si� w do�lin� czar�nymi oczyma,
kt�re by�y r�w�nie bez�duszne i po�zba�wione wy�razu, jak wy�pole�ro�wane
g�r�skie ka�myki. Kie�dy�, dawno temu, przy�dy�mi� l�ni�ce ostrze mie�cza nad
p�o�mie�niem ogni�ska oba�wia�j�c si�, �e od�bite od b�yszcz��cej po�wierzchni
s�o�ce na�pro�wa�dzi� mo�e na jego �lad �ci�gaj��cych go z upo�rem �o��nie�rzy.
Lecz ju� po paru dniach, wsty�dz�c si� w�a�snego tch�rzo�stwa, przywr�ci�
klin�dze jej dawn� �wietno��. Te�raz miecz spo�czy�wa� bez�piecznie, w d�u�giej,
bo�gato nie�gdy� or�na�mentowa�nej po�chwie.Nie zwa��aj�c na do�tkliwe uk�u�cia
g�odu w �o���dku cze�ka� cier�pli�wie, jak zaw�sze, gdy wkracza� na otwarty
teren. Tkwi� tak ju� od prze�sz�o go�dziny, nie zmienia�j�c pozy�cji, po�dobny w
niej do sta�rego, nad�gry�zio�nego ju� z�bem czasu, omsza�ego pnia.
Przy�pa�try�wa� si� doli�nie w taki sam spo�s�b jak dziecko, kt�re stu�diuje
pil�nie obra�zek �ami�g��wki, aby m�c go po�tem od�two�rzy� z roz�sypa�nych
kloc�k�w w jedn� ca��o��. Per�spektywa pozo�sta�a nie zmieniona � mila za mil�
ci��gn�y si� br��zowe pola tyto�niu, prze�dzielone od czasu do czasu pa�sami
wy�so�kiej trawy lub drzewami, kt�re ota�cza�y ja�kie� nie�wiel�kie bar�rio.
Jedna z tu�byl�czych osad by�a tak bli�sko, �e po�przez spl��tane ga��zie bez
trudu poli�czy� m�g� da�chy chat nipa. Je��eli nie znaj�dzie �a�twiej�szego
�upu, od�wie�dzi to bar�rio dzi� w nocy. Kiedy po�now�nie wkracza� na te�reny,
na kt�rych nie po�lowa� od lat, po�cz�t�kowo uni�ka� na�wet naj�mniej�szych
sku�pisk ludz�kich. Ata�kuj�c izo�lo�wane, po�je�dyn�cze domy m�g� ko�czy� swe
rajdy, za�nim wr�g by� w sta�nie do�strzec jego obec�no��, i znik�n�� w d�ungli
r�w�nie nie�po�strze��enie, jak si� po�jawi�. Jed�nak przez ostat�nich par� dni
nie jad� nic, za wy�j�t�kiem ma�ej ma�py i gar��ci dzi�kich jag�d. G��d sta� si�
ju� zbyt do�kuczliwy. Nie m�g� d�u��ej cze�ka�.W ko�cu, w pano�ra�mie do�liny
do�strzeg� co� no�wego � dwu�pa�smow�, as�fal�tow� drog�. Kiedy ostat�nim ra�zem
by� w tej czꭜci do�liny, nie by�o tu �ad�nego ozna�ko�wa�nego szlaku. W tej
sa�mej chwili do�strzeg� mkn�cy po asfal�cie czer�wony, sportowy sa�mo�ch�d. Sam
w�a��ci�wie nie wie�dz�c dla�czego, wpad� w z�o�� na wi�dok sztucznej
po�y�skli�wo��ci mkn�cego po�jazdu, jak gdyby by� on celo�wym i roz�my�lnym
za�k��ce�niem zie�lo�nego kra�jo�brazu, w kt�rym prze�trwa� ju� tak
d�ugo.Sa�mo�ch�d zwolni� nagle, a jego kie�rowca po�ma�cha� r�k� w stron�
m꿭czy�zny nad�je��d�a�j��cego w�a��nie z prze�ciw�nej strony na ko�niu. Gdy
ten uni�s� w od�po�wie�dzi r�k�, sa�mo�ch�d przy��pie�szy� i po chwili znik�n��
z pola wi�dze�nia. Je��dziec przez par� chwil je�cha� na po�u�dnie, a po�tem
skr�ci� w w��sk� �cie�k� bie�gn�c� przez pola tyto�niu.Gdyby je��dziec dalej
pod���a� t� �cie�k�, to wkr�tce przeje��d�a�by ca��kiem nie�da�leko. By� mo�e
nie b�dzie mu�sia� na�cho�dzi� tego bar�rio. Pod�ni�s� si� i za�cz�� scho�dzi�
w do�lin�, poru�sza�j�c si� cicho i z jed�no�stajn� szyb�ko��ci�, uni�kaj�c
szczelin i in�nych nie�r�w�no�ci te�renu. Gdy by� ju� poni��ej strefy ja�sno
o�wietlo�nej s�o�cem, wol�nym, p�yn�nym ru�chem wyj�� z po�chwy miecz... * *
*Le�ster Bra�den pr�bo�wa� ogra�ni�czy� swe oso�biste in�spek�cje plantacji do
wcze�snych go�dzin ran�nych i p�nego po�po�u�dnia. Po dziadku i ojcu
odziedzi�czy� deli�katn� sk�r� i pro�ste blond w�osy. Ju� od dziecka stara� si�
uni�ka� pe��nego s�o�ca p�noc�nego Lu�zonu, wie�dz�c, �e na�wet go�dzinne
prze�by�wa�nie pod pal��cymi pro�mie�niami spo�wo�duje d�u�go�trwa�e i
do�kuczliwe po�dra��nie�nie sk�ry.Dzi�siaj po�sta�no�wi� sobie, �e sprawdzi
oso�bi��cie dwa akry no�wych, eks�pe�ry�mental�nych za�sie�w�w, le���cych na
za�ch�d od no�wej drogi. W ze�sz�ym ty�go�dniu setki deli�kat�nych ro�li�nek
zgi�n�y bez�pow�rot�nie, gdy g��wny nad�zorca za�mkn�� �luz� sys�temu
iry�ga�cyj�nego o par� mi�nut za p�no. Za�siew ten by� hy�bryd� r�nych
od�mian, sprowa�dzo�nych a� z Wysp Ka�na�ryj�skich. Le�ster Bra�den wie�rzy�
g��boko, �e przy ostro�nej i cier�pli�wej uprawie otrzyma wreszcie tyto� o
wy�star�cza�j�cej jako��ci, aby pod�bi� nim ry�nek ame�ry�ka�ski � od
dzie�si�cio�leci nie�zisz�czone ma�rze�nie Bra�de�n�w.Pla�nuj�c wy�jazd
bez�po��red�nio po lun�chu, wi�k�szo�� czasu sp�dzi� ob�ser�wu�j�c Car� da�j�c�
w ba�senie lek�cj� p�y�wa�nia ich czte�rolet�niej c�reczce, Evie. Po�cz�t�kowo
prze�ciwny by� bu�do�wie ba�senu. W ko�cu rzeka Ca�gayan, prze�p�y�wa�j�ca
nie�spe�na �wier� mili od domu, wy�star�cza�a w zu�pe��no�ci dla niego i Mike'a.
Lecz wkr�tce, jak zwy�kle zreszt�, uleg� ��da�niom �ony. Szybko zro�zu�mia�,
dla�czego tak bar�dzo na to nale�ga�a. Ten wy��o��ony bia��ymi ka�fel�kami,
pro�sto�k�tny obiekt wy�pe��niony chlo�ro�wan� wod� i wy�posa��ony w �mieszny
zby�tek � patio z czer�wo�nego, kali�for�nij�skiego drewna � by� jesz�cze jedn�
sym�bo�liczn� wi�zi�, ���cz�c� Car� z Ame�ryk�.By�a ju� pra�wie czwarta po
po�u�dniu gdy Le�ster Bra�den, w zsu�ni�tym nisko na oczy sze�roko�skrzyd�ym,
trzci�no�wym ka�pelu�szu wy�ru�szy� w kie�runku eks�pe�ry�mental�nego pola. Za
cza�s�w jego ojca utrzymy�wali co naj�mniej tu�zin koni pod wierzch. Lecz teraz,
na�wet przy cz�stych sko�kach cen ben�zyny, po�jazdy nap�dzane na cztery ko�a
by�y �a�twiej�sze do utrzyma�nia. Wi�kszo�� wiel�kich plantato�r�w z do�liny ju�
dawno po�zby�a si� swych wierz�chowc�w. On sam jed�nak nigdy nie czu� si�
na�prawd� wol�nym, sie�dz�c za kie�row�nic� jeepa.Na�gle do�strzeg� zbli��a�j�ce
si� z du�� szyb�ko��ci� czer�wone Fer�rari. Nale��a�o ono do Harry'ego
Die�tri�cha, kt�ry trud�ni� si� po��red�nic�twem w han�dlu tyto�niem. Le�ster z
po�b�a��li�wym u�mie�chem za�sta�na�wia� si�, jak d�ugo jesz�cze ten nisko
za�wie�szony sa�mo�ch�d b�dzie je��dzi� po wy�bo�istych wer�te�pach nim
po��amie sobie re�sory. By� pewny, �e naj�wy��ej dwa tygo�dnie. Jed�nak
co�kol�wiek by nie po�wie�dzie� o Harry'm, w jego przy�padku nie spraw�dza�o si�
utarte mniema�nie, �e Szwajca�rzy s� nad�mier�nie oszcz�dni.Gdy Bra�den wje�cha�
na drog�, pu��ci� konia w k�us. Jak na wczesny kwie�cie�, dzie� by� do��
cie�p�y. Po�wie�trze by�o ju� jed�nak nie�przyjem�nie po�ro�wate, co zaw�sze w
ten sam szcze�g�lny spo�s�b zwia�sto�wa�o zbli��anie si� pory desz�czo�wej,
kt�ra po�trwa przy�najmniej mie�si�c. Pierwsze gwa�towne opady mog� zniszczy�
deli�katne jesz�cze sa�dzonki. Lecz ju� po chwili prze�sta� si� o to k�o�pota�,
po�zwa�laj�c swemu cia�u przy�sto�so�wa� si� do rytmu cwa��uj��cego konia.
