12764

Szczegóły
Tytuł 12764
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12764 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12764 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12764 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J. Gregory Keyes Czarny B�g (The Blackgod) T�umaczy� Miros�aw Ko�ciuk Mojej Matce Nancy Ridout Landrum Podzi�kowania za moralne wsparcie: Johnowi Keyes, Timowi Keyes, Earlowi Ridout, Helen Ridout; za krytycyzm: Kenowi Carleton, Veronice Chapman, Gene�owi Crawford, Tomowi Deitz, Pat Duffy, Neli Keyes; za ci�k� prac�: Christine Levis Prolog �mier� Ghe wrazi� stal w brzuch bladolicego m�czyzny i zobaczy�, jak tamten rozszerza ze zdumienia szare oczy, by w nast�pnej chwili zw�zi� je pod wp�ywem straszliwej satysfakcji. Spr�bowa� wyszarpn�� ostrze, lecz w tym samym momencie poj�� sw� pomy�k�. Bro� wroga, kt�ry zdawa� si� zupe�nie nieczu�y na otrzyman� ran�, spad�a na jego ods�oni�ty kark. �Li, pomy�l �askawie o mym duchu� � zd��y� poprosi�, zanim jego g�owa wpad�a do cuchn�cej wody. W ostatnim przeb�ysku wyda�o mu si� jeszcze, �e dostrzega co� niezwyk�ego: bij�c� z b�ota kolumn� ognia, kt�ra g�rowa�a nad Hezhi. Zaraz potem porwa�a go jaka� przemo�na si�a. Poch�on�a go �mier� i zabra�a w swoje trzewia. Wirowa� bez ko�ca w ciemno�ci i wilgoci, czuj�c jak ten ostatni cios, niczym cienka linia lodu raz po raz spada na jego szyj� po�r�d roztrzepotanych skrzyde� b�lu. Tylko tyle z niego pozosta�o, cho� nie do ko�ca. Ma�e przerwy we wspomnieniu spadaj�cego miecza by�y niczym brama w nico��, rozwieraj�ca si� i zamykaj�ca z coraz wi�ksz� pr�dko�ci�. Przez owe wierzeje w tanecznym korowodzie przep�ywa�y obrazy, marzenia, zapami�tane przyjemno�ci � przep�ywa�y i znika�y. Wnet wszystkie w podskokach ulec� w dal, jak te p�oche damy na balu, a w�wczas pozostanie mu tylko wspomnienie �mierci, kt�re w ko�cu r�wnie� zniknie. Ale wtedy miecz si� roztrzaska�, a wzd�u� jego grzbietu pop�yn�y strumienie krystalicznych od�amk�w. Brzuch �mierci te� nie ton�� ju� w ciemno�ciach � o�y� rozb�yskami �wiat�a, ciep�em, wlewaj�c� si� przez tamt� bram� p�on�c� b�yskawic�. Owe �wiat�o by�o mu znane. Widzia� te wykwitaj�ce z wody kolory w momencie, gdy jego g�owa oddziela�a si� od cia�a. Wrota rozwar�y si� na o�cie� i owin�y wok� niego, przynosz�c nie ciemno��, nie zapomnienie, a pami��. A pami�� nios�a ze sob� nienawi��, gorycz i przede wszystkim g��d. �G��d�. W miar� jak co� chwyta�o wi�zy w jego ciele, pospiesznie i niedbale wi�za�o je w niezgrabne w�z�y, przypomnia� te� sobie s�owo. �Nie � zako�ata�o mu w g�owie. � Ach, nie!� �Nie�. Chwiejnie d�wign�� si� na kolana, wsparty na r�kach, w kt�rych nagle odzyska� czucie, cho� wydawa�y mu si� jakby wytoczone z drewna, rozje�d�a�y si� na boki i dygota�y od nie znanej mu wcze�niej s�abo�ci. Nie widzia� niczego pr�cz barwy. Pami�ta� jednak, dok�d chcia� i��, wi�c wzroku nie potrzebowa�. Pope�z� w d�, �lepy, skaml�cy, z ka�d� chwil� coraz g�odniejszy. Nie wiadomo jak d�ugo par� w d�, padaj�c, �lizgaj�c si�, padaj�c ponownie, ale wreszcie pogr��y� si� w wodzie, kt�ra zada�a mu tak straszliwy b�l, jakby by�a wrz�tkiem. Przez chwil� nie potrafi� my�le� o niczym innym, tylko o kipi�cej wodzie, bo b�l powr�ci� r�wnie�. �Nie�. Ten b�l wnikn�� w niego niczym ziarno, r�s�, rozcapierza� korzenie, wypuszcza� konary z jego oczu i ust, strzela� witkami z palc�w, a potem nagle przesta� by� b�lem. Z westchnieniem wpad� w g��b toni, kt�ra spowi�a go na podobie�stwo �ona nios�cego ca�kowite ukojenie i zupe�nie pozbawionego uczucia. Po prostu by�o to �ono, miejsce, w kt�rym mia� rosn��, pozbawione jednak d�wigaj�cego je, przepe�nionego mi�o�ci� cia�a matki. Tam czeka�, zadowolony ze swego po�o�enia, a kiedy nabra� pewno�ci, �e b�l znikn�� na dobre, przejrza� to, co nie ulecia�o przez czarne wrota w nico�� � to co z niego zosta�o. By� Ghe, Jikiem, jednym z elitarnych kap�an�w � zab�jc�w s�u��cych Rzece oraz Dzieciom Rzeki. Urodzony w Dzielnicy Po�udniowej, po�r�d najni�szych z najni�szych, zosta� wyniesiony � jego pami�� zadr�a�a niespokojnie � i poca�owa� nawet ksi�niczk�! Ghe zacisn�� i rozwar� niewidzialne d�onie na wspomnienie dotyku jej warg. Mia� niejasne przeczucie, �e ca�owa� wiele kobiet, ale ten jeden, wyj�tkowy poca�unek, kt�ry utkwi� mu w pami�ci, nale�a� w�a�nie do niej. Dlaczego? Dlaczego akurat Hezhi? Oczywi�cie, pos�ali go, �eby j� zabi�, poniewa� by�a jedn� z B�ogos�awionych. Mia� za zadanie j� zabi� i nie zdo�a� tego dokona�. Ale za to j� poca�owa�... Nieoczekiwanie pami�� podsun�a mu ci�g wyra�nych obraz�w, scen z jego w�asnej przesz�o�ci... Jak odleg�ej? Lecz cho� widzia� wszystko z zadziwiaj�c� ostro�ci�, g�osy dobiega�y do niego jakby z wielkiej dali, i chocia� patrzy� w�asnymi oczami, mia� wra�enie, �e �ledzi taniec obcych ludzi, taniec, kt�rego zna� zaledwie kilka krok�w. By� w Wielkiej �wi�tyni Wody, w komorze wewn�trznej. Pomalowane na bia�o, ogromne kroksztynowe sklepienie zdawa�o si� poch�ania� blade �wiat�o lampy p�on�cej po�rodku sali. W por�wnaniu z nim bardziej realny wydawa� si� blask p�yn�cy z czterech wpadaj�cych do komory korytarzy, i to pomimo tego, �e p�omie� lampy by� jednak ja�niejszy. Wiedzia�, �e dzia�o si� tak za spraw� �wiat�a dziennego przes�czaj�cego si� poprzez zas�ony wody, opadaj�cej grzmi�cymi kaskadami po czterech bokach antycznego zigguratu, w sercu kt�rego w�a�nie przebywali, i ukrywaj�cej przed niepowo�anym wzrokiem wej�cia do �wi�tyni. W owej roziskrzonej akwamarynowej po�wiacie i rozedrganym l�nieniu lampy stoj�cy przed nim kap�an wydawa� si� mniej rzeczywisty ni� liczne, rzucane przez niego cienie, gdy� te nieustannie si� porusza�y, podczas gdy on trwa� w zupe�nym bezruchu. Ghe pami�ta�, �e kl�cz�c przed kap�anem, my�la�: �Jeszcze mi si� pok�onisz kt�rego� dnia�. � S� pewne rzeczy, o kt�rych teraz musisz si� dowiedzie� � kap�an przem�wi� mi�kkim, ch�opi�cym g�osem. Jak wszyscy wy�wi�ceni kap�ani, zosta� w m�odo�ci wykastrowany. � S�ucham z uwag� � odrzek� Ghe. � Jak ci wiadomo, nasz cesarz i jego rodzina wywodz� sw�j r�d z Rzeki. Ghe st�umi� w sobie pragnienie, by poderwa� si� na nogi i powali� tego g�upca jednym ciosem. �Poniewa� pochodz� z Dzielnicy Po�udniowej, oni my�l�, �e nic nie wiem, nawet tego. Bior� mnie za prostego rzezimieszka z rynsztoka, kt�ry my�li za pomoc� no�a!� Pow�ci�gn�� niecierpliwo��, kryj�c j� w g��bi serca. Zdradzaj�c swe uczucia, zdradzi�by samego siebie, a tym samym i Li. Ghe-w-wodzie zacz�� si� zastanawia�, kim by� ten Li. � Wiedz zatem � ci�gn�� kap�an � �e p�yn� w ich �y�ach jego wody, Rzeka jest w nich i wed�ug swej woli mo�e w nich zamieszkiwa�. Pot�ga Z Wody Zrodzonych ma tylko jedno �r�d�o, a jest nim Rzeka. �Dlaczego zatem tak bardzo ich nienawidzicie? � pomy�la� Ghe. � Bo s� cz�ci� Rzeki, czego wy nigdy nie osi�gniecie? Bo nie trzeba ich kastrowa�, �eby mogli mu s�u�y�?� Kap�an podszed� do �awki i usiad�, zabieraj�c ze sob� rozchwiany cie�. Poniewa� nie da� �adnego znaku, Ghe pozosta� na kl�czkach i s�ucha� dalej. � Niekt�rzy spo�r�d Z Wody Zrodzonych s� obdarzeni szczeg�lnie hojnie. Po urodzeniu maj� w sobie wi�cej Rzeki ni� pozostali. Niestety, ludzkie cia�o znie�� mo�e tylko pewn� doz� mocy. P�niej... G�os kap�ana opad� do szeptu i Ghe uprzytomni� sobie nagle, �e nie jest to ju� zwyk�a, wyuczona na pami�� formu�ka. Teraz kap�an m�wi� o czym� naprawd� wa�nym, o czym� co zdejmowa�o go przera�eniem. � P�niej... � doko�czy� tonem o�miolatka zwierzaj�cego si� z jakiego� straszliwego dzieci�cego sekretu � ...p�niej oni si� zmieniaj�. � Zmieniaj�? � spyta� przygi�ty ku posadzce Ghe. Nareszcie doczeka� si� czego�, czego naprawd� nie wiedzia�. � Zostaj� zniekszta�ceni przez swoj� krew, zatracaj� ludzk� posta�. Staj� si� istotami ca�kowicie zwi�zanymi z Rzek�. � Nie rozumiem � odpar� Ghe. � Jeszcze zrozumiesz. Zobaczysz to na w�asne oczy. � G�os kap�ana sta� si� mocniejszy, przybra� bardziej pouczaj�cy ton. � Kiedy ulegaj� przemianie � pierwsze oznaki pojawiaj� si� w dzieci�stwie, zazwyczaj w wieku trzynastu lat � zabieramy ich do mieszka� na dole, w staro�ytnym pa�acu naszych przodk�w. Przez moment Ghe zastanawia� si�, czy nie by� to g�upi eufemizm oznaczaj�cy morderstwo, ale potem przypomnia� sobie stare mapy pa�acu, biegn�ce pod nim ciemne korytarze, komory u podn�a umiejscowionych za tronem Schod�w Ciemno�ci. Przenikn�� go nag�y ch��d. Jakie� to istoty zamieszkiwa�y pod jego nogami? Dlaczego przera�enie nie pozwala�o kap�anowi m�wi� o tym spokojnie? � Dlaczego? � zapyta�, wyt�aj�c uwag�. � Skoro wywodz� si� z Kr�lewskiej Krwi... � Zmianie ulega nie tylko ich wygl�d � t�umaczy� kap�an. Patrzy� na Ghe nieruchomym wzrokiem, a w migotliwym �wietle jego blade oczy wygl�da�y niczym od�amki lazurytu. � Zmieniaj� si� r�wnie� ich umys�y, staj� si� nieludzkie. A ich moc wzrasta i nikt nie ma nad ni� w�adzy. W dawnych czasach kilku B�ogos�awionych przez Rzek� omin�o nasz� kontrol�. Jeden zosta� nawet koronowany na cesarza, zanim zorientowali�my si�, �e jest B�ogos�awiony. Ogniem i wod� zniszczy� niemal ca�e Nhol. Kap�an wsta�, podszed� do �elaznego kosza, w kt�rym m�tnym blaskiem �arzy�y si� w�gle, po czym nerwowym ruchem cisn�� na nie szczypt� kadzid�a. Sal� szybko wype�ni�a ostra wo�. � Tam w dole � wyszepta� � s� bezpieczni. My za� jeste�my zabezpieczeni przed nimi. � A gdyby znali sw�j los? � spyta� Ghe. � Gdyby pr�bowali go unikn��? � Wiemy, co si� dzieje, je�li B�ogos�awieni pozostaj� na wolno�ci � wymamrota� kap�an. � Je�li nie mo�na osadzi� ich pod miastem, w�wczas musz� by� zwr�ceni Rzece. � Czy to oznacza... � zacz�� Ghe. G�os kap�ana przeszed� w pe�en napi�cia syk. � Jik�w nie stworzono po to, by u�miercali wrog�w pa�stwa, chocia� teraz dobrze wype�niacie r�wnie� i to zadanie. Czy nigdy ci� nie zastanawia�o, dlaczego Jikowie podlegaj� kap�anom, nie za� bezpo�rednio cesarzowi? Ghe my�la� zaledwie kr�tk� chwil�. � Rozumiem � mrukn��. � Stworzono nas, �eby zapobiec wydostaniu si� B�ogos�awionych na wolno��. � Zaiste � odrzek� kap�an nieco spokojniejszym g�osem. � I niejeden z nich zgin�� z r�ki Jika. � �yj� tylko po to, aby s�u�y� Rzece � powiedzia� Ghe. Naprawd� tak my�la�, czu� tak ca�ym sercem. Obaj to czuli � tamten Ghe i Ghe-w-wodzie. Teraz oczywi�cie zrozumia�, �e to k�amstwo. Ogromne k�amstwo, jakim by�o kap�a�stwo. Kap�ani istnieli nie po to, by s�u�y� Bogowi Rzeki, tylko by trzyma� go w karbach. Pob�ogos�awieni przez Rzek� otrzymywali sw� moc w jakim� celu, cho�by po to, �eby on m�g� przemierza� l�dy, zamiast wie�� ospa�y �ywot w obr�bie brzeg�w � aby B�g Rzeki poczu� si� wolny. A kap�ani wi�zili dzieci Rzeki, cho� udawali, �e oddaj� im cze��. Skoro kto� czci� jakiego� boga, to czy� nie powinien dopom�c mu w spe�nieniu marze�? C� obchodzi�o Rzek�, �e na skutek paroksyzmu narodzin kilka dom�w leg�o w gruzach, a kilka Ludzkich Istot straci�o �ycie? B�g Rzeki i tak przyjmowa� dusze wszystkich zmar�ych, wch�ania� je. Wszystko nale�a�o do niego. Ghe widzia� to teraz wyra�nie � kap�ani wcale nie byli wyznawcami Rzeki, tylko jego wrogami. Od stuleci dok�adali stara�, �eby Kr�lewska Krew pozostawa�a pod kontrol�, by�a rozcie�czona. To z tego powodu kazali mu zabi� Hezhi, c�rk� cesarza � u�mierci� t� pi�kn�, inteligentn� dziewczyn�. On za� by to uczyni�, gdyby jej niezwyk�y, barbarzy�ski stra�nik nie by� nie�miertelny. Ghe d�gn�� go prosto w serce zatrutym ostrzem, ten za� pozosta� na nogach i, jak gdyby nigdy nic, odr�ba� g�ow� Ghe... Skrzywi� si� na samo wspomnienie. �Jeszcze nie teraz�. Bez wzgl�du na to, jak do tego dosz�o, dobrze si� sta�o, �e nie zabi� Hezhi. Teraz mia� �wiadomo��, jak du�o od niej zale�a�o. B�g Rzeki mia� wielu spiskuj�cych przeciwko niemu wrog�w, a teraz Ghe, jego jedyny wierny i oddany s�uga, tych wrog�w odnajdzie. Widzia� swoje zadanie z cudown�, promienn� wyrazisto�ci�. Mia� strzec Hezhi przed jej wrogami, poniewa� by�a c�rk� Rzeki, a zarazem czym� znacznie wa�niejszym. By�a jego nadziej�, jego or�em. Jego cia�em. Ghe wiedzia�, �e niebawem otworzy oczy, pope�znie ku �wiat�u, zbierze or� i wyruszy do miejsc, gdzie nie p�ynie Rzeka. Krzywda zostanie naprawiona, b�g otrzyma