Zaw�sze czu� si� naj�lepiej, gdy p�dzi� sa�mot�nie przez bru�natne pola, na
chwil� przy�najmniej ode�rwany od rze�czy�wi�sto��ci.By� za�do�wo�lony, �e
zde�cy�do�wa� si� od�by� t� po�dr� konno, po�nie�wa� m�g� w ten spo�s�b
za�osz�cz�dzi� p� go�dziny prze�kra�cza�j�c skali�ste wzg�rze, nie�do�st�pne
dla jeepa. Gdy wje�cha� na �a�godne, �wi�rowe zbo�cze, ko� nie�spo�dzie�wa�nie
za�cz�� par�ska� i pod�rzu�ca� ner�wowo �bem. Le�stera Bra�dena ude�rzy� nagle w
noz�drza dziwny, ostry od�r � jak mie�szanka zje��cza��ego ludz�kiego potu i
gni�j��cych ro��lin...Zu�pe��nie jak ob��ok sza�rego py�u po dmuchni�ciu w
po�pi�, na szczycie wzg�rza zma�teria�lizo�wa� si� nagle nie�okre��lony
kszta�t. Roz�leg� si� gar�d�owy, dziki wrzask gdy m꿭czy�zna zbie�ga� ze
wzg�rza, dzier��c w unie�sio�nych nad g�ow� d�o�niach b�ysz�cz�cy, sa�mu�rajski
miecz. Le�ster Bra�den zo�rien�towa� si� in�stynktow�nie, �e oto spo�tka� si�
oko w oko z po�two�rem, w ist�nie�nie kt�rego nigdy na�prawd� nie wie�rzy�.
Jed�nak zbli��a�j�ca si� gwa�tow�nie po�sta� wy�gl��da�a do�k�ad�nie tak, jak
przez trzy�dzie��ci lat opi�sy�wali j� prze�ra��eni wie��niacy � ogrom,
prze�cho�dz�cy wy�obra��enie i czarne, krwio�er�cze oczy b�yszcz�ce sza�le�czo
w pry�mi�tyw�nej, oko�lonej czarn� brod� twa�rzy.Przez kr�tk� chwil�, wal�cz�c
go�r�cz�kowo z na�ra�sta�j�c� pa�nik�, za�sta�na�wia� si�, co robi�. Jego
je�dyn� szans� by�o naje�cha�nie ko�niem pro�sto na na�past�nika i zmu�sze�nie
go za po�moc� ko�skich ko�pyt do od�sko�cze�nia w bok. Gdyby za�wr�ci� i
spr�bo�wa� ucie�ka�, wy�sta�wi�by plecy na cios czte�ro�sto�po�wego ostrza. Nie
mia� wy�boru. Wbi� ostrogi w boki konia, pusz�cza�j�c go pra�wie w galop. By�
ju� tu� przy na�past�niku gdy ten � ze zdu�mie�wa�j�c� szyb�ko��ci� jak na sw�j
wzrost � usko�czy� zwinnie w bok, wy�daj�c wci�� nie�sa�mo�wity, wo�jenny
okrzyk.Ko� skr�ci� gwa�tow�nie w kie�runku g�osu, sta�j�c jed�no�cze��nie na
za�dnie nogi, ale na lu��nym �wi�rze ko�pyta nie zna�laz�y do�sta�tecz�nego
opar�cia. Zwie�rz� przewr�ci�o si� na bok, wy�rzu�caj�c swego je�d�ca z
sio�d�a. Trzcinowy ka�pe�lusz spad� mu z g�owy.Bra�den sto�czy� si� pra�wie na
sam d� zbo�cza i znie�ru�cho�mia�, le��c z twa�rz� w pia�sku. Prze�ra�e�nie
spo�wo�do�wa�o gwa�towne torsje. Wy�czer�pany, wal�cz�c o od�dech, z tru�dem
przewr�ci� si� na plecy i za�mru�ga� pe��nymi pia�sku oczyma. Gdy przej�rza�,
na�past�nik sta� do�k�ad�nie nad nim. K��tem oka do�strzeg� jesz�cze, jak
l�ni�ce ostrze spada w d� z tak osza�a�mia�j�c� pr�d�ko��ci�, i� b�yszcz�ca
stal two�rzy jedy�nie sre�brzy�sto�szar� smug�. Pr�bo�wa� krzykn��, ale ze
�ci��ni�tego groz� gar�d�a wy�do�by� mu si� tylko chra�pliwy j�k.Przez kr�tk�
chwil� Bra�den mia� wra��enie, jakby kto� tu� poni��ej klatki pier�sio�wej
za�o��y� mu nie�wi�dzialn� lin� i z de�spe�rack� si�� zaci�sn��. Wy�da�o mu si�,
�e dolna cz�� cia�a od�suwa si� od torsu, do�strzeg� jesz�cze, jak jego prawa
noga wy�ko�nuje poje�dyn�cze, spa�zma�tyczne kop�ni�cie. Ju� martwy osu�n�� si�
w d�, zna�cz�c sw�j �lad stru�mie�niem �wie��ej krwi bu�cha�j�cej z
roz�dar�tych p�uc.Upew�niw�szy si�, �e ko� przy upadku nie po�ni�s� �ad�nego
uszczerbku, na�past�nik uj�� wo�dze, sprowa�dzi� go w d� zbo�cza i przywi��za�
do drzewa. Wr�ci� z po�wro�tem do martwego m꿭czy�zny, z�a�pa� doln� cz��
cia�a za obie kostki i od�ci��gn�� w g��b g�stej trawy, pozo�sta�wia�j�c na
niej ciemnosz�kar��atn� smug�. Wra�caj�c po drug� cz�� prze�r�ba�nego cia�a,
za�uwa��y�, �e zabi� bia��ego cz�o�wieka, naj�prawdo�po�dob�niej Ame�ryka�nina.
Zaw�sze by�o du�o Ame�ryka�n�w w doli�nie Ca�gayan. Gdy po�chy�li� si�, aby uj��
nad�garstki, jego spoj�rze�nie pad�o na twarz martwego m꿭czy�zny. Ukl�kn�� i
przez d�u��sz� chwil� wpa�try�wa� si� uwa�nie w zdu�mie�wa�j�co zna�jome rysy
twa�rzy swo�jej ofiary.Prze�cie� ju� raz zabi��em tego cz�o�wieka, po�my��la�
wstaj�c i za�sta�na�wia�j�c si�, jak to mo��liwe... * * *Cara Bra�den nie
zno�si�a tych chwil, w kt�rych mu�sia�a opuszcza� patio i prze�nosi� si� do
wiecznie za�cie�nio�nego wn�trza bu�dynku mieszkal�nego. Gdy nia�nia za�bra�a
ju� Evie, kt�ra odziedzi�czy�a po ojcu wra�liw� sk�r�, Cara po�sta�no�wi�a
pole��e� jesz�cze tro�ch� nad brze�giem ba�senu po�zwa�laj�c, aby ostat�nie
pro�mie�nie tropi�kal�nego s�o�ca mu�ska�y jej zgrabne, opa�lone cia�o.Nie
pod�no�si�a si�, do�p�ki s�o�ce nie prze�sta�o do�cie�ra� nad ba�sen.
Na�st�p�nie wsta�a, we�sz�a do domu ku�chen�nymi drzwiami i po�d���y�a na
dru�gie pi�tro. Mia�a mniej ni� p� go�dziny, aby przy�go�to�wa� si� do
kola�cji.We�sz�a do �a�zienki i wzi�a prysznic. Po wy�tar�ciu si� szorstkim
r�cz�ni�kiem usia�d�a przy oknie i szczotku�j�c swe d�u�gie, kaszta�nowe w�osy
ob�ser�wo�wa�a ostat�nie pro�mie�nie za�cho�dz��cego s�o�ca. Paru ro�bot�ni�k�w
wra�ca�o w�a��nie do domu. Cara spoj�rza�a na zega�rek, kt�ry wskazy�wa�
dwa�na��cie mi�nut po si�dmej i za�cz�a si� za�sta�na�wia�, dla�czego Les
jesz�cze si� nie po�jawi�.M�j Bo�e, a wi�c znowu b�d� z nim sama, po�my��la�a,
na�k�a�daj�c przez g�ow� ba�we��nian� su�kienk�. Dzia�dek jej m�a mia� znaczn�
ilo�� oso�bi�stych dzi�wactw, na�wet jak na swoje 93 lata. Naj�bar�dziej
iry�to�wa�y Car� jego od�mowy sia�dania przy stole, ile�kro� jaka� ko�bieta w
domu mia�a na sobie d�insy lub ko�szulk�.Gdy Cara we�sz�a do ja�dalni, Sam
Bra�den sie�dzia� ju� za sto��em. Jak zwy�kle gwa�tow�nie wsta� na jej wi�dok,
po�tr��caj�c st� i wy�wra�caj�c przy oka�zji sol�niczk�.� Pro�sz�, dziadku, nie
trzeba � po�wie�dzia�a, jak ju� dzie�si�tki razy przedtem i po�sta�wi�a
sol�niczk� na miej�sce. � To nie�po�trzebne.Je�dyn� od�po�wie�dzi� by�o
nie�okre��lone kiw�ni�cie g�ow�, gdy z po�wro�tem zapa�da� w fotel. Z
nie�za�do�wo�lon� min� spoj�rza� na puste miej�sce Lesa.� Jesz�cze nie ma go w
domu? � za�pyta�. W jego g�o�sie wci�� po�brzmie�wa�a resztka sta�lowej nie�gdy�
si�y.� Nie, dziadku.Stary cz�o�wiek nie ode�zwa� si� ju� wi�cej, ku
nie�wy�s�o�wio�nej uldze Cary. Par� mie�si�cy temu wy�s�u�cha�a prawdzi�wego
mo�no�logu o jego pierw�szych dniach na Fili�pi�nach. Przy�by� na Wy�spy jako
m�ody Ma�rine, tu� po za�ko�cze�niu wojny hisz�pa�sko-ame�ry�ka�skiej. Bra�
po�tem udzia� w krwawej kam�panii, kt�ra st�u�mi�a po�wsta�nie tu�byl�czych
in�sur�rectos. Cara nie�jed�no�krot�nie ju� za�sta�na�wia�a si�, dla�czego ta
tak cz�sto po�wta�rzana histo�ria nie�odmiennie ko�czy si� w tym w�a��nie
miej�scu.S�u���ca przy�nio�s�a g��wne danie � pie�czon� ba�ra�nin�, jedn� z
nie�wielu po�traw o aro�ma�cie na tyle sil�nym, aby po�czu� j� na�wet Sam
Bra�den. Cara, wci�� na�s�u�chu�j�c po�wrotu m�a, ja�d�a nie�wiele, ba�wi�c si�
jedy�nie trzy�man� w d�oni szklank� z wod�. Za�sta�na�wia�a si�, dla�czego Les
w�a��nie dzi�siaj wy�bra� si� na t� in�spek�cj�. Zu�pe��nie jakby prze�czu�wa�,
�e po kola�cji chce z nim wreszcie po�wa��nie po�roz�ma�wia�.Pr�bo�wa�a
na�m�wi� go na wy�jazd do Sta�n�w. W my��lach raz jesz�cze po�wt�rzy�a swoje
ul�ti�ma�tum, kt�re osta�tecz�nie ubra�a w s�owa le���c nad base�nem: Nie by��am
w domu od sied�miu lat, Les. Za par� tygo�dni roz�pocz�nie si� pora desz�czowa i
wcale nie b�dziesz mia� tak du�o pracy. Mie�si�c wy�star�czy, aby wyje�cha�
st�d i od�wie�dzi� mo�ich ro�dzi�c�w w Ari�zonie. M�j Bo�e, Les, prze�cie� oni
na�wet nie wi�dzieli jesz�cze Evie! Je��eli i tym ra�zem mnie za�wie�dziesz,
zde�cy�duj� si� poje�cha� tam sama. Na�prawd�, Les...Cara nigdy nie potra�fi�a
zro�zu�mie� nie�ch�ci m�a do tej po�dr�y. Pro�si�a go o to przez trzy lata,
lecz on za ka��dym ra�zem wy�naj�dy�wa� jaki� nie cier�pi�cy zw�oki po�w�d, aby
prze�o�y� j� na p�niej. Czu�a jed�nak, �e w jaki� nie�zro�zu�mia�y dla niej
spo�s�b oba�wia si� od�wie�dzin w swym ro�dzin�nym kraju, kt�rego nigdy
prze�cie� nie wi�dzia�.Do�k�ad�nie o �smej Sam Bra�den roz�po�cz�� sw�
co�dzienn�, mo�zoln� w�dr�wk� w g�r� scho�d�w, mocno za�ci�ska�j�c na
balu�stradce zwi�d�e, po�kryte siatk� nie�bie�skich �y� d�o�nie. Nigdy nie
po�zwa�la� sobie ni�komu to�wa�rzy�szy�, za wy�j�t�kiem Elpi�dio, ostat�niego
szefa s�u�by do�mo�wej. Gdy wierny s�uga, pra�wie tak wie�kowy jak jego pan,
zmar� dwa lata temu, stary cz�o�wiek zaw�sze od�by�wa� t� ci�k� drog�
sa�mot�nie.Cara cze�ka�a cier�pli�wie, a� Sam Bra�den za�mknie za sob� drzwi do
swego po�koju i po�sz�a po�ca�o�wa� Evie na do�bra�noc.� Tatu� zaj�rzy do
cie�bie jutro � po�wie�dzia�a, czo�chraj�c nie�sforne, ja�sne w�osy c�rki.
Po�tem zmie�sza�a sobie bour�bona z wod�, usia�d�a na we�ran�dzie i za�pa�trzy�a
si� w atra�mentowo czarn� noc do�liny Ca�gayan. Przez chwil� za�sta�na�wia�a
si�, czy nie we�zwa� Ro�molo, szefa pra�cow�ni�k�w po�lo�wych i po�leci� mu, by
wy�s�a� ko�go� na po�szu�ki�wa�nia. Lecz ju� po chwili za�rzu�ci�a ten po�mys�.
Nie by�o po�wodu do nie�po�koju. Les cz�sto nie wra�ca� na kola�cj� �
szczeg�l�nie gdy wie�dzia�, �e b�dzie bara�nina. Z pew�no��ci� za�trzy�ma� si�
u Die�trich'�w lub Tully'ch na par� drin�k�w i wr�ci z jak�� m�tn� wy�m�wk�, gdy
b�dzie mia� ju� pew�no��, �e wszystko zo�sta�o sprz�tni�te ze sto�u.Dzi�wi�o j�
tylko to, �e Les poje�cha� na ko�niu. Gdy je�cha� od�wie�dzi� kt�rego� ze
swo�ich przyjaci�, za�zwy�czaj bra� jeepa. Ani Tully, ani Harry Die�trich nie
mieli stajni, a Les po za�cho�dzie s�o�ca nie zo�sta�wi�by nigdy ko�nia na
po�wie�trzu. A mo�e spad� z ko�nia i le�y gdzie� te�raz ranny i nie�przy�tomny
na polu?Do dia�b�a z tym wszystkim! Id� po Ro�molo � za�decy�do�wa�a.W�a��nie
od�wra�ca�a si� aby wej�� do domu, gdy w od�dali do�strze�g�a �wia�t�a
sa�mo�chodu. Po chwili mo�g�a ju� us�y�sze� wy�j�cy na naj�wy��szych ob�ro�tach
silnik. W mi�nut� p�niej jeep zje�cha� z drogi i za�trzy�ma� si� tu� przed
stop�niami we�randy. Po�zna�a cz�o�wieka za kie�row�nic� � by� nim m�ody
pra�cow�nik, kt�rego Les za�trud�ni� na swej eks�pe�ry�mentalnej plantacji. Gdy
wy�ska�kiwa� z sa�mo�chodu, Cara do�strze�g�a w jego sze�roko otwartych oczach
prze�ra��liwy strach.� Co si� sta�o? � krzykn�a zbie�gaj�c ze scho�d�w. � Na
mi��o�� Bo�sk�, co si� sta�o?!M꿭czy�zna za�trzy�ma� si� i za�cz�� m�wi�,
ge�sty�ku�luj�c przy tym gwa�tow�nie. Cara na�tychmiast zda�a sobie spraw�, �e
cz�o�wiek ten, jak wi�k�szo�� pra�cow�ni�k�w po�lo�wych, nie zna an�giel�skiego.
W ko�cu zro�zu�mia�a tylko jedno s�owo, kt�re pad�o spoza po�bla�d�ych warg:
�Amok!� Po�wt�rzy� to jesz�cze raz i jesz�cze, g�o�sem za�a�mu�j��cym si� w
coraz wi�k�szym prze�ra�e�niu i na�pi�ciu: Amok..! Amok..! Amok..!