to, czego potrzebuje, a on by� mo�e � tylko by� mo�e � jeszcze raz poca�uje ksi�niczk�. Cz�� pierwsza PA�ACE Z KO�CI I. Pustkowia Mang�w. Hezhi Yehd Cha�dune, do niedawna ksi�niczka cesarstwa Nhol, j�kn�a przera�ona, gdy ca�y ci�ar jej drobnego cia�a zosta� nagle skradziony porywem si�y i wichru, gdy z�odziej � jej wierzchowiec Ciemna � oderwa� od ziemi wszystkie cztery kopyta jednocze�nie. Na moment zawi�li niemal nieruchomo nad nier�wnym zboczem za�cielonym skalnymi od�amkami oraz �niegiem, ale Hezhi wiedzia�a, �e kiedy opadn� z powrotem, klacz nie powstrzyma upadku i poturla si� na �eb na szyj� w d� stromizny. Wpi�a d�onie w grzyw� Ciemnej i pochyli�a si� ku jej szyi, usi�uj�c zarazem mocniej obj�� nogami bary�kowaty tu��w zwierz�cia. Zaledwie jednak ko�skie kopyta dotkn�y gruntu � najpierw przednie, a potem przy wt�rze g�o�nego �oskotu tylne � odchyli�a si� w siodle z tak� si��, �e pomimo ogromnego wysi�ku jedna stopa wyskoczy�a ze strzemienia. Krajobraz wok� niej rozmaza� si� w rozedrgany, bia�y, szary i b��kitny nonsens, kiedy zrezygnowawszy z szukania strzemienia, skupi�a ca�� uwag� na tym, by nie wylecie� z siod�a. A potem, nagle, ziemia znowu zrobi�a si� p�aska. Ciemna naprawd� bieg�a, wbijaj�c g�ow� w wiatr, dudni�c kopytami po cz�ciowo zamarzni�tym pod�o�u niby czworono�ny b�g gromu. Klacz galopowa�a tak g�adko, �e l�k Hezhi zacz�� si� ulatnia�. Wymaca�a strzemi� i pochwyci�a rytm biegu. D�ugo wstrzymywany oddech wydosta� si� wreszcie na zewn�trz pod postaci� triumfalnego �miechu. Nigdy przedtem nie zawierzy�a bez reszty swego �ycia wyhodowanemu przez Mang�w wierzchowcowi, ale teraz to uczyni�a i pokryta paskami w kolorze czekolady oraz kawy klacz zacz�a zmniejsza� odleg�o�� dziel�c� je od czw�rki rozp�dzonych je�d�c�w. Kiedy jeden z nich � by� mo�e na d�wi�k �miechu � obejrza� si� za siebie, w jego niezwyk�ych, szarych oczach dostrzeg�a zaskoczenie. �My�la�e�, �e zostawisz mnie dalej w tyle, prawda, Perkarze?� � pomy�la�a, bardziej dumna ni� rozgniewana. Jej szacunek do w�asnej osoby wzr�s� jeszcze bardziej, gdy na twarzy m�odego m�czyzny zdumienie ust�pi�o miejsca podziwowi. Poczu�a jak jej usta wyginaj� si� w radosnym u�miechu i natychmiast zrobi�o si� jej g�upio, �e promienieje niczym owe bezu�yteczne istoty w pa�acu albo niem�dre dziecko. Ale mimo wszystko, by�o to wspania�e uczucie. Chocia� liczy�a sobie zaledwie trzyna�cie lat, od dawna nie czu�a si� jak dziecko. Chyba nie by�o nic z�ego w tym, �e si� �mia�a, kiedy by�o jej tak dobrze? Mocniej klepn�a Ciemn� po boku, na co wierzchowiec odpowiedzia� jeszcze szybszym biegiem, a w chwil� p�niej omal nie wywin�a kozio�ka przez ko�sk� szyj�, gdy klacz zary�a kopytami w ziemi�, aby unikn�� zderzenia z Perkarem i reszt� je�d�c�w, kt�rzy nieoczekiwanie przystan�li. � Co znowu? � obruszy�a si� Hezhi. � Czy chcesz... � Cicho, ksi�niczko � rzuci� Perkar teatralnym szeptem, wznosz�c w g�r� palec. � Yuu�han s�dzi, �e nasza zdobycz jest za nast�pnym wzniesieniem. � No to co? � odrzek�a zaczepnie, cho� r�wnie� zni�y�a g�os. � Dalej powinni�my i�� pieszo, poniewa� mo�emy je sp�oszy� � wyja�ni� inny m�czyzna, zsiadaj�c z konia. Przerzuci� praw� nog� nad grzbietem wierzchowca i pozwoli� swemu kr�pemu cia�u zgrabnie ze�lizgn�� si� na ziemi�. Jego buty zachrz�ci�y na cienkiej warstwie �niegu. Ubrany by� w grube portki i kurtk�; na g�owi� mia� kapuz� z wygarbowanej na bia�o �osiowej sk�ry. Wygl�daj�ca spod kaptura blada niby ko�� twarz by�a bielsza ni� przyodziewek, a opadaj�cy na czo�o, pleciony z grubych w�os�w warkoczyk r�wnie� mia� barw� mleka. Oczy natomiast by�y smoli�cie czarne, g��boko zapadni�te pod grubymi brwiami, znad kt�rych czo�o cofa�o si� raptownie ku ty�owi � widoczna spu�cizna po ojcu nie b�d�cym cz�owiekiem. � Dzi�kuj� Ngangato, �e zechcia�e� mi to wyja�ni� � powiedzia�a � nie mam jednak bladego poj�cia, o czym m�wicie. � Dlatego w�a�nie zabrali�my ci� tutaj, �eby� zobaczy�a � odpar� Perkar, r�wnie� zsiadaj�c z konia. Jego kaptur by� zsuni�ty do ty�u, tote� wiatr bez przeszk�d pl�ta� kr�tkie, kasztanowe w�osy. Szczuplejszy od Ngangaty, w oczach Hezhi niemal tak samo jak on by� wyblak�y, gdy� jego sk�ra by�a wielokrotnie ja�niejsza ni� jej sk�ra o barwie sjeny. By� te� znacznie bledszy ni� dw�jka towarzysz�cych im je�d�c�w, Yuu�han oraz Zaklinacz Deszczu � obaj z plemienia Mang, o sk�rze spalonej na miedziany br�z przez ostre s�o�ce ich rodzimych pusty� i step�w. � Zabrali�cie mnie, �ebym nic nie zobaczy�a! � oburzy�a si� Hezhi. � Pr�bowali�cie nawet zostawi� mnie w tyle. Machn�a r�k� za siebie, w stron� wzg�rz, z kt�rych dopiero co zbiegli w d�, wje�d�aj�c na lekko nachylone r�wniny, zwane przez Mang�w huugau. Obla�a si� rumie�cem jeszcze zanim wypowiedzia�a te s�owa do ko�ca. Perkar otwarcie szczerzy� z�by, Ngangata jak zwykle mia� ponur� min�, ale dw�jka Mang�w starannie unika�a jej wzroku, spogl�daj�c pod nogi. Prze�y�a p� roku z tym ludem i dobrze wiedzia�a, co to znaczy. Wojownicy dok�adali wszelkich stara�, �eby nie zobaczy�a ich u�miech�w, a to oznacza�o, �e Perkar m�wi� prawd�. Celowo sprowokowali j� do pogoni, po czym pozwolili, aby ich do�cign�a. Wyd�a wargi i �ci�gn�a wodze, aby zawr�ci� Ciemn�. � Nie, zaczekaj! � wykrzykn�� Perkar, zapominaj�c o w�asnym nakazie zachowania ciszy. � Chcieli�my tylko przekona� si�, jak dobrze potrafisz je�dzi�. � Mogli�cie po prostu mnie o to poprosi� � odrzek�a lodowatym tonem, cho� nie zdo�a�a poskromi� ciekawo�ci. � I jaki jest wasz werdykt? � Przez sze�� miesi�cy nauczy�a� si� je�dzi� tak dobrze, �e niejeden Mang potrzebowa�by sze�ciu lat, �eby ci dor�wna� � oznajmi� Zaklinacz Deszczu, zwr�ciwszy ku niej m�od�, szczer� twarz o orlich rysach. S�owa te wprawi�y j� w zdumienie. Mangowie nigdy nie udawali, gdy w gr� wchodzi�y umiej�tno�ci je�dzieckie. � Ja... � zmieszana �ci�gn�a brwi. Czy powinna okaza� z�o��, czy te� nie? Uzna�a, �e nie, wi�c zsiad�a z konia. Na ziemi jej stopy od razu zacz�y si� �lizga� i dr�twie� z zimna, b�yskawicznie dor�wnuj�c zdr�twia�emu od dawna nosowi. � Wi�c, co mia�am zobaczy�? Perkar