Rozdzia� drugi [top] Od�nale�zie�nie cia�a za�j�o dwa dni. Po���czone si�y
lo�kal�nej poli�cji i pra�cow�ni�k�w kilku s��sied�nich plantacji pra�cowi�cie
prze�szu�ki�wa�y teren w po�bli�u eks�pe�ry�mental�nego po�letka Le�stera
Bra�dena. Zo�sta� on ju� prze�trz���ni�ty bli�sko tuzin razy i grupka m꿭czyzn
zbli��a�a si� w�a��nie do st�p wzniesie�nia, gdy jeden z po�li�cjant�w na�tkn��
si� na trzci�nowy ka�pe�lusz. Ka�pe�lusz ten roz�po�znany zo�sta� jako w�a�sno��
Le�stera Bra�dena. Od tej chwili wy�padki za�cz�y to�czy� si� szybko � w
nie�spe�na p� go�dziny po�tem, jeden z po�li�cjant�w z Tu�gu�ega�rao do�strzeg�
obut� stop�, wy�sta�j�c� z g�sz�czu wy�so�kiej trawy... * * *Ma�jor Virgilio
Ra�mos, szef Wy�dzia�u Za�b�jstw na pro�win�cj�, poin�for�mo�wany zo�sta� o
od�nale�zie�niu zw�ok przez tele�fon po�lowy. Ofi�cer od�po�wie�dzialny za
po�szu�ki�wa�nia, wy�ko�nuj�c roz�kaz Ra�mosa, przed zapa�ko�wa�niem zw�ok do
pla�sti�ko�wego worka pole�ci� usu�n�� z te�renu wszyst�kich cy�wili. Gdy Ra�mos
do�wie�dzia� si�, jak zgi�n�� Bra�den, po�win�szo�wa� sobie w du�chu
prze�zor�no�ci � cho�cia� wie�dzia�, �e pa�nika i tak b�dzie nie�unik�niona. Z
pew�no��ci� w ci�gu paru dni po�g�o�ska roz�prze�strzeni si� po ca�ej doli�nie
Ca�gayan.Ra�mos od�wie�si� s�u�chawk� i zapa�li� pa�pie�rosa. Na jego
przy�stoj�nej, oliw�ko�wej twa�rzy zdra�dza�j�cej po�tomka hisz�pa�skiej i
ma�laj�skiej krwi, po�jawi� si� wy�raz zatro�ska�nia. Wie�dzia� ju�, co wy�darzy
si� w prze�ci�gu paru go�dzin. Ka�retce nie po�winno za�j�� d�u��ej ni� 45
mi�nut, aby do�trze� do kli�niki w Tu�gu�ega�rao, gdzie dr Ma�pi�tang b�dzie
m�g� prze�pro�wa�dzi� na�tychmia�stow� sek�cj� cia�a Bra�dena. Jej re�zultat
zade�cy�duje o jego ko�lej�nym ra�por�cie dla w�adz i prasy. Tylko co
dalej?Cze�kaj�c na tele�fon od Ma�pi�tanga, jesz�cze raz przej�rza� wszystkie
mate�ria�y, kt�re uda�o mu si� zgroma�dzi� w tej spra�wie. Jedy�nym do�ku�mentem
po�sia�daj��cym istotne zna�cze�nie by�o ze�zna�nie Pio Ci�ka�lica, pra�cow�nika
tej w�a��nie plantacji, kt�r� wi�zy�to�wa� chcia� Le�ster Bra�den. Przez chwil�
wpa�try�wa� si� w le���c� tu� przed nim kartk� ma�szy�no�pisu � nie�wprawne
t�u�ma�cze�nie z dia�lektu Ilo�cano na an�giel�ski, do�ko�nane przez
poli�cyj�nego t�u�ma�cza � i za�cz�� czy�ta�: �Pa�tron nie przy�by�� �
o�wiad�czy� Ci�kalic � �Ro�bi�o si� p�no, wi�c po�zwo�li�em in�nym
pra�cow�ni�kom odej�� do do�m�w. Ja zo�sta��em i sie�dzia��em na przednim
sie�dze�niu jeepa. Ba��em si�, �e mo�e przyje�cha� i b�dzie z�y, �e nie
zo�sta��em. W ze�sz�ym ty�go�dniu za du�o po�la�em pole i wiele ro��lin umar�o.
Chcia�em mu poka�za�, �e ju� wi�cej nie zro�bi� b��d�w. Gdy tak cze�ka��em,
nagle za�sn���em. Gdy si� obu�dzi��em, s�o�ce ju� za�sz�o. Wie�dzia��em, �e
pa�tron ju� nie przyjedzie. Wy�ru�szy��em do domu. Nie odje�cha��em da�leko, gdy
us�y�sza��em konia. Od�g�osy ko�pyt zbli��a�y si� od po�u�dnia. Po�my��la��em,
�e to musi by� pa�tron. Na�wet zdzi�wi��em si�, dla�czego w nocy zje�cha� tak
da�leko ze szlaku.W sa�mo�cho�dzie mam ru�chomy re�flek�tor. Ob�r�ci��em go w
kie�runku �r�d�a d�wi�ku. Wtedy go zoba�czy��em. Amoka. Na ko�niu pa�trona. By�
tak du�y, �e ko� wy�gl��da� pod nim jak ku�cyk. Jego oczy by�y czer�wone jak
ogie�, a twarz i r�ce po�kryte mia� czar�nymi w�o�sami. Mia� miecz,
przewie�szony przez plecy � je�den z tych d�u�gich, sa�mu�raj�skich mie�czy. Nie
za�ata�ko�wa� mnie. Nie wiem dla�czego. Poje�cha� pro�sto w kie�runku g�r. Nigdy
jesz�cze nie wi�dzia��em konia, kt�ry by bieg� tak p�yn�nie � mu�sia� za�mie�ni�
go w de�mona, ta�kiego jak on sam...�Se�kre�tarka otwo�rzy�a drzwi i
za�ko�mu�ni�ko�wa�a, �e dr Ma�pi�tang za�ko�czy� w�a��nie sek�cj�. Rzu�ci�
ma�szy�nopis na st� i po��piesznie opu��ci� po�k�j. * * *� Czego ty
w�a��ci�wie ode mnie ocze�ku�jesz? � za�pyta� ch�odno dr Isi�doro Ma�pi�tang,
gdy Ra�mos wkroczy� do jego nie�wiel�kiego biura. � Gdy cz�o�wiek zo�staje
prze�ci�ty na p�, przy�czyna �mierci po�winna by� wi�cej, ni� oczywista.Ra�mos
wy�chwyci� nutk� kpiny w g�o�sie sta�rego leka�rza. Jak wszyscy cz�onko�wie
naro�do�wych si� poli�cyj�nych wie�dzia�, �e nie by� spe�cjal�nie lu�biany przez
wielu ludzi w doli�nie Ca�gayan. Lecz tym ra�zem jed�nak sar�kazm w g�o�sie
d�u�go�let�niego pra�cow�nika rz�du z pew�no��ci� bra� si� mu�sia� z innej ni�
zwy�kle przy�czyny. Nie cho�dzi�o tym ra�zem o �adne lo�kalne ani�mo�zje.�
In�tere�suje mnie, jak to zo�sta�o zro�bione � od�par� sztywno. � Czy ma�czeta
lub bolo mog� za�da� po�dobn� ran�?S�aby u�miech prze�mkn�� przez per�ga�mi�now�
twarz Ma�pi�tanga, kt�ry wpa�try�wa� si� w�a��nie w umiesz�czon� w spe�cjal�nych
ram�kach kli�sz�.� Ma�czeta lub bolo � po�wt�rzy� w za�my��le�niu. �
Kr�go�s�up Le�stera Bra�dena prze�ci�ty zo�sta� przez nie�wia�ry�god�nie ostre
na�rz�dzie, pro�wa�dzone w do�datku przez cz�o�wieka ob�da�rzo�nego nie�zwy�k��
si�� fi�zyczn�. Ci�cie przez chrz�stki by�o tak pre�cy�zyjne, �e nig�dzie nie
zna�la�z�em �ad�nego od�amka ko�ci. Naj�lep�szy chi�rurg, u�y�wa�j�c
naj�lep�szych na�rz�dzi, nie zro�bi�by tego lepiej. Czy teraz wy�razi��em si�
do�sta�tecz�nie jasno?Igno�ruj�c napis �Nie pali� na �cia�nie, napi�sany w
dia�lek�cie Ilo�cano, Ta�ga�long i po an�giel�sku, Ra�mos si�gn�� po
pa�pie�rosa.� A wi�c jed�nak po�wr�ci� � po�wie�dzia� ni�skim, na�pi�tym
g�o�sem. � Ca�y czas mo�dli��em si�, aby by� to tylko zwy�k�y mord
ra�bun�kowy.Ma�pi�tang wpa�try�wa� si� w Ra�mosa w zdu�mie�niu. Od 1946 roku,
wy�s�a� do w�adz fili�pi�skich 27 me�dycz�nych ra�por�t�w, w kt�rych
szczeg�owo opi�sy�wa� ofiary amoka. Wie�dzia� tak�e, �e przy�najmniej
dzie�wi��dzie�si�ciu in�nych ludzi zo�sta�o za�mor�do�wa�nych w s��sied�nich
pro�win�cjach w prze�ci�gu ostat�nich trzy�dzie�stu lat. W wi�k�szo��ci byli to
wie��niacy, paru � jak Le�ster Bra�den � biali plantato�rzy. Jed�nak wszyscy
zgi�n�li w po�dobny spo�s�b � za�bici nie�zwy�kle sil�nym i pre�cy�zyj�nym
ci�ciem ostrza.A te�raz, w�a��ci�wie po raz pierwszy, wy�soki rang� ofi�cer
poli�cji przy�znaje, �e jeden cz�o�wiek mo�e by� od�po�wie�dzialny za
naj�wi�k�sz� chyba jatk� w hi�storii oko�lic. Za�sta�na�wia�j�c si�, czy Ra�mos
b�dzie mia� do�� od�wagi by po�da� ten fakt do wia�do�mo��ci pu�blicznej,
Ma�pi�tang z roz�tar�gnie�niem po�pro�si� o pa�pie�rosa... * * *W
mo�men�cie, gdy Cara zoba�czy�a wy�krzy�wion� prze�ra�e�niem twarz Pio
Ci�ka�lica, wie�dzia�a ju�, �e Les nie �yje. Po�cz�t�kowo nie sko�ja�rzy�a sobie
tego s�owa z histo�ri�, kt�r� s�y�sza�a ju� wie�lo�krot�nie: o ol�brzymim
ja�po�skim �o��nie�rzu, kt�ry po za�ko�cze�niu wojny od�m�wi� z�o��enia broni
i za�szy� si� gdzie� g��boko w ma�sy�wie Kor�dylie�r�w, sk�d wy��ania� si�
cza�sami w napa�dach mor�der�czej furii. Les tak�e uwa��a� to tylko za le�gend�.
Prze�ra��liwa pew�no��, �e ju� nigdy nie zoba�czy go �y�wego, przy�t�o�czy�a j�
zu�pe��nie. Jed�nak trzy dni p�niej, gdy przy�by� ka�pitan z fili�pi�skiej
poli�cji aby poin�for�mo�wa� j�, �e cia�o zo�sta�o ju� od�nale�zione, pierwszy
b�l mi�n��.� Nie b�dzie pani wzy�wana, aby do�ko�na� ofi�cjal�nej
identyfi�kacji zw�ok � o�wiad�czy� jej ka�pitan. � Ma�jor Ra�mos po�wie�dzia�
mi, �e w pani przy�padku nie b�dzie to ko�nieczne.Po wyj��ciu ka�pi�tana Cara
d�ugo jesz�cze sie�dzia�a na sofie. Nigdy nie czu�a si� jesz�cze tak sa�mot�nie,
lecz, co by�o ra�czej dziwne, s�y�sza�a wszystkie do�mowe od�g�osy z nie�zwy�k��
wy�razi�sto��ci� � stu�kanie garn�k�w w kuchni, dzie�cinny g�o�sik Evie nu�c�cy
jak�� pio�senk�, a na�wet szu�ranie mio�t�y po patio. Jedy�nie zza drzwi
sy�pialni Sama Bra�dena nie do�cho�dzi� �a�den d�wi�k. Stary cz�o�wiek nie
zszed� na d�, od kiedy do�wie�dzia� si� o �mierci Lesa.Tak wielu ludzi, kt�rym
trzeba to wszystko po�wie�dzie�...Evie nie zro�zu�mia��aby. �Ta�tu� wyje�cha�� �
tak po�wiem, po�sta�no�wi�a. Ale w�a��ci�wie w ja�kim wieku dziecka umarli
lu�dzie prze�staj� �wy�je��d�a�? Sze��ciu lat? Siedmiu? A mo�e by�a ju� zbyt
doj�rza�a na takie k�am�stwo? Nie, z pew�no��ci� nie zro�zu�mia��aby.A ten stary
cz�o�wiek? Jak mam to po�wie�dzie� jemu? Wszyst�kie jego dzieci zmar�y i oto
ko�lejne po�kole�nie od�cho�dzi w nie�pa�mi��. Prze�cie� wci�� mamy jesz�cze
Evie, mo�g�aby po�wie�dzie�. Ale to te� by��oby k�am�stwo. Nie dla�tego, �e Sam
Bra�den w�a��ci�wie nie zda�wa� sobie sprawy z obec�no�ci pra�wnuczki,
wy���cza�j�c chwile na�rze�kania na ha�as, gdy Evie ba�wi�a si� w domu. Cara po
pro�stu wie�dzia�a, �e wkr�tce ona i c�rka opuszcz� to miej�sce. Od paru dni
mo�g�a my��le� wy���cz�nie o po�wro�cie do Sta�n�w. A sama tylko my�l o
po�zo�sta�niu tutaj przy�pra�wia�a j� o dreszcze.Co�raz moc�niej zaci�ska�j�c
obie d�o�nie, wci�� od nowa kom�ple�to�wa�a w my��lach list� na�zwisk,
nie�zdolna do �ad�nego dzia��ania, �ad�nego ru�chu. Na�st�p�nym na li��cie by�
star�szy brat jej m�a... * * *Sie�dz�c w fo�telu Jumbo Jeta 747 Pan
Ame�rican, kt�ry pozo�sta�wa� na �cie�ce scho�dze�nia nad mi�dzy�naro�do�wym
lotni�skiem w Ma�nilii od prze�sz�o go�dziny, Mi�chael Bra�den spo�gl��da� z
g�ry na mia�sto, kt�re opu��ci� 25 lat temu. W swych li�stach Les pisa� cz�sto,
�e nie po�zna tego miej�sca, gdy wreszcie po�wr�ci. Ale nie by�o to prawd�.
Wszyst�kie szczeg�y, kt�re wry�y mu si� g��boko w pa�mi��, pozo�sta�y:
chro�po�waty, pi�t�na�sto�sto�po�wej sze�roko��ci mur In�tra�mu�ros,
staro��yt�nej hisz�pa�skiej for�tecy, czy zbyt w��skie mo�sty, prze�rzu�cone
przez br��zow� i rw�c� rzek� Pasiq. Je�dyn� zmian� by� brak zniszcze� i gru�z�w
pozo�sta��ych po dru�giej woj�nie, a kt�re wci�� jesz�cze zgroma�dzone by�y w
nie�po�rz�d�nych sto�sach, gdy Mi�chael opuszcza� to miej�sce w 1955 roku. Z
za�toki znik�n�y prze�rdzewia�e pozo�sta�o��ci zato�pio�nych stat�k�w. Dawni
wro�go�wie po�wr�cili w la�tach sze��dzie�si��tych, za�p�a�cili rz��dowi
Fili�pin za zbombar�do�wane wraki, po�ci�li je i wy�wie�li do Japo�nii.Mi�chael
Bra�den zda�wa� sobie spraw�, �e nie pach�nie zbyt pi�k�nie, oraz �e stan ten
po�gor�szy si� jesz�cze, gdy opu��ci kli�ma�ty�zo�wane wn�trze sa�mo�lotu i
go�r�co Ma�nilii prze�nik�nie jego brudny i prze�si�k�ni�ty po�tem ba�we��niany
kom�bine�zon. Nie�spe�na 48 go�dzin wcze�niej nad�zo�ro�wa� monta� no�wego
urz��dze�nia na plat�for�mie wiertni�czej na Ala�sce, w tem�pe�ratu�rze
nie�wiele wy��szej od zera, gdy nad�szed� jeden z in��y�nie�r�w i po�wie�dzia�
mu, �e czeka na niego za�mor�ska roz�mowa te�lefo�niczna...Pod pra�wym skrzyd�em
sa�mo�lotu po raz ko�lejny prze�su�n�y si� wie�e Santo Tho�mas University.
Pod�czas wojny, gdy Ja�po�czycy zaj�mo�wali Lu�zon, ca�y ten teren by�
gi�gan�tycz�nym obo�zem dla lud�no�ci cy�wil�nej. Mi�chael mia� pi�� lat, gdy
Bra�de�no�wie prze�kra�czali omotane dru�tem kol�cza�stym bramy, a Les, wtedy
dwulatek, spa� w ra�mio�nach ojca. Ich sio�stra nigdy nie do�tar�a na�wet do
Santo Tho�mas...Za�le�wa�j�ca go fala wspo�mnie� wy�wo��a�a w�cie�k�o��, kt�r�
szybko po�stara� si� st�u�mi�. Sa�mo�loty pasa��er�skie nie s� do�brym miej�scem
na oka�zy�wa�nie w�ciek�o��ci. Po chwili na�de�sz�a ste�war�desa i ner�wowo
za�py�ta�a, czy ma ja�kie� �y�cze�nia odno��nie ob�s�ugi. Mi�chael u�miech�n��
si� pod no�sem. Nic dziwnego, �e by�a zde�ner�wo�wana. Jego nie�ogo�lona twarz i
ro�bo�czy dre�lich nie wzbudza�y za�ufa�nia, lecz nie mia� czasu, aby kupi� co�
bar�dziej od�po�wiedniego. Na to przyjdzie czas p�niej.By�o ju� pra�wie
po�u�dnie, gdy sa�mo�lot wreszcie wy�l��do�wa�. Jesz�cze z San Fran�cisco
Mi�chael wy�s�a� ka�bl�wk� do Kena Tis�saka, kt�ry by� pilo�tem jed�nej z dwu
ma�szyn jedy�nej linii, kt�ra ���czy�a Ma�nili� z odle�g�� o 250 mil do�lin�
Ca�gayan. Te�raz Ken, stary przyjaciel jego ojca, cze�ka� ju� na niego w holu.�
Prze�pra�szam, Mike � po�wie�dzia� niski, o po�chy�lo�nych ple�cach pilot z
za�fra�so�wan� twa�rz�. � Ale b�dziemy mo�gli wy�star�to�wa� do�piero za
go�dzin�.� Dla�czego?� S�u�ba bez�pie�cze�stwa lotni�ska ka�za�a mi cze�ka� na
ko�lejny lot JAL z To�kio. Jaki� VIP je�dzie do Tu�gu�ega�rao.� Je�zusie!Ken
wzru�szy� bez�rad�nie ra�mio�nami.� Pr�bo�wa��em po�wie�dzie� im o po�grze�bie,
ale na�wet nie s�u�chali. A nie mo�g�em ka�za� im po pro�stu si� od�cze�pi� �
nie z ta�kim kon�trak�tem, kt�rego mu�sz� pil�no�wa�.� W po�rz�dku. I tak nie
li�czy��em, �e zd��� � po�wie�dzia� roz�dra��nie�niem Mi�chael.Pr�buj�c
zwal�czy� nara�sta�j�cy gniew kupi� ba�we��nian�, sportow� ko�szulk� i wszed� do
m�skiej toa�lety. Ro�ze�bra� si� do pasa i umy� tak do�k�ad�nie, jak by�o to
mo��liwe. Po wyj��ciu z to�alety wrzuci� g�r� od kom�bine�zonu do ko�sza na
�mieci.Gdy Mi�chael wchodzi� na po�k�ad nale���cej do Tis�saka Cessny, drugi
pasa��er sie�dzia� ju� w �rodku. By� to t�gi, w �red�nim wieku Ja�po�czyk,
kt�rego ele�gancki gar�nitur z pew�no��ci� by� nie na miej�scu w tym gor��cym,
dusz�nym kli�ma�cie. Po obu stro�nach cien�kiego nosa sp�y�wa�y kro�ple potu, a