wyci�gn�� r�k� w kierunku dotychczasowej jazdy. Przed nimi szeroko rozpo�ciera�a si� huugau. Kraina ta wygl�da�a tak, jak gdyby jaki� b�g nieba rozp�aszczy� wzg�rza sw� wielk� d�oni�. Wci�� obecne wzniesienia oraz doliny by�y bowiem tak nieznaczne, i� patrz�cy m�g� �atwo ulec z�udzeniu, �e widzi jedynie odleg�y horyzont. Hezhi pomy�la�a, �e z�udzenie by�o szczeg�lnie silne, kiedy pag�rki spowija�a �nie�na biel. � Za tym grzbietem � powiedzia�, a Mangowie nieznacznym kiwaniem g�owy przytakn�li jego s�owom. � Bardzo dobrze � rzek�a Hezhi. � Zatem ruszajmy. Omin�wszy m�czyzn, ruszy�a ku najbli�szemu wzniesieniu. Perkar sta� jak skamienia�y, patrz�c na przechodz�c� obok Hezhi, u kt�rej ramion w�adczo powiewa� d�ugi cynobrowy p�aszcz do konnej jazdy. Jej kr�tkie, obsydianowej barwy w�osy energicznie falowa�y przy ka�dym kroku. Spojrza� na pozosta�ych. Ngangata usi�owa� pow�ci�gn�� u�miech, a Mangowie uwa�nie wpatrywali si� w ziemi�. � Popilnuj� koni � oznajmi� Yuu�han. Perkar skin�� mu g�ow�, po czym rzuci� si� w pogo� za Hezhi. Us�yszawszy jego kroki, dziewczyna zacz�a biec. � Ksi�niczko, nie! � Przem�wi� do niej g�o�nym szeptem, lecz zabrzmia�o to niczym syk ulatuj�cej z kot�a pary, tote� Hezhi nie zwr�ci�a na �w zew najmniejszej uwagi. Zaledwie jednak osi�gn�a grzbiet wzniesienia, jej stopy same zwolni�y kroku. Perkar zr�wna� si� z ni� w chwili, gdy zupe�nie znieruchomia�a. � Na Rzek� � wydysza�a, a Perkar musia� przyzna� jej racj�. Rozleg�a przestrze� przed nimi istotnie przypomina�a Rzek�, Odmie�ca, nad brzegiem kt�rego Hezhi przysz�a na �wiat. Koryto Rzeki by�o tak szerokie, �e z trudem dawa�o si� dostrzec przeciwleg�y brzeg. Tyle tylko, �e rzeka, kt�r� teraz mieli przed sob�, toczy�a nie wod�, a zwierz�ta z krwi i ko�ci. Jedna br�zowo-czarna fala goni�a nast�pn�, a ich we�niste grzbiety po�yskiwa�y czerwieni� � pot�ne mi�nie kark�w pr�y�y si� nad masywnymi �bami. � Akwoshat � z ust Perkara wyrwa� si� mimowolny szept w ojczystym j�zyku. � Dzikie byd�o. Wi�cej sztuk ni� gwiazd na niebie. � Nigdy nie widzia�am czego�... � Hezhi zamilk�a i tylko pokr�ci�a g�ow�, a w jej czarnych oczach l�ni�o zdumienie. Perkar pomy�la�, �e jest bardzo �adna. Kt�rego� dnia wyro�nie z niej pi�kna kobieta. � Oto twoje Piraku, Perkarze � cicho rzuci� Ngangata, zakrad�szy si� w �lad za nimi. � Zagnaj to stado na swoje pastwiska... Perkar skin�� g�ow�. � Gdyby tylko by�o to mo�liwe. Popatrz na nie. To najwspanialsze zwierz�ta, jakie kiedykolwiek widzia�em. Po chwili do��czy� do nich Zaklinacz Deszczu. � Nigdy by� ich nie oswoi� � wyszepta�. � One s� jak Mangowie, nieposkromione. � Wiem � przytakn�� Perkar. Patrz�c z daleka, trudno by�o oceni� rozmiary poszczeg�lnych sztuk, wygl�da�o jednak na to, �e wielko�ci� przewy�sza�y co najmniej o po�ow� znane mu dotychczas byd�o. Dumnie zakrzywione, ostre rogi najwi�kszych osobnik�w by�y tak szeroko rozstawione, �e z �atwo�ci� zmie�ci�oby si� mi�dzy nimi jego cia�o. By�o to byd�o gigant�w, bog�w, nie za� Ludzkich Istot. � Czy naprawd� przyprowadzili�cie mnie tutaj, �eby mi to pokaza�? � spyta�a Hezhi. Perkar nagle poj��, �e nie zwraca�a si� do wszystkich, lecz w�a�nie do niego. � Tak, ksi�niczko, naprawd�. � Wola�abym, �eby� mnie tak nie nazywa�. � Zatem dobrze, Hezhi. Ku jego zaskoczeniu u�cisn�a mu r�k�. � Dzi�kuj�. Wybaczam ci, �e pr�bowa�e� skr�ci� mi kark t� szale�cz� jazd� w d� zbocza. R�wnie dobrze mogli�my tu dotrze� znacznie spokojniejszym krokiem. � Istotnie. Przyznaj jednak, �e uwielbiasz konn� jazd�. Przypatrywa�em ci si� podczas nauki. � Przyznaj� � odrzek�a, zwalniaj�c u�cisk. Stali jeszcze przez chwil� w milczeniu, zapatrzeni w przep�ywaj�ce wolno stado. To tu, to tam rozlega� si� niekiedy ryk, dumny zew pot�nego zwierza, budz�cy w ciele Perkara zimny dreszcz. Zbli�aj�cy si� podmuch wiatru przyni�s� wo� dzikiego byd�a, mocn�, trac�c� pi�mem. Perkar nagle zadr�a� zdj�ty dojmuj�c� t�sknot�. Tak bardzo zapragn�� ujrze� damakut�, pastwiska ojca i najbli�szych, �e omal si� nie rozp�aka�. Rozcieraj�c zzi�bni�te d�onie, prawie nie zwr�ci� uwagi na przybycie nowych je�d�c�w, kt�rych buty cicho zaskrzypia�y na �niegu. � No tak � rozleg� si� piskliwy g�os. � Tylko popatrz, Heen. Mojemu bratankowi, Zaklinaczowi Deszczu, staje rozumu zaledwie na to, by w��czy� si� z go��mi po pustkowiu. Zaklinacz Deszczu zwr�ci� si� ku przyby�ym, po czym wzruszy� ramionami i wskaza� na Perkara. � Pr�dzej utrzymasz na miejscu wiatr ni� jego. Pomy�leli�my z Yuu�hanem, �e lepiej b�dzie z nimi pojecha� i mie� ich na oku. Otrz�saj�c si� z zadumy, Perkar spojrza� na m�czyzn� dworuj�cego z Zaklinacza Deszczu. � Heen, powiedz Bratu Koniowi, �e nie mam czasu wlec si� noga za nog�, by dotrzyma� kroku starcowi. Heen � �aciaty kundel o znu�onym wyrazie pyska � zerkn�� na Perkara, gdy us�ysza� swoje imi�, zamerda� ogonem i z zapa�em wci�gn�� w nozdrza zapach byd�a. Perkar nie zauwa�y�, by psisko przekaza�o t� wiadomo�� stoj�cemu u jego boku staremu m�czy�nie, tym niemniej Brat Ko� zmierzy� go srogim wzrokiem. Starzec by� wyra�nie ni�szy od Perkara, g��wnie z powodu mocno wyko�lawionych, pa��kowatych n�g. Perkar bezskutecznie usi�owa� dociec, jakim cudem jego szerokie usta mog�y pozostawa� wygi�te ku do�owi, a jednocze�nie uk�ada� si� w nik�y u�miech. Mo�e dzia�o si� tak za spraw� l�nienia chytrych ciemnych oczu albo, bardziej prawdopodobnie, wspomnienia tysi�cy takich u�miech�w wyrytego w br�zowej sk�rze powlekaj�cej kanciast� twarz. � Spos�b, w jaki je�d��, pozwoli� mi zachowa� �ycie znacznie d�u�ej, ni� zapewne uda si� to tobie � stwierdzi� Brat Ko� tonem przygany. � Ty za�, wnuczko � pogrozi� palcem Hezhi � powinna� mie� do�� rozumu, by nie wyrusza� w drog� z m�odymi m�czyznami puszczonymi samopas. Jeszcze nie s�ysza�em, �eby w takim przypadku uda�o si� im unikn�� kt�regokolwiek spo�r�d czyhaj�cych na szlaku niebezpiecze�stw. Zawsze puszczaj ich przodem, �eby usun�li przeszkody. M�odziki nadaj� si� tylko do tego. � Och � zdziwi�a si� Hezhi. � Nie mia�am poj�cia, �e oni nadaj� si� do czegokolwiek. Dzi�kuj�, shutsebe, za