szk�a ciemnych, prze�ciw�s�o�necz�nych oku�la�r�w by�y zu�pe��nie zapo�cone. Gdy
Mi�chael sa�do�wi� si� w fo�telu dru�giego pi�lota, po�s�a� mu kiw�ni�cie
g�ow�, lecz Ja�po�czyk pozo�sta� obo�j�tny na ten gest. Nie wy�po�wie�dzia�
tak�e ani jed�nego s�owa pod�czas ca��ego lotu. B�d�c pew�nymi, �e nie
ro�zu�mie po an�giel�sku, Mi�chael i Ken Tis�sak pra�wie za�po�mnieli o jego
obec�no�ci.� Czy chcia�by� do�wie�dzie� si� cze�go� o Lesie? � za�pyta� Ken, gdy
prze�rwa� ju� po���cze�nie z wie�� kon�tro�ln� lotni�ska w Ma�nilii.Mi�chael
po�kr�ci� prze�cz�co g�ow�.� Nie. Jack Tully po�wie�dzia� mi ju� do�� przez
tele�fon.Gdy Ces�sna opu��ci�a si� poni��ej pod�stawy chmur i oczom jego uka�za�
si� roz�leg�y wi�dok na do�lin� Ca�gayan, Mi�chael po�czu� w �o���dku uk�u�cie
b�lu. Dla jego brata ta do�lina sta�a si� do�mem, miej�scem, kt�rego nigdy nie
chcia� opu��ci�. Jedy�nym miej�scem na ziemi, do kt�rego na�prawd� nale��a�. Na
wy�soko��ci 10 ty�si�cy st�p iluzje Lesa na�bie�ra�y sensu. G�rzy�sta d�ungla
po obu stro�nach Ca�gayan przy�po�mi�na�a zie�lony, falu�j�cy dy�wan. Lecz
Mi�chael wie�dzia�, �e od cza�s�w po�wsta�nia i dru�giej wojny �wiatowej, kiedy
to Ilo�ka�czycy stali si� naj�bar�dziej nie�ustra�szo�nymi wo�jow�ni�kami
Lu�zonu, ta tak nie�win�nie wy�gl��da�j�ca d�ungla sta�a si� miej�scem krwawych
mor�d�w i nie�usta�j��cych jatek...Dziwny d�wi�k wy�rwa� Mi�cha�ela z
za�my��le�nia. Spoj�rza� przez ra�mi� na dru�giego pasa��era, kt�rego od�dech
sta� si� nagle chra�pliwy i prze�ry�wany. D�o�nie trzy�ma� kur�czowo
za�ci��ni�te na dy�plo�matce. Przez mo�ment Mi�chael po�my��la�, �e Ja�po�czyk
do�zna� na�g�ego na�padu mor�skiej cho�roby. Lecz ju� po chwili, czu�j�c na
sobie za�cie�ka�wione spoj�rze�nie Mi�cha�ela, m꿭czy�zna z wi�docz�nym
wy�si��kiem przywo�a� na twarz spo�k�j i zdo�by� si� na�wet na za�k�o�po�tany
p�u��miech.Zaku�rzony pic�kup by� jedy�nym po�jaz�dem za�par�ko�wa�nym obok
poje�dynczego pasa, spe��niaj��cego rol� lotni�ska w Tu�gu�ega�rao. Kie�rowca �
jeden z pra�cow�ni�k�w na far�mie Bra�de�n�w � pod�bieg� do sa�mo�lotu i wzi��
od Mi�cha�ela jego du��, lotni�cz� torb�. Nikt nie wy�szed�, aby po�wita�
Ja�po�czyka. Sta� opusz�czony i bez�radny obok pasa star�to�wego pa�trz�c, jak
Tis�sak za�wraca i star�tuje do lotu po�wrot�nego do Ma�nilii. Jego dy�plo�matka
i sk�rzana wa�lizka sta�y tu� obok niego na ziemi.Samo Tu�gu�ega�rao by�o
przy�najmniej o go�dzin� pie�szej drogi od l��dowi�ska. Nie spo�dzie�wa�j�c si�,
�e zo�sta�nie zro�zu�miany, Mi�chael wskaza� na pic�kupa i za�pyta�:� Mo�e
pod�rzu�ci� pana do mia�sta?� Dzi�kuj� panu, ale nie � od�par� Ja�po�czyk
nie�na�gann� an�gielszczy�zn�. � Sa�mo�ch�d po mnie po�wi�nien przyje�cha� ju�
lada chwila.Mi�chael ski�n�� sztywno g�ow� i po�p�dzany przez kie�rowc�,
po�szed� w stron� sa�mo�chodu. Za�cie�ka�wiony, ob�ser�wo�wa� sa�motn� fi�gurk�
we wstecz�nym lu�sterku, do�p�ki nie stra�ci� jej z oczu. Kim�kol�wiek by� ten
Ja�po�czyk, by� do�sta�tecz�nie usto�sun�ko�wany, aby prze�trzy�ma� ma�szyn�
Tis�saka na lotni�sku w Ma�nilii przez bit� go�dzin�. A wi�c co te�raz
spo�wo�do�wa�o t� zw�ok�?Po�grzeb Le�stera Bra�dena za�pla�no�wano na go�dzin�
trze�ci� po po�u�dniu. By�o ju� do�brze po wp� do czwartej, gdy pic�kup
za�trzy�ma� si� przed g��wnym bu�dyn�kiem po�sia�d�o��ci Bra�de�n�w. Ca�y
pod�jazd za�sta�wiony by� sa�mo�cho�dami.Nie cze�kali, po�my��la� Mi�chael z
ulg�, gdy wkracza� do foyer pu�stego domu. Wszed� na g�r� do sy�pialni Sama
Bra�dena, w kt�rej okna wy�cho�dzi�y na ro�dzinny cmentarz, po�o��ony
nie�da�leko, nad rzek�. Wy�gl��da�o na to, �e ce�re�mo�nia ju� si� za�ko�czy�a,
�a��ob�nicy bo�wiem kie�ro�wali si� z po�wro�tem do domu, id�c po�mi�dzy dwoma
rz�dami ra�chi�tycz�nych eu�ka�liptu�s�w, kt�re oj�ciec Mi�cha�ela zasa�dzi�
jesz�cze przed wojn�.Mi�chael od�wr�ci� si� od okna i usiad� na brzegu ��ka.
By� mo�e jesz�cze nie wie�dz�, �e ju� tu je�stem, po�my��la�, s�y�sz�c na dole
�ci�szone g�osy. Gdy tylko wy�siad�, kie�rowca sa�mo�chodu odje�cha� do ga�ra�u,
a s�u���ca na�wet nie zwr�ci�a na niego uwagi.Na�gle na scho�dach us�y�sza�
wolne, nie�re�gu�larne kroki. Otworzy�y si� drzwi i wszed� Sam Bra�den. Stary
cz�o�wiek za�trzy�ma� si� w progu i spoj�rza� nie�pew�nie w kie�runku
Mi�cha�ela.� Mike? � za�pyta� wreszcie.� Pr�bo�wa��em, dziadku, ale �a�den
sa�mo�lot nie m�g� przylecie� o cza�sie � od�par� Mi�chael.Pod�szed� bli�ej i
de�likat�nie obj�� po�chy�lone ra�miona. � Nie wr�ci�em tu tylko na po�grzeb
Le�stera, dziadku. Wr�ci�em, aby zabi� amoka. * * *W g�r�skim w��wo�zie, na
za�ch�d od plantacji Bra�de�n�w, trzech �o��nie�rzy z poli�cji fili�pi�skiej
za�ko�czy�o w�a��nie misj�, po�ru�czon� im przez ma�jora Ra�mosa. Zna�le�li
klacz Le�stera Bra�dena. G�owa zwie�rz�cia, przednie nogi i wn�trzno��ci
le��a�y po�rzu�cone w tra�wie. Na�gie ko�ci le���ce obok pry�mi�tyw�nego
pale�niska wskazy�wa�y jasno, co sta�o si� z reszt� kla�czy.Sie�dz�c w ja�skini,
wy�soko w �cia�nie jaru, ob�ser�wo�wa� od�dala�j��cych si� �o��nie�rzy. Zaw�sze
nosili te dzi�wacznie wy�gl��da�j�ce he�my i zie�lone mun�dury. Kie�dy�, dawno
temu, twa�rze pod tymi he��mami by�y bia�e. Te�raz s� przewa��nie br��zowe. Ale
same mun�dury nie zmieni�y si� nigdy.Wie�dzia�, �e wkr�tce �o��nie�rze zejd� z
w��wozu i id�c drog�, kt�r� tu przy�szli, skie�ruj� si� w do�lin� Ca�gayan.
Je��eli p�j�dzie za nimi i za�bije ich, wkr�tce przy�b�dzie tu du�o wi�cej
�o��nie�rzy w po�szu�ki�wa�niu swych za�gi�nio�nych towa�rzy�szy. By� mo�e
ze�pchn� go na�wet g��biej w d�ungl�, a ten rok jest z�ym ro�kiem na
po�lo�wa�nia. Wtedy by� mo�e po raz ko�lejny b�dzie mu�sia� uciec si� do
osta�tecz�no�ci. Od czasu wy�dania przez ka�pi�tana Shi�mur� ostat�niego
roz�kazu, ju� osiem razy zmu�szony by� je�� ludz�kie mi�so.
Rozdzia� trzeci [top] Par� mi�nut po od�je��dzie pic�kupa, drog� wzd�u� pasa
star�to�wego nad�je�cha� poli�cyjny jeep. Po�mimo go�r��cego po�po�u�dnia
bre�zen�towy dach by� pod�nie�siony, a boczne klapy sta�ran�nie za�sznu�ro�wane.
A wi�c pod�da�wany je�stem kwa�ran�tan�nie, po�my��la� nie�we�so�o Shi�mura, gdy
jeep za�trzy�ma� si� tu� przed nim. Ale prawdo�po�dob�nie tak by�
po�winno.Kie�rowca � miej�scowy ka�pral � usprawie�dli�wia� si� po an�giel�sku
za sp�nie�nie:� Ma�jor Ra�mos pole�ci� mi, abym si� nie poka�zy�wa�, do�p�ki
wszyscy nie od�jad� � t�u�ma�czy�, gdy je�chali w kie�runku mia�sta.Shi�mura z
ulg� przyj�� fakt, i� m�ody po�li�cjant nie zna jego na�zwi�ska. W cza�sie
roz�mowy te�lefo�nicz�nej Ra�mos przy�rzek�, �e jego na�zwi�sko znane b�dzie
jedy�nie paru wy��szym rang� ofice�rom poli�cji. �Wojna sko�czy�a si� ju�
prze�sz�o trzy�dzie��ci lat temu� � m�wi� � �Lecz tu�tejsi lu�dzie ci��gle
jesz�cze zabi�jaj� si� z po�wodu spraw, kt�re wy�da�rzy�y si� pod�czas
oku�pacji. Nie jeste��my spe�cjal�nie wy�ba�cza�j��cymi lud�mi, panie
Shi�mura.�Dla�czego w�a��ci�wie tu je�stem? � po raz ko�lejny za�py�tywa� sam
sie�bie, kr�c�c w za�my��le�niu g�ow�. Ale od�po�wied� zna� ju� od dawna.
Zgroma�dzi� zbyt wiele d�u�g�w, za�r�wno od �y�wych jak i umar�ych, d�u�g�w,
kt�re sp�a�cone by� mog� tylko w doli�nie Ca�gayan. Lecz nie przewi�dzia� tego
para�li�u�j��cego uczu�cia stra�chu, ja�kiego do�zna�, gdy po raz pierwszy
spoj�rza� w d� ze zni��aj��cej si� Cessny. Na�gle wszystko wr�ci�o w
gwa�tow�nym, mdl�cym spa�zmie � d�ugi, uci��liwy od�wr�t do Aparri; Ku�rusu,
�mier�dz�cy krwi� i ta�nim ru�mem, le���cy bez�w�adnie w k�cie jak ogromna,
dra�pie�na be�stia, zdy�cha�j�ca ju�, lecz wci�� jesz�cze zdolna do ostat�niego
wy�bu�chu mor�der�czej furii; jego decy�zja, by u�y� tej nie�spo��ytej
ener�gii...� By� pan ju� kie�dy� na Fili�pi�nach? � za�pyta� nagle kie�rowca.�
Dawno temu � od�par� ostro�nie Shi�mura.Wje�d�ali ju� w przedmie��cia
Tu�gu�ega�rao. Wi�kszo�� bu�dyn�k�w sta�no�wi�y po�sta�wione na pa�lach chaty
nipa, takie same, ja�kie spo�tka� mo�na by�o w ca�ej doli�nie. Tylko domy w
cen�trum mia�sta zbu�do�wane by�y z ka�mie�nia i oto�czone wy�so�kimi mu�rami,
kt�rymi bo�gaci fili�pi�czycy od�gra�dzali si� od swych bied�niej�szych
s��sia�d�w...Shi�mura skrzywi� si�, czu�j�c do�cho�dz�cy z otwartych ka�na���w
�cie�ko�wych od�r. Pod�czas oku�pacji mi�n�y d�u�gie mie�si�ce, za�nim
przy�zwy�czai� si� do tego skr�caj��cego wn�trzno��ci smrodu.Gdy przeje��d�ali
przez g��wny plac, do�strzeg� zna�jome bu�dynki, nie zmienione w�a��ci�wie od
cza�s�w wojny. Znaj�do�wa� si� tutaj hotel, z nie�wia�do�mych po�wo�d�w no�sz�cy
dumne miano �New Reno� oraz bar, kt�ry by� miej�scem ze�bra� bia��ych
plantato�r�w tyto�niu, a p�niej ofice�r�w z jego regi�mentu. Tu�ziny
Ilo�ka�skich, wy�n�dz�nia��ych tu�byl�c�w � z cia��ami po�kry�tymi otwartymi
ra�nami lub wrzodami � sie�dzia�y na ocie�nio�nym ganku miej�sco�wej kli�niki,
zu�pe��nie jak w 1942 roku. Cie�kawe, czy dr Ma�pi�tang wci�� jesz�cze pe�ni swe
obo�wi�zki? Chyba ju� nie. Mu�sia� ju� umrze�, albo dawno temu przej�� na
eme�ry�tur�. Shi�mura u�miech�n�� si� lekko, gdy przy�po�mnia� so�bie, z ja�kim
lek�ce�wa��e�niem stary le�karz odno�si� si� do nie�kt�rych edykt�w oku�panta.
By� mo�e nigdy nie do�wie�dzia� si�, �e unik�n�� areszto�wa�nia jedy�nie
dla�tego, �e wszyscy pozo�stali cy�wilni leka�rze tu� przed inwa�zj� ucie�kli do
Ma�nilii. Ko�men�dant gar�ni�zonu, pu��kow�nik Ha�runa, mie�wa� ataki wo�reczka
��cio�wego, i w obli�czu �wie�o upie�czo�nych leka�rzy woj�sko�wych nie m�g�
po�zwo�li� sobie na luk�sus utraty ostat�niego chi�rurga z prawdzi�wego
zda�rze�nia. Fakt, i� bez obaw pod�da�by si� ope�racji prze�pro�wa�dza�nej przez
oczywi�stego fili�pi�skiego pa�triot�, zaw�sze roz��mie�sza� Shi�mur�.Za�nim
doje�chali do rezy�den�cji ma�jora Ra�mosa, obaj m꿭czy�ni byli zlani po�tem.
Wartow�nik otwo�rzy� bram�, aby wpu��ci� zbli��a�j�cy si� po�jazd.� Ma�jor uda�
si� na po�grzeb � po�wie�dzia� kie�rowca, gdy wyj�mo�wa� ba�ga�e Ja�po�czyka z
sa�mo�chodu. � Sier��ant Gar�cia po�ka�e panu pa�ski po�k�j.� We�zm� jedn� �
po�wie�dzia� Shi�mura do sier��anta, kt�ry pod�nosi� w�a��nie z ziemi wa�lizk� i
dy�plo�matk�. M꿭czy�zna w dal�szym ci�gu pa�trzy� w stron� domu i Shi�mura
zda� sobie spraw�, �e sier��ant nie ro�zu�mie po an�giel�sku.Za�pro�wa�dzono go
do ocie�nio�nej sy�pialni na pierw�szym pi�trze nie�wiel�kiego domku. Kr�tko
ski�n�� w po�dzi�ko�wa�niu g�ow� w kie�runku mil�cz��cego wci�� sier��anta.
Ten, po chwili wa�hania, nie�ch�t�nie od�wza�jem�ni� u�miech i uk�o�ni� si�
nie�zgrabnie. Wtedy w�a��nie po raz pierwszy Shi�mura od�czu� to, czego od
sa�mego po�cz�tku oba�wia� si� naj�bar�dziej � przez u�a�mek se�kundy w oczach
sier��anta za�mi�go�ta�a nie�skrywana nie�na�wi��.Po wyj��ciu sier��anta,
Shi�mura zdj�� oku�lary i po�o��y� je ostro�nie na bla�cie biurka. Z
wes�tchnie�niem wyj�� chu�s�teczk� i otar� spo�con� twarz.�a��owa�, �e ma�jor
Ra�mos jest nie�obecny w chwili jego przyjazdu. Kie�rowca po�wie�dzia�, �e
Ra�mos po�szed� na po�grzeb. Z roz�mowy pod�s�u�cha�nej mi�mo�cho�dem w Cessnie
wy�wnio�sko�wa�, �e ten m�ody, gniewnie wy�gl��da�j�cy Ame�ryka�nin je�dzie do
Tu�gu�ega�rao w tym sa�mym celu. Bez w�t�pie�nia by�o to zwi��zane z ostat�ni�
ofiar� Ku�rusu. Z ofiar� Ku�rusu, po�my��la� gorzko Ta�kei Shi�mura, i z moj�
tak�e... * * *Cara Bra�den obu�dzi�a si� tego ranka z ja�kim�
nie�spre�cy�zo�wa�nym uczu�ciem ulgi. Dzi� Les b�dzie po�cho�wany, a to zmusi
j� do skon�cen�tro�wa�nia my�li na przy�sz�o��ci.Nie wie�rzy�a, �e d�ugi lot do
domu u�mierzy jej b�l, ale by� mo�e znik�nie ten g�os, kt�ry na�wie�dza� j� co
noc w sen�nych koszma�rach, g�os, po�wta�rza�j�cy z chra�pli�wym prze�ra�e�niem
tylko jedno s�owo: �Amok... amok...�Gdy ze�sz�a na d�, Ma�ria, m�oda nia�nia
Evie, da�wa�a w�a��nie dziecku �nia�danie.� Dzi�siej�szego ranka po�zw�l ba�wi�
si� jej na patio � po�wie�dzia�a do dziew�czyny, gdy ode�sz�a z ni� tro�ch� na
bok. � Ale gdy wszyscy za�czn� przyje��d�a�, chc�, aby zo�sta�a na g�rze.Ma�ria
kiw�n�a w zro�zu�mie�niu g�ow�.� Evita mo�g�aby si� czu� lepiej w bar�rio �
zasu�ge�ro�wa�a.Domki pra�cow�ni�k�w plantacji i ich ro�dzin le��a�y nie dalej
ni� p� mili w d� rzeki. To mo�e by� na�wet nie�z�y po�mys�, po�my��la�a Cara.