t� rad�. � Tak, shutsebe � Perkar sk�oni� si�, r�wnie� nazywaj�c Brata Konia �dziadkiem�. Oczywi�cie ani on, ani Hezhi nie byli spokrewnieni ze starcem, lecz wobec kogo� tak s�dziwego � sze��dziesi�cio-? osiemdziesi�cioletniego? � zwrot ten stanowi� po prostu przejaw szacunku. � Jak sam widzisz, wypatrzyli�my wszystkie niebezpiecze�stwa. � Doprawdy? Perkar wzruszy� ramionami. � Przecie� je widzisz � machn�� r�k� w stron� byd�a. � Ja widz�, ale czy ty widzisz? Perkar zmarszczy� czo�o i pos�a� starcowi pytaj�ce spojrzenie. � Zaklinaczu Deszczu? � rzuci� Brat Ko�. M�ody Mang wskaza� jaki� punkt w dole stoku, nieco na prawo od nich. � Lew. Przypad� w�r�d ska� i obserwuje utykaj�ce ciel�. Zwietrzy� nas, ale b�dzie si� trzyma� z daleka. Na widok zdumionej miny Perkara Brat Ko� wyszczerzy� z�by w szerokim u�miechu. � Lew? � krzykn�a Hezhi. � Gdzie� w pobli�u czai si� lew? Zaklinacz Deszczu pokiwa� g�ow�. � To dlatego nigdzie nie powinna� przebywa� sama. Gdyby ta lwica �ledzi�a stado raczej st�d, ni� stamt�d, w chwili waszego przyjazdu... � Wzruszy� ramionami. Perkar obla� si� rumie�cem na my�l o w�asnej g�upocie. Oczywi�cie, tam gdzie przebywa�o byd�o, nie brakowa� r�wnie� dzikich my�liwych. � Dlaczego nas nie uprzedzi�e�? � zapyta�a Hezhi. � Uczyni�bym to p�niej � zapewni� Zaklinacz Deszczu, posy�aj�c zarazem Bratu Koniowi zach�caj�ce spojrzenie. � Zaklinaczu Deszczu, nie zapominaj, �e oni w tej krainie s� niczym dzieci i tak te� musimy ich traktowa�. � Brat Ko� tylko zachichota�, post�pi� naprz�d i poklepa� Perkara po ramieniu. � Nie m�wi� tego, by ci� urazi�, Perkarze. � Wiem � odpar� Perkar. � A ty jak zwykle masz racj�. � Ka�dy zna najlepiej swoj� ziemi� � wtr�ci� Ngangata, kt�ry dotychczas przys�uchiwa� si� rozmowie w milczeniu. � Dlatego jestem pewien, �e Zaklinacz Deszczu po prostu zapomnia� wspomnie� o tej drugiej lwicy, te� w dole stoku, tyle �e o jakie� dwadzie�cia krok�w na lewo. S�owa te, cho� wypowiedziane ledwie s�yszalnym szeptem, przyku�y uwag� wszystkich. Nawet Brat Ko� wygl�da� na zaskoczonego. � St�jcie wyprostowani � wymamrota� starzec. � Trzymajcie si� prosto i powoli cofajcie. Perkar po�o�y� d�o� na r�koje�ci miecza. � Harka? � zagadn�� szeptem. � Tak? � odezwa� si� miecz g�osem, kt�rego nikt wi�cej nie s�ysza�. � Ta lwica... � W�a�nie si� jej przygl�da�em. Mo�e stanowi� niewielkie zagro�enie, nie wyczuwam w niej jednak ch�ci ataku. Perkar nagle poczu�, jak jego oczy przesuwaj� si�, jakby kierowa�a nimi czyja� wola i spoczywaj� na poros�ym kolczastymi krzakami skalnym rumowisku. Po chwili w samym �rodku zaro�li wypatrzy� ��te oko i ciemny czubek kociego nosa. � A ta? Dlaczego w og�le o niej nie wspomnia�e�? � Ta zupe�nie nam nie zagra�a. Moje zadanie polega na utrzymaniu ci� przy �yciu, nie za� na chronieniu przed pope�nianiem g�upstw. Nie wystarczy�oby mi czar�w na wywi�zanie si� z tego obowi�zku. � A co z Hezhi? Przecie� znalaz�aby si� w niebezpiecze�stwie, gdyby podbieg�a nieco dalej. � Wyczuwam tylko to, co zagra�a tobie, nie za� twoim przyjacio�om � odpar� miecz. Wycofali si� do koni, kt�rych � tak jak zapowiedzia� � cierpliwie pilnowa� Yuu�han. Perkarowi zda�o si�, �e gdy byli ju� blisko, us�ysza� jego st�umiony chichot. Dosiad�szy koni, czekali na Zaklinacza Deszczu, kt�ry wspi�� si� ostro�nie na grzbiet wzniesienia i z�o�y� ofiar� bogu tego stada. Perkar ze swego miejsca widzia� nik�� smu�k� dymu, s�ysza� te� strz�pki pie�ni �piewanej m�odym, czystym g�osem. Obawia� si�, czy lwica nie zechce zaatakowa� samotnego wojownika, lecz Zaklinacz Deszczu wr�ci� ca�y i zdrowy. Perkar doskonale rozumia�, dlaczego ta ofiara by�a dla niego tak wa�na. W rodzinnych stronach on i jego bliscy codziennie sk�adali ofiary, aby zaskarbi� sobie �ask� bog�w pastwisk. Tutaj pilno�� w tej materii musia�a by� o wiele wi�ksza, skoro zamieszkuj�cy dzikie pustkowia bogowie cz�stokro� przypominali lwice, upatruj�c w ludziach co najwy�ej kolejn� zdobycz. Wzdrygn�� si� mimo woli. To, co wraz z Ngangat� zamierzali wkr�tce uczyni�, wygl�da�o teraz zupe�nie inaczej. G�upio te� post�pi�, tak bardzo nara�aj�c Hezhi. Chocia� w przeci�gu paru miesi�cy nauczy�a si� wi�cej, ni� wydawa�o si� to mo�liwe, nale�a�o pami�ta�, �e niemal ca�e �ycie sp�dzi�a uwi�ziona w pa�acu ojca i w og�le nie by�o w niej wrodzonej ostro�no�ci. Perkar wprawdzie takow� posiada�, niewiele jednak mia� z niej po�ytku w tej pozbawionej drzew krainie. W g��bi ducha przytakn��. Nale�a�o wyzby� si� wszelkich my�li o zabraniu dziewczyny w podr�, kt�r� niebawem mieli rozpocz�� wraz z Ngangat�. Hezhi b�dzie bezpieczna z Bratem Koniem. On zna� niebezpiecze�stwa tej ziemi i potrafi� ich unika� przez wiele lat. Wraz z tym postanowieniem zjawi�o si� poczucie ulgi. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e powoli rozwija�o si� w nim uczucie do Hezhi, cho� nie potrafi� dok�adnie okre�li�, co tak naprawd� do niej czu�. B�l oraz nieufno�� by�y w niej tak g��boko zakorzenione, �e niekiedy mia� ochot� wzi�� dziewczyn� w ramiona, zrozumie� i ukoi� jej strapienie. Ona jednak nie znios�aby takiej blisko�ci, pewnie jeszcze bardziej zamkn�aby si� w sobie. Kiedy indziej za� nie mia� nawet ochoty dotyka� Hezhi ani tym bardziej tuli� jej w serdecznym u�cisku. Wci�� jeszcze tyle musia� zapomnie�... Podczas pie�ni Zaklinacza Deszczu ze wzg�rz nadjecha�a reszta uczestnik�w my�liwskiej wyprawy Mang�w, kt�rej poch�d op�nia�y ci�gni�te przez konie �erdzie, ze z�o�onymi na nich zapasami mi�sa, orzech�w oraz sk�r na zimow� odzie�. Kawalkada sk�ada�a si� z trzydziestu m�czyzn i kobiet oraz pi��dziesi�ciu koni. Od strony nadje�d�aj�cych dolecia� g�o�ny p�acz niemowl�cia. Przez ostatnie dwa miesi�ce obozowali w g�rach, a dni up�ywa�y im na �owach, pie�niach i popijaniu. To by� dobry czas, dzi�ki niemu mia� sposobno�� wr�ci� do zdrowia, zapomnie� o zbrodniach i ponownie sta� si� osiemnastolatkiem uganiaj�cym si� na koniu z Ngangat�, Yuu�hanem i Zaklinaczem Deszczu. Teraz nadesz�a jednak pora, by zn�w wzi�� na ramiona swoje brzemi�. Gdy Zaklinacz Deszczu zako�czy� ofiar�, ruszyli na wsch�d, oddalaj�c si� od stada. Podnios�y si� wprawdzie g�osy, aby zapolowa� na id�c� samopas krow�, ale �ywno�ci mieli ju� i tak w nadmiarze, a starsi, nie wy��czaj�c Brata Konia, pot�piali zabijanie dla uciechy. Paru m�odych my�liwych chcia�o zagra� w klepanego. Zabawa polega�a na tym, �e nale�a�o podej�� jak najbli�ej do rozp�dzonego byka, a nast�pnie poklepa� go drewnian� �opat�. Brat Ko� kategorycznie im tego zabroni�, oznajmiaj�c burkliwie, �e jest ju� za stary na to, by t�umaczy� potem pogr��onym w �a�obie rodzicom, dlaczego ich synowie zgin�li tak idiotyczn� �mierci�. Tak wi�c pomimo protest�w niezadowolonych, stado pozostawiono jednak w spokoju. Hezhi jecha�a u boku Brata Konia, Perkar przynagli� wi�c T�esha do szybszego biegu, �eby do nich do��czy�. Kiedy by� ju� blisko, us�ysza� jak dziewczyna z zapa�em rozprawia o spad�ym zesz�ej nocy �niegu. � Czy w Nhol nigdy nie pada �nieg? � zapyta�, zr�wnawszy si� z Hezhi. T�esh cicho parskn��, a Ciemna odpowiedzia�a mu takim samym d�wi�kiem. � Przynajmniej ja nic o tym nie wiem � odrzek�a. � Niekiedy rzeczywi�cie robi si� tam zimno i mo�e nawet kto� mi opowiada�, �e dawniej zdarza� si� �nieg, ja jednak nigdy go nie widzia�am. � Powiod�a wzrokiem po okolicy. � Zupe�nie jakby�my jechali po chmurach. � Co takiego? � burkn�� Brat Ko�. � Chmury. Wydaje mi si�, �e jedziemy nad chmurami, zaledwie muskaj�c ich wierzcho�ki. Perkar skin�� g�ow�. Z �atwo�ci� m�g� sobie wyobrazi�, �e przebywaj� po drugiej stronie zachmurzonego nieba. Przed nimi rozwija�a si� w bia�a r�wnina, a odleg�e wzg�rza przybra�y posta� szarej linii nakre�lonej na prawo oraz za ich plecami. W g�rze rozpo�ciera�y si� niebiosa o barwie g��bokiego b��kitu, pozbawione nawet najmniejszej plamki bieli. Wydawa�o si� rzecz� ca�kiem naturaln�, �e lada moment natrafi� na jak�� dziur�, przez kt�r� wida� b�dzie rozci�gni�t� daleko w dole zielono-br�zow� ziemi�. � Czy taka pogoda nie przeszkodzi w... � Perkar urwa�, usi�uj�c znale�� w�a�ciwe s�owo � Bun-shin? � Bencheen � poprawi� go Brat Ko�. � Ben, �namiot�, rozumiesz? �Rozd�te Namioty�. Perkar zrobi� udr�czon� min�, ale skin�� g�ow�. � Czy ten �nieg przeszkodzi w odbyciu �wi�ta Ben�cheen? � Ani troch� � zapewni� Brat Ko�. � Nasi pobratymcy z g�r powinni przyby� lada dzie�, a s� przyzwyczajeni do znacznie gorszej pogody. � Ilu ludzi we�mie udzia� w tym �wi�cie? � spyta�a Hezhi. � S�uchaj�c Duk i innych kobiet, mo�na by pomy�le�, �e przyb�dzie na nie ca�y �wiat. � Dla ciebie liczba go�ci wyda si� pewnie niewielka � powiedzia� Brat Ko�. � B�dzie ich kilka setek, mo�e nawet tysi�c, a przebywa� b�d� razem przez dwadzie�cia dni. � Dlaczego akurat w zimie? � A dlaczego nie? � burkn�� Brat Ko�. � C� wi�cej mamy wtedy do roboty? Poza tym, wierz mi, zimy tu, na po�udniu, s� �agodne � niemal przypominaj� wiosn�, a ten pierwszy �nieg b�dzie pewnie zarazem ostatnim. Jest naszym obowi�zkiem wyprawi� Ben�cheen dla braci z p�nocy i zapewni� im pobyt w cieplejszym miejscu. � U�miechn�� si� ze smutkiem. � Jak ptakom, kt�re odlatuj� na po�udnie. Zima to najlepszy czas na snucie opowie�ci, na wyszukanie odpowiedniej kobiety... � mrugn�� na Perkara � i na za�atwienie r�nych spraw. Latem nie czeka nas nic opr�cz pracy! � Poklepa� Perkara po plecach. � Wy dwaj b�dziecie zadowoleni. Poznacie nowych ludzi. Mo�e nawet spotkasz wojownik�w ze szczep�w p�nocno-wschodnich i b�dziesz mia� sposobno�� porozmawia� o rozejmie pomi�dzy nimi a twoim ludem. � Chodzi mi o co� wi�cej � odpar� Perkar. � Mam nadziej� przekona� ich, �eby pozwolili nam wypasa� byd�o na swoich ziemiach granicznych. � S�dz�, �e to jest mo�liwe � stwierdzi� Brat Ko� � pod warunkiem, i� we�miesz odpowiedniego rozjemc�. Perkar potrz�sn�� g�ow�. � Nasze ludy �y�y we wrogo�ci od tak dawna... Brat Ko� rozcapierzy� palce d�oni. � �Tak oto wzrasta drzewo � zacytowa� � a ka�da nowa ga��� jest jak nowe drzewo. Nic nie ostaje si� niezmiennym, a ju� najmniej ludzkie drogi�. � �ci�gn�wszy brwi, pos�a� mu surowe spojrzenie. � Lecz je�li chcesz cokolwiek osi�gn��, musisz tam by�. Perkar zacisn�� wargi. � B�d� � obieca�. � Wed�ug twego bratanka Yuu�hana podr� ta op�ni mnie zaledwie o kilka dni. Hezhi zwr�ci�a ku niemu szeroko rozwarte, pe�ne z�o�ci oczy. Wida� by�o, �e zmaga si� ze sob�, by powstrzyma� jak�� ostr� uwag�, a s�dz�c z wyrazu jej twarzy, wk�ada�a w to mn�stwo wysi�ku. � A wi�c wci�� planujesz wyjecha�? � Musz�, Hezhi � odrzek� Perkar. � Je�eli sprawy maj� potoczy� si� w dobr� stron�, powinienem uczyni� wiele rzeczy, a ten wyjazd jest w�a�nie jedn� z nich. Musz� dotrze� do miejsca oddalonego st�d o dwa dni jazdy na p�noc. � W takim razie pojad� z tob� � oznajmi�a, trac�c nagle ca�� wcze�niejsz� rado��. � Chyba, �e nadal mi nie dowierzasz. � Ale� dowierzam � zapewni� Perkar. � Ju� ci m�wi�em, �e nie �ywi� do ciebie jakiejkolwiek urazy. � Tylko tak m�wisz � wyszepta�a Hezhi. W jej g�osie zad�wi�cza�a dziwna mieszanina z�o�ci i... czego� jeszcze. � Ja jednak widz�, jak czasami mi si� przygl�dasz. Widz� to spojrzenie. Kiedy za� m�wisz o sprawach tocz�cych si� w dobr� stron�, wiem... � urwa�a ze z�o�ci�, nie bardzo wiedz�c, czy spiorunowa� go wzrokiem, czy raczej zrobi� ura�on� min�. Perkar pomy�la�, �e dziewczyna ma dopiero trzyna�cie lat. Westchn�� z rezygnacj�, wypuszczaj�c z ust w ch�odne powietrze bia�y ob�oczek pary. � Mo�e troch�. Wiem jednak, �e nie uczyni�a� niczego rozmy�lnie, w przeciwie�stwie do mnie. � My�la�am, �e m�g�by�... � zacz�a, lecz zn�w urwa�a wp� zdania. Z zaci�t� min� �cisn�a wierzchowca kolanami, �ci�gaj�c zarazem wodze, co zmusi�o zwierz� do nawrotu. � Zatem jed� � rzuci�a. � Nic od ciebie nie chc�. � Hezhi... � Perkar umilk� na widok oddalaj�cych si� plec�w dziewczyny. Zaledwie przed chwil� wydawali si� najlepszymi przyjaci�mi, rami� w rami� podgl�dali dzikie byd�o. Co te� w nim siedzia�o, skoro zawsze robi� i m�wi� niew�a�ciwe rzeczy? � O co wam posz�o? � zagadn�� starzec. Perkar przekrzywi� g�ow� w zdumieniu. Dopiero po kr�tkim namy�le uprzytomni� sobie, �e rozmawia� z Hezhi w j�zyku Nhol. Zacz�� t�umaczy�, lecz