B�d�c na g�rze, ma�a z pew�no��ci� us�y�sza��aby wiele nie�po�trzebnych
rze�czy. Lecz w tej sa�mej chwili w jej umys� po�now�nie wdar� si� oszala�y ze
stra�chu g�os Ci�ka�lica...� Nie � po�wie�dzia�a, in�stynktow�nie �a�u�j�c
nie�po�trzebnej ostro��ci w g�o�sie. � Nie chc�, aby Evie by�a dzi� poza
do�mem.Za�nim s�u�ba za�cz�a przy�go�to�wy�wa� zimny bu�fet w salo�nie, Cara
zja�d�a �nia�danie w kuchni. Sam Bra�den nale�ga�, aby posi��ek podany zo�sta�
do�piero po po�grze�bie.� Nie�kt�rzy z nich b�d� mu�sieli przeje�cha� setki mil
� m�wi�. � Mu�simy wzi�� to pod uwag�.Ko�czy�a w�a��nie trze�ci� fili��ank�
kawy, gdy przez ku�chenne drzwi we�sz�a nie�za�po�wie�dzia�nie Le�nore Tully.�
Do�brze si� czu�jesz? � za�py�ta�a, sta�wia�j�c na ziemi du��, wy�pchan� torb�.�
Tak, dzi�kuj�.� Po�my��la��am, �e by� mo�e b�dziesz dzi�siaj po�trze�bo�wa�a
po�mocy � po�wie�dzia�a Le�nore.Wy�soka ko�bieta, o po�staw�nej figu�rze zaw�sze
przy�po�mi�na�a Ca�rze jedn� z ty�po�wych he�roin przedwo�jen�nych we�ster�n�w.
Pe�n� po��wi�cenia �on� far�mera, kt�ra wo�la��aby si� za�strzeli�, ni� do�sta�
�yw�cem w r�ce Ko�man�cz�w. Na�wet suk�nie od Hal�stona czy ory�gi�nalne
pary�skie d�insy, kt�re przywo�zi�a ze swych re�gu�lar�nych wy�jaz�d�w do
Ma�nilii, nie by�y w sta�nie zmniej�szy� tej ema�nuj��cej od niej
spe�cy�ficz�nej aury nie�ugi�to�ci.Cara mia�a w�a��nie za�pyta� co jest w tej
tor�bie, ale nagle zda�a sobie spraw�, �e po�nie�wa� przyja�ci�ka ubrana by�a w
lu�ny str�j khaki, torba mu�sia�a za�wie�ra� jej ubra�nie na po�grzeb.Inez
po�da�a Le�nore fili��ank� kawy.� W dal�szym ci�gu pla�nu�jesz po�wr�t do
Sta�n�w? � za�py�ta�a, sia�daj�c na sta�ro�mod�nym, obi�tym bla�ch� ku�chen�nym
stole.� Tak szybko, jak tylko mi si� uda.Le�nore wy�j�a z to�rebki ma��
pi�gu�k� sa�cha�ryny i z lek�kim gry�ma�sem wrzuci�a j� do fili��anki.� A co ci�
w�a��ci�wie tam tak ci��gnie?By�o to pyta�nie, na kt�re Cara od d�u��szego ju�
czasu uni�ka�a od�po�wie�dzi. Gdy oj�ciec prze�szed� ze s�u�by w Si��ach
Po�wietrz�nych na eme�ry�tur�, jej ro�dzice ku�pili ru�chomy dom i osie�dlili
si� ko�o Pho�enix, w Ari�zonie. �Nie mu�sisz si� o nic martwi� � m�wi�a matka
pod�czas roz�mowy te�lefo�nicz�nej, jak� od�by�y po�przedniego wie�czora � �Tata
kupi� przy�czep� z trzema sy�pial�niami i �a�zienk�, spe�cjal�nie z my��l� o
tobie i o Evie, gdy b�dzie�cie chcia�y nas od�wie�dzi�. Dla wszyst�kich
wy�star�czy miej�sca�.� Tam jest m�j praw�dziwy dom � od�par�a z wi�k�sz�
pew�no��ci�, ni� czu�a.� Wiem � od�par�a Le�nore, wzru�sza�j�c ra�mio�nami. �
Tak czy ina�czej, nie po�win�nam ci� na�ma�wia�, aby� tutaj zo�sta�a. Ale mi�o
by�o mie� inn� ame�ry�ka�sk� dziew�czyn� nie dalej ni� dzie�si�� mil od domu.
B�dzie mi cie�bie bra�ko�wa�o.Cara wie�dzia�a, �e ta zdawkowa uwaga nie by�a
przy�pad�kowa. Jej wy�jazd po�gr��y t� ko�biet� w sa�mot�no�ci wi�k�szej, ni�
wy�ra��aj� to jej s�owa. Co za po��ytek z sukni od Hal�stona, gdzie jedy�nym
miej�scem, w kt�rym mo�na j� poka�za�, jest re�stau�racja ho�telu �New Reno�?
Lecz z dru�giej strony, Cara nigdy nie s�y�sza�a jesz�cze, aby Le�nore
wy�po�wia�da�a ja�kie� gorz�kie uwagi o swym �yciu w doli�nie Ca�gayan.
Po�dob�nie jak Les, wy�da�wa�a si� ak�cep�to�wa� je z ja�kim� stoic�kim,
cza�sami na�wet �e�nuj��cym spo�ko�jem.� Po�wie�dzia��a� ju� o swych pla�nach
Sa�mowi? � za�py�ta�a Le�nore.Cara po�kr�ci�a prze�cz�co g�ow�.� Nie mo�na z
nim teraz roz�ma�wia� o ni�czym in�nym, opr�cz po�grzebu. Bo�e, dla�czego
mu�simy przez to przej��? Wi�kszo�� ludzi, kt�rych za�pro�si�, b�d� wi�dzia�a
po raz pierwszy w �y�ciu. Opr�cz cie�bie i Jacka po�winni przyj�� tylko
naj�bli�si s��sie�dzi.Le�nore, po�pija�j�c drob�nymi �ycz�kami kaw�,
przy�gl��da�a jej si� z roz�ba�wie�niem lekko zmru�o�nymi oczyma. Po�my��la�a,
�e ta dziew�czyna wci�� nie ma poj�cia o tej szczeg�l�nej wi�zi, kt�ra ��czy
wszystkie bia�e ro�dziny w doli�nie Ca�gayan. Ty nic nie ro�zu�miesz, chcia�a
po�wie�dzie�. Po�grzeby to dla nas luk�sus. M�j oj�ciec umar� w obo�zie
je�niec�kim w Santo Tho�mas. Tak samo jak matka Lesa i oboje ro�dzice Jacka.
Skoro �wit Ja�po�czycy za�brali cia�a i ju� nigdy nie do�wie�dzie�li�my si�, co
si� z nimi sta�o. Zo�sta�y po pro�stu gdzie� za�ko�pane, jak wiele in�nych. A
Les nie by� ta�kim sobie zwy�k�ym dzieckiem s��sia�d�w. Gdy mia� trzy latka,
sia�da� na mo�ich kola�nach, pod�czas gdy ja kar�mi��am go gula�szem, kt�ry moja
matka ro�bi�a z na p� zgni�ych wa�rzyw, zbie�ra�nych ukrad�kiem w ogr�dku
stra��ni�k�w. Cuchn�ce, �yla�ste ka�wa�ki p�y�waj��cego w nim mi�sa by�y
reszt�kami szczura, kt�rego ma�y Mike Bra�den zabi� ki�jem po�przedniego
wie�czora...� Nie wy�je��d�a��a�bym tak wcze�nie, gdyby nie wra�ca� Mike �
po�wie�dzia�a usprawie�dli�wia�j�co Cara.� A jeste� pewna, �e zo�sta�nie?� A kto
inny b�dzie pro�wa�dzi� plantacj�? Le�nore u�miech�n�a si� nie�we�so�o.� Nie
licz zbyt�nio na Mike'a, ko�cha�nie. On nigdy nie by� taki, jak pozo�stali
Bra�de�no�wie. Ani jak my, je�li cho�dzi o �ci�s�o��.An�tonio, szef s�u�by
do�mo�wej, po�jawi� si� w drzwiach ku�chen�nych i dys�kret�nie zapu�ka� we
fra�mug�.� Ju� s�, pani � po�wie�dzia� cicho. � Pan Tully i lu�dzie z
Tu�gu�ega�rao.Cara, czu�j�c nag�y ucisk w �o���dku, wsta�a. Gdy wy�sz�y w �lad
za An�tonio, Le�nore ob�j�a j� ra�mie�niem. Gdy wy�sz�y na we�rand�,
pra�cow�nicy plantacji wy�ci��gali trumn� z czar�nego Pac�karda. Jack Tully,
kt�ry je�cha� za ka�ra�wa�nem w�a�snym sa�mo�cho�dem, wchodzi� w�a��nie na
schody. Jego na�lana, lecz wci�� jesz�cze przy�stojna twarz by�a silnie
za�czer�wie�niona.� Czy w �rodku ju� wszystko go�towe? � za�pyta�.� Tak �
wy�szepta�a Cara.Jej wzrok utkwiony by� w trumn�, kt�r� pra�cow�nicy wno�sili
w�a��nie przez po�dw�jne, sze�rokie drzwi do wn�trza domu. Wzdry�gn�a si�,
pr�buj�c wy�obra�zi� sob