niemal natychmiast pojawi�a si� nast�pna my�l: Brat Ko� zna� ten j�zyk. Po ucieczce z miasta to w�a�nie on pociesza� dziewczyn� jako pierwszy. Teraz za� przez grzeczno�� udawa� � we w�a�ciwy Mangom spos�b � �e nie rozumie wypowiadanych w sprzeczce s��w. � O nic. Ona po prostu nie chce, �ebym jecha�. � No c�, m�dre to nie jest � stwierdzi� Brat Ko�. � B�dzie ze mn� Ngangata. � Tak, lecz nawet on mo�e nie ustrzec ci� od k�opot�w. �ycie Mangom da�a Nagemaa, Matka Koni. To ona opiekowa�a si� nami, uczy�a jak przetrwa� na r�wninach. Czy wiedzia�e�, �e tutaj, w krainie Mang�w, wymar�o sze�� ras Ludzkich Istot zanim zjawili�my si� my? W�r�d owych ras byli Alwaci. � Wypatrzy� lwa, kt�rego przeoczyli�cie � przypomnia� Perkar. � To prawda. Przyznaj� �e tylko nieliczni mog� si� z nim mierzy� w �owach i tropieniu �lad�w. Jednak bez ko�skiej krwi w �y�ach, bez powinowactwa w�r�d opatrzonych kopytami bog�w musi polega� wy��cznie na sobie samym. Takie po�o�enie jest wielce niebezpieczne. � Mo�e polega� na mnie, tak jak ja na nim. � Dw�ch �lepc�w nie czyni jednego widz�cego, przyjacielu � odrzek� starzec. Hezhi stara�a si� trzyma� g�ow� nisko spuszczon�, ukrywaj�c twarz przed kobietami Mang�w. Gdyby bowiem j� ujrza�y, wyczyta�yby z niej gniew r�wnie �atwo, jak ona czyta�a ksi��k�. Hezhi tymczasem nie chcia�a, by ktokolwiek zastanawia� si� nad powodem tej z�o�ci, zw�aszcza �e sama nie bardzo zna�a jej przyczyn�, a fakt ten tylko pog��bia� targaj�ce ni� wzburzenie. Kt�ry� ju� raz �a�owa�a, �e nie przebywa w pa�acu w Nhol, ukryta w jakim� zakamarku sam na sam z w�asnymi my�lami. Tutaj z ka�dej strony otaczali j� obcy. Ludzie zagl�dali jej w twarz i natychmiast wypytywali o ka�de zmarszczenie czo�a czy dr�enie warg. Pragn�li pozna� jej my�li i doskonale potrafili je odgadn��. Ci Mango wie zbyt wiele uwagi po�wi�cali sobie nawzajem. Ka�dego obchodzi�o, co czuj� pozostali. Jak wyja�ni�a Duk, nie kierowali si� jednak przy tym zwyczajn� �yczliwo�ci�. Je�li kto� sp�dza ca�e �ycie w niewielkim gronie tych samych os�b, musi wiedzie�, co si� z nimi dzieje. Przy obozowych ogniskach kr��y�y opowie�ci o ludziach, kt�rzy wpadli w sza� zabijania albo stali si� ludo�ercami tylko dlatego, �e nikt nie zwraca� na nich baczniejszej uwagi i nie spostrzeg� w por� oznak ob��du. Kobiety powtarza�y swoim dzieciom podobne historie, ucz�c je w ten spos�b pewnej podejrzliwo�ci wobec wszystkich, nie wy��czaj�c nawet bliskiej rodziny. No c�, dobrze rozumia�a, co to znaczy zna� niewielu ludzi. Tutaj wszyscy my�leli, �e skoro przyby�a z Nhol, wielkiego miasta, musia�a pozna� tysi�ce os�b. Tymczasem, w rzeczywisto�ci zna�a ich zaledwie garstk�, podczas gdy ca�a reszta nik�a w rzucanym przez pa�ac cieniu, zdaj�c si� mniej realn� ni� przemierzaj�ce jego komnaty duchy. Tutaj, po�r�d Mang�w, codziennie spotyka�a co najmniej trzy razy wi�cej os�b ni� kiedykolwiek przedtem, a na dodatek osoby te... zwraca�y na ni� uwag�. By�o to nieco m�cz�ce, dlatego te� pragn�a pojecha� z Perkarem i Ngangat�. Swoje towarzystwo ograniczy�aby w�wczas do dw�ch ma�om�wnych wojownik�w. Dlaczego on nie chcia� jej zabra�? Czy naprawd� s�dzi�, �e nie wiedzia�a, dok�d si� wybiera albo �e co� j� to obchodzi�o? Dobrze wiedzia�a, �e zamierza zobaczy� si� ze sw� ukochan� bogini�. S�ysza�a na w�asne uszy, jak Yuu�han zapewnia� go, �e strumie� p�ynie na p�nocy, w niewielkiej odleg�o�ci od miejsca, w kt�rym w�a�nie obozowali. Czy przypuszcza�, �e Hezhi b�dzie zazdrosna i �e kocha go jak�� naiwn�, romantyczn� mi�o�ci�? Je�li tak, to pozosta� g�upim barbarzy�c� i od momentu gdy si� poznali, niczego si� o niej nie dowiedzia�. Ta bogini nic jej nie obchodzi�a; po prostu nie chcia�a zosta� sama z Mangami oraz ich spojrzeniami. Nie chcia�a, �eby Perkar wyje�d�a� i da� si� po�re� jakiemu� umaszczonemu w kolorze �niegu drapie�nikowi. Jednak przede wszystkim pragn�a, �eby wreszcie przesta� j� obwinia�. A mo�e on w og�le jej nie obwinia� o niespodziewane zawirowania w swoim �yciu. Mo�e to ona sama przyjmowa�a na siebie win�. Mo�e za ka�dym razem, gdy podkre�la�, jak bardzo czuje si� za wszystko winny, Hezhi przypomina�a sobie, �e wszystko zacz�o si� od dziecinnego �yczenia wypowiedzianego przy fontannie. To w�a�nie ono �ci�gn�o go w d� Rzeki, by sta� si� jej �wybawc��. Zatem naprawd� ponosi�a odpowiedzialno�� za wszelkie okropie�stwa, jakie go spotka�y. Wszystko to sprawi�a zaledwie jedna chwila s�abo�ci przy fontannie � jeden jedyny moment w ca�ym jej �yciu, kiedy pomy�la�a, �e dobrze by by�o mie� kogo� opr�cz siebie, komu mog�aby zaufa� i na kogo mog�aby liczy�. Czy nawet to by�o jej zabronione? Przypuszcza�a, �e nie, skoro Kr�lewska Krew w jej �y�ach sprawi�a, �e �yczenie to si� spe�ni�o. Kto wie, czy nie w�cieka�a si� na niego, poniewa� by� jedyn� osob�, na kt�rej mog�a wy�adowa� sw�j gniew. Czy� mog�a bowiem z�o�ci� si� na wiernego Tsema, kt�ry pozosta� w osadzie Mang�w, gdzie powoli wylizywa� si� ze strasznych ran odniesionych w walce o jej ocalenie. Ale przecie� kto� musia� by� winny tego, �e oto teraz b��ka�a si� w�r�d pustkowi z jedn� zaledwie ksi��k�, kt�r� jakim� cudem zdo�a� przes�a� jej stary nauczyciel Ghan, a kt�r� ju� dwa razy przeczyta�a od deski do deski. Tak, kto� niew�tpliwie ponosi� win� za to, �e nudzi�a si�, skrobi�c sk�ry, podczas gdy Perkar z Ngangat� przemierzali r�wniny w poszukiwaniu dzikich bestii. Gdy rozstawili ob�z, wci�� jeszcze by�a naburmuszona. Gniewnie zby�a usprawiedliwienia Perkara, po czym, nie bardzo wiedz�c, czym si� zaj��, wydoby�a arkusik drogocennego papieru, pi�ro oraz inkaust i napisa�a list do bibliotekarza Ghana. Drogi Ghanie, nigdy nie zostan� Mangiem. Wiem, �e niezwyk�y to spos�b rozpocz�cia listu, ale nigdy przedtem nie pisa�am list�w. Jedyne, co przychodzi mi do g�owy, to napisa� to, o czym w�a�nie my�l�. A zatem, nigdy nie b�d� Mangiem, cho� przez czas jaki� s�dzi�am, �e mi si� to uda. Nauczy�am si� gotowa� i garbowa� sk�ry, wychwala� wracaj�cych z polowania m�czyzn, a tak�e dogl�da� dzieci zaj�tych prac� m�atek � cz�sto niewiele starszych ode mnie. �adne z tych zaj�� nie jest szczeg�lnie trudne ani uci��liwe, kiedy ju� kto� ci poka�e jak to robi�, tyle tylko, �e ca�kiem mnie one nie interesuj�. Wydaje mi si�, �e Mangowie zupe�nie pozbawieni s� ciekawo�ci, w znacznej mierze z powodu prze�wiadczenia, �e rozumiej� �wiat na tyle, na ile tylko jest to mo�liwe. Pod tym wzgl�dem nie r�ni� si� niczym od wi�kszo�ci znanych mi z pa�acu ludzi. Na przyk�ad Wezh, m�j niegdysiejszy adorator � jak�� budzi�o w tobie z�o��, i s�usznie, moje schlebianie jego upodobaniom! � wszelk� wiedz� mia� za nic. My�l�, �e og�lnie rzecz bior�c, wsz�dzie na �wiecie ludzie s� szcz�liwsi, gdy niewiele wiedz�. Je�li o mnie chodzi, wiedza nigdy nie przynios�a mi zadowolenia, a tylko skomplikowa�a �ycie. Jedynie sam proces odkrywania daje mi pewn� satysfakcj�. Nie uda mi si� zosta� Mangiem, podobnie jak nigdy w pe�ni nie by�am mieszkank� Nhol. Mog� by� wy��cznie Hezhi, a mo�e kiedy�, z czasem, stan� si� taka jak ty, Ghanie, bo jeste� jedyn� znan� mi osob� cierpi�c� na t� sam�, co i ja chorob�. Zawsze marzy�am, by wie�� �ycie na wz�r twego. My�l�, �e jestem tutaj bezpieczna, przynajmniej od pot�gi Boga Rzeki. Tak jak podejrzewa�e�, przemiany w moim ciele usta�y, gdy zostawi�am go daleko za sob� � chodzi mi tutaj o przemiany nienaturalne, bo te normalne trwaj� nadal i wydaj� mi si� doprawdy niesamowite. Jednak bez wzgl�du na to, co si� ze mn� stanie, bez wzgl�du na to, co mnie jeszcze spotka, nie b�dzie to mroczna sala pod Schodami Ciemno�ci, gdzie zamieszkuj� B�ogos�awieni, gdzie m�j kuzyn D�en i wuj Lhekezh p�ywaj� niczym w�gorze. Mnie to nie spotka. Chyba powinnam opowiedzie� ci nieco o Mangach, aby sprostowa� cz�� fantastycznych domys��w zawartych w Pustkowiach Mang�w, ksi��ce kt�r� mi przys�a�e�. Przede wszystkim, oni nie bij� dzieci, �eby sta�y si� silniejsze; wr�cz przeciwnie, odnosz� si� do nich z nadmiern� pob�a�liwo�ci�. Nie wiod� te� �ycia wy��cznie na ko�skim grzbiecie, sypiaj�c i uprawiaj�c mi�o�� w siodle � cho�, jak s�ysza�am, od czasu do czasu zdarza si� im i jedno, i drugie. Przez wi�ksz� cz�� roku mieszkaj� w domach z drewna i gliny zwanych yekt. W pewnych okresach podejmuj� w�dr�wki w niewielkich grupach, ale nawet w�wczas wo�� ze sob� sk�rzane namioty o nazwie ben�, kt�re potrafi� rozstawi� naprawd� b�yskawicznie. Natomiast opowie�ci o tym, �e Mangowie �ywi� si� wy��cznie mi�sem olbrzymich zwierz�t z tr�bami zamiast nozdrzy i przypominaj�cymi miecze d�ugimi k�ami, okazuj� si� po cz�ci prawdziwe. Jeszcze nie widzia�am takiej bestii � Mangowie zw� je nunetuk � wszyscy zapewniaj� mnie jednak, �e te stwory istniej� naprawd�. M�czy�ni poluj� na nie konno, z pomoc� d�ugich lanc, a jest to zaj�cie wielce niebezpieczne. Znacznie powszedniejsz� zwierzyn� �own� stanowi� jelenie, bizony, �osie, kr�liki i im podobne. (Dzisiaj widzia�am dubechagi, zwierz�ta przypominaj�ce wodne wo�y, tyle �e znacznie od nich wi�ksze. By�y wprost niesamowite; ich widok przypomnia� mi, �e jest tutaj wiele wspania�ych rzeczy.) Wi�kszo�� ich po�ywienia wcale nie pochodzi z �ow�w. Dobrze o tym wiem, bo kobiety przez ca�y dzie� zbieraj� jagody i orzechy, wykopuj� r�ne korzenie, wypiekaj� chleb (m�ka pochodzi z handlu) i tak dalej. Niekt�rzy hoduj� ponadto kozy, te za� dostarczaj� im mleka oraz mi�sa. Po�ywienie jest syc�ce, chocia� nieco md�e, gdy� Mangowie nie maj� w nadmiarze soli, a o inne przyprawy zdaj� si� zupe�nie nie troszczy�. Strasznie t�skni� za ciemnym chlebem Qey, syropem z granat�w, kaw� i rzecznym ry�em! Je�li mo�esz, powiedz o tym Qey, ale, prosz�, nie nara�aj si� na �adne ryzyko. Zmierzcha ju�. S�owa te pisz� przy obozowym ognisku. Kobiety zaczynaj� o mnie rozmawia�. Pewnie powinnam zabra� si� do jakie� pracy. Najpierw jednak musz� powiedzie� ci co� wa�nego. Jak ci wiadomo, plany naszej ucieczki zosta�y pokrzy�owane i tylko dzi�ki Perkarowi i jego mieczowi uda�o si� nam opu�ci� Nhol. Zdradzi� nas ten ch�opak imieniem Yen. Nic mu nie powiedzia�am � nie wystawi�abym twego �ycia na takie ryzyko � ale Yen wcale nie by� m�odym in�ynierem. My�l�, �e by� zab�jc�, Jikiem. Naprawd� nazywa� si� Ghe � tak w ka�dym b�d� razie che�pliwie si� przedstawi�. Perkar go zabi�, odr�ba� mu g�ow�, wi�c z jego strony nic ci ju� nie zagra�a. Mimo to, uwa�aj na siebie, Ghan. Przecie� on m�g� powiedzie� innym o pomocy, jakiej mi udzieli�e�. Obserwowa� mnie z bliska, my za� nie mieli�my przed nim �adnych tajemnic. Wci�� zdumiewaj� mnie noszone przez ludzi maski. Ufa�am Yenowi, my�la�am, �e mnie lubi, on za� okaza� si� moim najgorszym wrogiem. S�dzi�am, �e mnie nienawidzisz, a ty by�e� moim najlepszym przyjacielem. Bardzo za tob� t�skni�. Pos�aniec, kt�ry przyniesie ci ten list, b�dzie wiedzia�, �e nie ma prawa odda� go nikomu innemu. Pisz� zreszt� Pismem �rednim, wi�c je�li nawet list wpadnie w niepowo�ane r�ce, zapewne w ko�cu i tak trafi do ciebie, bo nikt inny nie zdo�a go przet�umaczy�! P�niej napisz� wi�cej. Hezhi z westchnieniem posypa�a piaskiem mokry inkaust, po chwili zdmuchn�a py� i po�o�y�a papier w pobli�u ognia. Czekaj�c a� pismo wyschnie, zabra�a si� za mieszanie polewki, wyr�czaj�c w tym Gderaj�c� Niewiast�, najstarsz� spo�r�d uczestnicz�cych w wyprawie kobiet. Duk, wnuczka Brata Konia, zaledwie o rok m�odsza od Hezhi, przykucn�a obok i z ciekawo�ci� popatrzy�a na papier. � Co robi�a�? � zagadn�a, gdy Hezhi nie udzieli�a odpowiedzi na zawarte w jej spojrzeniu nieme pytanie. � Pisa�am � wyja�ni�a, pos�uguj�c si� mow� Nhol, poniewa� j�zyk Mang�w nie zna� takiego s�owa. � A co to znaczy? � Pisanie to przedstawianie mowy w taki spos�b, �eby mogli j� zobaczy� inni. � Zobaczy� mow�? � Te znaki zast�puj� s�owa � wyja�ni�a Hezhi. � Ka�dy, kto je zna, zrozumie, co napisa�am. � Och, a wi�c to czary � stwierdzi�a Duk. Przez chwil� Hezhi mia�a ochot� wda� si� w dalsze wyja�nienia. Jednak naprzeciwko mia�a Duk, kt�ra my�la�a, �e Nhol le�y gdzie� na ko�cu �wiata, a ka�dy, kto po�egluje z biegiem Rzeki, wpadnie w bezdenn� otch�a�. � Masz racj� � przytakn�a. � Czary. � Pomy�la�a, �e gdyby kiedykolwiek przysz�o jej kogo� uczy�, by�aby naucz